SlideShare a Scribd company logo
1 of 22
Download to read offline
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
                      pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Gazetta.
Copyright © by Wydawnictwo W.A.B., 2010
               Wydanie I
             Warszawa 2010
1

Tasak był ciężki, stary, zardzewiały na krawędziach. Śla-
dy zakrzepłej krwi nakładały się na plamy rdzy na ostrzu.
Przez cienką gumową rękawiczkę złapał za rękojeść i pod-
szedł do kuchennego blatu. Szybko się rozejrzał i kilka
razy uderzył w blat dość mocno, by zostały wyraźne ślady,
ale nie na tyle, by tasak utkwił w drewnie. Cofnął się, po-
patrzył na swoje dzieło i zdecydował, że wystarczy. Obrócił
się i ukucnął. Rozgiął palce leżącego na podłodze męż-
czyzny i włożył mu tasak w dłoń. Zacisnął zimne palce
na trzonku, przytrzymał. Ciało zaczynało tężeć, palce
były sztywne, nie chciały się zacisnąć. Musiał z całej siły
je przytrzymać. Odczekał chwilę, wyjął nóż z bezwładnej
ręki i położył pod wersalką. Potem sięgnął po stojącą w ką-
cie miotłę, złamał ją na pół i położył obok kuchenki. Tak,
teraz wyglądało na to, że kobieta się nią zasłaniała, kiedy
rzucił się na nią z tasakiem.
  Martwy mężczyzna miał rozczochrane siwiejące włosy,
sporą nadwagę i był potwornie owłosiony. Włosy porasta-
jące klatkę piersiową przechodziły płynnie w niedogolony
zarost na brodzie. Dziwne, że zwrócił na to uwagę, chy-


                            
ba po to, by nie dostrzegać plam krwi, no i nie widzieć
twarzy.
  Twarzy zabitego prawie nie dało się rozpoznać. Była
zmieniona w krwawą miazgę; jeden z ciosów dosięgnął oka,
które wylało się na skroń galaretowatą masą. Głowa trzy-
mała się ciała chyba dzięki jakiejś czarodziejskiej sztuczce:
zwisając na kilku strzępkach skóry. Trudno uwierzyć, że
taki efekt dało się osiągnąć za pomocą zwykłego kuchen-
nego noża. Dziwił się, że studiuje tę scenę jak jakąś martwą
naturę, że nie robi mu się nawet niedobrze. Zastanawiał się,
czy to przyzwyczajenie, czy wpływ tych wszystkich seriali
policyjnych, zbyt często pokazujących krew i zwłoki.
  Za drzwiami usłyszał jakieś głosy. Odsunął się pod ścia-
nę i wyjrzał ostrożnie przez okno na ciemne podwórko
studnię przedwojennej kamienicy. Przygarbiona staruszka
układała kwiaty przy kapliczce Matki Boskiej, nie zwraca-
jąc uwagi na narastające dźwięki policyjnych syren.
  Wiedział, że musi się pospieszyć. Jeszcze raz objął wzro-
kiem całą scenę: obłażące liszajem ściany, plamy krwi na
poczerniałych ze starości deskach podłogi, duży kuchenny
nóż, ciało mężczyzny. Zdjął rękawiczki, zwinął i schował
do kieszeni kurtki. Tak, był zadowolony, choć wiedział, że
nie zapomni oczu dziewczynki. Trwającego przez chwilę
błysku, który przebiegł przez jej twarz. Dopiero po chwili
zorientował się, że to, co dostrzegł w jej oczach, to nie była
rozpacz. To była ulga. Wszystko to zrobił dla niej, choć ona
nigdy się o tym nie dowie.




                              
2

Typowa sceneria morderstwa, pomyślał Nemhauser ponu-
ro. Morderstwa, które było jasne od początku do końca,
zanim jeszcze tu przyjechali. Było oczywiste, zanim się wy-
darzyło.
  Jeszcze pół godziny temu siedział przy swoim biurku
w komendzie i zastanawiał się, czy jednak nie posłuchać
Pauli i nie odejść. Dać sobie spokój z jeżdżeniem do idio-
tycznych wezwań, rozwiązywaniem trywialnych zagadek
i opisywaniem ich później absurdalnym, bezdusznym
żargonem.
  Ta kobieta, mówiąca nieskładnie zachrypniętym głosem,
że już tyle razy dzwoniła na policję. Tego ranka też za-
dzwoniła. Godzinę temu, zawodząc do słuchawki, jakby
nie rozumiejąc, że po drugiej stronie ktoś jest. Żaliła się,
nie zwracając uwagi na pytania Nemhausera, który w koń-
cu zamilkł i wysłuchał cierpliwie historii o tym, jak Grze-
gorz Promyk, jej mąż, jak zwykle wrócił pijany i jak zwykle
zwymyślał ją i pobił. I ona jak zwykle zniosła to z pokorą.
Ale kiedy zaczął się dobierać do ich córeczki, dziesięcio-
letniej Nikoli, nie wytrzymała i sięgnęła po nóż. Zadała
mu – jak potem skrupulatnie wyliczyli technicy – trzydzie-
ści siedem ciosów, prawie odcinając głowę. Płakała w słu-
chawkę, na przemian wzywając Matkę Boską i Jezusa, i py-
tając, co dalej. Starał się ją uspokoić, ale na niewiele się to
zdało. Przyszło mu do głowy, że to dziwne, że zadzwoniła
bezpośrednio do wydziału zabójstw. Każdy człowiek na jej
miejscu wykręciłby przecież  i połączył się z dyspozy-
torem. Kiedy zajrzał do akt, zrozumiał, szybko przebiegał

                              
wzrokiem historię kolejnych daremnych interwencji i stało
się dla niego jasne, że kobieta przez te wszystkie lata po-
znała komendę lepiej niż on.
  A teraz patrzył na stygnące ciało. Z zamyślenia wyrwało
go skrzypienie otwieranych drzwi.
  – I co wydedukowałeś, Sherlocku? – zakpił jego partner
Mario, zapalając kolejnego papierosa i przenosząc z gracją
nad trupem swoje sto dziewięćdziesiąt centymetrów i pra-
wie sto dwadzieścia kilo. Upuścił na leżącego zapalniczkę,
schylił się i zręcznie wyłuskał ją z zakamarków zakrwa-
wionej koszuli, wytarł dokładnie o spodnie zabitego, mniej
zakrwawione niż koszula, i schował do kieszeni. Delikatnie
poruszył głowę denata i klepnął go w policzek.
  – No, bez urazy. Ty już się nigdzie nie wybierasz.
  Nemhauser tylko wzruszył ramionami. Już dawno prze-
stał reagować na docinki kolegów. Pogodził się z tym, że
mimo lat pracy wciąż jest nowy i wciąż nie pasuje do tego
świata. Absolwent historii wśród prawdziwych twardzieli.
Przypomniał sobie, jak podjął decyzję o wstąpieniu do
policji. Marzył, że zostanie drugą agentką Starling z Mil-
czenia owiec – tak przynajmniej uważała Paula. Absolwent
historii z długimi rudawymi włosami, które miały tenden-
cję do zwijania się w loczki i które wiązał w kucyk, niestety
zdecydowanie wyróżniał się spośród pracowników komen-
dy stołecznej.
  Czasami nachodziła go myśl, żeby obciąć się na zapałkę,
upodobnić do reszty wydziału, ale Paula by mu tego nie
wybaczyła. Jego loki bardzo jej się podobały, mówiła, że
oddałaby wszystko za to, by jej włosy układały się w ta-
kie fale, ale jemu nie było do śmiechu. Policjant z lokami?
Lepiej od razu powiesić sobie na plecach tarczę do rzut-

