SlideShare a Scribd company logo
1 of 66
Download to read offline
JANUSZ ŁOZOWSKI
KWANTOLOGIA STOSOWANA 10
opowiastki filozoficzno-fizyczne
dla dzieci dużych i małych
copyright © 2016 by Janusz Łozowski
wszelkie prawa zastrzeżone
ISBN 978-83-942582-7-6
ja.lozowski@gmail.com
1
Kwantologia stosowana - kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 10.1 - uwaga!, Tło.
Pewnie wiecie, a jeżeli nie wiecie, to wam mówię, że najważniejsze
- takie najważniejsze z najważniejszych w obserwacji jest tło. Nie
żadna tam jaka faktograficzna jednostka obserwacyjna, nie żaden tam
lokalny atom czy wszechświatowy element cząsteczkowy (albo nawet i
zbiorowy), ale to tło - czyli dopełnienie do tej obserwacji jest w
swojej istotności główne.
Tak, nie zerkajcie wy na mnie dziwnie, to prawda sama swoją głębią
prawdziwa. To tło, pozornie nic istotnego i zbędnego w postrzeganiu,
to jest centralnym elementem poznawania oraz działania - tak już po
całości działania.
Przecież, weźcie sobie pod uwagę - jest takowe pytanie na wstępnym
etapie tego zastanawiania się: dlaczego coś widać? I co to znaczy,
że widać?
Niby nic was nie zaskakuje, niby temat znacie. I już pacholęciem w
szkole świata będąc rozebraliście to na czynniki pierwsze i takoż
temu elementarnie podobne - czyli na takie tam, żeby to!, elektrony
czy inne fotony. I jest jasność, i jest widoczność po daleki świata
horyzont. A nawet dalej.
I spokojna wasza łysiejąca albo rozczochrana.
A ja wam na to powiem w zapamiętaniu, w takim głębokim analitycznym
precyzowaniu otoczenia na każdym jego poziomie, że się mylicie, że
w waszym ujęciu tematyki obserwacyjnej brak właśnie tego tła - tej
najważniejszej składowej wszelkiego wyróżnienia. I myślenia, co z
siłą wielką wam poddaję pod rozwagę, bo przecież i wasze pomyślunki
wszelakie dlatego w tymże świecie się sprawują, że odniesieniem jest
tło.
Nie inaczej - wy moje dopełnienia zmysłowo realne i wirtualne - nie
inaczej, tylko tło musi się znaleźć w centrum analizowania.
Fakty niech tam sobie i będą, fakty dawno już zostały ponazywane, a
nawet w lokalnych zakamarkach wszechświata obmacane, ale teraz czas
przychodzi, co by z tła właśnie owo tło wydobyć i na pierwszą linię
je rzucić - na scenę pchnąć oraz oświetlić logicznym promieniem. Po
co? Żeby zrozumieć.
Tak to idzie, tak to musi teraz iść - bez tego kroku ani rusz.
Ja swoje, wy swoje, niech to. Tła za nic pod uwagę brać nie chcecie
i krzywicie się, i machacie rączkami na nieistotne waszym zdaniem
(tak po całości idąc) tło - ech, wy.
To ja wam na to teraz z grubego argumentu wypalę, o wzmiankowaną tam
powyżej możliwość widzenia zahaczę. Jak to jest, pytam się was, że
wy sobie otoczenie oglądacie, taki i owaki fakt fizyczny mierzycie
lub tylko w zadziwieniu czy tam zachwycie podziwiacie? - Dlaczego i
jak, i czemu takie patrzałkowe eksperymenta są możliwe?
Co, nie wiecie - to ja wam powiem. - Bo jest tło, ono to widzenie w
każdym kierunku umożliwia.
2
Wy sobie jakiś tam konkret w otoczeniu wyróżnicie - i go badacie w
dowolny też sposób. I co, to tak prosto wygląda? - tylko fakt i nic
poza tym ważnego? Zastanówcie się, czy ten postrzegany konkret to
już wszystko, tak po całości wszystko?
Nie, drodzy wy moi - nie i nie, to dalece nie wszystko. A nawet tak
zupełnie mało.
Bo najważniejsze w tym waszym spojrzeniu jest to, czego nawet nie
dostrzegacie, czego nie uwzględniacie - tło, zakres do wyróżnionego
dopełniający. Dlatego coś widać, czyli że jest fakt, że istnieje do
niego dodatek, owe tło - po prostu różne od niego otoczenie. Widać
konkret i dla was to już wszystko, jednostka oraz całość (i niczego
więcej nie potrzebujecie do analizy) - a to błąd w ocenie. Poważny
błąd.
Bo dlatego możecie to "coś" pomierzyć, dlatego możecie owo "coś" do
czegoś innego odnosić - dlatego możecie taki czyn badawczy wykonać,
że jest wzmiankowane i konieczne tło. Jego, podkreślam, pozornie w
tym działaniu i eksperymencie nie ma, dla was liczy się tylko owo
widoczne, na nim skupiacie swoją uwagę w pełni - ale możecie tak w
zapamiętaniu czynić, ponieważ jest do wyróżnionego stan tła, wasze
obserwacyjne akty są dlatego możliwe, że jest pozornie zbędne, tak
po całości w waszym badaniu niepotrzebne tło.
Wy sobie górę, kamień czy osobnika rejestrujecie, ale to w całości
małość - zupełna małość wobec tego, co się na taki fakt po całości
gromadzi.
Wy sobie, kochani fizyczni i do fizyki wszystko sprowadzający, taki
jakiś element w świecie ustalacie - ale to, po prawdzie, na chwilę
z tła wyrosły ponad poziom badania fakt, tylko ciut się pokazał - a
dla was to już wszystko, niczego więcej nie dostrzegacie - i nawet
niczego więcej nie chcecie dostrzegać - i nawet to "więcej", czyli
tło, za zbędny, odrębny, niepotrzebny i komplikujący poznawanie też
po całości fakt uznajecie. I to wasz największy błąd.
To wasze, wy moi eksperymentatorzy, zawsze chwilowe i mgnieniowe w
sobie wyróżnienie w jednostkę - to wasza rzeczywistość oraz wszystko
doznawane i poznawane - wszystko, czym dysponujecie i wszystko czym
się zajmujecie. Ale to dalece nie wszystko.
Zafiksowaliście się na jaskrawo widocznym obrazie, a szare lub ciemne
tło pomijacie w spojrzeniu - badacie treść sygnału, a dopełniającą
"ciszę" renormalizujecie z ujęcia lub traktujecie za szum i chaos.
Dlatego nie dziwcie się, że wasze spojrzenie okazuje się nieostre,
spóźnione, powierzchniowe - ponieważ to badanie, ponieważ to sposób
prowadzenia pomiarów (postrzeganie) jest powodem takiego "widzenia"
świata. Dlatego gubicie się w tak budowanym szkicu rzeczywistości,
dlatego musicie losowość wprowadzać do przeliczeń, dlatego wszystko
ze wszystkim wam się łączy, a wyjścia nie widać.
A dlatego tak się dzieje, że to wasze ułomne, niepełne, odrzucające
tło spojrzenie w ułudnym kierunku was prowadzi. Już wiecie, że coś
jest nie tak, szukacie drogi wyjścia, jednak nie wiecie, gdzie się
skierować. I to jest wasz problem, nie świata w jego zmianie. Widać
wszystko, prawda, ale to daleko nie wszystko.
3
Żeby wasze skołatane - lub uwięzione w abstrakcjach - spojrzenie na
otoczenie wyprostować, żeby nakierować w kierunku logiki i tła, ja
w waszą stronę przykładem rzucę, naturą się w jej biologicznym już
zakresie podeprę. - Czyli, tak przykładowo to biorąc, grzybem się w
tej analizie posłużę.
Ot, idzie sobie jaki tam osobowy byt, co to się już z tła począł i
na wszelkie sposoby wyróżnił, idzie borem, lasem czy polem - i tak
widzi, że z gruntu wystaje sobie grzybiasta okoliczność, rośnie to i
soki z gruntu zasysa na znanej biologom zasadzie, służy okolicznym
żyjątkom za schronienie, a czasem nawet i daje się skonsumować - i
wspaniale, i dobrze.
I co w tym takiego ciekawego - jak to się w tle i na tle pokazuje?
Co tu istotnego przykładowo?
A, widzicie, wszystko - bo w takim istnieniu grzybiastym wszystko
pięknie widać, aż do szczegółowego detalu. To za model tej naszej i
całej rzeczywistości może doskonale służyć.
Zauważcie, że taki grzyb - taki fakt fizycznie nadprogowo dostępny,
że to wyrasta z zakresu podprogowego, czyli z ciemnego w fizycznym
badaniu. W tym przypadku fizyk, który działa w zakresie dostępnym,
a więc ponad powierzchnią, on nie może stwierdzić zjawisk poniżej,
bo jego wyróżnienie dotyczy tylko i wyłącznie faktu - a faktem tu
jest "grzyb", czyli wystające i w tym badaniu samodzielne, w niczym
już umiejscowione (umocowane) zdarzenie w postaci namacalnej.
Dla fizyka, dla kogoś takiego, cały przedział podprogowych zdarzeń
- które przecież zjawisko "grzybiaste" warunkują - one nie istnieją,
są poza takim badaniem i spojrzeniem. Są tłem, które umożliwia oraz
warunkuje obserwację, jednak samo w zakres faktu i pomiaru już nie
wchodzi.
Widzicie to? Logicznie tło dopełnia "grzyb" (w jego istnieniu), ale
fizycznie jest niepoznawalne (i poza faktem).
A przecież, ciągnąc analogię dalej, każdy biolog, który naturę grzyba
już rozgryzł powie, że widoczne to nic - że to uboczne zdarzenie w
całości takiej ewolucji - ot, dodatek do istotnego. A tym ważnym w
jego ujęciu, zauważcie, jest grzybnia - czyli to, co jest skryte (i
to głęboko) pod powierzchnią. Widać grzyb, ale to maleńki fragment
z całości - kawałeczek ekosystemu, który się składa na wyróżniony
fakt.
Chwytacie sens? Dostrzegacie powiązania?
Widzie zależności między fizycznym zakresem a dopełniającym tłem?
Ale jest jeszcze głębszy poziom w grzybnym istnieniu, grzybnia to
jeden z nich. Przecież są związki z otoczeniem, pozyskiwanie albo
tracenie zasobów, są inne żyjątka drobne a istotne, które takiego
osobnika wspomagają w reakcjach życiotwórczych - a jest jeszcze i
poziom atomowy całości już świata, drgania cieplne i podobne. Itd.
W takim zliczeniu wszystkich poziomów rzeczywistości dopatrzyć się
4
można, i to jako konieczność. Od widzianego w nadprogowym zakresie
i ponad gruntem grzyba, poprzez grzybnię tła, można i całości zdarzeń
w czasie i przestrzeni wszechświata dojść.
I, zauważcie to i pilnie zanotujcie, jak najbardziej zasadnie można
dojść. Dlaczego? Ponieważ wszystko składa się na to, co dla mnie w
lesie jako grzyb rośnie i co w taki sposób definiuję.
Czy dowolnie inny fakt, "zasada grzyba" dotyczy wszystkiego.
A weźcie teraz pod uwagę fizyka i jego badanie grzyba atomowego -
którego niekiedy ze smyczy spuszcza, co by, a jakże, o lepsze jutro
walczyć. Taki ktoś też wędruje sobie tym borem, lasem czy kwantowym
polem - i widzi, że wystaje nadprogowo grzyb - atom, znaczy się. W
ten deseń takie coś wyróżnia w świecie.
Więc mówi taki fizyk, że "atom" to tyle a tyle masy, takie a takie
właściwości chemiczne i fizyczne, w tabelki to zestawia, a nawet i
działania na atomowym drobiazgu prowadzi. I wspaniale, wszystko się
w tym zgadza, nawet materiałowo pokazuje ku radości ludzkiej. I tu
nic dodać.
Ale czy to pełnia poznania, czy to już wszystko?
Nie i nie, sami to zapewne już widzicie.
Bo to, zauważcie, jak takiego "atoma" czymś szturchać, to świeci -
w drgawki wpada, rusza się, otacza go losowość elektronowa i mgła
nieoznaczoności - i w ogóle badanie nieostre oraz zawsze rozmyte na
fali; niby atom, a jednak nic pewnego. Niby wyróżnione dokładnie w
tle, a jednak granicy w takim eksperymencie trudno się doszukać, bo
ona skryta. - A nawet nie bardzo wiadomo, gdzie przebiega ani czym
jest.
I co, jest "atom" całością, czy nie?
I tu - widzicie - odpowiedź na takie pytanie, choć przez analogię
do "grzyba" jednoznacznie się narzuca - ona taka jednoznaczna być
nie może.
I jest "atom" grzybem wyrosłym z tła - i nie jest.
Bo to, widzicie, fizyk w swoim badaniu jest w prawie - może fakt w
postaci "atomu", czy dowolnie inny, wyodrębnić z otoczenia i się do
tego zakresu ograniczyć. Może takie zgrupowanie jednostek w całość
atomową potraktować za wszystko - ponieważ w tym badaniu dla niego
to rzeczywiście wszystko. To wynika z przyjętej metody działania -
ale i struktury świata: jest coś i to "coś" jest od tego miejsca do
tego. Tak wnosi doznawanie świata, tak wnosi najbardziej nawet już
rozbudowane badanie świata. Dla fizyka w jego badaniu liczy się to,
co można złapać i zbadać, co "wystaje" z tła - to jest konkretem i
jedynym zakresem działania. Bo jak w eksperymencie uwzględnić to,
czego w obiekcie nie ma? Nie można. - Jeżeli badam "atom", jeżeli w
analizie świata ograniczam się do nadprogowo widocznego, to cała w
spojrzeniu złożoność znika - jej nie ma. Cała "grzybnia" świata w
tym ujęciu jest nieważnym tłem, cały "ekosystem" warunkujący taką
strukturę, to jest niewidoczne, nie może być widoczne. Nie może, bo
buduje obserwacje z jednostek fizycznie logicznych.
Ale, i to jest ważne, mam prawo tak działać - mam prawo odrzucić w
5
eksperymencie tło - mam prawo o tle nie pamiętać lub nawet o nim nie
wiedzieć - ponieważ wyodrębnienie na to pozwala: się sprawdza. I to
dlatego fizyk jest tak skuteczny.
Ale, i tu wkracza już szersze ujęcie, problem pojawia się wówczas,
kiedy chcę ten "atom" zrozumieć - kiedy poszerzam działanie o coraz
to nowe poziomy. - Zwracam uwagę, że biolog na tym poziomie analizy
te głębokie zależności uznaje i wykorzystuje, jednak fizyk ciągle o
tym nie wie i pomija. I dalej w niewiedzy pozostaje, nieuświadomiony
on ci.
Dlatego i stąd te interpretacyjne splątanie.
Fizyk, który pragnie "prześwietlić" otoczenie i chce zrozumieć, co
i dlaczego się dzieje (dlaczego "atom" jest atomem) - musi, musi na
kolejnym poziomie wprowadzić dopełnienie. A to elektrony w ruchu, a
to promieniowanie - a to pole takie czy inne, które otacza i które
warunkuje "atom". Fizyk w swoim działaniu poznawczym sięga grzybni
oraz coraz głębszych zależności "atomowego ekosystemu". I wprowadza
ten kolejny poziom zawsze jako konieczność, ponieważ wyróżniony w
eksperymencie fakt nie pozwala się w szczegółach uzgodnić z innymi
w zbiorze rejestrowanymi elementami i zależnościami. Pomimo że jest
praktyczny w obróbce, to bez takiego (mocno już w głąb sięgającego
osadzenia) wydaje się dziwaczny i niezrozumiały.
Fizyk z coraz większym trudem wgryza się w poziomy rzeczywistości,
rozbija kolejne kulki elementarne, buduje wielkie (i coraz większe)
konstrukcje techniczne lub abstrakcyjne, ale w żadnym eksperymencie
"atomu elementarnego" nie może sięgnąć, widzi wszystko, a to zawsze
nie wszystko.
Widać "atom", fizyczną jednostkę - a to zbiór elementów.
I zawsze, zawsze - i zawsze w zakresie fizycznym widać tylko zbiór.
Nie ma znaczenia, co sobie fizyczny eksperymentator wyodrębni w tle
świata - to każdorazowo zbiór. Najmniejsze z najmniejszych i jakoś
dostępne dla fizyka, to złożenie - atom, foton, dowolnie pojmowany
fizyczny fakt, to złożenie. Tylko tak.
To nieostro, bez wyraźnych granic i zawsze chwilowo ustalony fakt.
To energetyczny "wir" w jednorodnym tle.
Każdy element świata jest dopełniony tłem, okresowo pomijalnym, bo
wydaje się nieistotnym dodatkiem - ale na koniec okazuje się czymś
niezbędnym, a nawet zasadniczym. Na koniec analizy rzeczywistości
to tło, pozornie nieobecne i zbędne, to ono okazuje się pierwsze i
najważniejsze.
A konkret to tak na mgnienie.
I jeszcze wam powiem, już na finał, że tak najgłębszą prawdą świata
jest to, że najważniejsze jest NIC, nicość, pustka, zero - null. W
takim tle i na takim tle umocowane i zbudowane jest to wszystko, co
nas otacza - i czym jesteśmy. Nie pospolite i w banalności swojej
codziennej COŚ jest pierwsze, ale właśnie NIC, to się liczy w tym
logicznym dowodzeniu.
6
Tak, najpierw wyodrębnia się z tła jaki "atom", czyli COŚ, bo to w
oczka się wpycha, to te oczka tworzy, to jest łatwo zauważyć w tym
nicościowym tle. I wspaniale; i to się bada, zgłębia, ustala jakieś
reguły i zależności.
Ale, zauważcie, tylko dlatego owo COŚ jest takie widoczne, że w tle
jest to NIC - tło nieskończone w swojej nicości. Niebywale usłużne
w logicznych konstrukcjach i wspierające rozumny namysł nad światem.
I dopełnienie do "jedynki" czegoś "zerowe" NIC. Bo jak rozumny byt
w analizie COŚ od rzeczywistości dejmanie - to nic się nie stanie,
zawsze tło nicości pozostaje. Więc operacja na abstrakcjach biegnie,
wszystko się zgadza, zachwyt nad COŚ się wznosi niczym grzyb kroplą
deszczu podlewany - i jest wspaniale, tylko podziwiać. A to błąd, i
to wielki błąd analizującego.
Owszem, można w takim działaniu COŚ odrzucać i się powoływać na NIC,
bo ono ostateczne - ale nie rozumie taki jeden, że i samego siebie
w takim działaniu redukującym z rzeczywistości wykasowuje, przecież
nie takie on rzeczy na trzeźwo i po pijaku robi. Ale spokój w takim
czynie duszy osiąga - i niby wszystko mu się zgadza. Przecież wie,
że jest jeszcze wspomniane NIC. I to pozwala mu pogadanki o świecie
prowadzić, że jest wielce ciekawe, dlaczego jest to COŚ, a nie tylko
NIC.
Jednak na tym COŚ się skupia, tylko to go pasjonuje.
Ale, widzicie, to błąd - zasadniczy, fundamentalny, najważniejszy w
konstruowaniu (i w rozumieniu) świata błąd. Nie COŚ jest ważne, ale
NIC.
Opoką, podstawą, fundamentem logiki jest NIC.
Zasadniczym, już do niczego redukowalnym znaczeniem NIC jest to, że
pustki niczym nie można zastąpić - nie da się. COŚ można w zapale
odrzucić, ale nie NIC. Na samym dnie logiki, na dnie absolutnym i
ostatecznym, znajduje się i żadnym sposobem nie daje się ruszyć z
posad NIC, pustka - matematyczne zero. COŚ można zanegować, jednak
NIC ruszyć się nie daje żadnym sposobem.
NIC to jednoznaczny, jedyny i pewny, tak na beton, na kamień - na
wieczność utwardzony element rozumowania. - Rzeczywistość stoi na
pustce - tłem świata jest pustka.
NIC - fundament.
7
Kwantologia stosowana - kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 10.2 – COŚ.
dokładnie to ja nie wiem co to jest to coś ale na ostatniej lekcji
o tym coś było mówione
tak do odpowiedzi się przygotowywałem ale nie wiem
niby wiem co było mówione ale nie wiem co i czym to coś jest w
sobie i w innym wiem że nie wiem
już mówię co żeśmy sobie mówili i wszystko powiem bo pamiętam ale
to coś i tak dla mnie nie jest oczywiste choć niby powinno
bo skoro wszystko wokół jest to i coś jest
bo przecież to istniejące to nie może być nic czyli pustka i takie
puste że aż puste co najwyżej pustka taka w głowie tak mówiącego
może być i ona tam pewnie jest bo tacy się tu i gdzieś ciągle
trafiają i to mówią
że niby ten byt tak w sobie bez niczego funkcjonuje że lata tam i
dalej i że to na niczym się nie mocuje i tylko tak bez szkieletu
ja nie wiem jak taki może to gadać dla mnie to niepojęte aż po
ostatnie ale są tacy co to mówią i ja im się dziwię
bo przecież jak jest to ma w sobie te elementy coś i one zmieniają
się i jest z tego wszechświat na przykład
wszechświat żeśmy w czasie i przestrzeni już omówili więc wszystko
jasne dla mnie ale dlaczego w tym kosmosie jest to coś to tego
żeśmy nie mówili to w omawianiu nie było choć kosmos to już był
i ja tak sobie teraz w myśleniu myślę że dlatego to coś jest
bo ono jest
i to jest bez dwu zdań oczywiste bo jak jest to jest i nie
ma co pytać dlaczego to coś jest skoro jest
i choć to na oko niby takie proste sobie tłumaczenie tego istnienia
coś ale zarazem odwieczne i nawet także nieskończone
bo to coś ono jest nieskończone tak to mówiliśmy a jak ono
w sobie nieskończone to i odwieczne
i tym samym nie domaga się już żadnej akcji wyjaśniającej jest i
jest bo jest
i jest dobrze a jak dobrze to też dobrze bo można dalej w takim
mówieniu o czymś pójść i ja idę
no więc to coś jest tak po nieskończony horyzont czyli się kończy
tam gdzie jest koniec nieskończoności czyli też w nieskończoności
bo ze swojego nieskończonego charakteru jest coś tak samo jak i
nic nieskończone albo i bezkresne jak mówiliśmy i wieczne
bo w tej nieskończoności to wszystko się przelewa z zawsze do zawsze
i z jakiegoś miejsca w inne aż odległe i to się tak rusza bo nie
ma w kosmosie dla tego poruszania żadnego oporu żadnego a jak nie
ma oporu to i ruch jest bez końca czyli do nieskończonego końca
bezkresu ale nie dalej bo nieskończoność to taka już granica
8
najostatniejsza z ostatnich i jedyna taka jednoznacznie ustalana i
wyraźna
a do tego nieskończoność to wartość najlepiej policzalna bo nigdy
przecież inna być nie może
w ogólności to ważne jest bo wszystko inne skończone i nieostre
i mało wyraźne w tym zliczaniu tutejszego fizycznego świata
a nieskończoność nie i nie i nigdy nie jest inna
to zawsze tak w sobie bezkresne i żadnym działaniem czy sposobem
się tego w ilości nie zmniejszy ani nie powiększy a jak próbować
bo to się próbuje to wychodzi z tego wieczność czyli absolutny
czas który to żadnym tam czasem nie jest tylko to trzeba sobie
tak nazywać żeby w myśleniu dało się jakoś nazwać
bo to coś w tym pędzie przez to nic właśnie ten niby czas kosmiczny
i taki fałszywy tworzy owo coś pędzi i pędzi szybo i najszybciej
jak tylko logika potrafi sobie to wyobrazić i w takim coś nic się
nie dzieje żadnym przypadkiem bo jak ma się dziać skoro to coś tak
jednostkowe jest i odrębnie samodzielnie
mówiliśmy że to coś tylko w takim tym kosmosie jest i pędzi i że
się niekiedy z czymś innym zderza ale to tak w bezczasowości się
naszej dzieje czyli więc ono dla nas żadnym sposobem nie jest tam
i nigdzie obserwowalne
i to tak się zderza z tym czymś innym coś zderza albo i nie a
jak się zderzy to też z tego nic nie wynika bo i jak ot zderzy
się coś z coś i nic się z tego nie może wyłonić bo przecież to
jedynka z jedynką się tak w nieskończonym zderza a z tego kolejna
jedynka przecież w żadnym sposobie się nie pokaże ale jak to się
tak dzieje że bywa i tak że się pokazuje jakieś skomplikowane no
to jest w tym wszystkim najważniejsze i najciekawsze bo to już w
tym się dalsze zderzanie buduje w sobie i to idzie krokami tymi
kwantowymi
i jak się takie mocno już rozbudowane coś z innym rozbudowanym
spotka to z tego wszystko się dla fizyka wyłania z niebytu się
ono podprogowego wyłania i on to mierzy
tylko że do takiego rozbudowanego to tak łatwo nie dochodzi nie
jest to żadnym sposobem proste to nie hop się dzieje
bo jak tak zrobić w tym wiecznym ruchu swobodnego czegoś żeby to
się zetknęło z podobnym zderzyć i owszem to się zderzy
jednak żeby się zbliżyło i złożyło w większe to insza inszość
już można nawet też powiedzieć że skomplikowana a i w bezkresie
nie taka znów powszednia
owszem mówiliśmy że to się tak trafia w końcu tak mówiliśmy bo też
i o tym mówimy ale to prosto się nie dzieje
bo do tego sporo trzeba elementów i sporo etapów zachodzącej zmiany
i to w różnym ujęciu
po pierwsze i ważne o czym wspominaliśmy trzeba w tym kosmosie
aż ośmiu takich strumieni czegoś co także będą względem siebie w
skali blisko oraz na jednostkę bo jak za blisko czy za daleko one
będą to z tego nic się sensowego nie wyłoni to musi być do siebie
symetryczne więc i stabilne
9
i to dopiero takie działanie może się po całości zebrać w sobie
i się wewnętrznie już zapełnić i pokazać bo jak te inne i z boku
ewolucje na taką nową sferę tak działają kolejnymi warstwami i jak
cisną i dociskają i jak się wpycha kwant po kwancie w tę sferę
czyli się w nią pompuje to w środku musi rosnąć ścisk ale i też
gęstość i w efekcie może się coś z czymś zetknąć i nawet sprząść
w jedność też i dalej i później się komplikować i jest w takim
i w tym świecie już i to i tamto i wszystko
ale taki wszechświat w tym coś to rzadkie i bardzo kosmiczne tak
sobie zdarzenie
bo tego coś tej drobnicy coś jest nieskończenie wiele i ona się
rozprasza do nieskończoności a jak się tak sobie rozprasza to się
zbiega rzadko i rzadziej i to trwa tak sobie i nieskończoność to
trwać może to nie ma znaczenia bo jakie to tam może w obserwacji
mieć znaczenie jak żadnej obserwacji być nie może a przecież nie
może dopiero jak się to złoży to ten obserwator w wypowiedzi
swojej powie że to się składało przez wieczność i też nieskończoność
tylko że dla niego to całkiem już bez znaczenia bo on istnieje
i tamto poprzednie nieskończone zmienianie się go nie dotyczy
a że czasem się nad tym zastanowi a nawet emocjonalnie wzruszy
to już tak w całości mało znaczące to indywidualnie dzieje się
i w osobniku gdzieś tam
ale w tym to nieskończonym i wiecznym kołowaniu czegoś w nic to i
tutaj jest tak samo jak we wszechświecie czyli że są przedziały i
zakresy tej nieskończonej procedury że są lepsze i gorsze momenty
w zmianie ona się toczy wiecznie i w nieskończoności ale toczy
się jednostkami kwantowymi bo przecież one zawsze są dlatego to
zmiana skwantowana i dlatego też jest zawsze przeliczalna i także
dlatego przewidywalna
a to dalej oznacza że w bezkresie też są szczególne etapy strefy
przedziały w których może zaistnieć obserwator ten fakt opisujący
i że są dogodne i mniej dogodne rejony i że przejście jednej
strony tego wiecznego koła zjawisk następuje bezproblemowo i zawsze
w drugą i że bezpośrednio przechodzi jedno w drugie i że tu nie ma
i być nie może żadnych zatrzymań i przerw
i tak dalej
i że takie przerwy nawet nieskończone to żadne sobie przerwy tylko
składowe zmiany w trakcie jej bezkreśnie wiecznego zachodzenia
i jak już takie koło nieskończonych dziejów tak się ułoży jak się
w ten kosmiczny czas absolutny i przestrzeń w jakimś punkcie złoży
i złoży w większe i stabilne coś to takie coś może analizować
i coś i nic i siebie i w ogóle
i to tak nieskończenie i wiecznie
dodać też trzeba co też mówiliśmy że to coś w skupieniu może się
w kolejnym kroku na elementy rozpadać i się rozpada tak aż do
jedynki elementarnej czegoś się rozpada świat się tak rozpada
bo jak nic nie hamuje to się tak właśnie rozpada
ale taki logiczny rozpad to jedynie dla widza z boku zachodzi bo
10
on do zaobserwowania dla wewnętrznej we wszechświecie bytności nie
jest możliwy to nie do zobaczenia to poza fizyką się znajduje i
to kosmosu tylko dotyczy to fizyki pisanej z dużej litery dotyczy
dla laboranta w środku przemian ulokowanego więc dla kogoś takiego
logiczna jednostka w formie coś to abstrakcja to zakres tła oraz
ciemny a przez to i żadnym sposobem i nigdy dostępny badać i
badać można coś lokalnie a to żadne tam jednostkowe coś tylko ono
rozbudowane i dzielenie tego tym samym się okazuje biec w bezkres
i nieskończoność bez końca
ten koniec tam w tym dzieleniu jest jednak nie dla fizyka
on sobie to tak drobi taki wielki przyrząd do tego zbuduje albo
i jeszcze większy naogląda się i napodziwia elementów a to tylko
zawsze zbiór bez dna to cząstka za cząstką się pojawia a to nie
do wyczerpania w tym dzieleniu badawczym
bo od środka nie ma do poznania jednostki i jedynki to tak
niemożliwe bowiem takie jednostki poznanie laboranta budują
a więc to zawsze dużo mniejsze od tego co ma za najmniejsze i co
jest dla niego najmniejszym z najmniejszych
w podprogowym tle jest jeszcze wiele i bardzo licznych elementów
i one są poza eksperymentem
istotnym elementem coś jest nic
ale nie tak że jest składnikiem coś a tylko tak że dopełnia
coś
nic jest elementem rozumowania o coś bo owego coś bez nic pojąć
nie sposób
coś i nic to taka w sobie jedność logiką i nadrzędną fizyką tylko
ustalana taka jedność dwoista wewnętrznie podwojona niby jedno
a to dwie składowe niby można to opisywać oddzielnie ale kiedy w
takim kierunku iść to błąd się robi i niczego wyjaśnić nie można
po wszystkiemu zmieszanie i zagmatwanie
choć jest też i tak że nic jest elementem coś
ale to już dotyczy skomplikowanego coś i odnosi się do zmiany w
ramach wszechświata więc jak jaki matematyk lub inny fizyk tego
nic w swoim wzorze nie dojrzy czy z niego wyrzuci dla tej swojej
akcji upraszczającej jak nie uwzględni w analizie że taki obiekt
to coś plus nic w zmieszaniu aż do najniższego jak nie uzna że to
integralnie koniecznym w całości jak nie dojrzy na czas że to nic
w powiązaniu z coś jest istotne i jedynie czymś wartym zajmowania
się jak pominie tło dla niego puste i nieciekawe jak odrzuci
nadmiar faktów bo przeszkadzają w obliczeniach i tworzą chaos
to w badaniu ma mętlik a w głowie też zamieszanie
i abstrakcje w żaden już sposób nie chcą się ze sobą sprzęgnąć i
dziwność wyłazi każdym kolejnym spojrzeniem z dowolnego kąta takiej
nienormalnej rzeczywistości
ale dlatego nic jest ważne w zastanawianiu się nad coś że inaczej
tego coś nie sposób ani poznać ani nazwać ani tym fizycznie albo
też logicznie operować bo i jak nie można
ale jak sobie zestawić coś i nic jak się jedno do drugiego
tak już po całości tej nieskończonej i wiecznej zestawi jak owo
11
nic swoje coś w parze i do pary będzie miało też niepodzielnie i na
zawsze to się takie coś pojmie i zdefiniuje
zwłaszcza w uzupełnieniu o ten bezoporowy ruch czegoś w niczym
jeżeli się chce postrzegać i analizować to albo drugie jak się
coś od nic oddziela i na jedynce logicznej się skupia to cóż nie
ma wytłumaczenia a jest totalne zagubienie i w kosmosie dziwne
stwory z podświadomości hasają
ale jak się jedno i drugie razem potraktuje za jedyne uzna
to jedność kosmosu okazuje się zrozumiałą właśnie przez taką już
do niczego wewnętrzną i nieredukowalną dwoistą w sobie naturę
coś bez nic nie istnieje ale i nic bez coś nie ma znaczenia to
pospołu i łącznie oznacza ostatni albo w innym nazwaniu pierwszy i
fundamentalny poziom analiz o bycie
nie coś i byle jakie tak w tle gdzieś się pałętające nic
ale i nie nic puste do logicznego dna to ważna sprawa liczy się
łączne postrzeganie oraz operowanie czymś w odniesieniu do niczego
tylko tak
żeby coś o nic można było powiedzieć to trzeba nic odnieść do coś
do istnienia do cielesnego
ale żeby pokazać że coś istnieje trzeba to odnieść do braku do
nieobecności istnienia to absolutna konieczność
jedno jest w tym dowodzie wsparte drugim a drugie odnosi się do
pierwszego
to są elementy rozumowania podstawowe takie już bez definiowania
dalszego
bo jak to zdefiniować inaczej
a że są tacy ktosie co to chcą w nieskończoności widzieć kres i
na ten przykład mówią że to jest warunkowane że jakieś i dalsze
się sobie ma i w ogóle jeżeli taki ktoś się trafi to warto mu
zadać pytanie o to dalsze
i jak sobie brak czegoś a zwłaszcza jak sobie brak nic w swoim
rozumku wyobraża
a jak się będzie taki upierał że on to sobie wyobraża że wie
że też nawet to ma na uwadze
cóż
trzeba się nad takim z troską wielką a należytą pochylić jeżeli on
pomocy potrzebuje a jak zdrowy na ciele i okolicy to zostawić
go w bezpiecznej dla siebie odległości
i podziwiać taki okaz bo to w przyrodzie rzadkie jest
zjawisko chyba rzadkie
i lepiej z daleka to obchodzić bo czymś może rzucić
12
Kwantologia stosowana - kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 10.3 - Brzeg w ewolucji.
Chłop żywemu nie przepuści.
Miedza, wiadomo, rzecz święta. Granica, znaczy się. Jak zaorzesz na
dwa palce, chamie, to brona, kosa, mózg na ścianie. To moje, tu i do
tego moje - i nie ruszaj.
Nie ma jak pewność, nie ma to, jak wiedza, że tyle a tyle obejmuję
- a dalsze to już diabli wiedzą kogo. Zerknie taki sobie w miarkę,
stopami obmierzy, na milimetr wyznaczy słupkiem albo i siekierką - i
jest pewność, że obcy nie przestąpi. Że jak tylko spróbuje - lepiej
żeby nie próbował.
Jak świat światem, jak człowiek człowiekiem i od kiedy to własność
materialną na sposoby przeróżne znakuje, tak było, jest i będzie, że
granica tutejsze od tamtego oddziela, że płotek i tabliczka podział
okolicy poświadczająca, takie coś życiorys osobniczy oraz zbiorowy
wytycza. Aż do krwi ostatniej.
Trzeba po całości przyznać, że w ewolucji, że w fizyce, że także i
w świecie wszechświatowo pojętym - że sprawa granicy poważna. Że i
logicznie kłopotliwa do zgłębienia, że eksperymentalnie uchwytna w
takim niejednoznacznym i rozmytym ujęciu, że powiedzieć dokładnie,
co i jak się dzieje, gdzie tego czegoś strefa graniczna, albo gdzie
bliższa czy dalsza przygranica - tego nie sposób. Chłop na zagrodzie
swoje wyznaczy, ale fizyk nie. Fizyk popadnie w dzieleniu świata w
poplątanie, ciemnego i nieoznaczonego się dopatrzy, prawdopodobne a
konieczne trajektorie poustala - jednak żadnej pewnej granicy tak w
aktualności, tak historycznie nie oznakuje.
I jest problem.
Niech tam, ot, jest sobie jakiś egzemplarz czegoś, nie ma znaczenia,
co to konkretem jest - atom nie atom, elektron czy inny foton, tak
wyróżnione coś z jednolitego tła przez obserwatora w zaistnieniu.
Ma taki osobnik poznający zmysły czy podobnie pomocne przyrządy do
badania, to sobie znakuje okolicę, tabelkami i liniami zależności
opisuje - i w granicę wszelakie wciska. Tak on ma.
Ale jest pytanie, takie zasadnicze ono w sobie jest: czy brzegowy i
graniczny stan, który jego, obserwatora, czyn wyodrębniający z tła
to wyznacza - czy takie faktograficzne i jedyne dla niego widoczne
zaistnienie, czy to prawda, czy też złudne nieporozumienie - czy to
fakt, czy przybliżenie pomiarowe?
