1. Kwantologia stosowana – kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 9.7 – Ufoludki.
Motto:
"A dajcie wy sobie wszyscy, do jasnej ciasnej, z tym spokój".
Nie, osobiście żadnego ufola nie widziałem, czegoś takiego za rękę
czy inną kończynę nie złapałem. Podobno innym szczęście było dopisało
i takowe dziwo oglądali, a nawet doświadczali, tak mówią - ale ja w
to nie wierzę, jakoś mi to nie pasuje. Ale nich tam, ich sprawa, nie
mieszam się.
Podobno coś takiego istnieje, lata na spodkach albo talerzach i te
swoje nosy w nasze sprawy wtyka. Tak się gada, nawet telewizory to
pokazują. Nie wiem, może.
Tylko że, widzicie, jak się tak człowiek w temat bycia tu i tam po
całości wdroży, a nawet wgryzie, to mu ufoludki, czy podobne, jakoś
tak dziwne się po całości zdają - a nawet zupełnie niemożliwe. To
fakt, gdzieś i coś żyjącego, a też i nawet rozumnego, gdzieś takie
cuś się w tej dali wszechświatowej gnieździć powinno, nawet te oraz
inne technologie pokazywać w każdą ze stron powinno - pełna zgoda.
Tylko że, widzicie, to aż tak prosto i prostacko, czyli talerzami,
się nie pokaże. Bo nie może.
Podejdzie na takie słowne spostrzeżenie jakiś ktoś - taki w sobie
ufność w ufoludki posiadający, i ten on się na powyższe skrzywi, a
nawet i pokaże jakieś takie nieobyczajne. Czyli znaki, znaczy się.
Te i tam gdzieś zostawione ślady wydeptane, jakieś sygnałowe "wowy"
czy inne piki na wykresach – i tak dalej podobnie. I będzie taki w
sobie wierzący gadał, że świat to nie byle co, to kawałek dziejów i
tej przestrzeni zawiera, rozciąga się do horyzontu i dalej – a też
że w tym musi, z uwagi na taki rozmiar niepokonany, że musi się coś
rozumem obdarzonego pokazywać. Oraz, dalej będzie dowodził, że jak
takie w sobie rozumne się już wylęgło, dajmy na to iks milionów lat
temu, to takie musowo się w okolicę i dalej zapędzi, najpewniej też
nawet i naszą okolicę odwiedzi. - Bo to, będzie taki mówił, wieków
w sporej ilości miało na mnożenie się i działalność wszelaką, więc
ichna w sobie technika dalekosiężna, zapewne cudaczna dla nas, więc
na te skoki poprzez odległości niezmierzone pozwalająca. Że, słowem
tak w ogólności i pewnikiem jest, że skoro to się wszystko światowe
tak długo i miliardami wielkimi dzieje - to jakaś bytność musi być,
i to niejedna. I że owa bytność nas pilnie szpieguje i zerka, co my
tu sobie pichcimy - i czy też warto z nami w dyskusję filozoficzną
o bycie się wdać.
I tak dalej w podobnym.
Nie powiem, logiczność w takim się pewna zawiera, czas i przestrzeń
wszechświatowa robią wrażenie na umysłowości na co dzień w maleńkim
przedziale bytującej - jak tyle się zadziało wokół, to i mogło się
rozumnie ukazać w innej realności. Jako i tutaj się dokonało, to i
2. gdzieś oraz kiedyś podobnie mogło. Czyli coś w tej argumentacji się
zawiera, ona nie z listy życzeń ani nawet jakoś w sobie zwichrowana
– trzeba to pod uwagę brać.
Trzeba, prawda prawdziwa, że trzeba. Tylko zagwozdka intelektualna
taka swoje w całości pokazuje znaczenie: dlaczego nic nie widać? -
dlaczego nic nie słychać? Dlaczego te talerze latają i latają, ale
z tego żadnego namacalnego pożytku kontaktowego dla naszej w sobie
rozbuchanej umysłowości nie ma - dlaczego nic i nigdzie?
