SlideShare a Scribd company logo
1 of 103
Download to read offline
JANUSZ ŁOZOWSKI
KWANTOLOGIA STOSOWANA 12
opowiastki filozoficzno-fizyczne
dla dzieci dużych i małych
copyright © 2016 by Janusz Łozowski
wszelkie prawa zastrzeżone
ISBN 978-83-942582-9-0
ja.lozowski@gmail.com
1
Kwantologia stosowana - kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 12.1 - Obserwator.
... halo, halo, tu wasz sprawozdawca. - Dziękuję za przekazanie mi
głosu. - I dziękuję za wszelkie wyjaśnienia, które padły w studiu z
ust naszych szanownych, a tak uczonych gości. Dlatego nie będę już
państwa zanudzał informacjami, dlaczego tu się znaleźliśmy oraz co
nasz czeka. Ograniczę się do samej relacji z tego niebywałego dla
nasz wszystkich wydarzenia. Można nawet stwierdzić, i to bez żadnej
przesady, że wiekopomnego i historycznego wydarzenia...
Chciałoby się powiedzieć, że szkoda, że państwo tego nie widzą, że
nie mogą być tu razem z nami, celebrować tej chwili i napawać się,
i cieszyć się tak niezwykłą okolicznością - ale tak nie powiem. Bo
ja tu jestem, ponieważ ja tu jestem w państwa imieniu i dla państwa
- jestem właśnie po to, żebyście, drodzy państwo, poznali wszystko
i zobaczyli wszystko za moim pośrednictwem. Żeby było tak, jakby ta
hala, tak wypełniona do ostatniego miejsca, że ona również państwa
gości. - Bo w pewnym sensie tak właśnie jest, wszyscy znajdujemy się
w "hali" bez początku oraz końca, a tu i teraz jest kawałek naszej
podłogi; i on na mgnienie, ta "hala" przecież rozciąga się od zawsze
do wszędzie. I tylko tak...
Rozglądam się wokół, wszędzie ruch, emocje, podniecenie. A także i
oczekiwanie - oczekiwanie na ten moment. - Jeszcze jacyś ludzie, już
chyba nadprogramowi, bowiem zdaje się, że hala zajęta do ostatniego
wolnego punktu - oni dochodzą, zajmują swoje miejsca w wyznaczonych
rzędach, o czymś żywo dyskutują. Widzę, bo to widać, na rozjaśnionych
wewnętrznym napięciem obliczach widzę niby to oczekiwanie, niby to
pewność, która tak porusza. Wszędzie, proszę państwa, emocje, one są
tu wszędzie. Przelewają się rzędami, falują jednostkami, poruszają.
Tak, proszę państwa, w hali, przed halą, wszędzie czuć niebywałe i
ogromne emocje, to zarazem zrozumiałe, ale i samo z siebie istotne,
niezwykłe, wielkie. I wspaniałe...
W powietrzu, w każdym tu zgromadzonym atomie i osobniku, tak, tak,
proszę państwa, już czuć to podniecenie, już te atomowe drobiazgi z
gdzieś tam głębiny świata się poczynające ogromnie rozedrgane - już
wszystkie orbity szczelnie obsadzone - już wolne elektrony uwięzione
i snują się po wyznaczonych trajektoriach - już głowy i myśli kierują
się w stronę, z której on nadejdzie. Bo przecież za chwilę nadejdzie,
nadejdzie z całą pewnością. I ta wielka chwila nastanie...
Nie, proszę państwa, to jeszcze nie ta chwila, jeszcze musimy nieco
poczekać, jeszcze kilka sekund oczekiwania, a później to się stanie.
On się pojawi, to pewne, to gwarantowane - to oczywiste. Jeszcze w
drzwiach mijają się osoby z obsługi, jacyś dalsi trenerzy, coś bez
znaczenia, dodatek do wszystkiego - ale jego jeszcze nie widać. To
za minutę, za kilka się stanie, na pewno się dokona...
Czekamy, państwo czekacie, ja czekam, wszyscy zgromadzeni czekają.
Cierpliwości. Czekaliśmy tak długo, to cóż to kilka tyknięć zegara
wobec tak ważnego, prawda? Cóż to wobec nieskończonej wieczności, co
tak mocno wybrzmiało przed moim wejściem na antenę, o czym tak jasno
i wspaniale mówili zaproszeni przez redakcję do studia goście. Aż by
2
się chciało westchnąć i uradować, że to już, że to za chwilę, że i
my będziemy tego świadkami...
Środek hali pusty, odgrodzony symbolicznie od reszty, oświetlony w
każdym detalu swojej mozaikowej podłogi ostrym blaskiem reflektorów
- środek hali czeka na swój wielki występ. Przecież to tam, właśnie
w samym środku środka, w tym punkcie tak zasadniczym dla wszystkiego
- tam się to będzie rozgrywało - tam to się już dla nas rozgrywa w
całej konfiguracji i ferii świateł, tam-tu jest nasza uwaga - cała
nasza uwaga jest tam skierowana. I tak musi być, proszę państwa, to
środek jest najważniejszy, środek oraz punkt. Przecież to tam, mamy
już tego świadomość, to tam i centralnie dla wszystkich, dokona się
to, nie waham się tego tak określić, niezwykłe i wielkie misterium.
Tak, to w tym, to w tym kręgu - w tym topornie wyciosanym w naszej
rzeczywistości sześcianie czasu i przestrzeni - to tam zostanie za
chwilę ogłoszone ustalenie, które jest tak ważne dla nas wszystkich
- i na które czekamy. Gdzieś tam i pobocznie, zupełnie teraz w mroku
i bez znaczenia, są rozstawione sędziowskie stoliki, tak słabiutko
widoczne, tak przesłonięte szarością, że wydają się zbędne, że zdają
się nadmiarową regułą do tego całego toczącego się pośród jasności
spektaklu. - A przecież to tylko takie nasze wstępne ujęcie, to błąd
oceny, który powodowany jest naszą nieostrą, zawsze skromną wobec
świata metodą obserwacji - a nawet, tak, proszę państwa, również i
krótkowzrocznością. Niech nas nie zmyli ten pozornie drugi i dalszy
plan zasad i reguł, to równie dla całości spektaklu ważny element.
Przecież na końcu i ostatecznie, to właśnie przede wszystkim zasady
i sędziowanie się liczą, najlepszy i najbardziej emocjonujący mecz
blednie w konfrontacji z regułami - bo to zasada jest tu głównym i
fundamentalnym wyznacznikiem możliwości - to zasada reguły tworzy i
zawodnika, i scenerię, i halę - i nas, proszę państwa. Tak, proszę
państwa, my to reguła obleczona w cielesną postać, to rytm zmiany w
jej tykającym kwantami przemieszczaniu...
Ale mniejsza o stoliki sędziowskie, tam znajdują się odpowiedzialni
ludzie, doskonale wiedzą, co robią i znają się na przepisach, ale w
naszym obrazie przede wszystkim, tak na co dzień, w każdym naszym i
tutejszym spojrzeniu, w każdym zmyśle liczy się spektakl, liczy się
zmiana, dynamika i wyprowadzony cios. Albo otrzymany cios. Nie ma
znaczenia cisza, martwota, zatrzymanie, to wszystko zbędny dla nas,
zawartych w tu i teraz, nadmiar interpretacyjny i niewarty zachodu
fakt z całości. - To może i ważne tam dla kogoś, może go pobudza do
wstawania rano, jednak dla nas liczy się to, proszę państwa, co jest
za oknem, na talerzu, w obok bratnio bijącym sercu - wszystko inne
jest takie obce, zimne, nijakie, bez emocji - bez emocji, szanowni
państwo. A to przede wszystkim emocje, te wspaniałe drgnienia duszy
są wszystkim, co nam daje radość, czym jesteśmy - co nas tu zebrało
w tej mrocznej na brzegach hali, jakby bez początku i żadnego końca.
One, te punkty brzegowe, w tej ciemności się kryją, to pewne, wiemy
to, mamy pełną świadomość istnienia granicznej strefy - a jednak w
naszym oglądzie otoczenia liczy się, liczy się to, co zawiera się w
tym kręgu światła - to, co jest najistotniejsze. Czyli ten wielki
spektakl, którego już jesteśmy uczestnikami i który za chwilę, już
za chwilę - za takie maleńkie tyknięcie pobiegnie dalej. - I zawsze
dalej, zawsze tylko do przodu...
Tak, proszę państwa, powtórzmy to jeszcze raz i głośno, nie reguły,
3
nie rozstrzygacze sporów się dziś liczą - to on jest najważniejszy.
Reszta jest tłem, takim niezbędnym do obserwacji, ale dopełniającym
tłem. Ono oczywiście jest niebywale ważne, do pewnego stopnia każdy
z nas jest elementem tego tła. - To zawsze płaszczyzna jednorodnych
elementów, a każdy z nas jest takim elementem płaszczyzny - ale już
wiemy, przecież my już wiemy i znamy to, że choć niczym jednostka od
jednostki się nie różni, to taki indywidualny konstrukt tu tylko na
chwilę, zawsze tylko na tyknięcie w dziejach - to element w takiej
nieskończonej prostej - ale zawsze tylko w tym jednym i konkretnym
wydaniu. I dlatego to tak ekscytujące, dlatego tak porusza, dlatego
tu jesteśmy...
Tak, proszę państwa, tak, widzę ruch w okolicy wejścia. Coś tam się
dzieje, to już pewne, to widać, nawet czuć. Ktoś wychodzi, drugi i
kolejni przepychają się - stanowczo, ale delikatnie robią przejście
pośród niecierpliwców, którzy zastawili szczelnie - ciało w ciało -
widok na ten istotny teraz punkt. Zachowują się tak, jakby budowali
z własnych istnień ścianę tła, którzy samym swoim bytem zasłaniają
widok na początek oraz punkt wejścia w rzeczywistość. To oczywiście
denerwuje, przecież chciałoby się widzieć wszystko, poznać wszystko
i zrozumieć wszystko - ale przecież też już wiemy, że to drobnostka.
Jeżeli nie widać, to i tak nie ma znaczenia - bo my i tak widzimy,
przecież my i tak przez tę nieprzeniknioną ścianę widzimy - to dla
nas żadna przeszkoda. Nasze zmysłowe oczy nie widzą, ale my widzimy
oczami duszy. I wiemy, że tam jest to a to, że zawsze musi dziać się
tak a tak - że to wszystko zgodne z regułą i przez to tak jaskrawe
i poznawalne. Widać do ściany, ale to nic, bo my widzimy wszystko,
aż po kres, po horyzont hali - po absolutny gdzieś i tam horyzont,
którego inaczej i tak nie można zobaczyć...
Pojawiają się kolejne osoby odpowiedzialne za przygotowanie - tak,
widzę pierwszego trenera - a to oznacza, tak, proszę państwa, to w
formie pewnego już stwierdzeniu może być wyrażone - że już, że już
być może jest za rogiem - że jest blisko - że za moment...
Sala wstaje, tak, proszę państwa, sala wstaje. Lecą w górę jakieś
kolorowe baloniki, coś się sypie z góry - to chyba manna - a może
tylko konfetti - w tym zamieszaniu i maksymalnym rozgardiaszu nie
mogę w szczegółach dojrzeć. Ale to nieważne, to zupełnie nieważne.
- Jakaś pani zdjęła sweterek i wymachuje nim tak, z taką werwą, że
aż serce rośnie. Wokół wszystko faluje, krzyczy, raduje się - twarze
szeroko uśmiechnięte...
Tak-tak-tak, widzę, widzę go. Proszę państwa, widzę! Jest. Idzie -
idzie - idzie wolno. Idzie majestatycznie, z wysoko, z dumnie, tak
jednoznacznie podniesioną głową - idzie z wzrokiem utkwionym gdzieś
tam, w horyzoncie. Idzie. - Sylwetka wspaniała, każdy ruch, to się
czuje, to widać, przemyślany, harmonijnie ułożony. To zaświadcza o
ogromnej, wielowiekowej, a nawet tysiącleciami uparcie oraz w znoju
toczącej się codziennej pracy trenerów, ustawiaczy i wszelkiej maści
korektorów poprawnego, logicznego działania. To widać, to się czuje
aż z takiej odległości, że stoją za nim giganci - a on stoi na ich
barkach. - I patrzy, patrzy tam, gdzie żaden fizyk nie sięga swoimi
przyrządami - gdzieś w pozaskończoność...
Ubrany jest skromnie i gustownie, kolory stonowane, przecież to nie
byle celebryta - to on, obserwator. Żadnych zbędnych ozdób, żadnych
nadmiarowych dodatków, nieomal przeciętny w swoim uśrednieniu, ale
4
jednak wyjątkowy - skupiony i stanowczy jednocześnie, otwarty do i
wobec innych, a przecież to tylko jednostka, sama wobec zbioru. Tak,
proszę państwa, to on - obserwator...
Na piersiach - tak, widzę to doskonale z odległości, niewielki, tak
ledwo zauważalny w tle znak, z trudem możliwy do wyłuskania pośród
kolorowych plam i drgnień świata - nasz znak. Nie ma żadnych, żadnych
wątpliwości - tak, nasze wydało go plemię, on ci nasz - a imię jego
Obserwator...
Idzie, pozdrawia zebranych ręką, maksymalnie poważny i skupiony, i
nakierowany w daleką dal; aż zdumienie bierze, że to aż tak, że aż
tak. Kieruje się wolno w stronę centrum, celebrując każdy krok - a
w tym ruchu i poprzez ten ruch - jakby chciał nam powiedzieć, że to
ważne, że liczy się w całości... I chyba go zebrani rozumieją. Jak
tylko sięgnę wzrokiem - jak tylko potrafię wyłuskać z narastającej
ciągle wrzawy pojedyncze głosy i odgłosy, to wszędzie emocje sięgają
szczytu - szczytują w zwielokrotnionym rezonansie hali, dochodzą do
kulminacji, ale jeszcze jej nie przekraczają - przecież to dopiero
etap wstępny - przecież przed nami jeszcze wiele atrakcji - jeszcze
daleko do finalnego wystrzału...
Cała hala, rzeczywistość stąd po wieczność jest w oczekiwaniu, i w
ruchu jednocześnie. To stałość dynamicznie zastygła w napięciu i w
oczekiwaniu na to, co się dokona - bo na pewno się dokona. Tak, tak,
proszę państwa, przecież za chwilę, przecież za moment - tak, proszę
państwa, za moment będziemy świadkami tutaj czegoś tak niebywałego,
tak wielkiego, tak jedynego w swoim rodzaju - że warto było na to
czekać. Tak długo czekać. Na pewno było warto...
Obserwator wchodzi w krąg światła i ustawia się centralnie, uważnie
rozgląda wokół. Jest maksymalnie skupiony, to widać. Jego twarz nie
oddaje może pełnej akcji i emocji, jakby była napięta od środka aż
do ostatniego mięśnia, ale przecież w tym jednoznaczna - taka, jakiej
nie spotyka się za byle zakrętem. - Obserwator podnosi wolno prawą
rękę, jakby pozdrawiał i jakby jednocześnie delikatnie i stanowczo
- jakby od niechcenia, ale zarazem po królewsku prosił oraz domagał
się o uwagę...
Sala cichnie - aż zdaje się, że milknie wszelkie jestestwo tego i
każdego świata - i, tak!, tak!, proszę państwa!, słyszę!, on mówi!,
obserwator mówi!: "wszystko płynie"...
Zrywa się hałas - narasta - osiąga stan niemożliwości - tak, proszę
państwa, obserwator mówi, że wszystko płynie. Że rzeka zawsze jest
ta sama, ale nigdy ta sama - że twarz jest zawsze, ale zarazem tak
ułożona każdorazowo jedna oraz jedyna w nieskończonej wieczności -
że to zawsze tylko chwila, którą doznajemy, ale ponownie się w niej
już nigdy nie zanurzymy... Nic dwa razy się nie zdarza...
Widzę na twarzach wielkie poruszenie, nawet przejęcie, nawet jakiś
żal, że to tak wszystko płynie i przepływa - że kiedyśniejsze było
ważne, ale już przeszło do historii i się nie powtórzy. Widzę wśród
blisko i dalej stojących, w ich w zmarszczkach, które zbudował czas,
a pogłębiły kolejne przestrzenne doznania - widzę w utkwionym tam
gdzieś daleko wzroku wielkie wzruszenie - dostrzegam niebywałe, aż
do skrajności emocje, choć jeszcze stonowane, jeszcze spętane tymi
naszymi codziennymi konwenansami. - I to robi wrażenie. Tak, proszę
państwa, to robi wielkie wrażenie. I chyba nie tylko na mnie, bo i
pozostali zdają się w pełni rozumieć, że to nic doznawać i odczuwać,
5
ale że przede wszystkim znaczenie ma nazwać i zrozumieć, to jest w
tym całościowym świecie tak ważne, tak niebywale emocjonujące - to
wywołuje drgnienia duszy - to człowieka porusza aż do głębi... Wszak
zrodziliśmy się bez wprawy i pomrzemy bez rutyny...
Obserwator znów prosi o ciszę, znów skupiony - znów w napięciu. Ale
teraz jego sokoli wzrok kieruje się wyraźnie w górę, gdzieś, gdzie
tylko myśl sięga. - Ludzie wpatrzeni, znieruchomiali w pozach, jakby
wyrzeźbieni przez wielkiego mistrza w detalach i w całości - aż się
zdaje, że to wyciosane z marmuru byty. Ta chwila zdaje się nie mieć
końca - jakby tak dotkliwa codzienna przemiana gdzieś znikła, jakby
jej nie było, jakby istniało tylko tu i teraz - jakby nie było tego
tykającego zegara i tej rzeki w wiecznym przepływie skądś dokądś i
nie wiedzieć po co...
"Są ponad wszystkim stałe idee, które warunkują to wszystko zmienne
i nietrwałe", mówi obserwator przyciszonym, ale bardzo stanowczym
głosem. I kieruje obecnie już bardzo stanowczo wzrok w górę - w dal
bezkresną - w wieczność...
Tak, proszę państwa, tak, obserwator mówi. Że są nieodmienne, nigdy
inne reguły tej wszędzie postrzeganej zmiany. Że to wszystko tak na
chwilę, w swojej nietrwałości dynamiczne oraz przekształcające się
z jednego w drugie, i że tak musi być. - Ale, mówi obserwator, jest
do tego dalsze, niebywale dalekie, gdzieś poza tutejszym i w żaden
sposób nieosiągalne z naszej przykutej do dna jaskini rzeczywistości
- że to stałość reguły i nieodmienność zasady - że to oderwane już
od dowolnego nośnika struktury... Ale, tak-tak, proszę państwa, to
nie w ten sposób należy pojmować w naszym skromnym zbiorze abstrakcji
i odniesień, mówi obserwator - nie na tej zasadzie, jakby się mogło
to w zgrubnym i nieopatrzonym, nienawykłym do analizy skomplikowanych
pojęć spojrzeniu wydawać, że są sobie jakoś tam istnienia, co to bez
materialnych naleciałości bytują, że zawodzą pochwalne lub kibolskie
hymny nie wiedzieć dlaczego i komu - to nie tak, mówi to wyraźnie i
jednoznacznie obserwator. To nie toczy się w taki banalnie prosty
sposób, że te byty krzepną materiałowo, że wchodzą w różne relacje
i reakcje, że się mieszają z tutejszym zmiennie nietrwałym światem,
tak szybko w naszym spojrzeniu przemijającym. To nie tak, głosi oraz
podkreśla obserwator...
Jest tak, proszę państwa - jest tak, że te niezmienniki są zawsze i
tylko w tym świecie, zawsze w nim, podkreśla obserwator. Bo nie ma
przecież niczego, co byłoby fundowane, co byłoby zbudowane bez tej
nośnej a kapryśnej materii, co byłoby pozbawione nośnika. Przecież,
szanowni państwo, weźcie to pod uwagę, próżnia, nicość niczego ani
w sobie, ani na sobie nie koduje. Nie można niczego zapisać w takim
zerowym stanie kosmosu, to niemożliwe. Nie ma idei poza światem, w
którym te idee można powołać do istnienia - świat zmienia się według
reguły, ale reguła - ale reguła, szanowni i drodzy państwo, reguła
istnieje dlatego, że tenże świat jest - że jest zmiana. Zmiana jest
taką, ponieważ jest reguła zmiany, ale dlatego można wyrazić regułę,
że jest wiecznie zachodząca zmiana. - I niczego poza tą zmianą nie
ma więcej, i nigdzie. Tak, szanowni państwo, zmiana to reguła, która
jest stałością dlatego, że jest fizyczna zmiana. Taki sobie filozof
czy matematyk wykrywa w otoczeniu stałość reguły dlatego - że jest
zmiana. Że jest zmiana, która przebiega według schematu. Reguła jest
zawsze w głowie bytu, nie poz nim. I tylko, i zawsze tak...
6
Proszę państwa, proszę państwa - słyszycie tę ciszę? - słyszycie te
drgnienia ciszy? - dociera do was ten zmasowany, wielki, nieskończony
krzyk ciszy? Słyszycie ten wibrujący do ostatniego nerwu ton ciszy?
- Tak, proszę państwa, sala milczy, sala zastygła, sala zapatrzona
w centralny punkt. A obserwator stoi w tej zupełnej ciszy wpatrzony
w to nieodgadnione. - Sam wobec dalekiego a niedocieczonego - sam
wobec wszystkich - sam wobec bezkresnej wieczności...
Aż trudno w to uwierzyć, to przekracza, i to znakomicie przekracza,
i to niepoliczalnie przekracza to wszystko, co się zdarzyło, to po
prostu niebywałe...
Gdzieś przelatuje samolot, zdaje się, że to samolot. - W tej ciszy
niezgłębionej i wielowymiarowej daleki szum silnika dociera tu jakby
głuchy i nietutejszy, jakby z innego świata, daleki, nieznany, obcy
- a jednak tutejszy przez to połączenie nieuchwytnym kanałem. My tu
jesteśmy, tak sobie bliscy i dalecy zarazem, a tam powód wszystkiego
tutejszego - dudniący pomruk z otchłani energetycznej ewolucji. - I
reguła, zawsze nieodmienna oraz zawsze obecna w tych konstrukcjach
reguła...
Sala milczy, sala docenia ten idący przez wieki mecz z otoczeniem,
mecz z potu, krwi i kości - mecz o istnienie. Sala wzruszona aż po
ostatnie rzędy, po ostatnie tchnienie. I wpatrzona za obserwatorem
w górę. Wpatrzona z nadzieją, że gdzieś, że kiedyś, że może będzie
to się przekształcało inaczej...
Słyszycie państwo tę ciszę, słyszycie to rozedrganie ciszy?...
Ale to jeszcze nie koniec - to jeszcze dalece nie koniec. I padają
w tej ciszy gromkie, znamienne - wielkie słowa obserwatora: "prawo
moralne we mnie, niebo gwiaździste nade mną"...
Proszę państwa, proszę państwa, szał, na trybunach szał - aż, aż. Co
tu się dzieje, proszę państwa. Jeszcze przed momentem wszystko było
skąpane w ciszy - jeszcze mgnienie temu zdawało się, że brzęczenie
komara to huragan, jeszcze nienawykłym do emocji w duszy coś gra i
zawodzi - a tu już aplauz, szał, radość i totalne zamieszanie. Jaka
odmiana pośród zebranych, jaka żywiołowość, jakie uniesienie - jaka
energia, ech, szanowni państwo, aż trudno to opisać, to przechodzi
pojęcie. - Tak, wiele w życiu widziałem, ale zebrani mnie zaskakują.
Ci pozornie przeciętni zjadacze byle czego, na co dzień gdzieś za
biurkiem czy przy zbieraniu plonów z pól - oni teraz szaleją - oni
już wiedzą - oni poznali i zrozumieli, że moralność to nasza i tylko
nasza produkcja. I dla nas. - Owszem, to głęboka prawda, są gdzieś
tam daleko, tak wyniośle obce wobec tej naszej ulotnej chwilowości
gwiazdy, całe ich konstelacje i nieprzeliczalne zbiory - one tam są,
nieruchome dla nas w swojej zmienności wysepki jasności w bezkresnym
mroku. Są tam, tak zimne, tak punktowe na równie obcym nieboskłonie
- zmieniają się milionami lat i nic o nas nie wiedzą. Ale to nic, to
drobiazg. To nic, proszę państwa - tak, to nic. Przecież to nasze i
w nas dziejące się doznania są wszystkim - to w nas są te gwiazdy,
to my je w każdym spojrzeniu powołujemy do istnienia, te gigantyczne
skupiska materii nie istnieją bez naszego mgnieniowego, tak ulotnego
aktu obserwacji. Kiedy nikt nie patrzy, gwiazdy nie świecą - kiedy
nie ma kto dostrzec ich piękna, to piękno nie istnieje. - Tak, tak,
proszę państwa, moralność, zasady oraz reguły są w nas. A te gwiazdy,
ten wieczny bezkres, to tylko dodatek - to pył i proch skondensowanej
nieskończoności...
7
Tak, państwo to słyszą, cała sala raduje się, tańczy, świętuje - bo
jest co świętować. A obserwator tym razem nie ucisza zebranych, nie
prosi o skupienie, za to rzuca w tłum kolejne słowa i zdania - jego
głos, choć z trudem, ale dominuje nad chaosem. - I przebija się do
świadomości - i wdziera się w zakamarki duszy i rozumu: "jest czas
absolutny i przestrzeń absolutna, a zarazem nie ma czasu absolutnego
i przestrzeni absolutnej; fizycznie jest dostępna tylko-i-wyłącznie
czasoprzestrzeń". ...
Poruszenie, zadziwienie, nawet zmieszanie. - Tak, obserwuję uważnie,
rozglądam się po zebranych, analizuję ich twarze - i widzę, że one
jakby zastygły, jakby się zawahały w entuzjazmie. Jest a nie jest,
jest czas absolutny i go nie ma, jest przestrzeń absolutna, ale jej
nie ma. - Co to jest czas - co to jest przestrzeń - dlaczego jest i
czym jest czasoprzestrzeń? Z kiedyś do kiedyś? - co to znaczy? Jak
odmienia się zmiana? - Co jest "dalej"? ...
Widzę pośród zebranych niepewność - ich ciała układają się w znaki
zapytania. Niektórzy znieruchomieli - inni maksymalnie pobudzeni w
emocjonalnym odbiorze słów obserwatora; jedni zmieniają pozycję i
szukają punktu odniesienia, inni pozornie nieruchomo wsłuchują się
siebie lub innych; jeszcze inni nerwowo spoglądają na zegarki, coś
sprawdzają i sprawdzają, jakby chcieli usłyszeć tykanie chwili i jej
budowanie zamierzali złapać na gorąco; a jeszcze inni tylko niemo się
przyglądają. Widzę wyraźnie, że pytania się mnożą, że domagają się
pilnego wyjaśnienia - dlaczego wygląda to tak, jak wygląda, dlaczego
losowość obsadza elementy gdzieś tam na dole oraz co z tego wynika
dla naszego, skomplikowanego świata?... Dlaczego świat, wszechświat
nasz to zmiana, a do tego przyspieszająca, co jest dalej i czy można
o dalsze pytać? Co to znaczy świat, co to znaczy, że miał początek
i co to znaczy, że będzie koniec? Jaki koniec?...
Wszędzie pytania i pytania, a znikąd pewnej odpowiedzi...
Im dalej sięga wzrok, im więcej szczegółów, tym na twarzach większe
zmieszanie, tym wyraźniejszy niepokój - tym mocniej wyrażana myśl:
co to jest i dlaczego tak? ...
Jeszcze sala spokojna - jeszcze wołanie o sens tego wszystkiego nie
wzbiera i nie wybucha - jeszcze nie...
Obserwator wolno przemieszcza się z punktu do punktu - obserwuje i
notuje w pamięci reakcje tłumu. Obserwuje zachowanie, wsłuchuje się
w pytania - ale milczy. Nie podnosi ręki, nie prosi o głos. - Jakby
tylko czekał na odpowiedni moment - jakby się przyczaił, żeby puścić
w publiczność głęboką myśl...
I nagle rzuca: "jest Kosmos!". "Tu i teraz to wszechświat - ale to
nie Kosmos!"
Ludzie na trybunach kręcą się nerwowo, sędziowie przy stolikach nie
wiedzą, co się dzieje i też rozglądają bezradnie. I ja nie wiem, co
tu się wyprawia. Szanowni państwo, to coś niebywałego...
Jak to, wszechświat nie jest kosmosem i nie jest nieskończony? - To
lokalne w kosmosie zdarzenie? Słychać głosy z sali, pojedyncze oraz
zbiorowe - wszystko wokół to nie wszystko? To nie wszystko? ...
Obserwator przez długą chwilę stoi w milczeniu, głęboko zamyślony -
wreszcie przyklęka na środku pola obserwacji...
Nie, szanowni państwo, nie i jeszcze raz nie! On nie przyklęka, on
się schyla. On się pochyla - przybliża - dociera do podłoża, do tej
naszej fundamentalnej opoki, która każdego dnia nas unosi. - On nie
8
przyklęka, ponieważ on już nie klęka przed naturą - on otoczenie na
wszelkie sposoby eksploruje, a nawet eksploatuje - on jest już osobą
i osobowością, równym wobec świata. Kiedyś zlękniony byle grzmotu, w
dniu dzisiejszym sięga tych odległych gwiazd; kiedyś uciekający, a
dziś wszystko przed nim ucieka; kiedyś z trudem wydzierający światu
jego reguły, dziś zna regułę i ją stosuje. Kiedyś tylko zadatek na
coś lepszego - dziś obserwator...
Tak, proszę państwa, on się pochyla, żeby zrozumieć... Tak, proszę
państwa, obserwator wszystkim zmysłami się w rzeczywistość wczepia
- żeby ją przeniknąć...
"Tam, na dnie - mówi obserwator - tam daleko, gdzieś poza ostatnią
warstwą naszego świata i wszechświata, czyli tu i teraz, i wszędzie
- tam jest tylko COŚ i NIC, i ruch. Ruch czegoś w tym nic. I niczego
więcej już nie potrzeba. Tak wygląda rzeczywistość w tym najdalszym
i najgłębszym sensie. To wszystko proste to Kosmos - a złożenie to
"wszechświat".
Obserwator ciągle pochylony, ręką pokazuje podstawę wszelkiego. Od
nieskończoności do nieskończoności, jako wieczność w zmianie. I tak
lokalnie w tym bezkresie zapętlenie w formułę wszechświata. - Raz,
tylko jeden raz na prostej. Choć w przenigdy kończących się cyklach
i powtórzeniach...
"Jest tylko ruch oraz przemieszczanie się, punkt po punkcie zmiana
elementu czegoś w nieskończonej pustce. - Jest tylko i wyłącznie, i
zawsze strumień energetycznych cząstek, jedynek już do niczego nie
redukowalnych jednostek w Kosmicznym bezkresie - i gdzieś-lokalnie
tworzą się z tego skomplikowane konstrukcje. Nieskończoność dodana
do nieskończoności musi, musi wytworzyć skończone, chwilowe, zawsze
ulotne byty." ...
"I takie skończone konstrukcje - niekiedy myślące - mogą doznawać i
poznawać otoczenie." ...
Cisza na sali jest niebywała - przejmująca - dojmująca - bezkresna.
Szanowni państwo, to niezwykle istotne słowa. - Te słowa, choć tak
skromnie wypowiedziane, przez pyłek w nieskończoności, one teraz, w
tej hali bez początku oraz końca, odbijają się od krańców, zaczynają
powracać zwielokrotnionym echem, zapętlają się, tkają w tym biegu i
falowaniu niewidzialną, a przecież odczuwaną każdym atomem, każdym
elementem świata tkaninę czasoprzestrzennej rzeczywistości - one w
każdym istnieniu i w każdym drgnieniu istnienia się realizują oraz
zmuszają do refleksji - do przystanięcia i zamyślenia...
Ale obserwator jeszcze nie skończył - nie daje się zebranym zebrać
w sobie, nie podtrzymuje ciszy tylko rzuca gromko i ponad głowami,
ponad tłumem i ponad światem: "To ja - to każdy z nas ten strumień
energii tworzy w sobie i go kształtuje i go definiuje. Nie ma, nie
ma niczego poza tym przemieszczaniem się kwantów czegoś w tej pustce
kosmicznie bezkresnej - nie ma. Jest tylko-i-wyłącznie ruch, zmiana,
chwilowe zapętlenie w bardziej lub mniej skomplikowaną jednostkę -
to, co dla nas w bardzo zgrubnej i powierzchownej obserwacji taką
jednostką się wydaje. - Każde nasze spojrzenie i każdy wykorzystany
przez człowieka element świata, to złożenie, to bardzo rozbudowana
konstrukcja, to zbiegnięcie w jedność wielu linii energii w trakcie
ewolucji. I dlatego widoczna, dlatego doznawana, dlatego mierzalna.
Ale, w sensie głębokim, nie ma czegoś takiego, to złudzenie, skutek
naszego wysokiego i skomplikowanego ułożenia i złożenia - widać tu
9
czy tam jednostkę, a to zbiór - widać jedynkę, a to cała matematyka.
Wszędzie tylko złożenie"...
I dalej mówi obserwator, i dalej jego głos przebija się jak grom z
czystego nieba, dociera w każdy zakamarek hali i w każdy zakamarek
zebranych.
"Tak - warto sobie to uświadomić - ten strumień składamy w sobie i
dla siebie. Nie atom czy człowiek istnieje w świecie, nie ma czegoś
takiego jak wszechświat, to tylko strumień przemieszczających się i
chwilowo w bliskości siebie elementów, nic więcej. Ale i nic mniej.
I ten strumień przybiera takie kształty tylko dla nas. To ja, ty -
my wszyscy razem i każdy osobno znakujemy, zabudowujemy ten ruch w
postaci strumienia kwantów w ciała, relacje, związki, byty. Ale to
jest tylko w nas - te byty są w nas i dla nas...
To ja, ty - my jesteśmy twórcami, stwórcami świata - wszechświata -
Kosmosu. I wszystkiego. Świat się zmienia, ale to, że się zmienia,
a zwłaszcza to, jak się zmienia, to jest we mnie, w tobie - w nas.
I tylko tak! ...
Ostatecznym wnioskiem, który należy wyciągnąć z obserwacji, z tak
na różny sposób prowadzonych eksperymentów, jest to, że w zakresie
dostępnym nie ma stałego i niezmiennego - stała jest tylko zmiana w
nieskończono-wiecznym Kosmosie. Oraz to, że tę zmianę widzi, doznaje
i na wszelkie sposoby znakuje byt postrzegający. I poza nim - poza
obserwatorem nie ma niczego więcej.
Świat tworzy obserwatora, ale to obserwator stwarza świat w każdym
swoim działaniu i spojrzeniu."
...
Zebrani wstają z miejsc i do głębi przejęci zaczynają skandować:
ob-ser-wa-tor!, ob-ser-wa-tor!, ob-ser-wa-tor! ...
Mówimy "świat" - a w domyśle obserwator.
10
Kwantologia stosowana - kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 12.2 - wewnętrzny-zewnętrzny.
...
- Przyjmuję twój zarzut. - Poruszane tematy zazębiają się ze sobą,
zbiór argumentów jest wielkością skończoną, dlatego w opisach, w tu
prowadzonych rozmowach, muszą się pojawić zbliżone sposobem ujęcia
obrazy i uzasadnienia. - Powtarzam, przyjmuję do wiadomości uwagę, a
nawet przyrzekam, że postaram się rozszerzyć katalog analogii, ale
do jakiego stopnia to się uda, zobaczymy. Przepraszam za wygłoszone
do teraz, ale proszę o wyrozumiałość na przyszłość.
- Rzeczywiście mógłbyś się postarać.
- Zasadniczym, centralnym tematem dzisiejszej rozmowy - jeżeli się
zgodzisz - chciałbym uczynić obserwatora, dowolnego uczestnika zmian
zachodzących w świecie i ich obserwatora.
- Czyli wracamy do strzelania, łucznika, tarczy?
- Nie czepiaj się, to idealny model, maksymalnie prosty, a zarazem
oddaje wszelkie zależności. Ale, zgodnie z przyrzeczeniem, postaram
się go zmodyfikować. Taka wariacja "w temacie" - rakieta startująca
i zdążająca do celu.
- Jestem pod wrażeniem...
- I jak takiemu dogodzić? Ja się staram, obraz słowami maluję, dal
i inną perspektywę wprowadzam, nowinki technologiczne stosuję - ale
takiemu mało...
- Dalej jestem pod wrażeniem...
- Dobrze, tylko spokojnie... Więc tak... Jest wzmiankowana rakieta
czy dowolnie inny proces wyróżniony w tle, który posiada swój moment
"startu", początkowy i pierwszy, w tym przypadku jest to rzeczywiście
start rakiety. Dalej jest okres "lotu", czyli zmiana przebiegająca
między punktami skrajnymi. I jest finał, cel, moment osiągnięcia już
brzegu w formule "wbicia się w tarczę". Wszelakie inne okoliczności,
usilnie to podkreślam, są w tak prowadzonej analizie zbędne, chodzi
o maksymalną i doskonale widoczną logiczną prostotę.
- A fizyka?
- Do fizyki za momencik nawiążę, tylko że również w najogólniejszym
znaczeniu, takim fundamentalnym... Bo co tu jest istotne? Wcześniej,
kiedy temat się pojawiał, to już padło: położenie obserwatora. - Że
