Abstrakt: Artykuł stanowi próbę ukazania kondycji moralności jako wartości w ponowoczesnym społeczeństwie. Autor wykłada w nim propozycję rozumienia moralności jako wartości ściśle związanej z wewnętrznymi, jednostkowymi przeżyciami człowieka dziejącej się w środowisku funkcjonujących zewnętrznie ideologii. Wskazuje również na zagrożenia płynące z bezwarunkowego przyjęcia jako moralności własnej ideologii postmodernistycznej. Wysuwa koncepcję konieczności ukierunkowania nauk humanistycznych w stronę dialogiczności.
Perspektywy technologicznej osobliwości, a problem tożsamości osobowejArtur Gunia
Czołowy transhumanista Ray Kurzweil w swoich futurystycznych prognozach przewiduje, że technologiczna osobliwość (ang. singularity) nadejdzie do roku 2045. Będzie to punktu w cywilizacji człowieka, w którym postęp techniczny stanie się tak szybki, że wszelkie ludzkie przewidywania staną się nieaktualne. Wraz z nadejściem technologicznej osobliwości przemianie ulegnie całkowicie to co przez wieki określone było jako natura człowieka. Zdaniem Kurzweila jest to seksualność, duchowość czy stosunek do własnej śmierci. Głównymi wydarzeniami, mającym do tego doprowadzić, będzie stworzenie silnej sztucznej inteligencji przewyższającej intelektualnie ludzi, mocna symbioza mózg-komputer, a ostatecznie pełna emulacja mózgu.
Transhumanista i etyk Nick Bostrom definiuje emulację mózgu, zwaną też transferem umysłu, jako: „wyprodukowanie inteligentnego programu poprzez zeskanowanie i ścisłe odwzorowanie struktur obliczeniowych ludzkiego mózgu. [...] Transfer umysłu nie wymaga od nas zrozumienia, jak funkcjonuje ludzkie poznanie ani jak zaprogramować sztuczną inteligencję. Wymaga tylko tego, byśmy zrozumieli niskopoziomowe cechy funkcjonalne podstawowych elementów obliczeniowych mózgu”. Transfer umysłu miałby być procesem skopiowania lub przeniesienia świadomości, pamięci czy odczuć człowieka na trwały nośnik niebiologiczny.
Największą wątpliwością jest to czy wraz z transferem umysłu miałby dokonać się transfer tożsamości. Pomimo, że aktualnie transfer umysłu jest jedynie kwestią teoretyczną, to warto zgłębić ten problem na gruncie neuronaukowym, filozoficznym i etyczny. W moim referacie ukażę różne hipotetyczne perspektywy wdrożenia transferu umysłu oraz jakie mogłoby to powodować problemy odnoszące się do zachowania tożsamości osobowej.
Społeczne oczekiwania a autostereotyp dziennikarzy polskich w XXI wiekuAgnieszka Stępińska
A. Stępińska, Sz. Ossowski, (2011), Społeczne oczekiwania a autostereotyp dziennikarzy polskich w XXI wieku [Social expectations and autostereotypes of Polish journalists in the 21stcentury] (in:)Stereotypy w obszarze społecznym i politycznym [Stereotypes in a social and political sphere], edited by B. Pająk – Patkowska, Poznań, pp. 33–46.
Józef Raczek (1922-1990) – malarz, rzeźbiarz, kolekcjoner,
autor sztuk teatralnych i bajek.
„Orędownik Sądecczyzny” swój dom, zwany „Oficyną Raczków”,
zamienił w niezwykłą galerię grafik, obrazów i rzeźb. Przez wiele lat było to miejsce spotkań i twórczej pracy artystów. W pokoju „Pod muzami” Raczek podejmował gości winem własnego wyrobu z owoców głogu i dzikiej róży.
Sztuka była dla niego niczym pamiętnik – uwiecznił starosądecki rynek, klasztor klarysek, kapliczki, św. Kingę. Malowidła znajdujące się w sieni przybliżają nam kulturę i historię Starego Sącza, a na podwórku wciąż jeszcze rzeczywistość miesza się z bajką.
2. Wiedzieć/powiedzieć
W ujęciu Anny Wierzbickiej znaczenie „wie-
dzy” rozjaśnia się w powiązaniu z „rozu-
mem”, „inteligencją”, „prawdą” – i „mówie-
niem”. Wedle interpretacji autorki Dociekań
semantycznych, „myślenie staje się definiowal-
ne w terminach mówienia, a nie odwrotnie.
