SlideShare a Scribd company logo
JANUSZ ŁOZOWSKI
KWANTOLOGIA STOSOWANA 5
opowiastki filozoficzno-fizyczne
dla dzieci dużych i małych
copyright © 2015 by Janusz Łozowski
wszelkie prawa zastrzeżone
ISBN 978-83-942582-1-4
ja.lozowski@gmail.com
1
Kwantologia stosowana – kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 5.1 – Jak rozległy jest Kosmos?
Głupie pytanie - oczywiście, że nieskończenie.
Ja tam pojmuję, że są byty w sobie ograniczone, że spojrzy taki za
okno, a nawet w siebie (jak ma czas na takie fanaberie) - i powie w
swojej pysze, wniosek z tego oglądania wyciągając, że wszystko jest
skończone. Że się zaczyna, dorasta po trudach i męce, a później na
kanapie zasiada i ręce rozkłada. A na koniec się kończy. Czyli musi
wszelkie być skończone.
Ja tam rozumiem taką życiową postawę, nawet doceniam i wyceniam –
ale nie przeceniam.
Wiadomo, po horyzont wszystko sobie płynie czasem i przestrzenią,
wszystko się zmienia, siwieje, włosy wypadają - a w ogóle światowy
zakres mało przyjemny w odczuwaniu. Więc z tego można wyprowadzić
poprawne wnioskowanie, że i ten tutejszy świat się skończy. On się
kiedyś tam zaczął, podobno nawet jajogłowi datę tego początku byli
ustalili, ale też i przez to się skończy.
To wiadomo, to jasne – w tym taka zasadnicza fizycznie mądrość się
przejawia.
Tylko że, to też wiadomo, jak coś się zaczyna i się kończy, to tak
w sobie samym przecież to się nie dzieje. Niby po horyzont widać i z
grubsza wiadomo, co to jest, nawet całe cztery procent już zostało
poznane i opisane, ale co jest "dalej" - nie wiadomo, co się w tym
dalej kryje - nie wiadomo, jak to daleko się rozciąga – nie wiadomo.
Wiadomo, że jest tutejsze i że się w sobie rozciąga, że wszystko się
od wszystkiego oddala, i to w pędzie narastającym.
Czyli aktualność w sobie puchnie, ciśnienie wewnętrzne w sferze nie
spada, a ogólnie stabilizacja panuje i żyć pozwala. Choć zawierucha
w tym spora - i po wszystkiemu ona idzie.
Cóż, może i tak. Ale ja tam w takie proste tłumaczenia nie wierzę -
dla mnie to naciągane, dla mnie to tłumaczenie na siłę, żeby się w
obrazku zmieścić. Skrawek tu dodać, tam uciąć przeszkadzające, no
i całość można pokazać. Że łatka na łatce, że umysłowość liniowa i
przyczynowo-skutkowa się w sobie skręca - cóż, nie dorosła do tej
wizyjnej hipotezy - matematycznego wzoru i głębi analizy nie sięga
w swoim naturalnym zdrowym rozsądku. To dalsze i głębsze, fizyczni
powiadają, to takowe nietutejsze, w sobie dziwaczne, rozumowi mocno
zaprzeczające, a poza tym nieoznaczone i skryte.
I w ogóle nie ma co się starać takiego zrozumieć, bo to rozdygotane
statystycznie, więc nieprzewidywalne z samej swojej zasady.
Ja tam - powtarzam - w takie banalnie skomplikowane tłumaczenie nie
zamierzam się wmyślać, niech to żądni przygód czynią, ja tam tylko
w prostotę mogę się zapatrzyć.
Bo czy może to inaczej iść? Czy tutejsza skończoność to już będzie
wszystko? Tak na zawsze - i to na takie logiczne "zawsze" - takie
2
z głębi rozumności płynące, niczego i nigdzie więcej? To poważnie
i fundamentalnie warto przedyskutować, nawet samemu ze sobą.
Jedno jest pewne: tutejszy wszechświat jest skończony. Zaczął się i
puchnie, więc musowo się skończy. Tylko nie o to chodzi. W pytaniu
jest odniesienie do Kosmosu – a ten jest nieskończony.
I o to właśnie tu chodzi. O rozróżnienie na zakres fizyczny tego i
tylko tego świata, czyli to wszystko, co jakoś widoczne przyrządem
i poznawalne – oraz na zakres logiczny, na wszystko w bezkresie i w
wieczności.
Sedno pytania zawiera się w tym i wynika z tego, że nie zostało do
tej pory przeprowadzone rozdzielenie pojęć "kosmos" i "wszechświat"
- że są to terminy stosowane wymiennie. A to nie to samo, zasadniczo
nie to samo.
Wszechświat to nie Kosmos.
Otóż, jeżeli opis poprowadzić tak - a z pozycji wewnętrznej zrobić
tego inaczej nie można, przecież do obserwacji teraz i zawsze jest
tylko ten egzemplarz świata – otóż, jeżeli opisywać to jako proces
nieskończony, bo tak podpowiadają wzory oraz logika, to wszechświat
jest sam dla siebie i wszelkie tu obecne też jest samo dla siebie.
A ponieważ w gabarytach się rozciąga - a co więcej, bez widocznego
uszczerbku w stanie wewnętrznym - to musi się to dziać w owym bycie
nieskończonym i jedynym.
Taki wniosek, że wszechświat jest jeden i jedyny, podbudowuje fakt
skończonego obszaru postrzegania (tu: fizycznie dostępny do pomiaru
zakres), który realnie nigdy dla obserwatora się nie powiększy. Ale
przecież to nie oznacza, że to rzeczywiście już wszystko. - I jest
zagwozdka.
Z logiki i filozofii wynikający bezkres zderza się tutaj z ujęciem
fizycznym, z wszelkimi ustaleniami, których nie tylko, że nie można
– ale których podważyć się nie da, bo to namacalny fakt i konkret
wielorako sprawdzony.
Z jednej strony jest ustalenie, że skończyć to się nie może (bo jak
jedność-jedyność może się skończyć?), jednak z drugiej jest pewnik,
że się skończy, i to nieodlegle – z jednej strony jest rozszerzanie,
a z drugiej samoistność tutejszego świata. I trzeba to pogodzić.
Efekt? Cóż, skutkuje to wszystkimi rozpowszechnianymi ujęciami, w
których wszechświat rozpada się do nieskończoności - wszelakie się
od wszelakiego oddala – słowem, smutek spełnionych przepowiedni i
hipotez snuje się ekranowo i straszy.
Co tu dużo gadać – bzdura.
A wynika to z prostego, ale trudnego do korekty z pozycji wewnątrz
i zawierania się w zmianie – korekty poglądu, że wszechświat to nie
kosmos. Niby proste, a niewykonalne dla fizyka. Bo jak biedaczek ma
podzielić coś, co w jego opisie jest wszystkim? No, nie sposób. To
jedność i jedyność, więc niepodzielne. Kosmos i wszechświat w tym
spojrzeniu to jedność, i to nieskończona. Niby fizycznie prezentuje
się jako skończony - ale jest jeszcze logika i wzory, a tu wieczny
i bezkresny kosmos wyłazi z każdego kąta.
I jest zmieszanie - i jest zamieszanie – i jest nieporozumienie.
3
A wystarczy te pojęcia rozdzielić, wyznaczyć zakres występowania i
działania "wszechświata" i zakres "kosmosu". Do pierwszego odnieść
wszystko zmienne, a przez to skończone – do drugiego logiczne oraz
stałe, nieskończone i wieczne. I kłopot z głowy.
Jak to zrobić? Na bazie fizyki przejść do Fizyki. Proste? Proste.
Bez dwu zdań, to rzeczywiście jest banalnie proste, przecież tutaj
istniejące w żadnym przypadku nie może być sprzeczne z bezkresem i
jego właściwościami – bo by nie zaistniało. To punkt pierwszy tej
analizy.
A skoro tutejsze jest pochodne tamtego i dalszego, to musi w sobie
zawierać rytm zmiany, która jest zawsze oraz wszędzie. - A to dalej
oznacza, że wszelkie tu obserwowane i wyznaczane dokonuje się tak,
jak wszelakie.
A to znów oznacza, że wystarczy pilnie i dokładnie obserwować, co tu
się dzieje, żeby wyznaczyć zasadę zmian wszelkich.
I co z tego wynika? Że wszechświat zmienia się tak, że można opisać
go z zewnątrz. To punkt drugi analizy.
Pozostając wewnętrznie w układzie, którego wszak nigdy realnie się
nie opuści, ale w oparciu o wypracowane reguły zmiany, można opisać
i zdefiniować proces tak, jakby się to oglądało z zewnątrz. I tym
samym wyznaczyć początek, środek, ale także koniec tego tutejszego
wspólnego domu. Proste? Proste.
Czyli, jeżeli wszelkie tutejsze procesy - jakoś rozróżnialne w tle
(co by tym tłem nie było, chodzi o punkt odniesienia) struktury tak
się zmieniają, że po przekroczeniu pewnego poziomu w tym tle świata
zanikają – to na tej podstawie, jako zasadzie, można powiedzieć w
przypadku wszechświata, że również i taka struktura w swoim tle się
rozpada i zanika.
Jeżeli każda zmienna forma ewolucyjna tylko do pewnego punktu jest
stabilna, jeżeli tylko w pewnym zakresie posiada ostro w środowisku
wyznaczoną granicę (nawet jeżeli ta granica w logicznym ujęciu żadną
oczywistością nie jest) – to taka konstrukcja ("po jakimś czasie")
zanika i degraduje się do jednostek składowych - czyli do jednostek
tła.
Mówiąc inaczej, fizyczny konkret traci brzegowo elementy, a kiedy
brak sił podtrzymujących, definitywnie się rozpada. A przedłużenie
toru elementów tworzących, w ujęciu logicznym, biegnie w bezkresną
wieczność. - Na brzegu ewolucji (to, co za brzeg uznaję) jest ostatni
wspólny stan oznaczający ten fakt, wówczas jednostki tworzące są w
takim oddaleniu od siebie, że element od elementu jest oddalony na
jednostkę (kwant).
I jest to ostatnia łączna z konstrukcją warstwa. Dalej jest rozpad
i oddalanie się. Już faktycznie do nieskończoności.
Tak zobrazowany i opisany przebieg ewolucyjnej zmiany, co by nią nie
było - to odnosi się do wszelkich faktów. Jest okresowy konkret (w
postaci "zbrylenia", zapętlenia elementów tworzących w jednostkę)
4
- jest granica, czyli warstwa łączna oraz wyznaczająca zakres tego
faktu w tle (i wobec tła) - a "poza" jest owo tło, zbiorowisko już
do niczego redukowalnych jedynek czegoś.
A co najważniejsze w tym ujęciu, że bez tła nie ma ani faktu, wszak z
elementów tła się buduje (to są "cegiełki" tworzące), ale również i
nie ma obserwacji owego zdarzenia - ponieważ jedynie (wyłącznie) w
odniesieniu do tła taka obserwacja może zajść. Kiedy nie ma punktu
odniesienia, nie ma aktu postrzegania - kiedy nie ma możliwości do
porównania, nie ma wiedzy, że coś istnieje.
I właśnie tak to się realizuje w ostatniej warstwie wszechświata –
i tak musi się to realizować.
Czyli kwant po kwancie, warstwa po warstwie układ, ewolucja nazwana
"wszechświatem" (lokalny stan w Kosmosie) - traci zasoby. Kiedyś to
się zbiegało w tę formę pod naciskiem zewnętrznym, aktualnie się w
nieskończoność Kosmosu rozpada. Rozpada w/do tła Kosmosu. I nigdy tu
nie wróci. Nigdy.
Proste? Proste.
Ale żeby to się mogło tak do tej bezkresności oddalać - to musi ona
być. To również jest proste (i oczywiste).
Tutaj się zmienia i zanika, jednak żeby to mogło tak zachodzić, to
musi być tor ("przestrzeń"), w której to może się dziać. Czyli musi
być Kosmos – musi być tło i dopełnienie do tutejszego zakresu. Tło
z maksymalnie już prostymi elementami, z zerem i jedynką, NIC i COŚ.
I w wiecznym ruchu w ramach nieskończoności.
Żeby tutejsza skończoność mogła zaistnieć i się chwilowo zmieniać,
musi być zewnętrzny do niej nieskończony Kosmos - to konieczność.
To Fizyczna (filozoficzna) konieczność.
Jeżeli nie wprowadzę podziału na tutejszy, więc lokalny tym samym w
bezkresie wszechświat - oraz na Kosmos, to nigdy (nigdy) z dylematów
i paradoksów się nie wyplączę, na zawsze pozostanę więźniem fizyki
i zmieszanej z nią logiki. I koniec.
Żeby skorzystać z podpowiedzi, której udzielają wzory, nie należy
rezygnować z rozlicznych, a też koniecznych symboli nieskończoności
- tylko należy je przenieść o jeden poziom wyżej, do Kosmosu. Po co
wyrzucać składnik, skoro na dalszej drodze przyda się znakomicie.
Ale jeżeli tego nie zrobię i się upieram przy "wszechświecie", jest
zmieszanie. I koniec.
Wyjście jest oczywiste i jedyne: bezkres, nieskończoność elementów,
wieczny ruch - i jedność reguły.
Nic więcej, nic mniej.
Pytanie wstępne dlatego prezentuje się jako nieprzemyślane - wręcz
głupie - ponieważ wszechświat bez dopełniającej go nieskończoności
jawi się jako niemożliwy. Lokalna zmienność dlatego może wytworzyć
poszczególne fakty, że całościowy układ powstał, przekształca się
i zaniknie w ramach, które już zmienności nie podlegają. Jeżeli nie
wprowadzę w hierarchię zmian granicy, mam ciąg nieskończony - i tym
5
samym niemożność wyjaśnienia. Kiedy traktuję tutejsze za wszystko,
za jednostkę i jedyność - to ustalane relacje i związki również są
zakotwiczone w nieskończoności, więc tworzą logiczną łamigłówkę bez
rozwiązania.
Kiedy (wszech)świat opisywać bez tła, obserwacja ulega fiksacji na
wyróżnionym, zaś reszta, przecież ta najważniejsza - to znika z pola
widzenia. Stąd problemy.
Dość długo, do pewnego momentu to poznawcza konieczność. Analiza i
postrzeganie wyodrębnia bardziej oczywiste, jaskrawsze - zmysłowo i
przyrządowo wyraźne w kształcie i skupieniu. Ale przychodzi moment
na powiedzenie i na uzmysłowienie sobie, że widoczne to daleko nie
wszystko – że to dopełniające i pomijane wcześniej tło jest tutaj
elementem co najmniej równorzędnym, a w logicznym ujęciu staje się
wręcz najważniejsze. Jeżeli takiego przewartościowania nie dokonam
– polegnę.
Wszechświat bez tła nie istnieje. A Kosmos jest tłem bezkresnym.
6
Kwantologia stosowana – kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 5.2 – Dostawka do umysłu.
Człowiek to brzmi krótko. Wiadomo.
Znacie mnie, wynalazczy jestem, życiowo generalnie zaradny, koniec
z drugim końcem zasadniczo udaje mi się związać. - Choć, tak prawdę
mówiąc, to różnie bywa. Sami wiecie, jak to jest. Czasami człowiek
musi się solidnie rozumem nawyginać, żeby te końce chciały się na
jako taką zbieżność ułożyć. Sami wiecie.
Ale ja nie o żalach serdecznych chciałem, tak jakoś mi to początkowe
zdanie słowne wylazło, życie ogólnikiem ciężkie - tematykę znacie.
Acz czasami swoje barwy również pokazuje, kalejdoskopem wrażeń się
w człeczynie odbija, podziwiać pozwala i zmysłami na wszelki sposób
można to odebrać... ech, sami pojmujecie.
Tylko że tak człeka niekiedy najdzie, tak się na to wszystko głęboko
zapatrzy i uczuciem ogarnie, że, sami rozumiecie, żal mu się robi,
jak pomyśli, że to za jakąś tam chwilkę się finalnie skończy i już
uczuć się do niczego i nikogo nie będzie wysyłało. - Przykre to, nie
ma co. Sami doświadczacie.
No i mnie, nie ma co ukrywać, takie generalnie pomyśliwanie naszło
było - tak, rozumiecie, filozoficznie mnie się zrobiło. Na duszy i
w ogóle tak się ułożyło, że ho-ho. Aż mnie samego to poruszyło, aż
sam się temu zadziwiłem. - Cóż, są tematyczne sprawy na świecie, co
to i normalnym mogą się ukazać.
Bo trzeba wam wiedzieć, że tak na co dzień takim czymś oraz podobnym
to się nie zajmuję, graniczne zainteresowania to nie ja, moja działka
to materialna realność pospolita, podobnie użyteczna i zarobkowa. -
Sami rozumiecie, żyć trzeba – czyli taki koniec z końcem... Prawda,
mówiłem.
Więc mnie w ów czas - a niedawno to było - tak właśnie górnomyślnie
było poraziło, na analizowanie brzegowego zaistnienia człeczego i
podobnego naszło, po skrajnościach mnie rzuciło. Fakt, trochę się
wolnego czasu zebrało - akuratnie materialnego syzyfa pchać w górę
pilnie nie było trzeba - to sobie przysiadłem na trawce, twarzyczkę
do słoneczka wystawiłem, i takie myślenie o dalekim uskuteczniłem.
Może nie w tempie nadmiernym, bo taka lekka senność bytu mnie też
w ten czasowy odcinek naszła, ale gdzieś się to po mózgowiu sobie
pałętało. A nawet, rozumiecie, efektami obrodziło... Bo ja, znacie
mnie, wynalazczy jestem.
Sprawę generalną, mówię wam, przemyśliwałem, świat i człowieka pod
lupę rozważań wprowadziłem. I sukces odnotowałem. Myślowy, prawdą
to jest, ale przyszłościowo ważny, to też prawdą jest. Ja tam, tak
to się składa i z samego tego wynalazka to filozoficznie wynika, z
tego nic nie wyciągnę, to poza moją generalną granicą się lokuje,
ale satysfakcję mam. Bo przeniknąłem, bo wiem, jak to się ma robić
- i w ogóle.
7
W ogólności, rozumiecie, wynalazczość na chwilę obecną się swoimi
elementami nakłada i w niej odciska - ale są i takie projektowe, a
też podobne konstrukty, co to dopiero po wiekowym leżakowaniu swe
cielesne możliwości odnajdą w realności. No i nie inaczej ten mój
wynalazczy koncept się prezentuje, to przyszłościowa wizja. Czyli
tak gratisem go sprzedaję i nic za niego nie chcę. Jak sobie to w
materię sami ubierzecie, jak to zastosujecie, wasz zysk życiowy –
a jak nie, trudno się mówi, smakiem się obejdziecie. Bo wy już to
wiedzieć będziecie, że tak można, jak i ja wiem.
Tego więc, sami rozumiecie, filozofem się tak czasem (a i niechcący
zupełnie) każdy człowiekowaty staje. To i mnie tak naszło. Na takie
i ogólne rozumowanie naszło. W tej senności odpoczynkowej sobie moją
problematykę techniczną w porozumieniu ze światem komputerowym tak
fundamentalnie unaoczniłem i filozoficznie pociągnąłem. Aż po takie
wnioski oraz konsekwencje to poprowadziłem.
Bo sami wiecie, że takie elektroniczne bydlę, jak się konstruktorom
w kreśleniu coś tam nie sprawi, że takowe coś to potrafi człowieka
w zdenerwowanie wprowadzić - w takie emocjonalne drgnienia wprawić,
że byt może bydlę kopnąć, a nawet i inne bydlę pogryźć... Albo ono
jego zmanierować, kiedy człowiek z objawianiem i usiłowaniem sobie
nerwowo pofolguje.
Czyli, temat już chwytacie, w tej rozleniwiającej senności myśl mnie
w chwili przebłysku naszła - taka, żeby sobie generalnie i całościowo
życie światowe ułatwić. Żeby sobie wszelkie kontaktujące metaliczne
puszki (i podobnie zabudowane), co to nas pojedynczo i zbiorowo do
technologi różnej a użytecznej podłączają - żeby to, rozumiecie, w
przeszłość historyczną rzucić, żeby to już nie było do niczego oraz
zupełnie potrzebne.
Sami rozumiecie - wizja osobistego i bezpośredniego podłączenia do
tego wszystkiego mnie naszła.
Cóż, powiecie, może to i dobra myśl, generalnie postępowa - mocno i
na każdym kroku sprawunki wspierająca. I tak dalej, sami jakoś to
już chwytacie, sedno sensowne pomysła widzicie.
Tylko że, też dalej to powiecie, jak to zrobić? Jak taką ogólnie i
trafną wizję w coś namacalnego oblec? I tu, widzicie, jest pies z
pogrzebaczem, że tak powiem. W tym sęk deskowy się zawiera, żeby w
takim elemencie użyteczność wzbudzić i żeby to nie była tylko taka
sobie a muzom pojęciowa kombinatoryka...
Sami rozumiecie, gdybym to ci ja był filozoficznym typem - co to w
myśleniu mocny, ale fakty fizyczne przegania, boć przeczące one są
w rozmyślaniu ogólnie detalicznym - to pewnie na wizji by się takoś
zakończyło. Tylko, rozumiecie, ja wynalazczy jestem, za problemem
się w dal myślową udałem - no i, już mówiłem, udało się. Ja tam się
i na wyżynach teoretycznych obeznaję, ale - jak trzeba - to i zejść
w materialną breję potrafię, przerzucę z kupki na kupkę - albo też
wbiję gwoździka w ścianę... Czyli, rozumiecie, potrafię dojrzeć w
popiele diamentowy okruszek.
Więc tego pożytecznego temata też przeniknąłem.
8
Rozumiecie, sprawa do prostych nie należy, kłopotami się na każdej
półce pojęciowej prezentuje tak mocnymi, że aż hej i ho. No bo to,
tak sami zauważcie, każda osobnicza bytność inna. Niby taka sama,
ale przecież ten swój i tylko swój odcisk ma. Czyli myślenie się
niby tak samo dzieje, ale inaczej. Więc i jak tu takie coś do tego
świata techniką napędzanego podłączyć? Tak, nie da się. Po prostu i
w ogóle się nie da. A przecież o to w całości chodzi, żeby niczego
w podłączaniu innego nie było trzeba. - Żeby tak było, że jak sobie
człeczyna pomyśli o jakimś temacie, "pstryk" mu się zrobi w główce
- to i się z tematem wybranym taki osobnik połączy. I jest jasność
tematyczna. Wszystko na zażądanie, od razu i bez ograniczenia. Nic
innego, żadnego dodatku elementowego. Chcesz to, masz, chcesz coś
odmiennie innego - masz. A jak się znudzisz, to ciszę sobie taką w
mózgowie zaaplikujesz. I odpoczniesz pierwszoplanowo, choć przecie
gdzieś głęboko to wszystko cały czas pełną parą funkcjonuje. Jakby
tak się zadziało, że konieczność nastąpi - to ponownie się "pstryk"
realem zadzieje i dalsza aktywność może biec...
Sami pojmujecie, ważne to po ogólności i szczegółami.
Tylko że, tak to idzie, taka potrzebność techniczna prosta w sobie
nie jest, nie od razu ona może konstrukcyjnie wyskoczyć i swoją w
życiu moc pokazać. - Gdyby tak było, zauważcie, takie coś już dawno
filozoficznie przestało by być omawiane, a się materialnością jaką
pokazało. A tego nie ma, choć powinno, bez dwu zdań. Bo myśleć może
sobie człeczyna o czymś takowym, myśleć do tej... sami rozumiecie,
a i tak z takiego ogólnego zmyślania żadnego "pstryka" realnie się
nie złoży. Bo to, rozumiecie, nie pójdzie, żadnym sposobem tak nie
pójdzie. - Co najwyżej osobnik się zdenerwuje, coś słownie albo też
przedmiotowo rzuci w dal i zaśnie myśleniem głęboko wymęczony. Nie
inaczej.
A wszystko tak - zakarbujcie sobie w pomyślunku - przez to, że tego
złączenia rozumnego z przyciskiem zrobić się nie da. Nigdy tego "na
wprost" w rzeczywistości nie będzie.
Tak, wiem - oczywiście, że wiem. Robi się od kiedyś tam podobne, a
i bardziej pogmatwane eksperymenta. Podsadza głowę ochotniczą pod
urządzenie, w kabelki oplata - no i, sami widzieliście, niby się to
łączy tak ze światem poza cielesnością. Ech, naiwność z tego aż po
oczach bije, braki w rozpoznaniu rzeczywistości wyłażą i straszą.
Bo to, powtarzam, ślepe jest, droga bez tunelu nawet, tylko ściana
fizyczna za zakrętem się kryje. Przecie to żadne tam łączenie, to
taki sam przyciskowy konstrukt, jak ten, co go w ścianie sobie można
obejrzeć. Elementa składowe nowocześniejsze - fakt, ale zasada już
z niebotycznie dalekiej przeszłości w tym użyta. Tak to idzie, coś
takiego to ręką machnąć i posprzątać. - Ciekawe jest, przyznam, na
badanie fundusze można pobrać, wykresik jaki pokazać lub światełko w
telewizorze uruchomić, jakieś inne poruszyć - słowem, pospolitych i
w tematyce nieobeznanych do rozdziawienia otworu gębowego zmusić.
Tylko że to cyrkowość banalna, nic warte popisy.
Więc - jak to tak porobić, żeby się technicznie nie pogubić, ale i
zysk mieć z takiego podłączenia? Co począć, jak żywot w przyszłość
9
nakierować, pytacie?
Wyjście z dylemata jest - powiem na zachętę. Ale proste to ono nie
tak proste. Tylko innego nie ma i nie będzie. Tak to idzie. Prawdę
wam zapodaję, jest światłość na końcu tego etapu dziejowego, ale i
koszta nieliche trzeba w to wetknąć, darmo to nie pójdzie. Jak ze
światem naokólnym pomyślunek żąda połączenia bezstratnego, to się
na niejakie i wielkie trudności musi pogodzić. Tak i nie inaczej. I
nie ma zmiłuj.
Bo to tak idzie - rozumiecie - że każda bytność to osobisty i jeden
w nieskończoności kod. Więc jak go odczytać? Prawda, macie rację,
jednego osobowego osobnika się da, kompania laborantów przy takim
się poprzemieszcza w czasie i przestrzeni, to i się kod życiowy na
każdym poziomie takiego pozna. - Tylko, wiadomo, tu nie o osobniczy
detal chodzi, ale o zbiorowy hurt człowieczy. Przecie każdy chce w
takim technologicznym wyścigu zaistnieć, coś sobie na zażyczenie w
umyśle poczytać - albo i obejrzeć. Albo ze znajomą poplotkować, bo
tak akuratnie go emocjonalnie naszło.
I jest problem, rozumiecie: kto takie zakodowanie osobowe zdekoduje
- jak tę ścianę abstrakcyjną zmóc praktycznie i użytecznie (i dla
wszystkich)?
Jak jest zagmatwanie analityczne oraz logiczne zapętlenie, warto się
na moment zatrzymać, popatrzyć w przestrzeń, nawet senność lekką i
pożyteczną przeprowadzić - i temat tak do fundamentów prześwietlić.
A co, znam to, mi to skutecznie pomaga na zastój umysłowy.
Dylemat całościowo i filozoficznie, powtarzam, banalny i wszystko w
technice się generalnie będzie musiało ułożyć. Ale, rozumiecie, od
czegoś trzeba w realizacji projekta wyjść. A tym "czymś" jest taka
uwaga, że trzeba osobnika od początku "nagrywać". Sami rozumiecie,
jak już taka pokraka raczkuje po podłodze, to sprawa przegrana - to
już musztarda po konsumpcji. Przecież toto coś tam sobie pomyśliwa
niemożebnie, już kombinuje. I wniosek jest oczywisty, jak słońce na
czystym nieboskłonie: trzeba osobnika od jego "zerowej" karty na
urządzenie nagrywać. Tak to idzie.
Tak po prawdzie, to o żadne tam nagrywanie nie biega - tak obrazem
tu rzucam, żeby to strawne pojęciowo było. Tylko że realność musi
tak pobiec, żeby "urządzonko" zawsze i na stałe zapisywanie w sobie
prowadziło - całe, detalicznie całe rozumowanie osobnikowate. Całe,
powiadam, od początku po koniec.
I o to w tym biega, o to idzie hazard życiowy.
Sami rozumiecie, wszystko - musowo wszystko w takiej "przystawce" i
archiwum musi się z osobnika znaleźć, tylko tak unikalne kodowanie
można pokonać. Sami wiecie, że jak się gdzieś tam w światowości te
dane komputerowe zbiera, to notowane to jest wielokrotnie, a tutaj
przecież o super istotny konkret chodzi, nie o jakieś tam zdjęciątko
z wakacji - tu osobniczy kwant rozumowy trzeba zanotować. Tu żadnej
brakującej cegiełki nie śmie w rozliczeniu ubyć, bo to wszystko w
całość świadomego istnienia musi się złożyć, nie inaczej.
10
Sami pojmujecie, że takie "zgrywanie" prowadzić stale, zawsze, i w
każdym emocjonalnym zawirowaniu trzeba, nie ma wyjścia. Że pachnie
to kłopotami na odległość już dziś, sami wiecie, a w bliskiej tam
przyszłości jeszcze się do potęgi podniesie. I którejś tam potęgi.
Jednak wyjścia z tego nie ma, każdy i zawsze musi być podpięty i w
najdrobniejszym myślowym swoim zawahaniu zapisywany - i najlepiej w
wielokrotnym miejscu.
Bo podziurawiona osobowość to żadna osobowość.
Ale jak już sobie techniczni z działaniem "przystawki" poradzą, no
i jak problematyczność stałego złączenia każdego z każdym, a takoż
ze wszystkim uda im się zmóc... ech, to się dopiero świat rysuje,
to niecodzienność się na horyzoncie pojawia...
Wszak, sami rozumiecie, to już inny świat będzie - niby ten sam, a
jednak zupełnie inny. Fakt i prawda, ciekawe to będzie, i chciałoby
się to zobaczyć, posmakować przez czas jakiś, owego "pstrykania" w
każdym miejscu i czasie doznać... Ech.
Ale, po prawdzie, czy w takim człowiek dzisiejszy by się odnalazł,
czy by się rozsmakował? Dziś tego się nie przeniknie. Dla nas, sami
rozumiecie, to ciastko za szybą - i to taką na zawsze opancerzoną.
Może to i byłoby fajne, może i byłoby miłe... Ale, po prawdzie, nie
wiem. I się nie dowiem.
Może to nawet i lepiej, tak sobie filozoficznie pomyśliwam. Ale nie
wiem...
Dlatego, sami rozumiecie, jakoś tak bez żalu dogłębnego pomysła na
kontaktowanie się ponad wszystkim daję, co mi tam, filantropijnie
to potraktuję. Przecie i tak nic nie tracę, zysków z tego zaliczyć
nie zaliczę, a też podatku nie pobiorą. Wynalazek pierwsza klasa i
przydatny w każdym kierunku. A skoro taki, to i realnie się tutaj
objawi, swoją przydatność wielowątkową pokaże. Że nie dziś, a też i
dla nikogo życiem się objawiającym?
Są wynalazki na wczoraj, są na dziś - ale są i takie "na pojutrze".
"Przystawka" pokazuje się właśnie tak przyszłościowo.
Idźcie i korzystajcie z tego wszyscy. Jeżeli chcecie.
11
Kwantologia stosowana - kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 5.3 - Jednostka czy zbiór?
Ciężkie czasy. Wiadomo, nigdy lekko nie było - zawsze się trzeba z
realnością zmagać i materię po kątach rozrzucać.
Ja tam generalnie na rzeczywistość się nie krzywię, swoje robię i
jak każą, to z miejsca na miejsce ciężarki przenoszę - jak każą, to
postawię albo rzucę gdzieś tam pod ścianą. Wiadomo, przejmować się
kapitalistyczną nowomową nie ma co. Jednak dzisiejsze czasy, takie
to prawdą prawdziwe, szczególnie problematycznie się objawiają i w
myśleniu dylematami się prezentują. I to w każdym kierunku, gdzie by
swój wzrok nie skierować.
Przecie to tak idzie, że wszędzie nie ma oczywistości oraz stałości,
wszędzie się nieostrość pokazuje; losowość nauka w świecie ustala i
wzorami na prawdopodobieństwo studentów mocno straszy - bo takie w
sobie skomplikowane to wzory.
Słowem, nic pewnego nikomu się nie wydaje - nawet jak się komu coś
wydaje.
I jest problem. Trzeba powiedzieć, że jest. Nie można go zmilczeć
ani hałasem telewizyjnym przydusić - nie można. Bo jak to tak się w
świecie dzieje, że bez logiki się dzieje? Że jeżeli nawet jest tam
jakaś logiczność w tym wszystkim głębokim, to zupełnie niejasna oraz
przypadkiem zarządzana.
Trzeba to głośno powiedzieć i omijać w myśleniu nie można, to kłopot
jest. Znaczny kłopot.
Owszem, nie ma co zawartością talerza z obiadem się zajmować, tu w
detalach wszystko widać, wszystko policzone i w logikę się normuje,
a nawet układa. Ale gdzieś tam daleko i głęboko - no, może w takim
jakie wredne i niepokojące się gnieździ... I kłopot.
Powiadają tacy jedni, że to kwantowo się dzieje. Czyli kwantem tu,
kwantem tam, i statystycznie bez głębszego sensu.
Owszem, wzorami opanować się to pozwala, zapisać na wykresie też się
daje (a nawet funkcją matematyczną poniektórzy pokrętnie to potrafią
wytłumaczyć) - więc niby jasność jest. Jednak co i dlaczego tak się
dzieje - tego po prawdzie nie wiadomo, nie da się tego oznaczyć i w
przebiegach poznać, bo w podprogowości bytu się kryje.
A człowiek tak ma, że jednak chciałby się w tym połapać i rozeznać
dla satysfakcji.
A przecież wszystko z owych kwantów się bierze - gdzie eksperyment
nie ustawić, tam kwant w kwant i kwantem pogania. Tylko, widzicie,
tak do końca (i na logiczność) nie wiadomo, cóż za dziw ten kwant -
czym to macać i jak?
Czy to jednostka, czy zbiór - tego do końca nie wiadomo. Ja tam swe
ciężarkowe elementy zawsze jednostkowo przerzucam, coś tu, coś tam
- i jest jasność. Ale przecież w głębokiej analizie to zbiór - dla
mnie jednostka tak a tak ciężka, ale naukowo to zbiór.
12
A może to i jednostka, i zbiór? - I jak to ugryźć myśleniem?
Po prawdzie trzeba powiedzieć, że fizyczni z kwantami sprawują się
dobrze, i że tak to musi być. Policzą drogę satelitarną, sprawdzą
z wzorkiem - i się zgadza. Czyli mechanika elementów pokazuje się
w swojej matematyczności pewnikiem i światowe zawirowania wyznacza
do któregoś miejsca po przecinku.
Ale i tu są zwątpienia: czy tak realność się pokazuje? Czy tak się
światowa rzeczywistość objawia? Czy to tylko matematyczny pojęciowy
symbol tak dobrze zmianę dekoduje?
Niby jest jasność, ale taka jakaś w sobie zamazana, zafalowana - w
swoim zachodzeniu obca i daleka. Słowem - pokrętna.
Cóż tu powiedzieć, nawet sami jajogłowi, co takie wzroki wypichcili,
nawet oni ich końcowej formy nie byli pewni. A i dziś nie są. Coś o
świecie to opowiada, ale co - nie wiadomo.
I jest problem. Może nie taki z pierwszych stron, snu normalsom to
z oczu nie spędza - jednak problem jest.
Pierwsze i gruntownie najważniejsze pytanie, które każdy ciężarkowy
powinien sobie zadać, jest takowe: czy przerzucane "ciężarki" to w
sobie kwantowa jednostka - czy zbiór?
Niby banalne pytanie, niby naukowi już temat objaśnili, a nawet na
kawałki podzielili i drobnicy na światowym podatomowym poziomie się
dopracowali - ale to nie o to w tym wszystkim chodzi, tu pytanie o
"ciężarki" logiczne idzie i filozoficzne.
Ciężarek przecież zawsze jest ciężarkiem, czego by tu nie brać do
analizy. Czy kawałek wielkogabarytowej materii będę w zapamiętaniu
chwytał, czy atomowy pył materialny - to zawsze ciężarek, to zawsze
coś. I nigdy inaczej.
I wygląda tak, że zbiór - że złożenie. Bo jakby tego nie kawałkować
i badać, zawsze w tym jest coś mniejszego.
Dlatego w analizie trzeba wyjść od spojrzenia - od obserwującego,
od bytu doznającego-mierzącego, nie od świata.
Przecież to ja, ciężarkowy, widzę, a świat nic nie wie na mój temat
- świat to... sami wiecie, jak obchodzi. To ja ustalam w tym swoim
zapatrzeniu, że ciężarek do przerzucenia z kąta w inny kąt to tyle
a tyle - i że dalej to już inne.
Ale po prawdzie to fałsz, niedokładność obserwacyjna, która po oczach
bije. Może nie prosto i nie tak od razu bije, trzeba się przyjrzeć
- ale bije.
Sami powiedzcie, co ja widzę - i jak widzę? Ciężarek, powiecie tak
w ogólności - i generalnie wy będziecie mieli rację w takim swoim