jeden z dwu obserwatorów, których w tym eksperymencie na zasadzie
koniecznej trzeba umieścić, że jeden z nich jest powiązany z lecącą
i przemieszczającą się zmianą, tu zawiera się w poruszającej się do
celu rakietą - a drugi znajduje się "z boku" i rejestruje zmianę w
jej całości, czyli z punktami brzegowymi.
- Dobrze, znam i rozumiem, jednak nie widzę, na gruncie fizycznym,
w ich obserwacji żadnych różnic.
- Bo ich nie ma. Do tego punktu chcę właśnie przejść - chodzi o ten
fizyczny fundament, który współtworzy oraz warunkuje w obserwacjach
obu postrzegających, wewnętrznego i zewnętrznego...
- Mów, słucham.
- Wcześniej, nieco upraszczając opis, podkreślałem różnicę w takim
rejestrowaniu zmian, że związany z ruchem obserwator nie może nigdy
11
w swój zakres odbioru wprowadzić ani początku i startu zmiany, ani
zakończenia - bo kiedy jest śmierć, to nie ma obserwatora.
- A drugi widzi wszystko.
- A drugi może i musi ustalić w takiej zmianie punkt zapłonu takiego
procesu i jego zakończenie... Ale, widzisz, są niuanse tego opisu,
i to nimi teraz się zajmujemy, one się liczą. Tamte ujęcie jest po
całości słuszne, ale obecnie wchodzą na scenę detale.
- Czyli?
- Powoli, nie poganiaj... Chodzi o tę wspomnianą fizyczność, o to,
że obaj, że dowolni obserwatorzy w swoim fundamencie zawierają - a
też i sami się zawierają w fizyce, w zmianie pojętej fizycznie. A
więc ze wszelkimi regułami i ustaleniami, które jako fizyk czynisz
na każdym kroku. - W żadnym wypadku nie może powstać wrażenie, że w
jednym obserwatorze jest wszystko, a w drugim jakieś ograniczenie
lub niepełny stan świata - w sensie głębokim nic ich nie różni. I to
nawet na poziomie doznawania szczegółów w formule brzegu.
- Czekaj, czyli wewnętrzny obserwator też poznaje brzeg? Poprzednio
to odrzucałeś...
- Proszę, nie gorączkuj się. Niczego nie prostuję, powiedziałem, że
wszystko pozostaje na swoim miejscu, ale że obecnie w obraz trzeba
wprowadzić szczegóły, bo one są istotne.
- Coś mi się nie zgadza...
- Pozornie... Powiedziałeś, użyłeś słowa "poznaje", że obserwator w
brzegu poznaje stan zmiany - to błąd. Nie poznaje, ale doznaje...
- Co za różnica?
- Fundamentalna. Dokładnie o ten szczegół w tej chwili mi chodzi, i
o tym chcę powiedzieć. O ile mi pozwolisz.
- Zamieniam się w słuch, jak to się powiada.
- Już padło, że na gruncie fizycznym tych obserwatorów nic, ale to
nic nie różni, i to w żadnym momencie postrzeganej zmiany. Każdy z
nich doznaje przekształceń dokładnie tak samo - i to wraz ze stanem
brzegu. Tylko przebiega to na innej logicznej zasadzie. Różnica się
zawiera w pojęciach "doznaje" i "poznaje".
- Dla mnie to tylko gra słów.
- Nie, absolutnie nie. Zauważ, że kiedy rakieta startuje, czyli się
wzbija w niebo, ten pierwszy punkt zmiany - czyli w innym nazwaniu
akt narodzin zdarzenia - ten punkt już jest związany z obserwatorem,
przecież on tu się zaczyna w jego życiorysie. Tylko że, uwzględnij
ten fakt, jako doznanie - ale nigdy poznanie.
- Dalej uważam, że to bardzo nieostre i zabawa pojęciami.
- Nie i jeszcze raz nie, to jest punkt analizy - który dla ciebie,
jako fizyka - ma szalone konsekwencje. Obserwator punkt startu, czy
jak go tam nie określać, ma w sobie - ten moment jest w nim obecny,
i to na zasadzie koniecznej; korzysta z faktów dokonujących się w i
na brzegu. Doznaje je, ale ich nie poznaje - po prostu nie może nic
o nich powiedzieć.
- Dlaczego? Przecież to fizyka.
- To fizyka, pełna zgoda. Ale poza rejestracją. - Podkreślam to, poza
rejestracją.
- Ale dlaczego, z jakiego powodu?
- Brak skali porównawczej. - Albo banalniej: niemożność wysłowienia
się w temacie...
- Jaśniej.
12
- Czym się różnią ujęcia obserwatora zewnętrznego do zmiany i tego
w niej zanurzonego? Fizycznie niczym, ale jest jeszcze dopełnienie
w postaci kolejnego kroku rejestracji... Zauważ, mój drogi, że dla
obserwatora wewnętrznego, tożsamego z zachodzącą zmianą, w punkcie
początkowym brakuje stanu "przed", poza jego obserwacją lokują się
wszystkie etapy przygotowawcze do startu rakiety - i to samo tyczy
się brzegu "po" dotarciu do celu, po wbiciu się w tarczę, to także
są fakty spoza zdarzenia. - Oczywiście warunkują zmianę, bez etapów
przed i po nie byłoby obserwacji jako takiej, ale nie wchodzą, i to
nigdy, w zakres wyróżniony.
- Dalej nie rozumiem.
- I teraz pojawia się pytanie: dlaczego? Dlaczego nie można ująć w
badaniu tych etapów, mimo że fizycznie one również współtworzą tak
opisywaną zmianę?
- Dlaczego?
- Ponieważ obserwator wewnętrzny w punktach brzegowych albo zaczyna
istnienie i nie może porównać do stanu wcześniejszego, tych etapów
w jego zbiorze danych nie ma - albo te dane są, tylko że na końcu
nie ma już kolejnego kroku - nie ma następnego punktu istnienia, w
którym takie porównanie można byłoby przeprowadzić. - Na początku
w badaniu brak odniesienia do wcześniejszego, bo jest stan "pustej
kartki" - a na końcu, choć kartka zapisana całym życiorysem, nie ma
zmiany, nie ma czego z czym równać. - Na końcu jest jedna warstwa w
postaci kwantów i nie ma "czasu" na takie dokonanie.
- Czyli jest doznanie, ale nie badanie?
- Właśnie. Obserwator wewnętrzny w zmianie doznaje ją na każdym i w
każdym etapie, ale żeby ją zarejestrować - czyli stwierdzić, że ta
zmiana jest oraz że się jakoś tam odmienia - musi posiadać zapas,
zbiór danych o stanach wcześniejszych - musi dysponować punktem, a
po prawdzie zakresem do porównania. - Fizyczne działanie, dowolny
pomiar stanu świata i zmiany dlatego jest możliwy, że jest różnica
między mierzonym a tym wcześniejszym. Bo kiedy w/na brzegu jest stan
jednoelementowy, nie ma i być nie może pomiaru.
- A obserwator zewnętrzny, taki sam fizycznie, mierzy przed i po?
- Cieszę się, że to dostrzegasz. Właśnie mierzy, może porównać. Na
fundamencie fizyki oba procesy są identyczne, ale wewnętrzny zakres
wyklucza pomiar brzegu, ponieważ dotyczy faktów jednostkowych - a
zewnętrzny dlatego jest możliwy, że operuje dopełnieniem i ciągiem
dalszym. Wewnętrznie brzeg się doznaje, w obserwacji z zewnątrz się
go mierzy. - Zewnętrznie jest zawsze punkt odniesienia, zmienia się
układ pomiarowy.
- I tło.
- Idealnie to punktujesz, jest tło odniesienia. - Czego zapewne nie
muszę podkreślać, położenie obserwatora w ewolucji jest zawsze - i
na zawsze wewnętrzne. Nigdy też inne nie będzie. Przecież zmiana to
ja, tak po prostu - istnienie to ciągłe mierzenie i obserwowanie, w
stosunku do brzegu startu i celu. Moja świadomość i samoświadomość
dlatego są możliwe, że ciągle mierzę i porównuję - wstaję rano i z
wcześniejszym porównuję, albo odnoszę do postulowanego jutra. I to
mierzenie, porównywanie jest wszystkim - "ja" to ciągłe odnoszenie
do zebranych danych w archiwum, mojego własnego czy zbiorowego.
- Tło jako fundament.
- Jako odniesienie i możliwość pomiaru - tło jest obecne, jako fakt
13
niezbędny, w każdym działaniu i pomiarze. - Ty, jako fizyk, każdy z
istniejących bytów coś wyróżnia, wyodrębnia w otoczeniu, w tle. Bo
jednorodne, jednakie składniki - "jedynkowe" składniki tła na takie
wyodrębnienie pozwalają. Tylko że zawsze do czasu. Kiedy w badaniu
właściwości świata wychodzi, że trzeba wprowadzić w zakres zmiany
postrzeganej drobniejsze elementy, że trzeba sięgnąć do tła i jego
składników, możesz to zrobić (i musisz to zrobić), żeby niejasności
w zaobserwowanym wyjaśnić. W tym eksperymencie nie ma kresu. Nie
ma go fizycznie, co zrozumiałe, ale jest logiczny kres mierzenia.
Dlaczego? Ponieważ ostatecznym tłem do stanu "coś" jest "nic", zero
matematyczne, nicość - pustka pojęta logicznie. A tego, przyznasz,
żadnym już sposobem w zakres fizyki i badania nie wprowadzisz. - Bo
jak tu badać brak czegokolwiek, jak zmierzyć brak? - Spokojnie, nie
musisz odpowiadać, to pytanie retoryczne, nie można. Fizyk bada coś,
a dokładniej, coś w przemianie - więc brak czegoś żadnym sposobem tu
się nie mieści. Jednak kiedy postulujesz taki "fakt", to dodajesz do
zbioru zero, kiedy masz w swoim obrazie pustkę jako konieczność, to,
zauważ, wykraczasz w takim działaniu poza eksperyment, przechodzisz
na pozycje osobnika i obserwatora zewnętrznego - i tu stajesz się,
chcesz czy nie, filozofem. - I traktujesz, uznajesz w tym zakresie,
już filozoficznym, "nic" jako jednostkę. I możesz na tej podstawie
swoje wszystko wcześniejsze "pomierzyć", porównać. I zmianę do braku
zmiany odnieść. I tę zmianę zrozumieć.
- Zero jedynką działania...
- Jakby to zabawnie nie brzmiało, na końcu analizy okazuje się, że
zero, że "nic" to jedynka. Cóż, liczy się skuteczność. Z tym, że w
sensie głębokim pustka Kosmosu jest rzeczywiście jedna, przecież w
nicości nie ma elementów - nieskończoność zera wynika z samej jego
"zerowości" - że jest niczym.
- Dobrze, ale dlaczego to się tak dla nas przedstawia?
- Ważne pytanie - z naszej konstrukcji. Jesteśmy w środku zmiany, i
to w podwójnym znaczeniu słowa "środek": raz jako zawierania się w
przebiegającej zmianie, a dwa, że w jej środkowym etapie. Przecież
każda zmiana zawiera w sobie punkt startu, okres "lotu" oraz cel, do
którego dociera (nie dąży!, ale dociera). Czyli, kiedy odnieść to do
wszechświata w trakcie przekształceń, to w tak wyznaczonym odcinku
prostej można dopatrzyć się etapów wiodących do środka i dalszych,
oddalających się od tego wyróżnionego i jedynego takiego punktu w
dziejach. Zgoda, nie musisz tego podkreślać, że każdy punkt prostej
i odcinka jest jeden i jedyny, ale przyznasz, że środek zmiany, że
to jest maksymalnie istotne. Dlaczego? Ponieważ zawiera w sobie - i
to jest tu najważniejsze - skrajną dla tego "odcinka" i tej zmiany
liczbę symetrii. A to przyznasz i jako fizyk, i jako esteta, i nawet
jako matematyk - to maksymalnie symetryczne w sobie struktury mogą,
po pierwsze, zaistnieć, a po drugie, sprawnie działać. Że sprawnie
tylko przez jakiś czas, to w tym już drobiazg bez znaczenia - choć
rankiem tu i tam daje o sobie znać. Niestety.
- I my?...
- I my jesteśmy takim środkiem środka - i kolejnym środkiem, ile by
ich tam nie było we wszechświecie. To, że istniejemy, że możemy te
obserwacje prowadzić, że możemy dokonywać pomiarów "teraz" do stanu
wcześniejszego, a nawet do tego, co będzie - to efekt zaistnienia w
takim środkowym punkcie zmiany. Tylko tu oraz teraz można dokonywać
14
działań porównawczych, nie wcześniej i nie później.
- My możemy, czy każdy?
- Tylko my, dowolnie jakoś obecni w rzeczywistości "my". Jeżeli na
myśli masz innych rozumnych gdzieś i tam, to powiem, że to hipoteza
mało prawdopodobnego zjawiska, ale nie jest wykluczona. Ale jeżeli
na uwadze masz konstrukcje nam bliskie, choć na drabinie dochodzenia
do punktu środka ewolucji wszechświata zajmujące inne szczebelki -
to ich zdolność obserwacji jest analogiczna. - Nie trafili w punkt,
ale są bardzo blisko. I oczywiście też swoje pomiary świata w jego
zmianie prowadzą... Tylko że to my o tym rozmawiamy...
- Jeżeli znajdujemy się w środku, to znaczy, że jest to wyróżniony
maksymalnie punkt i powinno być z niego wszystko widać, łącznie z
brzegiem.
- Słuszna uwaga, ale z ograniczeniami. Z takim mianowicie ważnym i
nawet zasadniczym ograniczeniem, że środka już dawno nie ma - że w
dziejach wszechświata to odległa historyczna chwila. Że, owszem, w
tym miejscu zaczyna się nasz "zapłon", tu wystartowała rakieta tej
naszej zmiany - tylko to już odległy punkt dziejów. - Jesteśmy jego
skutkiem, nasza zdolność gromadzenia danych i porównywania ich się
wówczas zaczęła, ale środka już nie ma. I dlatego widać tylko część
z całości. - Brzeg w postaci początkowej - ten wszechświata, i ten
nasz - to już oddaliło się na tyle, że tego w dostępnym do horyzontu
zakresie nie ma. I w tym układzie zmian już nigdy się nie powtórzy.
Rozumowanie to zawsze "fakt punktowy", weź to pod uwagę.
- A skąd możliwość przewidywania?
- Pytanie pierwsza klasa, ale poczekaj, o tym za moment. Jeszcze w
ciągu poprzednim chcę dodać, że skutkuje to tym, co możemy poznać i
jak to odbieramy. - Zauważ, że skoro nasze zaistnienie i istnienie
przypada na środek zmiany, to postrzegamy fakty w ich najlepszym,
bo środkowym w ogólnym toku zmiany zakresie. Stąd już oczywisty i
konieczny krok do uznania, że to jakoś tam niezwyczajne. I pogląd
taki logicznie jest uzasadniony, w sensie głębokim poprawny - ale
całe jego słowne tłumaczenie, cóż... Nie ma co się wykrzywiać na te
abstrakcje, przecież innych wcześniej nie można było wypracować, nie
było podstaw. - Po drugie, jako byt skomplikowany oraz zbudowany z
mocno i maksymalnie skomplikowanych elementów, nie możemy odbierać
jednostek składowych, ponieważ one nasze istnienie warunkują. Żeby w
sobie i w świecie takie "elementarne" fakty ustalić, musimy badać
to za pomocą pośredników - oraz namysłu, wychodząc poza eksperyment
i konkret. Widzimy złożenie, obserwujemy rozciągający się daleko i
głęboko proces, ale dla nas fizycznie to jednostka; postrzegany na
różne sposoby "fakt" uznajemy ze elementarny, a to tylko biegnąca z
maksymalną prędkością i zawsze się budująca w fakt zmiana. Zmiana w
nigdy skończonej, pełnej postaci - tę dopiero akt pomiaru wydobywa
z tła, to nasze "spojrzenie" nadaje zmianie kształt.
- Ja, stwórca świata...
- Mówisz to z przekąsem, a to oczywistość. Jest przecież wyłącznie
ruch "czegoś" w niczym, ale co z takiego wielowymiarowo splatanego
ruchu wyodrębnisz i jak to postrzeżesz - i jak to dalej określisz,
to tylko ty, zawsze tylko obserwator. Każdy obserwator po swojemu
i dla siebie ten nieskończono-wieczny ruch dookreśla i nazywa - to
zawsze działanie jednostkowe, na własną rękę i na własny użytek -
i zawsze też z indywidualnymi konsekwencjami. Lepiej widzisz, coś w
15
tle lepiej wyróżniasz - dalej zajdziesz, a jak błądzisz, to się na
najbliższym zakręcie twoja "rakieta" nie wyrobi. I wtopisz się tak
na zawsze ponownie w tło - jako się z niego począłeś...
- Dobrze, część literacką mamy za sobą, teraz o przewidywaniu.
- Może to i było takie z górnej półki, ale prawdziwe. A co do tej
zdolności rozumu przewidywania wydarzeń w ewolucji - to oczywista
konsekwencja bycia obserwatorem, i to w dwu odmianach jednocześnie.
Czyli zawierania się w zmianie, doznawania jej punktowo - oraz do
tej zmiany zewnętrznego umiejscowienia się - przejście z pozycji i
własności fizyka, na pozycję filozofa. Banalne działanie, które w
tej zmianie jest dla bytu "archiwizującego" dane i oczywistością. Ale
też koniecznością. - Bo jak mam w sobie zbiór faktów zaszłych, mam
je w pamięci zapisane, to mogę ten wspominany dziś tylekroć akt w
postaci pomiaru prowadzić. Moment zanotowany już dawno przebrzmiał
i wszystko jest w innym punkcie, jednak ja stan teraźniejszy mogę
do tego tamtego porównać - bo jest to archiwum. Całe istnienie jest
takim mierzeniem i porównywaniem, i to w zakresie biologicznym, gdzie
zapis kodu jest takim namacalnym archiwum, w którym i wobec którego
nowość dokonuje "pomiaru", a dalej odnosi to do stanu zewnętrznego,
do stanu świata - i w zakresie abstrakcyjnym, gdzie zapisane obrazy
otoczenia można szybko i na bieżąco porównywać z otaczającym stanem
świata. I reagować na zachodzące nowości.
- Fizyk i filozof w braterskim splątaniu?
- Jak najbardziej. Fizyk obmacuje "teraz" świata - czyli ustala, że
jest grunt pod nogami, a filozof mówi, że to zmiana w trakcie takich
i takich przekształceń i że można kolejny krok postawić. Zauważ, że
jako fizyk zawsze i tylko możesz ustalić punkt zmiany, nigdy regułę
jej zachodzenia. - Acz, trzymając się detalicznie zaprezentowanego
wcześniej, nawet tego nie możesz ustalić - możesz tylko doznać. Bo
każde, dosłownie każde ustalenie to już pomiar, a więc wyjście poza
stan świata. Jest wyłącznie ten punktowy tok zmiany, a on jest tylko
doznawany. - Ale ponieważ istnieje kolejny do niego, jest tym samym
możliwy do pomiaru, czyli do filozoficznego opracowania. Jako fizyk
na zawsze związany jesteś z punktem, z tu-i-teraz. A kiedy w zapale
ustalasz, że jest dalsze, że postrzegane to takie a takie - to już
przechodzisz na pozycje obserwatora zewnętrznego. - I jesteś bytem
o cechach filozofa, nawet jeżeli o tym nie wiesz - nawet jeżeli ci
to nie w smak.
- No...
- Ale i filozof, to wymaga podkreślenia, sam z siebie nic zrobić w
tym wszystkim i z tym wszystkim nie może, bo żeby wiedzieć, że coś
jest, musi ten fakt posiąść - a to może wyłącznie od fizyka, który
to dozna. - Świat i zmiana to stan pierwszy, musi być odnotowany, i
dopiero na tej podstawie można dokonać porównania. Że to biegnie w
szybkim tempie, że krok faktycznie można postawić, to się zbytnio i
na co dzień o tym nie myśli - jednak czasami taka konieczność się w
życiu pojawia. Na przykład wówczas, kiedy obserwacja dotyczy faktu
o skali lat lub miliardów lat. W takim przypadku to, co zaszło już
w ewolucji układu, to jest odległe od obserwatora - ale jednocześnie
wpływa na obecne, wiec jest ważne do wyjaśnienia, co się dzieje. A
jeszcze ważniejsze z tego powodu, że pozwala przewidzieć to, co się
będzie działo dalej. Bo to dalsze, zauważ, jest pochodną zamiany w
jej aktualnej postaci, przyszłe warunkowane jest teraźniejszością -
16
i dlatego może być poznane. Właśnie poznane, bo nie doznane. - Mam
w zbiorze dane o przeszłości i aktualności, wiem, że zmiana nie ma
charakteru losowego, że ją definiuje reguła - i na tej podstawie w
moim działaniu, zauważ że fizycznie tożsamym, identycznym ze zmianą
w świecie - na tej podstawie mogę zbudować obraz tego, co się tam i
kiedyś zdarzy. - Tego zakresu nie ma i długo jeszcze go nie będzie
realnie, ale można to lokalnie już w zmianie, zewnętrznie do niej,
ubrać w formę i kształt. Im lepiej to zrobione, im reguła zmiany ma
lepszą, więc bardziej szczegółową formułę, czyli więcej pikseli na
obraz się składa - tym lepszy wynik. Potencjalnie sięga zawsze oraz
wszędzie. I filozof taki "obraz" może zbudować w oparciu o fizykę,
czy podobne doznania.
- Ale są fakty...
- Nie bardzo rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć, ale jeżeli o
fakty już zahaczasz, to powiem tak, zresztą idąc w tym za fizyką:
nie ma faktów, wszystko, co za takie traktujesz, to zmiana. - A co
więcej, nawet niedookreślona. To też już poznałeś na bazie doznań
świata. - Przecież wiesz, że mierzony gdzieś głęboko w dole, jak to
twierdzisz fakt, to żaden fakt, tylko coś-się-dziejącego. Faktem w
twojej i do ciebie tylko sprowadzonej obserwacji staje się w akcie
pomiaru, sprawdzenia. Energetyczna zmiana się toczy, ty w to jakoś
wsadzasz swoje palce czy inne przyrządy - i tak już "dopieszczona"
zmiana zbiega się w obserwowaną jednostkę czegoś. - Ani ty nie masz
pojęcia, co to będzie, ani proces nie wie, że się w to coś będzie
dla ciebie składał - "nie wie", bo to tylko i wyłącznie zmiana, a
co z niej będzie chwilowo złożone, to już fakt jednostkowy. Był się
w to "coś" zbiegł na moment - i za taki moment się rozpadnie na te
jednostki składowe... I teraz pytanie, znów ono tak w sobie bardzo
retoryczne jest: dlaczego tak się dzieje? I odpowiedź: bo nie ma w
świecie niczego, co byłoby cząstką, jednostką, faktem elementarnym
- i co byłoby dostępne jako takie. Nie ma, bo jest tylko zmiana, a
wszelkie postrzegane, wyodrębnione z tła elementy to zbiory. Że na
wysokim poziomie skomplikowania i doświadczenia wydaje się, że coś
takiego jednak istnieje? Ale już o tym mówiliśmy, to skutek budowy
obserwatora - tego, że w jego konstrukcję zaangażowane są ogromne
wielkości elementów składowych i że postrzega - że zawsze i tylko
może skomplikowane konstrukcje postrzegać. A że z braku wiedzy nie
traktuje tych "faktów" jako zbiorowiska faktów - cóż, to się wolno
bo wolno, ale zmienia. - Jak już skutecznie umieści się zewnętrznie
do zmiany, to i drobnicy fizycznie jednostkowej się dopracuje - to
i wzmiankowaną nicość w brzeg istnienia wstawi - i się nawet na/w
nicości usadowi...
Tak po nieskończoność i wieczność...
17
Kwantologia stosowana - kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 12.3 - Wepchnięci w kanał.
1.
Świat wielowymiarowego płaszczaka.
Co rejestruje zawarty w wielowymiarowej płaszczyźnie "płaszczak"?
Dla takiego bytu wszystkie rzutowania abstrakcyjnej sfery z zakresu
"nad" do jego świata są tym światem - wszystko, co postrzega, jest
złożeniem, nałożeniem się, "pstrokacizną" w formule materii, już w
dowolnie pojęty sposób materii.
Każdy wyróżniony w otoczeniu stan skupienia logicznych "cegiełek"
czegoś, to złożenie, które w polu widzenia osobnika nabiera trwałych
cech i jest wystającym z tła faktem, czyli wybudowanym z elementów
tła jednostkowym konkretem (bytem, procesem itd.).
2.
Ale ważne w tym rzutowaniu na/w płaszczyznę, kiedy chodzi o sam już
proces "rzutowania" - tu istotne jest to, że tak pojęta płaszczyzna
wielowymiarowa, że to fizycznie oraz realnie w świecie "płaszczaka"
ma już postać sfery - kuli u nogi.
Dlaczego kuli? Ponieważ wszelkie rzuty tę zakrzywioną i zatrzaśniętą
w sferę płaszczyznę tworzą - to jest suma tych wszelkich, n-licznych
rzutowań.
Płaszczak notuje w otoczeniu "górę" lub "dolinę", "wyż" lub "niż", a
to wyłaniająca się z tła lub w nim zanikająca "sfera".
Jednak postrzegane oraz pojmowane w taki sposób (w chwili aktualnej i
historycznie) wszystkie "góry-wyże", to obserwowana zmiana w toku.
Zmiana obserwowana, na skutek różnicy skali zaangażowanych w proces
elementów, w formule narastania albo zanikania warstwami.
I te warstwy, choć widoczne bardzo wyraźnie w jego dostępnym zakresie
jako poziomice-izobary (lub podobne), te uwarstwienia są wszystkim,
co jako jedność w tym łącznym ujęciu rejestruje-doznaje obserwator.
Proces jest rozciągnięty na wielkie zakresy przestrzeni i czasu, ale
ponieważ dzieje się wielkim zbiorem oraz licznymi punktami "styku"
z płaszczyzną, staje się - jest dla obserwatora stabilnym elementem
jego świata.
3.
Jednak ta tak logicznie i prosto pojęta płaszczyzna wielowymiarowego
rzutowania, tak w uproszczeniu i dla zrozumienia opisywany proces
budowania się świata - to w tłumaczeniu na fizyczne, czyli realnie
dziejącą się zmianę, to zamyka się, zatrzaskuje w sferę. Dosłownie
w sferę - i to na każdym poziomie analizy.
To może być sfera "atomu" czy "elektronu", to może być sfera bytu w
jego ośmiowymiarowym ujęciu - dowolnego bytu, na przykład istoty w
formule "obserwator"; to może być planeta, "wszechświat" - każdy w
rzeczywistości element to sfera.
Fizycznie to może być i jest jakiś postrzegany kształt i fakt - ale
18
logicznie to wielowymiarowa sfera. To logiczny rzut na/w płaszczyznę,
który taką płaszczyznę buduje wespół z n-liczbą takich rzutów.
Jednak w zobrazowaniu fizycznym i realnie sfera, kula. I tylko tak.
4.
Istotne jest tutaj również to, że ten rzutowany w świat płaszczaka
wielowymiarowego konkret (warstwa po warstwie chwilowej), że niczego
takiego poza tym chwilowym stanem i jego jednostkowym rozłożeniem -
że niczego więcej nie ma; ani powyżej, ani poniżej płaszczyzny (co
to fizycznie jest sferą) nie ma niczego więcej.
Ujęcie w rodzaju, że poszczególne warstwy oraz składające się na nie
jednostki zbliżają się, wchodzą do płaszczyzny i ją budują, żeby w
kolejnym kroku przejść dalej, w zakres "pod" - takie zobrazowanie, a
przede wszystkim takie rozumienie tego zjawiska, to jest wyłącznie
wspomożenie umysłu w analizie, to abstrakcja tego widocznego faktu
w powiązaniu z tym, co było i będzie. - To pomoc w analizie, ale nie
mechanizm procesu.
Co więcej, co istotne w zrozumieniu - taka abstrakcja, tu jako rzut
na/w płaszczyznę, rzutowanie na/w płaszczyznę - ten "obraz" zawiera
się, istnieje wyłącznie w głowie obserwatora, nigdy nie jest faktem
obiektywnym.
To suma już zaobserwowanych (zaistniałych) warstw i ich dopełnienie
o takie, których jeszcze nie ma, ale które muszą zaistnieć, ponieważ
proces biegnie według jednej reguły i w jednym świecie. A to sprawia
i gwarantuje, że dalsze, jeżeli będzie zasób elementów do budowania
się kolejnych jednostek - że to dalsze na pewno zaistnieje.
Więcej, zaistnieje tak, jak obserwator to sobie i w sobie (s)tworzy.
Jeżeli byt poprawnie wyprowadzi z otoczenia rytm zmiany, to może na
tej podstawie, w oparciu o już zaszłe, zbudować wewnętrznie - czyli
w sobie - obraz tego, co dopiero zajdzie.
Co będzie za moment lub za iks czasu-i-przestrzeni.
5.
Po kolejne istotne - ponieważ takie rzutowanie przebiega w tle i w
otoczeniu z każdej strony elementów tła, to wciskane-dociskane do
siebie elementy, lokalnie w tym tle-zbiorze, zaczynają zbliżać się
na tyle, że buduje się skomplikowana wobec tła jednostka.
Fizycznie (realnie) jest to sfera, ale logicznie w płaszczyźnie stan
wyróżniony - rzut (czy jak by tego nie określać); fizycznie tworzy
się wielowymiarowy i sferyczny wir, przecież to ciągły ruch w/na
płaszczyźnie - a logicznie jednostka i nowość.
I co się dzieje w tak naznaczonej zaistnieniem w tle-zbiorze nowej
konstrukcji?
O ile wcześniej występował ścisk i jednorodność, teraz jest w całości
układu wolny tor zmiany, przecież połączenie elementów tła w tymże
tle - to wytworzyło "dziurę", wolny tok do zmian. Został tym samym
zbudowany, wyznaczony - zaistniał kierunek poruszania się kolejnych
elementów.
Kiedy w ścianie czy dnie pojawia się szpara, dziura - to w kierunku
tej "pustki" zaczynają się przemieszczać inne elementy, do tej pory
19
ciasno upchane oraz ustabilizowane ogólnym zagęszczeniem zbioru-tła
jednostki.
I muszą się w tym kierunku skierować. Dlaczego? Bo dalsze naciska i
wpycha-popycha w ten teraz wolny tor zmiany dalsze i dalsze warstwy.
Wcześniej był ścisk, teraz jest swoboda, a co najmniej kierunek do
przemieszczania się. Więc proces biegnie - i "wpływa", zapada się,
na skutek ciśnienia elementów całego tła przedostaje się - jest do
zakresu wyróżnionego wtłaczany (wpychany).
Lub z niego wypływa, kiedy w analizie obecny będzie "ciąg dalszy".
6.
Co to daje, co wnosi takie ujęcie?
Że w jednorodności płaszczyzny - tak w uproszczeniu potraktowanego
schematu zmiany - a fizycznie na zawsze i tylko sfery - że to jest
kanał (tunel, łącznik, przejście).
Że to jest logicznie kanał, który fizycznie jest sferą-kanałem.
W tle zaistniał "wir" energii, w prostym-płaskim ujęciu obrazującym
ten fakt wytworzyła się pod naciskiem-dociskiem lokalna struktura,
która jest rzutem sfery na płaszczyznę - ale realnie, w świecie tej
płaszczakowej osobowości, wyłania się z tła (czyli "z niebytu" dla
niego) fizyczna jednostka czegoś.
Atom nie atom, góra nie góra, to już nie ma znaczenia. Na/w zakresie
podprogowym i nierejesrowalnym w żaden sposób - tam się zagęściło
i docisnęło, a płaszczak notuje, że w otoczeniu ma realny, namacalny
w jego doznaniu i pomiarze fakt. - Proste i oczywiste.
7.
I ten oczywisty fizyczny fakt jest w ujęciu logicznym (filozoficznym)
"kanałem" (przepustem, dziurą w płaszczyźnie - wirem energetycznym
spełniającym rolę "rury" między tłem a niższym poziomem). I obecnie
w ten kanał "wlewa" się - i to łatwo, przecież on jest dziurą oraz
pustką w tle - strumień kolejnych jednostek.
Jak gdzieś ciśnie - to gdzieś i kiedyś musi wytrysnąć. To pewnik. A
jedyny warunek do spełnienia jest taki, że musi być nacisk tła plus
element(y) do przemieszczenia.
Że dzieje się to wewnątrz zbioru, w/na brzegu (w tle), to i wypływ w
namacalnie już obserwowalnej formie musi się pokazać w tym brzegu -
czyli wszędzie (dla fizyka wszędzie)
I nie ma dwu zdań, się pokazuje. Tym lub owym, zapada się albo się
wyłania, osobnik postrzega te przepływy i ustala w nich wartości o
pewnych granicznych stanach - nadaje tym kanałom nazwy, i wszystko
się zgadza.
Poza tym, że nie wiadomo, dlaczego to tak wygląda.
A to przecież banalne ściskanie-dociskanie i przepływ elementów za
takim zjawiskiem stoi - taką "maszynerię ciśnieniową" zagęszczanie
jednostek składowych i ich rozrzedzanie tworzy.
Nic więcej.
8.
I znów istotne - jest sobie ten kanał energetyczny, "przepust" dla
kwantów z jednego poziomu na kolejny lub powrotnie do brzegu (bo i
20
w drugą stronę elementy ciągle przepływają, to nie jednokierunkowa
droga) - jak już ten kanał zaistnieje, to powstaje takie generalne
pytanie: jak to się objawia fizycznie?
Kanał jest w logicznym dla płaszczaka ujęciu, a jak to pokazuje się
fizycznie?
Wyjaśniam - już nie chodzi o sam fakt sferyczności takiego kanału, to
już oczywistość, ale o to, jak się kanał buduje i jak to przebiega
w realnej obserwacji?
9.
Ważne jest umieszczenie takiego kanału-sfery w tle, w brzegu - więc
we wszechkierunkowo do niego i na niego skierowanego nacisku.
Skoro to sfera, to i nacisk jest sferyczny - z każdej strony. Każdy
fakt tej sfery (np. planety) jest takim kanałem-sferą, ale także i
suma - tu w formule "globu" - to również jest sferą. I tym samym na
każdy fakt tego zjawiska nacisk-docisk podtrzymujący i warunkujący
jego istnienie występuje - jak i na całość tak wytworzonej fizycznie
konstrukcji.
Docisk stabilizuje do stanu jednostki każdy fakt - ale jednocześnie
ten sam docisk ma znaczenie w stabilizacji całości, tu jako planety.
Lub wszechświata w skrajnym przypadku - z tym zastrzeżeniem, że do
stanu połowicznego w jego istnieniu.
A ponieważ omawiany teraz glob ma w sobie całą piramidę możliwych
jednostek, ponieważ planetę budują pospołu wszelkie możliwe fakty,
to skutkiem tego również należy je w analizie ująć. Nie jeden poziom
- ale wszystkie.
I co to łączenie buduje?
Wciskanie-dociskanie, więc przechodzenie sfery przez wielowymiarową
płaszczyznę, przez świat i jego strukturę (i zrazem jej tworzenie) -
takie "rzutowanie" w ujęciu logicznym - to fizycznie objawia się na
wszystkich poziomach elementami, które w obserwacji mogą być jakoś
obecne.
Fizyk widzi-rejestruje "materię" i jej przemiany, "promieniowanie" i
jego elementy (oraz przekształcenia jednego w drugie) - a to tylko
banalne przechodzenie sfery przez płaszczyznę.
Abstrakcja rzutuje się w/na płaszczyznę, a fizyk w laboratorium fakt
notuje.
W taki sposób pojmowany kanał (tu jako kanał-planetę) - w ten kanał
wciskana jest skwantowana energia z każdej strony, logicznie z każdej
strony.
Czy fizycznie z każdej strony? To zapewne jest warunkowane, wynika
z lokalnych stanów skupienia (lub poziomu analizy, o jakim zakresie
rzeczywistości jest mowa). - Z maksymalnego tła na pewno jest to z
każdego kierunku, ponieważ tło jednorodnych i logicznych jednostek
jest rozmieszczone wszechkierunkowo do fizycznie obserwowanego faktu
- ale na bardziej skomplikowanych zakresach mogą już być liczne oraz
deformująco wpływające na ostateczny kształt ewolucji uwarunkowania.
To mogą być mniej lub bardziej rozbudowane w sobie strumienie czegoś
- a w efekcie różnorodnie ukształtowane ciała.
Jadnak, podkreślam, logicznie przebiega to z każdego kierunku, więc
21
równomiernie.
10.
Czyli wlot takiego kanału-planety, czy innego konkretu - to warstwa
brzegowa dla niego, co by za tę warstwę nie uznać; ostatecznie to i
tak przecież zbiega się w tle jednostek logicznych, i to zbiega w
stan płaszczyzny. - Logicznie płaszczyzny, Fizycznie sfery.
Czyli punkt "wlotowy" do tego kanału znajduje się wszędzie, to cała
powierzchnia sfery wyróżnionej w środowisku.
Ale jak wlot - to i wylot.
