1. Kwantologia stosowana - kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 6.5 - Niepodzielny.
Koledzy, widzę w waszych oczach nieme pytanie - o czym wam dziś to
ja powiem. Temat, widzicie, będzie atomowy. Nie krzywcie się tak,
koledzy, to poważnie idzie, w rzeczywistość naszą sięga. Przecież
nic inaczej się nie dzieje, tylko atomowo. Rozumiecie?
Koledzy, spójrzcie na zagadnienie poprzez historię, tak wieki oraz
tysiąclecia w tym swoim spojrzeniu prześwietlcie. I co widzicie, i
jak sobie atom i atomowe zbiory przedstawiacie? Wiem, że nijak, ja
tak po ogólności i dla zagajenia dyskusji pytam. Bo jak to możecie
sobie przedstawić, jak tego żadnym sposobem zmysłami nie widać ani
inaczej czuć. Się nie daje, ot co.
Ale, koledzy, wy weźcie sobie pod rozwagę, że tacy starożytni, to
dawno przecież było, oni sobie ten atomowy drobiazg wykoncypowali
w tym swoim starożytnym świecie. Chodzili z kąta w drugi, albo też
siedzieli w tej przeszłości - i wymyślali w łepetynach to i owo, a
też takie różne, jak popadnie. Dziś się o tym seriale kręci, a oni,
to tak było, wszystko zmyślali, żeby ich. Sporo tego było, nie można
w jednym zdaniu pomieścić.
I, koledzy, widzicie, jedną taką właśnie sprawę trafili ważną, być
może i po przypadku, ale trzeba im oddać, że w analizach świata się
im "atom" pokazał. Tak było, koledzy. Niby, jak się tak po okolicy
rozejrzeć czujnym okiem, to przecież żadnego w takiej okoliczności
niepodzielnego nie widać, wszystko zbiorowość oraz złożoność. A oni,
żeby ich, najmniejsze z najmniejszych ze świata wyprowadzili, a to
tylko wmyślając się w powiązania tego widocznego.
Tak, prawda, koledzy, to trzeba szczerze zauważyć, ich terminy nie
goniły, punktacji naukowej nie mieli i pisali dla potrzeby serca i
ukojenia emocji. Żadne tam sprawozdania czy nasiadówki naukowe nie
były jeszcze znane, to i różne dziwaczne tematy mogli przenicować,
logiką poszeregować, a nawet policzyć, też i matematycznie obrobić.
Swoją drogą, ciekawe to były czasy.
Tylko, widzicie, oni tam pomyśleli, pomyśleli - a później wiekami i
tysiącleciami trzeba to było sprawdzać, owe zbiory w szczegółach i
na każdy sposób poznawać. A to trwa, to wymaga nakładów, to domaga
się sprawdzania i jeszcze raz sprawdzania. Słowem, prędko to nijak
się zrobić nie chce. Myśleć poprawnie można za kawałek jadła, taką
miseczkę z zupą, dajmy na to. Ale, widzicie, atomu w złożoności aż
taką prostą metodą się nie rozbije - oj, nie.
Mniejsza z tym, wspomniane czasookresy się już zadziały - już to i
nawet owo o świecie się wyjaśniło, nawet wspomniany najmniejszy z
najmniejszych element atomowy się zbiorem okazał, tak poszło. Tyle
że to nic a nic w pojmowaniu rzeczywistości poglądu nie zmieniło -
bo jak mogłoby? Zerknie taki dzisiejszy naukowy osobnik w świat, w
tym zakamarku lub innym sobie na niego spojrzy, ale z podzielności
skończonej zrezygnować nie zamierza, swoim przekonaniem potwierdza
2. tamtejsze, historyczne ustalenia. A przecież mógłby, eksperyment w
eksperyment dostarcza wiedzy, że to tylko złożenie. Co się kawałek
materii rozbije, to wylatują z tego cząstki takie lub owakie, ale
w żadnym jednostki ostatecznej nie widać. Jej złowić żadną metodą
nie można, nawet wzorami czegoś takiego nie widać.
Więc jest rozumny dylemat - może i gdzieś zwątpienie się delikatnie
pokazuje, tego wykluczyć nie sposób. Statystycznie to się liczy, w
losowość głęboką świata zaczynają się głosy zawierzenia pojawiać -
słowem, jest zamieszanie po różnych kierunkach. Niby najmniejsze w
realu być musi, tylko go jakoś nie widać - dlaczego?