[...] «Myśleć o czymś» to działać (wewnętrz-
nie) w sposób prowadzący do podjęcia sądów
na dany temat”1
. Posługując się naturalnym
metajęzykiem semantycznym, badaczka
zaproponowała więc, by sens wspomnianych
pojęć oddawać następująco2
: „rozum” – zdol-
ność do poznania (prawdy) przez myślenie,
„inteligencja” – zdolność do sprawnego my-
ślenia, „prawda” – sąd, którego nie możemy
odrzucić. Uznawszy zarazem, że mówić coś
1
A. Wierzbicka, Dociekania semantyczne, Wrocław: Ossoli-
neum, 1969, s. 23.
2
Taż, Kocha. Lubi. Szanuje. Medytacje semantyczne, War-
szawa: Wiedza Powszechna, 1971, s. 250–253.
komuś, bądź też coś komuś powiedzieć,
to umożliwić mu dokonanie czy wydanie
prawdziwego sądu, Wierzbicka związała
myślenie i mówienie, definiując pierwsze
w odniesieniu do drugiego. „«Wiedzieć»
[...] nie jest [bowiem] predykatem mental-
nym, nie oznacza stanu umysłu: «wie-
dzieć» to «móc powiedzieć»”3
. Ponadto,
w jej przekonaniu, „definicja «wiedzy»
jako zdolności do mówienia (mówienia
rzeczy prawdziwych) wydaje się głęboko
współbrzmieć z oceną kultury zachodniej
– kultury, która zrodziła pojęcie «wiedzy»
i umieściła je wśród najwyższych wartości –
wypowiadaną przez ludzi ukształtowanych
poza kręgiem tej kultury”4
. Ostatecznie „wie-
dzieć” to zdaniem badaczki: móc powiedzieć
prawdę. W konsekwencji „ten, kto może
3
Taż, Dociekania..., s. 25.
4
Tamże. Por. także A. Wierzbicka, Semantyka. Jednost-
ki elementarne i uniwersalne, przeł. A. Głaz, K. Korżyk,
R. Tokarski, Lublin: Wydawnictwo UMCS, 2006.
myśleniem poznawać prawdę – jest rozumny
(ma rozum). [...] Ten, kto umie (czyli może
dobrze) myśleć – jest inteligentny. Ten, kto
wie, jak jest «dobrze» – jest mądry”5
.
Ten intuicyjnie trafny i zarazem nietry-
wialny rezultat dociekań semantycznych
kieruje uwagę ku podmiotowemu aspektowi
wiedzy. Choć jest ona z konieczności relaty-
wizowana do ponadjednostkowych i obiek-
tywizujących systemów uprawomocnień
– takich chociażby jak programy badawcze,
paradygmaty, tradycje, szkoły, podejścia czy
nurty, z ich probierzami oceny naukowych
i pozanaukowych wyjaśnień, jest przecież
przede wszystkim wytworem konkretnego
intelektu. Zgodnie z klasycznymi rozstrzy-
gnięciami epistemologii, filozofii nauki
i metodologii, za wiedzę par excellence zwykle
uznaje się rezultaty poznawczej aktywności
jednostek czy grup, które spełniają warunki
5
A. Wierzbicka, Kocha. Lubi..., s. 253.
Krzysztof Korżyk
Ilustracje Anna Zabdyrska
Zmierzch wiedzy
w kulturze
dostępu
autoportret 1 [44] 2014 | 93
3. nakładane nań przez standardy współkonsty-
tuujące wspomniane instancje uzasadniania
i akceptacji. Ponadto, rezultaty ujęte w po-
staci intersubiektywnie komunikowalnych,
racjonalnie uprawomocnionych i empirycznie
sprawdzalnych konstatacji, za które bierze się
odpowiedzialność6
. Dotyczy to przede wszyst-
kim episteme – wiedzy uprawomocnionej we
wskazany wyżej sposób, oraz, w odpowiednio
mniejszym stopniu, różnych postaci doksy –
indywidualnych bądź zbiorowych mniemań
i opinii, z których wiele składa się na szeroko
rozumianą wiedzę potoczną. Ta ostatnia nie
spełnia wprawdzie wymogów akceptowalności
stawianych odnośnym konstruktom we wspo-
mnianych dyscyplinach, niemniej pozostaje
przydatna w zdroworozsądkowym obcowaniu
z rzeczywistością.