                             
ków. Kiedyś, w tajemnicy przed wszystkimi, usiłował je
sobie prostować, ale szybko dał za wygraną, zrozumiawszy,
że musiałby od tego zaczynać każdy dzień.
  Był z Paulą dwanaście lat, od końca studiów. Na czwar-
tym roku historii zafascynowała go drobna blondynka
z lekko skośnymi oczami. Później dowiedział się, że te
ciemne, kontrastujące z jasną cerą oczy odziedziczyła po
praprababce, polskiej Tatarce spod Białegostoku. Wyzna-
czeni do organizowania międzywydziałowego wyjazdu
w góry, pokłócili się już przy pierwszym spotkaniu, poszło
o liczbę miejsc dla ich kierunków. Wpadli na siebie mie-
siąc później i Nemhauser zaprosił ją na pojednawczą kawę,
podczas której pokłócili się jeszcze bardziej.
  – Łączą nas francuskie filmy i twoje włosy – śmiała się po-
tem Paula. – Bo o wszystko inne potrafimy się posprzeczać.
  Nemhauser westchnął i zerknął na partnera. Jeszcze rok,
dwa lata temu wściekałby się i wrzeszczał na Maria, że nie
można palić na miejscu przestępstwa, że to zaburza ślady,
że nie można zmieniać ułożenia zwłok. Teraz to olewał.
W końcu wszystko, co się zdarzyło w tym mieszkaniu, było
od początku do końca oczywiste i nawet cała paczka wypa-
lonych papierosów nie mogła tego zmienić.
  – Odwal się. – Uśmiechnął się miło do Maria i podszedł
do kuchni.
  Stefan, kolega z sąsiedniego biurka w wydziale śledczym,
nastawił wodę i szukał herbaty. Kuchenne szafki były stare
i podniszczone, każda inna. Wyglądały, jakby ktoś znalazł
je na śmietniku i wyczyścił. Bardzo starannie wyczyścił,
bo mimo zużycia wyglądały na zadbane. Pomyślał, że to
zasługa Janiny Promyk i że pewnie naprawdę gdzieś je
znalazła i przytargała, by stworzyć namiastkę domu.

                             
Całe mieszkanie było czyste, ale nawet Idealnej Pani
Domu z serialu emitowanego w telewizji nie udałoby
się ukryć tego, że nieremontowane od lat. Niemalowane
– farba złaziła całymi płatami. Niektóre klepki powypada-
ły i w podłodze ziały dziury, ale mimo to była zamiecio-
na i świeżo wypastowana. W pokoju stał stół, kilka krze-
seł, wersalka poprzepalana papierosami i jedna nowość –
błyszcząca meblościanka z królującym pośrodku nowym
modelem telewizora Sony, na który Nemhausera nie by-
łoby stać. Pomyślał, że to prawdziwa zagadka, większa niż
morderstwo, które miało tu miejsce.
  Stefan znalazł wreszcie herbatę ekspresową Tesco i z po-
wątpiewaniem przyglądał się wyszczerbionym kubkom.
  – Myślisz, że mają tu cukier? – Mario grzebał w szufla-
dach rozlatujących się szafek. – Ale syf – mruknął, prze-
sunąwszy ręką po ścianie przy oknie, na której zalągł się
grzyb. Wybrał najmniej ukruszony kubek i triumfalnie
wskazał na cukier w kostkach.
  – Ciekawe, kiedy przyjadą po sztywnego klienta. Mówi-
łem wam, jak kiedyś wezwali mnie do awantury? Dwóch
braci pocięło się kosami. Jeden jakoś przeżył, za to drugi
zupełnie nie. Tego żywego zabrała karetka. Zadzwonili do
nas, że denat został. Przychodzę, sztywniak leży na stole,
ale był sylwester, wszyscy na zabawach albo zabezpieczali
imprezy, jak to na koniec roku. Dzwonię do centrali, kiedy,
kurwa, będzie wsparcie, a oni mówią, że muszę poczekać
ze dwie godziny. Ja na to, że za dwie godziny będzie Nowy
Rok, a oni, że właśnie i że chcieli mi życzyć wszystkiego
najlepszego. No i żeż, mówię im, to co, mam tak siedzieć
ze sztywniakiem? I może jeszcze nalać mu lufę, jak stuknie
północ?

                            
– I co zrobiłeś? – zainteresował się Stefan.
  – A co miałem robić. Zamknąłem denata na klucz. Prze-
cież nigdzie nie pójdzie, nie?
  Zachichotał i siorbnął herbaty z kubka z gąską Balbinką.
  – I co? – zapytał Nemhauser.
  Mario popatrzył ze zdziwieniem.
  – Co „co”?
  – Co się stało dalej. Wróciłeś tam?
  – Pewnie, zdążyłem jeszcze wpaść ze starą do znajomych
i zatańczyć. To było, zanim jeszcze puściła mnie w trąbę
z tym mechanikiem. Ekipa przyjechała dopiero o trzeciej
nad ranem. Ledwo się na nogach trzymali. I wiesz co? Denat
dalej leżał tam, gdzie go zostawiłem. Nie był zabawowy.
  – Ty, Mario, jak coś powiesz – zakwilił Stefan, trzymając
się ze śmiechu za brzuch.
  – A tego brata...? – drążył Nemhauser.
  – Brata? Jak wytrzeźwiał, dostał zarzuty. Siedzi chyba do
tej pory. Dwadzieścia lat dostał.
  – Wiadomo dlaczego?
  – Jezu, ty to jesteś upierdliwy. Dlaczego, dlaczego... Pan
Bóg wie dlaczego, ja nie wiem. Bo to zły człowiek był.
  – Ale Mario, poważnie.
  – Chłopie, jest trup, jest sprawca. Obrączkujesz sprawcę.
Sprawca się przyznaje, dostaje wyrok i wszystko. Nikt od
ciebie nie wymaga, żebyś powiedział dlaczego. Normalnie
mu odwaliło. Każdemu może odwalić. A my mamy po-
sprzątać i...
  – Wypełnić dokumenty. – Nemhauser pokiwał głową.
  – Właśnie. – Mario poklepał go po plecach. – Dobry
chłopak. Herbatki? Coś nie za bardzo tu grzeją. – Prze-
sunął ręką po zardzewiałych żeberkowych kaloryferach,

                            
które Janina Promyk usiłowała oswoić, przykrywając
narzutą w kwiatki. – Zimne jak chuj.
  – Dzięki, nie mam nastroju – burknął Nemhauser. –
Pójdę się przewietrzyć. Może przy okazji czegoś się do-
wiem.
  – Jasne, panie komisarzu. – Mario mrugnął. – A nuż trafi
pan na jakieś ważne poszlaki. – Ostatnie słowo wymówił,
przesadnie wydłużając głoski.
  Nemhauser wyszedł, nie zwróciwszy uwagi na zaczep-
ki. Kątem oka dostrzegł, że drzwi naprzeciwko leciutko
drgnęły. Załomotał w nie, a kiedy nikt się nie odezwał,
walnął pięścią i wrzasnął: „Policja!”. Na początku pracy
uważał, że to idiotyczne, a Mario kulił się ze śmiechu, gdy
pukał i mówił uprzejmie: „Tu policja, bardzo proszę otwo-
rzyć drzwi”.
  Nikt oczywiście nie otwierał. Nemhauser rozkładał
wtedy ręce i zastanawiał się, czy mieszkańcy gdzieś wy-
szli. Mario brał zamach i walił w drzwi, rycząc: „Otwieraj,
skurwielu!”, i uzyskiwał natychmiastowy efekt.
  Nie miał pojęcia, co sprawiło, że lubili razem pracować.
Mario wyglądał jak niedźwiedź i tak się zachowywał. Nem-
hauser lubił porozmawiać. Mario miał czterdzieści dwa
lata, Nemhauser był sześć lat młodszy, ale wydawało się,
że dzieli ich cała epoka, a Mario mógłby być jego ojcem.
Mario nie znał się na komputerach, internecie, nie miał
pojęcia, co to jest empetrójka, no i był kawalerem z od-
zysku, a Nemhauser miał żonę i dzieci. No i Mario miał
wąsy. Nemhauser nie miał pojęcia, dlaczego Mario nosi
te dziwaczne wąsy i długie płaszcze, w których wyglądał
jak tajniak w przebraniu. Równie dobrze mógłby mieć



