1. Kwantologia stosowana - kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 11.8 - Abstrakcja, czyli co.
Abstrakcja z samej definicji jest uogólnieniem rejestrowanej zmiany
i odnosi się, stanowi "nadmiarowość" (zewnętrzny narzut) wobec tak
definiowanego procesu. Jest zmiana, natomiast "treść" jest zawarta
w symbolu - w "znaku" symbolizującym treść. A który to znak zawiera
się w bycie obserwującym. I tylko w nim.
Abstrakcja jest przede wszystkim uproszczeniem skomplikowanej zmiany
lub struktury.
Że to dalej pozwala operować takim znakiem oraz pozyskiwać skuteczne
zobrazowania zmiany - to fakt. Ale są tego dalekosiężne skutki.
1.
Jak powstaje abstrakcja?
Przede wszystkim wypada powiedzieć, że "abstrakcja" to skok ponad
doznawaną przez obserwatora rzeczywistością - to nagłe, czasami dla
osobnika niezwykle emocjonujące doznanie, które oznacza zbudowanie
się w nim nowości. Czyli symbolu, znaku, abstrakcji zachodzącej obok
zmiany - w zakresie zewnętrznym (poza).
Ta zmiana może przebiegać tak samo dobrze w konstrukcji osobniczej,
jak i poza nią, jednak to zawsze jest stan zewnętrzny do obserwatora,
to uogólnienie tej zmiany do takiego abstrakcyjnego znaku. Bowiem
nie ma znaczenia lokalizacja tego wyróżnionego w tle świata zdarzenia
- dla obserwatora ona zawsze (i tylko) jest postrzegana zewnętrznie.
Jest doznawana wewnętrznie, i to jest obserwator w momencie istnienia,
ale poznawana, mierzona może być wyłącznie zewnętrznie - jako "fakt"
posiadający początek, swój maksymalny stan zajętości w środowisko,
czyli środek - oraz zanik, wytracanie elementów. Aż do stanu-momentu
ponownego wtopienia się w tło.
I cały tak rozumiany przebieg jest abstrakcją.
Zawsze jest tylko stan chwilowy - w logicznym i "zmatematyzowanym"
ujęciu płaszczyzna jednorodnych elementów, która jest tradycyjnie
pojętym stanem "teraz" - jednostką rzeczywistości.
Ruch, zmieniające się ułożenie tych elementów i ich przemieszczenie
się o jednostkę do kolejnego punktu - to tworzy najmniejszą skalę
czasu-i-przestrzeni, jest też skalowaniem zmiany. A złożenie takich
stanów, składanie się w konstrukcję-byt obserwatora - a dalej w jego
doznania - a jeszcze na kolejnym poziomie w zbiorczy i łączny fakt w
jego głowie - to jest, to stanowi abstrakcję.
Niczego poza fizycznym stanem chwilowym nie ma, ale w zbiorze, więc
w archiwum doznań, po skondensowaniu do jedności i zawsze tym samym
na konkretnym nośniku, w takiej osobowości tworzy się coś w formule
abstraktu - abstrakcji zmiany, która zaistniała.
Ona - co trzeba podkreślić - nigdy w takiej formie to nie istniała,
nie istnieje i nie zaistnieje - ale w ramach osobniczego "zbierania
2. punkt po punkcie" i łączenia tego w jedność - taki konstrukt się w
obserwatorze pojawia. I może posłużyć do przeprowadzania dalszych na
tym i wobec tego operacji.
A kiedy osobnik nada takiej jednej, a nawet wielkiej w skali czasu
i przestrzeni abstrakcji - nada znak i tym samym opisze kodem, taki
znak znów może posłużyć do budowania następnego poziomu uogólnienia,
kolejnej abstrakcji.
Budowanie abstrakcji - jeżeli to odnieść do szkolnego przykładu z
"płaszczakiem" - to rzutowanie w stan teraz, w/na płaszczyznę ciągu
kolejnych "warstw" sfery czy dowolnej struktury. "Odbicia", kręgi w
postaci pełnego koła - to te krok po kroku doznawane "plamy" tego
płaskiego świata są zarazem tym światem - rzutowanie jest zarazem
budowaniem (i budowaniem się) tego świata w tym rzutowaniu.
Zakresu pand i pod nie ma w żadnej postaci, to wspomożenie rozumu,
uproszczenie i zobrazowanie zmiany - jednak "rzut" na/w płaszczyznę
jest stenem obiektywnym, współtworzy i warunkuje taki świat.
