1. Kwantologia stosowana - kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 5.3 - Jednostka czy zbiór?
Ciężkie czasy. Wiadomo, nigdy lekko nie było - zawsze się trzeba z
realnością zmagać i materię po kątach rozrzucać.
Ja tam generalnie na rzeczywistość się nie krzywię, swoje robię i
jak każą, to z miejsca na miejsce ciężarki przenoszę - jak każą, to
postawię albo rzucę gdzieś tam pod ścianą. Wiadomo, przejmować się
kapitalistyczną nowomową nie ma co. Jednak dzisiejsze czasy, takie
to prawdą prawdziwe, szczególnie problematycznie się objawiają i w
myśleniu dylematami się prezentują. I to w każdym kierunku, gdzie by
swój wzrok nie skierować.
Przecie to tak idzie, że wszędzie nie ma oczywistości oraz stałości,
wszędzie się nieostrość pokazuje; losowość nauka w świecie ustala i
wzorami na prawdopodobieństwo studentów mocno straszy - bo takie w
sobie skomplikowane to wzory.
Słowem, nic pewnego nikomu się nie wydaje - nawet jak się komu coś
wydaje.
I jest problem. Trzeba powiedzieć, że jest. Nie można go zmilczeć
ani hałasem telewizyjnym przydusić - nie można. Bo jak to tak się w
świecie dzieje, że bez logiki się dzieje? Że jeżeli nawet jest tam
jakaś logiczność w tym wszystkim głębokim, to zupełnie niejasna oraz
przypadkiem zarządzana.
Trzeba to głośno powiedzieć i omijać w myśleniu nie można, to kłopot
jest. Znaczny kłopot.
Owszem, nie ma co zawartością talerza z obiadem się zajmować, tu w
detalach wszystko widać, wszystko policzone i w logikę się normuje,
a nawet układa. Ale gdzieś tam daleko i głęboko - no, może w takim
jakie wredne i niepokojące się gnieździ... I kłopot.
Powiadają tacy jedni, że to kwantowo się dzieje. Czyli kwantem tu,
kwantem tam, i statystycznie bez głębszego sensu.
Owszem, wzorami opanować się to pozwala, zapisać na wykresie też się
daje (a nawet funkcją matematyczną poniektórzy pokrętnie to potrafią
wytłumaczyć) - więc niby jasność jest. Jednak co i dlaczego tak się
dzieje - tego po prawdzie nie wiadomo, nie da się tego oznaczyć i w
przebiegach poznać, bo w podprogowości bytu się kryje.
A człowiek tak ma, że jednak chciałby się w tym połapać i rozeznać
dla satysfakcji.
A przecież wszystko z owych kwantów się bierze - gdzie eksperyment
nie ustawić, tam kwant w kwant i kwantem pogania. Tylko, widzicie,
tak do końca (i na logiczność) nie wiadomo, cóż za dziw ten kwant -
czym to macać i jak?
Czy to jednostka, czy zbiór - tego do końca nie wiadomo. Ja tam swe
ciężarkowe elementy zawsze jednostkowo przerzucam, coś tu, coś tam
- i jest jasność. Ale przecież w głębokiej analizie to zbiór - dla
mnie jednostka tak a tak ciężka, ale naukowo to zbiór.
2. A może to i jednostka, i zbiór? - I jak to ugryźć myśleniem?
Po prawdzie trzeba powiedzieć, że fizyczni z kwantami sprawują się
dobrze, i że tak to musi być. Policzą drogę satelitarną, sprawdzą
z wzorkiem - i się zgadza. Czyli mechanika elementów pokazuje się
w swojej matematyczności pewnikiem i światowe zawirowania wyznacza
do któregoś miejsca po przecinku.
Ale i tu są zwątpienia: czy tak realność się pokazuje? Czy tak się
światowa rzeczywistość objawia? Czy to tylko matematyczny pojęciowy
symbol tak dobrze zmianę dekoduje?
