SlideShare a Scribd company logo
1 of 40
Download to read offline
Kwantologia stosowana - kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
część ... - 0 czyli 1.
Wniosek:
zbiór liczb naturalnych to nieskończoność aktualna - to przestrzeń
absolutna - nieskończoność;
zbiór liczb całkowitych to nieskończoność potencjalna, czas absolutny
- wieczność.
- Na początek ważne odniesienie do naszej wcześniejszej rozmowy, jest
to konieczny element dalszego dialogowania. Chodzi mi o fakt, że NIC
jest nieskończone z samej swojej nicości. Co dalej oznacza (oraz w
sposób jednoznaczny wyznacza granice rozumowania), że jest również
jedno i jedyne - że nie ma podwojenia takiego "elementu".
Jeszcze więcej: tym bardziej nie można wprowadzić do analizy (i to
nigdy) któregoś tam rzędu zwielokrotnienia NIC. Bo jak, w oparciu o
co, na jakiej zasadzie takie działanie przeprowadzić? Przecież NIC
nie można zwiększyć lub pomniejszyć (o dowolnie pojętą jednostkę),
nie można "zintensyfikować", "wzmocność", itd. NIC nie podlega takim
zabiegom, jest nieskończone - jest nieskończonością.
I wyznacza tym samym, że Kosmos, stan logicznie nadrzędny, również
jest nieskończony i jednostkowy. - Nie ma, nie może być zwiększenia
ani zwielokrotniania Kosmosu...
Podkreślam, powtarzam, maksymalnie mocno wyróżniam ten fakt: NIC, a
więc "stan" nieskończony i jedyny z samej swojej NICości, już tylko
ten element analizy odcina wszelkie dywagacje na temat "dalszego" i
"nieskończoności" (dzisiejszego rozumienia abstrakcji pod nazwaniem
"nieskończoność" - tzn. "nieskończoność w nieskończoność").
Nie, nieskończoność to nie jest "stan", który buduje się i oznacza
(dla operującego taką abstrakcją) zliczanie na zasadzie "n+1". Tak
wyznaczony ciąg prowadzi do sprzeczności, oznacza koniec działania w
każdej postaci.
Operacje w formule "n+1" sprawdzają się, ale w zakresie granicznym i
maksymalnym są błędem - kiedy je się stosuje, oznacza to, że w taki
sposób rozumujący byt zagubił się (zapętlił) w swojej wędrówce w/po
nieskończoności.
W/na brzegu (logiki) nie ma "n+1", takie zliczanie nie jest opisem w
nieskończoność czy jej zwielokrotnieniem, to aż i tylko działanie -
podkreślam: działanie, to zmiana w toku zachodzenia. Zapewne znasz
powiedzenie, że zbiór liczb naturalnych to jedyny konkret, natomiast
wszystko inne to już swobodna twórczość obserwatora - przywołuję je
nie bez powodu.
Argumentem głównym w tej rozmowie, aksjomatem, który chciałbym w tym
momencie wprowadzić, jest stwierdzenie, że NIC to fundament. Fundament
do niczego innego redukowalny. - Nie COŚ jest podstawą (logicznego)
rozumowania, ale NIC. Logika opiera się na NICości...
I po kolejne, jako wstęp do dalszego, ale również jako przypomnienie
z wcześniej prowadzonych opisów rzeczywistości: skoro niezbywalnym
elementem, "składnikiem" Kosmosu jest NIC, oznacza to zarazem, że i
1
Kosmos jest nieskończony i jedyny. Tylko nieskończony i tylko jedyny.
Nie ma żadnego "dalszego", nie ma żadnego większego. I musi wybrzmieć
to mocno i wyraźnie już na początku dzisiejszego spotkania, ponieważ
ma znaczenie.
Czyli jest jeden Kosmos, jedna nieskończoność, jedno NIC oraz jedno
COŚ.
- Przyjmuję do wiadomości, ale do której z naszych poprzednich rozmów
nawiązujesz?
- Omawialiśmy zależności między NIC i COŚ, chcę do tego wrócić, nie
wszystko zostało wówczas powiedziane. Ale, co ważne, niczego z tamtej
rozmowy nie zamierzam zmieniać ani się wycofywać. - Tylko że, jak to
często bywa, pewne ujęcia i stwierdzenia zostały potraktowane nieco
ogólnie, a na pewno nie tak, jakby się należało. O ile dobrze tamte
okoliczności kojarzę, to gdzieś się spieszyłeś. Dlatego warto dziś
do sprawy wrócić, a nawet trzeba.
Zresztą, i nie potraktuj tego z niechęcią już na wstępie, argumenty
zaprezentowane w trakcie tamtej rozmowy, a nawet użyte słownictwo, to
pojawi się również dziś, i to kilkakrotnie - ponieważ są istotne w
tym opisie. Mam nadzieje, że to zrozumiesz.
- Jeżeli nie będziesz przynudzał...
- Zwłaszcza (i w sposób szczególny) chodzi mi obecnie o pokazanie, że
matematyka - tak zdawałoby się idealne narzędzie do poznania świata
- że matematyczne działanie ma w sobie, i to w samych fundamentach,
zmieszania, których samodzielnie nie pokona. Co dalej skutkuje tym,
że wyłaniają się z niebytu przeróżne "demony" i dziwy logiczne - np.
zwielokrotnienie nieskończoności (choćby w formule n+1).
Tak, drogi kolego, matematyka zawiera w sobie składowe, których nie
widać w stosowanych abstrakcjach, ale one tam są. - Tak, kolego, kiedy
stosujesz dowolną "jednostkę pojęciową" (aksjomat czy podobnie), w
oglądzie "z wysoka" (i nieostrym widzeniu), nie rejestrujesz takiego
złożonego stanu, dla ciebie to tylko jednostka. Ale w pogłębionym i
poszerzonym (o Fizykę) opisie, w takim ujęciu okazuje się, że twoje
spojrzenie, wydawałoby się pełne i ostateczne, musi zostać dopełnione
o inny punkt widzenia.
Jest nawet jeszcze gorzej - dziś nawet wiedzy, że to jest złożenie i
zmieszanie, nawet tego nie ma. Skutek? Operowanie takim rozbudowanym
stanem-zakresem prowadzi do poprawnego lokalnie wyniku, nawet się w
trakcie weryfikacji sprawdza, a jakże - tylko że pozyskany w takim
działaniu wynik już od samego początku jest "skażony" zmieszaniem. I
tworzy tym samym zamieszanie, głównie interpretacyjne - takie, że o
"rozłożeniu na czynniki pierwsze" nie ma mowy...
Jak definiuję to przy takiej okazji: w matematyce, w zmatematyzowanej
metodzie poznawania otoczenia brakuje "znaków interpunkcji", kropek,
zwłaszcza przecinków, i całej reszty. Dlatego tworzone słowa i zdania
(wzory, abstrakcje, aksjomaty) muszą być zmieszaniem i złożeniem, a
to musi dalej prowadzić do zafałszowania obrazu...
Czas to wyprostować.
- I po to mnie zaprosiłeś, to takie ważne, to główny powód?
- Powiem nawet, że bardzo ważne. A powyższe to tak dla przypomnienia
i naszkicowania zakresu rozmowy.
Ale faktycznie dzisiejsze spotkanie jest ciągiem dalszym zgłębiania
NIC-i-COŚ, ponieważ niektóre elementy wymagają uściślenia. Głównie i
przede wszystkim w odniesieniu do matematyki. Bo moja propozycja na
2
ten dyskurs jest następująca: przyjrzeć się tej metodzie opisu bytu
(rzeczywistości). A w węższym już zakresie relacjom między zbiorami
liczbowymi. W zasadzie dwu podstawowym zbiorom, liczb naturalnych i
całkowitych - choć pośrednio oczywiście wszelkim innym.
Chyba nie muszę tłumaczyć, że jest to również próba pokazania, jak
należy, w jakim kontekście logicznym należy postrzegać matematyczne
ustalenia w odniesieniu do Fizyki (filozofii kwantów).
- Nie wiem, to aż takie istotne?
- W moim odczuciu tak, dlatego o tym rozmawiamy. A czy dla innych?
Mam nadzieję, że takim się stanie, lepiej wiedzieć, jak pozostawać w
strefie błędu. Może to nie jest zagadnienie na pierwsze strony, ale
niewątpliwie jest ważne, zwłaszcza dla matematyki.
- Z powodu? Matematycy sobie radzą, zapewne i bez twoich podpowiedzi
świat opiszą.
- Radzą, jasne, że radzą... Tak, w tej rozmowie rzeczywiście chodzi
głównie o matematykę, chodzi o to, żeby wyrazić zasadniczą myśl: za
znakiem matematycznym (ale i każdym innym, z dowolnego już zakresu
"znakowania" otoczenia), że za nim znajduje się tenże świat - świat w
zmianie.
- Nic odkrywczego, powiem delikatnie.
- Ale do powyższego trzeba dodać, że obecnie przychodzi moment, kiedy
pod "znak", pod abstrakcję należy podłożyć Fizyczną treść. Wcześniej
to było twoje podwórko, należało odnieść treść z zakresu fizycznego
do Fizyki, jednak dziś trzeba odnieść matematykę do Fizyki - czyli do
filozofii.
Matematyka, zauważ, operuje abstrakcjami lokalnymi (wywiedzionymi z
oglądu), jednak głównie odwołuje się do największego kalibru, stosuje
pojęcia, które odnoszą się do skrajnych logicznie stanów - problem
tylko w tym, że stosuje je bez wiedzy, co się za nimi kryje.
Tak, obecnie trzeba przetłumaczyć pojęcia matematyczne, szczególnie
te fundamentalne, na Fizykę. - Dlaczego? Ponieważ są tak skuteczne i
pomocne w opisach... Nie przesłyszałeś się, skuteczność metody nie
oznacza, że jest w pełni zrozumiała - a to może, w pewnych warunkach,
prowadzić do błędu. Dlatego też warto wiedzieć, co znak koduje oraz
jak się "naprawdę" realizuje.
Jeszcze inaczej, w tym zapisie chodzi o odwiecznie stawiane pytanie:
czym jest matematyczne ustalenie (symbol, zbiór, liczba, geometryczny
kształt) - jak go postrzegać w fizycznym, przecież podstawowym dla
istnienia zakresie. Matematyka, na fundamencie danych pozyskanych z
otaczającego świata, buduje swoje pojęcia i pewniki, buduje niekiedy
znacząco sprawniej i szybciej niż eksperymentem stojąca fizyka może
to zweryfikować. Odlatuje tym samym matematyczna abstrakcja (podobnie
i filozoficzna) od postrzeganego bytu, usamodzielnia się, no i staje
"czystą abstrakcją". Zdaniem abstrakcjonistów (tu: matematycznych),
taka "swobodna" (niematerialna /a też idealna/) konstrukcja nie ma
już odniesienia do tegoż bytowania (no, czasami)... Ech...
Cóż tu powiedzieć, tak postrzegana i rozumiana matematyka, dla dobra
jej samej (i pozostałego świata), powinna zostać przyszeregowana ze
swoimi ustaleniami, odniesiona, ponownie przetłumaczona na Fizyczne
stany.
- Punkt, prosta, bryła...
- Otóż to, trzeba obecnie powiedzieć - a raczej na nowo zdefiniować
czym jest punkt, tak analitycznie użyteczny, czym jest prosta z tych
3
punktów zbudowana, dalej płaszczyzna czy zbiór liczb (np. naturalnych
lub całkowitych; i wszelakich), trzeba znaleźć korelat Fizyczny dla
aksjomatów matematycznych.
I na tej podstawie - wzajemnego przyszeregowania wzoru (pojęcia) do
Fizycznej treści - na tej podstawie działać dalej. Kiedy matematyk
będzie wiedział, że za jego abstrakcją znajduje się Fizyczna treść
(i będzie to widział w swoim umyśle), to łatwiej i szybciej będzie
konstruował kolejne pojęcia. I, co tu istotne, tym bardziej będą to
zbieżne do świata schematy... A później siądzie sobie gdzieś jakiś
fizyk, na przykład ty, i na bazie takiego wzoru zrozumie, co dzieje
się fizycznie tu i teraz. I co się będzie działo (tak wszędzie).
- Znów powiem, że nowością to nie jest. Literacko ładnie się nawet
prezentuje, ale banał...
- Zmieniły się okoliczności. Masz rację, kiedy podkreślasz, że całe
dotychczasowe działanie to poszukiwanie treści, fizycznego konkretu
do wypracowanej matematycznie (albo w innych zakresach) abstrakcji.
Nowość sytuacyjna jest tego rodzaju, że można - na bazie filozofii
kwantów - "rozjaśnić" (zrozumieć) od zawsze znane pojęcia i nadać im
postać faktów. Właśnie faktów, a nie tylko "bytów matematycznych" -
obecnie przychodzi czas na wpisanie w matematyczny (lub filozoficzny)
znak jego Fizycznej treści. I jest to wykonalne.
Oczywiście w tym zapisie nie jestem w stanie (i nawet nie silę się na
to) wyczerpać wszelkich odniesień - brak i ochoty, i zdolności, i
wiedzy (zwłaszcza matematycznej), żeby choćby znaczą ilość elementów
sobie przyporządkować; w tym dialogowaniu nie o to przecież chodzi,
to praca dla innych, zwłaszcza zawodowców. Moim celem i zadaniem jest
pokazanie, że nawet znane od wieków matematyczne ustalenia, które są
traktowane jako pewniki, że obecnie trzeba je przedefiniować, że można
(i należy) na nie spojrzeć na nowo...
Matematyka to filozofia wyrażana swoim zasobem abstrakcji - to Fizyka
(i lokalnie fizyka), która opisuje rzeczywistość (Kosmos). Na skutek
łatwości operowania takimi znakami (jednak zawsze ze świadomością, że
matematyka to "doskonałość z defektem", nigdy redukowalnym, która nie
ma szans na samodzielne ustalenia "prawdy obiektywnej", ponieważ to
przynależy wyłącznie filozofii, obserwacji zewnętrznej, spoza zmiany)
- na skutek tego, że matematyka tak szybko oraz łatwo buduje swoje
uogólnienia i pojęcia, bowiem nie potrzebuje każdorazowo odwoływać
się do fizycznego świata - to pozwala sięgać "do nieskończoności"
jednym rzutem (często nawet bez świadomości, że się tak daleko sięga).
A to skutkuje...
Zobacz, historycznie biorąc (znów podobnie jak w filozofii) u samego
początku pojawiają się pojęcia skrajne, maksymalne, sięgające kresów
logiki, to dopiero później, w miarę "drobienia" otoczenia, poznanie
przybliża się do obserwatora i jego stanu "teraz" - analiza biegnie
od Kosmosu do "ja" (punktu)... Efekt takiej drogi działania (logicznie
koniecznej, po prostu jedynie dostępnej), ten efekt jest taki, że już
na samym początku posługiwania się pojęciami można pozyskać wszelkie,
nawet najbardziej skrajne (i maksymalne) abstrakcje, a zarazem, zauważ
to, zupełnie nie wiedzieć, że one Fizycznie są aż tak rozbudowane -
tak skrajne i maksymalne...
- Ale, sam to podkreślasz, matematyka wywodzi się z doświadczenia.
- Rzeczywistość jest zawsze i w każdym przypadku fundamentem, nie ma
znaczenia sposób poznania oraz stosowane abstrakcje - opis dotoczy
4
jednego świata i jednej reguły zmiany - w każdym przypadku treściowo
jest ten sam. Raz dzieje się to w formule wiersza, raz fotografii, a
w innym obszarze dotyczy matematyki czy fizyki. Ale ponieważ zawartość
zawsze jest tym samym, dlatego można te obszary wzajemnie na siebie
tłumaczyć, z pożytkiem dla całościowo zrozumienia.
Matematyka i jej znaki to narzut na zmianę, który wprowadza osobnik
analizujący zachodzące zdarzenia - generalnie obserwator. Ustala w
zmianie zależności, a dalej nimi operuje. A jak już zabawia się tymi
(powstałymi z niczego) pojęciami, jak je odnosi do siebie, analizuje
i komplikuje relacje, to ustala rytm, a w konsekwencji regułę; skoro
zmiana jest skwantowana (inna przecież być nie może, jednolitego i
nieskończonego ciągu nie poddam analizie), to reguła musi zaistnieć
w takim działaniu. Nie ma znaczenia "rozmiar" jednostki poddawanej
analizie, to zawsze jest jednostka - czyli regułę można ustalić. A w
rezultacie nawet najbardziej skomplikowane relacje wymóg opisu zmiany
spełniają.
Dlaczego? Są z tego świata. I tego świata dotyczą.
...
- Wstęp za nami, jak się domyślam, ogólniki padły, teraz matematyka,
ale jaki obszar?
- Jako pierwszy punkt naszej rozmowy, z uwagi na jego fundamentalne
znaczenie, chciałbym wprowadzić przyszeregowanie, odniesienie - tak
po prostu skojarzenie znanych "od zawsze" w matematyce pojęć, które
noszą nazwę zbiorów, odnieść je do Fizyki. A konkretnie mam na myśli
zbiór liczb naturalnych i całkowitych. Chodzi mi o pokazanie, czym są
w ujęciu kwantowym.
- Było. Jednostkami w zmianie.
- Czym jest zbiór liczb naturalnych?... I odpowiedź, wydaje się, że
oczywista i od razu się narzucająca (choć sam długo do takiego i tak
słownie wyrażonego wniosku dochodziłem): zbiór liczb naturalnych to w
innym nazwaniu "nieskończoność aktualna". Albo "przestrzeń absolutna"
- albo po prostu "nieskończoność"... To ta aktualna nieskończoność i
jedyna, w której dzieje się zmiana.
Powtórka z powiedzianego (nigdy tego dość): nieskończoność aktualna
to najbardziej jednoznacznie w Kosmosie wyznaczona granica: nie można
jej ani zwiększyć, ani zmniejszyć - "jest".
Czyli zbiór liczb (jednostek) od 1 do nieskończoności, w taki sposób
zdefiniowany, jest tym samym oddaniem, zobrazowaniem - opisaniem w
ramach Fizyki (filozofii) "przestrzeni absolutnej". "Przestrzeni" z
samej definicji nieskończonej.
Istotne w tej argumentacji jest to, że COŚ wespół z NIC współtworzy
razem Kosmos. - Po drugie, liczby naturalne to znumerowanie COŚ, zaś
NIC jest nieskończone z definicji. NIC jest nieskończone, ale i COŚ
jest nieskończone, liczba elementów COŚ jest nieskończona. I właśnie
to oddaje abstrakcja, która ma dla mnie postać "zbioru naturalnych
liczb". Ponumerowane do jednostek COŚ (rozpadłe do jedynek kwantu
logicznego), to nic innego jak właśnie zbiór liczb naturalnych. A w
innym, geometrycznym ujęciu, to prosta - znumerowana prosta, która
zaczyna się numerem jeden (1) i biegnie do nieskończoności. Ale nie
dalej!...
Co więcej, co od razu wypada dodać (oraz przypomnieć): zbiór liczb
naturalnych w takim kontekście to "stan" n-1 - nieskończoność minus
jeden. Znany i wielokrotnie na różne sposoby pojawiający się wniosek
5
w filozofii kwantów. NIC jest nieskończone z samej swojej nicości,
dlatego COŚ nie może być również nieskończone (w znaczeniu: idealnie
nieskończone). Proste, żeby był ruch w Kosmosie, "czegoś" musi być
albo o jednostkę (kwant logiczny) mniej, albo więcej; żeby nie było
zastoju w zmianie, musi być "jedynkowa" nierównowaga.
I więcej, to ustalenie mogę zapisać jako fakt. Dlaczego? Skoro NIC
jest nieskończone, skoro Kosmos to jedna nieskończoność (aktualna),
to tym samym zbiór liczb naturalnych w ramach Kosmosu (oznaczający
jednostki, kwanty logiczne) COŚ - że ten zbiór nie może być stanem
"n" (nieskończonym). Ponieważ nie zaistnieje zmiana... Kosmosu nie
można definiować jako n+1 (to by wprowadzało następną nieskończoność,
więc sprzeczność), nie może być równowagi NIC oraz COŚ, bo istnieję
(zmiana zachodzi) - dlatego elementu(ów) COŚ jest n-1, nieskończoność
pomniejszona o jednostkę.
- Ale zbiór liczb naturalnych można tworzyć na dwa sposoby, to już w
trakcie tamtej rozmowy padło.
- Przywołujesz wówczas powiedziane - i masz rację. Jak najbardziej
zbiór liczb naturalnych można zbudować na dwa sposoby. Dokładnie o
to mi w tej chwili chodzi, to główny powód naszego spotkania...
- Pierwszy to znumerowanie, wiadomo - a drugi?
- Pierwszy sposób to zliczanie kwantów COŚ w nieskończoności Kosmosu,
a drugi również się pojawił, to przemieszczanie jednostki kwantowej
o jednostkę (zawsze do przodu) i również numerowanie tych lokalizacji.
W efekcie takiego działania otrzymuję albo zliczanie (nieskończone)
elementów "czegoś" i ich "skostniałe", sztywne uszeregowanie - albo
zliczanie (nieskończone) położenia elementu w nieskończoności. I są
to dopełniające się sposoby działania.
- Same nieskończoności; tu nieskończoność, tam nieskończoność...
- Są różne nieskończoności, matematyka skutecznie to obsługuje, nie
ma co się podniecać. Co do tego, że i nam się teraz nieskończoności
pojawiają, zgoda - obecnie jednak wypada zadać pytanie z gatunku tych
najważniejszych: co to za nieskończoności?
O ile "znumerowanie" elementów do nieskończoności tworzy, oddaje -
jest stanem aktualnym (oraz definiuje tzw. nieskończoność aktualną,
"przestrzeń absolutną"), o tyle zliczanie kolejnych położeń jednostki
od stanu "teraz" do plus nieskończoności jest podzbiorem zbioru liczb
całkowitych - to synonim "czasu absolutnego" - wieczności.
Jeżeli będziesz operował wyłącznie pojęciem nieskończoności, to na
oddanie faktu, że jednostka (ze zbioru nieskończonego) jest w ruchu,
w zmianie - to na oddanie kolejnych położeń tego elementu będziesz
musiał stosować te same pojęcia, które wprowadziłeś do opisania zasobu
elementów w Kosmosie. I wówczas, zgoda, masz tu i tu nieskończoność
(i tylko nieskończoność) - tylko że inną "w sobie" nieskończoność,
do czegoś innego się odnoszącą. Ale jeżeli dalej tego nie podzielisz
na składowe, to - mam nadzieję, że sam już to zauważasz - powstaje
niebywałe zapętlenie logiczne, którego nie rozsupłasz, bo i jak. To
samo pojecie zastosowane na oddanie dwu sposobów definiowania zmiany
(co prawda powiązanych ze sobą, ale jednak odrębnych), to wprowadzić
musi takie zapętlenie, że nic spoza niego nie będzie widać. I nie
jest to stwierdzenie "sobie a muzom", tak się dzieje.
Ale zauważ, i co warto od razu podkreślić, zbiór liczb całkowitych
tworzy jednostka w ruchu - i tym samym zbiór liczb całkowitych odnosi
się do każdej jednostki ze zbioru liczb naturalnych (każda jednostka
6
ze zbioru liczb naturalnych buduje, tworzy swój własny zbiór liczb
całkowitych; i dlatego, tak w nawiasie, są to zbiory równoliczne, co
emocjonuje i zadziwia przypadkowego opisywacza). Natomiast elementy
("numery") ze zbioru liczb całkowitych nie mają wpływu na stan zbioru
liczb naturalnych (ich liczebność). - Liczby naturalne tworzą zbiór
liczb całkowitych, jednak liczby całkowite nie wpływają na liczby
naturalne - w sensie logicznym zmiana oraz jej reguła nie wpływa na
jednostki tworzące zmianę.
- Ale może wpływać na Fizyczny stan lokalnego zagęszczenia jednostek
w ramach zbioru (gdzieś jest więcej, gdzieś mniej jedynek kwantowych).
A to w oczywisty sposób będzie zależne od "numerka" ze zbioru liczb
całkowitych - od położenia w tym zbiorze.
- Oczywistość, plus dla ciebie za uważność. Tak, lokalnie w Kosmosie
zbiorowisko COŚ może przybierać różny stan skupienia, po prostu raz
będzie więcej kwantów logicznych w takim wyróżnieniu, raz mniej...
Choć zmiana położenia jednostki kwantowej (jej ruchu) nie wpływa na
element jednostkowy zbioru liczb naturalnych (to zawsze-i-wyłącznie
jednostka kwantowa), to zmiana wpływa na wielkość Fizyczną lokalnej
jednostki takiego zbioru.
Inaczej, ponieważ zbiór COŚ jest nieskończony, to zmiana tworząca stan
Fizycznie rozbudowany (która prowadzi do zbudowania się struktury
Fizycznej) wpływa na Fizycznie rejestrowany stan tego zbioru, czyli
na jednostki tego zbioru. Nie wpływa na stan logiczny zbioru (jego
liczebność; jest zawsze i tylko nieskończony), ale ma wpływ na stan
Fizyczny zbioru oraz jego upostaciowanie (w Kosmosie)...
Fizycznie, ponieważ zbiór liczb naturalnych jest nieskończony - ale
przez to jeden jedyny (nie ma COŚ w podwojeniu) - to tym samym zmiana,
działanie zbioru liczb całkowitych (i nieskończonej liczby zbiorów
liczb całkowitych), to powoduje, że zbiór liczb naturalnych podlega
kondensacji (tworzą się "zgęstki") - i budują się, zaczynają swoje
istnienie wszelkie inne zbiory (plus relacje miedzy nimi).
Ale to zarazem oznacza, że zbiór liczb naturalnych "wyczerpuje" się
Fizycznie, staje się logicznie skończonym... Nieskończoność zbioru
liczb naturalnych, w trakcie zmiany - w trakcie współdziałania oraz
współwystępowania ze zbiorem liczb całkowitych, to Fizycznie skutkuje
budowaniem się jednostek (zgęstków) w Kosmosie. Czyli wobec skrajnego
logicznie stanu (nieskończoności) buduje się Fizycznie skończony i
lokalny fakt.
Zbiór liczb naturalnych jest ciągle i zawsze zbiorem nieskończonym,
który tworzą jednostki elementarne (kwanty), ale w trakcie Fizycznego
formowania się "zgęstków" są to już stany potencjalne z przedziału
"minus" (lub "plus", przyszłe, jeżeli będzie to kierunek rozpadu)...
Mówiąc inaczej, "numerki" zbioru liczb naturalnych rosną w siłę, ale
jedynkom kwantowym żyje się coraz trudniej (robi się ciasno), nie są
już samodzielne (to elementy "zbrylonej" jednostki).
Owszem, będą ponownie realnie zapełniać nieskończoność, ale w stanie
aktualnym ("tu-i-teraz") są już tylko elementem składowym jednostek
Fizycznie większych, są potencją do zapełnienia; w trakcie działania
na nie zbioru liczb całkowitych stają się tylko możliwością. Potencja
zbioru liczb naturalnych wyczerpuje się w trakcie zagęszczania, ale
powiększa się w trakcie rozpraszania...
Można powiedzieć, że potencjalność zbioru liczb całkowitych działa
na potencjalność zbioru liczb naturalnych (zmiana wpływa na postać
7
Fizyczną zbioru liczb naturalnych). Istotne jest to, że zbiór liczb
naturalnych nie zmienia się logicznie - jednak Fizycznie, na skutek
zmiany, podlega oscylacjom. I kolejne istotne: ten fakt ustalić można
wyłącznie z zewnątrz wobec tego zbioru, logicznie.
Maksymalnie potencja zbioru liczb naturalnych jest nieskończona, ale
Fizycznie będzie się to obrazowało jako jedynka-jedność (w pierwszym
skrajnym przypadku; wszystko zbiega się do jedności). - A na drugim
biegunie możliwości jest stan Fizycznego rozdrobnienia, rozproszenia
do nieskończoności (wszystko się rozdrobniło do jedynek kwantowych).
W tym przypadku potencjalność jest zerowa, dostępne do zapełnienia
się zapełniło (acz zawsze jako stan "n-1", o czym nigdy nie należy
zapominać).
Fizyczność (zmiana) w Kosmosie wpływa na logicznie ustalany (dla "tu
i teraz", aktualny) stan zbioru, jednak stan logiczny zbioru wpływa
na Fizyczną możliwość realizowania się tegoż zbioru.
Reguła dlatego jest możliwa, że są jednostki zmieniające się według
tej reguły - ale zarazem jednostki dlatego tak się zmieniają, że
podlegają regule.
...
- Czyli zbiór liczb naturalnych jest analogiem nieskończoności? To w
sposób matematyczny oddany ten fakt?
- Zbiór liczb naturalnych to ponumerowane COŚ, od stanu 1 (punktu) do
nieskończoności (oczywiście minus 1) - to uszeregowane, to w sposób
regularny (co jednostkę) uporządkowane COŚ w Kosmosie... Taki zbiór,
takie pojęcie, to narzucone (i usztywnione) logicznie zobrazowanie,
które dla obserwatora porządkuje otoczenie - które jest podstawowym
warunkiem zrozumienia rzeczywistości (bez takiego uporządkowania nie
ma mowy o poznaniu ani funkcjonowaniu w świecie). Co więcej, to byt
obserwujący, tylko on takie porządkowanie czyni (w zakresie swoich
możliwościowi i na swoją odpowiedzialność).
- Jestem stwórcą świata. Choć to świat mnie tworzy.
- Dlatego matematycznie wyrażane wątpliwości - odwołuję się do tej
kwestii na zasadzie przykładu - czy zaszeregować zero (0) do zbioru
liczb naturalnych, są jak najbardziej zasadne. Powód? Wprowadzenie
(lub nie) takiego elementu do zbioru to decyzja obserwatora. Zależy
od tego, co i jak postrzega (wyróżnia), co z czym wiąże w analizie,
co chce opisać. Nie ma obiektywnej prawdy - prawdę ustala analizujący
świat osobnik (byt).
Jeżeli w trakcie porządkowania otoczenia powiążę ten zbiór z cyfrą
zero, niby tak niewinnie wyglądającą (a i samo działanie też banalnie
proste), to kłopot gotowy. Najczęstsza odpowiedź na ten dylemat jest
taka, że zero jednak nie pasuje... Bo nie pasuje.
Zbiór liczb naturalnych odnosi się do stanu COŚ, czyli nie definiuje
Kosmosu, a tylko jeden z elementów Kosmosu. Zmieszanie i traktowanie
dwu składowych jako jedności, niby logicznie poprawne, Fizycznie jest
błędne. A konsekwentnie stosowane głęboko fałszuje obraz.
- Zera nigdy poważnie się nie traktuje.
- Niestety nie, ale czas to zmienić... Zero, czyli NIC, jest w tym
zbiorze (i każdym) permanentnie obecne - i jednocześnie permanentnie
pomijane... Przecież gdyby nie NIC, to ten zbiór byłby tylko stanem
jednoelementowym (punktowym), wszelkie składające się nań kwanty, one
byłyby jednością - byłyby zgęszczone w jednostkę. Czyli tych jedynek
nie można byłoby wyróżnić (zauważyć), to byłby ciąg 12345678.... aż
8
do nieskończoności.
Co, nawiasem, jest głównym problemem matematyki (także fizyki, która
swoje analizy matematyzuje). Kiedy w trakcie budowy wzoru nie zdaję
sobie sprawy, że wzór (tu: zbiór) został pozbawiony zmiany i usztywnił
się maksymalnie (aż do nieskończoności), że usamodzielnił się jako
abstrakcja i stał aksjomatem (lub nawet dogmatem) - to mam problem.
Interpretacyjny i funkcjonalny.
Owszem, taki abstrakt opisuje zmianę i sprawdza się, ale skoro jest
"spreparowany" i brakuje w nim interpunkcji, to w efekcie wszystko ze
wszystkim się łączy oraz dąży do nieskończoności. - Czyli poprawnie
opisuje Kosmos, tylko że stosujący wzór albo o tym nie wie i gubi się
w nieskończonych (zsumowanych) stanach, albo pozyskany wzór z owych
nieskończoności renormalizuje. W drugim przypadku zdolność działania
poprawia się, ale zupełnie biedak nie wie, dlaczego tak można zrobić
i co z tego wynika...
I warto zanotować to jako wniosek: matematyka, jako doskonałość z
defektem, tego wyjaśnienia na pewno nie przyniesie.
- Ale próbuje.
- Ech... Fizycznie Kosmos to mieszanina doskonała, każdy element COŚ
jest wobec innego elementu COŚ przemieszany idealne - nie może być
mieszaniny doskonalszej... Tylko że, zauważ, w ujęciu zewnętrznym,
czyli logicznym (czyli filozoficznym), to stan idealnie uporządkowany
i znumerowany (bez znaczenia, czym te "numerki" są). W narzuconej, w
naniesionej przez obserwatora na Fizyczny (czy fizyczny) tok zmiany
regule, w tym wypracowanym (oraz "usztywnionym") rytmie zawiera się
kwantowość zmiany (przecież zasada powstaje jako skutek skwantowanej
zmiany), dlatego potwierdza się w trakcie weryfikacji.
Jednak, co zrozumiałe, sam Kosmos nic o tej-takiej regule nie wie,
nieskończenie-wiecznie się zmienia. A my o tym możemy sobie w czasie
wolnym podyskutować.
- Z tego wynika, że w takim zadziałaniu obserwatora Kosmos opisuje
sam siebie.
- Masz rację, jak najbardziej. - Obserwator, element Kosmosu, nadaje
zmianie postać (coś wyróżnia, coś odrzuca) - z nieskończonego ciągu
jednostek będących w wiecznym kołowaniu zestawia ze sobą większe lub
mniejsze stany, a dalej je według przyjętego rytmu (ale i tak zawsze
skwantowanego) analizuje. Czyli obrabia i porządkuje, łączy i rozbija
- po prostu nadaje formę...
Tak, Kosmos - poprzez działanie obserwatora (którego wszak tworzy) -
dookreśla się, otrzymuje postać reguły. A pozyskany tak rytm umożliwia
dalsze istnienie - umożliwia, co trzeba podkreślić, opisanie faktów,
które dopiero zaistnieją. Na bazie zdarzeń już zrealizowanych, byt
obserwujący składa (w sobie; zapamiętuje) stany zaistniałe - buduje
ich uogólnienie w postaci abstrakcji (na fundamencie stanu fizycznego
w sobie) i dalej operuje takim symbolom zmiany w celu przewidzenia,
co zdarzy się za rogiem czy miliardy lat. A to ma już wymiar korzyści
oraz jest warunkiem istnienia; byt, który nie rozezna reguły świata,
nie przetrwa.
- Obserwator sam dla siebie działa.
- I na własną odpowiedzialność, podług aktualnych możliwości. Trzeba
to zawsze dopowiadać, żeby nie było wątpliwości (czy szukania alibi
"gdzieś tam"...).
Jeżeli chodzi o zbiór liczbowy - tu nie ma znaczenia, co obserwator
9
zdefiniuje w Kosmosie jako element numer jeden, numer ileś-tam, czy
nieskończoność, zupełnie nie ma znaczenia. Liczy się samo znakowanie,
numerowanie. Dlaczego? Zaznaczam, pytanie jest istotne i odpowiedź
jest istotna: numerowanie świata jest niezbędne, ponieważ Fizycznie
element od elementu niczym się nie różni, to to samo - to jedynka,
zawsze jedynka "czegoś". Logicznie to kolejny numer na/w prostej, i
nigdy inny; zawsze jeden i jedyny i niepowtarzalny. I nie może zmienić
swojej pozycji na i w ramach tej prostej...
Zapamiętaj, liczy się tylko i wyłącznie samo porządkowanie, liczy się
czynność, która zachodząc - tylko dziejąc się - porządkuje chaos. Nie
taki lub inny pojęciowy konstrukt ma znaczenie, to konieczny dodatek,
jednak tylko dodatek. (Choć wypada podkreślić, że forma również jest
istotna - pomaga lub przeszkadza w analizie).
Bez nanoszenia na mieszaninę reguły, bez zadziałania obserwatora nie
ma poznania, nie ma zrozumienia.
- Więc zero...
- Widzę przed sobą zbiór liczb naturalnych (czy symbol zbioru), na tej
samej zasadzie go widzę, jak literki tu zapisywanego tekstu (również
kwanty) - czyli widzę "połowicznie". Na skutek wyuczonej ślepoty, a
zarazem niemożliwości zaobserwowania z oczywistych powodów NIC, tych
nicościowych przerw między elementami zbioru nie dostrzegam. - Widzę
COŚ ("słowa"), a w każdym momencie odrzucam, pomijam, nie dostrzegam
tu-i-zawsze obecne NIC. Pustka jest tak "namacalnie" (oraz jaskrawo)
obecna i zmieszana z COŚ, tak fundamentalnie konieczna do odczytu
znaku czy zrozumienia zbioru liczb (albo tylko jego części) - jednak
ja jej nie uwzględniam w swojej codziennej analizie świata. Jest, a
nie jest...
Mogę zrozumieć, wyodrębnić jednostki w otoczeniu tylko dlatego, że są
przedzielone pustką (niczym), ale tego nie dostrzegam - koncentruję
się (tak nauczony) na tym, co się wyróżnia, co jest czarnym słowem
na tle białej kartki. A to tylko część całości.
W ostatecznym rozumieniu to właśnie mieszanina NIC-COŚ jest stanem
poznawanym, odczytywanym w świecie - każde słowo, co by nim by nie
było (kwant, atom, moje ciało, wszechświat) dlatego można wyodrębnić
z tła (czyli odczytać, zrozumieć), że składa się z NIC i COŚ. I to
ja, i dla siebie, takie słowo artykułuję...
Ale właśnie dlatego zero w zbiorze liczb naturalnych pojawić się nie
może, bo do niego nie należy, tak po prostu. Warunkuje jego istnienie
w każdym działaniu i rozumieniu, jest składnikiem zmiany, która takie
pojęcie konstruuje, jednak nie może się w nim znaleźć. Jeżeli mimo to
