SlideShare a Scribd company logo
1 of 4
Download to read offline
ZDRADA
Towarzyszu śledczy Burdenko. Na pytanie towarzysza odpowiadam, że partyjność
mam numer dwadzieścia cztery zero zero, wydaną Nikicie Bałmaszowowi przez
Krasnodarski Komitet Partii. Autobiografię moją przed 1914 rokiem zapodaję jako
domową, gdzie zajmowałem się przy rodzicach rolnictwem i przeszedłem od
rolnictwa w szeregi imperialistów, bronić obywatela Puękare oraz kata rewolucji
niemieckiej Eberta Noske, którzy, jak wiadomo, nawet we śnie furt tylko o tym śnili,
jak by tu dopomóc przyrodzonej mojej stanicy Święty Iwan okręgu kubańskiego. I
tak skręcało się powrósło, aż dopiero towarzysz Lenin odwrócił wstecz bestialski mój
bagnet i wskazał mu należne kiszki i odpowiedniejszy bandzioch do prucia. Od tej
pory noszę numer dwadzieścia cztery zero zero na końcu mego świadomego bagnetu
i po prostu wstyd oraz wręcz śmiesznie słyszeć teraz od was, towarzyszu śledczy
Burdenko, niesłychaną tę lipę o nie znanym nikomu N-tym szpitalu. Na szpital ten
ani żem nie napadł, ani nie strzelał, czego i być nie mogło. Będąc ranni, my, cała
trójka, a mianowicie: szeregowy Gołowicyn, szeregowy Kustow i ja, czuliśmy
gorączkę w kościach i nie napadliśmy, a tylkośmy płakali, stojąc w szpitalnych
szlafrokach na placu pośród cywilnej ludności żydowskiego pochodzenia. A
względem uszkodzenia trzech szyb, cośmy uszkodzili z nagana, model oficerski, to
powiem z duszy-serca, że szyby te nie odpowiadały swojemu celowi, będąc w
komórce, w której nie było z nich żadnego pożytku. I doktor Jawejn, widząc to nasze
pełne goryczy strzelanie, tylko wyśmiewał się z rozmaitymi podśmiechujkami, stojąc
w oknie swojego szpitala, co także mogą potwierdzić wyżej wyszczególnieni cywile
żydowskiej narodowości z miasteczka Kozin. Na doktora Jawejna daję jeszcze,
towarzyszu śledczy, taki materiał, że on wyśmiewał się, kiedy my, trzech rannych, a
mianowicie: szeregowy Gołowicyn, szeregowy Kustow i ja, na samym początku
przyszli na leczenie, to zaraz w pierwszych słowach on nam trochę już za bardzo po
chamsku powiedział: szeregowi, każdy ma się wykąpać w łazience, waszą broń i
waszą odzież zrucajcie mi tu w tej chwili, ja się od nich boję zarazy, trzeba to
koniecznie do cekhauzu oddać.
I wtenczas, widząc przed sobą zwierza, a nie człowieka, szeregowy Kustow stąpił
naprzód przetrąconą swoją nogą i wyraził się, jaka też w niej może być zaraza, w tej
kubańskiej ostrej szabli, oprócz jak dla wrogów naszej rewolucji, a także
zainteresował się, jak z tym cekhauzem, czy faktycznie przy rzeczach stoi tam
partyjny żołnierz, czy na odwrót, przedstawiciel mas bezpartyjnych. I tutaj chyba
doktor Jawejn przekonał się, że dobrze umiemy poznać się na zdradzie. Odwrócił się
tyłem i bez jednego słowa odesłał nas do sali i znów z rozmaitymi prześmiewkami,
dokąd też my i poszli, kuśtykając na przetrąconych nogach, machając pokaleczonymi
ręcami i trzymając się jeden za drugiego, bo my we trzech jesteśmy rodacy ze stanicy