                            
na plecach napis „policja”. Kiedyś, uradowany, pokazał się
Nemhauserowi w nowym ubraniu.
  – Zobacz, zakupiłem coś innego. – Z dumą zaprezen-
tował dżinsy marmurki i czarną skórzaną kurtkę. – I co?
Teraz nie wyglądam na glinę?
  Nemhauser stłumił śmiech i śmiertelnie poważnym to-
nem zapewnił, że teraz to absolutnie nie.
  Drzwi uchyliły się nieco i wyjrzał zza nich przestraszo-
ny mężczyzna w średnim wieku z zaczesanymi do tyłu,
wypomadowanymi włosami. W szarej niechlujnej mary-
narce i szarych spodniach, które kojarzyły się z roboczym
kombinezonem, wyglądał, jakby wyszedł prosto z lat .
  – Policja – powtórzył niepotrzebnie Nemhauser i dodał
równie niepotrzebnie: – Pan tu mieszka?
  – Tak, panie władzo. Ale ja naprawdę nic nie wiem.
  – Nazwisko.
  – Głębocki. Stanisław Głębocki. My jesteśmy spokoj-
na rodzina i ja zawsze powtarzałem, że tego pijaka trzeba
zamknąć. Hałasy w nocy, naprawdę jak tak można, ludzie
spać nie mogą – mężczyzna mówił wyuczonymi zdaniami
i Nemhauser pomyślał, że na pewno nie jest pierwszym
policjantem, który zastukał do tych drzwi.
  – Kiedy usłyszał pan hałas?
  – Ja nic nie słyszałem. – Człowieczek wyraźnie kręcił. –
Późno wróciłem do domu, chodził telewizor...
  Nemhauser patrzył na niego beznamiętnie. Mężczyzna
wił się pod jego spojrzeniem, na czoło wystąpiły mu kro-
pelki potu.
  – No dobrze, usłyszałem jakieś krzyki, ale wie pan, pa-
nie inspektorze, u nich to zawsze ktoś krzyczał. My jesteś-



                            
my spokojni ludzie, gdyby nie to, że on pił... Jak nie był
napity, to zawsze się ukłonił, chociaż ostatnio to rzadko
się zdarzało.
  – Nie zainteresowało pana, co tam się dzieje? – zapytał
zmęczonym głosem, choć z góry znał odpowiedź.
  – Nie. Gdyby to człowiek za każdym razem się intereso-
wał... Myślałem, że popił sobie, to...
  – To co? – wpadł mu w słowo Nemhauser.
  – No, ja nie chcę mieć kłopotów, panie inspektorze.
Krzyki słyszałem, ale tu codziennie jakieś krzyki słychać,
człowiek się już przyzwyczaił. To Wola – wyrzucił z siebie,
jakby to tłumaczyło zamazane ściany, wybite szyby na klat-
ce schodowej i trupa w sąsiednim mieszkaniu. – Dopiero
jak dziecko krzyczało... – nagle przerwał i spojrzał przera-
żony na Nemhausera.
  – A! Więc dziecko krzyczało, a pan pewnie poszedł
sprawdzić, co się dzieje, albo zadzwonił na policję, tak?
  – Nie, to jest... chciałem wyjrzeć, ale... ale przestało
krzyczeć, to pomyślałem, pomyślałem, że chyba... – mówił
coraz wolniej.
  – Zostaw tę gnidę. Lepiej daj ognia.
  Nemhauser obejrzał się i zobaczył Maria szukającego
zapalniczki.
  – Tacy nigdy nic nie widzieli i nic nie zobaczą.
  Człowieczek zrobił się jeszcze żałośniejszy.
  – Żona zawsze mówi: „Po co się mieszać”...
  – I się nie mieszasz. – Mario dobrotliwie kiwnął głową. –
Bardzo ładnie. No to dalej się nie mieszaj i cię utłuką.
A teraz spierdalaj.
  Człowieczek popatrzył na niego przerażonym wzro-
kiem.

                            
– Spierdalaj, mówię, dostaniesz wezwanie na komendę.
  Drzwi błyskawicznie się zamknęły.
  – A zeznania? – bąknął Nemhauser.
  – Pieprzyć zeznania. – Mario machnął ręką. – Mogę
ci napisać jego zeznania. Tego, co wygląda przez wizjer,
też. – Mario wskazał drugie drzwi, za którymi coś zaszu-
rało, jakby ktoś raptownie od nich odskoczył. – Nic nie
widziałem, staram się nie interesować i nie wtrącać w nie
swoje sprawy, ale owszem, to była kochająca się, normalna
rodzina, chociaż fakt, facet lubił wypić, no ale kto nie lubi,
panie oficerze.
  – I tyle? – westchnął Nemhauser, znowu znając od-
powiedź.
  – I tyle – odparł Mario, przekraczając ponownie próg
mieszkania. – Gówniana robota.
  – Co z nią będzie? – mruknął bardziej do siebie niż do
Maria Nemhauser.
  – Z kim? – zdziwił się Mario.
  – Z żoną tego tam – wskazał na drzwi, za którymi
zostawili trupa.
  – Jakby raz dźgnęła, dostałaby za nieumyślne zabójstwo
w afekcie jakieś pięć lat, a może nawet zawiasy. Ale jak
dźgała trzydzieści siedem razy? Dostanie piętnaście. Może
wyjdzie po dziesięciu.
  – Córka będzie miała dwadzieścia lat – szepnął Nem-
hauser. – Dom dziecka, rodziny zastępcze. Widziałem oczy
tej małej, jak ją wyprowadzali.
  – Co tam mruczysz?
  – Nic, nic. – Machnął ręką.
  – Chyba przyjechała ekipa. Zaraz będziemy się zmywać.
Wypełnisz te papiery?

                             
– Tak – mruknął Nemhauser. – Wiesz co, Mario? Tak
mi się wydaje... On na nią szedł z tasakiem.
   – Odwaliło ci? – Mario spojrzał zdziwiony. – Gadała,
że zaczął macać córkę, a potem ją palnął z liścia, jak zwykle
zresztą. O żadnym tasaku...
   – Chodź, pokażę ci. – Zaciągnął Maria z powrotem do
kuchni.
   – Popatrz, to była obrona własna. Przekroczenie zasad
obrony koniecznej, ale jednak. Zobacz, wszedł z tasakiem
i rzucił się na nią. Zasłoniła się kijem od szczotki, on zła-
mał szczotkę i uderzył tasakiem. Uchyliła się, trafił w blat.
Wtedy złapała nóż, akurat leżał pod ręką, i wiadomo. Trafi-
ła go. Ale mimo to on nadal zamierzał się na nią tasakiem,
więc ona dźgała go i dźgała.
   – Aha, łapię. – Mario uśmiechnął się przeciągle. – Już to
widzę. Tylko gdzie ten tasak?
   – O, tutaj – Nemhauser wskazał na tasak częściowo
schowany pod wersalką. – Upadł i wypuścił go z ręki.
   – No jasne! – ucieszył się Mario. – Tylko czy odciski
palców...
   – Podejrzewam, że na tasaku znajdziemy jego odciski
palców – powiedział z przekonaniem Nemhauser. – Cho-
ciaż zastanawiam się, czy tasak powinien upaść tu, czy tro-
chę bliżej ciała?
   – Jak dla mnie, to tu. – Mario ostrożnie przemieścił ta-
sak końcem ołówka. – I wszystko jasne. Facio wchodzi od
przedpokoju, podnosi tasak i zamierza się na nią. Chce jej
wbić to ustrojstwo w głowę. A ona go nożem, raz po raz.
On jest ranny, ale wciąż nie rezygnuje, zamierza się znowu
tasakiem. Ona znowu kłuje nożem. On pada, a tasak leci



                             
w tę stronę. Jasna sprawa, obrona własna. Wciąż żyje, chce
ją udusić, więc ona tnie i tnie, i tnie...
   Za drzwiami zachrobotało i weszła ekipa techniczna.
Mario i Nemhauser odsunęli się od ciała.
   Technik pstrykał zdjęcia. Młoda lekarka, którą Nemhau-
ser kiedyś już spotkał, coś notowała.
   – Witam, pani doktor – powiedział, kiedy kobieta pod-
niosła wzrok znad notesu.
   Lekarka uśmiechnęła się, kiwnęła głową i wróciła do pi-
sania. W krótkiej brązowej kurtce i dżinsach wyglądała bar-
dziej na studentkę. Nemhauserowi zaschło w gardle. Poczuł,
że powinien coś powiedzieć. Nie miał pojęcia co. Ogarnął
wzrokiem pokój jeszcze raz, chrząknął i ruszył do drzwi.
   – Nóż do steków – rzuciła lekarka.
   – Słucham? – Zatrzymał się z ręką na klamce.
   – Narzędzie zbrodni. Nóż do steków. Gdyby to było po-
trzebne.
   – Dziękuję. – Detektyw skinął głową i zamknął za sobą
drzwi. Zastanawiał się, skąd w tym mieszkaniu wziął się
nóż do steków.




                            3

Zerknął na wyświetlacz komórki. Szlag by to trafił! Wcis-
nął przycisk i wymknął się na korytarz.
  – Przecież prosiłem, żeby nie dzwonić przed siedem-
nastą – rzucił ze złością.