Niby, trzeba to przyznać, w analizie i obserwacji się zgadza, nawet
zyskownie się niekiedy zgadza. Jak obywatel świata takie wyróżnienie
zaprzęgnie do roboty, coś z czymś zetknie - coś innego rozbije tak
do elementów składowych, to w efekcie skutkującym sobie kolejną tę
tam porcję jadła na obiad podgrzeje - albo inne wypatroszy. To tak
przykładowo mówiąc.
Tylko że, jak ten proceder nazywający i wyróżniający przenicować do
głębokiego, do maksymalnie dostępnego, do takiego pola czy tła, to
13
się okazuje, że graniczna i brzegowa strefa dowolnego faktu sobie,
a logika sobie. Okazuje się, że ona w głowie i zasobach archiwalnych
obserwatora, a nie coś realnego - że to abstrakcja i pojęcie w sobie
nawet ciekawe, ale że niczego takiego realnie i nigdy nie ma i że to
zawsze stan nie do ustalenia. - Bo jak się wgłębiać w skrajny zakres
świata czy konkretu badanego, to żadnej tam linii czy choćby śladu
kreski oznaczającej stan odrębny od całości. - Jak się przyglądać
tak już po detalu szczegółowym, jak śledzić te elementy, co tu są,
w konkrecie (a też te pozornie dalsze, już poz nim) - to się tak na
tym głębokim poziomie rzeczywistości okazuje, że to się jednym oraz
ciągłym pokazuje, że żadnego obiektu nie ma, a tylko obserwator to
sobie tak zestawia. Że nie ma faktu, tylko decyzja mierzącego coś w
środowisku ustala i to etykietkuje. Na koniec się okazuje, że przez
ten podpoziom i tło wszystko się ze wszystkim łączy, że to jedność
aż po nieskończoność.
Na koniec się okazuje - i to trzeba podkreślić - że widoczne żadnym
tam sobie obiektem, żadnym faktem, żadnym skończonym - że to tylko
takie dla chwilowego obserwatora. Na koniec się okazuje, że całość
wszechświatowa to chwilowy stan w kosmicznym jednolitym tle - i że
tak zdefiniowane tło dopełnia wszystko tutejsze.
Że "wyspa" się z tła na mgnienie wyłoniła - i zaraz zniknie.
I dobrze, niech tak sobie będzie - ale powstaje pytanie: dlaczego
to się tak okazuje, z czego wynika?
I tu odpowiedź jest taka, taka jedynie możliwa, że to obserwator i
jego własności wyznaczają postrzeganie, że to nie świat jest dziwny
i rozmyty, tylko że widz ustalający fakty i okoliczności zmiany tak
to rejestruje, to nie w otoczeniu trzeba szukać błędu i zamieszania,
ale w abstrakcjach znakujących przekształcenia.
I dobrze, niech tak sobie będzie - ale dlaczego obserwator tak to
ustala, z czego to się bierze? Czy nie można sięgnąć zmysłem albo
innym przyrządem brzegu, czy nie można granicy wyznaczyć? Czy tylko
rozmycie na fali jest dostępne?
I tu odpowiedź jest taka, taka jedynie możliwa, że to obserwator te
nieostre widzenie ma w sobie - że to efekt jego skomplikowania, że
wysoka w konsekwencji pozycja na drabinie bytów, że to warunkuje, co
może poznawać. - I niezależnie, jakiego sobie do pomocy w mierzeniu
świata towarzysza weźmie, niezależnie z jakiego drobiazgu będzie w
swoim obserwowaniu korzystał - to i tak zawsze względem granicznej
strefy okaże się rozbudowanym, rozwleczonym na zakresach stanem. I
nigdy się z tego nie wydostanie.
Wszak przecież o jednostki chodzi - o warstwę jednostek w formule
kwantu logicznego. A tego, z wysoka patrząc, na szczycie pozostając,
nigdy się dojść nie dojdzie, ponieważ wszystko z takiego elementu
zbudowane. Małe w tej fizycznej obserwacji, to duże i bardzo duże
względem granicy - to w podprogowym przedziale tła posiada jeszcze
mnogie elementy składowe i zasobne w jednostki elementarne.
Dlatego i z tego bierze się zawsze obserwowana w strefie fizycznej
niepewność, co do tworzącego się faktu (i zależność tej pewności od
aktu sprawdzającego). Przecież w takim stawaniu się konkretu nie ma
14
żadnego konkretu - tu jest tylko-i-wyłącznie tocząca się zmiana w
kolejnych punktach. Coś przemieszcza się jednostkami w strumieniu -
i w nacisku-docisku tła buduje ów konkret. Buduje się. Z istotnym w
tym obrazie podkreśleniem, że to jest proces, że to nie jest gotowy
produkt, skończony oraz stabilny fakt - z jednoznacznie wyznaczoną
granicą.
Nie ma czegoś jak foton, elektron, atom, czy nawet człowiek w jego
chwilowym albo i całym życiorysie. Nawet świat nie istnieje, o ile
rzeczywistość traktować jako wszystko i jedyne, a do tego pewne. Nie
ma żadnego wszechświata, to zawsze i tylko proces w trakcie stawania
się, budowania, dopełniania - albo tracenia elementów składowych.
Przecie oba generalne kierunki zdarzeń są zawsze obecne w procesie,
w konkretnym zdarzeniu.
Kiedy obserwator skomplikowany, taki z wysokiego poziomu ulokowania
- kiedy ktoś taki chce wyznaczyć i dookreślić detalicznie położenie
elektronu w jego krokach po atomowych orbitach, to nie dlatego nie
może tego zrobić, że brakuje mu odpowiedniego przyrządu, nie dlatego,
że to skryte czy takie w sobie wredne w tej przyrodzie, ale dlatego,
że tego kroku elektron jeszcze nie postawił i nie jest pewne, czy w
ogóle on się dalej przemieści. A dlatego pewne nie jest, ponieważ ten
etap zdarzeń w świecie elektronu, na tym poziomie - on jeszcze nie
został wykonany. I nie wiadomo, czy w ogóle zostanie wykonany i czy
są do tego odpowiednie środki w okolicy.
Jak obserwator skomplikowany rejestruje elektron czy podobny fakt,
i to w głąb świata, i w górę - to na skutek jego rozciągniętego w
czasie i przestrzeni postrzegania - to w takie "spojrzenie" (albo i
pomiar) - tu znajdują się elementy już przeszłe, dawne - takie przed
chwilą zaistniałe i nieomal aktualne - oraz te, które się w chwili
teraz tworzą, składają na sumaryczna postać "elektronu". I w takim
sensie obraz "jednostki elektronowej" nigdy takim realnie nie jest,
nie istnieje - on się takim staje w akcie obserwacji. Kiedy zmiana
jest w toku, nie można w niej wyodrębnić niczego jednostkowego, bo
czegoś takiego nie ma, ponieważ samo z siebie nic się nie wyodrębnia
- to obserwator zalicza do wyróżnionego elementu taki i nie inny, i
z brzegami zakres, a pozostałe pomija, odcina od wyróżnienia. I za
skończone uznaje.
Bez czynu obserwującego nie ma w świecie żadnego odrębnego stanu -
ponieważ nie ma kto aktu wyróżnienia przeprowadzić.
Świat się staje, nie że jest gotowy. Możliwość "elektronu" powstała
kiedyś tam, ale każdy konkretny elektron buduje się i zanika w tle
- obserwacja dotyczy nie elementu czy jednostki, ale procesu, który
przebiega pod naciskiem sił i który jest wypadkową sił. - Brzeg, to,
co za brzeg się chwilowo traktuje, to wypadkowa nacisku-docisku od
otoczenia idącego do środka, do konkretu - ale i nacisk-docisk sił
idących z wnętrza tak wyróżnionego faktu; brzeg to dynamiczna dla
obserwatora strefa jeszcze jakoś zaliczalna do badanego, ale tylko
dla niego. Bo dla innego obserwatora to jedna z wielu przejściowych
granic w jednolitym ostatecznie tle.
Na poziomie tylko i wyłącznie "elektronu", a tym bardziej jednostki
logicznej, nic nie jest rozmazane, skryte, nieprzewidywalne - bo to
15
ten sam, równolegle biegnący tok zmiany. Kiedy elektron wędruje po
swoim atomie, kiedy orbituje wokół centrum, jego kroki po ulicy są
przewidywalne, zborne, zawsze wszystko widać. Sytuacja zmienia się
drastycznie, kiedy ten sam proces próbuje opisać krok po kroku byt
z wysoka, jakiś na ostatnim piętrze umieszczony zapaleniec - co to
chce detale poznać. W takim przypadku szybko się okazuje, że takie
dokonanie jest niemożliwe - i zawsze niemożliwe. Dlaczego? Ponieważ
takiego całościowego obrazu stanu rzeczy nigdy nie ma - ono się w
kolejnych krokach staje. W krokach i w tempie elektronu, który tam
na dole wędruje z punktu do punktu, ale dla obserwatora jest to (w
jego zakresie dostępności) tak wiele zdarzeń pośrednich, że ich nie
może poznać łącznie. A jak zadecyduje, że sprawdzi stan konkretu,
to poznaje chwilę teraz i tylko ją, a wszelkie inne położenia - w
tym nadrzędnym ujęciu obecne jako potencja - to już zostało odcięte
od realności i nigdy się nie ziści. Bo nie ma już elementów do tego
dopełnienia, nie ma sił, które by działały oraz wynosiły przyszły a
potencjalnie możliwy stan - ta potencjalna przyszłość stała się na
zawsze przeszłością, zredukowała ją do konkretnego faktu wola-czyn
poznającego.
Nie zaistnieje to, co teoretycznie mogło, ponieważ świat w pomiarze
się dookreślił, ujednoznacznił. I możliwy tak aż do nieskończoności
prowadzony ciąg zdarzeń, uzyskuje spełnienie tu i teraz dlatego, że
go z tej nieskończoności wyłuskuje obserwator, to podjęta przez niego
decyzja określa, czym jest pomiar, fakt badany oraz gdzie-czym jest
układ odniesienia.
Tylko w takim zestawie przebiega rejestracja faktu.
Ale taki akt poznawczy tylko i wyłącznie jest sprowadzalny do tego
jednego obserwatora. Dla innego zdarzenia biegną, elektron wędruje
po jego orbitach i przez "ścianę" nie sposób ustalić, gdzie się w
tym a tym momencie faktycznie znajduje. Wszak on się sam dla siebie
gdzieś lokuje. Ale dla obserwatora skomplikowanego to całe spektrum
możliwych lokalizacji. Otwarcie "puszki z lokatorem" jest zabiegiem
jednostkowym i ma znaczenie dla konkretnego obserwatora, jednak w
szerszym ujęciu to zawsze ciąg nie kończących się położeń elementu
w nieskończoności-wieczności. Ich lokalna i chwilowa suma, ten zbiór
w takiej a nie innej formie zagęszczenia, to oznacza byt w dowolnym
ujęciu, badany-obserwowany konkret.
Nie zamknięty fakt i jednostka, ale stający się - będący w trakcie
dziania się element świata. Zawsze się budujący-zanikający.
Wszech-świat to zmiana w trakcie stawania się.
16
Kwantologia stosowana - kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 10.4 - Zbrylenia.
Bajka o rybaku i złotej rybce. Znacie, ale posłuchajcie.
Złowił rybak złotą rybkę i tradycyjnie domaga się spełnienia życzeń.
Rybka się zgodziła. "Chcę zrozumieć wszystko", mówi rybak. - Więc
rybka zamieniła go w grudkę opadającej na dno oceanu materii.
Koniec bajki.
Tak, moi mili, to koniec bajki, niczego więcej w tym obrazie już nie
potrzeba. Tak, nie dziwcie się, rybka spełniła życzenie nieszczęśnika
w pełni, wywiązała się zadania doskonale. Bo prawda, moi mili, jest
taka, że do zrozumienia wszystkiego wystarczy opadająca na kolejne
poziomy świata, na dno rzeczywistości grudka materii - dowolnie już
pojętej materii.
Ot, jest sobie takie coś - takie najmniejsze z najmniejszych, już do
niczego nierozdrabnialne i jednostkowe coś. Pędzi to elementarne w
tym bezkreśnie wiecznym Kosmosie, pędzi szalenie, bo nic go w ruchu
nie ogranicza (tak mniej więcej nie ogranicza) - pędzi samodzielnie
i samorządnie, ale w zbiorze, w strumieniu podobnych jednostek.
I w tej to nieskończonej kosmologii bywa niekiedy tak, że się z tym
innym a podobnym zderzy. Czasami się wówczas odbije - a czasami się
zespoli i wejdzie w tan wzajemny i wirowanie.
Zwłaszcza długotrwałe z tego zespolenia mogą być efekty, jak dalsze
oraz kolejne warstwy takiego jednostkami pełnego strumienia energii
naciskają i oddalić się poprzednim nie pozwalają. Wówczas to w tej
bezkresności z tych zderzeń lokalna sfera się wytycza i taki się w
sobie lokalny wszechświat tym samym zaczyna - taki, rozumiecie, wir
energetyczny w nieskończoności się kręcić poczyna, a docierające tu
z Kosmicznej dali warstwy kwantów, one ten wir w takim jednorodnym
tle tak po całości poruszają - w ruch wprawiają.
A później, pojmujecie, to już tak samo się kręci. Jest ciągle nacisk
zewnętrzny, są elementy takie jednostkowe w zbiorze - one docierają
tu w kolejności, a też z każdej wobec tego wszechświata wyróżnionej
strony (co zarazem drogę ucieczki jednostkom samodzielnym odcina) -
więc, rozumiecie, w tym ścisku-nacisku-docisku, zawsze tak do przodu
się dziejąca zmiana (zawsze do przodu, podkreślam, co by się to wam
utrwaliło w pamięci), ona teraz również do przodu się toczy - tylko
że tym razem w głąb.
Do przodu, czyli w głąb tej sfery, co to jest już naszym światem -
i nawet wszechświatem.
I takie naciskanie kolejnych warstw sobie jest, ono długo jest - te
jednostki są spychane i wpychane słabym bo słabym, ale przecież nie
zerowym naciskiem w głąb tworzącego się świata, a to trwa i trwa; i
trwa.
To się zagęszcza tym samym w środku i zagęszcza. Takie pompowanie w
17
całość powstającego właśnie świata, pompowanie elementów kwantowych
wytwarza w układzie coraz większe - i przez to skuteczniejsze dalej
ciśnienie. Skuteczne, rozumiecie, w zbliżaniu do siebie tych wielce
samodzielnych i samorządnych (i opornych) jednostek.
I na skutek tych wszystkich kroków, i w ramach takiej energetycznej
ewolucji (i ogólnej zmiany) - tam i wszędzie - coś się do drugiego
czegoś zbliża, dociska, jest do tego przymuszane okolicznościami, tym
wspomnianym narastającym zagęszczeniem.
I nie ma zmiłuj - musi się tak z tym podobnym i symetrycznym innym
zbliżyć, bo nacisk zbioru jest duży i przepotężny. Tu nie ma pytania,
czy się sparuje, jest pytanie, kiedy to się dzieje i na jakiej się to
zasadzie. I co się z tego wyłania.
Tak, moi mili, proces w sumie jest banalnie prosty. W nieskończonej
wieczności, w takim bezkresnym Kosmosie musi się tak zadziać, że w
lokalnym punkcie, w ramach tego kosmicznego tła, które stanowi tym
samym fundament logiki i poza który nie można żadnym sposobem już w
analizie się przemieścić - w takim pędzącym strumieniami, a tych w
nieskończoności też jest mnogość - w tym zamieszaniu musi się coś z
podobnym coś spotkać, wejść w związek - a dalej już się to toczy w
sposób opisany regułą.
Ta reguła jest oczywiście zawsze i stanowi w opisie świata fundament
wszystkiego - ale w takiej to chwili po prostu się namacalnie, wiec
konkretem pokazuje.
Czyli zaczyna się wszechświat. I ta reguła przybiera namacalną już
postać; w ciało takie czy inne się obleka i może być zaobserwowana.
A nawet czasami o tym pomyśli w jakimś tam zakątku tego wszystkiego.
A jak pomyśli - to jej wyjdzie w tym zobrazowaniu abstrakcyjnym, co
to nie wiedzieć skąd i dlaczego się pokazało, że jest wzmiankowana
nieskończoność wiecznie ruchem zapełniona - i że to jedność taka w
sobie, a nawet i jedyność, że to Kosmos. Rozumiecie.
Więc ten pomyślujący o tym wszystkim tak to traktuje: jako jedność
i jedyność. A też i wzory matematycznie produkowane i motywowane -
one mu również taki obraz podpowiadają na każdym kroku i domagają
się swojego. Wszędzie logika nieskończoności wprowadza i zmienność
bezkresną wymusza.
Ale, widzicie, ten osobniczy byt w sobie strachliwy zazwyczaj, jego
spojrzenie do nieskończoności żadnym tam sposobem nie dopasowane – i
dlatego on sobie te znaczki bezkresne a abstrakcyjne z takiego wzoru
wyrzuca – i, pojmujecie, mu się zgadza. I on z tego renormalizowania
ogromnie zadowolony.
Tylko nie wie ów ktoś - ani dlaczego to tak się dobrze sprawdza, ani
dlaczego zabieg upraszczający jest możliwy. Co prawda będzie w takim
głębokim zapale to tłumaczył na przeróżne sposoby, a to, że ciśnienie
wewnętrzne stabilne i oddalające się wszystko od wszystkiego i że to
efekt tej takiej puchnącej w szwach rzeczywistości - a to, że widać
z nieskończoności tylko to, co może być widoczne - a też inaczej i
dowolnie jeszcze inaczej będzie się wyrażał, jak mu w tym emocjami
napędzanym czynieniu myśl czy inne działanie podpowie.
Jego sprawa, my w takie objaśnienia nie będziemy się wtrącali.
18
Tylko, mili moi, dlaczego ten zmyślny osobniczy byt wewnętrzny, co
to nieskończoność musi uwzględniać za wzorem - dlaczego on takie te
znaczki w tym wzorze otrzymuje, co one mu mówią, nawet jak on tego,
na skutek swojej krótkowzroczności, nie chce uwzględnić?
A mówią to, że ta nieskończona wieczność jest kosmicznym faktem i że
w jego wzorze to jedność.
Tak, jedność i jedyność, nie inaczej. Tylko nie na tej zasadzie, że
wszystko ze wszystkim się "ciągiem" jednym przejawia - ale że jest
w sobie pokawałkowane, skwantowane - że są w tym strumieniu idącym
z nieskończoności do nieskończoności przerwy, różne stany gęstości
i skupienia.
Że są nieciągłości powodowane "ziarnistością" – czyli takim faktem,
że jest w dzieleniu (drobieniu) bytu granica. Że jest najmniejsze z
najmniejszych, taki kwant logiczny wszystkiego, taka już "cegiełka"
wszystkiego.
I to ma zasadnicze znaczenie w zrozumieniu tego wszystkiego.
Bo oczywiście za wzorem - albo za namysłem filozoficznym - taki byt
osobniczy i analizujący rzeczywistość po horyzont pojmowania - on
uzyskuje jedność, od najmniejszego wyjdzie, a do nieskończoności w
tym procederze dojdzie, musi - to wpisane w ten tok działania.
Nie ma znaczenia, jakich użyje pojęć, to mogą być dowolne symbole -
ale i tak na końcu dojdzie Kosmosu, bezkresu, wieczności. To pewnik.
Że trzeba to później na różne sposoby tłumaczyć, skrupulatnie w tak
pozyskany obraz szczegół za szczegółem wpisywać, to wszystko prawda.
Ale taki szkic na pewno oddaje treść i zawartość rzeczywistości.
Problem jednak w tym, widzicie, żeby to detalicznie zrozumieć, czyli
poznać daleko-głęboko, po kres i szczegół - właśnie te szczegóły, te
różne zbiegnięcia w zagęszczeniu świata trzeba wprowadzić. Tak, bez
tego się nie obejdzie - bez tego nie ma zrozumienia.
Przecież, zauważcie, jak ten matematyczny osobnik sobie wzór na ten
kosmiczny bezkres wyprodukuje, to tenże wzór jest poprawny, niesie
ze sobą pełną i poprawną wiedzę o Kosmosie - bo to faktem logicznym
wieczny i nieskończony "stan".
Tylko że dla matematyka, a też dalej dla fizyka, kiedy takowy wzór
stosuje i buduje w głowie na jego bazie obraz wszystkiego, na skutek
złożenia się, zsumowania w jedność oraz skompresowania w jednostkę
logiczną - na skutek braku w tym obrazie koniecznych nieciągłości i
różnych zagęszczeń - w efekcie realnie przebiegający jako punktowy
i nieciągły proces, on się staje takim jednym i jedynym. I przez to
nieskończonym.
I jest całość - i jest jedność - i jest nieskończony problem.
Tak, zauważacie, że dla takiego obserwatora coś, co Fizycznie się z
licznych etapów składa, co zawiera brzeg i dalsze, co fizycznie jest
już zakresem spoza wyróżnionego przebiegu - dla tego obserwatora w
jego spojrzeniu to albo nie istnieje, i renormalizcja to zapewnia,
albo jawi się jako jedność nieskończona, która musi być dodana do
obserwowanego i doznawanego świata.
Coś, co jest stanem lokalnym w bezkresie, czyli ten tutejszy, nam w
19
obserwacji i doznaniu aktualnie obecny wszechświat, taki w zmianie
Kosmicznej i jej "teraźniejszości" lokalnie zgęszczony do fizycznego
konkretu byt - to dla obserwatora we wnętrzu zmiany zawartego - dla
niego to zawsze jednostka. Dla niego całość i jedyność, która tylko
na bardzo teoretycznej zasadzie może być dopełniona o inne fakty tego
samego kształtu i przebiegu - ale zawsze tylko jako potencja, coś,
co może być, ale nigdy jako element wiedzy pewnej.
Dla takiego bytu, osobnika w środku (wewnątrz) świata i zmiany (tej
zmiany efektu) - o ile ogranicza się tylko do zakresu fizycznego i
dostępnego eksperymentem - dla niego badany-poznawany obiekt jest i
zawsze będzie jeden i jedyny, i będzie jednością; nie może być inny.
Dla niego granica zmiany wszechświatowej, lokalna i banalna w ramach
Kosmosu, jest granicą absolutną - nie do pokonania.
Jednak, zwróćcie uwagę, nawet jeżeli to "dalsze" to tylko potencja
i stanowi na dziś intelektualną ciekawostkę (że to efekt żonglowania
abstrakcjami), nawet jeżeli nie są to konstrukcje konieczne ani też
realnie istniejące (teraz i gdzieś istniejące lub w ogóle) - to już,
zauważcie, takie coś wydaje się co najmniej niezbędne logicznie, a
najmniej dopuszczalne. Obecne zobrazowanie wszechświata, ale także
jego wyjaśnienie (np. w zakresie "dobroci") - to opiera się na tym
"dalszym" i wielowymiarowo podobnym.
Czyli, żeby uzasadnić tu i teraz zachodzące zjawiska (i tak właśnie
zachodzące), te dalsze fakty trzeba zapostulować. Bez tego tutejsze
jest w sobie dziwne, wręcz cudowne - po prostu niewytłumaczalnie w
sobie regularne.
Wszędzie widać, że jest reguła, że jest zasada zmiany. A jej, tylko
w ramach (wszech)świata pozostając, nie można wytłumaczyć. Jeden i
maksymalnie "zgodny" z regułą obiekt to dziw i niezwykłość. - I bez
dopełnienia zbiorem możliwych rozwiązań takim pozostanie.
Zgoda, owe "dalsze fakty" nie mogą wejść w badanie fizyka, ponieważ
znajdują się poza obszarem, który on można badać. Ale już widać, już
to dobrze widać (i o tym się tu i ówdzie przebąkuje), że to "dalsze"
jest zakresem potrzebnym - że pomaga w zrozumieniu.
Problem tylko w tym, że nie wiadomo, jak to wprowadzić (i na jakiej
zasadzie) w obowiązujący zestaw pojęć i abstrakcji znaczących tutaj
rejestrowaną zmianę.
Przecież, zauważcie, kiedy uznaje się otaczający wszechświat już za
wszystko (za jedno i jedyne), to owo "dalsze" - czyli logicznie do
wyjaśnienia obserwowanego potrzebne otoczenie - ono w taki stan nie
może wejść, bo jak? Jest jeden świat, to jak go powiększyć - jest w
nieskończoności jeden byt, to jak go zwielokrotnić?
Nie można - jedności i jedyności nie można zwiększyć. Nigdy.
Fizyka w takim "jednościowym" ujęciu (a innego nie wypracuje) dziś
dominuje - a innej nie ma jak wprowadzić; tu wszystko ze wszystkim
stapia się w całość, sumuje, kompresuje. Więc jest tym samym z zasady
niepodzielne. Taki, zauważcie to, "atom" się tworzy - tu w postaci
"atomu-wszechświata".
I ma to samo znaczenie jak tamten. Jak historyczny "atom" miał dla
20
objaśniaczy świata. Że to się później okazało złożeniem i że trzeba
to było dopełnić dalszymi, i jeszcze dalszymi atomami - że trzeba to
było zebrać w "pierwiastek", a nawet w zbiór pierwiastków - cóż, to
prawda. Tylko, widzicie, tego w dzisiejszym ujęciu (wszech)świata,
tego etapu nie ma.
Jeszcze nie ma. To już chyba dla was jest jasne. I nawet oczywiste.
Prawda?
Dla fizyka dzisiejszy obraz świat, który się z obserwacji, który z
eksperymentu się wyłania - to nieskończona jedność, i dlatego w tak
pozyskany zakres dopełnienie o to "dalsze" wejść nie może. Kiedy w
badaniu jest ściana "początku" (ściana fizycznie i wzorami ustalona)
- to poza tą jednością-jedynością nic dalej nie istnieje, nawet tło.
Nawet tła nie ma do tak pojmowanego.
Dla fizyka i od wewnątrz to "dalsze", zauważcie, staje się ścianą
pojęciową lub zbudowane jest z konkretnych elementów, które może na
danym poziomie analizy dopracować się obserwator. A w takim to tle,
tak rozumianym i tak postrzeganym tle, osobnik musi się zagubić. To
oczywistość.
A jak próbuje je zrozumieć (przebić) - to się rozbije o tę ścianę.
Nie ma rady, tej brzegowej strefy w analizie sam nigdy nie pokona.
Dlatego, zauważcie po kolejne - wszechświat w tym ujęciu jest jeden
i jedyny, a też nieskończony. Bo skoro jest ta logiczna bezkresność
i wieczność, skoro to jeden i jedyny obiekt do badania, skoro widać
to w kawałku i nie wiadomo, co jest dalej i czy ono w ogóle jest -
to jedynie pewne ustalenie (w takiej chwili i umiejscowieniu, i które
fizyk może wyprodukować) jest takie, że wszystko jakoś tam poznane to
już "wszystko" - na końcu jego działania musi paść stwierdzenie, że
to nieskończony i jedyny świat. I kropka.
A że przysparza to wielkich kłopotów interpretacyjnych (np. wielkich
gęstości i ogromnych temperatur "chwili początkowej"), że domaga się
dopełnienia "dalszym", co by lokalne niezgodności wytłumaczyć - cóż,
prawda.
Tylko tego zrobić nie można. Fizyk na powyższe powie, że nie można
pójść dalej - bo jest tylko ten jeden fakt do obserwacji. I że jest
granica, więc nic dalszego nie ma. I jest koniec dyskusji.
Emocje pozostają i domagają się relacji naukowej i rozumnej z tego
dalszego a koniecznego - ale nie można. Bo nie można.
Ech, mili moi, fakt, nie można...
Tylko czy na pewno nie można? - Cóż, można.
Przecież to proste, przecież to oczywiste, przecież to już padło po
wielekroć - przecież to znane od zawsze: należny wprowadzić w jeden
i logicznie nieskończony ciąg zdarzeń skwantową rytmikę, jednostki
i ich wielokrotność.
Należy w "suchy" i wypreparowany ze zmiany wzór matematyczny, który
musi takim być, wprowadzić fizyczne, realne, rejestrowane na każdym
kroku stany przerwy, pustki - początek i koniec wyróżnionego. Jeżeli
tak obrazuje się każdy tutejszy fakt i nie ma nigdzie żadnej innej
formy opisu dla całości (wszech)świata - to nie nieskończoność oraz
21
wieczność definiuje ten lokalny zakątek, ale stwierdzenie, że to tylko
element wybudowany w tej nieskończonej-wieczności, jednostka w ramach
zbioru podobnych - że to "jedynka" kosmicznego bezkresu.
Kiedy postrzegać to jako jedność, są rozliczne problemy, kiedy ma to
w analizie postać różnego w tej nieskończoności stanu skupienia i
zagęszczenia jednostek - kiedy jest wyłącznie przechodzenie jednej
konstrukcji w drugą, ale poprzez podprogowy do niej zakres tła (a
więc poza rejestracją) - kiedy widzieć to jako skwantowaną ciągłość
z lokalnymi bytami - to taki obraz, choć nieskończony, nie ma już w
sobie niczego dziwnego. To oczywistość i konieczność.
W takim ujęciu, podkreślam, jest wzmiankowana jedność i jedyność -
jest nieskończoność i wieczność - jest wszechświat i Kosmos - oraz
wszystko inne, co przynoszą wzory lub analiza logiczna.
Tu niczego z tego zbioru danych nie brakuje - a nawet wszystko jest
potrzebne, żeby te lokalne zbrylenia myślące wyjaśnić. Bo wszystko,
co zostało poprzez wieki wypracowywane, jest oddaniem tej jedności
- to jest ta-taka jedność.
Jest taką jednością, ale w ujęciu logicznym, zsumowanym z jednostek.
Natomiast fizycznie jest to zmiana z przerwami, zmiana skwantowana
i nieskończona.
Ale zarazem, podkreślam, to nie jest jedność i jedyność, ale wielość
w Kosmicznej jedności.
To nie jest nieskończoność tego analizowanego konkretu, tylko w tej
nieskończoności lokalny element, jednostka w zbiorze. To nie stałość
wszechświatowa, tylko przemiana w ryzach reguły.
To to samo, co widać ze wzoru (nieskończony przebieg), ale zarazem
część - ta jedynie możliwa do obserwacji część z bezkresnej całości.
Wszystko się zgadza i znajduje na swoim miejscu, okazuje się dobrze
spełniać wszelkie zasady i w dowolnym języku wypracowane abstrakcje
- a zarazem to coś innego; wszystko się zgadza do ostatniego punktu
- a zarazem to znacząco głębsze ujęcie; wszystko się zgadza, jak w
taki schemat zmiany wprowadzić wypracowane przez wieki zobrazowania
- a zarazem uzyskuje to wyrazistą, nieskończono-wieczną głębię, kiedy
wprowadzić chwilowe i pokawałkowane stany skupienia.
Na końcu tego działania uzyskuje się jedność oraz jedyność Kosmosu,
gdzie lokalnie buduje się wszechświat - zawsze chwilowy i konkretny
wszechświat.
A jest to widoczne dlatego, że w takie bezkresne oraz jednorodne tło
została wprowadzona banalna konstatacja: wszystko jest zbudowane z
jednostek (kwantów) i jest jednostką (kwantem).
Kiedy do matematycznego wzoru dodać konieczne dopełnienie w formule
pustki, wszystko się z tła wyłania i jest wyraźnie widoczne; kiedy
w niezrozumiałą i niepojętą jedność wprowadzić interpunkcję, treść
staje się wyraźna i zrozumiała. I czytelna - i oczywista na/w każdym
kroku.
Tak po prostu zrozumiała. - Rozumiecie?
22
A teraz ponownie wypada się zanurzyć w ten zagęszczający się gdzieś
lokalnie w Kosmosie wszechświat.
Jest ten docisk-nacisk - czyli w środku już rośnie ciśnienia. A jak
rośnie gęstość oraz zmniejsza się w rezultacie odległość elementu od
elementu, to w pewnym momencie (nie przypadkowym, przecież to zmiana
skwantowana) - w pewnej chwili "pompowania" wszechświata zaistnieć
musi taka sytuacja, że odległość jednostki od jednostki będzie także
na jednostkę - jednostkę pustki.
I aktualnie pojawia się istotne pytanie: co się zadzieje w sferze
wszechświata (i to w całości tej sfery) - co się pojawi, kiedy taki
stan i fakt zostanie zasilony kolejną porcją-warstwą kwantów - co
się wytworzy?
I odwiedź jest oczywista, też już wam znana: jednostka do jednostki
tak zostanie w tym momencie dociśnięta, że zbuduje się, "zbryli" się
w jednostkę.
Teraz na tę nowo zaistniałą jednostkę składają się dwie jednostki z
poprzedniego poziomu, z tego zerowego, brzegowego - z pojmowanego w
taki sposób tła.
Czyli, zauważcie, na nowym zaistniałym poziomie, już wewnętrznie (w
ramach wzmiankowanego tła) tworzy się, pojawia się ("z niczego", w
obserwacji od wewnątrz właśnie "z nie wiadomo skąd") - zbudowała się
i rozpycha się nowość, nowa jednostka. - Jest podwojona wewnętrznie
jednostkowa nowość.
I to ona - w ramach tego nowo powstałego poziomu - ona jest obecnie
elementem jednorodnego tła. To jej stan-kształt wyznacza tło - jest
tym tłem i punktem odniesienia. To teraz jest tłem brzegu - nowego,
na tym poziomie brzegu.
Natomiast tamto tło, pierwotne, pierwsze w analizowaniu, ono jest i
pozostaje, warunkuje nowość i jest odniesieniem - ale w piramidzie
możliwości zaistniał nowy poziom. Elementy logicznie najmniejsze z
najmniejszych dalej są tłem brzegowym - ale w tym momencie zbudowało
się nowe tło. Lokalne w tamtym i ograniczone zasięgiem - ale jednak
tło. I ono tak samo jest jednorodne oraz jedyne, tylko krąg zdarzeń
jest mniejszy względem poprzedniego.
Tu są jednostki i tam były jednostki, to zawsze i na każdym kolejnym
poziomie świata ("wyciskanym" czy "wciskanym" do danego zakresu) są
jednostki - i to one tworzą tło w tym obszarze.
Zajętość oraz skupienie elementów na/w każdym poziomie rośnie - one
są coraz bardziej w sobie rozbudowane, jednak obok i równolegle są
takie same jednostki. I łącznie taki zbiór, taka "płaszczyzna" jest
jednorodnym tłem.
A swoją drogą, zauważcie, że opis w formule "góra-dół" - to ma się
tak jakoś dziwacznie.
Można tak to prowadzić, ale z tym uzupełnieniem, że tło, więc brzeg,
więc dopełnienie do wyróżnionego poziomu - to w takim zobrazowaniu
stan liczny, znacząco większy od budującej się w owym tle jednostki.
A więc z każdej strony otacza fakt i jest ponad nim.
Czyli coś mniejszego i "cegiełowatego" jest ilościowo wobec elementu
znaczniejsze, bardzo znacząco większe. Opis poprowadzony z uwagi na
komplikowanie się elementów buduje piramidę "w górę", czyli kończy
23
się elementem logicznym, neuronem - ale ten sam opis prowadzony "w
dół", do środka, jako fizyczne wyłanianie się jednostek, to również
jest piramida, tylko że efektem jest "wciskanie" takiej jednostki w
poziom leżący poniżej. Aż do samego dna - aż do punktowego stanu w
formule dna. I d-n-a.
Logicznie jest to opis "w górę", fizycznie "w dół".
Co taka nowość zaistniała w tym nacisku-docisku ma wokół siebie?
I też odpowiedź jest oczywista: wolny tor zmiany.
Czyli ruch w tle, ale z elementem swobody. - Przecież ten poprzedni
ostatni docisk, w którym te jednostki nowego poziomu powstały (co ma
dla fizyka już postać "wybuchu", momentalnego zaistnienia, a co trwa
ogrom czasu i przestrzeni w ujęciu zewnętrznym) - ten docisk uwolnił
tym samym na poziomie zerowym, w tle brzegowym, miejsce na dalsze i
kolejne pompowanie elementów. I ten docisk idący z kosmicznego tła
działa w najlepsze dalej.
Ale zarazem, zauważcie, nowy poziom nie jest maksymalnie zapełniony,
coś się w nim może dziać. Przecież on się dopiero zaczął.
Czyli może być ruch, ale i dalsze dopełnianie o kolejne jednostki z
tła, które przecież ciągle są wciskane w taki nowo powstały zakres.
Kiedy i na tym dojdzie do takiego rozkładu i zagęszczenia, że nie ma
ruchu, że "za tyknięcie" będzie stan krytyczny - to i w tym poziomie
zaistnieje nowe. I opadnie niżej w piramidzie możliwości komplikacji.
Opadnie lub się wzbije, to od obserwatora zależny kierunek opisu -
ale na pewno zawiera się w tle.
W tle tego poprzedzającego poziomu. Ale i w tle wcześniej w całości
zaistniałym, poprzedzającym. Ale też w tle absolutnym, kosmicznym. I
zawsze w tle.
Obok takiej jednostki jest ruch, nawet pustka, jednak w podprogowym
zakresie jest warunkujące istnienie tej jednostki tło-brzeg i jego
jednorodne, płaskie zapełnienie.
Widać wierzchołek "góry" - a to warunkowane jest ogromem elementów