Niby jest jasność, ale taka jakaś w sobie zamazana, zafalowana - w
swoim zachodzeniu obca i daleka. Słowem - pokrętna.
Cóż tu powiedzieć, nawet sami jajogłowi, co takie wzroki wypichcili,
nawet oni ich końcowej formy nie byli pewni. A i dziś nie są. Coś o
świecie to opowiada, ale co - nie wiadomo.
I jest problem. Może nie taki z pierwszych stron, snu normalsom to
z oczu nie spędza - jednak problem jest.
Pierwsze i gruntownie najważniejsze pytanie, które każdy ciężarkowy
powinien sobie zadać, jest takowe: czy przerzucane "ciężarki" to w
sobie kwantowa jednostka - czy zbiór?
Niby banalne pytanie, niby naukowi już temat objaśnili, a nawet na
kawałki podzielili i drobnicy na światowym podatomowym poziomie się
dopracowali - ale to nie o to w tym wszystkim chodzi, tu pytanie o
"ciężarki" logiczne idzie i filozoficzne.
Ciężarek przecież zawsze jest ciężarkiem, czego by tu nie brać do
analizy. Czy kawałek wielkogabarytowej materii będę w zapamiętaniu
chwytał, czy atomowy pył materialny - to zawsze ciężarek, to zawsze
coś. I nigdy inaczej.
I wygląda tak, że zbiór - że złożenie. Bo jakby tego nie kawałkować
i badać, zawsze w tym jest coś mniejszego.
Dlatego w analizie trzeba wyjść od spojrzenia - od obserwującego,
od bytu doznającego-mierzącego, nie od świata.
Przecież to ja, ciężarkowy, widzę, a świat nic nie wie na mój temat
- świat to... sami wiecie, jak obchodzi. To ja ustalam w tym swoim
zapatrzeniu, że ciężarek do przerzucenia z kąta w inny kąt to tyle
a tyle - i że dalej to już inne.
Ale po prawdzie to fałsz, niedokładność obserwacyjna, która po oczach
bije. Może nie prosto i nie tak od razu bije, trzeba się przyjrzeć
- ale bije.
Sami powiedzcie, co ja widzę - i jak widzę? Ciężarek, powiecie tak
w ogólności - i generalnie wy będziecie mieli rację w takim swoim
stwierdzeniu. Ale jakby nie w pełni tylko ciężarek.
Bo to, jak przyłożyć do tego kawałka materii jaki przyrząd - na ten
przykład z mikroskopem albo podobnie sprzęgnięty - to teraz co tym
ciężarkiem będzie? Ha? Gdzie to się zaczyna i gdzie kończy - ha?
Tak na krok odejdzie człowiek i spojrzy - i widzi ciężarek. Nawet to
na urządzeniu sobie pomierzy i zważy pod każdym względem. Ale znów
się na bliskość najmniejszą zbliży, i co? - jest ciężarek, czy jaka
dziwna w sobie materialna konstrukcja? Jest fakt materią ociekający
3. - czy go nie ma?
Tak, po prawdzie w takim "zbliżnym" spojrzeniu, w takim detalami i
szczegółami materialnymi przepełnionym, ten mój ciężarkowy element
do rzucenia w dal przemysłową, to ani wyraźnie ze świata wyróżnialne
- ani tak w sobie jednoznaczne. I nawet diabli wiedzą, w jaki sposób
to na tym niskim poziomie zdefiniować - jak opisać relacje z innymi
faktami.
Niby granica jest i ona wyraźna jest - a jak się wgłębić, to żadnej
granicy tu nie ma i wszystko ze wszystkim się łączy. A "ciężarek",
to co mam za ciężarek, to okazuje się ważyć wiele. I nieskończenie
wiele...
Badam kawałek - a na koniec się okazuje, że mam w analizie wszystko.
Nawet nieskończone. I jest zagwozdka.
