„Biblioteka Kraków. Rozwój sieci miejskich bibliotek publicznych” - projekt badawczo-konsultacyjny zrealizowany na zlecenie Gminy Miejskiej Kraków przez Małopolski Instytut Kultury w Krakowie – zespół autorski w składzie: Jacek Gądecki, Bartłomiej Homiński, Wit Hubert, Piotr Knaś, Wojciech Kowalik, Anna Miodyńska, Weronika Stępniak,Miłosz Ukleja, Sebastian Wacięga, Magdalena Zdrodowska.
Badania i konsultacje zostały zrealizowane w okresie 15 sierpnia–28 listopada 2016 roku. Projekt obejmował m. in. intensywną, wstępną etnografię, polegającą na badaniach inwentaryzacyjnych przeprowadzonych we wszystkich 57 bibliotekach miejskich wraz z realizacją wywiadów z osobami w wybranych punktach w okolicy każdej biblioteki (użytkownicy i nie -użytkownicy bibliotek miejskich, w sumie zrealizowano prawie 600 wywiadów); zogniskowane badania etnograficzne (pogłębione studia przypadku) w wybranych 6 bibliotekach, w ramach których przeprowadzono prawie 200 dodatkowych wywiadów z użytkownikami bibliotek ; badania ewaluacyjne w trybie partycypacyjno -konsultacyjnym, polegające na realizacji warsztatów partycypacyjnych z bibliotekarzami (dwa spotkania) i użytkownikami bibliotek (sześć spotkań) oraz realizacji badania „digital focus group”, w czasie którego moderowano użytkowników bibliotek intensywnie wykorzystujących sieć i Internet w praktykach czytelniczych jak również zrealizowano otwarte konsultacje dla mieszkańców Krakowa pod patronatem Forum Przyszłości Dzielnic (jedno spotkanie).
„Biblioteka Kraków. Rozwój sieci miejskich bibliotek publicznych” - projekt badawczo-konsultacyjny zrealizowany na zlecenie Gminy Miejskiej Kraków przez Małopolski Instytut Kultury w Krakowie – zespół autorski w składzie: Jacek Gądecki, Bartłomiej Homiński, Wit Hubert, Piotr Knaś, Wojciech Kowalik, Anna Miodyńska, Weronika Stępniak,Miłosz Ukleja, Sebastian Wacięga, Magdalena Zdrodowska.
Badania i konsultacje zostały zrealizowane w okresie 15 sierpnia–28 listopada 2016 roku. Projekt obejmował m. in. intensywną, wstępną etnografię, polegającą na badaniach inwentaryzacyjnych przeprowadzonych we wszystkich 57 bibliotekach miejskich wraz z realizacją wywiadów z osobami w wybranych punktach w okolicy każdej biblioteki (użytkownicy i nie -użytkownicy bibliotek miejskich, w sumie zrealizowano prawie 600 wywiadów); zogniskowane badania etnograficzne (pogłębione studia przypadku) w wybranych 6 bibliotekach, w ramach których przeprowadzono prawie 200 dodatkowych wywiadów z użytkownikami bibliotek ; badania ewaluacyjne w trybie partycypacyjno -konsultacyjnym, polegające na realizacji warsztatów partycypacyjnych z bibliotekarzami (dwa spotkania) i użytkownikami bibliotek (sześć spotkań) oraz realizacji badania „digital focus group”, w czasie którego moderowano użytkowników bibliotek intensywnie wykorzystujących sieć i Internet w praktykach czytelniczych jak również zrealizowano otwarte konsultacje dla mieszkańców Krakowa pod patronatem Forum Przyszłości Dzielnic (jedno spotkanie).
Józef Raczek (1922-1990) – malarz, rzeźbiarz, kolekcjoner,
autor sztuk teatralnych i bajek.
„Orędownik Sądecczyzny” swój dom, zwany „Oficyną Raczków”,
zamienił w niezwykłą galerię grafik, obrazów i rzeźb. Przez wiele lat było to miejsce spotkań i twórczej pracy artystów. W pokoju „Pod muzami” Raczek podejmował gości winem własnego wyrobu z owoców głogu i dzikiej róży.
