1. PRACOWNIE, KRAKÓW 30.06.2012
IMPROWIZACJA
„Tu nie chodzi o oryginalność”
Z Michałem Mącznikiem, założycielem i właścicielem firmy szkoleniowej Improv Club,
zajmującej się wykorzystaniem technik improwizacyjnych w skutecznej komunikacji
międzyludzkiej, rozmawia Maja Dobkowska.
Kim Ty właściwie jesteś, Michał? Aktorem?
W szkole średniej zagrałem trzy razy z rzędu podczas organizowanego u nas przeglądu teatrów –
jeżeli to sprawia, że jestem aktorem, to tak, jestem nim [śmiech]. A poważnie – nie, nie jestem aktorem
i nigdy nie miałem takich ambicji.
Jesteś improwizatorem?
Tak. Uważam, że wszyscy w pewnym stopniu jesteśmy improwizatorami, bo improwizator to osoba,
która reaguje, działa w danej chwili, korzystając ze swoich zasobów lub tego, co ma akurat pod ręką.
Improwizator to twórca bieżącej sytuacji – tworzy rozwiązania, które go doprowadzają do celu czy też
do poradzenia sobie z jakimś problemem. Każdy z nas świetnie improwizuje w swoim życiu, bo do
niczego nie jesteśmy w stanie przygotować się w stu procentach. Rzeczywistość po prostu nas
zaskakuje.
Ale są lepsi i gorsi improwizatorzy – kwestia talentu czy kwestia przejścia szkoleń i
przeskoczenia pewnych wewnętrznych blokad?
Pewnie to, co powiem, będzie kontrowersyjne, ale uważam, że coś takiego jak talent nie istnieje. A
nawet jeżeli założyć, że coś takiego jednak istnieje, to i tak nic nie zastąpi ciężkiej pracy i nauki,
zdobywania nowych umiejętności, przećwiczenia czegoś w praktyce setki, tysiące razy. To ciężka
praca tworzy ekspertów, specjalistów różnych dziedzin. Wszystkiego możemy się nauczyć – w to
wierzę. Improwizacji – również. Gdybym nie wierzył, że można nauczyć się dobrze improwizować, to
bym tego nie uczył.
Jednak widzisz, że w jednych potencjał jest większy, w drugich mniejszy, jedni po trzech
ćwiczeniach są nieźli, inni po czterdziestu są wciąż kiepscy.
Jasne, ale to nie znaczy, że po sześćdziesięciu kolejnych ćwiczeniach ten poziom się nie wyrówna.
A może to kwestia poznania pewnych zasad?
1
2. PRACOWNIE, KRAKÓW 30.06.2012
IMPROWIZACJA
Oczywiście, każdy może nauczyć się improwizacji, poznając jej mechanizmy i zasady. Część osób –
śmiem twierdzić, że większość – ma te mechanizmy naturalnie wbudowane w system swoich działań,
musi je sobie tylko uświadomić.
Wspomniane mechanizmy i zasady opierają się w głównej mierze na technikach teatru improwizacji.
Natomiast okazuje się, że one świetnie sprawdzają się w życiu, w komunikacji międzyludzkiej, w
budowaniu dobrych relacji, w odnajdywaniu się w nowych sytuacjach, w błyskawicznym reagowaniu.
Tych zasad jest sporo.
Na przykład?
Na przykład w improwizacji bardzo ważne jest dawanie sobie prawa do błędów, bo jeżeli nie
pozwalasz sobie na potknięcia czy pomyłki, to sam siebie blokujesz, wewnętrznie jesteś na „nie”
wobec wysuwanych przez świat i ludzi propozycji. Jesteś na „nie”, a to cię ogranicza, nie możesz
korzystać z nowych sytuacji, boisz się wyjść i zwyczajnie zagadać do ludzi.