Koledzy, wy wystawcie sobie ten dylemat logiczny, wy wczujcie się
w zagadnienie: dlaczego takiej cegiełki świata nie widać żadnym i
to żadnym przyrządowym mierzeniem? Wiadomo, owo coś być musi, tak to
wychodzi z rozumnej, a nawet tej i filozoficznej wiedzy, ale tego w
otoczeniu się nie trafia, dlaczego?
Jak to szukać, gdzie tego szukać - i co o tym skrywaniu myśleć? Jak
myślicie, koledzy?
Znów się krzywicie, a niesłusznie się krzywicie - w tym tematycznym
zagadnieniu się powaga świata ukrywa, jego zabudowa i jego reguła.
Tak, koledzy, to nie w kij dmuchał, to sens wszystkiego z takiego
atomowego, czyli niepodzielnego można wyprowadzić.
Postarajcie się i główkę uruchomcie, może coś o "atomie" powiecie.
Widzicie, starożytni się nie hamowali w swoim myślowym działaniu,
ich normy towarzyskie nie zniewalały. - Bo to, koledzy, tak właśnie
trzeba na to spojrzeć, wyjść z pojmowalnego ograniczenia. Świat w
swojej zmienności dogmatami się nie kieruje, toczy się rytmicznie,
i dobrze, bo można go przez to smakować - ale nam poglądy nasze na
otoczenie prawdę przesłaniają, w złym kierunku prowadzą.
Koledzy, wy sobie wystawcie to tak, że owa jedynka być musi, że w
starożytności i kolejnych wiekach ludzkość myśląca miała rację, że
takie coś tam gdzieś dennie i fundamentalnie się znajduje. Czyli w
bycie naszym wszelakim "atom", czy podobnie nazwana owa jedynka się
lokować musi.
I nie ma od tego odwołania. - Żadnego w nieskończoność podziału być
nie może. - Prawda, koledzy?
A dlaczego tego nie widać, koledzy? Bo nie może być widać. Nasz w
odbiorze, w dowolnym odbiorze świat - to, co za taki świat mamy - to
złożenie, zawsze fakt zbiorowy. Może tam sobie fizyk dowolny swoje
badanie prowadzić, drobić element też zupełnie dowolny, ale żadnej
w tym badaniu jednostki elementarnej nie sięgnie - bo jej w takim
badaniu być nie może. Nie może, koledzy.
Wy sobie to tak przedstawcie, że nasze życie gdzieś na dnie oceanu
wszechświatowego się toczy. Że w każdym kierunku i do każdej cząstki
ów ocean z jego masywnością trzeba w analizie dodać, rozumiecie? I
w efekcie, tak sobie bytując na tym dnie, dociskani jesteśmy przez
nieprzeliczalną ilość mniej lub bardziej rozbudowanych jedynek. My
tu sobie komórkę, foton czy fizyczny atom badamy, a to tylko takie
zbiegnięcie, ściśnięcie w jednostkę mierzalną zdarzenie - tak sobie
3. to się zbiegło i w tym naszym "dennym" istnieniu pokazało. Sięgacie
tematu, chwytacie zagadnienie?
Koledzy, przecież to proste. - Jak jest jednorodna w każdą dziejową
stronę struktura, taka energetyczna "zupa", czy jak to tam nazwać,
taka z jednostek w ciągłym ruchu, ale minimalnym, też na jednostkę
- to muszą te jednostki w tym ruchu i w tym ciśnieniu coś już tak
masywnego wytworzyć, nie mają wyjścia. I to dosłownie nie mają. Bo,
uwaględnijcie w tym obrazowaniu, że je z każdej strony dociska, i to
wszechświat cały dociska - wszystko, co się składa na tak zwany świat
i wszechświat.
Zauważcie, koledzy - to z tego dociskania oraz naciskania wzajemnego
wszystko się zgrubne bierze, cząstka jaka albo i atom.
Owszem, często tylko na chwilę, tak na wirtualne mgnienie. Ale jak
tego lokalnie się dużo już zbierze, jak nacisk jest silny i w sobie
regularność jaką posiada - czyli ma kod nacisku, rytm ma w sobie -
to się coś pojawić musowo musi. Nie ma wyjścia, koledzy.