Święty Iwan, a mianowicie: towarzysz Gołowicyn, towarzysz Kustow i ja, jesteśmy
krajanie i jeden nam los sądzony, a kto ma rozharataną nogę, ten trzyma towarzysza
za rękę, a komu brak ręki, ten opiera się o ramię towarzysza. Według wydanego
rozkazu poszliśmy na salę, gdzie spodziewaliśmy się zobaczyć pracę kulturalno-
oświatową i wierność sprawie, ale ciekawe, co też myśmy zobaczyli, wchodząc na tę
salę? Zobaczyliśmy czerwonoarmistów, sama piechota, siedzących na zasłanych
łóżkach, grających w damkę, a przy nich siostry wysokiego wzrostu, gładkie, stojące
pod oknami i szerzące sympatię. Widząc to stanęliśmy, jakby nas piorun strzelił. -
Nawojowaliście się dość, chłopaki? - krzyczę do rannych. - Dość żeśmy się
nawojowali - odpowiadają ranni i przesuwają sobie damki, porobione z chleba. -
Trochę za wcześnie - powiadam rannym - za wcześnie nawojowałaś się, piechoto,
kiedy wróg na kocich lapach krąży o piętnaście wiorst od miasteczka i kiedy w
gazecie „Czerwony Kawalerzysta” można przeczytać o naszej międzynarodowej
sytuacji, że to istna rozpacz i że na horyzoncie pełno chmur. - Ale moje słowa
odskoczyły od tej bohaterskiej piechoty jak owcze bobki od pułkowego bębna i
skończyło się na tym, że miłosierne siostry podprowadziły nas do prycz i znów
zaczęły marudzić w kółko o złożeniu broni, jakbyśmy już byli zwyciężeni.
Wyprowadziły z nerwów Kustowa, że wprost nie do wyobrażenia, i on zaczął
rozrywać swoją ranę, mieszczącą się u niego na lewym ramieniu, nad skrwawionym
sercem żołnierza i proletariusza. Widząc, jak się tak męczy, pielęgniarki
poprzycichały, tylko że przycichały na krótko, a potem od początku wznowiły te
swoje bezpartyjne szykany i zaczęły podsyłać do nas na ochotnika, żeby spod nas
wyciągali we śnie odzienie albo też zmuszali nas, niby dla upowszechniania kultury,
odgrywać teatralną rolę w damskim przebraniu, co się nie należy. Niemiłosierne
siostry.
Niejeden raz brały nas na muszkę względem tej odzieży przy pomocy sennego
proszku, tak że na spoczynek tośmy się kładli za kolejką, jednym okiem tylko śpiący,
i do latryny nawet za małą potrzebą tośmy chodzili w pełnej formie, z naganami. I
wycierpiawszy tak tydzień i jeszcze dzień, zaczęliśmy już gadać od rzeczy,
miewaliśmy różne widzenia i nareszcie, kiedyśmy się obudzili w obwiniony ranek,
czwartego sierpnia, zauważyliśmy w sobie taką zmianę, że leżymy w szlafrokach pod
numerami, jak katorżnicy, bez broni i bez odzienia, tkanego przez matki nasze,
słabosilne staruszki z Kubania.
I słoneczko, jak spojrzeć, pięknie świeci, a piechota okopowa, wśród której cierpiało
trzech czerwonych kawalerzystów, chuligani się nad nami, a z nią razem te
niemiłosierne siostry, które wsypały nam z wieczora sennego proszku, a teraz trzęsą
młodymi cyckami i niosą nam na talerzach kakało, a w tym kakale mleka, że można
się zachłysnąć! Od tej całej wesolutkiej karuzeli piechota stuka kulami cholernie
