1. Kwantologia stosowana - kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 10.5 - Cząstki wirtualne.
Można popaść w zwątpienie.
Koledzy, tak, można. Nie pocieszajcie. Doceniam wasze słowne zdanie
i chęć szczerą, ale jest tak, zauważcie, że gdzie tylko spojrzeć i
się nad tym pochylić, to taka, widzicie, niepewność się rodzi w tym
oglądzie - z niego się poczyna w emocjonalnej szamotaninie. Bo to w
tej pogłębionej analitycznej obserwacji wychodzi, że nic pewnego i
stałego, że tylko zmiana oraz splątanie wszystkiego ze wszystkim -
i że to takie wirtualne. Niby, koledzy, cząstka, a to ona tak tutaj
na mgnienie, taka w sobie pozaczasowa.
Tak, koledzy, w tej tam dali, albo i w tej tu punktowości, świat się
wirtualnością pokazuje, niby jest, niby fizyka - ale wirtualnie. I
jak tu się, koledzy, nie zamyślić, jak zwątpienie odgonić?
A takie zwątpienie, koledzy sami wiecie, to groźne ono w sobie być
może. W fizykę, w naturalność i nawet w nadnaturalność, we wszystko
może uderzyć - kiedy się tak będzie rykoszetem po otoczeniu snuło,
to, sami rozumiecie, różne skutki z tego mogą być.
Wstaje człowiek rano, się po świecie słoneczkiem okraszonym albo i
deszczem spłukanym rozgląda, i ma z tego ranka poczucie, że znośnie
jest, a nawet czasami i dobrze - czyli generalnie ujdzie.
I tu się schyli do tej materii czy pustki wszechświatowej - i wówczas
się okazuje, że to ani materia, ani pustka, a tak po prawdzie diabli
wiedzą co. Bo to niby pustka, niby tu żadnego czego i zupełne nic,
żadnego atomowego kawałka, ale to w oglądzie powierzchniowym wygląda
na takie, to złudzenie postrzegawcze jest. Tak, koledzy, złudzenie.
Bo w tej pustce, zauważcie, aż się gotuje od zderzeń tego niczego,
czego podobno tam nie ma, z innym niczym, też podobno nieobecnego.
Tak, koledzy, to nic z tym innym nic się paruje, scala, w związki
bliskie wchodzi - i ten taki laboratoryjny ciura to sobie notuje w
przyrządzie rozbudowanym jako cząstkę. Cząstkę nie cząstkę, koledzy
- bo to jest, a nie jest, koledzy, to się pojawi, ale nieuchwytnie
w tym naszym fizycznym zakresie; to mignie i znika tak szybko, że i
najdokładniejszy stoper tego mignięcie nie odnotuje. Ech, koledzy,
i jak tu zwątpienia w to słoneczko czy deszczyk nie doznać - jak z
duszy piskliwe nutki odegnać? Jak, koledzy?
Powiecie na to, że sprawa niewarta dyskomfortu emocjonalnego, to w
sobie przecież pospolite, zawsze się dzieje, coś tam na tej granicy
świata wirtualnie poczyna w intymnym związku elementów - i że to w
całości drobiazg, bo są istotniejsze dylematy.
Może, nie wiem. Dla mnie jednak pustka, która pustką nie jest, a też
pustka, która tworzy coś z niczego - to, przyznaję, stan poniekąd
dziwny, ociekający nadzwyczajnością rodem z niematerialności jakoś
definiowanej przez jakiś tak w sobie pokręconych - to generalnie i
w szczególe pozbawione sensu. Nie wiem, może i można to pominąć w
spojrzeniu, takim nietutejszym zachowaniem się nie przejmować, albo
2. przyjmować to z dobrodziejstwem zastanym i niewyjaśnialnym - albo i
jako dogmat czy aksjomat to ustawiać sobie w systemie. Pewnie tak
można. Ale ja, widzicie, w tym się istotnego dopatruję - dla mnie w
takim informacja o wszystkim się zawiera.
Nie jest ważne, czy gdzieś tam na metr sześciennie zliczany się jaka
cząstka wykluwa, to takie sobie po ogólnym przekazie treściowo jest
ubogie i wątłe. Istotne wielce natomiast jest to, że ta pusta pustka
pustką fałszywą się okazuje, że ta pustka to nie pustka, że to tak
do granic zapchane, że tam palca nie wetkniesz. - I że pokazuje się
to chwilą wirtualną, poza pomiarem.
Tak, koledzy, to jest w tym ciekawa a ważne, że pustka zapchana po
graniczność i że z tego coś się na mgnienie wyłania.