Nie - zauważcie, koledzy - że dopiero od pewnego zbiorowego stanu w
tej obserwacji "na dnie" to może się pojawić, nie wcześniej. Wszak
wcześniej nie ma odpowiedniej siły, nie ma nacisku, a takie ciało
nie ma siły na wychylenie się ponad progiem. Bo próg, koledzy, tak
w badaniu się pokazuje - do pewnego poziomu ilości jednostek nie ma
obserwacji, od pewnego ona jest możliwa. A ten próg to nie tak się
przypadkowo umieszcza, nic z tych rzeczy. To ściśle i logicznie w
świecie się lokuje, a też policzalne jest, koledzy. Tu żadnej tam w
realności losowej wielkości nie ma, to reguła zmiany wyznacza - tak
detalicznie wyznacza.
Wy sobie, koledzy, tak przedstawcie, że jest jaka wielka - no, taka
wielka struktura, taka sfera sferyczna, czy podobnie. I że ona po
całości jest zapchana - tak na maksymalny poziom jest jedynkami, na
samym dnie logiki i niepodzielności jedynkami zapchana. Rozumiecie i
pojmujecie, prawda?
I taka struktura ma w sobie tylko tyle wolnego (pustego), że jedynka
raz tu raz nazad się może przemieścić - tak to sobie pokazujcie. To
w szczegółach głębszych idzie nieco inaczej, tak na podobieństwo z
mechaniką wędrowania fotonu w gwiazdowej konstrukcji, gdzie ponoć
taka szamotanina elementu to i milion (albo i więcej) lat trwa, nim
się foton tak w dal oddali na swobodę, ale na tym obecnym poziomie
wmyślania się w rzeczywistość poprzestańcie wy na powyższym obrazie
szamotania się tej jedynki czegoś... I co widzicie?
Nic?, to niemożebnie. Wy sobie teraz przedstawcie, że taka sfera w
sobie nacisk rejestruje, że tak czysto mechanicznie coś ją ciśnie
i ciśnie - i co? Koledzy, na tę chwilę pytanie jest zbędne, jest i
działa nacisk, i to się liczy. - Wy zaraz, skąd nacisk, jaki on i co
to znaczy? Koledzy, jest nacisk, i co? - Jak to, co? Nacisk przełoży
się na jakąś konstrukcję. Jeżeli wcześniej, przed chwileczką, taka
konstrukcja była w stanie równowagi, to nacisk musi w niej budować
gdzieś i lokalnie większe zbiegnięcie tych elementów - ich docisk
do siebie musi pokazać się, dosłownie się pokazać jakąś formułą o
cechach obserwowalnych. Im więcej jednostek użytych w tym nacisku,
4. tym większa konstrukcja może się "osadzić" na dnie świata. Foton,
atom, może nawet i kolega z drugim kolegą - a co, może.
Wy swoje: "skąd ten nacisk?" Ale, przyznajcie, ujęcie ciśnieniowe to
już akceptujecie?...
Koledzy, jak to skąd, zewnętrzny - banalna, a i nawet prosta sprawa.
Nic, tylko pomyśleć, więc pomyślcie. Jak nie dacie rady, to do sprawy
przy okazji wrócimy, obecnie ważniejsze dla toku naszej dzisiejszej
wymiany poglądów jest to, co może powstać z takiego działającego na
wszystko ciśnienia. Oraz dlaczego cegiełki nie widać - to jest sedno,
koledzy.
Już powiedziałem, że tylko od pewnego poziomu skupienia elementów
może fizyk w swoim laboratorium fakt zauważyć, wcześniej taki stan
jest faktem podprogowym. - Co to znaczy, że podprogowym? Że nie jest
na tyle zasobny, na tyle rozbudowany, żeby spełnić kryterium bycia
w świecie - że nie ma takiego nacisku w otoczeniu, żeby stabilnie
się zachowywał. Po prostu, nacisk jest zbyt słaby i taka jednostka
na mgnienie zbita w jedność, taki zbiór elementów niższego rzędu,
on się momentalnie - z punktu widzenia fizyka momentalnie rozpada i
zanika. - Przypominam, koledzy, że każda fizycznie i realnie obecna
w naszym zakresie konstrukcja, to proces idący pionowo, czyli się
budujący "w górę", w skomplikowanie - a kiedy jest już należycie w
energię zasobna, dopiero wówczas taka zbiorowość może przekazać w
świecie sygnał dalej. Po prostu wybudowawszy się, może nacisk swym
istnieniem przenieść dalej - jest, więc ciśnie. I jest działanie w
tempie fizycznie obserwowalnym. Wcześniej było "upiorne", teraz to
fizyka z "c" i przewidywalna.
Wcześniej się pionowo budowało, teraz w poziomie sygnał się niesie.
Oczywistość.