Sztuka była dla niego niczym pamiętnik – uwiecznił starosądecki rynek, klasztor klarysek, kapliczki, św. Kingę. Malowidła znajdujące się w sieni przybliżają nam kulturę i historię Starego Sącza, a na podwórku wciąż jeszcze rzeczywistość miesza się z bajką.
1. 1.
Mówienie o mieście i bezkresie jest ryzykow-
tadeusz sławek ne. Jako twór ludzkiej kultury miasto dzieli
cechy istnienia z człowiekiem, a bezkresność
nie jest jedną z nich. Już Grecy wiedzieli, że
bezkresne jest morze (apeirona ponton – pisze
Homer), natomiast człowiekowi właściwe
jest to, co ograniczone, co ma kres właśnie.
Co więcej, miasto zakłada zawsze koniecz-
ność jakiegoś planu, ma swoje społeczne
i urbanistyczne uwarunkowania; bezkres
miasto
jest tym, czego nie pomieści żaden plan i nie
odwzoruje żadna mapa. Nawet nadzwyczaj
rozległe miasta, rozrastające się niczym tro-
pikalna roślina dopatrują się swojego wzoru
i bezkres
w czymś już istniejącym, a więc w czymś, ku
czemu człowiek kieruje wysiłek rozumienia.
Tym czymś może być dywan albo gwiaździste
niebo. Aby znaleźć przykłady, sięgnijmy do
Itala Calvina. Oto Eudoksja, miasto krętych
uliczek i stromych schodów, przechowujące
dywan oddający prawdziwy kształt mia-
sta. „Na pierwszy rzut oka nic nie wydaje
się mniej podobne do Eudoksji niż deseń
dywanu [...]. Ale jeśli przyjrzysz mu się przez
chwilę uważniej, przekonasz się, że każdemu
punktowi dywanu odpowiada jakiś punkt
miasta, i że wszystko, co zawiera miasto, jest
uwzględnione w deseniu, rozłożone według
rzeczywistych stosunków, które wymykają
się twojemu spojrzeniu, rozpraszanemu
przez ścisk, bieganinę gwar”1. Lecz natrafi-
my także na Andrię, którą zbudowano tak,
„że każda ulica biegnie w niej podług orbity
jakiejś planety, a budynki i miejsca, gdzie
1
I. Calvino, Niewidzialne miasta, Warszawa 1975, s. 74.
2. koncentruje się życie publiczne, odtwarzają długo. Sprawność miejskiego transportu ma
układ konstelacji i położenie najjaśniejszych za zadanie uczynić miasto bardziej zwar-
gwiazd”2, lecz w istocie nie wiadomo, co jest tym, a zatem bardziej skończonym. A jednak
wzorem czego, bowiem harmonia miasta warto mówić o mieście i bezkresie, chociaż
i nieba jest tak doskonała, że „każda prze- owa bezkresność nie będzie miała waloru
miana Andrii wywołuje coś nowego wśród przestrzennego, natomiast nazwie sposób
gwiazd. Astronomowie wyglądają przez bytowania właściwy wielkiemu miastu. Teza
teleskopy po każdej zmianie, jaka dokonuje nasza mogłaby brzmieć następująco: w wiel-
się w Andrii, i sygnalizują wybuch nowej kim mieście człowiek bytuje bezkreśnie,
albo przejście odległego punktu firmamentu to znaczy jest otoczony tym, co pozornie
od barwy pomarańczowej do żółtej, rozsze- obdarzone wyrazistą formą, jednak zdaje
rzanie się jakiejś mgławicy, zakrzywianie się jej nie posiadać, a przez to wywołuje po-
któregoś z zakoli Drogi Mlecznej”3. W jednym czucie utraty formy u mieszkańca miejskiej
i drugim przypadku najważniejsze jest uważ- przestrzeni. Fernando Pessoa, który nie wie,
ne spojrzenie, inne niż to, którym zwykle czy „byliśmy dwiema postaciami czy dwiema
pospiesznie rozpoznajemy przedmioty. Nie formami jednej i tej samej postaci”4, budzi
ulega wątpliwości, że miasto jest partner- się którejś nocy w stukocie deszczu i notuje:
stwem budowniczych, architektów i urba- „Obudziłem się. Odgłos deszczu w nieokreślo-
nistów oraz mieszkańców, a partnerstwo nej przestrzeni za oknem narasta”5. Ta nie-
jest możliwe tylko wtedy, gdy dokonuje się określona przestrzeń za oknem jest miastem,
w troskliwym spojrzeniu. Miasto to ćwicze- w którym nagły rozbłysk wyzwala i uwalnia
nie skupionego spojrzenia. Tylko tam można bezkres. Nie można znaleźć lepszego sposobu
ocalić miasto. doświadczania miasta, o ile ma ono być
sprzyjające człowiekowi.