opis zero zawiera, jest to już inny poziom dyskusji. I trzeba mieć
tego pełną świadomość.
...
- Liczby naturalne to tylko jeden ze sposobów definiowania, są inne
zbiory.
- Tak, ale... Wszystkie inne opisy (w tym przypadku zbiory liczb) są
pochodną tego naturalnie fundamentalnego, przecież niczego więcej nie
ma, jest tylko COŚ w trakcie zmiany w NIC. Pędzi sobie kwant "czegoś"
poprzez nieskończoność, kolejne położenia (punktowe) budują prostą,
a w zakresie arytmetyki zbiór liczb całkowitych, i w efekcie możemy
sobie o tym kilka zdań powiedzieć.
Czym jest zbiór liczb całkowitych?... To drugi ze zbiorów, który tu
chciałbym omówić. Dlaczego? Ponieważ rzeczywistość definiowana w taki
10
sposób znajduje się w fundamentach matematyki, warunkuje wszelakie
konstrukcje z tego zakresu. Więc zrozumienie tego obszaru, zwłaszcza
w odniesieni do Fizyki, ma znaczenie.
- Zbiór liczb całkowitych to wieczna zmiana, pamiętam.
- Tradycyjne określenie to "nieskończoność potencjalna". Wypracowane
dawno pojęcie, jako sposób na opisanie nieskończoności (działania w
formule n+1, jej "zwielokrotnienia"); logicznie absolutnie konieczny
czyn opisywacza, jednak bez głębszej podbudowy (na tym etapie analizy
niemożliwej do wypracowania) błędnie definiowany. W innym nazwaniu
to "czas absolutny", dopełnienie do "przestrzeni absolutnej".
Czyli, tak po prostu, jest to wieczność - zmiana zachodząca bez-kresu
w ramach bezkresu.
Tak, zbiór liczb całkowitych oraz symbolizująca go prosta biegnąca od
minus nieskończoności do plus nieskończoności (z wyróżnionym stanem
zero), to oddanie za pomocą takiej abstrakcji wiecznie toczącej się
w Kosmosie (w nieskończoności) zmiany - to znumerowana, uporządkowana
przez (logicznego, zewnętrznego do niej, filozoficznego) obserwatora
zmiana.
A zarazem, przypominam, ta prosta - ponieważ dzieje się w Kosmosie -
ponieważ minus i plus nieskończoność to Fizycznie ten sam stan-punkt
- dlatego początek i koniec tej prostej łączy się ze sobą, zamyka w
okrąg, w sferę - w "kołowrót dziejów".
Zbiór liczb całkowitych to znumerowane, kolejno wyznaczone położenia
jedynki kwantowej - zliczone krok po kroku i "naznaczone numerem"
(zawsze jednostkowym-jedynym, acz wiecznie się powtarzającym) punkty
położenia takiej jedynki w nieskończoności.
- Oba zbiory są równoliczne i zależne, nie ma jednego bez drugiego,
to masz na myśli?
- Oczywistość, taki wniosek to banał... Co warto powiedzieć o zbiorze
liczb całkowitych w tym miejscu to to, że jego "zawartość" wyrażona
jest jako nieskończoność do potęgi nieskończonej. Może zastosowana
terminologia nie jest w pełni fachowa, ale oddaje treść.
Czyli można to ująć tak, że jedynka kwantowa COŚ (element, jednostka
nieskończonego COŚ), w ramach nieskończoności (jednej oraz jedynej,
aktualnej), w każdym punkcie tej nieskończoności (w trakcie wiecznej
zmiany) znajduje się nieskończenie wiele razy.
I to jest skala, z którą rozum powinien się zmierzyć. - Po co? Żeby
zrozumieć. Zrozumieć Kosmos i siebie.
- Już zrozumieliśmy?
- Znasz mnie, mam słabość do takich zdań... Czy rozumiemy? Nie, to i
tamto o zbiorach i ich pojmowaniu można jeszcze powiedzieć...
Wracamy do zera, tym razem do umiejscowienia oraz znaczenia zera w
zbiorze liczb całkowitych, do zrozumienia czym jest.
- Nie przesłyszałem się, zero czymś jest? To nie "znak", konieczny w
opisie, ale tylko znak?
- Siedzimy dość blisko siebie, staram się mówić w sposób wyraźny...
Nie, nie przesłyszałeś się.
Co cechuje prostą, co wyróżnia się w zbiorze liczb całkowitych?...
Oczywiście zero, punkt zerowy. Element zbioru, którego nie może być
(z również oczywistych powodów) w zbiorze liczb naturalnych. Dlatego
pojawia się pytanie: czym to zero jest? - Czy to wyłącznie składowa
opisu, niezbędny dla symetrycznego znumerowania "stan" - czy kryje
się w tym "zerowym punkcie" (coś) więcej?
11
- Zero to zbiór pusty.
- Matematycznie, ale czy Fizycznie?... Wyżej już padło, że w zakresie
dostępnym analizą, jako logicznie maksymalne składowe rozumowania o
otoczeniu, elementami skrajnymi, których w żadnym działaniu i nigdy
nie można przekroczyć, są COŚ oraz NIC. Czyli możesz powiązać zero
(NICość) z liczbami naturalnymi (jednak ze świadomością, że chodzi o
Kosmos, zakres nadrzędny), natomiast takiego ustalenia w zbiorze liczb
całkowitych zrobić nie możesz.
Dlaczego? Argumentem fundamentalnym są tu "własności" NIC: to "stan"
nieuchwytny. W zbiorze liczb całkowitych masz "punkt zerowy", ale to
nie jest NIC. Pustka nie może być elementem zmiany; warunkuje zmianę,
ale nie podlega zliczaniu. - Gdyby tak zaznaczony punkt był oddaniem
NICości, to poprawnie i konsekwentnie prowadzony zapis zbioru liczb
całkowitych w postaci prostej wyglądałby tak, że każdy punkt byłby
oddzielony od następnego stanem zero.
Nie, zero zbioru liczb całkowitych nie jest pustką absolutną.
- Mogę o tym nie wiedzieć - zgadza się, więc stosuję.
- Otóż to, nie wiem, co to jest, ale stosuję. - Tylko że są takiego
(za)działania rozliczne skutki uboczne.
To nie może być symboliczne oddanie "stanu" NIC - nicości nie można
zaobserwować; jest konieczna w logicznej analizie, jest niezbędna w
Fizycznym-fizycznym procesie zmian, ale nie można jej sięgnąć żadnym
eksperymentem... Jednak gdyby trzymać się reguły, że NIC nie wchodzi
w zbiór, to tego zera w zbiorze liczb całkowitych być nie powinno.
Czyli wartość -1 (przez pustkę, stan NIC) musiałoby bezpośrednio i
następczo sąsiadować z punktem +1. A przecież to zerowe znumerowanie
wydaje się niezbędne...
- Więc czym jest zero w takim zbiorze?
- Prosta nieskończona, oznaczająca zbiór liczb całkowitych, gdyby z
niej usunąć zero, powinna wyglądać tak:
1
Ale przecież tak nie wygląda, dlaczego? Czym jest zero w ramach tego
zbioru?... Obserwatorem.
- Jednostką, bytem.
- Tak. Ten szczególny, wyróżniony w tym zbiorze punkt (stan), to byt
obserwujący i tworzący regułę, to obserwator.
Przecież nie ma takiej prostej bez obserwatora oraz jego położenia,
gdyby nie ten punkt (tak wyróżniony), to wszystkie składniki niczym
się nie różnią (numerki nadaje obserwator, Fizycznie punkt od punktu
jest nierozróżnialny); kiedy nie ma elementu cechującego, to nie ma
punktu odniesienia, wszystkie są sobie równe i równoważne.
Zauważ, zmiana realizuje się wiecznie, toczy się od minus do plus
nieskończoności, wiecznie kołuje tymi samymi elementami (tymi-takimi
samymi), więc nic tej jednorodnej oraz łącznej zmiany nie definiuje,
brak punktu odniesienia. - Jest w tym schemacie tylko jeden-jedyny
element, który ma znaczenie: tak zwana chwila-punkt "teraz". Czyli
12
stan-miejsce-moment, który oznacza położenie w nieskończoności bytu,
faktu (i obserwatora w szczególnym przypadku). To tutaj aktualnie
znajduje się (w swoim wiecznym i nieskończonym ruchu) wyróżniona ze
zbioru jednostka.
Przecież sam przyznasz, że "wcześniej" (w zakresie "minus") niczego
już nie ma, tak samo jak w "plus". COŚ, byt i jednostka, to występuje
tu-i-teraz, a tamte (potencjalne) położenia albo stanowią historię,
albo zaistnieją (choć pewności nie ma) - liczy się wyłącznie "punkt
zerowy" zbioru. - Punkt zerowy, który nie jest NICzym.
Zero w zbiorze liczb całkowitych to aktualność. I jak najbardziej
stan namacalny (Fizyczny).
Zero liczb całkowitych jest zapełnione.
- Zawsze w środku, to mi się podoba...
- To obserwator, to byt definiujący nanosi na wieczną zmianę rytm i
nanosi ten rytm w odniesieniu do siebie, zawsze do siebie. Oczywiście
może odnieść do dowolnego elementu rzeczywistości i tworzyć według
niego skalę odniesienia, tylko że to on tworzy, a nie wyróżniony w
taki sposób punkt - to on, obserwator, musi zaistnieć z tym swoim
działaniem, żeby takie porządkowanie można było przeprowadzić. Zawsze
jest to porządkowanie ze względy na niego i wobec niego. I wyłącznie
tak.
- Pozwól, że podsumuję. Zero zbioru liczb całkowitych to fizycznie
punkt-chwila, w której znajduje się tocząca się wiecznie zmiana. To
aktualne położenie jednostki kwantowej będącej w ciągłym ruchu. Ten
kwant jest Fizycznie i realnie istniejącym, to nie pustka. Natomiast
wszystkie inne punkty tego zbioru-prostej, które można wyznaczyć, to
stany albo już zrealizowane, albo przyszłe. I są to stany potencjalne,
to określenie pasuje tu idealnie.
- Pięknie, dokładnie tak. - To z uwagi na możliwości obserwatora, z
uwagi na jego zasoby poznawcze i nazywania te inne punkty mogą być
definiowane, tylko on może to przeprowadzić. Bez jego działania tych
innych punktów nie ma... Fizycznie jest tylko-i-wyłącznie "zero" -
które jest jedynką.
Tak, zero ze zbioru liczb całkowitych jest jedynie rzeczywistą (tu:
realnie bytującą) jedynką (stanem) tego zbioru. Wszelkie inne jedynki
są "nie-istnieniem", to tradycyjnie pojmowane zera ("byt pusty"); to
stan potencjalny, który może się jedynką stanie (lub nią był).
- I dzieje się to w ramach Kosmosu, czyli Fizyki.
- Słuszna uwaga... Zobacz, co na tej (i tak zdefiniowanej) prostej
widać doskonale - ta zmiana, mimo że zachodzi w nieskończoności (i
do nieskończoności), biegnie zawsze i tylko "do przodu", nigdzie i
nic na/w tej prostej nie może zmienić swojego położenia w logicznym
sensie.
I pytanie: dlaczego nie może? Nie może, bo to są elementy COŚ, zbiór
liczb naturalnych w trakcie zmiany. I jest to jedyny konkret, który
istnieje; logiczne uporządkowanie dotyczy istniejącego. Zadziałanie
obserwatora porządkuje COŚ, nazywa (numeruje) jednostki, a ponieważ
są to "namacalne" fakty, ich jednoznaczne opisanie nie może podlegać
zmianie; owe jednostki są "naznaczone" już na zawsze (wiecznie).
Natomiast Fizycznie, oczywistość, element może (z)lokalizować się w
dowolnym punkcie nieskończoności i przeplatać z każdym innym wielekroć
i w swobodnej konfiguracji...
Jednak o ile Fizycznie element może splatać się i rozplatać z każdym
13
innym takim samym, to logicznie musi w trakcie zmiany realizować się
jako stan prostej, jako kolejny numerek prostej. Nigdy nie przeskoczy
z pozycji numer np. 1248 na pozycję plus 2 miliony ileś tam (a tym
bardziej na pozycje minus ileś tam). Swobodny Fizycznie element jest
zdeterminowany logiką, jest skwantowany oraz poddany regule. Regule,
którą ustala, którą na zmianę nanosi obserwator.
- Zero czyli jeden. Czyli obserwator.
2
- Skoro zbiór liczb całkowitych to jednostka kwantowa w trakcie zmiany
(położenia, znumerowanego położenia), skoro zbiór liczb naturalnych
to znumerowane (nieskończenie) jednostki COŚ, powstaje naturalne jak
najbardziej pragnienie (a zarazem logiczna konieczność) połączenia
tych ujęć w jedność. I co wyniknie?
Dość ciekawy "układ współrzędnych". A raczej na tym etapie analizy
jego część, przecież to jeszcze nie koniec.
3
- Dlaczego taki?
- Ponieważ "w poziomie" (w ramach zbioru liczb całkowitych) zero to
ja, obserwator; nie mam wyboru, muszę definiować świat ze względu na
siebie oraz w relacji do siebie. Moje położenie determinuje kształt
układu i wpisaną weń zmianę.
Ale również "w pionie", też oczywistość, w zliczaniu i numerowaniu
nieskończoności aktualnej (zbiór liczb naturalnych), tu także muszę
14
zacząć od siebie i od jedynki, nie mam wyboru. Dlaczego? Ponieważ nie
dysponuję żadną inną skalą odniesienia...
Owszem, wszystko przemawia za tym, że w tym wiecznym kołowaniu moja
pozycja jest którąś tam z rzędu, że okupuję w ramach tego zbioru nie
pierwszorzędną "jakąś wartość" (liczbową) - ale, taki drobiazg, jak
mam ją wyznaczyć? Obserwuję-wyznaczam sam dla siebie i zawsze tylko
dla siebie - te inne umiejscowienia (logicznie pewne), są dla mnie
Fizycznie niedostępne. Mogę je filozoficznie postulować jako pewnik,
tylko że nie ma znaczenia, czy umieszczę się "w pionie" na pozycji
jeden, czy na "ileś tam", to i tak (i zawsze) sam dla siebie jestem
punktem zasadniczym, "jedynką" absolutną. I dlatego mogę się w stanie
początkowym (i w centrum tym samym) umieścić... Z oczywiście wszelkimi
tego konsekwencjami (również psychologicznymi); jako "byt wybrany"
lokuję się w samym środku (logicznie jest to poprawne).
- Wybraniec. Ech...
- A po drugie, dlatego nie ma co umieszczać się w innym punkcie, do
innej jednostki (numerka) ze zbioru liczb naturalnych się podczepiać,
ponieważ one i tak wchodzą w moje istnienie w którymś tam momencie
zmiany nieskończonej-wiecznej (a dalej je opuszczają). Po kolejne, co
także ma znaczenie, matematycznie (i konstrukcyjnie) taki zbiór byłby
dziwacznie niesymetryczny, coś byłoby wyróżnione, ale dlaczego tak -
uzasadnienia brak...
Już lepiej umieścić się w centrum i zaznaczyć, że zero ze zbioru liczb
całkowitych to jedynka zbioru liczb naturalnych. I że "zero" to nie
zero, ale litera O (jak obserwator).
- I wszystko jasne.
- Dalej. Ponieważ kwanty zbioru liczb naturalnych (COŚ) to wieczny
ruch w nieskończoności, tym samym te wszystkie proste tworzone przez
ich ruch (wszystkie zbiory liczb całkowitych, a tych zbiorów przecież
jest nieskończoność, ile liczb naturalnych), one razem oraz łącznie
tworzą ("tkają", sumują się w) płaszczyznę. Nieskończoną płaszczyznę.
Która Fizycznie zamyka się w sferę, jako że to wieczne "kołowanie"
jednostek w nieskończoności.
Zbiór liczb naturalnych plus zbiór liczb całkowitych razem tworzą
nieskończono-wieczną płaszczyznę oraz Kosmos - jedność wewnętrznie
podwojoną (jedność wewnętrznie podwojoną w każdym rozumieniu).
- A wszelkie inne zbiory wyznaczone przez obserwatora, wszystkie wzory
i reguły ustanowione przez byt obserwujący i nazywający - to lokalne
reguły tej wiecznej zmiany w nieskończoności. Wyrażone w lokalnym
narzeczu i mniej lub bardziej lokalny stan Fizyczny.
- To wiry i zmieszania elementów COŚ w NIC, z większą lub mniejszą
liczbą składowych. To kolejne piętra zależności między tymi "wirami"
czy poziomami analizowanej rzeczywistości... To siatka zależności (i
siatka kartograficzna) między kwantami czy poziomami (tego, co uznam
za kwant lub poziom), które obserwator potrafi dojrzeć w Fizycznej i
fizycznej gmatwaninie.
Jest tylko i zawsze ruch COŚ w NICzym, wszystko inne to już wyłącznie
Obserwator.
...
- Mam wątpliwość, między zero i jeden można "wcisnąć" matematycznie
znacząco więcej niż zawiera zbiór liczb naturalnych.
- I prawidłowo, wszystko się zgadza...
Tak, ustalenie, że między zero tradycyjnego układu i jedynkę na osi
15
liczbowej można wprowadzić więcej faktów niż zawiera ich zbiór liczb
naturalnych, takie ustalenie jest jak najbardziej poprawne, oddaje
rzeczywistość i w żadnym punkcie nie jest sprzeczne z prezentowanym
tu schematem.
Punktem, jednostką, elementem postrzegania (oraz abstrakcyjnego nim
operowania) jest to - przypominam - co uznam za taki stan; kwantem
jest to, co za kwant uznaję.
Tak, to ja, obserwator (byt), nadaję znaczenie "jedynce", wyznaczam
(świadomie lub nie) jej "rozmiar", a następnie traktuję za fundament
rozumowania. Przeprowadzam to w oparciu o swoje możliwości, oczywista
oczywistość, oraz korzystam z wyników takiego zadziałania.
Tylko, zwracam niezwykle mocno twoją uwagę na ten aspekt zagadnienia,
że - po pierwsze - zazwyczaj (a nawet do tego momentu zawsze) nie mam
pojęcia, o jakiej "jedynce" mówię. A po drugie, skoro o tym nie wiem,
to stosuję tę jedynie dla mnie dostępną w różnych opisach i zawsze
traktuję w ten sam sposób ("bo jedynka to jedynka").
- Różne jedynki?
- Z ust mi to wyjąłeś, właśnie o to chodzi. Jeżeli wytworzyłeś sobie
pojęcie "jednostki" (jedynki, punktu, kwantu, nazwa nie ma znaczenia,
chodzi o sam fakt jednostkowości dla obserwatora i opisywacza) - to
tym samym traktujesz, uznajesz taki stan-element już zawsze na tej
samej zasadzie, dla ciebie "jedynka" zawsze jest jednostką. Tą samą
jednostką... Na bazie doświadczenia (analizy zmiany) tworzysz sobie
logicznie abstrakcję jednostki, uzysk operacyjny się "usamodzielnia"
i odrywa od zmiany - i staje niezmiennikiem, aksjomatem. Tylko że to
nieprawda, Fizycznie (też fizycznie) to błąd. Ten zawsze jednakowo
traktowany w różnych opisach element-stan, to przecież realnie nie
jest to samo w każdym odniesieniu do otoczenia. To zawsze jedynka,
ale za każdym razem inna jedynka.
Kiedy nie wiem, że raz analizuję jednostkę z samego "dołu" logicznych
możliwości, czyli w tu użytkowanym zbiorze pojęć "kwanty logiczne"
(najmniejsze z najmniejszych) - a w innym przypadku z "góry", czyli
największe z największych - to co prawda operuję ciągle jednostką,
ale jakże inną. Skutek? Niebywale sumaryczny, zmieszany, chaotyczny
obraz. A już zupełnie tragicznie ma się sprawa, kiedy w jednym ciągu
(np. na osi liczbowej albo układzie) te skrajności (i wszystko "po
drodze") umieszczam łącznie oraz łącznie analizuje. Przecież w takim
zmieszaniu elementów, tych najmniejszych z największymi (plus inne
wszelakie), w takim ujęciu mam nie "film" (jako "ciąg poklatkowy" i
sens fabularny), ale jedno "zdjęcie", które wszelkie możliwe sceny
nieskończono-wieczne scala w jedność - mam obraz jeden-jednostkowy,
który zawiera bezkresną zmianę (i to w każdą stronę, w minus i w plus
łącznie).
- Dlatego jedynka na osi to nie jedynka logiczna?
- Inaczej, logicznie to zawsze i tylko jedynka, wszak "kwant" (tu:
punkt na/w prostej) zawsze jest stanem punktowym. Ale ponieważ są w
zakresie Fizycznym różne jedynki, tym samym trzeba mieć rozeznanie,
co się analizuje i świadomie operować takim symbolem.
Jeżeli tego nie wiem, jeżeli jedynka zawsze ma dla mnie jednakowe i
nieskończone-wieczne znaczenie, to rzeczywiście między zero liczbowej
osi a jedynkę wprowadzę nieskończony zbiór możliwości - który w tym
ujęciu faktycznie się zawiera. Ale mogę taki wynik osiągać dlatego,
że teraz, w tym działaniu zastosowana "jednostka zliczeniowa", po
16
prostu jedynka (kwant), że to jest maksymalna wartość jedynki, jaka
może w Kosmosie wystąpić. W tym konkretnym działaniu jednostkami osi
liczbowej są stany, które symbolizują COŚ potraktowane łącznie (tu:
nieskończenie) - to zbiór liczb naturalnych jako jednostka liczenia.
W innym przypadku to może być "tylko" jednostka wszechświatowa (tu:
o rozmiarach wszechświata), więc kwant wiecznej-nieskończonej zmiany,
stan Fizycznie maksymalny jako jedność.
Jeżeli wiem, że na osi mam jedynkę skali wszechświata, to mogę między
kolejne jednostki wprowadzić nieskończenie wiele stanów-elementów i
zależności. Muszę je wprowadzić, ponieważ one tam zaszły (zachodzą i
będą zachodziły). A jeżeli moja oś biegnie z minus nieskończoności
do plus, co oddaje wszak bezkresną zmianę, tym samym te zależności
to zliczanie wieczności oraz nieskończonego zbioru zależności w tym
przebiegu.
Nie ma jedynki bez obserwatora; jak są różne nieskończoności, tak są
różne jedynki. To pochodna (rezultat) Fizycznej zmiany w Kosmosie,
trzeba o tym pamiętać.
...
- Nawiążę do twojego stwierdzenia, które padło w tamtej rozmowie, że
zbiór liczb naturalnych to nie jest nieskończoność, że to działanie
obserwatora, czy to dalej jest poprawne? Zostało to powiedziane mocno
i wprost, dobrze pamiętam. Dziś jednak mówisz, a to na sprzeczność
wygląda, że liczby naturalne to oddanie nieskończoności aktualnej.
Nawet mówisz, że jest to zobrazowanie "sztywne".
- Z niczego wówczas powiedzianego się nie wycofuję, zbiór naturalnych
liczb powstaje w trakcie zmiany (ty, czyli obserwator, go ustalasz,
sam zawierając się w zmianie). - Dwa, taki zbiór opisuje zmianę (to
jest te twoje sławetne "jedynkowanie", więc dodawanie lub odejmowanie
matematyczne, a Fizycznie łączenie elementów lub ich rozpad) - a do
tego zbiór liczb naturalnych bez zmiany nie może być wyznaczony. Tak,
zbiór liczb naturalnych jest zmianą w każdym rozumieniu.
- Ale...
- Poczekaj. Powiedziane przed chwilą to było wprowadzenie, częściowo
przypomnienie kiedyś opisanego, ale również uzupełnianie. Natomiast
obecnie chciałbym przejść do następnego etapu, zamierzam poszerzyć
temat o kolejne piętra analizy - jestem przekonany, że to konieczne
dla ostatecznego zrozumienia...
Czy liczby naturalne to symbol nieskończoności, jak to dziś padło -
tej aktualnej i jedynej?
Jak najbardziej - w taki sposób obserwator opisuje zbiór jednostek
Czegoś w Kosmosie. Czy zbiór liczb naturalnych jest nieskończony? Jak
najbardziej. Ale tylko nieskończony - nie większy, nie mniejszy...
Czy liczby naturalne to stan tylko i wyłącznie jednoelementowy? Jak
najbardziej; to drugi skrajny stan, który może zaistnieć w Kosmosie
(jedynka COŚ dopełnia "jedynkę" NIC). Czy liczby naturalne powstają
jako zliczanie? Już nadmieniłem, że tak.
- Wygląda na sprzeczność.
- Nie. Już chyba przyswoiłeś sobie zasadę, że w filozofii kwantów,
że w Fizyce coś, co wydaje się diametralnie sprzeczne, aż tak, że się
wzajemnie wyklucza oraz prowadzi do paradoksów - że właśnie to jest
opisem pełnym i poprawnym. Nie że jedna ze stron wyklucza drugą, ale
że obie razem i łącznie, podkreślam to jeszcze raz i szczególnie, że
obie razem i łącznie stanowią opis. Dopiero te pozornie (w prostym i
17
jednostronnym oglądzie) sprzeczne zobrazowania świata, dopiero ich
jedność oddaje to, co i jak się dzieje.
- No tak. Pamiętam, mówiłeś.
- Dobrze byłoby zapamiętać to na "mur-beton", ponieważ to podstawa
wszelkiego analizowania...
Czy zbiór liczb naturalnych, wracam do tematu, można zdefiniować jako
"stan posiadania" Kosmosu w przedziale COŚ - i czy tym samym jest to
uszeregowanie w nieskończoność (aktualną) elementów? Tak. Czy można
tym samym zdefiniować to jako nieskończoność, użyć takiego terminu
bez głębszej analizy, o jaką nieskończoność chodzi? Tak. Można tak
postąpić, a nawet trzeba, to wynika ze sposobu działania obserwatora
w świecie (warunkuje to działanie).
Ustawia więc sobie byt obserwujący elementy "czegoś" w kolejności od
jedynki (albo zera; do zera jeszcze wrócimy) aż do nieskończoności.
Dzieli, czyli wyróżnia w otoczeniu jakiś fakt (stan-punkt), dodaje
drugi taki sam - i tak do bezkresnej nieskończoności. Zawsze jako
działanie n+1.
I poprawnie, tak postępując buduje zbiór nieskończony, który my sobie
przypisujemy i odnosimy do samego pojęcia nieskończoności. Pomijam w
tej chwili fakt, że ten zbiór powstał w trakcie zmiany oraz oznacza
zmianę w postaci dzielenia lub łączenia elementów COŚ.
Podkreślenia jednak wymaga to, że w tym działaniu uzyskuję na końcu
stan "usztywniony", konstrukt "wypreparowany" ze zmiany, ale sam już
niezmienny (a nawet lokujący się poza zmianą)... Coś, co powstało w
zmianie i oddaje zmianę, samo już jest stałością. Znane, oczywiste -
i konieczne jako efekt istnienia w zmianie.
Mówiąc inaczej, musi pojawić się jako rezultat operowania pojęciami
stan nieskończenie stabilny, wiecznie trwały "kościec" symbolizujący
zmianę - czyli reguła.
Matematyka, przypominam, to właśnie takie działanie w trakcie, ale z
automatycznym redukowaniem zmiany z tworzonego obrazu. Co, jeszcze
po kolejne, niesie ze sobą skutki w strefach granicznych logicznej
analizy. A w takim momencie-zakresie się obecnie znajdujemy.
- Abstrakcje jako zasłona?
- To również. Jednak zasadniczy nasz problem jest taki, że niczego
innego nie mamy do dyspozycji...
Z tego zaś wynika, że "sztywne" pojmowanie zbioru liczb naturalnych
jest poprawne, taki narzut (schemat) można na COŚ wprowadzić, oddaje
nieskończony zbiór jednostek - tylko trzeba mieć w stałej pamięci, że
to zadziałanie bytu obserwującego ustala taki fakt. Że można operować
logicznie taką abstrakcją, ale ze świadomością jej Fizycznej treści.
I że nie jest faktem samoistnym, niezależnym, że to zawsze zmieszanie
i połączenie z drugim fundamentalnym zbiorem.
- Wszystko ze wszystkim w łączności i zależności.
- I w tym rozumieniu zbiór liczb naturalnych, a dalej całkowitych, a
jeszcze dalej każdy inny sposób definiowania zmiany, to łącznie (i
tylko tak) oddaje stan faktyczny, nie można tego kawałkować, działać
tylko w jednym zakresie i bez powiązania.
Zgoda, przyznam ci rację, takie wielowymiarowe zobrazowanie gmatwa i
zrozumienie, i samo działanie opisujące. Ale nie ma wyjścia. - A po
drugie chaos jest takim dla niewprawnego obserwatora. Byt, który już
nabrał wprawy w działaniu wie, że to ład upostaciowiony na chaos; że
Fizycznie widzę nieskończony chaos, a logicznie to wieczny ład...
18
- Opisuję Kosmos na modłę matematyczną, a skutek?
- Brak rozgraniczenia stanów. To najważniejszy wniosek, który można
z takiego działania wyprowadzić.
Matematyka sprawdza się w zakresie bliskim, np. w ramach zmiany, którą
nazywany wszechświatem. - Sam wiesz jak to biegnie, wyrzuci się nieco
znaczków ze wzoru i wszystko się zgadza. Jednak matematyczny wzór (co
by nim nie było) prowadzi do sprzeczności na poziomie ogólnym, już w
zakresie maksymalnym i granicznym. A w tym obszarze, zauważ, żadnej
nadmiarowości nie mogę ani ustalić, ani odrzucić - ponieważ nie mam
sposobu na wyznaczanie co jest nadmiarem... Ale jak nie odrzucę, to
zliczam nieskończoność w sprzężeniu z wiecznością, i jest to zaiste
czynność nieskończona-wieczna.
- I przychodzi Fizyka...
- Zasadniczo filozofia, ale także Fizyka. I jak to wygląda w zbiorze
pojęć filozoficznych, z odniesieniem do Fizyki?
Już wiem, że nie na działania "n+1", które wydaje się takie naturalne,
i tym samym odpada zmora zwielokrotnienia nieskończoności. Kiedy w
analizie wychodzę nie od jednego ze stanów (NIC albo COŚ), tylko od
łącznego NIC-COŚ, nie popadam w sprzeczności, jednostką analizy jest
stan podwojony, 0-1.
Czyli z samego faktu nieskończoności i jedyności NIC, czego przecież
w matematyce (ani w logice podbudowanej fizycznie) nie ma z zasady
(jest poza tym zakresem) - już z tego mam fundamentalne ustalenie,
że jest jeden Kosmos oraz jedna nieskończoność, w ramach której jest
jedno COŚ (choć w różnych stanach skupienia i lokalizacji).
I takie ustalenie determinuje, wyznacza mi dalszy tok rozumowania. Tu
nie ma pytania o te "inne byty zasiedlające pokój hotelowy" (i to w
nieskończoność), ponieważ wiem, że co prawda ma to miejsce - ale nie
jednocześnie. Że lokator, mieszkaniec nieskończoności przemieszcza
się (o jednostkę), a na jego miejsce, już opuszczone, zakwaterować
się może kolejny byt - jednak nigdy osobnicy nie spotkają się w tym
samym punkcie-chwili, to niemożliwe.
Przypominam ustalenie, że przez każdy punkt nieskończoności można
przeprowadzić nieskończoną liczbę prostych, jednak nie w tym samym
momencie, nie jednocześnie. To dzieje się następczo, zawsze według
numeracji.
- Już to wiem...
- Jeżeli już to wiem, jeżeli mam wyznaczone granice analizy, nie mam
innego wyjścia, jak stwierdzić, że obserwator zliczając, szeregując
w nieskończoność liczby naturalne (elementy coś) postępuje poprawnie
- tylko że w tym zbiorze jest największa możliwa wartość i ona jest
równa nieskończoność... I że to jedyna w Kosmosie tak jednoznacznie
ustalona wartość.
Działanie "n+1", tak ochoczo i śmiało podejmowane (zwłaszcza na/w
brzegu logiki), jest jak najbardziej poprawne, tylko że bez wiedzy o
Fizyce Kosmosu prowadzi do niebywałego zamieszania oraz zapętlenia
analizy. Takiego zapętlenia, że nie ma z niego wyjścia, a zbiór liczb
naturalnych buduje się i buduje.
- A wystarczy tylko...
- Wystarczy w tym momencie wprowadzić zmianę położenia elementu w
Kosmosie, a więc wieczny ruch, żeby to działanie okazało się poprawne
matematycznie i było sensowne Fizycznie. Trzeba w obraz wprowadzić
wieczność w powiązaniu z nieskończonością.
19
Tu nie ma sprzeczności - co wydawało się przeciwstawne, okazuje się
dopełnieniem. Więcej, jedno wynika z drugiego.
...
- Chciałbym jeszcze o "zerze", dużo powiedziałeś, ale... Dlaczego w
liczbach naturalnych nie może być zera? Albo nawet i jedynki, jak to
historycznie się działo.
- Ci historyczni nieźle główkowali, kiedy umieszczali jedynkę poza
zbiorem, nie robili tego bezsensownie. - Z jedynką, jak sam widzisz
na tym rysunku, jest problem. Niby ważny element zbioru i początkowy
zarazem, ale czy należy do kolejnych wartości?
- Raczej tak.
- Raczej nie. - Zgoda, tworzy zbiór, każda kolejna wielkość powstaje
jako wielokrotność tego stanu, tylko że jest to właśnie działanie -
albo łącznie, albo dzielenie "czegoś" (acz bez zakresu "ujemnego").
A skoro to działanie, to czy zbiór istnieje "obiektywnie"?
- Logicznie tak. Fizycznie nie.
- Dla obserwatora istnieje, dla świata nie. Ty już to wiesz, ale nasi
poprzednicy takiego ustalenia zrobić nie mogli. Nie mieli podstaw do
tego. I tym samym ustalenie, że to dopiero wielkość "2" rozpoczyna
zbiór liczb naturalnych, to jest zasadne.
Jedynka warunkuje zbiór, ale jako "punkt" znajduje się poza nim; sam
siebie, jako jednostki, nie zdefiniuję - jestem. Natomiast mogę takie
działanie przeprowadzić z innego położenia, z innego punktu (spojrzeć
z niego na stan poprzedni i porównać, fakty odnieść do siebie). Nie
ma innego zadziałania.
- A w innych zbiorach?
- Wracając do zera i zbioru liczb naturalnych... Już wiesz, że zera
w tym zbiorze być nie może. Jednak logicznie takie zestawienie dobrze
oddaje zakres Kosmosu, tylko działający o tym nie wie; sięga takiego
skrajnego poziomu, ale o tym nie wie. Stosuje abstrakcję, wynik się
zgadza, ale dlaczego się zgadza, tego nie wie.
Drugi powód przypisania (nawet warunkowego) zera do liczb naturalnych
wiąże się z tym, że zero zawiera się - jako element niezbędny - w
liczbach całkowitych. A skoro w zbiorze liczb całkowitych zero się
zawiera - skoro zarazem ten zbiór jest pochodną i dopełnieniem zbioru
liczb naturalnych - skoro tak "naznaczone" zero jest Fizycznie (po
prostu realnie) jedynką, kwantem "czegoś" w trakcie przemieszczania
się - skoro dla stosowacza takiego znaku zero zawsze jest tym-takim
samym zerem (nie analizuje zera z uwagi na jego "zawartość; dla niego
takie działanie to "akt pusty" i bez sensu) - to w efekcie "zero" do
liczb naturalnych musi dopisać. Nie wie o głębokich zależnościach,
ale "zero-jedynkę" stosuje. Bo to zero jest jedynką.
Wniosek: zbiór liczb naturalnych jest zakotwiczony (stanem zerowym,
czyli jedynką) w zbiorze liczb całkowitych.
A przy okazji kolejny raz wychodzi, zauważ i doceń to, że zbiór liczb
naturalnych jest o jednostkę mniejszy, że to "n-1" (jak wynika to z
innego toku analizy). Dlaczego tak? Ponieważ jedynka jest elementem
wspólnym ze zbiorem liczb całkowitych (i każdym zbiorem). Można wręcz
w takim odniesieniu powiedzieć, że jedyna-zero, czyli konkretny stan
COŚ w trakcie zmiany (np. obserwator w chwili teraz) - że ten-taki
fakt (istniejący, "okupujący aktualność"), jest koniecznym warunkiem
zmiany...
Tak, to może dziwny wniosek, ale logicznie poprawny: gdyby nie ten
20
zero-jedynkowy konkretny byt, zmiana w ramach nieskończoności oraz
wieczności by się zablokowała.
To, że istnieję i obserwuję, że elementy mnie tworzące zajmują ileś
czasu-przestrzeni (tu: absolutnej), to jest warunkiem koniecznym do
tego, żeby zmiana nieskończenie-wiecznie się toczyła. Tak, bez mojej
aktualnej bytności i Fizycznej postaci (skupienia elementów COŚ w
cielesny konkret), zmiana by nie zaszła; zaistnienie bytu (dowolnego)
skupia w jednym obszarze elementy, ale tym samym w innym tworzy tor
do zmiany (jest pusto).
- Istnieję, żeby inny byt zaistniał...
- Zgadza się to z naszym całym doświadczeniem życiowym... N-1 dla
COŚ oznacza, że w ramach Kosmosu nie ma stanu i momentu, w którym nie
występuje jakaś forma bytności, zawsze jest w "kołowrocie dziejów"
stan-moment z "lokatorem"... Za chwilę do tego wrócę.
- Związek ze zbiorem liczb naturalnych jest oczywisty, nawet, można
tak powiedzieć, jest naturalny - ale jak to się dzieje?
- Ustalenie "na sztywno" matematycznego zbioru prowadzi do równie
sztywnego schematu zmian, z oczywistym (i koniecznym) zapętleniem w
sprzecznościach; jest poprawne, oddaje fakty, ale jest zapętleniem,
już o tym wiesz.
Czyli można przyszeregować zbiór liczb naturalnych do COŚ i tym samym
poprowadzić go w nieskończoność. A w kolejnym kroku działania zmianę
położenia jednostki tego zbioru (jej ruch w nieskończoności) opisać
