SlideShare a Scribd company logo
1 of 23
Download to read offline
WIARA
NADZIEJA
MIŁOŚĆ
MARKETING
GRZEGORZ OSÓBKA
MARKETING GROUP
SPIS TREŚCI
3 17
5 22
4 21
38
14
6
10
WIARA NADZIEJA
MIŁOŚĆ MARKETING
ASPEKT DUCHOWY
W TWORZENIU
WARTOŚCI RYNKOWYCH
BIEGNĄC...
MANTRA
ROZWOJU
NA CO POZWALAM MARCE?
JA, KONSUMENT.
JA, MARKETER.
TRZYMAJ
GARDĘ! CZ.1
TRZYMAJ GARDĘ CZ.2
– GARDA TO PRZESTRZEŃ,
NIE TYLKO POSTAWA.
NA ROZSTAJACH DRÓG,
GDZIE PRZYDROŻNY
BILLBOARD STAŁ…
SOCZYSTE OWOCE
DOBRA ENERGIA
2
3
Czy macie czasem uczucie, że lecicie napędza-
ni radosną mocą tworzenia? Szybując ulicami,
chodnikami,polnymidrogami;dotykającbudynków,
pomników, ludzi... powodujecie, że się uśmiecha-
ją, zakwitają, zmieniają barwy, nabierają energii?
Skoro tyle zależy od naszej wyobraźni, że naprawdę
mamy taką moc ożywczych tchnień? Skoro
rzeczywistość widzialna, słyszalna jest tak samo
prawdziwa czy nieprawdziwa jak ta podskórna,
niewypowiedziana, to co nam szkodzi żyć w tym
świecie jaki chcemy tylko sobie stworzyć?
A przecież tak jest, że wiara cudów dokonuje;
że nadzieja daje nam radosną siłę parcia naprzód
i dziecięcego pragnienia zachwytu, spełnienia
i ukojenia; że miłość jest tym źródłem, skąd
czerpiemy by dawać i łączyć?
WIARA NADZIEJA
MIŁOŚĆ MARKETING
A co ma do tego marketing? To najwspanialsza
dziedzina tworzenia naszej rzeczywistości. Bez
słowa - „komercyjnej”. Mówię o świecie, w którym
ludzie i firmy tworzą i wymieniają wartości,
rawdziwe wartości. Tylko jak my ludzie możemy
je tworzyć?
Jeden z najpiękniejszych polskich wierszy, który
co roku odśpiewujemy na Święta, zaczyna się od
słów „Bóg się rodzi”. To rodzi się uczucie wzlotu
i tworzenia, budowania rzeczy dobrych, dawania
z siebie samego siebie by świat był piękniejszy.
Wystarczy mocno w to wierzyć, mieć silną nadzieję.
W imieniu swoim i całej naszej Agencji życzę Ci
tego, by każdy dzień dał Ci to piękne uczucie lotu
napędzanego radosną mocą tworzenia :)
Równowaga sił dobra i zła jest bardzo mocno
zakorzeniona w naszym człowieczeństwie. Pierwsza
i ważniejsza jest jednak energia konstruktywna. To
ona napędza proces tworzenia. Jednak każda akcja
powoduje reakcję…
Marketing to wszelkie uwarunkowania i procesy
rynkowe. To matrix ekonomiczna, sprzedażowa,
R&D, psychologiczna i socjologiczna. To zarów-
no płytkie ambicje i głupie podniecenie słynnego
„junior brand managera”, jak i rozterki preze-
sa, który nie wie jak będzie wyglądać przyszłość,
a jego modele biznesowe odstają od funkcji
generowania zysków. Marketing to też zbiór umie-
jętności – poszukiwania innowacji i tworzenia
nowych modeli, produktów, usług, kanałów sprze-
daży; ale także odnajdywania się w ciągle zmienia-
jącej się rzeczywistości. W sferze gospodarczej to
marketing ma największe kompetencje tworzenia
wartości.
Twórzmy wartości rynkowe w natchnieniu dobrej
energii. Myślmy o korzyściach realnych, o prawdzi-
wej radości, jaką możemy dawać uczestnikom ryn-
ku. Być dobrym managerem marketingu to dojść
do wielowymiarowego insight’u, potrafić intuicyjnie
wczuć się w cały proces od decyzji inwestycyjnej,
poprzez proces wytwórczy, pozycjonowanie, sprze-
daż i moment, kiedy konsument wróci. Nawet jeśli
ktoś, kto nam płaci jest przyklejony do pieniędzy,
a my to robimy dla pieniędzy. Ten flow finanso-
wy nie powinien być celem, tylko narzędziem,
na który marketer ma wpływ, by go dobrze wyko-
rzystać. Prawdziwy benefit produktowy jest wyra-
zem prawdziwych potrzeb ludzkich. Tak sterujmy
przepływami, by prowadzić do spełnienia ludzkich
potrzeb. Wtedy sami będziemy bardziej ludźmi, ale
ASPEKT DUCHOWY
W TWORZENIU
WARTOŚCI RYNKOWYCH
też wypracujemy taki zysk, jaki jest potrzebny do
płynności procesów.
Jeśli w hipnozie mantry zysk jednak będzie celem,
a co gorsza wartość firmy, a co jeszcze gorsza –
wartość aktywów… i jeśli pozwolimy mechanizmom
giełdowym, spekulacyjnym by sterowały naszymi
poczynaniami… mechanizmom, które same są
sterowane programami do estymacji wyników
w globalnej, giełdowej grze składającej się
z milionów zakładów, to potem – banki światowe
w nas nie zobaczą ludzi… to – zmiecie nas tsunami
kryzysu, a w nas nie będzie silnego korzenia
wartości. Silne drzewa wiatr głaszcze.
Zawsze myślmy o drugim człowieku. O tym,
który produkuje, o tym, który jest naszym klientem,
sprzedawcą, który pracuje na szeregowym sta-
nowisku, ale kupuje w Biedronce, która ma już
tak narodowe znaczenie. Czy on jest zmęczony,
spragniony, stęskniony… Czy chce być bohaterem,
odkrywcą, dobrym rodzicem, dziadkiem, przyja-
cielem. My tylko pozwalajmy, by to kim chce być
i co chce zaspokoić – było dla niego dostępne
w odpowiednim czasie, miejscu i cenie. Może będzie
to wartość przekazu marki, ale… co tam marka.
Zawsze myślmy o drugim
człowieku. O tym, który
produkuje, o tym, który jest
naszym klientem, sprzedaw-
cą, który pracuje na szerego-
wym stanowisku
4
Wydawać by się mogło, że jak „idę biegać”, to
egoistycznie tracę czas. Tego czasu coraz mniej. Zasób
o stałej podaży i nieustająco rosnącym popycie.
padają mi skrawki szkoleń z pamięci „zarządzaj
czasem, nie zadaniami”… A ja tak beztrosko zakładam
buty, wkładam do ucha lekcje angielskiego i ruszam.
Organizm z oporem przyjmuje pierwsze metry. Nie
dziwne… coraz rzadziej biegam, coraz starszy jestem.
Ech… te przekonania… ograniczające. Homo sum.
Wyłączam ten angielski. I tak nigdy nie przejdę na
poziom zaawansowany. Wciskam Budda Bar i w końcu
nogi, ciało łapie rytm. Myśli, jak piłki na wodzie,
odbijają się od głazów codziennych problemów
płynąc ze mną. Tylko, że ja zostaję na brzegu tej rzeki
itylkojeobserwuje,niewiemgdzieichdrogamaujście.
Bo jestem w chwili tu i teraz.
Ale to też nie taki wielki problem. To już przećwiczy-
łem - jesteś na dnie własnej niemocy. Robisz trzy-
dziestą pompkę, dziesiąty kilometr, trwasz drugą
godzinę histerii dwulatki, która jest głodna i nie da się
jej do niczego przekonać, na koncie masz parę tysięcy
złotych, a firma kosztuje cię blisko stówę miesięcznie,
a na pensje nikt nie będzie czekać, podatki trzeba
płacić. A ty masz wstać, podnieść się, by inni mogli się
na tobie oprzeć. Skąd wziąć siłę?
Dawno nie biegałem. Codziennie chcę. I nie mam
siły. I przez to siły tracę. Bieganie to nie remedium na
bolączkę słabości. Ot taki sam kanał otwarcia na dia-
log z czymś co jest poza mną (a nawet lepszy, bo nie
oczywisty i nie wymuszający formułę), jak klękanie
w kościele. Pustym, pełnym ciszy i energii miliona
modlitw i próśb. Nawy,jak wielkie uszy Boga otwarte
na wymianę duszy zamkniętej, wewnętrznej z abso-
lutną, zewnętrzną. Trudności codzienności wylewają
się sklepieniami czakry korony z czubka głowy – zosta-
wiając błogą ciszę i pozwalając na powolne rozżarza-
nie się struny meridiana. Pulsujące z niej ciepło zgrywa
się z równą pracą mięśni i oddechu. Wbiegam w ciem-
ny las. Bez czołówki, z ryzykiem kolejnego zwichnięcia
nogi, co zresztą za często ostatnio mi się to zdarzało…
Nie obudzę siły swojej jeśli nie poświęcę jej od po-
czątku innym. Na inauguracji nowego biura miałem
speech, lekko „bez brzegu” ani celu, ale tylko na
ten temat, że tworzyć trzeba rzeczywistość dla in-
nych. Podpity byłem by zneutralizować ból niemocy,
by wprowadzić siebie w schemat poznawczy. Po co
mają wiedzieć, że mnie tam w sumie nie było, że to
BIEGNĄC...
biuro nie ma znaczenia dla mnie, że nie chodzi nawet
o firmę, nie o pieniądze, nie o biznes… I czemu się
oszukuję nie-świadomością, że mózg wypiera „nie”.
Tak – o to też. O twardy cash. Też. Chodzi. Biegnie.
Biegnę więc.
Ten rytm dobrze złapać. Dobrze mieć świadomość,
że to wąska brama prowadzi do raju, że to przez
eksperyment można się rozwijać, że to przez prze-
kraczanie granic i schematów można budować nowe
wartości. Dobrze to wiedzieć i dobrze to robić. I to
umiem. Chyba to w sobie lubię najbardziej. Nowe lądy
poznawcze. Nie tylko w sobie, ale też. Też na ryn-
ku, w nowych możliwościach, tych których nie było.
Większość Klientów Umbrelli to ludzie otwarci. Więk-
szość podejmuje argumenty. Niektórzy zgadzają się
i pozwalają realizować śmiałe projekty. W zarządza-
niu ryzykiem i kasą pomaga mi już dobry zespół. Już
wiem, że to nie iluzja, a rzeczywista wartość. Umbrel-
la Marketing Group. W przyszłym roku 10 lat. I dalej
do przodu. Czas bym ja sam zniknął. Wartość stanie
się obiektywna.
Staję więc. Podpinam się pod biegnący świat i – mając
tam detektory – patrzę jak mnie mija. Nie mam
zadyszki. Oddech równy. Mięśnie rozgrzane. Czuję
dokąd to zmierza, ale nie mam pewności czy za mgłą
jest przyszłość. Czujniki przestają działać – mijający
świat nie wie jaki sygnał wysłać mi z przyszłości. Ale
jest rzecz ważniejsza. Zestaw bodźców wygasł. Świat
minął. Stanąłem. Wstaje dzień. Nad Lasem Kabackim
unosi się mgła i rozsrebrza przejrzałą zieleń sierpnio-
wą. Wiem, że wystarczy wbić palce w glebę by poczuć
tętno wstającego dnia, ale nie chcę. Wolę glebę
poczuć kolanami. I twarzą.
Jestem słaby. Siłę biorę ze słabości. Pokora. I pewność
siebie. Jestem grzeszny. Bo mam sumienie. Wrażli-
wość daje mi godność. Sam nic nie podniosę. Potrze-
buję płaszcza. Zbroi. Warstwy energii. Ubrania zrów-
noważonych przekonań, umiejętności; sprawnego
dostępu do wszelkich zasobów, z którymi się urodzi-
łem, a które tylko cały proces kształtujący moją oso-
bowość mógł się zmierzyć by poodbierać. To ja. Ja nie
jestem „ego-mną”. Bycie sobą nie oznacza zdefinio-
wanie zestawu cech poznawczych.
I teraz dopiero wpinam palce w glebę. Dzień wsta-
je. Nadaję rytm na uszy, na mięśnie, na plan dnia,
na cele, na misję dnia. Będzie dobrze. Damy radę.
Bieganie to nie remedium
na bolączkę słabości. Ot taki
sam kanał otwarcia na dialog
z czymś co jest poza mną...
Jakiś czas temu jeden korpomanager przy korpo-
kawce rzekł „co ci młodzi tak ciągle gadają o tym
rozwoju, że chcą się rozwijać, że firma nie daje im
możliwości? o co im chodzi? robotę trzeba dobrze
robić, a w każdej firmie jest tak, że po jakimś cza-
sie adaptacji, to nie ma już tego efektu nowości,
poznania”. Słodkie cytryny czy kwaśne winogrona?
Coś w tej postawie jest jedna sfrustrowanego…
Jest w tym jednak też trochę prawdy – dojrza-
łe firmy potrzebują funkcjonować, zabezpieczyć
ciągłości procesów, a do tego po prostu trzeba
wykonywać określone, często powtarzalne operacje
i zarządzać nimi tak, by przynosić korzyści firmie.
Myślę, że więcej jednak w tym nieprawdy. Rozwój
to postawa parcia do przodu w coraz dynamiczniej
zmieniających się uwarunkowaniach otoczenia
rynkowego. To postawa zarówno osobista, jak i kul-
tura całej organizacji, która jest świadoma wystę-
pujących zmian i stara się w tych okolicznościach
odnajdywać jak najefektywniej dla swojej podsta-
wowej funkcji, czyli generowania zysku.
Tak, zgadzam się, że rozwój jako motywator jest
często zbyt mocno eksploatowany, zwłaszcza na
poziomie deklaracji. Jednak przy zachowaniu wiary
w sens nastawienia rozwojowego te deklaratywne
powtórzenia mają moc autosugestii. Dzięki temu
podświadomie zmiany, nowe uwarunkowania,
wyzwania stanowią o postawie nacechowanej
otwartością, a nie obawami. Organizacje muszą
dziś mieć charakter uczący się, świadomy koniecz-
ności brnięcia w koszty błędów poznawczych. Nikt
nie zrobi za nie, ani za żadnego managera tam
zatrudnionego, tej pracy polegającej na ciągłym
podejmowaniu decyzji o tym jak ma wyglądać ich
oferta i procesy w układzie odniesienia współczes-
MANTRA
ROZWOJU
nych trendów i sił napędowych otoczenia bizneso-
wego.
Rozwój jest w końcu potrzebą odnoszącą się do
funkcji samorealizacji każdego managera. Jednak
jeśli prawdziwe jest zjawisko dywersyfikacji
poziomów kompetencji w firmach, a właściwie
polaryzacji, by z jednej strony mieć pracowników
„operacyjnych”, a z drugiej „topmanagerów” (bo
średni szczebel wygasa), to powstaje sytuacja,
w której awanse czekają tylko faktycznie utalento-
wanych pracowników. Nie ma miejsca dla długiej
ścieżki kariery – jest moment przyjęcia do zespo-
łu, opanowania pracy operacyjnej, „wyinkubowa-
nia” w sobie potrzeby rozwoju, intensywnej pracy
wewnętrznej ponad bieżące potrzeby stanowiska
i …awans od razu ostro w górę. Spójrzmy na struk-
tury HR supernowoczesnych firm odnoszących
teraz spektakularne sukcesy. Nie mówię o tzw.
„tajemniczych mistrzach”, czyli firmach o wąskich
specjalizacjach i zasięgu globalnym; nie mówię
o państwach-korporacjach… tylko o nowych, silnych
firmach technologicznych, informatycznych, z sek-
torów przyszłościowych. W nowoczesnych organi-
zacjach struktury są płaskie i parę tylko, a nawet
może i tylko dwa poziomy zarządzania. Pracownicy
liniowi, operacyjni, których pracą steruje zmyślny
softorazciągnącyfirmędoprzodu,pracującygłównie
w kulturze projektowej, zespół liderów. Dlatego
tylko faktyczne talenty przechodzą w górę. Dlatego
większość zostaje w dole.
Dlatego warto mówić, myśleć o rozwoju. Bo tak jak
sukces firmy zależy od takiej postawy, tak sukces
personalny również.
W nowoczesnych organiza-
cjach struktury są płaskie
i parę tylko, a nawet może
i tylko dwa poziomy zarzą-
dzania.
6
OMMM
7
Jeśli marka ma osobowość, wartości, itp. – to staje
się podmiotem, który ma prawo nadawać do mnie,
konsumenta, komunikat. Faktycznie ja, marketer,
tworząc markę myślę gł. o komunikacie, tak więc
jej podmiotowość jest niejako hologramem przeka-
zu. Marka tak naprawdę nie istnieje, jest wytworem
umownym. Ale też tak naprawdę istnieje, bo staje
się częścią naszej, konsumentów, tożsamości.
Nie wszystkim markom dajemy prawo do stano-
wienia naszej „składowości”. Marki samochodów,
motocykli, kultowe zespoły muzyczne, perfumy,
wybranealkohole,ubrania,słowem–markiwysokiej
ekspozycji – mają większe kompetencje w tym
kierunku. Ich konsumpcja jest afirmacją określo-
nego stylu życia. Mając słabszą osobowość będę
ją dobudowywał mitem marki samochodu, którym
jeżdżę. Na poziomie RTB bardzo szybko znajdę
usprawiedliwienie, a na poziomie emocji dobrze się
czuję w kształcie danego brand’u.
Temat do dyskusji o kompetencjach marki w ich
ingerencji w naszą osobowość, tożsamość, wartości
zaczyna się w momencie kiedy mamy do czynienia
z aspiracjami niektórych marek do szerokopojęte-
go lifestyle’u. Nie jest to jeszcze duży problem jeśli
markapoprostupodpinasiępodtrendy,choćczasem
może to wyglądać karykaturalnie. Mentalnie
jednak pozwalam, „daję moje prawo” całej serii
różnych kategorii do tego by były „fashion” –
zwł. te, którymi otaczamy się w życiu.
Na szczęście nie mam w domu telewizora. Czasem
nocując w hotelach oglądam z coraz większym
zdziwieniem reklamy roztworów ze skór świńskich
z cukrem i dodatkami smakowymi, które szczęśliwe
matki mają kupować zdrowym dzieciom do szkoły.
Otrzeźwia mnie to, że jeszcze jest massmarket,
NA CO POZWALAM MARCE?
JA, KONSUMENT.
JA, MARKETER.
choć kurczy się z roku na rok. Nawet cieszę się,
że walec tanich marek dekonstruuje tę serie mi-
krowojen o mikrosegmenty produktów marko-
wych, które są i będą coraz mniejsze, słabsze.
Z drugiej strony uppermarket wciąż szuka odpo-
wiednich dróg nie mogąc otrząsnąć się z niszo-
wości. Machina massmarek jednak utrzyma się
jeszcze wiele lat, a konsumenci w reklamach będą
mlaskać zajadając się cukrem w ładnych opakowa-
niach, czy wcierać kosmetyki z [tu uwaga na spe-
cyficzną, dokładnie taką samą intonację w wielu
reklamach kremów] „unikalną formułą”. Zawsze
powtarzam – każdy trend rodzi równie silny kontr-
trend. Ta mantra reklam prowokuje powstanie
nowej grupy konsumentów – chcących kupować
produkty nieprzetworzone, a na swojej skórze nie
mieć „technologii”.
I właśnie jeśli taka masowa reklama, za przepro-
szeniem, batoników, czy wafelków ma wchodzić
w obszar wartości, czy tożsamości, ignorując, że
duża część społeczeństwa może być uwrażliwiona
na tym punkcie, to myślę, że taka marka, rekla-
ma – skalkulowała reakcję kontrowersyjną i tym
samym przekroczyła swoje kompetencje. Wpisa-
łem w Google’u „reklama Grześków”. Nie kliknąłem
żadnego linku, ale tylko widzę od góry: Fronda,
Wyborcza i… Kominek. Nie byłem zainteresowa-
ny wejściem na ten link, ale chciałbym skomento-
wać tekst, który był widoczny pod nim z poziomu
Google, w którym są brawa za odwagę i stwier-
dzenie, że w reklamie nie ma absolutnie nic co
może kogoś obrazić. Jaką odwagę? Przecież to jest
kalkulacja – jeśli prowokujesz konflikt na poziomie
wartości, to on rozgorzeje i na reklamę wydasz
parokrotnie mniej niż jakbyś oklepywał ten sam
insight. Wiadomo jaka jest grupa docelowa,
jak kształtuje się w niej poziom tożsamości i można
8
„ryzykować”. Być może też nie jest prawdą, a przy-
najmniej być może jest wyrazem zaufania do wła-
snych opinii, może nadmiernego, że ta reklama
nikogo nie obraża. Zbiorem jednostek jest środowi-
sko społeczne reprezentujące wartości tradycyjne
i mam wrażenie, że zareagowało ono w sposób
pozwalający na interpretację, że jest właśnie
urażone. Można nie zgadzać się z systemem wartości
tego środowiska, ale trudno nie zauważyć faktu,
że jest ono oburzone.
Marka produktu, który aspiruje do poziomów wyż-
szych, nawet do tożsamości jest w tym wypadku
również listą asortymentową wafelków. Ja osobi-
ście nie daję prawa takim markom do wchodzenia
w obszary prowokujące konflikt wartości.
Cieszę się jednak, że pojawiło się to zjawisko, bo
jego efektem w moim przekonaniu będzie dal-
szy progres odejścia całej masy konsumentów od
nachalnego brandingu. Mam nadzieję na to,
że marki mogą reprezentować prawdziwe wartości
w funkcji spełnianych potrzeb, a konsumenci
(mimo wysokiej świadomości marek bijących się
o ‘top of mind’) docenią w swoich decyzjach na-
bywczych to, że jakość jest funkcją zaspokojenia
potrzeb. Do tego potrzeba mocnych i świadomych
nabywców. Takie sytuacje kontrowersyjne zwięk-
szają siłę nabywczą prosumentów. Ciekawy jestem
czy za 10 lat producenci będą jeszcze tak śmia-
ło wbijać nam w głowę świadomość marek junk-
-food’owych na poziomach tożsamości i wartości,
czy konsumenci po prostu nie strzepną kurzu na
ten Edom i odwrócą się na pięcie. Chciałbym tego.
Marketing nie zniknie, ale osobiście nie potrzebu-
ję w tym obszarze działań, które można zakwe-
stionować pod kątem etyki. Przy czym – wstrzy-
muję się od własnych opinii i nie wyrażam tego
czy ta czy inna reklama mnie obraża. Ja osobiście
po prostu nie daję kompetencji tym markom do
wchodzenia na takie zakresy tematyczne. Chodzi
mi o pewną spójność przekazu wartości kategorii
produktowej z przekazem konkretnej marki z tej
kategorii. Można pójść w humor, w wizualne sko-
jarzenia sensoryczne, nawet w lifestyle, choć jak
pisałem czasem może to być karykaturalne w tak
szybko zmieniającym się otoczeniu komunikacyj-
nym. Można sprowokować BTL’em, można popene-
trować rodzące się potencjały uppermarketowe czy
downmarketowe. Można wiele. Oczywiście więcej
to kosztuje niż prowokacja na poziomie wartości,
ale chciałbym zobaczyć rachunek na koniec dnia.
Tzn. czy takim Grześkom naprawdę się to opłaci?
Nie teraz. Za rok. Jak już skończą się promocje,
ekspozycje, dyskusje i pamięć konsumentów. Być
może ci obrażeni pozostaną obrażeni, a ci zachwy-
ceni zachwycą się czymś innym. Aż do momentu
ukształtowania w nich silnej osobowości, która nie
daje prawa markom do wchodzenia na ten poziom
dyskusji. Hope so.
oglądam z coraz większym
zdziwieniem reklamy roz-
tworów ze skór świńskich
z cukrem i dodatkami smako-
wymi, które szczęśliwe matki
mają kupować zdrowym
dzieciom do szkoły
9
„Trzymaj gardę” to zły tytuł. Nośny i „sexy”,
dotyczy ważnego obszaru, o którym chcę mówić –
o postawie, ale zawęża zakres treści do sztuki walki.
Tymczasemwojowniktotylkopierwszyetaprozwoju.
Nie bez przyczyny konfucjanizm to nauka dla
młodych adeptów rządnych trudnych dróg, dyscy-
pliny i jasnych podziałów. Walczy się na froncie,
często w sprzedaży, gdzie łatwo jest wytyczyć cele
i kierunki działań taktycznych i operacyjnych.
Po wojowniku myślę, że jest właśnie manager,
który już ma perspektywę strategiczną i którego
rolą, jak zawsze powtarzam, jest optymalizowanie
procesów celem maksymalizacji korzyści dla firmy.
Najlepsi managerowie zarządzają wielkimi spółka-
mi i są na świecznikach pism biznesowych. Czasa-
mi nie są, bo przecież duże pieniądze lubią ciszę.
Kolejny etap to mentor / coach / opiekun. Tu już
często schodzisz ze świecznika, bo wiesz, że świa-
tło jest w Tobie. No i na końcu jest duch. Duch to
nie jest ktoś niematerialny, tylko ktoś kto porusza
przestrzenie i pozwala przepływać potencjałom.
A Ty kim jesteś w tym modelu? Wojownikiem, ma-
nagerem, mentorem-przewodnikiem, czy duchem?
Osobiście mam ambicję być duchem, ale nie prze-
stać być wojownikiem. Chcę wyłamać się z tego
schematu, jak z wielu innych. Czy można trzymać
gardę i modlić się w tym samym czasie? Co na to
ksiądz próbujący włożyć mi komunię na mszy? ;)
KONSTRUKCJE
Zgodnie z teorią postawa składa się z wiedzy, emo-
cji i zachowania. Zachowanie to tylko wierzchołek
góry lodowej. Emocje niejednokrotnie są szybsze
od wiedzy – bardzo często nie znamy całokształ-
TRZYMAJ
GARDĘ! CZ.1
tu sprawy, wobec której od razu mamy zdecydo-
waną emocjonalną postawę. Co więcej – jestem
przekonany, że w ogóle nie jesteśmy w stanie mieć
obiektywnej i pełnej wiedzy na jakikolwiek temat,
bo mózg nasz ma w tym zakresie zbyt dużo ogra-
niczeń. Widzimy sprawy fragmentarycznie, najczę-
ściej nie znamy procesu kształtowania się danej
kwestii, czy zagadnienia, czy motywacji jej opo-
nentów. Ulegamy iluzji, bo przecież widzimy jasno
klarowny obraz sytuacji. Widzimy tylko to, co na
skróty rysuje nam nasza mapa wartości, przeko-
nań, emocji wynikających z doświadczeń; sytuacji,
