Michał Wiśniewski, Wojna w epoce telewizji kolorowej
1. Michał
Wiśniewski
w epoce
telewizji
kolorowej
Wojna
T
uż po północy 17 stycznia 1991 roku
rozpoczęło się największe wydarze-
nie w historii masowych mediów
– operacja Pustynna Burza. Jak
na epicki, monumentalny spektakl przy-
stało, kosztowało rekordowo dużo, ok. 60
mld dolarów, angażując rekordowo wielu
uczestników, ok. 700-tysięczną armię Iraku
– wówczas uznawaną za czwartą największą
na świecie – oraz niemal milion żołnierzy
reprezentujących ponad 30 państw sprzymie-
rzonych, wysłanych na Bliski Wschód w celu
realizacji rezolucji ONZ nr 678. Nie pieniądze
i nie żołnierze byli jednak bohaterami spek-
taklu. Tym razem w centrum uwagi znalazły
się urządzenia rejestrujące i przekaźniki ob-Ilustracje
Anna
Zabdyrska
2. razów wojny w postaci telewizyjnych kamer
oraz najnowszego, a zarazem najpotężniejsze-
go wynalazku epoki – komercyjnego satelity
komunikacyjnego. Dzięki cywilnemu zastoso-
waniu tego „dziecka zimnej wojny” militarne
i polityczne konsekwencje konfliktu znalazły
się w głębokim cieniu medialnego wymiaru
wydarzenia. Telewizyjna poświata odbijająca
się od zachodzących na Bliskim Wschodzie
wydarzeń spowodowała, że po raz pierwszy
telewidzowie na całym świecie, byli tak na-
macalnie blisko, mogli niemalże uczestniczyć
w namierzaniu rakiet powietrze–ziemia,
którymi amerykańskie lotnictwo zniszczy-
ło iracki arsenał pancerny. Wojna, która
zamiast rozwiązywać problemy regionu,
wygenerowała nowe (po latach powróciły one
ze zwielokrotnioną siłą i pewnie będą jeszcze
powracać), przez złośliwych została nazwa-
na „wojną epoki gier komputerowych”. To
określenie trafnie oddaje jej najmocniejszy,
a równocześnie wirtualny wymiar.
Operacja Pustynna Burza miała jednak także
aspekt jak najbardziej realny, jak najbardziej
koszmarny. Tutaj trzeba się cofnąć o kilka
miesięcy. Gdy w Europie kończyła się „Histo-
ria” – chwilę wcześniej upadł mur berliński,
a Związek Radziecki chwiał się w posadach –
na Bliskim Wschodzie spuszczone z łańcucha
postkolonialne państwa, dotychczas funk-
cjonujące zgodnie z wynikającymi z logiki
zimnej wojny sojuszami i podziałami, zaczęły
przeć do nowego rozdania. Region, który
w poprzedniej
dekadzie był polem
krwawej wojny
w Libanie oraz
jednego z najdra-
matyczniejszych
wydarzeń na świe-
cie od czasów II
wojny światowej –
konfliktu pomiędzy
Irakiem i Iranem
– stawał w obliczu kolejnej konfrontacji.
