1. Kwantologia stosowana – kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 5.6 – Rytm zmiany.
Wszystko płynie, ktoś i kiedyś powiedział. I miał facet rację.
Nie ma znaczenia, czy to życiowy padalec, czy profesorska gnida, a
może inna ludzka bytność, każdy taki spojrzy w świat i wszędzie mu
w widzenie zmienność wejdzie, niczego stałego a elementarnego, nic
podobnego nie wypatrzy.
Zmiana po wszystkim się snuje, a wszystko ruchem się przedstawia -
i zawsze tak.
Ale, widzicie, jest pytanie, takie logicznie podbudowane: czy taka
zmiana to sobie losowo hula, chaotycznie – a może w tym sens jest,
może reguła? Bo jeżeli przypadek po każdym idzie, to jak to idzie,
że sensownie idzie? A jeżeli jest w tym rytm, to jaki – jak dojść
rytmiki zmienności?
Wiadomo, światowa rzeczywistość to coś przemierzające w niezwykłym
pędzie nicość, to dowodzenia już nie wymaga. Oraz jest zawsze stan
chwilowy, takie "teraz" światowe – i tylko to jest. Żadnego nie ma
byłego czy przyszłego, tylko ten tykający aktualnie zegar - taka w
kwantach sekunda to już wszystko. A że to się w pomyślunku tego lub
owego w jakiś atom czy gwiazdę zamienia, to banalne zbieractwo się
tak umysłowo objawia, takie chorobliwe gromadzenie informacji. Coś
się przemieści z miejsca na miejsce, zmysłowa wtyczka to odbierze i
prześle dalej – a mózgowie po licznych sumowaniach to sobie tym a
tym przedstawi. Im więcej punktów informacyjnych złapie i lepiej to
otoczenie zeskanuje, tym wyrazistszy obraz świata uzyska, tym dalej
w rzeczywistości się przemieści. Oczywistość.
Ale, widzicie, pytanie dalej się domaga wyjaśnienia, dalej trzeba
się zastanowić, dlaczego takie działanie jest możliwe i czy proces
jest jakimś rytmem opisywalny. - Świat tyka sobie kwantami, raz tu
pokaże się cząstka, raz tam, świat zmienia się nieustanie i nic o
osobniku to obserwującym nie wie. Zachodzi, i pięknie, i dobrze –
ale jak zachodzi i dlaczego tak to zachodzi, to nigdzie nie jest w
świecie napisane, to obserwator musi sobie samodzielnie policzyć i
wykalkulować.
Zmiana jest skwantowaną ciągłością, biegnie z kiedyś do zawsze - i
trzeba to tak opisać, żeby się wszystko zgadzało z każdym. Proste.
Skoro tak, to trzeba zadać sobie pytanie, taką hipotezę postawić w
formie pytania: co będzie tworzyć falę zmiany? Czym jest element w
zmianie, i czy zawsze jest tym samym elementem?
Sprawa, widzicie, niby prosta - a jednak skomplikowana. Powiecie w
swojej naiwności, że takim elementem jedynka czegoś będzie. I fakt,
racja w tym jest – ale jednak nie do końca. Bo jaka jedynaka to ma
być, co? Jeden atom to jedynka, czy nie? A planeta, a człowiek, a
wszechświat – to jedynka czy nie? A jeżeli nawet jeden człowiek i
2. jeden wszechświat, to który moment z takiej konstrukcji, obecny, a
może wczorajszy - a może jutrzejszy - co? Przecież w takiej jednej
faktograficznej konstrukcji, kiedy ją badać szczegółami, znajduje
się mnogość pomniejszych jedynek, aż po najmniejsze jakoś jeszcze
mierzalne. A to przecież, tego też nie trzeba dowodzić, to żadne w
sobie najmniejsze z najmniejszych - do takiej elementarnej jednostki
daleko, i leży ona poza pomiarem. Więc co uznać za jedynkę, co?
Fakt, logicznie to sprawa zasadniczo prosta, jest to najmniejsze z
najmniejszych, tam gdzieś na dole każdego czegoś się to znajduje - i
sobie się przemieszcza o jednostkę. A efektem tego jest wszystko -
i zmiana. Fakt, tak jest i logicznie inaczej być nie chce. Kosmos w
jego nieskończonym bezkresie i wiecznym ruchu, fundamentalne jedynki
czegoś w tymże Kosmosie - to właśnie Ewolucja w toku zachodzenia. I
już.