jako wieczność. - A w jeszcze kolejnym kroku połączyć te ujęcia, co w
rezultacie prowadzi do sumarycznego, łącznego, ale także poprawnego
(niesprzecznego) logicznie obrazu "czasu-przestrzeni" w maksymalnej
skali, absolutnej - nieskończonej-wiecznej...
I dlatego moje kiedyś wygłoszone sformułowanie, że zbiór naturalnych
liczb nie jest nieskończonością (że to znumerowana zmiana), jest jak
najbardziej poprawne, Fizycznie to prawda. Zapewne sam już widzisz,
że tylko pozornie jest to sprzeczne do stwierdzenia, że ciąg liczb
naturalnych definiuje nieskończoność "czegoś" w Kosmosie. Ustalenia
te nie są ze sobą sprzeczne, ale się uzupełniają - to z innego punktu
widzenia opisanie tego samego, raz Fizycznie, raz logicznie. Jeżeli
skoncentruję uwagę na jednym opisie, wszystko się zgadza, tylko że
jest to tym samym zobrazowanie jednostronne, niepełne - a przez to
wymaga uzupełnienia. I to aktualnie czynię.
Bo analizując Kosmos i jego Fizykę widać, że zbiór liczb naturalnych
tworzy się w trakcie zmiany - jest działaniem obserwatora, który w
taki sposób porządkuje nieskończoność (i jest to konieczne).
- Tylko muszę mieć wiedzę, że to zmiana, i do tego maksymalna. Że
pozyskany wynik w postaci "niezmiennego", "wypreparowanego" ze zmiany
schematu (tu: zbioru liczb) jest nie gdzieś-tam, ale we mnie.
- Dokładnie...
I przychodzi teraz moment, w strefie granicznej analizy, kiedy muszę
ponownie zmianę wprowadzić w tok działania. Powód? Ponieważ bez tego
nie ma mowy, żeby pójść dalej, zmiana musi się toczyć (i zawierać w
pojęciach), żeby obraz się zgadzał z tu (oraz wszędzie) prowadzonym
eksperymentem.
- Czyli?...
- Wypada stwierdzić, że nie ma zbioru liczb naturalnych bez zmiany,
taki zbiór Fizycznie może zaistnieć wyłącznie w procesie rozpadu COŚ
do jednostek tworzących. Jeżeli nie wprowadzę do analizy zmiany, mam
21
sztywny stan (nieskończonego) COŚ, którego nie ugryzę w żaden sposób
- mam nieskończoną jedność i żadnego ruchu do wykonania. I koniec.
Ale ponieważ sobie o tym rozmawiamy, to znaczy, że w Kosmosie takiego
"zatwardzenia" (fizycznego ani logicznego) nie ma - oraz że liczby
naturalne tworzą się samoistnie...
Muszą się tworzyć, nie mają wyjścia; ponieważ NICość jest "stanem"
maksymalnie destrukcyjnym, nic w NIC nie utrzyma się w postaci zbioru
(stanu rozbudowanego) przez nieskończony zakres. A po prawdzie nawet
przez skończony utrzymuje się z trudem i w skomplikowanym procesie.
Niestety... Lub stety...
Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia (w nieskończoności).
...
- A dalej? Analizujemy zbiory, więc stan rozbudowany, musi być ciąg
dalszy - uważam, że na tym się nie kończy.
- To szkic sytuacji, w krótkiej rozmowie i stosując pojęcia ogólne
trudno temat wyczerpać, to oczywiste...
Co dalej? Dalej jest tak, że wypada odwołać się do zaprezentowanego
wcześniej rysunku, czyli że stan zerowy zbioru liczb całkowitych to
jedynka zbioru liczb naturalnych, że to jednostka w trakcie ruchu w
bezkresie.
Zaznaczyłem, że tworzy to dość ciekawy z dzisiejszego punktu widzenia
układ współrzędnych, bowiem nie ma zakresu "dolnego" dla osi Y, osi
oznaczającej liczby naturalne. Skoro w przeprowadzonej analizie te
liczby zaczynają się od zera-jedynki, to tym samym dolna część wypada
z prezentacji. I pytanie: czy to poprawne ujęcie?
- Jeżeli się zgadza.
- Jest poprawne, no i nie jest, jak zawsze w takim pytaniu o zakres
graniczny...
Że tak należy zobrazować to w tym momencie zastanawiania się, fakt,
wszystko się zgadza. Tylko jest jeszcze Fizyka. A w takim odniesieniu
tworzą się kolejne zobrazowania zmiany...
Pytanie: czy z ujęcia, że umieszczam się w punkcie wyróżnionym, więc
w stanie zero-jeden, czy z tego wynika, że to już wszystko? No nie.
Przecież każdy element zbioru liczb naturalnych, każdy element COŚ,
który jest, a tych stanów potencjalnie (i maksymalnie) jest wiele,
aż po nieskończenie wiele (ale nie więcej) - każdy taki byt może się
w tym wyróżnionym punkcie-chwili umieścić. I więcej, on musi się tak
umieścić, ponieważ z tego i tylko tego punktu prowadzi swoje analizy
(lub ich doznaje). A w takim przypadku moje położenie jest dla niego
którymś tam, to "x + ileś tam".
- Na pewno plus?
- I tu jest zasadniczy element rozumowania o tym zerowym miejscu: to
może być i plus, i minus.
- Bo były byty przed nami?
- Tak. Zobacz, moje i twoje spojrzenie na ten stan, one są różne, a
nawet mocno różne. Dzieli nas kilka lat, więc w oczywisty sposób ty
swoje zerowe położenie opiszesz tak, że ja wyląduję wyżej. Ale twoje
dla mnie to stan "ujemny", poniżej mojego zaistnienia. Niby ten fakt
oddaje oś X, oś zmiany, tylko że ty w żadnym przypadku nie bytujesz
w zakresie potencjalnym zbioru liczb całkowitych, a tak musiałbym cię
przypisać. Jesteś z czasoprzestrzeni (tu: absolutnej) leżącej w bok
mojego centralnego umiejscowienia (w zakresie minus) - tylko że dla
mnie to stan pusty, poza doznaniem. Zresztą dla ciebie moje położenie
22
ma ten sam charakter: to stan potencjalny i nieokreślony, który (jako
obserwator) dookreślasz swoim spojrzeniem (a szerzej: działaniem). -
Moje znumerowanie występuje przed tobą, w zakresie, który potocznie
definiuje się jako przyszłość, więc gdyby trzymać się logicznego (i
"sztywnego") ustalenia na temat zbioru liczbowego, to mnie nie ma -
nie istnieję...
Problem tylko w tym, że ani ja nie czuję się bytem potencjalnym, ani
ciebie nie traktuję za potencję i możliwość (i nawet pewnie byś się
obraził, gdybym tak zadziałał - może też jakieś rękoczyny fizycznie
namacalne by wówczas zaistniały...).
- Ciekawe.
- Żeby tylko, to bardzo istotne podejście do zrozumienia świata, to
nie są igraszki umysłowe. Ich zrozumienie jest warunkiem do poznania
rzeczywistości.
Co z tego wynika? Każdy, pojmujesz - każdy element COŚ, każdy byt w
tym ujęciu zajmuje centralne położenie (i jest to jedyne dostępne mu
położenie), z niego opisuje inne byty, a nawet siebie.
Każdy byt ma swój numerek na tej prostej nieskończono-wiecznej i w
żaden sposób nie może na/w niej się przemieścić...
Siedzimy obok siebie na wyciągnięcie reki, fizycznie (i Fizycznie)
nic lub bardzo mało nas dzieli, ale logicznie nasze zlokalizowania
w czasoprzestrzeni są bardzo odległe - teoretycznie mogą być nawet
nieskończenie odległe.
- Jak, dlaczego?
- Proste: elementy składające się tu i teraz na/w nasze cielesne, a
więc fizyczne (i Fizyczne) konstrukcje - te elementy mogą w ramach
prostej nieskończono-wiecznej znajdować się w dowolnym jej miejscu,
nawet skrajnie odległym. Fizyczny stan tych elementów jest taki-ten
sam, jednak logicznie to zawsze konkretny "numer". Ale najważniejsze
dla nas jest to, że "losowanie" może je zestawiać dowolnie.
- Prawda.
- Tylko że, zauważ, bo to istotne, z takiego zapętlenia (splątania)
opisu elementów tworzących byt wynika jeszcze to, że ani ja siebie
nie opiszę w sposób bardzo dokładny, ani ty tego nie przeprowadzisz
wobec mnie - każdemu z nas brakuje danych do idealnego wyznaczenia
w czasie lub przestrzeni położenia jednostki. - Owe dane, zauważ, są
dostępne tylko "w punkcie"... Wróć, stwierdzenie "dostępne" jest tu
nie na miejscu. Nie, takie dane nawet dla obserwatora w tu-i-teraz
się lokującego ("w punkcie"), one nie są dla niego w żaden sposób
dostępne - punkt nie podlega poznaniu, punkt się doznaje. Jestem ze
swoją (rozbudowaną) analizą w stosunku do chwili "teraz" albo przed
jej zaistnieniem (planuję przyszłość), albo po jej zaistnieniu (do
zakresu przeszłego się odnoszę) - nigdy jednak nie zdybię zjawisk w
ich dzianiu się. Jestem ich efektem i uczestnikiem, ale nie mogę być
ich obserwatorem.
Jednoznaczne zlokalizowanie bytu w czasie-przestrzeni (dowolnie już
pojętej) jest niemożliwe, ponieważ poza punktem 0-1 nie ma w zmianie
jednoznaczności - jednoznaczność się staje.
Czyli, żeby oddać nasze wzajemne relacje, trzeba wprowadzić trzecią
oś do układu współrzędnych - a nawet całą matematykę, kiedy będzie
zachodziła potrzeba zobrazowania innych subtelności. Bez tego, nie
muszę chyba już podkreślać - jeżeli ograniczę się do umiejscowienia
w stanie zero-jeden i na tym poprzestanę w definiowaniu - to ty dla
23
mnie nie istniejesz, a ja dla ciebie. I pomimo że jest to logicznie
poprawne, to jakże odległe od Fizycznie rejestrowanego stanu.
- Więc układ współrzędnych wypracowany przez wieki ma sens, a wyżej
zaprezentowane to tylko etap? Mogę definiować zmianę, nawet od razu
w maksymalnym schemacie, ale zarazem nie wiedzieć, że treść zawiera
liczne etapy pośrednie?
- Owszem. I to oznacza, że w tym momencie analizy trzeba wprowadzić
zakres minus dla liczb naturalnych. Ale jak może być minus do COŚ?
- Zagadnienie wielce ciekawe.
- Umiarkowanie. To pojawia się w tym momencie jako konieczność: zbiór
liczb naturalnych biegnie, realizuje się, jak padło wyżej, od jedynki
do nieskończoności - ale również, i to jest niezbędne uzupełnienie,
od nieskończoności do jedynki.
Czyli w zakresie "minusowym" osi Y znajdują się wartości malejące.
O ile w górnej części (tak to sobie rysujemy i nazywamy, jednak to
naturalnie umowa) znajduje się symbol-znak rozpadu COŚ do jednostek
("jedynkowanie" w formule rozpadu, zbiór dąży do nieskończoności),
o tyle w dolnej lokuje się stan symetryczny wobec niego: łączenie w
jednostkę (sumowanie do jedności, zbiór dąży do jedności).
- I tym samym obserwator w punkcie, który dla ciebie jest skrajnie,
maksymalnie odległym (minus nieskończonym), postrzega ciebie również
maksymalnie, ma ciebie za byt zbiegły w jedność.
- Tak, prawda - ale... Zauważ, takie uzupełnienie obrazu: kiedy mówisz
o "minus nieskończoności", to zarazem mówisz o "plus nieskończoności",
przecież jest tylko jedna nieskończoność. Plus i minus jest tym samym
"stanem", punktem, czy jak to nie nazywać. Chodzi o to samo. A nam,
za wypracowanym schematem (i wdrukowanym w myślenie) przedstawia się
to jako niebywale odległe - w nieskończoności plus jest minusem (i
odwrotnie). - A po prawdzie, to jedność (wewnętrznie podwojona, jak
zawsze).
Po drugie twój opis jest zobrazowaniem z twojej pozycji, prowadzisz
go jako byt o cechach rozbudowanych - i dlatego jest (i musi być) z
definicji jednostronny. Bo po prostu nie możesz znajdować się w dwu
miejscach jednocześnie. Co, nawiasem, Fizycznie jest nieco bardziej
zagmatwane, ponieważ nasza konkretna cielesność to efekt dwu stanów:
łącznia ("jedność zbrylona") oraz rozpadu ("jedność rozproszona").
Logicznie znajduje się to skrajnie odległe, Fizycznie jest jednością
i oznacza mnie albo ciebie. Albo dowolnie obecny w rzeczywistości
fakt.
Czyli, inaczej to definiując, jeżeli istniejesz w punkcie zero-jeden
układu, to po jego maksymalnie drugiej stronie również występuje stan
zero-jeden, tyle że symetrycznie rozłożony: maksymalnie rozpadły. Za
chwilę do tego wrócimy...
Co dla ciebie jest twoim istnieniem i okupowaniem punktu wyróżnionego,
to na antypodach jest stanem liczebnie (liczbą jednostek składających
się na punkt) takim samym - tyle że rozbiegłbym. Obserwator (fakt, że
hipotetyczny), kiedy prowadzi swoje pomiary otoczenia, to pozyskuje
taki wynik działania, że dla niego moja pozycja, skrajnie przeciwna,
jest stanem maksymalnego rozpadu. Czyli jeżeli tamten obserwator jest
bytem, strukturą rozbudowaną, to ja nie mogę być stanem identycznym,
ale możliwością symetryczną - rozproszoną.
- Dlaczego, zaraz...
- Zaczekaj, powiedziałem, że sprawa wymaga dogłębnego zanalizowania,
24
jest istotna...
Tak, dla tamtego bytu moje położenie w centrum jest zasadne, tyle że
to stan maksymalnie symetryczny. A więc jeżeli on-daleki (bo przez
nieskończoność) okupuje dla niego początek zbioru, a inaczej nie może
postąpić (sam dla siebie jest pełną jednostką oraz jedynką), to ja
automatycznie okupuję przeciwległy punkt zbioru liczb naturalnych (w
nieskończoności). A jeżeli on jest jednością rozbudowaną, to ja też
jestem jednością, tyle że rozproszoną (jednością w postaci zbioru
jednostek). I analogicznie dla mnie jego pozycja również jest przez
nieskończoność rozproszoną, kiedy analizuję jego istnienie.
- Tylko że...
- Tylko że to nie wszystko w żonglowaniu abstrakcjami i w powiązaniu
z Fizyką, dalece nie wszystko.
Co bowiem tu się dzieje? Już mamy układ współrzędnych w jego dziś i
od dawna wypracowanym ujęciu, czyli oś Y posiada dolne dopełnienie
w zakresie dla mnie minusowym... Wracamy tym samym, jak widzisz, do
powiedzianego przed chwilą, że stany maksymalne, że plus oraz minus
łączą się w jedność...
Zauważ, analizujemy zbiór liczb naturalnych, zbiór elementów COŚ, a
to jest zawsze-i-tylko ten sam i taki sam (jedyny) zbiór naturalnych
konkretów, niczego więcej nie ma.
- Jest zmiana.
- No tak... Ale w opisie Fizycznym ten zbiór - podkreślam, że chodzi
o ujęcie Fizyczne, właśnie ze zmianą, nie o "sztywne" interpretowanie
Kosmosu (i zbioru) - w takim opisie "wygenerowany" przez obserwatora
zestaw elementów jest postrzegany w dwu kierunkach.
Czyli, zauważ, logiczne wyróżnienie kierunku (tu: jako narastanie w
zbiorze wartości) wprowadza obserwator i na tym się koncentruje (bo
inaczej nie może postąpić, innego opisu nie może poprowadzić, wszak
zawsze jest w centrum) - jednak Fizycznie takiego wyróżnienia nie ma,
oba kierunki są równoważne, dopełniają się. - I więcej: oba łącznie
stanowią jedność.
Mówiąc inaczej, COŚ (jeden z elementów Kosmosu) opisują dwa kierunki
- opisuje nie jedna linia w układzie współrzędnych (czy w działaniu
analogicznym), ale dwie, symetrycznie do siebie ułożone i o kierunku
przeciwnym.
- Zmieszanie? Logiczne złożenie w jedność Fizycznie dwukierunkowej
zmiany prowadzi do zmieszania?
- Widzisz, wniosek sam się narzuca. Matematyczny znak, tak wdawałoby
się doskonały, to zmieszanie, to poprawnie zbudowany symbol Fizycznej
zmiany, ale w głębokim ujęciu zmieszanie i zsumowanie jednostek tę
zmianę tworzących...
Układ współrzędnych, żeby już jego się trzymać, jest "utwardzonym"
zobrazowaniem wielokierunkowej zmiany (nieskończono-wiecznej), czyli
w ramach prostej (np. osi Y dla zbioru liczb naturalnych) Fizycznie
jest ujęty dwukierunkowy tok zdarzeń. Na prostej zaznaczona, oddana
jest zmiana od stanu "0-1" do nieskończoności oraz ("minusowo") od
nieskończoności do "0-1". Centralnym punktem jest tu 0-1 (obserwator,
byt) - ale równie ważnym i równoważnym ujęciem jest umieszczenie w
centrum stanu-punktu "nieskończoność" (i z niego prowadzony opis).
- A tego nie ma w dziś obowiązującym układzie współrzędnych.
- Więcej, nie ma świadomości, że ten drugi skrajnie stan współtworzy
obraz. Lokalnie matematycznie to się pojawia, jednak układ pozostaje
25
niezmiennym. A to się mści.
Co jeszcze istotne, i to z wielu powodów, te proste, które symbolizują
zmianę w toku zachodzenia, ich ukierunkowanie jest zawsze i tylko w
formule "do przodu", zawsze przed siebie. Nie ma żadnego "skoku w
bok", to wykluczone. Logicznie wykluczone. A że Fizycznie "przeskoki"
są możliwe?... No, są możliwe...
- Zawsze do przodu, również w zbiorze liczb całkowitych?
- Słuszna uwaga, w tym zbiorze mamy identyczną sytuację. Przecież
zbiory i relacje między nimi są w logicznym i Fizycznym powiązaniu...
Zbiór liczb całkowitych to dochodzenie do zero-jeden w środku układu
- i odchodzenie. Tyle że zawartość tego zestawu oddaje w przedziale
"minusowym" łączenie się elementów w jednostkę (aż uzyska gabaryty
i "pełnoletniość"), natomiast w zakresie "plusowym" zachodzi rozpad
od stanu wyróżnionego.
- Więc zakres "minus" osi X (oś zmiany) jest zobrazowaniem tego, że
w zakresie "minus" osi Y (oś liczb naturalnych) buduje - kształtuje
się jednostka, że elementy się łączą.
- A druga para, zakresy "plusowe" w naszym rozrysowaniu, to zdarzenia
definiowane jako rozpad jednostki do elementów składowych. Masz tu
kolejne potwierdzenie, że te zbiory są zależne od siebie oraz że są
równoliczne.
...
- Tylko że na ten zestaw abstrakcji można spojrzeć w taki sposób, że
jest drugi kierunek zmiany i że składniki tworzące byt napływają z
przyszłości. W tym przypadku strzałki zdarzeń będą biegły dokładnie
w drugim kierunku - "plus i minus" układu (poszczególnych osi) będą
lustrzane. Czyli że wieczność jest w przeszłości.
- A nie jest?... Przecież to już padło, ale dobrze, masz oczywiście
rację. Obecny układ to połowa możliwości, drugiej brakuje - jednak
właśnie przychodzi na nią czas. Trzeba dopełnić obraz o brakującą
stronę.
Tu i na tę chwilę prowadzona analiza toczy się "w ramach płaszczyzny"
(i możliwości płaszczaka), krok po kroku opisujemy razem to, co się
dzieje i obrazuje w tradycyjnie pojętym układzie współrzędnych - a
za tą abstrakcją w całości matematyki (takie całkowanie i podobne się
kłania). Sam też widzisz, że matematyka w zmieszaniu z Fizyką wprowadza
zupełnie nowe możliwości opisu.
Owszem, zgodzę się z negującym to stwierdzanie matematykiem, kiedy
powie, że elementy tego rozumowania są już w tym lub innym zakresie
tej nauki obecne. Nie podważam, zapewne większość tu prezentowanych
ujęć już została wypracowana, czasami dawno. - Tak, prawda, tylko co
z tego, drogi matematyku, co z tego... Kiedy świadomie nie mieszasz
(łączysz) logiki z Fizyką (filozofią), to pozostajesz w zakresie na
zawsze pojęciowym i nie masz żadnego odniesienia do rzeczywistości...
Można i tak, ale to chyba mało.
- Fajne, teraz z kolei dokładasz matematykom, fizycy już są cacy?
Wyluzuj.
Przecież matematycy wręcz do rangi cnoty podnoszą, że ich produkcje
są "samoistne", gdzieś tam bytują jako czysta forma i abstrakcja, i
że "matematycznych bytów" żadna skalana (lub nie) materia nie tyka.
Dlaczego przypisujesz im wady i działania, do których nawet nie chcą
pretendować?
- fizycy w dalszym ciągu nie są cacy, za to Fizycy (fizyk-filozof)
26
już i owszem. A wyżywam się obecnie na matematykach, bo akuratnie tak
mi zeszło w obracaniu pojęciami...
A przy okazji "obgadywania" tego terytorium powiem to samo, co tobie
tyle razy już wygarnąłem: chylę czoła przed dokonaniami, są znaczne.
Sam tego zakresu nigdy nie sięgnąłem i nie zanosi się, żeby miało to
się zmienić. Ale zarazem wiem - w tym filozoficznym rozszerzeniu -
że analogicznie jak fizyk z wyjaśnieniem rzeczywistości nie poradzi
sobie opierając się tylko na swoich abstrakcjach, tak samo matematyk
ze swoimi aksjomatami oraz zobrazowaniami zagubi się w maszerowaniu
poprzez nieskończoność-wieczność. Zgoda, zrobił swoje, podprowadził
do pewnego punktu, jednak dalszego nie wypracuje - nie może. Powód?
Brak szerszego spojrzenia.
Tak, szanowny matematyku, kim byś nie był, abstrakcje to wspaniała
sprawa (matematyczne również), ale bez odniesienia do realności nie
znaczą nic, a nawet mogą dawać takie zobrazowanie, że nikt się w nich
nie rozezna. I pozostanie twierdzić, że to tylko "byt matematyczny"
- czyli nic. Że matematyka to nigdzie.
Tak, drogi matematyku, nawet najlepsze abstrakcje (i twoje chęci) nie
wystarczą bez wsparcia zewnętrznego. Znów się spytasz: dlaczego? To
ci powiem: ponieważ nawet w najbardziej fundamentalnych dla ciebie
aksjomatach, które kiedyś wyprodukowałeś w natchnieniu i z wielkim
nakładem sił, w nich znajduje, zawiera się zmieszanie. Zmieszanie,
którego nawet nie byłeś świadomy (i nie jesteś świadomy).
Możesz, na przykład, wprowadzić w zbiór liczb naturalnych (po licznych
zawahaniach) zero, bo tak wydaje się poprawnie, jednak nie masz, po
pierwsze, pewności, że to jest poprawne - a po drugie nie wiesz, że
w ten sposób wpisałeś w jedną ze swoich fundamentalnych abstrakcji
Wszystko, COŚ oraz NIC pospołu. Masz wynik, który wstępnie zawiera
dwa elementy zmieszane ze sobą idealnie, ale które są w twoim ujęciu
jednością funkcjonalną. Tak wyprodukowana abstrakcja potwierdza się
w twoim działaniu, wydaje się logicznie niesprzeczna, ale w szerszym
spojrzeniu jest zmieszaniem elementów, które co prawda należy widzieć
w łączności (i jedności), ale ze świadomością, że to właśnie są dwa
elementy, nie jeden. Z tej mieszaniny wnika wszystko, a brak wiedzy,
że wynika - ten brak straszliwie się mści pogmatwaniem w rozumowaniu.
Można bujać w abstrakcjach, tylko niekiedy warto sprawdzić, jak świat
wygląda.
- No, no, no...
- To tak ku pokrzepieniu serc, co by swoje matematyczne możliwości
(skromne) usprawiedliwić oraz związane z tym frustracje ukoić. A też
zapostulować, żeby może mniej przeciętniaków symbolem z tego zakresu
molestować. Bo - jak widać - do celu można dojść inną drogą, wszak
treść opisu jest ta sama.
- Jestem pod wrażeniem.
- Odwołam się teraz, żeby nie przedłużać, do twojej uwagi, że każdą
z osi w układzie można postrzegać z dwu kierunków. Czyli że zbiór w
postaci liczb naturalnych można opisywać od jeden do nieskończoności
i odwrotnie - ale również i zbiór liczb całkowitych można definiować
jako narastanie od minus do plus lub odwrotnie. - I teraz pytanie:
dlaczego tak można?
- Liczby naturalne są jedne i jedyne, więc każdy obserwator definiuje
je samodzielnie i dla siebie. A to dalej oznacza, że każdy opis jest
równoprawny i nie ma wybranego. Wprowadzony kierunek jest od niego
27
lub do niego - i jest konwencją wspomagającą zrozumienie.
- Jak najbardziej. Kierunek opisu zbioru liczb naturalnych (graficzna
postać układu) jest zależny od rozmieszczenia punktu wyróżnionego,
czyli np. obserwatora. Kierunek jest umowny, ale jednocześnie oddaje
Fizyczny tok zmiany tworzący zbiór: rozpad do jednostek lub łączenie
się w jednostkę.
W jednostkę maksymalną, co warto dodać, albo w jakiś stan "dużych"
jednostek w ramach takiego zbioru. Przecież zbiór liczb naturalnych,
czyli COŚ - w trakcie łączenia się elementów, zbliżania ich do siebie
(choćby losowo, przypominam) - ten zbiór pozostając nieskończonym
potencjalnie, zmniejsza swój stan posiadania (tu: zajętego obszaru).
Logicznie kwantowych elementów jest ciągle (i zawsze) nieskończenie
wiele, jednak w konkretnym stanie Ewolucji Kosmosu jest więcej lub
mniej punktów rozbudowanych, mniej lub bardziej "zbrylonych". Rosną
ciała, ale liczebnie jest ich mniej.
Dlatego zbiór liczb naturalnych podlega również w naturalny sposób
oscylacji - że zachodzi to w zakresie nieskończono-wiecznym? prawda,
ale taka regularność występuje.
- Y to umowa, ale i X to konwencja. Konieczna, ale konwencja.
- Kierunek osi X tak samo jest umowny. Oś symbolizująca, oznaczająca
wieczną zmianę, to powiązane logicznie z całością układu zobrazowanie
rzeczywistości. I mojej, obserwatora, pozycji.
Istotne jest tu jednak to, i to trzeba wyraźnie powiedzieć, że choć
taki schemat jak najbardziej poprawnie opisuje moje przemieszczanie
się w Kosmosie (jako prostej z minus do plus wieczności - czyli, że
przeszłość już była i jest to stan "zatrzaśnięty", pusty, mnie już
tam nie ma - a zarazem przyszłość to stan potencjalny i także pusty,
mnie jeszcze tam nie ma)... to równocześnie, kiedy uwzględniam fakt
Fizyczny z zakresu liczb naturalnych, że jednostka albo się buduje,
albo rozprasza - to w takim poszerzonym ujęciu zbiór liczb całkowitych
buduje się również w drugim kierunku. Czyli że elementy tworzące moją
cielesność docierają do mnie z zakresu oznaczającego przyszłość (co
definiuję jako przyszłość).
Budowałem się do stanu "teraz" i wyłoniłem z prawem głosu (a nawet
krzyku), to działo się w mojej przeszłości, dziś o tym zaświadczam
swoim istnieniem - jednak w przyszłości (jako jednostka- zbiór) się
rozproszę... A zarazem z tego przyszłościowego (wobec teraz) zakresu
przychodzi element mnie na nowo budujący.
Czyli, tym samym, moje budowanie się przebiega w mojej przeszłości
(podkreślam: tak tradycyjnie i "prostoliniowo" postrzeganego schematu
zmiany tworzącej), ale elementy do wznoszenia konstrukcji docierają
z przyszłości (obiad dopiero będzie). Natomiast ja ten fakt ustalam
w chwili teraz, która to chwila właśnie stała się przeszłością - o
czym jednak dowiem się w mojej przyszłości (przecież informacja o tym
dotrze do mnie z opóźnieniem, co jest pochodną skończonej prędkości
przenoszenia się sygnału), a to dalej oznacza...
- Czekaj, pogubiłem się...
- A to dalej oznacza, i to jest wniosek zasadniczy, który musi w tym
momencie paść: że nasze pojmowanie, a także obrazowanie rzeczywistości
(choćby przez tu analizowany układ współrzędnych), że to musi zostać
poprowadzone w inny sposób. Dlaczego? Ponieważ dotychczasowy takie
pętle logiczne wprowadza (poprawne w szerszym ujęciu), że trudno się
w tym połapać.
28
- Inne ujęcie, ale jakie?
- Zobacz, rysuję tradycyjny układ współrzędnych, ale w inny sposób,
wydaje mi się, że prostszy, a zarazem także ciekawszy. Mam nadzieję,
że to potwierdzisz.
4
Zauważ, że na tym szkicu również są zaznaczone osie Y i X, tylko że
inaczej rozrysowane. Można jeszcze dodawać inne detale, jednak na tę
chwilę nie jest to konieczne, to przyda się w innych okolicznościach.
Ważne w tym zobrazowaniu jest to, że są to cztery linie tworzące i
że razem stanowią jedność. I, co istotne, posiadają kierunek.
Otóż oś Y, pionowa linia z układu współrzędnych, to zliczanie liczb
naturalnych od nieskończoności do zera-jedynki (w zakresie dolnym,
"minusowym"), a w zakresie powyżej ("plusowym") od zera-jedynki do
nieskończoności. Jednak kierunki tych prostych-zbiorów, uwzględnij
ten fakt, są względem siebie przeciwne... W przypadku osi X, zmiany,
po stronie lewej mam przebieg od "minus wieczność" do zero-jeden, a
po prawej od zero-jeden do "plus wieczność". Poprawnie w przypadku
osi X należałoby już pisać od minus nieskończoność-wieczność do plus,
ale jeszcze to pomińmy.
Ważne jest to, że te proste, a raczej półproste, że obie również są
względem siebie skierowane przeciwnie, to dochodzenie i odchodzenie
od punktu wyróżnionego.
Zwracam ci uwagę na pewien szczegół tego ujęcia: przemieszanie, te
proste są rozłożone symetrycznie i przemieszane. Dlaczego to ważne?
Odnieś to do innych ustaleń o świecie, choćby do słynnej helisy i
jej składników...
5
29
Jeżeli to cię nie przekonuje - proszę, takie uzasadnienie: wyobraź
sobie układ współrzędnych jako widoczną cześć piramidy z jej szczytem
(stanem 0-1), naniosłeś linie układu na taką bryłę. Do wierzchołka,
który będzie tu symbolem, oddaniem stanu "teraz" (stanu aktualnego w
Fizyce), te proste tworzące schodzą się, dążą do jedynki (i zera).
Czyli zmiana biegnie od nieskończoności (od fundamentów, jednostek)
do stanu wyróżnionego. W punkcie zero-jeden linie się krzyżują, tu
też uzyskują swoją Fizycznie największą "objętość" (oraz znaczenie)
- a dalej, już "po drugiej stronie", elementy prostych (i one same)
oddalają się, rozchodzą (do nieskończoności), ponownie zanikają w
stanie-strefie fundamentalnej... Zauważ, że te linie (ramiona układu)
są do siebie ułożone naprzemiennie.
- Dobrze. Ale co w tym ujęciu jest najważniejsze, bowiem samo ujęcie
wygląda tak sobie.
- Że liczy się ich łączny stan. Liczy się wszystko razem. Nie ma tu
znaczenia taka czy inna linia, ten czy przeciwny kierunek, ten albo
inny element (nawet ten szczególny). Zasadnicze znaczenie ma to, że
wszystkie składowe rozumowania (i coś oznaczające w analizie), że to
łącznie i razem stanowi Fizykę - albo moje istnienie, kiedy odnieść
to do cielesnego konkretu.
Nie część, ale jedność części jest rzeczywistością.
I jeszcze: wniosek zasadniczy jest taki, że nie ma jednego miejsca,
że nie ma punktu w tych liniach, który będzie oznaczał obserwatora i
jego "kawałek podłogi". - Byt to nie tylko stan zero-jeden. Oznacza
jak najbardziej wyróżniony fakt, ale istnieje dlatego - ten środkowy
punkt-chwila istnieje dlatego, że jest otoczony, więcej: warunkowany
wszystkimi pozostałymi... Powtarzam: wszystkimi pozostałymi, aż do
nieskończoności i wieczności. "Punkt" jest tu i teraz, jednak to,
że teraz i tu jest, to w fundamentach jest warunkowane drugostronnym
maksymalnym logicznie elementem: nieskończonością-wiecznością.
Powtarzam i podkreślam, bowiem widzę w twoich oczach niedowierzanie:
stan "zero-jeden" nie jest punktem, choć tak się prezentuje w ramach
tego zobrazowania. Ujęcie matematyczne tak to upraszcza, to wymóg tej
metody - ale to nie jest punkt; a po drugie fundamentalnie zależny
od całości układu.
Owszem, logicznie punkt zero-jeden oznacza obserwatora, ale istotne
jest to, że to jest zmienna, zawsze zmienna i nigdy ściśle wyznaczona
lokalizacja. A co jeszcze ważniejsze, jest to punkt wybrany wyłącznie
dla tego konkretnego obserwatora, dla każdego innego konfiguracja
elementów tworzących jest inna i zawsze indywidualna.
Owszem, kiedy rozpatruję byt, dajmy na to wielkości mojego ciała, a
tym bardziej zakresu wszechświata - to przedział, zajętość (albo na
kreślonym rysunku obszar w układzie współrzędnych), to będzie jakiś
spory, mniej lub więcej rozrosły w sobie fakt (przecież "takie coś"
współtworzy wiele jednostek) - i tym samym zakreślony (wykreślony)
w nieskończoności-wieczności byt będzie rozrosły. I tak postrzegany
byt będzie definiowała np. figura płaska, a w połączeniu z kolejnymi
wymiarami bryła czy proces fizyczny (Fizyczny również, tylko trzeba
pamiętać o uwarunkowaniach). Czyli będzie to opis wielowymiarowy i
wieloelementowy, nigdy jedna linia, a tym bardziej punkt. - Można to
sobie uprościć do punktu, tylko trzeba to czynić ze świadomością, że
takie uproszczenie zostało dokonane.
- Zawsze tak musi być?
30
- Zawsze. Nie ma znaczenia, jaki poziom poddajesz analizie, dotyczy
to każdego faktu w Kosmosie. Dotyczy atomu, mnie - wszechświata. W
ramach zmiany, którą definiuję jako budowanie się wszechświata (tu:
zbieganie się jednostek w zjawisko "wszechświat"), analiza musi ten
proces ujmować jako złożenie ośmiu linii tworzących. Bez tego nie ma
szansy zrozumieć, skąd i w takiej formule ten byt.
- Zaraz, ośmiu, dlaczego? Układ to cztery linie.
- Cztery linie to poprawne ujęcie, ale to tylko jedna strona opisu,
dlatego wymaga podwojenia.
Cztery linie to na przykład zbiór liczb pierwszych albo wspomniana
spirala. Wszystko pięknie i się sprawdza, problem tylko w tym, że te
abstrakcje budują się bez wiedzy o wewnętrznym podwojeniu, to ogląd
jednostronny i wymaga podwojenia. "Z bieguna", zauważ to, widać tylko
"do równika", a druga strona znika z obserwacji, lokuje się w strefie
ciemnej (nieobecnej, nieoznaczonej; płaszczyźnie zespolonej).
6
Pytasz, dlaczego osiem - pytasz, skąd wymóg podwojenia, przecież w
układzie współrzędnych nigdy takiego zwielokrotnieni nie postulowano.
Czy to konieczne?
Tak, odpowiedź brzmi tak. Dlaczego? Ponieważ dopiero stan podwojony
(względem obecnego układu współrzędnych) oddaje ten zawsze Fizycznie
dwukierunkowy przebieg. Logicznie to konieczność.
Argument: nie ma tylko łączenia lub rozpadu struktury, to wypadkowa,
zawsze wypadkowa łączenia-rozpadu. Postrzegana cielesna konstrukcja
(w dowolnej postaci) to uśrednienie, lokalne w czasie i przestrzeni
rozmieszczenie elementów, które dla mnie w obserwacji tworzą jedność
i stanowią funkcjonalnie zborną jednostkę. Jednak generalnie oddaje
ten fakt zmiana określana jako łączenie składników (pozyskiwanie ma
przewagę nad traceniem), to po stronie "do środka" - lub opiszę to
w formule rozpadu, oddalania się elementów. Dotyczy to konkretnych,
z imienia i nazwiska bytów, ale dotyczy również całości (co warunkuje
występowanie cykli w wiecznym toku zmiany, to tak nawiasem).
...
- I proponowany schemat układu współrzędnych to oddaje?
- Zaznaczyłem, że powyższe to nie jest całość. Obecnie warto, nawet
trzeba do sprawy wrócić.
Jeżeli umieszczam się w centrum i uznaję za "punkt zerowy" (i punkt)
w wiecznej zmianie - jeżeli jestem jedynką w ramach "czegoś" - jeżeli
moje istnienie oddaje schemat czterech, a w podwojeniu ośmiu linii,
to efektem takiego samodefiniowania (i postrzegania) musi być nowy,
31
Kwantologia ...   0 czyli 1.
Kwantologia ...   0 czyli 1.
Kwantologia ...   0 czyli 1.
Kwantologia ...   0 czyli 1.
Kwantologia ...   0 czyli 1.
Kwantologia ...   0 czyli 1.
Kwantologia ...   0 czyli 1.
Kwantologia ...   0 czyli 1.
Kwantologia ...   0 czyli 1.