Na początku sierpnia 1990 roku Irak – rzą-
dzony twardą ręką przez Saddama Husajna,
dyktatora ludobójcę, który nie wahał się użyć
broni chemicznej przeciwko zbuntowanym
obywatelom swojego kraju – niedługo po
zakończeniu trwającej ponad osiem lat wojny
z Iranem, dążąc do polepszenia swojej pozycji
politycznej i ekonomicznej, napadł na dużo
mniejszego i niezdolnego do obrony sąsiada –
Kuwejt. Będąc sztucznie uformowanym przez
Brytyjczyków zlepkiem trzech nieprzystają-
cych części, Irak, po odejściu kolonialnego
imperium, istniał głównie dzięki brutalnej
sile wspieranego przez Związek Radziecki
dyktatora. Poprzednia dekada była dla niego
trudna, ale także pełna sukcesów. Pomimo
wyniszczającej wojny z Iranem, w trakcie
której po obu stronach mogło zginąć nawet
milion osób, Husajn skonsolidował władzę,
budując na wzór sowiecki państwo z ambit-
nym programem społecznym oraz nawiązując
więcej niż poprawne relacje z USA i inny-
mi mocarstwami
Zachodu. Panika po
upadku monarchii
w Iranie i nastaniu
rewolucji religijnej
oraz dążenie USA
do rewanżu na tym
państwie spowodo-
wały, że kiedy groźny
iracki watażka
w 1980 roku napadł na swojego perskiego
sąsiada, nie tylko nie został potępiony, ale
także zyskał niemal nieograniczone wsparcie
ze strony Zachodu. Był też hojnie opłacany
przez najważniejszych producentów ropy
w regionie, w tym przez Arabię Saudyjską
i Kuwejt. Dzięki temu mógł uchodzić w świe-
cie arabskim za obrońcę sunnitów walczących
z szyickim Iranem, dobijać interesów gospo-
darczych z państwami Układu Warszawskie-
go, np. z Polską, oraz negocjować zakup broni
z jastrzębiami w administracji Ronalda Re-
gana, m.in. z Donaldem Rumsfeldem. Wojna
z Iranem, oznaczająca setki tysięcy zabitych
Irakijczyków, paradoksalnie uczyniła Husaj-
na ważnym graczem w regionie. Rozochocony
coraz mocniejszą pozycją oraz znajdując się
pod presją związaną z koniecznością spłaca-
nia długów, a także ze zmianą sytuacji geopo-
litycznej po 1989 roku, dyktator postanowił
rozpocząć nowy konflikt, tym razem z po-
zornie łatwiejszym do pokonania i słabszym
rywalem – Kuwejtem. Napaść na niewielkie-
go, leżącego u ujścia Tygrysu sąsiada, który
pod koniec zimnej wojny dysponował złożami
i mocami wydobywczymi odpowiadającymi za
nawet 5% światowej produkcji ropy naftowej,
okazała się strategiczną pomyłką.
Samo zajęcie Kuwejtu nie stanowiło większe-
go problemu i odbyło się niemalże natych-
miastowo. Utworzony przez Brytyjczyków
głównie w celu utrudniania Irakowi dostępu
3. do Zatoki Perskiej i blokowania eksportu
ropy nie był w stanie samodzielnie prze-
ciwstawić się najazdowi. Co więcej, Irak, po
wojnie z Iranem, miał w Kuwejcie długi sza-
cowane na 14 mld dolarów, których żadnym
sposobem nie był w stanie spłacać. Zajęcie
tego niewygodnego, ale małego i słabego są-
siada było więc logiczną konsekwencją dążeń
Husajna do dominacji w regionie. Zaskocze-
niem dla agresora okazała się jednak natych-
miastowa reakcja międzynarodowa. Stany
Zjednoczone, które od czasów klęski w Wiet-
namie unikały bezpośredniego zaangażowa-
nia militarnego, nie zawahały się tym razem
stanąć w obronie podbitego państewka i po
raz pierwszy od czasu wygaśnięcia zimnej
wojny postanowiły zademonstrować światu
zasady Pax Americana, nowego ładu opartego
na militarnej, gospodarczej i dyplomatycznej
przewadze globalnego hegemona.