Ale - ale kiedy się taka jednostka zaplącze w sferę wszechświata,
się lokalnie w nieskończoności wprzęgnie w budowanie struktury oraz
pomniejszych wewnętrznie konstrukcji, to tej jednostki jako takiej
w badaniu i obserwacji nie ma - to zawsze jest zbiór.
I dlatego, i teraz to pytanie nabiera tak istotnego znaczenia: jaka
jednostka buduje postrzeganie? Że nie logicznie najmniejsza, to już
oczywistość - ale jaka?
I tu, widzicie, pojawia się jedynie możliwa odpowiedź: taką jedynką
będzie to, co za taki fakt uzna obserwator.
Tak, dokładnie tak. Przecież to jest ciągła zmiana, która dokonuje
się kwantami niższego poziomu. Wyróżnienie, co jest jedynką, proces
zaliczenia tego do "atomu" czy "planety", takie działanie to czyn
obserwacyjny, akt pomiaru plus ustalenie granicy pomiaru. To jest
"obiektem", co obserwator uznaje za obiekt – to pochodna zdolności
mierzenia i wiedzy, co się mierzy. Co innego będzie jedynką pomiaru
dla osobnika uzbrojonego w zmysłowe doznanie, np. oko - co innego w
obserwacji mikroskopem takim czy innym. Zawsze, zawsze o podzieleniu
ciągłego procesu na jednostki decyduje obserwator.
To on, byt obserwujący, o ile może wyodrębnić, powiązać w wyraźny
fakt z jednolitego tła jakiś przebieg (stan skupienia elementów) -
to dla niego stanowi ów fakt.
I tym samym jedynkę poziomu. To jest stan nadprogowy, który okazuje
się elementem składowym (jednostką) zbioru podobnych faktów.
Czy to oznacza, że w otoczeniu nie ma odrębnych bytów, że wszystko
jest chwilowe w swoim wystawaniu z otoczenia? I tak - i nie.
W logicznym ujęciu rzeczywiście nie sposób pominąć tła, to warunek
zrozumienia rzeczywistości. - W takim głębokim zobrazowaniu nie ma
niczego bez tła, bez otaczającego środowiska. W tym rozumieniu to
wszystko razem stanowi rzeczywistość i razem musi być analizowane
– to konieczność. Wyróżnienie może być na chwilę, żeby zrozumieć
zależności, ale chwilę później trzeba to zespolić z tłem, żeby się
nie zagubić w detalach.
Tylko że, z drugiej strony, to te "detale" są wszystkim, czym może
się rozum zainteresować w świecie – to detale są wszystkim, co mu
3. podsyłają zmysły - to detale są wszystkim, co widać w dowolny sposób
i w każdym kierunku. I zawsze w tych detalach jest wielkość mała i
najmniejsza z możliwych - czyli jedynka wyróżnionego procesu. Byt w
jego istnieniu i w poznawaniu zawsze ma do czynienia z elementem o
nieostro wyodrębnialnych z tła granicach, zawsze musi się namęczyć
z ustaleniem, co do czego przynależy, ale w jego działaniu właśnie
takie jedynkowe zbiory są jedynie dostępne i na nich przeprowadza
operacje. I przede wszystkim od nich wychodzi w analizie powiązań
w świecie. - Że tło jest niezbędnym dopełnieniem, to wiedza późna i
bardzo późna, początkowo i długo liczy się jakoś tam zauważalna w
tle struktura. I to ona jest dla obserwatora jedynką. - Być może w
dalszym działaniu powiąże ją z otoczeniem i innymi jedynkami, ale
może być i tak, że na zawsze pozostanie w obserwacji powierzchni i
głębokich powiązań nie stwierdzi. I jego prawo. Jeżeli w działaniu
się to sprawdza, jeżeli pokonuje zakręty, wszystko dobrze. Jednak
dobrze byłoby poznać aż do podstaw, żeby coś niespodziewanego nie
zaskoczyło i nie zburzyło obserwacji – dobrze byłoby.