Fizyk, wiadomo, to taki ktoś, że w swoje paluszki chwyta wszystko,
co mu się tylko schwycić uda. A jak pochwyci, to obraca oraz maca,
nawet się w środek wwierca i rozbija, tego składnika jednostkowego
wszelakiego poszukuje. I to tak od zawsze idzie, i nawet skutecznie.
Tylko, koledzy, jest teraz ciekawe pytanie: jak taki ktoś może taką
wirtualną cząstkę chwycić - jak ją zbada, co w niej ustali za fakt i
cegiełkę, za składnik? Fizycznego realu można dopaść w jego jakiej
tam konstrukcji, realność daje się pomierzyć, nazwać - tak a tak w
tabelkę upchnąć, wiadomo. Ale jak wirtualne, więc nieostre i ulotne
zdefiniować? Wzorem można, prawda, można takie coś policzyć, nawet i
zapostulować w istnieniu mgnieniowym - tylko jak to złapać w wielki
czy mały przyrząd? Fakt, koledzy, nie można.
I jest problem: co tym wirtualnym faktem jest i z czego i dlaczego
jest - i co to oznacza w całościowym ujmowaniu świata?
Co, koledzy?
Żeby powiedzieć, czym są "cząstki wirtualne", koledzy, trzeba wyjść
od tego, że wszechświatowa bańka to zapchana elementami sfera, tak
do granic możliwości. Omawiane to już było, koledzy, wiecie, że to
się pompuje z zewnątrz do środka tutejszego czasu - a później, tak
na dziś, to już się wytraca zewnętrznie do nieskończoności. A braki
uzupełniane są z rozpadu czarnych dziur i że dzieje się to poniżej
waszego fizycznego rejestrowania. Mniejsza o to, obecnie liczy się
to zapchane maksymalnie wnętrze i stabilne ciśnienie.
Bo, zauważcie, jak to tak wypełnione, logicznie bez pustki, to się
wystarczy tylko o to oprzeć, nacisnąć ten balonik, paluszkiem małym
czy dużym tknąć - a w akcie badawczym coś się do czegoś doda, coś z
czymś się połączy, coś na tyle się do drugiego podobnego tak zbliży,
że pojawi się w obserwacji waszej fizycznej. Musowo tak się będzie
to działo, ponieważ ten nacisk, nawet dla was najsłabszy, taki już
granicznie dla fizyka słaby, on jednak jest naciskiem-dociskiem, to
ma w sobie ogromny potencjał nacisku względem tego, co się w pustce
fałszywej dzieje.
Z wzorów wam wychodzi, koledzy, że to nie pustka, że zapełnione jest
to "faktami", więc kiedy tak to podprogowe i niepoznawalne nacisnąć
- jak niepoznawalne do niepoznawalnego w akcie obserwacji-pomiaru
docisnąć i dopchnąć, to z tego musi, musi się coś wam pokazać. Nie
ma zmiłuj, jak ciśnie, to dociśnie - i tryśnie. Coś się do czegoś
w tym akcie dociśnie, więc musi się wam cząstka, choćby na mgnienie,
3. pokazać. Rozumiecie?
Tak, koledzy, wszechświat zapchany do granic, ale dla was to poziom
w badaniu skryty na zawsze, to też już wiecie. Matematycznie można
w zapale to obrobić, ale tego schwytać w szczypczyki się nie da - i
to nigdy. Dla was jedynie te nadprogowe efekty dociskania są jakoś
dostępne, dalsze i głębsze to już poza fizyką się lokuje.
Czym jest ta podprogowa drobnica, która pchnięta-dociśnięta może w
obserwacji się pokazać? Można to zdefiniować jako "pole kwantowe",
można inaczej, nie ma znaczenia. To jednostki czegoś, które są już
same w sobie rozbudowane, to jest daleko powyżej logicznie uznanego
za jednostkę - ale to jeszcze nie może być fakt fizyczny.
I to jest tu bardzo istotne: to stan skomplikowany, znacząco ponad
stan logicznej jednostki rozbudowany, jednak to ciągle zbyt mało na
zaistnienie w zakresie nadprogowym, w obszarze fizycznym - już coś
jest skupione, ale w tak wyróżnionym ciągle zbyt mało elementów na
pokonanie progu, żeby się pokazać. - W takim zagęszczonym chwilowo
strumieniu energii jest zbyt mało składowych, żeby mogło się stać
to faktem i elementem fizyki - żeby zostało "wypchnięte-wciśnięte"
ponad próg. - Albo opadło w obszar fizyki, ponieważ ustalenie, czy
"fizyka" to zdarzenie ponad progiem, czy odwrotnie, poniżej progu i
wnętrze - ustalenie kierunku tworzenia się struktur to już sprawa
ocenna i wynika z preferencji postrzegania bytu.