W sytuacji, gdy interesy supermocarstwa
zostały naruszone, konieczne było zademon-
strowanie siły. Już kilka dni po zajęciu Ku-
wejtu ONZ przyjęła rezolucje, które potępiły
wojnę, narzuciły sankcje na Irak oraz otwie-
rały drogę do użycia siły przeciwko agreso-
rowi. Spotkało się to z szerokim poparciem
i rezolucje zostały przyjęte bez sprzeciwu za-
zwyczaj blokującego tego typu decyzje Związ-
ku Radzieckiego. Jeszcze większym sukcesem
USA okazało się jednak zbudowanie między-
narodowej koalicji, do której akces szybko
zgłosiły wszystkie główne państwa Zachodu
oraz niektóre państwa istniejącego chwilę
wcześniej bloku wschodniego. Znaczące dla
dalszych działań Amerykanów było poparcie
ze strony większości państw sąsiadujących
z Irakiem, na czele z najbardziej zagrożoną
potencjalną agresją wojsk Saddama Husajna
Arabią Saudyjską. Buńczuczny dyktator,
który jeszcze niedawno bronił interesów
sunnitów w wojnie z szyickim Iranem, nagle
– ku swemu ogromnemu zaskoczeniu – został
sam. Nie ujął się za nim również Związek
Radziecki, który znajdował się już w tym
czasie w stanie głębokiego kryzysu. Jedynym
protestującym przeciwko interwencji mię-
dzynarodowej, ale bez większego rezonansu,
były Chiny.
Od chwili przyjęcia rezolucji ONZ, przez ko-
lejne miesiące, trwało masowe przerzucanie
sprzętu i żołnierzy z licznych państw w rejon
Zatoki Perskiej. Niejednokrotnie towarzyszy-
ło temu wręcz ostentacyjne demonstrowanie
poparcia oraz chęci poprawienia stosunków
z rosnącym w siłę USA. Ku zaskoczeniu
wielu, jednym z pierwszych sojuszników
okazała się Francja, która natychmiast po
wybuchu konfliktu wysłała lotniskowiec
w rejon Zatoki, aby wspierać amerykańską
flotę. Swoje siły wysłały również państwa
byłego bloku wschodniego, m.in. istniejąca
jeszcze wówczas Czechosłowacja oraz Polska.
Warto zaznaczyć, że w chwili przyjmowania
rezolucji ONZ mało kto zdawał sobie sprawę
z kierunku, w jakim potoczy się konflikt,
i mało kto przypuszczał, że główny gracz wal-
czący o odbicie Kuwejtu postanowi wykorzy-
stać wojnę, aby dosłownie zademonstrować
całemu światu swoją dominację.
Do realizacji tego planu konieczne było uży-
cie środków masowego rażenia. Nie chodziło
jednak o broń atomową albo chemiczną, ale
o media. Warto w tym miejscu przypomnieć,
że internet dopiero się rodził, a system
Windows jeszcze nie zadebiutował. W takiej
rzeczywistości główną rolę odgrywał dostęp
do telewizji, która – co również warto przy-
pomnieć – pod koniec zimnej wojny wchodzi-
ła w fazę daleko idących zmian i coraz dalej
posuniętej deregulacji. Do lat 80. XX wieku
była domeną agend rządowych, szczegól-
nie w Europie bawiła i uczyła za pieniądze
podatnika i pod kontrolą urzędników. W USA
dominował sektor prywatny, ale w omawia-
nym okresie główni gracze, podobnie jak
narodowe agencje w Europie Zachodniej,
zaczęli wpadać w turbulencje. Po obu stro-
nach Atlantyku sytuacja zaczęła się zmieniać
za sprawą pojawienia się nowego środka
transmisji sygnału telewizyjnego, czyli ko-
mercyjnych satelitów telekomunikacyjnych,
które umożliwiły nowym stacjom wdarcie się
na rynek. W Europie Zachodniej, ze względu
na różnice językowe, nowych graczy było
więcej, na przykład na Wyspach Brytyjskich
trumfy święciły stacje Ruperta Murdocha,
a we Włoszech – Silvia Berlusconiego. Zanim
stały się podstawą gospodarczej i politycznej
ekspansji magnatów medialnych, zmieniły
standardy w rozrywce i sporcie. Szybko za-
gospodarowały także dużą, jeśli nie najważ-
niejszą, część tortu reklamowego, co umoż-
liwiło w kolejnych dekadach niespotykaną
wcześniej w demokratycznych państwach
koncentrację mediów, na przykład przejmo-
wanie gazet i radiostacji oraz idące za tym
budowanie finansowych potęg.