Jedynką jest wszystko to, co za jedynkę zmiany uzna obserwator. To
może być człowiek, ale i gwiazda, i wszechświat – nie ma granicy w
tym ustalaniu. To może być człowiek z całym jego życiowym zbiorem,
a więc bez rozróżniania na elementy składowe - ale to może być, w
innym już liczeniu, dzień z życia w skali lat, też jednostka. Może
być jedynką sekunda istnienia, ale i zbiór w postaci całego ciągu
i pokolenia jednostek. I tak dalej. Zależnie od tego, co wyróżni i
z jaką intencją obserwator, to będzie jednostką składową zliczania
takiego zbioru.
W jednolitym i ciągłym tle nie jest ważne, jak je dzielę, ważne jest
to, że w ogóle fakt podziału się dokonuje. Ponieważ w ten to sposób
zachodzi porządkowanie - ustalanie rytmu zmiany i jej reguły.
To warto podkreślić: nie ma znaczenia jednostka użyta do zliczania
i znakowania rytmu, najważniejsze jest samo działanie porządkujące
i szeregujące zmianę.
Nie ma znaczenia, gdzie w jednolitym tle przeprowadzę granicę - to
sam akt wyznaczania linii granicznej jest istotny. To działanie i
rytmicznie ustalona jednostka "cechuje" tło i nadaje znaczenie tak
wyróżnionemu. I pozwala zrozumieć ów wyróżniony fakt.
Takimi jednostkami reguły mogą być jedynki i pochodne matematyczne
- to może być pojęcie - to może być znak nutowy - to może być fakt
fizyczny - to może być obraz - wiersz - budynek - roślina - imię i
nazwisko... Nie ma znaczenia użyta abstrakcja, to zawsze jest fakt
i jedynka. I zawsze to jest abstrakcja. To zawsze złożenie, które
z tła coś wyodrębnia. - I to zawsze jest operowanie jedynką. Nawet
o tym nie wiedząc, taki użytkownik abstrakcji operuje jedynką i na
końcu też ma jedynkę w postaci jakiegoś ustalenia.
Zawsze, zawsze operuje się jedynką i zawsze skutkiem jest jedynka.
Widzicie, jedynka może mieć gabaryty wszechświata, a być logicznie
jedynką, może być najmniejszym z najmniejszych, ale będzie jedynką
i jednostką obrachunkową – nie ma znaczenia "wielkość" jedynki, bo
to zawsze jest jedynka.
4. A skoro tak, skoro każdorazowo jedynka jest jednostką do niczego w
działaniu redukowalną, czyli niepodzielnym faktem, to pojawia się
pytanie, czy można prowadzić operacje na takich jedynkach - a jak
można, to jak to zrobić?
I tu, jako konieczność, wyłania się działanie, najprostsze z tych
najprostszych. Skoro działanie dotyczy najprostszych elementów, to
i operacje na tych elementach muszą być skrajnie proste.
Czyli coś takiego: jeden plus jeden równa się dwa. - Dwa plus dwa
równa się cztery. - Cztery plus cztery równa się osiem.
I to wszystko. Niczego więcej nie potrzeba. To jest rytm najniżej
w rzeczywistości zachodzący, fundamentalnie podstawowy. I wszystko
inne jest tego pochodną.
Istotne w tak wyznaczonym rytmie zmiany jest to, że wypełnienie na
poziomie możliwości ruchu, a więc dopełnienie do jednostki, że to
skutkuje przejściem na poziom wyższy – albo opadnięcie na niższy,
o ile obserwacja dotyczy kierunku rozpadu. I teraz, już na tym dla
procesu nowym poziomie, w tym obszarze to, co uprzednio dopełniło
się do maksymalnego stanu posiadania i stało się zbiorem, to w tym
nowym środowisku znów jest jedynką elementarną, jednostką liczenia
i obrabiania. I znów w rytmie generalnym - i w jego wielokrotności
- przebiega jego przekształcanie się. Znów wchodzi w relacje, znów
jest elementem najmniejszym z najmniejszych.
W maksymalnej skali, na samym dole i na samej górze zmiany, w tych
strefach granicznych i logicznie pojmowalnych, realizuje się taki
sam i zarazem podstawowy rytm, a wszystko pomiędzy jest pochodną.
Rytm zmiany jest jeden i zawsze ten sam, natomiast jego produkcje,
realne upostaciowania są liczne - nieprzeliczalne.
cdn.
Janusz Łozowski