Słowem – gdzie ci ufole się podziewają?
Cóż, trzeba zajrzeć prawdzie w oczy, skonfrontować się z faktami i
ciszą wokół - trzeba talerze i ich zawijasy zostawić sobie na ten
tam deser i do tematu wrócić, kiedy już osobnicy się napodglądają,
naznakują tę naszą lokalność cywilizacyjną i nabiorą ochoty sobie
pogadać – to zostawmy w analizie pojęciowej na kiedyś, a zestawmy
w jaką to tabelkę aktualnie posiadane ustalenia.
I tak, widzicie, trzeba zacząć o tego, że jest owa cisza kanałowa,
cisza po wszelkich możliwych kanałach łączności. Co by tu podpiąć
do nieboskłonu, jakich by nie stosować technicznych nowinek, całość
milczy w każdym języku i ani piśnie. A jak nawet coś popiskuje, to
szybko fachmani od naukowej roboty ustalą, że to coś naszego tak w
badanie wlazło - albo że przyroda nam jakiś taki złudny sygnał śle
i o czymś informuje. Tylko że tego ani rusz z rozumnym czynem owego
dalekiego innego nie sposób powiązać, nie da się.
Po drugie, widzicie, w takowej tabelce zliczającej ustalenia musi
- musi się znaleźć na poczesnym miejscu wynik badania świata, tego
i okolicznego, ale i wszystkich jakoś tam postrzeganych. Że okolica
owa, aż po horyzont, aż po rozumnie rozpoznany horyzont – że to w
sobie takie niezwyczajne. Owszem, kiedyś tam, dawno to było, świat
sobie zaistniał w jakimś tam wybuchu czy inaczej - tu mniejsza o te
detaliczne fakty - ale on zaistniał nie tak od razu znośnie, tak i
przyjaźnie, i gościnnie. Musiało się, widzicie, coś z tej zasłony
energetycznej wyłonić, mgła materialna i pojęciowa się rozrzedziła
i wnętrze pokazała - i dopiero wówczas, a długo to trwało, mogło w
jakimś tam lokalnym zgromadzeniu czegoś świetliste a gwiezdne, ale
też i planetarne się pokazać. Nie wcześniej, widzicie.
Ale, zauważcie, jak już nawet i to planetarne się kręciło naokoło
swojego gwiezdnego centrum, a dziś już wiele takich kamieni widać
w przyrządach – to i w takim zbiorze żadna tam przypadkowość się nie
mieści. A nawet trzeba powiedzieć, że losowość zupełnie się w tym
zbiorze nie mieści. Owszem i prawda, i fakt, tego materialnego gruzu
w każdą stronę dużo i więcej, ale on ci taki jakiś mało w sobie dla
rozumności gościnny; albo to wielkie, albo gorące, albo jeszcze na
inne sposoby odpycha. Owszem i prawda, takie coś widać łatwo, stąd
wchodzi w obiektywy i się prezentuje - zapewne za chwilkę i lepsze
światy się naukowo pokażą - to wszystko prawda. Tylko że owa cisza
dzwoni alarmowo w rozumie i daje do myślenia.
Bo skoro tego tyle, skoro od tak dawna, to dlaczego nic nie widać,
3. dlaczego nic nie gaworzy w swoim narzeczu, niechby nawet i takim z
niemożebnego zbioru i nietłumaczalne na nic? Dlaczego wszędzie, po
każdym kierunku cisza, brak jakichkolwiek śladów bytności, niczego
uchwytnego naszą wybujałą metodologią techniczną albo podobną? Nic
i nic - dlaczego?
Jedynie możliwy do przyjęcia wniosek jest taki, a to z zestawienia
tego powyższego wynika i się nachalnie pcha do głosu, że również i
zaistnienie planetarne takie sobie byle jakie i w byle tam momencie
nie może być.
To nie ruletka czy inny totolotek wszechświatowy, to nie przypadek
tym zawiaduje.