More Related Content

What's hot

Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 8.9 harmonia sfer.
Kwantologia 8.9   harmonia sfer.Kwantologia 8.9   harmonia sfer.
Kwantologia 8.9 harmonia sfer.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.Kwantologia 10.4 – zbrylenia.
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.Łozowski Janusz
 
Czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
Czasoprzestrzeń abstrakcyjna.Czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
Czasoprzestrzeń abstrakcyjna.kwantologia2
 
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.1 – x-y-z.
Kwantologia 11.1 – x-y-z.Kwantologia 11.1 – x-y-z.
Kwantologia 11.1 – x-y-z.Łozowski Janusz
 
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... -  "grawitacja" (mamy cię).Kwantologia ... -  "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).Łozowski Janusz
 
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).SUPLEMENT
 
Kwantologia 8.3 prędkość graniczna.
Kwantologia 8.3   prędkość graniczna.Kwantologia 8.3   prędkość graniczna.
Kwantologia 8.3 prędkość graniczna.Łozowski Janusz
 
Kwantologia stosowana 11
Kwantologia stosowana 11Kwantologia stosowana 11
Kwantologia stosowana 11SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 11
Kwantologia stosowana 11Kwantologia stosowana 11
Kwantologia stosowana 11kwantologia2
 
Prezentacja Stypendium z Wyboru
Prezentacja Stypendium z WyboruPrezentacja Stypendium z Wyboru
Prezentacja Stypendium z Wyborumarcin20988
 

What's hot (16)

Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.
 
Kwantologia 8.9 harmonia sfer.
Kwantologia 8.9   harmonia sfer.Kwantologia 8.9   harmonia sfer.
Kwantologia 8.9 harmonia sfer.
 
Zbrylenia.
Zbrylenia.Zbrylenia.
Zbrylenia.
 
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.Kwantologia 10.4 – zbrylenia.
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.
 
Czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
Czasoprzestrzeń abstrakcyjna.Czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
Czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
 
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
 
Kwantologia 11.1 – x-y-z.
Kwantologia 11.1 – x-y-z.Kwantologia 11.1 – x-y-z.
Kwantologia 11.1 – x-y-z.
 
x-y-z.
x-y-z.x-y-z.
x-y-z.
 
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... -  "grawitacja" (mamy cię).Kwantologia ... -  "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
 
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
 
Kwantologia 8.3 prędkość graniczna.
Kwantologia 8.3   prędkość graniczna.Kwantologia 8.3   prędkość graniczna.
Kwantologia 8.3 prędkość graniczna.
 
Kwantologia stosowana 11
Kwantologia stosowana 11Kwantologia stosowana 11
Kwantologia stosowana 11
 
Kwantologia stosowana 11
Kwantologia stosowana 11Kwantologia stosowana 11
Kwantologia stosowana 11
 
Kwantologia stosowana 11
Kwantologia stosowana 11Kwantologia stosowana 11
Kwantologia stosowana 11
 
Prezentacja Stypendium z Wyboru
Prezentacja Stypendium z WyboruPrezentacja Stypendium z Wyboru
Prezentacja Stypendium z Wyboru
 
pionowo-poziome.
pionowo-poziome.pionowo-poziome.
pionowo-poziome.
 

Similar to Kwantologia ... 0 czyli 1.

Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.Łozowski Janusz
 
"grawitacja" (mamy cię).
"grawitacja" (mamy cię)."grawitacja" (mamy cię).
"grawitacja" (mamy cię).kwantologia2
 
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.SUPLEMENT
 
Wielowymiarowa płaszczyzna.
Wielowymiarowa płaszczyzna.Wielowymiarowa płaszczyzna.
Wielowymiarowa płaszczyzna.kwantologia2
 
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.4 – zasada analogii.
Kwantologia 12.4 – zasada analogii.Kwantologia 12.4 – zasada analogii.
Kwantologia 12.4 – zasada analogii.Łozowski Janusz
 
Jak rozległy jest kosmos.
Jak rozległy jest kosmos.Jak rozległy jest kosmos.
Jak rozległy jest kosmos.kwantologia2
 
Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.
Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.
Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.
Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.
Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.Łozowski Janusz
 
Skraj wszechświata.
Skraj wszechświata.Skraj wszechświata.
Skraj wszechświata.kwantologia2
 
Jedność wszędzie.
Jedność wszędzie.Jedność wszędzie.
Jedność wszędzie.kwantologia2
 
Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.
Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.
Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 3.4 ile istnieje wszechświatów.
Kwantologia 3.4   ile istnieje wszechświatów.Kwantologia 3.4   ile istnieje wszechświatów.
Kwantologia 3.4 ile istnieje wszechświatów.Łozowski Janusz
 
Dostawka do umysłu 2.
Dostawka do umysłu 2.Dostawka do umysłu 2.
Dostawka do umysłu 2.kwantologia2
 
Kwantologia 6.2 dostawka do umysłu.
Kwantologia 6.2   dostawka do umysłu.Kwantologia 6.2   dostawka do umysłu.
Kwantologia 6.2 dostawka do umysłu.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 6.9 czas-i-przestrzeń.
Kwantologia 6.9   czas-i-przestrzeń.Kwantologia 6.9   czas-i-przestrzeń.
Kwantologia 6.9 czas-i-przestrzeń.Łozowski Janusz
 
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5kwantologia2
 

Similar to Kwantologia ... 0 czyli 1. (20)

Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
 
NIC-i-COŚ.
NIC-i-COŚ.NIC-i-COŚ.
NIC-i-COŚ.
 
"grawitacja" (mamy cię).
"grawitacja" (mamy cię)."grawitacja" (mamy cię).
"grawitacja" (mamy cię).
 
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
 
Wielowymiarowa płaszczyzna.
Wielowymiarowa płaszczyzna.Wielowymiarowa płaszczyzna.
Wielowymiarowa płaszczyzna.
 
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
 
Zasada analogii.
Zasada analogii.Zasada analogii.
Zasada analogii.
 
Kwantologia 12.4 – zasada analogii.
Kwantologia 12.4 – zasada analogii.Kwantologia 12.4 – zasada analogii.
Kwantologia 12.4 – zasada analogii.
 
Jak rozległy jest kosmos.
Jak rozległy jest kosmos.Jak rozległy jest kosmos.
Jak rozległy jest kosmos.
 
Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.
Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.
Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.
 
Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.
Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.
Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.
 
Skraj wszechświata.
Skraj wszechświata.Skraj wszechświata.
Skraj wszechświata.
 
Jedność wszędzie.
Jedność wszędzie.Jedność wszędzie.
Jedność wszędzie.
 
Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.
Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.
Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.
 
Kwantologia 3.4 ile istnieje wszechświatów.
Kwantologia 3.4   ile istnieje wszechświatów.Kwantologia 3.4   ile istnieje wszechświatów.
Kwantologia 3.4 ile istnieje wszechświatów.
 
Dostawka do umysłu 2.
Dostawka do umysłu 2.Dostawka do umysłu 2.
Dostawka do umysłu 2.
 
Kwantologia 6.2 dostawka do umysłu.
Kwantologia 6.2   dostawka do umysłu.Kwantologia 6.2   dostawka do umysłu.
Kwantologia 6.2 dostawka do umysłu.
 
Kwantologia 6.9 czas-i-przestrzeń.
Kwantologia 6.9   czas-i-przestrzeń.Kwantologia 6.9   czas-i-przestrzeń.
Kwantologia 6.9 czas-i-przestrzeń.
 
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
 
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
 

More from SUPLEMENT

Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 9
Kwantologia stosowana 9Kwantologia stosowana 9
Kwantologia stosowana 9SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 8
Kwantologia stosowana 8Kwantologia stosowana 8
Kwantologia stosowana 8SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 7
Kwantologia stosowana 7Kwantologia stosowana 7
Kwantologia stosowana 7SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 6
Kwantologia stosowana 6Kwantologia stosowana 6
Kwantologia stosowana 6SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 3
Kwantologia stosowana 3Kwantologia stosowana 3
Kwantologia stosowana 3SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 2
Kwantologia stosowana 2Kwantologia stosowana 2
Kwantologia stosowana 2SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 1
Kwantologia stosowana 1Kwantologia stosowana 1
Kwantologia stosowana 1SUPLEMENT
 
Filozofia ewolucji (kwantów)
Filozofia ewolucji (kwantów)Filozofia ewolucji (kwantów)
Filozofia ewolucji (kwantów)SUPLEMENT
 
Filozofia ewolucji (kwantów) 1
Filozofia ewolucji (kwantów) 1Filozofia ewolucji (kwantów) 1
Filozofia ewolucji (kwantów) 1SUPLEMENT
 
Filozofia ewolucji (kwantów) 2
Filozofia ewolucji (kwantów) 2Filozofia ewolucji (kwantów) 2
Filozofia ewolucji (kwantów) 2SUPLEMENT
 
Filozofia ewolucji (kwantów) 3
Filozofia ewolucji (kwantów) 3Filozofia ewolucji (kwantów) 3
Filozofia ewolucji (kwantów) 3SUPLEMENT
 
Suplement (rozmowa z sobą) 2
Suplement (rozmowa z sobą) 2Suplement (rozmowa z sobą) 2
Suplement (rozmowa z sobą) 2SUPLEMENT
 
Suplement (rozmowa z sobą) 3
Suplement (rozmowa z sobą) 3Suplement (rozmowa z sobą) 3
Suplement (rozmowa z sobą) 3SUPLEMENT
 
Suplement (rozmowa z sobą)
Suplement (rozmowa z sobą)Suplement (rozmowa z sobą)
Suplement (rozmowa z sobą)SUPLEMENT
 

More from SUPLEMENT (18)

Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
 
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
 
Kwantologia stosowana 9
Kwantologia stosowana 9Kwantologia stosowana 9
Kwantologia stosowana 9
 
Kwantologia stosowana 8
Kwantologia stosowana 8Kwantologia stosowana 8
Kwantologia stosowana 8
 
Kwantologia stosowana 7
Kwantologia stosowana 7Kwantologia stosowana 7
Kwantologia stosowana 7
 
Kwantologia stosowana 6
Kwantologia stosowana 6Kwantologia stosowana 6
Kwantologia stosowana 6
 
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
 
Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4
 
Kwantologia stosowana 3
Kwantologia stosowana 3Kwantologia stosowana 3
Kwantologia stosowana 3
 
Kwantologia stosowana 2
Kwantologia stosowana 2Kwantologia stosowana 2
Kwantologia stosowana 2
 
Kwantologia stosowana 1
Kwantologia stosowana 1Kwantologia stosowana 1
Kwantologia stosowana 1
 
Filozofia ewolucji (kwantów)
Filozofia ewolucji (kwantów)Filozofia ewolucji (kwantów)
Filozofia ewolucji (kwantów)
 
Filozofia ewolucji (kwantów) 1
Filozofia ewolucji (kwantów) 1Filozofia ewolucji (kwantów) 1
Filozofia ewolucji (kwantów) 1
 
Filozofia ewolucji (kwantów) 2
Filozofia ewolucji (kwantów) 2Filozofia ewolucji (kwantów) 2
Filozofia ewolucji (kwantów) 2
 
Filozofia ewolucji (kwantów) 3
Filozofia ewolucji (kwantów) 3Filozofia ewolucji (kwantów) 3
Filozofia ewolucji (kwantów) 3
 
Suplement (rozmowa z sobą) 2
Suplement (rozmowa z sobą) 2Suplement (rozmowa z sobą) 2
Suplement (rozmowa z sobą) 2
 
Suplement (rozmowa z sobą) 3
Suplement (rozmowa z sobą) 3Suplement (rozmowa z sobą) 3
Suplement (rozmowa z sobą) 3
 
Suplement (rozmowa z sobą)
Suplement (rozmowa z sobą)Suplement (rozmowa z sobą)
Suplement (rozmowa z sobą)
 

Kwantologia ... 0 czyli 1.