Skoro to kanał, który się "wywinął" do powierzchni sfery, to i jego
wylot musi być również wszędzie, musi być powierzchnią tej sfery.
Planeta czy atom, to nie ma znaczenia, wlot-wylot tego logicznego w
płaskim tle zaistniałego kanału - to realnie znajduje się wszędzie,
to całość powierzchni sfery.
Rozciągnięty w czasie-i-przestrzeni kanał-przepust, przez który kwant
za kwantem przepływa, i to w obu kierunkach jednocześnie - taki kanał
w ujęciu ośmiowymiarowym jest pełną sferą. I zawsze tylko tak.
11.
Na jednym poziomie docierają z zewnątrz do takiego kanału-jednostki
elementy fizyczne, na przykład atomy z dowolnego kierunku, na innym
promieniowanie, a na jeszcze innym wielkie zbrylenia czegoś. Ale na
tej samej zasadzie z tego kanału-jednostki, również w dowolnym już
logicznie kierunku, choć zapewne fizycznie w sposób "strumieniowany"
- tu również wszechkierunkowo wypływają w środowisko składniki, co
to wcześniej znajdowały się w ramach wyróżnienia.
I tak opisywany wpływ-wypływ dzieje się ciągle i zawsze - ponieważ
to ten przepływ jest tym wyróżnionym faktem.
Nie ma faktu w świecie, który nie byłby kanałem-sferą - i który nie
byłby przepływem w trakcie zmiany.
To zawsze i tylko przemieszczanie się, pod naciskiem brzegu i tła,
elementów z jednego punktu do drugiego.
I lokalnie, i przypadkiem (bo ubocznie) coś się z tego wychyli oraz
rozejrzy ponad poziomem.
12.
I to ma znaczenie w tej całości.
22
Kwantologia stosowana - kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 12.4 - Zasada analogii.
- Mam do ciebie prośbę. Wielokrotnie w naszych rozmowach stosowałeś
porównania, analogie, złożone obrazy - a wszystko po to, żeby oddać
sens tego, co chciałeś pokazać. To dla mnie zrozumiałe, mogę nawet
przyznać, że konieczne, ponieważ różnych spraw inaczej nie uda się
zrozumieć; przyjmuję takie podejście, sprawdzało się. Ale mam teraz
pytanie, dlaczego opierasz się na tym tak często i dlaczego uważasz,
że wynik takiego działania musi być poprawny? Przecież analizujesz
dalekie zakresy rzeczywistości, tak odległe od rejestrowych wokół, że
wydają się wręcz obce - czy można je opisywać w taki sposób?
- Żeby odpowiedzieć na twoje pytanie, a zarazem przekonać do myśli,
że można (a nawet trzeba) korzystać z analogii w poznawaniu, że jest
to potężne narzędzie działania, które w sposób szczególny sprawdza
się w zakresach skrajnych wobec naszej lokalizacji - żeby odpowiednio
wysoko umieścić "zasadę analogii" w logicznym analizowaniu zmiany i
jej rytmu - żeby to przeprowadzić, po pierwsze, muszę odwołać się do
znanej ci wiedzy (i to jako oczywistość), że postrzeganie otoczenia
przez obserwatora przebiega zawsze jako złożenie jednostek, a więc
chwilowych stanów świata...
A po drugie, że doznanie zawsze jest punktowe - że zmiana przebiega
jako "płaski" i zapełniony stan chwilowy, który jeżeli nawet i jest
realnie sferą (a jest) - to w takim ujęciu spełnia rolę płaskiego,
więc jednowymiarowego. I jest jednostką poznania - to "kadr" filmu.
Czyli coś realnie nawet bardzo złożonego (złożonego w logicznej, tu
myślowej konstrukcji, którą sobie tworzysz krok po kroku, żeby proces
postrzegany zobrazować i zrozumieć) - to jednocześnie spełnia w innym
odniesieniu rolę płaszczyzny. Albo "ściany", jednorodnego tła-brzegu
twojego postrzegania, do którego możesz dojść poznaniem, na przykład
fizycznym eksperymentem. To zrozumiałe.
- Mniej więcej.
- Nie krzyw się, to oczywistość. Na najniższym poziomie zmiany, co
by o tym brzegu nie mówić, jest punkt w przemieszczaniu się - i nic
więcej. Coś pędzi w próżni, zapętli się z podobnym - z wieloma tak
sobie podobnymi - i jest "płaszczyzna" w twoim doznaniu. Że posiada
to w głębszym sensie postać wielowymiarowej sfery, którą współtworzy
przenikanie przez nią innych wielowymiarowych sfer - że dlatego w
dostępnym tobie poziomie są zawsze skomplikowane elementy, bowiem
nic innego nie postrzeżesz - i że jest to "cegiełką" poznawania dla
ciebie - to wszystko prawda, tak jest...
Ale obecnie chodzi mi o to, że na tym już absolutnie niskim poziomie
zmiany, w zakresie skrajnym i brzegowym, gdzie są tylko i wyłącznie
logicznie pojęte jednostki czegoś - że tam lokuje się ta elementarna
"cegiełka". Zawsze pozostająca w ruchu, co trzeba dodać. Nic jej w
pustce nie hamuje, więc jest w ruchu.
- Możesz prościej?
- Chwilowo się nie da, cierpliwości. - Ale przyznaję, że padło dużo
słów, a treść nadal skryta... Otóż chcę przez ten fakt jednostkowy
i w ruchu poprzez próżnię wprowadzić ustalenie - też oczywiste dla
23
ciebie, że proces jest na tym podstawowym poziomie pokawałkowany, że
przebiega jednostkami i "porcjami". - A mówiąc inaczej i odwołując
się do twojego nazewnictwa, że jest skwantowany.
- Fakt, jest.
- Ale jest, zauważ, taki w każdym przypadku i zawsze... Jeżeli tam,
"na samym dole", umieścisz jednostkę w ruchu - jeżeli uznasz to za
element i cegiełkę zmiany - i jeżeli tę logiczną konstrukcję oprzesz
o fakt najmniejszy z najmniejszych (ale zawsze fizyczny) - to, weź
to pod uwagę, na każdym innym (dowolnym) postrzeganym osobiście czy
przyrządowo, czy logicznie i abstrakcyjnie poziomie - zawsze masz w
analizie (badaniu czy obserwacji) jakąś jednostkę, "jedynkę" zmiany
tworzącej ten poziom.
Wychodząc z jednostki tworzącej, jednostki ustalonej i wprowadzonej
do zmiany logicznie, żadnym sposobem nie uzyskasz ciągłości - stanu
niepodzielnego.
Owszem, możesz ustalić jednorodność zbioru takich jednostek, jednak
nie ciągłość. Dojrzysz jednorodność płaszczyzny (fizycznie tła), ale
nie nieskończoną ciągłość. - Choć, co wymaga wyraźnego podkreślenia,
pozornie tak ci się to może (w mało precyzyjnym oraz powierzchownym
oglądzie) zaprezentować. Czyli tak postrzegany zbiór, mimo że spełnia
rolę bezkresu, mimo że jest jednorodnym - faktycznie (realnie) jest
skwantowany; jest zbudowany z jedynek czegoś.
Tylko że dla ciebie, zauważ, liczy się tylko jeden fakt: niemożność
rozróżnienia, podziału tej płaszczyzny na elementy (punkty). Ustalasz
w logicznym działaniu, że nie ma podziału nieskończonego, jednak za
wzorami lub w pomiarze (w eksperymencie) definiujesz to jako zakres
nieskończony. Więc płaszczyznę. Bo jak jedynkę od jedynki odróżnić
w jednorodności - nie można, przyznasz.
- Owszem, nie można.
- Możesz nawet twierdzić, że w twoim postrzeganiu jest płaszczyzna
i ściana - i tak będzie. Ponieważ to jednorodne tło dla ciebie jest
taką barierą w prowadzonym fizycznie, a więc realnym postrzeganiu;
dla ciebie tło jest rzeczywiście fizyczną ścianą... Tylko że, nawet
ustalając taki "ścienny" fakt (np. początku wszech-świata), w żadnym
przypadku nie możesz twierdzić, że nie ma jednostek tworzących "na
dnie". Dlaczego? Ponieważ wprowadzenie podziału nieskończonego, a
więc bez jednostki, prowadzi do logicznego absurdu (skoro tu, obok,
są odrębne fakty, to skąd-jak się wzięły?), to po pierwsze. - A po
drugie, co chyba przesądza, ciągłość wyklucza samo działanie (jak nie
ma jednostek, to i analizującego nie ma, bo na jakiej zasadzie "coś
takiego" miałby istnieć?).
Czyli nie ma podziału do nieskończoności, musi być brzeg dzielenia
i najmniejsze. Tło jest w oglądzie od wewnątrz jednorodne i ciągłe,
ale dlatego takie, że to brzeg poznania. To, że jednak składa się z
jednostek - to wiedza, którą wnosi pogłębiona analiza świata.
A co więcej, każde tło (za takie uznane) składa się z "cegiełek". I
to jest fundament analogii - zasada, że zawsze jest jednostka budująca
dany poziom, to jest podstawa do działań.
- Jednak z tego wynika, że brzegu poznać nie można, z wnętrza, kiedy
znajduję się w zmianie, tła i jego elementu ustalić nie można. Więc
jak ustalić brzeg?
- Czy mam kolejny raz uzasadniać, dlaczego fizyk nie sięgnie strefy
granicznej, znów mam uzasadniać potrzebę wprowadzenia progu, to już
24
było mówione wielokrotnie - tego obszaru nie zbadasz, ponieważ tworzy
twoje poznanie. Koniec, kropka. Brzeg, tło (a w innym nazwaniu także
"pole energii") - to strefa do wypracowania logicznego, eksperyment
tu nie dociera. Na bazie doznań, czyli zmysłów czy fizyki, można (i
trzeba) taki dopełniający oraz warunkujący postrzegane tutaj zmiany
obszar wprowadzić - ale zbadać tego nie można. Po prostu nie można.
Brzegu absolutnego poznać nie można, ale musisz takie "otoczenie" w
poznanie wprowadzić, i to dla każdego procesu, dla każdego poziomu
- ponieważ inaczej postrzeganego nie wytłumaczysz. W końcu każdy tu
rejestrowany fakt, niezależnie od jego skomplikowania, posiada swój
jednostkowy element tworzący - wszystko ma "cegiełkę", która stanowi
kwant logiczny takiego zdarzenia.
Fizycznie brzegu nie sięgniesz, to poza rejestracją - ale logicznie
nic nie stoi na przeszkodzie, o ile wykażesz się cierpliwością oraz
odpowiednim podejściem (nie odrzucisz tego, "bo jest poza"), żeby i
skryte rozpracować.
- A dlaczego tego nie widać?
- Fizycznie nie widać, ale logicznie tak... Ale sprawa jest znacznie
ważniejsza i fundamentalna, zahacza o to, co możesz widzieć i jak.
Obserwator zmienia się w/na swoim najgłębszym poziomie w zgodzie do
całości świata - i w tym samym rytmie. Przecież w nim powstał, w nim
przekształca się w każdym "tyknięciu". Inaczej szybko będzie z tej
zmiany wyeliminowany.
Ale, weź to pod uwagę, zmiany punktowej nie można zobaczyć, można w
każdym przemieszczeniu się jednostek doznać, to jest przecież zawsze
nowe ułożenie na/w płaszczyźnie, które się doznaje - jednak nie można
tego zobaczyć, poznać, pomierzyć. Dlatego nie można, bo na poziomie
jednostek nie ma skali porównawczej. Kiedy wszystko do wszystkiego
jest podobne (identyczne), to nie ma porównania.
Można równać inny punkt rozłożenia lub wewnętrzne ułożenie elementów
w skomplikowanej jednostce, można wyróżnić inne zagęszczenie jedynek
w tle (albo wobec tego tła) - ale nie można niczego w jednorodności
wykazać. Nawet i tego, że ono jest (bo jak?). Kiedy nie ma zakresu,
punktu, skali odniesienia - to nie ma porównania; każde ustalenie w
tym "stanie" jest niemożliwe. Maksymalnie pustka (nic) jest takim,
faktycznie już absolutnym dopełnieniem do "coś", to drugi, skrajny
punkt odniesienia - ale także "dostępny" tylko logicznie. Natomiast
sama jednostka, choćby i nieskończona, nie ma żadnego odniesienia -
czyli tworzy "ścianę". W jednym przypadku logiczną ścianę pojęć nie
do pokonania - w drugim ścianę fizyczną, której żadne mierzenie nie
uchwyci ani nie przebije.
- I obserwator...
- I obserwator właśnie znajduje się w takim położeniu. Postrzega z
wnętrza, więc ma w maksymalnym brzegu zmiany jednolite tło... I nie
ma już znaczenia, jaką zmianę analizuje, zawsze badanie kończy na/w
strefie tła, co by nim nie było. Maksymalnie chodzi o tło w postaci
kwantów logicznych kosmicznego bezkresu - oraz pustki. A w fizycznym
zakresie o tło w ramach wyróżnionego poziomu.
Jeżeli na przykład masz w obróbce "elektron", to tłem będzie jakieś
"pole-tło", które w twoim opisie musi się pojawić, żeby wytłumaczyć
notowane w eksperymencie zjawiska-fakty. A to pole, a raczej tło po
prostu, jest w oglądzie od środka jednorodne i jednolite. Może mieć
własności (co by w analizowaniu wszystko się zgadzało), jednak jest
25
to tło-brzeg. I płaszczyzna tym samym. Fizycznie to oczywiście się
zatrzaskuje w sferę - i zawsze w sferę - jednak logicznie ten zakres
jest płaski. A co więcej, nieskończony - w takiej obserwacji tło i
brzeg nie ma kresu. Przecież wówczas w zliczanie wchodzi wszystko -
zwłaszcza jeżeli postrzega się "świat" jako jeden i jedyny.
- Czyli zawsze widać chwilę?
- Nie widać, podkreślam - ale się jej doznaje. Już kiedyś temat był
przerabiany... I o to właśnie chodzi: jest punkt doznania. Jednak o
tym, że jest ten punkt, że jest obserwator, że jest świat, w którym
ta obserwacja biegnie - to jest późny i bardzo późny osobniczo i w
zbiorze moment istnienia. To złożenie "cegiełek" w takie ustalenie.
- Nie rozumiem.
- Chodzi o to, że obserwator (byt postrzegający) nie tylko doznaje
tego punktowego i zawsze tylko punktowego stanu świata, ale że ma w
sobie "archiwum" - że notuje (zapamiętuje) zaistniałe fakty. One w
nim się odciskają, zapisują indywidualnym kodem - są obecne stanem
fizycznym, który można wykorzystać w przyszłości. Zawsze jest fakt
i chwila w zmianie, jednak w obserwatorze te chwile się kumulują w
abstrakcję - w "obraz" zmiany w jej kolejnych warstwach płaszczyzny.
I w efekcie osobnik ma w archiwum coś, co napotkawszy podobny kod
płynący ze świata, może zostać zauważone, to po pierwsze. A dalej,
i po drugie, porównane do tej zgromadzonej zawartości.
A jak jest porównanie, zauważ, to jest tym samym wiedza, już wiedza,
że to istnieje. - Samoistny (i "suchy") fakt w postaci ciągu danych,
które docierają ze świata, to mało, to nie oznacza poznania - zapis
na płycie (książce, dowolnym nośniku) nie oznacza wiedzy, jest jej
elementem, ale to nie wiedza. Żeby zrozumieć, żeby było poznanie i
wiedza o fakcie, musi być skala porównawcza - czyli obserwator, byt
analizujący. Czyli to zebrane wcześniej archiwum do działań. Nie ma
poznania jako biernego odbioru faktów - to zawsze dynamiczny, ale i
twórczy, aktywny proces. I to idący z dwu kierunków: ze świata, ale
i z wnętrza osobnika.
Kiedy strony procesu w chwili "teraz" obserwatora (bytu poznającego)
dopełnią się i zgodzą do siebie (w jakimś stopniu zgodzą, im więcej,
tym "trafność" rozpoznania większa) - to akt poznania się dokona. W
tym momencie strony procesu się dopełniły i podwoiły, więc element
postrzegany może zostać ujęty w schemat i zdefiniowany.
- Dlaczego?
- Dociera do ciebie strumień energii i kolejne stany chwilowe, owe
płaszczyzny punkowe - i co? Rozpoznasz je jakoś, pomierzysz? Nawet
jeżeli są to bardzo rozbudowane fakty, ich nie poznasz - o ile nie
masz w sobie stanu do porównania, to ich nie poznasz. Jak nie możesz
w tle przeprowadzić porównania, ponieważ jest jednorodne - tak samo
nie masz niczego do porównywania w ciągu nadchodzących z otoczenia
chwilowych stanów. One, owszem, różnią się rozkładem w tej "płaskiej
chwili", to odmienne stany zagęszczenia w kolejnych i następujących
po sobie tyknięciach, dlatego doznajesz zmienności zjawisk, czujesz,
dosłownie czujesz te zmienne stany - tylko że ich w żaden sposób nie
poznajesz, nie mierzysz, nie wiesz, że są. Przecież w tym strumieniu
nie ma punktu odniesienia, to jest tylko (i wyłącznie, i zawsze) ciąg
energetycznych faktów-punktów.
- Ale jest umysł...
- Jest, zgoda - ale od pewnego poziomu. To po pierwsze. A po drugie
26
i ważne, musi w nim być zgromadzony zbiór danych, czyli wzmiankowane
powyżej "archiwum". Doznajesz, gromadzisz - i dopiero przeprowadzasz
operacje, które nazywasz rozumowaniem.
To te dane są, wobec napływającego strumienia (i jego kodu), stanem
porównawczym do jego sposobu ułożenia - to archiwum z danymi jest tu
dopełnieniem i skalą porównawczą, po prostu umożliwia takie (w sobie
bliskiej skali) dokonanie porównawcze. A jak porównam, to już wiem,
że jest takie i takie, że ten ciąg energetyczny to tu i tu. Wiem, bo
mam w sobie dopełnienie, zsumowany do jednostki (i pojęcia) podobny
ciąg zmiany.
A to dalej oznacza, zauważ to i doceń - że mogę wówczas rejestrować
tylko fragment tego procesu, tylko część z całości porównywać, ale
jeżeli stwierdzę, że ten a ten fragment obserwowanego jest zgodny do
kiedyś tam widzianego (na przykład bliskiej twarzy) - to mogę nawet
dalszej zmiany już w obraz aktualny nie budować, ponieważ on złoży
się automatycznie w taką "twarzyczkę".
Jest po jednej stronie zmiany i w jednej linii kodu (np. d-n-a) coś
- i jest po drugiej stronie, symetrycznie do linii pierwszej, taki
sam kod rozłożenia elementów. Sam powiedz, czy jest jakaś trudność
w porównaniu? Czy trudno posiadanym już w zasobach (i pełnym w jego
przebiegu) "obrazem" uzupełnić brakujące zakresy w zmianie, która z
otoczenia właśnie napływa? - Nowość dociera, czasami w sposób rwany
i zakłócony, to jest proces dynamiczny i tworzący się - ale ty masz
już podobny w zasobie - czy nie prościej skorzystać z tego, aniżeli
czekać do końca? Przyznasz, że zdecydowanie prościej. Szybciej, to
przede wszystkim, a niekiedy czas to sprawa być albo nie być - a po
drugie, takie dobudowywanie i uzupełnianie pozwala skrócić operacje
na abstrakcjach i tak uwolnione zasoby (wszak skromne w chwili teraz)
przeznaczyć na inne działania. Przyznasz, że takie uzupełnianie ma
sens, i to głęboki - a do tego biegnie nieomal mechanicznie. Że to
niekiedy wprowadza w błąd, tworzy "szumy" (omamy, złudzenia, itp.)
ponieważ w rejestrowanym fragmencie dalsze może być tylko podobne,
może być zmienione nowymi okolicznościami (np. starzeniem się) lub
całkiem inne, więc ostateczny wynik działania okaże się błędny? Cóż,
to koszt tej procedury. Ale że innej nie ma...
- Pozostają korekty.
- Tak, ciągłe i zawsze kontrolowanie, co się rejestruje oraz z czym
porównuje. Zasada ograniczonego zaufania to stała kosmologiczna, to
pewnik.
- I analogia.
- A, tak, analogia. Widzisz, jak to jest - zapędzisz się, człowieku,
w jeden rejon, to już dalej idzie samoistnie, jedno skojarzenie z
kolejnym się zazębia... Tylko że to nie było bez sens, sprawa w tych
jednostkach postrzegania. - Czyli że obserwator zawsze i wszędzie w
otoczeniu wyróżni jednostkę elementarną dla postrzeganego poziomu.
I że jest to pochodną logicznie pojętego jednorodnego tła (kwantów
logicznych) - tam, na samym dole, jest jednostka - ale skutkuje to
tym, że rejestruję skwantowany (porcjowany) tok zmian. A także, że
zawsze jest jednostka tworząca wyróżniony zakres zjawisk.
- Chcesz przez to powiedzieć, że zawsze jest tło procesu?
- Mój drogi, przecież to już kilka razy padło, to niejasne? Zauważ,
że kiedy badasz, i potraktuj to rzeczywiście jako przykład, tu chodzi
o zasadę, a nie o detal - kiedy analizujesz najbliższy nam (i sobie)
27
świat, czyli zbiór w formule "społeczeństwo", to w takich ramach i w
tym świecie pozostając, jako "fizyk społeczny", nie masz do zbadania
tła, cegiełek tworzących ten poziom żadnym sposobem nie poznasz. Nie
przeprowadzisz tego, ponieważ ten zakres, i to dosłownie, lokuje się
dla ciebie w strefie ciemnej, skrytej - rozkłada się statystycznie w
każdej "płaskiej" i pozyskanej do analizy chwili zmiany. Dla ciebie,
więc zawartego w zakresie zmiany i nadprogowo, ten zakres nawet nie
istnieje w łącznej postaci, jego takiego nie ma - bowiem on dopiero
się tworzy, buduje z jednostek.
Czyli, żeby ten zakres (tło) opisać, nie masz innego sposobu, jak to
potraktować zgrubnie i jako stan "mechaniki elementów", nigdy jako
pewność, nigdy jako fakt skończony, zawsze w trakcie budowania się.
I tylko tak. Dla ciebie to zawsze stan niepewny i potencjalny, który
dopiero aktem badania możesz sprawdzić. Do momentu, zanim jednostka
nie pojawi się w zakresie "fizyki społeczeństwa", zawsze pozostaje
domysłem i niepewnością. Bo ona, powtarzam, nie istnieje, ona staje
się, kwant po kwancie, warstwa po warstwie buduje... Czy czegoś to
ci nie przypomina? Może masz skojarzenia, porównujesz do zebranych
w sobie danych o świecie i jego regułach?
- Owszem.
- Coś cicho się wysławiasz.
- Bo dalej mam wątpliwości.
- Nie powinno być żadnych wątpliwości. Od wewnątrz procesu - będąc
jego uczestnikiem - nie masz szans poznać stanu poza. Owszem, to w
tobie zmiana składa się w abstrakcję, nawet sam siebie postrzegasz
w taki sposób, właśnie z zewnątrz.
Zwróć uwagę, że rejestrując swoje stany, widzisz je "po fakcie", one
przecież już się dokonały - sygnał o tym dociera na poziom "wiedzy"
daleko po przyczynie i jest zawsze tym samym zewnętrzny (spóźniony i
zewnętrzny). Proces dokonuje się w tobie, czyli w wyróżnionym w tle
bycie, mozolnie składasz dziejącą się zmianę w pojęcie - a kiedy ma
wielkość operacyjną, kiedy jest już rozbudowana (zabudowana), możesz
to poznać, zrozumieć. Ten stan ma dla ciebie "treść". Ale elementów
tego procesu, choć to w tobie dziejąca się zmiana, nie sięgniesz w
poznaniu - nigdy skrajnej wartości zjawiska, czyli jego brzegu-tła,
nie uchwycisz.
Doznaniem tak, przecież etap "prenatalny" (i adekwatne) zaliczyłeś.
Po prostu etap brzegu świata masz w sobie jako cegiełkę tworzenia -
tak samo i brzeg końca czeka cię z całą pewnością. Jak każdego oraz
wszystko. Tylko że, powtórzę, tego stanu żadnym sposobem w pomiar nie
wprowadzisz: bo na brzegu nie ma pomiaru. Nie ma czego z czym równać
lub nie ma możliwości porównań.
- I to ma być ta analogia? Społeczeństwo i człowiek, plus zmiany w
tym obszarze - to jako punkt odniesienia?
- Tak, jedna z wielu możliwych. Ale dlatego ją tak często stosuję w
argumentacji, że nam najbliższa, tutejsza - i rozpoznana na wszelkie
sposoby... A przecież, zauważ, identyczna, po szczegół identyczna z
tą, którą z takim mozołem stwierdzasz tam "na dnie". Wystarczy tylko
się rozejrzeć i przeanalizować zaobserwowane, a tak straszne podobno
dziwy podprogowości wyłonią ci się po wszystkim i zawsze.
I one, weź to pod uwagę, w historii - dla tamtych obserwatorów - z
tego podprogowego zakresu w różny sposób się wyłaniały. I tak samo
w bajkach straszyły, a czasem zupełnie realnie straszyły, kiedy coś
28
się dziwnego działo w otoczeniu. Przecież kiedy rozum śpi...
- I twoim zdaniem analogia jest dobra na wszystko?
- Wyczuwam kpinę, niesłusznie. To rzeczywiście potężne narzędzie w
analizie otoczenia. Jeżeli wszystko jest budowane z jednostek, a to
fakt, jeżeli jest jedna reguła zmiany, a to fakt...
- Czekaj, wolnego...
- Jeżeli jest jedna reguła zmiany - co jest, mój drogi, faktem - to w
działaniu na jednostkach, niezależnie jakie to będą jednostki, co w
swojej analogii będziesz opisywał, to i tak pozyskany obraz musi być
poprawny. Można to później sobie podzielić, rozbić jak "atom" - ale
w chwili operowania analogią i jej elementem, musisz wypracować fakt
i jego właściwości. Bo zasada zmiany jest jedna i jednaka.
- Protest. Za wcześnie na stwierdzenie, że jest jedna zasada.
- Ależ skąd. Po pierwsze, sam jako fizyk dążysz do takiego jednego
wzoru na wszystko, możliwie najprostszego, prawda? Po drugie, co tu
znaczenie ważniejsze jako argument, gdyby była inna reguła tworząca
świat w tym zakątku i inna gdzieś tam - to zajdzie oczywista i na
poziomie uzgadniania sprzeczność: jak to może istnieć? Bo przecież
tutejsze wobec nadrzędnego, czyli Kosmosu, nie może być sprzeczne -
nie zaistnieje. A jeżeli ten kawałek podłogi nie może być odmienny
od całości w regule tworzącej - to każdy. Bo niby dlaczego ten się
by tak akuratnie miał wyróżnić? Może oczywiście być maksymalnie do
tej reguły zgodny, może najlepiej w sobie realizować zasadę - ale ta
zasada nie może być sprzeczna z całością: bo świata by tutaj żadnym
sposobem nie było. I naszej dyskusji by nie było.
- Tu zgoda, ale wewnętrznie we wszechświecie...
- Wewnątrz, na każdym poziomie, jest dokładnie to samo. - Jak coś z
otoczeniem nie współgra, to wypada, to zostaje odsiane w przebiegu
zmiany. Tu nie ma niczego, co nie podlega regule - ma ją w sobie i w
elemencie tworzącym; żaden szczegół nie może być odmienny, ponieważ
odmienność jest zagrożeniem.
Dlatego analogia, odniesienie stanu badanego do już rozpoznanego, ma
głęboki sens i musi być wykorzystywane na zasadzie koniecznej. Nie
jest to uproszczenie, nie chodzi również o popularyzację wiedzy dla
osobników tej wiedzy złaknionych, to nie atrakcyjna "wizualizacja"
skomplikowanych zagadnień - to niezbędny element procesu zrozumienia.
I to dla wszystkich, łącznie z samym poznającym. W końcu musi sobie
jakoś te znaczki (symbole, abstrakcje) przetłumaczyć na zrozumiałe,
a po prawdzie bliskie obrazy.
- Ale są inne i bardzo skuteczne metody poznawania.
- Prawda, nie zaprzeczam, ale ostatecznie muszą i tak skonfrontować
się z realnie postrzeganym. Jeżeli dobrze odczytuję twoje słowa, to
masz na myśli fizykę i matematykę? ...
- Głównie matematykę.
- Doceniam - ale nie przeceniam. To bardzo skuteczne działanie, ma
wspaniałe osiągnięcia, ale brak w tym sposobie opisywania zmiany w
trakcie jej zachodzenia dwu elementów istotnych w analizie. Jeden
to sama zmiana oraz przerwy w niej, a drugi to emocje. Oba ze sobą
ściśle związane.
- Opis matematyczny bez zmiany?
- Tak. Nie w tym rozumieniu, że zmiana nie jest objętą opisem - bo
jest integralnie w nim zawarta - ale w takim, że ta zmiana nie jest
świadomie ujęta. A mówiąc dokładnie, że brakuje w opisie przebiegu
29
przerwy, pustki. Przecież w każdej skawantowanej zmianie elementem
równie niezbędnym, co stan "coś", jest pustka; w pełni pojęta zmiana
to ruch czegoś w niczym.
- I co z tego?
- Obraz matematyczny oddaje rzeczywistość, ale dopiero wówczas, kiedy
to przetłumaczyć na fizyczne zjawiska - czyli z przerwą. Oczywiście
to wielka zaleta tej metody, pomocne uproszczenie w analizie (więc
pozbycie się, pomijanie zaburzającego obraz nadmiaru) - to pozwala w
jednym wzorze zawrzeć ogrom zjawisk cząstkowych. Tylko że to dalej
wprowadza jedność tam, gdzie te "zawirowania" (przerwy, przedziały
nieciągłości) występują jako istotny składnik procesu - istotny tak
samo, jak wyraźnie widoczne "coś". Kiedy można z opisu zmiany usunąć
przerwę, kiedy można operować symbolem z wielkimi odniesieniami do
świata - to coś wspaniałego, przede wszystkim ekonomicznego. Zamiast
morza znaków, jeden. To wspaniałe - a zarazem przez to ułomne.
- Jeżeli się sprawdza, to dlaczego ułomne?
- Jest takie powiedzenie, kiedyś się z nim zetknąłem, że matematyk
jest tym lepszy w operowaniu symbolami - im sprawniej pozbywa się w
swoim działaniu emocji. Czyli, w odniesieniu do omawianego, znika z
jego abstrakcyjnego toku pracy nadmiar w formie życia - że ma tylko
do dyspozycji wieczne symbole. I to jest błąd.
Nie w tym rozumieniu, że się nie sprawdza w działaniu, bo sprawdza
się - ale w takim, że "wzór" i tak musi zostać ostatecznie ubrany w
owe wcześniej wyrzucone (i pogardzane) "emocje". Żeby matematyczna
abstrakcja stała się "strawna", żeby osobnik mógł się zorientować w
zawartości wzoru, musi odnieść to do zakresu i znaków sobie bliskich
- inaczej ich nie zrozumie. Osobnik dekodujący wzór musi wprowadzić
w tym działaniu ponownie pustkę, musi skwantować jednolity "obraz"
zmiany i w jej "wzorowy" opis wtłoczyć nieciągłości - a wszystko po
to, żeby odnieść tak pozyskany wynik do swojego zbioru danych, więc
do "archiwum" w głowie. Odnieść do tych emocji. Żeby "poczuć" wzór,
musi go odnieść do rzeczywistych doznań - bez tego nie ma poznania,
tak po prostu nie ma.
To, że wzór obejmuje wielkie zakresy, że zawiera w sobie maksymalne
nawet obszary (oraz je definiuje) - to nie ma żadnego znaczenia dla
kogoś, kto tego nie poczuje. Na końcu w matematykę musi wprowadzona
zostać przerwa i emocje - ponieważ bez tego w działaniu nie ma nic
ponad tło, jednolite tło. Czyli niezrozumiałe z zasady.
- A analogia to zapewnia? Eee...
- Zapewnia, kolego, zapewnia. I to zawsze... Matematyk, tu zgoda, i
to pełna, na zabieg usunięcia (renormalizacji w postaci usunięcia),
pominięcia w działaniu zmiany oraz przerwy-pustki - on sobie na to
może pozwolić. I więcej, to wręcz konieczność - bez wyrzucenia czy
nieuwzględnienia takich składowych zmiany, operowanie symbolem nie
jest możliwe; balast w postaci pustki i braku elementów działanie
uniemożliwi. Zmiana i tak jest w opisie, przerwy są, więc rezultat
musi być poprawny, koniec. - Tylko że później trzeba to odnieść do
otoczenia, i jest problem.
Taki problem, że trzeba ustalić, co wzór opisuje - co też się kryje
za wykresem funkcji oraz jakie etapy przejściowe wyznaczają badany
proces. I jest zmieszanie, splątanie, czy jak to tam nazywasz... Byt
matematyczny podziałał na abstrakcjach, jest wzór, także abstrakcja
- dzieje się to identycznie jak budowanie abstrakcji w umyśle, więc
30
skrycie dla operującego pojęciami - jednak wynik staje się przez to
problemem. Jest absolutnie poprawny, sprawdza się, ale okazuje się
nieczytelny. I trzeba szukać odniesienia, szukać sensu tego wzoru.
Czyli, zauważ, trzeba ponownie (i z mozołem) wprowadzać w ustalenie
stadia pośrednie, przerwy, wprowadzać kwant i cegiełki tworzące - a
wszystko po to, żeby abstrakcje odnieść do zachodzącej zmiany. Robi
się to po to, żeby wzajemnie dopasować i żeby odnieść - żeby świat
zrozumieć. Zrozumieć, co jest co.
Chwytasz? Działanie matematyka biegło szybko oraz sięgało skrajnych
i pełnych wartości, jest jak najbardziej w swoim zakresie poprawne,
słuszne i pomocne. Jednak - podobnie, jak to się dzieje u dowolnego
"abstrakcjonisty" - nie wiadomo, co konkretnie oznacza, do czego się
odnosi. I jest, powtarzam, kłopot.
- A analogia to jasność po horyzont?
- Nie śmiej się. Może i takie ujęcie wymaga zastanowienia, może ma
ograniczenia, które nakazują ostrożność, jednak przecież są różne
analogie - są mniej i bardziej rozpoznane tereny świata, więc można
wykorzystać ich więcej, dowolną liczbę; działać tak długo, aż obraz
zgodzi się z tym, co rejestruję. Jeżeli gdzieś jest obszar jeszcze
skryty w mrokach niewiedzy - to można poszukać w swojskiej okolicy
podobnego procesu, odnieść je wzajemnie do siebie, i spróbować na
tej podstawie wyznaczyć części wspólne. One przecież muszą być. Bo
oba procesy, znany i rozpoznawany, zawierają się w jednym świecie,
przekształcają się według jednej reguły, zależności świata do nich
i ich do świata są analogiczne - to oczywistość i konieczność, że są
sobie podobne. To może być diametralnie odległe ilością składowych
elementów, to może być dalekie gabarytami - ale musi budować się i
zmieniać się analogicznie. Musi...
Skojarzenie, porównanie, analogia jest tu po to, żeby zakres jeszcze
ciemny rozświetlić już rozpoznanym, żeby w obszar badany wprowadzić
znany sobie kod zmiany - żeby tak długo i w szczegółach dopasowywać
oba przebiegi, aż pojawi się zgodność. I ta zgodność w obu liniach
na pewno się zaprezentuje, właśnie przez fakt jednej reguły. - Nawet
jeżeli nie będzie to całościowe dopełnienie - nawet jeżeli pokryją
się w tej "spirali pojęć" tylko fragmenty kodu, to i tak sukces jest
zapewniony: można je do siebie odnieść, dalej porównać, a na końcu
wyciągnąć wnioski. Bo jak są zgodności, choćby tylko fragmentami, to
dalsze też się odszuka - lub dobuduje. Brak w jednej linii elementu,
weź to pod uwagę, jest w procesie splatania i rozplatania się kodu
dopełniany z drugiej linii - i dlatego łączny, wypadkowy konstrukt w
ewolucji może doskonale funkcjonować. Gorzej, znacznie gorzej, gdy
w obu liniach czegoś brak lub jest to zdeformowane - wówczas wynik
budowania się nowości jest skazany na porażkę; skrajnie nawet jest
usuwany z istnienia.
Tak, dalsze, nawet aktualnie jeszcze nieobecne, nawet skryte odcinki
zmiany można dobudować (stworzyć). Przecież to jeden świat i jedna
reguła - i tak dalej. Wynik jest pewny.
I na pewno warto to przeprowadzić. Przecież już doskonale widać, że
obecna metoda, choć tak wspaniała (wzorowo uporządkowana), posiada
ograniczenia. Oraz, co ważne, że te ograniczenia są w tej metodzie,
a nie w świecie...
A po kolejne, analogia zawiera wcześniej wspomniane przerwy - i co
w tym działaniu ma znaczenie - zawiera je jako coś oczywistego, po
31
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12
Kwantologia stosowana 12