Dla płaszczaka nie ma niczego więcej - istnieje w ramach płaskiego
po horyzont świata. I dla niego zawsze jest ten i tylko ten chwilowy
stan, wszystkie w takim ujęciu rzuty są jego światem. Logicznie są
to idealne konstrukcje, a realnie - więc już w konkretnym odbiorze
(postrzeganiu) - zdeformowane. Zdeformowane wzajemnym naciskaniem i
potrącaniem się jednostek ogromnego, nieprzeliczalnego - n-licznego
zbioru.
Ale taki byt, o ile zawiera w sobie zdolność "odciskania", notowania
w pamięci stanów zaszłych, może na takiej podstawie (dla siebie i w
sobie) wytworzyć, zbudować - skonstruować obraz zakresu większego w
stosunku do doznawanej zawsze chwilowo płaszczyzny. Może dobudować
zakres "ponad", ale i ten "poniżej".
I może na tej podstawie, do swojej zawsze płaskiej skali istnienia,
dodać kolejne płaskie chwile.
A dalej, na tym fundamencie płaszczyzny, fizycznie na zawsze w niej
pozostając, logicznie umieścić się w sferze - w sferze, którą takie
doznawane stany chwilowe budują.
Jej nie ma realnie, jednak całość takiej abstrakcji jest sferą oraz
spełnia wszelkie zależności sfery.
I dlatego można taki obraz zastosować do opisu - nawet wiedząc, że
to czasoprzestrzeń abstrakcyjna. Można, ponieważ złożenie zawiera w
sobie wszystkie elementy, które się zdarzyły albo zdarzą.
I tym samym jest to "realna abstrakcja" - "fizyczna abstrakcja". I
poddaje się wszystkim wywiedzionym ze świata regułom.
2.
Abstrakcja to indywidualny kod.
Istotną cechą tak budującej się struktury (która staje się symbolem
doznawanej zmiany) jest to, że to stan zawsze zbiorczy, zsumowany do
takiego stanu - jest to tym samym i po prostu zawsze indywidualny i
niepowtarzalny kod, "obraz" faktu.
I dlatego nie ma i nie może być w świecie dwu całkowicie identycznych
kodów abstrakcyjnych ani dla tego samego osobnika, ani dla tej samej
3. treści postrzeganej, ani także dla zbioru obserwatorów - zawsze jest
indywidualny, jednostkowy w całości kod zachodzącego procesu. Inny
kąt postrzegania, odmienne wewnętrzne nastawienie, inne wcześniej
wypracowane pojęcia - to wszystko jest istotne, ma w przebiegającym
tu-i-teraz procesie doznawania-pozwania znaczenie i warunkuje to, co
się postrzega; ilość zmiennych jest tej skali, że nie było, nie ma,
nie będzie takiego samego kodu. - Co nie wyklucza podobieństw, tego
nie trzeba podkreślać.
Ale to zarazem pozwala, żeby ten jednostkowy kod w całości zbioru
odszukać - a dalej zestawić z tym, co się widzi w świecie. I dalej
na tej podstawie - w chwili aktualnej dla osobnika - odnieść je do
siebie oraz wykryć zbieżności. I w zależności, czy to jest znacząco
podobne, czy tylko trochę, na tym oprzeć swoje reakcje - albo się
uspokoić, że znane, albo uciekać, bo nieznane i potencjalnie może
być groźne.
Cały oparty na tym schemacie system reagowania po prostu dobrze się
sprawdza, pozwala zaistnieć i istnieć, a nawet w dalekim planie już
przejść do budowania wielkich abstrakcji - do budowania analogii w
postrzeganym (i to na każdym poziomie rzeczywistości).
Bo skoro to jeden świat i jedna reguła, to wynik operowania znakami
(abstrakcjami) i ich wzajemne odnoszenie do siebie, to musi wnieść
poprawny rezultat.
Co więcej, co należy podkreślić, nawet w niepełnym ujęciu, kiedy w
zakres postrzegania wchodzi wielki "zrzut" w/na płaszczyznę, kiedy
obserwator rejestruje fragment fragmentu - nawet w takiej sytuacji
byt nie jest bez szans na zbudowanie poprawnej abstrakcji o cechach
już maksymalnych.
Ponieważ znając kod fragmentu, odnosząc go do stanu rozpoznanego i
opierając się na zasadzie-regule budowania struktur - może zbudować,
dobudować brakujące części.
Jak to się dzieje w zakresie biologicznym - czyli kiedy jedna linia
kodu zawiera potrzebną jednostkę, a w drugiej jej brakuje - to w tym
splataniu i rozplataniu się obrazów-znaków (tu: elementów kodu) - w
tym procesie zachodzi wypełnianie-uzupełnianie brakujących odcinków.