2.
Nigdzie nie mamy do czynienia z bezkresem, 3.
co najwyżej z wielką odległością onieśmie- Budujemy taki pogląd na podstawie lektury
lającą wszelkie dążenie do jej pokonania, bezkresu jako pojęcia filozoficznego zaryso-
a przynajmniej poważnie je utrudniającą. wanego przez Anaksymandra, wedle którego
Problemy z komunikacją miejską są jaskra- zasadą wszystkich istniejących rzeczy jest
wym przykładem skończoności miasta, apeiron, nieskończone i nieogarnięte. Trzy
dowodzą, że ma ono swój kres, bowiem drogi mogą nas przybliżyć do owej tajemniczej
inaczej nie poruszałoby nas to, że z jednego arché. Pierwsza skieruje nas ku przestrze-
końca miasta na drugi podróżujemy tak ni i z niej ujrzymy bezkres, apeiron, jako
2
Tamże, s. 116. 4
F. Pessoa, Księga niepokoju, Warszawa 2007, s. 298.
3
Tamże. 5
Tamże, s. 334.
autoportret 3 [28] 2009 | 73
3. nieskończoną przestrzeń, lecz jakaż mogłaby to, co „byłoby niewyraźne, nieokreślone pod
być przydatność takiego widoku dla myślenia względem rodzaju”7. Miasto jest więc bezkre-
miasta (a nie tylko myślenia o mieście), które sem w tym sensie, iż nieustannie każe nam
przecież skończone być musi? Druga ścieżka stawać w obliczu tego, co nieforemne i niewy-
poprowadzi nas do punktu, w którym nasze raźne. Miasto jest rozprzężeniem formy.
myślenie okaże się bezradne: oto bezkresem
jest to, co jawi się jako starsze niż wszystkie 4.
podstawowe, rudymentarne żywioły. Staro- Miasto jest więc starsze od siebie: nie
żytny pisarz Simplikios notuje, iż bezkres to sprowadza się do żadnej konkretnej bu-
„ani woda, ani żaden spośród tak zwanych dowli, rozprzęga swoje struktury, stając się
pierwiastków, lecz jakaś inna nieskończona niewyraźne i rozmyte – te wnioski możemy
natura, z której powstają wszelkie nieba”6. opatrzyć dwiema lekturami. Jedna, która
A więc bezkres to ani „to”, ani „tamto”; ani czyni z powtarzalności elementów miejskiej
„tu”, ani „tam”; a dzięki czemu i „to”, i „tam- tkanki ekran obrazów ludzkiej trwogi, a za-
to”; i „tu”, i „tam” istnieją. Ta obserwacja tem to, co miejskie, otrzyma jednoznacznie
mówi nam coś istotnego o mieście: nie jest ono negatywną wymowę. Bezkres będzie tutaj
ani układem ulic, ani budowli, chociaż rzecz jednocześnie scenerią i powodem ludzkiej
jasna to one je tworzą, jest „czymś innym”, rozpaczy. Tak czyta wczesnonowoczesne
czymś „więcej” niż przestrzenne struktury, miasto Thomas de Quincey w wydanych
i to zapewne owo niezdefiniowane i w tym po raz pierwszy w 1822 roku Wyznaniach
sensie bezkresne „coś” sprawia, że są miasta, angielskiego opiumisty. Przemierzając Londyn,
do których wracamy, chociaż racjonalne po- chcąc odszukać Annę – jak pisze, „młodą ko-
wody tych powrotów nie są dla nas oczywiste bietę, jedną z tej nieszczęsnej kategorii ko-
i tylko częściowo dają się objaśnić wartością biet, które zarabiają na życie uprawianiem
architektonicznych zabytków czy muzealnych prostytucji”8, a która uratowała mu życie
skarbów. Nauka trzeciego szlaku jest jeszcze szlachetnym gestem, „za który zapłaciła bez
inna. Teraz bezkres będzie tym, co wyprzedza szemrania własnym skromnym groszem”
wszelkie zróżnicowanie, co jest ogromne nie – daje nam obraz „ogromnego labiryntu
rozległością przestrzeni, lecz skłębieniem, Londynu”, w którym bezkres jako rozprzę-
a tym samym przymgleniem, rozprzężeniem żenie powtarzającej się monotonnie formy
wszelkich klarownych, jasnych form. Anak- jest źródłem cierpienia jednostki. Oto sto-
symandrowy apeiron jest interpretowany jako sowny wyimek: „O, Oxford Street, macocho
właśnie to, co „wewnętrznie nieokreślone, o sercu z kamienia, ty, która przysłuchujesz
bez wewnętrznych cech wyróżniających”, jako się westchnieniom sierot i która spijasz łzy
7
Tamże, s. 118.