More Related Content

What's hot

Kwantologia 3.1 gdzie oni są.
Kwantologia 3.1   gdzie oni są.Kwantologia 3.1   gdzie oni są.
Kwantologia 3.1 gdzie oni są.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 7.3 kredowe koło pojęć.
Kwantologia 7.3   kredowe koło pojęć.Kwantologia 7.3   kredowe koło pojęć.
Kwantologia 7.3 kredowe koło pojęć.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 4.4 precyzyjne dostrojenie.
Kwantologia 4.4   precyzyjne dostrojenie.Kwantologia 4.4   precyzyjne dostrojenie.
Kwantologia 4.4 precyzyjne dostrojenie.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 9.7 – Ufoludki.
Kwantologia 9.7 – Ufoludki.Kwantologia 9.7 – Ufoludki.
Kwantologia 9.7 – Ufoludki.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 7.8 ziemia, planeta szczególna.
Kwantologia 7.8   ziemia, planeta szczególna.Kwantologia 7.8   ziemia, planeta szczególna.
Kwantologia 7.8 ziemia, planeta szczególna.Łozowski Janusz
 
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).SUPLEMENT
 
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... -  "grawitacja" (mamy cię).Kwantologia ... -  "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).Łozowski Janusz
 
Kwantologia 5.3 jednostka czy zbiór.
Kwantologia 5.3   jednostka czy zbiór.Kwantologia 5.3   jednostka czy zbiór.
Kwantologia 5.3 jednostka czy zbiór.Łozowski Janusz
 
Jednostka czy zbiór.
Jednostka czy zbiór.Jednostka czy zbiór.
Jednostka czy zbiór.kwantologia2
 

What's hot (9)

Kwantologia 3.1 gdzie oni są.
Kwantologia 3.1   gdzie oni są.Kwantologia 3.1   gdzie oni są.
Kwantologia 3.1 gdzie oni są.
 
Kwantologia 7.3 kredowe koło pojęć.
Kwantologia 7.3   kredowe koło pojęć.Kwantologia 7.3   kredowe koło pojęć.
Kwantologia 7.3 kredowe koło pojęć.
 
Kwantologia 4.4 precyzyjne dostrojenie.
Kwantologia 4.4   precyzyjne dostrojenie.Kwantologia 4.4   precyzyjne dostrojenie.
Kwantologia 4.4 precyzyjne dostrojenie.
 
Kwantologia 9.7 – Ufoludki.
Kwantologia 9.7 – Ufoludki.Kwantologia 9.7 – Ufoludki.
Kwantologia 9.7 – Ufoludki.
 
Kwantologia 7.8 ziemia, planeta szczególna.
Kwantologia 7.8   ziemia, planeta szczególna.Kwantologia 7.8   ziemia, planeta szczególna.
Kwantologia 7.8 ziemia, planeta szczególna.
 
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
 
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... -  "grawitacja" (mamy cię).Kwantologia ... -  "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
 
Kwantologia 5.3 jednostka czy zbiór.
Kwantologia 5.3   jednostka czy zbiór.Kwantologia 5.3   jednostka czy zbiór.
Kwantologia 5.3 jednostka czy zbiór.
 
Jednostka czy zbiór.
Jednostka czy zbiór.Jednostka czy zbiór.
Jednostka czy zbiór.
 