  • 1. Kwantologia stosowana - kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). część ... - 0 czyli 1. Wniosek: zbiór liczb naturalnych to nieskończoność aktualna - to przestrzeń absolutna - nieskończoność; zbiór liczb całkowitych to nieskończoność potencjalna, czas absolutny - wieczność. - Na początek ważne odniesienie do naszej wcześniejszej rozmowy, jest to konieczny element dalszego dialogowania. Chodzi mi o fakt, że NIC jest nieskończone z samej swojej nicości. Co dalej oznacza (oraz w sposób jednoznaczny wyznacza granice rozumowania), że jest również jedno i jedyne - że nie ma podwojenia takiego "elementu". Jeszcze więcej: tym bardziej nie można wprowadzić do analizy (i to nigdy) któregoś tam rzędu zwielokrotnienia NIC. Bo jak, w oparciu o co, na jakiej zasadzie takie działanie przeprowadzić? Przecież NIC nie można zwiększyć lub pomniejszyć (o dowolnie pojętą jednostkę), nie można "zintensyfikować", "wzmocność", itd. NIC nie podlega takim zabiegom, jest nieskończone - jest nieskończonością. I wyznacza tym samym, że Kosmos, stan logicznie nadrzędny, również jest nieskończony i jednostkowy. - Nie ma, nie może być zwiększenia ani zwielokrotniania Kosmosu... Podkreślam, powtarzam, maksymalnie mocno wyróżniam ten fakt: NIC, a więc "stan" nieskończony i jedyny z samej swojej NICości, już tylko ten element analizy odcina wszelkie dywagacje na temat "dalszego" i "nieskończoności" (dzisiejszego rozumienia abstrakcji pod nazwaniem "nieskończoność" - tzn. "nieskończoność w nieskończoność"). Nie, nieskończoność to nie jest "stan", który buduje się i oznacza (dla operującego taką abstrakcją) zliczanie na zasadzie "n+1". Tak wyznaczony ciąg prowadzi do sprzeczności, oznacza koniec działania w każdej postaci. Operacje w formule "n+1" sprawdzają się, ale w zakresie granicznym i maksymalnym są błędem - kiedy je się stosuje, oznacza to, że w taki sposób rozumujący byt zagubił się (zapętlił) w swojej wędrówce w/po nieskończoności. W/na brzegu (logiki) nie ma "n+1", takie zliczanie nie jest opisem w nieskończoność czy jej zwielokrotnieniem, to aż i tylko działanie - podkreślam: działanie, to zmiana w toku zachodzenia. Zapewne znasz powiedzenie, że zbiór liczb naturalnych to jedyny konkret, natomiast wszystko inne to już swobodna twórczość obserwatora - przywołuję je nie bez powodu. Argumentem głównym w tej rozmowie, aksjomatem, który chciałbym w tym momencie wprowadzić, jest stwierdzenie, że NIC to fundament. Fundament do niczego innego redukowalny. - Nie COŚ jest podstawą (logicznego) rozumowania, ale NIC. Logika opiera się na NICości... I po kolejne, jako wstęp do dalszego, ale również jako przypomnienie z wcześniej prowadzonych opisów rzeczywistości: skoro niezbywalnym elementem, "składnikiem" Kosmosu jest NIC, oznacza to zarazem, że i 1
  • 2. Kosmos jest nieskończony i jedyny. Tylko nieskończony i tylko jedyny. Nie ma żadnego "dalszego", nie ma żadnego większego. I musi wybrzmieć to mocno i wyraźnie już na początku dzisiejszego spotkania, ponieważ ma znaczenie. Czyli jest jeden Kosmos, jedna nieskończoność, jedno NIC oraz jedno COŚ. - Przyjmuję do wiadomości, ale do której z naszych poprzednich rozmów nawiązujesz? - Omawialiśmy zależności między NIC i COŚ, chcę do tego wrócić, nie wszystko zostało wówczas powiedziane. Ale, co ważne, niczego z tamtej rozmowy nie zamierzam zmieniać ani się wycofywać. - Tylko że, jak to często bywa, pewne ujęcia i stwierdzenia zostały potraktowane nieco ogólnie, a na pewno nie tak, jakby się należało. O ile dobrze tamte okoliczności kojarzę, to gdzieś się spieszyłeś. Dlatego warto dziś do sprawy wrócić, a nawet trzeba. Zresztą, i nie potraktuj tego z niechęcią już na wstępie, argumenty zaprezentowane w trakcie tamtej rozmowy, a nawet użyte słownictwo, to pojawi się również dziś, i to kilkakrotnie - ponieważ są istotne w tym opisie. Mam nadzieje, że to zrozumiesz. - Jeżeli nie będziesz przynudzał... - Zwłaszcza (i w sposób szczególny) chodzi mi obecnie o pokazanie, że matematyka - tak zdawałoby się idealne narzędzie do poznania świata - że matematyczne działanie ma w sobie, i to w samych fundamentach, zmieszania, których samodzielnie nie pokona. Co dalej skutkuje tym, że wyłaniają się z niebytu przeróżne "demony" i dziwy logiczne - np. zwielokrotnienie nieskończoności (choćby w formule n+1). Tak, drogi kolego, matematyka zawiera w sobie składowe, których nie widać w stosowanych abstrakcjach, ale one tam są. - Tak, kolego, kiedy stosujesz dowolną "jednostkę pojęciową" (aksjomat czy podobnie), w oglądzie "z wysoka" (i nieostrym widzeniu), nie rejestrujesz takiego złożonego stanu, dla ciebie to tylko jednostka. Ale w pogłębionym i poszerzonym (o Fizykę) opisie, w takim ujęciu okazuje się, że twoje spojrzenie, wydawałoby się pełne i ostateczne, musi zostać dopełnione o inny punkt widzenia. Jest nawet jeszcze gorzej - dziś nawet wiedzy, że to jest złożenie i zmieszanie, nawet tego nie ma. Skutek? Operowanie takim rozbudowanym stanem-zakresem prowadzi do poprawnego lokalnie wyniku, nawet się w trakcie weryfikacji sprawdza, a jakże - tylko że pozyskany w takim działaniu wynik już od samego początku jest "skażony" zmieszaniem. I tworzy tym samym zamieszanie, głównie interpretacyjne - takie, że o "rozłożeniu na czynniki pierwsze" nie ma mowy... Jak definiuję to przy takiej okazji: w matematyce, w zmatematyzowanej metodzie poznawania otoczenia brakuje "znaków interpunkcji", kropek, zwłaszcza przecinków, i całej reszty. Dlatego tworzone słowa i zdania (wzory, abstrakcje, aksjomaty) muszą być zmieszaniem i złożeniem, a to musi dalej prowadzić do zafałszowania obrazu... Czas to wyprostować. - I po to mnie zaprosiłeś, to takie ważne, to główny powód? - Powiem nawet, że bardzo ważne. A powyższe to tak dla przypomnienia i naszkicowania zakresu rozmowy. Ale faktycznie dzisiejsze spotkanie jest ciągiem dalszym zgłębiania NIC-i-COŚ, ponieważ niektóre elementy wymagają uściślenia. Głównie i przede wszystkim w odniesieniu do matematyki. Bo moja propozycja na 2
  • 3. ten dyskurs jest następująca: przyjrzeć się tej metodzie opisu bytu (rzeczywistości). A w węższym już zakresie relacjom między zbiorami liczbowymi. W zasadzie dwu podstawowym zbiorom, liczb naturalnych i całkowitych - choć pośrednio oczywiście wszelkim innym. Chyba nie muszę tłumaczyć, że jest to również próba pokazania, jak należy, w jakim kontekście logicznym należy postrzegać matematyczne ustalenia w odniesieniu do Fizyki (filozofii kwantów). - Nie wiem, to aż takie istotne? - W moim odczuciu tak, dlatego o tym rozmawiamy. A czy dla innych? Mam nadzieję, że takim się stanie, lepiej wiedzieć, jak pozostawać w strefie błędu. Może to nie jest zagadnienie na pierwsze strony, ale niewątpliwie jest ważne, zwłaszcza dla matematyki. - Z powodu? Matematycy sobie radzą, zapewne i bez twoich podpowiedzi świat opiszą. - Radzą, jasne, że radzą... Tak, w tej rozmowie rzeczywiście chodzi głównie o matematykę, chodzi o to, żeby wyrazić zasadniczą myśl: za znakiem matematycznym (ale i każdym innym, z dowolnego już zakresu "znakowania" otoczenia), że za nim znajduje się tenże świat - świat w zmianie. - Nic odkrywczego, powiem delikatnie. - Ale do powyższego trzeba dodać, że obecnie przychodzi moment, kiedy pod "znak", pod abstrakcję należy podłożyć Fizyczną treść. Wcześniej to było twoje podwórko, należało odnieść treść z zakresu fizycznego do Fizyki, jednak dziś trzeba odnieść matematykę do Fizyki - czyli do filozofii. Matematyka, zauważ, operuje abstrakcjami lokalnymi (wywiedzionymi z oglądu), jednak głównie odwołuje się do największego kalibru, stosuje pojęcia, które odnoszą się do skrajnych logicznie stanów - problem tylko w tym, że stosuje je bez wiedzy, co się za nimi kryje. Tak, obecnie trzeba przetłumaczyć pojęcia matematyczne, szczególnie te fundamentalne, na Fizykę. - Dlaczego? Ponieważ są tak skuteczne i pomocne w opisach... Nie przesłyszałeś się, skuteczność metody nie oznacza, że jest w pełni zrozumiała - a to może, w pewnych warunkach, prowadzić do błędu. Dlatego też warto wiedzieć, co znak koduje oraz jak się "naprawdę" realizuje. Jeszcze inaczej, w tym zapisie chodzi o odwiecznie stawiane pytanie: czym jest matematyczne ustalenie (symbol, zbiór, liczba, geometryczny kształt) - jak go postrzegać w fizycznym, przecież podstawowym dla istnienia zakresie. Matematyka, na fundamencie danych pozyskanych z otaczającego świata, buduje swoje pojęcia i pewniki, buduje niekiedy znacząco sprawniej i szybciej niż eksperymentem stojąca fizyka może to zweryfikować. Odlatuje tym samym matematyczna abstrakcja (podobnie i filozoficzna) od postrzeganego bytu, usamodzielnia się, no i staje "czystą abstrakcją". Zdaniem abstrakcjonistów (tu: matematycznych), taka "swobodna" (niematerialna /a też idealna/) konstrukcja nie ma już odniesienia do tegoż bytowania (no, czasami)... Ech... Cóż tu powiedzieć, tak postrzegana i rozumiana matematyka, dla dobra jej samej (i pozostałego świata), powinna zostać przyszeregowana ze swoimi ustaleniami, odniesiona, ponownie przetłumaczona na Fizyczne stany. - Punkt, prosta, bryła... - Otóż to, trzeba obecnie powiedzieć - a raczej na nowo zdefiniować czym jest punkt, tak analitycznie użyteczny, czym jest prosta z tych 3
  • 4. punktów zbudowana, dalej płaszczyzna czy zbiór liczb (np. naturalnych lub całkowitych; i wszelakich), trzeba znaleźć korelat Fizyczny dla aksjomatów matematycznych. I na tej podstawie - wzajemnego przyszeregowania wzoru (pojęcia) do Fizycznej treści - na tej podstawie działać dalej. Kiedy matematyk będzie wiedział, że za jego abstrakcją znajduje się Fizyczna treść (i będzie to widział w swoim umyśle), to łatwiej i szybciej będzie konstruował kolejne pojęcia. I, co tu istotne, tym bardziej będą to zbieżne do świata schematy... A później siądzie sobie gdzieś jakiś fizyk, na przykład ty, i na bazie takiego wzoru zrozumie, co dzieje się fizycznie tu i teraz. I co się będzie działo (tak wszędzie). - Znów powiem, że nowością to nie jest. Literacko ładnie się nawet prezentuje, ale banał... - Zmieniły się okoliczności. Masz rację, kiedy podkreślasz, że całe dotychczasowe działanie to poszukiwanie treści, fizycznego konkretu do wypracowanej matematycznie (albo w innych zakresach) abstrakcji. Nowość sytuacyjna jest tego rodzaju, że można - na bazie filozofii kwantów - "rozjaśnić" (zrozumieć) od zawsze znane pojęcia i nadać im postać faktów. Właśnie faktów, a nie tylko "bytów matematycznych" - obecnie przychodzi czas na wpisanie w matematyczny (lub filozoficzny) znak jego Fizycznej treści. I jest to wykonalne. Oczywiście w tym zapisie nie jestem w stanie (i nawet nie silę się na to) wyczerpać wszelkich odniesień - brak i ochoty, i zdolności, i wiedzy (zwłaszcza matematycznej), żeby choćby znaczą ilość elementów sobie przyporządkować; w tym dialogowaniu nie o to przecież chodzi, to praca dla innych, zwłaszcza zawodowców. Moim celem i zadaniem jest pokazanie, że nawet znane od wieków matematyczne ustalenia, które są traktowane jako pewniki, że obecnie trzeba je przedefiniować, że można (i należy) na nie spojrzeć na nowo... Matematyka to filozofia wyrażana swoim zasobem abstrakcji - to Fizyka (i lokalnie fizyka), która opisuje rzeczywistość (Kosmos). Na skutek łatwości operowania takimi znakami (jednak zawsze ze świadomością, że matematyka to "doskonałość z defektem", nigdy redukowalnym, która nie ma szans na samodzielne ustalenia "prawdy obiektywnej", ponieważ to przynależy wyłącznie filozofii, obserwacji zewnętrznej, spoza zmiany) - na skutek tego, że matematyka tak szybko oraz łatwo buduje swoje uogólnienia i pojęcia, bowiem nie potrzebuje każdorazowo odwoływać się do fizycznego świata - to pozwala sięgać "do nieskończoności" jednym rzutem (często nawet bez świadomości, że się tak daleko sięga). A to skutkuje... Zobacz, historycznie biorąc (znów podobnie jak w filozofii) u samego początku pojawiają się pojęcia skrajne, maksymalne, sięgające kresów logiki, to dopiero później, w miarę "drobienia" otoczenia, poznanie przybliża się do obserwatora i jego stanu "teraz" - analiza biegnie od Kosmosu do "ja" (punktu)... Efekt takiej drogi działania (logicznie koniecznej, po prostu jedynie dostępnej), ten efekt jest taki, że już na samym początku posługiwania się pojęciami można pozyskać wszelkie, nawet najbardziej skrajne (i maksymalne) abstrakcje, a zarazem, zauważ to, zupełnie nie wiedzieć, że one Fizycznie są aż tak rozbudowane - tak skrajne i maksymalne... - Ale, sam to podkreślasz, matematyka wywodzi się z doświadczenia. - Rzeczywistość jest zawsze i w każdym przypadku fundamentem, nie ma znaczenia sposób poznania oraz stosowane abstrakcje - opis dotoczy 4
  • 5. jednego świata i jednej reguły zmiany - w każdym przypadku treściowo jest ten sam. Raz dzieje się to w formule wiersza, raz fotografii, a w innym obszarze dotyczy matematyki czy fizyki. Ale ponieważ zawartość zawsze jest tym samym, dlatego można te obszary wzajemnie na siebie tłumaczyć, z pożytkiem dla całościowo zrozumienia. Matematyka i jej znaki to narzut na zmianę, który wprowadza osobnik analizujący zachodzące zdarzenia - generalnie obserwator. Ustala w zmianie zależności, a dalej nimi operuje. A jak już zabawia się tymi (powstałymi z niczego) pojęciami, jak je odnosi do siebie, analizuje i komplikuje relacje, to ustala rytm, a w konsekwencji regułę; skoro zmiana jest skwantowana (inna przecież być nie może, jednolitego i nieskończonego ciągu nie poddam analizie), to reguła musi zaistnieć w takim działaniu. Nie ma znaczenia "rozmiar" jednostki poddawanej analizie, to zawsze jest jednostka - czyli regułę można ustalić. A w rezultacie nawet najbardziej skomplikowane relacje wymóg opisu zmiany spełniają. Dlaczego? Są z tego świata. I tego świata dotyczą. ... - Wstęp za nami, jak się domyślam, ogólniki padły, teraz matematyka, ale jaki obszar? - Jako pierwszy punkt naszej rozmowy, z uwagi na jego fundamentalne znaczenie, chciałbym wprowadzić przyszeregowanie, odniesienie - tak po prostu skojarzenie znanych "od zawsze" w matematyce pojęć, które noszą nazwę zbiorów, odnieść je do Fizyki. A konkretnie mam na myśli zbiór liczb naturalnych i całkowitych. Chodzi mi o pokazanie, czym są w ujęciu kwantowym. - Było. Jednostkami w zmianie. - Czym jest zbiór liczb naturalnych?... I odpowiedź, wydaje się, że oczywista i od razu się narzucająca (choć sam długo do takiego i tak słownie wyrażonego wniosku dochodziłem): zbiór liczb naturalnych to w innym nazwaniu "nieskończoność aktualna". Albo "przestrzeń absolutna" - albo po prostu "nieskończoność"... To ta aktualna nieskończoność i jedyna, w której dzieje się zmiana. Powtórka z powiedzianego (nigdy tego dość): nieskończoność aktualna to najbardziej jednoznacznie w Kosmosie wyznaczona granica: nie można jej ani zwiększyć, ani zmniejszyć - "jest". Czyli zbiór liczb (jednostek) od 1 do nieskończoności, w taki sposób zdefiniowany, jest tym samym oddaniem, zobrazowaniem - opisaniem w ramach Fizyki (filozofii) "przestrzeni absolutnej". "Przestrzeni" z samej definicji nieskończonej. Istotne w tej argumentacji jest to, że COŚ wespół z NIC współtworzy razem Kosmos. - Po drugie, liczby naturalne to znumerowanie COŚ, zaś NIC jest nieskończone z definicji. NIC jest nieskończone, ale i COŚ jest nieskończone, liczba elementów COŚ jest nieskończona. I właśnie to oddaje abstrakcja, która ma dla mnie postać "zbioru naturalnych liczb". Ponumerowane do jednostek COŚ (rozpadłe do jedynek kwantu logicznego), to nic innego jak właśnie zbiór liczb naturalnych. A w innym, geometrycznym ujęciu, to prosta - znumerowana prosta, która zaczyna się numerem jeden (1) i biegnie do nieskończoności. Ale nie dalej!... Co więcej, co od razu wypada dodać (oraz przypomnieć): zbiór liczb naturalnych w takim kontekście to "stan" n-1 - nieskończoność minus jeden. Znany i wielokrotnie na różne sposoby pojawiający się wniosek 5
  • 6. w filozofii kwantów. NIC jest nieskończone z samej swojej nicości, dlatego COŚ nie może być również nieskończone (w znaczeniu: idealnie nieskończone). Proste, żeby był ruch w Kosmosie, "czegoś" musi być albo o jednostkę (kwant logiczny) mniej, albo więcej; żeby nie było zastoju w zmianie, musi być "jedynkowa" nierównowaga. I więcej, to ustalenie mogę zapisać jako fakt. Dlaczego? Skoro NIC jest nieskończone, skoro Kosmos to jedna nieskończoność (aktualna), to tym samym zbiór liczb naturalnych w ramach Kosmosu (oznaczający jednostki, kwanty logiczne) COŚ - że ten zbiór nie może być stanem "n" (nieskończonym). Ponieważ nie zaistnieje zmiana... Kosmosu nie można definiować jako n+1 (to by wprowadzało następną nieskończoność, więc sprzeczność), nie może być równowagi NIC oraz COŚ, bo istnieję (zmiana zachodzi) - dlatego elementu(ów) COŚ jest n-1, nieskończoność pomniejszona o jednostkę. - Ale zbiór liczb naturalnych można tworzyć na dwa sposoby, to już w trakcie tamtej rozmowy padło. - Przywołujesz wówczas powiedziane - i masz rację. Jak najbardziej zbiór liczb naturalnych można zbudować na dwa sposoby. Dokładnie o to mi w tej chwili chodzi, to główny powód naszego spotkania... - Pierwszy to znumerowanie, wiadomo - a drugi? - Pierwszy sposób to zliczanie kwantów COŚ w nieskończoności Kosmosu, a drugi również się pojawił, to przemieszczanie jednostki kwantowej o jednostkę (zawsze do przodu) i również numerowanie tych lokalizacji. W efekcie takiego działania otrzymuję albo zliczanie (nieskończone) elementów "czegoś" i ich "skostniałe", sztywne uszeregowanie - albo zliczanie (nieskończone) położenia elementu w nieskończoności. I są to dopełniające się sposoby działania. - Same nieskończoności; tu nieskończoność, tam nieskończoność... - Są różne nieskończoności, matematyka skutecznie to obsługuje, nie ma co się podniecać. Co do tego, że i nam się teraz nieskończoności pojawiają, zgoda - obecnie jednak wypada zadać pytanie z gatunku tych najważniejszych: co to za nieskończoności? O ile "znumerowanie" elementów do nieskończoności tworzy, oddaje - jest stanem aktualnym (oraz definiuje tzw. nieskończoność aktualną, "przestrzeń absolutną"), o tyle zliczanie kolejnych położeń jednostki od stanu "teraz" do plus nieskończoności jest podzbiorem zbioru liczb całkowitych - to synonim "czasu absolutnego" - wieczności. Jeżeli będziesz operował wyłącznie pojęciem nieskończoności, to na oddanie faktu, że jednostka (ze zbioru nieskończonego) jest w ruchu, w zmianie - to na oddanie kolejnych położeń tego elementu będziesz musiał stosować te same pojęcia, które wprowadziłeś do opisania zasobu elementów w Kosmosie. I wówczas, zgoda, masz tu i tu nieskończoność (i tylko nieskończoność) - tylko że inną "w sobie" nieskończoność, do czegoś innego się odnoszącą. Ale jeżeli dalej tego nie podzielisz na składowe, to - mam nadzieję, że sam już to zauważasz - powstaje niebywałe zapętlenie logiczne, którego nie rozsupłasz, bo i jak. To samo pojecie zastosowane na oddanie dwu sposobów definiowania zmiany (co prawda powiązanych ze sobą, ale jednak odrębnych), to wprowadzić musi takie zapętlenie, że nic spoza niego nie będzie widać. I nie jest to stwierdzenie "sobie a muzom", tak się dzieje. Ale zauważ, i co warto od razu podkreślić, zbiór liczb całkowitych tworzy jednostka w ruchu - i tym samym zbiór liczb całkowitych odnosi się do każdej jednostki ze zbioru liczb naturalnych (każda jednostka 6
  • 7. ze zbioru liczb naturalnych buduje, tworzy swój własny zbiór liczb całkowitych; i dlatego, tak w nawiasie, są to zbiory równoliczne, co emocjonuje i zadziwia przypadkowego opisywacza). Natomiast elementy ("numery") ze zbioru liczb całkowitych nie mają wpływu na stan zbioru liczb naturalnych (ich liczebność). - Liczby naturalne tworzą zbiór liczb całkowitych, jednak liczby całkowite nie wpływają na liczby naturalne - w sensie logicznym zmiana oraz jej reguła nie wpływa na jednostki tworzące zmianę. - Ale może wpływać na Fizyczny stan lokalnego zagęszczenia jednostek w ramach zbioru (gdzieś jest więcej, gdzieś mniej jedynek kwantowych). A to w oczywisty sposób będzie zależne od "numerka" ze zbioru liczb całkowitych - od położenia w tym zbiorze. - Oczywistość, plus dla ciebie za uważność. Tak, lokalnie w Kosmosie zbiorowisko COŚ może przybierać różny stan skupienia, po prostu raz będzie więcej kwantów logicznych w takim wyróżnieniu, raz mniej... Choć zmiana położenia jednostki kwantowej (jej ruchu) nie wpływa na element jednostkowy zbioru liczb naturalnych (to zawsze-i-wyłącznie jednostka kwantowa), to zmiana wpływa na wielkość Fizyczną lokalnej jednostki takiego zbioru. Inaczej, ponieważ zbiór COŚ jest nieskończony, to zmiana tworząca stan Fizycznie rozbudowany (która prowadzi do zbudowania się struktury Fizycznej) wpływa na Fizycznie rejestrowany stan tego zbioru, czyli na jednostki tego zbioru. Nie wpływa na stan logiczny zbioru (jego liczebność; jest zawsze i tylko nieskończony), ale ma wpływ na stan Fizyczny zbioru oraz jego upostaciowanie (w Kosmosie)... Fizycznie, ponieważ zbiór liczb naturalnych jest nieskończony - ale przez to jeden jedyny (nie ma COŚ w podwojeniu) - to tym samym zmiana, działanie zbioru liczb całkowitych (i nieskończonej liczby zbiorów liczb całkowitych), to powoduje, że zbiór liczb naturalnych podlega kondensacji (tworzą się "zgęstki") - i budują się, zaczynają swoje istnienie wszelkie inne zbiory (plus relacje miedzy nimi). Ale to zarazem oznacza, że zbiór liczb naturalnych "wyczerpuje" się Fizycznie, staje się logicznie skończonym... Nieskończoność zbioru liczb naturalnych, w trakcie zmiany - w trakcie współdziałania oraz współwystępowania ze zbiorem liczb całkowitych, to Fizycznie skutkuje budowaniem się jednostek (zgęstków) w Kosmosie. Czyli wobec skrajnego logicznie stanu (nieskończoności) buduje się Fizycznie skończony i lokalny fakt. Zbiór liczb naturalnych jest ciągle i zawsze zbiorem nieskończonym, który tworzą jednostki elementarne (kwanty), ale w trakcie Fizycznego formowania się "zgęstków" są to już stany potencjalne z przedziału "minus" (lub "plus", przyszłe, jeżeli będzie to kierunek rozpadu)... Mówiąc inaczej, "numerki" zbioru liczb naturalnych rosną w siłę, ale jedynkom kwantowym żyje się coraz trudniej (robi się ciasno), nie są już samodzielne (to elementy "zbrylonej" jednostki). Owszem, będą ponownie realnie zapełniać nieskończoność, ale w stanie aktualnym ("tu-i-teraz") są już tylko elementem składowym jednostek Fizycznie większych, są potencją do zapełnienia; w trakcie działania na nie zbioru liczb całkowitych stają się tylko możliwością. Potencja zbioru liczb naturalnych wyczerpuje się w trakcie zagęszczania, ale powiększa się w trakcie rozpraszania... Można powiedzieć, że potencjalność zbioru liczb całkowitych działa na potencjalność zbioru liczb naturalnych (zmiana wpływa na postać 7
  • 8. Fizyczną zbioru liczb naturalnych). Istotne jest to, że zbiór liczb naturalnych nie zmienia się logicznie - jednak Fizycznie, na skutek zmiany, podlega oscylacjom. I kolejne istotne: ten fakt ustalić można wyłącznie z zewnątrz wobec tego zbioru, logicznie. Maksymalnie potencja zbioru liczb naturalnych jest nieskończona, ale Fizycznie będzie się to obrazowało jako jedynka-jedność (w pierwszym skrajnym przypadku; wszystko zbiega się do jedności). - A na drugim biegunie możliwości jest stan Fizycznego rozdrobnienia, rozproszenia do nieskończoności (wszystko się rozdrobniło do jedynek kwantowych). W tym przypadku potencjalność jest zerowa, dostępne do zapełnienia się zapełniło (acz zawsze jako stan "n-1", o czym nigdy nie należy zapominać). Fizyczność (zmiana) w Kosmosie wpływa na logicznie ustalany (dla "tu i teraz", aktualny) stan zbioru, jednak stan logiczny zbioru wpływa na Fizyczną możliwość realizowania się tegoż zbioru. Reguła dlatego jest możliwa, że są jednostki zmieniające się według tej reguły - ale zarazem jednostki dlatego tak się zmieniają, że podlegają regule. ... - Czyli zbiór liczb naturalnych jest analogiem nieskończoności? To w sposób matematyczny oddany ten fakt? - Zbiór liczb naturalnych to ponumerowane COŚ, od stanu 1 (punktu) do nieskończoności (oczywiście minus 1) - to uszeregowane, to w sposób regularny (co jednostkę) uporządkowane COŚ w Kosmosie... Taki zbiór, takie pojęcie, to narzucone (i usztywnione) logicznie zobrazowanie, które dla obserwatora porządkuje otoczenie - które jest podstawowym warunkiem zrozumienia rzeczywistości (bez takiego uporządkowania nie ma mowy o poznaniu ani funkcjonowaniu w świecie). Co więcej, to byt obserwujący, tylko on takie porządkowanie czyni (w zakresie swoich możliwościowi i na swoją odpowiedzialność). - Jestem stwórcą świata. Choć to świat mnie tworzy. - Dlatego matematycznie wyrażane wątpliwości - odwołuję się do tej kwestii na zasadzie przykładu - czy zaszeregować zero (0) do zbioru liczb naturalnych, są jak najbardziej zasadne. Powód? Wprowadzenie (lub nie) takiego elementu do zbioru to decyzja obserwatora. Zależy od tego, co i jak postrzega (wyróżnia), co z czym wiąże w analizie, co chce opisać. Nie ma obiektywnej prawdy - prawdę ustala analizujący świat osobnik (byt). Jeżeli w trakcie porządkowania otoczenia powiążę ten zbiór z cyfrą zero, niby tak niewinnie wyglądającą (a i samo działanie też banalnie proste), to kłopot gotowy. Najczęstsza odpowiedź na ten dylemat jest taka, że zero jednak nie pasuje... Bo nie pasuje. Zbiór liczb naturalnych odnosi się do stanu COŚ, czyli nie definiuje Kosmosu, a tylko jeden z elementów Kosmosu. Zmieszanie i traktowanie dwu składowych jako jedności, niby logicznie poprawne, Fizycznie jest błędne. A konsekwentnie stosowane głęboko fałszuje obraz. - Zera nigdy poważnie się nie traktuje. - Niestety nie, ale czas to zmienić... Zero, czyli NIC, jest w tym zbiorze (i każdym) permanentnie obecne - i jednocześnie permanentnie pomijane... Przecież gdyby nie NIC, to ten zbiór byłby tylko stanem jednoelementowym (punktowym), wszelkie składające się nań kwanty, one byłyby jednością - byłyby zgęszczone w jednostkę. Czyli tych jedynek nie można byłoby wyróżnić (zauważyć), to byłby ciąg 12345678.... aż 8
  • 9. do nieskończoności. Co, nawiasem, jest głównym problemem matematyki (także fizyki, która swoje analizy matematyzuje). Kiedy w trakcie budowy wzoru nie zdaję sobie sprawy, że wzór (tu: zbiór) został pozbawiony zmiany i usztywnił się maksymalnie (aż do nieskończoności), że usamodzielnił się jako abstrakcja i stał aksjomatem (lub nawet dogmatem) - to mam problem. Interpretacyjny i funkcjonalny. Owszem, taki abstrakt opisuje zmianę i sprawdza się, ale skoro jest "spreparowany" i brakuje w nim interpunkcji, to w efekcie wszystko ze wszystkim się łączy oraz dąży do nieskończoności. - Czyli poprawnie opisuje Kosmos, tylko że stosujący wzór albo o tym nie wie i gubi się w nieskończonych (zsumowanych) stanach, albo pozyskany wzór z owych nieskończoności renormalizuje. W drugim przypadku zdolność działania poprawia się, ale zupełnie biedak nie wie, dlaczego tak można zrobić i co z tego wynika... I warto zanotować to jako wniosek: matematyka, jako doskonałość z defektem, tego wyjaśnienia na pewno nie przyniesie. - Ale próbuje. - Ech... Fizycznie Kosmos to mieszanina doskonała, każdy element COŚ jest wobec innego elementu COŚ przemieszany idealne - nie może być mieszaniny doskonalszej... Tylko że, zauważ, w ujęciu zewnętrznym, czyli logicznym (czyli filozoficznym), to stan idealnie uporządkowany i znumerowany (bez znaczenia, czym te "numerki" są). W narzuconej, w naniesionej przez obserwatora na Fizyczny (czy fizyczny) tok zmiany regule, w tym wypracowanym (oraz "usztywnionym") rytmie zawiera się kwantowość zmiany (przecież zasada powstaje jako skutek skwantowanej zmiany), dlatego potwierdza się w trakcie weryfikacji. Jednak, co zrozumiałe, sam Kosmos nic o tej-takiej regule nie wie, nieskończenie-wiecznie się zmienia. A my o tym możemy sobie w czasie wolnym podyskutować. - Z tego wynika, że w takim zadziałaniu obserwatora Kosmos opisuje sam siebie. - Masz rację, jak najbardziej. - Obserwator, element Kosmosu, nadaje zmianie postać (coś wyróżnia, coś odrzuca) - z nieskończonego ciągu jednostek będących w wiecznym kołowaniu zestawia ze sobą większe lub mniejsze stany, a dalej je według przyjętego rytmu (ale i tak zawsze skwantowanego) analizuje. Czyli obrabia i porządkuje, łączy i rozbija - po prostu nadaje formę... Tak, Kosmos - poprzez działanie obserwatora (którego wszak tworzy) - dookreśla się, otrzymuje postać reguły. A pozyskany tak rytm umożliwia dalsze istnienie - umożliwia, co trzeba podkreślić, opisanie faktów, które dopiero zaistnieją. Na bazie zdarzeń już zrealizowanych, byt obserwujący składa (w sobie; zapamiętuje) stany zaistniałe - buduje ich uogólnienie w postaci abstrakcji (na fundamencie stanu fizycznego w sobie) i dalej operuje takim symbolom zmiany w celu przewidzenia, co zdarzy się za rogiem czy miliardy lat. A to ma już wymiar korzyści oraz jest warunkiem istnienia; byt, który nie rozezna reguły świata, nie przetrwa. - Obserwator sam dla siebie działa. - I na własną odpowiedzialność, podług aktualnych możliwości. Trzeba to zawsze dopowiadać, żeby nie było wątpliwości (czy szukania alibi "gdzieś tam"...). Jeżeli chodzi o zbiór liczbowy - tu nie ma znaczenia, co obserwator 9
  • 10. zdefiniuje w Kosmosie jako element numer jeden, numer ileś-tam, czy nieskończoność, zupełnie nie ma znaczenia. Liczy się samo znakowanie, numerowanie. Dlaczego? Zaznaczam, pytanie jest istotne i odpowiedź jest istotna: numerowanie świata jest niezbędne, ponieważ Fizycznie element od elementu niczym się nie różni, to to samo - to jedynka, zawsze jedynka "czegoś". Logicznie to kolejny numer na/w prostej, i nigdy inny; zawsze jeden i jedyny i niepowtarzalny. I nie może zmienić swojej pozycji na i w ramach tej prostej... Zapamiętaj, liczy się tylko i wyłącznie samo porządkowanie, liczy się czynność, która zachodząc - tylko dziejąc się - porządkuje chaos. Nie taki lub inny pojęciowy konstrukt ma znaczenie, to konieczny dodatek, jednak tylko dodatek. (Choć wypada podkreślić, że forma również jest istotna - pomaga lub przeszkadza w analizie). Bez nanoszenia na mieszaninę reguły, bez zadziałania obserwatora nie ma poznania, nie ma zrozumienia. - Więc zero... - Widzę przed sobą zbiór liczb naturalnych (czy symbol zbioru), na tej samej zasadzie go widzę, jak literki tu zapisywanego tekstu (również kwanty) - czyli widzę "połowicznie". Na skutek wyuczonej ślepoty, a zarazem niemożliwości zaobserwowania z oczywistych powodów NIC, tych nicościowych przerw między elementami zbioru nie dostrzegam. - Widzę COŚ ("słowa"), a w każdym momencie odrzucam, pomijam, nie dostrzegam tu-i-zawsze obecne NIC. Pustka jest tak "namacalnie" (oraz jaskrawo) obecna i zmieszana z COŚ, tak fundamentalnie konieczna do odczytu znaku czy zrozumienia zbioru liczb (albo tylko jego części) - jednak ja jej nie uwzględniam w swojej codziennej analizie świata. Jest, a nie jest... Mogę zrozumieć, wyodrębnić jednostki w otoczeniu tylko dlatego, że są przedzielone pustką (niczym), ale tego nie dostrzegam - koncentruję się (tak nauczony) na tym, co się wyróżnia, co jest czarnym słowem na tle białej kartki. A to tylko część całości. W ostatecznym rozumieniu to właśnie mieszanina NIC-COŚ jest stanem poznawanym, odczytywanym w świecie - każde słowo, co by nim by nie było (kwant, atom, moje ciało, wszechświat) dlatego można wyodrębnić z tła (czyli odczytać, zrozumieć), że składa się z NIC i COŚ. I to ja, i dla siebie, takie słowo artykułuję... Ale właśnie dlatego zero w zbiorze liczb naturalnych pojawić się nie może, bo do niego nie należy, tak po prostu. Warunkuje jego istnienie w każdym działaniu i rozumieniu, jest składnikiem zmiany, która takie pojęcie konstruuje, jednak nie może się w nim znaleźć. Jeżeli mimo to opis zero zawiera, jest to już inny poziom dyskusji. I trzeba mieć tego pełną świadomość. ... - Liczby naturalne to tylko jeden ze sposobów definiowania, są inne zbiory. - Tak, ale... Wszystkie inne opisy (w tym przypadku zbiory liczb) są pochodną tego naturalnie fundamentalnego, przecież niczego więcej nie ma, jest tylko COŚ w trakcie zmiany w NIC. Pędzi sobie kwant "czegoś" poprzez nieskończoność, kolejne położenia (punktowe) budują prostą, a w zakresie arytmetyki zbiór liczb całkowitych, i w efekcie możemy sobie o tym kilka zdań powiedzieć. Czym jest zbiór liczb całkowitych?... To drugi ze zbiorów, który tu chciałbym omówić. Dlaczego? Ponieważ rzeczywistość definiowana w taki 10