Na starym kontynencie najważniejszym
momentem tego procesu było powstanie zare-
jestrowanej w Luksemburgu spółki SES S.A.,
dzisiaj globalnego lidera na rynku telekomu-
nikacji kosmicznej, oraz wysłanie na orbitę
pod jej auspicjami satelity Astra 1A, która
pozwoliła na wejście na szklany ekran nowym
graczom, którzy szybko przemodelowali świat
mediów. Sukces wypromowanej przez Berlu-
sconiego piłkarskiej Ligii Mistrzów, ekspansja
autoportret 3 [46] 2014 | 74
4. wówczas muzycznej stacji MTV czy pojawienie
się pierwszych reality shows i rozwój świata
celebrytów bez Astry, przynajmniej w Europie,
nie byłyby możliwe. Te nowe zjawiska prze-
niosły świat mediów z zarządzanej i kontrolo-
wanej przez elity strefy kultury popularnej do
ludycznej, opierającej się na oddolnych reak-
cjach kultury masowej. Historycznym wręcz
wydarzeniem był debiut programu Big Brother,
który zgodnie z założeniem organizatorów
oddał głos „zwykłym ludziom”. W niektórych
krajach uczestnicy tego show stawali się póź-
niej gwiazdami mediów lub… parlamentarzy-
stami. W Niemczech ważnym momentem roku
2000 była emisja programu Big Brother na ante-
nie stacji RTL 2. Do jego rozgłosu przyczyniło
się między innymi uczestnictwo pochodzącego
z Macedonii Zlatka Trpkovskiego, który wcale
się nie przejmował, że nie zna odpowiedzi na
pytanie, kim był William Shakespeare. Niby
normalna rzecz, większość ludzi nie wie, ale
dotychczas nie było wolno się do tego przyzna-
wać, a telewizja miała za zadanie uzupełnić te
braki w wiedzy. Wraz z tą, wówczas sensacyj-
ną i bawiącą niemiecką gawiedź, wypowiedzią
coś ważnego się skończyło lub raczej zaczęło
– manifestacja ignorancji, od czasów oświece-
nia wyszydzanej i blokującej awans społeczny
oraz ekonomiczny, została nagle dozwolona,
otwierała drzwi do bogactwa i stała się wręcz
powodem do dumy. W roku 2000 media były
pełne programów i analiz, a księgarnie –
książek poświęconych kończącemu się stuleciu
i początkowi nowej, nieznanej epoki. Wiele
mówiono o wojnach, wynalazkach i końcu
„Historii”. Z perspektywy już kilkunastu lat
śmiało można zaliczyć nieustająco uśmiech-
niętego Zlatka Trpkovskiego do najważniej-
szych postaci początku stulecia.
Można to nazwać przypadkiem, ale w tym
samym 2000 roku Jörg Haider skrajnie
prawicowy polityk z Karyntii wprowadził
swoją Austriacką Partię Wolnościową do au-
striackiego rządu. Głosząc rewizjonistyczną
wizję historii Austrii, według której naziści
proponowali właściwe rozwiązania społeczne
oraz atakując imigrantów i wstąpienie do
Unii Europejskiej, Haider stanowił zapo-
wiedź nowych, bazujących na populizmie
zjawisk w europejskiej polityce. Bez dostępu
do opartych na sensacji mediów gotowych do
bezkrytycznego uczestniczenia w manipu-
lacjach lub spektaklach nienawiści ten styl
dyskursu politycznego nie znalazłby prze-
strzeni dla akceptacji.
Świat po końcu „Historii” to świat zdomi-
nowany przez media i budowany przez nie
jego wizerunek. Ta fundamentalna zmiana
szybko znalazła odzwierciedlenie w polityce.