Viewers also liked

Nativa - bcorps and big challenges #BCorpSummit16
Nativa -  bcorps and big challenges #BCorpSummit16Nativa -  bcorps and big challenges #BCorpSummit16
Nativa - bcorps and big challenges #BCorpSummit16B Lab Europe
 
curriculum Mapping: the big picture
curriculum Mapping: the big picturecurriculum Mapping: the big picture
curriculum Mapping: the big pictureahmedabbas1121
 
Manuel María: a natureza, as plantas
Manuel María: a natureza, as plantasManuel María: a natureza, as plantas
Manuel María: a natureza, as plantasmonadela
 
Public Sector Reform: Challenges and Prospects in Ghana and Beyond
Public Sector Reform: Challenges and Prospects in Ghana and BeyondPublic Sector Reform: Challenges and Prospects in Ghana and Beyond
Public Sector Reform: Challenges and Prospects in Ghana and BeyondEffectiveStates
 
Cyber Security of Nepal - Press Release
Cyber Security of Nepal - Press ReleaseCyber Security of Nepal - Press Release
Cyber Security of Nepal - Press ReleaseDr. Ramhari Subedi
 
Internal Security Challenges of Nepal and Intregated Efforts
Internal Security Challenges of Nepal and Intregated EffortsInternal Security Challenges of Nepal and Intregated Efforts
Internal Security Challenges of Nepal and Intregated EffortsSudip Pandit
 

Viewers also liked (10)

Writing map
Writing mapWriting map
Writing map
 
Presentación1
Presentación1Presentación1
Presentación1
 
Nativa - bcorps and big challenges #BCorpSummit16
Nativa -  bcorps and big challenges #BCorpSummit16Nativa -  bcorps and big challenges #BCorpSummit16
Nativa - bcorps and big challenges #BCorpSummit16
 
curriculum Mapping: the big picture
curriculum Mapping: the big picturecurriculum Mapping: the big picture
curriculum Mapping: the big picture
 
Manuel María: a natureza, as plantas
Manuel María: a natureza, as plantasManuel María: a natureza, as plantas
Manuel María: a natureza, as plantas
 
Public Sector Reform: Challenges and Prospects in Ghana and Beyond
Public Sector Reform: Challenges and Prospects in Ghana and BeyondPublic Sector Reform: Challenges and Prospects in Ghana and Beyond
Public Sector Reform: Challenges and Prospects in Ghana and Beyond
 
SFI-Sång
SFI-SångSFI-Sång
SFI-Sång
 
Cyber Security of Nepal - Press Release
Cyber Security of Nepal - Press ReleaseCyber Security of Nepal - Press Release
Cyber Security of Nepal - Press Release
 
Internal Security Challenges of Nepal and Intregated Efforts
Internal Security Challenges of Nepal and Intregated EffortsInternal Security Challenges of Nepal and Intregated Efforts
Internal Security Challenges of Nepal and Intregated Efforts
 
Bengaluru Rural District Profile
Bengaluru Rural District ProfileBengaluru Rural District Profile
Bengaluru Rural District Profile
 

Similar to Kwantologia stosowana 12

Kwantologia 7.9 meta-fizyka.
Kwantologia 7.9   meta-fizyka.Kwantologia 7.9   meta-fizyka.
Kwantologia 7.9 meta-fizyka.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 2.6 rzeczywistość, czyli co.
Kwantologia 2.6   rzeczywistość, czyli co.Kwantologia 2.6   rzeczywistość, czyli co.
Kwantologia 2.6 rzeczywistość, czyli co.Łozowski Janusz
 
Wielki wybuch zmodernizowany.
Wielki wybuch zmodernizowany.Wielki wybuch zmodernizowany.
Wielki wybuch zmodernizowany.kwantologia2
 
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.Kwantologia 10.4 – zbrylenia.
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 7.2 dusza-i-ciało.
Kwantologia 7.2   dusza-i-ciało.Kwantologia 7.2   dusza-i-ciało.
Kwantologia 7.2 dusza-i-ciało.Łozowski Janusz
 
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5kwantologia2
 
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5SUPLEMENT
 
Kwantologia 10.6 – wszechświat.
Kwantologia 10.6 – wszechświat.Kwantologia 10.6 – wszechświat.
Kwantologia 10.6 – wszechświat.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 6.1 złudny wszechświat.
Kwantologia 6.1   złudny wszechświat.Kwantologia 6.1   złudny wszechświat.
Kwantologia 6.1 złudny wszechświat.Łozowski Janusz
 
Złudny wszechświat.
Złudny wszechświat.Złudny wszechświat.
Złudny wszechświat.kwantologia2
 
Wielowymiarowa płaszczyzna.
Wielowymiarowa płaszczyzna.Wielowymiarowa płaszczyzna.
Wielowymiarowa płaszczyzna.kwantologia2
 
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.Łozowski Janusz
 
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.SUPLEMENT
 
Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.
Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.
Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.Łozowski Janusz
 

Similar to Kwantologia stosowana 12 (20)

Obserwator.
Obserwator.Obserwator.
Obserwator.
 
Kwantologia 7.9 meta-fizyka.
Kwantologia 7.9   meta-fizyka.Kwantologia 7.9   meta-fizyka.
Kwantologia 7.9 meta-fizyka.
 
Kwantologia 2.6 rzeczywistość, czyli co.
Kwantologia 2.6   rzeczywistość, czyli co.Kwantologia 2.6   rzeczywistość, czyli co.
Kwantologia 2.6 rzeczywistość, czyli co.
 
Wielki wybuch zmodernizowany.
Wielki wybuch zmodernizowany.Wielki wybuch zmodernizowany.
Wielki wybuch zmodernizowany.
 
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.Kwantologia 10.4 – zbrylenia.
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.
 
Zbrylenia.
Zbrylenia.Zbrylenia.
Zbrylenia.
 
Ufoludki.
Ufoludki.Ufoludki.
Ufoludki.
 
Dusza-i-ciało.
Dusza-i-ciało.Dusza-i-ciało.
Dusza-i-ciało.
 
Kwantologia 7.2 dusza-i-ciało.
Kwantologia 7.2   dusza-i-ciało.Kwantologia 7.2   dusza-i-ciało.
Kwantologia 7.2 dusza-i-ciało.
 
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
 
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
 
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
 
Kwantologia 10.6 – wszechświat.
Kwantologia 10.6 – wszechświat.Kwantologia 10.6 – wszechświat.
Kwantologia 10.6 – wszechświat.
 
wszechświat.
wszechświat.wszechświat.
wszechświat.
 
Kwantologia 6.1 złudny wszechświat.
Kwantologia 6.1   złudny wszechświat.Kwantologia 6.1   złudny wszechświat.
Kwantologia 6.1 złudny wszechświat.
 
Złudny wszechświat.
Złudny wszechświat.Złudny wszechświat.
Złudny wszechświat.
 
Wielowymiarowa płaszczyzna.
Wielowymiarowa płaszczyzna.Wielowymiarowa płaszczyzna.
Wielowymiarowa płaszczyzna.
 
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
 
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
 
Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.
Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.
Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.
 

More from Łozowski Janusz

Kwantologia ... 0 czyli 1.
Kwantologia ...   0 czyli 1.Kwantologia ...   0 czyli 1.
Kwantologia ... 0 czyli 1.Łozowski Janusz
 
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).
Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).
Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.7 – pole energii.
Kwantologia 12.7 – pole energii.Kwantologia 12.7 – pole energii.
Kwantologia 12.7 – pole energii.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.
Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.
Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.
Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.
Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.
Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.
Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.4 – zasada analogii.
Kwantologia 12.4 – zasada analogii.Kwantologia 12.4 – zasada analogii.
Kwantologia 12.4 – zasada analogii.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.9 – matematyka.
Kwantologia 11.9 – matematyka.Kwantologia 11.9 – matematyka.
Kwantologia 11.9 – matematyka.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.
Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.
Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.
Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.
Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.
Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.
Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.
Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.
Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.
Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.
Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 10.9 – eter, itp.
Kwantologia 10.9 – eter, itp.Kwantologia 10.9 – eter, itp.
Kwantologia 10.9 – eter, itp.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.1 – x-y-z.
Kwantologia 11.1 – x-y-z.Kwantologia 11.1 – x-y-z.
Kwantologia 11.1 – x-y-z.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 10.7 – ciemna energia.
Kwantologia 10.7 – ciemna energia.Kwantologia 10.7 – ciemna energia.
Kwantologia 10.7 – ciemna energia.Łozowski Janusz
 
Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.
Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.
Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.Łozowski Janusz
 

More from Łozowski Janusz (20)

Kwantologia ... 0 czyli 1.
Kwantologia ...   0 czyli 1.Kwantologia ...   0 czyli 1.
Kwantologia ... 0 czyli 1.
 
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
 
Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).
Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).
Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).
 
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
 
Kwantologia 12.7 – pole energii.
Kwantologia 12.7 – pole energii.Kwantologia 12.7 – pole energii.
Kwantologia 12.7 – pole energii.
 
Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.
Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.
Kwantologia 12.6 – jedność wszędzie.
 
Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.
Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.
Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.
 
Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.
Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.
Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.
 
Kwantologia 12.4 – zasada analogii.
Kwantologia 12.4 – zasada analogii.Kwantologia 12.4 – zasada analogii.
Kwantologia 12.4 – zasada analogii.
 
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.
 
Kwantologia 11.9 – matematyka.
Kwantologia 11.9 – matematyka.Kwantologia 11.9 – matematyka.
Kwantologia 11.9 – matematyka.
 
Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.
Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.
Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.
 
Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.
Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.
Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.
 
Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.
Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.
Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.
 
Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.
Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.
Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.
 
Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.
Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.
Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.
 
Kwantologia 10.9 – eter, itp.
Kwantologia 10.9 – eter, itp.Kwantologia 10.9 – eter, itp.
Kwantologia 10.9 – eter, itp.
 
Kwantologia 11.1 – x-y-z.
Kwantologia 11.1 – x-y-z.Kwantologia 11.1 – x-y-z.
Kwantologia 11.1 – x-y-z.
 
Kwantologia 10.7 – ciemna energia.
Kwantologia 10.7 – ciemna energia.Kwantologia 10.7 – ciemna energia.
Kwantologia 10.7 – ciemna energia.
 
Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.
Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.
Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.
 