czy stanu, w którym jesteśmy. Tych uwarunkowań
praktycznie nie sposób skwantyfikować.
Mózg nasz jednak, połączony z ciałem, potrafi
działać bezbłędnie i błyskawicznie. W momencie
jak buszmenowi za plecami zaszumią gałęzie w
nietypowy sposób – ten błyskawicznie się odwraca
i w ciągu ułamka sekundy wie czy to przyjaciel,
wróg, czy zwierzę. Stąd trafność ocen wynikają-
cych z pierwszych wrażeń na spotkaniach bizneso-
wych, czy rozmowach rekrutacyjnych. Działa nasza
intuicja i to działa lepiej niż świadoma „deklaratyw-
ka” takiej czy innej postawy.
Postawa jest związana także z poziomami nuero-
logicznymi, o których uczył Robert Dilts. Zacho-
wujemy się podobnie lub w opozycji do naszego
środowiska, które to jako poziom bazowy stano-
wi o naszej postawie. Najczęściej podobnie, a nie
w opozycji, bo większość ludzi, z powodu konfor-
mizmu społecznego, czy potrzeby przynależności,
jest nastawiona na szukanie podobieństw. Na po-
ziom zachowań wpływają też nasze umiejętności
i przekonania. Tu możemy sporo wypracować
swojego potencjału rozwoju, ale do tego trzeba
determinacji, a przede wszystkim świadomości
Wyobraź siebie – czy jesteś
spójny czy skonfliktowany
w tym świecie uwarunkowań
kształtujących Twoją posta-
wę?
10
tego ile możemy zyskać dzięki nowym umiejętno-
ściom i pozbywając się ograniczających przekonań.
No i – dalej ciągnąc temat poziomów neurologicz-
nych – dochodzimy do poziomu wartości.
Wartości są kluczowe zarówno w kierunku motywa-
cji, postawy, no i zachowań będących komponen-
tem postawy i poziomem naszego funkcjonowania,
zwłaszcza w relacji z innymi ludźmi. Wartości są
trwałym elementem naszej osobowości, dość trud-
nym do zmiany. Są źródłem energii do działania.
Scheler wyróżnił między innymi grupę wartości
witalnych, hedonistycznych i utylitarnych. Wśród
witalnych znajdą się np. zdrowie, rodzina, tradycja.
Hedonistyczne są związane z poszukiwaniem
przyjemności, odkrywaniem, smakiem. Utylitar-
ne z wygodą, łatwością. Konflikty na poziomie
wartości są z zasady nierozwiązywalne. Jeśli świa-
topogląd zdefiniować jako werbalizację swoich
wartości, to dyskusje polityków na arenie sejmo-
wej zawsze będą pogłębiać podziały społeczne.
Posłowie są reprezentantami narodu, a ten jest
zbiorem jednostek eksponujących różne wartości.
Statystycznie pewno da się to uprościć do opozycji
tradycjonalistów i liberałów. No cóż – w historii nie
jeden człowiek zginął tylko dlatego, że miał takie,
a nie inne przekonania.
Ważna jest spójność.
Jeśli podpinamy się
pod wartość „rodzina”,
„tradycja”, „zdrowie”,
a jednocześnie potra-
fimy gotować, mamy
przekonanie, że polska
kuchnia, z dziada-pra-
dziada jest zdrowa, to
w niedzielę, po koście-
le, na stole, przy telewi-
zorze, wyląduje kotlet
schabowy z ziemniakami i surówką. Jeśli podpina-
my się pod wartości „odkrywanie”, „przyjemność”,
to będziemy kulinaryzować się we włoskich knajp-
kach, po czym lansować się tym co zjedliśmy na
przyjęciach ze znajomymi. Mimo tego, że mamy
tendencję do określania jednego modelu jako no-
woczesny, a drugiego jako tradycyjny, to w prakty-
ce oba są tak samo ograniczającymi schematami.
Podobnie na wyższych poziomach – tożsamości,
duchowości – jedna grupa będzie bronić krzyża,
a druga albo nie podejmować tematu świata
niematerialnego albo poszukiwać w różnych
kulturach i religiach zaspokojenia duchowego
głodu albo też pozostać w wierze chrześcijańskiej,
z tym, że z rosnącym dystansem do toruńskiej
opcji wyznaniowej.
To wszystko jest bardzo przewidywalne, wręcz
nudne. Z tych uwarunkowań emocji, zachowań,
poznania (tu dochodzi jeszcze kwestia zmysłów
i ich znaczenia w poznaniu), dalej – wartości,
przekonań, umiejętności, środowiska i wyżej –
tożsamości (kim jestem) i duchowości… z tych
wszystkich uwarunkowań wynika to jak wyglądamy
przed samymi sobą. Jaka jest nasza postawa,
której wynikową jest bieżące nastawienie do okre-
ślonego bodźca ze świata zewnętrznego.
Wyobraź siebie – czy jesteś spójny czy skonflik-
towany w tym świecie uwarunkowań kształtują-
cych Twoją postawę? Jesteś wyprostowany, czy
zgarbiony? Emanujesz siłą czy rozdarciem, przez
którego szczelinę ucieka Twoja energia? Jaką masz
konstrukcję? Jakie masz wartości?
DEKONSTRUKCJE
A teraz wyobraź sobie, że nie masz wartości,
granic, zależności. Nie komplikuj się. Urodziłeś się
bez tego całego ubrania przekonań, osądów.
Przypomnij sobie teraz cokolwiek, dobrego, złego.
Co wydarzyło się niedawno, a może czego się spo-
dziewasz. Czy nie jest tak, że od razu masz do tego
czegoś jakiś stosunek? Lubisz to, lub nie lubisz;
oceniasz, że jest takie lub siakie. Od razu chcesz
to nazwać, dookreślić, umiejscowić, zlokalizować
w swojej mapie odniesień. Po co? Nie dajesz szan-
sy temu czemuś, by powiedziało do Ciebie o sobie
swoim językiem. Od razu stajesz się uboższy więc
o dialog, wymianę.
Czy rozmawiałeś kiedyś
z kimś, kto nonstop
gada, którego trudno
przegadać? Najtrudniej-
sze są takie spotkania
biznesowe, bo nie roku-
ją dobrze na współpra-
cę, jeśli współpracę zde-
finiować jako wymianę.
Taki człowiek jest bo-
wiem zamknięty na to,
co możesz mu dać. Jeśli
ktoś mówi przez 90% spotkania i nie jest to bynaj-
mniej ani wykład ani prezentacja jakiegoś raportu,
tylko zwykłe spotkanie, rozmowa biznesowa,
to taki człowiek skupia się tylko na wypowiadaniu
siebie, a nie ma chęci wysłuchania tego, co mu
możesz przekazać.
Stop! Można tak myśleć, owszem. Ale taka myśl
o takim gagatku jest właśnie przykładem zamknię-
cia, dookreślenia i ustosunkowania się do takie-
go rozmówcy. Słyszałem o wierszu, którego nie
pamiętam, ale w którym było napisane, że dziecko
od momentu, kiedy wie, że ten latający stwór ze
skrzydłami i dziobem jest ptakiem, to już mu się
nie przypatruje, nie obserwuje z zadziwieniem, ale
od razu nazywa „ptak!”. Słowo tyle samo otwiera,
co bardziej nawet zamyka. Jedną z ciekawszych
kwestii, jaką wyniosłem od autora „Coaching TAO”,
Macieja Bennewicza, jest stwierdzenie, że rzeczy-
wistość nie wymaga jej organizowania; ona sama
sobie z tym poradzi, nie trzeba jej pomagać.
A więc rozmówca nonstop gada, a Ty chcesz by była
to rozmowa, dialog. Też ogranicza Cię przekonanie,
Nie komplikuj się. Urodziłeś
się bez tego całego ubrania
przekonań, osądów.
11
że tak właśnie powinno wyglądać to spotkanie.
Przez chwilę nie musisz myśleć o swojej postawie,
nastawieniu, emocjach, zachowaniu, czymkolwiek.
Nie oceniaj i nawet nie odbieraj komunikatów
od tego rozmówcy. Daj sobie czas. Pograj zmien-
nością asocjacji i dysocjacji w tej konkretnej sytu-
acji. Wyluzuj się. Miej nowe przekonanie, że każdy
człowiek może Cię czegoś nauczyć, że coś Ci może
dać, o coś wzbogacić. W Tobie od razu następu-
ją wtedy zmiany – cieszysz się, że ten człowiek
pozwolił Ci osiągnąć taki stan. Spokojnie możesz
ocenić sytuację, czy Twoja postawa powinna utrzy-
mywać zmonologizowany model spotkania, czy
raczej go przełamać. Jaki scenariusz da większe
szanse na Twój sukces z tego spotkania? A jeśli
zechcesz przejąć inicjatywę nadawczą w tej
rozmowie, to w jaki sposób? Poprzez postawienie
rozmówcy w sytuacji nietypowej, konfrontacyjnej?
Popatrz – nie oceniając, nie dookreślając, nie za-
mykając „ptaka słowem”, a odnosząc się do zaso-
bów nienazwanych, które są Twoimi pokładami,
w jednej chwili odzyskałeś kontrolę nad sobą i sy-
tuacją. Teraz dalej prowadź to spotkanie, jedno-
cześnie go nie prowadząc. Pozwól, że ono samo
się poprowadzi. Nie skupiaj się na tym. Po prostu
zawierz intuicji, swojej naturze. Podepnij się pod
energię wiary i nadziei, że wszystko będzie dobrze.
Zanim przyszedłeś na to spotkanie miałeś pew-
no obraz siebie, który wychodzi z sali konferen-
cyjnej ściskając z satysfakcją dłoń potencjalnego
kontrahenta. I byłeś to Ty zadowolony z przebiegu
spotkania. Podświadomie do tego doprowadzisz.
Nie myśl zbyt dużo.
Właśnie – czy dla Twojego wewnętrznego bogactwa
potrzebne są nazwane wartości? Czy musisz mieć
przekonania? Czy musisz wiedzieć, stwierdzać,
określać; mieć stosunek taki czy inny do tej czy
innej sprawy? Lepiej się z tym czujesz? Jesteś wtedy
mocniejszy? Właśnie nie! Łatwiej można Cię poko-
nać, bo wiadomo jakie są Twoje granice. Ty sam
je wytyczasz i tym samym się kurczysz, zmniej-
szasz, słabniesz. Powtarzasz swoje słowa, codzien-
nie utwierdzasz w swoich przekonaniach podlega-
jąc iluzji, że ten proces Cię wzmacnia i nie widzisz,
że właśnie jesteś słabszy, bo bardziej ograniczony.
Mężczyzna koło 40tki wychodzi z nowego SUV’a
na parkingu marketu. Podchodzi do niego żebrak.
Dialog przewidywalny. Nie są z dwóch planet. Są
z tej samej dzielnicy. Dla jednego marka auta jest
afirmacją jego stylu życia, ekspozycją pozycji spo-
łecznej; a dla drugiego punktem oceny siebie sa-
mego. W swoich iluzjach wiedzieli o sobie wszystko,
co było im potrzebne do zachowań wobec siebie.
Nie mieli cienia wątpliwości co mają robić. Tym-
czasem wątpliwość jest dobra, bo wyplata nas ze
schematu. A jakby dopuścić do siebie, do swojej
przestrzeni drugiego człowieka? Nie organizo-
wać tej przestrzeni przyjęciem roli w tym teatrze
reakcji? To może zależy ile ma się na co czasu. Co
prawda nie mam nowego SUV’a, ale póki co nie
jestem żebrakiem pod marketem, więc wczuwając
się w rolę tego faceta koło 40tki, to jak mam pół
godziny na zakupy, to po prostu dam lub nie dam
żebrakowi te dwa złote, a jak mam dwie godziny
na spotkanie biznesowe, na którym mogę sprzedać
usługi za sto czy dwieście tysięcy złotych, to gra
zaczyna być ciekawsza.
GARDA
Garda to postawa. Zbiór energii z ciała układają-
cy się w podniesione pięści, zakrywające twarz,
odpowiedni rozstaw nóg, napięcie ciała i uwagi.
To w jednej chwili skoncentrowany Ty, stanowiący
zbiór wszystkich uwarunkowań, od środowiskowych
12
do tożsamościowych, od tego co umiesz, czujesz,
wiesz, do tego jak tętni Ci krew w żyłach.
Jeśli zobaczysz cios idący w Twoją stronę lub wolną
przestrzeń na zadanie ciosu – Twoja wyćwiczona
reakcja pozwoli Ci bezbłędnie zareagować. Ale…
Nie mów „teraz!” kiedy puszczasz cięciwę łuku,
bo Twój oddech zmieni kurs strzały, a zwierzy-
na usłyszy i zdąży uciec. Nie myśl o przeciwniku,
że jest słabszy, silniejszy, bogatszy, głupszy,
pozamykany, czy nazbyt otwarty. Ty nie musisz
reagować, nie musisz być reaktywny. Ale możesz
w swojej gardzie być bardzo proaktywny. Prowo-
kujesz otoczenie samym byciem tu i teraz, w peł-
nej koncentracji, uważnie nasłuchując, obserwując
i wyczuwając, a jednocześnie pozwalając rzeczom
i ludziom być takimi jakimi są.
NLP mówi o tym, że wystarczy, że przyjmiesz
postawę dumną, wyprostowaną, a ludzie zaczną
Cię szanować, poważać. Tego typu akcja-reakcja
działa w dużej mierze bezwiednie. Twoja „garda”
może być otwartą i przyjazną postawą ciała, ze
wszystkimi elementami świadomego zarządzania
jego mową. Postawa, ton i modulacja głosu – to
są podstawowe narzędzia managerskie i z pew-
nością masz ten zakres umiejętności opanowany.
Zakotwicz jednak w swojej świadomości „gardę”
jako stan umysłu i ciała, w którym masz dostęp do
szerokiego spektrum swoich pokładów. Uświadom
sobie schematyczną konstrukcję swoich wartości,
przekonań, tego co umiesz, co lubisz, jak się w tej
sytuacji czujesz i dlaczego. Od razu potem odpłyń
od tego siebie, zdysocjuj się, stań się wodą i po-
wietrzem, poszukaj odpowiedzi na pytanie co mówi
do Ciebie ta konkretna sytuacja, co ona Ci daje,
jak zorganizować swoją energię wobec niej. I pod-
nieś gardę. Obserwuj czy idzie cios, czy masz pole
wyprowadzenia własnego. I jak to zrobisz.
To szczególna zmiana, która powinna nastąpić
w jednej chwili. Jedno jest pewne – od tej chwili
nie jesteś przezroczysty, nie jesteś obojętny, letni,
jak w Dostojewskim, czy Biblii – jesteś wyrazisty,
prowokujesz karmę, co jest właściwie naszym
chrześcijańskim grzechem pierworodnym – ge-
nerowanie różnic. Ale nie jesteś na tę karmę, czy
grzech skazany. Bo nie musisz mówić „teraz” wy-
puszczając strzałę z łuku. Po prostu jesteś częścią
sytuacji, ale też jej osią, punktem centralnym.
Przejąłeś ciężar na siebie i Twoja energia skoncen-
trowanego wyobrażenia efektu spotkania emanuje
na otoczenie, które teraz już nic innego nie ma
do zrobienia jak tylko samo zorganizować się
w kierunku spełnienia Twoich oczekiwań. Być może
nawet nie będziesz musiał nic mówić, ani robić.
Możesz być wojownikiem i duchem w tej samej
chwili. Teraz.
Garda to postawa. Zbiór
energii z ciała układający się
w podniesione pięści, zakry-
wające twarz, odpowiedni
rozstaw nóg, napięcie ciała i
uwagi.
13
Paweł Lejman, wspaniały manager, napisał do mnie po
przeczytaniu tego co napisałem: „Garda to też ładne
jezioro we Włoszech. Południe w klimacie śródziem-
nomorskim, północ w Alpach. Może Cię zainspiruje
do drugiej części?”.
oczytałem o tym jeziorze. Faktycznie duże i piękne,
z czystą wodą. Miejsca, te które codziennie odwie-
dzamy, te do których dążymy i te, które są w naszych
wspomnieniach – to stany naszej świadomości. Zestaw
wyobrażeń kształtuje płaszcz emocji, w którym czuje-
my się dobrze albo źle. Nasze działania prowadzą nas
do tego miejsca w nas samych, w którym jesteśmy
spójni, scaleni.
Są techniki dochodzenia do swojej Gardy, jako miej-
sca, w którym można „odnaleźć siebie”. Nie chodzi
o mityczne obrazy źródła, czy drzewa życia. Większość
ludzi traktuje ten swój upragniony „port” starań jako
rajską plażę, miejsce wolne od problemów, gdzieś
daleko stąd. Zgodnie z zasadą entropii kładziemy się
na gorącym piasku podłączeni do słońca i błękitnego
morza. To koniec naszej drogi krzyżowej. Paradise.
4.500 od osoby. Tyle uzbierasz po roku ciężkiej pracy.
Tyle Ci się też należy. Wróć więc potem z bólem rze-
czywistości na bruk codzienności, do Polski walczącej
o chleb powszedni, by dalej pracować i zbierać na
kolejny wyjazd. Ile takich cykli można przeżyć do zmę-
czonej emerytury, której nie będzie… nic nie będzie,
bo raj już był.
Długa odnoga jeziora Garda wrzyna się w majesta-
tyczne góry, skąd spływa czysta woda. Tymczasem na
„mym wall’u” świeci zdjęcie fighter’ów z ringu „Wszyst-
ko czego chciałem – nic z tego nie przyszło mi bez wy-
siłku!”. Góry symbolizują cel, wysiłek. Szczyt marzeń,
osiągnięć. Są świetną pożywką do tworzenia metafor
trafiających w ambicje biznesmenów, managerów.
TRZYMAJ GARDĘ CZ.2
– GARDA TO PRZESTRZEŃ,
NIE TYLKO POSTAWA.
Z perspektywy samolotu Alpy wyglądają inaczej niż
z początku drogi pod górę. Człowiek faktycznie jest
malutki stojąc na szczycie i dla majestatu gór nie
ma on znaczenia. Co najwyżej może być lekko irytu-
jący jego tupet, że stanął w miejscu, gdzie w sumie
nie ma co robić i nikt go nie zapraszał. Spełnia tyl-
ko swoje egocentryczne potrzeby. Dowartościowu-
je się swoim i tylko swoim dokonaniem. Wydaje
mu się, że zdobył szczyt, że jest panem świata,
że jest wielki. Tylko, że z samolotu czy z brzegu
jeziora, właściwie znikąd – wręcz go nie widać. Nic
nie zrobił dla świata, ale zdobył własny potencjał
skali tworzenia w sobie. To ma wartość. Póki co
właśnie tylko potencjalną i tylko dla niego.
POMIĘDZY BRZEGIEM JEZIORA A ROZPRZE-
STRZENIAJĄCĄ SIĘ PŁASZCZYZNĄ SUPERNOWEJ
Grawitacyjnie wtłoczone w cząstki elementarne
przeładowane masy materii i energii wywalane
z niewyobrażalną siłą na zewnątrz. To moment
cichy, wewnętrzny, bardzo ludzki. Kiedy już spali-
łeś ciało i blanta na tej rajskiej plaży południowych
brzegów jeziora, kiedy wróciłeś ze szczytów Twoich
potencjałów, które tylko Tobie służą zanim je uwol-
nisz i któregoś dnia, we wtorek lub środę, na trzeź-
wo, czy po paru drinkach zrozumiałeś, zrozumiesz
lub możesz zrozumieć, że… Cała zagęszczona masa
Twoich emocji, doświadczeń, możliwości i codzien-
nych starań ma sens tworzenia tylko wtedy, kiedy
Twój wpływ na świat będzie… w skrócie po prostu
dobry. Kiedy przestaniesz być internal, a zaczniesz
external.
Masz ogromną moc oddziaływania na Twoje otocze-
nie – najprostszy uśmiech do drugiego człowieka
powoduje w nim reakcję. Ale możesz tworzyć nie
tylko reakcje, a całe konstrukcje. Możesz budować
14
firmy, miejsca pracy, pisać książki, dawać wykłady,
czy… ofiarowywać szczęście swoim bliskim każdego
dnia, co wymaga dużo pracy i poświęcenia. Może
i brzmi to banalnie, jednak każdy ma ileś ról w życiu,
a może i jedną nad tym misję. Przynajmniej warto
w to wierzyć, bo wtedy życie jest pełniejsze, prost-
sze, łatwiejsze do ogarnięcia, ale przede wszystkim
warto w to wierzyć, bo wtedy nadajemy naszym
pragnieniom moc stwórczą. A nic z tych wielkich
rzeczy nie przyjdzie nam łatwo. Będziemy musieli
zwalczyć opór rzeczywistości, wszystkich sił prze-
ciwnych. Każda akcja budzi reakcję o tej samej sile,
tylko przeciwnym kierunku i w każdej milisekundzie
musimy dalej przeć, by rozprzestrzenić swoją siłę,
która jest cnotą, na świat zewnętrzny. Nam ona po
nic się nie przyda. Jak mówił jeden z wielkich, co
ostatnio odszedł – najbogatszym na cmentarzu nie
ma sensu być.
Moje ego to satysfakcja ze skali oddziaływania. To
nie góry, po których szedłem nieproszony, to nie
kolorowy drink na plaży, który wprowadził mnie
w iluzoryczny trans spełnienia. Dla mnie celem jest
tak skonstruowany ( sterowanymi stadami trzepo-
czących skrzydłami motyli) mój świat, w którym
nie tyle, że ludzie są szczęśliwi, ale, że są dotknięci
bodźcem, który świa-
domie lub nieświado-
mie wywołuję u nich,
a który jest im potrzeb-
ny by byli lepsi sami dla
siebie i dla swoich świa-
tów zewnętrznych. I aby
to się udało trzeba też
znać siebie i dać sobie
prawo do kompensacji
chwil „tylko dla siebie”.
Może to być chociaż-
by świadomość uzna-
nia do swojego „dzieła”.
Tak czy siak przy takiej
konstrukcji można być znacznie silniejszym niż
przy prostolinijnym zdobywaniu szczytu, co bardzo
często może nas samych pokonać.
SERCE RÓŻY – CZYLI WSTĘP DO SŁOWA:
„DOSTĘP”
Czy to Mark Fisher pisał o ogrodniku, który swo-
ją siłę brał z serca róży? To taki moment harmonii
i poczucia siły wewnętrznej, do którego można
dojść warsztatowo umiejętnościami kształtowania
swojej postawy, a który to moment to zarazem
cicha, jak i rozmodlona chwila dotarcia na ten
intymny szczyt potencjału tworzenia. Sue Knight,
co może typowe dla NLP’owców, pisała o tym proce-
sie bardziej dosadnie – nazwała tę technikę „świst”,
jeśli dobrze pamiętam. Moim zdaniem „świst” to tyl-
ko sposób uświadomienia sobie, że taki stan mamy
w nas, przyjęcia odpowiedniego kształtu własnej
osoby do jej konfrontacji ze światem zewnętrznym.
Ta przestrzeń wewnętrzna może pojawić się powo-
li, przez wiele chwil; bo każda faza emocjonalno-
-poznawcza do niej prowadząca to kolejne stopnie
drabiny do tej ambony własnej świątyni, w której
mamy dostęp do wszystkich swoich potencjałów.
Teoretycznie to moment święty, ale praktycznie
może być codzienny.
Nikodem Marszałek z kolei pisał o tym, że ludzie
sukcesu mają często moment na początku każdego
dnia… jak on to nazwał – wyjściem z bloków star-
towych? Też często tak mam, że nie pozwalam na
to, by mój sen przerwał drapiący dźwięk budzika.
Lubię wstawać powoli. Patrzeć jak rodzi się dzień.
Dać czas na to by napłynęła do mnie wdzięczność
za świat i to, że mogę tu być i doznawać go. Nie
rozumiem ludzi, którzy myślą, że gdzieś dalej bę-
dzie lepiej. Po śmierci, czy na plaży. Tu i teraz jest
dojmujące jak widok swojej armii możliwości w do-
linie, która ma się zmierzyć z przeciwnościami tego
dnia. Wtedy widzę dobrze wszelkie szanse i zagro-
żenia. Skupiam się na tym, co jest ważne. Plan dnia
układa mi się sam. I to jest właśnie moje wyjście
z momentu ambony do stanu gotowości. Prze-
płynięcie z południowych brzegów i zejście z gór.
Podniesienie rąk do gardy. Wstanie z łóżka.
ZARZĄDZANIE SOBĄ – WYJŚCIE POZA
STREFĘ KOMFORTU
Moja praca to prowadze-
nie biznesu. Jak jeszcze
parę lat temu wiedziałem
o wszystkim co się dzie-
je w firmie. Potrzebuję
przełożeń na rzeczywi-
stość swojej osoby, a nie
wiedzy o tym co każdy
z pracowników dane-
go dnia robi. Czuję, że
moja skala wewnętrzna
jest znacząco większa niż
skala wpływu na rzeczy-
wistość, więc mam siłę do rozwoju. Jednak nie mam
potrzeby rozwijać się w obecnym kształcie wiedzy
i umiejętności. Mam przekonanie, że punktem wyj-
ścia jest praca nad ciągłą zmianą przyzwyczajeń.
Zacząć trzeba od tego by dyskomfort niewiedzy
o tym gdzie zamawiamy np. papier do drukarki,
przełożył się na przyjemność czasu na przemyśle-
nie jak dalej rozwijać biznes.
Hasło Pirelli „Power is nothing without control” nie
wiem czy można przenieść na płaszczyznę umiejęt-
ności managerskich. Znam wielu przedsiębiorców,
zwłaszcza prowadzących firmy powstałe przy trans-
formacji gospodarczej, którzy miotają się pomiędzy
potrzebą kontrolowania całej firmy, a świadomością
dynamiki zmian w otoczeniu biznesowym i zacho-
waniach klientów. To sprzeczność, która powoduje
ich dysocjację od przedsiębiorstwa, którym zarzą-
dzają i jego realnych potrzeb rozwojowych. Taka
sytuacja powoduje, że wielu z tych biznesmenów
wie ile firma wydaje na paliwo do wózków widło-
wych, ale nie ma świadomości jakie możliwości nio-
są ze sobą narzędzia planowania scenariuszowego,
czy czym się różni księgowość od finansów.
Są techniki dochodzenia do
swojej Gardy, jako miejsca,
w którym można „odnaleźć
siebie”.
15
Dlatego wolałbym zamiast słowa kontrola używać
właśnie określenia: dostęp. To określenie mówi bar-
dziej o emocjach i intuicji niż racjonalnej analizie
danych, ale także o możliwości pozyskania kluczo-
wych danych. Gracze, którzy mają dostęp do swo-
ich zasobów zarówno wewnętrznych (wsobnych,
osobistych), jak i zewnętrznych (relacje biznesowe
i z pracownikami, kooperantami; przepływy finan-