To znaczy, widzicie, że jako i całość wszechświata musi pewnego w
sobie momentu się dopracować - czyli te atomy zbudować, materiału
do tego materialnego rumowiska nagromadzić i że dopiero wówczas się
może planetarny glob tu i wszędzie kręcić – tak samo też w zbiorze
takich elementów, w zbiorowisku globów będzie podzbiór, który się
do zamieszkania będzie nadawał; to tak hop i siup się nie zbiera w
sobie, to nie dowolny kawałek skały do zasiedlenia się nadaje - to
liczne strefy graniczne musi spełniać. Bardzo liczne.
Znane i oczywiste, jak się coś takiego w bliskości gwiazdy ulokuje
albo w dalekości - to nijak się dobre dla wodnistego czy podobnego
zjawiska nie okaże. Albo ciepło aż powyżej akceptacji - albo zimno
skuwające na kamienny lód - albo zupełnie niegościnnie.
Po trzecie, widzicie, to nie wszystkie zliczenia uwarunkowań życie
w dowolnej formie promujące - to dalece nie wszystko. A tym bardziej
takie rozbudowane i świadome siebie życie.
Bo spójrzcie na okoliczności, które zaszły na takim już powstałym
globie, przecież granicznych wartości, które nie mogą być ominięte
lub przekroczone, tego jest mnogość. - A to te drobiazgi do życia
konieczne po prostu muszą tu być - a to muszą znaleźć się obok i w
odpowiedniej ilości - a to słoneczko lokalne musi być wielkością i
grzaniem w stadium i zakresie odpowiednim - a to musi być wodny lub
stały zbiornik materii, gdzie się to może ze sobą intymnie spotykać,
co by się w większe gromadzić - a to aktywność planetarnego budowania
się musi osiągnąć wartość stabilnej i spokojnej, a zarazem jeszcze
tak w sobie nie zastygłej i wychłodzonej – a to otoczenie i wnętrze
globu musi tworzyć osłonę przed promieniowaniem oraz pozostałym w
okolicy gruzem...
Ja tu, dostrzegacie?, tylko szkicuję te brzegowe wartości, wielość
ich jest tak znaczna, że głowa mała. A do tego naukowi co rusz jakiś
w tym zbiorze kolejny elemencik podrzucają. Tu zerkną, wyjdzie, że
w takich okolicznościach to życia nie będzie, tam spojrzą, to samo
– aż zdziwienie echem się po wszelkim tutejszym roznosi.
A i, to tak po czwarte chyba już będzie, jak to życie tu się już i
w sobie zbierze, jak się w komórkę na przykład ułoży, to przecież
żadnego w tym pewnika, że to dalej potrafi i będzie mogło działać.
Bo coś walnie z hukiem, jakaś nieodległa gwiazda wybuchnie albo też
z głębiny wychyli kataklizm – więc owo żyjące w zupę się byłego już
życia zamieni. I jest cisza po kanałach.
4. A i dalej, jak nawet ono życie się uczepi globu i warunków, bo już
dobrze wiadomo, że żywe praktycznie wszelkiego czepić się potrafi,
to żadnym dalszym pewnikiem nie jest, że to tak się już gromadziło
będzie, że kolejne ciała, coraz bardziej w sobie napakowane, że się
one będą poczynać w takiej kołysce planetarnej. I żadnym pewnikiem
nie jest, że kiedyś tam to pomyśli o tym procesie, że będzie temat
badać, warunki swojego zaistnienia w tabelki zestawiać. - To żadnym
tam pewnikiem nie jest.
