Jakub Puchalski, "Col tempo", Przestrzenie starości
1. jakub puchalski
fot.: archiwum profesora rodolfo battistiniego
col tempo
starość w sztuce europejskiej
Szedł płomień, coraz bliżej żar toczą pożogi. człowiek stary wart jest portretu.
„Nuże więc! na me plecy wsiadaj, ojcze drogi!
Sam podstawię me barki, nie czując mozołu. Portret rzymski nie był jednak (oczywiście!
Cokolwiek będzie, jedna nas groza pospołu
– zważywszy na słynny pragmatyzm obywateli
I jeden triumf złączy. Niech Julus nie zwleka
Republiki) bezinteresownym dziełem sztuki. Celem
Towarzyszyć mi; żona w ślad pójdzie z daleka.
(...) jego istnienia nie były wartości estetyczne czy
Penaty święte w dłonie przyjmij, rodzicielu! rysunek psychologiczny postaci. Istotą tego typu
Mnie, który z takiej bitwy i rzezi tu gonię. przedstawień w Rzymie było ukazanie tradycji i sławy
fot.: achim bednorz (w:) „sztuka baroku. architektura, rzeźba, malarstwo”, red. rolf toman, könemann, s. 280
Nie godzi się ich dotknąć, póki żywe tonie wielkich rodów, które posiadały „prawo do portretów”.
Nie obmyją mnie”. Wizerunki te, imagines maiorum, sporządzane wręcz
To rzekłszy, na me plecy i na kark szeroki werystycznie, służyły do przypominania postaci
Z płowego lwiska skórę ścielę bez odwłoki przodków: najpierw podczas pogrzebu, a potem przy
I ciężar podejmuję; prawicę dziecina okazji innych uroczystości, całe komplety antenatów
Julus chwyta i krokiem biec drobnym poczyna. (w postaci aktorów ubranych w maski zmarłych osób
wergiliusz, „eneida”, tłum. tadeusz karylowski i w odpowiednie stroje) defilowały ulicami Rzymu.
Na co dzień maski – jako rodowa świętość – prze-
W ten sposób zaczyna się legendarna historia chowywane były w specjalnej szafie w atrium, obok
Rzymu. Z płonącej Troi ucieka Eneasz, unosząc domowego ołtarza. Wraz z cesarstwem obyczaj ten
na ramionach starego ojca i prowadząc u boku syna. zanikł, realistyczny portret jednak pozostał – jako
Po tułaczce uciekinier dobije do brzegów Lacjum, właściwy wkład Rzymu w historię sztuki.
gdzie jego potomek założy miasto Rzym. W mieście Po upadku realistycznej sztuki rzymskiej w póź-
tym, w którym po blisko trzydziestu stuleciach Bernini nym okresie Cesarstwa czekać trzeba było do końca
wykonał marmurową grupę przedstawiającą Enea- XV w. na „odtypizowanie” ujęć ludzi starych (nie tylko
sza z Anchizesem i Askaniuszem (Julem), rozpoczną ich zresztą). Średniowiecze ukazywało starców za-
się też nasze poszukiwania... Wcześniejsze kultury zwyczaj jako ludzi dorosłych z atrybutami starości
nie przyznawały bowiem szczególnego miejsca wize- (długa broda, chudość etc.). Do wyjątków należy
runkom ludzi w podeszłym wieku. Po stypizowanych wyraźna, prawdziwa leciwość (ale przecież jeszcze
przedstawieniach, które dopiero w epoce helleni- nie starość) św. Elżbiety ze słynnej sceny Nawie-
stycznej nabrały rysów zindywidualizowanych, Rzym dzenia z portalu katedry w Reims: naznaczona już
jest pierwszym miejscem, gdzie bruzdami twarz matki Janowej skontrastowana jest
2. fot. na podstawie: www.wga.hu
z idealnym obliczem Marii. Elżbieta przyciąga też tafizycznie, poza czasem i realnością. Z ciemnego
o wiele większą uwagę – jest prawdziwa, podczas tła wyłania się jak zjawa sama masywna głowa,
gdy Maria pozostaje pięknym modelem. patrząca smutnymi, doświadczonymi oczami sponad
Starość jako cechę indywidualną – nienacecho- opadłych powiek, jak znad okularów, a zarazem pło-
waną ironią czy wręcz szyderstwem ani nie ideali- nąca rozwichrzonym, siwym zarostem. To wizerunek
zowaną przesadnie (do stanu, w którym przestaje artysty-proroka, lecz proroka już milczącego – „Gło-
być starością) – odnajdujemy więc w renesansie. wa Tintoretta na tacy”.
