1. Kwantologia stosowana – kto ma rację?
Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).
Część 8.8 – Małpolud.
Wiadomo, człowiek pochodzi od małpy.
Fakt, po prawdzie to nie tak, ale czy obywatel Kowalski się nad tym
w czasie wolnym zastanawia, zgłębia, nicuje do podszewki? Ma wolne
od zajęcia gospodarczego, ustawa mu wolność od wysiłku gwarantuje,
to co on sobie w dzień świąteczny takim zbędnym tematem głowę oraz
okolicę będzie zajmował. - On, czyli obywatel Kowalski z jakimś tam
imieniem, ma ważniejsze życiowe sprawy na tej głowie. Można nawet
powiedzieć, że gardłowe. Rozumiecie.
System kapitalistyczny się tak w życiorysie obywatela Kowalskiego
na wyżyny wspina oraz swoją przewagę generalną w całości pokazuje
i stresowo odciska, że on gardłuje i gardłuje. Rozumiecie.
Po prawdzie tak to jest - to wszystko prawdą prawdziwą. Ale bywa i
tak, że tenże obywatel się ze swoją przeszłością napotka, można to
tak powiedzieć, że twarzą w twarz napotka. Coś się tam w losowaniu
i statystyce światowej zamiesza, jakoś tak maszyna losująca się sama
ustawi, że obywatel Kowalski małpoluda na swojej drodze życiem nie
tak dobrym usłanym - no on spotka taką biologiczną i przeszłościową
żyjącą skamielinę.
To niemożebnie, powiecie, to się obywatelowi nie trafia. I tu was
ja zaskoczę i powiem, że obywatelowi Kowalskiemu się trafiło. Nie
do końca okoliczność jest zdefiniowana, coś się chyba w tutejszym
obiekcie wystawowym a zoologicznym nie domknęło, coś na swój czas
nie trafiło w zamek - i taka to istota, trzeba przyznać, że mało w
umysłowości obywatela Kowalskiego obecna, ona tam zagościła. Tak w
całości zagościła. Znaczy się w mieszkaniu obywatela zagościła. I
się, wiecie, domagała.
Jak to czego, pytacie i się dziwicie. A ja się dziwię, że wy się w
tym wszystkim dziwu dopatrujecie. Przecie taka małpa to człowiek.
W stadium, że tak powiem, wstępnym. Przyszłościowa to istota, że w
taki sposób to zdefiniuję - z zadatkami. Więc i ona małpa się mocno
i za nogawki obywatela Kowalskiego domagała zasilania, wiecie, wody
i innego pokarmu.
Wiadomo, między mózgowiem małpoluda a człowieka różnic się dużo w
badaniu nie wykrywa, takie tam drobiazgi biologiczne jakoś widać -
ale generalnie to to samo. Sami rozumiecie, fizykalnie elementy są
te same w założeniu konstrukcyjnym, środowisko takoż samo, metody
postępowania analogiczne. To i potrzeby życiowe, rozumiecie, takie
same. Wypić, zakąsić, przespać się.
Nie możemy powiedzieć, żeby obywatel Kowalski od razu i w pełni na
froncie zapotrzebowania życiowego małpoluda stanął. Możemy nawet i
to powiedzieć, że zupełnie nie stanął i chciał zwierzę, więc swego
przodka, na świat dalszy przepędzić. Tylko, widzicie, małpa swoje
człowieczeństwo w działaniu pokazała i się zaparła. Znaczy się na
żyrandol wlazła i za nic jej obywatel Kowalski nie potrafił z tej
górnolotnej pozycji przegonić. Nawet jak on się był w sobie zaparł
2. i na taborecik wlazł, to się taborecik okazał zbyt wątłym do jego
cielesności, co zaskutkowałao. I obywatel musiał guz rozcierać, i
zimne okłady sobie robić, sami rozumiecie.
Ale dalej to już było w miarę normalnie, możemy to zaświadczyć, bo
sprawę poznaliśmy. Akta, widzicie, do nas trafiły.
Dalsze pożycie obywatela Kowalskiego z małpoludem przebiegało tak
po ogólności normalnie, czepiać się nie można.
Sąsiedzi w swoich raportach dobitnie to pokazują, ponadgatunkową i
szerszą przyjaźń zaświadczają. Obywatel Kowalski, można powiedzieć
i się zadumać, generalnie na poziomie się człowieczym ukazał i się
z małpą zaprzyjaźnił. Nie żeby od razu i w tej głębokości, ale się
tak stało. Trochę, widzicie, zdarzeń się było w gospodarstwie tego
obywatela zdarzyło, nim do tej szlachetnej braterskiej współpracy
osobniczej doszło.