poniżej - widać "pyłek" - a to opadające na dno "kwantowego oceanu"
zbrylenie w formie pyłku.
To "dno" jest fizycznie wszędzie, znajduje się w dowolnym kierunku
fizycznej mieszaniny, ale logicznie to dno i punkt. I środek zmiany,
którą okupuje myślący pyłek.
To zawsze tylko pyłek wobec zakresu brzegowego. Ale konieczny.
24
Kwantologia stosowana - kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 10.5 - Cząstki wirtualne.
Można popaść w zwątpienie.
Koledzy, tak, można. Nie pocieszajcie. Doceniam wasze słowne zdanie
i chęć szczerą, ale jest tak, zauważcie, że gdzie tylko spojrzeć i
się nad tym pochylić, to taka, widzicie, niepewność się rodzi w tym
oglądzie - z niego się poczyna w emocjonalnej szamotaninie. Bo to w
tej pogłębionej analitycznej obserwacji wychodzi, że nic pewnego i
stałego, że tylko zmiana oraz splątanie wszystkiego ze wszystkim -
i że to takie wirtualne. Niby, koledzy, cząstka, a to ona tak tutaj
na mgnienie, taka w sobie pozaczasowa.
Tak, koledzy, w tej tam dali, albo i w tej tu punktowości, świat się
wirtualnością pokazuje, niby jest, niby fizyka - ale wirtualnie. I
jak tu się, koledzy, nie zamyślić, jak zwątpienie odgonić?
A takie zwątpienie, koledzy sami wiecie, to groźne ono w sobie być
może. W fizykę, w naturalność i nawet w nadnaturalność, we wszystko
może uderzyć - kiedy się tak będzie rykoszetem po otoczeniu snuło,
to, sami rozumiecie, różne skutki z tego mogą być.
Wstaje człowiek rano, się po świecie słoneczkiem okraszonym albo i
deszczem spłukanym rozgląda, i ma z tego ranka poczucie, że znośnie
jest, a nawet czasami i dobrze - czyli generalnie ujdzie.
I tu się schyli do tej materii czy pustki wszechświatowej - i wówczas
się okazuje, że to ani materia, ani pustka, a tak po prawdzie diabli
wiedzą co. Bo to niby pustka, niby tu żadnego czego i zupełne nic,
żadnego atomowego kawałka, ale to w oglądzie powierzchniowym wygląda
na takie, to złudzenie postrzegawcze jest. Tak, koledzy, złudzenie.
Bo w tej pustce, zauważcie, aż się gotuje od zderzeń tego niczego,
czego podobno tam nie ma, z innym niczym, też podobno nieobecnego.
Tak, koledzy, to nic z tym innym nic się paruje, scala, w związki
bliskie wchodzi - i ten taki laboratoryjny ciura to sobie notuje w
przyrządzie rozbudowanym jako cząstkę. Cząstkę nie cząstkę, koledzy
- bo to jest, a nie jest, koledzy, to się pojawi, ale nieuchwytnie
w tym naszym fizycznym zakresie; to mignie i znika tak szybko, że i
najdokładniejszy stoper tego mignięcie nie odnotuje. Ech, koledzy,
i jak tu zwątpienia w to słoneczko czy deszczyk nie doznać - jak z
duszy piskliwe nutki odegnać? Jak, koledzy?
Powiecie na to, że sprawa niewarta dyskomfortu emocjonalnego, to w
sobie przecież pospolite, zawsze się dzieje, coś tam na tej granicy
świata wirtualnie poczyna w intymnym związku elementów - i że to w
całości drobiazg, bo są istotniejsze dylematy.
Może, nie wiem. Dla mnie jednak pustka, która pustką nie jest, a też
pustka, która tworzy coś z niczego - to, przyznaję, stan poniekąd
dziwny, ociekający nadzwyczajnością rodem z niematerialności jakoś
definiowanej przez jakiś tak w sobie pokręconych - to generalnie i
w szczególe pozbawione sensu. Nie wiem, może i można to pominąć w
spojrzeniu, takim nietutejszym zachowaniem się nie przejmować, albo
25
przyjmować to z dobrodziejstwem zastanym i niewyjaśnialnym - albo i
jako dogmat czy aksjomat to ustawiać sobie w systemie. Pewnie tak
można. Ale ja, widzicie, w tym się istotnego dopatruję - dla mnie w
takim informacja o wszystkim się zawiera.
Nie jest ważne, czy gdzieś tam na metr sześciennie zliczany się jaka
cząstka wykluwa, to takie sobie po ogólnym przekazie treściowo jest
ubogie i wątłe. Istotne wielce natomiast jest to, że ta pusta pustka
pustką fałszywą się okazuje, że ta pustka to nie pustka, że to tak
do granic zapchane, że tam palca nie wetkniesz. - I że pokazuje się
to chwilą wirtualną, poza pomiarem.
Tak, koledzy, to jest w tym ciekawa a ważne, że pustka zapchana po
graniczność i że z tego coś się na mgnienie wyłania.
Fizyk, wiadomo, to taki ktoś, że w swoje paluszki chwyta wszystko,
co mu się tylko schwycić uda. A jak pochwyci, to obraca oraz maca,
nawet się w środek wwierca i rozbija, tego składnika jednostkowego
wszelakiego poszukuje. I to tak od zawsze idzie, i nawet skutecznie.
Tylko, koledzy, jest teraz ciekawe pytanie: jak taki ktoś może taką
wirtualną cząstkę chwycić - jak ją zbada, co w niej ustali za fakt i
cegiełkę, za składnik? Fizycznego realu można dopaść w jego jakiej
tam konstrukcji, realność daje się pomierzyć, nazwać - tak a tak w
tabelkę upchnąć, wiadomo. Ale jak wirtualne, więc nieostre i ulotne
zdefiniować? Wzorem można, prawda, można takie coś policzyć, nawet i
zapostulować w istnieniu mgnieniowym - tylko jak to złapać w wielki
czy mały przyrząd? Fakt, koledzy, nie można.
I jest problem: co tym wirtualnym faktem jest i z czego i dlaczego
jest - i co to oznacza w całościowym ujmowaniu świata?
Co, koledzy?
Żeby powiedzieć, czym są "cząstki wirtualne", koledzy, trzeba wyjść
od tego, że wszechświatowa bańka to zapchana elementami sfera, tak
do granic możliwości. Omawiane to już było, koledzy, wiecie, że to
się pompuje z zewnątrz do środka tutejszego czasu - a później, tak
na dziś, to już się wytraca zewnętrznie do nieskończoności. A braki
uzupełniane są z rozpadu czarnych dziur i że dzieje się to poniżej
waszego fizycznego rejestrowania. Mniejsza o to, obecnie liczy się
to zapchane maksymalnie wnętrze i stabilne ciśnienie.
Bo, zauważcie, jak to tak wypełnione, logicznie bez pustki, to się
wystarczy tylko o to oprzeć, nacisnąć ten balonik, paluszkiem małym
czy dużym tknąć - a w akcie badawczym coś się do czegoś doda, coś z
czymś się połączy, coś na tyle się do drugiego podobnego tak zbliży,
że pojawi się w obserwacji waszej fizycznej. Musowo tak się będzie
to działo, ponieważ ten nacisk, nawet dla was najsłabszy, taki już
granicznie dla fizyka słaby, on jednak jest naciskiem-dociskiem, to
ma w sobie ogromny potencjał nacisku względem tego, co się w pustce
fałszywej dzieje.
Z wzorów wam wychodzi, koledzy, że to nie pustka, że zapełnione jest
to "faktami", więc kiedy tak to podprogowe i niepoznawalne nacisnąć
- jak niepoznawalne do niepoznawalnego w akcie obserwacji-pomiaru
docisnąć i dopchnąć, to z tego musi, musi się coś wam pokazać. Nie
ma zmiłuj, jak ciśnie, to dociśnie - i tryśnie. Coś się do czegoś
w tym akcie dociśnie, więc musi się wam cząstka, choćby na mgnienie,
26
pokazać. Rozumiecie?
Tak, koledzy, wszechświat zapchany do granic, ale dla was to poziom
w badaniu skryty na zawsze, to też już wiecie. Matematycznie można
w zapale to obrobić, ale tego schwytać w szczypczyki się nie da - i
to nigdy. Dla was jedynie te nadprogowe efekty dociskania są jakoś
dostępne, dalsze i głębsze to już poza fizyką się lokuje.
Czym jest ta podprogowa drobnica, która pchnięta-dociśnięta może w
obserwacji się pokazać? Można to zdefiniować jako "pole kwantowe",
można inaczej, nie ma znaczenia. To jednostki czegoś, które są już
same w sobie rozbudowane, to jest daleko powyżej logicznie uznanego
za jednostkę - ale to jeszcze nie może być fakt fizyczny.
I to jest tu bardzo istotne: to stan skomplikowany, znacząco ponad
stan logicznej jednostki rozbudowany, jednak to ciągle zbyt mało na
zaistnienie w zakresie nadprogowym, w obszarze fizycznym - już coś
jest skupione, ale w tak wyróżnionym ciągle zbyt mało elementów na
pokonanie progu, żeby się pokazać. - W takim zagęszczonym chwilowo
strumieniu energii jest zbyt mało składowych, żeby mogło się stać
to faktem i elementem fizyki - żeby zostało "wypchnięte-wciśnięte"
ponad próg. - Albo opadło w obszar fizyki, ponieważ ustalenie, czy
"fizyka" to zdarzenie ponad progiem, czy odwrotnie, poniżej progu i
wnętrze - ustalenie kierunku tworzenia się struktur to już sprawa
ocenna i wynika z preferencji postrzegania bytu.
Liczy się w tym opisie to, że ta drobnica jest i przy zaistnieniu
w okolicy nacisku zewnętrznego, może się "zbrylić" w większą, już
rejestrowaną wielkość.
Ale obecnie wymaga w sposób szczególny podkreślenia fakt, że taki
nacisk się pojawia i że działa. Dlaczego? Ponieważ jest to czynnik
dla zaistnienia "cząstki wirtualnej", czyli na mgnienie, to element
najważniejszy - to być lub nie być takiego, już przecież fizycznego
faktu. Że on na mgnienie jest faktem, to mniejsza, ale jest.
A przecież, jak nacisk nie będzie ustawał, to "mgnienie" stanie się
na przykład sekundą w pomiarze i ten pomiar umożliwi. Fakt fizyczny
to zdarzenie - przenoszący o tym informację nośnik - oraz, tego nie
trzeba zapewne podkreślać, obserwator.
Zwracam uwagę na to, że taki "fakt" może być tak minimalny, że się
fizycznie nie objawia, że jest poniżej progu, ale obserwator swoim
działaniem, więc naciskiem, może go wydobyć z tła - tak oddziała na
elementy, że te się skupią; kierunek, źródło i powód nacisku nie ma
tutaj znaczenia, liczy się to, że ten nacisk jest.
Rozumiecie? Samodzielnie ten słaby fakt nie zaistnieje, ponieważ nie
ma dostatecznego zasobu sił na rozpychanie się w otoczeniu, czyli w
zakresie fizycznym. Każdy fakt, który wyłania się ponad progiem, i
to dowolnie pojętym progiem, musi dysponować siłą naciskania swoim
istnieniem na otoczenie i w nim się rozpychać, dosłownie rozpychać.
Bo przecież słabowity i cherlawy zostanie przez oporne i twarde dla
tego istnienia środowisko ponownie w tło wciśnięty - żeby pokazać
się ponad progiem, trzeba ostro pracować łokciami i zębami, inaczej
nie ma mowy o rozglądaniu się po okolicy. I nie jest to metafora, to
oddanie każdego i zawsze zaistnienia w ramach każdego poziomu, który
27
buduje się w rzeczywistości.
Liczy się na tej granicy zaistnienia to, że jest podwojony nacisk i
docisk - nie samodzielny "fakt", który nie ma siły zaistnieć, który
jest zbyt nieliczny, żeby przekroczyć próg komplikacji. Ale jeżeli
z dwu kierunków, czyli z jeszcze niższych zakresów tła pojawia się
nacisk, a to zapewnia "pompowanie" świata przez zewnętrzne warstwy
kwantowe (zewnętrzne, czyli spoza wszechświata, albo zewnętrzne, a
więc podprogowe, z rozpadu osobliwości) - a zarazem on spotyka się z
naciskiem-dociskiem aktu pomiarowego (w zakresie granicznym i jakoś
progowym; w strefie między "pod" a "nad" - w "strefie wirtualności"),
to tak sparowany, podwojony docisk musi wytworzyć element nadprogowy,
to już wystarczy.
I nie ma znaczenia, co za taki akt uznać, każdy nacisk idący z fizyki
to wydobycie ponad próg umożliwia; jak jest podwojenie, to zawsze z
tego coś się zapoczątkuje.
To może być, jak powyżej, akt obserwacji czy dowolne działanie - to
może być drugi i niezależny w sobie słaby "fakt", który lokuje się
w płaszczyźnie, czyli obok. Oba są na tyle w sobie niezborne i tak
mało zgromadziły elementów składowych zawartych niżej w zmianie, że
brakuje im (każdemu oddzielnie) sił na wydobycie się ponad poziom
progu. Ale skoro wszystko drga w tym jednorodnym tle, przemieszcza
się, jest w ruchu i notuje naciski z każdej strony - skoro zawsze
jest nacisk-docisk wszystkiego na wszystko - to prędzej albo później
(jednak poniżej nadprogowego czasu, więc już w obszarze działań dla
fizyka "upiornych") coś się do czegoś doda - element do elementu w
takim działaniu zostanie dociśnięty-popchnięty. I już wespół-zespół
pokaże się taka podwojona jednostka fizykowi.
Na mgnienie, zawsze wirtualnie, będzie wzorem albo też matematyczną
analizą uchwytne - ale się pokaże. A kiedy nacisk trwa, to nawet i
dłużej, jak już padło.
Co więcej, co tu istotne, ta graniczna wartość drgań, tych drobnych
oraz podprogowych nacisków, która tworzy wszystko naokoło istniejące
(przecież każda ewolucja, każdy fakt sam ciśnie na otoczenie, ale i
otocznie na niego wywiera wpływ) - to wszystko razem tworzy rozedrganą
i nigdy stabilną całość. I tym samym tworzy, wyznacza graniczną dla
fizycznego obserwatora wartość skomplikowanego zaistnienia. Niższe
jest podprogowe i nieobserwowalne, choć konieczne, a powyżej granicy
to przykładowo drgania cieplne świata, które są najniższym poziomem
obserwacji - najmniejszą mierzalną wartością, które oznacza, że w
tym i na tym "zakresie" buduje się, składa w obserwowalne dla fizyka
"coś" cała piramida mniejszych i nieobserwowalnych zdarzeń.
Najniższa wartość drgań świata, tło w postaci cieplnego obrazu, to
aktualna, na dziś notowana fizycznie odległość elementów tworzących
to wszystko. One są tak od siebie i w stosunku do siebie oddalone,
że wymaga to takiego docisku, takiej procedury, żeby mogły zaistnieć
fizycznie.
To nie pozostałość po kiedyś tam istniejącym, ale to stan na dziś,
to poziom drgań oznaczających obecną gęstość świata, z której i w
której może się coś nadprogowego pojawić.
28
I dlatego, i stąd, koledzy, w akcie pomiaru-poznania nie ma i być
nie może "wiedzy" o kolejnym kroku budującego się faktu - ponieważ
to nie fakt, tylko właśnie w pomiarze oraz obserwacji fizyka stający
się aktualnie element świata. Nie cząstka, nie atom, nie kamień czy
człowiek, nie wszechświat - tylko dynamiczna, a więc stająca się i
zanikająca jednocześnie wyróżniona w tle konstrukcja.
Wielka w obserwacji góra czegoś, na skutek mnogości elementów taką
"górę" tworzących, wydaje się chwilowemu obserwatorowi niezmienną -
ale to tylko i aż zmiana w trakcie przekształceń. Nic więcej. Góra
czy elektron to zmiana - a przez to nigdy ostro zdefiniowana, zawsze
rozmyta, zawsze w stawaniu się. I tylko tak.
Jeszcze jedno w tym kontekście wymaga podkreślenia: powyższe fakty
i opis procedury budowania się elementów "fizyki" (forma zapisu ma
tu znaczenie), to ma zastosowanie generalne, ogólne, dotyczy każdej
wyróżnionej ewolucji.
Oczywiście w tym zapisie odnosi się do ustalonego we wszechświecie
granicznego poziomu zjawisk, poniżej których jest niedostępne dla
fizyka "pole kwantowe" i jego upiorne naciski-dociski, ale budowany
tutaj obraz ma zastosowanie w każdym przebiegu - w tym, co za fakt i
zmianę obserwator uzna. Chodzi o logicznie ustalony tok zdarzeń, i
to niezależnie od konkretnej procedury - chodzi o wszelkie kwantowe
procesy świata. A innych przecież nie ma...
To może być cząstka wirtualna dla fizyka, ale to może równie dobrze
podprogowe zdarzenie w postaci okresu prenatalnego dla lekarza; to
może być zakres komórek czy narządów w stosunku do organizmu; może
być poziom bakterii wobec ciała nosiciela; atom wobec tworzącej się
w czasie i przestrzeni góry; kropla wody wobec oceanu, planetarny
glob wobec wszechświata... Każda wyodrębniona w analizie ewolucja
w toku jej zachodzenia, na skutek kwantowego charakteru zmiany, a
to ma umocowanie w najniższym i pojętym logicznie zakresie - to ma
w sobie graniczną strefę, poziom, próg, dla którego jest strefą do
obserwacji niedostępną, skrytą, ciemną.
Powyżej jest fizyka takiej ewolucji, poniżej-dalej Fizyka.
Ale zawsze, zawsze jest to konkret, fakt i coś, co istnieje. Że nie
zawsze istnieje namacalnie w pomiarze, to w proponowanym ujęciu już
sprawa naturalna i oczywista. A że dla niektórych dziwaczna, że ma
w sobie "komponent dodatkowy"? To efekt nieostrego postrzegania lub
brak oprzyrządowania umożliwiającego poznanie.
29
Kwantologia stosowana - kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 10.6 - Wszechświat.
Tak, o wszechświecie - na ostatniej lekcji mówiliśmy o tym tutaj i
naokoło, czyli wszystkim. To tak do końca wszystko nie jest, ale w
fizyce to wszystko, dla fizyka, mówiliśmy, to wszystko i niczego w
jego przyrządzie już ponad ten wszechświat nie ma. A nawet i to też
nie jest jeszcze tak zupełne wszystko, bo tylko wystające nad taką
powierzchnię tego tła. Tak mówiliśmy. Albo też to jest widoczne w
tym wszechświecie dla fizyka tylko, co się pokawałkowało, czyli się
zebrało w sobie i zbryliło, i opadło na dno świata. I my tak żyjemy
na ocenie i w tym ocenianie, i na dnie. I takie właśnie fizyk bada.
Albo inny w sobie laboratoryjny osobnik.
I kiedyś tam było o Kosmosie - a teraz o tym właśnie wszechświecie,
takim w sobie i wobec tego kosmicznego niższe, wewnętrzne, lokalne,
i w ogóle. Takim skończonym w czasie i przestrzeni, mówiliśmy. Jako
że Kosmos to w sobie jeden i jedyny, i nieskończony - a wszechświat
to już skończoność. Ten czas się kiedyś tam zaczął, to dawno było,
ale kosmicznie tuż co, mówiliśmy. - I ta przestrzeń też się była w
tej przeszłości wyłoniła z niczego.
Tak mówiliśmy - nie zmyślam. Że z niczego to wszystko tutejsze było
się dla fizyka tak pokazało. Było sobie nic, ale takie fałszywe to w
sobie było nic, pole nie pole - a może i łąka, kto to wie - i się z
tego wykluło gdzieś w zakamarku takie i podobne, czyli namacalne. I
wszechświatowe.
I dalej to się kluje, niekiedy się to nawet życiem pokaże albo tam
jakoś inaczej, też to mówiliśmy. I nie tylko na ostatniej pogadance
lekcyjnej, ale i na biologi, bo i biologia się w tym wszechświecie
wykazuje, pokazuje się i sama pokazuje, i także obserwuje.
A ten Kosmos, mówiliśmy, to nie ten wszechświat - to dalej jest. A
i wyżej - tak to można przedstawić.
Choć po prawdzie, tak mi tata w domku to opowiadał, to żadna prawda
głębsza, tylko tak sobie nasze pomyślunki to pokazują - bo nie jest
dokładnie tak. Ten kosmiczny i wyższy obszar to ani obszar jest po
prawdzie, ani wyżej czy niżej nawet, on jest wszędzie wokoło - a i
nawet w tu i nas. Bo na takie kosmiczne to się coś i nic składa, o
tym kiedyś było - tu to samo coś i nic się znajduje, więc nie można
powiedzieć, że to dalsze albo i tam bliskie, bo to we wszystkim tak
fizyczności służy. Tylko ta taka fizyczna masa, co jej podobno tyle
brakuje, ona się pokazuje i pozwala się pokazywać. Że to tylko, tak
mi tata wieczorem mówił, jak lekcje sprawdzał, że to tak inaczej w
sobie zbiegnięte - znaczy się skupione, znaczy się skondensowane i
spakowane. Czy jak to tam jeszcze by nie nazywać.
Takie, mówił, stany skupienia to są, i one są inne, od tego do tego
punktu są takie, a od tu do tamtego w sobie inne. - I te skupienia,
bryłki czegoś, może i na przykład kamyk to być, a może i atom albo
komórka, że to jest już widoczne w tym naszym świecie - czyli takim
wszechświecie.
I ten tak poskupiany w kamyczki i inne zgęstki taki wszechświat to
już jedyny w tym Kosmosie jest. - Niby taki sam zawsze i wszędzie w
30
tym kosmicznym bezkresie, bo Kosmos nie ma początku i końca, ale w
jedynym zawsze wydaniu taki wszechświat się buduje, to zawsze jest
w bezkresności jeden punktowy fakt na prostej, tak mówiliśmy. Nic
się dwa razy nie trafia, choć się co rusz powtarza.
Choć, tak to opisywaliśmy, to nie do końca tak jest, ponieważ to się
powtarza w tej nieskończonej nieskończoności. Ona sobie jest i jest
- i jeszcze w dalsze jest, i tak jest nieskończona nieskończenie. A
skoro taka, to nie ma znaczenia, jak się to długo i daleko ciągnie
i jak to się w tym coś skończonego buduje. Bo tego nieskończonego i
tak nie można w to zbiegające się zaliczyć, to jest tłem dla takiego
zbiegniętego. Bo to i nawet nieskończony etap może się dziać między
jednym a drugim czymś takim, i to nie ma żadnego znaczenia.
I w tym zbiegającym się i później rozbiegającym się wszechświecie,
tu w tym takim i dla takiego kogoś, to nie ma nic a nic znaczenia,
co najwyżej go w zadziwienie wpędzi przed zaśnięciem, nic to takiego,
bo dla niego nie istnieje. Jak on nie istnieje, ten analizujący to,
to dla niego ten nieskończony etap nie ma znaczenia, on sobie o tym
myśli, a że było przed tym nieskończenie wiele, to jest poza nim. W
jego obserwacji nieskończenie wielki etap zmian to nieskończenie w
sobie mały etap, nie wchodzi w jego pojmowanie.
Jak już sobie takie myślenie uprawia, to tamto nie ma nic dla niego
ważnego.
Ale ten wszechświat, taki w kosmicznym jeden lub liczny, to nie ma
już znaczenia. Co najwyżej można sobie o tym pogadać, czy są jeszcze
w tym bezkresie obok inne, bo to generalnie ciekawe. Ale bez sensu.
Bo to poza obserwacją zupełną.
Więc jak ten nasz wszechświat się zaczął, to się zmienia. A też się
oczywiście kiedyś skończy. Bo jak coś się było zaczęło, to musi się
obowiązkowo skończyć. I podobno to daleko ma być w tym tak nazwanym
czasie, kiedyś tam daleko to ma być. Ale to pewne tak do tego końca
nie jest. Są i tacy, mówiliśmy o tym, co to mówią, że i koniec taki
może biec w nieskończoność - a są inni, co to koniec już za bliskim
zakrętem widzą. Nie wiem, jak to ma być, ale ma być, to pewne tak w
sobie na sto procent.
Choć z tych stu procent, też takie mówiliśmy w detalach, to jedynie
cztery się daje jakoś zauważyć. Tu czy tam. I po każdym kącie tego
wszechświata tak jest. Jest niby sto procent, policzone i bilans we
wzorze się zgadza, ale kiedy tego szukać na niebie, kiedy zderzać w
machinach - to brakuje, i to solidnie brakuje. Bo jak tu ma się to
zgadzać, jak widać cztery, a brakuje dalszych procentów ze stu? No,
nie może się zgadzać.
Więc ten wszelaki element wszechświatowy się tak od siebie oddala i
oddala - rozrzedza się i rozrzedza - że kiedyś tam już nic prawie z
tego nie będzie. Ale jednak, tak mówiliśmy, bo inni tak mówią - ale
że to dalej ma być i robić za ten wszechświat. - Już nic nie będzie
widać od jednej wysepki czegoś do innej, i się będzie to tak działo
długo i dłużej, że nawet to trudno pojąć. Ale dla nich dalej to ma
tutejsze być, dalej wszechświat, dalej to samo, choć takie już też
okropnie inne. Zimne i nijakie.
Ja tam nie wiem, może, skoro tak mówią, to może w tym jakaś głębsza
nawet myśl się znajduje, może to tak się będzie działo, nie powiem,
nie wiem. Ale mi się to nie podoba. Zupełnie mi się nie podoba. To
dziwne tłumaczenie, choć pewnie z logiką w takim środku - może i z
31
ziarnkiem sensu. Może szczątkowo z sensem.
A inni jeszcze mówią tak, że to tak już teraz jest - czyli że w dal
się oddala. Bo musi. Że to się z wzorów bierze. Znaczy się, że wzory
przeróżne tak to podpowiadają. Że tego obserwowanego jest też tylko
maleńki fragmencik, który jakoś tam fizyczny osobnik widzi i mierzy.
I nie wiem, czy to samo w tym się tak kryje, to nie ma znaczenia, ale
i tak wiadomo, że w tym jest taki sens informujący, że obecne jakoś
widziane to pyłek z tej skończonej wszechświatowej budowli. Że jest
całe sto, ale widać z tego cztery. A czym jest dalsze, to najstarsi
nawet nie wiedzą, i pani też mówiła, że nie wie. Nawet tata, co wie
wszystko, też tak się zgodził, że nie wie. I ja też nie wiem. Choć
to pewnie coś tam w sobie jest, bo jak jest - to znaczy, że to coś
jest. Bo to nie może przecież być nic.
Niby tacy jedni gadają, że może być coś bez tego czegoś w sobie, ale
to tacy jedni są, że lepiej się nimi nie zajmować - tacy obeznani z
matematyką i podobnymi nienormalnymi rzeczami. Oni nawet powiadają,
że te konstrukta poza już wszechświatem sobie bytują i się ze sobą
wymieniają czym tam popadnie, nawet się informują tak o nie wiedzieć
czym - i że one czasami tutaj są obecne oraz że to wszystko w takim
wszechświecie oznaczają.
Ja tam nie wiem, tak to mówią, ale mi to wygląda na niezbyt, a nawet
przemyślane. Może i zabawne, może nawet coś o tej tu wszechświatowej
części bezkresu to opowiada, ale generalnie w sobie mało poważne to
jest, a wręcz zupełnie bez powagi.
Bo jak może być w sobie coś, co nie ma żadnego coś w sobie - mówię,
że nie może. To niemożliwe i bez znaczenia.
Bo przecież jak jest we wszechświecie kamyk albo inny osobnik, to on
na pewno ma w sobie coś. Można takie pomacać, można na takie sobie
spojrzeć - i rękę można podać, fakt, można. A na takie bez czegoś w
sobie, jak na takie spojrzeć, jak rękę podać? Nie można i nigdy nie
można.
Więc jak można mówić, że jednak coś takiego sobie bytuje w tej tam
i gdzieś pozaczasowości? Nie można. Nie uchodzi. Ale oni gadają, ci
tacy jedni, tak rozprawiają tu i tam.
Na pustce te swoje możliwości budują i się chwalą, że coś obmyślili
- dziwne.
W głowie mają zawsze fizyką napędzany etap zmiany w toku zachodzenia
- opisują fizyczną i zawsze zmienną w czasie i przestrzeni ewolucję,
zawsze to odnosi się do materii w jej różnym zgęszczeniu, więc jakim
tam cudem czy inną dziwnością, jakim logicznym sposobem dla nich ta
niematerialność się w tej zawsze fizycznej całości - lub i poza tą
całością - pokazuje, tego nie wiem. To bardzo dziwne jest i wielce w
sobie nieodgadnione. - Ale tak jest, niestety.
Gadają owi, że to jakieś "duszne" jest, że to inne od wszelkiego, że
to trzecie i dopełniające do obserwowanego. Mówią, że materia jest,
że promieniowanie - i że to inne, niematerialne albo matematyczne,
tak to się wyrażają. Coś jest i nic jest, mówią - i duchowe, znaczy
się bez nośnika, bez szkieletu, czyli lepsze, czyli wieczne, czyli
pożądane. Żeby ich.
Jak tacy coś takiego mogą mówić, nie wiem - to dla mnie absolutnie,
kosmicznie, nieskończenie niepojęte. Jak taki jeden z drugim takim
samym coś podobnego może głosić - nie wiem. Jak można pokazywać, że
takie bezcielesne bytuje, bo jak to ma tak bytować, w czym oraz na
32
czym? - Na lub w pustce bytuje, próżnia mędrkuje i informacyjnie się
zmienia? Nic, to kosmiczne i zupełne nic się w tym jakoś odmienia?
Ech, powiem, że to dziwne mi się wydaje, że tym i takim coś takiego
się zdaje. Wielce to dziwaczne.
Widać z tego, że w tym skończonym wszechświecie dziwy nieskończenie
dziwne mogą się w zalęgnąć w pomyślunku, że tu taka swoboda w stanie
chwilowym i wolna wola kreacyjna się zawiera, że nawet byty wolne
od materii mogą zaistnieć. Że i tak zawsze materialnie, że to zawsze
przecież w materialnej głowie się pokazuje? A czy to ma znaczenie w
takim brzegowym pomyśliwaniu dla takiego kogoś, kto abstrakcją tak
sobie tu i tam rzuca? Wyuczy się żonglerki pojęciami, świata w jego
realnie fizycznym stanie nie dotyka na co dzień - bo się pobrudzi i
w ogóle źle kontakt z namacalnym znosi - to później w bezcielesne i
podobnie nieobyczajnie może zawierzyć, taka jego owaka.
Trzeba jednak powiedzieć, mówiliśmy o tym, że w tej wszechświatowej
procedurze jest inne dziwne - i to się w tym obrazie znajduje.
Czyli że w tym ciągu zmiennie istniejącym są ograniczenia i wartości,
które mocno się rzucają w pomyślunek - szczera prawda.
Że jak jaką bardzo daleką jedną cyferkę tak o jedynkę zwiększyć albo
i zmniejszyć, to już cała wieża elementów się sypie w ten tam proch
i pył.
A po prawdzie to nawet i prochu ani tego pyłu by nie było, ponieważ
ten wszechświat tak się zestroił w swoim zmienianiu, że tylko takie
a nie inne zestawienie tych cyferek się zgadza z rzeczywistością. I
jak to poruszyć, to niczego nie ma - i jest zaskoczenie. Bowiem to
wygląda dziwnie, trzeba przyznać, też o tym mówiliśmy. Tylko że to
dziwne nie jest, też mówiliśmy. To takie w sobie niby zaskakujące,
a to takie proste w sumie jest.
Jak się temu dokładnie przyjrzeć, to żadna w tym zaskakująca mieścić
się nie mieści okoliczność to tylko tak się materialnie i fizycznie
dzieje, bo tak się to musi dziać w tej pokawałkowanej oraz kwantami
nasiąkniętej ewolucji.
Czyli, mówiliśmy, to się zbiega, dociska w sobie, jedno do drugiego
się zbliża i jest dopychane w pompowaniu tej światowej zmiany. I w
efekcie, takimi szczebelkami drabiny tworzącej się, w tym procesie
wytrąca się ten myślący na końcu osad. Gęstnieje, tak do maksimum to
możliwego gęstnieje - i jest atom albo człowiek. Takie coś zawsze w
tym wszechświecie na chwilę - zawsze w takim dociskaniu i w trakcie
stawania się - zawsze nabiera ciała lub go traci - jednak zawsze na
chwilę tylko.
Owszem i prawda w tym, że możliwość takiego atomu była w przeszłości
historycznej się pojawiła, i dawno to było. Tylko że na codziennym
etapie to zawsze jednostkowa jednostka i konkretna się tu dzieje -
możliwość kiedyś i tam zaistniała, ale tu tylko ten osobniczy fakt
się od ziemi odrywa i rozgląda po okolicy.
A rozgląda się dlatego, że może. I dlatego, że jest tło, które takie
widzenie umożliwia. Bo przecież jak jest jednolite, jak wszystko w
dal jednakowe i niewyróżniające się w żaden sposób - czyli całość
to jedne i jedyne tło, jak w tym Kosmosie - to bez zbiegnięcia się
w coś większego, w tej nieskończonej jednolitości niczego dojrzeć
się nie daje, bo jak? Jedno w jedno takie identyczne, to jak w tym
coś zauważyć, nie można.
Ale jak się jedno do drugiego zbliży, jak zbiegnie w kupkę, jak się
33
zetknie, aż ciarki po plecach zejdą - to takie coś już można doznać
i nawet poznać, i nawet pomierzyć. I to się już liczy w tym ogólnym
bilansie, to już faktem rzeczywistym po świecie widać. I jest też ta
wzmiankowana obserwacja.
I jest tło, takie eteryczne tło z jego podprogowym zakresem dziania
się i odmieniania - i jest to widoczne, już zbrylone w dowolne coś
dużego. I to duże jest dostępne dla fizyka, dla wszystkich.
To tło sobie tam jest, a tu widać. I fala się informacyjna wówczas
we wszechświecie rozchodzi, bo tych elementów nośnikowych tej fali
powstało dużo, a nawet bardzo dużo. One się wybudowały i narodziły,
przeszły z etapu podprogowego - i się pokazały. I cisną na otoczenie
już takie duże - i tym samym ten nacisk istnienia przekazują dalej
w takim po brzegi i maksimum zapełnionym świecie wszechświatowym. I
ten nacisk o krok dalej kolejne do zaistnienia powołuje, gęstnieje
lokalnie w tym dociskaniu i naciskaniu kwantowe tło, zbiega się oraz
wiruje tak w lewo, tak w prawo. Zależnie od postrzegania to wyż lub
niż się z tego patrzącemu pokazuje, ale ważne, że sygnał i wiadomość
są przeniesione. I znów mogą, w nowym już punkcie, kolejną ewolucję
tworzyć.
I trwa to tak długo, aż przerwa się nie zrobi w sztafecie, nim nie
zabraknie albo siły naciskającej, albo elementów do ściskania i tego
zbrylania. A to długo może trać. Albo i krótko.
Jak małe, na przykład jaki foton, to biegnie taki nacisk i biegnie,
tworzy i tworzy szereg aż po horyzont obserwowalny tych fotonowych
wypiętrzeń z tła. Ale jak duże takie i skomplikowane w sobie, to ten
nacisk jest, owszem, ale w nieodległe rejony sięga - tak do zakrętu
najbliższego. A jak się to w zakresie biologicznie mokrym a bardzo
rozbudowanym dzieje, to już bardzo blisko to się dzieje. Więc trzeba
się mocno ścisnąć i docisnąć w sobie, co by z tego ten następny rzut
ewolucyjny zaistniał. To się na styk dzieje, na jednostkę oddalenia
kwantowego.
Ale jak się tak zadzieje, to się później można krzykiem rozglądać po
światowej okolicy, a nawet w bezkreśnie kosmicznej wieczności swoje
obserwacje prowadzić.
I w tym wszechświecie to się różne do różnego tak dociska, ponieważ
to eteryczne tło na każdym poziomie występuje, taka reguła jest. Na
najdalszym etapie, tym okolicznym wobec wszechświata, tam jest tło
mocno i bardzo rzadkie, takie do maksimum rozrzedzone, teoretycznie
nawet aż do nieskończoności. Ale to tak nie jest, przecież tego coś
w tym kosmicznym nic jest tak w nieskończoność, więc co rusz w tej
nieskończoności coś się o coś w tym wiecznym ruchu potyka, zderza,
a nawet niekiedy, jak są do tego okoliczności statystyczne i regułą
odwieczną napędzane, to się tam coś z czymś zbiega w ten wszechświat.
Albo inny. Ale owo tło, co widzenie i istnienie umożliwia, to jest w
każdym przypadku, każda w obserwacji realna faktyczność czy podobna
osobniczość, to zawsze ma wobec siebie tło - i z niego powstaje, i
w im się znajduje.
Czego by sobie do popatrywania i obrabiania nie chwycić do ręki, to
zawsze takie coś jest w tle i do tła musi być odniesione, inaczej w
analitycznym zapale może okazać się niewyjaśnialne. - Albo i gorzej
się to zaprezentuje, na przykład niematerialnym bytem, żeby to.
Ale tak głupio to nie biegnie i to tło jest zawsze, i się odnosi do
widzianego logicznie, bo przecież nie fizycznie. W fizycznym badaniu
34
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10
Kwantologia stosowana 10