sowe; trendy rynkowe) potrafią na raz sprawnie
operować na wielu szachownicach i to w układach
przestrzennych. Nie działają reaktywnie na bodziec.
Pozwalają mu przejść przez wszystkie pola dostę-
pów i zająć właściwe miejsce, by znaleźć właściwą
reakcję. Nie sprawia im to problemu, ani nie wymaga
czasu. Sprawnie więc potrafią podejmować decyzje,
co jest funkcją kompetencji managerskich, gdzie
intuicja odgrywa coraz większą rolę.
Jednak aby tego się nauczyć trzeba pozwalać sobie
na eksperymentowanie. Doświadczeni managero-
wie nie potrzebują szkoleń, tylko własnej otwartej
i trochę pokornej postawy, bo każdy dzień to splot
wydarzeń, często niepowtarzalnych, które pozwa-
lają się uczyć i rozwijać. Lokomotywy w firmach
wpływają na całą kulturę organizacyjną, której
charakter można ująć jako „uczącej się”. Dlatego
konieczne jest utrzymywanie firmy w procesie
ciągłej zmiany. Dopóki jest to zmiana zarządzana,
dopóty nie generuje chaosu, a determinuje zdol-
ność do rozwoju.
Eksperyment jest wyjściem poza schemat przyzwy-
czajeń i zachowań stanowiących strukturę naszego
stereotypu. Jest świadomym aktem pogwałcenia
wszelkich zasad, które uznamy za logiczne; wpro-
wadzeniem nas samych w obszar, który z poziomu
przekonań czy społecznych uwarunkowań możemy
nawet określić jako ryzykowny. Eksperymentowi
powinniśmy najpierw poddawać się sami – jako
ludzie, managerowie. Poszukując nowych dróg
do „serca róży”, czy po prostu by zbadać własne
reakcje w trudnych i nieprzewidywalnych okolicz-
nościach. Przykładem takich zachowań może być
zmiana ról w firmie – któregoś dnia manager może
zacząć pracować jako pracownik infolinii lub udać
się na spotkanie, na które nigdy nie chodził, bo
nie musiał. Tego typu działania stymulują rozwój
zarówno wewnętrzny, jak i przez to później całej
organizacji.
WPŁYW SIEBIE NA OTOCZENIE
Mam bardzo mocne przekonanie, że to jak wygląda
mój dzień – tak wygląda mój świat. A skoro mój
świat zawodowy to cała długofalowa konstrukcja
międzyludzkich relacji i powiązań biznesowych,
to mogę stwierdzić, że warunkiem jej przetrwania
i rozwoju jest ciągłe zdobywanie odporności, umie-
jętności wykorzystywania okazji w zmieniających
się realiach. Aby je poznać nie mogę zamykać się
na nowe doznania; muszę stale eksperymentować.
Dzięki temu mogę pokornie uczyć się i przenosić
tę zdolność na ludzi, na których mam wpływ,
z którymi chcę rozwijać biznes.
Aby móc docenić piękno jeziora Garda muszę
poznać inne miejsca na świecie. Nie jest celem
jednak ani ich poznanie, ani plaża, ani szczyt, ani
wpływ na innych. Co jest celem? Oddać ostatni
grosz ostatniego dnia życia, czy hemingway’owsko
móc stwierdzić na końcu, że „dobrze mi było żyć”?
Nie. Nie wiem. Jeśli mamy swoje misje, to każdy
może wypowiedzieć się za siebie. Ja lubię powoli
zaczynać każdy dzień od wdzięczności, wsłucha-
nia się i wpatrzenia; i lubię każdego dnia zasypiać
spełniony doznaniami, efektami działań i nadzieją
na lepsze jutro. To mój brzeg jeziora.
wolałbym zamiast słowa kon-
trola używać właśnie określe-
nia: dostęp
16
Trendy to nie są mody – te szybciej przemijają
i są płytsze. To też nie siły napędowe zmian struk-
turalnych, do których można zaliczyć demografię,
makroekonomię, epidemiologię chorób cywilizacyj-
nych, czy geopolitykę. Trendy nie leżą w obsza-
rze niepewności – są na tyle wyraźnymi zmianami
w naszym otoczeniu, że bez problemu możemy je
dostrzec, zbadać i sparametryzować. Najczęściej
o trendach mówimy w zakresie trwałych proce-
sów zmian zachowań konsumenckich, czy szerzej
– postaw nabywców.
W tym artykule mam zamiar:
Najpierw wprowadzić Ciebie Czytelniku w trudną
i wręcz nie do zrozumienia plątaninę pojęć i zna-
czeń poszczególnych trendów (kiedyś się zapar-
łem, że przeczytam „Ulisses’a” Jamesa Joyce’a –
nie wiem czy próbowałeś… tego języka mój mózg
nie był w stanie zrozumieć i odpuściłem na trzy-
dziestej stronie; to co zaraz przeczytasz – będzie
jeszcze trudniejsze);
Wskazać równoległość przeciwbieżnych zmian
w zachowaniach konsumentów (chodzi mi o to, by
„styki Twojej jarzeniówki” objaśniły obraz możliwo-
ści i niemożliwości);
Przełożyć wnioski na język celów marketingo-
wych w 2013 roku (chodzi mi o to, by każdemu
z nas za rok starczyło na rachunki).
Zaczynam więc od najtrudniejszego – wytrwałości,
Czytelniku!
Szczególnie ważny jest wzrost mobilności, a co
za tym idzie cała seria zjawisk, od niewinnego co-
uchsurfing’u począwszy aż po jeden z ważniejszych
trendów jakim jest rozwój narzędzi ciągłego do-
stępu do własnego content’u (mail, intranet, „moje
społeczności”, gry, bo w końcu gaming to też trend
NA ROZSTAJACH DRÓG,
GDZIE PRZYDROŻNY
BILLBOARD STAŁ…
– wszystko mamy w smartphonie). Trwały trend
technologizacji osiąga poziom inteligencji społecz-
nościowej mającej już umiejętność samorozwo-
ju, czego forpocztą jest geekizm (w tym zakresie
mam też na myśli społecznościowy proces rozwoju
języków programowania). Związany ze wzrostem
mobilności jest multitasking, kultura nanosekun-
dy i pogłębiający się kryzys braku wolnego czasu,
a co za tym dalej idzie – skrócenie i spłaszczenie
komunikatów, wszelkich treści do haseł i przeka-
zów emocjonalnych. W relacji do tych zjawisk widać
rosnący medialny clutter i zjawisko ślepnięcia na
reklamy (ad avoidance). Przeładowanie komunika-
cji przekłada się na trend multitargetowania (wyco-
fanie wielu marek lokalnych i zastąpienie globalny-
mi, bo konsumenci mogą zapamiętać top-3 marki
w danej kategorii). Kontr-trend do tych procesów
zmian to autentyzm w przekazach marketingo-
wych, ale także właśnie powrót do marek lokal-
nych, tyle, że w stylu retro lub eko (tu też samo-
zaopatrzenie, czy trend Do It Yourself). Na tym tle
rozwija się prosumeryzm będący wyrazem wzrostu
świadomości zagrożeń i potrzeb konsumentów, ale
też możliwości dostępu do różnych źródeł infor-
macji. Możliwość bezpośredniej interakcji z innymi
konsumentami, czy z marką stwarza tu pole wpły-
wu na procesy decyzyjne. Konsument, świadomy
swoich indywidualnych potrzeb traktuje wybiórczo
źródła informacji i raczej nie poddaje się bezkry-
tycznie opinii autorytetów (spadek czytelnictwa
prasy przełożył się na wzrost ilości blogów, czyli
rozproszenie źródeł informacji). Zmniejszenie zna-
czenia masowych liderów opinii jest też w relacji
do ogólnego problemu utrzymania ram społecz-
nych wartości moralnych i etycznych, ale z drugiej
strony pojęcie lidera opinii zyskało na znaczeniu w
określonych zakresach tematycznych (ambasado-
rzy marki). Wartością stają się natomiast dane oso-
bowe, z tym, że normy prawne nie są już w stanie
17
sklasyfikować rodzajów danych poza metrycz-
kowymi i kontaktowymi, które dotyczą naszych
zachowań nabywczych, zainteresowań, kręgów
znajomych i właściwie zaczynają być kluczowe
w marketingu CRM’owym, a przynajmniej w możli-
wościach Facebook’a i Google.
Prosumeryzm jest na skraju dwóch strumie-
ni trendów: z jednej strony wzrost znaczenia
well-beingu poprzez trend SLOW, fit czy ekologii,
a z drugiej – wynikający w sumie z ustawiczne-
go braku czasu – trend convenience oraz – będący
odbiciem siły strukturalnej spowolnienia gospodar-
czego i wzrostu obaw społecznych – trend oszczęd-
ności. Możemy to w skrócie przedstawić jako kon-
flikt trendu indywidualizacji (w tym unformalizacji,
wzrostu tolerancji, itp.) versus trendu unifikacji
i life-stylizacji w znaczeniu kopiowania modeli
narzuconych przez marki lub celebrytów (w tym
czołowych bloggerów), ale także takich zjawisk
jak flocking (czyli stadne reagowanie na bodźce
w sieci), czy właśnie spadku akceptacji odmienno-
ści (co często jest wyrazem zagrożenia i asocjacji
z określoną grupą). Ten trend związany z globa-
lizacją / unifikacją zderza się też z rozwojem mi-
krogospodarki, przechodzeniem z etatów na dzia-
łalności gospodarcze, pracą w hipsterskim stylu
projektowym. Ciekawym wyrazem tego zjawiska,
będącego też w kontrze do globalnej koncentracji
kapitału, jest crowdfunding.
Hardcore, nie? To pójdźmy o krok dalej…
To wszystko jest w odniesieniu do takich sił napę-
dowych (to już nie trendy) jak upadek demokracji,
wzrost niepewności i dystansu pokoleń, wzrostu
znaczenia nowych osi geopolitycznych (tu: Chiny,
Indie, ale też ultraprawicowe partie w Europie)
i upadku starych (USA, Europa). Być może jeste-
śmy też w przededniu zmian w samej technologii
obliczeń czy przetwarzania sygnałów – w kierunku
sieci neuronowych. Być może jesteśmy w przeded-
niu zmian w zakresie źródeł energii. Być może…
kluczowe nie są ani trendy, ani siły napędowe,
tylko niepewności.
To co jest pewne to rosnący w skali globalnej,
lokalnej i osobistej wielowymiarowy konflikt warto-
ści. Fizyka zarówno kwantowa, jak i Newton’owska
uczy, że każda cząstka ma swoją antycząstkę, że
skoro „A” działa na „B”, to „B” działa na „A”, a więc
skoro mamy trend, to wykształci się wcześniej czy
później trend przeciwny i jest to tylko kwestią bie-
żącego nasilenia, czy, jak to nazwać w tym kon-
tekście, mody, że akurat tę, a nie przeciwną grupę
zjawisk bardziej zauważymy.
Prawda jest taka, że wszystkie te trendy występu-
ją razem, przeplatają się, wpływają na siebie. Jak
w procesach biochemicznych – jedna reakcja wpły-
wa na drugą; zwiększone stężenie ich produktów
powoduje wyhamowanie przebiegu. Są katalizato-
ry zmian, ale też one niewiele by zdziałały, jeśli
nie byłoby napęcznianych potencjałów energetycz-
nych. Nie wierzę, by jakiś komputer, czy człowiek
mógł te zjawiska wszystkie jednocześnie synte-
tycznie i analitycznie objąć, adekwatnie pogrupo-
wać i zrozumieć. Z pewnością do tego, co napisa-
łem można odnieść się też krytycznie – nie roszczę
sobie praw do twierdzenia, że w tej pogmatwanej
materii mam rację. Nie sądzę jednak by ktokolwiek
mógł ją mieć, bo niby jak.
Swego czasu studiowałem właśnie biochemię
i fizjologię. Pamiętam jak, po wielu lekturach spe-
cjalistycznych artykułów, w końcu zrozumiałem
jakie czynniki, a było ich z kilkanaście, w jaki spo-
sób wpływają na przebieg syntezy jednego tylko
białka. Uczucie satysfakcji ze zrozumienia jednak
Trendy nie leżą w obszarze
niepewności – są na tyle wy-
raźnymi zmianami w naszym
otoczeniu, że bez problemu
możemy je dostrzec, zbadać
i sparametryzować.
18
minęło jak dowiedziałem się, że prawdopodobnie
większościowy wpływ na tę reakcję mają piezoelek-
tryczne własności katalizującego ten proces enzy-
mu, ale nie jesteśmy w stanie zbadać skali tego
wpływu ani w warunkach in vitro, ani tym bardziej
in vivo. Nie wiem czy nasza rzeczywistość marke-
tingowa jest bardziej, czy mniej złożona. Jednak ta
lekcja pokory uczy tego, o czym mi kiedyś mówiła
babcia, że „mieć rację to niegrzeczność”.
Jednego natomiast jestem pewien – że z trenda-
mi się nie opłaca walczyć. Nie opłaca się ich też
tworzyć. Na trendach można natomiast próbować
zarobić.
Kto i za co będzie nam płacił w 2014?
Przede wszystkim naszą branżę cechuje wyjątko-
wa elastyczność. Najczęściej nie mamy w środkach
trwałych ciężkich linii produkcyjnych, procesów lo-
gistycznych, itp. Wystarczy refleks i zdolności ada-
ptacyjne do zmian, by móc nadążać za trendami.
Niby proste, ale jednak cały czas pozostaje jesz-
cze schemat budowania przewag konkurencyjnych
agencji marketingowych na… kreacji. Tymczasem
twarda rzeczywistość (zgrzytająca spadającymi
wynikami finansowymi) dociera do agencji, które
uparcie i z pietyzmem wciąż pokazują „czarodziej-
skie obrazki” swoim klientom. Otóż ci klienci są co-
raz bardziej zorientowani w przyszłość i świadomi
tego, że właśnie teraz, w 2013, muszą dokonać
kroku w nową rzeczywistość.
Co to oznacza w praktyce? Rozwój nowych seg-
mentów rynku, które wpasowują się w trendy.
Z pewnością zauważamy wzrost znaczenia aplikacji
mobilnych. Co prawda nie mam tu na myśli Fa-
cebook Places czy Foursquare, bo jakoś nie widzę
powszechnego szału związanego z tymi aplikacja-
mi. Raczej mam na myśli to, że klienci są w spo-
sób ciągły dostępni online ze swoimi smartfonami,
że mają one coraz większe możliwości łączenia
rzeczywistości wokół użytkownika ze światem
wirtualnym. To połączenie daje świetny kontekst
oferowania konkretnych produktów lub usług.
Bardzo wyraźnie rosnący segment rynku, mocno
promowany przez IBM, możemy nazwać marke-
tingiem CRM’owym. Już teraz plany firm na 2013
wyglądają czasem jak rozbudowane schematy pro-
cedur odchodząc od zwyczajowego podziału tabe-
larycznego (działanie / kwota / miesiąc). Dzielimy
otoczenie na grupy docelowe, do każdej planujemy
osobne działanie, po jego wykonaniu dokonujemy
głębszej subsegmentacji i zakładamy dalsze bodź-
ce do każdej z podgrup, które zależą od reakcji na
kolejne działania. Całość opiera się na złożonych
aplikacjach bazodanowych pozwalających nie tylko
na wysyłkę „śledzących” newsletterów, ale przede
wszystkim precyzyjne zarządzanie potencjałami
w otoczeniu firmy.
Kontrola lejka zakupowego jest poniekąd rozwi-
nięciem i wyrazem tej logiki CRM’owej. Z tym, że
warto zauważyć zmiany w tym obszarze wynikają-
ce stąd, że konsumenci, a właściwie prosumenci,
coraz częściej dokonują decyzji zakupowych
w takim modelu, że jednocześnie pojawia się świa-
domość produktu, jednocześnie jest rozważana
możliwość jego zakupu, bo ta możliwość od razu
powstaje i właściwie od ręki powstaje sposobność
wyrażenia opinii na ten temat. Cały proces ulega
„rozwymiarowaniu” i spłaszczeniu. Dodatkowo
zmienia się sposób pozyskiwania informacji. Wcze-
śniej konsument był bardziej skazany na swoją
„samotną” relację w odniesieniu do proponowa-
nego produktu. Teraz błyskawicznie może wycofać
się z tego punktu odniesienia i pozyskać informacje
z różnych miejsc – od znajomych, od nieznajomych,
19
z porównywarek, z fanpage, od specjalistycznych
bloggerów… I dopiero jak „masa krytyczna” pozy-
tywnych opinii go przekona lub utwierdzi w przeko-
naniu, to dokonuje decyzji nabywczej. No dobrze,
ale co z tego wynika w praktyce? Dynamiczny roz-
wój narzędzi łączących social-marketing i BTL; to
kolejny wartki nurt zainteresowania marketerów.
Do tego trzeba jednak wiedzy, umiejętności i do-
świadczenia. Z pewnością oparcie się na samym
Facebook’u nie jest wystarczające, zwł., że na tym
portalu siła relacji jest dość płytka (warto zauwa-
żyć ciekawy trend defriending’u), więc w przypad-
ku produktów wymagających rozważnych proce-
sów decyzyjnych potrzebujemy specjalistycznych
społeczności i for.
Nie wiem czy można nazwać to trendem, czy
jest to już siła napędowa, a mówię o konsolidacji
rynkowych poziomów dystrybucji i produkcji. Jest
to bowiem wyraz globalnego zjawiska koncentra-
cji kapitału. Na naszym rynku odzwierciedleniem
tych procesów jest zmniejszenie roli producentów
w tym co kupuje finalnie konsument. W tym świe-
tle mało ma do powiedzenia dział marketingu, czy
R&D producenta towaru FMCG o tym jak będzie
wyglądać, ile kosztować, jak będzie zapakowany
i wyeksponowany produkt na półce. Jak to prze-
łożyć na działania praktyczne? Zaakceptować, że
category management to też marketing i rozwinąć
swoje kompetencje w tym kierunku. Dać argumen-
ty producentom w dyskusji z ich odbiorcami.
No i może na koniec (choć absolutnie nie czuję,
bym wyczerpał temat) wspomnę o Business-Desi-
gn’ie. Pojęcie to oznacza z jednej strony tworzenie
modeli biznesowych (ofertowane wartości, klienci,
procesy i relacje występujące z nimi, zasoby do
tworzenia wartości), ale również warto zastanowić
się nad siłą samego słowa design. W tym obszarze,
naprawdę szeroko rozumianym, uczestnicy rynku
szukają przewag konkurencyjnych. W świecie
wystandaryzowanych norm i technologii produk-
cyjnych, przewag konkurencyjnych w oparciu
o innowacje technologiczne, których cykl życia jest
parotygodniowy, to właśnie sfera skojarzeń wywo-
łanych kształtami, barwami, dźwiękami w odpo-
wiednim nastroju, podkręcającym określone stany,
czy emocje – jest tą przestrzenią, w której można
uzyskać wyłączność (zwłaszcza, że społeczeństwo
zdywersyfikuje się na coraz mniejsze i wyraźniej-
sze typy konsumenckie). I nie chodzi tylko o wy-
strój wnętrz, samochody czy używki, czyli dobra
„zewnętrznej konsumpcji” afirmującej określony
styl życia, ale również o to jak wyglądają… lampy
uliczne, kostki brukowe, nosidełka dziecięce…
W tym obszarze ma duże pole marketing, nawet
jeśli miałby być na służbie dystrybutorów.
Dla jednych świat jest bezpieczny, taki jak wczo-
raj. Ale to iluzja. Dla drugich świat jest za szybki,
za intensywny – ci się boją. Dla trzecich ta nowa
rzeczywistość jest wspaniałym wyzwaniem. Jest
też wyrazem nie jednego trendu, ale przesile-
nia tak wielu zjawisk, że faktycznie następuje
przełom. Nie zobaczymy go w jednym wymiarze.
Nie nazwiemy jednym słowem. Nie zrozumiemy
tego teraz. Musimy przekroczyć granicę naszych
schematów, wyjść poza strefę komfortu wynikającą
z powielania czynności, które robiliśmy wczoraj.
Dziś jest już jutro. Jutro jest już dziś.
Być może… kluczowe nie są
ani trendy, ani siły napędo-
we, tylko niepewności.
20
21
Nie ma rozdziału między
pracą a życiem prywatnym.
Jest granica między złem,
a dobrem.
Prezentacja końcowa projektu. Cele zrealizowa-
ne. Zielone słupki przychody, czerwone koszty.
Wykres wzrostu świadomości, penetracji, dystry-
bucji. Jest fantastycznie – udało się! Sukces! Kto
jest jego ojcem? Jest ich wielu. Agencja wprowadza
do portfolio projekt i „smaruje” pressnews’y. Osoby
prowadzące projekt w agencji dodają go do swojego
CV już zastanawiając się na ile wzrosła ich wartość
rynkowa. Prowadzący prezentację przed zarzą-
dem marketing manager chce awansu i podwyżki.
Rozdzierają jak kruki sukces, czy sięgają po należ-
ne im soczyste jego owoce?
Za tym wszystkim stała ciężka praca. Nawet jeśli
klient był tylko „finger-managerem”, któremu
agencja nie raz uratowała tyłek, to i tak jego stres
miał swoją cenę ryzyka. Stres niejednokrotnie jest
większy w agencji, gdzie nie wychodzi się o 17ej,
gdy następnego dnia ma się odbyć konferencja,
czy wystartować kampania. I to, by móc cieszyć
się sukcesem jest każdego prawem. By usłyszeć
„kawał dobrej roboty!”.
Jednak aby ta słoneczna wersja stała się praw-
dą, to musi nastąpić głębsza refleksja nad… insi-
ght’em. Po co? Po co to robimy? Po co nam awans,
czy podwyżka? Dla nas samych? Dla Maslov’owej
potrzeby samorealizacji? Mamy iść jak te reklamy,
które produkujemy w „ego”? W większości wypad-
ków jednak motywacja jest inna. Awans to lepsza
jakość życia, większe bezpieczeństwo dla rodziny,
którą niejednokrotnie utrzymujemy.
Warto jednak nie zatracić równowagi życiowej,
a nawet jak zostanie zatracona, to by czynić to
świadomie.
SOCZYSTE
OWOCE
Pewien architekt dostał zlecenie życia – mnóstwo
pieniędzy za projekt wręcz niemożliwy do skończe-
nia w zadanym terminie dwóch tygodni. Zamknął
się w pokoju, zakazał żonie i dzieciom wchodzić.
Sam pracował dzień i noc. Non stop. Krótkie,
trzygodzinne przerwy na sen. Tylko praca. Po
10ciu dniach zmienił się, schudł, ręce zaczęły mu
się trząść, miał światłowstręt. 14go dnia nie był
w stanie złapać ostrości wzroku sprawdzając pro-
jekt przed wysłaniem. I co się dalej stało? … Wysłał
w terminie, dostał pieniądze, za które kupił więk-
sze mieszkanie, żona była szczęśliwa, pojechali
na długie wakacje. Morał? Bez poświęceń nie ma
soczystych owoców.
Możesz być flegmatykiem, cholerykiem, lokomo-
tywą, czy wartościującym krytykiem. Biznesme-
nem na własnym rozrachunku, czy managerem
w korporacji. Obojętnie. Ważne, żeby zawsze mieć
dostęp do siebie, do tej drgającej płaszczyzny
własnego sumienia, widzieć ją pod nogami przed
każdym ważnym krokiem zawodowym. Nie ma
rozdziału między pracą a życiem prywatnym. Jest
granica między złem, a dobrem.
Każdy kto pracuje w marketingu miał przynajmniej
raz takie specyficzne uczucie, że powstaje wielka
rzecz, że właśnie rodzi się idea. Najpiękniejsze są
takie chwile, w których można przeżyć to uczucie
razem z innymi managerami, a najlepiej jeśli mię-
dzy agencją a Klientem jest właśnie taka chemia.
Chemia, energia, flow… Jakkolwiek to nazwać, to
uczucie jest realne. Ma w sobie coś z młodzieńcze-
go odkrywania, pasji tworzenia, nadziei na sukces.
Jedna osoba coś mówi, druga dopowiada, trzecia
pokazuje inny aspekt, ale wszystko składa się
w spójną całość, w koncepcję nie mającą wad.
Błyski w oczach zebranych w sali konferencyjnej,
potrzeba przejścia do dzieła tworzenia od razu,
natychmiast. Wtedy wiemy, że to jest dobra
energia, że mamy „power” i możemy wszystko.
I to od nas zależy jak pokierujemy strumieniem
tej energii. W którą stronę zboczy jej nurt, jaką
ziemię nawodni i co z niej może wyrosnąć. Barie-
ry pojawią się na pewno, ale jeśli nasza siła wiary
w sukces będzie niezłomna, to go osiągniemy.
Właśnie na tym polega ten cud tworzenia, że jeśli
tylko wystarczy nam wiary, która przenosi góry,
to dotrzemy na szczyt własnych pragnień.
Dlatego tak ważny jest ten pierwszy moment
olśnienia, w którym ta siła się rodzi. Jeśli oka-
że się, że jednak każdy z członków zespołu pro-
jektowego, czy ogólnie agencja i klient podążają
w innym kierunku, co innego ich motywuje niż
wizja, idea… a nie pozostanie liderem człowiek
o silnej osobowości i charyzmie, to energia się
rozproszy i „wyjdzie jak zwykle”.
Zaufajmy intuicji dobierając ludzi do współpracy.
Ona nas nie oszuka. Żadne kryteria świadome
DOBRA
ENERGIA
nie będą tak trafne jak wybór, który podpowie
nam podświadomość. Niech nas nie zwodzą pozory
pięknychbiurowców,czywygadanychsprzedawców.
Patrzmy ludziom w oczy.
Zaufajmy intuicji dobierając
ludzi do współpracy. Ona nas
nie oszuka.
Grzegorz
Osóbka
tel.: 515 276 780
g.osobka@umbrella.pl
23