głośno i szczypie nam boki jak kupnym dziewkom, że niby Pierwsza Konna
Budionna Armia też się już nawojowała. Ale nie, towarzysze, pieścidełka nasze,
coście sobie odpaśli takie kałduny, że w nocy gracie jak na kulomiotach; nie
nawojowała się jeszcze, więc tylko poprosiwszy o wyjście, jakoby za potrzebą,
zeszliśmy we trójkę na podwórze, a z podwórza rzuciliśmy się pędem, w gorączce, w
sinych ranach, do obywatela Bojdermana, do predurewkoma*, bez którego,
towarzyszu śledczy Burdenko, całego tego nieporozumienia ze strzelaniną, całkiem
możliwe, wcale by nie było, to jest bez tego predurewkoma, przez którego żeśmy się
zupełnie stracili. I chociaż nie możemy dać niezbitych materiałów na obywatela
Bojdermana, to jednak jakeśmy już weszli do predurewkoma, zwróciliśmy uwagę na
obywatela starszych lat, w kożuchu, narodowości żydowskiej, który siedzi przy
biurku, a biurko jego zawalone papierami, że aż przykro spojrzeć.
Obywatel Bojderman rzuca oczami to tu, to tam i widać, że niczego nie może
zrozumieć w tych papierach, że ma kłopot z tymi papierami, tym bardziej jak wziąć
pod uwagę, że nieznani, ale zasłużeni wojskowi groźnie naciskają obywatela
Bojdermana względem prowizji, przez ich głowy miejscowi działacze wskazują na
kontrrewolucję w okolicznych wsiach, a w ten sam moment zjawiają się szeregowi
pracownicy z centrali, którzy mają życzenie, żeby im dać ślub w urewkomie jak
najprędzej i bez biurokratycznej mitręgi. Także samo i my podniosłym głosem
wyłożyliśmy wypadek ze zdradą w lazarecie, ale obywatel Bojderman tylko bałuszył
na nas gały i jak przedtem rzucał nimi to tu, to tam i gładził nas po ręcach, co już
władzy nie wypada i nic wspólnego z władzą nie ma, a rezolucji w żaden sposób nie
dawał i tylko przekładał: towarzysze wojskowi, jeżeli żal wam radzieckiej*
Predurewkom - przewodniczący powiatowego komitetu rewolucyjnego. władzy, to
opuśćcie ten lokal, na co nie mogliśmy się zgodzić, to znaczy opuścić lokal, a
żądaliśmy od wszystkich zaświadczenia tożsamości, a nie otrzymawszy takowego,
straciliśmy całkiem świadomość. I znajdując się bez tej świadomości, wyszliśmy na
plac przed szpitalem, gdzie rozbroiliśmy milicję w składzie jednego kawalerzysty i
uszkodziliśmy ze Izami trzy nieszczególne szkiełka w opisanym wyżej lamusie.
Doktor Jawejn przy tym niedopuszczalnym fakcie stroił miny i śmichy-chichy i to w
takim momencie, kiedy towarzysz Kustow miał za cztery dni skonać z tej swojej
choroby. W krótkim swoim rewolucyjnym życiu towarzysz Kustow bez ustanku
drżał, żeby nie było zdrady, a tu ona robi do nas oko z okna, tu znów kpinkuje sobie z
ordynarnego proletariatu, ale proletariat, towarzysze, sam wie, że jest ordynarny, to
nas boli, dusza się skręca i rwie ogniem to cielesne więzienie.
Zdrada, powiadam ja wam, towarzyszu śledczy Burdenko, naśmiewa się z nas przez
okno, zdrada krąży po naszej chacie, zzuła sztyblety, zarzuciła je na plecy, żeby
podłoga ani skrzypią w rabowanym domu.
Tłum. Jerzy Pomianowski