Powiecie, że to złudzenie, że pozór - że nie ma czym się przejmować
i że mam dalej te swoje ciężarki dźwigać, bo każdy je w życiorysie
dźwiga i nie zajmuje się byle czym. Powiecie, że temat może i tak
w sobie ciekawy, ale zbędny - że jest w całej okolicy jakie coś, to
niech sobie będzie, jest wyraźne i z granicą - to niech sobie takie
pozostanie.
A że w głębi tej tam filozoficznej i fizycznej jakieś dziwne to oraz
kwantem zapełnione?... A pies to trącał w każdym kierunku.
Nie powiem, można i tak.
Tylko, widzicie, nie wiem jak wy, ale ja chciałbym wiedzieć, czy za
rogiem nie czai się coś obleśnego, czy jakaś gadzina nie wychyli się
z zakresu nieoznaczonego a ciemnego - albo czy w kolejnym kroku nie
trafię w nieprzyjemność materialną. Tak mam, że chciałbym wiedzieć.
Jak rzucam w skazane miejsce ciężarki, to zerkam, czy tam coś żywego
nie wegetuje, czy przypadkiem inny byt ciężarkowy nie opadł z sił i
pilnie potrzebuje pomocy - nie wiem, jak dla was, ale dla mnie to
istotne.
Powiecie, że to insza inszość, że mieszam porządki - i że tak robić
się nie godzi. A nie, mylicie się. Ciężarki ciężarkami, ale sprawa
w tym, że bez wiedzy, jak to wszystko wokół urządzone, czy to jest
zbiór, czy jednostka - bez tego dalej w poznawaniu świata przejść
nie można. To sedno zagadnienia.
Można sobie przerzucać ciężarki stąd do dalszego punktu, można nie
zastanawiać się w każdej sekundzie, co, dlaczego, gdzie, jak oraz po
co się dzieje - ale, mimo wszystko, w pewnej chwili takie pytania
trzeba zadać. I trzeba spróbować na nie odpowiedzieć.
Uważam, że warto to zrobić.
Ot, taka sprawa, pozornie odległa od tematyki kwantowej - czy fakt
zwany płaszczyzną, to jednostka, czy zbiór?
Nie rozumiecie? Już mówię. Płaszczyzna - to, co za płaszczyznę się
uznaje - to symbol jednorodnego tła, które tworzą identyczne sobie
kwanty. Taka, widzicie, logiczna konstrukcja, która ma oddać, że w
świecie jest stan jednorodności.
I teraz rzeknijcie, co tu jest "ciężarkiem"? Gdzie tu i jak wyznaczyć
4. granicę elementu? I co będzie tym elementem?
Powiecie, że to niemożliwe - że skoro wszystko sobie z bezkresnego
zakresu (aż do bezkresnego detalu) sobie równe, to żadnym sposobem
tu niczego wyróżnić nie można. Tak powiecie i będziecie mieli rację
w każdym słowie. Bo nie można.
W płaszczyźnie niczego wyodrębnić nie sposób, wszystko "po horyzont"
nieskończenie takie samo.
I teraz zastanówcie się - dlaczego w tym naszym świecie "ciężarki"
można zauważyć, a nawet chwycić i przenieść dalej?
Po pierwsze, to skutek własności tego świata, a po drugie - własności
oraz zdolności obserwacji osobnika.
Tak - w sensie logicznym wszystko wokół to jednorodna płaszczyzna,
którą tworzą jednakie sobie kwantowe jednostki - takie coś, co już
niczym drobniejszym być nie może.
I to takie coś pędzi sobie przez bezkresną wieczność, czyli samo się
z miejsca na miejsce przerzuca i nic (zazwyczaj) owego czegoś w tym
pędzie nie hamuje. Dlaczego? Ponieważ niczego hamującego w Kosmosie
nie ma.