                            
Redaktor serii: Filip Modrzejewski

          Redakcja: Katarzyna Pawłowska
  Korekta: Małgorzata Denys, Małgorzata Kuśnierz
     Redakcja techniczna: Izabela Gołaszewska

 Projekt okładki i stron tytułowych: Szymon Wójciak
           Projekt logo serii: Marek Goebel
  Fotografia na I stronie okładki: © Wiktor Hagen
  Fotografia autora: z archiwum prywatnego autora



                  Wydawnictwo W.A.B.
           02-386 Warszawa, ul. Usypiskowa 5
tel./fax (22) 646 01 74, 646 01 75, 646 05 10, 646 05 11
                    wab@wab.com.pl
                    www.wab.com.pl

    Skład i łamanie: Tekst – Małgorzata Krzywicka
              Piaseczno, Żółkiewskiego 7a



              ISBN 978-83-7747-244-6
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
                      pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Gazetta.

More Related Content

What's hot

Orły i anioły Juli Zeh - ebook
Orły i anioły  Juli Zeh - ebookOrły i anioły  Juli Zeh - ebook
Orły i anioły Juli Zeh - ebooke-booksweb.pl
 
"Ślady hamowania" Magdalena Zimny-Louis
"Ślady hamowania" Magdalena Zimny-Louis "Ślady hamowania" Magdalena Zimny-Louis
"Ślady hamowania" Magdalena Zimny-Louis Mariusz Wójcik
 
Erynie - Marek Krajewski - ebook
Erynie - Marek Krajewski - ebookErynie - Marek Krajewski - ebook
Erynie - Marek Krajewski - ebooke-booksweb.pl
 
Izaak Babel - ZDRADA.pdf
Izaak Babel - ZDRADA.pdfIzaak Babel - ZDRADA.pdf
Izaak Babel - ZDRADA.pdfMateuszKoszeluk
 
Listy miłości - Maria Nurowska - ebook
Listy miłości - Maria Nurowska - ebookListy miłości - Maria Nurowska - ebook
Listy miłości - Maria Nurowska - ebooke-booksweb.pl
 
Zabójczy duet [ebook] Kampania Społeczna Servier dla Serca - Dbaj o Serce 2018
Zabójczy duet [ebook] Kampania Społeczna Servier dla Serca - Dbaj o Serce 2018Zabójczy duet [ebook] Kampania Społeczna Servier dla Serca - Dbaj o Serce 2018
Zabójczy duet [ebook] Kampania Społeczna Servier dla Serca - Dbaj o Serce 2018SERVIER POLSKA
 
Dżozef - Jakub Małecki - ebook
Dżozef - Jakub Małecki - ebookDżozef - Jakub Małecki - ebook
Dżozef - Jakub Małecki - ebooke-booksweb.pl
 
Morderca bez twarzy Henning Mankell
Morderca bez twarzy  Henning MankellMorderca bez twarzy  Henning Mankell
Morderca bez twarzy Henning Mankelle-booksweb.pl
 
Robert muchamore cherub 01 - rekrut
Robert muchamore cherub 01 - rekrutRobert muchamore cherub 01 - rekrut
Robert muchamore cherub 01 - rekrutRavin Kumarasiri
 
Fałszywy trop Henning Mankell ebook
Fałszywy trop   Henning Mankell ebookFałszywy trop   Henning Mankell ebook
Fałszywy trop Henning Mankell ebooke-booksweb.pl
 
Listy miłosne Marianny d'Alcoforado ebook
Listy miłosne Marianny d'Alcoforado   ebookListy miłosne Marianny d'Alcoforado   ebook
Listy miłosne Marianny d'Alcoforado ebooke-booksweb.pl
 
Śmieszni kochankowie - Mariusz Cieślik - ebook
Śmieszni kochankowie - Mariusz Cieślik - ebookŚmieszni kochankowie - Mariusz Cieślik - ebook
Śmieszni kochankowie - Mariusz Cieślik - ebooke-booksweb.pl
 
Nito Mega Zeen Nr.2
Nito Mega Zeen Nr.2Nito Mega Zeen Nr.2
Nito Mega Zeen Nr.2guest5ac18e6
 
Morderstwo w La Scali - Tomasz Piątek - ebook
Morderstwo w La Scali - Tomasz Piątek - ebookMorderstwo w La Scali - Tomasz Piątek - ebook
Morderstwo w La Scali - Tomasz Piątek - ebooke-booksweb.pl
 
Dick philip k. ubik
Dick philip k.   ubikDick philip k.   ubik
Dick philip k. ubikANIA
 
Gra na cudzym boisku Aleksandra Marinina ebook
Gra na cudzym boisku   Aleksandra Marinina ebookGra na cudzym boisku   Aleksandra Marinina ebook
Gra na cudzym boisku Aleksandra Marinina ebooke-booksweb.pl
 

What's hot (20)

Orły i anioły Juli Zeh - ebook
Orły i anioły  Juli Zeh - ebookOrły i anioły  Juli Zeh - ebook
Orły i anioły Juli Zeh - ebook
 
W Saunie 4/2017
W Saunie 4/2017W Saunie 4/2017
W Saunie 4/2017
 
W Saunie 4/2017
W Saunie 4/2017W Saunie 4/2017
W Saunie 4/2017
 
"Ślady hamowania" Magdalena Zimny-Louis
"Ślady hamowania" Magdalena Zimny-Louis "Ślady hamowania" Magdalena Zimny-Louis
"Ślady hamowania" Magdalena Zimny-Louis
 
W Saunie 4/2017 (Dodatek specjalny)
W Saunie   4/2017 (Dodatek specjalny)W Saunie   4/2017 (Dodatek specjalny)
W Saunie 4/2017 (Dodatek specjalny)
 
Erynie - Marek Krajewski - ebook
Erynie - Marek Krajewski - ebookErynie - Marek Krajewski - ebook
Erynie - Marek Krajewski - ebook
 
Izaak Babel - ZDRADA.pdf
Izaak Babel - ZDRADA.pdfIzaak Babel - ZDRADA.pdf
Izaak Babel - ZDRADA.pdf
 
Listy miłości - Maria Nurowska - ebook
Listy miłości - Maria Nurowska - ebookListy miłości - Maria Nurowska - ebook
Listy miłości - Maria Nurowska - ebook
 
Zabójczy duet [ebook] Kampania Społeczna Servier dla Serca - Dbaj o Serce 2018
Zabójczy duet [ebook] Kampania Społeczna Servier dla Serca - Dbaj o Serce 2018Zabójczy duet [ebook] Kampania Społeczna Servier dla Serca - Dbaj o Serce 2018
Zabójczy duet [ebook] Kampania Społeczna Servier dla Serca - Dbaj o Serce 2018
 
Dżozef - Jakub Małecki - ebook
Dżozef - Jakub Małecki - ebookDżozef - Jakub Małecki - ebook
Dżozef - Jakub Małecki - ebook
 
Morderca bez twarzy Henning Mankell
Morderca bez twarzy  Henning MankellMorderca bez twarzy  Henning Mankell
Morderca bez twarzy Henning Mankell
 
Robert muchamore cherub 01 - rekrut
Robert muchamore cherub 01 - rekrutRobert muchamore cherub 01 - rekrut
Robert muchamore cherub 01 - rekrut
 
Fałszywy trop Henning Mankell ebook
Fałszywy trop   Henning Mankell ebookFałszywy trop   Henning Mankell ebook
Fałszywy trop Henning Mankell ebook
 
Listy miłosne Marianny d'Alcoforado ebook
Listy miłosne Marianny d'Alcoforado   ebookListy miłosne Marianny d'Alcoforado   ebook
Listy miłosne Marianny d'Alcoforado ebook
 
Śmieszni kochankowie - Mariusz Cieślik - ebook
Śmieszni kochankowie - Mariusz Cieślik - ebookŚmieszni kochankowie - Mariusz Cieślik - ebook
Śmieszni kochankowie - Mariusz Cieślik - ebook
 
Nito Mega Zeen Nr.2
Nito Mega Zeen Nr.2Nito Mega Zeen Nr.2
Nito Mega Zeen Nr.2
 
Morderstwo w La Scali - Tomasz Piątek - ebook
Morderstwo w La Scali - Tomasz Piątek - ebookMorderstwo w La Scali - Tomasz Piątek - ebook
Morderstwo w La Scali - Tomasz Piątek - ebook
 
Mała Garbo - ebook
Mała Garbo - ebookMała Garbo - ebook
Mała Garbo - ebook
 
Dick philip k. ubik
Dick philip k.   ubikDick philip k.   ubik
Dick philip k. ubik
 