Kwantologia stosowana 12

  • 1. JANUSZ ŁOZOWSKI KWANTOLOGIA STOSOWANA 12 opowiastki filozoficzno-fizyczne dla dzieci dużych i małych copyright © 2016 by Janusz Łozowski wszelkie prawa zastrzeżone ISBN 978-83-942582-9-0 ja.lozowski@gmail.com 1
  • 2. Kwantologia stosowana - kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 12.1 - Obserwator. ... halo, halo, tu wasz sprawozdawca. - Dziękuję za przekazanie mi głosu. - I dziękuję za wszelkie wyjaśnienia, które padły w studiu z ust naszych szanownych, a tak uczonych gości. Dlatego nie będę już państwa zanudzał informacjami, dlaczego tu się znaleźliśmy oraz co nasz czeka. Ograniczę się do samej relacji z tego niebywałego dla nasz wszystkich wydarzenia. Można nawet stwierdzić, i to bez żadnej przesady, że wiekopomnego i historycznego wydarzenia... Chciałoby się powiedzieć, że szkoda, że państwo tego nie widzą, że nie mogą być tu razem z nami, celebrować tej chwili i napawać się, i cieszyć się tak niezwykłą okolicznością - ale tak nie powiem. Bo ja tu jestem, ponieważ ja tu jestem w państwa imieniu i dla państwa - jestem właśnie po to, żebyście, drodzy państwo, poznali wszystko i zobaczyli wszystko za moim pośrednictwem. Żeby było tak, jakby ta hala, tak wypełniona do ostatniego miejsca, że ona również państwa gości. - Bo w pewnym sensie tak właśnie jest, wszyscy znajdujemy się w "hali" bez początku oraz końca, a tu i teraz jest kawałek naszej podłogi; i on na mgnienie, ta "hala" przecież rozciąga się od zawsze do wszędzie. I tylko tak... Rozglądam się wokół, wszędzie ruch, emocje, podniecenie. A także i oczekiwanie - oczekiwanie na ten moment. - Jeszcze jacyś ludzie, już chyba nadprogramowi, bowiem zdaje się, że hala zajęta do ostatniego wolnego punktu - oni dochodzą, zajmują swoje miejsca w wyznaczonych rzędach, o czymś żywo dyskutują. Widzę, bo to widać, na rozjaśnionych wewnętrznym napięciem obliczach widzę niby to oczekiwanie, niby to pewność, która tak porusza. Wszędzie, proszę państwa, emocje, one są tu wszędzie. Przelewają się rzędami, falują jednostkami, poruszają. Tak, proszę państwa, w hali, przed halą, wszędzie czuć niebywałe i ogromne emocje, to zarazem zrozumiałe, ale i samo z siebie istotne, niezwykłe, wielkie. I wspaniałe... W powietrzu, w każdym tu zgromadzonym atomie i osobniku, tak, tak, proszę państwa, już czuć to podniecenie, już te atomowe drobiazgi z gdzieś tam głębiny świata się poczynające ogromnie rozedrgane - już wszystkie orbity szczelnie obsadzone - już wolne elektrony uwięzione i snują się po wyznaczonych trajektoriach - już głowy i myśli kierują się w stronę, z której on nadejdzie. Bo przecież za chwilę nadejdzie, nadejdzie z całą pewnością. I ta wielka chwila nastanie... Nie, proszę państwa, to jeszcze nie ta chwila, jeszcze musimy nieco poczekać, jeszcze kilka sekund oczekiwania, a później to się stanie. On się pojawi, to pewne, to gwarantowane - to oczywiste. Jeszcze w drzwiach mijają się osoby z obsługi, jacyś dalsi trenerzy, coś bez znaczenia, dodatek do wszystkiego - ale jego jeszcze nie widać. To za minutę, za kilka się stanie, na pewno się dokona... Czekamy, państwo czekacie, ja czekam, wszyscy zgromadzeni czekają. Cierpliwości. Czekaliśmy tak długo, to cóż to kilka tyknięć zegara wobec tak ważnego, prawda? Cóż to wobec nieskończonej wieczności, co tak mocno wybrzmiało przed moim wejściem na antenę, o czym tak jasno i wspaniale mówili zaproszeni przez redakcję do studia goście. Aż by 2
  • 3. się chciało westchnąć i uradować, że to już, że to za chwilę, że i my będziemy tego świadkami... Środek hali pusty, odgrodzony symbolicznie od reszty, oświetlony w każdym detalu swojej mozaikowej podłogi ostrym blaskiem reflektorów - środek hali czeka na swój wielki występ. Przecież to tam, właśnie w samym środku środka, w tym punkcie tak zasadniczym dla wszystkiego - tam się to będzie rozgrywało - tam to się już dla nas rozgrywa w całej konfiguracji i ferii świateł, tam-tu jest nasza uwaga - cała nasza uwaga jest tam skierowana. I tak musi być, proszę państwa, to środek jest najważniejszy, środek oraz punkt. Przecież to tam, mamy już tego świadomość, to tam i centralnie dla wszystkich, dokona się to, nie waham się tego tak określić, niezwykłe i wielkie misterium. Tak, to w tym, to w tym kręgu - w tym topornie wyciosanym w naszej rzeczywistości sześcianie czasu i przestrzeni - to tam zostanie za chwilę ogłoszone ustalenie, które jest tak ważne dla nas wszystkich - i na które czekamy. Gdzieś tam i pobocznie, zupełnie teraz w mroku i bez znaczenia, są rozstawione sędziowskie stoliki, tak słabiutko widoczne, tak przesłonięte szarością, że wydają się zbędne, że zdają się nadmiarową regułą do tego całego toczącego się pośród jasności spektaklu. - A przecież to tylko takie nasze wstępne ujęcie, to błąd oceny, który powodowany jest naszą nieostrą, zawsze skromną wobec świata metodą obserwacji - a nawet, tak, proszę państwa, również i krótkowzrocznością. Niech nas nie zmyli ten pozornie drugi i dalszy plan zasad i reguł, to równie dla całości spektaklu ważny element. Przecież na końcu i ostatecznie, to właśnie przede wszystkim zasady i sędziowanie się liczą, najlepszy i najbardziej emocjonujący mecz blednie w konfrontacji z regułami - bo to zasada jest tu głównym i fundamentalnym wyznacznikiem możliwości - to zasada reguły tworzy i zawodnika, i scenerię, i halę - i nas, proszę państwa. Tak, proszę państwa, my to reguła obleczona w cielesną postać, to rytm zmiany w jej tykającym kwantami przemieszczaniu... Ale mniejsza o stoliki sędziowskie, tam znajdują się odpowiedzialni ludzie, doskonale wiedzą, co robią i znają się na przepisach, ale w naszym obrazie przede wszystkim, tak na co dzień, w każdym naszym i tutejszym spojrzeniu, w każdym zmyśle liczy się spektakl, liczy się zmiana, dynamika i wyprowadzony cios. Albo otrzymany cios. Nie ma znaczenia cisza, martwota, zatrzymanie, to wszystko zbędny dla nas, zawartych w tu i teraz, nadmiar interpretacyjny i niewarty zachodu fakt z całości. - To może i ważne tam dla kogoś, może go pobudza do wstawania rano, jednak dla nas liczy się to, proszę państwa, co jest za oknem, na talerzu, w obok bratnio bijącym sercu - wszystko inne jest takie obce, zimne, nijakie, bez emocji - bez emocji, szanowni państwo. A to przede wszystkim emocje, te wspaniałe drgnienia duszy są wszystkim, co nam daje radość, czym jesteśmy - co nas tu zebrało w tej mrocznej na brzegach hali, jakby bez początku i żadnego końca. One, te punkty brzegowe, w tej ciemności się kryją, to pewne, wiemy to, mamy pełną świadomość istnienia granicznej strefy - a jednak w naszym oglądzie otoczenia liczy się, liczy się to, co zawiera się w tym kręgu światła - to, co jest najistotniejsze. Czyli ten wielki spektakl, którego już jesteśmy uczestnikami i który za chwilę, już za chwilę - za takie maleńkie tyknięcie pobiegnie dalej. - I zawsze dalej, zawsze tylko do przodu... Tak, proszę państwa, powtórzmy to jeszcze raz i głośno, nie reguły, 3
  • 4. nie rozstrzygacze sporów się dziś liczą - to on jest najważniejszy. Reszta jest tłem, takim niezbędnym do obserwacji, ale dopełniającym tłem. Ono oczywiście jest niebywale ważne, do pewnego stopnia każdy z nas jest elementem tego tła. - To zawsze płaszczyzna jednorodnych elementów, a każdy z nas jest takim elementem płaszczyzny - ale już wiemy, przecież my już wiemy i znamy to, że choć niczym jednostka od jednostki się nie różni, to taki indywidualny konstrukt tu tylko na chwilę, zawsze tylko na tyknięcie w dziejach - to element w takiej nieskończonej prostej - ale zawsze tylko w tym jednym i konkretnym wydaniu. I dlatego to tak ekscytujące, dlatego tak porusza, dlatego tu jesteśmy... Tak, proszę państwa, tak, widzę ruch w okolicy wejścia. Coś tam się dzieje, to już pewne, to widać, nawet czuć. Ktoś wychodzi, drugi i kolejni przepychają się - stanowczo, ale delikatnie robią przejście pośród niecierpliwców, którzy zastawili szczelnie - ciało w ciało - widok na ten istotny teraz punkt. Zachowują się tak, jakby budowali z własnych istnień ścianę tła, którzy samym swoim bytem zasłaniają widok na początek oraz punkt wejścia w rzeczywistość. To oczywiście denerwuje, przecież chciałoby się widzieć wszystko, poznać wszystko i zrozumieć wszystko - ale przecież też już wiemy, że to drobnostka. Jeżeli nie widać, to i tak nie ma znaczenia - bo my i tak widzimy, przecież my i tak przez tę nieprzeniknioną ścianę widzimy - to dla nas żadna przeszkoda. Nasze zmysłowe oczy nie widzą, ale my widzimy oczami duszy. I wiemy, że tam jest to a to, że zawsze musi dziać się tak a tak - że to wszystko zgodne z regułą i przez to tak jaskrawe i poznawalne. Widać do ściany, ale to nic, bo my widzimy wszystko, aż po kres, po horyzont hali - po absolutny gdzieś i tam horyzont, którego inaczej i tak nie można zobaczyć... Pojawiają się kolejne osoby odpowiedzialne za przygotowanie - tak, widzę pierwszego trenera - a to oznacza, tak, proszę państwa, to w formie pewnego już stwierdzeniu może być wyrażone - że już, że już być może jest za rogiem - że jest blisko - że za moment... Sala wstaje, tak, proszę państwa, sala wstaje. Lecą w górę jakieś kolorowe baloniki, coś się sypie z góry - to chyba manna - a może tylko konfetti - w tym zamieszaniu i maksymalnym rozgardiaszu nie mogę w szczegółach dojrzeć. Ale to nieważne, to zupełnie nieważne. - Jakaś pani zdjęła sweterek i wymachuje nim tak, z taką werwą, że aż serce rośnie. Wokół wszystko faluje, krzyczy, raduje się - twarze szeroko uśmiechnięte... Tak-tak-tak, widzę, widzę go. Proszę państwa, widzę! Jest. Idzie - idzie - idzie wolno. Idzie majestatycznie, z wysoko, z dumnie, tak jednoznacznie podniesioną głową - idzie z wzrokiem utkwionym gdzieś tam, w horyzoncie. Idzie. - Sylwetka wspaniała, każdy ruch, to się czuje, to widać, przemyślany, harmonijnie ułożony. To zaświadcza o ogromnej, wielowiekowej, a nawet tysiącleciami uparcie oraz w znoju toczącej się codziennej pracy trenerów, ustawiaczy i wszelkiej maści korektorów poprawnego, logicznego działania. To widać, to się czuje aż z takiej odległości, że stoją za nim giganci - a on stoi na ich barkach. - I patrzy, patrzy tam, gdzie żaden fizyk nie sięga swoimi przyrządami - gdzieś w pozaskończoność... Ubrany jest skromnie i gustownie, kolory stonowane, przecież to nie byle celebryta - to on, obserwator. Żadnych zbędnych ozdób, żadnych nadmiarowych dodatków, nieomal przeciętny w swoim uśrednieniu, ale 4
  • 5. jednak wyjątkowy - skupiony i stanowczy jednocześnie, otwarty do i wobec innych, a przecież to tylko jednostka, sama wobec zbioru. Tak, proszę państwa, to on - obserwator... Na piersiach - tak, widzę to doskonale z odległości, niewielki, tak ledwo zauważalny w tle znak, z trudem możliwy do wyłuskania pośród kolorowych plam i drgnień świata - nasz znak. Nie ma żadnych, żadnych wątpliwości - tak, nasze wydało go plemię, on ci nasz - a imię jego Obserwator... Idzie, pozdrawia zebranych ręką, maksymalnie poważny i skupiony, i nakierowany w daleką dal; aż zdumienie bierze, że to aż tak, że aż tak. Kieruje się wolno w stronę centrum, celebrując każdy krok - a w tym ruchu i poprzez ten ruch - jakby chciał nam powiedzieć, że to ważne, że liczy się w całości... I chyba go zebrani rozumieją. Jak tylko sięgnę wzrokiem - jak tylko potrafię wyłuskać z narastającej ciągle wrzawy pojedyncze głosy i odgłosy, to wszędzie emocje sięgają szczytu - szczytują w zwielokrotnionym rezonansie hali, dochodzą do kulminacji, ale jeszcze jej nie przekraczają - przecież to dopiero etap wstępny - przecież przed nami jeszcze wiele atrakcji - jeszcze daleko do finalnego wystrzału... Cała hala, rzeczywistość stąd po wieczność jest w oczekiwaniu, i w ruchu jednocześnie. To stałość dynamicznie zastygła w napięciu i w oczekiwaniu na to, co się dokona - bo na pewno się dokona. Tak, tak, proszę państwa, przecież za chwilę, przecież za moment - tak, proszę państwa, za moment będziemy świadkami tutaj czegoś tak niebywałego, tak wielkiego, tak jedynego w swoim rodzaju - że warto było na to czekać. Tak długo czekać. Na pewno było warto... Obserwator wchodzi w krąg światła i ustawia się centralnie, uważnie rozgląda wokół. Jest maksymalnie skupiony, to widać. Jego twarz nie oddaje może pełnej akcji i emocji, jakby była napięta od środka aż do ostatniego mięśnia, ale przecież w tym jednoznaczna - taka, jakiej nie spotyka się za byle zakrętem. - Obserwator podnosi wolno prawą rękę, jakby pozdrawiał i jakby jednocześnie delikatnie i stanowczo - jakby od niechcenia, ale zarazem po królewsku prosił oraz domagał się o uwagę... Sala cichnie - aż zdaje się, że milknie wszelkie jestestwo tego i każdego świata - i, tak!, tak!, proszę państwa!, słyszę!, on mówi!, obserwator mówi!: "wszystko płynie"... Zrywa się hałas - narasta - osiąga stan niemożliwości - tak, proszę państwa, obserwator mówi, że wszystko płynie. Że rzeka zawsze jest ta sama, ale nigdy ta sama - że twarz jest zawsze, ale zarazem tak ułożona każdorazowo jedna oraz jedyna w nieskończonej wieczności - że to zawsze tylko chwila, którą doznajemy, ale ponownie się w niej już nigdy nie zanurzymy... Nic dwa razy się nie zdarza... Widzę na twarzach wielkie poruszenie, nawet przejęcie, nawet jakiś żal, że to tak wszystko płynie i przepływa - że kiedyśniejsze było ważne, ale już przeszło do historii i się nie powtórzy. Widzę wśród blisko i dalej stojących, w ich w zmarszczkach, które zbudował czas, a pogłębiły kolejne przestrzenne doznania - widzę w utkwionym tam gdzieś daleko wzroku wielkie wzruszenie - dostrzegam niebywałe, aż do skrajności emocje, choć jeszcze stonowane, jeszcze spętane tymi naszymi codziennymi konwenansami. - I to robi wrażenie. Tak, proszę państwa, to robi wielkie wrażenie. I chyba nie tylko na mnie, bo i pozostali zdają się w pełni rozumieć, że to nic doznawać i odczuwać, 5
  • 6. ale że przede wszystkim znaczenie ma nazwać i zrozumieć, to jest w tym całościowym świecie tak ważne, tak niebywale emocjonujące - to wywołuje drgnienia duszy - to człowieka porusza aż do głębi... Wszak zrodziliśmy się bez wprawy i pomrzemy bez rutyny... Obserwator znów prosi o ciszę, znów skupiony - znów w napięciu. Ale teraz jego sokoli wzrok kieruje się wyraźnie w górę, gdzieś, gdzie tylko myśl sięga. - Ludzie wpatrzeni, znieruchomiali w pozach, jakby wyrzeźbieni przez wielkiego mistrza w detalach i w całości - aż się zdaje, że to wyciosane z marmuru byty. Ta chwila zdaje się nie mieć końca - jakby tak dotkliwa codzienna przemiana gdzieś znikła, jakby jej nie było, jakby istniało tylko tu i teraz - jakby nie było tego tykającego zegara i tej rzeki w wiecznym przepływie skądś dokądś i nie wiedzieć po co... "Są ponad wszystkim stałe idee, które warunkują to wszystko zmienne i nietrwałe", mówi obserwator przyciszonym, ale bardzo stanowczym głosem. I kieruje obecnie już bardzo stanowczo wzrok w górę - w dal bezkresną - w wieczność... Tak, proszę państwa, tak, obserwator mówi. Że są nieodmienne, nigdy inne reguły tej wszędzie postrzeganej zmiany. Że to wszystko tak na chwilę, w swojej nietrwałości dynamiczne oraz przekształcające się z jednego w drugie, i że tak musi być. - Ale, mówi obserwator, jest do tego dalsze, niebywale dalekie, gdzieś poza tutejszym i w żaden sposób nieosiągalne z naszej przykutej do dna jaskini rzeczywistości - że to stałość reguły i nieodmienność zasady - że to oderwane już od dowolnego nośnika struktury... Ale, tak-tak, proszę państwa, to nie w ten sposób należy pojmować w naszym skromnym zbiorze abstrakcji i odniesień, mówi obserwator - nie na tej zasadzie, jakby się mogło to w zgrubnym i nieopatrzonym, nienawykłym do analizy skomplikowanych pojęć spojrzeniu wydawać, że są sobie jakoś tam istnienia, co to bez materialnych naleciałości bytują, że zawodzą pochwalne lub kibolskie hymny nie wiedzieć dlaczego i komu - to nie tak, mówi to wyraźnie i jednoznacznie obserwator. To nie toczy się w taki banalnie prosty sposób, że te byty krzepną materiałowo, że wchodzą w różne relacje i reakcje, że się mieszają z tutejszym zmiennie nietrwałym światem, tak szybko w naszym spojrzeniu przemijającym. To nie tak, głosi oraz podkreśla obserwator... Jest tak, proszę państwa - jest tak, że te niezmienniki są zawsze i tylko w tym świecie, zawsze w nim, podkreśla obserwator. Bo nie ma przecież niczego, co byłoby fundowane, co byłoby zbudowane bez tej nośnej a kapryśnej materii, co byłoby pozbawione nośnika. Przecież, szanowni państwo, weźcie to pod uwagę, próżnia, nicość niczego ani w sobie, ani na sobie nie koduje. Nie można niczego zapisać w takim zerowym stanie kosmosu, to niemożliwe. Nie ma idei poza światem, w którym te idee można powołać do istnienia - świat zmienia się według reguły, ale reguła - ale reguła, szanowni i drodzy państwo, reguła istnieje dlatego, że tenże świat jest - że jest zmiana. Zmiana jest taką, ponieważ jest reguła zmiany, ale dlatego można wyrazić regułę, że jest wiecznie zachodząca zmiana. - I niczego poza tą zmianą nie ma więcej, i nigdzie. Tak, szanowni państwo, zmiana to reguła, która jest stałością dlatego, że jest fizyczna zmiana. Taki sobie filozof czy matematyk wykrywa w otoczeniu stałość reguły dlatego - że jest zmiana. Że jest zmiana, która przebiega według schematu. Reguła jest zawsze w głowie bytu, nie poz nim. I tylko, i zawsze tak... 6
  • 7. Proszę państwa, proszę państwa - słyszycie tę ciszę? - słyszycie te drgnienia ciszy? - dociera do was ten zmasowany, wielki, nieskończony krzyk ciszy? Słyszycie ten wibrujący do ostatniego nerwu ton ciszy? - Tak, proszę państwa, sala milczy, sala zastygła, sala zapatrzona w centralny punkt. A obserwator stoi w tej zupełnej ciszy wpatrzony w to nieodgadnione. - Sam wobec dalekiego a niedocieczonego - sam wobec wszystkich - sam wobec bezkresnej wieczności... Aż trudno w to uwierzyć, to przekracza, i to znakomicie przekracza, i to niepoliczalnie przekracza to wszystko, co się zdarzyło, to po prostu niebywałe... Gdzieś przelatuje samolot, zdaje się, że to samolot. - W tej ciszy niezgłębionej i wielowymiarowej daleki szum silnika dociera tu jakby głuchy i nietutejszy, jakby z innego świata, daleki, nieznany, obcy - a jednak tutejszy przez to połączenie nieuchwytnym kanałem. My tu jesteśmy, tak sobie bliscy i dalecy zarazem, a tam powód wszystkiego tutejszego - dudniący pomruk z otchłani energetycznej ewolucji. - I reguła, zawsze nieodmienna oraz zawsze obecna w tych konstrukcjach reguła... Sala milczy, sala docenia ten idący przez wieki mecz z otoczeniem, mecz z potu, krwi i kości - mecz o istnienie. Sala wzruszona aż po ostatnie rzędy, po ostatnie tchnienie. I wpatrzona za obserwatorem w górę. Wpatrzona z nadzieją, że gdzieś, że kiedyś, że może będzie to się przekształcało inaczej... Słyszycie państwo tę ciszę, słyszycie to rozedrganie ciszy?... Ale to jeszcze nie koniec - to jeszcze dalece nie koniec. I padają w tej ciszy gromkie, znamienne - wielkie słowa obserwatora: "prawo moralne we mnie, niebo gwiaździste nade mną"... Proszę państwa, proszę państwa, szał, na trybunach szał - aż, aż. Co tu się dzieje, proszę państwa. Jeszcze przed momentem wszystko było skąpane w ciszy - jeszcze mgnienie temu zdawało się, że brzęczenie komara to huragan, jeszcze nienawykłym do emocji w duszy coś gra i zawodzi - a tu już aplauz, szał, radość i totalne zamieszanie. Jaka odmiana pośród zebranych, jaka żywiołowość, jakie uniesienie - jaka energia, ech, szanowni państwo, aż trudno to opisać, to przechodzi pojęcie. - Tak, wiele w życiu widziałem, ale zebrani mnie zaskakują. Ci pozornie przeciętni zjadacze byle czego, na co dzień gdzieś za biurkiem czy przy zbieraniu plonów z pól - oni teraz szaleją - oni już wiedzą - oni poznali i zrozumieli, że moralność to nasza i tylko nasza produkcja. I dla nas. - Owszem, to głęboka prawda, są gdzieś tam daleko, tak wyniośle obce wobec tej naszej ulotnej chwilowości gwiazdy, całe ich konstelacje i nieprzeliczalne zbiory - one tam są, nieruchome dla nas w swojej zmienności wysepki jasności w bezkresnym mroku. Są tam, tak zimne, tak punktowe na równie obcym nieboskłonie - zmieniają się milionami lat i nic o nas nie wiedzą. Ale to nic, to drobiazg. To nic, proszę państwa - tak, to nic. Przecież to nasze i w nas dziejące się doznania są wszystkim - to w nas są te gwiazdy, to my je w każdym spojrzeniu powołujemy do istnienia, te gigantyczne skupiska materii nie istnieją bez naszego mgnieniowego, tak ulotnego aktu obserwacji. Kiedy nikt nie patrzy, gwiazdy nie świecą - kiedy nie ma kto dostrzec ich piękna, to piękno nie istnieje. - Tak, tak, proszę państwa, moralność, zasady oraz reguły są w nas. A te gwiazdy, ten wieczny bezkres, to tylko dodatek - to pył i proch skondensowanej nieskończoności... 7
  • 8. Tak, państwo to słyszą, cała sala raduje się, tańczy, świętuje - bo jest co świętować. A obserwator tym razem nie ucisza zebranych, nie prosi o skupienie, za to rzuca w tłum kolejne słowa i zdania - jego głos, choć z trudem, ale dominuje nad chaosem. - I przebija się do świadomości - i wdziera się w zakamarki duszy i rozumu: "jest czas absolutny i przestrzeń absolutna, a zarazem nie ma czasu absolutnego i przestrzeni absolutnej; fizycznie jest dostępna tylko-i-wyłącznie czasoprzestrzeń". ... Poruszenie, zadziwienie, nawet zmieszanie. - Tak, obserwuję uważnie, rozglądam się po zebranych, analizuję ich twarze - i widzę, że one jakby zastygły, jakby się zawahały w entuzjazmie. Jest a nie jest, jest czas absolutny i go nie ma, jest przestrzeń absolutna, ale jej nie ma. - Co to jest czas - co to jest przestrzeń - dlaczego jest i czym jest czasoprzestrzeń? Z kiedyś do kiedyś? - co to znaczy? Jak odmienia się zmiana? - Co jest "dalej"? ... Widzę pośród zebranych niepewność - ich ciała układają się w znaki zapytania. Niektórzy znieruchomieli - inni maksymalnie pobudzeni w emocjonalnym odbiorze słów obserwatora; jedni zmieniają pozycję i szukają punktu odniesienia, inni pozornie nieruchomo wsłuchują się siebie lub innych; jeszcze inni nerwowo spoglądają na zegarki, coś sprawdzają i sprawdzają, jakby chcieli usłyszeć tykanie chwili i jej budowanie zamierzali złapać na gorąco; a jeszcze inni tylko niemo się przyglądają. Widzę wyraźnie, że pytania się mnożą, że domagają się pilnego wyjaśnienia - dlaczego wygląda to tak, jak wygląda, dlaczego losowość obsadza elementy gdzieś tam na dole oraz co z tego wynika dla naszego, skomplikowanego świata?... Dlaczego świat, wszechświat nasz to zmiana, a do tego przyspieszająca, co jest dalej i czy można o dalsze pytać? Co to znaczy świat, co to znaczy, że miał początek i co to znaczy, że będzie koniec? Jaki koniec?... Wszędzie pytania i pytania, a znikąd pewnej odpowiedzi... Im dalej sięga wzrok, im więcej szczegółów, tym na twarzach większe zmieszanie, tym wyraźniejszy niepokój - tym mocniej wyrażana myśl: co to jest i dlaczego tak? ... Jeszcze sala spokojna - jeszcze wołanie o sens tego wszystkiego nie wzbiera i nie wybucha - jeszcze nie... Obserwator wolno przemieszcza się z punktu do punktu - obserwuje i notuje w pamięci reakcje tłumu. Obserwuje zachowanie, wsłuchuje się w pytania - ale milczy. Nie podnosi ręki, nie prosi o głos. - Jakby tylko czekał na odpowiedni moment - jakby się przyczaił, żeby puścić w publiczność głęboką myśl... I nagle rzuca: "jest Kosmos!". "Tu i teraz to wszechświat - ale to nie Kosmos!" Ludzie na trybunach kręcą się nerwowo, sędziowie przy stolikach nie wiedzą, co się dzieje i też rozglądają bezradnie. I ja nie wiem, co tu się wyprawia. Szanowni państwo, to coś niebywałego... Jak to, wszechświat nie jest kosmosem i nie jest nieskończony? - To lokalne w kosmosie zdarzenie? Słychać głosy z sali, pojedyncze oraz zbiorowe - wszystko wokół to nie wszystko? To nie wszystko? ... Obserwator przez długą chwilę stoi w milczeniu, głęboko zamyślony - wreszcie przyklęka na środku pola obserwacji... Nie, szanowni państwo, nie i jeszcze raz nie! On nie przyklęka, on się schyla. On się pochyla - przybliża - dociera do podłoża, do tej naszej fundamentalnej opoki, która każdego dnia nas unosi. - On nie 8
  • 9. przyklęka, ponieważ on już nie klęka przed naturą - on otoczenie na wszelkie sposoby eksploruje, a nawet eksploatuje - on jest już osobą i osobowością, równym wobec świata. Kiedyś zlękniony byle grzmotu, w dniu dzisiejszym sięga tych odległych gwiazd; kiedyś uciekający, a dziś wszystko przed nim ucieka; kiedyś z trudem wydzierający światu jego reguły, dziś zna regułę i ją stosuje. Kiedyś tylko zadatek na coś lepszego - dziś obserwator... Tak, proszę państwa, on się pochyla, żeby zrozumieć... Tak, proszę państwa, obserwator wszystkim zmysłami się w rzeczywistość wczepia - żeby ją przeniknąć... "Tam, na dnie - mówi obserwator - tam daleko, gdzieś poza ostatnią warstwą naszego świata i wszechświata, czyli tu i teraz, i wszędzie - tam jest tylko COŚ i NIC, i ruch. Ruch czegoś w tym nic. I niczego więcej już nie potrzeba. Tak wygląda rzeczywistość w tym najdalszym i najgłębszym sensie. To wszystko proste to Kosmos - a złożenie to "wszechświat". Obserwator ciągle pochylony, ręką pokazuje podstawę wszelkiego. Od nieskończoności do nieskończoności, jako wieczność w zmianie. I tak lokalnie w tym bezkresie zapętlenie w formułę wszechświata. - Raz, tylko jeden raz na prostej. Choć w przenigdy kończących się cyklach i powtórzeniach... "Jest tylko ruch oraz przemieszczanie się, punkt po punkcie zmiana elementu czegoś w nieskończonej pustce. - Jest tylko i wyłącznie, i zawsze strumień energetycznych cząstek, jedynek już do niczego nie redukowalnych jednostek w Kosmicznym bezkresie - i gdzieś-lokalnie tworzą się z tego skomplikowane konstrukcje. Nieskończoność dodana do nieskończoności musi, musi wytworzyć skończone, chwilowe, zawsze ulotne byty." ... "I takie skończone konstrukcje - niekiedy myślące - mogą doznawać i poznawać otoczenie." ... Cisza na sali jest niebywała - przejmująca - dojmująca - bezkresna. Szanowni państwo, to niezwykle istotne słowa. - Te słowa, choć tak skromnie wypowiedziane, przez pyłek w nieskończoności, one teraz, w tej hali bez początku oraz końca, odbijają się od krańców, zaczynają powracać zwielokrotnionym echem, zapętlają się, tkają w tym biegu i falowaniu niewidzialną, a przecież odczuwaną każdym atomem, każdym elementem świata tkaninę czasoprzestrzennej rzeczywistości - one w każdym istnieniu i w każdym drgnieniu istnienia się realizują oraz zmuszają do refleksji - do przystanięcia i zamyślenia... Ale obserwator jeszcze nie skończył - nie daje się zebranym zebrać w sobie, nie podtrzymuje ciszy tylko rzuca gromko i ponad głowami, ponad tłumem i ponad światem: "To ja - to każdy z nas ten strumień energii tworzy w sobie i go kształtuje i go definiuje. Nie ma, nie ma niczego poza tym przemieszczaniem się kwantów czegoś w tej pustce kosmicznie bezkresnej - nie ma. Jest tylko-i-wyłącznie ruch, zmiana, chwilowe zapętlenie w bardziej lub mniej skomplikowaną jednostkę - to, co dla nas w bardzo zgrubnej i powierzchownej obserwacji taką jednostką się wydaje. - Każde nasze spojrzenie i każdy wykorzystany przez człowieka element świata, to złożenie, to bardzo rozbudowana konstrukcja, to zbiegnięcie w jedność wielu linii energii w trakcie ewolucji. I dlatego widoczna, dlatego doznawana, dlatego mierzalna. Ale, w sensie głębokim, nie ma czegoś takiego, to złudzenie, skutek naszego wysokiego i skomplikowanego ułożenia i złożenia - widać tu 9
  • 10. czy tam jednostkę, a to zbiór - widać jedynkę, a to cała matematyka. Wszędzie tylko złożenie"... I dalej mówi obserwator, i dalej jego głos przebija się jak grom z czystego nieba, dociera w każdy zakamarek hali i w każdy zakamarek zebranych. "Tak - warto sobie to uświadomić - ten strumień składamy w sobie i dla siebie. Nie atom czy człowiek istnieje w świecie, nie ma czegoś takiego jak wszechświat, to tylko strumień przemieszczających się i chwilowo w bliskości siebie elementów, nic więcej. Ale i nic mniej. I ten strumień przybiera takie kształty tylko dla nas. To ja, ty - my wszyscy razem i każdy osobno znakujemy, zabudowujemy ten ruch w postaci strumienia kwantów w ciała, relacje, związki, byty. Ale to jest tylko w nas - te byty są w nas i dla nas... To ja, ty - my jesteśmy twórcami, stwórcami świata - wszechświata - Kosmosu. I wszystkiego. Świat się zmienia, ale to, że się zmienia, a zwłaszcza to, jak się zmienia, to jest we mnie, w tobie - w nas. I tylko tak! ... Ostatecznym wnioskiem, który należy wyciągnąć z obserwacji, z tak na różny sposób prowadzonych eksperymentów, jest to, że w zakresie dostępnym nie ma stałego i niezmiennego - stała jest tylko zmiana w nieskończono-wiecznym Kosmosie. Oraz to, że tę zmianę widzi, doznaje i na wszelkie sposoby znakuje byt postrzegający. I poza nim - poza obserwatorem nie ma niczego więcej. Świat tworzy obserwatora, ale to obserwator stwarza świat w każdym swoim działaniu i spojrzeniu." ... Zebrani wstają z miejsc i do głębi przejęci zaczynają skandować: ob-ser-wa-tor!, ob-ser-wa-tor!, ob-ser-wa-tor! ... Mówimy "świat" - a w domyśle obserwator. 10
  • 11. Kwantologia stosowana - kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 12.2 - wewnętrzny-zewnętrzny. ... - Przyjmuję twój zarzut. - Poruszane tematy zazębiają się ze sobą, zbiór argumentów jest wielkością skończoną, dlatego w opisach, w tu prowadzonych rozmowach, muszą się pojawić zbliżone sposobem ujęcia obrazy i uzasadnienia. - Powtarzam, przyjmuję do wiadomości uwagę, a nawet przyrzekam, że postaram się rozszerzyć katalog analogii, ale do jakiego stopnia to się uda, zobaczymy. Przepraszam za wygłoszone do teraz, ale proszę o wyrozumiałość na przyszłość. - Rzeczywiście mógłbyś się postarać. - Zasadniczym, centralnym tematem dzisiejszej rozmowy - jeżeli się zgodzisz - chciałbym uczynić obserwatora, dowolnego uczestnika zmian zachodzących w świecie i ich obserwatora. - Czyli wracamy do strzelania, łucznika, tarczy? - Nie czepiaj się, to idealny model, maksymalnie prosty, a zarazem oddaje wszelkie zależności. Ale, zgodnie z przyrzeczeniem, postaram się go zmodyfikować. Taka wariacja "w temacie" - rakieta startująca i zdążająca do celu. - Jestem pod wrażeniem... - I jak takiemu dogodzić? Ja się staram, obraz słowami maluję, dal i inną perspektywę wprowadzam, nowinki technologiczne stosuję - ale takiemu mało... - Dalej jestem pod wrażeniem... - Dobrze, tylko spokojnie... Więc tak... Jest wzmiankowana rakieta czy dowolnie inny proces wyróżniony w tle, który posiada swój moment "startu", początkowy i pierwszy, w tym przypadku jest to rzeczywiście start rakiety. Dalej jest okres "lotu", czyli zmiana przebiegająca między punktami skrajnymi. I jest finał, cel, moment osiągnięcia już brzegu w formule "wbicia się w tarczę". Wszelakie inne okoliczności, usilnie to podkreślam, są w tak prowadzonej analizie zbędne, chodzi o maksymalną i doskonale widoczną logiczną prostotę. - A fizyka? - Do fizyki za momencik nawiążę, tylko że również w najogólniejszym znaczeniu, takim fundamentalnym... Bo co tu jest istotne? Wcześniej, kiedy temat się pojawiał, to już padło: położenie obserwatora. - Że jeden z dwu obserwatorów, których w tym eksperymencie na zasadzie koniecznej trzeba umieścić, że jeden z nich jest powiązany z lecącą i przemieszczającą się zmianą, tu zawiera się w poruszającej się do celu rakietą - a drugi znajduje się "z boku" i rejestruje zmianę w jej całości, czyli z punktami brzegowymi. - Dobrze, znam i rozumiem, jednak nie widzę, na gruncie fizycznym, w ich obserwacji żadnych różnic. - Bo ich nie ma. Do tego punktu chcę właśnie przejść - chodzi o ten fizyczny fundament, który współtworzy oraz warunkuje w obserwacjach obu postrzegających, wewnętrznego i zewnętrznego... - Mów, słucham. - Wcześniej, nieco upraszczając opis, podkreślałem różnicę w takim rejestrowaniu zmian, że związany z ruchem obserwator nie może nigdy 11