More Related Content

What's hot

Mój przyjaciel zdrajca - Maria Nurowska - ebook
Mój przyjaciel zdrajca - Maria Nurowska - ebookMój przyjaciel zdrajca - Maria Nurowska - ebook
Mój przyjaciel zdrajca - Maria Nurowska - ebooke-booksweb.pl
 
Aleja samobójców Marek Krajewski, Mariusz Czubaj - ebook
Aleja samobójców   Marek Krajewski, Mariusz Czubaj - ebookAleja samobójców   Marek Krajewski, Mariusz Czubaj - ebook
Aleja samobójców Marek Krajewski, Mariusz Czubaj - ebooke-booksweb.pl
 
Róże cmentarne Mariusz Czubaj Marek Krajewski
Róże cmentarne   Mariusz Czubaj Marek KrajewskiRóże cmentarne   Mariusz Czubaj Marek Krajewski
Róże cmentarne Mariusz Czubaj Marek Krajewskie-booksweb.pl
 
Nie ma takiego miasta - Tomasz Konatkowski - ebook
Nie ma takiego miasta - Tomasz Konatkowski - ebookNie ma takiego miasta - Tomasz Konatkowski - ebook
Nie ma takiego miasta - Tomasz Konatkowski - ebooke-booksweb.pl
 
Głową o mur Kremla - Krystyna Kurczab-Redlich - ebook
Głową o mur Kremla - Krystyna Kurczab-Redlich - ebookGłową o mur Kremla - Krystyna Kurczab-Redlich - ebook
Głową o mur Kremla - Krystyna Kurczab-Redlich - ebooke-booksweb.pl
 
Tatarzy w sandomierzu - Ferdynand Kuraś - ebook
Tatarzy w sandomierzu - Ferdynand Kuraś - ebookTatarzy w sandomierzu - Ferdynand Kuraś - ebook
Tatarzy w sandomierzu - Ferdynand Kuraś - ebooke-booksweb.pl
 
Szekspir Makbet Demo
Szekspir Makbet DemoSzekspir Makbet Demo
Szekspir Makbet Demoguest28973a5
 
Morderstwo w La Scali - Tomasz Piątek - ebook
Morderstwo w La Scali - Tomasz Piątek - ebookMorderstwo w La Scali - Tomasz Piątek - ebook
Morderstwo w La Scali - Tomasz Piątek - ebooke-booksweb.pl
 
21.37 - Mariusz Czubaj - ebook
21.37 - Mariusz Czubaj - ebook21.37 - Mariusz Czubaj - ebook
21.37 - Mariusz Czubaj - ebooke-booksweb.pl
 

What's hot (12)

Park prez
Park prezPark prez
Park prez
 
Mój przyjaciel zdrajca - Maria Nurowska - ebook
Mój przyjaciel zdrajca - Maria Nurowska - ebookMój przyjaciel zdrajca - Maria Nurowska - ebook
Mój przyjaciel zdrajca - Maria Nurowska - ebook
 
Aleja samobójców Marek Krajewski, Mariusz Czubaj - ebook
Aleja samobójców   Marek Krajewski, Mariusz Czubaj - ebookAleja samobójców   Marek Krajewski, Mariusz Czubaj - ebook
Aleja samobójców Marek Krajewski, Mariusz Czubaj - ebook
 
Antygona
Antygona      Antygona
Antygona
 
Róże cmentarne Mariusz Czubaj Marek Krajewski
Róże cmentarne   Mariusz Czubaj Marek KrajewskiRóże cmentarne   Mariusz Czubaj Marek Krajewski
Róże cmentarne Mariusz Czubaj Marek Krajewski
 
Nie ma takiego miasta - Tomasz Konatkowski - ebook
Nie ma takiego miasta - Tomasz Konatkowski - ebookNie ma takiego miasta - Tomasz Konatkowski - ebook
Nie ma takiego miasta - Tomasz Konatkowski - ebook
 
Głową o mur Kremla - Krystyna Kurczab-Redlich - ebook
Głową o mur Kremla - Krystyna Kurczab-Redlich - ebookGłową o mur Kremla - Krystyna Kurczab-Redlich - ebook
Głową o mur Kremla - Krystyna Kurczab-Redlich - ebook
 
Tatarzy w sandomierzu - Ferdynand Kuraś - ebook
Tatarzy w sandomierzu - Ferdynand Kuraś - ebookTatarzy w sandomierzu - Ferdynand Kuraś - ebook
Tatarzy w sandomierzu - Ferdynand Kuraś - ebook
 