Gra na cudzym boisku Aleksandra Marinina ebook
Gra na cudzym boisku   Aleksandra Marinina ebookGra na cudzym boisku   Aleksandra Marinina ebook
Gra na cudzym boisku Aleksandra Marinina ebook
 

Similar to Granatowa krew - ebook

Zabójczy spadek uczuć Agnieszka Szczepańska, Katarzyna Gacek
Zabójczy spadek uczuć   Agnieszka Szczepańska, Katarzyna GacekZabójczy spadek uczuć   Agnieszka Szczepańska, Katarzyna Gacek
Zabójczy spadek uczuć Agnieszka Szczepańska, Katarzyna Gaceke-booksweb.pl
 
Nie ma takiego miasta - Tomasz Konatkowski - ebook
Nie ma takiego miasta - Tomasz Konatkowski - ebookNie ma takiego miasta - Tomasz Konatkowski - ebook
Nie ma takiego miasta - Tomasz Konatkowski - ebooke-booksweb.pl
 
21.37 - Mariusz Czubaj - ebook
21.37 - Mariusz Czubaj - ebook21.37 - Mariusz Czubaj - ebook
21.37 - Mariusz Czubaj - ebooke-booksweb.pl
 
Amor i porywacze duchów - Liliana Fabisińska - ebook
Amor i porywacze duchów - Liliana Fabisińska - ebookAmor i porywacze duchów - Liliana Fabisińska - ebook
Amor i porywacze duchów - Liliana Fabisińska - ebooke-booksweb.pl
 
Numer 10 - Sue Townsend - ebook
Numer 10 - Sue Townsend - ebookNumer 10 - Sue Townsend - ebook
Numer 10 - Sue Townsend - ebooke-booksweb.pl
 
Róże cmentarne Mariusz Czubaj Marek Krajewski
Róże cmentarne   Mariusz Czubaj Marek KrajewskiRóże cmentarne   Mariusz Czubaj Marek Krajewski
Róże cmentarne Mariusz Czubaj Marek Krajewskie-booksweb.pl
 
Adrian Mole. Szczere wyznania Sue Townsend ebook
Adrian Mole. Szczere wyznania   Sue Townsend ebookAdrian Mole. Szczere wyznania   Sue Townsend ebook
Adrian Mole. Szczere wyznania Sue Townsend ebooke-booksweb.pl
 
Kolacja z zabójcą Aeksandra Marinina ebook
Kolacja z zabójcą   Aeksandra Marinina ebookKolacja z zabójcą   Aeksandra Marinina ebook
Kolacja z zabójcą Aeksandra Marinina ebooke-booksweb.pl
 
Komisarz Maciejewski
Komisarz MaciejewskiKomisarz Maciejewski
Komisarz Maciejewskiguest28973a5
 
Pokonani - Hanna Cygler - ebook
Pokonani - Hanna Cygler - ebookPokonani - Hanna Cygler - ebook
Pokonani - Hanna Cygler - ebooke-booksweb.pl
 
Męskie gry Aleksandra Marinina ebook
Męskie gry   Aleksandra Marinina ebookMęskie gry   Aleksandra Marinina ebook
Męskie gry Aleksandra Marinina ebooke-booksweb.pl
 
Krasnalowe Wieści – grudzień
Krasnalowe Wieści – grudzieńKrasnalowe Wieści – grudzień
Krasnalowe Wieści – grudzieńWroclaw
 
Zbrodnia i inne opowiadania Antoni Lange ebook
Zbrodnia i inne opowiadania   Antoni Lange ebookZbrodnia i inne opowiadania   Antoni Lange ebook
Zbrodnia i inne opowiadania Antoni Lange ebooke-booksweb.pl
 
Adrian mole i broń masowego rażenia Sue Townsend ebook
Adrian mole i broń masowego rażenia  Sue Townsend ebookAdrian mole i broń masowego rażenia  Sue Townsend ebook
Adrian mole i broń masowego rażenia Sue Townsend ebooke-booksweb.pl
 
Kisuny - Artur Baniewicz - ebook
Kisuny -  Artur Baniewicz - ebookKisuny -  Artur Baniewicz - ebook
Kisuny - Artur Baniewicz - ebooke-booksweb.pl
 
Ruchy - Sławomir Shuty - ebook
Ruchy - Sławomir Shuty - ebookRuchy - Sławomir Shuty - ebook
Ruchy - Sławomir Shuty - ebooke-booksweb.pl
 
Manuel lisa słodkie niebo
Manuel lisa   słodkie nieboManuel lisa   słodkie niebo
Manuel lisa słodkie niebomythmickey
 

Similar to Granatowa krew - ebook (17)

Zabójczy spadek uczuć Agnieszka Szczepańska, Katarzyna Gacek
Zabójczy spadek uczuć   Agnieszka Szczepańska, Katarzyna GacekZabójczy spadek uczuć   Agnieszka Szczepańska, Katarzyna Gacek
Zabójczy spadek uczuć Agnieszka Szczepańska, Katarzyna Gacek
 
Nie ma takiego miasta - Tomasz Konatkowski - ebook
Nie ma takiego miasta - Tomasz Konatkowski - ebookNie ma takiego miasta - Tomasz Konatkowski - ebook
Nie ma takiego miasta - Tomasz Konatkowski - ebook
 
21.37 - Mariusz Czubaj - ebook
21.37 - Mariusz Czubaj - ebook21.37 - Mariusz Czubaj - ebook
21.37 - Mariusz Czubaj - ebook
 
Amor i porywacze duchów - Liliana Fabisińska - ebook
Amor i porywacze duchów - Liliana Fabisińska - ebookAmor i porywacze duchów - Liliana Fabisińska - ebook
Amor i porywacze duchów - Liliana Fabisińska - ebook
 
Numer 10 - Sue Townsend - ebook
Numer 10 - Sue Townsend - ebookNumer 10 - Sue Townsend - ebook
Numer 10 - Sue Townsend - ebook
 
Róże cmentarne Mariusz Czubaj Marek Krajewski
Róże cmentarne   Mariusz Czubaj Marek KrajewskiRóże cmentarne   Mariusz Czubaj Marek Krajewski
Róże cmentarne Mariusz Czubaj Marek Krajewski
 
Adrian Mole. Szczere wyznania Sue Townsend ebook
Adrian Mole. Szczere wyznania   Sue Townsend ebookAdrian Mole. Szczere wyznania   Sue Townsend ebook
Adrian Mole. Szczere wyznania Sue Townsend ebook
 
Kolacja z zabójcą Aeksandra Marinina ebook
Kolacja z zabójcą   Aeksandra Marinina ebookKolacja z zabójcą   Aeksandra Marinina ebook
Kolacja z zabójcą Aeksandra Marinina ebook
 
Komisarz Maciejewski
Komisarz MaciejewskiKomisarz Maciejewski
Komisarz Maciejewski
 
Pokonani - Hanna Cygler - ebook
Pokonani - Hanna Cygler - ebookPokonani - Hanna Cygler - ebook
Pokonani - Hanna Cygler - ebook
 
Męskie gry Aleksandra Marinina ebook
Męskie gry   Aleksandra Marinina ebookMęskie gry   Aleksandra Marinina ebook
Męskie gry Aleksandra Marinina ebook
 
Krasnalowe Wieści – grudzień
Krasnalowe Wieści – grudzieńKrasnalowe Wieści – grudzień
Krasnalowe Wieści – grudzień
 
Zbrodnia i inne opowiadania Antoni Lange ebook
Zbrodnia i inne opowiadania   Antoni Lange ebookZbrodnia i inne opowiadania   Antoni Lange ebook
Zbrodnia i inne opowiadania Antoni Lange ebook
 
Adrian mole i broń masowego rażenia Sue Townsend ebook
Adrian mole i broń masowego rażenia  Sue Townsend ebookAdrian mole i broń masowego rażenia  Sue Townsend ebook
Adrian mole i broń masowego rażenia Sue Townsend ebook
 
Kisuny - Artur Baniewicz - ebook
Kisuny -  Artur Baniewicz - ebookKisuny -  Artur Baniewicz - ebook
Kisuny - Artur Baniewicz - ebook
 
Ruchy - Sławomir Shuty - ebook
Ruchy - Sławomir Shuty - ebookRuchy - Sławomir Shuty - ebook
Ruchy - Sławomir Shuty - ebook
 
