Maria Woźna, "Po co budować wiklinowe pomosty?", Społeczności lokalne
1. maria woźna
po co budować
wiklinowe pomosty?
brytyjczycy w podkrakowskiej królówce
Na obydwu krańcach Europy, zarówno w Polsce,
jak i w Wielkiej Brytanii, mieszkają ludzie, w których
życie wpleciona jest wiklina. Projekt „Wiklinowy
pomost – Willowbridge” powstał, aby połączyć
tych, którzy w innych okolicznościach prawdopo-
dobnie nie mieliby szansy się zetknąć. Chodziło
o spotkanie, o wymianę pomiędzy „ja” i „ty”, „my”
i „wy”. W rezultacie kilkunastoosobowa grupa gości
z Wielkiej Brytanii przebywała z tygodniową wizytą
we wsi Królówka.
Projekt zrealizowany został we wrześniu ubie-
głego roku. Głównym celem wizyty były warsztaty
wikliniarskie oraz zaprezentowanie kultury i życia
lokalnej społeczności. Goście uczestniczyli w poka-
zach wicia, wykonywania mebli, odwiedzali warszta-
ty miejscowych wikliniarzy, oglądali uprawę wikliny
oraz sposób jej obróbki. Nie zabrakło w programie
wizyty w kopalni soli w Wieliczce, pokazu wypieku
chleba i naturalnie jego konsumpcji. Brytyjczycy
fot.: joanna gruca
mieli szansę na planowane i spontaniczne spotkania
z mieszkańcami wsi. Gospodarze odegrali dla nich
fragmenty spektaklu „Wiesław”, który rok wcześniej
przygotowali na scenę w ramach projektu „Drama
w wiklinie”. Po przedstawieniu goście zostali porwani
do krakowiaka, którego po krótkim instruktażu odtań-
czyli przy aplauzie miejscowej ludności.
Trzon aktywności stanowiły warsztaty, podczas
których wizytujący
uczyli się od miejscowych wikliniarzy
wzorów wicia i metod pracy z wikliną. Zajęcia odby-
wały się w przepięknej drewnianej stodole państwa
Zofii i Jana Tworzydłów. Oni to razem z panią Anią
Tabor, Jasią Kitą i panem Janem Biłosem stanowili
zaczyn grona pedagogicznego. Oprócz tego, choć
28
2. fot.: anna komorowska
na etapie przygotowań zainteresowanie projektem
wśród lokalnej społeczności było nikłe, od pierwsze-
go dnia warsztatów ukonstytuowała się liczna grupa
wolontariuszek chętnych do udzielania instruktażu.
Na spotkania organizacyjne przychodziło
z początku zaledwie po kilka osób. Komunikacja
była raczej jednostronna, o możliwościach i pla-
nach ludzie słuchali bez entuzjazmu. Wyjaśnienie
historii pomysłu i przesłanek jego realizacji wywołało
pierwsze uwagi.
„czy my mamy takim ludziom
co pokazać?
Żeby się człowiek nie ośmieszył!”. Punktem zwrot-
nym w powoli budowanym dialogu były koszyki przy-
wiezione z Anglii. Kosze powędrowały z rąk do rąk
zaciekawionych ekspertów. Pojawiły się domysły co
do gatunków wikliny, pojawiła się aktywność, żarty,
ośmielenie. Wiklina stworzyła klimat porozumienia
z niewidzianymi jeszcze gośćmi. „Ach, to jest robio-
ne tym wzorem, a to tym” – ujawniały się pierwsze
podobieństwa.
Powinowactwa i wspólne obszary były bardzo
istotne. Działały na stereotypowe wyobrażenie
o „Anglikach”, jak woda na witki wiklinowe – moczone
przez kilka dni można kształtować na dowolne nie-
mal sposoby. Stereotyp okazał się równie podatny.