Wybacz, ale to brzmi trochę jak frazes – dawać sobie prawo do błędów. Nikt Ci nie zarzuca, że
to kolejny slogan z rodzaju „ jak dobrze i szczęśliwie żyć”?
Znakomity polski trębacz, Tomasz Stańko, powiedział: „My, improwizatorzy, nigdy nie popełniamy
błędów, ponieważ to, czy coś jest błędem, warunkują nasze kolejne zachowania.” Czyli – to my sami
poprzez nasze kolejne zachowania określamy, czy coś było błędem, czy nie. Jeżeli daję sobie prawo
do błędów, to nawet jeśli uznam daną sytuację za własną porażkę, nie będzie ona błędem, o ile tylko
nadam jej odpowiedni sens – mogę ją zmienić w naukę dla siebie, aby być ciągle lepszym, aby się
doskonalić i tego typu porażki przeskakiwać.
Wyobrażam sobie, że to, o czym mówisz, może się doskonale przekładać na teatr, na te
wszystkie niezaplanowane wydarzenia na scenie. Jak na scenie wywraca się nagle scenografia,
to albo możesz stanąć i przeprosić widownię, albo możesz to ograć, jakoś wykorzystać,
stworzyć z tego nową sytuację sceniczną. Upadek scenografii wcale nie musi oznaczać upadku
spektaklu i jego klapy.
Tak, bardzo ważne, żeby zaakceptować to, co się stało, i nadać temu jakiś nowy sens. Sytuacja
sceniczna z walącą się scenografią rzeczywiście może zostać ograna, jako aktor możesz wrzasnąć na
całą scenę: „Ooo, trzęsienie ziemi!” i już – paradoksalnie – sytuacja opanowana. A twoja umiejętność
szybkiej reakcji może spowodować jedynie, że jeszcze bardziej spodobasz się publiczności.
No tak, tylko że teraz ty stworzyłeś zupełnie nową sytuację sceniczną, nadałeś przedstawieniu
nieco inny sens i pozostali aktorzy też już nie mogą grać dalej swojej scenariuszowej roli.
2
3. PRACOWNIE, KRAKÓW 30.06.2012
IMPROWIZACJA
Przecież tędy nagle przeszło trzęsienie ziemi! Czy to się właśnie nazywa w improwizacji
wysyłaniem ofert?
Ofertą może być niemal wszystko, począwszy od każdego zachowania i zdania w trakcie komunikacji.
Jedną z podstawowych zasad improwizacji jest akceptowanie ofert. Jeżeli ktoś chce improwizować, to
powinien akceptować i rozwijać dalej oferty, tak żeby – przykładowo – nie powstała krępująca cisza
podczas rozmowy. Albo, tak jak we wspomnianym przykładzie z lecącą scenografią, gdy ktoś już
krzyknie: „Trzęsienie ziemi!”, to inni powinni to zaakceptować i w jakiś sposób odnieść się do tego,
żeby nie wyszło bez sensu.
Więc to jest właśnie to słynne „bycie na tak”?
Tak, choć nazwa jest myląca. Nie tyle chodzi o przytakiwanie, o mówienie „Tak, tak, tak!”, ale o mądre
i konstruktywne podejmowanie zaczętych wątków na zasadzie „tak i…”.
Keith Johnstone, doświadczony instruktor technik teatru improwizacji, takie przytakiwanie określa jako
jedną z metod blokowania, tzw. dołączanie. Jeżeli – załóżmy – postawimy na scenie dwóch aktorów i
jeden cały czas będzie przytakiwał drugiemu, to go w ten sposób będzie blokował. Przykład z życia –
dwie osoby rozmawiają o pogodzie. Pierwsza mówi: „Ale fajna jest dziś pogoda…”. Druga odpowiada:
„Tak”. No i co dalej? Jak prowadzić ten dialog? Podczas tej rozmowy odpowiedzialność będzie ciągle
spoczywała na tej pierwszej osobie, to ona musi produkować pomysły i koncepty, dawać materiał do
dialogu. W tym czasie druga osoba tylko bezpiecznie przytakuje. Można powiedzieć – tylko aktywnie
słucha.