  • 11. sposób znajduje się w fundamentach matematyki, warunkuje wszelakie konstrukcje z tego zakresu. Więc zrozumienie tego obszaru, zwłaszcza w odniesieni do Fizyki, ma znaczenie. - Zbiór liczb całkowitych to wieczna zmiana, pamiętam. - Tradycyjne określenie to "nieskończoność potencjalna". Wypracowane dawno pojęcie, jako sposób na opisanie nieskończoności (działania w formule n+1, jej "zwielokrotnienia"); logicznie absolutnie konieczny czyn opisywacza, jednak bez głębszej podbudowy (na tym etapie analizy niemożliwej do wypracowania) błędnie definiowany. W innym nazwaniu to "czas absolutny", dopełnienie do "przestrzeni absolutnej". Czyli, tak po prostu, jest to wieczność - zmiana zachodząca bez-kresu w ramach bezkresu. Tak, zbiór liczb całkowitych oraz symbolizująca go prosta biegnąca od minus nieskończoności do plus nieskończoności (z wyróżnionym stanem zero), to oddanie za pomocą takiej abstrakcji wiecznie toczącej się w Kosmosie (w nieskończoności) zmiany - to znumerowana, uporządkowana przez (logicznego, zewnętrznego do niej, filozoficznego) obserwatora zmiana. A zarazem, przypominam, ta prosta - ponieważ dzieje się w Kosmosie - ponieważ minus i plus nieskończoność to Fizycznie ten sam stan-punkt - dlatego początek i koniec tej prostej łączy się ze sobą, zamyka w okrąg, w sferę - w "kołowrót dziejów". Zbiór liczb całkowitych to znumerowane, kolejno wyznaczone położenia jedynki kwantowej - zliczone krok po kroku i "naznaczone numerem" (zawsze jednostkowym-jedynym, acz wiecznie się powtarzającym) punkty położenia takiej jedynki w nieskończoności. - Oba zbiory są równoliczne i zależne, nie ma jednego bez drugiego, to masz na myśli? - Oczywistość, taki wniosek to banał... Co warto powiedzieć o zbiorze liczb całkowitych w tym miejscu to to, że jego "zawartość" wyrażona jest jako nieskończoność do potęgi nieskończonej. Może zastosowana terminologia nie jest w pełni fachowa, ale oddaje treść. Czyli można to ująć tak, że jedynka kwantowa COŚ (element, jednostka nieskończonego COŚ), w ramach nieskończoności (jednej oraz jedynej, aktualnej), w każdym punkcie tej nieskończoności (w trakcie wiecznej zmiany) znajduje się nieskończenie wiele razy. I to jest skala, z którą rozum powinien się zmierzyć. - Po co? Żeby zrozumieć. Zrozumieć Kosmos i siebie. - Już zrozumieliśmy? - Znasz mnie, mam słabość do takich zdań... Czy rozumiemy? Nie, to i tamto o zbiorach i ich pojmowaniu można jeszcze powiedzieć... Wracamy do zera, tym razem do umiejscowienia oraz znaczenia zera w zbiorze liczb całkowitych, do zrozumienia czym jest. - Nie przesłyszałem się, zero czymś jest? To nie "znak", konieczny w opisie, ale tylko znak? - Siedzimy dość blisko siebie, staram się mówić w sposób wyraźny... Nie, nie przesłyszałeś się. Co cechuje prostą, co wyróżnia się w zbiorze liczb całkowitych?... Oczywiście zero, punkt zerowy. Element zbioru, którego nie może być (z również oczywistych powodów) w zbiorze liczb naturalnych. Dlatego pojawia się pytanie: czym to zero jest? - Czy to wyłącznie składowa opisu, niezbędny dla symetrycznego znumerowania "stan" - czy kryje się w tym "zerowym punkcie" (coś) więcej? 11
  • 12. - Zero to zbiór pusty. - Matematycznie, ale czy Fizycznie?... Wyżej już padło, że w zakresie dostępnym analizą, jako logicznie maksymalne składowe rozumowania o otoczeniu, elementami skrajnymi, których w żadnym działaniu i nigdy nie można przekroczyć, są COŚ oraz NIC. Czyli możesz powiązać zero (NICość) z liczbami naturalnymi (jednak ze świadomością, że chodzi o Kosmos, zakres nadrzędny), natomiast takiego ustalenia w zbiorze liczb całkowitych zrobić nie możesz. Dlaczego? Argumentem fundamentalnym są tu "własności" NIC: to "stan" nieuchwytny. W zbiorze liczb całkowitych masz "punkt zerowy", ale to nie jest NIC. Pustka nie może być elementem zmiany; warunkuje zmianę, ale nie podlega zliczaniu. - Gdyby tak zaznaczony punkt był oddaniem NICości, to poprawnie i konsekwentnie prowadzony zapis zbioru liczb całkowitych w postaci prostej wyglądałby tak, że każdy punkt byłby oddzielony od następnego stanem zero. Nie, zero zbioru liczb całkowitych nie jest pustką absolutną. - Mogę o tym nie wiedzieć - zgadza się, więc stosuję. - Otóż to, nie wiem, co to jest, ale stosuję. - Tylko że są takiego (za)działania rozliczne skutki uboczne. To nie może być symboliczne oddanie "stanu" NIC - nicości nie można zaobserwować; jest konieczna w logicznej analizie, jest niezbędna w Fizycznym-fizycznym procesie zmian, ale nie można jej sięgnąć żadnym eksperymentem... Jednak gdyby trzymać się reguły, że NIC nie wchodzi w zbiór, to tego zera w zbiorze liczb całkowitych być nie powinno. Czyli wartość -1 (przez pustkę, stan NIC) musiałoby bezpośrednio i następczo sąsiadować z punktem +1. A przecież to zerowe znumerowanie wydaje się niezbędne... - Więc czym jest zero w takim zbiorze? - Prosta nieskończona, oznaczająca zbiór liczb całkowitych, gdyby z niej usunąć zero, powinna wyglądać tak: 1 Ale przecież tak nie wygląda, dlaczego? Czym jest zero w ramach tego zbioru?... Obserwatorem. - Jednostką, bytem. - Tak. Ten szczególny, wyróżniony w tym zbiorze punkt (stan), to byt obserwujący i tworzący regułę, to obserwator. Przecież nie ma takiej prostej bez obserwatora oraz jego położenia, gdyby nie ten punkt (tak wyróżniony), to wszystkie składniki niczym się nie różnią (numerki nadaje obserwator, Fizycznie punkt od punktu jest nierozróżnialny); kiedy nie ma elementu cechującego, to nie ma punktu odniesienia, wszystkie są sobie równe i równoważne. Zauważ, zmiana realizuje się wiecznie, toczy się od minus do plus nieskończoności, wiecznie kołuje tymi samymi elementami (tymi-takimi samymi), więc nic tej jednorodnej oraz łącznej zmiany nie definiuje, brak punktu odniesienia. - Jest w tym schemacie tylko jeden-jedyny element, który ma znaczenie: tak zwana chwila-punkt "teraz". Czyli 12
  • 13. stan-miejsce-moment, który oznacza położenie w nieskończoności bytu, faktu (i obserwatora w szczególnym przypadku). To tutaj aktualnie znajduje się (w swoim wiecznym i nieskończonym ruchu) wyróżniona ze zbioru jednostka. Przecież sam przyznasz, że "wcześniej" (w zakresie "minus") niczego już nie ma, tak samo jak w "plus". COŚ, byt i jednostka, to występuje tu-i-teraz, a tamte (potencjalne) położenia albo stanowią historię, albo zaistnieją (choć pewności nie ma) - liczy się wyłącznie "punkt zerowy" zbioru. - Punkt zerowy, który nie jest NICzym. Zero w zbiorze liczb całkowitych to aktualność. I jak najbardziej stan namacalny (Fizyczny). Zero liczb całkowitych jest zapełnione. - Zawsze w środku, to mi się podoba... - To obserwator, to byt definiujący nanosi na wieczną zmianę rytm i nanosi ten rytm w odniesieniu do siebie, zawsze do siebie. Oczywiście może odnieść do dowolnego elementu rzeczywistości i tworzyć według niego skalę odniesienia, tylko że to on tworzy, a nie wyróżniony w taki sposób punkt - to on, obserwator, musi zaistnieć z tym swoim działaniem, żeby takie porządkowanie można było przeprowadzić. Zawsze jest to porządkowanie ze względy na niego i wobec niego. I wyłącznie tak. - Pozwól, że podsumuję. Zero zbioru liczb całkowitych to fizycznie punkt-chwila, w której znajduje się tocząca się wiecznie zmiana. To aktualne położenie jednostki kwantowej będącej w ciągłym ruchu. Ten kwant jest Fizycznie i realnie istniejącym, to nie pustka. Natomiast wszystkie inne punkty tego zbioru-prostej, które można wyznaczyć, to stany albo już zrealizowane, albo przyszłe. I są to stany potencjalne, to określenie pasuje tu idealnie. - Pięknie, dokładnie tak. - To z uwagi na możliwości obserwatora, z uwagi na jego zasoby poznawcze i nazywania te inne punkty mogą być definiowane, tylko on może to przeprowadzić. Bez jego działania tych innych punktów nie ma... Fizycznie jest tylko-i-wyłącznie "zero" - które jest jedynką. Tak, zero ze zbioru liczb całkowitych jest jedynie rzeczywistą (tu: realnie bytującą) jedynką (stanem) tego zbioru. Wszelkie inne jedynki są "nie-istnieniem", to tradycyjnie pojmowane zera ("byt pusty"); to stan potencjalny, który może się jedynką stanie (lub nią był). - I dzieje się to w ramach Kosmosu, czyli Fizyki. - Słuszna uwaga... Zobacz, co na tej (i tak zdefiniowanej) prostej widać doskonale - ta zmiana, mimo że zachodzi w nieskończoności (i do nieskończoności), biegnie zawsze i tylko "do przodu", nigdzie i nic na/w tej prostej nie może zmienić swojego położenia w logicznym sensie. I pytanie: dlaczego nie może? Nie może, bo to są elementy COŚ, zbiór liczb naturalnych w trakcie zmiany. I jest to jedyny konkret, który istnieje; logiczne uporządkowanie dotyczy istniejącego. Zadziałanie obserwatora porządkuje COŚ, nazywa (numeruje) jednostki, a ponieważ są to "namacalne" fakty, ich jednoznaczne opisanie nie może podlegać zmianie; owe jednostki są "naznaczone" już na zawsze (wiecznie). Natomiast Fizycznie, oczywistość, element może (z)lokalizować się w dowolnym punkcie nieskończoności i przeplatać z każdym innym wielekroć i w swobodnej konfiguracji... Jednak o ile Fizycznie element może splatać się i rozplatać z każdym 13
  • 14. innym takim samym, to logicznie musi w trakcie zmiany realizować się jako stan prostej, jako kolejny numerek prostej. Nigdy nie przeskoczy z pozycji numer np. 1248 na pozycję plus 2 miliony ileś tam (a tym bardziej na pozycje minus ileś tam). Swobodny Fizycznie element jest zdeterminowany logiką, jest skwantowany oraz poddany regule. Regule, którą ustala, którą na zmianę nanosi obserwator. - Zero czyli jeden. Czyli obserwator. 2 - Skoro zbiór liczb całkowitych to jednostka kwantowa w trakcie zmiany (położenia, znumerowanego położenia), skoro zbiór liczb naturalnych to znumerowane (nieskończenie) jednostki COŚ, powstaje naturalne jak najbardziej pragnienie (a zarazem logiczna konieczność) połączenia tych ujęć w jedność. I co wyniknie? Dość ciekawy "układ współrzędnych". A raczej na tym etapie analizy jego część, przecież to jeszcze nie koniec. 3 - Dlaczego taki? - Ponieważ "w poziomie" (w ramach zbioru liczb całkowitych) zero to ja, obserwator; nie mam wyboru, muszę definiować świat ze względu na siebie oraz w relacji do siebie. Moje położenie determinuje kształt układu i wpisaną weń zmianę. Ale również "w pionie", też oczywistość, w zliczaniu i numerowaniu nieskończoności aktualnej (zbiór liczb naturalnych), tu także muszę 14
  • 15. zacząć od siebie i od jedynki, nie mam wyboru. Dlaczego? Ponieważ nie dysponuję żadną inną skalą odniesienia... Owszem, wszystko przemawia za tym, że w tym wiecznym kołowaniu moja pozycja jest którąś tam z rzędu, że okupuję w ramach tego zbioru nie pierwszorzędną "jakąś wartość" (liczbową) - ale, taki drobiazg, jak mam ją wyznaczyć? Obserwuję-wyznaczam sam dla siebie i zawsze tylko dla siebie - te inne umiejscowienia (logicznie pewne), są dla mnie Fizycznie niedostępne. Mogę je filozoficznie postulować jako pewnik, tylko że nie ma znaczenia, czy umieszczę się "w pionie" na pozycji jeden, czy na "ileś tam", to i tak (i zawsze) sam dla siebie jestem punktem zasadniczym, "jedynką" absolutną. I dlatego mogę się w stanie początkowym (i w centrum tym samym) umieścić... Z oczywiście wszelkimi tego konsekwencjami (również psychologicznymi); jako "byt wybrany" lokuję się w samym środku (logicznie jest to poprawne). - Wybraniec. Ech... - A po drugie, dlatego nie ma co umieszczać się w innym punkcie, do innej jednostki (numerka) ze zbioru liczb naturalnych się podczepiać, ponieważ one i tak wchodzą w moje istnienie w którymś tam momencie zmiany nieskończonej-wiecznej (a dalej je opuszczają). Po kolejne, co także ma znaczenie, matematycznie (i konstrukcyjnie) taki zbiór byłby dziwacznie niesymetryczny, coś byłoby wyróżnione, ale dlaczego tak - uzasadnienia brak... Już lepiej umieścić się w centrum i zaznaczyć, że zero ze zbioru liczb całkowitych to jedynka zbioru liczb naturalnych. I że "zero" to nie zero, ale litera O (jak obserwator). - I wszystko jasne. - Dalej. Ponieważ kwanty zbioru liczb naturalnych (COŚ) to wieczny ruch w nieskończoności, tym samym te wszystkie proste tworzone przez ich ruch (wszystkie zbiory liczb całkowitych, a tych zbiorów przecież jest nieskończoność, ile liczb naturalnych), one razem oraz łącznie tworzą ("tkają", sumują się w) płaszczyznę. Nieskończoną płaszczyznę. Która Fizycznie zamyka się w sferę, jako że to wieczne "kołowanie" jednostek w nieskończoności. Zbiór liczb naturalnych plus zbiór liczb całkowitych razem tworzą nieskończono-wieczną płaszczyznę oraz Kosmos - jedność wewnętrznie podwojoną (jedność wewnętrznie podwojoną w każdym rozumieniu). - A wszelkie inne zbiory wyznaczone przez obserwatora, wszystkie wzory i reguły ustanowione przez byt obserwujący i nazywający - to lokalne reguły tej wiecznej zmiany w nieskończoności. Wyrażone w lokalnym narzeczu i mniej lub bardziej lokalny stan Fizyczny. - To wiry i zmieszania elementów COŚ w NIC, z większą lub mniejszą liczbą składowych. To kolejne piętra zależności między tymi "wirami" czy poziomami analizowanej rzeczywistości... To siatka zależności (i siatka kartograficzna) między kwantami czy poziomami (tego, co uznam za kwant lub poziom), które obserwator potrafi dojrzeć w Fizycznej i fizycznej gmatwaninie. Jest tylko i zawsze ruch COŚ w NICzym, wszystko inne to już wyłącznie Obserwator. ... - Mam wątpliwość, między zero i jeden można "wcisnąć" matematycznie znacząco więcej niż zawiera zbiór liczb naturalnych. - I prawidłowo, wszystko się zgadza... Tak, ustalenie, że między zero tradycyjnego układu i jedynkę na osi 15
  • 16. liczbowej można wprowadzić więcej faktów niż zawiera ich zbiór liczb naturalnych, takie ustalenie jest jak najbardziej poprawne, oddaje rzeczywistość i w żadnym punkcie nie jest sprzeczne z prezentowanym tu schematem. Punktem, jednostką, elementem postrzegania (oraz abstrakcyjnego nim operowania) jest to - przypominam - co uznam za taki stan; kwantem jest to, co za kwant uznaję. Tak, to ja, obserwator (byt), nadaję znaczenie "jedynce", wyznaczam (świadomie lub nie) jej "rozmiar", a następnie traktuję za fundament rozumowania. Przeprowadzam to w oparciu o swoje możliwości, oczywista oczywistość, oraz korzystam z wyników takiego zadziałania. Tylko, zwracam niezwykle mocno twoją uwagę na ten aspekt zagadnienia, że - po pierwsze - zazwyczaj (a nawet do tego momentu zawsze) nie mam pojęcia, o jakiej "jedynce" mówię. A po drugie, skoro o tym nie wiem, to stosuję tę jedynie dla mnie dostępną w różnych opisach i zawsze traktuję w ten sam sposób ("bo jedynka to jedynka"). - Różne jedynki? - Z ust mi to wyjąłeś, właśnie o to chodzi. Jeżeli wytworzyłeś sobie pojęcie "jednostki" (jedynki, punktu, kwantu, nazwa nie ma znaczenia, chodzi o sam fakt jednostkowości dla obserwatora i opisywacza) - to tym samym traktujesz, uznajesz taki stan-element już zawsze na tej samej zasadzie, dla ciebie "jedynka" zawsze jest jednostką. Tą samą jednostką... Na bazie doświadczenia (analizy zmiany) tworzysz sobie logicznie abstrakcję jednostki, uzysk operacyjny się "usamodzielnia" i odrywa od zmiany - i staje niezmiennikiem, aksjomatem. Tylko że to nieprawda, Fizycznie (też fizycznie) to błąd. Ten zawsze jednakowo traktowany w różnych opisach element-stan, to przecież realnie nie jest to samo w każdym odniesieniu do otoczenia. To zawsze jedynka, ale za każdym razem inna jedynka. Kiedy nie wiem, że raz analizuję jednostkę z samego "dołu" logicznych możliwości, czyli w tu użytkowanym zbiorze pojęć "kwanty logiczne" (najmniejsze z najmniejszych) - a w innym przypadku z "góry", czyli największe z największych - to co prawda operuję ciągle jednostką, ale jakże inną. Skutek? Niebywale sumaryczny, zmieszany, chaotyczny obraz. A już zupełnie tragicznie ma się sprawa, kiedy w jednym ciągu (np. na osi liczbowej albo układzie) te skrajności (i wszystko "po drodze") umieszczam łącznie oraz łącznie analizuje. Przecież w takim zmieszaniu elementów, tych najmniejszych z największymi (plus inne wszelakie), w takim ujęciu mam nie "film" (jako "ciąg poklatkowy" i sens fabularny), ale jedno "zdjęcie", które wszelkie możliwe sceny nieskończono-wieczne scala w jedność - mam obraz jeden-jednostkowy, który zawiera bezkresną zmianę (i to w każdą stronę, w minus i w plus łącznie). - Dlatego jedynka na osi to nie jedynka logiczna? - Inaczej, logicznie to zawsze i tylko jedynka, wszak "kwant" (tu: punkt na/w prostej) zawsze jest stanem punktowym. Ale ponieważ są w zakresie Fizycznym różne jedynki, tym samym trzeba mieć rozeznanie, co się analizuje i świadomie operować takim symbolem. Jeżeli tego nie wiem, jeżeli jedynka zawsze ma dla mnie jednakowe i nieskończone-wieczne znaczenie, to rzeczywiście między zero liczbowej osi a jedynkę wprowadzę nieskończony zbiór możliwości - który w tym ujęciu faktycznie się zawiera. Ale mogę taki wynik osiągać dlatego, że teraz, w tym działaniu zastosowana "jednostka zliczeniowa", po 16
  • 17. prostu jedynka (kwant), że to jest maksymalna wartość jedynki, jaka może w Kosmosie wystąpić. W tym konkretnym działaniu jednostkami osi liczbowej są stany, które symbolizują COŚ potraktowane łącznie (tu: nieskończenie) - to zbiór liczb naturalnych jako jednostka liczenia. W innym przypadku to może być "tylko" jednostka wszechświatowa (tu: o rozmiarach wszechświata), więc kwant wiecznej-nieskończonej zmiany, stan Fizycznie maksymalny jako jedność. Jeżeli wiem, że na osi mam jedynkę skali wszechświata, to mogę między kolejne jednostki wprowadzić nieskończenie wiele stanów-elementów i zależności. Muszę je wprowadzić, ponieważ one tam zaszły (zachodzą i będą zachodziły). A jeżeli moja oś biegnie z minus nieskończoności do plus, co oddaje wszak bezkresną zmianę, tym samym te zależności to zliczanie wieczności oraz nieskończonego zbioru zależności w tym przebiegu. Nie ma jedynki bez obserwatora; jak są różne nieskończoności, tak są różne jedynki. To pochodna (rezultat) Fizycznej zmiany w Kosmosie, trzeba o tym pamiętać. ... - Nawiążę do twojego stwierdzenia, które padło w tamtej rozmowie, że zbiór liczb naturalnych to nie jest nieskończoność, że to działanie obserwatora, czy to dalej jest poprawne? Zostało to powiedziane mocno i wprost, dobrze pamiętam. Dziś jednak mówisz, a to na sprzeczność wygląda, że liczby naturalne to oddanie nieskończoności aktualnej. Nawet mówisz, że jest to zobrazowanie "sztywne". - Z niczego wówczas powiedzianego się nie wycofuję, zbiór naturalnych liczb powstaje w trakcie zmiany (ty, czyli obserwator, go ustalasz, sam zawierając się w zmianie). - Dwa, taki zbiór opisuje zmianę (to jest te twoje sławetne "jedynkowanie", więc dodawanie lub odejmowanie matematyczne, a Fizycznie łączenie elementów lub ich rozpad) - a do tego zbiór liczb naturalnych bez zmiany nie może być wyznaczony. Tak, zbiór liczb naturalnych jest zmianą w każdym rozumieniu. - Ale... - Poczekaj. Powiedziane przed chwilą to było wprowadzenie, częściowo przypomnienie kiedyś opisanego, ale również uzupełnianie. Natomiast obecnie chciałbym przejść do następnego etapu, zamierzam poszerzyć temat o kolejne piętra analizy - jestem przekonany, że to konieczne dla ostatecznego zrozumienia... Czy liczby naturalne to symbol nieskończoności, jak to dziś padło - tej aktualnej i jedynej? Jak najbardziej - w taki sposób obserwator opisuje zbiór jednostek Czegoś w Kosmosie. Czy zbiór liczb naturalnych jest nieskończony? Jak najbardziej. Ale tylko nieskończony - nie większy, nie mniejszy... Czy liczby naturalne to stan tylko i wyłącznie jednoelementowy? Jak najbardziej; to drugi skrajny stan, który może zaistnieć w Kosmosie (jedynka COŚ dopełnia "jedynkę" NIC). Czy liczby naturalne powstają jako zliczanie? Już nadmieniłem, że tak. - Wygląda na sprzeczność. - Nie. Już chyba przyswoiłeś sobie zasadę, że w filozofii kwantów, że w Fizyce coś, co wydaje się diametralnie sprzeczne, aż tak, że się wzajemnie wyklucza oraz prowadzi do paradoksów - że właśnie to jest opisem pełnym i poprawnym. Nie że jedna ze stron wyklucza drugą, ale że obie razem i łącznie, podkreślam to jeszcze raz i szczególnie, że obie razem i łącznie stanowią opis. Dopiero te pozornie (w prostym i 17
  • 18. jednostronnym oglądzie) sprzeczne zobrazowania świata, dopiero ich jedność oddaje to, co i jak się dzieje. - No tak. Pamiętam, mówiłeś. - Dobrze byłoby zapamiętać to na "mur-beton", ponieważ to podstawa wszelkiego analizowania... Czy zbiór liczb naturalnych, wracam do tematu, można zdefiniować jako "stan posiadania" Kosmosu w przedziale COŚ - i czy tym samym jest to uszeregowanie w nieskończoność (aktualną) elementów? Tak. Czy można tym samym zdefiniować to jako nieskończoność, użyć takiego terminu bez głębszej analizy, o jaką nieskończoność chodzi? Tak. Można tak postąpić, a nawet trzeba, to wynika ze sposobu działania obserwatora w świecie (warunkuje to działanie). Ustawia więc sobie byt obserwujący elementy "czegoś" w kolejności od jedynki (albo zera; do zera jeszcze wrócimy) aż do nieskończoności. Dzieli, czyli wyróżnia w otoczeniu jakiś fakt (stan-punkt), dodaje drugi taki sam - i tak do bezkresnej nieskończoności. Zawsze jako działanie n+1. I poprawnie, tak postępując buduje zbiór nieskończony, który my sobie przypisujemy i odnosimy do samego pojęcia nieskończoności. Pomijam w tej chwili fakt, że ten zbiór powstał w trakcie zmiany oraz oznacza zmianę w postaci dzielenia lub łączenia elementów COŚ. Podkreślenia jednak wymaga to, że w tym działaniu uzyskuję na końcu stan "usztywniony", konstrukt "wypreparowany" ze zmiany, ale sam już niezmienny (a nawet lokujący się poza zmianą)... Coś, co powstało w zmianie i oddaje zmianę, samo już jest stałością. Znane, oczywiste - i konieczne jako efekt istnienia w zmianie. Mówiąc inaczej, musi pojawić się jako rezultat operowania pojęciami stan nieskończenie stabilny, wiecznie trwały "kościec" symbolizujący zmianę - czyli reguła. Matematyka, przypominam, to właśnie takie działanie w trakcie, ale z automatycznym redukowaniem zmiany z tworzonego obrazu. Co, jeszcze po kolejne, niesie ze sobą skutki w strefach granicznych logicznej analizy. A w takim momencie-zakresie się obecnie znajdujemy. - Abstrakcje jako zasłona? - To również. Jednak zasadniczy nasz problem jest taki, że niczego innego nie mamy do dyspozycji... Z tego zaś wynika, że "sztywne" pojmowanie zbioru liczb naturalnych jest poprawne, taki narzut (schemat) można na COŚ wprowadzić, oddaje nieskończony zbiór jednostek - tylko trzeba mieć w stałej pamięci, że to zadziałanie bytu obserwującego ustala taki fakt. Że można operować logicznie taką abstrakcją, ale ze świadomością jej Fizycznej treści. I że nie jest faktem samoistnym, niezależnym, że to zawsze zmieszanie i połączenie z drugim fundamentalnym zbiorem. - Wszystko ze wszystkim w łączności i zależności. - I w tym rozumieniu zbiór liczb naturalnych, a dalej całkowitych, a jeszcze dalej każdy inny sposób definiowania zmiany, to łącznie (i tylko tak) oddaje stan faktyczny, nie można tego kawałkować, działać tylko w jednym zakresie i bez powiązania. Zgoda, przyznam ci rację, takie wielowymiarowe zobrazowanie gmatwa i zrozumienie, i samo działanie opisujące. Ale nie ma wyjścia. - A po drugie chaos jest takim dla niewprawnego obserwatora. Byt, który już nabrał wprawy w działaniu wie, że to ład upostaciowiony na chaos; że Fizycznie widzę nieskończony chaos, a logicznie to wieczny ład... 18
  • 19. - Opisuję Kosmos na modłę matematyczną, a skutek? - Brak rozgraniczenia stanów. To najważniejszy wniosek, który można z takiego działania wyprowadzić. Matematyka sprawdza się w zakresie bliskim, np. w ramach zmiany, którą nazywany wszechświatem. - Sam wiesz jak to biegnie, wyrzuci się nieco znaczków ze wzoru i wszystko się zgadza. Jednak matematyczny wzór (co by nim nie było) prowadzi do sprzeczności na poziomie ogólnym, już w zakresie maksymalnym i granicznym. A w tym obszarze, zauważ, żadnej nadmiarowości nie mogę ani ustalić, ani odrzucić - ponieważ nie mam sposobu na wyznaczanie co jest nadmiarem... Ale jak nie odrzucę, to zliczam nieskończoność w sprzężeniu z wiecznością, i jest to zaiste czynność nieskończona-wieczna. - I przychodzi Fizyka... - Zasadniczo filozofia, ale także Fizyka. I jak to wygląda w zbiorze pojęć filozoficznych, z odniesieniem do Fizyki? Już wiem, że nie na działania "n+1", które wydaje się takie naturalne, i tym samym odpada zmora zwielokrotnienia nieskończoności. Kiedy w analizie wychodzę nie od jednego ze stanów (NIC albo COŚ), tylko od łącznego NIC-COŚ, nie popadam w sprzeczności, jednostką analizy jest stan podwojony, 0-1. Czyli z samego faktu nieskończoności i jedyności NIC, czego przecież w matematyce (ani w logice podbudowanej fizycznie) nie ma z zasady (jest poza tym zakresem) - już z tego mam fundamentalne ustalenie, że jest jeden Kosmos oraz jedna nieskończoność, w ramach której jest jedno COŚ (choć w różnych stanach skupienia i lokalizacji). I takie ustalenie determinuje, wyznacza mi dalszy tok rozumowania. Tu nie ma pytania o te "inne byty zasiedlające pokój hotelowy" (i to w nieskończoność), ponieważ wiem, że co prawda ma to miejsce - ale nie jednocześnie. Że lokator, mieszkaniec nieskończoności przemieszcza się (o jednostkę), a na jego miejsce, już opuszczone, zakwaterować się może kolejny byt - jednak nigdy osobnicy nie spotkają się w tym samym punkcie-chwili, to niemożliwe. Przypominam ustalenie, że przez każdy punkt nieskończoności można przeprowadzić nieskończoną liczbę prostych, jednak nie w tym samym momencie, nie jednocześnie. To dzieje się następczo, zawsze według numeracji. - Już to wiem... - Jeżeli już to wiem, jeżeli mam wyznaczone granice analizy, nie mam innego wyjścia, jak stwierdzić, że obserwator zliczając, szeregując w nieskończoność liczby naturalne (elementy coś) postępuje poprawnie - tylko że w tym zbiorze jest największa możliwa wartość i ona jest równa nieskończoność... I że to jedyna w Kosmosie tak jednoznacznie ustalona wartość. Działanie "n+1", tak ochoczo i śmiało podejmowane (zwłaszcza na/w brzegu logiki), jest jak najbardziej poprawne, tylko że bez wiedzy o Fizyce Kosmosu prowadzi do niebywałego zamieszania oraz zapętlenia analizy. Takiego zapętlenia, że nie ma z niego wyjścia, a zbiór liczb naturalnych buduje się i buduje. - A wystarczy tylko... - Wystarczy w tym momencie wprowadzić zmianę położenia elementu w Kosmosie, a więc wieczny ruch, żeby to działanie okazało się poprawne matematycznie i było sensowne Fizycznie. Trzeba w obraz wprowadzić wieczność w powiązaniu z nieskończonością. 19
  • 20. Tu nie ma sprzeczności - co wydawało się przeciwstawne, okazuje się dopełnieniem. Więcej, jedno wynika z drugiego. ... - Chciałbym jeszcze o "zerze", dużo powiedziałeś, ale... Dlaczego w liczbach naturalnych nie może być zera? Albo nawet i jedynki, jak to historycznie się działo. - Ci historyczni nieźle główkowali, kiedy umieszczali jedynkę poza zbiorem, nie robili tego bezsensownie. - Z jedynką, jak sam widzisz na tym rysunku, jest problem. Niby ważny element zbioru i początkowy zarazem, ale czy należy do kolejnych wartości? - Raczej tak. - Raczej nie. - Zgoda, tworzy zbiór, każda kolejna wielkość powstaje jako wielokrotność tego stanu, tylko że jest to właśnie działanie - albo łącznie, albo dzielenie "czegoś" (acz bez zakresu "ujemnego"). A skoro to działanie, to czy zbiór istnieje "obiektywnie"? - Logicznie tak. Fizycznie nie. - Dla obserwatora istnieje, dla świata nie. Ty już to wiesz, ale nasi poprzednicy takiego ustalenia zrobić nie mogli. Nie mieli podstaw do tego. I tym samym ustalenie, że to dopiero wielkość "2" rozpoczyna zbiór liczb naturalnych, to jest zasadne. Jedynka warunkuje zbiór, ale jako "punkt" znajduje się poza nim; sam siebie, jako jednostki, nie zdefiniuję - jestem. Natomiast mogę takie działanie przeprowadzić z innego położenia, z innego punktu (spojrzeć z niego na stan poprzedni i porównać, fakty odnieść do siebie). Nie ma innego zadziałania. - A w innych zbiorach? - Wracając do zera i zbioru liczb naturalnych... Już wiesz, że zera w tym zbiorze być nie może. Jednak logicznie takie zestawienie dobrze oddaje zakres Kosmosu, tylko działający o tym nie wie; sięga takiego skrajnego poziomu, ale o tym nie wie. Stosuje abstrakcję, wynik się zgadza, ale dlaczego się zgadza, tego nie wie. Drugi powód przypisania (nawet warunkowego) zera do liczb naturalnych wiąże się z tym, że zero zawiera się - jako element niezbędny - w liczbach całkowitych. A skoro w zbiorze liczb całkowitych zero się zawiera - skoro zarazem ten zbiór jest pochodną i dopełnieniem zbioru liczb naturalnych - skoro tak "naznaczone" zero jest Fizycznie (po prostu realnie) jedynką, kwantem "czegoś" w trakcie przemieszczania się - skoro dla stosowacza takiego znaku zero zawsze jest tym-takim samym zerem (nie analizuje zera z uwagi na jego "zawartość; dla niego takie działanie to "akt pusty" i bez sensu) - to w efekcie "zero" do liczb naturalnych musi dopisać. Nie wie o głębokich zależnościach, ale "zero-jedynkę" stosuje. Bo to zero jest jedynką. Wniosek: zbiór liczb naturalnych jest zakotwiczony (stanem zerowym, czyli jedynką) w zbiorze liczb całkowitych. A przy okazji kolejny raz wychodzi, zauważ i doceń to, że zbiór liczb naturalnych jest o jednostkę mniejszy, że to "n-1" (jak wynika to z innego toku analizy). Dlaczego tak? Ponieważ jedynka jest elementem wspólnym ze zbiorem liczb całkowitych (i każdym zbiorem). Można wręcz w takim odniesieniu powiedzieć, że jedyna-zero, czyli konkretny stan COŚ w trakcie zmiany (np. obserwator w chwili teraz) - że ten-taki fakt (istniejący, "okupujący aktualność"), jest koniecznym warunkiem zmiany... Tak, to może dziwny wniosek, ale logicznie poprawny: gdyby nie ten 20