Manuel lisa słodkie niebo
Manuel lisa   słodkie nieboManuel lisa   słodkie niebo
Manuel lisa słodkie niebo
 

Granatowa krew - ebook

  • 1.
  • 2. Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment pełnej wersji całej publikacji. Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu. Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym Gazetta.
  • 3.
  • 4.
  • 5.
  • 6. Copyright © by Wydawnictwo W.A.B., 2010 Wydanie I Warszawa 2010
  • 7. 1 Tasak był ciężki, stary, zardzewiały na krawędziach. Śla- dy zakrzepłej krwi nakładały się na plamy rdzy na ostrzu. Przez cienką gumową rękawiczkę złapał za rękojeść i pod- szedł do kuchennego blatu. Szybko się rozejrzał i kilka razy uderzył w blat dość mocno, by zostały wyraźne ślady, ale nie na tyle, by tasak utkwił w drewnie. Cofnął się, po- patrzył na swoje dzieło i zdecydował, że wystarczy. Obrócił się i ukucnął. Rozgiął palce leżącego na podłodze męż- czyzny i włożył mu tasak w dłoń. Zacisnął zimne palce na trzonku, przytrzymał. Ciało zaczynało tężeć, palce były sztywne, nie chciały się zacisnąć. Musiał z całej siły je przytrzymać. Odczekał chwilę, wyjął nóż z bezwładnej ręki i położył pod wersalką. Potem sięgnął po stojącą w ką- cie miotłę, złamał ją na pół i położył obok kuchenki. Tak, teraz wyglądało na to, że kobieta się nią zasłaniała, kiedy rzucił się na nią z tasakiem. Martwy mężczyzna miał rozczochrane siwiejące włosy, sporą nadwagę i był potwornie owłosiony. Włosy porasta- jące klatkę piersiową przechodziły płynnie w niedogolony zarost na brodzie. Dziwne, że zwrócił na to uwagę, chy- 
  • 8. ba po to, by nie dostrzegać plam krwi, no i nie widzieć twarzy. Twarzy zabitego prawie nie dało się rozpoznać. Była zmieniona w krwawą miazgę; jeden z ciosów dosięgnął oka, które wylało się na skroń galaretowatą masą. Głowa trzy- mała się ciała chyba dzięki jakiejś czarodziejskiej sztuczce: zwisając na kilku strzępkach skóry. Trudno uwierzyć, że taki efekt dało się osiągnąć za pomocą zwykłego kuchen- nego noża. Dziwił się, że studiuje tę scenę jak jakąś martwą naturę, że nie robi mu się nawet niedobrze. Zastanawiał się, czy to przyzwyczajenie, czy wpływ tych wszystkich seriali policyjnych, zbyt często pokazujących krew i zwłoki. Za drzwiami usłyszał jakieś głosy. Odsunął się pod ścia- nę i wyjrzał ostrożnie przez okno na ciemne podwórko studnię przedwojennej kamienicy. Przygarbiona staruszka układała kwiaty przy kapliczce Matki Boskiej, nie zwraca- jąc uwagi na narastające dźwięki policyjnych syren. Wiedział, że musi się pospieszyć. Jeszcze raz objął wzro- kiem całą scenę: obłażące liszajem ściany, plamy krwi na poczerniałych ze starości deskach podłogi, duży kuchenny nóż, ciało mężczyzny. Zdjął rękawiczki, zwinął i schował do kieszeni kurtki. Tak, był zadowolony, choć wiedział, że nie zapomni oczu dziewczynki. Trwającego przez chwilę błysku, który przebiegł przez jej twarz. Dopiero po chwili zorientował się, że to, co dostrzegł w jej oczach, to nie była rozpacz. To była ulga. Wszystko to zrobił dla niej, choć ona nigdy się o tym nie dowie. 
  • 9. 2 Typowa sceneria morderstwa, pomyślał Nemhauser ponu- ro. Morderstwa, które było jasne od początku do końca, zanim jeszcze tu przyjechali. Było oczywiste, zanim się wy- darzyło. Jeszcze pół godziny temu siedział przy swoim biurku w komendzie i zastanawiał się, czy jednak nie posłuchać Pauli i nie odejść. Dać sobie spokój z jeżdżeniem do idio- tycznych wezwań, rozwiązywaniem trywialnych zagadek i opisywaniem ich później absurdalnym, bezdusznym żargonem. Ta kobieta, mówiąca nieskładnie zachrypniętym głosem, że już tyle razy dzwoniła na policję. Tego ranka też za- dzwoniła. Godzinę temu, zawodząc do słuchawki, jakby nie rozumiejąc, że po drugiej stronie ktoś jest. Żaliła się, nie zwracając uwagi na pytania Nemhausera, który w koń- cu zamilkł i wysłuchał cierpliwie historii o tym, jak Grze- gorz Promyk, jej mąż, jak zwykle wrócił pijany i jak zwykle zwymyślał ją i pobił. I ona jak zwykle zniosła to z pokorą. Ale kiedy zaczął się dobierać do ich córeczki, dziesięcio- letniej Nikoli, nie wytrzymała i sięgnęła po nóż. Zadała mu – jak potem skrupulatnie wyliczyli technicy – trzydzie- ści siedem ciosów, prawie odcinając głowę. Płakała w słu- chawkę, na przemian wzywając Matkę Boską i Jezusa, i py- tając, co dalej. Starał się ją uspokoić, ale na niewiele się to zdało. Przyszło mu do głowy, że to dziwne, że zadzwoniła bezpośrednio do wydziału zabójstw. Każdy człowiek na jej miejscu wykręciłby przecież  i połączył się z dyspozy- torem. Kiedy zajrzał do akt, zrozumiał, szybko przebiegał 
  • 10. wzrokiem historię kolejnych daremnych interwencji i stało się dla niego jasne, że kobieta przez te wszystkie lata po- znała komendę lepiej niż on. A teraz patrzył na stygnące ciało. Z zamyślenia wyrwało go skrzypienie otwieranych drzwi. – I co wydedukowałeś, Sherlocku? – zakpił jego partner Mario, zapalając kolejnego papierosa i przenosząc z gracją nad trupem swoje sto dziewięćdziesiąt centymetrów i pra- wie sto dwadzieścia kilo. Upuścił na leżącego zapalniczkę, schylił się i zręcznie wyłuskał ją z zakamarków zakrwa- wionej koszuli, wytarł dokładnie o spodnie zabitego, mniej zakrwawione niż koszula, i schował do kieszeni. Delikatnie poruszył głowę denata i klepnął go w policzek. – No, bez urazy. Ty już się nigdzie nie wybierasz. Nemhauser tylko wzruszył ramionami. Już dawno prze- stał reagować na docinki kolegów. Pogodził się z tym, że mimo lat pracy wciąż jest nowy i wciąż nie pasuje do tego świata. Absolwent historii wśród prawdziwych twardzieli. Przypomniał sobie, jak podjął decyzję o wstąpieniu do policji. Marzył, że zostanie drugą agentką Starling z Mil- czenia owiec – tak przynajmniej uważała Paula. Absolwent historii z długimi rudawymi włosami, które miały tenden- cję do zwijania się w loczki i które wiązał w kucyk, niestety zdecydowanie wyróżniał się spośród pracowników komen- dy stołecznej. Czasami nachodziła go myśl, żeby obciąć się na zapałkę, upodobnić do reszty wydziału, ale Paula by mu tego nie wybaczyła. Jego loki bardzo jej się podobały, mówiła, że oddałaby wszystko za to, by jej włosy układały się w ta- kie fale, ale jemu nie było do śmiechu. Policjant z lokami? Lepiej od razu powiesić sobie na plecach tarczę do rzut- 