Hmmm, obawiam się, że to, co proponujesz, jest sprzeczne z bardzo silnym nurtem
propagującym asertywność, postulującym bycie sobą, mówiącym o tym, że nie możemy
pozwalać, aby inni narzucali nam swoje przekonania, by zmuszali nas do brania tego, co nam
nie odpowiada. Czy stojąc na scenie, nie myślisz sobie czasem: „Nie, nie zrobię tego, to mi nie
odpowiada”, zwłaszcza kiedy ktoś proponuje ci coś zupełnie bzdurnego?
Oczywiście, takie myślenie zdarza mi się bardzo często. Zwłaszcza w trakcie prowadzonych przeze
mnie szkoleń, które przecież w jakimś stopniu budują mi reputację. Kiedy ktoś mi mówi: „Jesteś teraz
sikającym psem”, to rzeczywiście ciężko jest zaakceptować taką ofertę [śmiech]. Ale akceptuję,
patrząc na nią od strony technicznej, bo przecież nie mogę odrzucać ofert, kiedy prowadzę szkolenie
dotyczące ich akceptowania. Jeżeli oferta nie wyrządza mi krzywdy, wchodzę w to.
Czy jest jakaś granica? Moment, w którym ważniejsze jest własne ego?
To jest pytanie o indywidualne podejście. Jeżeli ktoś narzeka, że nic nowego w jego życiu się nie
zdarza, nic go nie spotyka, nie poznaje nowych ludzi itd., to może problem polega na tym, że blokuje
3
4. PRACOWNIE, KRAKÓW 30.06.2012
IMPROWIZACJA
te nowe sytuacje, zbyt często odmawia, pozostając we własnej strefie komfortu. Pytanie – kto i czego
potrzebuje w danym momencie.
Podczas moich zajęć proponuję uczestnikom pewne ćwiczenie. Chodzi o to, aby przez jeden dzień
być ciągle na „TAK”. Mówić „TAK” wszystkim propozycjom, wydarzeniom i ofertom, jakie tylko nas
spotkają – oczywiście w granicach zdrowego rozsądku. Nie chodzi o to, żeby być ekstremalnie na
„tak” we wszystkim, co się przytrafia, bo to może nas zaprowadzić w potencjalnie niebezpieczne lub
niekorzystne sytuacje – podchodzi do ciebie jakiś facet i mówi: „Daj mi tysiąc złotych”, a ty mu te
tysiąc złotych dajesz. Zdecydowanie nie.
Chodzi o to, aby świadomie dostrzegać, w jakich sytuacjach blokujemy. Czasem będzie to
spowodowane tym, że coś nie będzie zgodne z naszymi zasadami wewnętrznymi, a czasem może się
okazać zwykłą wygodą. Ten eksperyment daje wspaniałe pole do wyciągania wniosków. Gdy robiłem
swój pierwszy dzień „bycia na tak”, w połowie zrezygnowałem, bo nie potrafiłem przezwyciężyć wielu
własnych ograniczeń i blokad. Zorientowałem się wówczas, jak ja często blokuję nowe sytuacje i ludzi,
jak często jestem na „nie”. Mógłbym uznać eksperyment za porażkę, ale spojrzałem na niego jak na
naukę o samym sobie. Dotąd uważałem siebie za osobę otwartą – na nowe wyzwania, na nowe
rzeczy, na innych ludzi. Pierwszy dzień „bycia na tak” uświadomił mi, jak wiele mam jeszcze
niepotrzebnych zahamowań i blokad.
Młodym ludziom mówi się często „warto być sobą i iść pod prąd!”. W improwizacji można być
pod prąd?