Szekspir Makbet Demo
Szekspir Makbet DemoSzekspir Makbet Demo
Szekspir Makbet Demo
 
Kalina
KalinaKalina
Kalina
 
Morderstwo w La Scali - Tomasz Piątek - ebook
Morderstwo w La Scali - Tomasz Piątek - ebookMorderstwo w La Scali - Tomasz Piątek - ebook
Morderstwo w La Scali - Tomasz Piątek - ebook
 
21.37 - Mariusz Czubaj - ebook
21.37 - Mariusz Czubaj - ebook21.37 - Mariusz Czubaj - ebook
21.37 - Mariusz Czubaj - ebook
 

Izaak Babel - ZDRADA.pdf

  • 1. ZDRADA Towarzyszu śledczy Burdenko. Na pytanie towarzysza odpowiadam, że partyjność mam numer dwadzieścia cztery zero zero, wydaną Nikicie Bałmaszowowi przez Krasnodarski Komitet Partii. Autobiografię moją przed 1914 rokiem zapodaję jako domową, gdzie zajmowałem się przy rodzicach rolnictwem i przeszedłem od rolnictwa w szeregi imperialistów, bronić obywatela Puękare oraz kata rewolucji niemieckiej Eberta Noske, którzy, jak wiadomo, nawet we śnie furt tylko o tym śnili, jak by tu dopomóc przyrodzonej mojej stanicy Święty Iwan okręgu kubańskiego. I tak skręcało się powrósło, aż dopiero towarzysz Lenin odwrócił wstecz bestialski mój bagnet i wskazał mu należne kiszki i odpowiedniejszy bandzioch do prucia. Od tej pory noszę numer dwadzieścia cztery zero zero na końcu mego świadomego bagnetu i po prostu wstyd oraz wręcz śmiesznie słyszeć teraz od was, towarzyszu śledczy Burdenko, niesłychaną tę lipę o nie znanym nikomu N-tym szpitalu. Na szpital ten ani żem nie napadł, ani nie strzelał, czego i być nie mogło. Będąc ranni, my, cała trójka, a mianowicie: szeregowy Gołowicyn, szeregowy Kustow i ja, czuliśmy gorączkę w kościach i nie napadliśmy, a tylkośmy płakali, stojąc w szpitalnych szlafrokach na placu pośród cywilnej ludności żydowskiego pochodzenia. A względem uszkodzenia trzech szyb, cośmy uszkodzili z nagana, model oficerski, to powiem z duszy-serca, że szyby te nie odpowiadały swojemu celowi, będąc w komórce, w której nie było z nich żadnego pożytku. I doktor Jawejn, widząc to nasze pełne goryczy strzelanie, tylko wyśmiewał się z rozmaitymi podśmiechujkami, stojąc w oknie swojego szpitala, co także mogą potwierdzić wyżej wyszczególnieni cywile żydowskiej narodowości z miasteczka Kozin. Na doktora Jawejna daję jeszcze, towarzyszu śledczy, taki materiał, że on wyśmiewał się, kiedy my, trzech rannych, a mianowicie: szeregowy Gołowicyn, szeregowy Kustow i ja, na samym początku przyszli na leczenie, to zaraz w pierwszych słowach on nam trochę już za bardzo po chamsku powiedział: szeregowi, każdy ma się wykąpać w łazience, waszą broń i waszą odzież zrucajcie mi tu w tej chwili, ja się od nich boję zarazy, trzeba to koniecznie do cekhauzu oddać.
