Wiedzieć/powiedzieć
W ujęciu Anny Wierzbickiej znaczenie „wie-
dzy” rozjaśnia się w powiązaniu z „rozu-
mem”, „inteligencją”, „prawdą” – i „mówie-
niem”. Wedle interpretacji autorki Dociekań
semantycznych, „myślenie staje się definiowal-
ne w terminach mówienia, a nie odwrotnie.
[...] «Myśleć o czymś» to działać (wewnętrz-
nie) w sposób prowadzący do podjęcia sądów
na dany temat”1
. Posługując się naturalnym
metajęzykiem semantycznym, badaczka
zaproponowała więc, by sens wspomnianych
pojęć oddawać następująco2
: „rozum” – zdol-
ność do poznania (prawdy) przez myślenie,
„inteligencja” – zdolność do sprawnego my-
ślenia, „prawda” – sąd, którego nie możemy
odrzucić. Uznawszy zarazem, że mówić coś
1
A. Wierzbicka, Dociekania semantyczne, Wrocław: Ossoli-
neum, 1969, s. 23.
2
Taż, Kocha. Lubi. Szanuje. Medytacje semantyczne, War-
szawa: Wiedza Powszechna, 1971, s. 250–253.
komuś, bądź też coś komuś powiedzieć,
to umożliwić mu dokonanie czy wydanie
prawdziwego sądu, Wierzbicka związała
myślenie i mówienie, definiując pierwsze
w odniesieniu do drugiego. „«Wiedzieć»
[...] nie jest [bowiem] predykatem mental-
nym, nie oznacza stanu umysłu: «wie-
dzieć» to «móc powiedzieć»”3
. Ponadto,
w jej przekonaniu, „definicja «wiedzy»
jako zdolności do mówienia (mówienia
rzeczy prawdziwych) wydaje się głęboko
współbrzmieć z oceną kultury zachodniej
– kultury, która zrodziła pojęcie «wiedzy»
i umieściła je wśród najwyższych wartości –
wypowiadaną przez ludzi ukształtowanych
poza kręgiem tej kultury”4
. Ostatecznie „wie-
dzieć” to zdaniem badaczki: móc powiedzieć
prawdę. W konsekwencji „ten, kto może
3
Taż, Dociekania..., s. 25.	
4
Tamże. Por. także A. Wierzbicka, Semantyka. Jednost-
ki elementarne i uniwersalne, przeł. A. Głaz, K. Korżyk,
R. Tokarski, Lublin: Wydawnictwo UMCS, 2006.
myśleniem poznawać prawdę – jest rozumny
(ma rozum). [...] Ten, kto umie (czyli może
dobrze) myśleć – jest inteligentny. Ten, kto
wie, jak jest «dobrze» – jest mądry”5
.
Ten intuicyjnie trafny i zarazem nietry-
wialny rezultat dociekań semantycznych
kieruje uwagę ku podmiotowemu aspektowi
wiedzy. Choć jest ona z konieczności relaty-
wizowana do ponadjednostkowych i obiek-
tywizujących systemów uprawomocnień
– takich chociażby jak programy badawcze,
paradygmaty, tradycje, szkoły, podejścia czy
nurty, z ich probierzami oceny naukowych
i pozanaukowych wyjaśnień, jest przecież
przede wszystkim wytworem konkretnego
intelektu. Zgodnie z klasycznymi rozstrzy-
gnięciami epistemologii, filozofii nauki
i metodologii, za wiedzę par excellence zwykle
uznaje się rezultaty poznawczej aktywności
jednostek czy grup, które spełniają warunki
5
A. Wierzbicka, Kocha. Lubi..., s. 253.
Krzysztof Korżyk
Ilustracje Anna Zabdyrska
Zmierzch wiedzy
w kulturze
dostępu
autoportret 1 [44] 2014 | 93
nakładane nań przez standardy współkonsty-
tuujące wspomniane instancje uzasadniania
i akceptacji. Ponadto, rezultaty ujęte w po-
staci intersubiektywnie komunikowalnych,
racjonalnie uprawomocnionych i empirycznie
sprawdzalnych konstatacji, za które bierze się
odpowiedzialność6
. Dotyczy to przede wszyst-
kim episteme – wiedzy uprawomocnionej we
wskazany wyżej sposób, oraz, w odpowiednio
mniejszym stopniu, różnych postaci doksy –
indywidualnych bądź zbiorowych mniemań
i opinii, z których wiele składa się na szeroko
rozumianą wiedzę potoczną. Ta ostatnia nie
spełnia wprawdzie wymogów akceptowalności
stawianych odnośnym konstruktom we wspo-
mnianych dyscyplinach, niemniej pozostaje
przydatna w zdroworozsądkowym obcowaniu
z rzeczywistością.
Niezależnie od tego, czy skupić się na pro-
cesualnym wymiarze podmiotowo pojętej
wiedzy jako umiejętności bądź dyspozycji do
powiedzenia czegoś prawdziwie, czy też na jej
wymiarze „rezultatowym” lub „produktowym”
– obejmującym faktycznie wydane, prawdzi-
we sądy dotyczące tego, jak się rzeczy mają
– nietrudno zauważyć, że owe epistemiczne
konstrukty, o ile mają uchodzić za wiarygod-
ne, są domyślnie opatrywane swoistą sygnatu-
rą poznającego podmiotu. Poświadcza on w ten
sposób autentyczność doświadczenia, z którego
się zrodziły, rzetelność jego odwzorowania
w postaci owych sądów oraz prawomocność
ich roszczenia do prawdziwości. Przy takiej
interpretacji „wiedzieć” to nie tylko móc
prawdziwie powiedzieć, jak jest, lecz również
wziąć za to stwierdzenie odpowiedzialność,
6
Zob. np. R.G.A. Dolby, Niepewność wiedzy. Obraz nauki
w końcu XX wieku, przeł. J. Spólny, Warszawa: Amber,
1998; A. Grobler, Metodologia nauk, Kraków: Aureus, 2006;
J. Losee, Wprowadzenie do filozofii nauki, przeł. T. Bigaj, War-
szawa: Prószyński i S-ka, 2001; J. Woleński, Epistemologia.
