SlideShare a Scribd company logo
1 of 249
Download to read offline
zima 2015 4 [662]
Indeks 381489
Cena 24,99 zł [w tym 5% vat]
Uchodźca, czyli człowiek
Ten obcy i Kościół
Korepetycje z autonomii
Nowy sojusz ołtarza z tronem?
Ukryty Bóg sztuki
Credo połamane
Rosja — na Kijów czy na Damaszek?
Halík: Duszpasterska trzecia droga
Bergoglio bez ideologii
Rabin Skórka: Polityka i prorocy
Zajrzeć złu w twarz
248 stron!
Kwartalnik Warszawa rok LVIII  nr 4 [662]
Drodzy Czytelnicy!
Europa (czyli także Polska) stanęła w mijającym roku przed wiel‑
kim problemem społecznym, którego wcześniej usiłowała nie do‑
strzegać. Omawiamy w tym numerze „Więzi” przyczyny napływu
wielkiej fali uchodźców i analizujemy to zjawisko, sięgając także do
historii. Chcemy jednak pamiętać, że uchodźca to przede wszyst‑
kim bliźni. Jak przypomina bp Krzysztof Zadarko, watykańskie
dokumenty jasno wskazują, że w podejmowaniu kwestii uchodź‑
ców „najważniejszym punktem odniesienia nie może być interes
państwa czy bezpieczeństwo narodowe, lecz jedynie człowiek”.
Dzisiejszej Polsce przydałyby się solidne korepetycje z wza‑
jemnej autonomii Kościoła i państwa. Zasada ta zapisana jest
w dwóch konstytucjach: soborowej i państwowej. Nasi autorzy
przedstawiają historię powstawania tej formuły na gruncie włoskim
i dzisiejsze polskie uwarunkowania jej realizacji. Idea autonomii
ma także korzenie teologiczne. Może więc potrzebne są nie tylko
korepetycje, ale i rekolekcje?
O współczesnej sztuce ludzie Kościoła zwykli mówić ze sto‑
sownym dystansem, uznając, że pokazuje ona i propaguje świat bez
Boga. Teksty zamieszczone w bloku kulturalnym „Więzi” pokazują
jednak, że w poszukiwaniach współczesnych artystów paradoksal‑
nie znaleźć można tęsknotę za doświadczeniem przekraczającym
doczesność. Nawet wielka pustka może być wielką tęsknotą. Jaki
jest zatem ukryty Bóg sztuki?
Z radością prezentujemy Państwu także wiele innych tek‑
stów. Na łamach tego numeru „Więzi” znajdą Państwo zarówno
autorów tak wybitnych, jak ks. Tomáš Halík czy argentyński przy‑
jaciel papieża Franciszka, rabin Abraham Skórka, jak i młodych
debiutantów.
Zapraszam do uważnej lektury w zimowe wieczory i życzę
błogosławionych świąt Bożego Narodzenia oraz lepszego nowego
roku!
Zbigniew Nosowski
Spis treści
Podziękowania dla Przyjaciół
Lament na niedolę uchodźczą
i kondycję ludzką
Syria gaśnie. Jak do tego doszło?
Czy to nasza sprawa?
dyskusja
Ten obcy i Kościół
rozmowa
Dzieci jednego Boga
Szkic węglem, Rozmowa
w lesie, Proces
Szewc nad szewcami, „obrońca
narodu żydowskiego”. O Antonim
Kordowskim z Kurowa
Czytanie świata
I lalki mają swoje losy
Z drugiej strony Bugu
Na Kijów czy na Damaszek? Ruska
wiosna z hakiem (2)
5
7
26
36
47
57
61
64
76
85
Uchodźca, czyli człowiek
Jan M. Piskorski
Agata Skowron‑Nalborczyk
Malika Abdoulvakhabova,
Agata Skowron‑Nalborczyk,
Stanisław Strasburger,
Zbigniew Nosowski,
Marek Rymsza
Bp Krzysztof Zadarko,
Zbigniew Nosowski
Bp Michał Janocha
Michał Sobol
Antoni Sułek
Katarzyna Meloch
Włodzimierz Marciniak
Historia
Strategie kontroli. Cenzura PRL
wobec „Przeglądu Kulturalnego”
Rzeczy (nie)pospolite
Chmury nad Polską
Z ziemi włoskiej do polskiej.
Włoskie korzenie
polskiej Konstytucji
Autonomia jako kłopot
Nowy sojusz ołtarza z tronem?
Soborowa autonomia i polityzacja
katolicyzmu
Nota bene
Polityka potrzebuje proroków
Przypowieść o moim
niedowiarku, Przyjacielskie
umieranie, W chowanego
Duszpasterska trzecia droga
rozmowa
Otwarta ortodoksja
Czy zło implikuje nadzieję?
Przypadek Hioba
Litery na piasku
Ż — jak żółw
95
105
111
120
129
140
146
149
160
167
Aleksander Długołęcki
Aleksander Hall
Korepetycje z autonomii
Ks. Stanisław Adamiak
Sławomir Sowiński
Zbigniew Nosowski
Rabin Abraham Skórka
Zbigniew Jankowski
Ks. Tomáš Halík,
Bartosz Bartosik
Wojciech Zalewski
Michał Zioło OCSO
Credo połamane
rozmowa
Zaspokajanie głodu
Popioły Wezuwiusza
Ksiądz z kobietą w kinie
Zajrzeć złu w twarz
 *** [ Chciałbym aby skończyło
się postawą koloru  ], Jeszcze,
Posługa w szpitalu
Budowa świata jest plusowa.
Spotkanie z Krzysztofem
Majchrzakiem
Książki
„Solidarność” mityczna,
„Solidarność” prawdziwa
Skazani na dialog
Bergoglio bez ideologii
Dramat pokolenia
W Galerii „Więzi”
Aldona Piekarska
Eks post
O tym, że nie ma końca
175
186
193
203
211
214
222
228
232
236
241
242
Ukryty Bóg sztuki
Maria Poprzęcka,
ks. Andrzej Draguła,
Sebastian Duda,
Marcin Nowak,
Andrzej Wajs
Krzysztof Biedrzycki
Ks. Andrzej Draguła
Katarzyna Jabłońska,
ks. Andrzej Luter
Piotr Lamprecht
Ks. Andrzej Luter
Andrzej Friszke
Paweł Czapczyk
Jan Turnau
Jacek Borkowicz
Jerzy Sosnowski
 5
Podziękowania
dla Przyjaciół
Serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy odpowiedzieli na nasz apel o pomoc finansową.
W ostatnim okresie wsparcia udzieliły „Więzi” następujące osoby:
Krzysztof Jedliński (Warszawa), po raz dziewiąty
Michał Kosmulski (Warszawa), po raz czwarty
Marcin Listwan (Czernica), po raz czwarty
Bohdan Paczowski (Luksemburg)
Paweł Sawicki (Warszawa), po raz trzynasty
Marek Wesołowski (Gdańsk), po raz ósmy
Jan Wyrowiński (Toruń), po raz czterdziesty ósmy
oraz darczyńcy, którzy chcieli pozostać anonimowi.
Jak można pomóc?
Każda forma pomocy jest cenna. Będziemy wdzięczni zarówno za wpłaty jedno­razowe, jak
i regularne (np. w formie stałego zlecenia bankowego). Nazwiska Ofiarodawców będziemy
publikować w kolejnych numerach „Więzi”.
Wpłaty na rzecz statutowej działalności Towarzystwa „Więź” mogą być odliczane od do-
chodu jako darowizny. Prosimy o przekazywanie wpłat, także dewizowych, na konto:
Towarzystwo „Więź”, 00–074 Warszawa, ul. Trębacka 3
PKO BP S.A. XV O/Warszawa, nr 79 1020 1156 0000 7702 0067 6866
z dopiskiem: darowizna na rzecz działalności statutowej Towarzystwa „Więź”
Zachęcamy Państwa również do prenumeraty redakcyjnej naszego pisma oraz polecania
prenumeraty „Więzi” swoim Bliskim i Przyjaciołom. Warunki prenumeraty — zob. s. 247.
Bez Ciebie nie przetrwa „Więź”!
 6  WIĘŹ  Zima 2015
Społeczeństwo
 7
Lament
na niedolę uchodźczą i kondycję ludzką
Jan M. Piskorski
Prolog
Miejsce akcji: Morze Śródziemne. Czas akcji: trzydzieści trzy wieki temu. In‑
formator: Wergiliusz, Rzymianin, obywatel nieistniejącego od piętnastu wie‑
ków „wiecznego państwa” o nazwie Imperium Romanum, prawdopodobnie
potomek wygnańców. Grób Wergiliusza pod Neapolem, miejsce pielgrzymek
starożytnych, zaginął w zawierusze wędrówek ludów, które dotknęły Europę
między IV a VI stuleciem.