I tak powstała całościowa budowla jest stabilna, poprawna i spełnia
się w świecie.
Zasada analogi sprawdza się na każdym poziomie rzeczywistości.
3.
Doskonałość abstrakcji matematycznej.
Abstrakcja to "skok ponad zmianą", to usunięcie tej zmiany z opisu,
a przez to maksymalne jej uproszczenie. Ale są tego skutki.
Wzór matematyczny, fakt, jest najlepszym symbolem nawet maksymalnie
skomplikowanej procedury, która jest wyróżniana w świecie - jednak
zarazem przez to "suchym" i trudnym w interpretacji - w tłumaczeniu
na realny przebieg.
Wzór zawiera w sobie wielkie zakresy zjawisk, w jednym skrócie lub
symbolu oddaje powiązania, ale tylko wówczas, kiedy elementy składowe
i zależności są już rozpoznane (i świadomie stosowane). W innym, a
4. tak się dzieje w strefie maksymalnej i granicznej, w takim przypadku
zsumowanie i połączenie w jedność obrazów prowadzi do nieporozumień.
A nawet do niezrozumienia tego, o czym mówi wzór.
Stąd się zresztą bierze powiedzenie, że matematyk nie ma pojęcia, co
się realnie i fizycznie kryje za jego abstrakcją - a nawet, że nie
rozumie języka, którym operuje... Odrobina prawdy w tym jest...
Matematyczne, a do pewnego stopnia także filozoficzne (o ile obraca
się w swoim kręgu pojęć) interpretowanie zmiany jest maksymalnie w
swojej dobroci sprawne, to działanie "szczytami" - pomija zbędne i
przeszkadzające w opisie szczegóły. Ale przede wszystkim pomija na
zawsze w zmianie zawarte przerwy i lokalne różnice gęstości, które
realny byt współtworzą.
Jednak o ile sprawdza się to wręcz doskonale wewnętrznie, w ramach
tu i teraz świata, to dramatycznie zniekształca obraz na/w brzegu,
kiedy jest zakres maksymalny, a opis sięga tła w jego nieskończonej
i wiecznej formule. Wówczas w tak produkowany opis wchodzi bezkresny
tok zliczania logicznych jednostek-cegiełek i bez koniecznego dalej
wprowadzenia samoograniczeń, nie można niczego sensownego wyrazić i
stwierdzić.
Ale również niczego sensownego o zakresie "dalszym" a niezbędnym do
tutejszego powiedzieć nie sposób, ponieważ brakuje podejścia.
Kiedy buduje się (aż do nieskończoności) jedność złożona z jednostek
- z takich samych jednostek (o czym podpowiada wzór) - to nie ma jak,
nie ma metody wprowadzenia w ten obraz koniecznych w zmianie przerw
i stanów lokalnych, ponieważ ten wzór sam z siebie o tym nic nie wie
i nie mówi - nic do takiego działania podstaw nie daje; wzór sobie
jest wartością samoistną, nie może być do niczego odniesiony, więc
jego zawartość jest wiedzą pełną. I jedyną tym samym.
Jeżeli ograniczyć działanie poznawcze tylko do tego zakresu - żadnego
"dalszego" i żadnych szczegółów już nie można wypracować. Bo jak w
"jedność" wprowadzić szczegóły?
Czyli - skoro to "punkt", jednostka analizy (i stan brzegowy) - to
poza taki stan-punkt nie można się wydostać. I dalsze poznanie utyka
- kończy się. Zasadnie w tym zakresie, ale jakże daleko od realnej
treści i fizycznego toku zmiany.
Abstrakcja matematyczna w swojej doskonałości osiągnęła brzeg, jest
skrajną i zarazem poprawną, ale jej zrozumienie nie może osiągnąć
tego poziomu, ponieważ jest "o krok" poniżej, zawiera się w zmianie.
A jednocześnie (kiedyś tam na wcześniejszym etapie) ta zmiana z tej
procedury została renormalizowana - opis dotyczy przekształceń, ale
choć one są we wzorze elementem integralnym, to są w nim ukryte - i
to na zawsze.
Efekt? Zsumowana w jedność (świata i wzoru) wielość przejść, chwil
oraz punktów granicznych; widać jedność-jedyność "ściany" - kiedy to
zbudowany z "cegieł" mur.
Z tym, że to właśnie jest jednocześnie jedyny możliwy tok dalszego
operowania abstrakcjami i ich zrozumienia.