More Related Content

Viewers also liked (11)

Six Reasons http Will Become a Thing of the Past
Six Reasons http Will Become a Thing of the PastSix Reasons http Will Become a Thing of the Past
Six Reasons http Will Become a Thing of the Past
 
Determinacion de la ROE
Determinacion de la ROEDeterminacion de la ROE
Determinacion de la ROE
 
Diploma de inginer
Diploma de inginerDiploma de inginer
Diploma de inginer
 
The past, present and future of singing synthesis
The past, present and future of singing synthesisThe past, present and future of singing synthesis
The past, present and future of singing synthesis
 
Felicitare de Craciun - ComoriNemuritoare.Ro
Felicitare de Craciun - ComoriNemuritoare.RoFelicitare de Craciun - ComoriNemuritoare.Ro
Felicitare de Craciun - ComoriNemuritoare.Ro
 
Cara Menghasilkan Uang Dari Blog & Media Sosial
Cara Menghasilkan Uang Dari Blog & Media SosialCara Menghasilkan Uang Dari Blog & Media Sosial
Cara Menghasilkan Uang Dari Blog & Media Sosial
 
Hart Bryan IWS Diploma
Hart Bryan IWS DiplomaHart Bryan IWS Diploma
Hart Bryan IWS Diploma
 
T6 movimiento fq 4º eso
T6 movimiento fq 4º esoT6 movimiento fq 4º eso
T6 movimiento fq 4º eso
 
Tabla de cationes y aniones 8º v3
Tabla de cationes y aniones 8º v3Tabla de cationes y aniones 8º v3
Tabla de cationes y aniones 8º v3
 
Tema 2. la materia y sus propiedades (16 17)
Tema 2. la materia y sus propiedades (16 17)Tema 2. la materia y sus propiedades (16 17)
Tema 2. la materia y sus propiedades (16 17)
 
Sveto tunneli 03_11_2016 (1)
Sveto tunneli 03_11_2016 (1)Sveto tunneli 03_11_2016 (1)
Sveto tunneli 03_11_2016 (1)
 

Similar to Wiara Nadzieja Miłość Marketing

Zmotywuj pracownika / Anna Grabka
Zmotywuj pracownika / Anna GrabkaZmotywuj pracownika / Anna Grabka
Zmotywuj pracownika / Anna GrabkaDarmowe Ebooki
 
Zmotywuj Pracownika
Zmotywuj PracownikaZmotywuj Pracownika
Zmotywuj Pracownikamazur16111
 
Martwa sprzedaż / Tomasz Targosz
Martwa sprzedaż / Tomasz TargoszMartwa sprzedaż / Tomasz Targosz
Martwa sprzedaż / Tomasz TargoszDarmowe Ebooki
 
Niezaleznosc Finansowa
Niezaleznosc FinansowaNiezaleznosc Finansowa
Niezaleznosc Finansowazed.seo
 
wychowanie konsumenta_TZ
wychowanie konsumenta_TZwychowanie konsumenta_TZ
wychowanie konsumenta_TZTaida Zaradna
 
Niezaleznosc Finansowa
Niezaleznosc FinansowaNiezaleznosc Finansowa
Niezaleznosc FinansowaHalik990
 