A i niechby nawet takie coś rozumnego się poczęło i zaczęło glob w
jego zakamarkach penetrować – czy to pewne jest, że poziomu wiedzy
i samowiedzy dojdzie? Nie i nie, żaden to fakt pewny. A nawet i tak
można powiedzieć, że zupełnie niepewny. Bo to takiemu w wędrowaniu
coś się zadzieje, noga nie trafi na stabilny grunt czy moment - i w
przepaść poleci; albo pobratymiec go zje na śniadanie i to dalsze
w historii już nie zaistnieje; albo nawet i zaistnieje, tylko się w
takie kulturowe i kultowe pojęcia abstrakcyjne oblecze, że takiego w
jego pętaniu się po świecie to spęta, aż do zatraty spęta; albo też
w jakim tam momencie taki powie, bo już będzie gadał, że mu się nie
chce dalej – i usiądzie, i będzie medytował, i rozproszy się w tej
tam nieskończoności lokalnej.
A nawet, widzicie, jak te wszystkie i jeszcze liczniejsze rafy na
swojej drodze ominie, jak w tym wielokrotnym slalomie życiowoważnym
na żadnej się przeszkodzie nie wykopyrtnie, to i tak pewne żadną w
sobie miarą nie jest, że takowy jakimś tam czasem nakieruje w niebo
przyrząd i że będzie nasłuchiwał. Bo to w okolicy energii na takie
zbytki nie będzie, a to zasobów i zachcenia w nim do takiego czynu
nie będzie - a to coś innego się wydarzy. Czyli chwila do kontaktu z
innym lokalnym bytem się zatrzaśnie na wieki wieków.
I dalsze, i kolejne, i istotne - teraz dla odmiany waszej rozumnie
i analitycznie w górę zerknijcie w tym zestawianiu uwarunkowań, tam
się zapatrzcie w ustalaniu granic i progów w istnieniu.
Więc leżakuje sobie w tym pędzie wszechświatowym nasze słoneczko z
ubocza tak jakoś, można nawet powiedzieć, że peryferyjnie - tak to
głoszą tacy od fizyki i kosmologii.
A nie - a zupełnie w tym przypadkowego a dziwnego położenia. Przecie,
pod rozwagę to sobie weźcie, to najlepsze miejsce w galaktyce dla
takiego czegoś wrzeszczącego - ono tu się najlepiej poczyna. Bo czy
to w centrum dogodnie? Ee, żadnym tam razem, tam zawierucha tak po
całości i środowisko takie jakby piekielne. A czy dalej w bok może
lepiej by było, czyli ku brzegowi zbioru? Też nie, tam już rzadko,
zimno, niebezpiecznie. Tam i jakaś kolizja z inną galaktyką czasami
się trafi, a to gwiazdy wyrywa, to rzuca nimi w dal daleką...
I jeszcze kolejne a wielce ważne: światowość cała, wszechświatowość
nasza tutejsza i codzienna.
Przecież sami wiecie, że wystarczy jedną cyferkę przekręcić o taką
tam jednostkową wartość, i to gdzieś tam na iks miejscu za zerem –
i jest zdumienie, i jest zakłopotanie, i jest po cichu sobie oraz w
zaufaniu szeptane, że to skutki niesie. Takie skutki, że trudno to
na spokojnie i w stabilności umysłowej ogarnąć.
5. Bo jak już taką cyferkę podmienić, to się okazuje, że i cyferki nie
ma, i osobnika podmieniającego nie ma, i w ogóle niczego tutaj nie
ma. Jakieś coś się w tych wzorach wówczas kotłuje, coś do czegoś ma
się odnosić - ale to żadnym tam przypadkiem dobre nie jest ani też
gościnne tym bardziej.
I jest wspomniane wielkie przeliczanie w zdumieniu – i jest takie w
kolejnym emocjonalnym działaniu na siebie, czyli na tego dwunożnego
osobnika ustalanie warunków – i jest pokątnie wyrażanie się, że to
dlatego tak... ech, sami wiecie.
Fakt i prawda, mówi się, że to stąd tak, że ten nasz świat sobie w
ruletce światów najlepsze parametry wylosował, że inni może i też w
grze byli, tylko że szczęście im nie dopisało. Więc my teraz z tego
wylosowanego punktu, wybranego z niepoliczalnego zbioru, swoje tam i
siam analizy prowadzimy. I dlatego to zdumienie nas tak ogarnia, i
dlatego tak wszystko się dziwne zdaje.