Czyli wzoru zrozumieć w odniesieniu do niego samego nie można - ale
można przetłumaczyć na postrzegane w otoczeniu fakty.
5. I to jest ten możliwy kierunek ruchu wyjaśniającego: nie we wzorze
- nie w matematycznym schemacie, tak sztywnym i sumującym wielkie
procesy w jedność - lecz w rejestrowanym wszędzie w świecie rytmie
zmiany. Wzór wnosi jedność, ale to żadnym sposobem nie oznacza, że
fizycznie to się tak obrazuje.
Jedność ma wartość logiczną - ale trzeba obecnie w uproszczenie, w
schemat wprowadzić - i to na zasadzie absolutnej konieczności - tok
zmiany; bez wpisania w wzór kiedyś tam wyrzuconej zmienności, nie
ma możliwości poznania jego rzeczywistej treści.
"Absolutyzacja" wzoru - przypadłość częsta wśród abstrakcjonistów -
to główny, o ile nie jedyny powód błędnego odczytu takiego przekazu;
"obraz", który wnosi symbol, to nie realna zmiana.
Czyli w wywiedziony ze świata schemat należy ponownie wprowadzić te
wszelkie utrudniające opis stany chwilowe, detale i przerwy - bez
tego całość nigdy się nie rozpadnie na składowe i tło, pozostanie
ścianą nie do pokonania; wzór może będzie i doskonały w swojej treści
- jednak bez adresata-odbiorcy, który coś z niego wyniesie w formie
przyrostu wiedzy.
4.
Abstrakcja to informacja.
Czyli nadpisane, dodane do fizycznego nośnika znaczenie - dodane w
formie indywidualnego kodu i symbolu.
Abstrakcja to kod na poziomie kolejnych kadrów zebranych-zaistniałych
w takim "filmie", to kod fizyczny - ale również kod w formie znaków
i symboli znaczących coś dla obserwatora.
Realnie nie ma w pamięci, w archiwum żadnego obrazu "drzewa" - jest
tylko zbiór zapamiętanych stanów chwilowych tego konkretnego drzewa,
które układają się w taki "obraz" dla obserwatora.
A to dalej może być zakodowane, więc wejść jako jednostka w skład tła
i brzegu, tym razem już sprowadzonych do zmiany w przestrzeni bytu,
do zakresu głowy obserwatora - a także do zmiany tylko w ramach już
abstrakcji, do poziomu operacji abstrakcyjnych. - To dalej może być
elementem tła dla pojęcia "drzewo" i budować to tło wraz z wszelkimi
innymi kodami, które to lub inne doznane-poznane w ciągu życia drzewa
oznaczają. A jeszcze po dalsze, będzie to na kolejnym już poziomie
sumowania abstrakcji "drzewo", symbol i uogólnienie tych konkretnych
doznań, też ujęty w kod, też stan fizyczny - ale zarazem jednostka
logiczna operacji.
Nie ma przecież znaczenia, czy reguła tak pojmowanej zmiany - czyli
budowanie się abstrakcji w tym etapie analizy - czy to biegnie na/w
poziomie fizycznym, czy opis odnosi się do zakresu abstrakcyjnego,
elementów zmiany tylko odczuwanych-odbieranych jako "czysta treść"
i "czysta abstrakcja".
Nie ma to znaczenia dlatego, po pierwsze, że przebiega na fizycznym
nośniku - po drugie, że również odnosi się do stanów fizycznych - a
po trzecie (i najważniejsze), nie ma znaczenia w analizie, czy opis
6. dotyczy fizycznej zmiany czy "suchej", wypreparowanej z niej (czyli
pojęciowej, abstrakcyjnej) - więc lokującej się poza zmianą.
Zawsze jest ten sam rytm, ten sam i jedyny świat, w którym buduje się
abstrakcja - i jedna zasada przekształceń.
Dlatego pozornie samodzielna i do świata zewnętrzna abstrakcja, ten
zakres również zawsze podlega obowiązującej regule, tu nie ma i być
nie może żadnych odstępstw.
Osobnik nie ma pojęcia o zakresie podprogowym zmiany, dla niego to
ciemność i nieoznaczoność, operuje tylko abstrakcjami - jednak w obu
zakresach obowiązują te same reguły, wyjątków nie ma. Nawet kiedy w
postrzeganiu wewnętrznym wydaje mu się inaczej, nawet kiedy doznaje
emocjonalnego dreszczu nowości zbudowanej w postaci abstrakcyjnej -
to zawsze jest ten sam proces i reguła. To zawsze jest ten sam świat.