Piłkarskie sukcesy z końca lat 80. nale-
żącego do Berlusconiego klubu AC Milan,
wzmocnione niedługo później pojawieniem
się Ligii Mistrzów, sprawiły, że ten wyjąt-
kowo ekscentryczny i związany z mediami
biznesmen, chociaż zamieszany w afery
gospodarcze i obyczajowe oraz podejrzewany
o kontakty z mafią, mógł trzykrotnie pełnić
funkcję premiera i także dzisiaj ma znaczny
wpływ na życie polityczne kraju będącego
jedną z największych gospodarek świata!
W Wielkiej Brytanii satelita Astra 1A stała się
dźwignią dla przedsięwzięć Ruperta Murdo-
cha, agresywnego przedsiębiorcy z Australii,
który w epoce wdrożonej przez Margaret
Thatcher deregulacji podważył status quo
lokalnego rynku mediów, wprowadzając do
gry sieć kanałów Sky Television. W kolejnej
dekadzie popularne na Wyspach i bardzo
wymowne stało się powiedzenie, że nie moż-
na zostać premierem Wielkiej Brytanii bez
zgody Murdocha. Innym zwycięzcą nowego
ładu stał się niemiecki koncern Bertelsmann
i nadawane przez niego, poprzez Astrę, kana-
ły wchodzące w skład RTL Group. Co ciekawe,
pojawienie się nowego medium na początku
1989 roku oraz rozwój nowych zjawisk z po-
granicza mediów i polityki prawie zbiegły się
z końcem zimnej wojny.
Jednym z ciekawszych fenomenów wygenero-
wanych przez opisywane procesy i ważnych
później dla wojny w Zatoce Perskiej było
pojawienie się infotainmentu, który połączył
pokazywanie wiadomości ze świata z przy-
stępną formą opartą na prostych pytaniach
i szybkich komentarzach, najlepiej z miejsca
akcji. Najważniejsza w tym względzie była
działalność tym razem amerykańskiej stacji
CNN, która nadając z prowincjonalnej Atlan-
ty w stanie Georgia, wyrosła na globalną po-
tęgę medialną. W historii tej stacji było kilka
przełomowych momentów. Widzowie dostrze-
gli ją w 1981 roku, dzięki relacjom prowa-
dzonym po zamachu na prezydenta Ronalda
Reagana. Strategia oparta na podgrzewaniu
emocji w sposób mający za zadanie kreowa-
nie wrażenia merytorycznego przekazu,
budowanie złudzenia bliskości kontaktu z re-
lacjonowanymi wydarzeniami oraz dociera-
nie do informacji najwcześniej ze wszystkich
mediów okazały się tym, na co amerykańscy
telewidzowie czekali. Największym sukcesem
dziennikarzy pracujących dla Teda Turnera
okazała się jednak wojna w Zatoce Perskiej,
która ustanowiła nowe standardy w relacjach
telewizyjnych z pola walki.
Trzeba zaznaczyć, że w trakcie wojny pa-
nowała synergia między działaniami rządu
i wojska Stanów Zjednoczonych a aktywno-
autoportret 3 [46] 2014 | 75
5. ścią stacji telewizyjnych. Inaczej niż podczas
wojny w Wietnamie, administracja ame-
rykańska dążyła do tego, aby do szerokiego
odbiorcy nie dotarły obrazy ewentualnych
porażek oraz aby przekaz koncentrował się
na szybkim i bezprecedensowym w swojej
skali sukcesie. Między innymi dlatego posta-
nowiono oprzeć interwencję na uzyskaniu
dominacji w powietrzu, która pozwoliłaby
na zminimalizowanie – jeżeli nie całkowite
uniknięcie – strat na ziemi, w tym liczby
poległych żołnierzy. Strach przed gniewem
wywołanym śmiercią „naszych chłopców”
był decydujący dla militarnych działań USA
przez całą następną dekadę. Podczas wojny
w Bośni (1995) oraz w Serbii (1999) zaanga-
żowanie Stanów Zjednoczonych polegało
na niszczeniu przez wojska lotnicze celów
naziemnych. Ofiary wroga nie były tutaj
istotne. Ważne było, aby przypadkiem
nie zginął nikt z „naszych”. Dramatyczne
walki uliczne w Mogadiszu, stolicy Somalii,
na początku 1993 roku, w wyniku których
zginęło osiemnastu amerykańskich koman-
dosów, spowodowały natomiast wycofanie się
Amerykanów z prowadzonej przez ONZ akcji
militarnej, spychając ten kraj w otchłań
chaosu i wywołując dalsze krwawe konflikty
i rebelie w różnych zakątkach Afryki i Bli-
skiego Wschodu.