Błądząc po Morzu Śródziemnym pomiędzy azjatycką Troją, afrykańską Karta‑
giną a europejską Italią, Eneasz („zbiegiem z Azji” nazywali go przeciwnicy na
Półwyspie Apenińskim) i jego towarzysze ze spalonej Troi napotkali zabłąkanego
wojownika greckiego. Przyznał, że jest towarzyszem Odyseusza, pogromcy mia‑
sta nad Skamandrem. W wyprawie przeciw Troi wziął udział nie z nienawiści,
lecz dla chleba. Prosi o wybaczenie i wzięcie na statek, bo inaczej przyjdzie mu
zginąć. „Niedługo zwlekając”, stary i pobożny ojciec Eneasza „ujął młodzieńca
Uchodźca, czyli człowiek
 8  WIĘŹ  Zima 2015
Jan M. Piskorski
za rękę, tym znakiem dodał otuchy strwożonemu”. Grek mógł bezpiecznie wejść
na pokład, mimo że w chaosie ucieczki z Troi zginęła ukochana żona Eneasza.
Okręty trojańskie ruszyły dalej. Kiedy znalazły się blisko brzegów Italii, prze‑
ciwne wiatry rzuciły je ku Libii. Rządziła tam właśnie Dydona, uciekinierka z fenic‑
kiego Tyru. Poznawszy smak nieszczęścia, nie zamknęła bram kwitnącej Kartaginy
przed tułaczami, o których niedoli wieść niosła się szeroko po świecie. Przyjęła
uchodźców pod swój dach, zachęcała do odpoczynku, a najlepiej do pozostania.
Nie chciała, by ich łupinki znowu zostały oddane na pastwę wezbranego morza.
Kommos 1
Miejsce akcji: port sycylijski. Czas akcji i informator: jak wyżej.
„Już siódme / Lato jest, odkąd po wszystkich / Wodach, po wszystkich się mio‑
tamy ziemiach. / Śród niegościnnych skał i gwiazd, ciągnięte / Po wielkim morzu,
wciąż uciekającą / Ścigać musimy Italię” — rozpaczały Trojanki, pozostawione
same w porcie przy okrętach. Miały dość wędrówki. Chciały ziemi pod stopami.
Domu. W chwili szaleństwa chwyciły pochodnie i wznieciły ogień na statkach,
po czym przestraszone własnym czynem uciekły, chowając się po okolicy. Tym‑
czasem pożar trawi flotę. „Ani moc herosów, ani / Woda chlustana pomóc tu
nie zdoła”. Gdyby nie wsparcie samego Jowisza, który zesłał gwałtowną burzę,
byłyby spaliły własne nadzieje.
Epeisodion 1. W ucieczce
Miejsce akcji: Grecja, Kongo­‑Zair, Niemcy, Polska. Czas akcji: wieki V przed
Chr. i XX—XXI. Informatorzy: Herodot, ojciec historiografii europejskiej; Ni‑
cholas Gage, amerykański reporter urodzony we wsi Lia w greckim Epirze;
Hanna Krall, polska pisarka, która przeżyła wojnę w ukryciu, a potem trafiła
do sierocińca; świadkowie spisani przez Swietłanę Aleksijewicz lub cytowani
w opracowaniu Henryka Grynberga; dziennik „Jakarta Post” w relacji o po‑
jednaniu w Kongo.
Gdy w 480 roku przed Chr. armia Kserksesa zwyciężyła Spartan pod Termopilami,
droga do Grecji stanęła otworem. Azja brała na Europie odwet za Troję. Nie przy‑
padkiem król perski kazał się oprowadzić po jej ruinach. Persowie „gdziekolwiek
dotarli, wszystko palili i niszczyli, ciskając ogień do miast i świątyń” — zapewnia
współczesny wydarzeniom Herodot. Najgorsze doświadczenia czekały Fokijczy‑
ków, którzy uciekli w niedalekie góry. Ścigający ich żołnierze zbiorowo gwałcili
kobiety, co niejedna przepłaciła śmiercią. Inne rodziły perskie potomstwo. Nie
wiadomo, jaki los spotkał je same i ich dzieci. Dwa i pół tysiąca lat później małą
 9
Uchodźca,czyliczłowiek
Lament na niedolę uchodźczą i kondycję ludzką
Sabinkę z żydowskiego sierocińca, poczętą z niemieckiego gwałtu, wszyscy na‑
zywali Szwabką. Dzieci urodzone w wyniku gwałtów w Kongo, światowej stolicy
przemocy seksualnej na przełomie XX i XXI wieku, zwie się wężami.
Górskie pieczary stanowiły odwieczną kryjówkę ludów bałkańskich, podob‑
nie jak niedostępne bagna i szuwary zapewniały przez wieki schronienie mieszkań‑
com Europy nizinnej. Exodus przed tysiącleciami nie wyglądał inaczej niż podczas
ostatniej wielkiej europejskiej wojny, kiedy przed niemieckimi żołnierzami uciekali
mieszkańcy greckiej wioski Lia. Kosztowności, ważniejszy dobytek i żywność pako‑
wano na juczne osły. Czego nie dano rady zabrać, zakopywano w ziemi i chowano
w dziuplach okolicznych drzew. W wąskiej kolumnie ku górskim pieczarom szli
ludzie, a z nimi osły, kozy i owce. Chorych i małe dzieci niesiono. Co pozostało, od‑
dział pacyfikacyjny podpalił, włącznie z kościołem i tymi, którzy nie dali rady uciec.
„Atakujemy... pierwsze osiedla niemieckie... Jesteśmy młodzi. Silni. Cztery
lata bez kobiet. W piwnicach jest wino. Łapaliśmy niemieckie dziewczęta i...
Dziesięciu gwałciło jedną... Kobiet brakowało, bo ludzie uciekali przed Armią
Radziecką, to braliśmy i całkiem młodziutkie. Dwunasto-, trzynastoletnie... Dziew‑
czynki. Jeśli płakała, tośmy bili, czymś zatykali jej usta. Ją bolało, a nas to śmie‑
szyło” — ze wstydem, czterdzieści lat po wojnie, wyznał Swietłanie Aleksijewicz
oficer Armii Czerwonej.
Młody Adam Bromberg, przedwojenny polski komunista z żydowskiej ro‑
dziny, patrzył w 1945 roku na kolumny niemieckich wygnańców ciągnących swe
wózki z tobołami i notował zadumany, ale bez współczucia: „szli jak my na po‑
czątku tej wojny... Najwyżej Rosjanie coraz to dopadali jak wilki i wyszarpywali
co atrakcyjniejsze kobiety i przedmioty”.
Kommos 2
Miejsce akcji: Pendżab. Czas akcji: lato 1947 roku. Informator: Amrita Pritam,
indyjska pisarka urodzona w rodzinie duchownego sikhijskiego w Pendżabie.
Po jego podziale między Indie a Pakistan, opuściła pakistański Lahaur na
rzecz indyjskiego Delhi.
Czy ziemia zroszona tak obficie ludzką krwią będzie rodzić złote zboże? Czy
kukurydza będzie nadal pachniała, skoro jej korzenie wyrosną na ludzkich zwło‑
kach? Czy kobiety, których siostry się gwałci, będą chciały rodzić synów? — zasta‑
nawiała się Hamida, młoda muzułmańska wieśniaczka hinduskiego pochodzenia,
po sierpniowych pogromach na pograniczu indyjsko­‑pakistańskim. W polu trzciny
cukrowej natknęła się na hinduskę, która opowiedziała jej, jak pakistańscy żoł‑
nierze skierowani do ochrony obozów uchodźczych, wyszukiwali sobie na noc co
ładniejsze dziewczyny. Hamida ukryła ją i niepostrzeżenie dla sąsiadów przekazała
kolumnie zmierzającej ku Indiom. Doszła jednak do wniosku, że grzechem jest
żyć w świecie tak pełnym zła i nic gorszego, niż urodzić się dziewczyną.
 10  WIĘŹ  Zima 2015
Jan M. Piskorski
Epeisodion 2. Azyl
Miejsce akcji: Grecja. Czas akcji: starożytność. Informatorzy: Homer, król
poetów, żyjący około VIII wieku przed Chr. oraz Eurypides, ateński drama‑
turg z genialnego V wieku przed Chr., odbrązawiacz ludzkich postaw i mitów.