Poznanie, prawda, wiedza, realizm, Warszawa: Wydawnictwo
Naukowe PWN, 2005.
związana z koniecznością sprostania wymo-
gom określającym, jakie wytwory aktywności
poznawczej można zasadnie przedstawiać jako
wiarygodne. Od strony praktycznej oznacza
to między innymi długotrwałe ćwiczenie się
w postrzeganiu rzeczy nie dla każdego oczy-
wistych, wprawianie się w wychwytywaniu
subtelności i niuansów, które uchodzą uwagi
laika nienawykłego do czynienia podobnych
rozróżnień, czy wreszcie – wdrażanie się
w zdyscyplinowane, poddane rygorom logiki
myślenie. Warto przy tym pamiętać, że wszyst-
ko to dzieje się zwykle w dialogicznej z samej
istoty wspólnocie wartości i myśli, umiejętno-
ści bowiem, o których mowa, nie sposób nabyć
inaczej, niż terminując pod okiem tych, którzy
wcześniej sami przeszli podobną drogę.
Istotnym rezultatem owej praktyki jest kształ-
tująca się stopniowo wrażliwość poznawcza,
niezależność sądów, umiejętność rozumieją-
cego wnikania w materię dociekań i – osta-
tecznie – swoista samodzielność epistemiczna
podmiotu. Rozwijanie owych dyspozycji,
doskonalenie umiejętności oraz wzmacnianie
związanych z nimi postaw wymaga czasu, za-
razem jednak rezultaty owej pracy są doniosłe
– powstaje trwała struktura, której ważnymi
aspektami są kompetencja, dojrzałość i odpo-
wiedzialność współkonstytuujące tożsamość
jednostki. Mówiąc wprost, zdobywana we
wspomniany sposób, spersonalizowana i tym
samym zaksjologizowana wiedza, czy nawet,
horribile dictu: mądrość, czyni jednostkę „kimś”
– określonym, dojrzałym, „skrystalizowanym”,
przy tym wyposażonym w „miary rzeczy”
i gotowym polegać na własnych rozstrzygnię-
ciach odwołujących się do owych probierzy.
Tak pojęta wiedza to rezultat indywidualnego
wysiłku – przekłada się ona na ontologicznie
rozumianą „jakość bycia” podmiotu i owo
bycie współkonstytuuje – jest zasadniczo
nieprzekazywalna. Można wprawdzie uprzy-
stępnić innym jej aspekty propozycjonalne czy
prawdziwościowe, we wskazanym wcześniej,
konwencjonalnym, zepistemologizowanym
rozumieniu, jednak rdzeń owej struktury to
centralny dla każdego podmiotu system upra-
womocnień, który zasadniczo pozostaje poza
zasięgiem „transferów” edukacyjnych.
Matryca/sieć
Zwróćmy się teraz ku tyleż poręcznym i chwy-
tliwym, ileż mamiącym metaforom podsuwają-
cym wyobraźni wizje „społeczeństwa informa-
cyjnego” czy „społeczeństwa wiedzy” – w ich
rozlicznych, decentralizujących, „matrycowo-
-pajęczynowych” bądź „kanałowo-przepływo-
wych” wariantach7
, w których sieci „sta-
nowią nową morfologię społeczną naszych
społeczeństw, a rozprzestrzenianie się logiki
usieciowienia w sposób zasadniczy zmie-
nia funkcjonowanie i wyniki w procesach
produkcji, doświadczenia, władzy i kultury”8
.
Nietrudno będzie jednak dostrzec, że sytu-
acja podmiotu uwikłanego w owe sieci jest
niejasna – przynajmniej z punktu widzenia
zakładanego przez posługujących się owy-
mi kontrowersyjnymi konceptualizacjami.
Myślenie ich kategoriami prowadzi bowiem,
wespół z innymi czynnikami, do znaczącego
przeorientowania sposobu definiowania tożsa-
mości zarówno jednostkowej, jak i grupowej.
Ponadto, metaforyczne proklamacje dotyczące
różnych aspektów funkcjonowania „społe-
czeństwa sieciowego”, w którym „istnieje się”
dzięki technologicznie zapośredniczonym
interakcjom, uprawomocniają mówienie
o „sieciowej tożsamości” językiem pasożytują-
cym na materii pojęciowej uprzednio służącej
7
Zob. np. D. Barney, Społeczeństwo sieci, przeł. M. Fronia,
Warszawa: Sic!, 2008; M. Castells, Społeczeństwo sieci,
przeł. K. Pawluś, M. Marody, J. Stawiński, S. Szymański,
Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2007; tenże, Siła
tożsamości, przeł. S. Szymański, Warszawa: Wydawnictwo
Naukowe PWN, 2008.
8
Tenże, Społeczeństwo…, s. 467.
autoportret 1 [44] 2014 | 94
omawianiu „zwykłego” bytowania. W rezulta-
cie dochodzi do urealnienia fikcyjnej, „projek-
towanej” egzystencji i odrealnienia istnienia
w konkretnej rzeczywistości.