  • 12. w swój zakres odbioru wprowadzić ani początku i startu zmiany, ani zakończenia - bo kiedy jest śmierć, to nie ma obserwatora. - A drugi widzi wszystko. - A drugi może i musi ustalić w takiej zmianie punkt zapłonu takiego procesu i jego zakończenie... Ale, widzisz, są niuanse tego opisu, i to nimi teraz się zajmujemy, one się liczą. Tamte ujęcie jest po całości słuszne, ale obecnie wchodzą na scenę detale. - Czyli? - Powoli, nie poganiaj... Chodzi o tę wspomnianą fizyczność, o to, że obaj, że dowolni obserwatorzy w swoim fundamencie zawierają - a też i sami się zawierają w fizyce, w zmianie pojętej fizycznie. A więc ze wszelkimi regułami i ustaleniami, które jako fizyk czynisz na każdym kroku. - W żadnym wypadku nie może powstać wrażenie, że w jednym obserwatorze jest wszystko, a w drugim jakieś ograniczenie lub niepełny stan świata - w sensie głębokim nic ich nie różni. I to nawet na poziomie doznawania szczegółów w formule brzegu. - Czekaj, czyli wewnętrzny obserwator też poznaje brzeg? Poprzednio to odrzucałeś... - Proszę, nie gorączkuj się. Niczego nie prostuję, powiedziałem, że wszystko pozostaje na swoim miejscu, ale że obecnie w obraz trzeba wprowadzić szczegóły, bo one są istotne. - Coś mi się nie zgadza... - Pozornie... Powiedziałeś, użyłeś słowa "poznaje", że obserwator w brzegu poznaje stan zmiany - to błąd. Nie poznaje, ale doznaje... - Co za różnica? - Fundamentalna. Dokładnie o ten szczegół w tej chwili mi chodzi, i o tym chcę powiedzieć. O ile mi pozwolisz. - Zamieniam się w słuch, jak to się powiada. - Już padło, że na gruncie fizycznym tych obserwatorów nic, ale to nic nie różni, i to w żadnym momencie postrzeganej zmiany. Każdy z nich doznaje przekształceń dokładnie tak samo - i to wraz ze stanem brzegu. Tylko przebiega to na innej logicznej zasadzie. Różnica się zawiera w pojęciach "doznaje" i "poznaje". - Dla mnie to tylko gra słów. - Nie, absolutnie nie. Zauważ, że kiedy rakieta startuje, czyli się wzbija w niebo, ten pierwszy punkt zmiany - czyli w innym nazwaniu akt narodzin zdarzenia - ten punkt już jest związany z obserwatorem, przecież on tu się zaczyna w jego życiorysie. Tylko że, uwzględnij ten fakt, jako doznanie - ale nigdy poznanie. - Dalej uważam, że to bardzo nieostre i zabawa pojęciami. - Nie i jeszcze raz nie, to jest punkt analizy - który dla ciebie, jako fizyka - ma szalone konsekwencje. Obserwator punkt startu, czy jak go tam nie określać, ma w sobie - ten moment jest w nim obecny, i to na zasadzie koniecznej; korzysta z faktów dokonujących się w i na brzegu. Doznaje je, ale ich nie poznaje - po prostu nie może nic o nich powiedzieć. - Dlaczego? Przecież to fizyka. - To fizyka, pełna zgoda. Ale poza rejestracją. - Podkreślam to, poza rejestracją. - Ale dlaczego, z jakiego powodu? - Brak skali porównawczej. - Albo banalniej: niemożność wysłowienia się w temacie... - Jaśniej. 12
  • 13. - Czym się różnią ujęcia obserwatora zewnętrznego do zmiany i tego w niej zanurzonego? Fizycznie niczym, ale jest jeszcze dopełnienie w postaci kolejnego kroku rejestracji... Zauważ, mój drogi, że dla obserwatora wewnętrznego, tożsamego z zachodzącą zmianą, w punkcie początkowym brakuje stanu "przed", poza jego obserwacją lokują się wszystkie etapy przygotowawcze do startu rakiety - i to samo tyczy się brzegu "po" dotarciu do celu, po wbiciu się w tarczę, to także są fakty spoza zdarzenia. - Oczywiście warunkują zmianę, bez etapów przed i po nie byłoby obserwacji jako takiej, ale nie wchodzą, i to nigdy, w zakres wyróżniony. - Dalej nie rozumiem. - I teraz pojawia się pytanie: dlaczego? Dlaczego nie można ująć w badaniu tych etapów, mimo że fizycznie one również współtworzą tak opisywaną zmianę? - Dlaczego? - Ponieważ obserwator wewnętrzny w punktach brzegowych albo zaczyna istnienie i nie może porównać do stanu wcześniejszego, tych etapów w jego zbiorze danych nie ma - albo te dane są, tylko że na końcu nie ma już kolejnego kroku - nie ma następnego punktu istnienia, w którym takie porównanie można byłoby przeprowadzić. - Na początku w badaniu brak odniesienia do wcześniejszego, bo jest stan "pustej kartki" - a na końcu, choć kartka zapisana całym życiorysem, nie ma zmiany, nie ma czego z czym równać. - Na końcu jest jedna warstwa w postaci kwantów i nie ma "czasu" na takie dokonanie. - Czyli jest doznanie, ale nie badanie? - Właśnie. Obserwator wewnętrzny w zmianie doznaje ją na każdym i w każdym etapie, ale żeby ją zarejestrować - czyli stwierdzić, że ta zmiana jest oraz że się jakoś tam odmienia - musi posiadać zapas, zbiór danych o stanach wcześniejszych - musi dysponować punktem, a po prawdzie zakresem do porównania. - Fizyczne działanie, dowolny pomiar stanu świata i zmiany dlatego jest możliwy, że jest różnica między mierzonym a tym wcześniejszym. Bo kiedy w/na brzegu jest stan jednoelementowy, nie ma i być nie może pomiaru. - A obserwator zewnętrzny, taki sam fizycznie, mierzy przed i po? - Cieszę się, że to dostrzegasz. Właśnie mierzy, może porównać. Na fundamencie fizyki oba procesy są identyczne, ale wewnętrzny zakres wyklucza pomiar brzegu, ponieważ dotyczy faktów jednostkowych - a zewnętrzny dlatego jest możliwy, że operuje dopełnieniem i ciągiem dalszym. Wewnętrznie brzeg się doznaje, w obserwacji z zewnątrz się go mierzy. - Zewnętrznie jest zawsze punkt odniesienia, zmienia się układ pomiarowy. - I tło. - Idealnie to punktujesz, jest tło odniesienia. - Czego zapewne nie muszę podkreślać, położenie obserwatora w ewolucji jest zawsze - i na zawsze wewnętrzne. Nigdy też inne nie będzie. Przecież zmiana to ja, tak po prostu - istnienie to ciągłe mierzenie i obserwowanie, w stosunku do brzegu startu i celu. Moja świadomość i samoświadomość dlatego są możliwe, że ciągle mierzę i porównuję - wstaję rano i z wcześniejszym porównuję, albo odnoszę do postulowanego jutra. I to mierzenie, porównywanie jest wszystkim - "ja" to ciągłe odnoszenie do zebranych danych w archiwum, mojego własnego czy zbiorowego. - Tło jako fundament. - Jako odniesienie i możliwość pomiaru - tło jest obecne, jako fakt 13
  • 14. niezbędny, w każdym działaniu i pomiarze. - Ty, jako fizyk, każdy z istniejących bytów coś wyróżnia, wyodrębnia w otoczeniu, w tle. Bo jednorodne, jednakie składniki - "jedynkowe" składniki tła na takie wyodrębnienie pozwalają. Tylko że zawsze do czasu. Kiedy w badaniu właściwości świata wychodzi, że trzeba wprowadzić w zakres zmiany postrzeganej drobniejsze elementy, że trzeba sięgnąć do tła i jego składników, możesz to zrobić (i musisz to zrobić), żeby niejasności w zaobserwowanym wyjaśnić. W tym eksperymencie nie ma kresu. Nie ma go fizycznie, co zrozumiałe, ale jest logiczny kres mierzenia. Dlaczego? Ponieważ ostatecznym tłem do stanu "coś" jest "nic", zero matematyczne, nicość - pustka pojęta logicznie. A tego, przyznasz, żadnym już sposobem w zakres fizyki i badania nie wprowadzisz. - Bo jak tu badać brak czegokolwiek, jak zmierzyć brak? - Spokojnie, nie musisz odpowiadać, to pytanie retoryczne, nie można. Fizyk bada coś, a dokładniej, coś w przemianie - więc brak czegoś żadnym sposobem tu się nie mieści. Jednak kiedy postulujesz taki "fakt", to dodajesz do zbioru zero, kiedy masz w swoim obrazie pustkę jako konieczność, to, zauważ, wykraczasz w takim działaniu poza eksperyment, przechodzisz na pozycje osobnika i obserwatora zewnętrznego - i tu stajesz się, chcesz czy nie, filozofem. - I traktujesz, uznajesz w tym zakresie, już filozoficznym, "nic" jako jednostkę. I możesz na tej podstawie swoje wszystko wcześniejsze "pomierzyć", porównać. I zmianę do braku zmiany odnieść. I tę zmianę zrozumieć. - Zero jedynką działania... - Jakby to zabawnie nie brzmiało, na końcu analizy okazuje się, że zero, że "nic" to jedynka. Cóż, liczy się skuteczność. Z tym, że w sensie głębokim pustka Kosmosu jest rzeczywiście jedna, przecież w nicości nie ma elementów - nieskończoność zera wynika z samej jego "zerowości" - że jest niczym. - Dobrze, ale dlaczego to się tak dla nas przedstawia? - Ważne pytanie - z naszej konstrukcji. Jesteśmy w środku zmiany, i to w podwójnym znaczeniu słowa "środek": raz jako zawierania się w przebiegającej zmianie, a dwa, że w jej środkowym etapie. Przecież każda zmiana zawiera w sobie punkt startu, okres "lotu" oraz cel, do którego dociera (nie dąży!, ale dociera). Czyli, kiedy odnieść to do wszechświata w trakcie przekształceń, to w tak wyznaczonym odcinku prostej można dopatrzyć się etapów wiodących do środka i dalszych, oddalających się od tego wyróżnionego i jedynego takiego punktu w dziejach. Zgoda, nie musisz tego podkreślać, że każdy punkt prostej i odcinka jest jeden i jedyny, ale przyznasz, że środek zmiany, że to jest maksymalnie istotne. Dlaczego? Ponieważ zawiera w sobie - i to jest tu najważniejsze - skrajną dla tego "odcinka" i tej zmiany liczbę symetrii. A to przyznasz i jako fizyk, i jako esteta, i nawet jako matematyk - to maksymalnie symetryczne w sobie struktury mogą, po pierwsze, zaistnieć, a po drugie, sprawnie działać. Że sprawnie tylko przez jakiś czas, to w tym już drobiazg bez znaczenia - choć rankiem tu i tam daje o sobie znać. Niestety. - I my?... - I my jesteśmy takim środkiem środka - i kolejnym środkiem, ile by ich tam nie było we wszechświecie. To, że istniejemy, że możemy te obserwacje prowadzić, że możemy dokonywać pomiarów "teraz" do stanu wcześniejszego, a nawet do tego, co będzie - to efekt zaistnienia w takim środkowym punkcie zmiany. Tylko tu oraz teraz można dokonywać 14
  • 15. działań porównawczych, nie wcześniej i nie później. - My możemy, czy każdy? - Tylko my, dowolnie jakoś obecni w rzeczywistości "my". Jeżeli na myśli masz innych rozumnych gdzieś i tam, to powiem, że to hipoteza mało prawdopodobnego zjawiska, ale nie jest wykluczona. Ale jeżeli na uwadze masz konstrukcje nam bliskie, choć na drabinie dochodzenia do punktu środka ewolucji wszechświata zajmujące inne szczebelki - to ich zdolność obserwacji jest analogiczna. - Nie trafili w punkt, ale są bardzo blisko. I oczywiście też swoje pomiary świata w jego zmianie prowadzą... Tylko że to my o tym rozmawiamy... - Jeżeli znajdujemy się w środku, to znaczy, że jest to wyróżniony maksymalnie punkt i powinno być z niego wszystko widać, łącznie z brzegiem. - Słuszna uwaga, ale z ograniczeniami. Z takim mianowicie ważnym i nawet zasadniczym ograniczeniem, że środka już dawno nie ma - że w dziejach wszechświata to odległa historyczna chwila. Że, owszem, w tym miejscu zaczyna się nasz "zapłon", tu wystartowała rakieta tej naszej zmiany - tylko to już odległy punkt dziejów. - Jesteśmy jego skutkiem, nasza zdolność gromadzenia danych i porównywania ich się wówczas zaczęła, ale środka już nie ma. I dlatego widać tylko część z całości. - Brzeg w postaci początkowej - ten wszechświata, i ten nasz - to już oddaliło się na tyle, że tego w dostępnym do horyzontu zakresie nie ma. I w tym układzie zmian już nigdy się nie powtórzy. Rozumowanie to zawsze "fakt punktowy", weź to pod uwagę. - A skąd możliwość przewidywania? - Pytanie pierwsza klasa, ale poczekaj, o tym za moment. Jeszcze w ciągu poprzednim chcę dodać, że skutkuje to tym, co możemy poznać i jak to odbieramy. - Zauważ, że skoro nasze zaistnienie i istnienie przypada na środek zmiany, to postrzegamy fakty w ich najlepszym, bo środkowym w ogólnym toku zmiany zakresie. Stąd już oczywisty i konieczny krok do uznania, że to jakoś tam niezwyczajne. I pogląd taki logicznie jest uzasadniony, w sensie głębokim poprawny - ale całe jego słowne tłumaczenie, cóż... Nie ma co się wykrzywiać na te abstrakcje, przecież innych wcześniej nie można było wypracować, nie było podstaw. - Po drugie, jako byt skomplikowany oraz zbudowany z mocno i maksymalnie skomplikowanych elementów, nie możemy odbierać jednostek składowych, ponieważ one nasze istnienie warunkują. Żeby w sobie i w świecie takie "elementarne" fakty ustalić, musimy badać to za pomocą pośredników - oraz namysłu, wychodząc poza eksperyment i konkret. Widzimy złożenie, obserwujemy rozciągający się daleko i głęboko proces, ale dla nas fizycznie to jednostka; postrzegany na różne sposoby "fakt" uznajemy ze elementarny, a to tylko biegnąca z maksymalną prędkością i zawsze się budująca w fakt zmiana. Zmiana w nigdy skończonej, pełnej postaci - tę dopiero akt pomiaru wydobywa z tła, to nasze "spojrzenie" nadaje zmianie kształt. - Ja, stwórca świata... - Mówisz to z przekąsem, a to oczywistość. Jest przecież wyłącznie ruch "czegoś" w niczym, ale co z takiego wielowymiarowo splatanego ruchu wyodrębnisz i jak to postrzeżesz - i jak to dalej określisz, to tylko ty, zawsze tylko obserwator. Każdy obserwator po swojemu i dla siebie ten nieskończono-wieczny ruch dookreśla i nazywa - to zawsze działanie jednostkowe, na własną rękę i na własny użytek - i zawsze też z indywidualnymi konsekwencjami. Lepiej widzisz, coś w 15
  • 16. tle lepiej wyróżniasz - dalej zajdziesz, a jak błądzisz, to się na najbliższym zakręcie twoja "rakieta" nie wyrobi. I wtopisz się tak na zawsze ponownie w tło - jako się z niego począłeś... - Dobrze, część literacką mamy za sobą, teraz o przewidywaniu. - Może to i było takie z górnej półki, ale prawdziwe. A co do tej zdolności rozumu przewidywania wydarzeń w ewolucji - to oczywista konsekwencja bycia obserwatorem, i to w dwu odmianach jednocześnie. Czyli zawierania się w zmianie, doznawania jej punktowo - oraz do tej zmiany zewnętrznego umiejscowienia się - przejście z pozycji i własności fizyka, na pozycję filozofa. Banalne działanie, które w tej zmianie jest dla bytu "archiwizującego" dane i oczywistością. Ale też koniecznością. - Bo jak mam w sobie zbiór faktów zaszłych, mam je w pamięci zapisane, to mogę ten wspominany dziś tylekroć akt w postaci pomiaru prowadzić. Moment zanotowany już dawno przebrzmiał i wszystko jest w innym punkcie, jednak ja stan teraźniejszy mogę do tego tamtego porównać - bo jest to archiwum. Całe istnienie jest takim mierzeniem i porównywaniem, i to w zakresie biologicznym, gdzie zapis kodu jest takim namacalnym archiwum, w którym i wobec którego nowość dokonuje "pomiaru", a dalej odnosi to do stanu zewnętrznego, do stanu świata - i w zakresie abstrakcyjnym, gdzie zapisane obrazy otoczenia można szybko i na bieżąco porównywać z otaczającym stanem świata. I reagować na zachodzące nowości. - Fizyk i filozof w braterskim splątaniu? - Jak najbardziej. Fizyk obmacuje "teraz" świata - czyli ustala, że jest grunt pod nogami, a filozof mówi, że to zmiana w trakcie takich i takich przekształceń i że można kolejny krok postawić. Zauważ, że jako fizyk zawsze i tylko możesz ustalić punkt zmiany, nigdy regułę jej zachodzenia. - Acz, trzymając się detalicznie zaprezentowanego wcześniej, nawet tego nie możesz ustalić - możesz tylko doznać. Bo każde, dosłownie każde ustalenie to już pomiar, a więc wyjście poza stan świata. Jest wyłącznie ten punktowy tok zmiany, a on jest tylko doznawany. - Ale ponieważ istnieje kolejny do niego, jest tym samym możliwy do pomiaru, czyli do filozoficznego opracowania. Jako fizyk na zawsze związany jesteś z punktem, z tu-i-teraz. A kiedy w zapale ustalasz, że jest dalsze, że postrzegane to takie a takie - to już przechodzisz na pozycje obserwatora zewnętrznego. - I jesteś bytem o cechach filozofa, nawet jeżeli o tym nie wiesz - nawet jeżeli ci to nie w smak. - No... - Ale i filozof, to wymaga podkreślenia, sam z siebie nic zrobić w tym wszystkim i z tym wszystkim nie może, bo żeby wiedzieć, że coś jest, musi ten fakt posiąść - a to może wyłącznie od fizyka, który to dozna. - Świat i zmiana to stan pierwszy, musi być odnotowany, i dopiero na tej podstawie można dokonać porównania. Że to biegnie w szybkim tempie, że krok faktycznie można postawić, to się zbytnio i na co dzień o tym nie myśli - jednak czasami taka konieczność się w życiu pojawia. Na przykład wówczas, kiedy obserwacja dotyczy faktu o skali lat lub miliardów lat. W takim przypadku to, co zaszło już w ewolucji układu, to jest odległe od obserwatora - ale jednocześnie wpływa na obecne, wiec jest ważne do wyjaśnienia, co się dzieje. A jeszcze ważniejsze z tego powodu, że pozwala przewidzieć to, co się będzie działo dalej. Bo to dalsze, zauważ, jest pochodną zamiany w jej aktualnej postaci, przyszłe warunkowane jest teraźniejszością - 16
  • 17. i dlatego może być poznane. Właśnie poznane, bo nie doznane. - Mam w zbiorze dane o przeszłości i aktualności, wiem, że zmiana nie ma charakteru losowego, że ją definiuje reguła - i na tej podstawie w moim działaniu, zauważ że fizycznie tożsamym, identycznym ze zmianą w świecie - na tej podstawie mogę zbudować obraz tego, co się tam i kiedyś zdarzy. - Tego zakresu nie ma i długo jeszcze go nie będzie realnie, ale można to lokalnie już w zmianie, zewnętrznie do niej, ubrać w formę i kształt. Im lepiej to zrobione, im reguła zmiany ma lepszą, więc bardziej szczegółową formułę, czyli więcej pikseli na obraz się składa - tym lepszy wynik. Potencjalnie sięga zawsze oraz wszędzie. I filozof taki "obraz" może zbudować w oparciu o fizykę, czy podobne doznania. - Ale są fakty... - Nie bardzo rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć, ale jeżeli o fakty już zahaczasz, to powiem tak, zresztą idąc w tym za fizyką: nie ma faktów, wszystko, co za takie traktujesz, to zmiana. - A co więcej, nawet niedookreślona. To też już poznałeś na bazie doznań świata. - Przecież wiesz, że mierzony gdzieś głęboko w dole, jak to twierdzisz fakt, to żaden fakt, tylko coś-się-dziejącego. Faktem w twojej i do ciebie tylko sprowadzonej obserwacji staje się w akcie pomiaru, sprawdzenia. Energetyczna zmiana się toczy, ty w to jakoś wsadzasz swoje palce czy inne przyrządy - i tak już "dopieszczona" zmiana zbiega się w obserwowaną jednostkę czegoś. - Ani ty nie masz pojęcia, co to będzie, ani proces nie wie, że się w to coś będzie dla ciebie składał - "nie wie", bo to tylko i wyłącznie zmiana, a co z niej będzie chwilowo złożone, to już fakt jednostkowy. Był się w to "coś" zbiegł na moment - i za taki moment się rozpadnie na te jednostki składowe... I teraz pytanie, znów ono tak w sobie bardzo retoryczne jest: dlaczego tak się dzieje? I odpowiedź: bo nie ma w świecie niczego, co byłoby cząstką, jednostką, faktem elementarnym - i co byłoby dostępne jako takie. Nie ma, bo jest tylko zmiana, a wszelkie postrzegane, wyodrębnione z tła elementy to zbiory. Że na wysokim poziomie skomplikowania i doświadczenia wydaje się, że coś takiego jednak istnieje? Ale już o tym mówiliśmy, to skutek budowy obserwatora - tego, że w jego konstrukcję zaangażowane są ogromne wielkości elementów składowych i że postrzega - że zawsze i tylko może skomplikowane konstrukcje postrzegać. A że z braku wiedzy nie traktuje tych "faktów" jako zbiorowiska faktów - cóż, to się wolno bo wolno, ale zmienia. - Jak już skutecznie umieści się zewnętrznie do zmiany, to i drobnicy fizycznie jednostkowej się dopracuje - to i wzmiankowaną nicość w brzeg istnienia wstawi - i się nawet na/w nicości usadowi... Tak po nieskończoność i wieczność... 17
  • 18. Kwantologia stosowana - kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 12.3 - Wepchnięci w kanał. 1. Świat wielowymiarowego płaszczaka. Co rejestruje zawarty w wielowymiarowej płaszczyźnie "płaszczak"? Dla takiego bytu wszystkie rzutowania abstrakcyjnej sfery z zakresu "nad" do jego świata są tym światem - wszystko, co postrzega, jest złożeniem, nałożeniem się, "pstrokacizną" w formule materii, już w dowolnie pojęty sposób materii. Każdy wyróżniony w otoczeniu stan skupienia logicznych "cegiełek" czegoś, to złożenie, które w polu widzenia osobnika nabiera trwałych cech i jest wystającym z tła faktem, czyli wybudowanym z elementów tła jednostkowym konkretem (bytem, procesem itd.). 2. Ale ważne w tym rzutowaniu na/w płaszczyznę, kiedy chodzi o sam już proces "rzutowania" - tu istotne jest to, że tak pojęta płaszczyzna wielowymiarowa, że to fizycznie oraz realnie w świecie "płaszczaka" ma już postać sfery - kuli u nogi. Dlaczego kuli? Ponieważ wszelkie rzuty tę zakrzywioną i zatrzaśniętą w sferę płaszczyznę tworzą - to jest suma tych wszelkich, n-licznych rzutowań. Płaszczak notuje w otoczeniu "górę" lub "dolinę", "wyż" lub "niż", a to wyłaniająca się z tła lub w nim zanikająca "sfera". Jednak postrzegane oraz pojmowane w taki sposób (w chwili aktualnej i historycznie) wszystkie "góry-wyże", to obserwowana zmiana w toku. Zmiana obserwowana, na skutek różnicy skali zaangażowanych w proces elementów, w formule narastania albo zanikania warstwami. I te warstwy, choć widoczne bardzo wyraźnie w jego dostępnym zakresie jako poziomice-izobary (lub podobne), te uwarstwienia są wszystkim, co jako jedność w tym łącznym ujęciu rejestruje-doznaje obserwator. Proces jest rozciągnięty na wielkie zakresy przestrzeni i czasu, ale ponieważ dzieje się wielkim zbiorem oraz licznymi punktami "styku" z płaszczyzną, staje się - jest dla obserwatora stabilnym elementem jego świata. 3. Jednak ta tak logicznie i prosto pojęta płaszczyzna wielowymiarowego rzutowania, tak w uproszczeniu i dla zrozumienia opisywany proces budowania się świata - to w tłumaczeniu na fizyczne, czyli realnie dziejącą się zmianę, to zamyka się, zatrzaskuje w sferę. Dosłownie w sferę - i to na każdym poziomie analizy. To może być sfera "atomu" czy "elektronu", to może być sfera bytu w jego ośmiowymiarowym ujęciu - dowolnego bytu, na przykład istoty w formule "obserwator"; to może być planeta, "wszechświat" - każdy w rzeczywistości element to sfera. Fizycznie to może być i jest jakiś postrzegany kształt i fakt - ale 18
  • 19. logicznie to wielowymiarowa sfera. To logiczny rzut na/w płaszczyznę, który taką płaszczyznę buduje wespół z n-liczbą takich rzutów. Jednak w zobrazowaniu fizycznym i realnie sfera, kula. I tylko tak. 4. Istotne jest tutaj również to, że ten rzutowany w świat płaszczaka wielowymiarowego konkret (warstwa po warstwie chwilowej), że niczego takiego poza tym chwilowym stanem i jego jednostkowym rozłożeniem - że niczego więcej nie ma; ani powyżej, ani poniżej płaszczyzny (co to fizycznie jest sferą) nie ma niczego więcej. Ujęcie w rodzaju, że poszczególne warstwy oraz składające się na nie jednostki zbliżają się, wchodzą do płaszczyzny i ją budują, żeby w kolejnym kroku przejść dalej, w zakres "pod" - takie zobrazowanie, a przede wszystkim takie rozumienie tego zjawiska, to jest wyłącznie wspomożenie umysłu w analizie, to abstrakcja tego widocznego faktu w powiązaniu z tym, co było i będzie. - To pomoc w analizie, ale nie mechanizm procesu. Co więcej, co istotne w zrozumieniu - taka abstrakcja, tu jako rzut na/w płaszczyznę, rzutowanie na/w płaszczyznę - ten "obraz" zawiera się, istnieje wyłącznie w głowie obserwatora, nigdy nie jest faktem obiektywnym. To suma już zaobserwowanych (zaistniałych) warstw i ich dopełnienie o takie, których jeszcze nie ma, ale które muszą zaistnieć, ponieważ proces biegnie według jednej reguły i w jednym świecie. A to sprawia i gwarantuje, że dalsze, jeżeli będzie zasób elementów do budowania się kolejnych jednostek - że to dalsze na pewno zaistnieje. Więcej, zaistnieje tak, jak obserwator to sobie i w sobie (s)tworzy. Jeżeli byt poprawnie wyprowadzi z otoczenia rytm zmiany, to może na tej podstawie, w oparciu o już zaszłe, zbudować wewnętrznie - czyli w sobie - obraz tego, co dopiero zajdzie. Co będzie za moment lub za iks czasu-i-przestrzeni. 5. Po kolejne istotne - ponieważ takie rzutowanie przebiega w tle i w otoczeniu z każdej strony elementów tła, to wciskane-dociskane do siebie elementy, lokalnie w tym tle-zbiorze, zaczynają zbliżać się na tyle, że buduje się skomplikowana wobec tła jednostka. Fizycznie (realnie) jest to sfera, ale logicznie w płaszczyźnie stan wyróżniony - rzut (czy jak by tego nie określać); fizycznie tworzy się wielowymiarowy i sferyczny wir, przecież to ciągły ruch w/na płaszczyźnie - a logicznie jednostka i nowość. I co się dzieje w tak naznaczonej zaistnieniem w tle-zbiorze nowej konstrukcji? O ile wcześniej występował ścisk i jednorodność, teraz jest w całości układu wolny tor zmiany, przecież połączenie elementów tła w tymże tle - to wytworzyło "dziurę", wolny tok do zmian. Został tym samym zbudowany, wyznaczony - zaistniał kierunek poruszania się kolejnych elementów. Kiedy w ścianie czy dnie pojawia się szpara, dziura - to w kierunku tej "pustki" zaczynają się przemieszczać inne elementy, do tej pory 19
  • 20. ciasno upchane oraz ustabilizowane ogólnym zagęszczeniem zbioru-tła jednostki. I muszą się w tym kierunku skierować. Dlaczego? Bo dalsze naciska i wpycha-popycha w ten teraz wolny tor zmiany dalsze i dalsze warstwy. Wcześniej był ścisk, teraz jest swoboda, a co najmniej kierunek do przemieszczania się. Więc proces biegnie - i "wpływa", zapada się, na skutek ciśnienia elementów całego tła przedostaje się - jest do zakresu wyróżnionego wtłaczany (wpychany). Lub z niego wypływa, kiedy w analizie obecny będzie "ciąg dalszy". 6. Co to daje, co wnosi takie ujęcie? Że w jednorodności płaszczyzny - tak w uproszczeniu potraktowanego schematu zmiany - a fizycznie na zawsze i tylko sfery - że to jest kanał (tunel, łącznik, przejście). Że to jest logicznie kanał, który fizycznie jest sferą-kanałem. W tle zaistniał "wir" energii, w prostym-płaskim ujęciu obrazującym ten fakt wytworzyła się pod naciskiem-dociskiem lokalna struktura, która jest rzutem sfery na płaszczyznę - ale realnie, w świecie tej płaszczakowej osobowości, wyłania się z tła (czyli "z niebytu" dla niego) fizyczna jednostka czegoś. Atom nie atom, góra nie góra, to już nie ma znaczenia. Na/w zakresie podprogowym i nierejesrowalnym w żaden sposób - tam się zagęściło i docisnęło, a płaszczak notuje, że w otoczeniu ma realny, namacalny w jego doznaniu i pomiarze fakt. - Proste i oczywiste. 7. I ten oczywisty fizyczny fakt jest w ujęciu logicznym (filozoficznym) "kanałem" (przepustem, dziurą w płaszczyźnie - wirem energetycznym spełniającym rolę "rury" między tłem a niższym poziomem). I obecnie w ten kanał "wlewa" się - i to łatwo, przecież on jest dziurą oraz pustką w tle - strumień kolejnych jednostek. Jak gdzieś ciśnie - to gdzieś i kiedyś musi wytrysnąć. To pewnik. A jedyny warunek do spełnienia jest taki, że musi być nacisk tła plus element(y) do przemieszczenia. Że dzieje się to wewnątrz zbioru, w/na brzegu (w tle), to i wypływ w namacalnie już obserwowalnej formie musi się pokazać w tym brzegu - czyli wszędzie (dla fizyka wszędzie) I nie ma dwu zdań, się pokazuje. Tym lub owym, zapada się albo się wyłania, osobnik postrzega te przepływy i ustala w nich wartości o pewnych granicznych stanach - nadaje tym kanałom nazwy, i wszystko się zgadza. Poza tym, że nie wiadomo, dlaczego to tak wygląda. A to przecież banalne ściskanie-dociskanie i przepływ elementów za takim zjawiskiem stoi - taką "maszynerię ciśnieniową" zagęszczanie jednostek składowych i ich rozrzedzanie tworzy. Nic więcej. 8. I znów istotne - jest sobie ten kanał energetyczny, "przepust" dla kwantów z jednego poziomu na kolejny lub powrotnie do brzegu (bo i 20
  • 21. w drugą stronę elementy ciągle przepływają, to nie jednokierunkowa droga) - jak już ten kanał zaistnieje, to powstaje takie generalne pytanie: jak to się objawia fizycznie? Kanał jest w logicznym dla płaszczaka ujęciu, a jak to pokazuje się fizycznie? Wyjaśniam - już nie chodzi o sam fakt sferyczności takiego kanału, to już oczywistość, ale o to, jak się kanał buduje i jak to przebiega w realnej obserwacji? 9. Ważne jest umieszczenie takiego kanału-sfery w tle, w brzegu - więc we wszechkierunkowo do niego i na niego skierowanego nacisku. Skoro to sfera, to i nacisk jest sferyczny - z każdej strony. Każdy fakt tej sfery (np. planety) jest takim kanałem-sferą, ale także i suma - tu w formule "globu" - to również jest sferą. I tym samym na każdy fakt tego zjawiska nacisk-docisk podtrzymujący i warunkujący jego istnienie występuje - jak i na całość tak wytworzonej fizycznie konstrukcji. Docisk stabilizuje do stanu jednostki każdy fakt - ale jednocześnie ten sam docisk ma znaczenie w stabilizacji całości, tu jako planety. Lub wszechświata w skrajnym przypadku - z tym zastrzeżeniem, że do stanu połowicznego w jego istnieniu. A ponieważ omawiany teraz glob ma w sobie całą piramidę możliwych jednostek, ponieważ planetę budują pospołu wszelkie możliwe fakty, to skutkiem tego również należy je w analizie ująć. Nie jeden poziom - ale wszystkie. I co to łączenie buduje? Wciskanie-dociskanie, więc przechodzenie sfery przez wielowymiarową płaszczyznę, przez świat i jego strukturę (i zrazem jej tworzenie) - takie "rzutowanie" w ujęciu logicznym - to fizycznie objawia się na wszystkich poziomach elementami, które w obserwacji mogą być jakoś obecne. Fizyk widzi-rejestruje "materię" i jej przemiany, "promieniowanie" i jego elementy (oraz przekształcenia jednego w drugie) - a to tylko banalne przechodzenie sfery przez płaszczyznę. Abstrakcja rzutuje się w/na płaszczyznę, a fizyk w laboratorium fakt notuje. W taki sposób pojmowany kanał (tu jako kanał-planetę) - w ten kanał wciskana jest skwantowana energia z każdej strony, logicznie z każdej strony. Czy fizycznie z każdej strony? To zapewne jest warunkowane, wynika z lokalnych stanów skupienia (lub poziomu analizy, o jakim zakresie rzeczywistości jest mowa). - Z maksymalnego tła na pewno jest to z każdego kierunku, ponieważ tło jednorodnych i logicznych jednostek jest rozmieszczone wszechkierunkowo do fizycznie obserwowanego faktu - ale na bardziej skomplikowanych zakresach mogą już być liczne oraz deformująco wpływające na ostateczny kształt ewolucji uwarunkowania. To mogą być mniej lub bardziej rozbudowane w sobie strumienie czegoś - a w efekcie różnorodnie ukształtowane ciała. Jadnak, podkreślam, logicznie przebiega to z każdego kierunku, więc 21