Tak się to powiada – tak się to wszystko niezwykłe powyższe z tej
światowej tabelki uzasadnia.
I co wy na to? I jak to widzicie?
Zgoda i prawda, spojrzy sobie rozumnie osobnik w górę czy w głąb –
i powie: nie, tu żadnego dziwu nie ma, to wszystko prawa fizyczne
tak się pokazują. Tu żadnego zaskoczenia nie można się dopatrzyć,
bo nasza pozycja w tym wszystkim przypadkowa, peryferyjna, jedna z
wielkiej i nieprzeliczalnej liczby ci ona. I zawsze fizyczna, tylko
fizyczna.
Zgoda i prawda, spojrzy sobie rozumnie osobnik w górę czy w głąb –
i powie: nie, tu żadnego przypadku nie ma, to wszystko prawa są, i
to takie głęboko uzasadnione. Tu żadnego zaskoczenia nie można się
dopatrzyć, bo nasza pozycja w tym wszystkim centralnie ważna. Oraz
zawsze regułą nadrzędną uzasadniona.
Zgoda i prawda, badanie naukowe i fizyczne, to od wieków prowadziło
do ustalenia, że lokalizacja uboczna, że przypadkowa, że żadnego w
tym ewolucyjnego dziwu, a jedynie splatanie się i rozplatanie bytów
we wzajemnym mnożeniu. Każdy poznany fakt świata uświadamiał, jaka
się kryje za nim przepastna dal, przemieszczał z centrum na dalekie
miejsce poznającego – i umniejszał w samozachwycie.
Aż po wiedzę, że to pył i pyłek, że marność i nic wobec koniecznej
nieskończoności.
Tylko że, skoro to tak wielowymiarowo uwarunkowane, ale zarazem i
konieczność fizycznie ustalona (w swojej przypadkowości) - to jak to
jest że nic i nigdzie, dlaczego w każdym kierunku cisza?
Jeżeli to tak nietrywialne i wymagające spełnienia ogromu zależności
i wpisania się w regułę świata, a jednocześnie dziejące się w takiej
skali, że dech zapiera – to jak to jest, że nie daje się tu niczego
zaobserwować? Gdzie oni są?...
I tu, widzicie, pojawia się to moje niedowierzanie - na tym się ono
zestawieniu zasadza.
6. Ale nie tak, że to trudne i przypadkowe, a więc loteria po wszystkim
rządzi – ale również nie tak, że to jedyne w sobie zdarzenie, którym
jaka "ustawka" losowa rządziła; ani to, ani drugie.
Ja tam, widzicie, w ufole nie wierzę, mi to zupełnie nie leży. Ale
nie dlatego, że ich nie ma, choć pewnie i nie ma, ale dlatego, że
owe inne byty w rozum zaopatrzone - że takowe nie kiedyś poczęły się
oraz działają, tylko że obok nas owe bytności się realizują.
Mówiąc to inaczej, "ufoludki" muszą się w tej samej warstwie świata
pokazać - nie wcześniej do nas, ale i nie później.
Rozumiecie?
Dlaczego tak? Z tej postrzeganej niezwykłości trzeba w tym badaniu
świata wyjść, bo to nie żaden tam przypadek, za tym się zasadniczy
sens kryje.
Fakt i prawda, to zawsze tylko fizyczna reguła obsadza, tu żadnego
nielogicznego czegoś w sobie - ale to jest reguła.
Jaka reguła? Że obie strony mają rację.
Na gruncie fizycznym, co podkreślam maksymalnie, zawsze tylko jako
realizacja zasady – ale obie strony opisu maja rację. Byt w sobie
rozumny, takie coś może powstać w wyjątkowych okolicznościach – i
to nie jest przypadek.