Tylko że, widzicie, niekiedy w tej wieczności nieskończonej tak to
się dzieje, że zbiera się lokalnie większa ilość tych elementarnych
ciężarków i wówczas powstaje na przykład wszechświat - albo lokalny
byt rozumujący.
Po prostu, jak taka wytworzona w bezkresie sferyczna zmiana zapchana
jest jednorodnymi elementami, czyli kwantami, to wystarczy ją tylko
docisnąć ("dopompować"), a uzyska się większe lokalnie skupienie. I
powstanie atom - czy już wzmiankowany twór dźwigający duże ciężary.
Banał ewolucyjny.
Ale, zauważcie - i daję to wam pod głęboką rozwagę - logicznie, tak
filozoficznie to biorąc, to zawsze tylko jednorodne tło kwantowe, w
którym się coś lokalnie i na chwilę zbiegło w większą strukturę. I
zaraz zaniknie, ponownie wtopi się w tło.
To, że jest, że można to obserwować, mierzyć i przerzucać - to stan
chwilowy, żadnym tam przypadkiem trwałość. Że istnieje takie dłużej
od naszego całościowego i ulotnego bytu, to fakt - ale przecież to
nie oznacza, że jest trwałe (stałe, wieczne, czy jakoś tak). Także
się zmienia, także powstaje i zanika - tylko skala zmiany jest tak
cirka plus i odrobinę większa.
Więc skoro to jest - tak czy owak - element tła, a tylko lokalnie w
postaci "ciężarka", to powiedzenie, że to jest tylko ciężarek i że
ostro wyznaczony w środowisku - to po prostu nieporozumienie, żeby
nie użyć "ciężarkowego" określenia.
Ja coś w otoczeniu widzę, jednak to moje - obserwującego zaliczenie
ustala, że to jest takie a takie oraz że dalsze już do elementu nie
należy. Kiedy, na przykład, laborant bada atom i wyróżnia w świecie
taką strukturę, a zarazem idące od atomu promieniowanie określa jako
fakt zewnętrzny (że choć z tego atomu się wywodzi, to coś innego) -
to nie tylko głęboko się myli, ale przede wszystkim fałszuje obraz
5. rzeczywistości. Atom, tak zdefiniowany stan w realności, ale zarazem
w dopełnieniu (w jedności) z promieniowaniem - to jest całościowa
i funkcjonalna ewolucja w toku zachodzenia. Tylko tak. Nie "atom",
nie "promieniowanie" - ale łącznie atom-promieniowanie, to stanowi
jednostkę świata (i poznania).
Mogę, to zrozumiałe, wyróżnić jedynie "atom" i go badać, ale to nie
jest wszystko, brakuje dopełnienia - brakuje tła, które warunkuje i
dopełnia zaistniały fakt. Że tego tła nie widać, że jest pomijalne,
że zdaje się być niepotrzebnym, przeszkadzającym balastem (bo wnosi
szumy i zakłócenia)? Oczywiście.
Tło dlatego jest tłem, że uzupełnia obraz - on dlatego jest właśnie
widoczny w postaci "ciężarka", że jest to tło i że jest jednorodne.
Jeżeli elementem obserwacji jest najmniejsze z najmniejszych - coś,
co fizycznie za takie na danym etapie poznawania świata się uznaje,
to nie znaczy, że poniżej nie ma elementu jeszcze mniejszego - bo
jest. Zawsze jest. I tworzy tło.
W jednorodnym tle "atom" łatwo zauważyć, ale dlatego można zrobić
takie rozróżnienie, że jest to tło - ale zarazem skutkuje to tym, że
analiza odnosi się do postrzeganego elementu, a zupełnie pomija w
opisie tło. - Tylko, tak naprawdę, to właśnie pomijane tło jest tym
najbardziej istotnym kwantem myślenia i rozumienia - składa się z
kwantów, ale i jest kwantem (jednością).
Na końcu zastanawiania się nad otaczającym zakresem tło wysuwa się
na plan główny - i jedynie istotny.
Nie pierwszoplanowe i jaskrawo widoczne coś jest naprawdę ważne, to
otoczenie, środowisko - w najszerszym ujęciu "tło" jest znaczące. Z
niego fakt się wyłania, posiada masę i zachcianki, pobiera z tła do
(za)istnienia potrzebne elementy i na jego rzecz je traci - i zawsze
jest dynamicznie ustalonym i uśrednionym "zdarzeniem". Że sam się w
tle wyróżnia i nadaje znaczenie? Cóż...
Tło, jednokwantowe tło jest wieczne, a wszelkie "ciężarkowe" byty i
produkcje tu tylko na chwilę...
I właśnie na takim tle - w takim odniesieniu trzeba się ponownie, i
głęboko, pochylić nad wstępnie zasygnalizowanym pytaniem: czy kwant
to jednostka, czy zbiór?
Po prawdzie, na ten moment, to specjalnie nie trzeba się schylać, w
swojej głębi to oczywistość. Kwantem jest to, co za taki stan uznam
w swoim postrzeganiu świata. - Kwant to jednostka, jeżeli tak sobie
to wykalkuluję, jeżeli tak określę "ciężarek".
Jednak - to istotne - ten sam ciężki i masywny element wszechświata
będzie zbiorem, jeżeli zacznę się w niego wbijać i drobić elementy
w celu mi wiadomym.
Zaliczenie elementów do konkretnego ciała i wyznaczenie granicy tego
ciała, to moja - tylko moja decyzja. Podjęta w oparciu o posiadane
możliwości zmysłowe i techniczne.
W ujęciu logicznym to zawsze stan umowny i nigdy pełny - a przez to
złudny. Dowolny fakt w otoczeniu - czy ja sam - to zbiór w jednym
odniesieniu, albo jednostka w innym. Jestem jednostką oraz kwantem w
6. zbiorze podobnych sobie kwantów i składam się na tło tej struktury;
to z takich (mi podobnych) kwantów w społeczeństwie tworzy się grupa,
plemię, naród. Ale zarazem jestem zbiorem licznych elementów, i to
na przeróżnych poziomach. Tworzy mnie zbiór komórek, atomy są w tym
jeszcze większym zbiorem kwantów - a ilość logicznych jedynek jest
tej skali, że ociera się o nieskończoność. To ja - każdorazowo ja.
Kwant w zbiorze i zbiór kwantów.
Ale co jest kwantem, a co okaże się zbiorem - o tym decyduje moje
(za)działanie. Świat to jedność i nigdy inaczej, a podział to ja i
moje możliwości.
Świat to zmiana w trakcie zachodzenia, ale jak się zmienia, w jakim
rytmie, o tym decyduję samodzielnie i w oparciu o jednostki, które
sam ustalam - w oparciu o kategorie i zależności między nimi, które
wyznaczę.
Ja tworzę świat - choć to on mnie stworzył.
Jednostka zawsze jest jednostką, to oczywistość (i aksjomat), ale
jakie posiada konkretne rozmiary, co jest tą jednostką - to ustalam
ja. Tylko ja.
Czy będzie się to objawiało rozmiarem punktu ("kropki kwantowej"),
gabarytem planety, energetycznym zawirowaniem w formie wszechświata
lub nieskończoności - albo, na przeciwnym końcu, fotonu, elektronu,
atomu - albo środkiem, czyli moim istnieniem - to nie ma znaczenia.
To zawsze w liczeniu jest jednostka i kwant zmiany. To zawsze kwant
i jednostka.
Na najniższym poziomie jest kwant - na najwyższym jest kwant - i w
każdym wyróżnionym jest kwant. Kwant to wielce użyteczne narzędzie
analizy jednorodnego tła, a w konsekwencji świata.
Kwant do kwantu i zbuduje się "ciężarek". Na przykład moje "ja".
Kwanty to fizycy, ukłony - ale kwant to filozofia.
cdn.
Janusz Łozowski