  • 22. równomiernie. 10. Czyli wlot takiego kanału-planety, czy innego konkretu - to warstwa brzegowa dla niego, co by za tę warstwę nie uznać; ostatecznie to i tak przecież zbiega się w tle jednostek logicznych, i to zbiega w stan płaszczyzny. - Logicznie płaszczyzny, Fizycznie sfery. Czyli punkt "wlotowy" do tego kanału znajduje się wszędzie, to cała powierzchnia sfery wyróżnionej w środowisku. Ale jak wlot - to i wylot. Skoro to kanał, który się "wywinął" do powierzchni sfery, to i jego wylot musi być również wszędzie, musi być powierzchnią tej sfery. Planeta czy atom, to nie ma znaczenia, wlot-wylot tego logicznego w płaskim tle zaistniałego kanału - to realnie znajduje się wszędzie, to całość powierzchni sfery. Rozciągnięty w czasie-i-przestrzeni kanał-przepust, przez który kwant za kwantem przepływa, i to w obu kierunkach jednocześnie - taki kanał w ujęciu ośmiowymiarowym jest pełną sferą. I zawsze tylko tak. 11. Na jednym poziomie docierają z zewnątrz do takiego kanału-jednostki elementy fizyczne, na przykład atomy z dowolnego kierunku, na innym promieniowanie, a na jeszcze innym wielkie zbrylenia czegoś. Ale na tej samej zasadzie z tego kanału-jednostki, również w dowolnym już logicznie kierunku, choć zapewne fizycznie w sposób "strumieniowany" - tu również wszechkierunkowo wypływają w środowisko składniki, co to wcześniej znajdowały się w ramach wyróżnienia. I tak opisywany wpływ-wypływ dzieje się ciągle i zawsze - ponieważ to ten przepływ jest tym wyróżnionym faktem. Nie ma faktu w świecie, który nie byłby kanałem-sferą - i który nie byłby przepływem w trakcie zmiany. To zawsze i tylko przemieszczanie się, pod naciskiem brzegu i tła, elementów z jednego punktu do drugiego. I lokalnie, i przypadkiem (bo ubocznie) coś się z tego wychyli oraz rozejrzy ponad poziomem. 12. I to ma znaczenie w tej całości. 22
  • 23. Kwantologia stosowana - kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 12.4 - Zasada analogii. - Mam do ciebie prośbę. Wielokrotnie w naszych rozmowach stosowałeś porównania, analogie, złożone obrazy - a wszystko po to, żeby oddać sens tego, co chciałeś pokazać. To dla mnie zrozumiałe, mogę nawet przyznać, że konieczne, ponieważ różnych spraw inaczej nie uda się zrozumieć; przyjmuję takie podejście, sprawdzało się. Ale mam teraz pytanie, dlaczego opierasz się na tym tak często i dlaczego uważasz, że wynik takiego działania musi być poprawny? Przecież analizujesz dalekie zakresy rzeczywistości, tak odległe od rejestrowych wokół, że wydają się wręcz obce - czy można je opisywać w taki sposób? - Żeby odpowiedzieć na twoje pytanie, a zarazem przekonać do myśli, że można (a nawet trzeba) korzystać z analogii w poznawaniu, że jest to potężne narzędzie działania, które w sposób szczególny sprawdza się w zakresach skrajnych wobec naszej lokalizacji - żeby odpowiednio wysoko umieścić "zasadę analogii" w logicznym analizowaniu zmiany i jej rytmu - żeby to przeprowadzić, po pierwsze, muszę odwołać się do znanej ci wiedzy (i to jako oczywistość), że postrzeganie otoczenia przez obserwatora przebiega zawsze jako złożenie jednostek, a więc chwilowych stanów świata... A po drugie, że doznanie zawsze jest punktowe - że zmiana przebiega jako "płaski" i zapełniony stan chwilowy, który jeżeli nawet i jest realnie sferą (a jest) - to w takim ujęciu spełnia rolę płaskiego, więc jednowymiarowego. I jest jednostką poznania - to "kadr" filmu. Czyli coś realnie nawet bardzo złożonego (złożonego w logicznej, tu myślowej konstrukcji, którą sobie tworzysz krok po kroku, żeby proces postrzegany zobrazować i zrozumieć) - to jednocześnie spełnia w innym odniesieniu rolę płaszczyzny. Albo "ściany", jednorodnego tła-brzegu twojego postrzegania, do którego możesz dojść poznaniem, na przykład fizycznym eksperymentem. To zrozumiałe. - Mniej więcej. - Nie krzyw się, to oczywistość. Na najniższym poziomie zmiany, co by o tym brzegu nie mówić, jest punkt w przemieszczaniu się - i nic więcej. Coś pędzi w próżni, zapętli się z podobnym - z wieloma tak sobie podobnymi - i jest "płaszczyzna" w twoim doznaniu. Że posiada to w głębszym sensie postać wielowymiarowej sfery, którą współtworzy przenikanie przez nią innych wielowymiarowych sfer - że dlatego w dostępnym tobie poziomie są zawsze skomplikowane elementy, bowiem nic innego nie postrzeżesz - i że jest to "cegiełką" poznawania dla ciebie - to wszystko prawda, tak jest... Ale obecnie chodzi mi o to, że na tym już absolutnie niskim poziomie zmiany, w zakresie skrajnym i brzegowym, gdzie są tylko i wyłącznie logicznie pojęte jednostki czegoś - że tam lokuje się ta elementarna "cegiełka". Zawsze pozostająca w ruchu, co trzeba dodać. Nic jej w pustce nie hamuje, więc jest w ruchu. - Możesz prościej? - Chwilowo się nie da, cierpliwości. - Ale przyznaję, że padło dużo słów, a treść nadal skryta... Otóż chcę przez ten fakt jednostkowy i w ruchu poprzez próżnię wprowadzić ustalenie - też oczywiste dla 23
  • 24. ciebie, że proces jest na tym podstawowym poziomie pokawałkowany, że przebiega jednostkami i "porcjami". - A mówiąc inaczej i odwołując się do twojego nazewnictwa, że jest skwantowany. - Fakt, jest. - Ale jest, zauważ, taki w każdym przypadku i zawsze... Jeżeli tam, "na samym dole", umieścisz jednostkę w ruchu - jeżeli uznasz to za element i cegiełkę zmiany - i jeżeli tę logiczną konstrukcję oprzesz o fakt najmniejszy z najmniejszych (ale zawsze fizyczny) - to, weź to pod uwagę, na każdym innym (dowolnym) postrzeganym osobiście czy przyrządowo, czy logicznie i abstrakcyjnie poziomie - zawsze masz w analizie (badaniu czy obserwacji) jakąś jednostkę, "jedynkę" zmiany tworzącej ten poziom. Wychodząc z jednostki tworzącej, jednostki ustalonej i wprowadzonej do zmiany logicznie, żadnym sposobem nie uzyskasz ciągłości - stanu niepodzielnego. Owszem, możesz ustalić jednorodność zbioru takich jednostek, jednak nie ciągłość. Dojrzysz jednorodność płaszczyzny (fizycznie tła), ale nie nieskończoną ciągłość. - Choć, co wymaga wyraźnego podkreślenia, pozornie tak ci się to może (w mało precyzyjnym oraz powierzchownym oglądzie) zaprezentować. Czyli tak postrzegany zbiór, mimo że spełnia rolę bezkresu, mimo że jest jednorodnym - faktycznie (realnie) jest skwantowany; jest zbudowany z jedynek czegoś. Tylko że dla ciebie, zauważ, liczy się tylko jeden fakt: niemożność rozróżnienia, podziału tej płaszczyzny na elementy (punkty). Ustalasz w logicznym działaniu, że nie ma podziału nieskończonego, jednak za wzorami lub w pomiarze (w eksperymencie) definiujesz to jako zakres nieskończony. Więc płaszczyznę. Bo jak jedynkę od jedynki odróżnić w jednorodności - nie można, przyznasz. - Owszem, nie można. - Możesz nawet twierdzić, że w twoim postrzeganiu jest płaszczyzna i ściana - i tak będzie. Ponieważ to jednorodne tło dla ciebie jest taką barierą w prowadzonym fizycznie, a więc realnym postrzeganiu; dla ciebie tło jest rzeczywiście fizyczną ścianą... Tylko że, nawet ustalając taki "ścienny" fakt (np. początku wszech-świata), w żadnym przypadku nie możesz twierdzić, że nie ma jednostek tworzących "na dnie". Dlaczego? Ponieważ wprowadzenie podziału nieskończonego, a więc bez jednostki, prowadzi do logicznego absurdu (skoro tu, obok, są odrębne fakty, to skąd-jak się wzięły?), to po pierwsze. - A po drugie, co chyba przesądza, ciągłość wyklucza samo działanie (jak nie ma jednostek, to i analizującego nie ma, bo na jakiej zasadzie "coś takiego" miałby istnieć?). Czyli nie ma podziału do nieskończoności, musi być brzeg dzielenia i najmniejsze. Tło jest w oglądzie od wewnątrz jednorodne i ciągłe, ale dlatego takie, że to brzeg poznania. To, że jednak składa się z jednostek - to wiedza, którą wnosi pogłębiona analiza świata. A co więcej, każde tło (za takie uznane) składa się z "cegiełek". I to jest fundament analogii - zasada, że zawsze jest jednostka budująca dany poziom, to jest podstawa do działań. - Jednak z tego wynika, że brzegu poznać nie można, z wnętrza, kiedy znajduję się w zmianie, tła i jego elementu ustalić nie można. Więc jak ustalić brzeg? - Czy mam kolejny raz uzasadniać, dlaczego fizyk nie sięgnie strefy granicznej, znów mam uzasadniać potrzebę wprowadzenia progu, to już 24
  • 25. było mówione wielokrotnie - tego obszaru nie zbadasz, ponieważ tworzy twoje poznanie. Koniec, kropka. Brzeg, tło (a w innym nazwaniu także "pole energii") - to strefa do wypracowania logicznego, eksperyment tu nie dociera. Na bazie doznań, czyli zmysłów czy fizyki, można (i trzeba) taki dopełniający oraz warunkujący postrzegane tutaj zmiany obszar wprowadzić - ale zbadać tego nie można. Po prostu nie można. Brzegu absolutnego poznać nie można, ale musisz takie "otoczenie" w poznanie wprowadzić, i to dla każdego procesu, dla każdego poziomu - ponieważ inaczej postrzeganego nie wytłumaczysz. W końcu każdy tu rejestrowany fakt, niezależnie od jego skomplikowania, posiada swój jednostkowy element tworzący - wszystko ma "cegiełkę", która stanowi kwant logiczny takiego zdarzenia. Fizycznie brzegu nie sięgniesz, to poza rejestracją - ale logicznie nic nie stoi na przeszkodzie, o ile wykażesz się cierpliwością oraz odpowiednim podejściem (nie odrzucisz tego, "bo jest poza"), żeby i skryte rozpracować. - A dlaczego tego nie widać? - Fizycznie nie widać, ale logicznie tak... Ale sprawa jest znacznie ważniejsza i fundamentalna, zahacza o to, co możesz widzieć i jak. Obserwator zmienia się w/na swoim najgłębszym poziomie w zgodzie do całości świata - i w tym samym rytmie. Przecież w nim powstał, w nim przekształca się w każdym "tyknięciu". Inaczej szybko będzie z tej zmiany wyeliminowany. Ale, weź to pod uwagę, zmiany punktowej nie można zobaczyć, można w każdym przemieszczeniu się jednostek doznać, to jest przecież zawsze nowe ułożenie na/w płaszczyźnie, które się doznaje - jednak nie można tego zobaczyć, poznać, pomierzyć. Dlatego nie można, bo na poziomie jednostek nie ma skali porównawczej. Kiedy wszystko do wszystkiego jest podobne (identyczne), to nie ma porównania. Można równać inny punkt rozłożenia lub wewnętrzne ułożenie elementów w skomplikowanej jednostce, można wyróżnić inne zagęszczenie jedynek w tle (albo wobec tego tła) - ale nie można niczego w jednorodności wykazać. Nawet i tego, że ono jest (bo jak?). Kiedy nie ma zakresu, punktu, skali odniesienia - to nie ma porównania; każde ustalenie w tym "stanie" jest niemożliwe. Maksymalnie pustka (nic) jest takim, faktycznie już absolutnym dopełnieniem do "coś", to drugi, skrajny punkt odniesienia - ale także "dostępny" tylko logicznie. Natomiast sama jednostka, choćby i nieskończona, nie ma żadnego odniesienia - czyli tworzy "ścianę". W jednym przypadku logiczną ścianę pojęć nie do pokonania - w drugim ścianę fizyczną, której żadne mierzenie nie uchwyci ani nie przebije. - I obserwator... - I obserwator właśnie znajduje się w takim położeniu. Postrzega z wnętrza, więc ma w maksymalnym brzegu zmiany jednolite tło... I nie ma już znaczenia, jaką zmianę analizuje, zawsze badanie kończy na/w strefie tła, co by nim nie było. Maksymalnie chodzi o tło w postaci kwantów logicznych kosmicznego bezkresu - oraz pustki. A w fizycznym zakresie o tło w ramach wyróżnionego poziomu. Jeżeli na przykład masz w obróbce "elektron", to tłem będzie jakieś "pole-tło", które w twoim opisie musi się pojawić, żeby wytłumaczyć notowane w eksperymencie zjawiska-fakty. A to pole, a raczej tło po prostu, jest w oglądzie od środka jednorodne i jednolite. Może mieć własności (co by w analizowaniu wszystko się zgadzało), jednak jest 25
  • 26. to tło-brzeg. I płaszczyzna tym samym. Fizycznie to oczywiście się zatrzaskuje w sferę - i zawsze w sferę - jednak logicznie ten zakres jest płaski. A co więcej, nieskończony - w takiej obserwacji tło i brzeg nie ma kresu. Przecież wówczas w zliczanie wchodzi wszystko - zwłaszcza jeżeli postrzega się "świat" jako jeden i jedyny. - Czyli zawsze widać chwilę? - Nie widać, podkreślam - ale się jej doznaje. Już kiedyś temat był przerabiany... I o to właśnie chodzi: jest punkt doznania. Jednak o tym, że jest ten punkt, że jest obserwator, że jest świat, w którym ta obserwacja biegnie - to jest późny i bardzo późny osobniczo i w zbiorze moment istnienia. To złożenie "cegiełek" w takie ustalenie. - Nie rozumiem. - Chodzi o to, że obserwator (byt postrzegający) nie tylko doznaje tego punktowego i zawsze tylko punktowego stanu świata, ale że ma w sobie "archiwum" - że notuje (zapamiętuje) zaistniałe fakty. One w nim się odciskają, zapisują indywidualnym kodem - są obecne stanem fizycznym, który można wykorzystać w przyszłości. Zawsze jest fakt i chwila w zmianie, jednak w obserwatorze te chwile się kumulują w abstrakcję - w "obraz" zmiany w jej kolejnych warstwach płaszczyzny. I w efekcie osobnik ma w archiwum coś, co napotkawszy podobny kod płynący ze świata, może zostać zauważone, to po pierwsze. A dalej, i po drugie, porównane do tej zgromadzonej zawartości. A jak jest porównanie, zauważ, to jest tym samym wiedza, już wiedza, że to istnieje. - Samoistny (i "suchy") fakt w postaci ciągu danych, które docierają ze świata, to mało, to nie oznacza poznania - zapis na płycie (książce, dowolnym nośniku) nie oznacza wiedzy, jest jej elementem, ale to nie wiedza. Żeby zrozumieć, żeby było poznanie i wiedza o fakcie, musi być skala porównawcza - czyli obserwator, byt analizujący. Czyli to zebrane wcześniej archiwum do działań. Nie ma poznania jako biernego odbioru faktów - to zawsze dynamiczny, ale i twórczy, aktywny proces. I to idący z dwu kierunków: ze świata, ale i z wnętrza osobnika. Kiedy strony procesu w chwili "teraz" obserwatora (bytu poznającego) dopełnią się i zgodzą do siebie (w jakimś stopniu zgodzą, im więcej, tym "trafność" rozpoznania większa) - to akt poznania się dokona. W tym momencie strony procesu się dopełniły i podwoiły, więc element postrzegany może zostać ujęty w schemat i zdefiniowany. - Dlaczego? - Dociera do ciebie strumień energii i kolejne stany chwilowe, owe płaszczyzny punkowe - i co? Rozpoznasz je jakoś, pomierzysz? Nawet jeżeli są to bardzo rozbudowane fakty, ich nie poznasz - o ile nie masz w sobie stanu do porównania, to ich nie poznasz. Jak nie możesz w tle przeprowadzić porównania, ponieważ jest jednorodne - tak samo nie masz niczego do porównywania w ciągu nadchodzących z otoczenia chwilowych stanów. One, owszem, różnią się rozkładem w tej "płaskiej chwili", to odmienne stany zagęszczenia w kolejnych i następujących po sobie tyknięciach, dlatego doznajesz zmienności zjawisk, czujesz, dosłownie czujesz te zmienne stany - tylko że ich w żaden sposób nie poznajesz, nie mierzysz, nie wiesz, że są. Przecież w tym strumieniu nie ma punktu odniesienia, to jest tylko (i wyłącznie, i zawsze) ciąg energetycznych faktów-punktów. - Ale jest umysł... - Jest, zgoda - ale od pewnego poziomu. To po pierwsze. A po drugie 26
  • 27. i ważne, musi w nim być zgromadzony zbiór danych, czyli wzmiankowane powyżej "archiwum". Doznajesz, gromadzisz - i dopiero przeprowadzasz operacje, które nazywasz rozumowaniem. To te dane są, wobec napływającego strumienia (i jego kodu), stanem porównawczym do jego sposobu ułożenia - to archiwum z danymi jest tu dopełnieniem i skalą porównawczą, po prostu umożliwia takie (w sobie bliskiej skali) dokonanie porównawcze. A jak porównam, to już wiem, że jest takie i takie, że ten ciąg energetyczny to tu i tu. Wiem, bo mam w sobie dopełnienie, zsumowany do jednostki (i pojęcia) podobny ciąg zmiany. A to dalej oznacza, zauważ to i doceń - że mogę wówczas rejestrować tylko fragment tego procesu, tylko część z całości porównywać, ale jeżeli stwierdzę, że ten a ten fragment obserwowanego jest zgodny do kiedyś tam widzianego (na przykład bliskiej twarzy) - to mogę nawet dalszej zmiany już w obraz aktualny nie budować, ponieważ on złoży się automatycznie w taką "twarzyczkę". Jest po jednej stronie zmiany i w jednej linii kodu (np. d-n-a) coś - i jest po drugiej stronie, symetrycznie do linii pierwszej, taki sam kod rozłożenia elementów. Sam powiedz, czy jest jakaś trudność w porównaniu? Czy trudno posiadanym już w zasobach (i pełnym w jego przebiegu) "obrazem" uzupełnić brakujące zakresy w zmianie, która z otoczenia właśnie napływa? - Nowość dociera, czasami w sposób rwany i zakłócony, to jest proces dynamiczny i tworzący się - ale ty masz już podobny w zasobie - czy nie prościej skorzystać z tego, aniżeli czekać do końca? Przyznasz, że zdecydowanie prościej. Szybciej, to przede wszystkim, a niekiedy czas to sprawa być albo nie być - a po drugie, takie dobudowywanie i uzupełnianie pozwala skrócić operacje na abstrakcjach i tak uwolnione zasoby (wszak skromne w chwili teraz) przeznaczyć na inne działania. Przyznasz, że takie uzupełnianie ma sens, i to głęboki - a do tego biegnie nieomal mechanicznie. Że to niekiedy wprowadza w błąd, tworzy "szumy" (omamy, złudzenia, itp.) ponieważ w rejestrowanym fragmencie dalsze może być tylko podobne, może być zmienione nowymi okolicznościami (np. starzeniem się) lub całkiem inne, więc ostateczny wynik działania okaże się błędny? Cóż, to koszt tej procedury. Ale że innej nie ma... - Pozostają korekty. - Tak, ciągłe i zawsze kontrolowanie, co się rejestruje oraz z czym porównuje. Zasada ograniczonego zaufania to stała kosmologiczna, to pewnik. - I analogia. - A, tak, analogia. Widzisz, jak to jest - zapędzisz się, człowieku, w jeden rejon, to już dalej idzie samoistnie, jedno skojarzenie z kolejnym się zazębia... Tylko że to nie było bez sens, sprawa w tych jednostkach postrzegania. - Czyli że obserwator zawsze i wszędzie w otoczeniu wyróżni jednostkę elementarną dla postrzeganego poziomu. I że jest to pochodną logicznie pojętego jednorodnego tła (kwantów logicznych) - tam, na samym dole, jest jednostka - ale skutkuje to tym, że rejestruję skwantowany (porcjowany) tok zmian. A także, że zawsze jest jednostka tworząca wyróżniony zakres zjawisk. - Chcesz przez to powiedzieć, że zawsze jest tło procesu? - Mój drogi, przecież to już kilka razy padło, to niejasne? Zauważ, że kiedy badasz, i potraktuj to rzeczywiście jako przykład, tu chodzi o zasadę, a nie o detal - kiedy analizujesz najbliższy nam (i sobie) 27
  • 28. świat, czyli zbiór w formule "społeczeństwo", to w takich ramach i w tym świecie pozostając, jako "fizyk społeczny", nie masz do zbadania tła, cegiełek tworzących ten poziom żadnym sposobem nie poznasz. Nie przeprowadzisz tego, ponieważ ten zakres, i to dosłownie, lokuje się dla ciebie w strefie ciemnej, skrytej - rozkłada się statystycznie w każdej "płaskiej" i pozyskanej do analizy chwili zmiany. Dla ciebie, więc zawartego w zakresie zmiany i nadprogowo, ten zakres nawet nie istnieje w łącznej postaci, jego takiego nie ma - bowiem on dopiero się tworzy, buduje z jednostek. Czyli, żeby ten zakres (tło) opisać, nie masz innego sposobu, jak to potraktować zgrubnie i jako stan "mechaniki elementów", nigdy jako pewność, nigdy jako fakt skończony, zawsze w trakcie budowania się. I tylko tak. Dla ciebie to zawsze stan niepewny i potencjalny, który dopiero aktem badania możesz sprawdzić. Do momentu, zanim jednostka nie pojawi się w zakresie "fizyki społeczeństwa", zawsze pozostaje domysłem i niepewnością. Bo ona, powtarzam, nie istnieje, ona staje się, kwant po kwancie, warstwa po warstwie buduje... Czy czegoś to ci nie przypomina? Może masz skojarzenia, porównujesz do zebranych w sobie danych o świecie i jego regułach? - Owszem. - Coś cicho się wysławiasz. - Bo dalej mam wątpliwości. - Nie powinno być żadnych wątpliwości. Od wewnątrz procesu - będąc jego uczestnikiem - nie masz szans poznać stanu poza. Owszem, to w tobie zmiana składa się w abstrakcję, nawet sam siebie postrzegasz w taki sposób, właśnie z zewnątrz. Zwróć uwagę, że rejestrując swoje stany, widzisz je "po fakcie", one przecież już się dokonały - sygnał o tym dociera na poziom "wiedzy" daleko po przyczynie i jest zawsze tym samym zewnętrzny (spóźniony i zewnętrzny). Proces dokonuje się w tobie, czyli w wyróżnionym w tle bycie, mozolnie składasz dziejącą się zmianę w pojęcie - a kiedy ma wielkość operacyjną, kiedy jest już rozbudowana (zabudowana), możesz to poznać, zrozumieć. Ten stan ma dla ciebie "treść". Ale elementów tego procesu, choć to w tobie dziejąca się zmiana, nie sięgniesz w poznaniu - nigdy skrajnej wartości zjawiska, czyli jego brzegu-tła, nie uchwycisz. Doznaniem tak, przecież etap "prenatalny" (i adekwatne) zaliczyłeś. Po prostu etap brzegu świata masz w sobie jako cegiełkę tworzenia - tak samo i brzeg końca czeka cię z całą pewnością. Jak każdego oraz wszystko. Tylko że, powtórzę, tego stanu żadnym sposobem w pomiar nie wprowadzisz: bo na brzegu nie ma pomiaru. Nie ma czego z czym równać lub nie ma możliwości porównań. - I to ma być ta analogia? Społeczeństwo i człowiek, plus zmiany w tym obszarze - to jako punkt odniesienia? - Tak, jedna z wielu możliwych. Ale dlatego ją tak często stosuję w argumentacji, że nam najbliższa, tutejsza - i rozpoznana na wszelkie sposoby... A przecież, zauważ, identyczna, po szczegół identyczna z tą, którą z takim mozołem stwierdzasz tam "na dnie". Wystarczy tylko się rozejrzeć i przeanalizować zaobserwowane, a tak straszne podobno dziwy podprogowości wyłonią ci się po wszystkim i zawsze. I one, weź to pod uwagę, w historii - dla tamtych obserwatorów - z tego podprogowego zakresu w różny sposób się wyłaniały. I tak samo w bajkach straszyły, a czasem zupełnie realnie straszyły, kiedy coś 28
  • 29. się dziwnego działo w otoczeniu. Przecież kiedy rozum śpi... - I twoim zdaniem analogia jest dobra na wszystko? - Wyczuwam kpinę, niesłusznie. To rzeczywiście potężne narzędzie w analizie otoczenia. Jeżeli wszystko jest budowane z jednostek, a to fakt, jeżeli jest jedna reguła zmiany, a to fakt... - Czekaj, wolnego... - Jeżeli jest jedna reguła zmiany - co jest, mój drogi, faktem - to w działaniu na jednostkach, niezależnie jakie to będą jednostki, co w swojej analogii będziesz opisywał, to i tak pozyskany obraz musi być poprawny. Można to później sobie podzielić, rozbić jak "atom" - ale w chwili operowania analogią i jej elementem, musisz wypracować fakt i jego właściwości. Bo zasada zmiany jest jedna i jednaka. - Protest. Za wcześnie na stwierdzenie, że jest jedna zasada. - Ależ skąd. Po pierwsze, sam jako fizyk dążysz do takiego jednego wzoru na wszystko, możliwie najprostszego, prawda? Po drugie, co tu znaczenie ważniejsze jako argument, gdyby była inna reguła tworząca świat w tym zakątku i inna gdzieś tam - to zajdzie oczywista i na poziomie uzgadniania sprzeczność: jak to może istnieć? Bo przecież tutejsze wobec nadrzędnego, czyli Kosmosu, nie może być sprzeczne - nie zaistnieje. A jeżeli ten kawałek podłogi nie może być odmienny od całości w regule tworzącej - to każdy. Bo niby dlaczego ten się by tak akuratnie miał wyróżnić? Może oczywiście być maksymalnie do tej reguły zgodny, może najlepiej w sobie realizować zasadę - ale ta zasada nie może być sprzeczna z całością: bo świata by tutaj żadnym sposobem nie było. I naszej dyskusji by nie było. - Tu zgoda, ale wewnętrznie we wszechświecie... - Wewnątrz, na każdym poziomie, jest dokładnie to samo. - Jak coś z otoczeniem nie współgra, to wypada, to zostaje odsiane w przebiegu zmiany. Tu nie ma niczego, co nie podlega regule - ma ją w sobie i w elemencie tworzącym; żaden szczegół nie może być odmienny, ponieważ odmienność jest zagrożeniem. Dlatego analogia, odniesienie stanu badanego do już rozpoznanego, ma głęboki sens i musi być wykorzystywane na zasadzie koniecznej. Nie jest to uproszczenie, nie chodzi również o popularyzację wiedzy dla osobników tej wiedzy złaknionych, to nie atrakcyjna "wizualizacja" skomplikowanych zagadnień - to niezbędny element procesu zrozumienia. I to dla wszystkich, łącznie z samym poznającym. W końcu musi sobie jakoś te znaczki (symbole, abstrakcje) przetłumaczyć na zrozumiałe, a po prawdzie bliskie obrazy. - Ale są inne i bardzo skuteczne metody poznawania. - Prawda, nie zaprzeczam, ale ostatecznie muszą i tak skonfrontować się z realnie postrzeganym. Jeżeli dobrze odczytuję twoje słowa, to masz na myśli fizykę i matematykę? ... - Głównie matematykę. - Doceniam - ale nie przeceniam. To bardzo skuteczne działanie, ma wspaniałe osiągnięcia, ale brak w tym sposobie opisywania zmiany w trakcie jej zachodzenia dwu elementów istotnych w analizie. Jeden to sama zmiana oraz przerwy w niej, a drugi to emocje. Oba ze sobą ściśle związane. - Opis matematyczny bez zmiany? - Tak. Nie w tym rozumieniu, że zmiana nie jest objętą opisem - bo jest integralnie w nim zawarta - ale w takim, że ta zmiana nie jest świadomie ujęta. A mówiąc dokładnie, że brakuje w opisie przebiegu 29
  • 30. przerwy, pustki. Przecież w każdej skawantowanej zmianie elementem równie niezbędnym, co stan "coś", jest pustka; w pełni pojęta zmiana to ruch czegoś w niczym. - I co z tego? - Obraz matematyczny oddaje rzeczywistość, ale dopiero wówczas, kiedy to przetłumaczyć na fizyczne zjawiska - czyli z przerwą. Oczywiście to wielka zaleta tej metody, pomocne uproszczenie w analizie (więc pozbycie się, pomijanie zaburzającego obraz nadmiaru) - to pozwala w jednym wzorze zawrzeć ogrom zjawisk cząstkowych. Tylko że to dalej wprowadza jedność tam, gdzie te "zawirowania" (przerwy, przedziały nieciągłości) występują jako istotny składnik procesu - istotny tak samo, jak wyraźnie widoczne "coś". Kiedy można z opisu zmiany usunąć przerwę, kiedy można operować symbolem z wielkimi odniesieniami do świata - to coś wspaniałego, przede wszystkim ekonomicznego. Zamiast morza znaków, jeden. To wspaniałe - a zarazem przez to ułomne. - Jeżeli się sprawdza, to dlaczego ułomne? - Jest takie powiedzenie, kiedyś się z nim zetknąłem, że matematyk jest tym lepszy w operowaniu symbolami - im sprawniej pozbywa się w swoim działaniu emocji. Czyli, w odniesieniu do omawianego, znika z jego abstrakcyjnego toku pracy nadmiar w formie życia - że ma tylko do dyspozycji wieczne symbole. I to jest błąd. Nie w tym rozumieniu, że się nie sprawdza w działaniu, bo sprawdza się - ale w takim, że "wzór" i tak musi zostać ostatecznie ubrany w owe wcześniej wyrzucone (i pogardzane) "emocje". Żeby matematyczna abstrakcja stała się "strawna", żeby osobnik mógł się zorientować w zawartości wzoru, musi odnieść to do zakresu i znaków sobie bliskich - inaczej ich nie zrozumie. Osobnik dekodujący wzór musi wprowadzić w tym działaniu ponownie pustkę, musi skwantować jednolity "obraz" zmiany i w jej "wzorowy" opis wtłoczyć nieciągłości - a wszystko po to, żeby odnieść tak pozyskany wynik do swojego zbioru danych, więc do "archiwum" w głowie. Odnieść do tych emocji. Żeby "poczuć" wzór, musi go odnieść do rzeczywistych doznań - bez tego nie ma poznania, tak po prostu nie ma. To, że wzór obejmuje wielkie zakresy, że zawiera w sobie maksymalne nawet obszary (oraz je definiuje) - to nie ma żadnego znaczenia dla kogoś, kto tego nie poczuje. Na końcu w matematykę musi wprowadzona zostać przerwa i emocje - ponieważ bez tego w działaniu nie ma nic ponad tło, jednolite tło. Czyli niezrozumiałe z zasady. - A analogia to zapewnia? Eee... - Zapewnia, kolego, zapewnia. I to zawsze... Matematyk, tu zgoda, i to pełna, na zabieg usunięcia (renormalizacji w postaci usunięcia), pominięcia w działaniu zmiany oraz przerwy-pustki - on sobie na to może pozwolić. I więcej, to wręcz konieczność - bez wyrzucenia czy nieuwzględnienia takich składowych zmiany, operowanie symbolem nie jest możliwe; balast w postaci pustki i braku elementów działanie uniemożliwi. Zmiana i tak jest w opisie, przerwy są, więc rezultat musi być poprawny, koniec. - Tylko że później trzeba to odnieść do otoczenia, i jest problem. Taki problem, że trzeba ustalić, co wzór opisuje - co też się kryje za wykresem funkcji oraz jakie etapy przejściowe wyznaczają badany proces. I jest zmieszanie, splątanie, czy jak to tam nazywasz... Byt matematyczny podziałał na abstrakcjach, jest wzór, także abstrakcja - dzieje się to identycznie jak budowanie abstrakcji w umyśle, więc 30
  • 31. skrycie dla operującego pojęciami - jednak wynik staje się przez to problemem. Jest absolutnie poprawny, sprawdza się, ale okazuje się nieczytelny. I trzeba szukać odniesienia, szukać sensu tego wzoru. Czyli, zauważ, trzeba ponownie (i z mozołem) wprowadzać w ustalenie stadia pośrednie, przerwy, wprowadzać kwant i cegiełki tworzące - a wszystko po to, żeby abstrakcje odnieść do zachodzącej zmiany. Robi się to po to, żeby wzajemnie dopasować i żeby odnieść - żeby świat zrozumieć. Zrozumieć, co jest co. Chwytasz? Działanie matematyka biegło szybko oraz sięgało skrajnych i pełnych wartości, jest jak najbardziej w swoim zakresie poprawne, słuszne i pomocne. Jednak - podobnie, jak to się dzieje u dowolnego "abstrakcjonisty" - nie wiadomo, co konkretnie oznacza, do czego się odnosi. I jest, powtarzam, kłopot. - A analogia to jasność po horyzont? - Nie śmiej się. Może i takie ujęcie wymaga zastanowienia, może ma ograniczenia, które nakazują ostrożność, jednak przecież są różne analogie - są mniej i bardziej rozpoznane tereny świata, więc można wykorzystać ich więcej, dowolną liczbę; działać tak długo, aż obraz zgodzi się z tym, co rejestruję. Jeżeli gdzieś jest obszar jeszcze skryty w mrokach niewiedzy - to można poszukać w swojskiej okolicy podobnego procesu, odnieść je wzajemnie do siebie, i spróbować na tej podstawie wyznaczyć części wspólne. One przecież muszą być. Bo oba procesy, znany i rozpoznawany, zawierają się w jednym świecie, przekształcają się według jednej reguły, zależności świata do nich i ich do świata są analogiczne - to oczywistość i konieczność, że są sobie podobne. To może być diametralnie odległe ilością składowych elementów, to może być dalekie gabarytami - ale musi budować się i zmieniać się analogicznie. Musi... Skojarzenie, porównanie, analogia jest tu po to, żeby zakres jeszcze ciemny rozświetlić już rozpoznanym, żeby w obszar badany wprowadzić znany sobie kod zmiany - żeby tak długo i w szczegółach dopasowywać oba przebiegi, aż pojawi się zgodność. I ta zgodność w obu liniach na pewno się zaprezentuje, właśnie przez fakt jednej reguły. - Nawet jeżeli nie będzie to całościowe dopełnienie - nawet jeżeli pokryją się w tej "spirali pojęć" tylko fragmenty kodu, to i tak sukces jest zapewniony: można je do siebie odnieść, dalej porównać, a na końcu wyciągnąć wnioski. Bo jak są zgodności, choćby tylko fragmentami, to dalsze też się odszuka - lub dobuduje. Brak w jednej linii elementu, weź to pod uwagę, jest w procesie splatania i rozplatania się kodu dopełniany z drugiej linii - i dlatego łączny, wypadkowy konstrukt w ewolucji może doskonale funkcjonować. Gorzej, znacznie gorzej, gdy w obu liniach czegoś brak lub jest to zdeformowane - wówczas wynik budowania się nowości jest skazany na porażkę; skrajnie nawet jest usuwany z istnienia. Tak, dalsze, nawet aktualnie jeszcze nieobecne, nawet skryte odcinki zmiany można dobudować (stworzyć). Przecież to jeden świat i jedna reguła - i tak dalej. Wynik jest pewny. I na pewno warto to przeprowadzić. Przecież już doskonale widać, że obecna metoda, choć tak wspaniała (wzorowo uporządkowana), posiada ograniczenia. Oraz, co ważne, że te ograniczenia są w tej metodzie, a nie w świecie... A po kolejne, analogia zawiera wcześniej wspomniane przerwy - i co w tym działaniu ma znaczenie - zawiera je jako coś oczywistego, po 31