  • 2. I wtenczas, widząc przed sobą zwierza, a nie człowieka, szeregowy Kustow stąpił naprzód przetrąconą swoją nogą i wyraził się, jaka też w niej może być zaraza, w tej kubańskiej ostrej szabli, oprócz jak dla wrogów naszej rewolucji, a także zainteresował się, jak z tym cekhauzem, czy faktycznie przy rzeczach stoi tam partyjny żołnierz, czy na odwrót, przedstawiciel mas bezpartyjnych. I tutaj chyba doktor Jawejn przekonał się, że dobrze umiemy poznać się na zdradzie. Odwrócił się tyłem i bez jednego słowa odesłał nas do sali i znów z rozmaitymi prześmiewkami, dokąd też my i poszli, kuśtykając na przetrąconych nogach, machając pokaleczonymi ręcami i trzymając się jeden za drugiego, bo my we trzech jesteśmy rodacy ze stanicy Święty Iwan, a mianowicie: towarzysz Gołowicyn, towarzysz Kustow i ja, jesteśmy krajanie i jeden nam los sądzony, a kto ma rozharataną nogę, ten trzyma towarzysza za rękę, a komu brak ręki, ten opiera się o ramię towarzysza. Według wydanego rozkazu poszliśmy na salę, gdzie spodziewaliśmy się zobaczyć pracę kulturalno- oświatową i wierność sprawie, ale ciekawe, co też myśmy zobaczyli, wchodząc na tę salę? Zobaczyliśmy czerwonoarmistów, sama piechota, siedzących na zasłanych łóżkach, grających w damkę, a przy nich siostry wysokiego wzrostu, gładkie, stojące pod oknami i szerzące sympatię. Widząc to stanęliśmy, jakby nas piorun strzelił. - Nawojowaliście się dość, chłopaki? - krzyczę do rannych. - Dość żeśmy się nawojowali - odpowiadają ranni i przesuwają sobie damki, porobione z chleba. - Trochę za wcześnie - powiadam rannym - za wcześnie nawojowałaś się, piechoto, kiedy wróg na kocich lapach krąży o piętnaście wiorst od miasteczka i kiedy w gazecie „Czerwony Kawalerzysta” można przeczytać o naszej międzynarodowej sytuacji, że to istna rozpacz i że na horyzoncie pełno chmur. - Ale moje słowa odskoczyły od tej bohaterskiej piechoty jak owcze bobki od pułkowego bębna i skończyło się na tym, że miłosierne siostry podprowadziły nas do prycz i znów zaczęły marudzić w kółko o złożeniu broni, jakbyśmy już byli zwyciężeni. Wyprowadziły z nerwów Kustowa, że wprost nie do wyobrażenia, i on zaczął rozrywać swoją ranę, mieszczącą się u niego na lewym ramieniu, nad skrwawionym sercem żołnierza i proletariusza. Widząc, jak się tak męczy, pielęgniarki poprzycichały, tylko że przycichały na krótko, a potem od początku wznowiły te
  • 3. swoje bezpartyjne szykany i zaczęły podsyłać do nas na ochotnika, żeby spod nas wyciągali we śnie odzienie albo też zmuszali nas, niby dla upowszechniania kultury, odgrywać teatralną rolę w damskim przebraniu, co się nie należy. Niemiłosierne siostry. Niejeden raz brały nas na muszkę względem tej odzieży przy pomocy sennego proszku, tak że na spoczynek tośmy się kładli za kolejką, jednym okiem tylko śpiący, i do latryny nawet za małą potrzebą tośmy chodzili w pełnej formie, z naganami. I wycierpiawszy tak tydzień i jeszcze dzień, zaczęliśmy już gadać od rzeczy, miewaliśmy różne widzenia i nareszcie, kiedyśmy się obudzili w obwiniony ranek, czwartego sierpnia, zauważyliśmy w sobie taką zmianę, że leżymy w szlafrokach pod numerami, jak katorżnicy, bez broni i bez odzienia, tkanego przez matki nasze, słabosilne staruszki z Kubania. I słoneczko, jak spojrzeć, pięknie świeci, a piechota okopowa, wśród której cierpiało trzech czerwonych kawalerzystów, chuligani się nad nami, a z nią razem te niemiłosierne siostry, które wsypały nam z wieczora sennego proszku, a teraz trzęsą młodymi cyckami i niosą nam na talerzach kakało, a