More Related Content

What's hot

Kwantologia 4.9 nic, fundament.
Kwantologia 4.9   nic, fundament.Kwantologia 4.9   nic, fundament.
Kwantologia 4.9 nic, fundament.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.4 – zasada analogii.
Kwantologia 12.4 – zasada analogii.Kwantologia 12.4 – zasada analogii.
Kwantologia 12.4 – zasada analogii.Łozowski Janusz
 
Jak rozległy jest kosmos.
Jak rozległy jest kosmos.Jak rozległy jest kosmos.
Jak rozległy jest kosmos.kwantologia2
 
Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.
Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.
Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.Łozowski Janusz
 
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5kwantologia2
 
Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.
Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.
Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 2.8 wielki wybuch zmodernizowany.
Kwantologia 2.8   wielki wybuch zmodernizowany.Kwantologia 2.8   wielki wybuch zmodernizowany.
Kwantologia 2.8 wielki wybuch zmodernizowany.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.9 – matematyka.
Kwantologia 11.9 – matematyka.Kwantologia 11.9 – matematyka.
Kwantologia 11.9 – matematyka.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.1 – obserwator.
Kwantologia 12.1 – obserwator.Kwantologia 12.1 – obserwator.
Kwantologia 12.1 – obserwator.Łozowski Janusz
 

What's hot (15)

Kwantologia 4.9 nic, fundament.
Kwantologia 4.9   nic, fundament.Kwantologia 4.9   nic, fundament.
Kwantologia 4.9 nic, fundament.
 
NIC, fundament.
NIC, fundament.NIC, fundament.
NIC, fundament.
 
Kwantologia 12.4 – zasada analogii.
Kwantologia 12.4 – zasada analogii.Kwantologia 12.4 – zasada analogii.
Kwantologia 12.4 – zasada analogii.
 
Zasada analogii.
Zasada analogii.Zasada analogii.
Zasada analogii.
 
Jak rozległy jest kosmos.
Jak rozległy jest kosmos.Jak rozległy jest kosmos.
Jak rozległy jest kosmos.
 
Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.
Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.
Kwantologia 5.1. jak rozległy jest kosmos.
 
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
 
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
 
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
 
pionowo-poziome.
pionowo-poziome.pionowo-poziome.
pionowo-poziome.
 
Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.
Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.
Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.
 
Kwantologia 2.8 wielki wybuch zmodernizowany.
Kwantologia 2.8   wielki wybuch zmodernizowany.Kwantologia 2.8   wielki wybuch zmodernizowany.
Kwantologia 2.8 wielki wybuch zmodernizowany.
 
Kwantologia 11.9 – matematyka.
Kwantologia 11.9 – matematyka.Kwantologia 11.9 – matematyka.
Kwantologia 11.9 – matematyka.
 
Matematyka.
Matematyka.Matematyka.
Matematyka.
 
Kwantologia 12.1 – obserwator.
Kwantologia 12.1 – obserwator.Kwantologia 12.1 – obserwator.
Kwantologia 12.1 – obserwator.
 

Viewers also liked

The Role of Drones in America's War on Terror
The Role of Drones in America's War on TerrorThe Role of Drones in America's War on Terror
The Role of Drones in America's War on TerrorValerie Kong
 
活動主持帶領專才口袋法寶
活動主持帶領專才口袋法寶活動主持帶領專才口袋法寶
活動主持帶領專才口袋法寶Jaing Lai
 
06 fresagem-130213120447-phpapp02
06 fresagem-130213120447-phpapp0206 fresagem-130213120447-phpapp02
06 fresagem-130213120447-phpapp02Sylvielly Sousa
 
The $260,000 Question: The Future of Higher Education Funding as it Relates t...
The $260,000 Question: The Future of Higher Education Funding as it Relates t...The $260,000 Question: The Future of Higher Education Funding as it Relates t...
The $260,000 Question: The Future of Higher Education Funding as it Relates t...Michael Yu
 
Об итогах работы служб городского хозяйства Москвы в выходные и праздничные дни
Об итогах работы служб городского хозяйства Москвы в выходные и праздничные дниОб итогах работы служб городского хозяйства Москвы в выходные и праздничные дни
Об итогах работы служб городского хозяйства Москвы в выходные и праздничные дниThe webportal of the Mayor and the Government of Moscow
 
VI фестиваль исторических реконструкций «Времена и эпохи»
VI фестиваль исторических реконструкций  «Времена и эпохи»VI фестиваль исторических реконструкций  «Времена и эпохи»
VI фестиваль исторических реконструкций «Времена и эпохи»The webportal of the Mayor and the Government of Moscow
 
Supply Chain Risk
Supply Chain RiskSupply Chain Risk
Supply Chain RiskJan Husdal
 
Enabling Unlimited Possibilities with Technology and Marketing
Enabling Unlimited Possibilities with Technology and MarketingEnabling Unlimited Possibilities with Technology and Marketing
Enabling Unlimited Possibilities with Technology and MarketingSander Arts
 

Viewers also liked (14)

The Role of Drones in America's War on Terror
The Role of Drones in America's War on TerrorThe Role of Drones in America's War on Terror
The Role of Drones in America's War on Terror
 
活動主持帶領專才口袋法寶
活動主持帶領專才口袋法寶活動主持帶領專才口袋法寶
活動主持帶領專才口袋法寶
 
Comidabasura 161121085343
Comidabasura 161121085343Comidabasura 161121085343
Comidabasura 161121085343
 
06 fresagem-130213120447-phpapp02
06 fresagem-130213120447-phpapp0206 fresagem-130213120447-phpapp02
06 fresagem-130213120447-phpapp02
 
祝福
祝福祝福
祝福
 
¡QUE NO TE CUENTEN CUENTOS!
¡QUE NO TE CUENTEN CUENTOS!¡QUE NO TE CUENTEN CUENTOS!
¡QUE NO TE CUENTEN CUENTOS!
 
The $260,000 Question: The Future of Higher Education Funding as it Relates t...
The $260,000 Question: The Future of Higher Education Funding as it Relates t...The $260,000 Question: The Future of Higher Education Funding as it Relates t...
The $260,000 Question: The Future of Higher Education Funding as it Relates t...
 