Obecnie trudno jeszcze ocenić, w jakiej mierze
wspomniana „nowa tożsamość” jest epifeno-
menem odnośnej perspektywy interpretacyj-
nej, w jakiej zaś doświadczeniem konkret-
nych, poszczególnych jednostek. Postrzeganie
i przeżywanie własnej egzystencji, przynaj-
mniej częściowe, wedle popkulturowych stan-
dardów „spektakularnej rzeczywistości” jest
jednak współcześnie zjawiskiem niebudzącym
wątpliwości. W opinii Zygmunta Baumana,
„dzięki sieci «infostrad», w szybkim tempie
poszerzającej swój zasięg i zagęszczającej
się, każda jednostka – mężczyzna i kobieta,
dorosły i dziecko, biedny i bogaty – zapraszana
jest, zachęcana, nakłaniana (a raczej przymu-
szana) do porównywania swego osobistego losu
z losem w s z y s t k i c h i n nyc h jednostek,
a zwłaszcza z rozpasaną konsumpcją medial-
nych idoli (grzejących się stale w świetle
jupiterów celebrytów, goszczących na ekra-
nach telewizorów oraz pierwszych stronach
brukowców i kolorowych magazynów) oraz
uznawania bogactwa, z jakim się oni obno-
szą, za wykładnik wartości nadających życiu
sens. Zarazem, choć realne widoki na przy-
noszące zadowolenie życie w dalszym ciągu
cechują się diametralnym zróżnicowaniem,
wytęsknione standardy i pożądane atrybuty
«szczęśliwego życia» wykazują tendencję do
postępującej uniformizacji: siłą pobudzającą
do działania nie jest już mniej lub bardziej
realistyczne pragnienie dorównania sąsia-
dom, ale bałamutnie mętna idea „dorówny-
wania celebrytom”, supermodelkom, gwiaz-
dom futbolu i piosenkarzom ze szczytów list
przebojów. Jak zauważył Oliver James, owa
nader toksyczna mieszanka wytwarza się
w wyniku podsycania «nierealistycznych
aspiracji oraz przekonania, że da się je urze-
czywistniać»”9
. Poddające się owemu przymu-
sowi podmioty, wyzwalając się z zależności wy-
nikających ze zobowiązań wobec innych człon-
ków rzeczywistych wspólnot, których częścią
były niegdyś, wywłaszczają się z „tradycyjnej”
tożsamości. Jej miejsce zajmują tentatywne,
po/d/ręczne zestawy awatarów powoływanych
do istnienia zgodnie z wymogami dramaturgii,
która aktualizuje autobiografie uchodzące za
powszechnie dostępne remedium na miałkość
egzystencji zamkniętej w kręgu lokalnych
ograniczeń. W rezultacie takich i podob-
nych praktyk standardowy, klasyczny model
autonomicznej, wewnętrznie zintegrowanej,
stabilnej osobowości postrzeganej jako spójna
konfiguracja cech współkonstytuujących toż-
samość podmiotu, traci rację bytu. Stopniowo
wypiera go ponowoczesny amalgamat – wizja
efemerycznego i hybrydycznego tworu o rela-
cyjnej i kontekstowo uwarunkowanej prowe-
niencji, doraźnie konstruowanego z dostępnych
w sieciowych imaginariach, symbolicznych
prefabrykatów, które ponowocześni bricoleurzy
zestawiają wedle wyobrażonych scenariuszy
koniunkturalnych „projektów” /za/istnienia
w którejś z odsłon technologicznie zapośred-
niczonego i medialnie napędzanego spekta-
klu. Postrzegani z takiej perspektywy aktorzy,
wiodący „dotcomowy” żywot w fantasmagorii
„społecznościowych” symulacji, to często nie
tyle autonomiczne podmioty, ile raczej prowi-
zoryczne aglomeraty cech formujących mnogie,
nietrwałe „tożsamości–/w/prze/–budowie”,
między którymi przełączają się usieciowione
jaźnie nomadycznych mieszkańców wirtualnej
republiki.
Zaprzęgnięcie wspomnianej metaforyki do
interpretowania zjawisk społecznych i kul-
turowych skutkuje wyjaśnianiem ich istoty
9
Z. Bauman, Straty uboczne. Nierówności społeczne w epoce
globalizacji, przeł. J. Hunia, Kraków: Wydawnictwo Uniwer-
sytetu Jagiellońskiego, 2012, s. 25.
w kategoriach dialektycznych zależności
między elementami współkonstytuującymi
sieciowe domeny i uniwersa. Należą do nich
chociażby napięcia między tym, co lokalne
i globalne, uporządkowane i chaotyczne, ure-
gulowane i dowolne, skupione i rozproszone,
czy wreszcie, podstawowe i najbardziej nas
tu interesujące – napięcie między podmiotem
i samą siecią, która podtrzymywana przezeń
w istnieniu staje się ostatecznie środowiskiem
umożliwiającym jego własną, symboliczną
autokreację. W rezultacie, kolejne akty ustana-
wiania usieciowionej „tożsamości” podmiotu
poprzez jej wielokrotne /re/konstruowanie
i /de/konstruowanie w rozproszonej struktu-
rze sieci stają się zarazem formami podtrzy-
mywania w istnieniu oraz organizowania
alokalnej, aczasowej, acentrycznej i anonimo-
wej „przestrzeni przepływów”.
Dane/informacja
Pozostając przy kwestii zależności między
prawdziwą tożsamością podmiotu w świecie
rzeczywistym, jej technicznie zapośredni-
czonym, usieciowionym fantomem w wirtu-
alnej „przestrzeni przepływów” oraz wiedzą
udostępnianą jednostkom za pośrednictwem
technologicznych udogodnień, wypada przypo-
mnieć, że najmocniejszym i zarazem najsłab-
szym elementem omawianych tu sieci są ich
„węzły” i „elementy terminalne”. Postrzegane
z interesującego nas tu punktu widzenia „sieci
wiedzy” czy „informacji” są tyle warte, ile
możliwości podmiotów w zakresie interpretacji
danych udostępnianych przez owe struktury.
Niezależnie bowiem od powszechnego zwyczaju
językowego, który pozwala mówić o krążącej
w sieci informacji czy wiedzy, ani w fizycznej
strukturze jej hardware’u, ani tym bardziej
w jej oprogramowaniu nie przemieszczają
się żadne obiekty, które potocznie uznaje się
za „nośniki” informacji: dźwięki, obrazy czy
cokolwiek podobnego. Zachodzić tam mogą co
autoportret 1 [44] 2014 | 95
najwyżej zdarzenia, których skutkiem są za-
chowujące tożsamość strukturalną zjawiska fi-
zyczne zwykle nazywane sygnałami. Nie towa-
rzyszą im ani nie są z nimi związane w sensie
przestrzenno-czasowym żadne „informacje”,
„treści”, „przekazy” czy „komunikaty”. Sygna-
ły, jako zjawiska fizyczne, są bowiem interak-
cyjnie neutralne – niczego nie „zawierają”,
nie „przekazują” ani nie „komunikują”. Jeśli
nastawać na zasadność posługiwania się w tej
kwestii sformułowaniami bliskimi zdrowemu
rozsądkowi, można by mówić o „surowych” –
w sensie ich niezinterpretowania – „danych”,
które dopiero po odpowiedniej „obróbce”
dałoby się ewentualnie uznać za „informację”,
w nietechnicznym rozumieniu tego terminu.
Właściwie rozumiana informacja to bowiem
zwykle – mówiąc najprościej – „ilościowa
miara niejasności komunikatu w zależności
od stopnia prawdopodobieństwa każdego
składającego się nań sygnału”10
. To czasem
także zdolność/możliwość dokonywania nie-
przypadkowych wyborów spośród wcześniej
ustalonego rejestru czy zbioru wariantów bądź
stanów rozpatrywanego układu11
. Jak widać,
tak zdefiniowana informacja nie może się
przemieszczać, więcej – jako uwarunkowana
kontekstowo i konsytuacyjnie jest niesamo-
istna, pojawia się bowiem dopiero w wyniku
zabiegów poznawczych interpretującego pod-
10
Y. Winkin, Antropologia komunikacji. Od teorii do badań
terenowych, przeł. A. Karpowicz, Warszawa: Wydawnictwa
Uniwersytetu Warszawskiego, 2007, s. 31.