Niezależnie od tego, czy skupić się na pro-
cesualnym wymiarze podmiotowo pojętej
wiedzy jako umiejętności bądź dyspozycji do
powiedzenia czegoś prawdziwie, czy też na jej
wymiarze „rezultatowym” lub „produktowym”
– obejmującym faktycznie wydane, prawdzi-
we sądy dotyczące tego, jak się rzeczy mają
– nietrudno zauważyć, że owe epistemiczne
konstrukty, o ile mają uchodzić za wiarygod-
ne, są domyślnie opatrywane swoistą sygnatu-
rą poznającego podmiotu. Poświadcza on w ten
sposób autentyczność doświadczenia, z którego
się zrodziły, rzetelność jego odwzorowania
w postaci owych sądów oraz prawomocność
ich roszczenia do prawdziwości. Przy takiej
interpretacji „wiedzieć” to nie tylko móc
prawdziwie powiedzieć, jak jest, lecz również
wziąć za to stwierdzenie odpowiedzialność,
6
Zob. np. R.G.A. Dolby, Niepewność wiedzy. Obraz nauki
w końcu XX wieku, przeł. J. Spólny, Warszawa: Amber,
1998; A. Grobler, Metodologia nauk, Kraków: Aureus, 2006;
J. Losee, Wprowadzenie do filozofii nauki, przeł. T. Bigaj, War-
szawa: Prószyński i S-ka, 2001; J. Woleński, Epistemologia.
Poznanie, prawda, wiedza, realizm, Warszawa: Wydawnictwo
Naukowe PWN, 2005.
związana z koniecznością sprostania wymo-
gom określającym, jakie wytwory aktywności
poznawczej można zasadnie przedstawiać jako
wiarygodne. Od strony praktycznej oznacza
to między innymi długotrwałe ćwiczenie się
w postrzeganiu rzeczy nie dla każdego oczy-
wistych, wprawianie się w wychwytywaniu
subtelności i niuansów, które uchodzą uwagi
laika nienawykłego do czynienia podobnych
rozróżnień, czy wreszcie – wdrażanie się
w zdyscyplinowane, poddane rygorom logiki
myślenie. Warto przy tym pamiętać, że wszyst-
ko to dzieje się zwykle w dialogicznej z samej
istoty wspólnocie wartości i myśli, umiejętno-
ści bowiem, o których mowa, nie sposób nabyć
inaczej, niż terminując pod okiem tych, którzy
wcześniej sami przeszli podobną drogę.
Istotnym rezultatem owej praktyki jest kształ-
tująca się stopniowo wrażliwość poznawcza,
niezależność sądów, umiejętność rozumieją-
cego wnikania w materię dociekań i – osta-
tecznie – swoista samodzielność epistemiczna
podmiotu. Rozwijanie owych dyspozycji,
doskonalenie umiejętności oraz wzmacnianie
związanych z nimi postaw wymaga czasu, za-
razem jednak rezultaty owej pracy są doniosłe
– powstaje trwała struktura, której ważnymi
aspektami są kompetencja, dojrzałość i odpo-
wiedzialność współkonstytuujące tożsamość
jednostki. Mówiąc wprost, zdobywana we
wspomniany sposób, spersonalizowana i tym
samym zaksjologizowana wiedza, czy nawet,
horribile dictu: mądrość, czyni jednostkę „kimś”
– określonym, dojrzałym, „skrystalizowanym”,
przy tym wyposażonym w „miary rzeczy”
i gotowym polegać na własnych rozstrzygnię-
ciach odwołujących się do owych probierzy.
Tak pojęta wiedza to rezultat indywidualnego
wysiłku – przekłada się ona na ontologicznie
rozumianą „jakość bycia” podmiotu i owo
bycie współkonstytuuje – jest zasadniczo
nieprzekazywalna. Można wprawdzie uprzy-
stępnić innym jej aspekty propozycjonalne czy
prawdziwościowe, we wskazanym wcześniej,
konwencjonalnym, zepistemologizowanym
rozumieniu, jednak rdzeń owej struktury to
centralny dla każdego podmiotu system upra-
womocnień, który zasadniczo pozostaje poza
zasięgiem „transferów” edukacyjnych.