6
Cyt. za: G. S. Kirk, J. E. Raven, M. Schofield, Filozofia 8
Th. de Quincey, Wyznania angielskiego opiumisty i inne
przedsokratejska, Warszawa – Poznań 1999, s. 117. pisma, Warszawa 1980, s. 51.
autoportret 3 [28] 2009 | 74
4. dzieci, w końcu dane mi było uwolnić się od
ciebie! Nadszedł ostatecznie czas, kiedy nie
musiałem już więcej stawiać udręczonych
kroków wzdłuż twych niekończących się
szeregów domów ani też zasypiać i bu-
dzić się w niewoli głodowych męczarni”9.
Bezkres w tej lekturze jest taką organizacją
świata, która rozprzęga formę więzi czło-
wieka z przestrzenią i Drugim. Miasto jest
teraz „macochą”, drugi człowiek – towarem
znajdującym się w społecznym obiegu.
Labirynt jest stosowną figurą tego miejsca,
bowiem pozwala połączyć nieskończoność
poruszania się ze skończonością właściwą
miejskiej przestrzeni; i w labiryncie forma
zostaje rozprzęgnięta, gdyż jej powtarzający
się wygląd, pozbawiony znaków szczegól-
nych, odbiera jej jakąkolwiek wyjątkowość
charakteru. To, co trwoży de Quinceya, sto
lat później Georg Simmel opisze jako wynik
gospodarki pieniężnej, której miasta były
naturalnym żywiołem. „Człowiek kierujący
się wyłącznie rozumem – pisze Simmel –
obojętny jest na wszelkie elementy swoiście
indywidualne, gdyż rodzą one stosunki
i reakcje, których nie da się zgłębić jedynie
w oparciu o logiczne rozumowanie. Podob-
nie zasada pieniężna nie liczy się z we-
wnętrzną indywidualnością zjawisk”10. Z tej
lektury wypływa nie tylko historyczna lek-
cja postrzegania miasta przez romantyków,
ale i aktualne ostrzeżenie: miasto nie może
stać się obszarem bezrefleksyjnego stosowa-
nia „pieniężnej zasady”, gdyż ta przemieni
9
Tamże, s. 75.
10
G. Simmel, Most i drzwi, Warszawa 2006, s. 117.
5. je w bezkres labiryntu, w którym jednostka
odnajdzie jedynie wyraz swej trwogi. Mia-
sto powstało jako żywioł pieniądza i takim
pozostanie, ale pieniądz nie może sprawo-
wać w mieście roli ostatecznie decydującej
instancji.
5.
Druga lektura uczyni z nieokreśloności form
miasta, z faktu, że miasto nie jest ani „tym”,
ani „tamtym”, perspektywę nadziei. Simmel
dowodzi trafnie, że struktury wielkomiejskie
stanowią w podwójnym sensie ułatwienie
życia. Z jednej strony instytucje i regulacje
municypalne zmierzają do maksymalnego
upłynnienia najszerzej rozumianego przepły-
wu w mieście; zmniejszenie oporu materii
i przestrzeni to podstawowe zadania miasta.