Niezaleznosc Finansowa
Niezaleznosc FinansowaNiezaleznosc Finansowa
Niezaleznosc FinansowaHalik990
 
Niezaleznosc Finansowa
Niezaleznosc FinansowaNiezaleznosc Finansowa
Niezaleznosc Finansowafreeebook
 
Czas na-zmiany
Czas na-zmianyCzas na-zmiany
Czas na-zmianymazur16111
 
Motywacja bez granic
Motywacja bez granicMotywacja bez granic
Motywacja bez granicDarmoweEbooki
 
Niezaleznosc Finansowa
Niezaleznosc FinansowaNiezaleznosc Finansowa
Niezaleznosc FinansowaDarmowyEbook
 
1 krystian pluciak, prezentacja
1 krystian pluciak, prezentacja1 krystian pluciak, prezentacja
1 krystian pluciak, prezentacjaKrystian Pluciak
 

Similar to Wiara Nadzieja Miłość Marketing (20)

Zmotywuj pracownika
Zmotywuj pracownikaZmotywuj pracownika
Zmotywuj pracownika
 
Storytelling w biznesie
Storytelling w biznesieStorytelling w biznesie
Storytelling w biznesie
 
Zmotywuj pracownika
Zmotywuj pracownikaZmotywuj pracownika
Zmotywuj pracownika
 
Zmotywuj pracownika / Anna Grabka
Zmotywuj pracownika / Anna GrabkaZmotywuj pracownika / Anna Grabka
Zmotywuj pracownika / Anna Grabka
 
Zmotywuj Pracownika
Zmotywuj PracownikaZmotywuj Pracownika
Zmotywuj Pracownika
 
Martwa sprzedaż / Tomasz Targosz
Martwa sprzedaż / Tomasz TargoszMartwa sprzedaż / Tomasz Targosz
Martwa sprzedaż / Tomasz Targosz
 
E-book Wielkie oszustwo rozwojowe
E-book Wielkie oszustwo rozwojoweE-book Wielkie oszustwo rozwojowe
E-book Wielkie oszustwo rozwojowe
 
Motywacja bez-granic
Motywacja bez-granicMotywacja bez-granic
Motywacja bez-granic
 
Niezaleznosc Finansowa
Niezaleznosc FinansowaNiezaleznosc Finansowa
Niezaleznosc Finansowa
 
wychowanie konsumenta_TZ
wychowanie konsumenta_TZwychowanie konsumenta_TZ
wychowanie konsumenta_TZ
 
Niezaleznosc Finansowa
Niezaleznosc FinansowaNiezaleznosc Finansowa
Niezaleznosc Finansowa
 
Niezaleznosc Finansowa
Niezaleznosc FinansowaNiezaleznosc Finansowa
Niezaleznosc Finansowa
 
Niezaleznosc Finansowa
Niezaleznosc FinansowaNiezaleznosc Finansowa
Niezaleznosc Finansowa
 
Niezaleznosc finansowa
Niezaleznosc finansowaNiezaleznosc finansowa
Niezaleznosc finansowa
 
Czas na-zmiany
Czas na-zmianyCzas na-zmiany
Czas na-zmiany
 
Czas na-zmiany
Czas na-zmianyCzas na-zmiany
Czas na-zmiany
 
Motywacja bez granic
Motywacja bez granicMotywacja bez granic
Motywacja bez granic
 
Niezaleznosc Finansowa
Niezaleznosc FinansowaNiezaleznosc Finansowa
Niezaleznosc Finansowa
 
1 krystian pluciak, prezentacja
1 krystian pluciak, prezentacja1 krystian pluciak, prezentacja
1 krystian pluciak, prezentacja
 
Niezależność finansowa
Niezależność finansowaNiezależność finansowa
Niezależność finansowa
 

More from Grzegorz Osóbka

More from Grzegorz Osóbka (20)

HURT&DETAL_2022_12_marka_grzegorz osóbka.pdf
HURT&DETAL_2022_12_marka_grzegorz osóbka.pdfHURT&DETAL_2022_12_marka_grzegorz osóbka.pdf
HURT&DETAL_2022_12_marka_grzegorz osóbka.pdf
 
Our ocean-info (1)
Our ocean-info (1)Our ocean-info (1)
Our ocean-info (1)
 
Czas na Afrykę!
Czas na Afrykę!Czas na Afrykę!
Czas na Afrykę!
 
DEKADA OCEANÓW
DEKADA OCEANÓWDEKADA OCEANÓW
DEKADA OCEANÓW
 
HappyBEE
HappyBEEHappyBEE
HappyBEE
 
Zarzadzanie okazjami w Trade Marketingu
Zarzadzanie okazjami w Trade MarketinguZarzadzanie okazjami w Trade Marketingu
Zarzadzanie okazjami w Trade Marketingu
 
The Ocean Project
The Ocean ProjectThe Ocean Project
The Ocean Project
 
Credentials UMBRELLA
Credentials UMBRELLACredentials UMBRELLA
Credentials UMBRELLA
 
Trade Marketing
Trade MarketingTrade Marketing
Trade Marketing
 
POSM Umbrella Marketing Group
POSM Umbrella Marketing GroupPOSM Umbrella Marketing Group
POSM Umbrella Marketing Group
 
Trendwatching Benchmarking
Trendwatching BenchmarkingTrendwatching Benchmarking
Trendwatching Benchmarking
 
Trade Marketing Umbrella MG - Hurt & Detal
Trade Marketing Umbrella MG - Hurt & DetalTrade Marketing Umbrella MG - Hurt & Detal
Trade Marketing Umbrella MG - Hurt & Detal
 
Umbrella Marketing Group - Branża budowlana i instalacyjna
Umbrella Marketing Group - Branża budowlana i instalacyjnaUmbrella Marketing Group - Branża budowlana i instalacyjna
Umbrella Marketing Group - Branża budowlana i instalacyjna
 
Join us!
Join us!Join us!
Join us!
 
Lokalizacja Umbrella MG
Lokalizacja Umbrella MGLokalizacja Umbrella MG
Lokalizacja Umbrella MG
 
Standardization of expositions
Standardization of expositionsStandardization of expositions
Standardization of expositions
 
Social media for fitters
Social media for fittersSocial media for fitters
Social media for fitters
 
Trendwatching
TrendwatchingTrendwatching
Trendwatching
 
Parę spostrzeżeń dot. sklepów w Nowej Zelandii
Parę spostrzeżeń dot. sklepów w Nowej ZelandiiParę spostrzeżeń dot. sklepów w Nowej Zelandii
Parę spostrzeżeń dot. sklepów w Nowej Zelandii
 
Aplikacja mobilna BHP
Aplikacja mobilna BHPAplikacja mobilna BHP
Aplikacja mobilna BHP
 