11
Por. także Jamesa Gleicka interpretację pojęcia informa-
cji Claude’a Shannona jako entropii i funkcji prawdopo-
dobieństw – „Jest to średni logarytm nieprawdopodo-
bieństwa danej informacji, czyli w rezultacie miara tego,
co nieoczekiwane: H = –Σpi
log2
pi
gdzie pi
to prawdopodo-
bieństwo każdej informacji. Shannon, stwierdził [...],
że wartości wyrażane za pomocą tego wzoru «odgrywają
główną rolę w teorii informacji jako miary informacji,
wyboru i niepewności». Istotnie, H jest wszechobecne,
potocznie nazywane entropią w informacji lub postulatem
Shannona lub też, zwyczajnie, informacją”. J. Gleick,
Informacja. Bit, wszechświat, rewolucja, przeł. G. Siwek, Kra-
ków: Znak, 2012, s. 212.
miotu. Ich częścią jest między innymi wspo-
mniane oszacowanie prawdopodobieństwa
wystąpienia każdego z sygnałów składających
się na komunikat, co prowadzi do wyinterpre-
towania czy wygenerowania nietrywialnych
sensów, jakie ostatecznie można by /z/wiązać
z odnośnym zdarzeniem. Jeśli zgodzić się z tą
interpretacją, nietrudno dostrzec, że w sieci
nie ma informacji – pozostaje ona domeną
i zarazem prerogatywą podmiotu. Wymaga
użytkownika, który interpretując to, co się
w owym środowisku pojawia w postaci mniej
czy bardziej „surowych” danych, /z/re/kon-
struuje hipotetyczny, domniemany obiekt,
nadając mu wedle własnej wiedzy, umiejętno-
ści i kompetencji pożądany status „pojęcia”,
„znaczenia”, „sensu”, „treści” czy „obrazu”.
Ostatecznie więc, informacja i jej zepistemolo-
gizowana pochodna – wiedza – to konstrukty
interakcyjne, które uobecniają się w wyniku
twórczej, nie zaś jedynie odtwórczej aktywno-
ści poznawczej podmiotu.
Klikać/mówić
Ważnym rysem współczesności, konsekwencją
„upłynnienia” i „mobilizacji” globalnych zaso-
bów finansowych, technicznych, medialnych
i ideowych, jest zmniejszenie się roli rynków
wymiany dóbr fizycznych i intelektualnych,
a także wzrost znaczenia sieci, które udostęp-
niają12
owe dobra na niespotykaną wcześniej
skalę, bez konieczności ponoszenia kosztów
związanych z ich posiadaniem. Towarzysząca
tym procesom komercjalizacja dóbr kultury,
z których produkcji uczyniono działalność
ekonomiczną, przyczyniła się między inny-
mi do wypracowania i wdrożenia strategii
wikłania jednostek w długoterminowe relacje
lojalnościowe; gwarantują one usługodaw-
12
Zob. np. J. Rifkin, Wiek dostępu. Nowa kultura hiperkapita-
lizmu, w której płaci się za każdą chwilę życia, przeł. E. Kania,
Wrocław: Wydawnictwo Dolnośląskie, 2003.
com stałą możliwość czerpania zysków ze
„współpracy” z raz pozyskanym klientem.
Jedną z form takiej „asymetrycznej symbio-
zy” stało się „demokratyczne” udostępnianie
w cyberprzestrzeni przez gigantów „kulturo-
wego hiperkapitalizmu” wszelkiego rodzaju
produktów kultury popularnej. Wpłynęło
to na ustanowienie nowych standardów
w dziedzinie technologicznie zapośredniczo-
nego kształtowania modelu kultury otwartej
przez wolne od uwarunkowań pekuniarnych
instytucje publiczne dbające o swobodny
i niewykluczający dostęp uczestników do
dóbr kultury i narzędzi jej kształtowania.
W rezultacie powstało wiele wirtualnych
repozytoriów – muzeów, bibliotek, filmo-
tek, specjalistycznych archiwów czy portali
muzycznych, udostępniających poszukiwane
dobra w formie cyfrowych replik czy repre-
zentacji. Spektakularność owego przedsię-
wzięcia oraz mnogość i różnorodność zaso-
bów sprawiają, iż wydaje się, że w miejscach
tych istotnie zgromadzono „informację” czy
„wiedzę”. Wystarczy po nią sięgnąć, łącząc
się z właściwymi serwerami bądź też odwie-
dzając instytucje, których zbiory poddano
elektronicznemu zwielokrotnieniu. Jeśli jed-
nak pamiętać, że rzeczywista informacja czy
wiedza to konstrukty powoływane do istnie-
nia w wyniku twórczej aktywności poznaw-
czej podmiotu – który obcuje ze zjawiskami
będącymi zaledwie okazją do uobecnienia
się w nim samym określonych myśli, uczuć
czy intencji, nietrudno będzie zauważyć,
że zaistnienie wspomnianych wytworów
wymaga od jednostki uprzedniej, jeszcze
innej kompetencji: wiedzy, inteligencji oraz
wspartej mocą wyobraźni umiejętności inter-
pretowania i rozumienia tego, z czym ma się
do czynienia. Wymaga zatem pewnego obycia
z przedmiotem – intelektualnego, uczucio-
wego, psychicznego, duchowego. Uzyskiwana
dzięki temu wiedza nie jest produktem epi-
autoportret 1 [44] 2014 | 96
stemicznego automatu przechodzącego przez
szereg kolejnych stanów zgodnie z logiką
odgórnie implementowanego algorytmu, lecz
pochodną indywidualnego rozwoju podmiotu
– rezultatem dopracowania się przezeń okre-
ślonej, wspomnianej wcześniej „jakości by-
cia”. W tym więc aspekcie, w jakim jest ona
indywidualnym wytworem jednostki, nie zaś
cyfrowo standaryzowanym prefabrykatem,
który fluktuuje w usieciowionej „przestrzeni
przepływów”, nie może być demokratycznie
„dystrybuowana” wedle „równouprawniają-
cych” reguł gry informacyjnego marketingu.