Że istnieje w złożeniu, abstrakcyjnie, że dotyczy tylko obserwatora?
Cóż, prawda.
5.
Ciekawość świata.
Ważnym - niezwykle ważnym elementem działania na abstrakcjach (oraz
budowania nowych) są emocje - tego dreszczu, który przebiega mocno i
głęboko przez całość osobnika - to trudno zapomnieć i zlekceważyć;
do tego się dąży, czasami długo, to podbudowuje motywację, która w
dni i lata przenosi oczekiwany efekt.
Tego nie sposób pominąć przy opisie abstrakcji. To tak jednoznacznie
odróżnia fizyczny przebieg zmian budowania pojęć matematycznych w
stosunku do innych obszarów, że wypada - że trzeba to podkreślić.
Doskonałość wzoru obraca się przeciwko niemu i metodzie, która się
za jego powstaniem kryje.
To sztywna, pozbawiona emocjonalnych, a wiec zasadniczych "drgnień"
formuła - i dlatego tak odstrasza.
To tak dalekie od bogactwa wrażeń, które niesie byle zachód słońca,
że nie dziwi wielka trudność wniknięcia w obszar abstrakcyjnych kodów
i znaków, które coś znaczą i czasami bardzo wiele wnoszą, ale które
są zarazem w sobie "nieme", bez "kolorów", bez zmysłowego dodatku.
Dowolna abstrakcja, a matematyczna szczególnie, abstrakcja bez tego
codziennego dopełnienia "szamotaniną" drobin, to niewiele warte; acz
pomocne, to także prawda. - Że są tacy, co w tym upatrują uciechy i
mają dreszcze? Dobrze, w całości zbioru i tacy są potrzebni. Ale w
przeciętnej duszy najważniejsze są takie emocjonalne poruszenia, to
się liczy.
Jest jeszcze jeden element budowania się abstrakcji, w powiązaniu z
emocjami: ciekawość. I to na każdym poziomie.
Kiedy obserwator dociera ustaleniem do jakoś wyznaczonej granicy lub
brzegu - nie ma znaczenia, czy aktualnie lub w historii, osobniczo
czy zbiorowo - zawsze stara się zajrzeć "w dalsze"; samo docieranie
do strefy granicznej taką potrzebę i myśl wprowadza.
Jeżeli konkretna chwila w istnieniu (oraz istnienie jako takie) to
ciągłe dochodzenie i przekraczanie jednorodnej płaszczyzny tła (pojęć
lub fizycznego) - jeżeli cała działalność obserwatora to sumowanie
w jednostkę docierającej ze świata zmiany i dalej ustalanie, że ona
7. się zaczyna, ale także kończy - jeżeli poza tak zsumowaną w jedność
zmianą i abstrakcją w realnym przebiegu jest zawsze kolejne i dalsze
- to dla takiego bytu pytanie o to "dalsze" jest koniecznością, nie
może uznać, że dotarł do brzegu, ponieważ tego brzegu-tła nigdy nie
notuje w swojej poznawczej procedurze. Nie może.
I dlatego w tym ciągu poznawania nie ma ostatecznej wartości, nie
ma granicy w analizowaniu świata - zawsze jest pytanie o "kolejne".
O dalsze fizyczne, ale i o dalsze logiczne.
Nawet wiedza, absolutnie już krańcowy punkt dowodzenia, że dalszego
nie ma, że to głęboka i zasadnicza sprzeczność, kiedy postulować to
"dalsze" - nawet taki wniosek umysł przyjmuje z rezerwą. To koszt,
to cena tej ciekawości "dalszego".
To konieczny do poniesienia koszt istnienia w granicach - oraz ich
przekraczania. Na co dzień to doskonale się sprawdza, jest wielce w
analizach i działaniu pomocne - jednak w zakresie brzegowym (już w
strefie maksymalnie brzegowej), tu prowadzi do nieporozumień. Jest
powodem albo sumowania się (do nieskończoności) elementów, albo ich
logicznego zapętlenia, co również wnosi bezkres w zliczanie. I trzeba
mieć tego pełną świadomość.
W świecie wszystkie granice są do przekroczenia, nie ma ograniczeń
- acz są tego przekraczania koszty. Jeżeli są jakieś ograniczenia,
to tylko w obserwatorze.
I w logice.
Dalej jak do "COŚ", "NIC" i ruchu nie można się przebić. To ostatni
punkt analizy. I ostatnia abstrakcja.
cdn.
Janusz Łozowski