W 1991 roku o sukces w Iraku nie było trud-
no. Taktyka wojsk sił zjednoczonych opierała
się na dążeniu do zdominowania przestrzeni
powietrznej. Armia iracka, która przez wiele
lat rozbudowywała przede wszystkim arsenał
pancerny, nie była w stanie odpowiedzieć na
taki atak. Amerykanie, dysponujący już wów-
czas niewidzialnymi dla radarów myśliwca-
mi i bombowcami, szybko przejęli kontrolę,
zatrzymując na pustyni czołgi przeciwnika.
Do dzisiaj na pograniczu Iraku i Kuwejtu
znajduje się wielkie cmentarzysko rozbitych
wówczas maszyn. Szybka i masowa destruk-
cja irackiego sprzętu wojskowego, który
pochodził przede wszystkim z fabryk państw
Układu Warszawskiego, dodatkowo podkre-
ślała, która ze stron zwyciężyła w zimnej
wojnie. Efekt był jednak o wiele silniejszy,
ponieważ niemalże namacalnie i w czasie
rzeczywistym telewizja pokazywała całe-
mu światu, jak rakiety uderzają i niszczą
czołgi oraz inne cele militarne. W drugiej
fazie trwającej kilka tygodni wojny Saddam
Husajn sięgnął po bardziej wyrafinowane
środki, atakując punktowo Izrael za pomocą
pochodzących z ZSRR rakiet krótkiego zasię-
gu Scud. Rezultat użycia Scudów był mizerny,
rakiety okazały się mało precyzyjne, a ich
udział w wojnie jeszcze bardziej podkre-
ślił brak równowagi pomiędzy walczącymi
stronami. Upokorzył już nie tylko Irak, ale
mający upaść w tym samym roku Związek
Radziecki.
Z punktu widzenia telewizyjnej odsłony
wojny powtarzane w nieskończoność ujęcia
z noktowizorów oraz znak celownika w ka-
drze same w sobie były narzędziem maso-
wego rażenia, stając się w kolejnej dekadzie
pożywką dla scenarzystów gier komputero-
wych. Noc z 16 na 17 stycznia, kiedy wybuchła
wojna, zszokowała śledzących wydarzenia na
Bliskim Wschodzie widzów. Niczym brzytwa
przy oku z filmu Luisa Buñuela, nowy, jedno-
stronny sposób przekazu oraz spektakular-
ność prowadzonych działań mogły przestra-
szyć i zdominować percepcję milionów. Do
tego dziennikarze CNN, niemalże z miejsca
spadania rakiet ogłaszający telewidzom
na całym świecie, czego są świadkami i co
zobaczą w kolejnym serwisie lub tuż po
reklamach, wzmacniali swoją obecnością
na polu walki realność i sugestywność
obrazu. Peter Arnett, największa ówczesna
gwiazda stacji, z ogromnym poświęceniem
relacjonował całemu światu, jak zwyciężają
Amerykanie. To nie mogło się nie podobać!
To nie mogło nie robić wrażenia! Świat
ponownie pokochał Amerykę, przekazując
włodarzom Białego Domu i Pentagonu klucze
do swojego bezpieczeństwa, a zarządom CNN
oraz innych medialnych imperiów, np. The
Walt Disney Company, klucze do swoich serc
i świadomości.