w tym kakale mleka, że można się zachłysnąć! Od tej całej wesolutkiej karuzeli piechota stuka kulami cholernie głośno i szczypie nam boki jak kupnym dziewkom, że niby Pierwsza Konna Budionna Armia też się już nawojowała. Ale nie, towarzysze, pieścidełka nasze, coście sobie odpaśli takie kałduny, że w nocy gracie jak na kulomiotach; nie nawojowała się jeszcze, więc tylko poprosiwszy o wyjście, jakoby za potrzebą, zeszliśmy we trójkę na podwórze, a z podwórza rzuciliśmy się pędem, w gorączce, w sinych ranach, do obywatela Bojdermana, do predurewkoma*, bez którego, towarzyszu śledczy Burdenko, całego tego nieporozumienia ze strzelaniną, całkiem możliwe, wcale by nie było, to jest bez tego predurewkoma, przez którego żeśmy się zupełnie stracili. I chociaż nie możemy dać niezbitych materiałów na obywatela Bojdermana, to jednak jakeśmy już weszli do predurewkoma, zwróciliśmy uwagę na obywatela starszych lat, w kożuchu, narodowości żydowskiej, który siedzi przy biurku, a biurko jego zawalone papierami, że aż przykro spojrzeć. Obywatel Bojderman rzuca oczami to tu, to tam i widać, że niczego nie może
  • 4. zrozumieć w tych papierach, że ma kłopot z tymi papierami, tym bardziej jak wziąć pod uwagę, że nieznani, ale zasłużeni wojskowi groźnie naciskają obywatela Bojdermana względem prowizji, przez ich głowy miejscowi działacze wskazują na kontrrewolucję w okolicznych wsiach, a w ten sam moment zjawiają się szeregowi pracownicy z centrali, którzy mają życzenie, żeby im dać ślub w urewkomie jak najprędzej i bez biurokratycznej mitręgi. Także samo i my podniosłym głosem wyłożyliśmy wypadek ze zdradą w lazarecie, ale obywatel Bojderman tylko bałuszył na nas gały i jak przedtem rzucał nimi to tu, to tam i gładził nas po ręcach, co już władzy nie wypada i nic wspólnego z władzą nie ma, a rezolucji w żaden sposób nie dawał i tylko przekładał: towarzysze wojskowi, jeżeli żal wam radzieckiej* Predurewkom - przewodniczący powiatowego komitetu rewolucyjnego. władzy, to opuśćcie ten lokal, na co nie mogliśmy się zgodzić, to znaczy opuścić lokal, a żądaliśmy od wszystkich zaświadczenia tożsamości, a nie otrzymawszy takowego, straciliśmy całkiem świadomość. I znajdując się bez tej świadomości, wyszliśmy na plac przed szpitalem, gdzie rozbroiliśmy milicję w składzie jednego kawalerzysty i uszkodziliśmy ze Izami trzy nieszczególne szkiełka w opisanym wyżej lamusie. Doktor Jawejn przy tym niedopuszczalnym fakcie stroił miny i śmichy-chichy i to w takim momencie, kiedy towarzysz Kustow miał za cztery dni skonać z tej swojej choroby. W krótkim swoim rewolucyjnym życiu towarzysz Kustow bez ustanku drżał, żeby nie było zdrady, a tu ona robi do nas oko z okna, tu znów kpinkuje sobie z ordynarnego proletariatu, ale proletariat, towarzysze, sam wie, że jest ordynarny, to nas boli, dusza się skręca i rwie ogniem to cielesne więzienie. Zdrada, powiadam ja wam, towarzyszu śledczy Burdenko, naśmiewa się z nas przez okno, zdrada krąży po naszej chacie, zzuła sztyblety, zarzuciła je na plecy, żeby podłoga ani skrzypią w rabowanym domu. Tłum. Jerzy Pomianowski