Wiara Nadzieja Miłość Marketing

  • 2. SPIS TREŚCI 3 17 5 22 4 21 38 14 6 10 WIARA NADZIEJA MIŁOŚĆ MARKETING ASPEKT DUCHOWY W TWORZENIU WARTOŚCI RYNKOWYCH BIEGNĄC... MANTRA ROZWOJU NA CO POZWALAM MARCE? JA, KONSUMENT. JA, MARKETER. TRZYMAJ GARDĘ! CZ.1 TRZYMAJ GARDĘ CZ.2 – GARDA TO PRZESTRZEŃ, NIE TYLKO POSTAWA. NA ROZSTAJACH DRÓG, GDZIE PRZYDROŻNY BILLBOARD STAŁ… SOCZYSTE OWOCE DOBRA ENERGIA 2
  • 3. 3 Czy macie czasem uczucie, że lecicie napędza- ni radosną mocą tworzenia? Szybując ulicami, chodnikami,polnymidrogami;dotykającbudynków, pomników, ludzi... powodujecie, że się uśmiecha- ją, zakwitają, zmieniają barwy, nabierają energii? Skoro tyle zależy od naszej wyobraźni, że naprawdę mamy taką moc ożywczych tchnień? Skoro rzeczywistość widzialna, słyszalna jest tak samo prawdziwa czy nieprawdziwa jak ta podskórna, niewypowiedziana, to co nam szkodzi żyć w tym świecie jaki chcemy tylko sobie stworzyć? A przecież tak jest, że wiara cudów dokonuje; że nadzieja daje nam radosną siłę parcia naprzód i dziecięcego pragnienia zachwytu, spełnienia i ukojenia; że miłość jest tym źródłem, skąd czerpiemy by dawać i łączyć? WIARA NADZIEJA MIŁOŚĆ MARKETING A co ma do tego marketing? To najwspanialsza dziedzina tworzenia naszej rzeczywistości. Bez słowa - „komercyjnej”. Mówię o świecie, w którym ludzie i firmy tworzą i wymieniają wartości, rawdziwe wartości. Tylko jak my ludzie możemy je tworzyć? Jeden z najpiękniejszych polskich wierszy, który co roku odśpiewujemy na Święta, zaczyna się od słów „Bóg się rodzi”. To rodzi się uczucie wzlotu i tworzenia, budowania rzeczy dobrych, dawania z siebie samego siebie by świat był piękniejszy. Wystarczy mocno w to wierzyć, mieć silną nadzieję. W imieniu swoim i całej naszej Agencji życzę Ci tego, by każdy dzień dał Ci to piękne uczucie lotu napędzanego radosną mocą tworzenia :)
  • 4. Równowaga sił dobra i zła jest bardzo mocno zakorzeniona w naszym człowieczeństwie. Pierwsza i ważniejsza jest jednak energia konstruktywna. To ona napędza proces tworzenia. Jednak każda akcja powoduje reakcję… Marketing to wszelkie uwarunkowania i procesy rynkowe. To matrix ekonomiczna, sprzedażowa, R&D, psychologiczna i socjologiczna. To zarów- no płytkie ambicje i głupie podniecenie słynnego „junior brand managera”, jak i rozterki preze- sa, który nie wie jak będzie wyglądać przyszłość, a jego modele biznesowe odstają od funkcji generowania zysków. Marketing to też zbiór umie- jętności – poszukiwania innowacji i tworzenia nowych modeli, produktów, usług, kanałów sprze- daży; ale także odnajdywania się w ciągle zmienia- jącej się rzeczywistości. W sferze gospodarczej to marketing ma największe kompetencje tworzenia wartości. Twórzmy wartości rynkowe w natchnieniu dobrej energii. Myślmy o korzyściach realnych, o prawdzi- wej radości, jaką możemy dawać uczestnikom ryn- ku. Być dobrym managerem marketingu to dojść do wielowymiarowego insight’u, potrafić intuicyjnie wczuć się w cały proces od decyzji inwestycyjnej, poprzez proces wytwórczy, pozycjonowanie, sprze- daż i moment, kiedy konsument wróci. Nawet jeśli ktoś, kto nam płaci jest przyklejony do pieniędzy, a my to robimy dla pieniędzy. Ten flow finanso- wy nie powinien być celem, tylko narzędziem, na który marketer ma wpływ, by go dobrze wyko- rzystać. Prawdziwy benefit produktowy jest wyra- zem prawdziwych potrzeb ludzkich. Tak sterujmy przepływami, by prowadzić do spełnienia ludzkich potrzeb. Wtedy sami będziemy bardziej ludźmi, ale ASPEKT DUCHOWY W TWORZENIU WARTOŚCI RYNKOWYCH też wypracujemy taki zysk, jaki jest potrzebny do płynności procesów. Jeśli w hipnozie mantry zysk jednak będzie celem, a co gorsza wartość firmy, a co jeszcze gorsza – wartość aktywów… i jeśli pozwolimy mechanizmom giełdowym, spekulacyjnym by sterowały naszymi poczynaniami… mechanizmom, które same są sterowane programami do estymacji wyników w globalnej, giełdowej grze składającej się z milionów zakładów, to potem – banki światowe w nas nie zobaczą ludzi… to – zmiecie nas tsunami kryzysu, a w nas nie będzie silnego korzenia wartości. Silne drzewa wiatr głaszcze. Zawsze myślmy o drugim człowieku. O tym, który produkuje, o tym, który jest naszym klientem, sprzedawcą, który pracuje na szeregowym sta- nowisku, ale kupuje w Biedronce, która ma już tak narodowe znaczenie. Czy on jest zmęczony, spragniony, stęskniony… Czy chce być bohaterem, odkrywcą, dobrym rodzicem, dziadkiem, przyja- cielem. My tylko pozwalajmy, by to kim chce być i co chce zaspokoić – było dla niego dostępne w odpowiednim czasie, miejscu i cenie. Może będzie to wartość przekazu marki, ale… co tam marka. Zawsze myślmy o drugim człowieku. O tym, który produkuje, o tym, który jest naszym klientem, sprzedaw- cą, który pracuje na szerego- wym stanowisku 4
  • 5. Wydawać by się mogło, że jak „idę biegać”, to egoistycznie tracę czas. Tego czasu coraz mniej. Zasób o stałej podaży i nieustająco rosnącym popycie. padają mi skrawki szkoleń z pamięci „zarządzaj czasem, nie zadaniami”… A ja tak beztrosko zakładam buty, wkładam do ucha lekcje angielskiego i ruszam. Organizm z oporem przyjmuje pierwsze metry. Nie dziwne… coraz rzadziej biegam, coraz starszy jestem. Ech… te przekonania… ograniczające. Homo sum. Wyłączam ten angielski. I tak nigdy nie przejdę na poziom zaawansowany. Wciskam Budda Bar i w końcu nogi, ciało łapie rytm. Myśli, jak piłki na wodzie, odbijają się od głazów codziennych problemów płynąc ze mną. Tylko, że ja zostaję na brzegu tej rzeki itylkojeobserwuje,niewiemgdzieichdrogamaujście. Bo jestem w chwili tu i teraz. Ale to też nie taki wielki problem. To już przećwiczy- łem - jesteś na dnie własnej niemocy. Robisz trzy- dziestą pompkę, dziesiąty kilometr, trwasz drugą godzinę histerii dwulatki, która jest głodna i nie da się jej do niczego przekonać, na koncie masz parę tysięcy złotych, a firma kosztuje cię blisko stówę miesięcznie, a na pensje nikt nie będzie czekać, podatki trzeba płacić. A ty masz wstać, podnieść się, by inni mogli się na tobie oprzeć. Skąd wziąć siłę? Dawno nie biegałem. Codziennie chcę. I nie mam siły. I przez to siły tracę. Bieganie to nie remedium na bolączkę słabości. Ot taki sam kanał otwarcia na dia- log z czymś co jest poza mną (a nawet lepszy, bo nie oczywisty i nie wymuszający formułę), jak klękanie w kościele. Pustym, pełnym ciszy i energii miliona modlitw i próśb. Nawy,jak wielkie uszy Boga otwarte na wymianę duszy zamkniętej, wewnętrznej z abso- lutną, zewnętrzną. Trudności codzienności wylewają się sklepieniami czakry korony z czubka głowy – zosta- wiając błogą ciszę i pozwalając na powolne rozżarza- nie się struny meridiana. Pulsujące z niej ciepło zgrywa się z równą pracą mięśni i oddechu. Wbiegam w ciem- ny las. Bez czołówki, z ryzykiem kolejnego zwichnięcia nogi, co zresztą za często ostatnio mi się to zdarzało… Nie obudzę siły swojej jeśli nie poświęcę jej od po- czątku innym. Na inauguracji nowego biura miałem speech, lekko „bez brzegu” ani celu, ale tylko na ten temat, że tworzyć trzeba rzeczywistość dla in- nych. Podpity byłem by zneutralizować ból niemocy, by wprowadzić siebie w schemat poznawczy. Po co mają wiedzieć, że mnie tam w sumie nie było, że to BIEGNĄC... biuro nie ma znaczenia dla mnie, że nie chodzi nawet o firmę, nie o pieniądze, nie o biznes… I czemu się oszukuję nie-świadomością, że mózg wypiera „nie”. Tak – o to też. O twardy cash. Też. Chodzi. Biegnie. Biegnę więc. Ten rytm dobrze złapać. Dobrze mieć świadomość, że to wąska brama prowadzi do raju, że to przez eksperyment można się rozwijać, że to przez prze- kraczanie granic i schematów można budować nowe wartości. Dobrze to wiedzieć i dobrze to robić. I to umiem. Chyba to w sobie lubię najbardziej. Nowe lądy poznawcze. Nie tylko w sobie, ale też. Też na ryn- ku, w nowych możliwościach, tych których nie było. Większość Klientów Umbrelli to ludzie otwarci. Więk- szość podejmuje argumenty. Niektórzy zgadzają się i pozwalają realizować śmiałe projekty. W zarządza- niu ryzykiem i kasą pomaga mi już dobry zespół. Już wiem, że to nie iluzja, a rzeczywista wartość. Umbrel- la Marketing Group. W przyszłym roku 10 lat. I dalej do przodu. Czas bym ja sam zniknął. Wartość stanie się obiektywna. Staję więc. Podpinam się pod biegnący świat i – mając tam detektory – patrzę jak mnie mija. Nie mam zadyszki. Oddech równy. Mięśnie rozgrzane. Czuję dokąd to zmierza, ale nie mam pewności czy za mgłą jest przyszłość. Czujniki przestają działać – mijający świat nie wie jaki sygnał wysłać mi z przyszłości. Ale jest rzecz ważniejsza. Zestaw bodźców wygasł. Świat minął. Stanąłem. Wstaje dzień. Nad Lasem Kabackim unosi się mgła i rozsrebrza przejrzałą zieleń sierpnio- wą. Wiem, że wystarczy wbić palce w glebę by poczuć tętno wstającego dnia, ale nie chcę. Wolę glebę poczuć kolanami. I twarzą. Jestem słaby. Siłę biorę ze słabości. Pokora. I pewność siebie. Jestem grzeszny. Bo mam sumienie. Wrażli- wość daje mi godność. Sam nic nie podniosę. Potrze- buję płaszcza. Zbroi. Warstwy energii. Ubrania zrów- noważonych przekonań, umiejętności; sprawnego dostępu do wszelkich zasobów, z którymi się urodzi- łem, a które tylko cały proces kształtujący moją oso- bowość mógł się zmierzyć by poodbierać. To ja. Ja nie jestem „ego-mną”. Bycie sobą nie oznacza zdefinio- wanie zestawu cech poznawczych. I teraz dopiero wpinam palce w glebę. Dzień wsta- je. Nadaję rytm na uszy, na mięśnie, na plan dnia, na cele, na misję dnia. Będzie dobrze. Damy radę. Bieganie to nie remedium na bolączkę słabości. Ot taki sam kanał otwarcia na dialog z czymś co jest poza mną...
  • 6. Jakiś czas temu jeden korpomanager przy korpo- kawce rzekł „co ci młodzi tak ciągle gadają o tym rozwoju, że chcą się rozwijać, że firma nie daje im możliwości? o co im chodzi? robotę trzeba dobrze robić, a w każdej firmie jest tak, że po jakimś cza- sie adaptacji, to nie ma już tego efektu nowości, poznania”. Słodkie cytryny czy kwaśne winogrona? Coś w tej postawie jest jedna sfrustrowanego… Jest w tym jednak też trochę prawdy – dojrza- łe firmy potrzebują funkcjonować, zabezpieczyć ciągłości procesów, a do tego po prostu trzeba wykonywać określone, często powtarzalne operacje i zarządzać nimi tak, by przynosić korzyści firmie. Myślę, że więcej jednak w tym nieprawdy. Rozwój to postawa parcia do przodu w coraz dynamiczniej zmieniających się uwarunkowaniach otoczenia rynkowego. To postawa zarówno osobista, jak i kul- tura całej organizacji, która jest świadoma wystę- pujących zmian i stara się w tych okolicznościach odnajdywać jak najefektywniej dla swojej podsta- wowej funkcji, czyli generowania zysku. Tak, zgadzam się, że rozwój jako motywator jest często zbyt mocno eksploatowany, zwłaszcza na poziomie deklaracji. Jednak przy zachowaniu wiary w sens nastawienia rozwojowego te deklaratywne powtórzenia mają moc autosugestii. Dzięki temu podświadomie zmiany, nowe uwarunkowania, wyzwania stanowią o postawie nacechowanej otwartością, a nie obawami. Organizacje muszą dziś mieć charakter uczący się, świadomy koniecz- ności brnięcia w koszty błędów poznawczych. Nikt nie zrobi za nie, ani za żadnego managera tam zatrudnionego, tej pracy polegającej na ciągłym podejmowaniu decyzji o tym jak ma wyglądać ich oferta i procesy w układzie odniesienia współczes- MANTRA ROZWOJU nych trendów i sił napędowych otoczenia bizneso- wego. Rozwój jest w końcu potrzebą odnoszącą się do funkcji samorealizacji każdego managera. Jednak jeśli prawdziwe jest zjawisko dywersyfikacji poziomów kompetencji w firmach, a właściwie polaryzacji, by z jednej strony mieć pracowników „operacyjnych”, a z drugiej „topmanagerów” (bo średni szczebel wygasa), to powstaje sytuacja, w której awanse czekają tylko faktycznie utalento- wanych pracowników. Nie ma miejsca dla długiej ścieżki kariery – jest moment przyjęcia do zespo- łu, opanowania pracy operacyjnej, „wyinkubowa- nia” w sobie potrzeby rozwoju, intensywnej pracy wewnętrznej ponad bieżące potrzeby stanowiska i …awans od razu ostro w górę. Spójrzmy na struk- tury HR supernowoczesnych firm odnoszących teraz spektakularne sukcesy. Nie mówię o tzw. „tajemniczych mistrzach”, czyli firmach o wąskich specjalizacjach i zasięgu globalnym; nie mówię o państwach-korporacjach… tylko o nowych, silnych firmach technologicznych, informatycznych, z sek- torów przyszłościowych. W nowoczesnych organi- zacjach struktury są płaskie i parę tylko, a nawet może i tylko dwa poziomy zarządzania. Pracownicy liniowi, operacyjni, których pracą steruje zmyślny softorazciągnącyfirmędoprzodu,pracującygłównie w kulturze projektowej, zespół liderów. Dlatego tylko faktyczne talenty przechodzą w górę. Dlatego większość zostaje w dole. Dlatego warto mówić, myśleć o rozwoju. Bo tak jak sukces firmy zależy od takiej postawy, tak sukces personalny również. W nowoczesnych organiza- cjach struktury są płaskie i parę tylko, a nawet może i tylko dwa poziomy zarzą- dzania. 6
  • 8. Jeśli marka ma osobowość, wartości, itp. – to staje się podmiotem, który ma prawo nadawać do mnie, konsumenta, komunikat. Faktycznie ja, marketer, tworząc markę myślę gł. o komunikacie, tak więc jej podmiotowość jest niejako hologramem przeka- zu. Marka tak naprawdę nie istnieje, jest wytworem umownym. Ale też tak naprawdę istnieje, bo staje się częścią naszej, konsumentów, tożsamości. Nie wszystkim markom dajemy prawo do stano- wienia naszej „składowości”. Marki samochodów, motocykli, kultowe zespoły muzyczne, perfumy, wybranealkohole,ubrania,słowem–markiwysokiej ekspozycji – mają większe kompetencje w tym kierunku. Ich konsumpcja jest afirmacją określo- nego stylu życia. Mając słabszą osobowość będę ją dobudowywał mitem marki samochodu, którym jeżdżę. Na poziomie RTB bardzo szybko znajdę usprawiedliwienie, a na poziomie emocji dobrze się czuję w kształcie danego brand’u. Temat do dyskusji o kompetencjach marki w ich ingerencji w naszą osobowość, tożsamość, wartości zaczyna się w momencie kiedy mamy do czynienia z aspiracjami niektórych marek do szerokopojęte- go lifestyle’u. Nie jest to jeszcze duży problem jeśli markapoprostupodpinasiępodtrendy,choćczasem może to wyglądać karykaturalnie. Mentalnie jednak pozwalam, „daję moje prawo” całej serii różnych kategorii do tego by były „fashion” – zwł. te, którymi otaczamy się w życiu. Na szczęście nie mam w domu telewizora. Czasem nocując w hotelach oglądam z coraz większym zdziwieniem reklamy roztworów ze skór świńskich z cukrem i dodatkami smakowymi, które szczęśliwe matki mają kupować zdrowym dzieciom do szkoły. Otrzeźwia mnie to, że jeszcze jest massmarket, NA CO POZWALAM MARCE? JA, KONSUMENT. JA, MARKETER. choć kurczy się z roku na rok. Nawet cieszę się, że walec tanich marek dekonstruuje tę serie mi- krowojen o mikrosegmenty produktów marko- wych, które są i będą coraz mniejsze, słabsze. Z drugiej strony uppermarket wciąż szuka odpo- wiednich dróg nie mogąc otrząsnąć się z niszo- wości. Machina massmarek jednak utrzyma się jeszcze wiele lat, a konsumenci w reklamach będą mlaskać zajadając się cukrem w ładnych opakowa- niach, czy wcierać kosmetyki z [tu uwaga na spe- cyficzną, dokładnie taką samą intonację w wielu reklamach kremów] „unikalną formułą”. Zawsze powtarzam – każdy trend rodzi równie silny kontr- trend. Ta mantra reklam prowokuje powstanie nowej grupy konsumentów – chcących kupować produkty nieprzetworzone, a na swojej skórze nie mieć „technologii”. I właśnie jeśli taka masowa reklama, za przepro- szeniem, batoników, czy wafelków ma wchodzić w obszar wartości, czy tożsamości, ignorując, że duża część społeczeństwa może być uwrażliwiona na tym punkcie, to myślę, że taka marka, rekla- ma – skalkulowała reakcję kontrowersyjną i tym samym przekroczyła swoje kompetencje. Wpisa- łem w Google’u „reklama Grześków”. Nie kliknąłem żadnego linku, ale tylko widzę od góry: Fronda, Wyborcza i… Kominek. Nie byłem zainteresowa- ny wejściem na ten link, ale chciałbym skomento- wać tekst, który był widoczny pod nim z poziomu Google, w którym są brawa za odwagę i stwier- dzenie, że w reklamie nie ma absolutnie nic co może kogoś obrazić. Jaką odwagę? Przecież to jest kalkulacja – jeśli prowokujesz konflikt na poziomie wartości, to on rozgorzeje i na reklamę wydasz parokrotnie mniej niż jakbyś oklepywał ten sam insight. Wiadomo jaka jest grupa docelowa, jak kształtuje się w niej poziom tożsamości i można 8
  • 9. „ryzykować”. Być może też nie jest prawdą, a przy- najmniej być może jest wyrazem zaufania do wła- snych opinii, może nadmiernego, że ta reklama nikogo nie obraża. Zbiorem jednostek jest środowi- sko społeczne reprezentujące wartości tradycyjne i mam wrażenie, że zareagowało ono w sposób pozwalający na interpretację, że jest właśnie urażone. Można nie zgadzać się z systemem wartości tego środowiska, ale trudno nie zauważyć faktu, że jest ono oburzone. Marka produktu, który aspiruje do poziomów wyż- szych, nawet do tożsamości jest w tym wypadku również listą asortymentową wafelków. Ja osobi- ście nie daję prawa takim markom do wchodzenia w obszary prowokujące konflikt wartości. Cieszę się jednak, że pojawiło się to zjawisko, bo jego efektem w moim przekonaniu będzie dal- szy progres odejścia całej masy konsumentów od nachalnego brandingu. Mam nadzieję na to, że marki mogą reprezentować prawdziwe wartości w funkcji spełnianych potrzeb, a konsumenci (mimo wysokiej świadomości marek bijących się o ‘top of mind’) docenią w swoich decyzjach na- bywczych to, że jakość jest funkcją zaspokojenia potrzeb. Do tego potrzeba mocnych i świadomych nabywców. Takie sytuacje kontrowersyjne zwięk- szają siłę nabywczą prosumentów. Ciekawy jestem czy za 10 lat producenci będą jeszcze tak śmia- ło wbijać nam w głowę świadomość marek junk- -food’owych na poziomach tożsamości i wartości, czy konsumenci po prostu nie strzepną kurzu na ten Edom i odwrócą się na pięcie. Chciałbym tego. Marketing nie zniknie, ale osobiście nie potrzebu- ję w tym obszarze działań, które można zakwe- stionować pod kątem etyki. Przy czym – wstrzy- muję się od własnych opinii i nie wyrażam tego czy ta czy inna reklama mnie obraża. Ja osobiście po prostu nie daję kompetencji tym markom do wchodzenia na takie zakresy tematyczne. Chodzi mi o pewną spójność przekazu wartości kategorii produktowej z przekazem konkretnej marki z tej kategorii. Można pójść w humor, w wizualne sko- jarzenia sensoryczne, nawet w lifestyle, choć jak pisałem czasem może to być karykaturalne w tak szybko zmieniającym się otoczeniu komunikacyj- nym. Można sprowokować BTL’em, można popene- trować rodzące się potencjały uppermarketowe czy downmarketowe. Można wiele. Oczywiście więcej to kosztuje niż prowokacja na poziomie wartości, ale chciałbym zobaczyć rachunek na koniec dnia. Tzn. czy takim Grześkom naprawdę się to opłaci? Nie teraz. Za rok. Jak już skończą się promocje, ekspozycje, dyskusje i pamięć konsumentów. Być może ci obrażeni pozostaną obrażeni, a ci zachwy- ceni zachwycą się czymś innym. Aż do momentu ukształtowania w nich silnej osobowości, która nie daje prawa markom do wchodzenia na ten poziom dyskusji. Hope so. oglądam z coraz większym zdziwieniem reklamy roz- tworów ze skór świńskich z cukrem i dodatkami smako- wymi, które szczęśliwe matki mają kupować zdrowym dzieciom do szkoły 9
  • 10. „Trzymaj gardę” to zły tytuł. Nośny i „sexy”, dotyczy ważnego obszaru, o którym chcę mówić – o postawie, ale zawęża zakres treści do sztuki walki. Tymczasemwojowniktotylkopierwszyetaprozwoju. Nie bez przyczyny konfucjanizm to nauka dla młodych adeptów rządnych trudnych dróg, dyscy- pliny i jasnych podziałów. Walczy się na froncie, często w sprzedaży, gdzie łatwo jest wytyczyć cele i kierunki działań taktycznych i operacyjnych. Po wojowniku myślę, że jest właśnie manager, który już ma perspektywę strategiczną i którego rolą, jak zawsze powtarzam, jest optymalizowanie procesów celem maksymalizacji korzyści dla firmy. Najlepsi managerowie zarządzają wielkimi spółka- mi i są na świecznikach pism biznesowych. Czasa- mi nie są, bo przecież duże pieniądze lubią ciszę. Kolejny etap to mentor / coach / opiekun. Tu już często schodzisz ze świecznika, bo wiesz, że świa- tło jest w Tobie. No i na końcu jest duch. Duch to nie jest ktoś niematerialny, tylko ktoś kto porusza przestrzenie i pozwala przepływać potencjałom. A Ty kim jesteś w tym modelu? Wojownikiem, ma- nagerem, mentorem-przewodnikiem, czy duchem? Osobiście mam ambicję być duchem, ale nie prze- stać być wojownikiem. Chcę wyłamać się z tego schematu, jak z wielu innych. Czy można trzymać gardę i modlić się w tym samym czasie? Co na to ksiądz próbujący włożyć mi komunię na mszy? ;) KONSTRUKCJE Zgodnie z teorią postawa składa się z wiedzy, emo- cji i zachowania. Zachowanie to tylko wierzchołek góry lodowej. Emocje niejednokrotnie są szybsze od wiedzy – bardzo często nie znamy całokształ- TRZYMAJ GARDĘ! CZ.1 tu sprawy, wobec której od razu mamy zdecydo- waną emocjonalną postawę. Co więcej – jestem przekonany, że w ogóle nie jesteśmy w stanie mieć obiektywnej i pełnej wiedzy na jakikolwiek temat, bo mózg nasz ma w tym zakresie zbyt dużo ogra- niczeń. Widzimy sprawy fragmentarycznie, najczę- ściej nie znamy procesu kształtowania się danej kwestii, czy zagadnienia, czy motywacji jej opo- nentów. Ulegamy iluzji, bo przecież widzimy jasno klarowny obraz sytuacji. Widzimy tylko to, co na skróty rysuje nam nasza mapa wartości, przeko- nań, emocji wynikających z doświadczeń; sytuacji, czy stanu, w którym jesteśmy. Tych uwarunkowań praktycznie nie sposób skwantyfikować. Mózg nasz jednak, połączony z ciałem, potrafi działać bezbłędnie i błyskawicznie. W momencie jak buszmenowi za plecami zaszumią gałęzie w nietypowy sposób – ten błyskawicznie się odwraca i w ciągu ułamka sekundy wie czy to przyjaciel, wróg, czy zwierzę. Stąd trafność ocen wynikają- cych z pierwszych wrażeń na spotkaniach bizneso- wych, czy rozmowach rekrutacyjnych. Działa nasza intuicja i to działa lepiej niż świadoma „deklaratyw- ka” takiej czy innej postawy. Postawa jest związana także z poziomami nuero- logicznymi, o których uczył Robert Dilts. Zacho- wujemy się podobnie lub w opozycji do naszego środowiska, które to jako poziom bazowy stano- wi o naszej postawie. Najczęściej podobnie, a nie w opozycji, bo większość ludzi, z powodu konfor- mizmu społecznego, czy potrzeby przynależności, jest nastawiona na szukanie podobieństw. Na po- ziom zachowań wpływają też nasze umiejętności i przekonania. Tu możemy sporo wypracować swojego potencjału rozwoju, ale do tego trzeba determinacji, a przede wszystkim świadomości Wyobraź siebie – czy jesteś spójny czy skonfliktowany w tym świecie uwarunkowań kształtujących Twoją posta- wę? 10
  • 11. tego ile możemy zyskać dzięki nowym umiejętno- ściom i pozbywając się ograniczających przekonań. No i – dalej ciągnąc temat poziomów neurologicz- nych – dochodzimy do poziomu wartości. Wartości są kluczowe zarówno w kierunku motywa- cji, postawy, no i zachowań będących komponen- tem postawy i poziomem naszego funkcjonowania, zwłaszcza w relacji z innymi ludźmi. Wartości są trwałym elementem naszej osobowości, dość trud- nym do zmiany. Są źródłem energii do działania. Scheler wyróżnił między innymi grupę wartości witalnych, hedonistycznych i utylitarnych. Wśród witalnych znajdą się np. zdrowie, rodzina, tradycja. Hedonistyczne są związane z poszukiwaniem przyjemności, odkrywaniem, smakiem. Utylitar- ne z wygodą, łatwością. Konflikty na poziomie wartości są z zasady nierozwiązywalne. Jeśli świa- topogląd zdefiniować jako werbalizację swoich wartości, to dyskusje polityków na arenie sejmo- wej zawsze będą pogłębiać podziały społeczne. Posłowie są reprezentantami narodu, a ten jest zbiorem jednostek eksponujących różne wartości. Statystycznie pewno da się to uprościć do opozycji tradycjonalistów i liberałów. No cóż – w historii nie jeden człowiek zginął tylko dlatego, że miał takie, a nie inne przekonania. Ważna jest spójność. Jeśli podpinamy się pod wartość „rodzina”, „tradycja”, „zdrowie”, a jednocześnie potra- fimy gotować, mamy przekonanie, że polska kuchnia, z dziada-pra- dziada jest zdrowa, to w niedzielę, po koście- le, na stole, przy telewi- zorze, wyląduje kotlet schabowy z ziemniakami i surówką. Jeśli podpina- my się pod wartości „odkrywanie”, „przyjemność”, to będziemy kulinaryzować się we włoskich knajp- kach, po czym lansować się tym co zjedliśmy na przyjęciach ze znajomymi. Mimo tego, że mamy tendencję do określania jednego modelu jako no- woczesny, a drugiego jako tradycyjny, to w prakty- ce oba są tak samo ograniczającymi schematami. Podobnie na wyższych poziomach – tożsamości, duchowości – jedna grupa będzie bronić krzyża, a druga albo nie podejmować tematu świata niematerialnego albo poszukiwać w różnych kulturach i religiach zaspokojenia duchowego głodu albo też pozostać w wierze chrześcijańskiej, z tym, że z rosnącym dystansem do toruńskiej opcji wyznaniowej. To wszystko jest bardzo przewidywalne, wręcz nudne. Z tych uwarunkowań emocji, zachowań, poznania (tu dochodzi jeszcze kwestia zmysłów i ich znaczenia w poznaniu), dalej – wartości, przekonań, umiejętności, środowiska i wyżej – tożsamości (kim jestem) i duchowości… z tych wszystkich uwarunkowań wynika to jak wyglądamy przed samymi sobą. Jaka jest nasza postawa, której wynikową jest bieżące nastawienie do okre- ślonego bodźca ze świata zewnętrznego. Wyobraź siebie – czy jesteś spójny czy skonflik- towany w tym świecie uwarunkowań kształtują- cych Twoją postawę? Jesteś wyprostowany, czy zgarbiony? Emanujesz siłą czy rozdarciem, przez którego szczelinę ucieka Twoja energia? Jaką masz konstrukcję? Jakie masz wartości? DEKONSTRUKCJE A teraz wyobraź sobie, że nie masz wartości, granic, zależności. Nie komplikuj się. Urodziłeś się bez tego całego ubrania przekonań, osądów. Przypomnij sobie teraz cokolwiek, dobrego, złego. Co wydarzyło się niedawno, a może czego się spo- dziewasz. Czy nie jest tak, że od razu masz do tego czegoś jakiś stosunek? Lubisz to, lub nie lubisz; oceniasz, że jest takie lub siakie. Od razu chcesz to nazwać, dookreślić, umiejscowić, zlokalizować w swojej mapie odniesień. Po co? Nie dajesz szan- sy temu czemuś, by powiedziało do Ciebie o sobie swoim językiem. Od razu stajesz się uboższy więc o dialog, wymianę. Czy rozmawiałeś kiedyś z kimś, kto nonstop gada, którego trudno przegadać? Najtrudniej- sze są takie spotkania biznesowe, bo nie roku- ją dobrze na współpra- cę, jeśli współpracę zde- finiować jako wymianę. Taki człowiek jest bo- wiem zamknięty na to, co możesz mu dać. Jeśli ktoś mówi przez 90% spotkania i nie jest to bynaj- mniej ani wykład ani prezentacja jakiegoś raportu, tylko zwykłe spotkanie, rozmowa biznesowa, to taki człowiek skupia się tylko na wypowiadaniu siebie, a nie ma chęci wysłuchania tego, co mu możesz przekazać. Stop! Można tak myśleć, owszem. Ale taka myśl o takim gagatku jest właśnie przykładem zamknię- cia, dookreślenia i ustosunkowania się do takie- go rozmówcy. Słyszałem o wierszu, którego nie pamiętam, ale w którym było napisane, że dziecko od momentu, kiedy wie, że ten latający stwór ze skrzydłami i dziobem jest ptakiem, to już mu się nie przypatruje, nie obserwuje z zadziwieniem, ale od razu nazywa „ptak!”. Słowo tyle samo otwiera, co bardziej nawet zamyka. Jedną z ciekawszych kwestii, jaką wyniosłem od autora „Coaching TAO”, Macieja Bennewicza, jest stwierdzenie, że rzeczy- wistość nie wymaga jej organizowania; ona sama sobie z tym poradzi, nie trzeba jej pomagać. A więc rozmówca nonstop gada, a Ty chcesz by była to rozmowa, dialog. Też ogranicza Cię przekonanie, Nie komplikuj się. Urodziłeś się bez tego całego ubrania przekonań, osądów. 11
  • 12. że tak właśnie powinno wyglądać to spotkanie. Przez chwilę nie musisz myśleć o swojej postawie, nastawieniu, emocjach, zachowaniu, czymkolwiek. Nie oceniaj i nawet nie odbieraj komunikatów od tego rozmówcy. Daj sobie czas. Pograj zmien- nością asocjacji i dysocjacji w tej konkretnej sytu- acji. Wyluzuj się. Miej nowe przekonanie, że każdy człowiek może Cię czegoś nauczyć, że coś Ci może dać, o coś wzbogacić. W Tobie od razu następu- ją wtedy zmiany – cieszysz się, że ten człowiek pozwolił Ci osiągnąć taki stan. Spokojnie możesz ocenić sytuację, czy Twoja postawa powinna utrzy- mywać zmonologizowany model spotkania, czy raczej go przełamać. Jaki scenariusz da większe szanse na Twój sukces z tego spotkania? A jeśli zechcesz przejąć inicjatywę nadawczą w tej rozmowie, to w jaki sposób? Poprzez postawienie rozmówcy w sytuacji nietypowej, konfrontacyjnej? Popatrz – nie oceniając, nie dookreślając, nie za- mykając „ptaka słowem”, a odnosząc się do zaso- bów nienazwanych, które są Twoimi pokładami, w jednej chwili odzyskałeś kontrolę nad sobą i sy- tuacją. Teraz dalej prowadź to spotkanie, jedno- cześnie go nie prowadząc. Pozwól, że ono samo się poprowadzi. Nie skupiaj się na tym. Po prostu zawierz intuicji, swojej naturze. Podepnij się pod energię wiary i nadziei, że wszystko będzie dobrze. Zanim przyszedłeś na to spotkanie miałeś pew- no obraz siebie, który wychodzi z sali konferen- cyjnej ściskając z satysfakcją dłoń potencjalnego kontrahenta. I byłeś to Ty zadowolony z przebiegu spotkania. Podświadomie do tego doprowadzisz. Nie myśl zbyt dużo. Właśnie – czy dla Twojego wewnętrznego bogactwa potrzebne są nazwane wartości? Czy musisz mieć przekonania? Czy musisz wiedzieć, stwierdzać, określać; mieć stosunek taki czy inny do tej czy innej sprawy? Lepiej się z tym czujesz? Jesteś wtedy mocniejszy? Właśnie nie! Łatwiej można Cię poko- nać, bo wiadomo jakie są Twoje granice. Ty sam je wytyczasz i tym samym się kurczysz, zmniej- szasz, słabniesz. Powtarzasz swoje słowa, codzien- nie utwierdzasz w swoich przekonaniach podlega- jąc iluzji, że ten proces Cię wzmacnia i nie widzisz, że właśnie jesteś słabszy, bo bardziej ograniczony. Mężczyzna koło 40tki wychodzi z nowego SUV’a na parkingu marketu. Podchodzi do niego żebrak. Dialog przewidywalny. Nie są z dwóch planet. Są z tej samej dzielnicy. Dla jednego marka auta jest afirmacją jego stylu życia, ekspozycją pozycji spo- łecznej; a dla drugiego punktem oceny siebie sa- mego. W swoich iluzjach wiedzieli o sobie wszystko, co było im potrzebne do zachowań wobec siebie. Nie mieli cienia wątpliwości co mają robić. Tym- czasem wątpliwość jest dobra, bo wyplata nas ze schematu. A jakby dopuścić do siebie, do swojej przestrzeni drugiego człowieka? Nie organizo- wać tej przestrzeni przyjęciem roli w tym teatrze reakcji? To może zależy ile ma się na co czasu. Co prawda nie mam nowego SUV’a, ale póki co nie jestem żebrakiem pod marketem, więc wczuwając się w rolę tego faceta koło 40tki, to jak mam pół godziny na zakupy, to po prostu dam lub nie dam żebrakowi te dwa złote, a jak mam dwie godziny na spotkanie biznesowe, na którym mogę sprzedać usługi za sto czy dwieście tysięcy złotych, to gra zaczyna być ciekawsza. GARDA Garda to postawa. Zbiór energii z ciała układają- cy się w podniesione pięści, zakrywające twarz, odpowiedni rozstaw nóg, napięcie ciała i uwagi. To w jednej chwili skoncentrowany Ty, stanowiący zbiór wszystkich uwarunkowań, od środowiskowych 12
  • 13. do tożsamościowych, od tego co umiesz, czujesz, wiesz, do tego jak tętni Ci krew w żyłach. Jeśli zobaczysz cios idący w Twoją stronę lub wolną przestrzeń na zadanie ciosu – Twoja wyćwiczona reakcja pozwoli Ci bezbłędnie zareagować. Ale… Nie mów „teraz!” kiedy puszczasz cięciwę łuku, bo Twój oddech zmieni kurs strzały, a zwierzy- na usłyszy i zdąży uciec. Nie myśl o przeciwniku, że jest słabszy, silniejszy, bogatszy, głupszy, pozamykany, czy nazbyt otwarty. Ty nie musisz reagować, nie musisz być reaktywny. Ale możesz w swojej gardzie być bardzo proaktywny. Prowo- kujesz otoczenie samym byciem tu i teraz, w peł- nej koncentracji, uważnie nasłuchując, obserwując i wyczuwając, a jednocześnie pozwalając rzeczom i ludziom być takimi jakimi są. NLP mówi o tym, że wystarczy, że przyjmiesz postawę dumną, wyprostowaną, a ludzie zaczną Cię szanować, poważać. Tego typu akcja-reakcja działa w dużej mierze bezwiednie. Twoja „garda” może być otwartą i przyjazną postawą ciała, ze wszystkimi elementami świadomego zarządzania jego mową. Postawa, ton i modulacja głosu – to są podstawowe narzędzia managerskie i z pew- nością masz ten zakres umiejętności opanowany. Zakotwicz jednak w swojej świadomości „gardę” jako stan umysłu i ciała, w którym masz dostęp do szerokiego spektrum swoich pokładów. Uświadom sobie schematyczną konstrukcję swoich wartości, przekonań, tego co umiesz, co lubisz, jak się w tej sytuacji czujesz i dlaczego. Od razu potem odpłyń od tego siebie, zdysocjuj się, stań się wodą i po- wietrzem, poszukaj odpowiedzi na pytanie co mówi do Ciebie ta konkretna sytuacja, co ona Ci daje, jak zorganizować swoją energię wobec niej. I pod- nieś gardę. Obserwuj czy idzie cios, czy masz pole wyprowadzenia własnego. I jak to zrobisz. To szczególna zmiana, która powinna nastąpić w jednej chwili. Jedno jest pewne – od tej chwili nie jesteś przezroczysty, nie jesteś obojętny, letni, jak w Dostojewskim, czy Biblii – jesteś wyrazisty, prowokujesz karmę, co jest właściwie naszym chrześcijańskim grzechem pierworodnym – ge- nerowanie różnic. Ale nie jesteś na tę karmę, czy grzech skazany. Bo nie musisz mówić „teraz” wy- puszczając strzałę z łuku. Po prostu jesteś częścią sytuacji, ale też jej osią, punktem centralnym. Przejąłeś ciężar na siebie i Twoja energia skoncen- trowanego wyobrażenia efektu spotkania emanuje na otoczenie, które teraz już nic innego nie ma do zrobienia jak tylko samo zorganizować się w kierunku spełnienia Twoich oczekiwań. Być może nawet nie będziesz musiał nic mówić, ani robić. Możesz być wojownikiem i duchem w tej samej chwili. Teraz. Garda to postawa. Zbiór energii z ciała układający się w podniesione pięści, zakry- wające twarz, odpowiedni rozstaw nóg, napięcie ciała i uwagi. 13
  • 14. Paweł Lejman, wspaniały manager, napisał do mnie po przeczytaniu tego co napisałem: „Garda to też ładne jezioro we Włoszech. Południe w klimacie śródziem- nomorskim, północ w Alpach. Może Cię zainspiruje do drugiej części?”. oczytałem o tym jeziorze. Faktycznie duże i piękne, z czystą wodą. Miejsca, te które codziennie odwie- dzamy, te do których dążymy i te, które są w naszych wspomnieniach – to stany naszej świadomości. Zestaw wyobrażeń kształtuje płaszcz emocji, w którym czuje- my się dobrze albo źle. Nasze działania prowadzą nas do tego miejsca w nas samych, w którym jesteśmy spójni, scaleni. Są techniki dochodzenia do swojej Gardy, jako miej- sca, w którym można „odnaleźć siebie”. Nie chodzi o mityczne obrazy źródła, czy drzewa życia. Większość ludzi traktuje ten swój upragniony „port” starań jako rajską plażę, miejsce wolne od problemów, gdzieś daleko stąd. Zgodnie z zasadą entropii kładziemy się na gorącym piasku podłączeni do słońca i błękitnego morza. To koniec naszej drogi krzyżowej. Paradise. 4.500 od osoby. Tyle uzbierasz po roku ciężkiej pracy. Tyle Ci się też należy. Wróć więc potem z bólem rze- czywistości na bruk codzienności, do Polski walczącej o chleb powszedni, by dalej pracować i zbierać na kolejny wyjazd. Ile takich cykli można przeżyć do zmę- czonej emerytury, której nie będzie… nic nie będzie, bo raj już był. Długa odnoga jeziora Garda wrzyna się w majesta- tyczne góry, skąd spływa czysta woda. Tymczasem na „mym wall’u” świeci zdjęcie fighter’ów z ringu „Wszyst- ko czego chciałem – nic z tego nie przyszło mi bez wy- siłku!”. Góry symbolizują cel, wysiłek. Szczyt marzeń, osiągnięć. Są świetną pożywką do tworzenia metafor trafiających w ambicje biznesmenów, managerów. TRZYMAJ GARDĘ CZ.2 – GARDA TO PRZESTRZEŃ, NIE TYLKO POSTAWA. Z perspektywy samolotu Alpy wyglądają inaczej niż z początku drogi pod górę. Człowiek faktycznie jest malutki stojąc na szczycie i dla majestatu gór nie ma on znaczenia. Co najwyżej może być lekko irytu- jący jego tupet, że stanął w miejscu, gdzie w sumie nie ma co robić i nikt go nie zapraszał. Spełnia tyl- ko swoje egocentryczne potrzeby. Dowartościowu- je się swoim i tylko swoim dokonaniem. Wydaje mu się, że zdobył szczyt, że jest panem świata, że jest wielki. Tylko, że z samolotu czy z brzegu jeziora, właściwie znikąd – wręcz go nie widać. Nic nie zrobił dla świata, ale zdobył własny potencjał skali tworzenia w sobie. To ma wartość. Póki co właśnie tylko potencjalną i tylko dla niego. POMIĘDZY BRZEGIEM JEZIORA A ROZPRZE- STRZENIAJĄCĄ SIĘ PŁASZCZYZNĄ SUPERNOWEJ Grawitacyjnie wtłoczone w cząstki elementarne przeładowane masy materii i energii wywalane z niewyobrażalną siłą na zewnątrz. To moment cichy, wewnętrzny, bardzo ludzki. Kiedy już spali- łeś ciało i blanta na tej rajskiej plaży południowych brzegów jeziora, kiedy wróciłeś ze szczytów Twoich potencjałów, które tylko Tobie służą zanim je uwol- nisz i któregoś dnia, we wtorek lub środę, na trzeź- wo, czy po paru drinkach zrozumiałeś, zrozumiesz lub możesz zrozumieć, że… Cała zagęszczona masa Twoich emocji, doświadczeń, możliwości i codzien- nych starań ma sens tworzenia tylko wtedy, kiedy Twój wpływ na świat będzie… w skrócie po prostu dobry. Kiedy przestaniesz być internal, a zaczniesz external. Masz ogromną moc oddziaływania na Twoje otocze- nie – najprostszy uśmiech do drugiego człowieka powoduje w nim reakcję. Ale możesz tworzyć nie tylko reakcje, a całe konstrukcje. Możesz budować 14
  • 15. firmy, miejsca pracy, pisać książki, dawać wykłady, czy… ofiarowywać szczęście swoim bliskim każdego dnia, co wymaga dużo pracy i poświęcenia. Może i brzmi to banalnie, jednak każdy ma ileś ról w życiu, a może i jedną nad tym misję. Przynajmniej warto w to wierzyć, bo wtedy życie jest pełniejsze, prost- sze, łatwiejsze do ogarnięcia, ale przede wszystkim warto w to wierzyć, bo wtedy nadajemy naszym pragnieniom moc stwórczą. A nic z tych wielkich rzeczy nie przyjdzie nam łatwo. Będziemy musieli zwalczyć opór rzeczywistości, wszystkich sił prze- ciwnych. Każda akcja budzi reakcję o tej samej sile, tylko przeciwnym kierunku i w każdej milisekundzie musimy dalej przeć, by rozprzestrzenić swoją siłę, która jest cnotą, na świat zewnętrzny. Nam ona po nic się nie przyda. Jak mówił jeden z wielkich, co ostatnio odszedł – najbogatszym na cmentarzu nie ma sensu być. Moje ego to satysfakcja ze skali oddziaływania. To nie góry, po których szedłem nieproszony, to nie kolorowy drink na plaży, który wprowadził mnie w iluzoryczny trans spełnienia. Dla mnie celem jest tak skonstruowany ( sterowanymi stadami trzepo- czących skrzydłami motyli) mój świat, w którym nie tyle, że ludzie są szczęśliwi, ale, że są dotknięci bodźcem, który świa- domie lub nieświado- mie wywołuję u nich, a który jest im potrzeb- ny by byli lepsi sami dla siebie i dla swoich świa- tów zewnętrznych. I aby to się udało trzeba też znać siebie i dać sobie prawo do kompensacji chwil „tylko dla siebie”. Może to być chociaż- by świadomość uzna- nia do swojego „dzieła”. Tak czy siak przy takiej konstrukcji można być znacznie silniejszym niż przy prostolinijnym zdobywaniu szczytu, co bardzo często może nas samych pokonać. SERCE RÓŻY – CZYLI WSTĘP DO SŁOWA: „DOSTĘP” Czy to Mark Fisher pisał o ogrodniku, który swo- ją siłę brał z serca róży? To taki moment harmonii i poczucia siły wewnętrznej, do którego można dojść warsztatowo umiejętnościami kształtowania swojej postawy, a który to moment to zarazem cicha, jak i rozmodlona chwila dotarcia na ten intymny szczyt potencjału tworzenia. Sue Knight, co może typowe dla NLP’owców, pisała o tym proce- sie bardziej dosadnie – nazwała tę technikę „świst”, jeśli dobrze pamiętam. Moim zdaniem „świst” to tyl- ko sposób uświadomienia sobie, że taki stan mamy w nas, przyjęcia odpowiedniego kształtu własnej osoby do jej konfrontacji ze światem zewnętrznym. Ta przestrzeń wewnętrzna może pojawić się powo- li, przez wiele chwil; bo każda faza emocjonalno- -poznawcza do niej prowadząca to kolejne stopnie drabiny do tej ambony własnej świątyni, w której mamy dostęp do wszystkich swoich potencjałów. Teoretycznie to moment święty, ale praktycznie może być codzienny. Nikodem Marszałek z kolei pisał o tym, że ludzie sukcesu mają często moment na początku każdego dnia… jak on to nazwał – wyjściem z bloków star- towych? Też często tak mam, że nie pozwalam na to, by mój sen przerwał drapiący dźwięk budzika. Lubię wstawać powoli. Patrzeć jak rodzi się dzień. Dać czas na to by napłynęła do mnie wdzięczność za świat i to, że mogę tu być i doznawać go. Nie rozumiem ludzi, którzy myślą, że gdzieś dalej bę- dzie lepiej. Po śmierci, czy na plaży. Tu i teraz jest dojmujące jak widok swojej armii możliwości w do- linie, która ma się zmierzyć z przeciwnościami tego dnia. Wtedy widzę dobrze wszelkie szanse i zagro- żenia. Skupiam się na tym, co jest ważne. Plan dnia układa mi się sam. I to jest właśnie moje wyjście z momentu ambony do stanu gotowości. Prze- płynięcie z południowych brzegów i zejście z gór. Podniesienie rąk do gardy. Wstanie z łóżka. ZARZĄDZANIE SOBĄ – WYJŚCIE POZA STREFĘ KOMFORTU Moja praca to prowadze- nie biznesu. Jak jeszcze parę lat temu wiedziałem o wszystkim co się dzie- je w firmie. Potrzebuję przełożeń na rzeczywi- stość swojej osoby, a nie wiedzy o tym co każdy z pracowników dane- go dnia robi. Czuję, że moja skala wewnętrzna jest znacząco większa niż skala wpływu na rzeczy- wistość, więc mam siłę do rozwoju. Jednak nie mam potrzeby rozwijać się w obecnym kształcie wiedzy i umiejętności. Mam przekonanie, że punktem wyj- ścia jest praca nad ciągłą zmianą przyzwyczajeń. Zacząć trzeba od tego by dyskomfort niewiedzy o tym gdzie zamawiamy np. papier do drukarki, przełożył się na przyjemność czasu na przemyśle- nie jak dalej rozwijać biznes. Hasło Pirelli „Power is nothing without control” nie wiem czy można przenieść na płaszczyznę umiejęt- ności managerskich. Znam wielu przedsiębiorców, zwłaszcza prowadzących firmy powstałe przy trans- formacji gospodarczej, którzy miotają się pomiędzy potrzebą kontrolowania całej firmy, a świadomością dynamiki zmian w otoczeniu biznesowym i zacho- waniach klientów. To sprzeczność, która powoduje ich dysocjację od przedsiębiorstwa, którym zarzą- dzają i jego realnych potrzeb rozwojowych. Taka sytuacja powoduje, że wielu z tych biznesmenów wie ile firma wydaje na paliwo do wózków widło- wych, ale nie ma świadomości jakie możliwości nio- są ze sobą narzędzia planowania scenariuszowego, czy czym się różni księgowość od finansów. Są techniki dochodzenia do swojej Gardy, jako miejsca, w którym można „odnaleźć siebie”. 15