Architektonicznym symbolem tego zjawiska
wydają się dzisiaj siedziby medialnych gigan-
tów. Chyba najbardziej wymowny przykład
to ukończony w 1991 roku według projektu
Michaela Gravesa postmodernistyczny zespół
Walt Disney Team w Burbank na przed-
mieściach Los Angeles. Główna elewacja,
stylizowana na antyczną świątynię, została
podporządkowana wertykalnym podziałom,
w których dominują postaci z kreskówki
o Królewnie Śnieżce i siedmiu krasnolud-
kach. Na osi gmachu na całość spogląda
odlana w brązie figura założyciela przedsię-
biorstwa – Walta Disneya – który za rękę
trzyma Myszkę Miki. Przewrotna w koncep-
cji i kiczowata w formie konstrukcja niesie
w sobie także złowieszcze proroctwo. Po
końcu „Historii” to globalne media przejęły
dużą część władzy nad światem, zarówno
autoportret 3 [46] 2014 | 76
6. ekonomicznej, jak i politycznej. Patetyczny
pałac Disneya z krasnoludkami i Myszką Miki,
który miał ocieplać wizerunek firmy, może być
traktowany jako przesłanie nowych czasów.
W 1998 roku w USA przyjęto Copyright Term
Extension Act, nazywany przez wielu złośli-
wie Mickey Mouse Protection Act, na mocy
którego opóźniono czas przeniesienia do
domeny publicznej dzieł objętych prawa-
mi autorskimi. Ustawa, za którą lobbował
m.in. Disney, dała ogromną moc świato-
wym koncernom medialnym, zapewniając
im władzę nad tworami ludzkiej wyobraź-
ni, często nad fundamentami dwudziesto-
wiecznej kultury.
Efekt medialny Pustynnej Burzy okazał się
piorunujący. Francuski filozof Jean Baudril-
lard porażony tym, co zobaczył w CNN w 1991
roku, stwierdził, że wojny w Zatoce po prostu
nie było, a to, co świat oglądał, to jedynie
symulakrum, precyzyjnie sformatowany
i wyreżyserowany obraz, który służył zupeł-
nie innym celom i niósł w sobie informacje
o czymś zupełnie innym, niż dane było zoba-
czyć masowemu odbiorcy. Wydana niedługo
później książka poświęcona tym obserwacjom
wywarła nie mniejszy wpływ na media niż
sama relacja z pola walki, stając się podstawą
dla takich hollywoodzkich superprodukcji
jak Matrix lub Truman Show. Wyimaginowany
magnat telewizyjny, który dąży do zdobycia
władzy nad światem, był również czarnym
charakterem filmu Tomorrow Never Dies (1997) –
jednego z kolejnych odcinków serii o Jamesie
Bondzie. Na marginesie warto zaznaczyć,
że odgrywający rolę Elliota Carvera, demo-
nicznego magnata medialnego, który chce
wywołać III wojnę światową, Jonathan Pryce
swoją charakteryzacją mógł budzić skojarze-
nia z Rupertem Murdochem. Po premierze
świat odetchnął: James Bond po raz kolejny
uratował świat, tym razem od władzy telewi-
zji. Cóż, chciałoby się powiedzieć, że telewi-
zja – podobnie jak tytułowe jutro – nigdy
nie umiera, a przynajmniej w latach 90. nie
umierała.