Z drugiej strony jednostka znajduje zawsze
gotowy i drożny nurt, w który może włą-
czyć swoje istnienie, zaczynając, jak powie
Simmel, po prostu „unosić się z prądem”.
Prowadzi to do sytuacji, w której jednostka
znajduje się zawsze „u kresu”, przytłoczona
masowym przepływem dąży jedynie do przy-
stosowania się do jego biegu: „Wielkomiejskie
budowle, zakłady naukowe, cuda i udogod-
nienia pokonującej przestrzeń techniki,
formy życia wspólnoty i widoczne instytucje
państwowe oferują tak przytłaczającą pełnię
skrystalizowanego, zdepersonalizowanego
ducha, że osobowość niejako nie może im się
przeciwstawić”11. W tej sytuacji jednostka,
aby obronić swoją indywidualność, musi
podjąć wysiłek stawiania oporu, a czyni to
11
Tamże, s. 132.
6. poprzez odkrycie pozytywnego potencjału w którym nic nie jest tym, czym się zawsze
bezkresu nurtującego od wewnątrz miasto. nam wydawało. Tak pisze André Breton
Tym razem bezkres nie osacza nas powtarzal- o Nantes: „Nantes: oprócz Paryża chyba
nością miejskich struktur, lecz przeciwnie jedyne miasto francuskie, gdzie odnoszę
– jest wywrotową siłą od środka rozłamującą wrażenie, że może mi się przydarzyć coś
utrwalone struktury miejskie. Posługując wartego zachodu, gdzie niektóre spojrzenia
się w dalszym ciągu terminologią Simmela, spalają się same od nadmiernego ognia [...],
powiedzielibyśmy, że w znaczący sposób gdzie rytm życia nie jest dla mnie taki sam
zakłóca to porządek przyzwyczajeń miejskie- jak gdzie indziej, gdzie duch awanturni-
go życia, który niemiecki socjolog nazywa czy spoza granic wszelkich awantur wciąż
„zblazowaniem”: „Przedmioty ukazują się jeszcze żyje w pewnych jednostkach...”13.
osobie zblazowanej jako podobnie bezbarwne Retoryka tego fragmentu pozwala stwierdzić,
i pozbawione blasku, tak iż żaden nie zasłu- iż tym, co czyni Nantes wyjątkowym, jest
guje, by go przedkładać nad inne”12. Bezkres erupcja, a w istocie rozbłysk bezkresu. Jak
jest tym, co zaburza porządek bezbarwności dla Anaksymandra apeiron był żywiołem tego,
elementów miasta, która tak uderzała de co niezróżnicowane, tak dla Bretona miasto
Quinceya. Bezkres jest rozbłyskiem miasta. objawia ducha awanturniczego (esprit d’aven-
Oznacza to, iż miasto jawi się jako niegoto- ture), który wszelako nie daje się sprowadzić
we, a jego wartość przejawia się w rozbłysku do tego, co zwykle zwiemy „przygodą” lub
nieokreślonego, nieforemnego, niewyraźne- „awanturą”. Jest to bowiem duch awantur-
go, w tym, co pozornie ukończone i czemu niczy wykraczający daleko poza nadzwyczaj-
nadano kamienną powagę. Przypomnijmy, ność biegu wydarzeń; Breton mówi wyraźnie
apeiron to właśnie to, co, jako nieokreślo- o duchu awanturniczym „spoza granic wszel-
ne, nie przypomina niczego, co już zostało kich awantur” (au-delà de toutes les aventures),
ukształtowane. Miasto nie potwierdza więc a zatem nie chodzi o zwykłe awanturnictwo,
samo siebie, lecz rozłamując swoje struktury lecz o coś, co moglibyśmy nazwać przygodą
i związane z nimi oczekiwania, zaskakuje. egzystencjalną, o inny sposób bytowania
w przestrzeni wspólnoty, sposób niepod-
6. dający się do końca ani przyzwyczajeniom
Planując miasto, trzeba zatem zadbać o to, (habite), ani rygorom „zasady pieniężnej”. Py-
aby jego budowle i urbanistyczne konfigura- taniem zasadniczym jest więc, jak planować
cje zachowały zdolność do „rozbłyskiwania” miasto, aby jego budowle i zamysł miejskich
niszczącego grawitacyjną moc „zblazowa- struktur sprzyjały owym „rozbłyskom” bez-
nia”. Miasto powinno zatem, poprzez owe kresu, esprit d’aventure, o którym pisał Breton
rozbłyski, odsłonić „ducha awanturniczego”, w 1928 roku.