Liczy się w tym opisie to, że ta drobnica jest i przy zaistnieniu
w okolicy nacisku zewnętrznego, może się "zbrylić" w większą, już
rejestrowaną wielkość.
Ale obecnie wymaga w sposób szczególny podkreślenia fakt, że taki
nacisk się pojawia i że działa. Dlaczego? Ponieważ jest to czynnik
dla zaistnienia "cząstki wirtualnej", czyli na mgnienie, to element
najważniejszy - to być lub nie być takiego, już przecież fizycznego
faktu. Że on na mgnienie jest faktem, to mniejsza, ale jest.
A przecież, jak nacisk nie będzie ustawał, to "mgnienie" stanie się
na przykład sekundą w pomiarze i ten pomiar umożliwi. Fakt fizyczny
to zdarzenie - przenoszący o tym informację nośnik - oraz, tego nie
trzeba zapewne podkreślać, obserwator.
Zwracam uwagę na to, że taki "fakt" może być tak minimalny, że się
fizycznie nie objawia, że jest poniżej progu, ale obserwator swoim
działaniem, więc naciskiem, może go wydobyć z tła - tak oddziała na
elementy, że te się skupią; kierunek, źródło i powód nacisku nie ma
tutaj znaczenia, liczy się to, że ten nacisk jest.
Rozumiecie? Samodzielnie ten słaby fakt nie zaistnieje, ponieważ nie
ma dostatecznego zasobu sił na rozpychanie się w otoczeniu, czyli w
zakresie fizycznym. Każdy fakt, który wyłania się ponad progiem, i
to dowolnie pojętym progiem, musi dysponować siłą naciskania swoim
istnieniem na otoczenie i w nim się rozpychać, dosłownie rozpychać.
Bo przecież słabowity i cherlawy zostanie przez oporne i twarde dla
tego istnienia środowisko ponownie w tło wciśnięty - żeby pokazać
się ponad progiem, trzeba ostro pracować łokciami i zębami, inaczej
nie ma mowy o rozglądaniu się po okolicy. I nie jest to metafora, to
oddanie każdego i zawsze zaistnienia w ramach każdego poziomu, który
4. buduje się w rzeczywistości.
Liczy się na tej granicy zaistnienia to, że jest podwojony nacisk i
docisk - nie samodzielny "fakt", który nie ma siły zaistnieć, który
jest zbyt nieliczny, żeby przekroczyć próg komplikacji. Ale jeżeli
z dwu kierunków, czyli z jeszcze niższych zakresów tła pojawia się
nacisk, a to zapewnia "pompowanie" świata przez zewnętrzne warstwy
kwantowe (zewnętrzne, czyli spoza wszechświata, albo zewnętrzne, a
więc podprogowe, z rozpadu osobliwości) - a zarazem on spotyka się z
naciskiem-dociskiem aktu pomiarowego (w zakresie granicznym i jakoś
progowym; w strefie między "pod" a "nad" - w "strefie wirtualności"),
to tak sparowany, podwojony docisk musi wytworzyć element nadprogowy,
to już wystarczy.
I nie ma znaczenia, co za taki akt uznać, każdy nacisk idący z fizyki
to wydobycie ponad próg umożliwia; jak jest podwojenie, to zawsze z
tego coś się zapoczątkuje.
To może być, jak powyżej, akt obserwacji czy dowolne działanie - to
może być drugi i niezależny w sobie słaby "fakt", który lokuje się
w płaszczyźnie, czyli obok. Oba są na tyle w sobie niezborne i tak
mało zgromadziły elementów składowych zawartych niżej w zmianie, że
brakuje im (każdemu oddzielnie) sił na wydobycie się ponad poziom
progu. Ale skoro wszystko drga w tym jednorodnym tle, przemieszcza
się, jest w ruchu i notuje naciski z każdej strony - skoro zawsze
jest nacisk-docisk wszystkiego na wszystko - to prędzej albo później
(jednak poniżej nadprogowego czasu, więc już w obszarze działań dla
fizyka "upiornych") coś się do czegoś doda - element do elementu w
takim działaniu zostanie dociśnięty-popchnięty. I już wespół-zespół
pokaże się taka podwojona jednostka fizykowi.