stwierdzeniu. Ale jakby nie w pełni tylko ciężarek.
Bo to, jak przyłożyć do tego kawałka materii jaki przyrząd - na ten
przykład z mikroskopem albo podobnie sprzęgnięty - to teraz co tym
ciężarkiem będzie? Ha? Gdzie to się zaczyna i gdzie kończy - ha?
Tak na krok odejdzie człowiek i spojrzy - i widzi ciężarek. Nawet to
na urządzeniu sobie pomierzy i zważy pod każdym względem. Ale znów
się na bliskość najmniejszą zbliży, i co? - jest ciężarek, czy jaka
dziwna w sobie materialna konstrukcja? Jest fakt materią ociekający
13
- czy go nie ma?
Tak, po prawdzie w takim "zbliżnym" spojrzeniu, w takim detalami i
szczegółami materialnymi przepełnionym, ten mój ciężarkowy element
do rzucenia w dal przemysłową, to ani wyraźnie ze świata wyróżnialne
- ani tak w sobie jednoznaczne. I nawet diabli wiedzą, w jaki sposób
to na tym niskim poziomie zdefiniować - jak opisać relacje z innymi
faktami.
Niby granica jest i ona wyraźna jest - a jak się wgłębić, to żadnej
granicy tu nie ma i wszystko ze wszystkim się łączy. A "ciężarek",
to co mam za ciężarek, to okazuje się ważyć wiele. I nieskończenie
wiele...
Badam kawałek - a na koniec się okazuje, że mam w analizie wszystko.
Nawet nieskończone. I jest zagwozdka.
Powiecie, że to złudzenie, że pozór - że nie ma czym się przejmować
i że mam dalej te swoje ciężarki dźwigać, bo każdy je w życiorysie
dźwiga i nie zajmuje się byle czym. Powiecie, że temat może i tak
w sobie ciekawy, ale zbędny - że jest w całej okolicy jakie coś, to
niech sobie będzie, jest wyraźne i z granicą - to niech sobie takie
pozostanie.
A że w głębi tej tam filozoficznej i fizycznej jakieś dziwne to oraz
kwantem zapełnione?... A pies to trącał w każdym kierunku.
Nie powiem, można i tak.
Tylko, widzicie, nie wiem jak wy, ale ja chciałbym wiedzieć, czy za
rogiem nie czai się coś obleśnego, czy jakaś gadzina nie wychyli się
z zakresu nieoznaczonego a ciemnego - albo czy w kolejnym kroku nie
trafię w nieprzyjemność materialną. Tak mam, że chciałbym wiedzieć.
Jak rzucam w skazane miejsce ciężarki, to zerkam, czy tam coś żywego
nie wegetuje, czy przypadkiem inny byt ciężarkowy nie opadł z sił i
pilnie potrzebuje pomocy - nie wiem, jak dla was, ale dla mnie to
istotne.
Powiecie, że to insza inszość, że mieszam porządki - i że tak robić
się nie godzi. A nie, mylicie się. Ciężarki ciężarkami, ale sprawa
w tym, że bez wiedzy, jak to wszystko wokół urządzone, czy to jest
zbiór, czy jednostka - bez tego dalej w poznawaniu świata przejść
nie można. To sedno zagadnienia.
Można sobie przerzucać ciężarki stąd do dalszego punktu, można nie
zastanawiać się w każdej sekundzie, co, dlaczego, gdzie, jak oraz po
co się dzieje - ale, mimo wszystko, w pewnej chwili takie pytania
trzeba zadać. I trzeba spróbować na nie odpowiedzieć.
Uważam, że warto to zrobić.
Ot, taka sprawa, pozornie odległa od tematyki kwantowej - czy fakt
zwany płaszczyzną, to jednostka, czy zbiór?
Nie rozumiecie? Już mówię. Płaszczyzna - to, co za płaszczyznę się
uznaje - to symbol jednorodnego tła, które tworzą identyczne sobie
kwanty. Taka, widzicie, logiczna konstrukcja, która ma oddać, że w
świecie jest stan jednorodności.
I teraz rzeknijcie, co tu jest "ciężarkiem"? Gdzie tu i jak wyznaczyć
14
granicę elementu? I co będzie tym elementem?
Powiecie, że to niemożliwe - że skoro wszystko sobie z bezkresnego
zakresu (aż do bezkresnego detalu) sobie równe, to żadnym sposobem
tu niczego wyróżnić nie można. Tak powiecie i będziecie mieli rację
w każdym słowie. Bo nie można.
W płaszczyźnie niczego wyodrębnić nie sposób, wszystko "po horyzont"
nieskończenie takie samo.
I teraz zastanówcie się - dlaczego w tym naszym świecie "ciężarki"
można zauważyć, a nawet chwycić i przenieść dalej?
Po pierwsze, to skutek własności tego świata, a po drugie - własności
oraz zdolności obserwacji osobnika.
Tak - w sensie logicznym wszystko wokół to jednorodna płaszczyzna,
którą tworzą jednakie sobie kwantowe jednostki - takie coś, co już
niczym drobniejszym być nie może.
I to takie coś pędzi sobie przez bezkresną wieczność, czyli samo się
z miejsca na miejsce przerzuca i nic (zazwyczaj) owego czegoś w tym
pędzie nie hamuje. Dlaczego? Ponieważ niczego hamującego w Kosmosie
nie ma.
Tylko że, widzicie, niekiedy w tej wieczności nieskończonej tak to
się dzieje, że zbiera się lokalnie większa ilość tych elementarnych
ciężarków i wówczas powstaje na przykład wszechświat - albo lokalny
byt rozumujący.
Po prostu, jak taka wytworzona w bezkresie sferyczna zmiana zapchana
jest jednorodnymi elementami, czyli kwantami, to wystarczy ją tylko
docisnąć ("dopompować"), a uzyska się większe lokalnie skupienie. I
powstanie atom - czy już wzmiankowany twór dźwigający duże ciężary.
Banał ewolucyjny.
Ale, zauważcie - i daję to wam pod głęboką rozwagę - logicznie, tak
filozoficznie to biorąc, to zawsze tylko jednorodne tło kwantowe, w
którym się coś lokalnie i na chwilę zbiegło w większą strukturę. I
zaraz zaniknie, ponownie wtopi się w tło.
To, że jest, że można to obserwować, mierzyć i przerzucać - to stan
chwilowy, żadnym tam przypadkiem trwałość. Że istnieje takie dłużej
od naszego całościowego i ulotnego bytu, to fakt - ale przecież to
nie oznacza, że jest trwałe (stałe, wieczne, czy jakoś tak). Także
się zmienia, także powstaje i zanika - tylko skala zmiany jest tak
cirka plus i odrobinę większa.
Więc skoro to jest - tak czy owak - element tła, a tylko lokalnie w
postaci "ciężarka", to powiedzenie, że to jest tylko ciężarek i że
ostro wyznaczony w środowisku - to po prostu nieporozumienie, żeby
nie użyć "ciężarkowego" określenia.
Ja coś w otoczeniu widzę, jednak to moje - obserwującego zaliczenie
ustala, że to jest takie a takie oraz że dalsze już do elementu nie
należy. Kiedy, na przykład, laborant bada atom i wyróżnia w świecie
taką strukturę, a zarazem idące od atomu promieniowanie określa jako
fakt zewnętrzny (że choć z tego atomu się wywodzi, to coś innego) -
to nie tylko głęboko się myli, ale przede wszystkim fałszuje obraz
15
rzeczywistości. Atom, tak zdefiniowany stan w realności, ale zarazem
w dopełnieniu (w jedności) z promieniowaniem - to jest całościowa
i funkcjonalna ewolucja w toku zachodzenia. Tylko tak. Nie "atom",
nie "promieniowanie" - ale łącznie atom-promieniowanie, to stanowi
jednostkę świata (i poznania).
Mogę, to zrozumiałe, wyróżnić jedynie "atom" i go badać, ale to nie
jest wszystko, brakuje dopełnienia - brakuje tła, które warunkuje i
dopełnia zaistniały fakt. Że tego tła nie widać, że jest pomijalne,
że zdaje się być niepotrzebnym, przeszkadzającym balastem (bo wnosi
szumy i zakłócenia)? Oczywiście.
Tło dlatego jest tłem, że uzupełnia obraz - on dlatego jest właśnie
widoczny w postaci "ciężarka", że jest to tło i że jest jednorodne.
Jeżeli elementem obserwacji jest najmniejsze z najmniejszych - coś,
co fizycznie za takie na danym etapie poznawania świata się uznaje,
to nie znaczy, że poniżej nie ma elementu jeszcze mniejszego - bo
jest. Zawsze jest. I tworzy tło.
W jednorodnym tle "atom" łatwo zauważyć, ale dlatego można zrobić
takie rozróżnienie, że jest to tło - ale zarazem skutkuje to tym, że
analiza odnosi się do postrzeganego elementu, a zupełnie pomija w
opisie tło. - Tylko, tak naprawdę, to właśnie pomijane tło jest tym
najbardziej istotnym kwantem myślenia i rozumienia - składa się z
kwantów, ale i jest kwantem (jednością).
Na końcu zastanawiania się nad otaczającym zakresem tło wysuwa się
na plan główny - i jedynie istotny.
Nie pierwszoplanowe i jaskrawo widoczne coś jest naprawdę ważne, to
otoczenie, środowisko - w najszerszym ujęciu "tło" jest znaczące. Z
niego fakt się wyłania, posiada masę i zachcianki, pobiera z tła do
(za)istnienia potrzebne elementy i na jego rzecz je traci - i zawsze
jest dynamicznie ustalonym i uśrednionym "zdarzeniem". Że sam się w
tle wyróżnia i nadaje znaczenie? Cóż...
Tło, jednokwantowe tło jest wieczne, a wszelkie "ciężarkowe" byty i
produkcje tu tylko na chwilę...
I właśnie na takim tle - w takim odniesieniu trzeba się ponownie, i
głęboko, pochylić nad wstępnie zasygnalizowanym pytaniem: czy kwant
to jednostka, czy zbiór?
Po prawdzie, na ten moment, to specjalnie nie trzeba się schylać, w
swojej głębi to oczywistość. Kwantem jest to, co za taki stan uznam
w swoim postrzeganiu świata. - Kwant to jednostka, jeżeli tak sobie
to wykalkuluję, jeżeli tak określę "ciężarek".
Jednak - to istotne - ten sam ciężki i masywny element wszechświata
będzie zbiorem, jeżeli zacznę się w niego wbijać i drobić elementy
w celu mi wiadomym.
Zaliczenie elementów do konkretnego ciała i wyznaczenie granicy tego
ciała, to moja - tylko moja decyzja. Podjęta w oparciu o posiadane
możliwości zmysłowe i techniczne.
W ujęciu logicznym to zawsze stan umowny i nigdy pełny - a przez to
złudny. Dowolny fakt w otoczeniu - czy ja sam - to zbiór w jednym
odniesieniu, albo jednostka w innym. Jestem jednostką oraz kwantem w
16
zbiorze podobnych sobie kwantów i składam się na tło tej struktury;
to z takich (mi podobnych) kwantów w społeczeństwie tworzy się grupa,
plemię, naród. Ale zarazem jestem zbiorem licznych elementów, i to
na przeróżnych poziomach. Tworzy mnie zbiór komórek, atomy są w tym
jeszcze większym zbiorem kwantów - a ilość logicznych jedynek jest
tej skali, że ociera się o nieskończoność. To ja - każdorazowo ja.
Kwant w zbiorze i zbiór kwantów.
Ale co jest kwantem, a co okaże się zbiorem - o tym decyduje moje
(za)działanie. Świat to jedność i nigdy inaczej, a podział to ja i
moje możliwości.
Świat to zmiana w trakcie zachodzenia, ale jak się zmienia, w jakim
rytmie, o tym decyduję samodzielnie i w oparciu o jednostki, które
sam ustalam - w oparciu o kategorie i zależności między nimi, które
wyznaczę.
Ja tworzę świat - choć to on mnie stworzył.
Jednostka zawsze jest jednostką, to oczywistość (i aksjomat), ale
jakie posiada konkretne rozmiary, co jest tą jednostką - to ustalam
ja. Tylko ja.
Czy będzie się to objawiało rozmiarem punktu ("kropki kwantowej"),
gabarytem planety, energetycznym zawirowaniem w formie wszechświata
lub nieskończoności - albo, na przeciwnym końcu, fotonu, elektronu,
atomu - albo środkiem, czyli moim istnieniem - to nie ma znaczenia.
To zawsze w liczeniu jest jednostka i kwant zmiany. To zawsze kwant
i jednostka.
Na najniższym poziomie jest kwant - na najwyższym jest kwant - i w
każdym wyróżnionym jest kwant. Kwant to wielce użyteczne narzędzie
analizy jednorodnego tła, a w konsekwencji świata.
Kwant do kwantu i zbuduje się "ciężarek". Na przykład moje "ja".
Kwanty to fizycy, ukłony - ale kwant to filozofia.
17
Kwantologia stosowana – kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 5.4 – podprogowy – nadprogowy.
Kosmos.
NIC i COŚ – zero i jedynka – próżnia i energia – nieskończoność i
wieczność – ruch, bezustanne przemieszczenia się "czegoś" poprzez
nicość – Fizyka i Ewolucja.
Kosmos, logiczne i konieczne dopełnienie do zmiennego zakresu oraz
chwilowości i skończoności rejestrowanej w dostępnym obserwatorowi
zakresie. Maksymalny poziom pojmowania.
Wszechświat.
Strumień energii + strumień energii = wykreślona w Kosmosie sfera.
Warstwy kwantowe dociskają z zewnątrz sferę i spychają, wpychają w
jej zakres kolejne jednostki. Narasta wewnętrzne ciśnienie, rośnie
zagęszczenie, a elementy zbliżają się do siebie.
W punkcie węzłowym toczącej się zmiany, w policzalnym momencie, w
którym odległości między elementami osiągają wartość krytyczną – w
sferze może i musi dojść do "zapłonu". Momentalnego w obserwacji z
wnętrza zdarzenia w formie pojawienia się fizycznych faktów. Czyli
fotonów, jako pierwszych z całej piramidy. W miarę trwania dopływu
kwantów, w kolejnych punktach węzłowych procesu, tworzą się dalsze
i wszelkie możliwe poziomy ewolucyjne i ich elementy.
Zaistnienie każdego poziomu i jednostek je budujące oznacza, że w
sferze ponownie zostaje uwolniona przestrzeń oraz że nie dochodzi
do zatrzymania i zaniku zmiany.
Nowa jednostka, rozbudowana i skomplikowana wobec poprzedniego i
dominującego stanu, "opada niżej" - jako ciężka i zasobna zostaje
"wytrącona" z układu. Zarazem fizycznie pozostając w sferze. I się
zmienia, już tylko w ramach swojego poziomu.
Nacisk zewnętrzny trwa do punktu środkowego. W tym momencie ustaje
dopływ elementów z "pola rodzicielskiego" – i sfera, na skutek braku
czynnika hamującego w środowisku, zaczyna zwiększać swoje rozmiary.
I wybucha. Warstwa po warstwie kwanty tworzące oddalają się – stąd
do nieskończoności.
Od środka zmiany procesem odpowiedzialnym za utrzymanie stałego i
stabilnego zagęszczenia oraz ciśnienia – mimo ubytków – jest idący z
"dołu", z zakresu podprogowego, nacisk-docisk warstw kwantowych z
rozpadu osobliwości brzegowych. "Ciśnienie ujemne" zaczyna działać
z chwilą zaniku nacisku zewnętrznego i zapewnia trwałość struktury
– mimo jej przyspieszającego rozpadu.
Obserwator.
Byt środkowy. W każdym rozumieniu środkowy. Fizycznie ulokowany (w
powierzchownym ujęciu) z boku i przypadkowo – logicznie w środku, w
samym środku zmiany. Ani o kwant wcześniej, ani później. Istnieje
w środku - powstaje w środku procesu i obserwuje stan środkowy – i
nigdy tego położenia nie opuszcza.
Obserwator rejestruje fakty z pozycji wewnętrznej lub zewnętrznej,
raz jako fizyk, drugi raz jako filozof. - Wyróżnia w środowisku i w
18
tle elementy, dzieli jednolity w jego skwantowanej formule proces,
wyznacza jego stan graniczy – i nazywa. Oraz ustala powiązania. W
całości zbioru szuka związków, które prowadzą do zaistnienia tego
i konkretnego faktu, a dalej wpływają na kolejne zjawiska.
Fizyk.
Kim jest fizyk? To zawarty w zmianie obserwator. Skutek tej zmiany
i jej rejestrator. Obmacuje na wszelkie dostępne sposoby okolicę i
definiuje zależności. Również bada tę okolicę w zakresie, który mu
jest dostępny. Bada bez brzegów.
Co "widzi" fizyk? Wszechświat jako zmianę w toku zachodzenia. Jako
byt pochodny tej zmianie - i na zawsze w niej obecny – postrzega z
punktu wyróżnionego proces, postrzega ze środka (ale i od środka).
W efekcie odbiera wszechświat w jego elementach skomplikowanych, w
zjawiskach powyżej progu (widzi byty "zagęszczone").
Dla fizyka "świat" - to, co za świat uznaje - pojawia się w zakresie
poznawanym nagle, "wybucha" promieniowaniem, a później jasnością –
i jest zdarzeniem rozchodzącym się w chwili początkowej w każdym z
kierunków praktycznie jednocześnie. Dla fizyka wszechświat zaczyna
istnieć od wysokiego w całości zmiany progu skomplikowania – a to
dlatego, że "elementem jedynkowym", że kwantem poznania jest stan
z założenia już rozbudowany i późny w dziejach. Nie można zbadać i
skorzystać z zakresu niższego, bowiem najmniejsze z najmniejszych
w zakresie fizycznym jest znacząco duże wobec najmniejszego.
Fizyk nie może włączyć w swój eksperyment brzegu zmiany, jej stanu
początkowego i końcowego, ponieważ jest zmianą – i opisuje zmianę.
Stan końcowego zatrzymania i moment startu procesu, to znajduje się
poza badaniem; kiedy nie ma zmiany, nie ma fizyka – kiedy zmiana i
kolejne jej fazy zachodzą, fizyk może działać.
Poznanie fizyczne, prowadzone od środka zdarzeń, dąży do brzegu, a
więc do nieskończoności – z oczywistym stwierdzeniem, że leżącego
na brzegu punktu nie osiągnie. Nigdy.
Dlatego odrzucenie nieskończoności z wzorów, renormalizacja, jest
zabiegiem poprawnym i skutecznym, ponieważ na terenie fizyka tego
nieskończonego etapu nie ma – i nawet nie musi on być. Wzory mówią
swoje, odnoszą się do Kosmosu, natomiast fizyk musi to odciąć, bo
w innym przypadku zlicza bezkres. Zabieg jest poprawny w obszarze
fizycznym – ale fałszuje obraz całościowy; metoda dobrze sprawdza
się w procesie lokalnym, a jednocześnie odcina od zrozumienia, co i
dlaczego się dzieje.
Filozof.
Kim jest filozof? To "produkt" fizyki, cieleśnie na zawsze zawarty
w materialnym obszarze zmiany, to byt środkowy procesu ewolucji i
w pełni jej podległy – zarazem zewnętrzny do zachodzących zdarzeń.
Filozofem jest każdy obserwator, niezależnie od położenia, który w
stosunku do obserwowanej zmiany jest zewnętrzny. Jeżeli rejestruje
początek, środek, koniec procesu, czyli całość - jest filozofem. W
jego obserwacji - nie ma znaczenia, czy zmysłowej, czy jako proces
logicznej konstrukcji – w jego postrzeganiu zawiera się zjawisko z
brzegami.
Umiejscowienie zewnętrzne pozwala na rejestrację wszelkich faktów
– umiejscowienie wewnętrzne tylko części. Obserwacja wewnętrzna ma
19
znaczenie fundamentu i punktu oparcia, z którego i na którym można
prowadzić działanie poznawcze – obserwacja zewnętrzna jest zyskiem
poznawczym, rekonstrukcją całości na podstawie obrazu fragmentu. I
pozwala powiązać ze sobą szczegóły.
Co "widzi" filozof? W przypadku wszechświata, odmiennie do fizyka,
widzi wszystkie etapy zmiany. Od pierwszego "zakreślenia" sfery w
bezkresie, przez kolejne fazy narastania wewnętrznego ciśnienia i
zagęszczenia elementów – poprzez "zbrylanie" się materii w ciała i
struktury – aż po stan środkowy i zaistnienie obserwatora. Oraz to
dalsze, drugostronne zachodzenie zmiany, już bez docisku idącego z
pola kwantowego.
Dla filozofa wszechświat, proces tworzący wszechświat, to w żadnym
punkcie dziw, niezwyczajność, żaden wybuch - czy ciśnienie ujemne.
To w każdym momencie policzalny i przewidywalny tok zmiany, która
ma umocowanie w nieskończoności-wieczności Kosmicznej Ewolucji. Z
jego perspektywy to, co dla fizyka jest nagłym zaistnieniem świata
i jego fizyki – dokładnie ten sam fakt i proces, to prosta, nawet
banalna w swoim rytmie, o ile dopływ kwantów i ten rytm istnieje,
procedura. Jak rośnie gęstość ośrodka, to przy dalszym dopełnianiu
sfery musi wystąpić "zaiskrzenie" - musi. Jeżeli cała konstrukcja
nie może się rozpaść, a nie może - jeżeli kwanty nie mogą uciekać
na boki, a nie mogą, bo blokują to tworzące ten świat energetyczne
i skwantowane strumienie, to w punkcie węzłowym jeden choćby więcej
kwant sprawi, że całość wytworzy w sobie warunki do złączenia się
jedynek czegoś – w "coś". Na przykład foton czy atom. I inne.
Cały proces, mimo że to dokładnie ten sam proces, dla filozofa ma
inny, zasadniczo inny przebieg niż dla fizyka. Wybuch postrzegany
jest jako stopniowe dochodzenie do wielkości krytycznej, następnie
szybki fakt ustalania się nowych warunków i zaistnienie wszędzie w
układzie tego samego stanu – oraz dalsze analogiczne progi, punkty
węzłowe.
Co dla fizyka dzieje się "nagle", dla filozofa jest rozciągnięte w
liczne etapy i stany pośrednie – i jest warunkowane brzegiem. A w
szerszym ujęciu tłem, środowiskiem, w którym zmiana zachodzi. Dla
filozofa nie ma faktu wyróżnionego w tym nieskończonym przebiegu,
jest stan chwilowy i ścisłe powiązany z całością.
"Wszechświat" to energetyczne zapętlenie oraz lokalny fakt, który
się zaczął, już przeszedł środek – i się skończy.
Podprogowy – nadprogowy.
Ponieważ fizyk jest konstrukcją zawsze wewnętrzną, a zarazem może
rejestrować tylko i wyłącznie fakty skomplikowane, zawierające się
we wszechświecie (we wszechświecie bez brzegów) – to z tego wynika
oczywistość, że jest fizyczny próg postrzegania. Że istnieje stan,
poziom, wartość ciśnienia i zagęszczenia wewnętrznego w sferze, od
którego może toczyć się fizyczne badanie.
Wszystkie wcześniejsze etapy z historii wszechświata są odcięte z
poznania, są poza obserwacją. Jak zaobserwować fakty, których w tym
działaniu nie ma – to niemożliwe; jak działać na elementach, kiedy
tych elementów jeszcze nie ma – to niemożliwe.
Ale z tego samego powodu, niemożności sięgnięcia do stanu brzegu –
również nie można operować faktami poniżej pewnego progu, ponieważ
ich nie ma. Nie ma tu i teraz. Nie tylko nie było kiedyś, w fazie
20
początkowej wszechświata – ale nie ma aktualnie. Nie ma z powodu,
że one się każdorazowo dopiero tworzą.
Elementy fizycznego poznania i działania, atomy czy fotony, to nie
fakt kiedyś tam zaistniały i później obrabiany na różne sposoby –
to dynamiczny proces tworzenia się i zanikania, łączenia i rozpadu
struktury, którą w zewnętrznym ujęciu obserwator odbiera jako coś
w formyle "atom" lub "foton". Owszem, idea, "pomysł" na taki fakt,
możliwość zaistnienia takiego faktu – to zaszło we wszechświecie w
odległej fazie dociskania sfery, ale to był początek zbioru, nigdy
nie jednostki. Zbiór istnieje tak długo, jak istnieją jednostki go
tworzące, ale jednostki wchodzące w zbiór powstają i zanikają jako
fakty w ramach zbioru. - Człowiek, możliwość zaistnienia człowieka w
ramach całej ewolucji wytworzyła się w dalekiej przeszłości, ale w
ramach takiego zbioru poszczególne jednostki rodzą się i umierają
w kolejności i następczo.
Dlatego aktualnie, i w każdej chwili, fizyk ma do dyspozycji fakt z
zakresu ponad progiem, nigdy niższym. Musi zebrać się odpowiednia
liczba kwantów czegoś, zbliżyć się do siebie na odległość kwantową
– i dopiero wówczas może fizyk to zaobserwować pomiarem. Również z
tego samego powodu nie zarejestruje etapu rozpadu do stanu kwantów
– ponieważ dzieje się to już poza najmniejszym dostępnym mu faktem
badawczym.
Na początku wszechświata – ale i w każdej jego chwili, na zasadzie
początku konkretnego elementu świata – są te same procesy, zmiana
toczy się tak samo, z tych samych kwantów i zawsze według tej samej
reguły.
Dlatego początek jest wszędzie – i koniec jest wszędzie. I środek
jest wszędzie. I każdy inny etap jest wszędzie. I przebiega zawsze
tak samo. To jedność i jednorodność.
Próg.
Zakres podprogowy, na podobieństwo zakresu podświadomego, nie może
być poznany, jednak jest i głęboko wpływa na zachodzące w zakresie
nadporgowym procesy. To fundament, warunkuje poznanie i wpływa na
to, co dzieje się powyżej progu. I co może zaistnieć.
Dla fizyka próg to początek rejestracji, kiedyś tam oraz teraz tu.
Dla filozofa to wyróżniony punt węzłowy zmiany, ale jeden z wielu
analogicznych.
Fizycznie próg początkowy i końcowy to ten sam stan, elementy się
tu znajdujące są detalicznie takie same – filozoficznie, w ujęciu
logicznym, to krańcowo odległe sobie fakty budujące zmianę. Fizyk
widzi chaotyczną mieszaninę jednorodnych elementów – filozof stan
maksymalnie uporządkowany, który prezentuje się jako losowy.
Itd.
Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia.
21
Kwantologia stosowana – kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 5.5 – Promieniowanie reliktowe?
Bywa, wiecie, że spojrzy człek na coś - i zacznie się zastanawiać.
Cóż, bywa.
Niby wszystko znane, niby po nieskończoność przeniknięte - ale jak
się rozejrzeć, to jeszcze kilka spraw wymaga tematycznie zapodania
szczegółów.
Taka, wiecie, mikrofalówka. Powiecie, że to nic, żadne tam w sobie
ciekawe urządzonko, że stoi w kącie, że włożyć, pstryknąć - i jest
podgrzewanie, i jest smakowanie.
To kawałek czegoś, powiecie, czym ludzka normalność się nie zajmuje.
Ale nie, jest pytanko: jak to jest, że to zagrzewa? Znów powiecie,
że to żadne tam pytanko, przecież jest kabelek, jest i napięciowy w
ścianie prąd, i że jest pstryczek. Tylko że, widzicie, to mało tak w
sobie precyzyjna odpowiedź, ona nawet zupełnie nieprecyzyjna tak w
sobie jest. Bo pytanko o energetyczne zasilanie w podstawy świata i
wszechświata sięga, maksymalnie głęboko. Tu nie o wtyczkę chodzi ani
pstryczek, ale fakt podgrzewania tego wszystkiego. O energetykę po
całości, o elektrownię, która to wszystko podtrzymuje w ciepłocie.
Urządzonko napędza taka tam sobie elektryka, to wiadomo, ale pytanie
jest, widzicie, co napędza - a zwłaszcza, jak napędza tło oraz jego
mikrofalowe ciepło? W tym, rozumiecie, sedno zapytania.
Rozejrzyjcie się, jest świat – a, jest. I tak na oko zwyczajność i
wszystko jasne - prawda? Tak, prawda. A, widzicie, nieprawda. Świat
się w sobie rozpędza, wszystko od wszystkiego ucieka, a ciepłota w
całości się utrzymuje - ciśnienie się utrzymuje, warunki generalnie
do akceptacji, słowem, kupy to się trzyma. - Tak na oko, na prostą w
sobie logikę biorąc, jak balon rozłazi się w każdym kierunku, to w
nim wszystko rzednie, wewnętrzna pustka się wytwarza i okoliczność
robi się taka, że żadnej okoliczności już być nie może, prawda? No,
prawda. A, widzicie, nieprawda. Na teraz to nieprawda. Może ona tam
i kiedyś w przyszłości będzie prawdą, jednak na dziś nie jest.
I jest zapytanie do świata: dlaczego owo nie jest prawdą i co się za
tym kryje? Gdzie zasilanie tego wszystkiego?
Na logikę to biorąc, jak taka sferyczna baloniastość światowa się po
wszystkiemu rozpędza, jak się w sobie rozszerza, to i wychłodzenie
w niej powinno narastać - taka, widzicie, zimniejsza i zimniejsza w
konstrukcji trupio zimna stabilność powinna się robić. A się robić
nie robi, drgania jeszcze całkiem żwawe, tu i ówdzie nawet płodne i
życiem obradzające. Dziwne, przyznacie.
Nie, mówicie - niczego w tym dziwnego, mówicie. Przecież to w sobie
wiadome, policzone, ustalone i z wzorów wywiedzione do cyferki tej
tam ostatniej. I zgodne po całości. - Tak mówicie, a też podtykacie
pod zmysłowe wizjerki ustalenie, że ciepłota reliktowa się tutaj i
22
wszędzie przyrządowo pokazuje, nawet telewizyjnie można to sobie w
ułomnej ciekawości obserwować – że, słowem, mikrofalówka światowa się
należycie sprawuje oraz że podgrzewanie długo się jeszcze sprawować
znośnie będzie. Że chłódnie i chłódnie, ale policzalnie i jakoś tam
przewidywalnie. Normalność i pospolitość.
Dla was wszystko jasne, dla was to śladowa pozostałość po dawnym w
dziejach wybuchowym fakcie ewolucyjnym, dla was liczbowa wartość i
wzorkowata zgodność świadczy o zjawisku – i o wszystkim.
Niby tak, niby jasne. Ale nie do końca. Jest i miejsce na zadumanie
się nad tym wszelakim.
Bo czy to pewne, że tutejsze zaczęła wzmiankowana wybuchowość? Że
to tak gromko puknęło po nieskończoności i się lokalnie aktualność
zapoczątkowała – a dalej to sobie stygło i stygnie do dziś. I że to
aktualnie w pomiarze odpowiednią wartością się pokazuje.
Widzicie, to pewne nie jest. Nie jest. - Zupełnie nie jest pewne.
Dalej trzymacie się swego? Co? - Wybuch i tak dalej?
Na początek postawcie sobie taką hipotezę - że "wybuchu" nie było,
tak to sobie wstępnie załóżcie. Można? Można. Załóżcie sobie dalej
taki rytm, że obserwowane co prawda układa się w spojrzeniu jakoś
podobnie do eksplozji, jednak przecież to nie musi prezentować się
aż tak prosto. Może? A jak, może.
I teraz zastanówcie się. Jest Kosmos i jest nieskończona wieczność,
plus COŚ i NIC. I to elementarne COŚ sobie pędzi w tymże Kosmosie,
tak od zawsze do zawsze. Bo nic i nigdzie tego nie zatrzyma, wszak w
absolutnej pustce żadnego hamowania być nie może. Zgadza się? Tak,
zgadza. - A dalej jest chwilowe zapętlenie takiego "czegoś", takie
lokalne w tej nieskończoności sferyczne zawirowanie, zbiegnięcie w
strukturę, losowo czy jako efekt tego wiecznego kołowania, to jest
na ten moment nieistotne. Może tak być? A może. - Po kolejne jest w
tym sferycznym zapętleniu czegoś w sobie "pompowanie" kwant w kwant
i warstwa kwantowa w warstwę - takie, rozumiecie, idące z zewnątrz
dociskanie kolejnymi strumieniami energii sfery. Może tak być? Tak,
może. - Znów nie ma na tę chwilę znaczenia, z czego ten nacisk się
w procesie wyróżnionym bierze i jak przebiega - to na inną okazję.
Ale istotne jest to, że takie zewnętrzne w stosunku do tej sfery w
toku zmiany zasilanie energetyczne jest, że "kabelek" podłączony i
"mikrofalówka" nie stoi bezczynna w kącie. Może tak być? I owszem.
- A kolejno jest wzrost ciśnienia w sferze, bo jak ciśnie, to się w
środku zagęszcza, kwant czegoś do innego kwantu się zbliża, nie ma
dziwów i żadnych tam zaskoczeń, prosta logicznie w sobie mechanika
elementów. A ja się zbliża coś do czegoś, to rośnie w siłę - czyli
się rozrasta, pęcznieje, pogrubia się, zbryla, czy jakoś podobnie to
wyrażając słownikowo. Jest tak? Tak, jest. - A jak się zbryla, to i
staje się namacalne, mierzalne i zauważalne, i w ogóle fizycznie w
badaniu możliwe do uchwycenia. Wcześniej było jednostkowe i sobie w
tej sferycznej wyróżnionej w nieskończoności strukturze odległe, a
więc niepoznawalne i podprogowe, jednak od pewnego poziomu ścisku w
układzie, nie od dowolnego poziomu, a dokładnie policzalnego, robi
się tak, że kwant od kwantu też jest odległy na kwant, na jednostkę
i przez to wespół zespół mogą przedostać się w nadpoziom. Osobno,
23
czyli samodzielnie, są zbyt słabi i niezauważalni, ale razem tak -
w połączeniu sił już dają się wymacać. Rozumiecie?
A przecież ciśnienie rośnie, nacisk nie ustaje. Dlatego co pewien
okres, znów ściśle policzalny, tworzą się w sferze warunki, które
umożliwiają takie zbliżenie elementów, że budują się kolejne fakty
z piramidy możliwości, wszelkie promieniowanie i materia, wszystko
to, co sobie rozrysowujecie w podziałki i tabelki.
Na końcu gdzieś pokątnie fizycznie - ale środkowo logicznie - tworzy
się takie coś rozumnie obserwującego. Czyli świadomy siebie i świata
byt. To nie jest byle co, choć i przeceniać nie warto - osobliwość
jest wpisana w ten proces jako konieczność.
Ponownie zaznaczam, że nie miejsce w tej opowiastce na szczegóły, to
w innym punkcie, "pompowanie" wszechświata jest oczywistością w tej
hipotezie i logiczną, policzalną koniecznością - ale obecnie to nie
sedno opisu. Natomiast istotne jest podejście, spojrzenie, które w
bezkresie taką konstrukcję wyłuskuje.
I tu, zauważcie, mogą być dwa kierunki definiowania: zewnętrzny i
wewnętrzny. Można opis prowadzić tak, jak powyżej, ale również od
środka, jak to czyni fizyk zapatrzony w zjawisko i przyrządy. Więc
w efekcie jako "wybuch". Bo co jest istotnego w takim narastaniu w
sferze ciśnienia? Że wstecznie prowadzony opis tego procesu, a nie
może być przecież inny, że takie postrzeganie tego zbliżania się w
sferze jednostek kwantowych - że to musi przybrać postać "wybuchu"
i rozprzestrzeniania się wszechkierunkowego i jednorodnego w swoim
tym eksplodowaniu. Musi.
Postawcie się w sytuacji kogoś, kto wcześniej zaprezentowany rytm
zjawiska postrzega wewnętrznie i zastanówcie się, co widzi. Niby z
zewnątrz jest banalne dociskanie i elementy zbliżają się - i jest
moment "zapłonu". Czyli nastaje chwila, kiedy może "mikrofalówka"
się uruchomić - "pstryczek" zadziałał i w każdym kierunku, prawie że
jednocześnie, mkną fotony promieniowania. A później, w miarę trwania
procesu, i fotony światła, i kolejne.
I jak, widzicie to? Widzicie w takim wewnętrznym już postrzeganiu to
zjawisko? Przecież taki obserwator, nawet po wielu epokach ewolucji,
będzie to rejestrował w formie wybuchu, bo dla niego to będzie coś
takiego: wybuch, bez dwu zdań wybuch. Rozumiecie?
Z zewnątrz oraz w opisie zewnętrznym to stopniowalne dociskanie do
siebie elementów i ich również stopniowalne pojawianie się w formie
kolejnych "zbryleń", jednak od wewnątrz to moment-punkt praktycznie
natychmiastowy. Wcześniej nic tu nie było. A za moment, od kiedy coś
można zauważyć, od kiedy w badaniu jest element do badania, od tego
momentu świat wybucha w jego istnieniu i mierzeniu. Rozumiecie?
Ten sam proces, raz banalnie prosty, a raz dynamicznie inflacyjny -
opis takiej zmiany oraz jego zobrazowanie jest pochodną położenia w