12
Tamże, s. 121. 13
A. Breton, Nadja, Kraków 1993, s. 11.
autoportret 3 [28] 2009 | 77
7. 7. bezkresem nie dlatego, że jest pozbawiona w związku z tym ruchem przemiany miasto
Pytanie to okaże się jednak jałowe, o ile nie wyrazu, lecz przeciwnie – posiada wszelkie pozostanie w gruncie rzeczy nieuchwytne.
uzupełnimy go o kolejne: jak sprawić, aby możliwe wyrazy wzajemnie w siebie prze- Będzie bezkresem, który nie jest ani „tym”,
mieszkaniec miasta był zdolny do znajdo- chodzące, umożliwiając w ten sposób miastu ani „tamtym”, a dzięki któremu – utrzymuje
wania takich miejsc „rozbłysku”, aby nie stawanie się stale innym. Anaksymander – istnieją przedmioty i zjawi-
ograniczał się jedynie do tego, co Simmel ska. „Widzę bez najmniejszego żalu, jak [mia-
nazywał „poruszaniem się z prądem”? 8. sto] mi się wymyka”16. Oto paradoks naszej
Miasto musi się stać miejscem dorastania do Wobec alternatywy „rozhukane” (distraite) miejskości: będzie sprzyjać naszemu bytowa-
miasta, do miasta trzeba się edukować tak, lub „zahukane” (abstraite) Breton proponu- niu o tyle, o ile, pozostając dziełem człowie-
aby można było czerpać nadzieję i radość je ruch następujący. Najpierw uznanie, iż ka, nie podda się bez reszty jego władaniu,
(a nie jedynie trwogę) z jego nieokreślono- żywioł miejski jest dla człowieka absolutnie o ile wymknie się człowiekowi, „ucieknie”
ści. W innym miejscu Nadji Breton tak pisze nieodzowny, jest „tym, czym powietrze staje (fuir) jego przyzwyczajeniom i nawykom. Bre-
o formie miasta: „Nie będę medytował nad się dla życia”. Konsekwencją tego ruchu jest ton znajduje na to piękną formułę poetycką:
tym, co się dzieje z «formą miasta», ani co się zamknięcie drogi ucieczki z miasta, nie tylko tak pojmując i współkształtując miasto jako
dzieje z miastem rzeczywistym, rozhukanym dlatego, że urbanistyczne struktury coraz zadziwiającą przemianę kształtu, odkrywam
i zahukanym, gdzie mieszkam oszołomiony ściślej otaczają człowieka, lecz przede wszyst- ziarno bezkresu w tym, co skończone. Teraz
żywiołem, który dla mojej myśli jest prawdo- kim dlatego, że miasto oznacza pewien wła- miasto będzie ruchem pozwalającym mi „za-
podobnie tym, czym powietrze staje się dla ściwy człowiekowi sposób bytowania pole- sadzić gwiazdę nawet w sercu skończoności”17
życia. Oto widzę bez najmniejszego żalu, jak gający na nieustannym stawaniu się innym. (planter une étoile au coeur même du fini).
przeistacza się w już inne miasto i jak mi się Miasto jest „krajobrazem myślowym” (paysage
wymyka”14. Miasto musi się stawać innym mental) człowieka nawet wówczas, gdy prze- 9.
miastem (to właśnie ów „rozbłysk” bezkre- bywa on poza miastem. Jeszcze inaczej rzecz Pewien ruch poszukiwania jest tym, co łączy
su), natomiast równocześnie na mieszkańcu ujmując, miasto przedłuża się nieprzerwanie rozbieżne przecież lektury miasta Thomasa
miasta spoczywa ciężar przyjmowania tego w każdą stronę, „wychodzi z siebie” – zarów- de Quinceya i André Bretona. W mieście oży-
„bez żalu” (sans aucun regret). Miasto, o ile no w swoim dążeniu do bycia innym będą- wianym przez bezkres, mieście wręcz żywio-
ma być miastem sprzyjającym ludzkiemu cym spełnianiem się bezkresu, jak i w sensie nym bezkresem, co przejawia się w zaskaku-
bytowaniu, musi zatem nieustannie się pewnego szaleństwa, rozprzężenia formy. jącej erupcji zmiennych form, człowiek nie
przeistaczać, a dokładniej – musi stawać się Miasto, mówi Breton, „pełznie, płonie, może być mieszkańcem w klasycznym sensie
innym miastem (devenir l’autre). A ponieważ tonie w dygocie rozszalałych na barykadach tego pojęcia. Ma oczywiście adres i domicilium,
oznacza to konieczną niestabilność formy, traw”15. Miasto jest przedłużeniem miasta ale mieszkanie to dzieli los miasta, również
nietrwałość kształtu, zatem w tym sensie („krajobraz myślowy [...] zadziwiająco prze- podlegając ruchowi przemiany. W konse-
miasto sprzyja człowiekowi wtedy, kiedy dłuża się od strony Awinionu”) i to prolonge- kwencji człowiek miasta jest mieszkańcem-
odkrywa swój bezkres pojęty, przypomnijmy ment miasta jako niekończącej się przemiany -wędrowcem, mieszkańcem, który nie
po raz kolejny, jako to, co nieokreślone pod form jest przejawem bezkresu. Drugi ruch znajduje, lecz stale poszukuje. Zarówno
względem rodzaju. Nieokreśloność ta jest to przyzwolenie, a nawet akceptacja tego, że
16
Tamże.
. Tamże, s. 54.
14 15
Tamże. 17
Tamże.
autoportret 3 [28] 2009 | 78
8. opiumista de Quinceya, jak i bohater Nadji
poszukują, przenosząc się z miejsca w miej-
sce. W obu przypadkach chodzi o kobietę.
„Co robić przez najbliższe godziny, skoro
jej nie mogę widzieć? A jeśli jej w ogóle nie
ujrzę?”18 – to Breton. „O ile żyła, to na pewno
musieliśmy szukać siebie czasem w tym
ogromnym labiryncie Londynu w jednej i tej
samej chwili i może nawet kilka stóp jedno
od drugiego [...], podczas wielokrotnych
wizyt w Londynie zajrzałem w niezliczone
miriady kobiecych twarzy, mając nadzieję
ją spotkać”19 – to de Quincey. Wobec miasta,
w którym spełnia się nieokreślone, miasta,
w którym żyje duch przygody będący jedną
z dostępnych nam nazw bezkresu, tego, co
Anaksymander zwał apeironem, człowiek staje
się Ulissesem, a miasto – morzem. To zaś
jest, wracamy do początku naszego szkicu,
bezkresne. Wiedział to dobrze James Joyce,
lokując przygody Leopolda Blooma w Dubli-
nie; de Quincey intuicyjnie czuje to samo,
skoro mówi o „ogromnym śródziemiomorzu
Londynu”20.
10.
Morze jest figurą miasta, bowiem jak ono
zmienia się nieustannie oraz wymyka się
człowiekowi. Gdy więc protagoniści de Quin-
ceya i Bretona przebiegają miasto w poszu-
kiwaniu tej jednej jedynej kobiety, musimy
pamiętać, że wybranka nie odgrywa roli
Penelopy. Nie wyznacza bezpiecznego punktu
dojścia, nie jest opiekunką domowego ogni-
18
Tamże, s. 33.
19
Th. de Quincey, dz. cyt., s. 74.
20
Tamże, s. 63.
9. ska. Przeciwnie, kobieta to znak tego, co nie-
spełnione, nieokreślone, a co w niej znajduje
swój wyraz. Dostrzegał to Walter Benjamin,
kiedy kwestionował tezę, iż flâneur pilnie ob-
serwuje cechy fizjonomiczne przechodniów
po to tylko, aby precyzyjnie ustalić charakter
danej osoby. W istocie chodzi o coś więcej.