Matryca/sieć
Zwróćmy się teraz ku tyleż poręcznym i chwy-
tliwym, ileż mamiącym metaforom podsuwają-
cym wyobraźni wizje „społeczeństwa informa-
cyjnego” czy „społeczeństwa wiedzy” – w ich
rozlicznych, decentralizujących, „matrycowo-
-pajęczynowych” bądź „kanałowo-przepływo-
wych” wariantach7
, w których sieci „sta-
nowią nową morfologię społeczną naszych
społeczeństw, a rozprzestrzenianie się logiki
usieciowienia w sposób zasadniczy zmie-
nia funkcjonowanie i wyniki w procesach
produkcji, doświadczenia, władzy i kultury”8
.
Nietrudno będzie jednak dostrzec, że sytu-
acja podmiotu uwikłanego w owe sieci jest
niejasna – przynajmniej z punktu widzenia
zakładanego przez posługujących się owy-
mi kontrowersyjnymi konceptualizacjami.
Myślenie ich kategoriami prowadzi bowiem,
wespół z innymi czynnikami, do znaczącego
przeorientowania sposobu definiowania tożsa-
mości zarówno jednostkowej, jak i grupowej.
Ponadto, metaforyczne proklamacje dotyczące
różnych aspektów funkcjonowania „społe-
czeństwa sieciowego”, w którym „istnieje się”
dzięki technologicznie zapośredniczonym
interakcjom, uprawomocniają mówienie
o „sieciowej tożsamości” językiem pasożytują-
cym na materii pojęciowej uprzednio służącej
7
Zob. np. D. Barney, Społeczeństwo sieci, przeł. M. Fronia,
Warszawa: Sic!, 2008; M. Castells, Społeczeństwo sieci,
przeł. K. Pawluś, M. Marody, J. Stawiński, S. Szymański,
Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2007; tenże, Siła
tożsamości, przeł. S. Szymański, Warszawa: Wydawnictwo
Naukowe PWN, 2008.
8
Tenże, Społeczeństwo…, s. 467.
autoportret 1 [44] 2014 | 94
4. omawianiu „zwykłego” bytowania. W rezulta-
cie dochodzi do urealnienia fikcyjnej, „projek-
towanej” egzystencji i odrealnienia istnienia
w konkretnej rzeczywistości.
Obecnie trudno jeszcze ocenić, w jakiej mierze
wspomniana „nowa tożsamość” jest epifeno-
menem odnośnej perspektywy interpretacyj-
nej, w jakiej zaś doświadczeniem konkret-
nych, poszczególnych jednostek. Postrzeganie
i przeżywanie własnej egzystencji, przynaj-
mniej częściowe, wedle popkulturowych stan-
dardów „spektakularnej rzeczywistości” jest
jednak współcześnie zjawiskiem niebudzącym
wątpliwości. W opinii Zygmunta Baumana,
„dzięki sieci «infostrad», w szybkim tempie
poszerzającej swój zasięg i zagęszczającej
się, każda jednostka – mężczyzna i kobieta,
dorosły i dziecko, biedny i bogaty – zapraszana
jest, zachęcana, nakłaniana (a raczej przymu-
szana) do porównywania swego osobistego losu
z losem w s z y s t k i c h i n nyc h jednostek,
a zwłaszcza z rozpasaną konsumpcją medial-
nych idoli (grzejących się stale w świetle
jupiterów celebrytów, goszczących na ekra-
nach telewizorów oraz pierwszych stronach
brukowców i kolorowych magazynów) oraz
uznawania bogactwa, z jakim się oni obno-
szą, za wykładnik wartości nadających życiu
sens. Zarazem, choć realne widoki na przy-
noszące zadowolenie życie w dalszym ciągu
cechują się diametralnym zróżnicowaniem,
wytęsknione standardy i pożądane atrybuty
«szczęśliwego życia» wykazują tendencję do
postępującej uniformizacji: siłą pobudzającą
do działania nie jest już mniej lub bardziej
realistyczne pragnienie dorównania sąsia-
dom, ale bałamutnie mętna idea „dorówny-
wania celebrytom”, supermodelkom, gwiaz-
dom futbolu i piosenkarzom ze szczytów list
przebojów. Jak zauważył Oliver James, owa
nader toksyczna mieszanka wytwarza się