  • 21. zero-jedynkowy konkretny byt, zmiana w ramach nieskończoności oraz wieczności by się zablokowała. To, że istnieję i obserwuję, że elementy mnie tworzące zajmują ileś czasu-przestrzeni (tu: absolutnej), to jest warunkiem koniecznym do tego, żeby zmiana nieskończenie-wiecznie się toczyła. Tak, bez mojej aktualnej bytności i Fizycznej postaci (skupienia elementów COŚ w cielesny konkret), zmiana by nie zaszła; zaistnienie bytu (dowolnego) skupia w jednym obszarze elementy, ale tym samym w innym tworzy tor do zmiany (jest pusto). - Istnieję, żeby inny byt zaistniał... - Zgadza się to z naszym całym doświadczeniem życiowym... N-1 dla COŚ oznacza, że w ramach Kosmosu nie ma stanu i momentu, w którym nie występuje jakaś forma bytności, zawsze jest w "kołowrocie dziejów" stan-moment z "lokatorem"... Za chwilę do tego wrócę. - Związek ze zbiorem liczb naturalnych jest oczywisty, nawet, można tak powiedzieć, jest naturalny - ale jak to się dzieje? - Ustalenie "na sztywno" matematycznego zbioru prowadzi do równie sztywnego schematu zmian, z oczywistym (i koniecznym) zapętleniem w sprzecznościach; jest poprawne, oddaje fakty, ale jest zapętleniem, już o tym wiesz. Czyli można przyszeregować zbiór liczb naturalnych do COŚ i tym samym poprowadzić go w nieskończoność. A w kolejnym kroku działania zmianę położenia jednostki tego zbioru (jej ruch w nieskończoności) opisać jako wieczność. - A w jeszcze kolejnym kroku połączyć te ujęcia, co w rezultacie prowadzi do sumarycznego, łącznego, ale także poprawnego (niesprzecznego) logicznie obrazu "czasu-przestrzeni" w maksymalnej skali, absolutnej - nieskończonej-wiecznej... I dlatego moje kiedyś wygłoszone sformułowanie, że zbiór naturalnych liczb nie jest nieskończonością (że to znumerowana zmiana), jest jak najbardziej poprawne, Fizycznie to prawda. Zapewne sam już widzisz, że tylko pozornie jest to sprzeczne do stwierdzenia, że ciąg liczb naturalnych definiuje nieskończoność "czegoś" w Kosmosie. Ustalenia te nie są ze sobą sprzeczne, ale się uzupełniają - to z innego punktu widzenia opisanie tego samego, raz Fizycznie, raz logicznie. Jeżeli skoncentruję uwagę na jednym opisie, wszystko się zgadza, tylko że jest to tym samym zobrazowanie jednostronne, niepełne - a przez to wymaga uzupełnienia. I to aktualnie czynię. Bo analizując Kosmos i jego Fizykę widać, że zbiór liczb naturalnych tworzy się w trakcie zmiany - jest działaniem obserwatora, który w taki sposób porządkuje nieskończoność (i jest to konieczne). - Tylko muszę mieć wiedzę, że to zmiana, i do tego maksymalna. Że pozyskany wynik w postaci "niezmiennego", "wypreparowanego" ze zmiany schematu (tu: zbioru liczb) jest nie gdzieś-tam, ale we mnie. - Dokładnie... I przychodzi teraz moment, w strefie granicznej analizy, kiedy muszę ponownie zmianę wprowadzić w tok działania. Powód? Ponieważ bez tego nie ma mowy, żeby pójść dalej, zmiana musi się toczyć (i zawierać w pojęciach), żeby obraz się zgadzał z tu (oraz wszędzie) prowadzonym eksperymentem. - Czyli?... - Wypada stwierdzić, że nie ma zbioru liczb naturalnych bez zmiany, taki zbiór Fizycznie może zaistnieć wyłącznie w procesie rozpadu COŚ do jednostek tworzących. Jeżeli nie wprowadzę do analizy zmiany, mam 21
  • 22. sztywny stan (nieskończonego) COŚ, którego nie ugryzę w żaden sposób - mam nieskończoną jedność i żadnego ruchu do wykonania. I koniec. Ale ponieważ sobie o tym rozmawiamy, to znaczy, że w Kosmosie takiego "zatwardzenia" (fizycznego ani logicznego) nie ma - oraz że liczby naturalne tworzą się samoistnie... Muszą się tworzyć, nie mają wyjścia; ponieważ NICość jest "stanem" maksymalnie destrukcyjnym, nic w NIC nie utrzyma się w postaci zbioru (stanu rozbudowanego) przez nieskończony zakres. A po prawdzie nawet przez skończony utrzymuje się z trudem i w skomplikowanym procesie. Niestety... Lub stety... Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia (w nieskończoności). ... - A dalej? Analizujemy zbiory, więc stan rozbudowany, musi być ciąg dalszy - uważam, że na tym się nie kończy. - To szkic sytuacji, w krótkiej rozmowie i stosując pojęcia ogólne trudno temat wyczerpać, to oczywiste... Co dalej? Dalej jest tak, że wypada odwołać się do zaprezentowanego wcześniej rysunku, czyli że stan zerowy zbioru liczb całkowitych to jedynka zbioru liczb naturalnych, że to jednostka w trakcie ruchu w bezkresie. Zaznaczyłem, że tworzy to dość ciekawy z dzisiejszego punktu widzenia układ współrzędnych, bowiem nie ma zakresu "dolnego" dla osi Y, osi oznaczającej liczby naturalne. Skoro w przeprowadzonej analizie te liczby zaczynają się od zera-jedynki, to tym samym dolna część wypada z prezentacji. I pytanie: czy to poprawne ujęcie? - Jeżeli się zgadza. - Jest poprawne, no i nie jest, jak zawsze w takim pytaniu o zakres graniczny... Że tak należy zobrazować to w tym momencie zastanawiania się, fakt, wszystko się zgadza. Tylko jest jeszcze Fizyka. A w takim odniesieniu tworzą się kolejne zobrazowania zmiany... Pytanie: czy z ujęcia, że umieszczam się w punkcie wyróżnionym, więc w stanie zero-jeden, czy z tego wynika, że to już wszystko? No nie. Przecież każdy element zbioru liczb naturalnych, każdy element COŚ, który jest, a tych stanów potencjalnie (i maksymalnie) jest wiele, aż po nieskończenie wiele (ale nie więcej) - każdy taki byt może się w tym wyróżnionym punkcie-chwili umieścić. I więcej, on musi się tak umieścić, ponieważ z tego i tylko tego punktu prowadzi swoje analizy (lub ich doznaje). A w takim przypadku moje położenie jest dla niego którymś tam, to "x + ileś tam". - Na pewno plus? - I tu jest zasadniczy element rozumowania o tym zerowym miejscu: to może być i plus, i minus. - Bo były byty przed nami? - Tak. Zobacz, moje i twoje spojrzenie na ten stan, one są różne, a nawet mocno różne. Dzieli nas kilka lat, więc w oczywisty sposób ty swoje zerowe położenie opiszesz tak, że ja wyląduję wyżej. Ale twoje dla mnie to stan "ujemny", poniżej mojego zaistnienia. Niby ten fakt oddaje oś X, oś zmiany, tylko że ty w żadnym przypadku nie bytujesz w zakresie potencjalnym zbioru liczb całkowitych, a tak musiałbym cię przypisać. Jesteś z czasoprzestrzeni (tu: absolutnej) leżącej w bok mojego centralnego umiejscowienia (w zakresie minus) - tylko że dla mnie to stan pusty, poza doznaniem. Zresztą dla ciebie moje położenie 22
  • 23. ma ten sam charakter: to stan potencjalny i nieokreślony, który (jako obserwator) dookreślasz swoim spojrzeniem (a szerzej: działaniem). - Moje znumerowanie występuje przed tobą, w zakresie, który potocznie definiuje się jako przyszłość, więc gdyby trzymać się logicznego (i "sztywnego") ustalenia na temat zbioru liczbowego, to mnie nie ma - nie istnieję... Problem tylko w tym, że ani ja nie czuję się bytem potencjalnym, ani ciebie nie traktuję za potencję i możliwość (i nawet pewnie byś się obraził, gdybym tak zadziałał - może też jakieś rękoczyny fizycznie namacalne by wówczas zaistniały...). - Ciekawe. - Żeby tylko, to bardzo istotne podejście do zrozumienia świata, to nie są igraszki umysłowe. Ich zrozumienie jest warunkiem do poznania rzeczywistości. Co z tego wynika? Każdy, pojmujesz - każdy element COŚ, każdy byt w tym ujęciu zajmuje centralne położenie (i jest to jedyne dostępne mu położenie), z niego opisuje inne byty, a nawet siebie. Każdy byt ma swój numerek na tej prostej nieskończono-wiecznej i w żaden sposób nie może na/w niej się przemieścić... Siedzimy obok siebie na wyciągnięcie reki, fizycznie (i Fizycznie) nic lub bardzo mało nas dzieli, ale logicznie nasze zlokalizowania w czasoprzestrzeni są bardzo odległe - teoretycznie mogą być nawet nieskończenie odległe. - Jak, dlaczego? - Proste: elementy składające się tu i teraz na/w nasze cielesne, a więc fizyczne (i Fizyczne) konstrukcje - te elementy mogą w ramach prostej nieskończono-wiecznej znajdować się w dowolnym jej miejscu, nawet skrajnie odległym. Fizyczny stan tych elementów jest taki-ten sam, jednak logicznie to zawsze konkretny "numer". Ale najważniejsze dla nas jest to, że "losowanie" może je zestawiać dowolnie. - Prawda. - Tylko że, zauważ, bo to istotne, z takiego zapętlenia (splątania) opisu elementów tworzących byt wynika jeszcze to, że ani ja siebie nie opiszę w sposób bardzo dokładny, ani ty tego nie przeprowadzisz wobec mnie - każdemu z nas brakuje danych do idealnego wyznaczenia w czasie lub przestrzeni położenia jednostki. - Owe dane, zauważ, są dostępne tylko "w punkcie"... Wróć, stwierdzenie "dostępne" jest tu nie na miejscu. Nie, takie dane nawet dla obserwatora w tu-i-teraz się lokującego ("w punkcie"), one nie są dla niego w żaden sposób dostępne - punkt nie podlega poznaniu, punkt się doznaje. Jestem ze swoją (rozbudowaną) analizą w stosunku do chwili "teraz" albo przed jej zaistnieniem (planuję przyszłość), albo po jej zaistnieniu (do zakresu przeszłego się odnoszę) - nigdy jednak nie zdybię zjawisk w ich dzianiu się. Jestem ich efektem i uczestnikiem, ale nie mogę być ich obserwatorem. Jednoznaczne zlokalizowanie bytu w czasie-przestrzeni (dowolnie już pojętej) jest niemożliwe, ponieważ poza punktem 0-1 nie ma w zmianie jednoznaczności - jednoznaczność się staje. Czyli, żeby oddać nasze wzajemne relacje, trzeba wprowadzić trzecią oś do układu współrzędnych - a nawet całą matematykę, kiedy będzie zachodziła potrzeba zobrazowania innych subtelności. Bez tego, nie muszę chyba już podkreślać - jeżeli ograniczę się do umiejscowienia w stanie zero-jeden i na tym poprzestanę w definiowaniu - to ty dla 23
  • 24. mnie nie istniejesz, a ja dla ciebie. I pomimo że jest to logicznie poprawne, to jakże odległe od Fizycznie rejestrowanego stanu. - Więc układ współrzędnych wypracowany przez wieki ma sens, a wyżej zaprezentowane to tylko etap? Mogę definiować zmianę, nawet od razu w maksymalnym schemacie, ale zarazem nie wiedzieć, że treść zawiera liczne etapy pośrednie? - Owszem. I to oznacza, że w tym momencie analizy trzeba wprowadzić zakres minus dla liczb naturalnych. Ale jak może być minus do COŚ? - Zagadnienie wielce ciekawe. - Umiarkowanie. To pojawia się w tym momencie jako konieczność: zbiór liczb naturalnych biegnie, realizuje się, jak padło wyżej, od jedynki do nieskończoności - ale również, i to jest niezbędne uzupełnienie, od nieskończoności do jedynki. Czyli w zakresie "minusowym" osi Y znajdują się wartości malejące. O ile w górnej części (tak to sobie rysujemy i nazywamy, jednak to naturalnie umowa) znajduje się symbol-znak rozpadu COŚ do jednostek ("jedynkowanie" w formule rozpadu, zbiór dąży do nieskończoności), o tyle w dolnej lokuje się stan symetryczny wobec niego: łączenie w jednostkę (sumowanie do jedności, zbiór dąży do jedności). - I tym samym obserwator w punkcie, który dla ciebie jest skrajnie, maksymalnie odległym (minus nieskończonym), postrzega ciebie również maksymalnie, ma ciebie za byt zbiegły w jedność. - Tak, prawda - ale... Zauważ, takie uzupełnienie obrazu: kiedy mówisz o "minus nieskończoności", to zarazem mówisz o "plus nieskończoności", przecież jest tylko jedna nieskończoność. Plus i minus jest tym samym "stanem", punktem, czy jak to nie nazywać. Chodzi o to samo. A nam, za wypracowanym schematem (i wdrukowanym w myślenie) przedstawia się to jako niebywale odległe - w nieskończoności plus jest minusem (i odwrotnie). - A po prawdzie, to jedność (wewnętrznie podwojona, jak zawsze). Po drugie twój opis jest zobrazowaniem z twojej pozycji, prowadzisz go jako byt o cechach rozbudowanych - i dlatego jest (i musi być) z definicji jednostronny. Bo po prostu nie możesz znajdować się w dwu miejscach jednocześnie. Co, nawiasem, Fizycznie jest nieco bardziej zagmatwane, ponieważ nasza konkretna cielesność to efekt dwu stanów: łącznia ("jedność zbrylona") oraz rozpadu ("jedność rozproszona"). Logicznie znajduje się to skrajnie odległe, Fizycznie jest jednością i oznacza mnie albo ciebie. Albo dowolnie obecny w rzeczywistości fakt. Czyli, inaczej to definiując, jeżeli istniejesz w punkcie zero-jeden układu, to po jego maksymalnie drugiej stronie również występuje stan zero-jeden, tyle że symetrycznie rozłożony: maksymalnie rozpadły. Za chwilę do tego wrócimy... Co dla ciebie jest twoim istnieniem i okupowaniem punktu wyróżnionego, to na antypodach jest stanem liczebnie (liczbą jednostek składających się na punkt) takim samym - tyle że rozbiegłbym. Obserwator (fakt, że hipotetyczny), kiedy prowadzi swoje pomiary otoczenia, to pozyskuje taki wynik działania, że dla niego moja pozycja, skrajnie przeciwna, jest stanem maksymalnego rozpadu. Czyli jeżeli tamten obserwator jest bytem, strukturą rozbudowaną, to ja nie mogę być stanem identycznym, ale możliwością symetryczną - rozproszoną. - Dlaczego, zaraz... - Zaczekaj, powiedziałem, że sprawa wymaga dogłębnego zanalizowania, 24
  • 25. jest istotna... Tak, dla tamtego bytu moje położenie w centrum jest zasadne, tyle że to stan maksymalnie symetryczny. A więc jeżeli on-daleki (bo przez nieskończoność) okupuje dla niego początek zbioru, a inaczej nie może postąpić (sam dla siebie jest pełną jednostką oraz jedynką), to ja automatycznie okupuję przeciwległy punkt zbioru liczb naturalnych (w nieskończoności). A jeżeli on jest jednością rozbudowaną, to ja też jestem jednością, tyle że rozproszoną (jednością w postaci zbioru jednostek). I analogicznie dla mnie jego pozycja również jest przez nieskończoność rozproszoną, kiedy analizuję jego istnienie. - Tylko że... - Tylko że to nie wszystko w żonglowaniu abstrakcjami i w powiązaniu z Fizyką, dalece nie wszystko. Co bowiem tu się dzieje? Już mamy układ współrzędnych w jego dziś i od dawna wypracowanym ujęciu, czyli oś Y posiada dolne dopełnienie w zakresie dla mnie minusowym... Wracamy tym samym, jak widzisz, do powiedzianego przed chwilą, że stany maksymalne, że plus oraz minus łączą się w jedność... Zauważ, analizujemy zbiór liczb naturalnych, zbiór elementów COŚ, a to jest zawsze-i-tylko ten sam i taki sam (jedyny) zbiór naturalnych konkretów, niczego więcej nie ma. - Jest zmiana. - No tak... Ale w opisie Fizycznym ten zbiór - podkreślam, że chodzi o ujęcie Fizyczne, właśnie ze zmianą, nie o "sztywne" interpretowanie Kosmosu (i zbioru) - w takim opisie "wygenerowany" przez obserwatora zestaw elementów jest postrzegany w dwu kierunkach. Czyli, zauważ, logiczne wyróżnienie kierunku (tu: jako narastanie w zbiorze wartości) wprowadza obserwator i na tym się koncentruje (bo inaczej nie może postąpić, innego opisu nie może poprowadzić, wszak zawsze jest w centrum) - jednak Fizycznie takiego wyróżnienia nie ma, oba kierunki są równoważne, dopełniają się. - I więcej: oba łącznie stanowią jedność. Mówiąc inaczej, COŚ (jeden z elementów Kosmosu) opisują dwa kierunki - opisuje nie jedna linia w układzie współrzędnych (czy w działaniu analogicznym), ale dwie, symetrycznie do siebie ułożone i o kierunku przeciwnym. - Zmieszanie? Logiczne złożenie w jedność Fizycznie dwukierunkowej zmiany prowadzi do zmieszania? - Widzisz, wniosek sam się narzuca. Matematyczny znak, tak wdawałoby się doskonały, to zmieszanie, to poprawnie zbudowany symbol Fizycznej zmiany, ale w głębokim ujęciu zmieszanie i zsumowanie jednostek tę zmianę tworzących... Układ współrzędnych, żeby już jego się trzymać, jest "utwardzonym" zobrazowaniem wielokierunkowej zmiany (nieskończono-wiecznej), czyli w ramach prostej (np. osi Y dla zbioru liczb naturalnych) Fizycznie jest ujęty dwukierunkowy tok zdarzeń. Na prostej zaznaczona, oddana jest zmiana od stanu "0-1" do nieskończoności oraz ("minusowo") od nieskończoności do "0-1". Centralnym punktem jest tu 0-1 (obserwator, byt) - ale równie ważnym i równoważnym ujęciem jest umieszczenie w centrum stanu-punktu "nieskończoność" (i z niego prowadzony opis). - A tego nie ma w dziś obowiązującym układzie współrzędnych. - Więcej, nie ma świadomości, że ten drugi skrajnie stan współtworzy obraz. Lokalnie matematycznie to się pojawia, jednak układ pozostaje 25
  • 26. niezmiennym. A to się mści. Co jeszcze istotne, i to z wielu powodów, te proste, które symbolizują zmianę w toku zachodzenia, ich ukierunkowanie jest zawsze i tylko w formule "do przodu", zawsze przed siebie. Nie ma żadnego "skoku w bok", to wykluczone. Logicznie wykluczone. A że Fizycznie "przeskoki" są możliwe?... No, są możliwe... - Zawsze do przodu, również w zbiorze liczb całkowitych? - Słuszna uwaga, w tym zbiorze mamy identyczną sytuację. Przecież zbiory i relacje między nimi są w logicznym i Fizycznym powiązaniu... Zbiór liczb całkowitych to dochodzenie do zero-jeden w środku układu - i odchodzenie. Tyle że zawartość tego zestawu oddaje w przedziale "minusowym" łączenie się elementów w jednostkę (aż uzyska gabaryty i "pełnoletniość"), natomiast w zakresie "plusowym" zachodzi rozpad od stanu wyróżnionego. - Więc zakres "minus" osi X (oś zmiany) jest zobrazowaniem tego, że w zakresie "minus" osi Y (oś liczb naturalnych) buduje - kształtuje się jednostka, że elementy się łączą. - A druga para, zakresy "plusowe" w naszym rozrysowaniu, to zdarzenia definiowane jako rozpad jednostki do elementów składowych. Masz tu kolejne potwierdzenie, że te zbiory są zależne od siebie oraz że są równoliczne. ... - Tylko że na ten zestaw abstrakcji można spojrzeć w taki sposób, że jest drugi kierunek zmiany i że składniki tworzące byt napływają z przyszłości. W tym przypadku strzałki zdarzeń będą biegły dokładnie w drugim kierunku - "plus i minus" układu (poszczególnych osi) będą lustrzane. Czyli że wieczność jest w przeszłości. - A nie jest?... Przecież to już padło, ale dobrze, masz oczywiście rację. Obecny układ to połowa możliwości, drugiej brakuje - jednak właśnie przychodzi na nią czas. Trzeba dopełnić obraz o brakującą stronę. Tu i na tę chwilę prowadzona analiza toczy się "w ramach płaszczyzny" (i możliwości płaszczaka), krok po kroku opisujemy razem to, co się dzieje i obrazuje w tradycyjnie pojętym układzie współrzędnych - a za tą abstrakcją w całości matematyki (takie całkowanie i podobne się kłania). Sam też widzisz, że matematyka w zmieszaniu z Fizyką wprowadza zupełnie nowe możliwości opisu. Owszem, zgodzę się z negującym to stwierdzanie matematykiem, kiedy powie, że elementy tego rozumowania są już w tym lub innym zakresie tej nauki obecne. Nie podważam, zapewne większość tu prezentowanych ujęć już została wypracowana, czasami dawno. - Tak, prawda, tylko co z tego, drogi matematyku, co z tego... Kiedy świadomie nie mieszasz (łączysz) logiki z Fizyką (filozofią), to pozostajesz w zakresie na zawsze pojęciowym i nie masz żadnego odniesienia do rzeczywistości... Można i tak, ale to chyba mało. - Fajne, teraz z kolei dokładasz matematykom, fizycy już są cacy? Wyluzuj. Przecież matematycy wręcz do rangi cnoty podnoszą, że ich produkcje są "samoistne", gdzieś tam bytują jako czysta forma i abstrakcja, i że "matematycznych bytów" żadna skalana (lub nie) materia nie tyka. Dlaczego przypisujesz im wady i działania, do których nawet nie chcą pretendować? - fizycy w dalszym ciągu nie są cacy, za to Fizycy (fizyk-filozof) 26
  • 27. już i owszem. A wyżywam się obecnie na matematykach, bo akuratnie tak mi zeszło w obracaniu pojęciami... A przy okazji "obgadywania" tego terytorium powiem to samo, co tobie tyle razy już wygarnąłem: chylę czoła przed dokonaniami, są znaczne. Sam tego zakresu nigdy nie sięgnąłem i nie zanosi się, żeby miało to się zmienić. Ale zarazem wiem - w tym filozoficznym rozszerzeniu - że analogicznie jak fizyk z wyjaśnieniem rzeczywistości nie poradzi sobie opierając się tylko na swoich abstrakcjach, tak samo matematyk ze swoimi aksjomatami oraz zobrazowaniami zagubi się w maszerowaniu poprzez nieskończoność-wieczność. Zgoda, zrobił swoje, podprowadził do pewnego punktu, jednak dalszego nie wypracuje - nie może. Powód? Brak szerszego spojrzenia. Tak, szanowny matematyku, kim byś nie był, abstrakcje to wspaniała sprawa (matematyczne również), ale bez odniesienia do realności nie znaczą nic, a nawet mogą dawać takie zobrazowanie, że nikt się w nich nie rozezna. I pozostanie twierdzić, że to tylko "byt matematyczny" - czyli nic. Że matematyka to nigdzie. Tak, drogi matematyku, nawet najlepsze abstrakcje (i twoje chęci) nie wystarczą bez wsparcia zewnętrznego. Znów się spytasz: dlaczego? To ci powiem: ponieważ nawet w najbardziej fundamentalnych dla ciebie aksjomatach, które kiedyś wyprodukowałeś w natchnieniu i z wielkim nakładem sił, w nich znajduje, zawiera się zmieszanie. Zmieszanie, którego nawet nie byłeś świadomy (i nie jesteś świadomy). Możesz, na przykład, wprowadzić w zbiór liczb naturalnych (po licznych zawahaniach) zero, bo tak wydaje się poprawnie, jednak nie masz, po pierwsze, pewności, że to jest poprawne - a po drugie nie wiesz, że w ten sposób wpisałeś w jedną ze swoich fundamentalnych abstrakcji Wszystko, COŚ oraz NIC pospołu. Masz wynik, który wstępnie zawiera dwa elementy zmieszane ze sobą idealnie, ale które są w twoim ujęciu jednością funkcjonalną. Tak wyprodukowana abstrakcja potwierdza się w twoim działaniu, wydaje się logicznie niesprzeczna, ale w szerszym spojrzeniu jest zmieszaniem elementów, które co prawda należy widzieć w łączności (i jedności), ale ze świadomością, że to właśnie są dwa elementy, nie jeden. Z tej mieszaniny wnika wszystko, a brak wiedzy, że wynika - ten brak straszliwie się mści pogmatwaniem w rozumowaniu. Można bujać w abstrakcjach, tylko niekiedy warto sprawdzić, jak świat wygląda. - No, no, no... - To tak ku pokrzepieniu serc, co by swoje matematyczne możliwości (skromne) usprawiedliwić oraz związane z tym frustracje ukoić. A też zapostulować, żeby może mniej przeciętniaków symbolem z tego zakresu molestować. Bo - jak widać - do celu można dojść inną drogą, wszak treść opisu jest ta sama. - Jestem pod wrażeniem. - Odwołam się teraz, żeby nie przedłużać, do twojej uwagi, że każdą z osi w układzie można postrzegać z dwu kierunków. Czyli że zbiór w postaci liczb naturalnych można opisywać od jeden do nieskończoności i odwrotnie - ale również i zbiór liczb całkowitych można definiować jako narastanie od minus do plus lub odwrotnie. - I teraz pytanie: dlaczego tak można? - Liczby naturalne są jedne i jedyne, więc każdy obserwator definiuje je samodzielnie i dla siebie. A to dalej oznacza, że każdy opis jest równoprawny i nie ma wybranego. Wprowadzony kierunek jest od niego 27
  • 28. lub do niego - i jest konwencją wspomagającą zrozumienie. - Jak najbardziej. Kierunek opisu zbioru liczb naturalnych (graficzna postać układu) jest zależny od rozmieszczenia punktu wyróżnionego, czyli np. obserwatora. Kierunek jest umowny, ale jednocześnie oddaje Fizyczny tok zmiany tworzący zbiór: rozpad do jednostek lub łączenie się w jednostkę. W jednostkę maksymalną, co warto dodać, albo w jakiś stan "dużych" jednostek w ramach takiego zbioru. Przecież zbiór liczb naturalnych, czyli COŚ - w trakcie łączenia się elementów, zbliżania ich do siebie (choćby losowo, przypominam) - ten zbiór pozostając nieskończonym potencjalnie, zmniejsza swój stan posiadania (tu: zajętego obszaru). Logicznie kwantowych elementów jest ciągle (i zawsze) nieskończenie wiele, jednak w konkretnym stanie Ewolucji Kosmosu jest więcej lub mniej punktów rozbudowanych, mniej lub bardziej "zbrylonych". Rosną ciała, ale liczebnie jest ich mniej. Dlatego zbiór liczb naturalnych podlega również w naturalny sposób oscylacji - że zachodzi to w zakresie nieskończono-wiecznym? prawda, ale taka regularność występuje. - Y to umowa, ale i X to konwencja. Konieczna, ale konwencja. - Kierunek osi X tak samo jest umowny. Oś symbolizująca, oznaczająca wieczną zmianę, to powiązane logicznie z całością układu zobrazowanie rzeczywistości. I mojej, obserwatora, pozycji. Istotne jest tu jednak to, i to trzeba wyraźnie powiedzieć, że choć taki schemat jak najbardziej poprawnie opisuje moje przemieszczanie się w Kosmosie (jako prostej z minus do plus wieczności - czyli, że przeszłość już była i jest to stan "zatrzaśnięty", pusty, mnie już tam nie ma - a zarazem przyszłość to stan potencjalny i także pusty, mnie jeszcze tam nie ma)... to równocześnie, kiedy uwzględniam fakt Fizyczny z zakresu liczb naturalnych, że jednostka albo się buduje, albo rozprasza - to w takim poszerzonym ujęciu zbiór liczb całkowitych buduje się również w drugim kierunku. Czyli że elementy tworzące moją cielesność docierają do mnie z zakresu oznaczającego przyszłość (co definiuję jako przyszłość). Budowałem się do stanu "teraz" i wyłoniłem z prawem głosu (a nawet krzyku), to działo się w mojej przeszłości, dziś o tym zaświadczam swoim istnieniem - jednak w przyszłości (jako jednostka- zbiór) się rozproszę... A zarazem z tego przyszłościowego (wobec teraz) zakresu przychodzi element mnie na nowo budujący. Czyli, tym samym, moje budowanie się przebiega w mojej przeszłości (podkreślam: tak tradycyjnie i "prostoliniowo" postrzeganego schematu zmiany tworzącej), ale elementy do wznoszenia konstrukcji docierają z przyszłości (obiad dopiero będzie). Natomiast ja ten fakt ustalam w chwili teraz, która to chwila właśnie stała się przeszłością - o czym jednak dowiem się w mojej przyszłości (przecież informacja o tym dotrze do mnie z opóźnieniem, co jest pochodną skończonej prędkości przenoszenia się sygnału), a to dalej oznacza... - Czekaj, pogubiłem się... - A to dalej oznacza, i to jest wniosek zasadniczy, który musi w tym momencie paść: że nasze pojmowanie, a także obrazowanie rzeczywistości (choćby przez tu analizowany układ współrzędnych), że to musi zostać poprowadzone w inny sposób. Dlaczego? Ponieważ dotychczasowy takie pętle logiczne wprowadza (poprawne w szerszym ujęciu), że trudno się w tym połapać. 28
  • 29. - Inne ujęcie, ale jakie? - Zobacz, rysuję tradycyjny układ współrzędnych, ale w inny sposób, wydaje mi się, że prostszy, a zarazem także ciekawszy. Mam nadzieję, że to potwierdzisz. 4 Zauważ, że na tym szkicu również są zaznaczone osie Y i X, tylko że inaczej rozrysowane. Można jeszcze dodawać inne detale, jednak na tę chwilę nie jest to konieczne, to przyda się w innych okolicznościach. Ważne w tym zobrazowaniu jest to, że są to cztery linie tworzące i że razem stanowią jedność. I, co istotne, posiadają kierunek. Otóż oś Y, pionowa linia z układu współrzędnych, to zliczanie liczb naturalnych od nieskończoności do zera-jedynki (w zakresie dolnym, "minusowym"), a w zakresie powyżej ("plusowym") od zera-jedynki do nieskończoności. Jednak kierunki tych prostych-zbiorów, uwzględnij ten fakt, są względem siebie przeciwne... W przypadku osi X, zmiany, po stronie lewej mam przebieg od "minus wieczność" do zero-jeden, a po prawej od zero-jeden do "plus wieczność". Poprawnie w przypadku osi X należałoby już pisać od minus nieskończoność-wieczność do plus, ale jeszcze to pomińmy. Ważne jest to, że te proste, a raczej półproste, że obie również są względem siebie skierowane przeciwnie, to dochodzenie i odchodzenie od punktu wyróżnionego. Zwracam ci uwagę na pewien szczegół tego ujęcia: przemieszanie, te proste są rozłożone symetrycznie i przemieszane. Dlaczego to ważne? Odnieś to do innych ustaleń o świecie, choćby do słynnej helisy i jej składników... 5 29
  • 30. Jeżeli to cię nie przekonuje - proszę, takie uzasadnienie: wyobraź sobie układ współrzędnych jako widoczną cześć piramidy z jej szczytem (stanem 0-1), naniosłeś linie układu na taką bryłę. Do wierzchołka, który będzie tu symbolem, oddaniem stanu "teraz" (stanu aktualnego w Fizyce), te proste tworzące schodzą się, dążą do jedynki (i zera). Czyli zmiana biegnie od nieskończoności (od fundamentów, jednostek) do stanu wyróżnionego. W punkcie zero-jeden linie się krzyżują, tu też uzyskują swoją Fizycznie największą "objętość" (oraz znaczenie) - a dalej, już "po drugiej stronie", elementy prostych (i one same) oddalają się, rozchodzą (do nieskończoności), ponownie zanikają w stanie-strefie fundamentalnej... Zauważ, że te linie (ramiona układu) są do siebie ułożone naprzemiennie. - Dobrze. Ale co w tym ujęciu jest najważniejsze, bowiem samo ujęcie wygląda tak sobie. - Że liczy się ich łączny stan. Liczy się wszystko razem. Nie ma tu znaczenia taka czy inna linia, ten czy przeciwny kierunek, ten albo inny element (nawet ten szczególny). Zasadnicze znaczenie ma to, że wszystkie składowe rozumowania (i coś oznaczające w analizie), że to łącznie i razem stanowi Fizykę - albo moje istnienie, kiedy odnieść to do cielesnego konkretu. Nie część, ale jedność części jest rzeczywistością. I jeszcze: wniosek zasadniczy jest taki, że nie ma jednego miejsca, że nie ma punktu w tych liniach, który będzie oznaczał obserwatora i jego "kawałek podłogi". - Byt to nie tylko stan zero-jeden. Oznacza jak najbardziej wyróżniony fakt, ale istnieje dlatego - ten środkowy punkt-chwila istnieje dlatego, że jest otoczony, więcej: warunkowany wszystkimi pozostałymi... Powtarzam: wszystkimi pozostałymi, aż do nieskończoności i wieczności. "Punkt" jest tu i teraz, jednak to, że teraz i tu jest, to w fundamentach jest warunkowane drugostronnym maksymalnym logicznie elementem: nieskończonością-wiecznością. Powtarzam i podkreślam, bowiem widzę w twoich oczach niedowierzanie: stan "zero-jeden" nie jest punktem, choć tak się prezentuje w ramach tego zobrazowania. Ujęcie matematyczne tak to upraszcza, to wymóg tej metody - ale to nie jest punkt; a po drugie fundamentalnie zależny od całości układu. Owszem, logicznie punkt zero-jeden oznacza obserwatora, ale istotne jest to, że to jest zmienna, zawsze zmienna i nigdy ściśle wyznaczona lokalizacja. A co jeszcze ważniejsze, jest to punkt wybrany wyłącznie dla tego konkretnego obserwatora, dla każdego innego konfiguracja elementów tworzących jest inna i zawsze indywidualna. Owszem, kiedy rozpatruję byt, dajmy na to wielkości mojego ciała, a tym bardziej zakresu wszechświata - to przedział, zajętość (albo na kreślonym rysunku obszar w układzie współrzędnych), to będzie jakiś spory, mniej lub więcej rozrosły w sobie fakt (przecież "takie coś" współtworzy wiele jednostek) - i tym samym zakreślony (wykreślony) w nieskończoności-wieczności byt będzie rozrosły. I tak postrzegany byt będzie definiowała np. figura płaska, a w połączeniu z kolejnymi wymiarami bryła czy proces fizyczny (Fizyczny również, tylko trzeba pamiętać o uwarunkowaniach). Czyli będzie to opis wielowymiarowy i wieloelementowy, nigdy jedna linia, a tym bardziej punkt. - Można to sobie uprościć do punktu, tylko trzeba to czynić ze świadomością, że takie uproszczenie zostało dokonane. - Zawsze tak musi być? 30
  • 31. - Zawsze. Nie ma znaczenia, jaki poziom poddajesz analizie, dotyczy to każdego faktu w Kosmosie. Dotyczy atomu, mnie - wszechświata. W ramach zmiany, którą definiuję jako budowanie się wszechświata (tu: zbieganie się jednostek w zjawisko "wszechświat"), analiza musi ten proces ujmować jako złożenie ośmiu linii tworzących. Bez tego nie ma szansy zrozumieć, skąd i w takiej formule ten byt. - Zaraz, ośmiu, dlaczego? Układ to cztery linie. - Cztery linie to poprawne ujęcie, ale to tylko jedna strona opisu, dlatego wymaga podwojenia. Cztery linie to na przykład zbiór liczb pierwszych albo wspomniana spirala. Wszystko pięknie i się sprawdza, problem tylko w tym, że te abstrakcje budują się bez wiedzy o wewnętrznym podwojeniu, to ogląd jednostronny i wymaga podwojenia. "Z bieguna", zauważ to, widać tylko "do równika", a druga strona znika z obserwacji, lokuje się w strefie ciemnej (nieobecnej, nieoznaczonej; płaszczyźnie zespolonej). 6 Pytasz, dlaczego osiem - pytasz, skąd wymóg podwojenia, przecież w układzie współrzędnych nigdy takiego zwielokrotnieni nie postulowano. Czy to konieczne? Tak, odpowiedź brzmi tak. Dlaczego? Ponieważ dopiero stan podwojony (względem obecnego układu współrzędnych) oddaje ten zawsze Fizycznie dwukierunkowy przebieg. Logicznie to konieczność. Argument: nie ma tylko łączenia lub rozpadu struktury, to wypadkowa, zawsze wypadkowa łączenia-rozpadu. Postrzegana cielesna konstrukcja (w dowolnej postaci) to uśrednienie, lokalne w czasie i przestrzeni rozmieszczenie elementów, które dla mnie w obserwacji tworzą jedność i stanowią funkcjonalnie zborną jednostkę. Jednak generalnie oddaje ten fakt zmiana określana jako łączenie składników (pozyskiwanie ma przewagę nad traceniem), to po stronie "do środka" - lub opiszę to w formule rozpadu, oddalania się elementów. Dotyczy to konkretnych, z imienia i nazwiska bytów, ale dotyczy również całości (co warunkuje występowanie cykli w wiecznym toku zmiany, to tak nawiasem). ... - I proponowany schemat układu współrzędnych to oddaje? - Zaznaczyłem, że powyższe to nie jest całość. Obecnie warto, nawet trzeba do sprawy wrócić. Jeżeli umieszczam się w centrum i uznaję za "punkt zerowy" (i punkt) w wiecznej zmianie - jeżeli jestem jedynką w ramach "czegoś" - jeżeli moje istnienie oddaje schemat czterech, a w podwojeniu ośmiu linii, to efektem takiego samodefiniowania (i postrzegania) musi być nowy, 31