  • 16. Dlatego wolałbym zamiast słowa kontrola używać właśnie określenia: dostęp. To określenie mówi bar- dziej o emocjach i intuicji niż racjonalnej analizie danych, ale także o możliwości pozyskania kluczo- wych danych. Gracze, którzy mają dostęp do swo- ich zasobów zarówno wewnętrznych (wsobnych, osobistych), jak i zewnętrznych (relacje biznesowe i z pracownikami, kooperantami; przepływy finan- sowe; trendy rynkowe) potrafią na raz sprawnie operować na wielu szachownicach i to w układach przestrzennych. Nie działają reaktywnie na bodziec. Pozwalają mu przejść przez wszystkie pola dostę- pów i zająć właściwe miejsce, by znaleźć właściwą reakcję. Nie sprawia im to problemu, ani nie wymaga czasu. Sprawnie więc potrafią podejmować decyzje, co jest funkcją kompetencji managerskich, gdzie intuicja odgrywa coraz większą rolę. Jednak aby tego się nauczyć trzeba pozwalać sobie na eksperymentowanie. Doświadczeni managero- wie nie potrzebują szkoleń, tylko własnej otwartej i trochę pokornej postawy, bo każdy dzień to splot wydarzeń, często niepowtarzalnych, które pozwa- lają się uczyć i rozwijać. Lokomotywy w firmach wpływają na całą kulturę organizacyjną, której charakter można ująć jako „uczącej się”. Dlatego konieczne jest utrzymywanie firmy w procesie ciągłej zmiany. Dopóki jest to zmiana zarządzana, dopóty nie generuje chaosu, a determinuje zdol- ność do rozwoju. Eksperyment jest wyjściem poza schemat przyzwy- czajeń i zachowań stanowiących strukturę naszego stereotypu. Jest świadomym aktem pogwałcenia wszelkich zasad, które uznamy za logiczne; wpro- wadzeniem nas samych w obszar, który z poziomu przekonań czy społecznych uwarunkowań możemy nawet określić jako ryzykowny. Eksperymentowi powinniśmy najpierw poddawać się sami – jako ludzie, managerowie. Poszukując nowych dróg do „serca róży”, czy po prostu by zbadać własne reakcje w trudnych i nieprzewidywalnych okolicz- nościach. Przykładem takich zachowań może być zmiana ról w firmie – któregoś dnia manager może zacząć pracować jako pracownik infolinii lub udać się na spotkanie, na które nigdy nie chodził, bo nie musiał. Tego typu działania stymulują rozwój zarówno wewnętrzny, jak i przez to później całej organizacji. WPŁYW SIEBIE NA OTOCZENIE Mam bardzo mocne przekonanie, że to jak wygląda mój dzień – tak wygląda mój świat. A skoro mój świat zawodowy to cała długofalowa konstrukcja międzyludzkich relacji i powiązań biznesowych, to mogę stwierdzić, że warunkiem jej przetrwania i rozwoju jest ciągłe zdobywanie odporności, umie- jętności wykorzystywania okazji w zmieniających się realiach. Aby je poznać nie mogę zamykać się na nowe doznania; muszę stale eksperymentować. Dzięki temu mogę pokornie uczyć się i przenosić tę zdolność na ludzi, na których mam wpływ, z którymi chcę rozwijać biznes. Aby móc docenić piękno jeziora Garda muszę poznać inne miejsca na świecie. Nie jest celem jednak ani ich poznanie, ani plaża, ani szczyt, ani wpływ na innych. Co jest celem? Oddać ostatni grosz ostatniego dnia życia, czy hemingway’owsko móc stwierdzić na końcu, że „dobrze mi było żyć”? Nie. Nie wiem. Jeśli mamy swoje misje, to każdy może wypowiedzieć się za siebie. Ja lubię powoli zaczynać każdy dzień od wdzięczności, wsłucha- nia się i wpatrzenia; i lubię każdego dnia zasypiać spełniony doznaniami, efektami działań i nadzieją na lepsze jutro. To mój brzeg jeziora. wolałbym zamiast słowa kon- trola używać właśnie określe- nia: dostęp 16
  • 17. Trendy to nie są mody – te szybciej przemijają i są płytsze. To też nie siły napędowe zmian struk- turalnych, do których można zaliczyć demografię, makroekonomię, epidemiologię chorób cywilizacyj- nych, czy geopolitykę. Trendy nie leżą w obsza- rze niepewności – są na tyle wyraźnymi zmianami w naszym otoczeniu, że bez problemu możemy je dostrzec, zbadać i sparametryzować. Najczęściej o trendach mówimy w zakresie trwałych proce- sów zmian zachowań konsumenckich, czy szerzej – postaw nabywców. W tym artykule mam zamiar: Najpierw wprowadzić Ciebie Czytelniku w trudną i wręcz nie do zrozumienia plątaninę pojęć i zna- czeń poszczególnych trendów (kiedyś się zapar- łem, że przeczytam „Ulisses’a” Jamesa Joyce’a – nie wiem czy próbowałeś… tego języka mój mózg nie był w stanie zrozumieć i odpuściłem na trzy- dziestej stronie; to co zaraz przeczytasz – będzie jeszcze trudniejsze); Wskazać równoległość przeciwbieżnych zmian w zachowaniach konsumentów (chodzi mi o to, by „styki Twojej jarzeniówki” objaśniły obraz możliwo- ści i niemożliwości); Przełożyć wnioski na język celów marketingo- wych w 2013 roku (chodzi mi o to, by każdemu z nas za rok starczyło na rachunki). Zaczynam więc od najtrudniejszego – wytrwałości, Czytelniku! Szczególnie ważny jest wzrost mobilności, a co za tym idzie cała seria zjawisk, od niewinnego co- uchsurfing’u począwszy aż po jeden z ważniejszych trendów jakim jest rozwój narzędzi ciągłego do- stępu do własnego content’u (mail, intranet, „moje społeczności”, gry, bo w końcu gaming to też trend NA ROZSTAJACH DRÓG, GDZIE PRZYDROŻNY BILLBOARD STAŁ… – wszystko mamy w smartphonie). Trwały trend technologizacji osiąga poziom inteligencji społecz- nościowej mającej już umiejętność samorozwo- ju, czego forpocztą jest geekizm (w tym zakresie mam też na myśli społecznościowy proces rozwoju języków programowania). Związany ze wzrostem mobilności jest multitasking, kultura nanosekun- dy i pogłębiający się kryzys braku wolnego czasu, a co za tym dalej idzie – skrócenie i spłaszczenie komunikatów, wszelkich treści do haseł i przeka- zów emocjonalnych. W relacji do tych zjawisk widać rosnący medialny clutter i zjawisko ślepnięcia na reklamy (ad avoidance). Przeładowanie komunika- cji przekłada się na trend multitargetowania (wyco- fanie wielu marek lokalnych i zastąpienie globalny- mi, bo konsumenci mogą zapamiętać top-3 marki w danej kategorii). Kontr-trend do tych procesów zmian to autentyzm w przekazach marketingo- wych, ale także właśnie powrót do marek lokal- nych, tyle, że w stylu retro lub eko (tu też samo- zaopatrzenie, czy trend Do It Yourself). Na tym tle rozwija się prosumeryzm będący wyrazem wzrostu świadomości zagrożeń i potrzeb konsumentów, ale też możliwości dostępu do różnych źródeł infor- macji. Możliwość bezpośredniej interakcji z innymi konsumentami, czy z marką stwarza tu pole wpły- wu na procesy decyzyjne. Konsument, świadomy swoich indywidualnych potrzeb traktuje wybiórczo źródła informacji i raczej nie poddaje się bezkry- tycznie opinii autorytetów (spadek czytelnictwa prasy przełożył się na wzrost ilości blogów, czyli rozproszenie źródeł informacji). Zmniejszenie zna- czenia masowych liderów opinii jest też w relacji do ogólnego problemu utrzymania ram społecz- nych wartości moralnych i etycznych, ale z drugiej strony pojęcie lidera opinii zyskało na znaczeniu w określonych zakresach tematycznych (ambasado- rzy marki). Wartością stają się natomiast dane oso- bowe, z tym, że normy prawne nie są już w stanie 17
  • 18. sklasyfikować rodzajów danych poza metrycz- kowymi i kontaktowymi, które dotyczą naszych zachowań nabywczych, zainteresowań, kręgów znajomych i właściwie zaczynają być kluczowe w marketingu CRM’owym, a przynajmniej w możli- wościach Facebook’a i Google. Prosumeryzm jest na skraju dwóch strumie- ni trendów: z jednej strony wzrost znaczenia well-beingu poprzez trend SLOW, fit czy ekologii, a z drugiej – wynikający w sumie z ustawiczne- go braku czasu – trend convenience oraz – będący odbiciem siły strukturalnej spowolnienia gospodar- czego i wzrostu obaw społecznych – trend oszczęd- ności. Możemy to w skrócie przedstawić jako kon- flikt trendu indywidualizacji (w tym unformalizacji, wzrostu tolerancji, itp.) versus trendu unifikacji i life-stylizacji w znaczeniu kopiowania modeli narzuconych przez marki lub celebrytów (w tym czołowych bloggerów), ale także takich zjawisk jak flocking (czyli stadne reagowanie na bodźce w sieci), czy właśnie spadku akceptacji odmienno- ści (co często jest wyrazem zagrożenia i asocjacji z określoną grupą). Ten trend związany z globa- lizacją / unifikacją zderza się też z rozwojem mi- krogospodarki, przechodzeniem z etatów na dzia- łalności gospodarcze, pracą w hipsterskim stylu projektowym. Ciekawym wyrazem tego zjawiska, będącego też w kontrze do globalnej koncentracji kapitału, jest crowdfunding. Hardcore, nie? To pójdźmy o krok dalej… To wszystko jest w odniesieniu do takich sił napę- dowych (to już nie trendy) jak upadek demokracji, wzrost niepewności i dystansu pokoleń, wzrostu znaczenia nowych osi geopolitycznych (tu: Chiny, Indie, ale też ultraprawicowe partie w Europie) i upadku starych (USA, Europa). Być może jeste- śmy też w przededniu zmian w samej technologii obliczeń czy przetwarzania sygnałów – w kierunku sieci neuronowych. Być może jesteśmy w przeded- niu zmian w zakresie źródeł energii. Być może… kluczowe nie są ani trendy, ani siły napędowe, tylko niepewności. To co jest pewne to rosnący w skali globalnej, lokalnej i osobistej wielowymiarowy konflikt warto- ści. Fizyka zarówno kwantowa, jak i Newton’owska uczy, że każda cząstka ma swoją antycząstkę, że skoro „A” działa na „B”, to „B” działa na „A”, a więc skoro mamy trend, to wykształci się wcześniej czy później trend przeciwny i jest to tylko kwestią bie- żącego nasilenia, czy, jak to nazwać w tym kon- tekście, mody, że akurat tę, a nie przeciwną grupę zjawisk bardziej zauważymy. Prawda jest taka, że wszystkie te trendy występu- ją razem, przeplatają się, wpływają na siebie. Jak w procesach biochemicznych – jedna reakcja wpły- wa na drugą; zwiększone stężenie ich produktów powoduje wyhamowanie przebiegu. Są katalizato- ry zmian, ale też one niewiele by zdziałały, jeśli nie byłoby napęcznianych potencjałów energetycz- nych. Nie wierzę, by jakiś komputer, czy człowiek mógł te zjawiska wszystkie jednocześnie synte- tycznie i analitycznie objąć, adekwatnie pogrupo- wać i zrozumieć. Z pewnością do tego, co napisa- łem można odnieść się też krytycznie – nie roszczę sobie praw do twierdzenia, że w tej pogmatwanej materii mam rację. Nie sądzę jednak by ktokolwiek mógł ją mieć, bo niby jak. Swego czasu studiowałem właśnie biochemię i fizjologię. Pamiętam jak, po wielu lekturach spe- cjalistycznych artykułów, w końcu zrozumiałem jakie czynniki, a było ich z kilkanaście, w jaki spo- sób wpływają na przebieg syntezy jednego tylko białka. Uczucie satysfakcji ze zrozumienia jednak Trendy nie leżą w obszarze niepewności – są na tyle wy- raźnymi zmianami w naszym otoczeniu, że bez problemu możemy je dostrzec, zbadać i sparametryzować. 18
  • 19. minęło jak dowiedziałem się, że prawdopodobnie większościowy wpływ na tę reakcję mają piezoelek- tryczne własności katalizującego ten proces enzy- mu, ale nie jesteśmy w stanie zbadać skali tego wpływu ani w warunkach in vitro, ani tym bardziej in vivo. Nie wiem czy nasza rzeczywistość marke- tingowa jest bardziej, czy mniej złożona. Jednak ta lekcja pokory uczy tego, o czym mi kiedyś mówiła babcia, że „mieć rację to niegrzeczność”. Jednego natomiast jestem pewien – że z trenda- mi się nie opłaca walczyć. Nie opłaca się ich też tworzyć. Na trendach można natomiast próbować zarobić. Kto i za co będzie nam płacił w 2014? Przede wszystkim naszą branżę cechuje wyjątko- wa elastyczność. Najczęściej nie mamy w środkach trwałych ciężkich linii produkcyjnych, procesów lo- gistycznych, itp. Wystarczy refleks i zdolności ada- ptacyjne do zmian, by móc nadążać za trendami. Niby proste, ale jednak cały czas pozostaje jesz- cze schemat budowania przewag konkurencyjnych agencji marketingowych na… kreacji. Tymczasem twarda rzeczywistość (zgrzytająca spadającymi wynikami finansowymi) dociera do agencji, które uparcie i z pietyzmem wciąż pokazują „czarodziej- skie obrazki” swoim klientom. Otóż ci klienci są co- raz bardziej zorientowani w przyszłość i świadomi tego, że właśnie teraz, w 2013, muszą dokonać kroku w nową rzeczywistość. Co to oznacza w praktyce? Rozwój nowych seg- mentów rynku, które wpasowują się w trendy. Z pewnością zauważamy wzrost znaczenia aplikacji mobilnych. Co prawda nie mam tu na myśli Fa- cebook Places czy Foursquare, bo jakoś nie widzę powszechnego szału związanego z tymi aplikacja- mi. Raczej mam na myśli to, że klienci są w spo- sób ciągły dostępni online ze swoimi smartfonami, że mają one coraz większe możliwości łączenia rzeczywistości wokół użytkownika ze światem wirtualnym. To połączenie daje świetny kontekst oferowania konkretnych produktów lub usług. Bardzo wyraźnie rosnący segment rynku, mocno promowany przez IBM, możemy nazwać marke- tingiem CRM’owym. Już teraz plany firm na 2013 wyglądają czasem jak rozbudowane schematy pro- cedur odchodząc od zwyczajowego podziału tabe- larycznego (działanie / kwota / miesiąc). Dzielimy otoczenie na grupy docelowe, do każdej planujemy osobne działanie, po jego wykonaniu dokonujemy głębszej subsegmentacji i zakładamy dalsze bodź- ce do każdej z podgrup, które zależą od reakcji na kolejne działania. Całość opiera się na złożonych aplikacjach bazodanowych pozwalających nie tylko na wysyłkę „śledzących” newsletterów, ale przede wszystkim precyzyjne zarządzanie potencjałami w otoczeniu firmy. Kontrola lejka zakupowego jest poniekąd rozwi- nięciem i wyrazem tej logiki CRM’owej. Z tym, że warto zauważyć zmiany w tym obszarze wynikają- ce stąd, że konsumenci, a właściwie prosumenci, coraz częściej dokonują decyzji zakupowych w takim modelu, że jednocześnie pojawia się świa- domość produktu, jednocześnie jest rozważana możliwość jego zakupu, bo ta możliwość od razu powstaje i właściwie od ręki powstaje sposobność wyrażenia opinii na ten temat. Cały proces ulega „rozwymiarowaniu” i spłaszczeniu. Dodatkowo zmienia się sposób pozyskiwania informacji. Wcze- śniej konsument był bardziej skazany na swoją „samotną” relację w odniesieniu do proponowa- nego produktu. Teraz błyskawicznie może wycofać się z tego punktu odniesienia i pozyskać informacje z różnych miejsc – od znajomych, od nieznajomych, 19
  • 20. z porównywarek, z fanpage, od specjalistycznych bloggerów… I dopiero jak „masa krytyczna” pozy- tywnych opinii go przekona lub utwierdzi w przeko- naniu, to dokonuje decyzji nabywczej. No dobrze, ale co z tego wynika w praktyce? Dynamiczny roz- wój narzędzi łączących social-marketing i BTL; to kolejny wartki nurt zainteresowania marketerów. Do tego trzeba jednak wiedzy, umiejętności i do- świadczenia. Z pewnością oparcie się na samym Facebook’u nie jest wystarczające, zwł., że na tym portalu siła relacji jest dość płytka (warto zauwa- żyć ciekawy trend defriending’u), więc w przypad- ku produktów wymagających rozważnych proce- sów decyzyjnych potrzebujemy specjalistycznych społeczności i for. Nie wiem czy można nazwać to trendem, czy jest to już siła napędowa, a mówię o konsolidacji rynkowych poziomów dystrybucji i produkcji. Jest to bowiem wyraz globalnego zjawiska koncentra- cji kapitału. Na naszym rynku odzwierciedleniem tych procesów jest zmniejszenie roli producentów w tym co kupuje finalnie konsument. W tym świe- tle mało ma do powiedzenia dział marketingu, czy R&D producenta towaru FMCG o tym jak będzie wyglądać, ile kosztować, jak będzie zapakowany i wyeksponowany produkt na półce. Jak to prze- łożyć na działania praktyczne? Zaakceptować, że category management to też marketing i rozwinąć swoje kompetencje w tym kierunku. Dać argumen- ty producentom w dyskusji z ich odbiorcami. No i może na koniec (choć absolutnie nie czuję, bym wyczerpał temat) wspomnę o Business-Desi- gn’ie. Pojęcie to oznacza z jednej strony tworzenie modeli biznesowych (ofertowane wartości, klienci, procesy i relacje występujące z nimi, zasoby do tworzenia wartości), ale również warto zastanowić się nad siłą samego słowa design. W tym obszarze, naprawdę szeroko rozumianym, uczestnicy rynku szukają przewag konkurencyjnych. W świecie wystandaryzowanych norm i technologii produk- cyjnych, przewag konkurencyjnych w oparciu o innowacje technologiczne, których cykl życia jest parotygodniowy, to właśnie sfera skojarzeń wywo- łanych kształtami, barwami, dźwiękami w odpo- wiednim nastroju, podkręcającym określone stany, czy emocje – jest tą przestrzenią, w której można uzyskać wyłączność (zwłaszcza, że społeczeństwo zdywersyfikuje się na coraz mniejsze i wyraźniej- sze typy konsumenckie). I nie chodzi tylko o wy- strój wnętrz, samochody czy używki, czyli dobra „zewnętrznej konsumpcji” afirmującej określony styl życia, ale również o to jak wyglądają… lampy uliczne, kostki brukowe, nosidełka dziecięce… W tym obszarze ma duże pole marketing, nawet jeśli miałby być na służbie dystrybutorów. Dla jednych świat jest bezpieczny, taki jak wczo- raj. Ale to iluzja. Dla drugich świat jest za szybki, za intensywny – ci się boją. Dla trzecich ta nowa rzeczywistość jest wspaniałym wyzwaniem. Jest też wyrazem nie jednego trendu, ale przesile- nia tak wielu zjawisk, że faktycznie następuje przełom. Nie zobaczymy go w jednym wymiarze. Nie nazwiemy jednym słowem. Nie zrozumiemy tego teraz. Musimy przekroczyć granicę naszych schematów, wyjść poza strefę komfortu wynikającą z powielania czynności, które robiliśmy wczoraj. Dziś jest już jutro. Jutro jest już dziś. Być może… kluczowe nie są ani trendy, ani siły napędo- we, tylko niepewności. 20
  • 21. 21 Nie ma rozdziału między pracą a życiem prywatnym. Jest granica między złem, a dobrem. Prezentacja końcowa projektu. Cele zrealizowa- ne. Zielone słupki przychody, czerwone koszty. Wykres wzrostu świadomości, penetracji, dystry- bucji. Jest fantastycznie – udało się! Sukces! Kto jest jego ojcem? Jest ich wielu. Agencja wprowadza do portfolio projekt i „smaruje” pressnews’y. Osoby prowadzące projekt w agencji dodają go do swojego CV już zastanawiając się na ile wzrosła ich wartość rynkowa. Prowadzący prezentację przed zarzą- dem marketing manager chce awansu i podwyżki. Rozdzierają jak kruki sukces, czy sięgają po należ- ne im soczyste jego owoce? Za tym wszystkim stała ciężka praca. Nawet jeśli klient był tylko „finger-managerem”, któremu agencja nie raz uratowała tyłek, to i tak jego stres miał swoją cenę ryzyka. Stres niejednokrotnie jest większy w agencji, gdzie nie wychodzi się o 17ej, gdy następnego dnia ma się odbyć konferencja, czy wystartować kampania. I to, by móc cieszyć się sukcesem jest każdego prawem. By usłyszeć „kawał dobrej roboty!”. Jednak aby ta słoneczna wersja stała się praw- dą, to musi nastąpić głębsza refleksja nad… insi- ght’em. Po co? Po co to robimy? Po co nam awans, czy podwyżka? Dla nas samych? Dla Maslov’owej potrzeby samorealizacji? Mamy iść jak te reklamy, które produkujemy w „ego”? W większości wypad- ków jednak motywacja jest inna. Awans to lepsza jakość życia, większe bezpieczeństwo dla rodziny, którą niejednokrotnie utrzymujemy. Warto jednak nie zatracić równowagi życiowej, a nawet jak zostanie zatracona, to by czynić to świadomie. SOCZYSTE OWOCE Pewien architekt dostał zlecenie życia – mnóstwo pieniędzy za projekt wręcz niemożliwy do skończe- nia w zadanym terminie dwóch tygodni. Zamknął się w pokoju, zakazał żonie i dzieciom wchodzić. Sam pracował dzień i noc. Non stop. Krótkie, trzygodzinne przerwy na sen. Tylko praca. Po 10ciu dniach zmienił się, schudł, ręce zaczęły mu się trząść, miał światłowstręt. 14go dnia nie był w stanie złapać ostrości wzroku sprawdzając pro- jekt przed wysłaniem. I co się dalej stało? … Wysłał w terminie, dostał pieniądze, za które kupił więk- sze mieszkanie, żona była szczęśliwa, pojechali na długie wakacje. Morał? Bez poświęceń nie ma soczystych owoców. Możesz być flegmatykiem, cholerykiem, lokomo- tywą, czy wartościującym krytykiem. Biznesme- nem na własnym rozrachunku, czy managerem w korporacji. Obojętnie. Ważne, żeby zawsze mieć dostęp do siebie, do tej drgającej płaszczyzny własnego sumienia, widzieć ją pod nogami przed każdym ważnym krokiem zawodowym. Nie ma rozdziału między pracą a życiem prywatnym. Jest granica między złem, a dobrem.
  • 22. Każdy kto pracuje w marketingu miał przynajmniej raz takie specyficzne uczucie, że powstaje wielka rzecz, że właśnie rodzi się idea. Najpiękniejsze są takie chwile, w których można przeżyć to uczucie razem z innymi managerami, a najlepiej jeśli mię- dzy agencją a Klientem jest właśnie taka chemia. Chemia, energia, flow… Jakkolwiek to nazwać, to uczucie jest realne. Ma w sobie coś z młodzieńcze- go odkrywania, pasji tworzenia, nadziei na sukces. Jedna osoba coś mówi, druga dopowiada, trzecia pokazuje inny aspekt, ale wszystko składa się w spójną całość, w koncepcję nie mającą wad. Błyski w oczach zebranych w sali konferencyjnej, potrzeba przejścia do dzieła tworzenia od razu, natychmiast. Wtedy wiemy, że to jest dobra energia, że mamy „power” i możemy wszystko. I to od nas zależy jak pokierujemy strumieniem tej energii. W którą stronę zboczy jej nurt, jaką ziemię nawodni i co z niej może wyrosnąć. Barie- ry pojawią się na pewno, ale jeśli nasza siła wiary w sukces będzie niezłomna, to go osiągniemy. Właśnie na tym polega ten cud tworzenia, że jeśli tylko wystarczy nam wiary, która przenosi góry, to dotrzemy na szczyt własnych pragnień. Dlatego tak ważny jest ten pierwszy moment olśnienia, w którym ta siła się rodzi. Jeśli oka- że się, że jednak każdy z członków zespołu pro- jektowego, czy ogólnie agencja i klient podążają w innym kierunku, co innego ich motywuje niż wizja, idea… a nie pozostanie liderem człowiek o silnej osobowości i charyzmie, to energia się rozproszy i „wyjdzie jak zwykle”. Zaufajmy intuicji dobierając ludzi do współpracy. Ona nas nie oszuka. Żadne kryteria świadome DOBRA ENERGIA nie będą tak trafne jak wybór, który podpowie nam podświadomość. Niech nas nie zwodzą pozory pięknychbiurowców,czywygadanychsprzedawców. Patrzmy ludziom w oczy. Zaufajmy intuicji dobierając ludzi do współpracy. Ona nas nie oszuka.
  • 23. Grzegorz Osóbka tel.: 515 276 780 g.osobka@umbrella.pl 23