Gdy w obliczu perskiego niebezpieczeństwa Ateńczycy ewakuowali się na są‑
siednie wyspy, był wśród nich zapewne Eurypides. Zapamiętane w dzieciństwie
obrazy płonącego miasta i przerażonych uciekinierów wbiły mu się w pamięć na
całe życie. Choć jak każdy Ateńczyk musiał być żołnierzem, wczuwał się jak mało
który starożytny poeta w rolę ofiar wojny — mieszkańców dewastowanych przez
soldateskę miast, porywanych kobiet, uchodźców proszących o azyl. — Nie wy‑
pędza się żebraków i tułaczy — pisał, wychwalając dobrodziejstwa azylu świątyn‑
nego, którego nikomu nie wolno łamać, jeśli nie chce się zhańbić. — Nie szkodzi,
że świat schodzi na psy. Demokratycznych Aten nie może to dotyczyć. „Zawsze
ta ziemia tym, co są bezradni, chciała przynosić sprawiedliwą pomoc”. — Czy
można — pytał — czuć się wolnym w kraju, który nie zapewnia wolności ucieki‑
nierom i wygnańcom? Czy można — powtarzał ustami starej matki Tezeusza —
milczeć w tej sprawie, czy samo milczenie jest podłością?
„Każdy gość i żebrak pochodzi od Zeusa” — mówił kilka wieków wcześniej Ho‑
mer ustami pięknej Nauzyki z krainy Feaków, gdy piorące nad brzegiem morskim
dziewczęta znalazły wymęczonego rozbitka. — Nie sztuka — dodawał — przyjmo‑
wać obcych użytecznych dla kraju. Wieszczy, lekarzy, cieśli, wajdelotów. Fachowcy
zawsze znajdą sobie miejsce. Ważniejsze, by nie odtrącić przybysza w łachmanach.
Epeisodion 3. Powroty
Miejsce akcji: Grecja, Izrael­‑Palestyna, państwa tzw. Rogu Afryki, Niemcy,
Polska, ZSRR. Czas akcji: ostatnie trzy tysiąclecia. Informatorzy: dziennikarze
afrykańskiej agencji informacyjnej z Kakumy, kronikarze, pisarze, reporterzy
i świadkowie.
Gdy helleńską wyspę Terę na Morzu Egejskim nawiedziła klęska wieloletniej
suszy, mieszkańcy tamtejszych miast zdecydowali o wysłaniu części populacji na
przymusową emigrację. Pytia doradziła im założenie kolonii w Libii. Ponieważ
osadnikom nie wiodło się tam najlepiej, postanowili wrócić. „Lecz Terejczycy —
informuje Herodot — zarzucili pociskami zbliżających się do brzegu i nie pozwolili
im wylądować, tylko kazali odpłynąć z powrotem”.
„Nasze życie tutaj to czekanie. Próżne czekanie. Zostaliśmy porzuceni i zapo‑
mniani” — powiedział reporterom „Kanere Refugee Newspaper” Taban Malwei,
jeden z dwudziestu tysięcy „utraconych chłopców” Sudanu. W jego wsi wymordo‑
 11
Uchodźca,czyliczłowiek
Lament na niedolę uchodźczą i kondycję ludzką
wano dorosłych. Jemu wraz z grupą innych dzieci udało się przedostać do Etiopii.
Stamtąd wrócił do południowego Sudanu, lecz zaraz musiał uciekać ponownie. Tra‑
fił do obozu uchodźczego w kenijskiej Kakumie, gdzie od 1992 roku czeka na prze­
siedlenie do jakiegoś bezpiecznego kraju. W krajach Rogu Afryki — dewastowanych
od dziesięcioleci przez wojny i klęski ekologiczne — powroty uchodźców bywają
straszliwe. Wracają nie dlatego, że sytuacja w ich ojczyznach się polepszyła, ale dla‑
tego, że pogorszyły się warunki w krajach uchodźctwa. W Sudanie repatriantów przy‑
bywających z Etiopii atakowano, bombardowano z powietrza, pozbawiano żywności.
„Wielkopolska dla Wielkopolan” albo „Pomorze dla Pomorzan” — zdarzało
się usłyszeć polskim wygnańcom z ziem wschodnich na dworcach powojennej
Polski. „Mamy już po uszy naszych chłopów” — syczeli z oburzeniem niemieccy
ewakuanci z miast Zagłębia Ruhry w tym samym czasie. „Niech pan pomyśli —
zwracali się do Stiga Dagermana — rodacy wyrzucają rodaków”. Mieli żal do władz
Bawarii, że rok po zakończeniu wojny bezdusznie ich wysiedlają. W zburzonych
miastach na północy wciąż obowiązywał zakaz wjazdu. Pociągi z reewakuantami,
podobnie jak z wygnańcami ze Wschodu, trafiały na całe tygodnie na boczne
tory. Pasażerowie takich transportów — dodawał szwedzki reporter — nienawi‑
dzą Bawarów, plują nienawiścią do Polaków i Rosjan, „ale sami traktowani są
jak intruzi”. Nawet we własnych mieszkaniach, jeśli przetrwały wojnę i uda im
się do nich dotrzeć, są nieproszonymi gośćmi. Zajęli je inni.
„Jakim prawem ich wypuszczają? Jak można tak okrutnie krzywdzić lu‑
dzi?” — zwraca się płaczliwie Paweł Nikołajewicz do równie przerażonej żony.
Bohaterem powieści Aleksandra Sołżenicyna aż zatrzęsło na myśl, że zrehabi‑
litowani zesłańcy stalinowscy mogą się pojawić i u niego. Mieszkanie otrzymał
w zamian za donos na poprzedniego lokatora. — Wracajcie, skąd przybyliście! —
mówiono w całej Europie, kiedy garstka ocalonych z Zagłady Żydów pojawiła
się po wojnie przed drzwiami swych domów.
„Z pewnością nic podobnego by się nie wydarzyło, gdybyście zachowali się jak
ludzie cywilizowani” — rzekł wzburzony dwudziestolatek w mundurze żołnierza
rezerwy armii izraelskiej do swoich palestyńskich rodziców. Małżeństwo z powieści
Ghassana Kanafaniego korzysta z okazji stworzonej przez wojnę siedmiodniową
w 1967 roku i wraca do domu w izraelskiej Hajfie, gdzie w chaosie walk i ucieczki
1948 roku zostawiło syna Khalduna. Dom stoi jak stał. Nawet wewnątrz nie zmienił
się wiele. Zamieszkuje go Miriam, Żydówka, która zajęła się wychowaniem dziecka.
Jejojcazamordowanow Auschwitz,młodszegobratazastrzelono,czemuprzyglądała
się przez szparę w schodach. Właściwie od dawna oczekuje Safiyyi i Saida. O nic
nie pyta. Proponuje pozostawienie rozstrzygnięcia o dalszym losie ich wspólnemu
synowi, którego poinformowała o arabskim pochodzeniu. Dov staje sztywno przed
rodzicami i zwracając się do ojca, wyrzuca mu: „Nie powinieneś opuszczać Hajfy.
A jeśli było to niemożliwe, to bez względu na wszystko nie powinieneś zostawić
niemowlęcia w kołysce. A skoro i to okazało się niemożliwe, to powinieneś bezu‑
stannie próbować tutaj wrócić. Twierdzisz, że i to było niemożliwe? Dwadzieścia
lat minęło, szanowny panie. Dwadzieścia lat! [...] Wszyscy jesteście słabeuszami”.
 12  WIĘŹ  Zima 2015
Jan M. Piskorski
Powrót nie będzie wyglądał tak, jak sobie wyobrażamy zaraz po ucieczce
czy wygnaniu — domyślał się palestyński pisarz, sam uchodźca od dwunastego
roku życia. Ani powracający nie będzie taki sam, ani miejsce, do którego wróci.
Kommos 3
Miejsce akcji: Indie­‑Pakistan i Prusy Wschodnie. Czas akcji: lata 1945—1948.
Informatorzy: Saadat Hassan Manto, pakistański pisarz urodzony w później
indyjskiej części Pendżabu. Po podziale Indii zamieszkał w pakistańskim La‑
haur; Ernst Wiechert, niemiecki pisarz, piewca Mazur, w latach hitlerowskich
więzień obozu koncentracyjnego.