Na mgnienie, zawsze wirtualnie, będzie wzorem albo też matematyczną
analizą uchwytne - ale się pokaże. A kiedy nacisk trwa, to nawet i
dłużej, jak już padło.
Co więcej, co tu istotne, ta graniczna wartość drgań, tych drobnych
oraz podprogowych nacisków, która tworzy wszystko naokoło istniejące
(przecież każda ewolucja, każdy fakt sam ciśnie na otoczenie, ale i
otocznie na niego wywiera wpływ) - to wszystko razem tworzy rozedrganą
i nigdy stabilną całość. I tym samym tworzy, wyznacza graniczną dla
fizycznego obserwatora wartość skomplikowanego zaistnienia. Niższe
jest podprogowe i nieobserwowalne, choć konieczne, a powyżej granicy
to przykładowo drgania cieplne świata, które są najniższym poziomem
obserwacji - najmniejszą mierzalną wartością, które oznacza, że w
tym i na tym "zakresie" buduje się, składa w obserwowalne dla fizyka
"coś" cała piramida mniejszych i nieobserwowalnych zdarzeń.
Najniższa wartość drgań świata, tło w postaci cieplnego obrazu, to
aktualna, na dziś notowana fizycznie odległość elementów tworzących
to wszystko. One są tak od siebie i w stosunku do siebie oddalone,
że wymaga to takiego docisku, takiej procedury, żeby mogły zaistnieć
fizycznie.
To nie pozostałość po kiedyś tam istniejącym, ale to stan na dziś,
to poziom drgań oznaczających obecną gęstość świata, z której i w
której może się coś nadprogowego pojawić.
5. I dlatego, i stąd, koledzy, w akcie pomiaru-poznania nie ma i być
nie może "wiedzy" o kolejnym kroku budującego się faktu - ponieważ
to nie fakt, tylko właśnie w pomiarze oraz obserwacji fizyka stający
się aktualnie element świata. Nie cząstka, nie atom, nie kamień czy
człowiek, nie wszechświat - tylko dynamiczna, a więc stająca się i
zanikająca jednocześnie wyróżniona w tle konstrukcja.
Wielka w obserwacji góra czegoś, na skutek mnogości elementów taką
"górę" tworzących, wydaje się chwilowemu obserwatorowi niezmienną -
ale to tylko i aż zmiana w trakcie przekształceń. Nic więcej. Góra
czy elektron to zmiana - a przez to nigdy ostro zdefiniowana, zawsze
rozmyta, zawsze w stawaniu się. I tylko tak.
Jeszcze jedno w tym kontekście wymaga podkreślenia: powyższe fakty
i opis procedury budowania się elementów "fizyki" (forma zapisu ma
tu znaczenie), to ma zastosowanie generalne, ogólne, dotyczy każdej
wyróżnionej ewolucji.
Oczywiście w tym zapisie odnosi się do ustalonego we wszechświecie
granicznego poziomu zjawisk, poniżej których jest niedostępne dla
fizyka "pole kwantowe" i jego upiorne naciski-dociski, ale budowany
tutaj obraz ma zastosowanie w każdym przebiegu - w tym, co za fakt i
zmianę obserwator uzna. Chodzi o logicznie ustalony tok zdarzeń, i
to niezależnie od konkretnej procedury - chodzi o wszelkie kwantowe
procesy świata. A innych przecież nie ma...
To może być cząstka wirtualna dla fizyka, ale to może równie dobrze
podprogowe zdarzenie w postaci okresu prenatalnego dla lekarza; to
może być zakres komórek czy narządów w stosunku do organizmu; może
być poziom bakterii wobec ciała nosiciela; atom wobec tworzącej się
w czasie i przestrzeni góry; kropla wody wobec oceanu, planetarny
glob wobec wszechświata... Każda wyodrębniona w analizie ewolucja
w toku jej zachodzenia, na skutek kwantowego charakteru zmiany, a
to ma umocowanie w najniższym i pojętym logicznie zakresie - to ma
w sobie graniczną strefę, poziom, próg, dla którego jest strefą do
obserwacji niedostępną, skrytą, ciemną.
Powyżej jest fizyka takiej ewolucji, poniżej-dalej Fizyka.
Ale zawsze, zawsze jest to konkret, fakt i coś, co istnieje. Że nie
zawsze istnieje namacalnie w pomiarze, to w proponowanym ujęciu już
sprawa naturalna i oczywista. A że dla niektórych dziwaczna, że ma
w sobie "komponent dodatkowy"? To efekt nieostrego postrzegania lub
brak oprzyrządowania umożliwiającego poznanie.
cdn.
Janusz Łozowski