Enfermería
EnfermeríaEnfermería
Enfermería
 
Bulos en internet, cómo detectarlos y cómo actuar?
Bulos en internet, cómo detectarlos y cómo actuar?Bulos en internet, cómo detectarlos y cómo actuar?
Bulos en internet, cómo detectarlos y cómo actuar?
 
Об итогах работы служб городского хозяйства Москвы в выходные и праздничные дни
Об итогах работы служб городского хозяйства Москвы в выходные и праздничные дниОб итогах работы служб городского хозяйства Москвы в выходные и праздничные дни
Об итогах работы служб городского хозяйства Москвы в выходные и праздничные дни
 
VI фестиваль исторических реконструкций «Времена и эпохи»
VI фестиваль исторических реконструкций  «Времена и эпохи»VI фестиваль исторических реконструкций  «Времена и эпохи»
VI фестиваль исторических реконструкций «Времена и эпохи»
 
О памятном нагрудном знаке «75 лет битвы за Москву»
О памятном нагрудном знаке «75 лет битвы за Москву»О памятном нагрудном знаке «75 лет битвы за Москву»
О памятном нагрудном знаке «75 лет битвы за Москву»
 
Supply Chain Risk
Supply Chain RiskSupply Chain Risk
Supply Chain Risk
 
Enabling Unlimited Possibilities with Technology and Marketing
Enabling Unlimited Possibilities with Technology and MarketingEnabling Unlimited Possibilities with Technology and Marketing
Enabling Unlimited Possibilities with Technology and Marketing
 

Similar to Kwantologia stosowana 10

Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.Łozowski Janusz
 
Jedność wszędzie.
Jedność wszędzie.Jedność wszędzie.
Jedność wszędzie.kwantologia2
 
Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.
Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.
Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.Łozowski Janusz
 
wewnętrzny-zewnętrzny.
wewnętrzny-zewnętrzny.wewnętrzny-zewnętrzny.
wewnętrzny-zewnętrzny.kwantologia2
 
Kwantologia stosowana 7
Kwantologia stosowana 7Kwantologia stosowana 7
Kwantologia stosowana 7SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 7
Kwantologia stosowana 7Kwantologia stosowana 7
Kwantologia stosowana 7kwantologia2
 
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).SUPLEMENT
 
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... -  "grawitacja" (mamy cię).Kwantologia ... -  "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).Łozowski Janusz
 
"grawitacja" (mamy cię).
"grawitacja" (mamy cię)."grawitacja" (mamy cię).
"grawitacja" (mamy cię).kwantologia2
 
Kwantologia 7.1 obserwator przyrządowy.
Kwantologia 7.1   obserwator przyrządowy.Kwantologia 7.1   obserwator przyrządowy.
Kwantologia 7.1 obserwator przyrządowy.Łozowski Janusz
 
Wielki wybuch zmodernizowany.
Wielki wybuch zmodernizowany.Wielki wybuch zmodernizowany.
Wielki wybuch zmodernizowany.kwantologia2
 

Similar to Kwantologia stosowana 10 (14)

Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
 
NIC-i-COŚ.
NIC-i-COŚ.NIC-i-COŚ.
NIC-i-COŚ.
 
Jedność wszędzie.
Jedność wszędzie.Jedność wszędzie.
Jedność wszędzie.
 
Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.
Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.
Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.
 
wewnętrzny-zewnętrzny.
wewnętrzny-zewnętrzny.wewnętrzny-zewnętrzny.
wewnętrzny-zewnętrzny.
 
Kwantologia stosowana 7
Kwantologia stosowana 7Kwantologia stosowana 7
Kwantologia stosowana 7
 
Kwantologia stosowana 7
Kwantologia stosowana 7Kwantologia stosowana 7
Kwantologia stosowana 7
 
Kwantologia stosowana 7
Kwantologia stosowana 7Kwantologia stosowana 7
Kwantologia stosowana 7
 
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
 
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... -  "grawitacja" (mamy cię).Kwantologia ... -  "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
 
"grawitacja" (mamy cię).
"grawitacja" (mamy cię)."grawitacja" (mamy cię).
"grawitacja" (mamy cię).
 
Kwantologia 7.1 obserwator przyrządowy.
Kwantologia 7.1   obserwator przyrządowy.Kwantologia 7.1   obserwator przyrządowy.
Kwantologia 7.1 obserwator przyrządowy.
 
Wielki wybuch zmodernizowany.
Wielki wybuch zmodernizowany.Wielki wybuch zmodernizowany.
Wielki wybuch zmodernizowany.
 
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
 

More from SUPLEMENT

Kwantologia ... 0 czyli 1.
Kwantologia ...   0 czyli 1.Kwantologia ...   0 czyli 1.
Kwantologia ... 0 czyli 1.SUPLEMENT
 
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 11
Kwantologia stosowana 11Kwantologia stosowana 11
Kwantologia stosowana 11SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 9
Kwantologia stosowana 9Kwantologia stosowana 9
Kwantologia stosowana 9SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 8
Kwantologia stosowana 8Kwantologia stosowana 8
Kwantologia stosowana 8SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 6
Kwantologia stosowana 6Kwantologia stosowana 6
Kwantologia stosowana 6SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 3
Kwantologia stosowana 3Kwantologia stosowana 3
Kwantologia stosowana 3SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 2
Kwantologia stosowana 2Kwantologia stosowana 2
Kwantologia stosowana 2SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 1
Kwantologia stosowana 1Kwantologia stosowana 1
Kwantologia stosowana 1SUPLEMENT
 
Filozofia ewolucji (kwantów)
Filozofia ewolucji (kwantów)Filozofia ewolucji (kwantów)
Filozofia ewolucji (kwantów)SUPLEMENT
 
Filozofia ewolucji (kwantów) 1
Filozofia ewolucji (kwantów) 1Filozofia ewolucji (kwantów) 1
Filozofia ewolucji (kwantów) 1SUPLEMENT
 
Filozofia ewolucji (kwantów) 2
Filozofia ewolucji (kwantów) 2Filozofia ewolucji (kwantów) 2
Filozofia ewolucji (kwantów) 2SUPLEMENT
 
Filozofia ewolucji (kwantów) 3
Filozofia ewolucji (kwantów) 3Filozofia ewolucji (kwantów) 3
Filozofia ewolucji (kwantów) 3SUPLEMENT
 
Suplement (rozmowa z sobą) 2
Suplement (rozmowa z sobą) 2Suplement (rozmowa z sobą) 2
Suplement (rozmowa z sobą) 2SUPLEMENT
 
Suplement (rozmowa z sobą) 3
Suplement (rozmowa z sobą) 3Suplement (rozmowa z sobą) 3
Suplement (rozmowa z sobą) 3SUPLEMENT
 
Suplement (rozmowa z sobą)
Suplement (rozmowa z sobą)Suplement (rozmowa z sobą)
Suplement (rozmowa z sobą)SUPLEMENT
 

More from SUPLEMENT (18)

Kwantologia ... 0 czyli 1.
Kwantologia ...   0 czyli 1.Kwantologia ...   0 czyli 1.
Kwantologia ... 0 czyli 1.
 
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
 
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
 
Kwantologia stosowana 11
Kwantologia stosowana 11Kwantologia stosowana 11
Kwantologia stosowana 11
 
Kwantologia stosowana 9
Kwantologia stosowana 9Kwantologia stosowana 9
Kwantologia stosowana 9
 
Kwantologia stosowana 8
Kwantologia stosowana 8Kwantologia stosowana 8
Kwantologia stosowana 8
 
Kwantologia stosowana 6
Kwantologia stosowana 6Kwantologia stosowana 6
Kwantologia stosowana 6
 
Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4
 
Kwantologia stosowana 3
Kwantologia stosowana 3Kwantologia stosowana 3
Kwantologia stosowana 3
 
Kwantologia stosowana 2
Kwantologia stosowana 2Kwantologia stosowana 2
Kwantologia stosowana 2
 
Kwantologia stosowana 1
Kwantologia stosowana 1Kwantologia stosowana 1
Kwantologia stosowana 1
 
Filozofia ewolucji (kwantów)
Filozofia ewolucji (kwantów)Filozofia ewolucji (kwantów)
Filozofia ewolucji (kwantów)
 
Filozofia ewolucji (kwantów) 1
Filozofia ewolucji (kwantów) 1Filozofia ewolucji (kwantów) 1
Filozofia ewolucji (kwantów) 1
 
Filozofia ewolucji (kwantów) 2
Filozofia ewolucji (kwantów) 2Filozofia ewolucji (kwantów) 2
Filozofia ewolucji (kwantów) 2
 
Filozofia ewolucji (kwantów) 3
Filozofia ewolucji (kwantów) 3Filozofia ewolucji (kwantów) 3
Filozofia ewolucji (kwantów) 3
 
Suplement (rozmowa z sobą) 2
Suplement (rozmowa z sobą) 2Suplement (rozmowa z sobą) 2
Suplement (rozmowa z sobą) 2
 
Suplement (rozmowa z sobą) 3
Suplement (rozmowa z sobą) 3Suplement (rozmowa z sobą) 3
Suplement (rozmowa z sobą) 3
 
Suplement (rozmowa z sobą)
Suplement (rozmowa z sobą)Suplement (rozmowa z sobą)
Suplement (rozmowa z sobą)
 