nim osobnika, który taki opis prowadzi, rozumiecie? To, że jednemu
wybucha nie oznacza, że drugiemu też musi – ponieważ obaj mają rację.
W ich osobistym spojrzeniu na dziejowe widowisko jest racja i pełnia
opisu. Ale, widzicie, tak po prawdzie, to dopiero obaj łącznie ten
24
opis mogą uznać za prawdziwy.
Nie ma opisu z zewnątrz bez tego wewnętrznie się dziejącego, choćby
dlatego, że najpierw trzeba się tu i teraz pojawić - a to może się
zrealizować wewnątrz świata; żeby sobie w logicznym działaniu, ale
na bazie fizycznej obserwacji, wypracować to zewnętrzne ujęcie, to
trzeba realnie zaistnieć, tak po prostu. Rozumiecie?
Ale oba, oba ujęcie łącznie i w porozumieniu są dopiero pokazaniem
tego, co się dzieje i jak się dzieje.
Zauważcie, że "wybuch" jest i nie jest wybuchem. Zależenie od punktu
umiejscowienia obserwacji ten sam fakt można opisywać odmiennie.
Rozumiecie? Wyciągacie z tego wnioski? Dalej z obserwowanego, a też
mierzonego wyodrębniacie promieniowanie tła na zasadzie, że relikt
i pozostałość - co? A przecież widzicie, że wybuchu nie było. - Że
mogło nie być, żeby trzymać się zaproponowanej na obecną pogawędkę
konwencji hipotezy. Całość ta sama, wszystko po szczegóły to samo,
a wybuchu żadnego nie było. Wybucha dla obserwatora, ale niczego w
zmianie takiego nie było - i co?
Czym w takim razie jest promieniowanie tła? Reliktem na pewno nie -
więc czym?
Powiecie, że może to i ziarenko prawdy w sobie zawiera, że nawet i
jesteście gotowi się zastanowić i że może kiedyś tam wyciągniecie z
tego wnioski, ale tak na dziś to się zastanawiacie. - Bo skoro to w
ciągłym "dopompowywaniu" się dzieje, to dlaczego obecnie w tym taki
pęd do przyszłości, i to narastający? I dlaczego to stygnie sobie w
całości, skoro ciśnienie się utrzymuje i zagęszczenie też dobrze w
modelach i realnie się sprawdza?
Widzicie, dobre pytanie, zagadnienie w jego uwarunkowaniach ściśle
pokazuje - podstaw, widzicie, sięga.
Bo czy w tej hipotezie - jak już sobie tak gaworzymy - nie można na
ten przykład założyć, że pompowanie to już przeszłość? Można? Fakt,
można. - A nie można założyć, że to pompowanie nie tak sobie, ot, z
dnia na dzień i losowo się skończyło, ale że to w policzalnym oraz
wielce istotnym momencie ustało? Tak, można. A nie można założyć, że
jak już zewnętrznego na tutejszy wszechświat nacisku nie ma, to się
tenże sferyczny wszechświatowy tok zmiany rozszerza - czyli że się
w swojej pierwszej części zagęszczał, a teraz, po przejściu środka,
on się tak w sobie rozrzedza? Można to założyć? Tak, można. A można
dalej założyć, że mimo przyspieszającego do nieskończoności obecnie
wybuchu wszechświata - bo go nic nie hamuje w Kosmosie - że w tymże
wybuchu chwilowo ciśnienie nie spada poniżej krytycznej wartości z
tego powodu, że jest obecnie "podpompowywane" od środka? Można. - A
można założyć, że elementem obecnie dostarczającym zasobów jest nie
co innego, jak rozpadanie się czarnych osobliwości, ponieważ w tym
tutejszym układzie nie ma już siły, która taki obiekt może trzymać
w ryzach? Fakt, można.
I co z tego, powiecie, założyć można wiele - tylko związku widzieć
nie widzicie.
A powinniście. Wszechświatowa sferyczność w takiej hipotezie jest
obecnie w fazie rzeczywistego wybuchu - choć to wybuch szczególny,
25
w praktycznie absolutnej pustce. Bez definiowania, co to znaczy i
jak się objawia absolutna pustka - intuicyjnie jest to uchwytne, a
nawet wytłumaczalne. I to w takim wszechkierunkowym wybuchu kwant
po kwancie i warstwa po warstwie energetyczne zasoby wcześniej tu
"wpychane" zewnętrznym naciskiem pola rodzicielskiego, teraz one w
bezkres się oddalają. A cały układ się rozszerza. Do środka, do stanu
środkowego całego procesu, był nacisk i zagęszczanie - a teraz jest
wybuch i rozrzedzanie. Fizyczna banalna procedura.
Tylko jest dodatkowy, integralnie powiązany z promieniowaniem tła
element analizy: czym ono jest - co wartość tej ciepłoty oznacza w
układzie, który generalnie już wybucha?
Oczywiście w takiej sferze musi spadać ciśnienie i musi się także
wszystko od wszystkiego oddalać. Bo skoro brzeg całości wybucha oraz
się oddala, to i wewnętrzne elementy również - nie ma zmiłuj. Więc
tym samym całość stygnie.
Ale jakby nie dramatycznie, jakby nie nagle. Ciśnienie spada, tylko
że nie z sykiem i wichrem. I jest pytanie: dlaczego? Co sprawia, że
mimo tego wybuchu, chwilowo bo chwilowo, ale stabilizacja panuje -
a też daje się nawet podziwiać?
Odpowiedź w założeniach już padła: czarne dziury. To oczywiste. To
absolutnie oczywiste. Taka tam sobie osobliwość nie rozpada się w
inny wszechświat, nie jest białą czy czarną – tylko tutejszą. A to
dalej oznacza, że jak się rozpada, to się rozpada podprogowo, więc
jednostkami kwantowymi, więc nie do obserwacji – ale skutecznie i
ciągle. I zasila tutejsze wewnętrzne pole kwantowe od dołu, takimi
najmniejszymi z najmniejszych elementów. Wcześniej było pompowanie
z góry wszechświata, a od połowy pompowanie idzie z dołu. Efekt w
obserwacji dokładnie ten sam: stabilizacja i powolne oddalanie się
wszystkiego od wszystkiego. Powolne w ujęciu obserwatora, to tak w
uściśleniu - bo to przecież aż furczy kwantowo.
Cóż, obiekt w obserwacji wewnętrznej spory, choć taka obserwacja w
sobie wielokrotnie musi być zapętlona – ale obiekt w obserwacji też
zewnętrznej również niczego sobie, więc i elementy umożliwiające i
warunkujące obserwację mogą się pojawić w piramidzie możliwości. A
i obserwator przy okazji sobie swoje analizy fizyczne oraz logiczne
może prowadzić. Trochę to trwa. Do środka trwa i od środka trwa. A
że w żadnym innym rejonie tego zdarzenia obserwator się nie pojawi,
to i przy okazji zadziwienie w nim narasta - i narasta - aż do tych
emocjonalnych westchnień to idzie i się słowami rozpycha.
Zupełnie niepotrzebnie się rozpycha, przecie to fizyczna procedura
i zupełnie banalna. Co, może nie?
Dlatego, tak przy okazji powiem, dajcie już sobie spokój z ujemnym
ciśnieniem, bo ono zupełnie normalnie logiczne w sobie, to tylko w
waszym spojrzeniu takie coś jest niezwyczajne. Jak się od środka i
w dół spogląda, to "wybijające" spod podłogi źródło musi wydać się
zadziwiające. A nawet niepokojące, bo z zakresu niemierzalnego się
to wyłania. Tylko, widzicie, żadnej w tym sensacji, tylko defekt w
postrzeganiu - taka, widzicie, krótkowzroczność badawcza.
26
I teraz ponownie na tapecie nasza "mikrofalówka" (wszech)światowa
się pokazuje - z czym to jeść?
A, widzicie, sprawa już również prosta, zwyczajna, oswojona. Wszak
kiedy to ciśnienie jest w brakach uzupełniane, jak te kwantowe się
elementy ze sobą (mimo generalnego oddalania), dalej mogą trzymać w
łączności funkcjonalnej, czyli coś może się zlepiać w większe już
grudki – to na pograniczu widzialnego i mierzalnego może się taka
tam w sobie elementarna wielkość cieplna pokazać. Albo wirtualnie
inna jednostka. Nic nadzwyczajnego. - Prawdą jest, że ubytki licznie
się dzieją i tempo tracenia przyspiesza, bo jak średnica sfery się
zwiększa, to nawet tempo oddolnego pompowania nie nastarcza - więc
całościowa temperatura musi spadać - ale i prawdą jest i to, że ten
proces nie dzieje się i nie może dziać się w formie dynamicznego i
nagłego wybuchu. To wybuch, zgoda, ale pod kontrolą - sam siebie w
tym wybuchaniu kontroluje.
Czyli we wnętrzu stabilizacja, czyli mikrofalowe elementy tła mogą
i muszą powstawać. I jest to pochodna, to stan współzależny do tej
całościowej ewolucyjnej sytuacji. Im rzadsze zagęszczenie kwantów,
tym mniejsza zdolność do tworzenia się elementów fizycznych, tym w
zbiorze mniejsza ilość zderzeń elementów – i tym samym "bilard" z
kwantowych kuleczek mniej skuteczny. Im dalej od środka, tym stan
zagęszczenia mniejszy, tym dalsza droga do pokonania – ale również
tym samym wypadkowa, łączna liczba faktów w tle spada. I tym samym
uśredniona, łączna wartość tych drgań niższa. A skoro ciepło to te
drgania i rozedrganie struktury, to spadek takich zdarzeń oznacza
w ciele osobniczym, tu we wszechświecie, nakierowanie w oczywistym
kierunku: na cmentarzysko. Ciało stygnie, stan trupa i zaniku też
blisko. Jasność w temacie, prawda?
Też przy okazji. Najniższa mierzona wartość tła oznacza, że takie
w układzie panuje zagęszczenie elementów. Wcześniej było większe i
ciepłota była wyższa, teraz spada, bo ciśnienie spada. - Ale chodzi
o wartość uśrednioną, dla całości. Lokalnie gęstość może być dużo
większa lub dużo mniejsza. I stąd zakres temperatur - od "zera" po
ileś tam, ile może być.
Z oczywistym zastrzeżeniem, że mierzone zero nie jest absolutne, ono
jest wartością najniższą fizycznie dostępną. A to wszak nie oznacza,
że niżej nie ma drgań oraz ciepłoty. Jest jak najbardziej. I jest do
wyznaczenia. Ale nie pomiarem, tylko logicznym namysłem. Proste?
Fakt, proste.
Promieniowanie tła to nie przekaz z przeszłości – to aktualność.
27
Kwantologia stosowana – kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 5.6 – Rytm zmiany.
Wszystko płynie, ktoś i kiedyś powiedział. I miał facet rację.
Nie ma znaczenia, czy to życiowy padalec, czy profesorska gnida, a
może inna ludzka bytność, każdy taki spojrzy w świat i wszędzie mu
w widzenie zmienność wejdzie, niczego stałego a elementarnego, nic
podobnego nie wypatrzy.
Zmiana po wszystkim się snuje, a wszystko ruchem się przedstawia -
i zawsze tak.
Ale, widzicie, jest pytanie, takie logicznie podbudowane: czy taka
zmiana to sobie losowo hula, chaotycznie – a może w tym sens jest,
może reguła? Bo jeżeli przypadek po każdym idzie, to jak to idzie,
że sensownie idzie? A jeżeli jest w tym rytm, to jaki – jak dojść
rytmiki zmienności?
Wiadomo, światowa rzeczywistość to coś przemierzające w niezwykłym
pędzie nicość, to dowodzenia już nie wymaga. Oraz jest zawsze stan
chwilowy, takie "teraz" światowe – i tylko to jest. Żadnego nie ma
byłego czy przyszłego, tylko ten tykający aktualnie zegar - taka w
kwantach sekunda to już wszystko. A że to się w pomyślunku tego lub
owego w jakiś atom czy gwiazdę zamienia, to banalne zbieractwo się
tak umysłowo objawia, takie chorobliwe gromadzenie informacji. Coś
się przemieści z miejsca na miejsce, zmysłowa wtyczka to odbierze i
prześle dalej – a mózgowie po licznych sumowaniach to sobie tym a
tym przedstawi. Im więcej punktów informacyjnych złapie i lepiej to
otoczenie zeskanuje, tym wyrazistszy obraz świata uzyska, tym dalej
w rzeczywistości się przemieści. Oczywistość.
Ale, widzicie, pytanie dalej się domaga wyjaśnienia, dalej trzeba
się zastanowić, dlaczego takie działanie jest możliwe i czy proces
jest jakimś rytmem opisywalny. - Świat tyka sobie kwantami, raz tu
pokaże się cząstka, raz tam, świat zmienia się nieustanie i nic o
osobniku to obserwującym nie wie. Zachodzi, i pięknie, i dobrze –
ale jak zachodzi i dlaczego tak to zachodzi, to nigdzie nie jest w
świecie napisane, to obserwator musi sobie samodzielnie policzyć i
wykalkulować.
Zmiana jest skwantowaną ciągłością, biegnie z kiedyś do zawsze - i
trzeba to tak opisać, żeby się wszystko zgadzało z każdym. Proste.
Skoro tak, to trzeba zadać sobie pytanie, taką hipotezę postawić w
formie pytania: co będzie tworzyć falę zmiany? Czym jest element w
zmianie, i czy zawsze jest tym samym elementem?
Sprawa, widzicie, niby prosta - a jednak skomplikowana. Powiecie w
swojej naiwności, że takim elementem jedynka czegoś będzie. I fakt,
racja w tym jest – ale jednak nie do końca. Bo jaka jedynaka to ma
być, co? Jeden atom to jedynka, czy nie? A planeta, a człowiek, a
wszechświat – to jedynka czy nie? A jeżeli nawet jeden człowiek i
28
jeden wszechświat, to który moment z takiej konstrukcji, obecny, a
może wczorajszy - a może jutrzejszy - co? Przecież w takiej jednej
faktograficznej konstrukcji, kiedy ją badać szczegółami, znajduje
się mnogość pomniejszych jedynek, aż po najmniejsze jakoś jeszcze
mierzalne. A to przecież, tego też nie trzeba dowodzić, to żadne w
sobie najmniejsze z najmniejszych - do takiej elementarnej jednostki
daleko, i leży ona poza pomiarem. Więc co uznać za jedynkę, co?
Fakt, logicznie to sprawa zasadniczo prosta, jest to najmniejsze z
najmniejszych, tam gdzieś na dole każdego czegoś się to znajduje - i
sobie się przemieszcza o jednostkę. A efektem tego jest wszystko -
i zmiana. Fakt, tak jest i logicznie inaczej być nie chce. Kosmos w
jego nieskończonym bezkresie i wiecznym ruchu, fundamentalne jedynki
czegoś w tymże Kosmosie - to właśnie Ewolucja w toku zachodzenia. I
już.
Ale - ale kiedy się taka jednostka zaplącze w sferę wszechświata,
się lokalnie w nieskończoności wprzęgnie w budowanie struktury oraz
pomniejszych wewnętrznie konstrukcji, to tej jednostki jako takiej
w badaniu i obserwacji nie ma - to zawsze jest zbiór.
I dlatego, i teraz to pytanie nabiera tak istotnego znaczenia: jaka
jednostka buduje postrzeganie? Że nie logicznie najmniejsza, to już
oczywistość - ale jaka?
I tu, widzicie, pojawia się jedynie możliwa odpowiedź: taką jedynką
będzie to, co za taki fakt uzna obserwator.
Tak, dokładnie tak. Przecież to jest ciągła zmiana, która dokonuje
się kwantami niższego poziomu. Wyróżnienie, co jest jedynką, proces
zaliczenia tego do "atomu" czy "planety", takie działanie to czyn
obserwacyjny, akt pomiaru plus ustalenie granicy pomiaru. To jest
"obiektem", co obserwator uznaje za obiekt – to pochodna zdolności
mierzenia i wiedzy, co się mierzy. Co innego będzie jedynką pomiaru
dla osobnika uzbrojonego w zmysłowe doznanie, np. oko - co innego w
obserwacji mikroskopem takim czy innym. Zawsze, zawsze o podzieleniu
ciągłego procesu na jednostki decyduje obserwator.
To on, byt obserwujący, o ile może wyodrębnić, powiązać w wyraźny
fakt z jednolitego tła jakiś przebieg (stan skupienia elementów) -
to dla niego stanowi ów fakt.
I tym samym jedynkę poziomu. To jest stan nadprogowy, który okazuje
się elementem składowym (jednostką) zbioru podobnych faktów.
Czy to oznacza, że w otoczeniu nie ma odrębnych bytów, że wszystko
jest chwilowe w swoim wystawaniu z otoczenia? I tak - i nie.
W logicznym ujęciu rzeczywiście nie sposób pominąć tła, to warunek
zrozumienia rzeczywistości. - W takim głębokim zobrazowaniu nie ma
niczego bez tła, bez otaczającego środowiska. W tym rozumieniu to
wszystko razem stanowi rzeczywistość i razem musi być analizowane
– to konieczność. Wyróżnienie może być na chwilę, żeby zrozumieć
zależności, ale chwilę później trzeba to zespolić z tłem, żeby się
nie zagubić w detalach.
Tylko że, z drugiej strony, to te "detale" są wszystkim, czym może
się rozum zainteresować w świecie – to detale są wszystkim, co mu
29
podsyłają zmysły - to detale są wszystkim, co widać w dowolny sposób
i w każdym kierunku. I zawsze w tych detalach jest wielkość mała i
najmniejsza z możliwych - czyli jedynka wyróżnionego procesu. Byt w
jego istnieniu i w poznawaniu zawsze ma do czynienia z elementem o
nieostro wyodrębnialnych z tła granicach, zawsze musi się namęczyć
z ustaleniem, co do czego przynależy, ale w jego działaniu właśnie
takie jedynkowe zbiory są jedynie dostępne i na nich przeprowadza
operacje. I przede wszystkim od nich wychodzi w analizie powiązań
w świecie. - Że tło jest niezbędnym dopełnieniem, to wiedza późna i
bardzo późna, początkowo i długo liczy się jakoś tam zauważalna w
tle struktura. I to ona jest dla obserwatora jedynką. - Być może w
dalszym działaniu powiąże ją z otoczeniem i innymi jedynkami, ale
może być i tak, że na zawsze pozostanie w obserwacji powierzchni i
głębokich powiązań nie stwierdzi. I jego prawo. Jeżeli w działaniu
się to sprawdza, jeżeli pokonuje zakręty, wszystko dobrze. Jednak
dobrze byłoby poznać aż do podstaw, żeby coś niespodziewanego nie
zaskoczyło i nie zburzyło obserwacji – dobrze byłoby.
Jedynką jest wszystko to, co za jedynkę zmiany uzna obserwator. To
może być człowiek, ale i gwiazda, i wszechświat – nie ma granicy w
tym ustalaniu. To może być człowiek z całym jego życiowym zbiorem,
a więc bez rozróżniania na elementy składowe - ale to może być, w
innym już liczeniu, dzień z życia w skali lat, też jednostka. Może
być jedynką sekunda istnienia, ale i zbiór w postaci całego ciągu
i pokolenia jednostek. I tak dalej. Zależnie od tego, co wyróżni i
z jaką intencją obserwator, to będzie jednostką składową zliczania
takiego zbioru.
W jednolitym i ciągłym tle nie jest ważne, jak je dzielę, ważne jest
to, że w ogóle fakt podziału się dokonuje. Ponieważ w ten to sposób
zachodzi porządkowanie - ustalanie rytmu zmiany i jej reguły.
To warto podkreślić: nie ma znaczenia jednostka użyta do zliczania
i znakowania rytmu, najważniejsze jest samo działanie porządkujące
i szeregujące zmianę.
Nie ma znaczenia, gdzie w jednolitym tle przeprowadzę granicę - to
sam akt wyznaczania linii granicznej jest istotny. To działanie i
rytmicznie ustalona jednostka "cechuje" tło i nadaje znaczenie tak
wyróżnionemu. I pozwala zrozumieć ów wyróżniony fakt.
Takimi jednostkami reguły mogą być jedynki i pochodne matematyczne
- to może być pojęcie - to może być znak nutowy - to może być fakt
fizyczny - to może być obraz - wiersz - budynek - roślina - imię i
nazwisko... Nie ma znaczenia użyta abstrakcja, to zawsze jest fakt
i jedynka. I zawsze to jest abstrakcja. To zawsze złożenie, które
z tła coś wyodrębnia. - I to zawsze jest operowanie jedynką. Nawet
o tym nie wiedząc, taki użytkownik abstrakcji operuje jedynką i na
końcu też ma jedynkę w postaci jakiegoś ustalenia.
Zawsze, zawsze operuje się jedynką i zawsze skutkiem jest jedynka.
Widzicie, jedynka może mieć gabaryty wszechświata, a być logicznie
jedynką, może być najmniejszym z najmniejszych, ale będzie jedynką
i jednostką obrachunkową – nie ma znaczenia "wielkość" jedynki, bo
to zawsze jest jedynka.
30
A skoro tak, skoro każdorazowo jedynka jest jednostką do niczego w
działaniu redukowalną, czyli niepodzielnym faktem, to pojawia się
pytanie, czy można prowadzić operacje na takich jedynkach - a jak
można, to jak to zrobić?
I tu, jako konieczność, wyłania się działanie, najprostsze z tych
najprostszych. Skoro działanie dotyczy najprostszych elementów, to
i operacje na tych elementach muszą być skrajnie proste.
Czyli coś takiego: jeden plus jeden równa się dwa. - Dwa plus dwa
równa się cztery. - Cztery plus cztery równa się osiem.
I to wszystko. Niczego więcej nie potrzeba. To jest rytm najniżej
w rzeczywistości zachodzący, fundamentalnie podstawowy. I wszystko
inne jest tego pochodną.
Istotne w tak wyznaczonym rytmie zmiany jest to, że wypełnienie na
poziomie możliwości ruchu, a więc dopełnienie do jednostki, że to
skutkuje przejściem na poziom wyższy – albo opadnięcie na niższy,
o ile obserwacja dotyczy kierunku rozpadu. I teraz, już na tym dla
procesu nowym poziomie, w tym obszarze to, co uprzednio dopełniło
się do maksymalnego stanu posiadania i stało się zbiorem, to w tym
nowym środowisku znów jest jedynką elementarną, jednostką liczenia
i obrabiania. I znów w rytmie generalnym - i w jego wielokrotności
- przebiega jego przekształcanie się. Znów wchodzi w relacje, znów
jest elementem najmniejszym z najmniejszych.
W maksymalnej skali, na samym dole i na samej górze zmiany, w tych
strefach granicznych i logicznie pojmowalnych, realizuje się taki
sam i zarazem podstawowy rytm, a wszystko pomiędzy jest pochodną.
Rytm zmiany jest jeden i zawsze ten sam, natomiast jego produkcje,
realne upostaciowania są liczne - nieprzeliczalne.
31
Kwantologia stosowana - kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 5.7 - Umysł zurbanizowany.
Problem jest, ludkowie. Naukowy i ogólnie.
Bo to - zauważcie - tak się w tej, tego tam, ewolucji powyczyniało
dziejowo, że wszystko się w coś innego zmienia (albo zjada) - i w,
takim tam, stabilnie zmiennym porządku się chwilowo trzyma. Miarowo
i podług reguły sobie kombinuje, rozumiecie (o ile kombinować może).
Logika w tym jest, a co, głęboka i badawczo zgłębiona, a co - nawet
zanotowana w księgach, a co. Logika, dostrzegacie, co to ją rozum w
trudzie poznawczym ustala i ogólnie ustala.
Ale problem jest, ludkowie - z onym rozumem jest.
Rozum rozumuje, i nawet rozumnie się to objawia; przenika wszystko
daleko - albo i dalej. Poznaje gwiazdy i, takie tam, kwazary, albo
też ziarenka świata na logikę chwyta i je prześwietla, gdzie sięgnie
- to ład i regułę ustala. Ale, ludkowie, problem jest.
Bo to, rozumiecie, rozum rozumuje, ale te rozumnie wykryte prawdy,
pojmujecie, samego rozumu nie sięgają - tak to się dzieje. Prawda i
fakt oczywisty, coś tam biologiczni, pospołu z fizycznymi i resztą
ferajny laboratoryjnej, coś tam takowi w głowiastej konstrukcji z
trudem ustalają. A to plasterek po plasterku pod mikroskop duży a
zmyślny wtykają, a to prądowe iskierki na ekranach śledzą i na ich
podstawie, rozumiecie, to lub tamto o rozumnym bycie mówią. To się
szeroko dzieje, to się pleni w każdym naukowym lub innym zakątku -
ale, ludkowie, problemat jest. Oj, jest.
Bo to, rozumiecie - jak tak może być, żeby osobnik rozumem wszystko
bliskie i dalekie ponazywał, w liczby oraz tabelki upchał - ale sam
siebie przebadać do końca nie może. Bo nie może. Rozumiecie? Co też
w łepetynie w pokoleniowej sztafecie poznawczej się ustali, jakieś
wzgórki czy zakręty psychole wykryją, to zaraz przyjdzie kolejny i
powie, że to zgrubne i chwilowe, bo całość i tak zmienna, że się w
każdym pokoleniu inaczej układa. I nawet w każdym osobniku inaczej
się układa. I problem, ludkowie, jest.
Jak tu, rozumiecie, tego rozuma rozumnie zrozumieć? Jak go złapać
w zmianie i stabilnie w owej zmianie opisać?
Wmyśli się w siebie głęboko jakiś byt literacko rozedrgany, elementy
elementów psychiki swojej czy osobnie innej opisze, detalami tak w
podświadomości będzie obracał na wszelkie sposoby i najwcześniejsze
wspomnienia smakowania ciasteczek notował, ale poza to nie wyjdzie.
Bo jak, ludkowie? - Z drugiej strony naukowo w zupie komórkowej się
ktoś inny zanurza w nadziei na rozpoznanie i wyczyn, a też liczy na
znaną nagrodę - ale nie wychodzi. Bo jak ma wyjść, ludkowie?
Jak rozeznać to, co rozeznanie prowadzi?
Czy można - czy się da tak zrobić, żeby poznać siebie w poznawaniu?
32
Rozum, ludkowie, to takie "urządzenie", które do jednego zasadniczo
się sprowadza: w chaosie świata związki wykrywa. Gdzie zerknie, to
powiązanie widzi - tak z natury on ma. I dobrze generalnie na tym w
życiu wychodzi... Fakt i prawda, czasami bokiem mu to wychodzi, jak
nadmiernie długo w jedne konstrukcje pojęciowe zawierzy i na czas z
ich usług nie zaprzestanie korzystać. Kiedy tego nie zrobi, to świat
mu wówczas boleśnie swoją zmianą do pomyślunku daje, że trzeba to i
owo w wymyślonym zmienić.
Jednak, ludkowie, tak w ogólności rozumnie to wszystko się sprawdza
- choć nie do końca wiadomo, dlaczego ono się w tym sprawdzaniu aż
tak sprawdza. Ale tak jest.
Więc, ludkowie, jak się sprawdza, to może poszukać czegoś jakiegoś
w świecie, co by pomogło rozum poznać. W siebie rozum nie wejdzie i
zależności głębokich nie rozpozna (nie da się), z zasady ewolucyjnie
zawsze będzie się po powierzchni ślizgał i w tropach gmatwał, także
metodą technologiczną tego nie pokona - więc jak, wyjścia nie ma? po
całości kapitulacja?
Skoro w siebie nie wniknie, skoro żadnego narzędzia poznającego nie
zbuduje - to może z siebie powinien wyjść, co, ludkowie? Może poza
sobą ma szukać tego, co w nim się dzieje. Co, ludkowie?
Prawda i fakt, głową muru się nie przebije, jednak kiedy brak innych
sposobów, warto spróbować. Co, ludkowie?
Co zrobić, kiedy nic nie można zrobić?
Trzeba wyjść z siebie i się rozejrzeć. I warto to, ludkowie, serio i
dosłownie potraktować. I warto to przeprowadzić krok po kroku.
Jak, ludkowie - gdzie szukać czegoś rozumnie podobnego, skoro nic i
nigdzie bardziej skomplikowane nie istnieje? Czy jest coś, co się
jako model rozumnie sprawdzi w badaniu rozumu? - Jest, ludkowie, w
świecie bliskim on ci jest.
Co to jest, pytacie - gdzie, pytacie i myślą po okolicy biegniecie.
Rozejrzyjcie się wokół, pomędrkujcie silnie a logicznie. I co?
Już zoczyliście w odległości bliskiej-dalekiej konstrukt rozumnie
rozumny - ale nie rozum?
Co to za model? - pytacie. - Miasto.
Miasto to nie to, wołacie - "obiekt" wam nie odpowiada, wołacie - że
pomysł nie ten i tego. I że w ogóle.
Ludkowie mili, zerknijcie wy z uwagą natężoną, a takoż przyjrzyjcie
się należycie. I szczegół w szczególe dojrzyjcie, i ogół budowlany
w jego aktualności i historyczności zauważcie - i w każdym aspekcie
logiczności rozumnej takiego czegoś przejrzyjcie ów miejski byt. Bo
może z tego jakiś myślowy skutek się wykluje oraz zamiar rozumnego
przepatrzenia umysłu w rozumie usadowionego jakoś tam wspomoże.
To warto uskutecznić, ludkowie, warto wnioski z tego eksperymentalnie
osobistego zwiedzania "rozumu" wyciągać.
33
Ech, ludkowie, dalej noskami kręcicie i twarzyczki w niedowierzaniu
wyginacie, model wam nie odpowiada, powiadacie. Ech.
A wezwijcie wy przed oczka swoje takie miejskie betonowe i ludzikami
zapchane środowisko życiowe - i analizujcie. Przecież tu, zauważcie
ludkowie, tu każdy poziom funkcjonalnie oraz krok po kroku możecie
sobie na przeróżne sposoby rozpoznać, to nie rozum głęboko skryty w
głownej bańce, ale hektarami w poziomie i pionie zabudowana tkanka,
którą można w celu informacyjnym przebyć. I to na bieżąco poznać, i
zrozumieć w aktualnym odmienianiu.
Tu wszystko widać i słychać (a także, fakt, czuć węchowo).
A uwzględnijcie ludkowie i takie coś, że "miasto" to produkt jakoś
tam rozumnych, a nawet w pełni rozumnych. To takoż zasiedlone jest
istotami, co to za rozumne się uważają, więc i o "osobowości" w onym
obiekcie można rozprawiać. Ale, ludkowie, najważniejsze w modelowaniu
takim jest to, że tu wszelkie możliwe funkcje, które znajduję się w
umyśle, one tu występują. Wszelkie, szczegółowo wszelkie.
Miasto, prawda?, to struktura logiczna, co to buduje się od podstaw
i sensownie - umysł również. Miasto to komplikacja w narastaniu, w
skali czasu i przestrzennie - umysł również. Miasto to centrum i
okolice; ulice, place, zaułki - infrastruktura i służby specjalne,
rozrywka i zdrowie; i cmentarz(e); budowle punktowe, zbiorowe, raz
w górę, raz w dół, raz w bok; jadłodajnie oraz zanieczyszczenia (i
ścieki, i odprowadzanie śmieci); transport indywidualny i zbiorowy
- podziemny, naziemny i lotny; ścieżki spacerowe i wąskie, ale też
wielopasmowe trakty; infostrady powolne, szybkie oraz maksymalnie
szybkie; miejsca świeckie i wyróżnione; budowle już stojące, ale i
w trakcie budowania, ale i gruzowisko, ale też warstwy archiwalne,
nie odwiedzane i zapomniane; dobrze, źle czy podstępnie działające
jednostki; wybuchy terrorystyczne i policyjne akcje; ruch normalny
i uprzywilejowany; pochody zadowolonych i niezadowolonych ze swego
istnienia i warunków; działania energetycznie zasobne, emocjonalne
- ale i chłodne, przemyślane; archiwa, biblioteki, punkty wymiany
towarów, urzędy, miejsca do snu i pracy, punkty widokowe, lokale z
renomą i wstydliwe; i tak dalej, i tak dalej. - Umysł wszystko to
zawiera.
A spójrzcie, ludkowie, na miasto poprzez historię - jak tylko się w
przeszłości można rozeznać.
Co było na początku? Ot, łaziło po świecie kiedyś tam praszczurze
jakieś istnienie, zoczyło na swoje historycznie tamtejsze oczęta w
miejscu jakimś, że ładne ono, że zasobne w dobro jakoweś, że sobie
tam rzeczka płynie i płyciznę posiada zdatną do przejścia, że tak
losowo w tym miejscu ścieżki innych bytujących się krzyżują - i to
tamto kiedyśniejsze jestestwo postanowiło w tej okolicy pięknej się
zatrzymać. I osiadło.
A weźcie pod uwagę swoją, ludkowie, że takoż samo w mózgowi to się
objawia, elementa budulcowe inne, ale funkcjonalnie i analogicznie
takie same. Przecież, ludkowie, w onym rozumnym konstrukcie również
się miejsca wybrane "geologią" i mapową topografią znajdują. A to
koniec zmysłowego kanału gdzieś jest, a to szlaki przepływu danych
34
się zbiegają lub rozbiegają, a to dopływa źródlana woda (albo dane
informatyczne), a to zużyta wsiąka w podglebie. Są w umysłowiu tak
samo "chatki" rozrzucone w oddaleniu i rzadko się komunikujące, ale
są też "dzielnice" we wzajemnym powiązaniu funkcjonalnym, które w
czasie i przestrzeni łączą wpierw ścieżki - później trakty mniej i
więcej uczęszczane - aż po "autostrady" zapchane elementami. Idzie
to historycznie, zauważcie ludkowie, w mieście oraz w rozumie takoż
samo, od jakoś tam losowością determinowanego zdarzenia, miejsca w
całości świata wybranego, ale nie zupełnie dowolnego - aż po ład i
maksymalną logiczność; na początku jest wielość możliwego ułożenia
w otoczeniu, a dalej wcześniejsze warunkuje następne.
Fakt, ludkowie, różnie to się poprzez historię dzieje. A to, bywa,
wyschnie rzeczka, sąsiad sam albo też z pobratymcami najedzie wioskę
czy już miasteczko, kierunki przemieszczania się z towarami biec w
inna stronę zaczną - słowem, bywa, wszystko popada w zapomnienie i
piasek historii to zakrywa. Było, minęło.
W każdym przypadku dziejowego rozdawnictwa istnienia tak się dzieje
- czy miasto, czy też rozumna konstrukcja, zawsze tak samo.
Zauważcie to, ludkowie - i przemyślcie to ludkowie. Z tej czasowo
odległej chwilowej godziny taki bytowy twór to jeno projekt - albo
i hipoteza do sprawdzania poprzez wieki. To może, ludki - to może,
ale nie musi się zrealizować i skutecznie działać. Ilość czynników
w świecie, które taki byt mogą w mgnieniu oka wykasować ze zbioru
istnień, to jest takiej skali, że wypada podziwiać, iż coś tu oraz
ówdzie się wczepiło w świat i że się utrzymało. I że się rozwinęło
w sprawną konstrukcję. Ech. I jeszcze raz ech.
Zwróćcie uwagę, ludkowie, że końce zmysłów (także części osady) się
osobno w dogodnym miejscu tworzą. Idzie to tak, że początkowo owe
"dzielnice" budują się (jako że w okolicy dużo miejsca) odlegle od
siebie i są samorządne; co innego dzieje się w centrum, "na zamku"
- a co innego w strefie brzegowej, na podzamczu. Ten sam organizm,
jednak autonomia spora, a przenikanie się warstw (społecznych) mocno
utrudnione. Tylko że w miarę przybywania budynków i zapełniania się
środowiska, pojawia się konieczność porządkowania przestrzeni. Jak
i czasu. I pojawiają się służby odpowiedzialne za porządek.
Bo musi być ład zabudowy i ład ruchu po szlakach, i inne łady. Np.
miary i wagi. Służby są ważne, przyznacie. Można zasadnie rzec, że
od ich pracy zależy przetrwanie. - Żeby przez bramę wejściową można
było dużo interesantów na zamek przepuścić (np. z darami), musi być
w strumieniu energii porządek, sami przyznacie. Inaczej wejście się
zatka, a z tego rewolta jakowaś może powstać; zator czy korek to w
strukturze wielce niebezpieczne zdarzenie.
Widzę, ludkowie, że dalej noskami kręcicie, że jeszcze umysłowości
w mieście nie dostrzegacie. Że umysł to coś więcej, mówicie, że w
rozumie może są i owe kanały wodne i ściekowe, że drogi i budowle
białkami budowane - ale, powiadacie, to tak wszędzie się dzieje. A
przecież rozum rozumem się rozumnie objawia - to coś więcej i dużo
więcej niźli materialna, niechby nawet ciekawa zabudowa.
35
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5
Kwantologia stosowana 5