  • 11. ków. Kiedyś, w tajemnicy przed wszystkimi, usiłował je sobie prostować, ale szybko dał za wygraną, zrozumiawszy, że musiałby od tego zaczynać każdy dzień. Był z Paulą dwanaście lat, od końca studiów. Na czwar- tym roku historii zafascynowała go drobna blondynka z lekko skośnymi oczami. Później dowiedział się, że te ciemne, kontrastujące z jasną cerą oczy odziedziczyła po praprababce, polskiej Tatarce spod Białegostoku. Wyzna- czeni do organizowania międzywydziałowego wyjazdu w góry, pokłócili się już przy pierwszym spotkaniu, poszło o liczbę miejsc dla ich kierunków. Wpadli na siebie mie- siąc później i Nemhauser zaprosił ją na pojednawczą kawę, podczas której pokłócili się jeszcze bardziej. – Łączą nas francuskie filmy i twoje włosy – śmiała się po- tem Paula. – Bo o wszystko inne potrafimy się posprzeczać. Nemhauser westchnął i zerknął na partnera. Jeszcze rok, dwa lata temu wściekałby się i wrzeszczał na Maria, że nie można palić na miejscu przestępstwa, że to zaburza ślady, że nie można zmieniać ułożenia zwłok. Teraz to olewał. W końcu wszystko, co się zdarzyło w tym mieszkaniu, było od początku do końca oczywiste i nawet cała paczka wypa- lonych papierosów nie mogła tego zmienić. – Odwal się. – Uśmiechnął się miło do Maria i podszedł do kuchni. Stefan, kolega z sąsiedniego biurka w wydziale śledczym, nastawił wodę i szukał herbaty. Kuchenne szafki były stare i podniszczone, każda inna. Wyglądały, jakby ktoś znalazł je na śmietniku i wyczyścił. Bardzo starannie wyczyścił, bo mimo zużycia wyglądały na zadbane. Pomyślał, że to zasługa Janiny Promyk i że pewnie naprawdę gdzieś je znalazła i przytargała, by stworzyć namiastkę domu. 
  • 12. Całe mieszkanie było czyste, ale nawet Idealnej Pani Domu z serialu emitowanego w telewizji nie udałoby się ukryć tego, że nieremontowane od lat. Niemalowane – farba złaziła całymi płatami. Niektóre klepki powypada- ły i w podłodze ziały dziury, ale mimo to była zamiecio- na i świeżo wypastowana. W pokoju stał stół, kilka krze- seł, wersalka poprzepalana papierosami i jedna nowość – błyszcząca meblościanka z królującym pośrodku nowym modelem telewizora Sony, na który Nemhausera nie by- łoby stać. Pomyślał, że to prawdziwa zagadka, większa niż morderstwo, które miało tu miejsce. Stefan znalazł wreszcie herbatę ekspresową Tesco i z po- wątpiewaniem przyglądał się wyszczerbionym kubkom. – Myślisz, że mają tu cukier? – Mario grzebał w szufla- dach rozlatujących się szafek. – Ale syf – mruknął, prze- sunąwszy ręką po ścianie przy oknie, na której zalągł się grzyb. Wybrał najmniej ukruszony kubek i triumfalnie wskazał na cukier w kostkach. – Ciekawe, kiedy przyjadą po sztywnego klienta. Mówi- łem wam, jak kiedyś wezwali mnie do awantury? Dwóch braci pocięło się kosami. Jeden jakoś przeżył, za to drugi zupełnie nie. Tego żywego zabrała karetka. Zadzwonili do nas, że denat został. Przychodzę, sztywniak leży na stole, ale był sylwester, wszyscy na zabawach albo zabezpieczali imprezy, jak to na koniec roku. Dzwonię do centrali, kiedy, kurwa, będzie wsparcie, a oni mówią, że muszę poczekać ze dwie godziny. Ja na to, że za dwie godziny będzie Nowy Rok, a oni, że właśnie i że chcieli mi życzyć wszystkiego najlepszego. No i żeż, mówię im, to co, mam tak siedzieć ze sztywniakiem? I może jeszcze nalać mu lufę, jak stuknie północ? 
  • 13. – I co zrobiłeś? – zainteresował się Stefan. – A co miałem robić. Zamknąłem denata na klucz. Prze- cież nigdzie nie pójdzie, nie? Zachichotał i siorbnął herbaty z kubka z gąską Balbinką. – I co? – zapytał Nemhauser. Mario popatrzył ze zdziwieniem. – Co „co”? – Co się stało dalej. Wróciłeś tam? – Pewnie, zdążyłem jeszcze wpaść ze starą do znajomych i zatańczyć. To było, zanim jeszcze puściła mnie w trąbę z tym mechanikiem. Ekipa przyjechała dopiero o trzeciej nad ranem. Ledwo się na nogach trzymali. I wiesz co? Denat dalej leżał tam, gdzie go zostawiłem. Nie był zabawowy. – Ty, Mario, jak coś powiesz – zakwilił Stefan, trzymając się ze śmiechu za brzuch. – A tego brata...? – drążył Nemhauser. – Brata? Jak wytrzeźwiał, dostał zarzuty. Siedzi chyba do tej pory. Dwadzieścia lat dostał. – Wiadomo dlaczego? – Jezu, ty to jesteś upierdliwy. Dlaczego, dlaczego... Pan Bóg wie dlaczego, ja nie wiem. Bo to zły człowiek był. – Ale Mario, poważnie. – Chłopie, jest trup, jest sprawca. Obrączkujesz sprawcę. Sprawca się przyznaje, dostaje wyrok i wszystko. Nikt od ciebie nie wymaga, żebyś powiedział dlaczego. Normalnie mu odwaliło. Każdemu może odwalić. A my mamy po- sprzątać i... – Wypełnić dokumenty. – Nemhauser pokiwał głową. – Właśnie. – Mario poklepał go po plecach. – Dobry chłopak. Herbatki? Coś nie za bardzo tu grzeją. – Prze- sunął ręką po zardzewiałych żeberkowych kaloryferach, 
  • 14. które Janina Promyk usiłowała oswoić, przykrywając narzutą w kwiatki. – Zimne jak chuj. – Dzięki, nie mam nastroju – burknął Nemhauser. – Pójdę się przewietrzyć. Może przy okazji czegoś się do- wiem. – Jasne, panie komisarzu. – Mario mrugnął. – A nuż trafi pan na jakieś ważne poszlaki. – Ostatnie słowo wymówił, przesadnie wydłużając głoski. Nemhauser wyszedł, nie zwróciwszy uwagi na zaczep- ki. Kątem oka dostrzegł, że drzwi naprzeciwko leciutko drgnęły. Załomotał w nie, a kiedy nikt się nie odezwał, walnął pięścią i wrzasnął: „Policja!”. Na początku pracy uważał, że to idiotyczne, a Mario kulił się ze śmiechu, gdy pukał i mówił uprzejmie: „Tu policja, bardzo proszę otwo- rzyć drzwi”. Nikt oczywiście nie otwierał. Nemhauser rozkładał wtedy ręce i zastanawiał się, czy mieszkańcy gdzieś wy- szli. Mario brał zamach i walił w drzwi, rycząc: „Otwieraj, skurwielu!”, i uzyskiwał natychmiastowy efekt. Nie miał pojęcia, co sprawiło, że lubili razem pracować. Mario wyglądał jak niedźwiedź i tak się zachowywał. Nem- hauser lubił porozmawiać. Mario miał czterdzieści dwa lata, Nemhauser był sześć lat młodszy, ale wydawało się, że dzieli ich cała epoka, a Mario mógłby być jego ojcem. Mario nie znał się na komputerach, internecie, nie miał pojęcia, co to jest empetrójka, no i był kawalerem z od- zysku, a Nemhauser miał żonę i dzieci. No i Mario miał wąsy. Nemhauser nie miał pojęcia, dlaczego Mario nosi te dziwaczne wąsy i długie płaszcze, w których wyglądał jak tajniak w przebraniu. Równie dobrze mógłby mieć 
  • 15. na plecach napis „policja”. Kiedyś, uradowany, pokazał się Nemhauserowi w nowym ubraniu. – Zobacz, zakupiłem coś innego. – Z dumą zaprezen- tował dżinsy marmurki i czarną skórzaną kurtkę. – I co? Teraz nie wyglądam na glinę? Nemhauser stłumił śmiech i śmiertelnie poważnym to- nem zapewnił, że teraz to absolutnie nie. Drzwi uchyliły się nieco i wyjrzał zza nich przestraszo- ny mężczyzna w średnim wieku z zaczesanymi do tyłu, wypomadowanymi włosami. W szarej niechlujnej mary- narce i szarych spodniach, które kojarzyły się z roboczym kombinezonem, wyglądał, jakby wyszedł prosto z lat . – Policja – powtórzył niepotrzebnie Nemhauser i dodał równie niepotrzebnie: – Pan tu mieszka? – Tak, panie władzo. Ale ja naprawdę nic nie wiem. – Nazwisko. – Głębocki. Stanisław Głębocki. My jesteśmy spokoj- na rodzina i ja zawsze powtarzałem, że tego pijaka trzeba zamknąć. Hałasy w nocy, naprawdę jak tak można, ludzie spać nie mogą – mężczyzna mówił wyuczonymi zdaniami i Nemhauser pomyślał, że na pewno nie jest pierwszym policjantem, który zastukał do tych drzwi. – Kiedy usłyszał pan hałas? – Ja nic nie słyszałem. – Człowieczek wyraźnie kręcił. – Późno wróciłem do domu, chodził telewizor... Nemhauser patrzył na niego beznamiętnie. Mężczyzna wił się pod jego spojrzeniem, na czoło wystąpiły mu kro- pelki potu. – No dobrze, usłyszałem jakieś krzyki, ale wie pan, pa- nie inspektorze, u nich to zawsze ktoś krzyczał. My jesteś- 