Kwantologia stosowana 10

  • 1. JANUSZ ŁOZOWSKI KWANTOLOGIA STOSOWANA 10 opowiastki filozoficzno-fizyczne dla dzieci dużych i małych copyright © 2016 by Janusz Łozowski wszelkie prawa zastrzeżone ISBN 978-83-942582-7-6 ja.lozowski@gmail.com 1
  • 2. Kwantologia stosowana - kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 10.1 - uwaga!, Tło. Pewnie wiecie, a jeżeli nie wiecie, to wam mówię, że najważniejsze - takie najważniejsze z najważniejszych w obserwacji jest tło. Nie żadna tam jaka faktograficzna jednostka obserwacyjna, nie żaden tam lokalny atom czy wszechświatowy element cząsteczkowy (albo nawet i zbiorowy), ale to tło - czyli dopełnienie do tej obserwacji jest w swojej istotności główne. Tak, nie zerkajcie wy na mnie dziwnie, to prawda sama swoją głębią prawdziwa. To tło, pozornie nic istotnego i zbędnego w postrzeganiu, to jest centralnym elementem poznawania oraz działania - tak już po całości działania. Przecież, weźcie sobie pod uwagę - jest takowe pytanie na wstępnym etapie tego zastanawiania się: dlaczego coś widać? I co to znaczy, że widać? Niby nic was nie zaskakuje, niby temat znacie. I już pacholęciem w szkole świata będąc rozebraliście to na czynniki pierwsze i takoż temu elementarnie podobne - czyli na takie tam, żeby to!, elektrony czy inne fotony. I jest jasność, i jest widoczność po daleki świata horyzont. A nawet dalej. I spokojna wasza łysiejąca albo rozczochrana. A ja wam na to powiem w zapamiętaniu, w takim głębokim analitycznym precyzowaniu otoczenia na każdym jego poziomie, że się mylicie, że w waszym ujęciu tematyki obserwacyjnej brak właśnie tego tła - tej najważniejszej składowej wszelkiego wyróżnienia. I myślenia, co z siłą wielką wam poddaję pod rozwagę, bo przecież i wasze pomyślunki wszelakie dlatego w tymże świecie się sprawują, że odniesieniem jest tło. Nie inaczej - wy moje dopełnienia zmysłowo realne i wirtualne - nie inaczej, tylko tło musi się znaleźć w centrum analizowania. Fakty niech tam sobie i będą, fakty dawno już zostały ponazywane, a nawet w lokalnych zakamarkach wszechświata obmacane, ale teraz czas przychodzi, co by z tła właśnie owo tło wydobyć i na pierwszą linię je rzucić - na scenę pchnąć oraz oświetlić logicznym promieniem. Po co? Żeby zrozumieć. Tak to idzie, tak to musi teraz iść - bez tego kroku ani rusz. Ja swoje, wy swoje, niech to. Tła za nic pod uwagę brać nie chcecie i krzywicie się, i machacie rączkami na nieistotne waszym zdaniem (tak po całości idąc) tło - ech, wy. To ja wam na to teraz z grubego argumentu wypalę, o wzmiankowaną tam powyżej możliwość widzenia zahaczę. Jak to jest, pytam się was, że wy sobie otoczenie oglądacie, taki i owaki fakt fizyczny mierzycie lub tylko w zadziwieniu czy tam zachwycie podziwiacie? - Dlaczego i jak, i czemu takie patrzałkowe eksperymenta są możliwe? Co, nie wiecie - to ja wam powiem. - Bo jest tło, ono to widzenie w każdym kierunku umożliwia. 2
  • 3. Wy sobie jakiś tam konkret w otoczeniu wyróżnicie - i go badacie w dowolny też sposób. I co, to tak prosto wygląda? - tylko fakt i nic poza tym ważnego? Zastanówcie się, czy ten postrzegany konkret to już wszystko, tak po całości wszystko? Nie, drodzy wy moi - nie i nie, to dalece nie wszystko. A nawet tak zupełnie mało. Bo najważniejsze w tym waszym spojrzeniu jest to, czego nawet nie dostrzegacie, czego nie uwzględniacie - tło, zakres do wyróżnionego dopełniający. Dlatego coś widać, czyli że jest fakt, że istnieje do niego dodatek, owe tło - po prostu różne od niego otoczenie. Widać konkret i dla was to już wszystko, jednostka oraz całość (i niczego więcej nie potrzebujecie do analizy) - a to błąd w ocenie. Poważny błąd. Bo dlatego możecie to "coś" pomierzyć, dlatego możecie owo "coś" do czegoś innego odnosić - dlatego możecie taki czyn badawczy wykonać, że jest wzmiankowane i konieczne tło. Jego, podkreślam, pozornie w tym działaniu i eksperymencie nie ma, dla was liczy się tylko owo widoczne, na nim skupiacie swoją uwagę w pełni - ale możecie tak w zapamiętaniu czynić, ponieważ jest do wyróżnionego stan tła, wasze obserwacyjne akty są dlatego możliwe, że jest pozornie zbędne, tak po całości w waszym badaniu niepotrzebne tło. Wy sobie górę, kamień czy osobnika rejestrujecie, ale to w całości małość - zupełna małość wobec tego, co się na taki fakt po całości gromadzi. Wy sobie, kochani fizyczni i do fizyki wszystko sprowadzający, taki jakiś element w świecie ustalacie - ale to, po prawdzie, na chwilę z tła wyrosły ponad poziom badania fakt, tylko ciut się pokazał - a dla was to już wszystko, niczego więcej nie dostrzegacie - i nawet niczego więcej nie chcecie dostrzegać - i nawet to "więcej", czyli tło, za zbędny, odrębny, niepotrzebny i komplikujący poznawanie też po całości fakt uznajecie. I to wasz największy błąd. To wasze, wy moi eksperymentatorzy, zawsze chwilowe i mgnieniowe w sobie wyróżnienie w jednostkę - to wasza rzeczywistość oraz wszystko doznawane i poznawane - wszystko, czym dysponujecie i wszystko czym się zajmujecie. Ale to dalece nie wszystko. Zafiksowaliście się na jaskrawo widocznym obrazie, a szare lub ciemne tło pomijacie w spojrzeniu - badacie treść sygnału, a dopełniającą "ciszę" renormalizujecie z ujęcia lub traktujecie za szum i chaos. Dlatego nie dziwcie się, że wasze spojrzenie okazuje się nieostre, spóźnione, powierzchniowe - ponieważ to badanie, ponieważ to sposób prowadzenia pomiarów (postrzeganie) jest powodem takiego "widzenia" świata. Dlatego gubicie się w tak budowanym szkicu rzeczywistości, dlatego musicie losowość wprowadzać do przeliczeń, dlatego wszystko ze wszystkim wam się łączy, a wyjścia nie widać. A dlatego tak się dzieje, że to wasze ułomne, niepełne, odrzucające tło spojrzenie w ułudnym kierunku was prowadzi. Już wiecie, że coś jest nie tak, szukacie drogi wyjścia, jednak nie wiecie, gdzie się skierować. I to jest wasz problem, nie świata w jego zmianie. Widać wszystko, prawda, ale to daleko nie wszystko. 3
  • 4. Żeby wasze skołatane - lub uwięzione w abstrakcjach - spojrzenie na otoczenie wyprostować, żeby nakierować w kierunku logiki i tła, ja w waszą stronę przykładem rzucę, naturą się w jej biologicznym już zakresie podeprę. - Czyli, tak przykładowo to biorąc, grzybem się w tej analizie posłużę. Ot, idzie sobie jaki tam osobowy byt, co to się już z tła począł i na wszelkie sposoby wyróżnił, idzie borem, lasem czy polem - i tak widzi, że z gruntu wystaje sobie grzybiasta okoliczność, rośnie to i soki z gruntu zasysa na znanej biologom zasadzie, służy okolicznym żyjątkom za schronienie, a czasem nawet i daje się skonsumować - i wspaniale, i dobrze. I co w tym takiego ciekawego - jak to się w tle i na tle pokazuje? Co tu istotnego przykładowo? A, widzicie, wszystko - bo w takim istnieniu grzybiastym wszystko pięknie widać, aż do szczegółowego detalu. To za model tej naszej i całej rzeczywistości może doskonale służyć. Zauważcie, że taki grzyb - taki fakt fizycznie nadprogowo dostępny, że to wyrasta z zakresu podprogowego, czyli z ciemnego w fizycznym badaniu. W tym przypadku fizyk, który działa w zakresie dostępnym, a więc ponad powierzchnią, on nie może stwierdzić zjawisk poniżej, bo jego wyróżnienie dotyczy tylko i wyłącznie faktu - a faktem tu jest "grzyb", czyli wystające i w tym badaniu samodzielne, w niczym już umiejscowione (umocowane) zdarzenie w postaci namacalnej. Dla fizyka, dla kogoś takiego, cały przedział podprogowych zdarzeń - które przecież zjawisko "grzybiaste" warunkują - one nie istnieją, są poza takim badaniem i spojrzeniem. Są tłem, które umożliwia oraz warunkuje obserwację, jednak samo w zakres faktu i pomiaru już nie wchodzi. Widzicie to? Logicznie tło dopełnia "grzyb" (w jego istnieniu), ale fizycznie jest niepoznawalne (i poza faktem). A przecież, ciągnąc analogię dalej, każdy biolog, który naturę grzyba już rozgryzł powie, że widoczne to nic - że to uboczne zdarzenie w całości takiej ewolucji - ot, dodatek do istotnego. A tym ważnym w jego ujęciu, zauważcie, jest grzybnia - czyli to, co jest skryte (i to głęboko) pod powierzchnią. Widać grzyb, ale to maleńki fragment z całości - kawałeczek ekosystemu, który się składa na wyróżniony fakt. Chwytacie sens? Dostrzegacie powiązania? Widzie zależności między fizycznym zakresem a dopełniającym tłem? Ale jest jeszcze głębszy poziom w grzybnym istnieniu, grzybnia to jeden z nich. Przecież są związki z otoczeniem, pozyskiwanie albo tracenie zasobów, są inne żyjątka drobne a istotne, które takiego osobnika wspomagają w reakcjach życiotwórczych - a jest jeszcze i poziom atomowy całości już świata, drgania cieplne i podobne. Itd. W takim zliczeniu wszystkich poziomów rzeczywistości dopatrzyć się 4
  • 5. można, i to jako konieczność. Od widzianego w nadprogowym zakresie i ponad gruntem grzyba, poprzez grzybnię tła, można i całości zdarzeń w czasie i przestrzeni wszechświata dojść. I, zauważcie to i pilnie zanotujcie, jak najbardziej zasadnie można dojść. Dlaczego? Ponieważ wszystko składa się na to, co dla mnie w lesie jako grzyb rośnie i co w taki sposób definiuję. Czy dowolnie inny fakt, "zasada grzyba" dotyczy wszystkiego. A weźcie teraz pod uwagę fizyka i jego badanie grzyba atomowego - którego niekiedy ze smyczy spuszcza, co by, a jakże, o lepsze jutro walczyć. Taki ktoś też wędruje sobie tym borem, lasem czy kwantowym polem - i widzi, że wystaje nadprogowo grzyb - atom, znaczy się. W ten deseń takie coś wyróżnia w świecie. Więc mówi taki fizyk, że "atom" to tyle a tyle masy, takie a takie właściwości chemiczne i fizyczne, w tabelki to zestawia, a nawet i działania na atomowym drobiazgu prowadzi. I wspaniale, wszystko się w tym zgadza, nawet materiałowo pokazuje ku radości ludzkiej. I tu nic dodać. Ale czy to pełnia poznania, czy to już wszystko? Nie i nie, sami to zapewne już widzicie. Bo to, zauważcie, jak takiego "atoma" czymś szturchać, to świeci - w drgawki wpada, rusza się, otacza go losowość elektronowa i mgła nieoznaczoności - i w ogóle badanie nieostre oraz zawsze rozmyte na fali; niby atom, a jednak nic pewnego. Niby wyróżnione dokładnie w tle, a jednak granicy w takim eksperymencie trudno się doszukać, bo ona skryta. - A nawet nie bardzo wiadomo, gdzie przebiega ani czym jest. I co, jest "atom" całością, czy nie? I tu - widzicie - odpowiedź na takie pytanie, choć przez analogię do "grzyba" jednoznacznie się narzuca - ona taka jednoznaczna być nie może. I jest "atom" grzybem wyrosłym z tła - i nie jest. Bo to, widzicie, fizyk w swoim badaniu jest w prawie - może fakt w postaci "atomu", czy dowolnie inny, wyodrębnić z otoczenia i się do tego zakresu ograniczyć. Może takie zgrupowanie jednostek w całość atomową potraktować za wszystko - ponieważ w tym badaniu dla niego to rzeczywiście wszystko. To wynika z przyjętej metody działania - ale i struktury świata: jest coś i to "coś" jest od tego miejsca do tego. Tak wnosi doznawanie świata, tak wnosi najbardziej nawet już rozbudowane badanie świata. Dla fizyka w jego badaniu liczy się to, co można złapać i zbadać, co "wystaje" z tła - to jest konkretem i jedynym zakresem działania. Bo jak w eksperymencie uwzględnić to, czego w obiekcie nie ma? Nie można. - Jeżeli badam "atom", jeżeli w analizie świata ograniczam się do nadprogowo widocznego, to cała w spojrzeniu złożoność znika - jej nie ma. Cała "grzybnia" świata w tym ujęciu jest nieważnym tłem, cały "ekosystem" warunkujący taką strukturę, to jest niewidoczne, nie może być widoczne. Nie może, bo buduje obserwacje z jednostek fizycznie logicznych. Ale, i to jest ważne, mam prawo tak działać - mam prawo odrzucić w 5
  • 6. eksperymencie tło - mam prawo o tle nie pamiętać lub nawet o nim nie wiedzieć - ponieważ wyodrębnienie na to pozwala: się sprawdza. I to dlatego fizyk jest tak skuteczny. Ale, i tu wkracza już szersze ujęcie, problem pojawia się wówczas, kiedy chcę ten "atom" zrozumieć - kiedy poszerzam działanie o coraz to nowe poziomy. - Zwracam uwagę, że biolog na tym poziomie analizy te głębokie zależności uznaje i wykorzystuje, jednak fizyk ciągle o tym nie wie i pomija. I dalej w niewiedzy pozostaje, nieuświadomiony on ci. Dlatego i stąd te interpretacyjne splątanie. Fizyk, który pragnie "prześwietlić" otoczenie i chce zrozumieć, co i dlaczego się dzieje (dlaczego "atom" jest atomem) - musi, musi na kolejnym poziomie wprowadzić dopełnienie. A to elektrony w ruchu, a to promieniowanie - a to pole takie czy inne, które otacza i które warunkuje "atom". Fizyk w swoim działaniu poznawczym sięga grzybni oraz coraz głębszych zależności "atomowego ekosystemu". I wprowadza ten kolejny poziom zawsze jako konieczność, ponieważ wyróżniony w eksperymencie fakt nie pozwala się w szczegółach uzgodnić z innymi w zbiorze rejestrowanymi elementami i zależnościami. Pomimo że jest praktyczny w obróbce, to bez takiego (mocno już w głąb sięgającego osadzenia) wydaje się dziwaczny i niezrozumiały. Fizyk z coraz większym trudem wgryza się w poziomy rzeczywistości, rozbija kolejne kulki elementarne, buduje wielkie (i coraz większe) konstrukcje techniczne lub abstrakcyjne, ale w żadnym eksperymencie "atomu elementarnego" nie może sięgnąć, widzi wszystko, a to zawsze nie wszystko. Widać "atom", fizyczną jednostkę - a to zbiór elementów. I zawsze, zawsze - i zawsze w zakresie fizycznym widać tylko zbiór. Nie ma znaczenia, co sobie fizyczny eksperymentator wyodrębni w tle świata - to każdorazowo zbiór. Najmniejsze z najmniejszych i jakoś dostępne dla fizyka, to złożenie - atom, foton, dowolnie pojmowany fizyczny fakt, to złożenie. Tylko tak. To nieostro, bez wyraźnych granic i zawsze chwilowo ustalony fakt. To energetyczny "wir" w jednorodnym tle. Każdy element świata jest dopełniony tłem, okresowo pomijalnym, bo wydaje się nieistotnym dodatkiem - ale na koniec okazuje się czymś niezbędnym, a nawet zasadniczym. Na koniec analizy rzeczywistości to tło, pozornie nieobecne i zbędne, to ono okazuje się pierwsze i najważniejsze. A konkret to tak na mgnienie. I jeszcze wam powiem, już na finał, że tak najgłębszą prawdą świata jest to, że najważniejsze jest NIC, nicość, pustka, zero - null. W takim tle i na takim tle umocowane i zbudowane jest to wszystko, co nas otacza - i czym jesteśmy. Nie pospolite i w banalności swojej codziennej COŚ jest pierwsze, ale właśnie NIC, to się liczy w tym logicznym dowodzeniu. 6
  • 7. Tak, najpierw wyodrębnia się z tła jaki "atom", czyli COŚ, bo to w oczka się wpycha, to te oczka tworzy, to jest łatwo zauważyć w tym nicościowym tle. I wspaniale; i to się bada, zgłębia, ustala jakieś reguły i zależności. Ale, zauważcie, tylko dlatego owo COŚ jest takie widoczne, że w tle jest to NIC - tło nieskończone w swojej nicości. Niebywale usłużne w logicznych konstrukcjach i wspierające rozumny namysł nad światem. I dopełnienie do "jedynki" czegoś "zerowe" NIC. Bo jak rozumny byt w analizie COŚ od rzeczywistości dejmanie - to nic się nie stanie, zawsze tło nicości pozostaje. Więc operacja na abstrakcjach biegnie, wszystko się zgadza, zachwyt nad COŚ się wznosi niczym grzyb kroplą deszczu podlewany - i jest wspaniale, tylko podziwiać. A to błąd, i to wielki błąd analizującego. Owszem, można w takim działaniu COŚ odrzucać i się powoływać na NIC, bo ono ostateczne - ale nie rozumie taki jeden, że i samego siebie w takim działaniu redukującym z rzeczywistości wykasowuje, przecież nie takie on rzeczy na trzeźwo i po pijaku robi. Ale spokój w takim czynie duszy osiąga - i niby wszystko mu się zgadza. Przecież wie, że jest jeszcze wspomniane NIC. I to pozwala mu pogadanki o świecie prowadzić, że jest wielce ciekawe, dlaczego jest to COŚ, a nie tylko NIC. Jednak na tym COŚ się skupia, tylko to go pasjonuje. Ale, widzicie, to błąd - zasadniczy, fundamentalny, najważniejszy w konstruowaniu (i w rozumieniu) świata błąd. Nie COŚ jest ważne, ale NIC. Opoką, podstawą, fundamentem logiki jest NIC. Zasadniczym, już do niczego redukowalnym znaczeniem NIC jest to, że pustki niczym nie można zastąpić - nie da się. COŚ można w zapale odrzucić, ale nie NIC. Na samym dnie logiki, na dnie absolutnym i ostatecznym, znajduje się i żadnym sposobem nie daje się ruszyć z posad NIC, pustka - matematyczne zero. COŚ można zanegować, jednak NIC ruszyć się nie daje żadnym sposobem. NIC to jednoznaczny, jedyny i pewny, tak na beton, na kamień - na wieczność utwardzony element rozumowania. - Rzeczywistość stoi na pustce - tłem świata jest pustka. NIC - fundament. 7
  • 8. Kwantologia stosowana - kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 10.2 – COŚ. dokładnie to ja nie wiem co to jest to coś ale na ostatniej lekcji o tym coś było mówione tak do odpowiedzi się przygotowywałem ale nie wiem niby wiem co było mówione ale nie wiem co i czym to coś jest w sobie i w innym wiem że nie wiem już mówię co żeśmy sobie mówili i wszystko powiem bo pamiętam ale to coś i tak dla mnie nie jest oczywiste choć niby powinno bo skoro wszystko wokół jest to i coś jest bo przecież to istniejące to nie może być nic czyli pustka i takie puste że aż puste co najwyżej pustka taka w głowie tak mówiącego może być i ona tam pewnie jest bo tacy się tu i gdzieś ciągle trafiają i to mówią że niby ten byt tak w sobie bez niczego funkcjonuje że lata tam i dalej i że to na niczym się nie mocuje i tylko tak bez szkieletu ja nie wiem jak taki może to gadać dla mnie to niepojęte aż po ostatnie ale są tacy co to mówią i ja im się dziwię bo przecież jak jest to ma w sobie te elementy coś i one zmieniają się i jest z tego wszechświat na przykład wszechświat żeśmy w czasie i przestrzeni już omówili więc wszystko jasne dla mnie ale dlaczego w tym kosmosie jest to coś to tego żeśmy nie mówili to w omawianiu nie było choć kosmos to już był i ja tak sobie teraz w myśleniu myślę że dlatego to coś jest bo ono jest i to jest bez dwu zdań oczywiste bo jak jest to jest i nie ma co pytać dlaczego to coś jest skoro jest i choć to na oko niby takie proste sobie tłumaczenie tego istnienia coś ale zarazem odwieczne i nawet także nieskończone bo to coś ono jest nieskończone tak to mówiliśmy a jak ono w sobie nieskończone to i odwieczne i tym samym nie domaga się już żadnej akcji wyjaśniającej jest i jest bo jest i jest dobrze a jak dobrze to też dobrze bo można dalej w takim mówieniu o czymś pójść i ja idę no więc to coś jest tak po nieskończony horyzont czyli się kończy tam gdzie jest koniec nieskończoności czyli też w nieskończoności bo ze swojego nieskończonego charakteru jest coś tak samo jak i nic nieskończone albo i bezkresne jak mówiliśmy i wieczne bo w tej nieskończoności to wszystko się przelewa z zawsze do zawsze i z jakiegoś miejsca w inne aż odległe i to się tak rusza bo nie ma w kosmosie dla tego poruszania żadnego oporu żadnego a jak nie ma oporu to i ruch jest bez końca czyli do nieskończonego końca bezkresu ale nie dalej bo nieskończoność to taka już granica 8
  • 9. najostatniejsza z ostatnich i jedyna taka jednoznacznie ustalana i wyraźna a do tego nieskończoność to wartość najlepiej policzalna bo nigdy przecież inna być nie może w ogólności to ważne jest bo wszystko inne skończone i nieostre i mało wyraźne w tym zliczaniu tutejszego fizycznego świata a nieskończoność nie i nie i nigdy nie jest inna to zawsze tak w sobie bezkresne i żadnym działaniem czy sposobem się tego w ilości nie zmniejszy ani nie powiększy a jak próbować bo to się próbuje to wychodzi z tego wieczność czyli absolutny czas który to żadnym tam czasem nie jest tylko to trzeba sobie tak nazywać żeby w myśleniu dało się jakoś nazwać bo to coś w tym pędzie przez to nic właśnie ten niby czas kosmiczny i taki fałszywy tworzy owo coś pędzi i pędzi szybo i najszybciej jak tylko logika potrafi sobie to wyobrazić i w takim coś nic się nie dzieje żadnym przypadkiem bo jak ma się dziać skoro to coś tak jednostkowe jest i odrębnie samodzielnie mówiliśmy że to coś tylko w takim tym kosmosie jest i pędzi i że się niekiedy z czymś innym zderza ale to tak w bezczasowości się naszej dzieje czyli więc ono dla nas żadnym sposobem nie jest tam i nigdzie obserwowalne i to tak się zderza z tym czymś innym coś zderza albo i nie a jak się zderzy to też z tego nic nie wynika bo i jak ot zderzy się coś z coś i nic się z tego nie może wyłonić bo przecież to jedynka z jedynką się tak w nieskończonym zderza a z tego kolejna jedynka przecież w żadnym sposobie się nie pokaże ale jak to się tak dzieje że bywa i tak że się pokazuje jakieś skomplikowane no to jest w tym wszystkim najważniejsze i najciekawsze bo to już w tym się dalsze zderzanie buduje w sobie i to idzie krokami tymi kwantowymi i jak się takie mocno już rozbudowane coś z innym rozbudowanym spotka to z tego wszystko się dla fizyka wyłania z niebytu się ono podprogowego wyłania i on to mierzy tylko że do takiego rozbudowanego to tak łatwo nie dochodzi nie jest to żadnym sposobem proste to nie hop się dzieje bo jak tak zrobić w tym wiecznym ruchu swobodnego czegoś żeby to się zetknęło z podobnym zderzyć i owszem to się zderzy jednak żeby się zbliżyło i złożyło w większe to insza inszość już można nawet też powiedzieć że skomplikowana a i w bezkresie nie taka znów powszednia owszem mówiliśmy że to się tak trafia w końcu tak mówiliśmy bo też i o tym mówimy ale to prosto się nie dzieje bo do tego sporo trzeba elementów i sporo etapów zachodzącej zmiany i to w różnym ujęciu po pierwsze i ważne o czym wspominaliśmy trzeba w tym kosmosie aż ośmiu takich strumieni czegoś co także będą względem siebie w skali blisko oraz na jednostkę bo jak za blisko czy za daleko one będą to z tego nic się sensowego nie wyłoni to musi być do siebie symetryczne więc i stabilne 9
  • 10. i to dopiero takie działanie może się po całości zebrać w sobie i się wewnętrznie już zapełnić i pokazać bo jak te inne i z boku ewolucje na taką nową sferę tak działają kolejnymi warstwami i jak cisną i dociskają i jak się wpycha kwant po kwancie w tę sferę czyli się w nią pompuje to w środku musi rosnąć ścisk ale i też gęstość i w efekcie może się coś z czymś zetknąć i nawet sprząść w jedność też i dalej i później się komplikować i jest w takim i w tym świecie już i to i tamto i wszystko ale taki wszechświat w tym coś to rzadkie i bardzo kosmiczne tak sobie zdarzenie bo tego coś tej drobnicy coś jest nieskończenie wiele i ona się rozprasza do nieskończoności a jak się tak sobie rozprasza to się zbiega rzadko i rzadziej i to trwa tak sobie i nieskończoność to trwać może to nie ma znaczenia bo jakie to tam może w obserwacji mieć znaczenie jak żadnej obserwacji być nie może a przecież nie może dopiero jak się to złoży to ten obserwator w wypowiedzi swojej powie że to się składało przez wieczność i też nieskończoność tylko że dla niego to całkiem już bez znaczenia bo on istnieje i tamto poprzednie nieskończone zmienianie się go nie dotyczy a że czasem się nad tym zastanowi a nawet emocjonalnie wzruszy to już tak w całości mało znaczące to indywidualnie dzieje się i w osobniku gdzieś tam ale w tym to nieskończonym i wiecznym kołowaniu czegoś w nic to i tutaj jest tak samo jak we wszechświecie czyli że są przedziały i zakresy tej nieskończonej procedury że są lepsze i gorsze momenty w zmianie ona się toczy wiecznie i w nieskończoności ale toczy się jednostkami kwantowymi bo przecież one zawsze są dlatego to zmiana skwantowana i dlatego też jest zawsze przeliczalna i także dlatego przewidywalna a to dalej oznacza że w bezkresie też są szczególne etapy strefy przedziały w których może zaistnieć obserwator ten fakt opisujący i że są dogodne i mniej dogodne rejony i że przejście jednej strony tego wiecznego koła zjawisk następuje bezproblemowo i zawsze w drugą i że bezpośrednio przechodzi jedno w drugie i że tu nie ma i być nie może żadnych zatrzymań i przerw i tak dalej i że takie przerwy nawet nieskończone to żadne sobie przerwy tylko składowe zmiany w trakcie jej bezkreśnie wiecznego zachodzenia i jak już takie koło nieskończonych dziejów tak się ułoży jak się w ten kosmiczny czas absolutny i przestrzeń w jakimś punkcie złoży i złoży w większe i stabilne coś to takie coś może analizować i coś i nic i siebie i w ogóle i to tak nieskończenie i wiecznie dodać też trzeba co też mówiliśmy że to coś w skupieniu może się w kolejnym kroku na elementy rozpadać i się rozpada tak aż do jedynki elementarnej czegoś się rozpada świat się tak rozpada bo jak nic nie hamuje to się tak właśnie rozpada ale taki logiczny rozpad to jedynie dla widza z boku zachodzi bo 10
  • 11. on do zaobserwowania dla wewnętrznej we wszechświecie bytności nie jest możliwy to nie do zobaczenia to poza fizyką się znajduje i to kosmosu tylko dotyczy to fizyki pisanej z dużej litery dotyczy dla laboranta w środku przemian ulokowanego więc dla kogoś takiego logiczna jednostka w formie coś to abstrakcja to zakres tła oraz ciemny a przez to i żadnym sposobem i nigdy dostępny badać i badać można coś lokalnie a to żadne tam jednostkowe coś tylko ono rozbudowane i dzielenie tego tym samym się okazuje biec w bezkres i nieskończoność bez końca ten koniec tam w tym dzieleniu jest jednak nie dla fizyka on sobie to tak drobi taki wielki przyrząd do tego zbuduje albo i jeszcze większy naogląda się i napodziwia elementów a to tylko zawsze zbiór bez dna to cząstka za cząstką się pojawia a to nie do wyczerpania w tym dzieleniu badawczym bo od środka nie ma do poznania jednostki i jedynki to tak niemożliwe bowiem takie jednostki poznanie laboranta budują a więc to zawsze dużo mniejsze od tego co ma za najmniejsze i co jest dla niego najmniejszym z najmniejszych w podprogowym tle jest jeszcze wiele i bardzo licznych elementów i one są poza eksperymentem istotnym elementem coś jest nic ale nie tak że jest składnikiem coś a tylko tak że dopełnia coś nic jest elementem rozumowania o coś bo owego coś bez nic pojąć nie sposób coś i nic to taka w sobie jedność logiką i nadrzędną fizyką tylko ustalana taka jedność dwoista wewnętrznie podwojona niby jedno a to dwie składowe niby można to opisywać oddzielnie ale kiedy w takim kierunku iść to błąd się robi i niczego wyjaśnić nie można po wszystkiemu zmieszanie i zagmatwanie choć jest też i tak że nic jest elementem coś ale to już dotyczy skomplikowanego coś i odnosi się do zmiany w ramach wszechświata więc jak jaki matematyk lub inny fizyk tego nic w swoim wzorze nie dojrzy czy z niego wyrzuci dla tej swojej akcji upraszczającej jak nie uwzględni w analizie że taki obiekt to coś plus nic w zmieszaniu aż do najniższego jak nie uzna że to integralnie koniecznym w całości jak nie dojrzy na czas że to nic w powiązaniu z coś jest istotne i jedynie czymś wartym zajmowania się jak pominie tło dla niego puste i nieciekawe jak odrzuci nadmiar faktów bo przeszkadzają w obliczeniach i tworzą chaos to w badaniu ma mętlik a w głowie też zamieszanie i abstrakcje w żaden już sposób nie chcą się ze sobą sprzęgnąć i dziwność wyłazi każdym kolejnym spojrzeniem z dowolnego kąta takiej nienormalnej rzeczywistości ale dlatego nic jest ważne w zastanawianiu się nad coś że inaczej tego coś nie sposób ani poznać ani nazwać ani tym fizycznie albo też logicznie operować bo i jak nie można ale jak sobie zestawić coś i nic jak się jedno do drugiego tak już po całości tej nieskończonej i wiecznej zestawi jak owo 11
  • 12. nic swoje coś w parze i do pary będzie miało też niepodzielnie i na zawsze to się takie coś pojmie i zdefiniuje zwłaszcza w uzupełnieniu o ten bezoporowy ruch czegoś w niczym jeżeli się chce postrzegać i analizować to albo drugie jak się coś od nic oddziela i na jedynce logicznej się skupia to cóż nie ma wytłumaczenia a jest totalne zagubienie i w kosmosie dziwne stwory z podświadomości hasają ale jak się jedno i drugie razem potraktuje za jedyne uzna to jedność kosmosu okazuje się zrozumiałą właśnie przez taką już do niczego wewnętrzną i nieredukowalną dwoistą w sobie naturę coś bez nic nie istnieje ale i nic bez coś nie ma znaczenia to pospołu i łącznie oznacza ostatni albo w innym nazwaniu pierwszy i fundamentalny poziom analiz o bycie nie coś i byle jakie tak w tle gdzieś się pałętające nic ale i nie nic puste do logicznego dna to ważna sprawa liczy się łączne postrzeganie oraz operowanie czymś w odniesieniu do niczego tylko tak żeby coś o nic można było powiedzieć to trzeba nic odnieść do coś do istnienia do cielesnego ale żeby pokazać że coś istnieje trzeba to odnieść do braku do nieobecności istnienia to absolutna konieczność jedno jest w tym dowodzie wsparte drugim a drugie odnosi się do pierwszego to są elementy rozumowania podstawowe takie już bez definiowania dalszego bo jak to zdefiniować inaczej a że są tacy ktosie co to chcą w nieskończoności widzieć kres i na ten przykład mówią że to jest warunkowane że jakieś i dalsze się sobie ma i w ogóle jeżeli taki ktoś się trafi to warto mu zadać pytanie o to dalsze i jak sobie brak czegoś a zwłaszcza jak sobie brak nic w swoim rozumku wyobraża a jak się będzie taki upierał że on to sobie wyobraża że wie że też nawet to ma na uwadze cóż trzeba się nad takim z troską wielką a należytą pochylić jeżeli on pomocy potrzebuje a jak zdrowy na ciele i okolicy to zostawić go w bezpiecznej dla siebie odległości i podziwiać taki okaz bo to w przyrodzie rzadkie jest zjawisko chyba rzadkie i lepiej z daleka to obchodzić bo czymś może rzucić 12
  • 13. Kwantologia stosowana - kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 10.3 - Brzeg w ewolucji. Chłop żywemu nie przepuści. Miedza, wiadomo, rzecz święta. Granica, znaczy się. Jak zaorzesz na dwa palce, chamie, to brona, kosa, mózg na ścianie. To moje, tu i do tego moje - i nie ruszaj. Nie ma jak pewność, nie ma to, jak wiedza, że tyle a tyle obejmuję - a dalsze to już diabli wiedzą kogo. Zerknie taki sobie w miarkę, stopami obmierzy, na milimetr wyznaczy słupkiem albo i siekierką - i jest pewność, że obcy nie przestąpi. Że jak tylko spróbuje - lepiej żeby nie próbował. Jak świat światem, jak człowiek człowiekiem i od kiedy to własność materialną na sposoby przeróżne znakuje, tak było, jest i będzie, że granica tutejsze od tamtego oddziela, że płotek i tabliczka podział okolicy poświadczająca, takie coś życiorys osobniczy oraz zbiorowy wytycza. Aż do krwi ostatniej. Trzeba po całości przyznać, że w ewolucji, że w fizyce, że także i w świecie wszechświatowo pojętym - że sprawa granicy poważna. Że i logicznie kłopotliwa do zgłębienia, że eksperymentalnie uchwytna w takim niejednoznacznym i rozmytym ujęciu, że powiedzieć dokładnie, co i jak się dzieje, gdzie tego czegoś strefa graniczna, albo gdzie bliższa czy dalsza przygranica - tego nie sposób. Chłop na zagrodzie swoje wyznaczy, ale fizyk nie. Fizyk popadnie w dzieleniu świata w poplątanie, ciemnego i nieoznaczonego się dopatrzy, prawdopodobne a konieczne trajektorie poustala - jednak żadnej pewnej granicy tak w aktualności, tak historycznie nie oznakuje. I jest problem. Niech tam, ot, jest sobie jakiś egzemplarz czegoś, nie ma znaczenia, co to konkretem jest - atom nie atom, elektron czy inny foton, tak wyróżnione coś z jednolitego tła przez obserwatora w zaistnieniu. Ma taki osobnik poznający zmysły czy podobnie pomocne przyrządy do badania, to sobie znakuje okolicę, tabelkami i liniami zależności opisuje - i w granicę wszelakie wciska. Tak on ma. Ale jest pytanie, takie zasadnicze ono w sobie jest: czy brzegowy i graniczny stan, który jego, obserwatora, czyn wyodrębniający z tła to wyznacza - czy takie faktograficzne i jedyne dla niego widoczne zaistnienie, czy to prawda, czy też złudne nieporozumienie - czy to fakt, czy przybliżenie pomiarowe? Niby, trzeba to przyznać, w analizie i obserwacji się zgadza, nawet zyskownie się niekiedy zgadza. Jak obywatel świata takie wyróżnienie zaprzęgnie do roboty, coś z czymś zetknie - coś innego rozbije tak do elementów składowych, to w efekcie skutkującym sobie kolejną tę tam porcję jadła na obiad podgrzeje - albo inne wypatroszy. To tak przykładowo mówiąc. Tylko że, jak ten proceder nazywający i wyróżniający przenicować do głębokiego, do maksymalnie dostępnego, do takiego pola czy tła, to 13