W fazie przygotowań do warsztatów wyraźnie czuć
było obawę mieszkańców Królówki, że goście z za-
granicy to ludzie lepszego sortu. Planowano więc
codziennie niedzielne obiady, a wcześniej gruntow-
ne porządki. Największa wątpliwość pozostawała
fot.: joanna gruca
wciąż nieukojona. „Czy zaciekawi ich to, co mamy
do pokazania w kwestii wikliny? Nasze umiejętności
to nic takiego. Każdy, jak chce, to potrafi.” Odkąd
29
3. fot.: anna komorowska
nie da się zarobić na wiklinie, coraz mniej ludzi
chce i potrafi. Kilka lat temu pleciono w Królówce
dużo, ale głównie na eksport. Teraz te zamówienia
też ustały. Kto by tam na wsi znalazł czas i energię
na uprawianie hobby! „A teraz niby Anglicy mieliby
specjalnie po to do nas przyjeżdżać, żeby się od nas
uczyć?” – niedowierzanie nie ustępowało.
Od początku częścią planu było to, że goście
zamieszkają w Królówce, lecz trudno było zebrać
grupę, która będzie ich kwaterować. Przyjeżdżają-
cych było trzynaścioro. Królówka to ponad trzysta
domów. Ludzie znają się dość dobrze, ale nie żyją
ze sobą w zażyłych stosunkach. Przygotowania
do „Wiklinowego pomostu” wiązały się z drama-
tycznymi wątpliwościami, choć „Drama w wiklinie”,
realizowana rok wcześniej, na pewno przygotowała
grunt do kolejnej przygody. Mimo zapewnień, że
im bardziej drewniany i tradycyjny dom, tym lepiej
dla gości, do kwaterowania
Projekt „Wiklinowy pomost – Willowbridge” realizowano od 6 do 12 września 2003 r. w Królówce
k/ Nowego Wiśnicza. Trzynastoosobowa grupa gości z Wielkiej Brytanii uczyła się wyplatania ko- zgłaszali się jedynie właściciele murowa-
szy. Po stronie lokalnej społeczności zaangażowanych ściśle (kwaterunek, tutoring, organizowanie nych rezydencji.
atrakcji) było 10 rodzin, czyli ok. 40 osób. Inicjatorem i pomysłodawcą projektu był Małopolski
Instytut Kultury, realizatorem zaś Miejski Ośrodek Kultury w Nowym Wiśniczu. Projekt uzyskał Zrodził się więc pomysł, aby kwaterować po dwie
dofinansowanie w ogłoszonym przez Fundację Wspomagania Wsi konkursie "Przedsiębiorczość osoby. Pod koniec lipca lista wizytujących została
– kluczem do rozwoju". „Wiklinowy pomost” był w pewnym stopniu kontynuacją przeprowadzonego zamknięta, a szczęśliwa trzynastka miała zapew-
rok wcześniej projektu „Drama w wiklinie”, nagrodzonego I nagrodą w konkursie „Kultura na wsi” nione dachy nad głowami.
Fundacji im. Stefana Batorego. Jego celem było wystawienie sielanki Kazimierza Brodzińskiego Zapewne nie bez znaczenia była obawa przed
„Wiesław” w wiklinowej dekoracji. Przygotowania (teatralne, dziennikarskie, kulturowe) trwały trzy trudnościami w porozumiewaniu się. Aby zredukować
miesiące i zaangażowały prawie 600 osób. w minimalnym choćby stopniu barierę językową, zor-
ganizowano dwutygodniowe kursy językowe. Zajęcia
dopołudniowe przystosowano dla dzieci, a wieczor-
ne dla starszych. Grupa przedpołudniowa pęczniała
w błyskawicznym tempie. Lektorka rozdawała kartki
z ćwiczeniami po jednej na troje dzieci. W ten spo-
sób ostatnie dwa tygodnie sierpnia przełamały nudę
wakacji spędzanych w domu. Na zajęcia wieczorne
przychodziła wiernie mała grupa kobiet. Mężczyźni
nie skorzystali z możliwości nauczenia się czegoś
nowego i dowiedzenia się więcej o obyczajach Bry-
fot.: anna komorowska
tyjczyków. Być może mówienie z błędami, niezdarnie
powtarzanie wyrazów w obcym języku to za duże
ryzyko, za duży stres dla ich autorytetów. Nie dla
kobiet! Skończywszy domowe obowiązki, schodziły
30
4. fot.: anna komorowska
mi. Seniorki społeczności były jeszcze odważniejsze. dogadać. Doceniają to, co im się daje, zachwycają
się na angielski, aby pośmiać się razem, snuć do- Przez większość zajęć prowadziły ochoczy wolon- się i są w tym zachwycie autentyczni. Ludzie gadają
mysły, jak to będzie już za kilka dni... tariat, demonstrując gościom, jak mają pracować, teraz, że gdyby w przyszłości były takie warsztaty,
Moment wjazdu gości bryczkami konnymi i niemal uniemożliwiając im naukę. to więcej chciałoby brać w nich udział, więcej brałoby
do wsi, jakkolwiek urokliwy, okupiony był przez go- ludzi do domu.