Rozumiecie, koledzy? Tam, poniżej poziomu obserwacji, aż się kręci
i kotłuje, aż-aż, rozumiecie. Ale kiedy nie ma dostatecznej siły i
nacisku, więc w czasie formowania się takiej sfery, w początkowym
okresie jej istnienia - albo w drugiej, schyłkowej, kiedy nacisk w
otoczeniu zanikł - to powstające konstrukcje są małe i coraz takie
w sobie mniejsze. Po prostu, koledzy, w pierwszej części gęstość w
strukturze jest zbyt mała, żeby coś dużego mogło się wytrącić i na
dno opaść, a w drugiej też gęstość jest zbyt mała, bo sfera się w
wybuchu rozszerza i rozszerza. Więc, koledzy, na łatanie dziur nie
ma już zasobów. I robi się pusto, i robi się "pyk" - rozumiecie?
W pierwszej części procesu definiowanego jako "wszechświat", tutaj
zasilanie w elementy ("atomy" czegoś, kwanty) przychodzi z zewnątrz,
układ się, tak można powiedzieć, "tuczy", pochłania pokarm i się w
pionie buduje - a w drugiej, od środka procesu licząc, traci zasoby
do środowiska, starzeje się, mówiąc prosto. - Ot i co, koledzy.
Tylko, widzicie, najważniejszy w tym wszystkim - z naszego punktu i
zależności - najważniejszy jest ów środek. Przecież, zauważcie, ten
wszechświatowy proces to trochę miejsca oraz czasu zajmuje, zbiegnie
się w sobie, uzyska wszystkie elementy, tym naciskiem zewnętrznym i
wewnętrznym je uzyska - a to wszystko musi trwać. I trwa. I bardzo
dobrze, że trwa. Bo w tym to środku, koledzy, zauważcie i doceńcie
5. to, w tym środku takie coś się może pojawić, co to ten środek może
zwiedzać, oceniać, rozumować o nim, kumacie? Ani ciut wcześniej -
ani ciut później, tylko w środku, tylko w tym jednym punkcie coś z
gatunku myślowego może zaistnieć. Ciśnienie jest wówczas w stadium
maksymalnym, nigdy nie było podobne, to i najbardziej skomplikowana
w tej sferze struktura, też z grubsza biorąc sferyczna, takie cosik
może zacząć główkować - i dobra nasza.
Warto z tej możliwości, tak w ogólności, koledzy, skorzystać. - Tak,
warto, koledzy.
Na samym dnie tego procesu jest niepodzielny element, jedynka coś.
A na górze logicznej komplikacji, ale na dnie świata, tu także się
dzieje jedynka - tyle że najbardziej skomplikowana, dociśnięta na
każdym kierunku i w każdej cząstce składowej. Cała piramida takiej
ciśnieniowej machiny składa się na to, że teraz mogę o tym do was
mówić i o tym przekonywać. - Brak, koledzy, jednego elementu, a tej
rozmowy by nie było. By nie było, rozumiecie?
Zawsze jest tylko jedynka czegoś - zbiór takich jedynek; jest ruch
w nieskończoności, a efektem tu i tam, gdzieś lokalnie w bezkresie
takie się rozumne pojawia. Że rzadko, że w tych specjalnych, tak w
niektórych ujęciach zdumiewających warunkach i uwarunkowaniach, to
wszystko prawda. Ale prawdą jest, że to się musi zdarzyć - to się
po prostu musi zdarzyć.
Przecież właśnie o tej konieczności mówię, prawda, koledzy?
I na koniec, rozumiecie, trzeba sprawę owych starożytnych "atomów"
wyjaśnić - takie, widzicie, uszanowanie oddać bytom podobne fakty do
analizy świata i zastanawiania się nad jego sensem podających. Bo to,
sami teraz to widzicie, nie ma znaczenia słówko takie czy inne -
tu podejście do sprawy się liczy.
Niepodzielnym takie "coś" (najdrobniejsze z najdrobniejszych) można
nazwać, czyli atomem - można monadą, kwantem, jedynką; czy tak lub
siak. To nie ma znaczenia.
Bo, widzicie, chodzi o tę zasadniczą myśl - taką fundamentalną - że
jest fakt, element czegoś, czego już nijak się podzielić nie daje,
i to jest takie ważne. Na tym można dalsze rozumowanie prowadzić i
się w rzeczywistość wgłębiać.
Wyjdzie się w takiej analizie atomem - i wróci takoż "atomem". Tylko
że innym, przejrzanym na wszelkie z możliwych stron.
Zawsze jest "atom", widzicie, tylko jego rozumienie się zmienia.
cdn.
Janusz Łozowski