Zależy w imię czego, bo w improwizacji nie chodzi o oryginalność, tu nie liczy się indywidualność, lecz
współpraca z drugim człowiekiem. Jeżeli ktoś wychodzi na scenę i blokuje innych graczy poprzez to,
że jest zbyt oryginalny lub bryluje, zarzucając innych zbyt dużą ilością ofert, na które oni nie mają
możliwości zareagować, to jest bez sensu.
Czym właściwie jest to blokowanie podczas improwizacji? Wciąż o tym wspominasz…
Blokowanie to, najprościej mówiąc, „bycie na nie”. Natomiast można je rozumieć na kilku
płaszczyznach – jako blokowanie siebie, swoich pomysłów, swoich reakcji, jako blokowanie innych
poprzez usilną próbę przepchnięcia naszego własnego pomysłu lub jako blokowanie, ponieważ tu, w
tym miejscu, w którym aktualnie się znajdujemy, jest nam ciepło, przyjemnie i bezpiecznie, i nie
chcemy zmiany. „Bycie na nie” po to, żeby zostać w swojej strefie komfortu, to również blokada.
Blokujemy nowe sytuacje, nowe wydarzenia, nie wychodzimy im naprzeciw.
A tak konkretnie?
Blokowanie jest pewną formą tarczy, to różne mechanizmy obronne, które powstrzymują nas przed
zmianą. A improwizacja to ciągła zmiana.
4
5. PRACOWNIE, KRAKÓW 30.06.2012
IMPROWIZACJA
Jest siedemnaście różnych rodzajów blokowania. Wspomniane „bycie na nie” to nic innego jak
odpowiadanie „nie” na oferty innych, co w efekcie albo doprowadza konkretną scenkę do konfliktu,
albo powoduje, że scenka jest bez sensu, jest po prostu nudna.
Kolejnym przykładem blokowania jest „anulowanie” – anulowanie tych wydarzeń, które już miały
miejsce. Czyli budujemy jakąś scenkę i w pewnym momencie zostawiamy ją, ucinamy bez żadnych
konsekwencji. Załóżmy, że scena dotyczy budowania tratwy na bezludnej wyspie – dwie osoby
ustalają, gdzie znajdą drewno, jak to drewno ze sobą powiążą, co się może zdarzyć, kiedy będą
płynąć itd. Anulowanie nastąpi wtedy, gdy jedna osoba krzyknie nagle: „Ej, zobacz, statek – jesteśmy
uratowani!”. Wówczas cała akcja, która do tej pory się wydarzyła, idzie niejako na marne, scenka się
kończy, zostaje urwana. Ale anulowanie można również konstruktywnie wykorzystać, właśnie po to,
żeby zakończyć scenę.
Bycie tylko na „tak” to także blokowanie – wspominałem o tym już wcześniej. Samo „przytakiwanie” i
aktywne słuchanie to za mało. W improwizacji słuchanie jest czymś więcej. Podczas słuchania trzeba
być w ciągłej gotowości do zmiany.
Odnoszę wrażenie, że na scenie „bycie na nie” mimo wszystko pcha akcję do przodu. Mniej
ciekawie wygląda dwóch facetów, którzy na scenie snują jakieś opowieści, przyjmując
wzajemne oferty, niż sytuacja, w której jeden nagle mówi „nie”, a drugi daje mu za to w zęby.
Tak, konflikty są bardzo ciekawe. Jako ludzie uwielbiamy obserwować konflikty, zwłaszcza jeżeli
stoimy od nich w bezpiecznej odległości. Natomiast w większości wypadków konflikty do niczego nie
prowadzą i nie budują sceny. Chyba że konflikt jest wywołany świadomie, wówczas jest celowy. Ale
jeżeli jego przyczyną jest to, że chcieliśmy zostać w naszej bezpiecznej strefie, bo to, co proponuje
partner sceniczny mogłoby nas zaprowadzić w jakieś miejsce, o którym jeszcze nie mamy pojęcia, to
taki gest blokowania jest po prostu zabijaniem sceny. Konflikt w tym wypadku jest bardziej bezpieczny,
bardziej komfortowy i mniej wymagający.