„Chcę jeszcze raz siąść nad potokiem, nad którym śpiewa słowik. [...] Chcę jeszcze
raz zobaczyć w nocy światło latarni morskiej. Chcę jeszcze raz zobaczyć kolo‑
rowe krzyże na cmentarzu” — żaliła się młoda uciekinierka z Prus Wschodnich
hrabiemu Amadeuszowi gdzieś w zachodnich Niemczech. Erdmuthe cierpi na
tęsknicę. Nie jest w stanie żyć poza rodzinnymi stronami nad Bałtykiem. Rusza
w drogę powrotną, mimo że — jak twierdzi jej mąż Donelaitis — cała ziemia pełna
jest rozbójników. „Można związać ręce i nogi, ale [...] nie serce” — tłumaczy mu
hrabia. — Serca pękają z tęsknoty, a bez serca żyć się nie da.
Pogoda była piękna. Stojący naprzeciw siebie w okopach indyjscy i paki‑
stańscy żołnierze od tygodni nie mieli nic do roboty. Pomiędzy nimi biegał pies,
którego nazwali „biednym uchodźcą”. Pewnego razu postanowili ustalić jego tożsa‑
mość. Co się zaczęło jako zabawa, skończyło brutalną strzelaniną do „uchodźcy”,
który zakończył życie w mękach pomiędzy pozycjami obu wojsk. Opowiadanie
Saadata Hassana Manto jest niczym alegoria jego życia. Zakochał się w Bom‑
baju, mieście, w którym mógł łączyć działalność literacką i filmową. Burzliwym
latem 1947 roku wyprawił do Pakistanu rodzinę, sam chciał przeczekać okres
nienawiści rozlewa­jącej się niczym zaraza. Miastami zawładnęły gangi młodych
ludzi. — Mord, rabunek i gwałt okazały się łatwiejsze, niż się normalnie wydaje —
pisał później. W styczniu 1948 roku pisarz nie wytrzymał. Odprowadzony przez
indyjskiego przyjaciela, wsiadł na statek do Pakistanu. I tam umarł z tęsknoty.
Epeisodion 4. Uchodźcy klimatyczni
Miejsce akcji: Ameryka, Europa, Chiny, Etiopia, Somalia. Czas akcji: tysiąc‑
lecia. Informatorzy: dziennikarze, reporterzy, świadkowie i uczeni.
Gdy powtarzająca się susza we wschodniej Afryce znów zniszczyła pastwiska,
Ibrahim przeniósł się z rodziną do zatłoczonego obozu uchodźców. — Poddałem
się — powiedział Somalijczyk Robertowi Stefanickiemu, zapewniając polskiego
 13
Uchodźca,czyliczłowiek
Lament na niedolę uchodźczą i kondycję ludzką
reportera zrezygnowanym głosem, „że na ziemie przodków już nie wróci”. Co bę‑
dzie robić, nie wie. Szans na powrót do normalnego życia w zasadzie nie ma.
Podobny los spotyka stopniowo wszystkich drobnych pasterzy w regionie.
Jeśli Ibrahim będzie miał dostatecznie wiele środków i jeszcze więcej odwagi,
ruszy, jak tysiące innych, ku Turcji lub wybrzeżom libijskim i dalej do Europy,
gdzie dotrze ostatecznie dwa czy trzy procent wszystkich uchodźców z regionu.
Nie szkodzi, że w Europie nie zostanie uznany za uchodźcę i będzie budzić
strach. Żyć będzie wiarą kruszącą wszystkie mury. Nadzieją na ucieczkę z piekła
i przedostanie się do raju: Europy. Jeszcze dwa pokolenia wcześniej uciekano
z niej masowo do innego raju — Ameryki. Europa krwawiła. — Wciąż czuję tu
zapach krwi — wyznała w rozmowie z brytyjskim „Guardianem” scenarzystka
Ruth Prawer Jhabvala, która w 1939 roku, w wieku dwunastu lat, uciekła z Nie‑
miec do Wielkiej Brytanii.
Wielkie wędrówki wywołane przez zmiany klimatyczne i klęski żywiołowe
ukształtowały oblicze Ziemi. Także Europy, gdzie co rusz przybywali kolejni noma‑
dzi w poszukiwaniu pastwisk. Dopiero od niedawna, po podzieleniu wszystkich
zasobów ziemskich pomiędzy państwa narodowe, do uchodźców ekonomicznych
zaczęto odnosić się pogardliwie i traktować jako przybyszów gorszej kategorii.
Jak gdyby głód i chaos nie były dostatecznym powodem do emigracji.
 — Nie przyjdziecie tutaj ze swoim kapitałem, my przyjdziemy do was —
usłyszałem po wykładzie od pewnego Etiopczyka. — Już idziemy! Cóż z tego, że
wzniesiecie umocnienia graniczne. Są tylko początkiem końca. Nie pokonacie
trendów demograficznych ani woli Boskiej. Zapomnieliście, że bramy Nowego
Jeruzalem będą otwarte, a ludzkość stopi się niczym w tyglu kowalskim? Nie
wyciągnęliście lekcji z budowy rzymskiego limesu? Chiński mur też nikogo nie
zatrzymał. — Długa historia Chin to w istocie dzieje wchłaniania najeźdźców —
potwierdza sinolog Mieczysław J. Künstler.
Epeisodion 5. Współżycie
Miejsce akcji: Chiny, Czechy, Egipt, Erytrea, Grecja, Indonezja, Izrael­‑Palestyna,
Polska, Sudan, Szwecja. Czas akcji: ostatnie trzy tysiąclecia. Informatorzy:
kronikarze, pieśniarze, reporterzy, świadkowie i uczeni.
Gdy rodacy odpędzili od macierzy terejskich boat people, tułali się oni latami po
Morzu Śródziemnym. Na koniec wrócili do Libii i osiedli w Cyrenie. Wzmocniwszy
się, wyrzucili z ziemi sąsiadów. Terejczycy, obok Izraelitów uciekających przed
głodem do Egiptu, to nie tylko pierwsi dobrze znani uchodźcy ekologiczni. To
również, znów obok Izraelitów, jedni z pierwszych na długiej liście ludów i ludzi
pokrzywdzonych, którzy obrócili się w ciemiężców.
Jakuba i jego synów podejmowano w Egipcie gościnnie. Dopóty, dopóki
przybysze izraelscy nie wzrośli w siłę na tyle, że miejscowi zaczęli ich postrzegać
 14  WIĘŹ  Zima 2015
Jan M. Piskorski
jako zagrożenie. „Synowie Izraela rozradzali się [...] i umacniali coraz bardziej,
tak że cały kraj się nimi napełnił” — podaje Księga Wyjścia. Gdy zarządzenia
antyizraelskie przybrały na sile, Mojżesz powiódł powierzony mu lud na powrót
do Ziemi Obiecanej. Przejęcie Palestyny, nie pierwsze i nie ostatnie, wiązało się
z wypędzeniem i ujarzmieniem jej poprzednich mieszkańców. — W realnym świe‑
cie nie ma gwarancji — przypominał rodakom od 1967 roku Jeshajahu Leibowitz,
urodzony w Rydze rabin zwany „sumieniem Izraela”.
Powroty do kraju ojców uchodziły w dawnym świecie za uprawnione. Sta‑
nowiły zarazem realne zagrożenie dla miejscowych wspólnot. Gdy wygnańcy
z wyspy Lemnos przybyli na Peloponez i powołali się na prawa ojczyźniane,
Spartanie obdarowali ich żonami i gospodarstwami. Lecz przybysze chcieli co
dnia więcej — podaje Herodot. W odpowiedzi miejscowi postanowili ich zgła‑
dzić. Uratowały ich fortelem żony, pochodzące z najznakomitszych spartańskich
domów. — Przybysze niemieccy — skarżą się średniowieczne pieśni czeskie i pol‑
skie — zawsze pokornie wżeniają się w tubylcze rody, aby podstępem przejąć ich
majątki. „Obcy rządzili wówczas w Szwecji, / nie mogło gorzej dziać się w króle‑
stwie, [...] / Szwedzcy mężowie cierpieli biedę, / woleli jednak śmierć, / niż znosić
dłużej takich gości” — grzmiał biskup Tomasz Simonsson w 1439 roku. Zwracał
się przeciw osadnikom z Niemiec. W Sztokholmie — wieściły ulotki ze zwykłą
mediom przesadą — pozostawili oni miejscowym jedynie zajęcia kata i grabarza.
Sy­‑Ma Ts’ien, Syn Smoka, chiński historyk i męczennik za prawdę, powia‑
damia pod rokiem 239 przed Chr. o wielkim dochodzeniu, które miało na celu
wygnanie z Państwa Środka wszystkich cudzoziemców. Zarządzenia i powstania
przeciw imigrantom znają wszystkie kontynenty i epoki. W 1975 roku mieszkańcy
sudańskich prowincji Gedaref i Kassala życzliwie podjęli uchodźców z Erytrei.