spodarzy ogromnym napięciem. Witano się i przed- Szał wicia zataczał coraz szersze kręgi.
stawiano z imienia drżącymi głosami. Społeczność Rok później – dziewczyny z Królówki jadą
wsi reprezentował sołtys i ludzie bezpośrednio Już nawet osoby wizytujące projekt chciały ko- do Anglii.
zaangażowani w projekt: kwaterujący i prowadzący niecznie dostać w ręce coś, z czego mogłyby wić. I Linda w Devon cały czas tęskni do Polski.
zajęcia, którzy przybyli wraz z rodzinami. Wieczorne w pewnym momencie okazało się, że wiją nie tylko David planuje ponowną wizytę na przyszłą
ognisko pierwszego dnia przyciągnęło więcej osób. uczestnicy warsztatów – wiją organizatorzy, wiją wiosnę.
W śpiewie i w tańcu, w cieple i w półmroku zniknęły goście, wiją dzieci z Królówki: Irena, córka państwa
bariery obcości. Uleciała gdzieś niepewność, a pozo- Tworzydłów od lat pracujących z wikliną, robi swój
stała przede wszystkim chęć porozumienia się, chęć pierwszy w życiu koszyk!
okazania gościnności, serca, radości ze spotkania. Ostatniego dnia polały się łzy. Także łzy niedo-
W trakcie tygodnia wyszło na jaw, że „Anglicy” wierzania, że w tym krótkim czasie ludzie, z którymi
(wśród których były dwie Szkotki, dwoje Walijczyków, trudno nawiązać kontakt językowy, stali się tak bliscy.
Kornwalijczyk i Finka!) Muszą wyjeżdżać, bo przecież byli tu tylko na chwilę.
W ciągu kilku dni podziało się tak wiele, zażyłość,
są jednak trochę dziwni. energia i erupcja niemal rodzinnych uczuć zasko-
czyła obie strony. To byli „ich Anglicy”. Fama poszła
Interesują się starymi korytami dla świń, większy w wieś, że Anglicy są kochani. Można się z nimi
zachwyt wzbudza u nich chałupa babci niż nowo
postawiony i wyszykowany dom. O wszystko
wypytywali, interesowali się starymi narzędziami
używanymi w gospodarstwie, robili skrupulatne no-
tatki i rysunki. Zainteresowania gości absorbowały
gospodarzy projektu, którzy świetnie, choć nie bez
żartów, dostosowywali się do nich. Rob, czujący
większe powołanie do stolarki niż do wikliniarstwa,
zamarzył o własnoręcznie wykonanych grabiach.
Po trzech dniach mógł zaprezentować swoje dzieło
wśród oklasków. Ogromnym komplementem dla
klimatu stworzonego przez gospodarzy był fakt,
że Brytyjczycy nie chcieli marnować dnia na zwie-
dzanie Krakowa. Woleli zostać w „swojej” Królówce,
woleli koszyki i stodołę Tworzydłów.
Spotkanie rozkręcało się, tworząc wir wciągający
coraz więcej ludzi bądź do wicia, bądź do obserwacji.
Pilnie wijącym warsztatowiczom stale towarzyszyła
grupa równie pilnych obserwatorów, którzy szybko
poniechali ukradkowych spojrzeń, przyciągnęli sie-
fot.: joanna gruca
dzenia i legowiska w pobliże stodoły Tworzydłów
i sycili ciekawość. U tej wiernej widowni Brytyjczycy
uczący się od ich sąsiadów wygrywali z telenowela-
31