w wyniku podsycania «nierealistycznych
aspiracji oraz przekonania, że da się je urze-
czywistniać»”9
. Poddające się owemu przymu-
sowi podmioty, wyzwalając się z zależności wy-
nikających ze zobowiązań wobec innych człon-
ków rzeczywistych wspólnot, których częścią
były niegdyś, wywłaszczają się z „tradycyjnej”
tożsamości. Jej miejsce zajmują tentatywne,
po/d/ręczne zestawy awatarów powoływanych
do istnienia zgodnie z wymogami dramaturgii,
która aktualizuje autobiografie uchodzące za
powszechnie dostępne remedium na miałkość
egzystencji zamkniętej w kręgu lokalnych
ograniczeń. W rezultacie takich i podob-
nych praktyk standardowy, klasyczny model
autonomicznej, wewnętrznie zintegrowanej,
stabilnej osobowości postrzeganej jako spójna
konfiguracja cech współkonstytuujących toż-
samość podmiotu, traci rację bytu. Stopniowo
wypiera go ponowoczesny amalgamat – wizja
efemerycznego i hybrydycznego tworu o rela-
cyjnej i kontekstowo uwarunkowanej prowe-
niencji, doraźnie konstruowanego z dostępnych
w sieciowych imaginariach, symbolicznych
prefabrykatów, które ponowocześni bricoleurzy
zestawiają wedle wyobrażonych scenariuszy
koniunkturalnych „projektów” /za/istnienia
w którejś z odsłon technologicznie zapośred-
niczonego i medialnie napędzanego spekta-
klu. Postrzegani z takiej perspektywy aktorzy,
wiodący „dotcomowy” żywot w fantasmagorii
„społecznościowych” symulacji, to często nie
tyle autonomiczne podmioty, ile raczej prowi-
zoryczne aglomeraty cech formujących mnogie,
nietrwałe „tożsamości–/w/prze/–budowie”,
między którymi przełączają się usieciowione
jaźnie nomadycznych mieszkańców wirtualnej
republiki.
Zaprzęgnięcie wspomnianej metaforyki do
interpretowania zjawisk społecznych i kul-
turowych skutkuje wyjaśnianiem ich istoty
9
Z. Bauman, Straty uboczne. Nierówności społeczne w epoce
globalizacji, przeł. J. Hunia, Kraków: Wydawnictwo Uniwer-
sytetu Jagiellońskiego, 2012, s. 25.
w kategoriach dialektycznych zależności
między elementami współkonstytuującymi
sieciowe domeny i uniwersa. Należą do nich
chociażby napięcia między tym, co lokalne
i globalne, uporządkowane i chaotyczne, ure-
gulowane i dowolne, skupione i rozproszone,
czy wreszcie, podstawowe i najbardziej nas
tu interesujące – napięcie między podmiotem
i samą siecią, która podtrzymywana przezeń
w istnieniu staje się ostatecznie środowiskiem
umożliwiającym jego własną, symboliczną
autokreację. W rezultacie, kolejne akty ustana-
wiania usieciowionej „tożsamości” podmiotu
poprzez jej wielokrotne /re/konstruowanie
i /de/konstruowanie w rozproszonej struktu-
rze sieci stają się zarazem formami podtrzy-
mywania w istnieniu oraz organizowania
alokalnej, aczasowej, acentrycznej i anonimo-
wej „przestrzeni przepływów”.
Dane/informacja
Pozostając przy kwestii zależności między
prawdziwą tożsamością podmiotu w świecie
rzeczywistym, jej technicznie zapośredni-
czonym, usieciowionym fantomem w wirtu-
alnej „przestrzeni przepływów” oraz wiedzą
udostępnianą jednostkom za pośrednictwem
technologicznych udogodnień, wypada przypo-
mnieć, że najmocniejszym i zarazem najsłab-
szym elementem omawianych tu sieci są ich
„węzły” i „elementy terminalne”. Postrzegane
z interesującego nas tu punktu widzenia „sieci
wiedzy” czy „informacji” są tyle warte, ile
możliwości podmiotów w zakresie interpretacji
danych udostępnianych przez owe struktury.