  • 16. my spokojni ludzie, gdyby nie to, że on pił... Jak nie był napity, to zawsze się ukłonił, chociaż ostatnio to rzadko się zdarzało. – Nie zainteresowało pana, co tam się dzieje? – zapytał zmęczonym głosem, choć z góry znał odpowiedź. – Nie. Gdyby to człowiek za każdym razem się intereso- wał... Myślałem, że popił sobie, to... – To co? – wpadł mu w słowo Nemhauser. – No, ja nie chcę mieć kłopotów, panie inspektorze. Krzyki słyszałem, ale tu codziennie jakieś krzyki słychać, człowiek się już przyzwyczaił. To Wola – wyrzucił z siebie, jakby to tłumaczyło zamazane ściany, wybite szyby na klat- ce schodowej i trupa w sąsiednim mieszkaniu. – Dopiero jak dziecko krzyczało... – nagle przerwał i spojrzał przera- żony na Nemhausera. – A! Więc dziecko krzyczało, a pan pewnie poszedł sprawdzić, co się dzieje, albo zadzwonił na policję, tak? – Nie, to jest... chciałem wyjrzeć, ale... ale przestało krzyczeć, to pomyślałem, pomyślałem, że chyba... – mówił coraz wolniej. – Zostaw tę gnidę. Lepiej daj ognia. Nemhauser obejrzał się i zobaczył Maria szukającego zapalniczki. – Tacy nigdy nic nie widzieli i nic nie zobaczą. Człowieczek zrobił się jeszcze żałośniejszy. – Żona zawsze mówi: „Po co się mieszać”... – I się nie mieszasz. – Mario dobrotliwie kiwnął głową. – Bardzo ładnie. No to dalej się nie mieszaj i cię utłuką. A teraz spierdalaj. Człowieczek popatrzył na niego przerażonym wzro- kiem. 
  • 17. – Spierdalaj, mówię, dostaniesz wezwanie na komendę. Drzwi błyskawicznie się zamknęły. – A zeznania? – bąknął Nemhauser. – Pieprzyć zeznania. – Mario machnął ręką. – Mogę ci napisać jego zeznania. Tego, co wygląda przez wizjer, też. – Mario wskazał drugie drzwi, za którymi coś zaszu- rało, jakby ktoś raptownie od nich odskoczył. – Nic nie widziałem, staram się nie interesować i nie wtrącać w nie swoje sprawy, ale owszem, to była kochająca się, normalna rodzina, chociaż fakt, facet lubił wypić, no ale kto nie lubi, panie oficerze. – I tyle? – westchnął Nemhauser, znowu znając od- powiedź. – I tyle – odparł Mario, przekraczając ponownie próg mieszkania. – Gówniana robota. – Co z nią będzie? – mruknął bardziej do siebie niż do Maria Nemhauser. – Z kim? – zdziwił się Mario. – Z żoną tego tam – wskazał na drzwi, za którymi zostawili trupa. – Jakby raz dźgnęła, dostałaby za nieumyślne zabójstwo w afekcie jakieś pięć lat, a może nawet zawiasy. Ale jak dźgała trzydzieści siedem razy? Dostanie piętnaście. Może wyjdzie po dziesięciu. – Córka będzie miała dwadzieścia lat – szepnął Nem- hauser. – Dom dziecka, rodziny zastępcze. Widziałem oczy tej małej, jak ją wyprowadzali. – Co tam mruczysz? – Nic, nic. – Machnął ręką. – Chyba przyjechała ekipa. Zaraz będziemy się zmywać. Wypełnisz te papiery? 
  • 18. – Tak – mruknął Nemhauser. – Wiesz co, Mario? Tak mi się wydaje... On na nią szedł z tasakiem. – Odwaliło ci? – Mario spojrzał zdziwiony. – Gadała, że zaczął macać córkę, a potem ją palnął z liścia, jak zwykle zresztą. O żadnym tasaku... – Chodź, pokażę ci. – Zaciągnął Maria z powrotem do kuchni. – Popatrz, to była obrona własna. Przekroczenie zasad obrony koniecznej, ale jednak. Zobacz, wszedł z tasakiem i rzucił się na nią. Zasłoniła się kijem od szczotki, on zła- mał szczotkę i uderzył tasakiem. Uchyliła się, trafił w blat. Wtedy złapała nóż, akurat leżał pod ręką, i wiadomo. Trafi- ła go. Ale mimo to on nadal zamierzał się na nią tasakiem, więc ona dźgała go i dźgała. – Aha, łapię. – Mario uśmiechnął się przeciągle. – Już to widzę. Tylko gdzie ten tasak? – O, tutaj – Nemhauser wskazał na tasak częściowo schowany pod wersalką. – Upadł i wypuścił go z ręki. – No jasne! – ucieszył się Mario. – Tylko czy odciski palców... – Podejrzewam, że na tasaku znajdziemy jego odciski palców – powiedział z przekonaniem Nemhauser. – Cho- ciaż zastanawiam się, czy tasak powinien upaść tu, czy tro- chę bliżej ciała? – Jak dla mnie, to tu. – Mario ostrożnie przemieścił ta- sak końcem ołówka. – I wszystko jasne. Facio wchodzi od przedpokoju, podnosi tasak i zamierza się na nią. Chce jej wbić to ustrojstwo w głowę. A ona go nożem, raz po raz. On jest ranny, ale wciąż nie rezygnuje, zamierza się znowu tasakiem. Ona znowu kłuje nożem. On pada, a tasak leci 
  • 19. w tę stronę. Jasna sprawa, obrona własna. Wciąż żyje, chce ją udusić, więc ona tnie i tnie, i tnie... Za drzwiami zachrobotało i weszła ekipa techniczna. Mario i Nemhauser odsunęli się od ciała. Technik pstrykał zdjęcia. Młoda lekarka, którą Nemhau- ser kiedyś już spotkał, coś notowała. – Witam, pani doktor – powiedział, kiedy kobieta pod- niosła wzrok znad notesu. Lekarka uśmiechnęła się, kiwnęła głową i wróciła do pi- sania. W krótkiej brązowej kurtce i dżinsach wyglądała bar- dziej na studentkę. Nemhauserowi zaschło w gardle. Poczuł, że powinien coś powiedzieć. Nie miał pojęcia co. Ogarnął wzrokiem pokój jeszcze raz, chrząknął i ruszył do drzwi. – Nóż do steków – rzuciła lekarka. – Słucham? – Zatrzymał się z ręką na klamce. – Narzędzie zbrodni. Nóż do steków. Gdyby to było po- trzebne. – Dziękuję. – Detektyw skinął głową i zamknął za sobą drzwi. Zastanawiał się, skąd w tym mieszkaniu wziął się nóż do steków. 3 Zerknął na wyświetlacz komórki. Szlag by to trafił! Wcis- nął przycisk i wymknął się na korytarz. – Przecież prosiłem, żeby nie dzwonić przed siedem- nastą – rzucił ze złością. 
  • 20. Redaktor serii: Filip Modrzejewski Redakcja: Katarzyna Pawłowska Korekta: Małgorzata Denys, Małgorzata Kuśnierz Redakcja techniczna: Izabela Gołaszewska Projekt okładki i stron tytułowych: Szymon Wójciak Projekt logo serii: Marek Goebel Fotografia na I stronie okładki: © Wiktor Hagen Fotografia autora: z archiwum prywatnego autora Wydawnictwo W.A.B. 02-386 Warszawa, ul. Usypiskowa 5 tel./fax (22) 646 01 74, 646 01 75, 646 05 10, 646 05 11 wab@wab.com.pl www.wab.com.pl Skład i łamanie: Tekst – Małgorzata Krzywicka Piaseczno, Żółkiewskiego 7a ISBN 978-83-7747-244-6
  • 21.
  • 22. Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment pełnej wersji całej publikacji. Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu. Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym Gazetta.