Jeśli istotnie „wiedzieć” to umieć prawdzi-
wie powiedzieć, jak się rzeczy mają – po-
świadczając wiarygodność tego stwierdzenia
jakością własnego bycia – nie da się odpo-
wiedzialnie spełnić tego warunku przez
proste – just do it – połączenie się z infor-
macyjnym repozytorium za pośrednictwem
którejś z efemerycznych „tożsamości–/w/
prze/–budowie”, jakie zapewniają „dostęp”
do odpowiedniej „domeny” takiej czy innej
sieci. Przytoczenie znalezionej tam odpo-
wiedzi nie zastąpi słowa własnego. W tym
bowiem wypadku „powiedzenie”, którego
sens konotuje „wiedzę”, będzie, ze względu
na wskazany wcześniej wymóg podmiotowo
poświadczonej prawdziwości, czynnością
pozorną – rzekomą, lecz pustą.

Korżyk, Zmierzch wiedzy w kulturze dostępu

  • 2.
    Wiedzieć/powiedzieć W ujęciu Anny Wierzbickiejznaczenie „wie- dzy” rozjaśnia się w powiązaniu z „rozu- mem”, „inteligencją”, „prawdą” – i „mówie- niem”. Wedle interpretacji autorki Dociekań semantycznych, „myślenie staje się definiowal- ne w terminach mówienia, a nie odwrotnie. [...] «Myśleć o czymś» to działać (wewnętrz- nie) w sposób prowadzący do podjęcia sądów na dany temat”1 . Posługując się naturalnym metajęzykiem semantycznym, badaczka zaproponowała więc, by sens wspomnianych pojęć oddawać następująco2 : „rozum” – zdol- ność do poznania (prawdy) przez myślenie, „inteligencja” – zdolność do sprawnego my- ślenia, „prawda” – sąd, którego nie możemy odrzucić. Uznawszy zarazem, że mówić coś 1 A. Wierzbicka, Dociekania semantyczne, Wrocław: Ossoli- neum, 1969, s. 23. 2 Taż, Kocha. Lubi. Szanuje. Medytacje semantyczne, War- szawa: Wiedza Powszechna, 1971, s. 250–253. komuś, bądź też coś komuś powiedzieć, to umożliwić mu dokonanie czy wydanie prawdziwego sądu, Wierzbicka związała myślenie i mówienie, definiując pierwsze w odniesieniu do drugiego. „«Wiedzieć» [...] nie jest [bowiem] predykatem mental- nym, nie oznacza stanu umysłu: «wie- dzieć» to «móc powiedzieć»”3 . Ponadto, w jej przekonaniu, „definicja «wiedzy» jako zdolności do mówienia (mówienia rzeczy prawdziwych) wydaje się głęboko współbrzmieć z oceną kultury zachodniej – kultury, która zrodziła pojęcie «wiedzy» i umieściła je wśród najwyższych wartości – wypowiadaną przez ludzi ukształtowanych poza kręgiem tej kultury”4 . Ostatecznie „wie- dzieć” to zdaniem badaczki: móc powiedzieć prawdę. W konsekwencji „ten, kto może 3 Taż, Dociekania..., s. 25. 4 Tamże. Por. także A. Wierzbicka, Semantyka. Jednost- ki elementarne i uniwersalne, przeł. A. Głaz, K. Korżyk, R. Tokarski, Lublin: Wydawnictwo UMCS, 2006. myśleniem poznawać prawdę – jest rozumny (ma rozum). [...] Ten, kto umie (czyli może dobrze) myśleć – jest inteligentny. Ten, kto wie, jak jest «dobrze» – jest mądry”5 . Ten intuicyjnie trafny i zarazem nietry- wialny rezultat dociekań semantycznych kieruje uwagę ku podmiotowemu aspektowi wiedzy. Choć jest ona z konieczności relaty- wizowana do ponadjednostkowych i obiek- tywizujących systemów uprawomocnień – takich chociażby jak programy badawcze, paradygmaty, tradycje, szkoły, podejścia czy nurty, z ich probierzami oceny naukowych i pozanaukowych wyjaśnień, jest przecież przede wszystkim wytworem konkretnego intelektu. Zgodnie z klasycznymi rozstrzy- gnięciami epistemologii, filozofii nauki i metodologii, za wiedzę par excellence zwykle uznaje się rezultaty poznawczej aktywności jednostek czy grup, które spełniają warunki 5 A. Wierzbicka, Kocha. Lubi..., s. 253. Krzysztof Korżyk Ilustracje Anna Zabdyrska Zmierzch wiedzy w kulturze dostępu autoportret 1 [44] 2014 | 93
  • 3.
    nakładane nań przezstandardy współkonsty- tuujące wspomniane instancje uzasadniania i akceptacji. Ponadto, rezultaty ujęte w po- staci intersubiektywnie komunikowalnych, racjonalnie uprawomocnionych i empirycznie sprawdzalnych konstatacji, za które bierze się odpowiedzialność6 . Dotyczy to przede wszyst- kim episteme – wiedzy uprawomocnionej we wskazany wyżej sposób, oraz, w odpowiednio mniejszym stopniu, różnych postaci doksy – indywidualnych bądź zbiorowych mniemań i opinii, z których wiele składa się na szeroko rozumianą wiedzę potoczną. Ta ostatnia nie spełnia wprawdzie wymogów akceptowalności stawianych odnośnym konstruktom we wspo- mnianych dyscyplinach, niemniej pozostaje przydatna w zdroworozsądkowym obcowaniu z rzeczywistością. Niezależnie od tego, czy skupić się na pro- cesualnym wymiarze podmiotowo pojętej wiedzy jako umiejętności bądź dyspozycji do powiedzenia czegoś prawdziwie, czy też na jej wymiarze „rezultatowym” lub „produktowym” – obejmującym faktycznie wydane, prawdzi- we sądy dotyczące tego, jak się rzeczy mają – nietrudno zauważyć, że owe epistemiczne konstrukty, o ile mają uchodzić za wiarygod- ne, są domyślnie opatrywane swoistą sygnatu- rą poznającego podmiotu. Poświadcza on w ten sposób autentyczność doświadczenia, z którego się zrodziły, rzetelność jego odwzorowania w postaci owych sądów oraz prawomocność ich roszczenia do prawdziwości. Przy takiej interpretacji „wiedzieć” to nie tylko móc prawdziwie powiedzieć, jak jest, lecz również wziąć za to stwierdzenie odpowiedzialność, 6 Zob. np. R.G.A. Dolby, Niepewność wiedzy. Obraz nauki w końcu XX wieku, przeł. J. Spólny, Warszawa: Amber, 1998; A. Grobler, Metodologia nauk, Kraków: Aureus, 2006; J. Losee, Wprowadzenie do filozofii nauki, przeł. T. Bigaj, War- szawa: Prószyński i S-ka, 2001; J. Woleński, Epistemologia. Poznanie, prawda, wiedza, realizm, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2005. związana z koniecznością sprostania wymo- gom określającym, jakie wytwory aktywności poznawczej można zasadnie przedstawiać jako wiarygodne. Od strony praktycznej oznacza to między innymi długotrwałe ćwiczenie się w postrzeganiu rzeczy nie dla każdego oczy- wistych, wprawianie się w wychwytywaniu subtelności i niuansów, które uchodzą uwagi laika nienawykłego do czynienia podobnych rozróżnień, czy wreszcie – wdrażanie się w zdyscyplinowane, poddane rygorom logiki myślenie. Warto przy tym pamiętać, że wszyst- ko to dzieje się zwykle w dialogicznej z samej istoty wspólnocie wartości i myśli, umiejętno- ści bowiem, o których mowa, nie sposób nabyć inaczej, niż terminując pod okiem tych, którzy wcześniej sami przeszli podobną drogę. Istotnym rezultatem owej praktyki jest kształ- tująca się stopniowo wrażliwość poznawcza, niezależność sądów, umiejętność rozumieją- cego wnikania w materię dociekań i – osta- tecznie – swoista samodzielność epistemiczna podmiotu. Rozwijanie owych dyspozycji, doskonalenie umiejętności oraz wzmacnianie związanych z nimi postaw wymaga czasu, za- razem jednak rezultaty owej pracy są doniosłe – powstaje trwała struktura, której ważnymi aspektami są kompetencja, dojrzałość i odpo- wiedzialność współkonstytuujące tożsamość jednostki. Mówiąc wprost, zdobywana we wspomniany sposób, spersonalizowana i tym samym zaksjologizowana wiedza, czy nawet, horribile dictu: mądrość, czyni jednostkę „kimś” – określonym, dojrzałym, „skrystalizowanym”, przy tym wyposażonym w „miary rzeczy” i gotowym polegać na własnych rozstrzygnię- ciach odwołujących się do owych probierzy. Tak pojęta wiedza to rezultat indywidualnego wysiłku – przekłada się ona na ontologicznie rozumianą „jakość bycia” podmiotu i owo bycie współkonstytuuje – jest zasadniczo nieprzekazywalna. Można wprawdzie uprzy- stępnić innym jej aspekty propozycjonalne czy prawdziwościowe, we wskazanym wcześniej, konwencjonalnym, zepistemologizowanym rozumieniu, jednak rdzeń owej struktury to centralny dla każdego podmiotu system upra- womocnień, który zasadniczo pozostaje poza zasięgiem „transferów” edukacyjnych. Matryca/sieć Zwróćmy się teraz ku tyleż poręcznym i chwy- tliwym, ileż mamiącym metaforom podsuwają- cym wyobraźni wizje „społeczeństwa informa- cyjnego” czy „społeczeństwa wiedzy” – w ich rozlicznych, decentralizujących, „matrycowo- -pajęczynowych” bądź „kanałowo-przepływo- wych” wariantach7 , w których sieci „sta- nowią nową morfologię społeczną naszych społeczeństw, a rozprzestrzenianie się logiki usieciowienia w sposób zasadniczy zmie- nia funkcjonowanie i wyniki w procesach produkcji, doświadczenia, władzy i kultury”8 . Nietrudno będzie jednak dostrzec, że sytu- acja podmiotu uwikłanego w owe sieci jest niejasna – przynajmniej z punktu widzenia zakładanego przez posługujących się owy- mi kontrowersyjnymi konceptualizacjami. Myślenie ich kategoriami prowadzi bowiem, wespół z innymi czynnikami, do znaczącego przeorientowania sposobu definiowania tożsa- mości zarówno jednostkowej, jak i grupowej. Ponadto, metaforyczne proklamacje dotyczące różnych aspektów funkcjonowania „społe- czeństwa sieciowego”, w którym „istnieje się” dzięki technologicznie zapośredniczonym interakcjom, uprawomocniają mówienie o „sieciowej tożsamości” językiem pasożytują- cym na materii pojęciowej uprzednio służącej 7 Zob. np. D. Barney, Społeczeństwo sieci, przeł. M. Fronia, Warszawa: Sic!, 2008; M. Castells, Społeczeństwo sieci, przeł. K. Pawluś, M. Marody, J. Stawiński, S. Szymański, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2007; tenże, Siła tożsamości, przeł. S. Szymański, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2008. 8 Tenże, Społeczeństwo…, s. 467. autoportret 1 [44] 2014 | 94
  • 4.