„Jakże nagląca musiała być potrzeba ukrycia
jego prawdziwych motywów, skoro puszczano
w obieg tezy tak wytarte”21. Skazane na nie-
powodzenie poszukiwanie jest formą byto-
wania w świecie przemiany, której żywiołem
jest wielkie miasto, a niejawność i niejasność
motywacji poszukującego korespondują z nie-
określonością form miasta. De Quincey nigdy
bardziej nie odczuwa wyobcowania jednostki
w kamiennym świecie miasta niż wtedy,
kiedy ulice nieruchomieją stoczone chorobą
powtarzalnej, skostniałej formy. Poszukująca
wędrówka jest próbą ożywienia miasta, do
czego potrzebne są dwie rzeczy: po pierwsze,
odpowiedni architektoniczny kształt budyn-
ków oraz aranżacja otaczającej je przestrzeni
kwestionująca oczekiwania i rozłamująca
przyzwyczajenia tego, co Simmel nazywał
„zblazowaniem”, oraz, po drugie, wycho-
wanie i edukacja mieszkańca do tego, aby
jego spojrzenie stawało się coraz bardziej
troskliwe i uważne. Obydwa postulaty łamią
zasadę ekonomiczności i, przywołajmy znów
Simmela, „transsubiektywny schemat cza-
sowy” dominujący w mieście. „Bez najdalej
posuniętej skrupulatności i punktualności
obietnic i świadczeń całość przerodziłaby się
21
W. Benjamin, Pasaże, Kraków 2005, s. 476.
10. w chaos nie do rozwikłania”22. W miejscach w którym handel tchnie spokojem”25. Nie
będących rozbłyskiem bezkresu ów schemat pomińmy jeszcze jednego ważnego napo-
czasowy załamuje się i miasto szczęśliwie mnienia: doświadczając bezkresu miasta,
traci swoją homogeniczność. Pessoa, czło- miasta jako rozbłysku bezkresu, uwalniamy
wiek miasta przecież, powie, że są to chwile, je od bezwzględnej władzy naszych interesów
w których miasto nawiedza „wiejski spokój”. i ambicji. Bezkres odsuwa na dalszy plan
„Są takie chwile, zwłaszcza w lecie, około ludzkie zabiegi i interesy, pozwala doznać
południa, kiedy wieś wdziera się do tej jasnej miasta jako tego, co, jak powietrze otaczające
Lizbony jak wiatr”23. I znów wszystko oka- w Lizbonie Pessoę, jest „bez znaczenia”.
zuje się kwestią spojrzenia. Calvino nazywał
je spojrzeniem „nierozproszonym”, a Pessoa
powie, że to spojrzenie duszy: „Jak dobrze
jest duszy widzieć, jak milkną pod wysokim, Wszystkie zdjęcia w artykule zostały wykonane
spokojnym słońcem wozy ze słomą, niewy- w Berlinie.
kończone skrzynie, chodzący bez pośpiechu
mieszkańcy wsi przeniesionej w prze-
strzeni!”24. Chodzi więc o to, aby architekt
i urbanista myśleli miasto jako relację tego,
co funkcjonalne, z tym, co zaskakujące, od-
mienne, inne. Odzyskać momenty „spokoju
wsi” w koniecznie rozbieganym mieście – to
postulat, który czerpiemy z Pessoi. Nie musi
to oznaczać stosowania dosłownych form
właściwych wsi, musi natomiast być przeja-
wem troski o to, co otacza i przenika miasto,
na przykład o powietrze i światło. Pessoa
doznaje bezkresu miasta pośród „plugawe-
go szeregu zabudowań, niedomytych okien
wszystkich biur w Baixy”, ale „tak delikatne
[jest] światło, które to wszystko złoci”, „tak
pozbawione znaczenia jest powietrze, które
mnie otacza, że nawet to, co widzę, nie może
mnie skłonić do porzucenia mojej sztucznej
wsi, mojego prowincjonalnego miasteczka,
22
G. Simmel, dz. cyt., s. 119. 25
Tamże.
23
F. Pessoa, dz. cyt., s. 334.
24
Tamże.
autoportret 3 [28] 2009 | 81
wszystkie fot. w art.: pracownia k.