  • 14. się okazuje, że graniczna i brzegowa strefa dowolnego faktu sobie, a logika sobie. Okazuje się, że ona w głowie i zasobach archiwalnych obserwatora, a nie coś realnego - że to abstrakcja i pojęcie w sobie nawet ciekawe, ale że niczego takiego realnie i nigdy nie ma i że to zawsze stan nie do ustalenia. - Bo jak się wgłębiać w skrajny zakres świata czy konkretu badanego, to żadnej tam linii czy choćby śladu kreski oznaczającej stan odrębny od całości. - Jak się przyglądać tak już po detalu szczegółowym, jak śledzić te elementy, co tu są, w konkrecie (a też te pozornie dalsze, już poz nim) - to się tak na tym głębokim poziomie rzeczywistości okazuje, że to się jednym oraz ciągłym pokazuje, że żadnego obiektu nie ma, a tylko obserwator to sobie tak zestawia. Że nie ma faktu, tylko decyzja mierzącego coś w środowisku ustala i to etykietkuje. Na koniec się okazuje, że przez ten podpoziom i tło wszystko się ze wszystkim łączy, że to jedność aż po nieskończoność. Na koniec się okazuje - i to trzeba podkreślić - że widoczne żadnym tam sobie obiektem, żadnym faktem, żadnym skończonym - że to tylko takie dla chwilowego obserwatora. Na koniec się okazuje, że całość wszechświatowa to chwilowy stan w kosmicznym jednolitym tle - i że tak zdefiniowane tło dopełnia wszystko tutejsze. Że "wyspa" się z tła na mgnienie wyłoniła - i zaraz zniknie. I dobrze, niech tak sobie będzie - ale powstaje pytanie: dlaczego to się tak okazuje, z czego wynika? I tu odpowiedź jest taka, taka jedynie możliwa, że to obserwator i jego własności wyznaczają postrzeganie, że to nie świat jest dziwny i rozmyty, tylko że widz ustalający fakty i okoliczności zmiany tak to rejestruje, to nie w otoczeniu trzeba szukać błędu i zamieszania, ale w abstrakcjach znakujących przekształcenia. I dobrze, niech tak sobie będzie - ale dlaczego obserwator tak to ustala, z czego to się bierze? Czy nie można sięgnąć zmysłem albo innym przyrządem brzegu, czy nie można granicy wyznaczyć? Czy tylko rozmycie na fali jest dostępne? I tu odpowiedź jest taka, taka jedynie możliwa, że to obserwator te nieostre widzenie ma w sobie - że to efekt jego skomplikowania, że wysoka w konsekwencji pozycja na drabinie bytów, że to warunkuje, co może poznawać. - I niezależnie, jakiego sobie do pomocy w mierzeniu świata towarzysza weźmie, niezależnie z jakiego drobiazgu będzie w swoim obserwowaniu korzystał - to i tak zawsze względem granicznej strefy okaże się rozbudowanym, rozwleczonym na zakresach stanem. I nigdy się z tego nie wydostanie. Wszak przecież o jednostki chodzi - o warstwę jednostek w formule kwantu logicznego. A tego, z wysoka patrząc, na szczycie pozostając, nigdy się dojść nie dojdzie, ponieważ wszystko z takiego elementu zbudowane. Małe w tej fizycznej obserwacji, to duże i bardzo duże względem granicy - to w podprogowym przedziale tła posiada jeszcze mnogie elementy składowe i zasobne w jednostki elementarne. Dlatego i z tego bierze się zawsze obserwowana w strefie fizycznej niepewność, co do tworzącego się faktu (i zależność tej pewności od aktu sprawdzającego). Przecież w takim stawaniu się konkretu nie ma 14
  • 15. żadnego konkretu - tu jest tylko-i-wyłącznie tocząca się zmiana w kolejnych punktach. Coś przemieszcza się jednostkami w strumieniu - i w nacisku-docisku tła buduje ów konkret. Buduje się. Z istotnym w tym obrazie podkreśleniem, że to jest proces, że to nie jest gotowy produkt, skończony oraz stabilny fakt - z jednoznacznie wyznaczoną granicą. Nie ma czegoś jak foton, elektron, atom, czy nawet człowiek w jego chwilowym albo i całym życiorysie. Nawet świat nie istnieje, o ile rzeczywistość traktować jako wszystko i jedyne, a do tego pewne. Nie ma żadnego wszechświata, to zawsze i tylko proces w trakcie stawania się, budowania, dopełniania - albo tracenia elementów składowych. Przecie oba generalne kierunki zdarzeń są zawsze obecne w procesie, w konkretnym zdarzeniu. Kiedy obserwator skomplikowany, taki z wysokiego poziomu ulokowania - kiedy ktoś taki chce wyznaczyć i dookreślić detalicznie położenie elektronu w jego krokach po atomowych orbitach, to nie dlatego nie może tego zrobić, że brakuje mu odpowiedniego przyrządu, nie dlatego, że to skryte czy takie w sobie wredne w tej przyrodzie, ale dlatego, że tego kroku elektron jeszcze nie postawił i nie jest pewne, czy w ogóle on się dalej przemieści. A dlatego pewne nie jest, ponieważ ten etap zdarzeń w świecie elektronu, na tym poziomie - on jeszcze nie został wykonany. I nie wiadomo, czy w ogóle zostanie wykonany i czy są do tego odpowiednie środki w okolicy. Jak obserwator skomplikowany rejestruje elektron czy podobny fakt, i to w głąb świata, i w górę - to na skutek jego rozciągniętego w czasie i przestrzeni postrzegania - to w takie "spojrzenie" (albo i pomiar) - tu znajdują się elementy już przeszłe, dawne - takie przed chwilą zaistniałe i nieomal aktualne - oraz te, które się w chwili teraz tworzą, składają na sumaryczna postać "elektronu". I w takim sensie obraz "jednostki elektronowej" nigdy takim realnie nie jest, nie istnieje - on się takim staje w akcie obserwacji. Kiedy zmiana jest w toku, nie można w niej wyodrębnić niczego jednostkowego, bo czegoś takiego nie ma, ponieważ samo z siebie nic się nie wyodrębnia - to obserwator zalicza do wyróżnionego elementu taki i nie inny, i z brzegami zakres, a pozostałe pomija, odcina od wyróżnienia. I za skończone uznaje. Bez czynu obserwującego nie ma w świecie żadnego odrębnego stanu - ponieważ nie ma kto aktu wyróżnienia przeprowadzić. Świat się staje, nie że jest gotowy. Możliwość "elektronu" powstała kiedyś tam, ale każdy konkretny elektron buduje się i zanika w tle - obserwacja dotyczy nie elementu czy jednostki, ale procesu, który przebiega pod naciskiem sił i który jest wypadkową sił. - Brzeg, to, co za brzeg się chwilowo traktuje, to wypadkowa nacisku-docisku od otoczenia idącego do środka, do konkretu - ale i nacisk-docisk sił idących z wnętrza tak wyróżnionego faktu; brzeg to dynamiczna dla obserwatora strefa jeszcze jakoś zaliczalna do badanego, ale tylko dla niego. Bo dla innego obserwatora to jedna z wielu przejściowych granic w jednolitym ostatecznie tle. Na poziomie tylko i wyłącznie "elektronu", a tym bardziej jednostki logicznej, nic nie jest rozmazane, skryte, nieprzewidywalne - bo to 15
  • 16. ten sam, równolegle biegnący tok zmiany. Kiedy elektron wędruje po swoim atomie, kiedy orbituje wokół centrum, jego kroki po ulicy są przewidywalne, zborne, zawsze wszystko widać. Sytuacja zmienia się drastycznie, kiedy ten sam proces próbuje opisać krok po kroku byt z wysoka, jakiś na ostatnim piętrze umieszczony zapaleniec - co to chce detale poznać. W takim przypadku szybko się okazuje, że takie dokonanie jest niemożliwe - i zawsze niemożliwe. Dlaczego? Ponieważ takiego całościowego obrazu stanu rzeczy nigdy nie ma - ono się w kolejnych krokach staje. W krokach i w tempie elektronu, który tam na dole wędruje z punktu do punktu, ale dla obserwatora jest to (w jego zakresie dostępności) tak wiele zdarzeń pośrednich, że ich nie może poznać łącznie. A jak zadecyduje, że sprawdzi stan konkretu, to poznaje chwilę teraz i tylko ją, a wszelkie inne położenia - w tym nadrzędnym ujęciu obecne jako potencja - to już zostało odcięte od realności i nigdy się nie ziści. Bo nie ma już elementów do tego dopełnienia, nie ma sił, które by działały oraz wynosiły przyszły a potencjalnie możliwy stan - ta potencjalna przyszłość stała się na zawsze przeszłością, zredukowała ją do konkretnego faktu wola-czyn poznającego. Nie zaistnieje to, co teoretycznie mogło, ponieważ świat w pomiarze się dookreślił, ujednoznacznił. I możliwy tak aż do nieskończoności prowadzony ciąg zdarzeń, uzyskuje spełnienie tu i teraz dlatego, że go z tej nieskończoności wyłuskuje obserwator, to podjęta przez niego decyzja określa, czym jest pomiar, fakt badany oraz gdzie-czym jest układ odniesienia. Tylko w takim zestawie przebiega rejestracja faktu. Ale taki akt poznawczy tylko i wyłącznie jest sprowadzalny do tego jednego obserwatora. Dla innego zdarzenia biegną, elektron wędruje po jego orbitach i przez "ścianę" nie sposób ustalić, gdzie się w tym a tym momencie faktycznie znajduje. Wszak on się sam dla siebie gdzieś lokuje. Ale dla obserwatora skomplikowanego to całe spektrum możliwych lokalizacji. Otwarcie "puszki z lokatorem" jest zabiegiem jednostkowym i ma znaczenie dla konkretnego obserwatora, jednak w szerszym ujęciu to zawsze ciąg nie kończących się położeń elementu w nieskończoności-wieczności. Ich lokalna i chwilowa suma, ten zbiór w takiej a nie innej formie zagęszczenia, to oznacza byt w dowolnym ujęciu, badany-obserwowany konkret. Nie zamknięty fakt i jednostka, ale stający się - będący w trakcie dziania się element świata. Zawsze się budujący-zanikający. Wszech-świat to zmiana w trakcie stawania się. 16
  • 17. Kwantologia stosowana - kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 10.4 - Zbrylenia. Bajka o rybaku i złotej rybce. Znacie, ale posłuchajcie. Złowił rybak złotą rybkę i tradycyjnie domaga się spełnienia życzeń. Rybka się zgodziła. "Chcę zrozumieć wszystko", mówi rybak. - Więc rybka zamieniła go w grudkę opadającej na dno oceanu materii. Koniec bajki. Tak, moi mili, to koniec bajki, niczego więcej w tym obrazie już nie potrzeba. Tak, nie dziwcie się, rybka spełniła życzenie nieszczęśnika w pełni, wywiązała się zadania doskonale. Bo prawda, moi mili, jest taka, że do zrozumienia wszystkiego wystarczy opadająca na kolejne poziomy świata, na dno rzeczywistości grudka materii - dowolnie już pojętej materii. Ot, jest sobie takie coś - takie najmniejsze z najmniejszych, już do niczego nierozdrabnialne i jednostkowe coś. Pędzi to elementarne w tym bezkreśnie wiecznym Kosmosie, pędzi szalenie, bo nic go w ruchu nie ogranicza (tak mniej więcej nie ogranicza) - pędzi samodzielnie i samorządnie, ale w zbiorze, w strumieniu podobnych jednostek. I w tej to nieskończonej kosmologii bywa niekiedy tak, że się z tym innym a podobnym zderzy. Czasami się wówczas odbije - a czasami się zespoli i wejdzie w tan wzajemny i wirowanie. Zwłaszcza długotrwałe z tego zespolenia mogą być efekty, jak dalsze oraz kolejne warstwy takiego jednostkami pełnego strumienia energii naciskają i oddalić się poprzednim nie pozwalają. Wówczas to w tej bezkresności z tych zderzeń lokalna sfera się wytycza i taki się w sobie lokalny wszechświat tym samym zaczyna - taki, rozumiecie, wir energetyczny w nieskończoności się kręcić poczyna, a docierające tu z Kosmicznej dali warstwy kwantów, one ten wir w takim jednorodnym tle tak po całości poruszają - w ruch wprawiają. A później, pojmujecie, to już tak samo się kręci. Jest ciągle nacisk zewnętrzny, są elementy takie jednostkowe w zbiorze - one docierają tu w kolejności, a też z każdej wobec tego wszechświata wyróżnionej strony (co zarazem drogę ucieczki jednostkom samodzielnym odcina) - więc, rozumiecie, w tym ścisku-nacisku-docisku, zawsze tak do przodu się dziejąca zmiana (zawsze do przodu, podkreślam, co by się to wam utrwaliło w pamięci), ona teraz również do przodu się toczy - tylko że tym razem w głąb. Do przodu, czyli w głąb tej sfery, co to jest już naszym światem - i nawet wszechświatem. I takie naciskanie kolejnych warstw sobie jest, ono długo jest - te jednostki są spychane i wpychane słabym bo słabym, ale przecież nie zerowym naciskiem w głąb tworzącego się świata, a to trwa i trwa; i trwa. To się zagęszcza tym samym w środku i zagęszcza. Takie pompowanie w 17
  • 18. całość powstającego właśnie świata, pompowanie elementów kwantowych wytwarza w układzie coraz większe - i przez to skuteczniejsze dalej ciśnienie. Skuteczne, rozumiecie, w zbliżaniu do siebie tych wielce samodzielnych i samorządnych (i opornych) jednostek. I na skutek tych wszystkich kroków, i w ramach takiej energetycznej ewolucji (i ogólnej zmiany) - tam i wszędzie - coś się do drugiego czegoś zbliża, dociska, jest do tego przymuszane okolicznościami, tym wspomnianym narastającym zagęszczeniem. I nie ma zmiłuj - musi się tak z tym podobnym i symetrycznym innym zbliżyć, bo nacisk zbioru jest duży i przepotężny. Tu nie ma pytania, czy się sparuje, jest pytanie, kiedy to się dzieje i na jakiej się to zasadzie. I co się z tego wyłania. Tak, moi mili, proces w sumie jest banalnie prosty. W nieskończonej wieczności, w takim bezkresnym Kosmosie musi się tak zadziać, że w lokalnym punkcie, w ramach tego kosmicznego tła, które stanowi tym samym fundament logiki i poza który nie można żadnym sposobem już w analizie się przemieścić - w takim pędzącym strumieniami, a tych w nieskończoności też jest mnogość - w tym zamieszaniu musi się coś z podobnym coś spotkać, wejść w związek - a dalej już się to toczy w sposób opisany regułą. Ta reguła jest oczywiście zawsze i stanowi w opisie świata fundament wszystkiego - ale w takiej to chwili po prostu się namacalnie, wiec konkretem pokazuje. Czyli zaczyna się wszechświat. I ta reguła przybiera namacalną już postać; w ciało takie czy inne się obleka i może być zaobserwowana. A nawet czasami o tym pomyśli w jakimś tam zakątku tego wszystkiego. A jak pomyśli - to jej wyjdzie w tym zobrazowaniu abstrakcyjnym, co to nie wiedzieć skąd i dlaczego się pokazało, że jest wzmiankowana nieskończoność wiecznie ruchem zapełniona - i że to jedność taka w sobie, a nawet i jedyność, że to Kosmos. Rozumiecie. Więc ten pomyślujący o tym wszystkim tak to traktuje: jako jedność i jedyność. A też i wzory matematycznie produkowane i motywowane - one mu również taki obraz podpowiadają na każdym kroku i domagają się swojego. Wszędzie logika nieskończoności wprowadza i zmienność bezkresną wymusza. Ale, widzicie, ten osobniczy byt w sobie strachliwy zazwyczaj, jego spojrzenie do nieskończoności żadnym tam sposobem nie dopasowane – i dlatego on sobie te znaczki bezkresne a abstrakcyjne z takiego wzoru wyrzuca – i, pojmujecie, mu się zgadza. I on z tego renormalizowania ogromnie zadowolony. Tylko nie wie ów ktoś - ani dlaczego to tak się dobrze sprawdza, ani dlaczego zabieg upraszczający jest możliwy. Co prawda będzie w takim głębokim zapale to tłumaczył na przeróżne sposoby, a to, że ciśnienie wewnętrzne stabilne i oddalające się wszystko od wszystkiego i że to efekt tej takiej puchnącej w szwach rzeczywistości - a to, że widać z nieskończoności tylko to, co może być widoczne - a też inaczej i dowolnie jeszcze inaczej będzie się wyrażał, jak mu w tym emocjami napędzanym czynieniu myśl czy inne działanie podpowie. Jego sprawa, my w takie objaśnienia nie będziemy się wtrącali. 18
  • 19. Tylko, mili moi, dlaczego ten zmyślny osobniczy byt wewnętrzny, co to nieskończoność musi uwzględniać za wzorem - dlaczego on takie te znaczki w tym wzorze otrzymuje, co one mu mówią, nawet jak on tego, na skutek swojej krótkowzroczności, nie chce uwzględnić? A mówią to, że ta nieskończona wieczność jest kosmicznym faktem i że w jego wzorze to jedność. Tak, jedność i jedyność, nie inaczej. Tylko nie na tej zasadzie, że wszystko ze wszystkim się "ciągiem" jednym przejawia - ale że jest w sobie pokawałkowane, skwantowane - że są w tym strumieniu idącym z nieskończoności do nieskończoności przerwy, różne stany gęstości i skupienia. Że są nieciągłości powodowane "ziarnistością" – czyli takim faktem, że jest w dzieleniu (drobieniu) bytu granica. Że jest najmniejsze z najmniejszych, taki kwant logiczny wszystkiego, taka już "cegiełka" wszystkiego. I to ma zasadnicze znaczenie w zrozumieniu tego wszystkiego. Bo oczywiście za wzorem - albo za namysłem filozoficznym - taki byt osobniczy i analizujący rzeczywistość po horyzont pojmowania - on uzyskuje jedność, od najmniejszego wyjdzie, a do nieskończoności w tym procederze dojdzie, musi - to wpisane w ten tok działania. Nie ma znaczenia, jakich użyje pojęć, to mogą być dowolne symbole - ale i tak na końcu dojdzie Kosmosu, bezkresu, wieczności. To pewnik. Że trzeba to później na różne sposoby tłumaczyć, skrupulatnie w tak pozyskany obraz szczegół za szczegółem wpisywać, to wszystko prawda. Ale taki szkic na pewno oddaje treść i zawartość rzeczywistości. Problem jednak w tym, widzicie, żeby to detalicznie zrozumieć, czyli poznać daleko-głęboko, po kres i szczegół - właśnie te szczegóły, te różne zbiegnięcia w zagęszczeniu świata trzeba wprowadzić. Tak, bez tego się nie obejdzie - bez tego nie ma zrozumienia. Przecież, zauważcie, jak ten matematyczny osobnik sobie wzór na ten kosmiczny bezkres wyprodukuje, to tenże wzór jest poprawny, niesie ze sobą pełną i poprawną wiedzę o Kosmosie - bo to faktem logicznym wieczny i nieskończony "stan". Tylko że dla matematyka, a też dalej dla fizyka, kiedy takowy wzór stosuje i buduje w głowie na jego bazie obraz wszystkiego, na skutek złożenia się, zsumowania w jedność oraz skompresowania w jednostkę logiczną - na skutek braku w tym obrazie koniecznych nieciągłości i różnych zagęszczeń - w efekcie realnie przebiegający jako punktowy i nieciągły proces, on się staje takim jednym i jedynym. I przez to nieskończonym. I jest całość - i jest jedność - i jest nieskończony problem. Tak, zauważacie, że dla takiego obserwatora coś, co Fizycznie się z licznych etapów składa, co zawiera brzeg i dalsze, co fizycznie jest już zakresem spoza wyróżnionego przebiegu - dla tego obserwatora w jego spojrzeniu to albo nie istnieje, i renormalizcja to zapewnia, albo jawi się jako jedność nieskończona, która musi być dodana do obserwowanego i doznawanego świata. Coś, co jest stanem lokalnym w bezkresie, czyli ten tutejszy, nam w 19
  • 20. obserwacji i doznaniu aktualnie obecny wszechświat, taki w zmianie Kosmicznej i jej "teraźniejszości" lokalnie zgęszczony do fizycznego konkretu byt - to dla obserwatora we wnętrzu zmiany zawartego - dla niego to zawsze jednostka. Dla niego całość i jedyność, która tylko na bardzo teoretycznej zasadzie może być dopełniona o inne fakty tego samego kształtu i przebiegu - ale zawsze tylko jako potencja, coś, co może być, ale nigdy jako element wiedzy pewnej. Dla takiego bytu, osobnika w środku (wewnątrz) świata i zmiany (tej zmiany efektu) - o ile ogranicza się tylko do zakresu fizycznego i dostępnego eksperymentem - dla niego badany-poznawany obiekt jest i zawsze będzie jeden i jedyny, i będzie jednością; nie może być inny. Dla niego granica zmiany wszechświatowej, lokalna i banalna w ramach Kosmosu, jest granicą absolutną - nie do pokonania. Jednak, zwróćcie uwagę, nawet jeżeli to "dalsze" to tylko potencja i stanowi na dziś intelektualną ciekawostkę (że to efekt żonglowania abstrakcjami), nawet jeżeli nie są to konstrukcje konieczne ani też realnie istniejące (teraz i gdzieś istniejące lub w ogóle) - to już, zauważcie, takie coś wydaje się co najmniej niezbędne logicznie, a najmniej dopuszczalne. Obecne zobrazowanie wszechświata, ale także jego wyjaśnienie (np. w zakresie "dobroci") - to opiera się na tym "dalszym" i wielowymiarowo podobnym. Czyli, żeby uzasadnić tu i teraz zachodzące zjawiska (i tak właśnie zachodzące), te dalsze fakty trzeba zapostulować. Bez tego tutejsze jest w sobie dziwne, wręcz cudowne - po prostu niewytłumaczalnie w sobie regularne. Wszędzie widać, że jest reguła, że jest zasada zmiany. A jej, tylko w ramach (wszech)świata pozostając, nie można wytłumaczyć. Jeden i maksymalnie "zgodny" z regułą obiekt to dziw i niezwykłość. - I bez dopełnienia zbiorem możliwych rozwiązań takim pozostanie. Zgoda, owe "dalsze fakty" nie mogą wejść w badanie fizyka, ponieważ znajdują się poza obszarem, który on można badać. Ale już widać, już to dobrze widać (i o tym się tu i ówdzie przebąkuje), że to "dalsze" jest zakresem potrzebnym - że pomaga w zrozumieniu. Problem tylko w tym, że nie wiadomo, jak to wprowadzić (i na jakiej zasadzie) w obowiązujący zestaw pojęć i abstrakcji znaczących tutaj rejestrowaną zmianę. Przecież, zauważcie, kiedy uznaje się otaczający wszechświat już za wszystko (za jedno i jedyne), to owo "dalsze" - czyli logicznie do wyjaśnienia obserwowanego potrzebne otoczenie - ono w taki stan nie może wejść, bo jak? Jest jeden świat, to jak go powiększyć - jest w nieskończoności jeden byt, to jak go zwielokrotnić? Nie można - jedności i jedyności nie można zwiększyć. Nigdy. Fizyka w takim "jednościowym" ujęciu (a innego nie wypracuje) dziś dominuje - a innej nie ma jak wprowadzić; tu wszystko ze wszystkim stapia się w całość, sumuje, kompresuje. Więc jest tym samym z zasady niepodzielne. Taki, zauważcie to, "atom" się tworzy - tu w postaci "atomu-wszechświata". I ma to samo znaczenie jak tamten. Jak historyczny "atom" miał dla 20
  • 21. objaśniaczy świata. Że to się później okazało złożeniem i że trzeba to było dopełnić dalszymi, i jeszcze dalszymi atomami - że trzeba to było zebrać w "pierwiastek", a nawet w zbiór pierwiastków - cóż, to prawda. Tylko, widzicie, tego w dzisiejszym ujęciu (wszech)świata, tego etapu nie ma. Jeszcze nie ma. To już chyba dla was jest jasne. I nawet oczywiste. Prawda? Dla fizyka dzisiejszy obraz świat, który się z obserwacji, który z eksperymentu się wyłania - to nieskończona jedność, i dlatego w tak pozyskany zakres dopełnienie o to "dalsze" wejść nie może. Kiedy w badaniu jest ściana "początku" (ściana fizycznie i wzorami ustalona) - to poza tą jednością-jedynością nic dalej nie istnieje, nawet tło. Nawet tła nie ma do tak pojmowanego. Dla fizyka i od wewnątrz to "dalsze", zauważcie, staje się ścianą pojęciową lub zbudowane jest z konkretnych elementów, które może na danym poziomie analizy dopracować się obserwator. A w takim to tle, tak rozumianym i tak postrzeganym tle, osobnik musi się zagubić. To oczywistość. A jak próbuje je zrozumieć (przebić) - to się rozbije o tę ścianę. Nie ma rady, tej brzegowej strefy w analizie sam nigdy nie pokona. Dlatego, zauważcie po kolejne - wszechświat w tym ujęciu jest jeden i jedyny, a też nieskończony. Bo skoro jest ta logiczna bezkresność i wieczność, skoro to jeden i jedyny obiekt do badania, skoro widać to w kawałku i nie wiadomo, co jest dalej i czy ono w ogóle jest - to jedynie pewne ustalenie (w takiej chwili i umiejscowieniu, i które fizyk może wyprodukować) jest takie, że wszystko jakoś tam poznane to już "wszystko" - na końcu jego działania musi paść stwierdzenie, że to nieskończony i jedyny świat. I kropka. A że przysparza to wielkich kłopotów interpretacyjnych (np. wielkich gęstości i ogromnych temperatur "chwili początkowej"), że domaga się dopełnienia "dalszym", co by lokalne niezgodności wytłumaczyć - cóż, prawda. Tylko tego zrobić nie można. Fizyk na powyższe powie, że nie można pójść dalej - bo jest tylko ten jeden fakt do obserwacji. I że jest granica, więc nic dalszego nie ma. I jest koniec dyskusji. Emocje pozostają i domagają się relacji naukowej i rozumnej z tego dalszego a koniecznego - ale nie można. Bo nie można. Ech, mili moi, fakt, nie można... Tylko czy na pewno nie można? - Cóż, można. Przecież to proste, przecież to oczywiste, przecież to już padło po wielekroć - przecież to znane od zawsze: należny wprowadzić w jeden i logicznie nieskończony ciąg zdarzeń skwantową rytmikę, jednostki i ich wielokrotność. Należy w "suchy" i wypreparowany ze zmiany wzór matematyczny, który musi takim być, wprowadzić fizyczne, realne, rejestrowane na każdym kroku stany przerwy, pustki - początek i koniec wyróżnionego. Jeżeli tak obrazuje się każdy tutejszy fakt i nie ma nigdzie żadnej innej formy opisu dla całości (wszech)świata - to nie nieskończoność oraz 21
  • 22. wieczność definiuje ten lokalny zakątek, ale stwierdzenie, że to tylko element wybudowany w tej nieskończonej-wieczności, jednostka w ramach zbioru podobnych - że to "jedynka" kosmicznego bezkresu. Kiedy postrzegać to jako jedność, są rozliczne problemy, kiedy ma to w analizie postać różnego w tej nieskończoności stanu skupienia i zagęszczenia jednostek - kiedy jest wyłącznie przechodzenie jednej konstrukcji w drugą, ale poprzez podprogowy do niej zakres tła (a więc poza rejestracją) - kiedy widzieć to jako skwantowaną ciągłość z lokalnymi bytami - to taki obraz, choć nieskończony, nie ma już w sobie niczego dziwnego. To oczywistość i konieczność. W takim ujęciu, podkreślam, jest wzmiankowana jedność i jedyność - jest nieskończoność i wieczność - jest wszechświat i Kosmos - oraz wszystko inne, co przynoszą wzory lub analiza logiczna. Tu niczego z tego zbioru danych nie brakuje - a nawet wszystko jest potrzebne, żeby te lokalne zbrylenia myślące wyjaśnić. Bo wszystko, co zostało poprzez wieki wypracowywane, jest oddaniem tej jedności - to jest ta-taka jedność. Jest taką jednością, ale w ujęciu logicznym, zsumowanym z jednostek. Natomiast fizycznie jest to zmiana z przerwami, zmiana skwantowana i nieskończona. Ale zarazem, podkreślam, to nie jest jedność i jedyność, ale wielość w Kosmicznej jedności. To nie jest nieskończoność tego analizowanego konkretu, tylko w tej nieskończoności lokalny element, jednostka w zbiorze. To nie stałość wszechświatowa, tylko przemiana w ryzach reguły. To to samo, co widać ze wzoru (nieskończony przebieg), ale zarazem część - ta jedynie możliwa do obserwacji część z bezkresnej całości. Wszystko się zgadza i znajduje na swoim miejscu, okazuje się dobrze spełniać wszelkie zasady i w dowolnym języku wypracowane abstrakcje - a zarazem to coś innego; wszystko się zgadza do ostatniego punktu - a zarazem to znacząco głębsze ujęcie; wszystko się zgadza, jak w taki schemat zmiany wprowadzić wypracowane przez wieki zobrazowania - a zarazem uzyskuje to wyrazistą, nieskończono-wieczną głębię, kiedy wprowadzić chwilowe i pokawałkowane stany skupienia. Na końcu tego działania uzyskuje się jedność oraz jedyność Kosmosu, gdzie lokalnie buduje się wszechświat - zawsze chwilowy i konkretny wszechświat. A jest to widoczne dlatego, że w takie bezkresne oraz jednorodne tło została wprowadzona banalna konstatacja: wszystko jest zbudowane z jednostek (kwantów) i jest jednostką (kwantem). Kiedy do matematycznego wzoru dodać konieczne dopełnienie w formule pustki, wszystko się z tła wyłania i jest wyraźnie widoczne; kiedy w niezrozumiałą i niepojętą jedność wprowadzić interpunkcję, treść staje się wyraźna i zrozumiała. I czytelna - i oczywista na/w każdym kroku. Tak po prostu zrozumiała. - Rozumiecie? 22
  • 23. A teraz ponownie wypada się zanurzyć w ten zagęszczający się gdzieś lokalnie w Kosmosie wszechświat. Jest ten docisk-nacisk - czyli w środku już rośnie ciśnienia. A jak rośnie gęstość oraz zmniejsza się w rezultacie odległość elementu od elementu, to w pewnym momencie (nie przypadkowym, przecież to zmiana skwantowana) - w pewnej chwili "pompowania" wszechświata zaistnieć musi taka sytuacja, że odległość jednostki od jednostki będzie także na jednostkę - jednostkę pustki. I aktualnie pojawia się istotne pytanie: co się zadzieje w sferze wszechświata (i to w całości tej sfery) - co się pojawi, kiedy taki stan i fakt zostanie zasilony kolejną porcją-warstwą kwantów - co się wytworzy? I odwiedź jest oczywista, też już wam znana: jednostka do jednostki tak zostanie w tym momencie dociśnięta, że zbuduje się, "zbryli" się w jednostkę. Teraz na tę nowo zaistniałą jednostkę składają się dwie jednostki z poprzedniego poziomu, z tego zerowego, brzegowego - z pojmowanego w taki sposób tła. Czyli, zauważcie, na nowym zaistniałym poziomie, już wewnętrznie (w ramach wzmiankowanego tła) tworzy się, pojawia się ("z niczego", w obserwacji od wewnątrz właśnie "z nie wiadomo skąd") - zbudowała się i rozpycha się nowość, nowa jednostka. - Jest podwojona wewnętrznie jednostkowa nowość. I to ona - w ramach tego nowo powstałego poziomu - ona jest obecnie elementem jednorodnego tła. To jej stan-kształt wyznacza tło - jest tym tłem i punktem odniesienia. To teraz jest tłem brzegu - nowego, na tym poziomie brzegu. Natomiast tamto tło, pierwotne, pierwsze w analizowaniu, ono jest i pozostaje, warunkuje nowość i jest odniesieniem - ale w piramidzie możliwości zaistniał nowy poziom. Elementy logicznie najmniejsze z najmniejszych dalej są tłem brzegowym - ale w tym momencie zbudowało się nowe tło. Lokalne w tamtym i ograniczone zasięgiem - ale jednak tło. I ono tak samo jest jednorodne oraz jedyne, tylko krąg zdarzeń jest mniejszy względem poprzedniego. Tu są jednostki i tam były jednostki, to zawsze i na każdym kolejnym poziomie świata ("wyciskanym" czy "wciskanym" do danego zakresu) są jednostki - i to one tworzą tło w tym obszarze. Zajętość oraz skupienie elementów na/w każdym poziomie rośnie - one są coraz bardziej w sobie rozbudowane, jednak obok i równolegle są takie same jednostki. I łącznie taki zbiór, taka "płaszczyzna" jest jednorodnym tłem. A swoją drogą, zauważcie, że opis w formule "góra-dół" - to ma się tak jakoś dziwacznie. Można tak to prowadzić, ale z tym uzupełnieniem, że tło, więc brzeg, więc dopełnienie do wyróżnionego poziomu - to w takim zobrazowaniu stan liczny, znacząco większy od budującej się w owym tle jednostki. A więc z każdej strony otacza fakt i jest ponad nim. Czyli coś mniejszego i "cegiełowatego" jest ilościowo wobec elementu znaczniejsze, bardzo znacząco większe. Opis poprowadzony z uwagi na komplikowanie się elementów buduje piramidę "w górę", czyli kończy 23
  • 24. się elementem logicznym, neuronem - ale ten sam opis prowadzony "w dół", do środka, jako fizyczne wyłanianie się jednostek, to również jest piramida, tylko że efektem jest "wciskanie" takiej jednostki w poziom leżący poniżej. Aż do samego dna - aż do punktowego stanu w formule dna. I d-n-a. Logicznie jest to opis "w górę", fizycznie "w dół". Co taka nowość zaistniała w tym nacisku-docisku ma wokół siebie? I też odpowiedź jest oczywista: wolny tor zmiany. Czyli ruch w tle, ale z elementem swobody. - Przecież ten poprzedni ostatni docisk, w którym te jednostki nowego poziomu powstały (co ma dla fizyka już postać "wybuchu", momentalnego zaistnienia, a co trwa ogrom czasu i przestrzeni w ujęciu zewnętrznym) - ten docisk uwolnił tym samym na poziomie zerowym, w tle brzegowym, miejsce na dalsze i kolejne pompowanie elementów. I ten docisk idący z kosmicznego tła działa w najlepsze dalej. Ale zarazem, zauważcie, nowy poziom nie jest maksymalnie zapełniony, coś się w nim może dziać. Przecież on się dopiero zaczął. Czyli może być ruch, ale i dalsze dopełnianie o kolejne jednostki z tła, które przecież ciągle są wciskane w taki nowo powstały zakres. Kiedy i na tym dojdzie do takiego rozkładu i zagęszczenia, że nie ma ruchu, że "za tyknięcie" będzie stan krytyczny - to i w tym poziomie zaistnieje nowe. I opadnie niżej w piramidzie możliwości komplikacji. Opadnie lub się wzbije, to od obserwatora zależny kierunek opisu - ale na pewno zawiera się w tle. W tle tego poprzedzającego poziomu. Ale i w tle wcześniej w całości zaistniałym, poprzedzającym. Ale też w tle absolutnym, kosmicznym. I zawsze w tle. Obok takiej jednostki jest ruch, nawet pustka, jednak w podprogowym zakresie jest warunkujące istnienie tej jednostki tło-brzeg i jego jednorodne, płaskie zapełnienie. Widać wierzchołek "góry" - a to warunkowane jest ogromem elementów poniżej - widać "pyłek" - a to opadające na dno "kwantowego oceanu" zbrylenie w formie pyłku. To "dno" jest fizycznie wszędzie, znajduje się w dowolnym kierunku fizycznej mieszaniny, ale logicznie to dno i punkt. I środek zmiany, którą okupuje myślący pyłek. To zawsze tylko pyłek wobec zakresu brzegowego. Ale konieczny. 24