    omawianiu „zwykłego” bytowania.W rezulta- cie dochodzi do urealnienia fikcyjnej, „projek- towanej” egzystencji i odrealnienia istnienia w konkretnej rzeczywistości. Obecnie trudno jeszcze ocenić, w jakiej mierze wspomniana „nowa tożsamość” jest epifeno- menem odnośnej perspektywy interpretacyj- nej, w jakiej zaś doświadczeniem konkret- nych, poszczególnych jednostek. Postrzeganie i przeżywanie własnej egzystencji, przynaj- mniej częściowe, wedle popkulturowych stan- dardów „spektakularnej rzeczywistości” jest jednak współcześnie zjawiskiem niebudzącym wątpliwości. W opinii Zygmunta Baumana, „dzięki sieci «infostrad», w szybkim tempie poszerzającej swój zasięg i zagęszczającej się, każda jednostka – mężczyzna i kobieta, dorosły i dziecko, biedny i bogaty – zapraszana jest, zachęcana, nakłaniana (a raczej przymu- szana) do porównywania swego osobistego losu z losem w s z y s t k i c h i n nyc h jednostek, a zwłaszcza z rozpasaną konsumpcją medial- nych idoli (grzejących się stale w świetle jupiterów celebrytów, goszczących na ekra- nach telewizorów oraz pierwszych stronach brukowców i kolorowych magazynów) oraz uznawania bogactwa, z jakim się oni obno- szą, za wykładnik wartości nadających życiu sens. Zarazem, choć realne widoki na przy- noszące zadowolenie życie w dalszym ciągu cechują się diametralnym zróżnicowaniem, wytęsknione standardy i pożądane atrybuty «szczęśliwego życia» wykazują tendencję do postępującej uniformizacji: siłą pobudzającą do działania nie jest już mniej lub bardziej realistyczne pragnienie dorównania sąsia- dom, ale bałamutnie mętna idea „dorówny- wania celebrytom”, supermodelkom, gwiaz- dom futbolu i piosenkarzom ze szczytów list przebojów. Jak zauważył Oliver James, owa nader toksyczna mieszanka wytwarza się w wyniku podsycania «nierealistycznych aspiracji oraz przekonania, że da się je urze- czywistniać»”9 . Poddające się owemu przymu- sowi podmioty, wyzwalając się z zależności wy- nikających ze zobowiązań wobec innych człon- ków rzeczywistych wspólnot, których częścią były niegdyś, wywłaszczają się z „tradycyjnej” tożsamości. Jej miejsce zajmują tentatywne, po/d/ręczne zestawy awatarów powoływanych do istnienia zgodnie z wymogami dramaturgii, która aktualizuje autobiografie uchodzące za powszechnie dostępne remedium na miałkość egzystencji zamkniętej w kręgu lokalnych ograniczeń. W rezultacie takich i podob- nych praktyk standardowy, klasyczny model autonomicznej, wewnętrznie zintegrowanej, stabilnej osobowości postrzeganej jako spójna konfiguracja cech współkonstytuujących toż- samość podmiotu, traci rację bytu. Stopniowo wypiera go ponowoczesny amalgamat – wizja efemerycznego i hybrydycznego tworu o rela- cyjnej i kontekstowo uwarunkowanej prowe- niencji, doraźnie konstruowanego z dostępnych w sieciowych imaginariach, symbolicznych prefabrykatów, które ponowocześni bricoleurzy zestawiają wedle wyobrażonych scenariuszy koniunkturalnych „projektów” /za/istnienia w którejś z odsłon technologicznie zapośred- niczonego i medialnie napędzanego spekta- klu. Postrzegani z takiej perspektywy aktorzy, wiodący „dotcomowy” żywot w fantasmagorii „społecznościowych” symulacji, to często nie tyle autonomiczne podmioty, ile raczej prowi- zoryczne aglomeraty cech formujących mnogie, nietrwałe „tożsamości–/w/prze/–budowie”, między którymi przełączają się usieciowione jaźnie nomadycznych mieszkańców wirtualnej republiki. Zaprzęgnięcie wspomnianej metaforyki do interpretowania zjawisk społecznych i kul- turowych skutkuje wyjaśnianiem ich istoty 9 Z. Bauman, Straty uboczne. Nierówności społeczne w epoce globalizacji, przeł. J. Hunia, Kraków: Wydawnictwo Uniwer- sytetu Jagiellońskiego, 2012, s. 25. w kategoriach dialektycznych zależności między elementami współkonstytuującymi sieciowe domeny i uniwersa. Należą do nich chociażby napięcia między tym, co lokalne i globalne, uporządkowane i chaotyczne, ure- gulowane i dowolne, skupione i rozproszone, czy wreszcie, podstawowe i najbardziej nas tu interesujące – napięcie między podmiotem i samą siecią, która podtrzymywana przezeń w istnieniu staje się ostatecznie środowiskiem umożliwiającym jego własną, symboliczną autokreację. W rezultacie, kolejne akty ustana- wiania usieciowionej „tożsamości” podmiotu poprzez jej wielokrotne /re/konstruowanie i /de/konstruowanie w rozproszonej struktu- rze sieci stają się zarazem formami podtrzy- mywania w istnieniu oraz organizowania alokalnej, aczasowej, acentrycznej i anonimo- wej „przestrzeni przepływów”. Dane/informacja Pozostając przy kwestii zależności między prawdziwą tożsamością podmiotu w świecie rzeczywistym, jej technicznie zapośredni- czonym, usieciowionym fantomem w wirtu- alnej „przestrzeni przepływów” oraz wiedzą udostępnianą jednostkom za pośrednictwem technologicznych udogodnień, wypada przypo- mnieć, że najmocniejszym i zarazem najsłab- szym elementem omawianych tu sieci są ich „węzły” i „elementy terminalne”. Postrzegane z interesującego nas tu punktu widzenia „sieci wiedzy” czy „informacji” są tyle warte, ile możliwości podmiotów w zakresie interpretacji danych udostępnianych przez owe struktury. Niezależnie bowiem od powszechnego zwyczaju językowego, który pozwala mówić o krążącej w sieci informacji czy wiedzy, ani w fizycznej strukturze jej hardware’u, ani tym bardziej w jej oprogramowaniu nie przemieszczają się żadne obiekty, które potocznie uznaje się za „nośniki” informacji: dźwięki, obrazy czy cokolwiek podobnego. Zachodzić tam mogą co autoportret 1 [44] 2014 | 95
  • 5.