Łatwiej jest pokłócić się z kimś, niż szukać nowych rozwiązań. Zresztą, konflikt na scenie cieszy się
popularnością, bo w ludziach – aktorach i widowni – wywołuje emocje. Jednak osobiście doceniam
bardziej tych dwóch – jak to nazwałaś – przyjmujących swoje oferty facetów. Bo właśnie oni rozwijają
swoje pomysły, budują historię, która nie wiadomo, jak się zakończy, to jest ciekawe. Ostatecznie taka
scena zdobędzie dużo większy poklask publiczności, bo jest bardziej wymagająca. Dobrze
zbudowana historia wzbudza o wiele większy podziw widzów, myślą wtedy: „Niesamowite, jak oni to
robią?!”.
Czy improwizacja to działanie, czy raczej gadanie?
Improwizacja to przede wszystkim działanie fizyczne. Improwizacja wychodzi z ciała, nie z głowy. Viola
Spolin, nieżyjąca już innowatorka teatralna, zwana babcią improwizacji, powiedziała kiedyś, że nic tak
nie zabija spontaniczności jak właśnie myślenie. Spolin w latach czterdziestych ubiegłego wieku
prowadziła warsztaty teatralne dla dzieci z ubogich amerykańskich rodzin. Podczas pracy nad sztuką
5
6. PRACOWNIE, KRAKÓW 30.06.2012
IMPROWIZACJA
„Jaś i Małgosia” Spolin zauważyła, że dzieci grające tytułowych bohaterów świetnie nauczyły się
swoich ról na pamięć, przyswoiły teksty, natomiast w czasie gry nie zachowują się naturalnie.
Zwyczajnie Jaś i Małgosia nie wyglądają jak rodzeństwo. Spolin zaproponowała im wówczas
wymyśloną przez siebie grę improwizacyjną, która polegała na tym, że za każdym razem, kiedy jedno
z dzieci mówiło swój tekst, musiało fizycznie dotknąć drugiego. Co więcej – za każdym razem należało
dotknąć partnera w inne miejsce. Dla dzieci na pewno był to nie lada problem, bo nasz świadomy
umysł w takiej sytuacji zaczyna skupiać się na wyszukiwaniu niedotkniętych jeszcze miejsc albo na
zastanawianiu się, co jeżeli dotknę Jasia w ucho, jaki będzie to miało sens sceniczny, jak to później
będę mógł wykorzystać i jak Jaś odbierze ten dotyk. Mimo tego trudu okazało się, że wymyślona przez
Spolin gra sprawiła, że dzieci stały się spontaniczne, zaczęły sobie dokuczać, bawić się ze sobą –
teraz dzieci wyglądały jak nieskrępowane, otwarte na siebie i na swoje pomysły, rodzeństwo.
Czy w improwizacji jest miejsce dla rekwizytu i kostiumu?
W swoich szkoleniach raczej nie dopuszczam do gry rekwizytów. Nie będę się natomiast wypowiadał
na temat improwizacji teatralnej. Rezygnuję z rekwizytów, ponieważ nie chcę, żeby uczestnicy moich
szkoleń rozpraszali się i nie skupiali na tym, co najważniejsze, czyli na działaniu, na grze ciałem.
Jeżeli zdarza się, że sięgam po rekwizyt, to tylko po to, żeby coś konkretnego daną grą z przedmiotem
osiągnąć, żeby grę improwizacyjną doprowadzić przy pomocy tego przedmiotu do jakiegoś celu.
Wspomniałeś o grach improwizacyjnych. Czym są?