Rzeczywistość czy symulakrum? Od wojny
w Zatoce Perskiej wiele relacji medialnych
budziło to pytanie. Przekaz z 11 września
i pokazywane w nieskończoność samoloty
uderzające w wieże nowojorskiego World
Trade Center szybko wzbudziły podejrzli-
wość i stały się podstawą teorii spiskowych
dotyczących tego tragicznego wydarzenia. Być
może fala podejrzliwości nie byłaby tak duża,
gdyby nie balansujący na granicy manipulacji
przekaz z wojny w Zatoce Perskiej. W tym
kontekście można, idąc tropem Baudrillarda,
zauważyć, że wojny w Zatoce Perskiej – albo
raczej rzetelnego przekazu z wojny – nie
było. Z perspektywy dwóch następnych dekad
trzeba też stwierdzić, że Baudrillard wykazał
się ogromnym wyczuciem. W rzeczywistości
sukces Amerykanów był głównie medialny. Bo-
jąc się o relacje ze Związkiem Radzieckim oraz
chcąc zapobiec długotrwałej okupacji, która
oznaczałaby liczne ofiary wśród amerykań-
skich żołnierzy, zwycięska strona postanowiła
zawrócić w pół drogi. Kuwejt, marionetkowy
protektorat USA w Zatoce, został odbity,
a wydobycie ropy, pomimo prób niszczenia
infrastruktury przez irackie wojsko, szybko
wznowione. To wystarczyło, aby ogłosić sukces
i zorganizować zwycięską defiladę. Globalny
hegemon postanowił jednak nie mieszać się
wówczas do wewnętrznych spraw samego
Iraku, oddając ponownie los mieszkańców
kraju w ręce tyrana. Nie ma sensu tworzenie
alternatywnych scenariuszy dla wydarzeń
historycznych. Trzeba jednak pamiętać, że po-
zostawienie u władzy Saddama Husajna dopro-
wadziło do kolejnej, tym razem pozbawionej
realnych podstaw i jeszcze bardziej tragicznej
w skutkach, wojny w Iraku. W 2011 roku po
ośmiu latach okupacji, wojska USA oraz ich
sojuszników opuściły ten kraj, pozostawiając
po sobie jeszcze większe zgliszcza oraz jeszcze
słabsze państwo, któremu obecnie grozi roz-
pad i zaangażowanie w następną wojnę, tym
razem o przetrwanie.
Co więc pozostało z operacji Pustynna Burza?
Na pewno nie stabilne rozwiązania pokojowe
na Bliskim Wschodzie. Bez wątpienia bar-
dziej trwałe okazały się piaskowe uniformy
wojskowe, które szybko przedostały się do
kultury masowej oraz znalazły się w no-
wej ofercie sklepów z militariami. Innym
reliktem okazała się pamięć niesamowitego
widowiska, które przez wiele dni przykuwało
publiczność do telewizorów. W świecie spo-
łeczeństwa spektaklu zawładnięcie wydarze-
niem, przekazem z wojny albo z pogrzebu
księżny Diany jest bezcenne, daje władzę
mediom oraz ułudę stabilności. Bez wątpie-
nia daje też możliwość choćby chwilowej
kontroli, zarządzania emocjami i kierowania
nimi. W latach 90., w epoce jednego cen-
tralnego medium, było to wciąż możliwe.
Internet pozornie skomplikował tę sytuację,
ale czy w świecie, w którym można łatwo
policzyć wszystkich odbiorców komunikatu
i precyzyjnie sformułować dla nich przekaz,
hegemonia mediów runęła? Raczej weszła
w nową fazę. Po rewolucji w Egipcie Twit-
ter ogłosił, że gdyby nie możliwości, jakie
oferuje ten serwis, nie doszłoby do niej. Jak
widać, w dobie internetu i tysięcy niesko-
ordynowanych relacji, na przykład z pola
walki, wielkie medialne wydarzenie wyrasta-
jące z realnego konfliktu zbrojnego nie jest
już potrzebne. Miliony informacji z Libii lub
z Syrii wrzucanych do portali, nie wiedzieć
czemu zwanych „społecznościowymi”, za-
miast spektakularnych rozwiązań potrzebują
niewielkich zmian, wobec których publicz-
ność sama buduje emocje. Inne medium rzą-
dzi się już zmienionymi prawami. Pod tym
względem epoka Pustynnej Burzy odeszła do
lamusa.
autoportret 3 [46] 2014 | 77