    najwyżej zdarzenia, którychskutkiem są za- chowujące tożsamość strukturalną zjawiska fi- zyczne zwykle nazywane sygnałami. Nie towa- rzyszą im ani nie są z nimi związane w sensie przestrzenno-czasowym żadne „informacje”, „treści”, „przekazy” czy „komunikaty”. Sygna- ły, jako zjawiska fizyczne, są bowiem interak- cyjnie neutralne – niczego nie „zawierają”, nie „przekazują” ani nie „komunikują”. Jeśli nastawać na zasadność posługiwania się w tej kwestii sformułowaniami bliskimi zdrowemu rozsądkowi, można by mówić o „surowych” – w sensie ich niezinterpretowania – „danych”, które dopiero po odpowiedniej „obróbce” dałoby się ewentualnie uznać za „informację”, w nietechnicznym rozumieniu tego terminu. Właściwie rozumiana informacja to bowiem zwykle – mówiąc najprościej – „ilościowa miara niejasności komunikatu w zależności od stopnia prawdopodobieństwa każdego składającego się nań sygnału”10 . To czasem także zdolność/możliwość dokonywania nie- przypadkowych wyborów spośród wcześniej ustalonego rejestru czy zbioru wariantów bądź stanów rozpatrywanego układu11 . Jak widać, tak zdefiniowana informacja nie może się przemieszczać, więcej – jako uwarunkowana kontekstowo i konsytuacyjnie jest niesamo- istna, pojawia się bowiem dopiero w wyniku zabiegów poznawczych interpretującego pod- 10 Y. Winkin, Antropologia komunikacji. Od teorii do badań terenowych, przeł. A. Karpowicz, Warszawa: Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, 2007, s. 31. 11 Por. także Jamesa Gleicka interpretację pojęcia informa- cji Claude’a Shannona jako entropii i funkcji prawdopo- dobieństw – „Jest to średni logarytm nieprawdopodo- bieństwa danej informacji, czyli w rezultacie miara tego, co nieoczekiwane: H = –Σpi log2 pi gdzie pi to prawdopodo- bieństwo każdej informacji. Shannon, stwierdził [...], że wartości wyrażane za pomocą tego wzoru «odgrywają główną rolę w teorii informacji jako miary informacji, wyboru i niepewności». Istotnie, H jest wszechobecne, potocznie nazywane entropią w informacji lub postulatem Shannona lub też, zwyczajnie, informacją”. J. Gleick, Informacja. Bit, wszechświat, rewolucja, przeł. G. Siwek, Kra- ków: Znak, 2012, s. 212. miotu. Ich częścią jest między innymi wspo- mniane oszacowanie prawdopodobieństwa wystąpienia każdego z sygnałów składających się na komunikat, co prowadzi do wyinterpre- towania czy wygenerowania nietrywialnych sensów, jakie ostatecznie można by /z/wiązać z odnośnym zdarzeniem. Jeśli zgodzić się z tą interpretacją, nietrudno dostrzec, że w sieci nie ma informacji – pozostaje ona domeną i zarazem prerogatywą podmiotu. Wymaga użytkownika, który interpretując to, co się w owym środowisku pojawia w postaci mniej czy bardziej „surowych” danych, /z/re/kon- struuje hipotetyczny, domniemany obiekt, nadając mu wedle własnej wiedzy, umiejętno- ści i kompetencji pożądany status „pojęcia”, „znaczenia”, „sensu”, „treści” czy „obrazu”. Ostatecznie więc, informacja i jej zepistemolo- gizowana pochodna – wiedza – to konstrukty interakcyjne, które uobecniają się w wyniku twórczej, nie zaś jedynie odtwórczej aktywno- ści poznawczej podmiotu. Klikać/mówić Ważnym rysem współczesności, konsekwencją „upłynnienia” i „mobilizacji” globalnych zaso- bów finansowych, technicznych, medialnych i ideowych, jest zmniejszenie się roli rynków wymiany dóbr fizycznych i intelektualnych, a także wzrost znaczenia sieci, które udostęp- niają12 owe dobra na niespotykaną wcześniej skalę, bez konieczności ponoszenia kosztów związanych z ich posiadaniem. Towarzysząca tym procesom komercjalizacja dóbr kultury, z których produkcji uczyniono działalność ekonomiczną, przyczyniła się między inny- mi do wypracowania i wdrożenia strategii wikłania jednostek w długoterminowe relacje lojalnościowe; gwarantują one usługodaw- 12 Zob. np. J. Rifkin, Wiek dostępu. Nowa kultura hiperkapita- lizmu, w której płaci się za każdą chwilę życia, przeł. E. Kania, Wrocław: Wydawnictwo Dolnośląskie, 2003. com stałą możliwość czerpania zysków ze „współpracy” z raz pozyskanym klientem. Jedną z form takiej „asymetrycznej symbio- zy” stało się „demokratyczne” udostępnianie w cyberprzestrzeni przez gigantów „kulturo- wego hiperkapitalizmu” wszelkiego rodzaju produktów kultury popularnej. Wpłynęło to na ustanowienie nowych standardów w dziedzinie technologicznie zapośredniczo- nego kształtowania modelu kultury otwartej przez wolne od uwarunkowań pekuniarnych instytucje publiczne dbające o swobodny i niewykluczający dostęp uczestników do dóbr kultury i narzędzi jej kształtowania. W rezultacie powstało wiele wirtualnych repozytoriów – muzeów, bibliotek, filmo- tek, specjalistycznych archiwów czy portali muzycznych, udostępniających poszukiwane dobra w formie cyfrowych replik czy repre- zentacji. Spektakularność owego przedsię- wzięcia oraz mnogość i różnorodność zaso- bów sprawiają, iż wydaje się, że w miejscach tych istotnie zgromadzono „informację” czy „wiedzę”. Wystarczy po nią sięgnąć, łącząc się z właściwymi serwerami bądź też odwie- dzając instytucje, których zbiory poddano elektronicznemu zwielokrotnieniu. Jeśli jed- nak pamiętać, że rzeczywista informacja czy wiedza to konstrukty powoływane do istnie- nia w wyniku twórczej aktywności poznaw- czej podmiotu – który obcuje ze zjawiskami będącymi zaledwie okazją do uobecnienia się w nim samym określonych myśli, uczuć czy intencji, nietrudno będzie zauważyć, że zaistnienie wspomnianych wytworów wymaga od jednostki uprzedniej, jeszcze innej kompetencji: wiedzy, inteligencji oraz wspartej mocą wyobraźni umiejętności inter- pretowania i rozumienia tego, z czym ma się do czynienia. Wymaga zatem pewnego obycia z przedmiotem – intelektualnego, uczucio- wego, psychicznego, duchowego. Uzyskiwana dzięki temu wiedza nie jest produktem epi- autoportret 1 [44] 2014 | 96
  • 6.
    stemicznego automatu przechodzącegoprzez szereg kolejnych stanów zgodnie z logiką odgórnie implementowanego algorytmu, lecz pochodną indywidualnego rozwoju podmiotu – rezultatem dopracowania się przezeń okre- ślonej, wspomnianej wcześniej „jakości by- cia”. W tym więc aspekcie, w jakim jest ona indywidualnym wytworem jednostki, nie zaś cyfrowo standaryzowanym prefabrykatem, który fluktuuje w usieciowionej „przestrzeni przepływów”, nie może być demokratycznie „dystrybuowana” wedle „równouprawniają- cych” reguł gry informacyjnego marketingu. Jeśli istotnie „wiedzieć” to umieć prawdzi- wie powiedzieć, jak się rzeczy mają – po- świadczając wiarygodność tego stwierdzenia jakością własnego bycia – nie da się odpo- wiedzialnie spełnić tego warunku przez proste – just do it – połączenie się z infor- macyjnym repozytorium za pośrednictwem którejś z efemerycznych „tożsamości–/w/ prze/–budowie”, jakie zapewniają „dostęp” do odpowiedniej „domeny” takiej czy innej sieci. Przytoczenie znalezionej tam odpo- wiedzi nie zastąpi słowa własnego. W tym bowiem wypadku „powiedzenie”, którego sens konotuje „wiedzę”, będzie, ze względu na wskazany wcześniej wymóg podmiotowo poświadczonej prawdziwości, czynnością pozorną – rzekomą, lecz pustą.