Gry improwizacyjne – jeżeli chodzi o ujęcie szkoleniowe – są to konkretne ćwiczenia działające na
stałych zasadach. Te ćwiczenia w dużej mierze polegają na tym, żeby zająć nasz świadomy umysł
jakimś zadaniem. Wtedy uruchamia się nasza spontaniczność. Tak, jak u tych dzieciaków, u Jasia i
Małgosi. Gdyby Spolin powiedziała do chłopca grającego Jasia: „Źle, powinieneś zrobić to tak, tak i
tak”, to on zacząłby koncentrować się jedynie na błędach i w swoim świadomym umyśle powtarzałby
pewnie: „Rany, co ja teraz robię, jak mam to robić?”.
Przykładem bardzo ciekawej gry improwizacyjnej jest gra w alfabet, w trakcie której dwoje ludzi
wychodzi na scenę i ma za zadanie odegrać określone role, załóżmy piratów, ale – co istotne – ich
dialog ma być wymianą zdań rozpoczynających się od kolejnych liter alfabetu. Pierwsza osoba mówi:
„Chyba widzę inny statek!”. Druga: „Dobrze widzisz, przygotujmy się do ataku!”. Pierwsza: „Eeee…
Gdzie mamy strzelby?!” itd. Obydwie muszą wczuć się w zadaną im rolę, muszą jednocześnie
pamiętać o akceptowaniu wzajemnie wysuwanych ofert, o ich rozwijaniu, budowaniu pewnej historii
scenicznej, no i muszą jeszcze znać alfabet na pamięć, co przyznam – czasem sprawia nie lada
kłopot. Publiczność na początku decyduje, w jakie role mają się wcielić uczestnicy gry i od jakiej litery
alfabetu mają rozpocząć historię. Istotą gry w alfabet jest to, że w momencie, kiedy osoby wychodzą
na scenę i zaczynają myśleć o alfabecie, zastanawiać się, która litera następuje po której, nie mają
czasu się denerwować, skupiają się na kolejności liter i dialogu.
6
7. PRACOWNIE, KRAKÓW 30.06.2012
IMPROWIZACJA
Podobno podczas szkoleń, które prowadzisz, w prezentacji zawsze ukrywasz slajd z kotem. To
prawda? Po co?
Już wyjaśniam. To taki rodzaj utrudnienia, taka moja prywatna gra improwizacyjna, którą toczę sam ze
sobą. Mam taki zwyczaj, że gdzieś między slajdy przygotowanej wcześniej prezentacji dodaję losowo
dodatkowy slajd z kotem. Zamykam oczy, klikam, wrzucam kota – sam nie wiem gdzie. Podczas
szkolenia często myślę o tym kocie, cały czas kombinuję, jaki nadam sens temu, gdy ten kot się nagle
pojawi, slajdy lecą, ja lecę z materiałem, w głowie mam kota, a nie – stres [śmiech].
Michał, a czy Ty lubisz być zaskakiwany?
Nie [śmiech]. No, chyba że pozytywnie. Uważam, że w życiu potrzeba nam zarówno trochę
zaskoczeń, niespodziewanych sytuacji, jak i trochę pewników i stabilizacji. Stabilizacji, żeby mieć
bezpieczne miejsce – miejsce, w którym można odpocząć, czuć się komfortowo.
Ale jeżeli jakaś sytuacja lub oferta mnie zaskakuje, to mówię sobie, że dużo bardziej opłaca mi się to
zaakceptować i zrobić z tym cokolwiek, nawet jeżeli przy okazji popełnię jakiś błąd.
To bardziej skuteczne niż nie robienie niczego i stanie w miejscu. Kiedy działamy, przemieszczamy się
– oczywiście czasem do tyłu, czasem do przodu, a jeszcze innym razem w bok. Natomiast ważne jest,
że w ogóle się poruszamy, bo wtedy zmienia się nam punkt widzenia. Nawet robiąc krok do tyłu,
możemy dostrzec nowe drogi i wyjścia. Stojąc w miejscu i blokując, nie zmieniamy nic, a przed sobą
mamy wciąż ten sam widok i perspektywy.
7