More Related Content

What's hot

Kwantologia 3.4 ile istnieje wszechświatów.
Kwantologia 3.4   ile istnieje wszechświatów.Kwantologia 3.4   ile istnieje wszechświatów.
Kwantologia 3.4 ile istnieje wszechświatów.
Łozowski Janusz
 
Widmo promieniowania.
Widmo promieniowania.Widmo promieniowania.
Widmo promieniowania.
kwantologia2
 
Kwantologia 2.7 widmo promieniowania.
Kwantologia 2.7   widmo promieniowania.Kwantologia 2.7   widmo promieniowania.
Kwantologia 2.7 widmo promieniowania.
Łozowski Janusz
 
Kwantologia stosowana 8
Kwantologia stosowana 8Kwantologia stosowana 8
Kwantologia stosowana 8
kwantologia2
 
Kwantologia stosowana 8
Kwantologia stosowana 8Kwantologia stosowana 8
Kwantologia stosowana 8
SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 8
Kwantologia stosowana 8Kwantologia stosowana 8
Kwantologia stosowana 8
Łozowski Janusz
 
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
SUPLEMENT
 
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... -  "grawitacja" (mamy cię).Kwantologia ... -  "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Łozowski Janusz
 
Kwantologia 3.6 osobliwość niejedno ma imię.
Kwantologia 3.6   osobliwość niejedno ma imię.Kwantologia 3.6   osobliwość niejedno ma imię.
Kwantologia 3.6 osobliwość niejedno ma imię.
Łozowski Janusz
 
Zbrylenia.
Zbrylenia.Zbrylenia.
Zbrylenia.
kwantologia2
 
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.Kwantologia 10.4 – zbrylenia.
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.
Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.
Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.
Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.
Łozowski Janusz
 
Obserwator brzegowy.
Obserwator brzegowy.Obserwator brzegowy.
Obserwator brzegowy.
kwantologia2
 
Kwantologia 7.9 meta-fizyka.
Kwantologia 7.9   meta-fizyka.Kwantologia 7.9   meta-fizyka.
Kwantologia 7.9 meta-fizyka.
Łozowski Janusz
 
Wielowymiarowa płaszczyzna.
Wielowymiarowa płaszczyzna.Wielowymiarowa płaszczyzna.
Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia2
 
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
SUPLEMENT
 

What's hot (16)

Kwantologia 3.4 ile istnieje wszechświatów.
Kwantologia 3.4   ile istnieje wszechświatów.Kwantologia 3.4   ile istnieje wszechświatów.
Kwantologia 3.4 ile istnieje wszechświatów.
 
Widmo promieniowania.
Widmo promieniowania.Widmo promieniowania.
Widmo promieniowania.
 
Kwantologia 2.7 widmo promieniowania.
Kwantologia 2.7   widmo promieniowania.Kwantologia 2.7   widmo promieniowania.
Kwantologia 2.7 widmo promieniowania.
 
Kwantologia stosowana 8
Kwantologia stosowana 8Kwantologia stosowana 8
Kwantologia stosowana 8
 
Kwantologia stosowana 8
Kwantologia stosowana 8Kwantologia stosowana 8
Kwantologia stosowana 8
 
Kwantologia stosowana 8
Kwantologia stosowana 8Kwantologia stosowana 8
Kwantologia stosowana 8
 
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
 
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... -  "grawitacja" (mamy cię).Kwantologia ... -  "grawitacja" (mamy cię).
Kwantologia ... - "grawitacja" (mamy cię).
 
Kwantologia 3.6 osobliwość niejedno ma imię.
Kwantologia 3.6   osobliwość niejedno ma imię.Kwantologia 3.6   osobliwość niejedno ma imię.
Kwantologia 3.6 osobliwość niejedno ma imię.
 
Zbrylenia.
Zbrylenia.Zbrylenia.
Zbrylenia.
 
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.Kwantologia 10.4 – zbrylenia.
Kwantologia 10.4 – zbrylenia.
 
Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.
Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.
Kwantologia 12.5 – obserwator brzegowy.
 
Obserwator brzegowy.
Obserwator brzegowy.Obserwator brzegowy.
Obserwator brzegowy.
 
Kwantologia 7.9 meta-fizyka.
Kwantologia 7.9   meta-fizyka.Kwantologia 7.9   meta-fizyka.
Kwantologia 7.9 meta-fizyka.
 
Wielowymiarowa płaszczyzna.
Wielowymiarowa płaszczyzna.Wielowymiarowa płaszczyzna.
Wielowymiarowa płaszczyzna.
 
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
 

Viewers also liked

Skuteczne Prezentacje Biznesowe
Skuteczne Prezentacje BiznesoweSkuteczne Prezentacje Biznesowe
Skuteczne Prezentacje BiznesoweGregory Grex
 
Matura z geografii w 2015 r
Matura z geografii w 2015 rMatura z geografii w 2015 r
Matura z geografii w 2015 r
Ewa Tuz
 
Розвиток публічного права в Україні (доповідь за 2009–2010 роки)
Розвиток публічного права в Україні (доповідь за 2009–2010 роки)Розвиток публічного права в Україні (доповідь за 2009–2010 роки)
Розвиток публічного права в Україні (доповідь за 2009–2010 роки)
Centre of Policy and Legal Reform
 
Rodzaje wolnych licencji.
Rodzaje wolnych licencji.Rodzaje wolnych licencji.
Rodzaje wolnych licencji.
Alicja2000
 
.NET Framework 2.0. Zaawansowane programowanie
.NET Framework 2.0. Zaawansowane programowanie.NET Framework 2.0. Zaawansowane programowanie
.NET Framework 2.0. Zaawansowane programowanie
Wydawnictwo Helion
 
Proces zmian w edukacji (dydaktyka nauczania)
Proces  zmian            w  edukacji (dydaktyka nauczania)Proces  zmian            w  edukacji (dydaktyka nauczania)
Proces zmian w edukacji (dydaktyka nauczania)
Mrtinez86
 
Swiadomość
SwiadomośćSwiadomość
Swiadomośćmalbor25
 
Nauka 2.0: nowe narzędzia komunikacji naukowej
Nauka 2.0: nowe narzędzia komunikacji naukowej Nauka 2.0: nowe narzędzia komunikacji naukowej
Nauka 2.0: nowe narzędzia komunikacji naukowej Sabina Cisek
 
Podsumowanie
PodsumowaniePodsumowanie
Podsumowanie
Michal Kowalski
 
Українська середня освіта вкрай застаріла
Українська середня освіта вкрай застарілаУкраїнська середня освіта вкрай застаріла
Українська середня освіта вкрай застаріла
Public Debate
 
Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4
Łozowski Janusz
 
Kwantologia stosowana 2
Kwantologia stosowana 2Kwantologia stosowana 2
Kwantologia stosowana 2
SUPLEMENT
 
Детермінанти конкурентоспроможності підприємства та їх взаємозв’язок
Детермінанти конкурентоспроможності підприємства та їх взаємозв’язокДетермінанти конкурентоспроможності підприємства та їх взаємозв’язок
Детермінанти конкурентоспроможності підприємства та їх взаємозв’язок
Alex Grebeshkov
 
Проблеми теорії та практики інспекційної діяльності публічної адміністрації в...
Проблеми теорії та практики інспекційної діяльності публічної адміністрації в...Проблеми теорії та практики інспекційної діяльності публічної адміністрації в...
Проблеми теорії та практики інспекційної діяльності публічної адміністрації в...
Centre of Policy and Legal Reform
 
Raport uzytkowanie form reklamy internetowej w 2013r
Raport uzytkowanie form reklamy internetowej w 2013rRaport uzytkowanie form reklamy internetowej w 2013r
Raport uzytkowanie form reklamy internetowej w 2013r
eprpl
 
PiS: Hanna Gronkiewicz - Waltz i koalicja PO/SLD w Warszawie 2006 - 2009. Pod...
PiS: Hanna Gronkiewicz - Waltz i koalicja PO/SLD w Warszawie 2006 - 2009. Pod...PiS: Hanna Gronkiewicz - Waltz i koalicja PO/SLD w Warszawie 2006 - 2009. Pod...
PiS: Hanna Gronkiewicz - Waltz i koalicja PO/SLD w Warszawie 2006 - 2009. Pod...pretm
 
Head First Object-Oriented Analysis and Design. Edycja polska
Head First Object-Oriented Analysis and Design. Edycja polskaHead First Object-Oriented Analysis and Design. Edycja polska
Head First Object-Oriented Analysis and Design. Edycja polska
Wydawnictwo Helion
 
медичне страхування
медичне страхуваннямедичне страхування
медичне страхуванняukrtransreklama
 

Viewers also liked (20)

Skuteczne Prezentacje Biznesowe
Skuteczne Prezentacje BiznesoweSkuteczne Prezentacje Biznesowe
Skuteczne Prezentacje Biznesowe
 
Matura z geografii w 2015 r
Matura z geografii w 2015 rMatura z geografii w 2015 r
Matura z geografii w 2015 r
 
Розвиток публічного права в Україні (доповідь за 2009–2010 роки)
Розвиток публічного права в Україні (доповідь за 2009–2010 роки)Розвиток публічного права в Україні (доповідь за 2009–2010 роки)
Розвиток публічного права в Україні (доповідь за 2009–2010 роки)
 
Rodzaje wolnych licencji.
Rodzaje wolnych licencji.Rodzaje wolnych licencji.
Rodzaje wolnych licencji.
 
.NET Framework 2.0. Zaawansowane programowanie
.NET Framework 2.0. Zaawansowane programowanie.NET Framework 2.0. Zaawansowane programowanie
.NET Framework 2.0. Zaawansowane programowanie
 
Proces zmian w edukacji (dydaktyka nauczania)
Proces  zmian            w  edukacji (dydaktyka nauczania)Proces  zmian            w  edukacji (dydaktyka nauczania)
Proces zmian w edukacji (dydaktyka nauczania)
 
Podsumowanie
PodsumowaniePodsumowanie
Podsumowanie
 
Swiadomość
SwiadomośćSwiadomość
Swiadomość
 
Nauka 2.0: nowe narzędzia komunikacji naukowej
Nauka 2.0: nowe narzędzia komunikacji naukowej Nauka 2.0: nowe narzędzia komunikacji naukowej
Nauka 2.0: nowe narzędzia komunikacji naukowej
 
Podsumowanie
PodsumowaniePodsumowanie
Podsumowanie
 
Українська середня освіта вкрай застаріла
Українська середня освіта вкрай застарілаУкраїнська середня освіта вкрай застаріла
Українська середня освіта вкрай застаріла
 
Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4
 
Kwantologia stosowana 2
Kwantologia stosowana 2Kwantologia stosowana 2
Kwantologia stosowana 2
 
Детермінанти конкурентоспроможності підприємства та їх взаємозв’язок
Детермінанти конкурентоспроможності підприємства та їх взаємозв’язокДетермінанти конкурентоспроможності підприємства та їх взаємозв’язок
Детермінанти конкурентоспроможності підприємства та їх взаємозв’язок
 
Проблеми теорії та практики інспекційної діяльності публічної адміністрації в...
Проблеми теорії та практики інспекційної діяльності публічної адміністрації в...Проблеми теорії та практики інспекційної діяльності публічної адміністрації в...
Проблеми теорії та практики інспекційної діяльності публічної адміністрації в...
 
Raport uzytkowanie form reklamy internetowej w 2013r
Raport uzytkowanie form reklamy internetowej w 2013rRaport uzytkowanie form reklamy internetowej w 2013r
Raport uzytkowanie form reklamy internetowej w 2013r
 
15 2009
15 200915 2009
15 2009
 
PiS: Hanna Gronkiewicz - Waltz i koalicja PO/SLD w Warszawie 2006 - 2009. Pod...
PiS: Hanna Gronkiewicz - Waltz i koalicja PO/SLD w Warszawie 2006 - 2009. Pod...PiS: Hanna Gronkiewicz - Waltz i koalicja PO/SLD w Warszawie 2006 - 2009. Pod...
PiS: Hanna Gronkiewicz - Waltz i koalicja PO/SLD w Warszawie 2006 - 2009. Pod...
 
Head First Object-Oriented Analysis and Design. Edycja polska
Head First Object-Oriented Analysis and Design. Edycja polskaHead First Object-Oriented Analysis and Design. Edycja polska
Head First Object-Oriented Analysis and Design. Edycja polska
 
медичне страхування
медичне страхуваннямедичне страхування
медичне страхування
 

Similar to Kwantologia stosowana 5

Jedność wszędzie.
Jedność wszędzie.Jedność wszędzie.
Jedność wszędzie.
kwantologia2
 
Wielki wybuch zmodernizowany.
Wielki wybuch zmodernizowany.Wielki wybuch zmodernizowany.
Wielki wybuch zmodernizowany.
kwantologia2
 
Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4
SUPLEMENT
 
Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4
kwantologia2
 
początek-środek-koniec.
początek-środek-koniec.początek-środek-koniec.
początek-środek-koniec.
kwantologia2
 
Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.
Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.
Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.
Łozowski Janusz
 
Bezkres.
Bezkres.Bezkres.
Bezkres.
kwantologia2
 
Kwantologia 1.2 bezkres.
Kwantologia 1.2   bezkres.Kwantologia 1.2   bezkres.
Kwantologia 1.2 bezkres.
Łozowski Janusz
 
Kwantologia 8.1 abstrakcje to ja.
Kwantologia 8.1   abstrakcje to ja.Kwantologia 8.1   abstrakcje to ja.
Kwantologia 8.1 abstrakcje to ja.
Łozowski Janusz
 
Abstrakcje to ja.
Abstrakcje to ja.Abstrakcje to ja.
Abstrakcje to ja.
kwantologia2
 
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
Łozowski Janusz
 
"grawitacja" (mamy cię).
"grawitacja" (mamy cię)."grawitacja" (mamy cię).
"grawitacja" (mamy cię).
kwantologia2
 
Kwantologia 5.6 rytm zmiany.
Kwantologia 5.6   rytm zmiany.Kwantologia 5.6   rytm zmiany.
Kwantologia 5.6 rytm zmiany.
Łozowski Janusz
 
pionowo-poziome.
pionowo-poziome.pionowo-poziome.
pionowo-poziome.
kwantologia2
 
Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.
Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.
Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.
Łozowski Janusz
 
Skraj wszechświata.
Skraj wszechświata.Skraj wszechświata.
Skraj wszechświata.
kwantologia2
 
Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.
Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.
Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.
Łozowski Janusz
 
wszechświat.
wszechświat.wszechświat.
wszechświat.
kwantologia2
 

Similar to Kwantologia stosowana 5 (18)

Jedność wszędzie.
Jedność wszędzie.Jedność wszędzie.
Jedność wszędzie.
 
Wielki wybuch zmodernizowany.
Wielki wybuch zmodernizowany.Wielki wybuch zmodernizowany.
Wielki wybuch zmodernizowany.
 
Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4
 
Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4Kwantologia stosowana 4
Kwantologia stosowana 4
 
początek-środek-koniec.
początek-środek-koniec.początek-środek-koniec.
początek-środek-koniec.
 
Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.
Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.
Kwantologia 11.6 – początek-środek-koniec.
 
Bezkres.
Bezkres.Bezkres.
Bezkres.
 
Kwantologia 1.2 bezkres.
Kwantologia 1.2   bezkres.Kwantologia 1.2   bezkres.
Kwantologia 1.2 bezkres.
 
Kwantologia 8.1 abstrakcje to ja.
Kwantologia 8.1   abstrakcje to ja.Kwantologia 8.1   abstrakcje to ja.
Kwantologia 8.1 abstrakcje to ja.
 
Abstrakcje to ja.
Abstrakcje to ja.Abstrakcje to ja.
Abstrakcje to ja.
 
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.kwantologia ...   Wielowymiarowa płaszczyzna.
kwantologia ... Wielowymiarowa płaszczyzna.
 
"grawitacja" (mamy cię).
"grawitacja" (mamy cię)."grawitacja" (mamy cię).
"grawitacja" (mamy cię).
 
Kwantologia 5.6 rytm zmiany.
Kwantologia 5.6   rytm zmiany.Kwantologia 5.6   rytm zmiany.
Kwantologia 5.6 rytm zmiany.
 
pionowo-poziome.
pionowo-poziome.pionowo-poziome.
pionowo-poziome.
 
Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.
Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.
Kwantologia 11.5 – pionowo-poziome.
 
Skraj wszechświata.
Skraj wszechświata.Skraj wszechświata.
Skraj wszechświata.
 
Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.
Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.
Kwantologia 10.8 – skraj wszechświata.
 
wszechświat.
wszechświat.wszechświat.
wszechświat.
 

More from Łozowski Janusz

Kwantologia ... 0 czyli 1.
Kwantologia ...   0 czyli 1.Kwantologia ...   0 czyli 1.
Kwantologia ... 0 czyli 1.
Łozowski Janusz
 
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).
Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).
Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).
Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.7 – pole energii.
Kwantologia 12.7 – pole energii.Kwantologia 12.7 – pole energii.
Kwantologia 12.7 – pole energii.
Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.
Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.
Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.
Łozowski Janusz
 
Kwantologia 12.1 – obserwator.
Kwantologia 12.1 – obserwator.Kwantologia 12.1 – obserwator.
Kwantologia 12.1 – obserwator.
Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.
Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.9 – matematyka.
Kwantologia 11.9 – matematyka.Kwantologia 11.9 – matematyka.
Kwantologia 11.9 – matematyka.
Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.
Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.
Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.
Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.
Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.
Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.
Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.
Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.
Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.
Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.
Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.
Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.
Łozowski Janusz
 
Kwantologia 11.1 – x-y-z.
Kwantologia 11.1 – x-y-z.Kwantologia 11.1 – x-y-z.
Kwantologia 11.1 – x-y-z.
Łozowski Janusz
 
Kwantologia 10.7 – ciemna energia.
Kwantologia 10.7 – ciemna energia.Kwantologia 10.7 – ciemna energia.
Kwantologia 10.7 – ciemna energia.
Łozowski Janusz
 
Kwantologia 10.5 – cząstki wirtualne.
Kwantologia 10.5 – cząstki wirtualne.Kwantologia 10.5 – cząstki wirtualne.
Kwantologia 10.5 – cząstki wirtualne.
Łozowski Janusz
 
Kwantologia 10.6 – wszechświat.
Kwantologia 10.6 – wszechświat.Kwantologia 10.6 – wszechświat.
Kwantologia 10.6 – wszechświat.
Łozowski Janusz
 
Kwantologia 10.2 – COŚ.
Kwantologia 10.2 – COŚ.Kwantologia 10.2 – COŚ.
Kwantologia 10.2 – COŚ.
Łozowski Janusz
 
Kwantologia 10.1 – uwaga!, Tło.
Kwantologia 10.1 – uwaga!, Tło.Kwantologia 10.1 – uwaga!, Tło.
Kwantologia 10.1 – uwaga!, Tło.
Łozowski Janusz
 
Kwantologia 9.9 – Brakująca masa.
Kwantologia 9.9 – Brakująca masa.Kwantologia 9.9 – Brakująca masa.
Kwantologia 9.9 – Brakująca masa.
Łozowski Janusz
 

More from Łozowski Janusz (20)

Kwantologia ... 0 czyli 1.
Kwantologia ...   0 czyli 1.Kwantologia ...   0 czyli 1.
Kwantologia ... 0 czyli 1.
 
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
Kwantologia ... - NIC-i-COŚ.
 
Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).
Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).
Kwantologia 12.9 – ewolucja (kwantów).
 
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
Kwantologia 12.8 – czasoprzestrzeń abstrakcyjna.
 
Kwantologia 12.7 – pole energii.
Kwantologia 12.7 – pole energii.Kwantologia 12.7 – pole energii.
Kwantologia 12.7 – pole energii.
 
Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.
Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.
Kwantologia 12.3 – wepchnięci w kanał.
 
Kwantologia 12.1 – obserwator.
Kwantologia 12.1 – obserwator.Kwantologia 12.1 – obserwator.
Kwantologia 12.1 – obserwator.
 
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.
Kwantologia 11.8 – abstrakcja, czyli co.
 
Kwantologia 11.9 – matematyka.
Kwantologia 11.9 – matematyka.Kwantologia 11.9 – matematyka.
Kwantologia 11.9 – matematyka.
 
Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.
Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.
Kwantologia 11.7 – poziomice, izobary, itp.
 
Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.
Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.
Kwantologia 11.4 – prosta-i-punkt.
 
Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.
Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.
Kwantologia 11.2 – byty niematerialne.
 
Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.
Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.
Kwantologia 11.3 – informacja, czyli co.
 
Kwantologia 11.1 – x-y-z.
Kwantologia 11.1 – x-y-z.Kwantologia 11.1 – x-y-z.
Kwantologia 11.1 – x-y-z.
 
Kwantologia 10.7 – ciemna energia.
Kwantologia 10.7 – ciemna energia.Kwantologia 10.7 – ciemna energia.
Kwantologia 10.7 – ciemna energia.
 
Kwantologia 10.5 – cząstki wirtualne.
Kwantologia 10.5 – cząstki wirtualne.Kwantologia 10.5 – cząstki wirtualne.
Kwantologia 10.5 – cząstki wirtualne.
 
Kwantologia 10.6 – wszechświat.
Kwantologia 10.6 – wszechświat.Kwantologia 10.6 – wszechświat.
Kwantologia 10.6 – wszechświat.
 
Kwantologia 10.2 – COŚ.
Kwantologia 10.2 – COŚ.Kwantologia 10.2 – COŚ.
Kwantologia 10.2 – COŚ.
 
Kwantologia 10.1 – uwaga!, Tło.
Kwantologia 10.1 – uwaga!, Tło.Kwantologia 10.1 – uwaga!, Tło.
Kwantologia 10.1 – uwaga!, Tło.
 
Kwantologia 9.9 – Brakująca masa.
Kwantologia 9.9 – Brakująca masa.Kwantologia 9.9 – Brakująca masa.
Kwantologia 9.9 – Brakująca masa.
 

Kwantologia stosowana 5

  • 1. JANUSZ ŁOZOWSKI KWANTOLOGIA STOSOWANA 5 opowiastki filozoficzno-fizyczne dla dzieci dużych i małych copyright © 2015 by Janusz Łozowski wszelkie prawa zastrzeżone ISBN 978-83-942582-1-4 ja.lozowski@gmail.com 1
  • 2. Kwantologia stosowana – kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 5.1 – Jak rozległy jest Kosmos? Głupie pytanie - oczywiście, że nieskończenie. Ja tam pojmuję, że są byty w sobie ograniczone, że spojrzy taki za okno, a nawet w siebie (jak ma czas na takie fanaberie) - i powie w swojej pysze, wniosek z tego oglądania wyciągając, że wszystko jest skończone. Że się zaczyna, dorasta po trudach i męce, a później na kanapie zasiada i ręce rozkłada. A na koniec się kończy. Czyli musi wszelkie być skończone. Ja tam rozumiem taką życiową postawę, nawet doceniam i wyceniam – ale nie przeceniam. Wiadomo, po horyzont wszystko sobie płynie czasem i przestrzenią, wszystko się zmienia, siwieje, włosy wypadają - a w ogóle światowy zakres mało przyjemny w odczuwaniu. Więc z tego można wyprowadzić poprawne wnioskowanie, że i ten tutejszy świat się skończy. On się kiedyś tam zaczął, podobno nawet jajogłowi datę tego początku byli ustalili, ale też i przez to się skończy. To wiadomo, to jasne – w tym taka zasadnicza fizycznie mądrość się przejawia. Tylko że, to też wiadomo, jak coś się zaczyna i się kończy, to tak w sobie samym przecież to się nie dzieje. Niby po horyzont widać i z grubsza wiadomo, co to jest, nawet całe cztery procent już zostało poznane i opisane, ale co jest "dalej" - nie wiadomo, co się w tym dalej kryje - nie wiadomo, jak to daleko się rozciąga – nie wiadomo. Wiadomo, że jest tutejsze i że się w sobie rozciąga, że wszystko się od wszystkiego oddala, i to w pędzie narastającym. Czyli aktualność w sobie puchnie, ciśnienie wewnętrzne w sferze nie spada, a ogólnie stabilizacja panuje i żyć pozwala. Choć zawierucha w tym spora - i po wszystkiemu ona idzie. Cóż, może i tak. Ale ja tam w takie proste tłumaczenia nie wierzę - dla mnie to naciągane, dla mnie to tłumaczenie na siłę, żeby się w obrazku zmieścić. Skrawek tu dodać, tam uciąć przeszkadzające, no i całość można pokazać. Że łatka na łatce, że umysłowość liniowa i przyczynowo-skutkowa się w sobie skręca - cóż, nie dorosła do tej wizyjnej hipotezy - matematycznego wzoru i głębi analizy nie sięga w swoim naturalnym zdrowym rozsądku. To dalsze i głębsze, fizyczni powiadają, to takowe nietutejsze, w sobie dziwaczne, rozumowi mocno zaprzeczające, a poza tym nieoznaczone i skryte. I w ogóle nie ma co się starać takiego zrozumieć, bo to rozdygotane statystycznie, więc nieprzewidywalne z samej swojej zasady. Ja tam - powtarzam - w takie banalnie skomplikowane tłumaczenie nie zamierzam się wmyślać, niech to żądni przygód czynią, ja tam tylko w prostotę mogę się zapatrzyć. Bo czy może to inaczej iść? Czy tutejsza skończoność to już będzie wszystko? Tak na zawsze - i to na takie logiczne "zawsze" - takie 2
  • 3. z głębi rozumności płynące, niczego i nigdzie więcej? To poważnie i fundamentalnie warto przedyskutować, nawet samemu ze sobą. Jedno jest pewne: tutejszy wszechświat jest skończony. Zaczął się i puchnie, więc musowo się skończy. Tylko nie o to chodzi. W pytaniu jest odniesienie do Kosmosu – a ten jest nieskończony. I o to właśnie tu chodzi. O rozróżnienie na zakres fizyczny tego i tylko tego świata, czyli to wszystko, co jakoś widoczne przyrządem i poznawalne – oraz na zakres logiczny, na wszystko w bezkresie i w wieczności. Sedno pytania zawiera się w tym i wynika z tego, że nie zostało do tej pory przeprowadzone rozdzielenie pojęć "kosmos" i "wszechświat" - że są to terminy stosowane wymiennie. A to nie to samo, zasadniczo nie to samo. Wszechświat to nie Kosmos. Otóż, jeżeli opis poprowadzić tak - a z pozycji wewnętrznej zrobić tego inaczej nie można, przecież do obserwacji teraz i zawsze jest tylko ten egzemplarz świata – otóż, jeżeli opisywać to jako proces nieskończony, bo tak podpowiadają wzory oraz logika, to wszechświat jest sam dla siebie i wszelkie tu obecne też jest samo dla siebie. A ponieważ w gabarytach się rozciąga - a co więcej, bez widocznego uszczerbku w stanie wewnętrznym - to musi się to dziać w owym bycie nieskończonym i jedynym. Taki wniosek, że wszechświat jest jeden i jedyny, podbudowuje fakt skończonego obszaru postrzegania (tu: fizycznie dostępny do pomiaru zakres), który realnie nigdy dla obserwatora się nie powiększy. Ale przecież to nie oznacza, że to rzeczywiście już wszystko. - I jest zagwozdka. Z logiki i filozofii wynikający bezkres zderza się tutaj z ujęciem fizycznym, z wszelkimi ustaleniami, których nie tylko, że nie można – ale których podważyć się nie da, bo to namacalny fakt i konkret wielorako sprawdzony. Z jednej strony jest ustalenie, że skończyć to się nie może (bo jak jedność-jedyność może się skończyć?), jednak z drugiej jest pewnik, że się skończy, i to nieodlegle – z jednej strony jest rozszerzanie, a z drugiej samoistność tutejszego świata. I trzeba to pogodzić. Efekt? Cóż, skutkuje to wszystkimi rozpowszechnianymi ujęciami, w których wszechświat rozpada się do nieskończoności - wszelakie się od wszelakiego oddala – słowem, smutek spełnionych przepowiedni i hipotez snuje się ekranowo i straszy. Co tu dużo gadać – bzdura. A wynika to z prostego, ale trudnego do korekty z pozycji wewnątrz i zawierania się w zmianie – korekty poglądu, że wszechświat to nie kosmos. Niby proste, a niewykonalne dla fizyka. Bo jak biedaczek ma podzielić coś, co w jego opisie jest wszystkim? No, nie sposób. To jedność i jedyność, więc niepodzielne. Kosmos i wszechświat w tym spojrzeniu to jedność, i to nieskończona. Niby fizycznie prezentuje się jako skończony - ale jest jeszcze logika i wzory, a tu wieczny i bezkresny kosmos wyłazi z każdego kąta. I jest zmieszanie - i jest zamieszanie – i jest nieporozumienie. 3
  • 4. A wystarczy te pojęcia rozdzielić, wyznaczyć zakres występowania i działania "wszechświata" i zakres "kosmosu". Do pierwszego odnieść wszystko zmienne, a przez to skończone – do drugiego logiczne oraz stałe, nieskończone i wieczne. I kłopot z głowy. Jak to zrobić? Na bazie fizyki przejść do Fizyki. Proste? Proste. Bez dwu zdań, to rzeczywiście jest banalnie proste, przecież tutaj istniejące w żadnym przypadku nie może być sprzeczne z bezkresem i jego właściwościami – bo by nie zaistniało. To punkt pierwszy tej analizy. A skoro tutejsze jest pochodne tamtego i dalszego, to musi w sobie zawierać rytm zmiany, która jest zawsze oraz wszędzie. - A to dalej oznacza, że wszelkie tu obserwowane i wyznaczane dokonuje się tak, jak wszelakie. A to znów oznacza, że wystarczy pilnie i dokładnie obserwować, co tu się dzieje, żeby wyznaczyć zasadę zmian wszelkich. I co z tego wynika? Że wszechświat zmienia się tak, że można opisać go z zewnątrz. To punkt drugi analizy. Pozostając wewnętrznie w układzie, którego wszak nigdy realnie się nie opuści, ale w oparciu o wypracowane reguły zmiany, można opisać i zdefiniować proces tak, jakby się to oglądało z zewnątrz. I tym samym wyznaczyć początek, środek, ale także koniec tego tutejszego wspólnego domu. Proste? Proste. Czyli, jeżeli wszelkie tutejsze procesy - jakoś rozróżnialne w tle (co by tym tłem nie było, chodzi o punkt odniesienia) struktury tak się zmieniają, że po przekroczeniu pewnego poziomu w tym tle świata zanikają – to na tej podstawie, jako zasadzie, można powiedzieć w przypadku wszechświata, że również i taka struktura w swoim tle się rozpada i zanika. Jeżeli każda zmienna forma ewolucyjna tylko do pewnego punktu jest stabilna, jeżeli tylko w pewnym zakresie posiada ostro w środowisku wyznaczoną granicę (nawet jeżeli ta granica w logicznym ujęciu żadną oczywistością nie jest) – to taka konstrukcja ("po jakimś czasie") zanika i degraduje się do jednostek składowych - czyli do jednostek tła. Mówiąc inaczej, fizyczny konkret traci brzegowo elementy, a kiedy brak sił podtrzymujących, definitywnie się rozpada. A przedłużenie toru elementów tworzących, w ujęciu logicznym, biegnie w bezkresną wieczność. - Na brzegu ewolucji (to, co za brzeg uznaję) jest ostatni wspólny stan oznaczający ten fakt, wówczas jednostki tworzące są w takim oddaleniu od siebie, że element od elementu jest oddalony na jednostkę (kwant). I jest to ostatnia łączna z konstrukcją warstwa. Dalej jest rozpad i oddalanie się. Już faktycznie do nieskończoności. Tak zobrazowany i opisany przebieg ewolucyjnej zmiany, co by nią nie było - to odnosi się do wszelkich faktów. Jest okresowy konkret (w postaci "zbrylenia", zapętlenia elementów tworzących w jednostkę) 4
  • 5. - jest granica, czyli warstwa łączna oraz wyznaczająca zakres tego faktu w tle (i wobec tła) - a "poza" jest owo tło, zbiorowisko już do niczego redukowalnych jedynek czegoś. A co najważniejsze w tym ujęciu, że bez tła nie ma ani faktu, wszak z elementów tła się buduje (to są "cegiełki" tworzące), ale również i nie ma obserwacji owego zdarzenia - ponieważ jedynie (wyłącznie) w odniesieniu do tła taka obserwacja może zajść. Kiedy nie ma punktu odniesienia, nie ma aktu postrzegania - kiedy nie ma możliwości do porównania, nie ma wiedzy, że coś istnieje. I właśnie tak to się realizuje w ostatniej warstwie wszechświata – i tak musi się to realizować. Czyli kwant po kwancie, warstwa po warstwie układ, ewolucja nazwana "wszechświatem" (lokalny stan w Kosmosie) - traci zasoby. Kiedyś to się zbiegało w tę formę pod naciskiem zewnętrznym, aktualnie się w nieskończoność Kosmosu rozpada. Rozpada w/do tła Kosmosu. I nigdy tu nie wróci. Nigdy. Proste? Proste. Ale żeby to się mogło tak do tej bezkresności oddalać - to musi ona być. To również jest proste (i oczywiste). Tutaj się zmienia i zanika, jednak żeby to mogło tak zachodzić, to musi być tor ("przestrzeń"), w której to może się dziać. Czyli musi być Kosmos – musi być tło i dopełnienie do tutejszego zakresu. Tło z maksymalnie już prostymi elementami, z zerem i jedynką, NIC i COŚ. I w wiecznym ruchu w ramach nieskończoności. Żeby tutejsza skończoność mogła zaistnieć i się chwilowo zmieniać, musi być zewnętrzny do niej nieskończony Kosmos - to konieczność. To Fizyczna (filozoficzna) konieczność. Jeżeli nie wprowadzę podziału na tutejszy, więc lokalny tym samym w bezkresie wszechświat - oraz na Kosmos, to nigdy (nigdy) z dylematów i paradoksów się nie wyplączę, na zawsze pozostanę więźniem fizyki i zmieszanej z nią logiki. I koniec. Żeby skorzystać z podpowiedzi, której udzielają wzory, nie należy rezygnować z rozlicznych, a też koniecznych symboli nieskończoności - tylko należy je przenieść o jeden poziom wyżej, do Kosmosu. Po co wyrzucać składnik, skoro na dalszej drodze przyda się znakomicie. Ale jeżeli tego nie zrobię i się upieram przy "wszechświecie", jest zmieszanie. I koniec. Wyjście jest oczywiste i jedyne: bezkres, nieskończoność elementów, wieczny ruch - i jedność reguły. Nic więcej, nic mniej. Pytanie wstępne dlatego prezentuje się jako nieprzemyślane - wręcz głupie - ponieważ wszechświat bez dopełniającej go nieskończoności jawi się jako niemożliwy. Lokalna zmienność dlatego może wytworzyć poszczególne fakty, że całościowy układ powstał, przekształca się i zaniknie w ramach, które już zmienności nie podlegają. Jeżeli nie wprowadzę w hierarchię zmian granicy, mam ciąg nieskończony - i tym 5
  • 6. samym niemożność wyjaśnienia. Kiedy traktuję tutejsze za wszystko, za jednostkę i jedyność - to ustalane relacje i związki również są zakotwiczone w nieskończoności, więc tworzą logiczną łamigłówkę bez rozwiązania. Kiedy (wszech)świat opisywać bez tła, obserwacja ulega fiksacji na wyróżnionym, zaś reszta, przecież ta najważniejsza - to znika z pola widzenia. Stąd problemy. Dość długo, do pewnego momentu to poznawcza konieczność. Analiza i postrzeganie wyodrębnia bardziej oczywiste, jaskrawsze - zmysłowo i przyrządowo wyraźne w kształcie i skupieniu. Ale przychodzi moment na powiedzenie i na uzmysłowienie sobie, że widoczne to daleko nie wszystko – że to dopełniające i pomijane wcześniej tło jest tutaj elementem co najmniej równorzędnym, a w logicznym ujęciu staje się wręcz najważniejsze. Jeżeli takiego przewartościowania nie dokonam – polegnę. Wszechświat bez tła nie istnieje. A Kosmos jest tłem bezkresnym. 6
  • 7. Kwantologia stosowana – kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 5.2 – Dostawka do umysłu. Człowiek to brzmi krótko. Wiadomo. Znacie mnie, wynalazczy jestem, życiowo generalnie zaradny, koniec z drugim końcem zasadniczo udaje mi się związać. - Choć, tak prawdę mówiąc, to różnie bywa. Sami wiecie, jak to jest. Czasami człowiek musi się solidnie rozumem nawyginać, żeby te końce chciały się na jako taką zbieżność ułożyć. Sami wiecie. Ale ja nie o żalach serdecznych chciałem, tak jakoś mi to początkowe zdanie słowne wylazło, życie ogólnikiem ciężkie - tematykę znacie. Acz czasami swoje barwy również pokazuje, kalejdoskopem wrażeń się w człeczynie odbija, podziwiać pozwala i zmysłami na wszelki sposób można to odebrać... ech, sami pojmujecie. Tylko że tak człeka niekiedy najdzie, tak się na to wszystko głęboko zapatrzy i uczuciem ogarnie, że, sami rozumiecie, żal mu się robi, jak pomyśli, że to za jakąś tam chwilkę się finalnie skończy i już uczuć się do niczego i nikogo nie będzie wysyłało. - Przykre to, nie ma co. Sami doświadczacie. No i mnie, nie ma co ukrywać, takie generalnie pomyśliwanie naszło było - tak, rozumiecie, filozoficznie mnie się zrobiło. Na duszy i w ogóle tak się ułożyło, że ho-ho. Aż mnie samego to poruszyło, aż sam się temu zadziwiłem. - Cóż, są tematyczne sprawy na świecie, co to i normalnym mogą się ukazać. Bo trzeba wam wiedzieć, że tak na co dzień takim czymś oraz podobnym to się nie zajmuję, graniczne zainteresowania to nie ja, moja działka to materialna realność pospolita, podobnie użyteczna i zarobkowa. - Sami rozumiecie, żyć trzeba – czyli taki koniec z końcem... Prawda, mówiłem. Więc mnie w ów czas - a niedawno to było - tak właśnie górnomyślnie było poraziło, na analizowanie brzegowego zaistnienia człeczego i podobnego naszło, po skrajnościach mnie rzuciło. Fakt, trochę się wolnego czasu zebrało - akuratnie materialnego syzyfa pchać w górę pilnie nie było trzeba - to sobie przysiadłem na trawce, twarzyczkę do słoneczka wystawiłem, i takie myślenie o dalekim uskuteczniłem. Może nie w tempie nadmiernym, bo taka lekka senność bytu mnie też w ten czasowy odcinek naszła, ale gdzieś się to po mózgowiu sobie pałętało. A nawet, rozumiecie, efektami obrodziło... Bo ja, znacie mnie, wynalazczy jestem. Sprawę generalną, mówię wam, przemyśliwałem, świat i człowieka pod lupę rozważań wprowadziłem. I sukces odnotowałem. Myślowy, prawdą to jest, ale przyszłościowo ważny, to też prawdą jest. Ja tam, tak to się składa i z samego tego wynalazka to filozoficznie wynika, z tego nic nie wyciągnę, to poza moją generalną granicą się lokuje, ale satysfakcję mam. Bo przeniknąłem, bo wiem, jak to się ma robić - i w ogóle. 7
  • 8. W ogólności, rozumiecie, wynalazczość na chwilę obecną się swoimi elementami nakłada i w niej odciska - ale są i takie projektowe, a też podobne konstrukty, co to dopiero po wiekowym leżakowaniu swe cielesne możliwości odnajdą w realności. No i nie inaczej ten mój wynalazczy koncept się prezentuje, to przyszłościowa wizja. Czyli tak gratisem go sprzedaję i nic za niego nie chcę. Jak sobie to w materię sami ubierzecie, jak to zastosujecie, wasz zysk życiowy – a jak nie, trudno się mówi, smakiem się obejdziecie. Bo wy już to wiedzieć będziecie, że tak można, jak i ja wiem. Tego więc, sami rozumiecie, filozofem się tak czasem (a i niechcący zupełnie) każdy człowiekowaty staje. To i mnie tak naszło. Na takie i ogólne rozumowanie naszło. W tej senności odpoczynkowej sobie moją problematykę techniczną w porozumieniu ze światem komputerowym tak fundamentalnie unaoczniłem i filozoficznie pociągnąłem. Aż po takie wnioski oraz konsekwencje to poprowadziłem. Bo sami wiecie, że takie elektroniczne bydlę, jak się konstruktorom w kreśleniu coś tam nie sprawi, że takowe coś to potrafi człowieka w zdenerwowanie wprowadzić - w takie emocjonalne drgnienia wprawić, że byt może bydlę kopnąć, a nawet i inne bydlę pogryźć... Albo ono jego zmanierować, kiedy człowiek z objawianiem i usiłowaniem sobie nerwowo pofolguje. Czyli, temat już chwytacie, w tej rozleniwiającej senności myśl mnie w chwili przebłysku naszła - taka, żeby sobie generalnie i całościowo życie światowe ułatwić. Żeby sobie wszelkie kontaktujące metaliczne puszki (i podobnie zabudowane), co to nas pojedynczo i zbiorowo do technologi różnej a użytecznej podłączają - żeby to, rozumiecie, w przeszłość historyczną rzucić, żeby to już nie było do niczego oraz zupełnie potrzebne. Sami rozumiecie - wizja osobistego i bezpośredniego podłączenia do tego wszystkiego mnie naszła. Cóż, powiecie, może to i dobra myśl, generalnie postępowa - mocno i na każdym kroku sprawunki wspierająca. I tak dalej, sami jakoś to już chwytacie, sedno sensowne pomysła widzicie. Tylko że, też dalej to powiecie, jak to zrobić? Jak taką ogólnie i trafną wizję w coś namacalnego oblec? I tu, widzicie, jest pies z pogrzebaczem, że tak powiem. W tym sęk deskowy się zawiera, żeby w takim elemencie użyteczność wzbudzić i żeby to nie była tylko taka sobie a muzom pojęciowa kombinatoryka... Sami rozumiecie, gdybym to ci ja był filozoficznym typem - co to w myśleniu mocny, ale fakty fizyczne przegania, boć przeczące one są w rozmyślaniu ogólnie detalicznym - to pewnie na wizji by się takoś zakończyło. Tylko, rozumiecie, ja wynalazczy jestem, za problemem się w dal myślową udałem - no i, już mówiłem, udało się. Ja tam się i na wyżynach teoretycznych obeznaję, ale - jak trzeba - to i zejść w materialną breję potrafię, przerzucę z kupki na kupkę - albo też wbiję gwoździka w ścianę... Czyli, rozumiecie, potrafię dojrzeć w popiele diamentowy okruszek. Więc tego pożytecznego temata też przeniknąłem. 8
  • 9. Rozumiecie, sprawa do prostych nie należy, kłopotami się na każdej półce pojęciowej prezentuje tak mocnymi, że aż hej i ho. No bo to, tak sami zauważcie, każda osobnicza bytność inna. Niby taka sama, ale przecież ten swój i tylko swój odcisk ma. Czyli myślenie się niby tak samo dzieje, ale inaczej. Więc i jak tu takie coś do tego świata techniką napędzanego podłączyć? Tak, nie da się. Po prostu i w ogóle się nie da. A przecież o to w całości chodzi, żeby niczego w podłączaniu innego nie było trzeba. - Żeby tak było, że jak sobie człeczyna pomyśli o jakimś temacie, "pstryk" mu się zrobi w główce - to i się z tematem wybranym taki osobnik połączy. I jest jasność tematyczna. Wszystko na zażądanie, od razu i bez ograniczenia. Nic innego, żadnego dodatku elementowego. Chcesz to, masz, chcesz coś odmiennie innego - masz. A jak się znudzisz, to ciszę sobie taką w mózgowie zaaplikujesz. I odpoczniesz pierwszoplanowo, choć przecie gdzieś głęboko to wszystko cały czas pełną parą funkcjonuje. Jakby tak się zadziało, że konieczność nastąpi - to ponownie się "pstryk" realem zadzieje i dalsza aktywność może biec... Sami pojmujecie, ważne to po ogólności i szczegółami. Tylko że, tak to idzie, taka potrzebność techniczna prosta w sobie nie jest, nie od razu ona może konstrukcyjnie wyskoczyć i swoją w życiu moc pokazać. - Gdyby tak było, zauważcie, takie coś już dawno filozoficznie przestało by być omawiane, a się materialnością jaką pokazało. A tego nie ma, choć powinno, bez dwu zdań. Bo myśleć może sobie człeczyna o czymś takowym, myśleć do tej... sami rozumiecie, a i tak z takiego ogólnego zmyślania żadnego "pstryka" realnie się nie złoży. Bo to, rozumiecie, nie pójdzie, żadnym sposobem tak nie pójdzie. - Co najwyżej osobnik się zdenerwuje, coś słownie albo też przedmiotowo rzuci w dal i zaśnie myśleniem głęboko wymęczony. Nie inaczej. A wszystko tak - zakarbujcie sobie w pomyślunku - przez to, że tego złączenia rozumnego z przyciskiem zrobić się nie da. Nigdy tego "na wprost" w rzeczywistości nie będzie. Tak, wiem - oczywiście, że wiem. Robi się od kiedyś tam podobne, a i bardziej pogmatwane eksperymenta. Podsadza głowę ochotniczą pod urządzenie, w kabelki oplata - no i, sami widzieliście, niby się to łączy tak ze światem poza cielesnością. Ech, naiwność z tego aż po oczach bije, braki w rozpoznaniu rzeczywistości wyłażą i straszą. Bo to, powtarzam, ślepe jest, droga bez tunelu nawet, tylko ściana fizyczna za zakrętem się kryje. Przecie to żadne tam łączenie, to taki sam przyciskowy konstrukt, jak ten, co go w ścianie sobie można obejrzeć. Elementa składowe nowocześniejsze - fakt, ale zasada już z niebotycznie dalekiej przeszłości w tym użyta. Tak to idzie, coś takiego to ręką machnąć i posprzątać. - Ciekawe jest, przyznam, na badanie fundusze można pobrać, wykresik jaki pokazać lub światełko w telewizorze uruchomić, jakieś inne poruszyć - słowem, pospolitych i w tematyce nieobeznanych do rozdziawienia otworu gębowego zmusić. Tylko że to cyrkowość banalna, nic warte popisy. Więc - jak to tak porobić, żeby się technicznie nie pogubić, ale i zysk mieć z takiego podłączenia? Co począć, jak żywot w przyszłość 9
  • 10. nakierować, pytacie? Wyjście z dylemata jest - powiem na zachętę. Ale proste to ono nie tak proste. Tylko innego nie ma i nie będzie. Tak to idzie. Prawdę wam zapodaję, jest światłość na końcu tego etapu dziejowego, ale i koszta nieliche trzeba w to wetknąć, darmo to nie pójdzie. Jak ze światem naokólnym pomyślunek żąda połączenia bezstratnego, to się na niejakie i wielkie trudności musi pogodzić. Tak i nie inaczej. I nie ma zmiłuj. Bo to tak idzie - rozumiecie - że każda bytność to osobisty i jeden w nieskończoności kod. Więc jak go odczytać? Prawda, macie rację, jednego osobowego osobnika się da, kompania laborantów przy takim się poprzemieszcza w czasie i przestrzeni, to i się kod życiowy na każdym poziomie takiego pozna. - Tylko, wiadomo, tu nie o osobniczy detal chodzi, ale o zbiorowy hurt człowieczy. Przecie każdy chce w takim technologicznym wyścigu zaistnieć, coś sobie na zażyczenie w umyśle poczytać - albo i obejrzeć. Albo ze znajomą poplotkować, bo tak akuratnie go emocjonalnie naszło. I jest problem, rozumiecie: kto takie zakodowanie osobowe zdekoduje - jak tę ścianę abstrakcyjną zmóc praktycznie i użytecznie (i dla wszystkich)? Jak jest zagmatwanie analityczne oraz logiczne zapętlenie, warto się na moment zatrzymać, popatrzyć w przestrzeń, nawet senność lekką i pożyteczną przeprowadzić - i temat tak do fundamentów prześwietlić. A co, znam to, mi to skutecznie pomaga na zastój umysłowy. Dylemat całościowo i filozoficznie, powtarzam, banalny i wszystko w technice się generalnie będzie musiało ułożyć. Ale, rozumiecie, od czegoś trzeba w realizacji projekta wyjść. A tym "czymś" jest taka uwaga, że trzeba osobnika od początku "nagrywać". Sami rozumiecie, jak już taka pokraka raczkuje po podłodze, to sprawa przegrana - to już musztarda po konsumpcji. Przecież toto coś tam sobie pomyśliwa niemożebnie, już kombinuje. I wniosek jest oczywisty, jak słońce na czystym nieboskłonie: trzeba osobnika od jego "zerowej" karty na urządzenie nagrywać. Tak to idzie. Tak po prawdzie, to o żadne tam nagrywanie nie biega - tak obrazem tu rzucam, żeby to strawne pojęciowo było. Tylko że realność musi tak pobiec, żeby "urządzonko" zawsze i na stałe zapisywanie w sobie prowadziło - całe, detalicznie całe rozumowanie osobnikowate. Całe, powiadam, od początku po koniec. I o to w tym biega, o to idzie hazard życiowy. Sami rozumiecie, wszystko - musowo wszystko w takiej "przystawce" i archiwum musi się z osobnika znaleźć, tylko tak unikalne kodowanie można pokonać. Sami wiecie, że jak się gdzieś tam w światowości te dane komputerowe zbiera, to notowane to jest wielokrotnie, a tutaj przecież o super istotny konkret chodzi, nie o jakieś tam zdjęciątko z wakacji - tu osobniczy kwant rozumowy trzeba zanotować. Tu żadnej brakującej cegiełki nie śmie w rozliczeniu ubyć, bo to wszystko w całość świadomego istnienia musi się złożyć, nie inaczej. 10
  • 11. Sami pojmujecie, że takie "zgrywanie" prowadzić stale, zawsze, i w każdym emocjonalnym zawirowaniu trzeba, nie ma wyjścia. Że pachnie to kłopotami na odległość już dziś, sami wiecie, a w bliskiej tam przyszłości jeszcze się do potęgi podniesie. I którejś tam potęgi. Jednak wyjścia z tego nie ma, każdy i zawsze musi być podpięty i w najdrobniejszym myślowym swoim zawahaniu zapisywany - i najlepiej w wielokrotnym miejscu. Bo podziurawiona osobowość to żadna osobowość. Ale jak już sobie techniczni z działaniem "przystawki" poradzą, no i jak problematyczność stałego złączenia każdego z każdym, a takoż ze wszystkim uda im się zmóc... ech, to się dopiero świat rysuje, to niecodzienność się na horyzoncie pojawia... Wszak, sami rozumiecie, to już inny świat będzie - niby ten sam, a jednak zupełnie inny. Fakt i prawda, ciekawe to będzie, i chciałoby się to zobaczyć, posmakować przez czas jakiś, owego "pstrykania" w każdym miejscu i czasie doznać... Ech. Ale, po prawdzie, czy w takim człowiek dzisiejszy by się odnalazł, czy by się rozsmakował? Dziś tego się nie przeniknie. Dla nas, sami rozumiecie, to ciastko za szybą - i to taką na zawsze opancerzoną. Może to i byłoby fajne, może i byłoby miłe... Ale, po prawdzie, nie wiem. I się nie dowiem. Może to nawet i lepiej, tak sobie filozoficznie pomyśliwam. Ale nie wiem... Dlatego, sami rozumiecie, jakoś tak bez żalu dogłębnego pomysła na kontaktowanie się ponad wszystkim daję, co mi tam, filantropijnie to potraktuję. Przecie i tak nic nie tracę, zysków z tego zaliczyć nie zaliczę, a też podatku nie pobiorą. Wynalazek pierwsza klasa i przydatny w każdym kierunku. A skoro taki, to i realnie się tutaj objawi, swoją przydatność wielowątkową pokaże. Że nie dziś, a też i dla nikogo życiem się objawiającym? Są wynalazki na wczoraj, są na dziś - ale są i takie "na pojutrze". "Przystawka" pokazuje się właśnie tak przyszłościowo. Idźcie i korzystajcie z tego wszyscy. Jeżeli chcecie. 11
  • 12. Kwantologia stosowana - kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 5.3 - Jednostka czy zbiór? Ciężkie czasy. Wiadomo, nigdy lekko nie było - zawsze się trzeba z realnością zmagać i materię po kątach rozrzucać. Ja tam generalnie na rzeczywistość się nie krzywię, swoje robię i jak każą, to z miejsca na miejsce ciężarki przenoszę - jak każą, to postawię albo rzucę gdzieś tam pod ścianą. Wiadomo, przejmować się kapitalistyczną nowomową nie ma co. Jednak dzisiejsze czasy, takie to prawdą prawdziwe, szczególnie problematycznie się objawiają i w myśleniu dylematami się prezentują. I to w każdym kierunku, gdzie by swój wzrok nie skierować. Przecie to tak idzie, że wszędzie nie ma oczywistości oraz stałości, wszędzie się nieostrość pokazuje; losowość nauka w świecie ustala i wzorami na prawdopodobieństwo studentów mocno straszy - bo takie w sobie skomplikowane to wzory. Słowem, nic pewnego nikomu się nie wydaje - nawet jak się komu coś wydaje. I jest problem. Trzeba powiedzieć, że jest. Nie można go zmilczeć ani hałasem telewizyjnym przydusić - nie można. Bo jak to tak się w świecie dzieje, że bez logiki się dzieje? Że jeżeli nawet jest tam jakaś logiczność w tym wszystkim głębokim, to zupełnie niejasna oraz przypadkiem zarządzana. Trzeba to głośno powiedzieć i omijać w myśleniu nie można, to kłopot jest. Znaczny kłopot. Owszem, nie ma co zawartością talerza z obiadem się zajmować, tu w detalach wszystko widać, wszystko policzone i w logikę się normuje, a nawet układa. Ale gdzieś tam daleko i głęboko - no, może w takim jakie wredne i niepokojące się gnieździ... I kłopot. Powiadają tacy jedni, że to kwantowo się dzieje. Czyli kwantem tu, kwantem tam, i statystycznie bez głębszego sensu. Owszem, wzorami opanować się to pozwala, zapisać na wykresie też się daje (a nawet funkcją matematyczną poniektórzy pokrętnie to potrafią wytłumaczyć) - więc niby jasność jest. Jednak co i dlaczego tak się dzieje - tego po prawdzie nie wiadomo, nie da się tego oznaczyć i w przebiegach poznać, bo w podprogowości bytu się kryje. A człowiek tak ma, że jednak chciałby się w tym połapać i rozeznać dla satysfakcji. A przecież wszystko z owych kwantów się bierze - gdzie eksperyment nie ustawić, tam kwant w kwant i kwantem pogania. Tylko, widzicie, tak do końca (i na logiczność) nie wiadomo, cóż za dziw ten kwant - czym to macać i jak? Czy to jednostka, czy zbiór - tego do końca nie wiadomo. Ja tam swe ciężarkowe elementy zawsze jednostkowo przerzucam, coś tu, coś tam - i jest jasność. Ale przecież w głębokiej analizie to zbiór - dla mnie jednostka tak a tak ciężka, ale naukowo to zbiór. 12
  • 13. A może to i jednostka, i zbiór? - I jak to ugryźć myśleniem? Po prawdzie trzeba powiedzieć, że fizyczni z kwantami sprawują się dobrze, i że tak to musi być. Policzą drogę satelitarną, sprawdzą z wzorkiem - i się zgadza. Czyli mechanika elementów pokazuje się w swojej matematyczności pewnikiem i światowe zawirowania wyznacza do któregoś miejsca po przecinku. Ale i tu są zwątpienia: czy tak realność się pokazuje? Czy tak się światowa rzeczywistość objawia? Czy to tylko matematyczny pojęciowy symbol tak dobrze zmianę dekoduje? Niby jest jasność, ale taka jakaś w sobie zamazana, zafalowana - w swoim zachodzeniu obca i daleka. Słowem - pokrętna. Cóż tu powiedzieć, nawet sami jajogłowi, co takie wzroki wypichcili, nawet oni ich końcowej formy nie byli pewni. A i dziś nie są. Coś o świecie to opowiada, ale co - nie wiadomo. I jest problem. Może nie taki z pierwszych stron, snu normalsom to z oczu nie spędza - jednak problem jest. Pierwsze i gruntownie najważniejsze pytanie, które każdy ciężarkowy powinien sobie zadać, jest takowe: czy przerzucane "ciężarki" to w sobie kwantowa jednostka - czy zbiór? Niby banalne pytanie, niby naukowi już temat objaśnili, a nawet na kawałki podzielili i drobnicy na światowym podatomowym poziomie się dopracowali - ale to nie o to w tym wszystkim chodzi, tu pytanie o "ciężarki" logiczne idzie i filozoficzne. Ciężarek przecież zawsze jest ciężarkiem, czego by tu nie brać do analizy. Czy kawałek wielkogabarytowej materii będę w zapamiętaniu chwytał, czy atomowy pył materialny - to zawsze ciężarek, to zawsze coś. I nigdy inaczej. I wygląda tak, że zbiór - że złożenie. Bo jakby tego nie kawałkować i badać, zawsze w tym jest coś mniejszego. Dlatego w analizie trzeba wyjść od spojrzenia - od obserwującego, od bytu doznającego-mierzącego, nie od świata. Przecież to ja, ciężarkowy, widzę, a świat nic nie wie na mój temat - świat to... sami wiecie, jak obchodzi. To ja ustalam w tym swoim zapatrzeniu, że ciężarek do przerzucenia z kąta w inny kąt to tyle a tyle - i że dalej to już inne. Ale po prawdzie to fałsz, niedokładność obserwacyjna, która po oczach bije. Może nie prosto i nie tak od razu bije, trzeba się przyjrzeć - ale bije. Sami powiedzcie, co ja widzę - i jak widzę? Ciężarek, powiecie tak w ogólności - i generalnie wy będziecie mieli rację w takim swoim stwierdzeniu. Ale jakby nie w pełni tylko ciężarek. Bo to, jak przyłożyć do tego kawałka materii jaki przyrząd - na ten przykład z mikroskopem albo podobnie sprzęgnięty - to teraz co tym ciężarkiem będzie? Ha? Gdzie to się zaczyna i gdzie kończy - ha? Tak na krok odejdzie człowiek i spojrzy - i widzi ciężarek. Nawet to na urządzeniu sobie pomierzy i zważy pod każdym względem. Ale znów się na bliskość najmniejszą zbliży, i co? - jest ciężarek, czy jaka dziwna w sobie materialna konstrukcja? Jest fakt materią ociekający 13
  • 14. - czy go nie ma? Tak, po prawdzie w takim "zbliżnym" spojrzeniu, w takim detalami i szczegółami materialnymi przepełnionym, ten mój ciężarkowy element do rzucenia w dal przemysłową, to ani wyraźnie ze świata wyróżnialne - ani tak w sobie jednoznaczne. I nawet diabli wiedzą, w jaki sposób to na tym niskim poziomie zdefiniować - jak opisać relacje z innymi faktami. Niby granica jest i ona wyraźna jest - a jak się wgłębić, to żadnej granicy tu nie ma i wszystko ze wszystkim się łączy. A "ciężarek", to co mam za ciężarek, to okazuje się ważyć wiele. I nieskończenie wiele... Badam kawałek - a na koniec się okazuje, że mam w analizie wszystko. Nawet nieskończone. I jest zagwozdka. Powiecie, że to złudzenie, że pozór - że nie ma czym się przejmować i że mam dalej te swoje ciężarki dźwigać, bo każdy je w życiorysie dźwiga i nie zajmuje się byle czym. Powiecie, że temat może i tak w sobie ciekawy, ale zbędny - że jest w całej okolicy jakie coś, to niech sobie będzie, jest wyraźne i z granicą - to niech sobie takie pozostanie. A że w głębi tej tam filozoficznej i fizycznej jakieś dziwne to oraz kwantem zapełnione?... A pies to trącał w każdym kierunku. Nie powiem, można i tak. Tylko, widzicie, nie wiem jak wy, ale ja chciałbym wiedzieć, czy za rogiem nie czai się coś obleśnego, czy jakaś gadzina nie wychyli się z zakresu nieoznaczonego a ciemnego - albo czy w kolejnym kroku nie trafię w nieprzyjemność materialną. Tak mam, że chciałbym wiedzieć. Jak rzucam w skazane miejsce ciężarki, to zerkam, czy tam coś żywego nie wegetuje, czy przypadkiem inny byt ciężarkowy nie opadł z sił i pilnie potrzebuje pomocy - nie wiem, jak dla was, ale dla mnie to istotne. Powiecie, że to insza inszość, że mieszam porządki - i że tak robić się nie godzi. A nie, mylicie się. Ciężarki ciężarkami, ale sprawa w tym, że bez wiedzy, jak to wszystko wokół urządzone, czy to jest zbiór, czy jednostka - bez tego dalej w poznawaniu świata przejść nie można. To sedno zagadnienia. Można sobie przerzucać ciężarki stąd do dalszego punktu, można nie zastanawiać się w każdej sekundzie, co, dlaczego, gdzie, jak oraz po co się dzieje - ale, mimo wszystko, w pewnej chwili takie pytania trzeba zadać. I trzeba spróbować na nie odpowiedzieć. Uważam, że warto to zrobić. Ot, taka sprawa, pozornie odległa od tematyki kwantowej - czy fakt zwany płaszczyzną, to jednostka, czy zbiór? Nie rozumiecie? Już mówię. Płaszczyzna - to, co za płaszczyznę się uznaje - to symbol jednorodnego tła, które tworzą identyczne sobie kwanty. Taka, widzicie, logiczna konstrukcja, która ma oddać, że w świecie jest stan jednorodności. I teraz rzeknijcie, co tu jest "ciężarkiem"? Gdzie tu i jak wyznaczyć 14
  • 15. granicę elementu? I co będzie tym elementem? Powiecie, że to niemożliwe - że skoro wszystko sobie z bezkresnego zakresu (aż do bezkresnego detalu) sobie równe, to żadnym sposobem tu niczego wyróżnić nie można. Tak powiecie i będziecie mieli rację w każdym słowie. Bo nie można. W płaszczyźnie niczego wyodrębnić nie sposób, wszystko "po horyzont" nieskończenie takie samo. I teraz zastanówcie się - dlaczego w tym naszym świecie "ciężarki" można zauważyć, a nawet chwycić i przenieść dalej? Po pierwsze, to skutek własności tego świata, a po drugie - własności oraz zdolności obserwacji osobnika. Tak - w sensie logicznym wszystko wokół to jednorodna płaszczyzna, którą tworzą jednakie sobie kwantowe jednostki - takie coś, co już niczym drobniejszym być nie może. I to takie coś pędzi sobie przez bezkresną wieczność, czyli samo się z miejsca na miejsce przerzuca i nic (zazwyczaj) owego czegoś w tym pędzie nie hamuje. Dlaczego? Ponieważ niczego hamującego w Kosmosie nie ma. Tylko że, widzicie, niekiedy w tej wieczności nieskończonej tak to się dzieje, że zbiera się lokalnie większa ilość tych elementarnych ciężarków i wówczas powstaje na przykład wszechświat - albo lokalny byt rozumujący. Po prostu, jak taka wytworzona w bezkresie sferyczna zmiana zapchana jest jednorodnymi elementami, czyli kwantami, to wystarczy ją tylko docisnąć ("dopompować"), a uzyska się większe lokalnie skupienie. I powstanie atom - czy już wzmiankowany twór dźwigający duże ciężary. Banał ewolucyjny. Ale, zauważcie - i daję to wam pod głęboką rozwagę - logicznie, tak filozoficznie to biorąc, to zawsze tylko jednorodne tło kwantowe, w którym się coś lokalnie i na chwilę zbiegło w większą strukturę. I zaraz zaniknie, ponownie wtopi się w tło. To, że jest, że można to obserwować, mierzyć i przerzucać - to stan chwilowy, żadnym tam przypadkiem trwałość. Że istnieje takie dłużej od naszego całościowego i ulotnego bytu, to fakt - ale przecież to nie oznacza, że jest trwałe (stałe, wieczne, czy jakoś tak). Także się zmienia, także powstaje i zanika - tylko skala zmiany jest tak cirka plus i odrobinę większa. Więc skoro to jest - tak czy owak - element tła, a tylko lokalnie w postaci "ciężarka", to powiedzenie, że to jest tylko ciężarek i że ostro wyznaczony w środowisku - to po prostu nieporozumienie, żeby nie użyć "ciężarkowego" określenia. Ja coś w otoczeniu widzę, jednak to moje - obserwującego zaliczenie ustala, że to jest takie a takie oraz że dalsze już do elementu nie należy. Kiedy, na przykład, laborant bada atom i wyróżnia w świecie taką strukturę, a zarazem idące od atomu promieniowanie określa jako fakt zewnętrzny (że choć z tego atomu się wywodzi, to coś innego) - to nie tylko głęboko się myli, ale przede wszystkim fałszuje obraz 15
  • 16. rzeczywistości. Atom, tak zdefiniowany stan w realności, ale zarazem w dopełnieniu (w jedności) z promieniowaniem - to jest całościowa i funkcjonalna ewolucja w toku zachodzenia. Tylko tak. Nie "atom", nie "promieniowanie" - ale łącznie atom-promieniowanie, to stanowi jednostkę świata (i poznania). Mogę, to zrozumiałe, wyróżnić jedynie "atom" i go badać, ale to nie jest wszystko, brakuje dopełnienia - brakuje tła, które warunkuje i dopełnia zaistniały fakt. Że tego tła nie widać, że jest pomijalne, że zdaje się być niepotrzebnym, przeszkadzającym balastem (bo wnosi szumy i zakłócenia)? Oczywiście. Tło dlatego jest tłem, że uzupełnia obraz - on dlatego jest właśnie widoczny w postaci "ciężarka", że jest to tło i że jest jednorodne. Jeżeli elementem obserwacji jest najmniejsze z najmniejszych - coś, co fizycznie za takie na danym etapie poznawania świata się uznaje, to nie znaczy, że poniżej nie ma elementu jeszcze mniejszego - bo jest. Zawsze jest. I tworzy tło. W jednorodnym tle "atom" łatwo zauważyć, ale dlatego można zrobić takie rozróżnienie, że jest to tło - ale zarazem skutkuje to tym, że analiza odnosi się do postrzeganego elementu, a zupełnie pomija w opisie tło. - Tylko, tak naprawdę, to właśnie pomijane tło jest tym najbardziej istotnym kwantem myślenia i rozumienia - składa się z kwantów, ale i jest kwantem (jednością). Na końcu zastanawiania się nad otaczającym zakresem tło wysuwa się na plan główny - i jedynie istotny. Nie pierwszoplanowe i jaskrawo widoczne coś jest naprawdę ważne, to otoczenie, środowisko - w najszerszym ujęciu "tło" jest znaczące. Z niego fakt się wyłania, posiada masę i zachcianki, pobiera z tła do (za)istnienia potrzebne elementy i na jego rzecz je traci - i zawsze jest dynamicznie ustalonym i uśrednionym "zdarzeniem". Że sam się w tle wyróżnia i nadaje znaczenie? Cóż... Tło, jednokwantowe tło jest wieczne, a wszelkie "ciężarkowe" byty i produkcje tu tylko na chwilę... I właśnie na takim tle - w takim odniesieniu trzeba się ponownie, i głęboko, pochylić nad wstępnie zasygnalizowanym pytaniem: czy kwant to jednostka, czy zbiór? Po prawdzie, na ten moment, to specjalnie nie trzeba się schylać, w swojej głębi to oczywistość. Kwantem jest to, co za taki stan uznam w swoim postrzeganiu świata. - Kwant to jednostka, jeżeli tak sobie to wykalkuluję, jeżeli tak określę "ciężarek". Jednak - to istotne - ten sam ciężki i masywny element wszechświata będzie zbiorem, jeżeli zacznę się w niego wbijać i drobić elementy w celu mi wiadomym. Zaliczenie elementów do konkretnego ciała i wyznaczenie granicy tego ciała, to moja - tylko moja decyzja. Podjęta w oparciu o posiadane możliwości zmysłowe i techniczne. W ujęciu logicznym to zawsze stan umowny i nigdy pełny - a przez to złudny. Dowolny fakt w otoczeniu - czy ja sam - to zbiór w jednym odniesieniu, albo jednostka w innym. Jestem jednostką oraz kwantem w 16
  • 17. zbiorze podobnych sobie kwantów i składam się na tło tej struktury; to z takich (mi podobnych) kwantów w społeczeństwie tworzy się grupa, plemię, naród. Ale zarazem jestem zbiorem licznych elementów, i to na przeróżnych poziomach. Tworzy mnie zbiór komórek, atomy są w tym jeszcze większym zbiorem kwantów - a ilość logicznych jedynek jest tej skali, że ociera się o nieskończoność. To ja - każdorazowo ja. Kwant w zbiorze i zbiór kwantów. Ale co jest kwantem, a co okaże się zbiorem - o tym decyduje moje (za)działanie. Świat to jedność i nigdy inaczej, a podział to ja i moje możliwości. Świat to zmiana w trakcie zachodzenia, ale jak się zmienia, w jakim rytmie, o tym decyduję samodzielnie i w oparciu o jednostki, które sam ustalam - w oparciu o kategorie i zależności między nimi, które wyznaczę. Ja tworzę świat - choć to on mnie stworzył. Jednostka zawsze jest jednostką, to oczywistość (i aksjomat), ale jakie posiada konkretne rozmiary, co jest tą jednostką - to ustalam ja. Tylko ja. Czy będzie się to objawiało rozmiarem punktu ("kropki kwantowej"), gabarytem planety, energetycznym zawirowaniem w formie wszechświata lub nieskończoności - albo, na przeciwnym końcu, fotonu, elektronu, atomu - albo środkiem, czyli moim istnieniem - to nie ma znaczenia. To zawsze w liczeniu jest jednostka i kwant zmiany. To zawsze kwant i jednostka. Na najniższym poziomie jest kwant - na najwyższym jest kwant - i w każdym wyróżnionym jest kwant. Kwant to wielce użyteczne narzędzie analizy jednorodnego tła, a w konsekwencji świata. Kwant do kwantu i zbuduje się "ciężarek". Na przykład moje "ja". Kwanty to fizycy, ukłony - ale kwant to filozofia. 17
  • 18. Kwantologia stosowana – kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 5.4 – podprogowy – nadprogowy. Kosmos. NIC i COŚ – zero i jedynka – próżnia i energia – nieskończoność i wieczność – ruch, bezustanne przemieszczenia się "czegoś" poprzez nicość – Fizyka i Ewolucja. Kosmos, logiczne i konieczne dopełnienie do zmiennego zakresu oraz chwilowości i skończoności rejestrowanej w dostępnym obserwatorowi zakresie. Maksymalny poziom pojmowania. Wszechświat. Strumień energii + strumień energii = wykreślona w Kosmosie sfera. Warstwy kwantowe dociskają z zewnątrz sferę i spychają, wpychają w jej zakres kolejne jednostki. Narasta wewnętrzne ciśnienie, rośnie zagęszczenie, a elementy zbliżają się do siebie. W punkcie węzłowym toczącej się zmiany, w policzalnym momencie, w którym odległości między elementami osiągają wartość krytyczną – w sferze może i musi dojść do "zapłonu". Momentalnego w obserwacji z wnętrza zdarzenia w formie pojawienia się fizycznych faktów. Czyli fotonów, jako pierwszych z całej piramidy. W miarę trwania dopływu kwantów, w kolejnych punktach węzłowych procesu, tworzą się dalsze i wszelkie możliwe poziomy ewolucyjne i ich elementy. Zaistnienie każdego poziomu i jednostek je budujące oznacza, że w sferze ponownie zostaje uwolniona przestrzeń oraz że nie dochodzi do zatrzymania i zaniku zmiany. Nowa jednostka, rozbudowana i skomplikowana wobec poprzedniego i dominującego stanu, "opada niżej" - jako ciężka i zasobna zostaje "wytrącona" z układu. Zarazem fizycznie pozostając w sferze. I się zmienia, już tylko w ramach swojego poziomu. Nacisk zewnętrzny trwa do punktu środkowego. W tym momencie ustaje dopływ elementów z "pola rodzicielskiego" – i sfera, na skutek braku czynnika hamującego w środowisku, zaczyna zwiększać swoje rozmiary. I wybucha. Warstwa po warstwie kwanty tworzące oddalają się – stąd do nieskończoności. Od środka zmiany procesem odpowiedzialnym za utrzymanie stałego i stabilnego zagęszczenia oraz ciśnienia – mimo ubytków – jest idący z "dołu", z zakresu podprogowego, nacisk-docisk warstw kwantowych z rozpadu osobliwości brzegowych. "Ciśnienie ujemne" zaczyna działać z chwilą zaniku nacisku zewnętrznego i zapewnia trwałość struktury – mimo jej przyspieszającego rozpadu. Obserwator. Byt środkowy. W każdym rozumieniu środkowy. Fizycznie ulokowany (w powierzchownym ujęciu) z boku i przypadkowo – logicznie w środku, w samym środku zmiany. Ani o kwant wcześniej, ani później. Istnieje w środku - powstaje w środku procesu i obserwuje stan środkowy – i nigdy tego położenia nie opuszcza. Obserwator rejestruje fakty z pozycji wewnętrznej lub zewnętrznej, raz jako fizyk, drugi raz jako filozof. - Wyróżnia w środowisku i w 18
  • 19. tle elementy, dzieli jednolity w jego skwantowanej formule proces, wyznacza jego stan graniczy – i nazywa. Oraz ustala powiązania. W całości zbioru szuka związków, które prowadzą do zaistnienia tego i konkretnego faktu, a dalej wpływają na kolejne zjawiska. Fizyk. Kim jest fizyk? To zawarty w zmianie obserwator. Skutek tej zmiany i jej rejestrator. Obmacuje na wszelkie dostępne sposoby okolicę i definiuje zależności. Również bada tę okolicę w zakresie, który mu jest dostępny. Bada bez brzegów. Co "widzi" fizyk? Wszechświat jako zmianę w toku zachodzenia. Jako byt pochodny tej zmianie - i na zawsze w niej obecny – postrzega z punktu wyróżnionego proces, postrzega ze środka (ale i od środka). W efekcie odbiera wszechświat w jego elementach skomplikowanych, w zjawiskach powyżej progu (widzi byty "zagęszczone"). Dla fizyka "świat" - to, co za świat uznaje - pojawia się w zakresie poznawanym nagle, "wybucha" promieniowaniem, a później jasnością – i jest zdarzeniem rozchodzącym się w chwili początkowej w każdym z kierunków praktycznie jednocześnie. Dla fizyka wszechświat zaczyna istnieć od wysokiego w całości zmiany progu skomplikowania – a to dlatego, że "elementem jedynkowym", że kwantem poznania jest stan z założenia już rozbudowany i późny w dziejach. Nie można zbadać i skorzystać z zakresu niższego, bowiem najmniejsze z najmniejszych w zakresie fizycznym jest znacząco duże wobec najmniejszego. Fizyk nie może włączyć w swój eksperyment brzegu zmiany, jej stanu początkowego i końcowego, ponieważ jest zmianą – i opisuje zmianę. Stan końcowego zatrzymania i moment startu procesu, to znajduje się poza badaniem; kiedy nie ma zmiany, nie ma fizyka – kiedy zmiana i kolejne jej fazy zachodzą, fizyk może działać. Poznanie fizyczne, prowadzone od środka zdarzeń, dąży do brzegu, a więc do nieskończoności – z oczywistym stwierdzeniem, że leżącego na brzegu punktu nie osiągnie. Nigdy. Dlatego odrzucenie nieskończoności z wzorów, renormalizacja, jest zabiegiem poprawnym i skutecznym, ponieważ na terenie fizyka tego nieskończonego etapu nie ma – i nawet nie musi on być. Wzory mówią swoje, odnoszą się do Kosmosu, natomiast fizyk musi to odciąć, bo w innym przypadku zlicza bezkres. Zabieg jest poprawny w obszarze fizycznym – ale fałszuje obraz całościowy; metoda dobrze sprawdza się w procesie lokalnym, a jednocześnie odcina od zrozumienia, co i dlaczego się dzieje. Filozof. Kim jest filozof? To "produkt" fizyki, cieleśnie na zawsze zawarty w materialnym obszarze zmiany, to byt środkowy procesu ewolucji i w pełni jej podległy – zarazem zewnętrzny do zachodzących zdarzeń. Filozofem jest każdy obserwator, niezależnie od położenia, który w stosunku do obserwowanej zmiany jest zewnętrzny. Jeżeli rejestruje początek, środek, koniec procesu, czyli całość - jest filozofem. W jego obserwacji - nie ma znaczenia, czy zmysłowej, czy jako proces logicznej konstrukcji – w jego postrzeganiu zawiera się zjawisko z brzegami. Umiejscowienie zewnętrzne pozwala na rejestrację wszelkich faktów – umiejscowienie wewnętrzne tylko części. Obserwacja wewnętrzna ma 19
  • 20. znaczenie fundamentu i punktu oparcia, z którego i na którym można prowadzić działanie poznawcze – obserwacja zewnętrzna jest zyskiem poznawczym, rekonstrukcją całości na podstawie obrazu fragmentu. I pozwala powiązać ze sobą szczegóły. Co "widzi" filozof? W przypadku wszechświata, odmiennie do fizyka, widzi wszystkie etapy zmiany. Od pierwszego "zakreślenia" sfery w bezkresie, przez kolejne fazy narastania wewnętrznego ciśnienia i zagęszczenia elementów – poprzez "zbrylanie" się materii w ciała i struktury – aż po stan środkowy i zaistnienie obserwatora. Oraz to dalsze, drugostronne zachodzenie zmiany, już bez docisku idącego z pola kwantowego. Dla filozofa wszechświat, proces tworzący wszechświat, to w żadnym punkcie dziw, niezwyczajność, żaden wybuch - czy ciśnienie ujemne. To w każdym momencie policzalny i przewidywalny tok zmiany, która ma umocowanie w nieskończoności-wieczności Kosmicznej Ewolucji. Z jego perspektywy to, co dla fizyka jest nagłym zaistnieniem świata i jego fizyki – dokładnie ten sam fakt i proces, to prosta, nawet banalna w swoim rytmie, o ile dopływ kwantów i ten rytm istnieje, procedura. Jak rośnie gęstość ośrodka, to przy dalszym dopełnianiu sfery musi wystąpić "zaiskrzenie" - musi. Jeżeli cała konstrukcja nie może się rozpaść, a nie może - jeżeli kwanty nie mogą uciekać na boki, a nie mogą, bo blokują to tworzące ten świat energetyczne i skwantowane strumienie, to w punkcie węzłowym jeden choćby więcej kwant sprawi, że całość wytworzy w sobie warunki do złączenia się jedynek czegoś – w "coś". Na przykład foton czy atom. I inne. Cały proces, mimo że to dokładnie ten sam proces, dla filozofa ma inny, zasadniczo inny przebieg niż dla fizyka. Wybuch postrzegany jest jako stopniowe dochodzenie do wielkości krytycznej, następnie szybki fakt ustalania się nowych warunków i zaistnienie wszędzie w układzie tego samego stanu – oraz dalsze analogiczne progi, punkty węzłowe. Co dla fizyka dzieje się "nagle", dla filozofa jest rozciągnięte w liczne etapy i stany pośrednie – i jest warunkowane brzegiem. A w szerszym ujęciu tłem, środowiskiem, w którym zmiana zachodzi. Dla filozofa nie ma faktu wyróżnionego w tym nieskończonym przebiegu, jest stan chwilowy i ścisłe powiązany z całością. "Wszechświat" to energetyczne zapętlenie oraz lokalny fakt, który się zaczął, już przeszedł środek – i się skończy. Podprogowy – nadprogowy. Ponieważ fizyk jest konstrukcją zawsze wewnętrzną, a zarazem może rejestrować tylko i wyłącznie fakty skomplikowane, zawierające się we wszechświecie (we wszechświecie bez brzegów) – to z tego wynika oczywistość, że jest fizyczny próg postrzegania. Że istnieje stan, poziom, wartość ciśnienia i zagęszczenia wewnętrznego w sferze, od którego może toczyć się fizyczne badanie. Wszystkie wcześniejsze etapy z historii wszechświata są odcięte z poznania, są poza obserwacją. Jak zaobserwować fakty, których w tym działaniu nie ma – to niemożliwe; jak działać na elementach, kiedy tych elementów jeszcze nie ma – to niemożliwe. Ale z tego samego powodu, niemożności sięgnięcia do stanu brzegu – również nie można operować faktami poniżej pewnego progu, ponieważ ich nie ma. Nie ma tu i teraz. Nie tylko nie było kiedyś, w fazie 20
  • 21. początkowej wszechświata – ale nie ma aktualnie. Nie ma z powodu, że one się każdorazowo dopiero tworzą. Elementy fizycznego poznania i działania, atomy czy fotony, to nie fakt kiedyś tam zaistniały i później obrabiany na różne sposoby – to dynamiczny proces tworzenia się i zanikania, łączenia i rozpadu struktury, którą w zewnętrznym ujęciu obserwator odbiera jako coś w formyle "atom" lub "foton". Owszem, idea, "pomysł" na taki fakt, możliwość zaistnienia takiego faktu – to zaszło we wszechświecie w odległej fazie dociskania sfery, ale to był początek zbioru, nigdy nie jednostki. Zbiór istnieje tak długo, jak istnieją jednostki go tworzące, ale jednostki wchodzące w zbiór powstają i zanikają jako fakty w ramach zbioru. - Człowiek, możliwość zaistnienia człowieka w ramach całej ewolucji wytworzyła się w dalekiej przeszłości, ale w ramach takiego zbioru poszczególne jednostki rodzą się i umierają w kolejności i następczo. Dlatego aktualnie, i w każdej chwili, fizyk ma do dyspozycji fakt z zakresu ponad progiem, nigdy niższym. Musi zebrać się odpowiednia liczba kwantów czegoś, zbliżyć się do siebie na odległość kwantową – i dopiero wówczas może fizyk to zaobserwować pomiarem. Również z tego samego powodu nie zarejestruje etapu rozpadu do stanu kwantów – ponieważ dzieje się to już poza najmniejszym dostępnym mu faktem badawczym. Na początku wszechświata – ale i w każdej jego chwili, na zasadzie początku konkretnego elementu świata – są te same procesy, zmiana toczy się tak samo, z tych samych kwantów i zawsze według tej samej reguły. Dlatego początek jest wszędzie – i koniec jest wszędzie. I środek jest wszędzie. I każdy inny etap jest wszędzie. I przebiega zawsze tak samo. To jedność i jednorodność. Próg. Zakres podprogowy, na podobieństwo zakresu podświadomego, nie może być poznany, jednak jest i głęboko wpływa na zachodzące w zakresie nadporgowym procesy. To fundament, warunkuje poznanie i wpływa na to, co dzieje się powyżej progu. I co może zaistnieć. Dla fizyka próg to początek rejestracji, kiedyś tam oraz teraz tu. Dla filozofa to wyróżniony punt węzłowy zmiany, ale jeden z wielu analogicznych. Fizycznie próg początkowy i końcowy to ten sam stan, elementy się tu znajdujące są detalicznie takie same – filozoficznie, w ujęciu logicznym, to krańcowo odległe sobie fakty budujące zmianę. Fizyk widzi chaotyczną mieszaninę jednorodnych elementów – filozof stan maksymalnie uporządkowany, który prezentuje się jako losowy. Itd. Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. 21
  • 22. Kwantologia stosowana – kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 5.5 – Promieniowanie reliktowe? Bywa, wiecie, że spojrzy człek na coś - i zacznie się zastanawiać. Cóż, bywa. Niby wszystko znane, niby po nieskończoność przeniknięte - ale jak się rozejrzeć, to jeszcze kilka spraw wymaga tematycznie zapodania szczegółów. Taka, wiecie, mikrofalówka. Powiecie, że to nic, żadne tam w sobie ciekawe urządzonko, że stoi w kącie, że włożyć, pstryknąć - i jest podgrzewanie, i jest smakowanie. To kawałek czegoś, powiecie, czym ludzka normalność się nie zajmuje. Ale nie, jest pytanko: jak to jest, że to zagrzewa? Znów powiecie, że to żadne tam pytanko, przecież jest kabelek, jest i napięciowy w ścianie prąd, i że jest pstryczek. Tylko że, widzicie, to mało tak w sobie precyzyjna odpowiedź, ona nawet zupełnie nieprecyzyjna tak w sobie jest. Bo pytanko o energetyczne zasilanie w podstawy świata i wszechświata sięga, maksymalnie głęboko. Tu nie o wtyczkę chodzi ani pstryczek, ale fakt podgrzewania tego wszystkiego. O energetykę po całości, o elektrownię, która to wszystko podtrzymuje w ciepłocie. Urządzonko napędza taka tam sobie elektryka, to wiadomo, ale pytanie jest, widzicie, co napędza - a zwłaszcza, jak napędza tło oraz jego mikrofalowe ciepło? W tym, rozumiecie, sedno zapytania. Rozejrzyjcie się, jest świat – a, jest. I tak na oko zwyczajność i wszystko jasne - prawda? Tak, prawda. A, widzicie, nieprawda. Świat się w sobie rozpędza, wszystko od wszystkiego ucieka, a ciepłota w całości się utrzymuje - ciśnienie się utrzymuje, warunki generalnie do akceptacji, słowem, kupy to się trzyma. - Tak na oko, na prostą w sobie logikę biorąc, jak balon rozłazi się w każdym kierunku, to w nim wszystko rzednie, wewnętrzna pustka się wytwarza i okoliczność robi się taka, że żadnej okoliczności już być nie może, prawda? No, prawda. A, widzicie, nieprawda. Na teraz to nieprawda. Może ona tam i kiedyś w przyszłości będzie prawdą, jednak na dziś nie jest. I jest zapytanie do świata: dlaczego owo nie jest prawdą i co się za tym kryje? Gdzie zasilanie tego wszystkiego? Na logikę to biorąc, jak taka sferyczna baloniastość światowa się po wszystkiemu rozpędza, jak się w sobie rozszerza, to i wychłodzenie w niej powinno narastać - taka, widzicie, zimniejsza i zimniejsza w konstrukcji trupio zimna stabilność powinna się robić. A się robić nie robi, drgania jeszcze całkiem żwawe, tu i ówdzie nawet płodne i życiem obradzające. Dziwne, przyznacie. Nie, mówicie - niczego w tym dziwnego, mówicie. Przecież to w sobie wiadome, policzone, ustalone i z wzorów wywiedzione do cyferki tej tam ostatniej. I zgodne po całości. - Tak mówicie, a też podtykacie pod zmysłowe wizjerki ustalenie, że ciepłota reliktowa się tutaj i 22
  • 23. wszędzie przyrządowo pokazuje, nawet telewizyjnie można to sobie w ułomnej ciekawości obserwować – że, słowem, mikrofalówka światowa się należycie sprawuje oraz że podgrzewanie długo się jeszcze sprawować znośnie będzie. Że chłódnie i chłódnie, ale policzalnie i jakoś tam przewidywalnie. Normalność i pospolitość. Dla was wszystko jasne, dla was to śladowa pozostałość po dawnym w dziejach wybuchowym fakcie ewolucyjnym, dla was liczbowa wartość i wzorkowata zgodność świadczy o zjawisku – i o wszystkim. Niby tak, niby jasne. Ale nie do końca. Jest i miejsce na zadumanie się nad tym wszelakim. Bo czy to pewne, że tutejsze zaczęła wzmiankowana wybuchowość? Że to tak gromko puknęło po nieskończoności i się lokalnie aktualność zapoczątkowała – a dalej to sobie stygło i stygnie do dziś. I że to aktualnie w pomiarze odpowiednią wartością się pokazuje. Widzicie, to pewne nie jest. Nie jest. - Zupełnie nie jest pewne. Dalej trzymacie się swego? Co? - Wybuch i tak dalej? Na początek postawcie sobie taką hipotezę - że "wybuchu" nie było, tak to sobie wstępnie załóżcie. Można? Można. Załóżcie sobie dalej taki rytm, że obserwowane co prawda układa się w spojrzeniu jakoś podobnie do eksplozji, jednak przecież to nie musi prezentować się aż tak prosto. Może? A jak, może. I teraz zastanówcie się. Jest Kosmos i jest nieskończona wieczność, plus COŚ i NIC. I to elementarne COŚ sobie pędzi w tymże Kosmosie, tak od zawsze do zawsze. Bo nic i nigdzie tego nie zatrzyma, wszak w absolutnej pustce żadnego hamowania być nie może. Zgadza się? Tak, zgadza. - A dalej jest chwilowe zapętlenie takiego "czegoś", takie lokalne w tej nieskończoności sferyczne zawirowanie, zbiegnięcie w strukturę, losowo czy jako efekt tego wiecznego kołowania, to jest na ten moment nieistotne. Może tak być? A może. - Po kolejne jest w tym sferycznym zapętleniu czegoś w sobie "pompowanie" kwant w kwant i warstwa kwantowa w warstwę - takie, rozumiecie, idące z zewnątrz dociskanie kolejnymi strumieniami energii sfery. Może tak być? Tak, może. - Znów nie ma na tę chwilę znaczenia, z czego ten nacisk się w procesie wyróżnionym bierze i jak przebiega - to na inną okazję. Ale istotne jest to, że takie zewnętrzne w stosunku do tej sfery w toku zmiany zasilanie energetyczne jest, że "kabelek" podłączony i "mikrofalówka" nie stoi bezczynna w kącie. Może tak być? I owszem. - A kolejno jest wzrost ciśnienia w sferze, bo jak ciśnie, to się w środku zagęszcza, kwant czegoś do innego kwantu się zbliża, nie ma dziwów i żadnych tam zaskoczeń, prosta logicznie w sobie mechanika elementów. A ja się zbliża coś do czegoś, to rośnie w siłę - czyli się rozrasta, pęcznieje, pogrubia się, zbryla, czy jakoś podobnie to wyrażając słownikowo. Jest tak? Tak, jest. - A jak się zbryla, to i staje się namacalne, mierzalne i zauważalne, i w ogóle fizycznie w badaniu możliwe do uchwycenia. Wcześniej było jednostkowe i sobie w tej sferycznej wyróżnionej w nieskończoności strukturze odległe, a więc niepoznawalne i podprogowe, jednak od pewnego poziomu ścisku w układzie, nie od dowolnego poziomu, a dokładnie policzalnego, robi się tak, że kwant od kwantu też jest odległy na kwant, na jednostkę i przez to wespół zespół mogą przedostać się w nadpoziom. Osobno, 23
  • 24. czyli samodzielnie, są zbyt słabi i niezauważalni, ale razem tak - w połączeniu sił już dają się wymacać. Rozumiecie? A przecież ciśnienie rośnie, nacisk nie ustaje. Dlatego co pewien okres, znów ściśle policzalny, tworzą się w sferze warunki, które umożliwiają takie zbliżenie elementów, że budują się kolejne fakty z piramidy możliwości, wszelkie promieniowanie i materia, wszystko to, co sobie rozrysowujecie w podziałki i tabelki. Na końcu gdzieś pokątnie fizycznie - ale środkowo logicznie - tworzy się takie coś rozumnie obserwującego. Czyli świadomy siebie i świata byt. To nie jest byle co, choć i przeceniać nie warto - osobliwość jest wpisana w ten proces jako konieczność. Ponownie zaznaczam, że nie miejsce w tej opowiastce na szczegóły, to w innym punkcie, "pompowanie" wszechświata jest oczywistością w tej hipotezie i logiczną, policzalną koniecznością - ale obecnie to nie sedno opisu. Natomiast istotne jest podejście, spojrzenie, które w bezkresie taką konstrukcję wyłuskuje. I tu, zauważcie, mogą być dwa kierunki definiowania: zewnętrzny i wewnętrzny. Można opis prowadzić tak, jak powyżej, ale również od środka, jak to czyni fizyk zapatrzony w zjawisko i przyrządy. Więc w efekcie jako "wybuch". Bo co jest istotnego w takim narastaniu w sferze ciśnienia? Że wstecznie prowadzony opis tego procesu, a nie może być przecież inny, że takie postrzeganie tego zbliżania się w sferze jednostek kwantowych - że to musi przybrać postać "wybuchu" i rozprzestrzeniania się wszechkierunkowego i jednorodnego w swoim tym eksplodowaniu. Musi. Postawcie się w sytuacji kogoś, kto wcześniej zaprezentowany rytm zjawiska postrzega wewnętrznie i zastanówcie się, co widzi. Niby z zewnątrz jest banalne dociskanie i elementy zbliżają się - i jest moment "zapłonu". Czyli nastaje chwila, kiedy może "mikrofalówka" się uruchomić - "pstryczek" zadziałał i w każdym kierunku, prawie że jednocześnie, mkną fotony promieniowania. A później, w miarę trwania procesu, i fotony światła, i kolejne. I jak, widzicie to? Widzicie w takim wewnętrznym już postrzeganiu to zjawisko? Przecież taki obserwator, nawet po wielu epokach ewolucji, będzie to rejestrował w formie wybuchu, bo dla niego to będzie coś takiego: wybuch, bez dwu zdań wybuch. Rozumiecie? Z zewnątrz oraz w opisie zewnętrznym to stopniowalne dociskanie do siebie elementów i ich również stopniowalne pojawianie się w formie kolejnych "zbryleń", jednak od wewnątrz to moment-punkt praktycznie natychmiastowy. Wcześniej nic tu nie było. A za moment, od kiedy coś można zauważyć, od kiedy w badaniu jest element do badania, od tego momentu świat wybucha w jego istnieniu i mierzeniu. Rozumiecie? Ten sam proces, raz banalnie prosty, a raz dynamicznie inflacyjny - opis takiej zmiany oraz jego zobrazowanie jest pochodną położenia w nim osobnika, który taki opis prowadzi, rozumiecie? To, że jednemu wybucha nie oznacza, że drugiemu też musi – ponieważ obaj mają rację. W ich osobistym spojrzeniu na dziejowe widowisko jest racja i pełnia opisu. Ale, widzicie, tak po prawdzie, to dopiero obaj łącznie ten 24
  • 25. opis mogą uznać za prawdziwy. Nie ma opisu z zewnątrz bez tego wewnętrznie się dziejącego, choćby dlatego, że najpierw trzeba się tu i teraz pojawić - a to może się zrealizować wewnątrz świata; żeby sobie w logicznym działaniu, ale na bazie fizycznej obserwacji, wypracować to zewnętrzne ujęcie, to trzeba realnie zaistnieć, tak po prostu. Rozumiecie? Ale oba, oba ujęcie łącznie i w porozumieniu są dopiero pokazaniem tego, co się dzieje i jak się dzieje. Zauważcie, że "wybuch" jest i nie jest wybuchem. Zależenie od punktu umiejscowienia obserwacji ten sam fakt można opisywać odmiennie. Rozumiecie? Wyciągacie z tego wnioski? Dalej z obserwowanego, a też mierzonego wyodrębniacie promieniowanie tła na zasadzie, że relikt i pozostałość - co? A przecież widzicie, że wybuchu nie było. - Że mogło nie być, żeby trzymać się zaproponowanej na obecną pogawędkę konwencji hipotezy. Całość ta sama, wszystko po szczegóły to samo, a wybuchu żadnego nie było. Wybucha dla obserwatora, ale niczego w zmianie takiego nie było - i co? Czym w takim razie jest promieniowanie tła? Reliktem na pewno nie - więc czym? Powiecie, że może to i ziarenko prawdy w sobie zawiera, że nawet i jesteście gotowi się zastanowić i że może kiedyś tam wyciągniecie z tego wnioski, ale tak na dziś to się zastanawiacie. - Bo skoro to w ciągłym "dopompowywaniu" się dzieje, to dlaczego obecnie w tym taki pęd do przyszłości, i to narastający? I dlaczego to stygnie sobie w całości, skoro ciśnienie się utrzymuje i zagęszczenie też dobrze w modelach i realnie się sprawdza? Widzicie, dobre pytanie, zagadnienie w jego uwarunkowaniach ściśle pokazuje - podstaw, widzicie, sięga. Bo czy w tej hipotezie - jak już sobie tak gaworzymy - nie można na ten przykład założyć, że pompowanie to już przeszłość? Można? Fakt, można. - A nie można założyć, że to pompowanie nie tak sobie, ot, z dnia na dzień i losowo się skończyło, ale że to w policzalnym oraz wielce istotnym momencie ustało? Tak, można. A nie można założyć, że jak już zewnętrznego na tutejszy wszechświat nacisku nie ma, to się tenże sferyczny wszechświatowy tok zmiany rozszerza - czyli że się w swojej pierwszej części zagęszczał, a teraz, po przejściu środka, on się tak w sobie rozrzedza? Można to założyć? Tak, można. A można dalej założyć, że mimo przyspieszającego do nieskończoności obecnie wybuchu wszechświata - bo go nic nie hamuje w Kosmosie - że w tymże wybuchu chwilowo ciśnienie nie spada poniżej krytycznej wartości z tego powodu, że jest obecnie "podpompowywane" od środka? Można. - A można założyć, że elementem obecnie dostarczającym zasobów jest nie co innego, jak rozpadanie się czarnych osobliwości, ponieważ w tym tutejszym układzie nie ma już siły, która taki obiekt może trzymać w ryzach? Fakt, można. I co z tego, powiecie, założyć można wiele - tylko związku widzieć nie widzicie. A powinniście. Wszechświatowa sferyczność w takiej hipotezie jest obecnie w fazie rzeczywistego wybuchu - choć to wybuch szczególny, 25
  • 26. w praktycznie absolutnej pustce. Bez definiowania, co to znaczy i jak się objawia absolutna pustka - intuicyjnie jest to uchwytne, a nawet wytłumaczalne. I to w takim wszechkierunkowym wybuchu kwant po kwancie i warstwa po warstwie energetyczne zasoby wcześniej tu "wpychane" zewnętrznym naciskiem pola rodzicielskiego, teraz one w bezkres się oddalają. A cały układ się rozszerza. Do środka, do stanu środkowego całego procesu, był nacisk i zagęszczanie - a teraz jest wybuch i rozrzedzanie. Fizyczna banalna procedura. Tylko jest dodatkowy, integralnie powiązany z promieniowaniem tła element analizy: czym ono jest - co wartość tej ciepłoty oznacza w układzie, który generalnie już wybucha? Oczywiście w takiej sferze musi spadać ciśnienie i musi się także wszystko od wszystkiego oddalać. Bo skoro brzeg całości wybucha oraz się oddala, to i wewnętrzne elementy również - nie ma zmiłuj. Więc tym samym całość stygnie. Ale jakby nie dramatycznie, jakby nie nagle. Ciśnienie spada, tylko że nie z sykiem i wichrem. I jest pytanie: dlaczego? Co sprawia, że mimo tego wybuchu, chwilowo bo chwilowo, ale stabilizacja panuje - a też daje się nawet podziwiać? Odpowiedź w założeniach już padła: czarne dziury. To oczywiste. To absolutnie oczywiste. Taka tam sobie osobliwość nie rozpada się w inny wszechświat, nie jest białą czy czarną – tylko tutejszą. A to dalej oznacza, że jak się rozpada, to się rozpada podprogowo, więc jednostkami kwantowymi, więc nie do obserwacji – ale skutecznie i ciągle. I zasila tutejsze wewnętrzne pole kwantowe od dołu, takimi najmniejszymi z najmniejszych elementów. Wcześniej było pompowanie z góry wszechświata, a od połowy pompowanie idzie z dołu. Efekt w obserwacji dokładnie ten sam: stabilizacja i powolne oddalanie się wszystkiego od wszystkiego. Powolne w ujęciu obserwatora, to tak w uściśleniu - bo to przecież aż furczy kwantowo. Cóż, obiekt w obserwacji wewnętrznej spory, choć taka obserwacja w sobie wielokrotnie musi być zapętlona – ale obiekt w obserwacji też zewnętrznej również niczego sobie, więc i elementy umożliwiające i warunkujące obserwację mogą się pojawić w piramidzie możliwości. A i obserwator przy okazji sobie swoje analizy fizyczne oraz logiczne może prowadzić. Trochę to trwa. Do środka trwa i od środka trwa. A że w żadnym innym rejonie tego zdarzenia obserwator się nie pojawi, to i przy okazji zadziwienie w nim narasta - i narasta - aż do tych emocjonalnych westchnień to idzie i się słowami rozpycha. Zupełnie niepotrzebnie się rozpycha, przecie to fizyczna procedura i zupełnie banalna. Co, może nie? Dlatego, tak przy okazji powiem, dajcie już sobie spokój z ujemnym ciśnieniem, bo ono zupełnie normalnie logiczne w sobie, to tylko w waszym spojrzeniu takie coś jest niezwyczajne. Jak się od środka i w dół spogląda, to "wybijające" spod podłogi źródło musi wydać się zadziwiające. A nawet niepokojące, bo z zakresu niemierzalnego się to wyłania. Tylko, widzicie, żadnej w tym sensacji, tylko defekt w postrzeganiu - taka, widzicie, krótkowzroczność badawcza. 26
  • 27. I teraz ponownie na tapecie nasza "mikrofalówka" (wszech)światowa się pokazuje - z czym to jeść? A, widzicie, sprawa już również prosta, zwyczajna, oswojona. Wszak kiedy to ciśnienie jest w brakach uzupełniane, jak te kwantowe się elementy ze sobą (mimo generalnego oddalania), dalej mogą trzymać w łączności funkcjonalnej, czyli coś może się zlepiać w większe już grudki – to na pograniczu widzialnego i mierzalnego może się taka tam w sobie elementarna wielkość cieplna pokazać. Albo wirtualnie inna jednostka. Nic nadzwyczajnego. - Prawdą jest, że ubytki licznie się dzieją i tempo tracenia przyspiesza, bo jak średnica sfery się zwiększa, to nawet tempo oddolnego pompowania nie nastarcza - więc całościowa temperatura musi spadać - ale i prawdą jest i to, że ten proces nie dzieje się i nie może dziać się w formie dynamicznego i nagłego wybuchu. To wybuch, zgoda, ale pod kontrolą - sam siebie w tym wybuchaniu kontroluje. Czyli we wnętrzu stabilizacja, czyli mikrofalowe elementy tła mogą i muszą powstawać. I jest to pochodna, to stan współzależny do tej całościowej ewolucyjnej sytuacji. Im rzadsze zagęszczenie kwantów, tym mniejsza zdolność do tworzenia się elementów fizycznych, tym w zbiorze mniejsza ilość zderzeń elementów – i tym samym "bilard" z kwantowych kuleczek mniej skuteczny. Im dalej od środka, tym stan zagęszczenia mniejszy, tym dalsza droga do pokonania – ale również tym samym wypadkowa, łączna liczba faktów w tle spada. I tym samym uśredniona, łączna wartość tych drgań niższa. A skoro ciepło to te drgania i rozedrganie struktury, to spadek takich zdarzeń oznacza w ciele osobniczym, tu we wszechświecie, nakierowanie w oczywistym kierunku: na cmentarzysko. Ciało stygnie, stan trupa i zaniku też blisko. Jasność w temacie, prawda? Też przy okazji. Najniższa mierzona wartość tła oznacza, że takie w układzie panuje zagęszczenie elementów. Wcześniej było większe i ciepłota była wyższa, teraz spada, bo ciśnienie spada. - Ale chodzi o wartość uśrednioną, dla całości. Lokalnie gęstość może być dużo większa lub dużo mniejsza. I stąd zakres temperatur - od "zera" po ileś tam, ile może być. Z oczywistym zastrzeżeniem, że mierzone zero nie jest absolutne, ono jest wartością najniższą fizycznie dostępną. A to wszak nie oznacza, że niżej nie ma drgań oraz ciepłoty. Jest jak najbardziej. I jest do wyznaczenia. Ale nie pomiarem, tylko logicznym namysłem. Proste? Fakt, proste. Promieniowanie tła to nie przekaz z przeszłości – to aktualność. 27
  • 28. Kwantologia stosowana – kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 5.6 – Rytm zmiany. Wszystko płynie, ktoś i kiedyś powiedział. I miał facet rację. Nie ma znaczenia, czy to życiowy padalec, czy profesorska gnida, a może inna ludzka bytność, każdy taki spojrzy w świat i wszędzie mu w widzenie zmienność wejdzie, niczego stałego a elementarnego, nic podobnego nie wypatrzy. Zmiana po wszystkim się snuje, a wszystko ruchem się przedstawia - i zawsze tak. Ale, widzicie, jest pytanie, takie logicznie podbudowane: czy taka zmiana to sobie losowo hula, chaotycznie – a może w tym sens jest, może reguła? Bo jeżeli przypadek po każdym idzie, to jak to idzie, że sensownie idzie? A jeżeli jest w tym rytm, to jaki – jak dojść rytmiki zmienności? Wiadomo, światowa rzeczywistość to coś przemierzające w niezwykłym pędzie nicość, to dowodzenia już nie wymaga. Oraz jest zawsze stan chwilowy, takie "teraz" światowe – i tylko to jest. Żadnego nie ma byłego czy przyszłego, tylko ten tykający aktualnie zegar - taka w kwantach sekunda to już wszystko. A że to się w pomyślunku tego lub owego w jakiś atom czy gwiazdę zamienia, to banalne zbieractwo się tak umysłowo objawia, takie chorobliwe gromadzenie informacji. Coś się przemieści z miejsca na miejsce, zmysłowa wtyczka to odbierze i prześle dalej – a mózgowie po licznych sumowaniach to sobie tym a tym przedstawi. Im więcej punktów informacyjnych złapie i lepiej to otoczenie zeskanuje, tym wyrazistszy obraz świata uzyska, tym dalej w rzeczywistości się przemieści. Oczywistość. Ale, widzicie, pytanie dalej się domaga wyjaśnienia, dalej trzeba się zastanowić, dlaczego takie działanie jest możliwe i czy proces jest jakimś rytmem opisywalny. - Świat tyka sobie kwantami, raz tu pokaże się cząstka, raz tam, świat zmienia się nieustanie i nic o osobniku to obserwującym nie wie. Zachodzi, i pięknie, i dobrze – ale jak zachodzi i dlaczego tak to zachodzi, to nigdzie nie jest w świecie napisane, to obserwator musi sobie samodzielnie policzyć i wykalkulować. Zmiana jest skwantowaną ciągłością, biegnie z kiedyś do zawsze - i trzeba to tak opisać, żeby się wszystko zgadzało z każdym. Proste. Skoro tak, to trzeba zadać sobie pytanie, taką hipotezę postawić w formie pytania: co będzie tworzyć falę zmiany? Czym jest element w zmianie, i czy zawsze jest tym samym elementem? Sprawa, widzicie, niby prosta - a jednak skomplikowana. Powiecie w swojej naiwności, że takim elementem jedynka czegoś będzie. I fakt, racja w tym jest – ale jednak nie do końca. Bo jaka jedynaka to ma być, co? Jeden atom to jedynka, czy nie? A planeta, a człowiek, a wszechświat – to jedynka czy nie? A jeżeli nawet jeden człowiek i 28
  • 29. jeden wszechświat, to który moment z takiej konstrukcji, obecny, a może wczorajszy - a może jutrzejszy - co? Przecież w takiej jednej faktograficznej konstrukcji, kiedy ją badać szczegółami, znajduje się mnogość pomniejszych jedynek, aż po najmniejsze jakoś jeszcze mierzalne. A to przecież, tego też nie trzeba dowodzić, to żadne w sobie najmniejsze z najmniejszych - do takiej elementarnej jednostki daleko, i leży ona poza pomiarem. Więc co uznać za jedynkę, co? Fakt, logicznie to sprawa zasadniczo prosta, jest to najmniejsze z najmniejszych, tam gdzieś na dole każdego czegoś się to znajduje - i sobie się przemieszcza o jednostkę. A efektem tego jest wszystko - i zmiana. Fakt, tak jest i logicznie inaczej być nie chce. Kosmos w jego nieskończonym bezkresie i wiecznym ruchu, fundamentalne jedynki czegoś w tymże Kosmosie - to właśnie Ewolucja w toku zachodzenia. I już. Ale - ale kiedy się taka jednostka zaplącze w sferę wszechświata, się lokalnie w nieskończoności wprzęgnie w budowanie struktury oraz pomniejszych wewnętrznie konstrukcji, to tej jednostki jako takiej w badaniu i obserwacji nie ma - to zawsze jest zbiór. I dlatego, i teraz to pytanie nabiera tak istotnego znaczenia: jaka jednostka buduje postrzeganie? Że nie logicznie najmniejsza, to już oczywistość - ale jaka? I tu, widzicie, pojawia się jedynie możliwa odpowiedź: taką jedynką będzie to, co za taki fakt uzna obserwator. Tak, dokładnie tak. Przecież to jest ciągła zmiana, która dokonuje się kwantami niższego poziomu. Wyróżnienie, co jest jedynką, proces zaliczenia tego do "atomu" czy "planety", takie działanie to czyn obserwacyjny, akt pomiaru plus ustalenie granicy pomiaru. To jest "obiektem", co obserwator uznaje za obiekt – to pochodna zdolności mierzenia i wiedzy, co się mierzy. Co innego będzie jedynką pomiaru dla osobnika uzbrojonego w zmysłowe doznanie, np. oko - co innego w obserwacji mikroskopem takim czy innym. Zawsze, zawsze o podzieleniu ciągłego procesu na jednostki decyduje obserwator. To on, byt obserwujący, o ile może wyodrębnić, powiązać w wyraźny fakt z jednolitego tła jakiś przebieg (stan skupienia elementów) - to dla niego stanowi ów fakt. I tym samym jedynkę poziomu. To jest stan nadprogowy, który okazuje się elementem składowym (jednostką) zbioru podobnych faktów. Czy to oznacza, że w otoczeniu nie ma odrębnych bytów, że wszystko jest chwilowe w swoim wystawaniu z otoczenia? I tak - i nie. W logicznym ujęciu rzeczywiście nie sposób pominąć tła, to warunek zrozumienia rzeczywistości. - W takim głębokim zobrazowaniu nie ma niczego bez tła, bez otaczającego środowiska. W tym rozumieniu to wszystko razem stanowi rzeczywistość i razem musi być analizowane – to konieczność. Wyróżnienie może być na chwilę, żeby zrozumieć zależności, ale chwilę później trzeba to zespolić z tłem, żeby się nie zagubić w detalach. Tylko że, z drugiej strony, to te "detale" są wszystkim, czym może się rozum zainteresować w świecie – to detale są wszystkim, co mu 29
  • 30. podsyłają zmysły - to detale są wszystkim, co widać w dowolny sposób i w każdym kierunku. I zawsze w tych detalach jest wielkość mała i najmniejsza z możliwych - czyli jedynka wyróżnionego procesu. Byt w jego istnieniu i w poznawaniu zawsze ma do czynienia z elementem o nieostro wyodrębnialnych z tła granicach, zawsze musi się namęczyć z ustaleniem, co do czego przynależy, ale w jego działaniu właśnie takie jedynkowe zbiory są jedynie dostępne i na nich przeprowadza operacje. I przede wszystkim od nich wychodzi w analizie powiązań w świecie. - Że tło jest niezbędnym dopełnieniem, to wiedza późna i bardzo późna, początkowo i długo liczy się jakoś tam zauważalna w tle struktura. I to ona jest dla obserwatora jedynką. - Być może w dalszym działaniu powiąże ją z otoczeniem i innymi jedynkami, ale może być i tak, że na zawsze pozostanie w obserwacji powierzchni i głębokich powiązań nie stwierdzi. I jego prawo. Jeżeli w działaniu się to sprawdza, jeżeli pokonuje zakręty, wszystko dobrze. Jednak dobrze byłoby poznać aż do podstaw, żeby coś niespodziewanego nie zaskoczyło i nie zburzyło obserwacji – dobrze byłoby. Jedynką jest wszystko to, co za jedynkę zmiany uzna obserwator. To może być człowiek, ale i gwiazda, i wszechświat – nie ma granicy w tym ustalaniu. To może być człowiek z całym jego życiowym zbiorem, a więc bez rozróżniania na elementy składowe - ale to może być, w innym już liczeniu, dzień z życia w skali lat, też jednostka. Może być jedynką sekunda istnienia, ale i zbiór w postaci całego ciągu i pokolenia jednostek. I tak dalej. Zależnie od tego, co wyróżni i z jaką intencją obserwator, to będzie jednostką składową zliczania takiego zbioru. W jednolitym i ciągłym tle nie jest ważne, jak je dzielę, ważne jest to, że w ogóle fakt podziału się dokonuje. Ponieważ w ten to sposób zachodzi porządkowanie - ustalanie rytmu zmiany i jej reguły. To warto podkreślić: nie ma znaczenia jednostka użyta do zliczania i znakowania rytmu, najważniejsze jest samo działanie porządkujące i szeregujące zmianę. Nie ma znaczenia, gdzie w jednolitym tle przeprowadzę granicę - to sam akt wyznaczania linii granicznej jest istotny. To działanie i rytmicznie ustalona jednostka "cechuje" tło i nadaje znaczenie tak wyróżnionemu. I pozwala zrozumieć ów wyróżniony fakt. Takimi jednostkami reguły mogą być jedynki i pochodne matematyczne - to może być pojęcie - to może być znak nutowy - to może być fakt fizyczny - to może być obraz - wiersz - budynek - roślina - imię i nazwisko... Nie ma znaczenia użyta abstrakcja, to zawsze jest fakt i jedynka. I zawsze to jest abstrakcja. To zawsze złożenie, które z tła coś wyodrębnia. - I to zawsze jest operowanie jedynką. Nawet o tym nie wiedząc, taki użytkownik abstrakcji operuje jedynką i na końcu też ma jedynkę w postaci jakiegoś ustalenia. Zawsze, zawsze operuje się jedynką i zawsze skutkiem jest jedynka. Widzicie, jedynka może mieć gabaryty wszechświata, a być logicznie jedynką, może być najmniejszym z najmniejszych, ale będzie jedynką i jednostką obrachunkową – nie ma znaczenia "wielkość" jedynki, bo to zawsze jest jedynka. 30
  • 31. A skoro tak, skoro każdorazowo jedynka jest jednostką do niczego w działaniu redukowalną, czyli niepodzielnym faktem, to pojawia się pytanie, czy można prowadzić operacje na takich jedynkach - a jak można, to jak to zrobić? I tu, jako konieczność, wyłania się działanie, najprostsze z tych najprostszych. Skoro działanie dotyczy najprostszych elementów, to i operacje na tych elementach muszą być skrajnie proste. Czyli coś takiego: jeden plus jeden równa się dwa. - Dwa plus dwa równa się cztery. - Cztery plus cztery równa się osiem. I to wszystko. Niczego więcej nie potrzeba. To jest rytm najniżej w rzeczywistości zachodzący, fundamentalnie podstawowy. I wszystko inne jest tego pochodną. Istotne w tak wyznaczonym rytmie zmiany jest to, że wypełnienie na poziomie możliwości ruchu, a więc dopełnienie do jednostki, że to skutkuje przejściem na poziom wyższy – albo opadnięcie na niższy, o ile obserwacja dotyczy kierunku rozpadu. I teraz, już na tym dla procesu nowym poziomie, w tym obszarze to, co uprzednio dopełniło się do maksymalnego stanu posiadania i stało się zbiorem, to w tym nowym środowisku znów jest jedynką elementarną, jednostką liczenia i obrabiania. I znów w rytmie generalnym - i w jego wielokrotności - przebiega jego przekształcanie się. Znów wchodzi w relacje, znów jest elementem najmniejszym z najmniejszych. W maksymalnej skali, na samym dole i na samej górze zmiany, w tych strefach granicznych i logicznie pojmowalnych, realizuje się taki sam i zarazem podstawowy rytm, a wszystko pomiędzy jest pochodną. Rytm zmiany jest jeden i zawsze ten sam, natomiast jego produkcje, realne upostaciowania są liczne - nieprzeliczalne. 31
  • 32. Kwantologia stosowana - kto ma rację? Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie). Część 5.7 - Umysł zurbanizowany. Problem jest, ludkowie. Naukowy i ogólnie. Bo to - zauważcie - tak się w tej, tego tam, ewolucji powyczyniało dziejowo, że wszystko się w coś innego zmienia (albo zjada) - i w, takim tam, stabilnie zmiennym porządku się chwilowo trzyma. Miarowo i podług reguły sobie kombinuje, rozumiecie (o ile kombinować może). Logika w tym jest, a co, głęboka i badawczo zgłębiona, a co - nawet zanotowana w księgach, a co. Logika, dostrzegacie, co to ją rozum w trudzie poznawczym ustala i ogólnie ustala. Ale problem jest, ludkowie - z onym rozumem jest. Rozum rozumuje, i nawet rozumnie się to objawia; przenika wszystko daleko - albo i dalej. Poznaje gwiazdy i, takie tam, kwazary, albo też ziarenka świata na logikę chwyta i je prześwietla, gdzie sięgnie - to ład i regułę ustala. Ale, ludkowie, problem jest. Bo to, rozumiecie, rozum rozumuje, ale te rozumnie wykryte prawdy, pojmujecie, samego rozumu nie sięgają - tak to się dzieje. Prawda i fakt oczywisty, coś tam biologiczni, pospołu z fizycznymi i resztą ferajny laboratoryjnej, coś tam takowi w głowiastej konstrukcji z trudem ustalają. A to plasterek po plasterku pod mikroskop duży a zmyślny wtykają, a to prądowe iskierki na ekranach śledzą i na ich podstawie, rozumiecie, to lub tamto o rozumnym bycie mówią. To się szeroko dzieje, to się pleni w każdym naukowym lub innym zakątku - ale, ludkowie, problemat jest. Oj, jest. Bo to, rozumiecie - jak tak może być, żeby osobnik rozumem wszystko bliskie i dalekie ponazywał, w liczby oraz tabelki upchał - ale sam siebie przebadać do końca nie może. Bo nie może. Rozumiecie? Co też w łepetynie w pokoleniowej sztafecie poznawczej się ustali, jakieś wzgórki czy zakręty psychole wykryją, to zaraz przyjdzie kolejny i powie, że to zgrubne i chwilowe, bo całość i tak zmienna, że się w każdym pokoleniu inaczej układa. I nawet w każdym osobniku inaczej się układa. I problem, ludkowie, jest. Jak tu, rozumiecie, tego rozuma rozumnie zrozumieć? Jak go złapać w zmianie i stabilnie w owej zmianie opisać? Wmyśli się w siebie głęboko jakiś byt literacko rozedrgany, elementy elementów psychiki swojej czy osobnie innej opisze, detalami tak w podświadomości będzie obracał na wszelkie sposoby i najwcześniejsze wspomnienia smakowania ciasteczek notował, ale poza to nie wyjdzie. Bo jak, ludkowie? - Z drugiej strony naukowo w zupie komórkowej się ktoś inny zanurza w nadziei na rozpoznanie i wyczyn, a też liczy na znaną nagrodę - ale nie wychodzi. Bo jak ma wyjść, ludkowie? Jak rozeznać to, co rozeznanie prowadzi? Czy można - czy się da tak zrobić, żeby poznać siebie w poznawaniu? 32
  • 33. Rozum, ludkowie, to takie "urządzenie", które do jednego zasadniczo się sprowadza: w chaosie świata związki wykrywa. Gdzie zerknie, to powiązanie widzi - tak z natury on ma. I dobrze generalnie na tym w życiu wychodzi... Fakt i prawda, czasami bokiem mu to wychodzi, jak nadmiernie długo w jedne konstrukcje pojęciowe zawierzy i na czas z ich usług nie zaprzestanie korzystać. Kiedy tego nie zrobi, to świat mu wówczas boleśnie swoją zmianą do pomyślunku daje, że trzeba to i owo w wymyślonym zmienić. Jednak, ludkowie, tak w ogólności rozumnie to wszystko się sprawdza - choć nie do końca wiadomo, dlaczego ono się w tym sprawdzaniu aż tak sprawdza. Ale tak jest. Więc, ludkowie, jak się sprawdza, to może poszukać czegoś jakiegoś w świecie, co by pomogło rozum poznać. W siebie rozum nie wejdzie i zależności głębokich nie rozpozna (nie da się), z zasady ewolucyjnie zawsze będzie się po powierzchni ślizgał i w tropach gmatwał, także metodą technologiczną tego nie pokona - więc jak, wyjścia nie ma? po całości kapitulacja? Skoro w siebie nie wniknie, skoro żadnego narzędzia poznającego nie zbuduje - to może z siebie powinien wyjść, co, ludkowie? Może poza sobą ma szukać tego, co w nim się dzieje. Co, ludkowie? Prawda i fakt, głową muru się nie przebije, jednak kiedy brak innych sposobów, warto spróbować. Co, ludkowie? Co zrobić, kiedy nic nie można zrobić? Trzeba wyjść z siebie i się rozejrzeć. I warto to, ludkowie, serio i dosłownie potraktować. I warto to przeprowadzić krok po kroku. Jak, ludkowie - gdzie szukać czegoś rozumnie podobnego, skoro nic i nigdzie bardziej skomplikowane nie istnieje? Czy jest coś, co się jako model rozumnie sprawdzi w badaniu rozumu? - Jest, ludkowie, w świecie bliskim on ci jest. Co to jest, pytacie - gdzie, pytacie i myślą po okolicy biegniecie. Rozejrzyjcie się wokół, pomędrkujcie silnie a logicznie. I co? Już zoczyliście w odległości bliskiej-dalekiej konstrukt rozumnie rozumny - ale nie rozum? Co to za model? - pytacie. - Miasto. Miasto to nie to, wołacie - "obiekt" wam nie odpowiada, wołacie - że pomysł nie ten i tego. I że w ogóle. Ludkowie mili, zerknijcie wy z uwagą natężoną, a takoż przyjrzyjcie się należycie. I szczegół w szczególe dojrzyjcie, i ogół budowlany w jego aktualności i historyczności zauważcie - i w każdym aspekcie logiczności rozumnej takiego czegoś przejrzyjcie ów miejski byt. Bo może z tego jakiś myślowy skutek się wykluje oraz zamiar rozumnego przepatrzenia umysłu w rozumie usadowionego jakoś tam wspomoże. To warto uskutecznić, ludkowie, warto wnioski z tego eksperymentalnie osobistego zwiedzania "rozumu" wyciągać. 33
  • 34. Ech, ludkowie, dalej noskami kręcicie i twarzyczki w niedowierzaniu wyginacie, model wam nie odpowiada, powiadacie. Ech. A wezwijcie wy przed oczka swoje takie miejskie betonowe i ludzikami zapchane środowisko życiowe - i analizujcie. Przecież tu, zauważcie ludkowie, tu każdy poziom funkcjonalnie oraz krok po kroku możecie sobie na przeróżne sposoby rozpoznać, to nie rozum głęboko skryty w głownej bańce, ale hektarami w poziomie i pionie zabudowana tkanka, którą można w celu informacyjnym przebyć. I to na bieżąco poznać, i zrozumieć w aktualnym odmienianiu. Tu wszystko widać i słychać (a także, fakt, czuć węchowo). A uwzględnijcie ludkowie i takie coś, że "miasto" to produkt jakoś tam rozumnych, a nawet w pełni rozumnych. To takoż zasiedlone jest istotami, co to za rozumne się uważają, więc i o "osobowości" w onym obiekcie można rozprawiać. Ale, ludkowie, najważniejsze w modelowaniu takim jest to, że tu wszelkie możliwe funkcje, które znajduję się w umyśle, one tu występują. Wszelkie, szczegółowo wszelkie. Miasto, prawda?, to struktura logiczna, co to buduje się od podstaw i sensownie - umysł również. Miasto to komplikacja w narastaniu, w skali czasu i przestrzennie - umysł również. Miasto to centrum i okolice; ulice, place, zaułki - infrastruktura i służby specjalne, rozrywka i zdrowie; i cmentarz(e); budowle punktowe, zbiorowe, raz w górę, raz w dół, raz w bok; jadłodajnie oraz zanieczyszczenia (i ścieki, i odprowadzanie śmieci); transport indywidualny i zbiorowy - podziemny, naziemny i lotny; ścieżki spacerowe i wąskie, ale też wielopasmowe trakty; infostrady powolne, szybkie oraz maksymalnie szybkie; miejsca świeckie i wyróżnione; budowle już stojące, ale i w trakcie budowania, ale i gruzowisko, ale też warstwy archiwalne, nie odwiedzane i zapomniane; dobrze, źle czy podstępnie działające jednostki; wybuchy terrorystyczne i policyjne akcje; ruch normalny i uprzywilejowany; pochody zadowolonych i niezadowolonych ze swego istnienia i warunków; działania energetycznie zasobne, emocjonalne - ale i chłodne, przemyślane; archiwa, biblioteki, punkty wymiany towarów, urzędy, miejsca do snu i pracy, punkty widokowe, lokale z renomą i wstydliwe; i tak dalej, i tak dalej. - Umysł wszystko to zawiera. A spójrzcie, ludkowie, na miasto poprzez historię - jak tylko się w przeszłości można rozeznać. Co było na początku? Ot, łaziło po świecie kiedyś tam praszczurze jakieś istnienie, zoczyło na swoje historycznie tamtejsze oczęta w miejscu jakimś, że ładne ono, że zasobne w dobro jakoweś, że sobie tam rzeczka płynie i płyciznę posiada zdatną do przejścia, że tak losowo w tym miejscu ścieżki innych bytujących się krzyżują - i to tamto kiedyśniejsze jestestwo postanowiło w tej okolicy pięknej się zatrzymać. I osiadło. A weźcie pod uwagę swoją, ludkowie, że takoż samo w mózgowi to się objawia, elementa budulcowe inne, ale funkcjonalnie i analogicznie takie same. Przecież, ludkowie, w onym rozumnym konstrukcie również się miejsca wybrane "geologią" i mapową topografią znajdują. A to koniec zmysłowego kanału gdzieś jest, a to szlaki przepływu danych 34
  • 35. się zbiegają lub rozbiegają, a to dopływa źródlana woda (albo dane informatyczne), a to zużyta wsiąka w podglebie. Są w umysłowiu tak samo "chatki" rozrzucone w oddaleniu i rzadko się komunikujące, ale są też "dzielnice" we wzajemnym powiązaniu funkcjonalnym, które w czasie i przestrzeni łączą wpierw ścieżki - później trakty mniej i więcej uczęszczane - aż po "autostrady" zapchane elementami. Idzie to historycznie, zauważcie ludkowie, w mieście oraz w rozumie takoż samo, od jakoś tam losowością determinowanego zdarzenia, miejsca w całości świata wybranego, ale nie zupełnie dowolnego - aż po ład i maksymalną logiczność; na początku jest wielość możliwego ułożenia w otoczeniu, a dalej wcześniejsze warunkuje następne. Fakt, ludkowie, różnie to się poprzez historię dzieje. A to, bywa, wyschnie rzeczka, sąsiad sam albo też z pobratymcami najedzie wioskę czy już miasteczko, kierunki przemieszczania się z towarami biec w inna stronę zaczną - słowem, bywa, wszystko popada w zapomnienie i piasek historii to zakrywa. Było, minęło. W każdym przypadku dziejowego rozdawnictwa istnienia tak się dzieje - czy miasto, czy też rozumna konstrukcja, zawsze tak samo. Zauważcie to, ludkowie - i przemyślcie to ludkowie. Z tej czasowo odległej chwilowej godziny taki bytowy twór to jeno projekt - albo i hipoteza do sprawdzania poprzez wieki. To może, ludki - to może, ale nie musi się zrealizować i skutecznie działać. Ilość czynników w świecie, które taki byt mogą w mgnieniu oka wykasować ze zbioru istnień, to jest takiej skali, że wypada podziwiać, iż coś tu oraz ówdzie się wczepiło w świat i że się utrzymało. I że się rozwinęło w sprawną konstrukcję. Ech. I jeszcze raz ech. Zwróćcie uwagę, ludkowie, że końce zmysłów (także części osady) się osobno w dogodnym miejscu tworzą. Idzie to tak, że początkowo owe "dzielnice" budują się (jako że w okolicy dużo miejsca) odlegle od siebie i są samorządne; co innego dzieje się w centrum, "na zamku" - a co innego w strefie brzegowej, na podzamczu. Ten sam organizm, jednak autonomia spora, a przenikanie się warstw (społecznych) mocno utrudnione. Tylko że w miarę przybywania budynków i zapełniania się środowiska, pojawia się konieczność porządkowania przestrzeni. Jak i czasu. I pojawiają się służby odpowiedzialne za porządek. Bo musi być ład zabudowy i ład ruchu po szlakach, i inne łady. Np. miary i wagi. Służby są ważne, przyznacie. Można zasadnie rzec, że od ich pracy zależy przetrwanie. - Żeby przez bramę wejściową można było dużo interesantów na zamek przepuścić (np. z darami), musi być w strumieniu energii porządek, sami przyznacie. Inaczej wejście się zatka, a z tego rewolta jakowaś może powstać; zator czy korek to w strukturze wielce niebezpieczne zdarzenie. Widzę, ludkowie, że dalej noskami kręcicie, że jeszcze umysłowości w mieście nie dostrzegacie. Że umysł to coś więcej, mówicie, że w rozumie może są i owe kanały wodne i ściekowe, że drogi i budowle białkami budowane - ale, powiadacie, to tak wszędzie się dzieje. A przecież rozum rozumem się rozumnie objawia - to coś więcej i dużo więcej niźli materialna, niechby nawet ciekawa zabudowa. 35