  • 25. Kwantologia stosowana - kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 10.5 - Cząstki wirtualne. Można popaść w zwątpienie. Koledzy, tak, można. Nie pocieszajcie. Doceniam wasze słowne zdanie i chęć szczerą, ale jest tak, zauważcie, że gdzie tylko spojrzeć i się nad tym pochylić, to taka, widzicie, niepewność się rodzi w tym oglądzie - z niego się poczyna w emocjonalnej szamotaninie. Bo to w tej pogłębionej analitycznej obserwacji wychodzi, że nic pewnego i stałego, że tylko zmiana oraz splątanie wszystkiego ze wszystkim - i że to takie wirtualne. Niby, koledzy, cząstka, a to ona tak tutaj na mgnienie, taka w sobie pozaczasowa. Tak, koledzy, w tej tam dali, albo i w tej tu punktowości, świat się wirtualnością pokazuje, niby jest, niby fizyka - ale wirtualnie. I jak tu się, koledzy, nie zamyślić, jak zwątpienie odgonić? A takie zwątpienie, koledzy sami wiecie, to groźne ono w sobie być może. W fizykę, w naturalność i nawet w nadnaturalność, we wszystko może uderzyć - kiedy się tak będzie rykoszetem po otoczeniu snuło, to, sami rozumiecie, różne skutki z tego mogą być. Wstaje człowiek rano, się po świecie słoneczkiem okraszonym albo i deszczem spłukanym rozgląda, i ma z tego ranka poczucie, że znośnie jest, a nawet czasami i dobrze - czyli generalnie ujdzie. I tu się schyli do tej materii czy pustki wszechświatowej - i wówczas się okazuje, że to ani materia, ani pustka, a tak po prawdzie diabli wiedzą co. Bo to niby pustka, niby tu żadnego czego i zupełne nic, żadnego atomowego kawałka, ale to w oglądzie powierzchniowym wygląda na takie, to złudzenie postrzegawcze jest. Tak, koledzy, złudzenie. Bo w tej pustce, zauważcie, aż się gotuje od zderzeń tego niczego, czego podobno tam nie ma, z innym niczym, też podobno nieobecnego. Tak, koledzy, to nic z tym innym nic się paruje, scala, w związki bliskie wchodzi - i ten taki laboratoryjny ciura to sobie notuje w przyrządzie rozbudowanym jako cząstkę. Cząstkę nie cząstkę, koledzy - bo to jest, a nie jest, koledzy, to się pojawi, ale nieuchwytnie w tym naszym fizycznym zakresie; to mignie i znika tak szybko, że i najdokładniejszy stoper tego mignięcie nie odnotuje. Ech, koledzy, i jak tu zwątpienia w to słoneczko czy deszczyk nie doznać - jak z duszy piskliwe nutki odegnać? Jak, koledzy? Powiecie na to, że sprawa niewarta dyskomfortu emocjonalnego, to w sobie przecież pospolite, zawsze się dzieje, coś tam na tej granicy świata wirtualnie poczyna w intymnym związku elementów - i że to w całości drobiazg, bo są istotniejsze dylematy. Może, nie wiem. Dla mnie jednak pustka, która pustką nie jest, a też pustka, która tworzy coś z niczego - to, przyznaję, stan poniekąd dziwny, ociekający nadzwyczajnością rodem z niematerialności jakoś definiowanej przez jakiś tak w sobie pokręconych - to generalnie i w szczególe pozbawione sensu. Nie wiem, może i można to pominąć w spojrzeniu, takim nietutejszym zachowaniem się nie przejmować, albo 25
  • 26. przyjmować to z dobrodziejstwem zastanym i niewyjaśnialnym - albo i jako dogmat czy aksjomat to ustawiać sobie w systemie. Pewnie tak można. Ale ja, widzicie, w tym się istotnego dopatruję - dla mnie w takim informacja o wszystkim się zawiera. Nie jest ważne, czy gdzieś tam na metr sześciennie zliczany się jaka cząstka wykluwa, to takie sobie po ogólnym przekazie treściowo jest ubogie i wątłe. Istotne wielce natomiast jest to, że ta pusta pustka pustką fałszywą się okazuje, że ta pustka to nie pustka, że to tak do granic zapchane, że tam palca nie wetkniesz. - I że pokazuje się to chwilą wirtualną, poza pomiarem. Tak, koledzy, to jest w tym ciekawa a ważne, że pustka zapchana po graniczność i że z tego coś się na mgnienie wyłania. Fizyk, wiadomo, to taki ktoś, że w swoje paluszki chwyta wszystko, co mu się tylko schwycić uda. A jak pochwyci, to obraca oraz maca, nawet się w środek wwierca i rozbija, tego składnika jednostkowego wszelakiego poszukuje. I to tak od zawsze idzie, i nawet skutecznie. Tylko, koledzy, jest teraz ciekawe pytanie: jak taki ktoś może taką wirtualną cząstkę chwycić - jak ją zbada, co w niej ustali za fakt i cegiełkę, za składnik? Fizycznego realu można dopaść w jego jakiej tam konstrukcji, realność daje się pomierzyć, nazwać - tak a tak w tabelkę upchnąć, wiadomo. Ale jak wirtualne, więc nieostre i ulotne zdefiniować? Wzorem można, prawda, można takie coś policzyć, nawet i zapostulować w istnieniu mgnieniowym - tylko jak to złapać w wielki czy mały przyrząd? Fakt, koledzy, nie można. I jest problem: co tym wirtualnym faktem jest i z czego i dlaczego jest - i co to oznacza w całościowym ujmowaniu świata? Co, koledzy? Żeby powiedzieć, czym są "cząstki wirtualne", koledzy, trzeba wyjść od tego, że wszechświatowa bańka to zapchana elementami sfera, tak do granic możliwości. Omawiane to już było, koledzy, wiecie, że to się pompuje z zewnątrz do środka tutejszego czasu - a później, tak na dziś, to już się wytraca zewnętrznie do nieskończoności. A braki uzupełniane są z rozpadu czarnych dziur i że dzieje się to poniżej waszego fizycznego rejestrowania. Mniejsza o to, obecnie liczy się to zapchane maksymalnie wnętrze i stabilne ciśnienie. Bo, zauważcie, jak to tak wypełnione, logicznie bez pustki, to się wystarczy tylko o to oprzeć, nacisnąć ten balonik, paluszkiem małym czy dużym tknąć - a w akcie badawczym coś się do czegoś doda, coś z czymś się połączy, coś na tyle się do drugiego podobnego tak zbliży, że pojawi się w obserwacji waszej fizycznej. Musowo tak się będzie to działo, ponieważ ten nacisk, nawet dla was najsłabszy, taki już granicznie dla fizyka słaby, on jednak jest naciskiem-dociskiem, to ma w sobie ogromny potencjał nacisku względem tego, co się w pustce fałszywej dzieje. Z wzorów wam wychodzi, koledzy, że to nie pustka, że zapełnione jest to "faktami", więc kiedy tak to podprogowe i niepoznawalne nacisnąć - jak niepoznawalne do niepoznawalnego w akcie obserwacji-pomiaru docisnąć i dopchnąć, to z tego musi, musi się coś wam pokazać. Nie ma zmiłuj, jak ciśnie, to dociśnie - i tryśnie. Coś się do czegoś w tym akcie dociśnie, więc musi się wam cząstka, choćby na mgnienie, 26
  • 27. pokazać. Rozumiecie? Tak, koledzy, wszechświat zapchany do granic, ale dla was to poziom w badaniu skryty na zawsze, to też już wiecie. Matematycznie można w zapale to obrobić, ale tego schwytać w szczypczyki się nie da - i to nigdy. Dla was jedynie te nadprogowe efekty dociskania są jakoś dostępne, dalsze i głębsze to już poza fizyką się lokuje. Czym jest ta podprogowa drobnica, która pchnięta-dociśnięta może w obserwacji się pokazać? Można to zdefiniować jako "pole kwantowe", można inaczej, nie ma znaczenia. To jednostki czegoś, które są już same w sobie rozbudowane, to jest daleko powyżej logicznie uznanego za jednostkę - ale to jeszcze nie może być fakt fizyczny. I to jest tu bardzo istotne: to stan skomplikowany, znacząco ponad stan logicznej jednostki rozbudowany, jednak to ciągle zbyt mało na zaistnienie w zakresie nadprogowym, w obszarze fizycznym - już coś jest skupione, ale w tak wyróżnionym ciągle zbyt mało elementów na pokonanie progu, żeby się pokazać. - W takim zagęszczonym chwilowo strumieniu energii jest zbyt mało składowych, żeby mogło się stać to faktem i elementem fizyki - żeby zostało "wypchnięte-wciśnięte" ponad próg. - Albo opadło w obszar fizyki, ponieważ ustalenie, czy "fizyka" to zdarzenie ponad progiem, czy odwrotnie, poniżej progu i wnętrze - ustalenie kierunku tworzenia się struktur to już sprawa ocenna i wynika z preferencji postrzegania bytu. Liczy się w tym opisie to, że ta drobnica jest i przy zaistnieniu w okolicy nacisku zewnętrznego, może się "zbrylić" w większą, już rejestrowaną wielkość. Ale obecnie wymaga w sposób szczególny podkreślenia fakt, że taki nacisk się pojawia i że działa. Dlaczego? Ponieważ jest to czynnik dla zaistnienia "cząstki wirtualnej", czyli na mgnienie, to element najważniejszy - to być lub nie być takiego, już przecież fizycznego faktu. Że on na mgnienie jest faktem, to mniejsza, ale jest. A przecież, jak nacisk nie będzie ustawał, to "mgnienie" stanie się na przykład sekundą w pomiarze i ten pomiar umożliwi. Fakt fizyczny to zdarzenie - przenoszący o tym informację nośnik - oraz, tego nie trzeba zapewne podkreślać, obserwator. Zwracam uwagę na to, że taki "fakt" może być tak minimalny, że się fizycznie nie objawia, że jest poniżej progu, ale obserwator swoim działaniem, więc naciskiem, może go wydobyć z tła - tak oddziała na elementy, że te się skupią; kierunek, źródło i powód nacisku nie ma tutaj znaczenia, liczy się to, że ten nacisk jest. Rozumiecie? Samodzielnie ten słaby fakt nie zaistnieje, ponieważ nie ma dostatecznego zasobu sił na rozpychanie się w otoczeniu, czyli w zakresie fizycznym. Każdy fakt, który wyłania się ponad progiem, i to dowolnie pojętym progiem, musi dysponować siłą naciskania swoim istnieniem na otoczenie i w nim się rozpychać, dosłownie rozpychać. Bo przecież słabowity i cherlawy zostanie przez oporne i twarde dla tego istnienia środowisko ponownie w tło wciśnięty - żeby pokazać się ponad progiem, trzeba ostro pracować łokciami i zębami, inaczej nie ma mowy o rozglądaniu się po okolicy. I nie jest to metafora, to oddanie każdego i zawsze zaistnienia w ramach każdego poziomu, który 27
  • 28. buduje się w rzeczywistości. Liczy się na tej granicy zaistnienia to, że jest podwojony nacisk i docisk - nie samodzielny "fakt", który nie ma siły zaistnieć, który jest zbyt nieliczny, żeby przekroczyć próg komplikacji. Ale jeżeli z dwu kierunków, czyli z jeszcze niższych zakresów tła pojawia się nacisk, a to zapewnia "pompowanie" świata przez zewnętrzne warstwy kwantowe (zewnętrzne, czyli spoza wszechświata, albo zewnętrzne, a więc podprogowe, z rozpadu osobliwości) - a zarazem on spotyka się z naciskiem-dociskiem aktu pomiarowego (w zakresie granicznym i jakoś progowym; w strefie między "pod" a "nad" - w "strefie wirtualności"), to tak sparowany, podwojony docisk musi wytworzyć element nadprogowy, to już wystarczy. I nie ma znaczenia, co za taki akt uznać, każdy nacisk idący z fizyki to wydobycie ponad próg umożliwia; jak jest podwojenie, to zawsze z tego coś się zapoczątkuje. To może być, jak powyżej, akt obserwacji czy dowolne działanie - to może być drugi i niezależny w sobie słaby "fakt", który lokuje się w płaszczyźnie, czyli obok. Oba są na tyle w sobie niezborne i tak mało zgromadziły elementów składowych zawartych niżej w zmianie, że brakuje im (każdemu oddzielnie) sił na wydobycie się ponad poziom progu. Ale skoro wszystko drga w tym jednorodnym tle, przemieszcza się, jest w ruchu i notuje naciski z każdej strony - skoro zawsze jest nacisk-docisk wszystkiego na wszystko - to prędzej albo później (jednak poniżej nadprogowego czasu, więc już w obszarze działań dla fizyka "upiornych") coś się do czegoś doda - element do elementu w takim działaniu zostanie dociśnięty-popchnięty. I już wespół-zespół pokaże się taka podwojona jednostka fizykowi. Na mgnienie, zawsze wirtualnie, będzie wzorem albo też matematyczną analizą uchwytne - ale się pokaże. A kiedy nacisk trwa, to nawet i dłużej, jak już padło. Co więcej, co tu istotne, ta graniczna wartość drgań, tych drobnych oraz podprogowych nacisków, która tworzy wszystko naokoło istniejące (przecież każda ewolucja, każdy fakt sam ciśnie na otoczenie, ale i otocznie na niego wywiera wpływ) - to wszystko razem tworzy rozedrganą i nigdy stabilną całość. I tym samym tworzy, wyznacza graniczną dla fizycznego obserwatora wartość skomplikowanego zaistnienia. Niższe jest podprogowe i nieobserwowalne, choć konieczne, a powyżej granicy to przykładowo drgania cieplne świata, które są najniższym poziomem obserwacji - najmniejszą mierzalną wartością, które oznacza, że w tym i na tym "zakresie" buduje się, składa w obserwowalne dla fizyka "coś" cała piramida mniejszych i nieobserwowalnych zdarzeń. Najniższa wartość drgań świata, tło w postaci cieplnego obrazu, to aktualna, na dziś notowana fizycznie odległość elementów tworzących to wszystko. One są tak od siebie i w stosunku do siebie oddalone, że wymaga to takiego docisku, takiej procedury, żeby mogły zaistnieć fizycznie. To nie pozostałość po kiedyś tam istniejącym, ale to stan na dziś, to poziom drgań oznaczających obecną gęstość świata, z której i w której może się coś nadprogowego pojawić. 28
  • 29. I dlatego, i stąd, koledzy, w akcie pomiaru-poznania nie ma i być nie może "wiedzy" o kolejnym kroku budującego się faktu - ponieważ to nie fakt, tylko właśnie w pomiarze oraz obserwacji fizyka stający się aktualnie element świata. Nie cząstka, nie atom, nie kamień czy człowiek, nie wszechświat - tylko dynamiczna, a więc stająca się i zanikająca jednocześnie wyróżniona w tle konstrukcja. Wielka w obserwacji góra czegoś, na skutek mnogości elementów taką "górę" tworzących, wydaje się chwilowemu obserwatorowi niezmienną - ale to tylko i aż zmiana w trakcie przekształceń. Nic więcej. Góra czy elektron to zmiana - a przez to nigdy ostro zdefiniowana, zawsze rozmyta, zawsze w stawaniu się. I tylko tak. Jeszcze jedno w tym kontekście wymaga podkreślenia: powyższe fakty i opis procedury budowania się elementów "fizyki" (forma zapisu ma tu znaczenie), to ma zastosowanie generalne, ogólne, dotyczy każdej wyróżnionej ewolucji. Oczywiście w tym zapisie odnosi się do ustalonego we wszechświecie granicznego poziomu zjawisk, poniżej których jest niedostępne dla fizyka "pole kwantowe" i jego upiorne naciski-dociski, ale budowany tutaj obraz ma zastosowanie w każdym przebiegu - w tym, co za fakt i zmianę obserwator uzna. Chodzi o logicznie ustalony tok zdarzeń, i to niezależnie od konkretnej procedury - chodzi o wszelkie kwantowe procesy świata. A innych przecież nie ma... To może być cząstka wirtualna dla fizyka, ale to może równie dobrze podprogowe zdarzenie w postaci okresu prenatalnego dla lekarza; to może być zakres komórek czy narządów w stosunku do organizmu; może być poziom bakterii wobec ciała nosiciela; atom wobec tworzącej się w czasie i przestrzeni góry; kropla wody wobec oceanu, planetarny glob wobec wszechświata... Każda wyodrębniona w analizie ewolucja w toku jej zachodzenia, na skutek kwantowego charakteru zmiany, a to ma umocowanie w najniższym i pojętym logicznie zakresie - to ma w sobie graniczną strefę, poziom, próg, dla którego jest strefą do obserwacji niedostępną, skrytą, ciemną. Powyżej jest fizyka takiej ewolucji, poniżej-dalej Fizyka. Ale zawsze, zawsze jest to konkret, fakt i coś, co istnieje. Że nie zawsze istnieje namacalnie w pomiarze, to w proponowanym ujęciu już sprawa naturalna i oczywista. A że dla niektórych dziwaczna, że ma w sobie "komponent dodatkowy"? To efekt nieostrego postrzegania lub brak oprzyrządowania umożliwiającego poznanie. 29
  • 30. Kwantologia stosowana - kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 10.6 - Wszechświat. Tak, o wszechświecie - na ostatniej lekcji mówiliśmy o tym tutaj i naokoło, czyli wszystkim. To tak do końca wszystko nie jest, ale w fizyce to wszystko, dla fizyka, mówiliśmy, to wszystko i niczego w jego przyrządzie już ponad ten wszechświat nie ma. A nawet i to też nie jest jeszcze tak zupełne wszystko, bo tylko wystające nad taką powierzchnię tego tła. Tak mówiliśmy. Albo też to jest widoczne w tym wszechświecie dla fizyka tylko, co się pokawałkowało, czyli się zebrało w sobie i zbryliło, i opadło na dno świata. I my tak żyjemy na ocenie i w tym ocenianie, i na dnie. I takie właśnie fizyk bada. Albo inny w sobie laboratoryjny osobnik. I kiedyś tam było o Kosmosie - a teraz o tym właśnie wszechświecie, takim w sobie i wobec tego kosmicznego niższe, wewnętrzne, lokalne, i w ogóle. Takim skończonym w czasie i przestrzeni, mówiliśmy. Jako że Kosmos to w sobie jeden i jedyny, i nieskończony - a wszechświat to już skończoność. Ten czas się kiedyś tam zaczął, to dawno było, ale kosmicznie tuż co, mówiliśmy. - I ta przestrzeń też się była w tej przeszłości wyłoniła z niczego. Tak mówiliśmy - nie zmyślam. Że z niczego to wszystko tutejsze było się dla fizyka tak pokazało. Było sobie nic, ale takie fałszywe to w sobie było nic, pole nie pole - a może i łąka, kto to wie - i się z tego wykluło gdzieś w zakamarku takie i podobne, czyli namacalne. I wszechświatowe. I dalej to się kluje, niekiedy się to nawet życiem pokaże albo tam jakoś inaczej, też to mówiliśmy. I nie tylko na ostatniej pogadance lekcyjnej, ale i na biologi, bo i biologia się w tym wszechświecie wykazuje, pokazuje się i sama pokazuje, i także obserwuje. A ten Kosmos, mówiliśmy, to nie ten wszechświat - to dalej jest. A i wyżej - tak to można przedstawić. Choć po prawdzie, tak mi tata w domku to opowiadał, to żadna prawda głębsza, tylko tak sobie nasze pomyślunki to pokazują - bo nie jest dokładnie tak. Ten kosmiczny i wyższy obszar to ani obszar jest po prawdzie, ani wyżej czy niżej nawet, on jest wszędzie wokoło - a i nawet w tu i nas. Bo na takie kosmiczne to się coś i nic składa, o tym kiedyś było - tu to samo coś i nic się znajduje, więc nie można powiedzieć, że to dalsze albo i tam bliskie, bo to we wszystkim tak fizyczności służy. Tylko ta taka fizyczna masa, co jej podobno tyle brakuje, ona się pokazuje i pozwala się pokazywać. Że to tylko, tak mi tata wieczorem mówił, jak lekcje sprawdzał, że to tak inaczej w sobie zbiegnięte - znaczy się skupione, znaczy się skondensowane i spakowane. Czy jak to tam jeszcze by nie nazywać. Takie, mówił, stany skupienia to są, i one są inne, od tego do tego punktu są takie, a od tu do tamtego w sobie inne. - I te skupienia, bryłki czegoś, może i na przykład kamyk to być, a może i atom albo komórka, że to jest już widoczne w tym naszym świecie - czyli takim wszechświecie. I ten tak poskupiany w kamyczki i inne zgęstki taki wszechświat to już jedyny w tym Kosmosie jest. - Niby taki sam zawsze i wszędzie w 30
  • 31. tym kosmicznym bezkresie, bo Kosmos nie ma początku i końca, ale w jedynym zawsze wydaniu taki wszechświat się buduje, to zawsze jest w bezkresności jeden punktowy fakt na prostej, tak mówiliśmy. Nic się dwa razy nie trafia, choć się co rusz powtarza. Choć, tak to opisywaliśmy, to nie do końca tak jest, ponieważ to się powtarza w tej nieskończonej nieskończoności. Ona sobie jest i jest - i jeszcze w dalsze jest, i tak jest nieskończona nieskończenie. A skoro taka, to nie ma znaczenia, jak się to długo i daleko ciągnie i jak to się w tym coś skończonego buduje. Bo tego nieskończonego i tak nie można w to zbiegające się zaliczyć, to jest tłem dla takiego zbiegniętego. Bo to i nawet nieskończony etap może się dziać między jednym a drugim czymś takim, i to nie ma żadnego znaczenia. I w tym zbiegającym się i później rozbiegającym się wszechświecie, tu w tym takim i dla takiego kogoś, to nie ma nic a nic znaczenia, co najwyżej go w zadziwienie wpędzi przed zaśnięciem, nic to takiego, bo dla niego nie istnieje. Jak on nie istnieje, ten analizujący to, to dla niego ten nieskończony etap nie ma znaczenia, on sobie o tym myśli, a że było przed tym nieskończenie wiele, to jest poza nim. W jego obserwacji nieskończenie wielki etap zmian to nieskończenie w sobie mały etap, nie wchodzi w jego pojmowanie. Jak już sobie takie myślenie uprawia, to tamto nie ma nic dla niego ważnego. Ale ten wszechświat, taki w kosmicznym jeden lub liczny, to nie ma już znaczenia. Co najwyżej można sobie o tym pogadać, czy są jeszcze w tym bezkresie obok inne, bo to generalnie ciekawe. Ale bez sensu. Bo to poza obserwacją zupełną. Więc jak ten nasz wszechświat się zaczął, to się zmienia. A też się oczywiście kiedyś skończy. Bo jak coś się było zaczęło, to musi się obowiązkowo skończyć. I podobno to daleko ma być w tym tak nazwanym czasie, kiedyś tam daleko to ma być. Ale to pewne tak do tego końca nie jest. Są i tacy, mówiliśmy o tym, co to mówią, że i koniec taki może biec w nieskończoność - a są inni, co to koniec już za bliskim zakrętem widzą. Nie wiem, jak to ma być, ale ma być, to pewne tak w sobie na sto procent. Choć z tych stu procent, też takie mówiliśmy w detalach, to jedynie cztery się daje jakoś zauważyć. Tu czy tam. I po każdym kącie tego wszechświata tak jest. Jest niby sto procent, policzone i bilans we wzorze się zgadza, ale kiedy tego szukać na niebie, kiedy zderzać w machinach - to brakuje, i to solidnie brakuje. Bo jak tu ma się to zgadzać, jak widać cztery, a brakuje dalszych procentów ze stu? No, nie może się zgadzać. Więc ten wszelaki element wszechświatowy się tak od siebie oddala i oddala - rozrzedza się i rozrzedza - że kiedyś tam już nic prawie z tego nie będzie. Ale jednak, tak mówiliśmy, bo inni tak mówią - ale że to dalej ma być i robić za ten wszechświat. - Już nic nie będzie widać od jednej wysepki czegoś do innej, i się będzie to tak działo długo i dłużej, że nawet to trudno pojąć. Ale dla nich dalej to ma tutejsze być, dalej wszechświat, dalej to samo, choć takie już też okropnie inne. Zimne i nijakie. Ja tam nie wiem, może, skoro tak mówią, to może w tym jakaś głębsza nawet myśl się znajduje, może to tak się będzie działo, nie powiem, nie wiem. Ale mi się to nie podoba. Zupełnie mi się nie podoba. To dziwne tłumaczenie, choć pewnie z logiką w takim środku - może i z 31
  • 32. ziarnkiem sensu. Może szczątkowo z sensem. A inni jeszcze mówią tak, że to tak już teraz jest - czyli że w dal się oddala. Bo musi. Że to się z wzorów bierze. Znaczy się, że wzory przeróżne tak to podpowiadają. Że tego obserwowanego jest też tylko maleńki fragmencik, który jakoś tam fizyczny osobnik widzi i mierzy. I nie wiem, czy to samo w tym się tak kryje, to nie ma znaczenia, ale i tak wiadomo, że w tym jest taki sens informujący, że obecne jakoś widziane to pyłek z tej skończonej wszechświatowej budowli. Że jest całe sto, ale widać z tego cztery. A czym jest dalsze, to najstarsi nawet nie wiedzą, i pani też mówiła, że nie wie. Nawet tata, co wie wszystko, też tak się zgodził, że nie wie. I ja też nie wiem. Choć to pewnie coś tam w sobie jest, bo jak jest - to znaczy, że to coś jest. Bo to nie może przecież być nic. Niby tacy jedni gadają, że może być coś bez tego czegoś w sobie, ale to tacy jedni są, że lepiej się nimi nie zajmować - tacy obeznani z matematyką i podobnymi nienormalnymi rzeczami. Oni nawet powiadają, że te konstrukta poza już wszechświatem sobie bytują i się ze sobą wymieniają czym tam popadnie, nawet się informują tak o nie wiedzieć czym - i że one czasami tutaj są obecne oraz że to wszystko w takim wszechświecie oznaczają. Ja tam nie wiem, tak to mówią, ale mi to wygląda na niezbyt, a nawet przemyślane. Może i zabawne, może nawet coś o tej tu wszechświatowej części bezkresu to opowiada, ale generalnie w sobie mało poważne to jest, a wręcz zupełnie bez powagi. Bo jak może być w sobie coś, co nie ma żadnego coś w sobie - mówię, że nie może. To niemożliwe i bez znaczenia. Bo przecież jak jest we wszechświecie kamyk albo inny osobnik, to on na pewno ma w sobie coś. Można takie pomacać, można na takie sobie spojrzeć - i rękę można podać, fakt, można. A na takie bez czegoś w sobie, jak na takie spojrzeć, jak rękę podać? Nie można i nigdy nie można. Więc jak można mówić, że jednak coś takiego sobie bytuje w tej tam i gdzieś pozaczasowości? Nie można. Nie uchodzi. Ale oni gadają, ci tacy jedni, tak rozprawiają tu i tam. Na pustce te swoje możliwości budują i się chwalą, że coś obmyślili - dziwne. W głowie mają zawsze fizyką napędzany etap zmiany w toku zachodzenia - opisują fizyczną i zawsze zmienną w czasie i przestrzeni ewolucję, zawsze to odnosi się do materii w jej różnym zgęszczeniu, więc jakim tam cudem czy inną dziwnością, jakim logicznym sposobem dla nich ta niematerialność się w tej zawsze fizycznej całości - lub i poza tą całością - pokazuje, tego nie wiem. To bardzo dziwne jest i wielce w sobie nieodgadnione. - Ale tak jest, niestety. Gadają owi, że to jakieś "duszne" jest, że to inne od wszelkiego, że to trzecie i dopełniające do obserwowanego. Mówią, że materia jest, że promieniowanie - i że to inne, niematerialne albo matematyczne, tak to się wyrażają. Coś jest i nic jest, mówią - i duchowe, znaczy się bez nośnika, bez szkieletu, czyli lepsze, czyli wieczne, czyli pożądane. Żeby ich. Jak tacy coś takiego mogą mówić, nie wiem - to dla mnie absolutnie, kosmicznie, nieskończenie niepojęte. Jak taki jeden z drugim takim samym coś podobnego może głosić - nie wiem. Jak można pokazywać, że takie bezcielesne bytuje, bo jak to ma tak bytować, w czym oraz na 32
  • 33. czym? - Na lub w pustce bytuje, próżnia mędrkuje i informacyjnie się zmienia? Nic, to kosmiczne i zupełne nic się w tym jakoś odmienia? Ech, powiem, że to dziwne mi się wydaje, że tym i takim coś takiego się zdaje. Wielce to dziwaczne. Widać z tego, że w tym skończonym wszechświecie dziwy nieskończenie dziwne mogą się w zalęgnąć w pomyślunku, że tu taka swoboda w stanie chwilowym i wolna wola kreacyjna się zawiera, że nawet byty wolne od materii mogą zaistnieć. Że i tak zawsze materialnie, że to zawsze przecież w materialnej głowie się pokazuje? A czy to ma znaczenie w takim brzegowym pomyśliwaniu dla takiego kogoś, kto abstrakcją tak sobie tu i tam rzuca? Wyuczy się żonglerki pojęciami, świata w jego realnie fizycznym stanie nie dotyka na co dzień - bo się pobrudzi i w ogóle źle kontakt z namacalnym znosi - to później w bezcielesne i podobnie nieobyczajnie może zawierzyć, taka jego owaka. Trzeba jednak powiedzieć, mówiliśmy o tym, że w tej wszechświatowej procedurze jest inne dziwne - i to się w tym obrazie znajduje. Czyli że w tym ciągu zmiennie istniejącym są ograniczenia i wartości, które mocno się rzucają w pomyślunek - szczera prawda. Że jak jaką bardzo daleką jedną cyferkę tak o jedynkę zwiększyć albo i zmniejszyć, to już cała wieża elementów się sypie w ten tam proch i pył. A po prawdzie to nawet i prochu ani tego pyłu by nie było, ponieważ ten wszechświat tak się zestroił w swoim zmienianiu, że tylko takie a nie inne zestawienie tych cyferek się zgadza z rzeczywistością. I jak to poruszyć, to niczego nie ma - i jest zaskoczenie. Bowiem to wygląda dziwnie, trzeba przyznać, też o tym mówiliśmy. Tylko że to dziwne nie jest, też mówiliśmy. To takie w sobie niby zaskakujące, a to takie proste w sumie jest. Jak się temu dokładnie przyjrzeć, to żadna w tym zaskakująca mieścić się nie mieści okoliczność to tylko tak się materialnie i fizycznie dzieje, bo tak się to musi dziać w tej pokawałkowanej oraz kwantami nasiąkniętej ewolucji. Czyli, mówiliśmy, to się zbiega, dociska w sobie, jedno do drugiego się zbliża i jest dopychane w pompowaniu tej światowej zmiany. I w efekcie, takimi szczebelkami drabiny tworzącej się, w tym procesie wytrąca się ten myślący na końcu osad. Gęstnieje, tak do maksimum to możliwego gęstnieje - i jest atom albo człowiek. Takie coś zawsze w tym wszechświecie na chwilę - zawsze w takim dociskaniu i w trakcie stawania się - zawsze nabiera ciała lub go traci - jednak zawsze na chwilę tylko. Owszem i prawda w tym, że możliwość takiego atomu była w przeszłości historycznej się pojawiła, i dawno to było. Tylko że na codziennym etapie to zawsze jednostkowa jednostka i konkretna się tu dzieje - możliwość kiedyś i tam zaistniała, ale tu tylko ten osobniczy fakt się od ziemi odrywa i rozgląda po okolicy. A rozgląda się dlatego, że może. I dlatego, że jest tło, które takie widzenie umożliwia. Bo przecież jak jest jednolite, jak wszystko w dal jednakowe i niewyróżniające się w żaden sposób - czyli całość to jedne i jedyne tło, jak w tym Kosmosie - to bez zbiegnięcia się w coś większego, w tej nieskończonej jednolitości niczego dojrzeć się nie daje, bo jak? Jedno w jedno takie identyczne, to jak w tym coś zauważyć, nie można. Ale jak się jedno do drugiego zbliży, jak zbiegnie w kupkę, jak się 33
  • 34. zetknie, aż ciarki po plecach zejdą - to takie coś już można doznać i nawet poznać, i nawet pomierzyć. I to się już liczy w tym ogólnym bilansie, to już faktem rzeczywistym po świecie widać. I jest też ta wzmiankowana obserwacja. I jest tło, takie eteryczne tło z jego podprogowym zakresem dziania się i odmieniania - i jest to widoczne, już zbrylone w dowolne coś dużego. I to duże jest dostępne dla fizyka, dla wszystkich. To tło sobie tam jest, a tu widać. I fala się informacyjna wówczas we wszechświecie rozchodzi, bo tych elementów nośnikowych tej fali powstało dużo, a nawet bardzo dużo. One się wybudowały i narodziły, przeszły z etapu podprogowego - i się pokazały. I cisną na otoczenie już takie duże - i tym samym ten nacisk istnienia przekazują dalej w takim po brzegi i maksimum zapełnionym świecie wszechświatowym. I ten nacisk o krok dalej kolejne do zaistnienia powołuje, gęstnieje lokalnie w tym dociskaniu i naciskaniu kwantowe tło, zbiega się oraz wiruje tak w lewo, tak w prawo. Zależnie od postrzegania to wyż lub niż się z tego patrzącemu pokazuje, ale ważne, że sygnał i wiadomość są przeniesione. I znów mogą, w nowym już punkcie, kolejną ewolucję tworzyć. I trwa to tak długo, aż przerwa się nie zrobi w sztafecie, nim nie zabraknie albo siły naciskającej, albo elementów do ściskania i tego zbrylania. A to długo może trać. Albo i krótko. Jak małe, na przykład jaki foton, to biegnie taki nacisk i biegnie, tworzy i tworzy szereg aż po horyzont obserwowalny tych fotonowych wypiętrzeń z tła. Ale jak duże takie i skomplikowane w sobie, to ten nacisk jest, owszem, ale w nieodległe rejony sięga - tak do zakrętu najbliższego. A jak się to w zakresie biologicznie mokrym a bardzo rozbudowanym dzieje, to już bardzo blisko to się dzieje. Więc trzeba się mocno ścisnąć i docisnąć w sobie, co by z tego ten następny rzut ewolucyjny zaistniał. To się na styk dzieje, na jednostkę oddalenia kwantowego. Ale jak się tak zadzieje, to się później można krzykiem rozglądać po światowej okolicy, a nawet w bezkreśnie kosmicznej wieczności swoje obserwacje prowadzić. I w tym wszechświecie to się różne do różnego tak dociska, ponieważ to eteryczne tło na każdym poziomie występuje, taka reguła jest. Na najdalszym etapie, tym okolicznym wobec wszechświata, tam jest tło mocno i bardzo rzadkie, takie do maksimum rozrzedzone, teoretycznie nawet aż do nieskończoności. Ale to tak nie jest, przecież tego coś w tym kosmicznym nic jest tak w nieskończoność, więc co rusz w tej nieskończoności coś się o coś w tym wiecznym ruchu potyka, zderza, a nawet niekiedy, jak są do tego okoliczności statystyczne i regułą odwieczną napędzane, to się tam coś z czymś zbiega w ten wszechświat. Albo inny. Ale owo tło, co widzenie i istnienie umożliwia, to jest w każdym przypadku, każda w obserwacji realna faktyczność czy podobna osobniczość, to zawsze ma wobec siebie tło - i z niego powstaje, i w im się znajduje. Czego by sobie do popatrywania i obrabiania nie chwycić do ręki, to zawsze takie coś jest w tle i do tła musi być odniesione, inaczej w analitycznym zapale może okazać się niewyjaśnialne. - Albo i gorzej się to zaprezentuje, na przykład niematerialnym bytem, żeby to. Ale tak głupio to nie biegnie i to tło jest zawsze, i się odnosi do widzianego logicznie, bo przecież nie fizycznie. W fizycznym badaniu 34