Po pierwsze, trzeba powiedzieć, a są na to dokumenty, obywatel się
Kowalski dopuścił wobec małpoluda nadużycia. Znaczy się kilka razy
tego nadużycia się dopuszczał. Nie jakoś drastycznego, aż takiego
zachowania to obywatel się nie czepił. Ale bywało, i to na jasnym
świetle dnia, że słownie i ręką użył sobie na cielesności małpiej
w różnych jej rejonach cielesnych. Dla protokołu historycznego to
mówiąc, małpolud w temacie rękoczynów nie pozostawał dłużny, czyli
też potrafił swoje obywatelowi przekazać. Można nawet powiedzieć,
że szło to jak w naszej typowej komórce rodzinnej.
Po drugie, to również należy wymienić, wzmiankowany obywatel może
nie w tej kolejności kulturowej, co akuratnie było potrzeba i się
należało, dzielił się ze swoim biologicznym pobratymcem środkami o
znaczeniu spożywczym. Mianowicie na zakąsce był oszczędzał. Widać
nie rozumiał w swojej skomplikowanej i wychowywanej w społeczności
naturze, że poczochrana łepetyna wspólnika w konsumpcji tak sprawa
nie jest, że życiowo zaprawiona jest w innych substancjach. Może i
nie aż tak procentowych, co to nasz przemysł tworzy.
Skutki tego były różne - zazwyczaj, jak zanotowali liczni sąsiedzi,
mocno idące w hałas. Kto konkretnie w zamieszkiwaniu obywatelskim
głośniej gardłował, tego obdukcja ani nawet nagrania owych zjawisk
nie potrafiły rozwikłać. Dla zwołanych w celu objaśnienia biegłych
z różnych dziedzin, zaprezentowane efekty były tak jednakie w swym
dźwiękowym splątaniu, że kto człowiek, kto małpa, tego ustalić się
nie dało. Żadnym sposobem nie dało.
Po trzecie, na co także są rozliczne dowody, obywatel przeszedł na
stopę pogłębioną z małpoludem. Znaczy zabrał się za nauczanie. Na
różnym poziomie skomplikowania, mówiąc zresztą.
Człowiek, wiadomo, pochodzi od małpy, a małpa to człowiek - to też
wiadomo. Więc z takiego to maksymalnie humanistycznego założenia w
swojej działalności nauczającej był wyszedł Kowalski obywatel. Nie
żeby zaraz chciał podstaw fizyki rzeczoną małpią osobowość uczyć,
aż tak fundamentalnie w proces uświadamiający obywatel K. sięgać i
zamiaru nawet nie miał. Pozostawał na sobie dostępnym, wielorako i
na różnych lokalach mieszkaniowych sprawdzonym. Fizyczna filozofia
i podobne zagadnienia, wiadomo, to dobre dla umysłowości z życiem
mało stycznych, można nawet powiedzieć, że zupełnie dalekich tego
3. życia przejawów. Dlatego nie o to chodziło szczegółami przy takiej
akcji podnoszenia umysłowego.
Cóż tu dużo mówić, po niedługim czasowo okresie, tak miesięczne ze
dwa terminy zeszły, zaczęło się przeróżne sąsiedztwo wyrażać, że i
to, i tamto z ich metrów kwadratowych w rejonie bliższym i dalszym
nawet - że coś tam znaczy się znika i czegoś brakuje. Ktoś tam coś
miał drobnego a złotego, ktoś inny zarobkowo doszedł do obrazowego
i pod nazwiskiem krajobrazu z jelonkiem na rykowisku, a jeszcze w
dalszym zamieszkaniu ktoś gotówkę trzymał i zapomniał ją założyć w
bankowe konto, i owa szeleszcząca papierkowość tak jakoś jednej nocy
była znikła w okolicznościach nieodgadnionych.
I zaczęło się szukanie, podejrzliwość wzajemna po kwartałach oraz
dalej się rozniosła. Nawet organa się w to wtrąciły, choć zupełnie
nie wiedzieć po co, przecież nikt zgubienia tego i tamtego organom
nie zgłaszał. Słowem, rozumiecie, nieprzyjemnie jakoś takoś się po
całości zrobiło.
Cóż tu mówić, niby ktoś tam jakieś w sprawie dowody posiadał, ktoś
tam coś widział, niby jakieś włoskowate ślady się gdzieś walały i
podobno o czymś świadczyły, ale nic żelaznego i sądowo strawnego w
zbiorze nie było.
Ale, widzicie, w ten to czas sąsiedztwo wielką zażyłość gatunkową
zaczęło notować naocznie i w raportach, zażyłość między obywatelem
Kowalskim a małpoludem. A to obywatel podsunął publicznie małpie w
większej ilości bananowych okazów, a to cukierkiem nawet częstował
lub innym drogim smakołykiem. A to małpolud się odwzajemnił i też
obywatela poszczypał. Słowem w oczy biło, że człowiek z małpoludem
są na stopie dalekoidącej, że wcześniejsze nieporozumienia umysłem
zostały pokonane ku ogólnej chwale biologicznej.
Cóż tu dużo mówić, pewnie ta idylla ponadczasowa długo by trwała i
przynosiła dalsze zadziwienia obserwacyjne, ale pewnego razu był w
mieszkaniu obywatela Kowalskiego wybuchł pożar. A pożar, wiadomo, w
swoim zachowaniu obliczalny nie jest, coś tam zniszczy, ale coś na
publiczną stronę widokową wyrzuci.
I tak to się porobiło, że dzielnie z temperaturą walczący ludzie i
strażactwo, poumieszczali przed zabudowaniem własność obywatela. I
się problem zrobił. Kupka była spora, drobiazgami różnymi bogata i
oko postronne przyciągająca. Tylko, widzicie, jak to oko już było
się do widoku przyzwyczaiło, to jakieś tam podobne do kiedyś tam w
przeszłości swojej posiadanego wyłuskało. A to bibelocik, a to się
jelonek we fragmencie na obrazku pokazał, i tak dalej - sami pewnie
też byście coś tam znaleźli.
Co tu dużo rozpowiadać, hałas międzysąsiedzki się zrobił, nawet i
jakie rękoczyny międzyludzkie się pokazały, i mundurowi się na tak
zaistniałe w większej liczbie zjawili. Słowem, sprawa niezbyt miła
się wytworzyła, a nawet zupełnie niemiła. Dla małpoluda i obywatela
Kowalskiego, znaczy się. - A raczej dla obywatela K., się rozumie.
I sprawa poszła.
Niby, wiecie, wszystko było oczywiste, kodeksowo rozpoznane, nawet
i odpowiednimi paragrafami opisane. Ale, widzicie, problem się tak
4. generalnie humanistyczny objawił. Czy, mianowicie, można pod jakiś
tam paragraf małpoluda podciągnąć, za czynności niezgodne postawić
przed wymiarem? Wiadomo, małpa też człowiek - ale czy pod paragraf
się kwalifikuje?
Powiecie, że nic to, że analiza w ślepy zaułek rozumu popadła, że
za wszystko obywatel K. odpowiada. Ale sprawa jest. Bo obywatel K.
na to powiada, i on swoje racje posiada, że owszem, małpoluda tak
w dobroci serca do różnych czynności ludzkich przyuczał, że chciał
się z bratnią duszą rozumną wszystkim dzielić, że swoje przebogate
doświadczenie fachowe pokazał w każdym zakamarku. I więcej jeszcze
mówi na to obywatel, że on dumny jest z osiągnięć małpoluda. Tak w
tym swoim mówieniu mówi obywatel.
I on rację posiada, trzeba jego mówienie uwzględnić w wyroku.
Więcej jeszcze trzeba w sprawie wiedzieć, ponieważ wynikła dalsza
okoliczność we wnioskowaniu ostatecznym konieczna. Okazało się po
badaniach naukowych, że to małpolud w swojej rozumnej działalności
był wcześniej wzmiankowany ognisty fakt niszczący zapodał. Tak się
w swojej nauce zachowania człowieczego rozpędził, tak naturalnych
się odruchów już w swojej edukacji osobniczej dopracował, że iskrę
z zapałki potrafił skrzesać, rozumiecie, poziomu ognia pierwotnego
doszedł był. A pewnie i koła też, bo rowerkiem dla uciechy swojej
i innych po przestrzeni jeździł. Czyli geniusz taki małpi się był po
naszej okolicy pokazał.
Tak, sprawa jest. Trzeba to przyznać po całości, trzeba się sprawą
zająć z należytą powagą.
Po prawdzie, sami to uwzględnijcie w swoim działaniu analizującym,
że małpolud to nasz biologicznie przyrodni pobratymiec, taki mocno
bliski. Różnice, widzicie, w technologi powstawania takiej bytowej
konstrukcji a tym naszym ułożeniem, takie zróżnicowanie występuje
i o czymś tam zaświadcza, ale – tak prawdę mówiąc – te subtelności
nie mają znaczenia. Na tym poziomie analizy to jest ten sam układ.
Rozpalenie stosu drewna od zapłonu stosu atomowego dzieli ogromna
skala czasu, jednak rozpalający jest ten sam.
Więc, rozumiecie, jak takiego w jego osobowości ubezwłasnowolnić,
jak prawa do stawania pod paragrafem pozbawić? Cieleśnie to takie
samo, rozumem też, naturę pokazuje ludzką na różne sposoby. Albo i
człowiek pokazuje małpie czynności i zachowania, to już detal bez
znaczenia. - Słowem, jak to wycenić w jego działającym zachowaniu?
Jak za niższość rozwojową ustalić, jak wobec podobnych czynności,
mocno już człowieczych, odseparować od ogółu i świata?
Wiadomo, człowiek pochodzi od małpy. Wiadomo, małpa też człowiek.
A w ogóle, czy to ma znaczenie?
cdn.
Janusz Łozowski