Dwa lata później długotrwała susza wypaliła pola i pastwiska. W tym czasie —
informuje brytyjski uczony Gaim Kibreab — większość ławek szkolnych i łóżek
szpitalnych zajmowali już uchodźcy. Zaczęła narastać niechęć do przybyszów,
która eksplodowała kolejne dwa lata później. Erytrejczykom palono chaty i ra‑
bowano majątek.
„Rybacy są Malajami, klienci Chińczykami — wyjaśniał indonezyjski tłumacz
włoskiemu reporterowi. — Kiedy nie ma ryb, Chińczycy udzielają pożyczek, które
dłużnicy spłacają z przyszłych połowów”. Do emigrantów z Chin, których jest
w Indonezji kilka procent, należy spora część majątku narodowego. Oskarżani
o szerzenie ateizmu i komunizmu, słowem chinokomunę, południowo­‑wschodnio­
‑azjatycką wersję żydokomuny, nie mieli szans na asymilację i musieli się parać
specjalnymi zajęciami, w tym handlem i bankowością — tłumaczy urodzony w In‑
donezji i wychowany w Malezji chiński badacz Wang Gungwu. — Malajowie „od
czasu do czasu wpadają w szał i niszczą chińskie sklepy” — kontynuował wynu‑
rzenia przed Tiziano Terzanim indonezyjski tłumacz. Mówił to z takim spokojem
w głosie — zauważa reporter — jak gdyby informował o zjawisku stanowiącym
część naturalnego rytmu świata. W wielkiej masakrze 1965 roku zginęło co
najmniej pół miliona ludzi, szczególnie wielu na rajskiej wyspie Bali. — To jedna
 15
Uchodźca,czyliczłowiek
Lament na niedolę uchodźczą i kondycję ludzką
z największych dwudziestowiecznych rzezi w okresie pokoju — przypominają
kanadyjski historyk Geoffrey Robinson i indonezyjski etyk polityki Baskara
T. Wardaya. Zabijano komunistów, tyle że niemal wszyscy okazali się Chińczy‑
kami, wcale niekoniecznie komunistycznych przekonań.
Kommos 4
Miejsce akcji: Indonezja. Czas akcji: współcześnie. Informator: Agus R. Sarjono,
indonezyjski poeta, który w „Wersach o tułaczce” przypomina o wysiedleniach
związanych ze spekulacją gruntami. W krajach Zachodu ich żywą spuścizną
jest tzw. czyszczenie kamienic.
[...]
Przyglądam się, jak na podwórzu zamiatasz
miotłą liście i wspomnienia
i wrzucasz je do ognia,
tak że z dymem i bez szmeru
wzbijają się ku niebu. I współczuję
mym rodakom, których
wygnano z ojcowizny, gdzie posiadali plenne
ogrody i pola. Tłuką się teraz
przez tysiąc nocy, tysiąc dni, i marzą
o domu z małym podwórkiem. I o
miotle, którą będą je
mogli zamieść co dnia, aby
ich dzieci mogły się bawić w słońcu. Ach,
ile razy możemy ciągnąć dalej,
zmieniać adres i miejsce, które
nazywamy Domem?
[...]
Epeisodion 6. Kolonizatorzy i kolonizowani
Miejsce akcji: Ameryka, Azja, Europa. Czas akcji: wieki średnie oraz XIX—
XX w. Informatorzy: Geronimo, wódz Apaczów; Helmold, kronikarz Słowian
połabskich; Tomasz Kantzow, kronikarz zachodniopomorski; świadkowie
i uczeni.
Gdy Geronimo, wódz Chiricahuów — zbuntowanego plemienia apackiego — pod‑
dał się w 1886 roku, wsadzono go do pociągu na Florydę. Nie domyślał się, że
czeka go życie nędzarza. Wcześniej na rampie kolejowej załadowano do pociągu,
 16  WIĘŹ  Zima 2015
Jan M. Piskorski
symbolu postępu, jego ziomków. Musieli pozostawić „cały swój dobytek, swoje
konie i psy, których część rzuciła się w pogoń za odjeżdżającym pociągiem i biegła
wzdłuż torów przez dwadzieścia mil”. „Wielka przygoda«budowania kontynentu»
się zakończyła” — konstatuje Frederick W. Turner III. Inaczej użytkowane trawia‑
ste prerie pustynniały, bizony wyginęły, a ich kości przerobiono na klej. Skazani
na powolną śmierć Indianie mieszkali już tylko na „spieczonych przez słońce
i wypłukanych przez erozję spłachetkach ziemi”. Paradoksem jest, że Amerykę,
która kojarzy się Europejczykom z wolnością, zbudowano na przemocy wobec
Indian, jej pierwszych mieszkańców, oraz wobec czarnoskórych niewolników.
„Na wschód chcemy podążać konno, / Na wschód chcemy razem. / Wszyscy
na zielone puszcze, / Wszyscy na puszcze. / Tam będzie lepszy byt!” — śpiewali sie‑
dem stuleci wcześniej flamandzcy osadnicy, szukający na niemiecko­‑słowiańskim
pograniczu ziemi i wolności. W tym czasie Przybysław, książę ujarzmionych
Obodrytów z dzisiejszych północnych Niemiec, zwracał się do biskupa Gerolda
w tonie znanym ze wspomnień Geronima. — Wasi „książęta z taką surowością
nas łupią”, że śmierć zdaje się lepsza niż życie. Wskazywał na ucisk prowadzący
„aż do całkowitego wyniszczenia” i pytał, jak Słowianie mają znaleźć czas na nową
wiarę, skoro „codziennie się [nam] zapowiada usunięcie z ziemi”.
 — Świat cały jest chrześcijański i albo się z tym pogodzimy i wraz z nim
zbudujemy nasz dobrobyt, albo będziemy prześladowani — apeluje do Pomorzan
w 1128 roku książę Warcisław. Dobrze się orientował w świecie, gdzie najczę‑
ściej jedyny wybór to wybór pomiędzy nieuchronną modernizacją a nieuchron‑
nym wyginięciem. Większość Słowian północno­‑zachodnich została, używając
terminologii Turnera, oswojona. Niepogodzeni — dodaje Helmold — uciekali na
„pobratymcze” Pomorze. Tam ich wyłapywano i sprzedawano Polakom w nie‑
wolę. Wielu nie miało żadnego pomysłu na nowe życie. Błąkali się bez celu po
bezdrożach, łącząc zbieractwo z napadami na przybyszów. Chcąc powstrzymać
rozboje, hrabia Guncelin z Hagen rozkazał wieszać tych spośród nich, którzy
nie umieją prosto wyjaśnić, dokąd zmierzają.
 — Żołnierze Stanów Zjednoczonych „nie wahali się przed żadną niegodzi‑
wością” — mówił stary Geronimo do jednego ze swoich następców, Daklugiego.
Roztaczał przed nim wizję Arizony jako arkadii, „którą Wszechmocny stworzył
dla Apaczów”: „To jest moja ziemia, mój dom, ziemia moich ojców, na którą
domagam się zezwolenia powrotu. Tam chcę spędzić ostatnie dni i zostać po‑
grzebanym wśród tamtejszych gór”. Marzenie wodza Apaczów nie spełniło się.
Umarł na obczyźnie. W niesprzyjającym klimacie Florydy i Alabamy wymarła po‑
nad czwarta część plemienia, które podjęło nierówną walkę z postępem w takim
znaczeniu, jak go wtedy rozumiano. Dzisiaj z pojęciem postępu mamy kłopot,
niemniej świat zmierza odwieczną drogą.
„Żegluj z wiatrem, gdy cię sztorm porwie” — mówi żona do męża w auto‑
biograficznym studium rozpadu wielonarodowego i wielowyznaniowego Ben‑
galu autorstwa Maloya Krishny Dhara. Jego ojciec robi wszystko, by zapobiec
biegowi wypadków. Wygrywa bitwy, lecz przegrywa wojnę. Poruszenie jednego
 17
Uchodźca,czyliczłowiek
Lament na niedolę uchodźczą i kondycję ludzką
elementu w tworzonej setki lat skomplikowanej układance społecznej i wyzna‑
niowej automatycznie porusza kolejne i burzy cały porządek. Sytuacja zmienia
się zbyt szybko, by nad nią zapanować. Można już tylko walczyć jak perski Mitra,
który wygrywa boje z demonami, świadom, że zaraz pojawią się następne. Jego
konsekwentne zmagania są jak pielenie chwastów: mimo ciągłej powtarzalności
trudno je uznać za pracę syzyfową.
Kommos 5
Miejsce akcji: Czeczenia. Czas akcji: lata dziewięćdziesiąte XX wieku. Infor‑
mator: czeska reporterka Petra Procházkova.
„Lata miną, zanim pozbędziemy się przerażenia” — wspomina Liza Ibrakimowa.
Mieszkanka Groznego wypowiedziała „cicho modlitwę, o której mówiono, że
powtórzona w trudnych chwilach pomaga uniknąć śmierci”. I przeżyła, choć
opuszczając z wnuczką na plecach coraz mniej bezpieczne miasto, dostała się
wpierw w strzelaninę na rogatkach, a potem na pole minowe. „Straszne rzeczy
widziałyśmy po drodze. Niedaleko Groznego paliła się wioska, domy w ogniu,
żadnego człowieka, wszyscy uciekli, po ulicach biegały oszalałe ze strachu zwie‑
rzęta, konie, ryczące krowy, ujadające psy. Coś okropnego! Zwierzęta patrzyły
na nas z wyrzutem: ech, wy kreatury, wy ludzie...”
Epeisodion 7. Łowy
Miejsce akcji: Ameryka Południowa i Północna, Francja i Polska pod niemiecką
okupacją, okolice Berlina, Ruanda. Czas akcji: wieki XIX i XX. Informatorzy:
Henrik Schulze — krajoznawca okolic Jüterboga w Niemczech, pisarze, repor‑
terzy, świadkowie i uczeni.
Gdy Apacze Geronima prowadzili odwetowe wyprawy przeciw Meksykanom,
którzy napadli na ich obóz i wymordowali kobiety i dzieci, stan Chihuahua wpro‑
wadził zapłatę za zabicie Indianina. Za skalp dziecięcy 25 dolarów, kobiecy — 50,
wojownika — 100. Niewiele później po przeciwnej stronie Ameryki sierżant Novak
z opowiadania Francisca Coloane’a dokonywał rachunku sumienia dotychczaso‑
wego życia. — Czyż ja sam nie zabijałem Indian Ona, nie obcinałem im uszu i nie
sprzedawałem hodowcom osiedlającym się w Ziemi Ognistej? — pytał siebie cicho.
Novak, przywódca powstania przeciw Julio Popperowi, argentyńskiemu królowi
złota, wiernie mu służył przez lata i jak inni awanturnicy wszystkich narodowości
„dostawał jednego funta szterlinga za każdą parę uszu”.
Wyparte z łowisk plemiona podkradały kolonistom zwierzęta hodowlane.
Popper, wykształcony w Paryżu inżynier z dobrego domu bukaresztańskich Ży‑
 18  WIĘŹ  Zima 2015
Jan M. Piskorski
dów, prowadził przeciw Indianom ekspedycyjne wyprawy łowieckie. Myśliwi
fotografowali się na tle „ubitej zwierzyny”. Podobnie jak na brytyjskiej Tasmanii,
kolonizacji nie przeżył ani jeden tubylec. Zgodnie z myśleniem epoki ludy „dzikie”
musiały wyginąć w zderzeniu z „postępowymi”. — Ludobójstwo zracjonalizowano
naukowo — stwierdza amerykański antropolog Patrick Brantlinger.
26 sierpnia 1942 roku francuska żandarmeria przystąpiła do łapanek na
żydowskich bezpaństwowców ukrywających się w poddanej niemieckiej kontroli
Francji. Dla Cecylii Klein, choć należała do rodziny naturalizowanej, oznaczało
to początek „regularnych łowów na ludzi”. Rok później Kleinowie z dzieckiem
i węzełkami na plecach ruszyli w stronę Szwajcarii. Po drodze przyłączali się do
nich inni „ludzie wyjęci spod prawa, próbujący po prostu ratować życie”. Młodzi
mieli oznaki katolickich organizacji harcerskich, starsi krzyżyki na szyjach. Część
grupy stanowiły sieroty. Po drodze Kleinów złapała policja, lecz ostatecznie zbiegli.
Ksiądz z pogranicznej miejscowości wskazał im doświadczonego przemytnika,
który odprowadził ich aż pod graniczne druty kolczaste. Nie wiadomo, skąd
się biorą diamenty w popiele, niemniej występują zawsze i wszędzie, chociaż
w różnych proporcjach i niekoniecznie tam, gdzie byśmy mogli się ich spodzie‑
wać. — Uratowałem rodzinę — mówił do mnie niedawno Claude Klein, profesor
prawa na uniwersytecie w Jerozolimie, naonczas czteroletni chłopiec. — Szwaj‑
carzy przyjmowali w tym czasie tylko rodziny z dziećmi.
„Każdy naród ma swoje zabawy” — spostrzegł Ludwik Hirszfeld w war‑
szawskim getcie w 1942 roku, dodając, że współcześni Niemcy polują na Ży‑
dów. Czternastoletni Dawid Rubinowicz spod Kielc zapisuje w dzienniczku, że
do Żydów strzela się jak do zajęcy. Chłopiec jest spostrzegawczy. Odnotowuje
współdziałanie polskiej policji, nierzadko ociągającej się, i walczących o prze‑
trwanie żydowskich donosicieli. Znakomitą organizację Zagłady podkreślają
wszyscy. „Już tak nas wyszkolili, że sami możemy załatwiać transporty, a oni będą
tylko stać i pilnować” — zauważa w Treblince, „wielkiej rzeźni”, czeski więzień
Richard Glazar.
Kto jest wielkim łowczym, wszyscy wiedzą. Zastrzeżone są też role specjalne.
Wśród żandarmów kontrolujących warszawskie getto zapamiętano strzelca, który
przedstawiał się jako Frankenstein. „Jeździł dookoła muru dorożką z postawioną
budą, strzelał i zapisywał sobie w czarnym notesie” dane osobowe zamordowa‑
nych — wspominał Janek Kostański. Myśliwi — wcale nierzadko „zwyczajni ludzie”
(Christopher R. Browning) — zarzynają dla przyjemności. Gdy przełamią pierw‑
sze wahania, zapraszają do towarzystwa żony, fotografują się z ofiarami. Muzycy
i recytatorzy zespołu rozrywkowego berlińskiej policji sami proszą w Łukowie
o pozwolenie na udział w orgii.
 — Niemcy realizują plan likwidacji Żydów z uporem maniaka — zapisuje
w 1943 roku warszawska nauczycielka Maria Kann. Nie odpuszczają do ostat‑
niego dnia wojny. 20 kwietnia 1945 roku podczas bombardowania stacji w Seddi‑
nie na południowy­‑wschód od Berlina udaje się uciec z pociągu kilku Żydówkom.
Dla rozpoznania pomalowano im głowy na czerwono. Znajdują schronienie
 19
Galeria „Więzi”: Aldona Piekarska
 20  WIĘŹ  Zima 2015
Jan M. Piskorski
w radzieckim lazarecie w niedalekim Beelitz. Wehrmacht odbija miasto i zabija
uciekinierki. Nie darmo kaszubska Żydówka Elza Pintus drży pod Gdańskiem
na samą myśl o powrocie Niemców. Ostatnie dni przed wyzwoleniem wspomina
jako najgorsze. Polują jednostki niemieckie, a z nimi wychodzą na łowy wszel‑
kiego autoramentu szumowiny, „po których mordach widać już było szatańskie
zamiary”. „Ziemia się pali pod stopami” — wpisuje do dziennika Maria Koper,
nastolatka przechowywana przez podwarszawskich chłopów. We Francji Julie
Dumot, opiekunka dzieci Iréne Némirovsky, francuskiej pisarki z żydowskimi
korzeniami, na próżno czeka „na powrót naszych wygnańców”, rodziców dzieci,
z obozów koncentracyjnych.
„Wszystkich wezwano do udziału w polowaniu na wroga” — zwraca się The‑
odore Nyilinkwaya do Philipa Gourevitcha. Amerykański reporter próbuje zro‑
zumieć mechanizm powszechnego zabijania w wojnie domowej pomiędzy Hutu
a Tutsi w Ruandzie w 1994 roku. Od czasów Tukidydesa wiemy, że jest to proces
dynamiczny, rozwijający się tym skuteczniej, im dłuższy jest sam konflikt. Lecz
pogrom Tutsich w Ruandzie trwał tylko sto dni. Mimo to stanowił „najbardziej
efektywne masowe morderstwo od ataków atomowych na Hiroszimę i Nagasaki —
stwierdza Gourevitch. — W Ruandzie przybywało zabitych w tempie niemal trzy
razy szybszym niż podczas Holocaustu”. Mordowano przy pomocy narzędzi
prymitywnych: pałek, młotków i najbardziej popularnych maczet.
„Powiedzmy, że ktoś się opierał” — kontynuował monolog przed Gourevit‑
chem Nyilinkwaya. Wtedy kumple kazali mu zabić przynajmniej jedną osobę,
bojąc się, że inaczej ich zadenuncjuje. Co było dalej, zależało już od niego sa‑
mego, ale krok pierwszy to krok najtrudniejszy. Jak się zresztą opierać, skoro
mordują — zdaje się — wszyscy i wszędzie. Ruanda jest krajem chrześcijańskim,
podzielonym pomiędzy katolików i protestantów. „Gdy pojawiały się kłopoty,
ludzie zawsze zmierzali do kościołów” — tłumaczy reporterowi Samuel Ndagiji‑
mana. Sam schronił się w ośrodku Adwentystów Dnia Siódmego w Mugonero.
Tyle że tym razem kościoły stały się miejscami rzezi, a znakomicie wykształceni
na Zachodzie księża brali czynny udział w masakrach.
Kommos 6
Miejsce akcji: Afryka, Azja, Europa. Czas akcji: wieki XX—XXI. Informatorzy:
Ernst Wiechert w powieści z 1939 roku; Tadeusz Różewicz, rocznik 1921,
w wierszu z 1947 roku; Abou Ahmed, bangladeski pisarz; tygodnik „The
Economist” w relacji z rozprawy sądowej przeciw księżom uczestniczącym
w ruandyjskich rzeziach.
„Ukochany Boże, bądź naszym gościem i spójrz, co nawyprawiałeś” — modli się
przed posiłkiem pewna matka z Prus Wschodnich. Modli się w związku z pierw‑
szą wojną światową, ale ostrzega przed następną.
 21
Uchodźca,czyliczłowiek
Lament na niedolę uchodźczą i kondycję ludzką
[...]
mam lat dwadzieścia
jestem mordercą
jestem narzędziem
tak ślepym jak miecz
w dłoni kata
zamordowałem człowieka
i czerwonymi palcami
gładziłem białe piersi kobiet.
Okaleczony nie widziałem
ani nieba ani róży
ptaka gniazda drzewa
świętego Franciszka
Achillesa i Hektora
Przez sześć lat
buchał z nozdrza opar krwi
Nie wierzę w przemianę wody w wino
nie wierzę w grzechów odpuszczenie
nie wierzę w ciała zmartwychwstanie
„Gdzie idziesz, tato?” — pyta ojca pięcioletni Akbar w opowiadaniu Abou Ahmeda
Najdłuższa noc. Indyjski literat Khushwant Singh otwiera nim reportaż o paki‑
stańskim pogromie w Dacce w 1971 roku.
 — Idę się modlić do meczetu — słyszy w odpowiedzi.
 — Modlić? Do kogo, tato?
 — Rzecz jasna do Allaha!
 — Allaha? Czy pakistańscy żołnierze Go nie zabili?
„Mieszkańcy Ruandy mają dwa powiedzenia o Bogu. W jednym zapewnia‑
­ją, że nawet jeśli dzień spędza poza krajem, na noc wraca do Ruandy. Drugie
mówi, że był nieobecny podczas ludobójstwa w Ruandzie w 1994 roku”.
Epeisodion 7. Zemsta
Miejsce akcji: Europa, Izrael­‑Palestyna, Persja. Czas akcji: starożytność i lata
czterdzieste XX wieku. Informatorzy: francuski filozof Alain Finkielkraut, krajo­
znawca Henrik Schulze, historycy, pisarze, publicyści i świadkowie.
Gdy na początku 1944 roku na ulicach Warszawy pojawiły się wozy niemieckich
uciekinierów i ich sojuszników, „serce się radowało” — zapisał Janek Kostański.
„I mnie serce stwardniało” — wyznał zaraz po wojnie Ludwik Hirszfeld. — Nawet
w marzeniach nawoływałem do odwetu. — Będzie miał kto mnie pomścić — cie‑
 22  WIĘŹ  Zima 2015
Jan M. Piskorski
szyła się Żydówka w Treblince i śmiało zdążała do komory gazowej. Uspokoiło
ją zapewnienie więźnia Jechiela Rajchmana, że jej syn przeżyje. Sanitariuszka
Tamara Kurajewa opowiadała Swietłanie Aleksijewicz o kapitanie Armii Czer‑
wonej, który nie mógł się doczekać, aż jego noga stanie w Niemczech. Na wojnie
stracił całą rodzinę. Żył wyłącznie nadzieją, że zobaczy cierpienia drugiej strony.
Zobaczywszy, nie widział potrzeby dalszego życia: „Doszedł, popatrzył i umarł...
zwyczajnie, nie był ranny”. — Skoro Hitler wymordował sześć milionów Żydów,
a Ameryka pomaga Niemcom, znaczy, że nie ma ani sprawiedliwości, ani Boga —
przekonywał zaraz po wojnie jeden z bohaterów opowiadania Isaaca Bashevisa
Singera.
„I tak ponieśli stosunkowo łagodną śmierć” — stwierdza w 1943 roku Ma‑
ria Kann w opisie śmierci jeńców niemieckich zrzuconych z czwartego piętra
na bruk przez powstańców w getcie warszawskim. W Nieszawie na początku
kwietnia 1945 roku wrzucano Niemców do Wisły. Małe dzieci żywcem, rodzi‑
ców po uprzednim rozstrzelaniu. W Luckenwalde na południe od Berlina polscy
robotnicy przymusowi skorzystali z wkroczenia Armii Czerwonej i rozprawili się
z rzeźnikiem o nazwisku Wilknis z Dahmer Strasse. Oskarżył polskiego pomoc‑
nika o kradzież, co zakończyło się jego powieszeniem. Zwyczajowo robotnicy
musieli przejść koło szubienicy. W rewanżu powiesili na hakach rzeźnickich ro‑
dzinę Wilknisa i znajdujących się u niego przypadkowych niemieckich uchodźców.
„Nie oszczędzono nawet małej blondyneczki, około trzyletniej. Znalazła śmierć
na wieszaku na ubrania”.
W opowiadaniu Obrazek z Ar­‑Ramli Ghassana Kanafaniego izraelska bo‑
jówka karze Abu­‑Usmana, który w okresie walk o Palestynę zamienił swój sklepik
w magazyn broni. Wpierw zabija mu publicznie córeczkę. Potem żonę. Jemu
pozwala żyć. Ludzie od niepamiętnych czasów wiedzą, co najbardziej boli. W VI
wieku przed Chr. król Medów Astiages podał swemu doradcy, Harpagosowi, który
nie wykonał jego rozkazu, pieczeń z zabitego na tę okazję syna.
Kiedy Ksenofont, grecki dowódca i pamiętnikarz z przełomu V i IV wieku
przed Chr., zapytał Seutesa, króla trackich Odrysów, jaki użytek chciałby zrobić
z jego wojsk, usłyszał w odpowiedzi: „Chciałbym [...] zemścić się na ludziach,
którzy nas wypędzili [z ojczystego królestwa], i żyć, nie oglądając się ciągle jak
pies na [...] stół [gospodarza, który go ugościł i wychował]”. Skrzywdzeni, nie‑
zależnie od miejsca i czasu, podkreślają prawo do zemsty za doznane zło. Mo‑
ralnością nagłej potrzeby nazywa Alain Finkielkraut debaty etyczne pozbawione
historycznego kontekstu. Może dlatego wkraczamy w świat opętany pamięcią,
ale bez historii? Starożytność wręcz pochwalała odwet. — Byle w rozsądnych
granicach, bez gniewu i tylko na bezpośrednim sprawcy — przekonywał Se‑
neka. Zemstę, szczególnie bezpośrednią, starali się zrozumieć zaraz po dru‑
giej wojnie światowej niemieccy publicyści Walter Dirks i Eugen Kogon. — Jest
to — pisali — reakcja naturalna, nawet jeśli zła. Trzeba jednak dodać za starym
Żydem z powieści Władysława Odojewskiego, że „płacą zwykle nie ci właśnie,
co zawinili”.
 23
Uchodźca,czyliczłowiek
Lament na niedolę uchodźczą i kondycję ludzką
Kommos 7
Miejsce akcji: Europa. Czas akcji: druga połowa XX wieku. Informator: żoł‑
nierka wysłuchana przez Swietłanę Aleksijewicz.
„Jechałam na wojnę jako... ateistka... A tam... Tam zaczęłam się modlić... Modlę się
o zbawienie duszy... Przychodzą do mnie we śnie... Zabici... Zabici przeze mnie...
Chociaż ich nie widziałam, ale przychodzą i patrzą na mnie. Szukam i szukam
wzrokiem, może któryś jest ranny, choćby nawet ciężko..., ale można go jeszcze
uratować” — wyznaje Wiera Sapgir, sierżant radzieckiej artylerii podczas drugiej
wojny światowej. Czas zmienia perspektywę. Kiedy rzeczywista wojna dobiegnie
końca, zaczynają się wojny z traumami w głowach. Te, jak wszystkie wojny, mają
swój początek, ale nie mają końca.
Epeisodion 8. Na morzu
Miejsce akcji: Ameryka, Azja, Europa. Czas akcji: stulecia XX—XXI. Informa‑
torzy: Arne Perras, afrykański i azjatycki korespondent niemieckich mediów;
brytyjski psycholog Alastair Ager; dziennik „The Star” z Kuala Lumpur.
Gdy w połowie 1939 roku dziewięciuset Żydów z niemieckiego liniowca „St. Louis”
nie zostało wpuszczonych kolejno na Kubę, do USA i Kanady, dla wielu pasaże‑
rów oznaczało to wyrok śmierci. Kubańczycy nie uznali swoich wiz. Amerykanie
i Kanadyjczycy oznajmili, że przekroczyli limity imigracyjne. Niektórzy świad‑
kowie utrzymują, że kiedy niemiecki kapitan próbował zbliżyć się do wybrzeży
Florydy, aby pozwolić pasażerom uciec, amerykańska straż przybrzeżna oddała
do niego strzały. Po miesięcznej podróży statek wrócił do Europy. Znaczna część
jego pasażerów zginęła niebawem w obozach zagłady.
„Panna A. opuściła Wietnam w łodzi z trzydziestu dwoma współpasażerami
na pokładzie, z których dziewięć to kobiety. Kilka dni później na pełnym morzu
podpłynęło do nich pięć łodzi pirackich. Wszystkie dziewięć kobiet porwano
i rozdzielono pomiędzy trzy łodzie. Pannę A. gwałcono przez pięć nocy pod
rząd. Każdej nocy gwałciło ją po siedmiu piratów. Próbowała popełnić samo‑
bójstwo, skacząc do morza, ale chwycono ją za włosy i uratowano. Szóstego
dnia piraci pozostawili ją na plaży w pobliżu obozu dla uchodźców” — dono‑
sił w raporcie o wietnamskich boat people psycholog Alastair Ager. Wciąż na
nowo okupowany Wietnam stał się w XX wieku jedną z największych wylę‑
garni uchodźców w Azji. Szczególną falę ucieczek przeżył po 1975 roku, gdy
władze komunistyczne przystąpiły do kolektywizacji wsi i reedukowania spo‑
łeczeństwa. Około miliona Wietnamczyków zdecydowało się na ucieczkę. Po‑
łowa jej nie przeżyła. Utopili się albo wpadli w ręce piratów. Zdarzało się,
 24  WIĘŹ  Zima 2015
Jan M. Piskorski
że statki handlowe nie podejmowały rozbitków w obawie, że nie będą miały
gdzie ich wysadzić.
„Pasażerowie żyli i byli w dobrym stanie — oświadczył w maju 2015 roku
rzecznik indonezyjskiej marynarki wojennej w odpowiedzi na pytanie o los czte‑
rystu uchodźców zepchniętych ponownie na pełne morze. — Prosili o pomoc
i nie chcieli do Indonezji. Chcieli do Malezji. Tak więc wysłaliśmy ich ponow‑
nie w drogę, po tym, gdy otrzymali od nas jedzenie, picie i lekarstwa”. Liczbę
uchodźców morskich w Azji Południowo­‑Wschodniej szacowano w tym czasie
na co najmniej osiem tysięcy. Większość z nich to przedstawiciele grupy et‑
nicznej Rohingya. Są muzułmanami pozbawionymi w buddyjskiej Birmie praw
obywatelskich, włącznie z prawem do dokumentów. Od lat uciekają grupami
przez Tajlandię do Malezji i Indonezji. Gdy Tajowie przystąpili do uszczelnienia
granic i rozprawy z przemytnikami, Rohingya przesiedli się na łodzie. Samo
zamknięcie kanałów migracyjnych rzadko rozwiązuje problemy. Częściej tylko
ujawnia kryzys.
Epilog
Miejsce akcji: Morze Śródziemne. Czas akcji: lata 2013—2015. Informatorzy:
Karim El­‑Gawhary, egipski dziennikarz, korespondent prasy europejskiej, oraz
rozgłośnia „Deutsche Welle”.
„Pewien uchodźca wszedł na statek i zanim utracił siły z powodu odwodnienia
organizmu, ucałował pokład” — wspomina Maria Luisa Catrambone, mieszkanka
Malty, córka amerykańsko­‑włoskich rodziców. Zaraz po maturze przerwała
dalszą naukę, aby wziąć udział w ratowaniu uchodźców na wodach w pobliżu
Malty i Lampedusy. Mniej więcej co sześćdziesiąt trzy minuty w Morzu Śródziem‑
nym, najczęściej u wybrzeży Libii, tonie człowiek. — Spojrzał na mnie wzrokiem,
który powiedział: „«Mój Boże, żyję, nie utonąłem». Nigdy nie zapomnę tego
spojrzenia”.
Statek „Phoenix” kupili i wyposażyli rodzice Marii Luisy, kiedy podczas
jednej z podróży morskich zobaczyli resztki ubrań po topielcach i usłyszeli głos
papieża na temat egoizmu współczesnego świata w obliczu wielkich wyzwań.
Tylko w pierwszym miesiącu statek przyjął na pokład ponad trzy tysiące tonących
uchodźców. Obecnie Maria Luisa i jej rodzice nie są już sami. Z powołaną przez
nich w stolicy Malty Valletcie „Morską Stacją Pomocy Migrantom” współpracują
Lekarze bez Granic oraz ludzie dobrej woli. Podejmują z wody uchodźców, co do
których Europa nie może się pogodzić, co dalej. Przyglądać się śmierci dziesiątków
tysięcy — ani wypada, ani można bezkarnie, jeśli Europejczycy chcą zachować
poczucie godności. Na przyjęcie uratowanych chętnych nie widać.
Moabib miał 17 lat, kiedy przedostał się z Senegalu do Włoch, gdzie zna‑
lazł opiekę u katolickiego kapłana, ojca Vici. Był dzieckiem­‑żołnierzem. Uciekł
 25
Uchodźca,czyliczłowiek
Lament na niedolę uchodźczą i kondycję ludzką
przed senegalskimi bojówkami. — Swej podróży nigdy nie zapomni — wyznaje
dziennikarzowi radiowemu. „Było bardzo zimno. Na statku znajdowało się po‑
nad trzysta osób... Trudno sobie wyobrazić, w jakim okropnym stanie był nasz
statek. Straszne. Kiedy wchodziliśmy na pokład, każdy wiedział, że sam musi
walczyć o przeżycie”. Podróż taką łupinką po wzburzonym morzu — dodaje — to
coś niewyobrażalnego, póki się tego samemu nie przeżyło.
Dziewiętnastoletnia Maria Luisa nie wie, jak rozwiązać problem uchodźców.
Żywi nadzieję, że gdy sama urodzi dzieci, sprawa będzie już dawno zamknięta.
„Mamy rok 2015, coś podobnego nie powinno mieć miejsca... Co się stało z na‑
szym człowieczeństwem, gdzie się podziała nasza dusza?”.
Jan M. Piskorski
Wykorzystano tłumaczenia: Swietłana Aleksijewicz, Wojna nie ma w sobie nic z kobiety
(tłum. Jerzy Czech), Sten Carlsson, Niemiecka emigracja w Szwecji (tłum. Zofia Biskup),
Stieg Dagerman, Niemiecka jesień (tłum. Irena Kowadło­‑Przedmojska), Eurypides, Dzieci
Heraklesa (tłum. Jerzy Łanowski), Geronimo, Żywot własny (tłum. Krzysztof Zarzecki),
Richard Glazar, Stacja Treblinka (tłum. Ewa Czerwiakowska), Helmold, Kronika Słowian
(tłum. Józef Matuszewski), Herodot, Dzieje (tłum. Seweryn Hammer), Homer, Odyseja
(tłum. Jan Parandowski), Ksenofont, Wyprawa Cyrusa (tłum. Władysław Madyda), Iréne
Némirovsky, Francuska suita (tłum. Hanna Pawlikowska­‑Gannon), Petra Procházková,
Ani życie, ani wojna. Czeczenia oczami kobiet (tłum. Grzegorz Sowula), Aleksander Soł‑
żenicyn, