Radosław Nowakowski, "Powieść w przestrzeń i...", Przestrzenie książki
1. radosławnowakowski
powieść
w przestrzeń i...
o uksiążkowieniu fabryki
Las. Książka to czy film? Biblioteka czy filmo- Wszędzie gdzie spojrzeć litery, słowa, zdania, hasła.
teka? Tyle historii. Tyle intryg. Tyle planów. Tyle Idę ulicą i jakbym czytał zdanie. Jakbym czytał czy
dziania się. Co ja robię w lesie? Idę. Słucham. Roz- czytam? Czytam czy układam puzzle? Z tysięcy
glądam się. Czytam? Czy to jest czytanie? W głowie porozrzucanych słów i liter próbuję ułożyć jakąś hi-
trochę liter – dookoła głowy natrętne muszki, jakieś storię. Jakieś historie... Swoje historie. Tak. Od razu
bzyczenia, świergoty, błyski goniące cienie. myślę o swoich historiach. Porządkuję ten bałagan.
Łąka. Na łące podobnie. Tysiące trochę innych, Układam własny labirynt. Czyli
chociaż podobnych historii, których nie prześledzę,
bo za głuchy, za ślepy, za nieczuły jestem. Jak bałaganięposwojemu.
ten bocian ostrożnie stąpający, powoli znikający
za stogiem siana. W lesie o tym nie myślałem. Na łące tego sobie
Miasto. W mieście inaczej. Chociaż też tysiące nie wyobrażałem. W mieście o tym myślę i to so-
historii bardzo podobnych do siebie i do tych z lasów bie wyobrażam. Ale tylko o tym myślę i to sobie wy-
i łąk, i też niewidzialnych ani niesłyszalnych, ledwie obrażam. Bo nie zamierzam tego robić. Nie po
wyczuwalnych, za to domyślnych, spodziewanych, to porzucałem architekturę. A porzuciłem ją wtedy,
nie mogących się nie dziać. Wokół głowy litery. kiedy uświadomiłem sobie, że w tym oto zaprojekto-
fot.: józef żuk-piwkowski
14
2. fot.: józef żuk-piwkowski
wanym przeze mnie osiedlu będą żyli ludzie myślący
i czujący inaczej niż ja, i inaczej wyobrażający sobie
takie osiedle i życie w nim. Przestać czytać książkę,
która ci się nie podoba, jest łatwo: zamykasz ją
i odkładasz na półkę. Trudniej jest przestać żyć radosław nowakowski
− rocznik 1955. Pisarz,
i mieszkać w przestrzeni, która ci się nie podoba
muzyk, projektant, tłu-
– trudno jest tak po prostu zamknąć drzwi i pójść macz, wydawca, liberat.
sobie. Dlatego robię książki, a nie domy. Od dwunastu lat mieszka
Nie przestaję jednak myśleć o tym, żeby książki we wsi Dąbrowa Dolna
były jak domy, a domy jak książki. Żeby książki były u stóp Łysogór razem
z żoną, córką, dwoma
domami, a domy książkami. Korci mnie to i pociąga.
kotami, psem i stadem dzikich bażantów. Założyciel
Przeraża i paraliżuje. Jak zwykle. Więc kiedy nada- i jedyny pracownik nadziemnego wydawnictwa „Libe-
rzyła się okazja – spróbowałem. ratorium” (www.liberatorium.com).
15
3. Centrum Warszawy. Dawne Zakłady Norblina.
Stara, pożółkła, podarta książka wciśnięta gdzieś
w drugi rząd, trudna do znalezienia. To dobrze.
Książki trzeba znajdować. Książek trzeba szukać.
A jeszcze lepiej będzie, kiedy poprzestawiamy litery
i dokonamy transformacji słowa NORBLIN w LIBRO
2N. A już całkiem wspaniale będzie, kiedy okaże się,
że wspólnikami Norblina byli bracia Buch.
Zatem piszę książkę w Hali 1000 Ton. W i na.
Na ścianach. Na podłodze. Na maszynach. Pomię-
dzy. W powietrzu. Umieszczam tam moją opowieść.
Nikomu nieznaną. Nawet mnie. Jest to
opowieśćowyprawiedownętrzapojęcia.
Tym pojęciem jest BLIN. Nigdy nie byłem w żadnym
pojęciu. Żongluję pojęciami, a nie wiem, czym są,
nie wiem, co w nich siedzi. Może nic. Może są pu-
ste... Wchodzę do Hali i rozpoczynam wyprawę.
Początek jest trudny. Tak trudny, że trzeciego dnia
chcę stamtąd uciec. I wtedy uzmysławiam sobie,
że po raz pierwszy książka, którą piszę-robię, jest
wielokrotnie ode mnie większa. W wypadku tych bli-
sko dwudziestu poprzednich to ja byłem wielokrotnie
większy od książki, którą pisałem-robiłem. Mogłem
z łatwością zmiąć kartkę i wyrzucić ją do kosza.
Teraz to ja mogę być zmięty i wyrzucony. Nie
uciekam. Zostaję i mozolę się dalej. Po kolejnych
trzech dniach zauważam, że piszę coraz mniej,
fot.: józef żuk-piwkowski
chociaż pomysłów nie brakuje, by zasmarować
całe ściany. Gdzieś mi jednak te słowa giną. Gdzieś
po drodze między głową a ścianą. Dotykam ręką
ściany i czuję, jak one biegną po wyciągniętej
16
4. il.: autor artykułu
mojej ręce jak po moście i znikają w łuszczącej 2N było wyprawą, każda litera była śladem stopy,
się farbie odpadającej przy lada muśnięciu... Zaś każde zdanie było właśnie wydeptywaną ścieżką...
ostatniego dnia, dziesiątego, stwierdzam, że moja Fruwający wiersz przyfrunął gotowy, tak jak przyla-
wyprawa powinna trwać dziesięć lat. Że to, co się tuje chmura...
teraz odbywa, to ledwie rekonesans rekonesansu.
Szkic szkicu. Przepastną siecią okazuje się pojęcie, Jakże podobnie było. Szkice. Przymiarki.
nawet tak proste jak BLIN. Muszę jednak wracać Do czego?
do mojego zdziczałego ogrodu. Na łąki rozkwitające Znowu nadejdzie czerwiec i co wtedy?
kwiatami-literami...
I tak się jakoś złożyło, że dokładnie rok później, Wtedymożezamienięzamkniętą
kiedy jeszcze trwały prace nad dokumentacją LIBRO przestrzeńnaotwartą.
2N, zawiesiłem w ogromnej, pustej hali w Bazie
Zbożowej na peryferiach Kielc Może napiszę powieść-przewodnik. Taką, która po-
wiedzie cię w przestrzeń. Co i rusz będziesz natrafiał
fruwający wiersz. na puste strony i żeby je zapełnić (w głowie), bę-
dziesz musiał odnaleźć konkretne miejsca, dotrzeć
Najpierw miał on być rozbrykaną chmurą latawców, do nich, obejrzeć je, przewędrować je, przeczytać...
ale z wielu różnych powodów musiał zamienić Trochę to będzie tak, jak, kiedy idziesz na spacer
fot.: autor artykułu
się w bardziej stateczną i statyczną chmurę. Nie albo jedziesz na wakacje i bierzesz ze sobą ulubiony
powinien też wisieć wewnątrz, ale powieszenie tomik poezji i podczytujesz go tu i ówdzie. Ale tylko
go na zewnątrz byłoby zbyt skomplikowane. Tu, trochę. A może wcale nie tak. Wszak może to będzie
w środku, czekały gotowe kratownice nieba – tam historia mrożąca krew w żyłach.
niebo było za wysoko. Rozwiesiłem więc chmurę Albo może napiszę kolejną opowieść, zupełnie
liter nad głową. Dwa zdania mijające się niczym niczego nie mrożącą, na liściach którejś ze starych,
pociągi jadące w przeciwnych kierunkach: jedno wielkich, upadających jabłoni w moim ogrodzie.
białe, a drugie czarne. Na każdym liściu jedna litera. Potem będą szeleścić.
Jakże inaczej było. LIBRO 2N mogło powstać Potem będą schnąć i opadać. Potem będą gnić.
tylko tam, gdzie powstało. Tam też mogło ulec Będą się tą powieścią zaczytywać bakterie, pleśnie
rozpadowi i sczeznąć, ale poza Halą 1000 Ton nie i roztocza. Będą ją w zimie odgrzebywać spod
miałoby sensu. Fruwający wiersz mógłby pofrunąć śniegu głodne bażanty.
dokądkolwiek i przycupnąć w jakiejkolwiek, byle
wystarczająco dużej przestrzeni. LIBRO 2N było
niejako relacją na żywo z wyprawy – ach nie! LIBRO
17