Fizycznie prezentuje się jako miejsce jedno z wielu i poślednie, ale
filozoficznie i logicznie to punkt jedyny w dziejach - takiego nie
było i nie będzie.
Fizycznie nasza pozycja z boku, logicznie w samym środku zmian.
W każdym badaniu i ustaleniu wychodzi, że to niezwykły moment, że
niewielkie odchylenie, a mierzącego by nie było. Ale jeżeli się na
ten wynik badania patrzy biernie, jako na fakt zastany, to musi to
wytworzyć zdumienie, co najmniej zmieszanie. Ale jeżeli wszechświat
postrzegać dynamiczne - jako dochodzenie do pewnego, środkowego i
najważniejszego punktu-momentu, to proces zmian przestaje dziwić i
zaskakiwać. To przemieszcza się w analizie z poziomu niezwykłości
do banalności. - Przecież każdy proces, który się zaczął i skończy,
a już wiadomo, że wszechświat jest odcinkiem na prostej, że miał i
moment zero, i ma wpisany w siebie punkt ostatni - że w ramach tego
odcinka jest i punkt środkowy. Właśnie ten interesujący. - Zmiana w
formule "wszechświata" dochodzi do niego i odchodzi, jest coś, co
trafi zaistnieniem w ten moment - o ile są na odległość istotną w
tym zdarzeniu konkretne elementy - albo tego nie ma. Jeżeli to jest,
to w kolejnych krokach może się dopracować wiedzy o zmianie.
A jak porobi się tak, że w ten punkt nic nie trafi - że się spóźni
albo i pospieszy - to takich analiz nie będzie miał kto konstruować.
I nie ma problemu.
Jak nie ma analizującego, to równie dylematu nie ma. Proste, banalne,
oczywiste.
I teraz trzeba to odnieść do tej zapierającej dech skali, do świata
w jego obserwowanych i postulowanych zakresach. Przecież, zauważcie
to i uwzględnijcie, jeżeli nawet gdzieś się jaki rozumny byt zjawi
7. w tym wszystkim, a pewne to nie jest, jak wyżej padło - to on się
zjawi w tym samym punkcie, równolegle do naszego istnienia. To nie
jest ani ciut wcześniej, ani ciut później - wcześniej nie ma do tego
warunków, później już nie ma do zaistnienia warunków. A to dalej w
całości analizy oznacza, że jeżeli nawet taki ktoś jest, to nigdy o
tym się nie dowiemy, bo on znajduje się na takim samym poziomie jako
i my się znajdujemy - prowadzi działania i analizy otoczenia, jako
i my je prowadzimy.
O ile je prowadzi, co też żadnym pewnikiem nie jest i być nie może.
A skoro tak, zauważcie, to też sobie ten obcy dywaguje, czy ktoś tam
jest, czy nie, czy myśli, czy tylko pełza w błocie? Bo to, że gdzieś
i coś pełza, to w stu procentach pewnik. Życie jako takie, takie się
ruszające i zjadające, to wszędzie się kotłuje, w każdych warunkach
się lęgnie i bytuje. Ale żeby poszło w skomplikowanie, w rozum - to
już wyjątek, to trzeba w ten środek odcinka się wstrzelić.
Życie we wszechświecie to żaden dziw - życie rozumne to punkt.
Dlatego, jak nawet wyślemy sobie w przestrzeń sygnał albo rzucimy
czymś materialnym, to zanim to dojdzie pod nieznany a rozumny adres
– to tego adresu i adresata już dawno może nie być. A i nas także.
Można się wysilać, tego kogoś szukać, na duchu się podnosić i nie
wpadać w rozterki, że samotność nam pisana - jako działanie to ma
sens, zajmuje ręce, które bez tego w innym kierunku by się pewnie
kierowały - ale, po prawdzie głębokiej, to my tak sami dla siebie
to robimy, ku pokrzepieniu - bo tam cisza... I tylko cisza.
Życie rozumne w ewolucji świata to "fakt punktowy".
cdn.
Janusz Łozowski