Niezależnie bowiem od powszechnego zwyczaju
językowego, który pozwala mówić o krążącej
w sieci informacji czy wiedzy, ani w fizycznej
strukturze jej hardware’u, ani tym bardziej
w jej oprogramowaniu nie przemieszczają
się żadne obiekty, które potocznie uznaje się
za „nośniki” informacji: dźwięki, obrazy czy
cokolwiek podobnego. Zachodzić tam mogą co
autoportret 1 [44] 2014 | 95
5. najwyżej zdarzenia, których skutkiem są za-
chowujące tożsamość strukturalną zjawiska fi-
zyczne zwykle nazywane sygnałami. Nie towa-
rzyszą im ani nie są z nimi związane w sensie
przestrzenno-czasowym żadne „informacje”,
„treści”, „przekazy” czy „komunikaty”. Sygna-
ły, jako zjawiska fizyczne, są bowiem interak-
cyjnie neutralne – niczego nie „zawierają”,
nie „przekazują” ani nie „komunikują”. Jeśli
nastawać na zasadność posługiwania się w tej
kwestii sformułowaniami bliskimi zdrowemu
rozsądkowi, można by mówić o „surowych” –
w sensie ich niezinterpretowania – „danych”,
które dopiero po odpowiedniej „obróbce”
dałoby się ewentualnie uznać za „informację”,
w nietechnicznym rozumieniu tego terminu.
Właściwie rozumiana informacja to bowiem
zwykle – mówiąc najprościej – „ilościowa
miara niejasności komunikatu w zależności
od stopnia prawdopodobieństwa każdego
składającego się nań sygnału”10
. To czasem
także zdolność/możliwość dokonywania nie-
przypadkowych wyborów spośród wcześniej
ustalonego rejestru czy zbioru wariantów bądź
stanów rozpatrywanego układu11
. Jak widać,
tak zdefiniowana informacja nie może się
przemieszczać, więcej – jako uwarunkowana
kontekstowo i konsytuacyjnie jest niesamo-
istna, pojawia się bowiem dopiero w wyniku
zabiegów poznawczych interpretującego pod-
10
Y. Winkin, Antropologia komunikacji. Od teorii do badań
terenowych, przeł. A. Karpowicz, Warszawa: Wydawnictwa
Uniwersytetu Warszawskiego, 2007, s. 31.
11
Por. także Jamesa Gleicka interpretację pojęcia informa-
cji Claude’a Shannona jako entropii i funkcji prawdopo-
dobieństw – „Jest to średni logarytm nieprawdopodo-
bieństwa danej informacji, czyli w rezultacie miara tego,
co nieoczekiwane: H = –Σpi
log2
pi
gdzie pi
to prawdopodo-
bieństwo każdej informacji. Shannon, stwierdził [...],
że wartości wyrażane za pomocą tego wzoru «odgrywają
główną rolę w teorii informacji jako miary informacji,
wyboru i niepewności». Istotnie, H jest wszechobecne,
potocznie nazywane entropią w informacji lub postulatem
Shannona lub też, zwyczajnie, informacją”. J. Gleick,
Informacja. Bit, wszechświat, rewolucja, przeł. G. Siwek, Kra-
ków: Znak, 2012, s. 212.
miotu. Ich częścią jest między innymi wspo-
mniane oszacowanie prawdopodobieństwa
wystąpienia każdego z sygnałów składających
się na komunikat, co prowadzi do wyinterpre-
towania czy wygenerowania nietrywialnych
sensów, jakie ostatecznie można by /z/wiązać
z odnośnym zdarzeniem. Jeśli zgodzić się z tą
interpretacją, nietrudno dostrzec, że w sieci
nie ma informacji – pozostaje ona domeną
i zarazem prerogatywą podmiotu. Wymaga
użytkownika, który interpretując to, co się
w owym środowisku pojawia w postaci mniej
czy bardziej „surowych” danych, /z/re/kon-
struuje hipotetyczny, domniemany obiekt,
nadając mu wedle własnej wiedzy, umiejętno-
ści i kompetencji pożądany status „pojęcia”,
„znaczenia”, „sensu”, „treści” czy „obrazu”.
Ostatecznie więc, informacja i jej zepistemolo-
gizowana pochodna – wiedza – to konstrukty
interakcyjne, które uobecniają się w wyniku
twórczej, nie zaś jedynie odtwórczej aktywno-
ści poznawczej podmiotu.
Klikać/mówić
Ważnym rysem współczesności, konsekwencją
„upłynnienia” i „mobilizacji” globalnych zaso-
bów finansowych, technicznych, medialnych
i ideowych, jest zmniejszenie się roli rynków
wymiany dóbr fizycznych i intelektualnych,
a także wzrost znaczenia sieci, które udostęp-
niają12
owe dobra na niespotykaną wcześniej
skalę, bez konieczności ponoszenia kosztów
związanych z ich posiadaniem. Towarzysząca
tym procesom komercjalizacja dóbr kultury,
z których produkcji uczyniono działalność
ekonomiczną, przyczyniła się między inny-
mi do wypracowania i wdrożenia strategii
wikłania jednostek w długoterminowe relacje
lojalnościowe; gwarantują one usługodaw-
12
Zob. np. J. Rifkin, Wiek dostępu. Nowa kultura hiperkapita-
lizmu, w której płaci się za każdą chwilę życia, przeł. E. Kania,
Wrocław: Wydawnictwo Dolnośląskie, 2003.
com stałą możliwość czerpania zysków ze
„współpracy” z raz pozyskanym klientem.
Jedną z form takiej „asymetrycznej symbio-
zy” stało się „demokratyczne” udostępnianie
w cyberprzestrzeni przez gigantów „kulturo-
wego hiperkapitalizmu” wszelkiego rodzaju
produktów kultury popularnej. Wpłynęło
to na ustanowienie nowych standardów
w dziedzinie technologicznie zapośredniczo-
nego kształtowania modelu kultury otwartej
przez wolne od uwarunkowań pekuniarnych
instytucje publiczne dbające o swobodny
i niewykluczający dostęp uczestników do
dóbr kultury i narzędzi jej kształtowania.
W rezultacie powstało wiele wirtualnych
repozytoriów – muzeów, bibliotek, filmo-
tek, specjalistycznych archiwów czy portali
muzycznych, udostępniających poszukiwane
dobra w formie cyfrowych replik czy repre-
zentacji. Spektakularność owego przedsię-
wzięcia oraz mnogość i różnorodność zaso-
bów sprawiają, iż wydaje się, że w miejscach
tych istotnie zgromadzono „informację” czy
„wiedzę”. Wystarczy po nią sięgnąć, łącząc
się z właściwymi serwerami bądź też odwie-
dzając instytucje, których zbiory poddano
elektronicznemu zwielokrotnieniu. Jeśli jed-
nak pamiętać, że rzeczywista informacja czy
wiedza to konstrukty powoływane do istnie-
nia w wyniku twórczej aktywności poznaw-
czej podmiotu – który obcuje ze zjawiskami
będącymi zaledwie okazją do uobecnienia
się w nim samym określonych myśli, uczuć
czy intencji, nietrudno będzie zauważyć,
że zaistnienie wspomnianych wytworów
wymaga od jednostki uprzedniej, jeszcze
innej kompetencji: wiedzy, inteligencji oraz
wspartej mocą wyobraźni umiejętności inter-
pretowania i rozumienia tego, z czym ma się
do czynienia. Wymaga zatem pewnego obycia
z przedmiotem – intelektualnego, uczucio-
wego, psychicznego, duchowego. Uzyskiwana
dzięki temu wiedza nie jest produktem epi-
autoportret 1 [44] 2014 | 96
6. stemicznego automatu przechodzącego przez
szereg kolejnych stanów zgodnie z logiką
odgórnie implementowanego algorytmu, lecz
pochodną indywidualnego rozwoju podmiotu
– rezultatem dopracowania się przezeń okre-
ślonej, wspomnianej wcześniej „jakości by-
cia”. W tym więc aspekcie, w jakim jest ona
indywidualnym wytworem jednostki, nie zaś
cyfrowo standaryzowanym prefabrykatem,
który fluktuuje w usieciowionej „przestrzeni
przepływów”, nie może być demokratycznie
„dystrybuowana” wedle „równouprawniają-
cych” reguł gry informacyjnego marketingu.
Jeśli istotnie „wiedzieć” to umieć prawdzi-
wie powiedzieć, jak się rzeczy mają – po-
świadczając wiarygodność tego stwierdzenia
jakością własnego bycia – nie da się odpo-
wiedzialnie spełnić tego warunku przez
proste – just do it – połączenie się z infor-
macyjnym repozytorium za pośrednictwem
którejś z efemerycznych „tożsamości–/w/
prze/–budowie”, jakie zapewniają „dostęp”
do odpowiedniej „domeny” takiej czy innej
sieci. Przytoczenie znalezionej tam odpo-
wiedzi nie zastąpi słowa własnego. W tym
bowiem wypadku „powiedzenie”, którego
sens konotuje „wiedzę”, będzie, ze względu
na wskazany wcześniej wymóg podmiotowo
poświadczonej prawdziwości, czynnością
pozorną – rzekomą, lecz pustą.