Ta troistość ujęcia starości: realizacja szyderczego Obok wyjątkowego Wenecjanina jest też inny
stereotypu (także o moralizatorskim, wanitatywnym autor, geniusz, któremu się nie powiodło, potra-
charakterze), idealizacja i wreszcie realizm, będzie fiący eksplorować swą smutną starość bezlitośnie
obecna w sztuce przez kolejne stulecia. Święci asce- i z całym sarkazmem, na jaki zdobyć się może ktoś,
ci mają ciała zniszczone, choć oblicza uduchowione, kogo świat wyrzucił z hucznego bankietu. Rembrandt
władcy emanują dostojeństwem i rysami, których dobiegał kresu swych dni otoczony jedynie wierzy-
czas się nie ima, staruszki przedstawiające zepsucie cielami. Starzał się nieładnie – zawsze przaśny,
w kompozycjach ukazujących „przemijanie” odstra- na starość twarz jego stała się zapuchnięta, spojrze-
szają obnażoną, karykaturalną szpetotą (chętniej nie nabrało odcienia ironicznego szaleństwa, które
eksponowane było tu ciało kobiece niż męskie, może podkreśla jeszcze odgięty beret. Takim w każdym
jako przekształcające się bardziej skrajnie, na pewno razie widzimy go na najbardziej przejmującym au-
nie bez całego zwyczajowego mizoginizmu). Wyłania toportrecie z 1669 r. – jakaż przepaść między tym
się też nowy, specyficzny gatunek, w którym wielu ar- obrazem a szampańskim wizerunkiem ze złotych
tystów podejmuje próbę zmierzenia się ze starością. dni kariery!
Specjalną starością – własną: Inaczej z reguły podchodzili artyści do cudzych
portretów. Nie trzeba było samoświadomości Leo-
to autoportret. narda, by ukazywać starców nobliwych i mądrych
albo też pełnych ciepła lub, ewentualnie, siły i sprytu
Większość dzieł tego gatunku też oczywiście idea- (zawsze zaś przenikliwości), jacy wychodzili spod
lizuje przedstawianą postać. Bo czyż nie jest formą pędzla Dürera, Tycjana, Rafaela, Velazqueza,
idealizacji upozowanie na nobliwego, doświadczo- Rubensa, Halsa i masy innych. Portrety zamawiali
nego mędrca (Leonardo), sytego człowieka sukcesu sędziwi wielmoże – trudno przedstawić papieża,
(Rubens) czy tchnącego dostojeństwem patrycjusza księcia lub choćby starszego cechu według ówczes-
fot.: jakub puchalski
(Tycjan)? Od tej grupy odróżnia się zaskakujący nych negatywnych stereotypów starca... Zwłaszcza,
autoportret starego Tintoretta: malarz olbrzymich, jeśli płaci on dopiero odbierając dzieło, a nie z góry.
złożonych, dynamicznych scen przedstawia się me- Czemu zresztą mielibyśmy zakładać, że malarze
3. odrażających starych rajfurek, wróżek-złodziejek czy
wizerunków z cyklów wanitatywnych („różne wieki
kobiety”), wspomnijmy prosty obraz, który mógłby
być portretem (dla nas anonimowym), gdyby nie był
raczej archetypicznym wyobrażeniem starości, god-
nym sklasyfikowania jako ikonograficzny: wizerunek
zaniedbanej starej kobiety utrwalony przez zawsze
fot. na podstawie publikacji: „wielcy malarze. ich życie, inspiracje i dzieło. giorgione” nr 47, s. 23
młodego Giorgiona. Bolesne spojrzenie odkrywa
słabość, uchylone usta tchną niemocą, podobnie
jak kosmyk włosów, nad którym właścicielka już nie
panuje i dlatego wyślizguje się on spod czepka...
U młodej kobiety kosmyk taki byłby zalotny... Obraz
ma charakter memento: kobieta między palcami
trzyma karteczkę z dwoma słowami – „col tempo”.
„Z czasem...”
na pewno chcieliby (gdyby tylko mogli) traktować
swych mniej lub bardziej wybitnych modeli przede
wszystkim jako studia rozpadu – a nie otaczać ich
ludzkim szacunkiem, w naturalny sposób wywołują-
cym chęć idealizacji?
Nie trzeba też autoironii Rembrandta, by od-
fot. na podstawie publikacji: bruno santi, „leonardo da vinci”, firenze 1994, s. 78
słonić poruszającą słabość i szpetotę starego ciała
w portretach – raczej rysowanych (tanich), nie malo-
wanych (drogich) – sporządzanych na własny użytek
lub do powielenia graficznego, albo w wizerunkach
umyślnie przedstawiających anonimowy stereotyp
starości. W zapadniętej twarzy matki Dürera oczy
zrobiły się wyłupiaste, wszystko nosi tu ślady zuży-
cia – ale jednocześnie wizerunek porusza bardziej
niż którykolwiek z obrazów. Prawda została odarta
z jakichkolwiek upiększeń. Nawet ekspresjoniści
XX w. nie stworzyli bardziej przejmującego przed-
stawienia ludzkiego oblicza.
Brzydota starych kobiet (gdyż ewidentnie brzydo-
tę starości, nie samą starość, często chciano ukazać)
zawsze była tematem, nad którym pastwili się twórcy
wszelkiego rodzaju. Omijając cały zastęp z założenia
10
4. fot. na podstawie: www.wga.hu
Barokowy realizm pozwolił starości – konkretnej,
a nie modelowej – odnaleźć się w sztuce na nowo.
Sędziwi święci Caravaggia są faktycznie starcami,
u Velazqueza reprezentacyjne portrety, chwytające
baczne spojrzenia papieża Innocentego X czy
rzeźbiarza Montañésa, sąsiadują ze starą kobietą
gotującą jajka. Znajdziemy też żywych, prawdziwych
starców w sztuce niderlandzkiej, flamandzkiej,
a zwłaszcza u przyglądających się francuskim
wieśniakom braci Le Nain. Na tym tle przytaczany
na początku Bernini nie okazuje się nowatorem ani
też nie staje w szranki ze starożytnymi mistrzami
rzymskimi, których temat podbiera. Anchizes jest
starcem osłabłym, lecz wirtuoz marmuru nie pokusił
się o oddanie faktury skóry; papieże na swych gro-
bowcach tchną zaś przede wszystkim ponadczaso-
wą mocą swego urzędu.
Najżywszym tematem dla artystów następnych
czasów pozostała, jak się wydaje, słabość starości
– czyli jej psychologiczny, nie sensualny aspekt.
Ta droga doprowadza nas do tak zadziwiającej
kompozycji, jak autoportret Goyi z doktorem Arrietą.
fot. na podstawie publikacji: douglas mannering, „rembrandt. życie i twórczość”, muza sa, s. 76
To portret podwójny: chorego, leżącego w łóżku
malarza i opiekuńczego przyjaciela-doktora, portret
słabości i caritas zarazem. Sam wizerunek starego
człowieka okazał się tymczasem łatwo popadać
w konwencje, zależne od społecznego zrozumienia
dla starości.
W różnych kulturach i różnych czasach starość
uważana była albo za nagrodę, albo za karę bogów.
Czy jest jednym albo drugim? Zależy, co z nią zrobi-
my. Zależy, czy uciekamy przed nią, zaprzeczając jej
faktycznemu istnieniu, czy potrafimy z nią żyć – ma-
jąc jeszcze lat względnie niewiele. Patrząc w lustro
widzę twarz, która przewiduje już swoje przyszłe
formy. Przybiera je stopniowo i posunie się w tym tak
daleko, jak długo uda jej się trwać. Pierwszą część
swej słynnej książki („Człowiek i śmierć”) Phillippe
Ariès zatytułował „Umrzemy wszyscy”. Nie można
tego samego powiedzieć o starości. Nie wszyscy
się zestarzejemy.
11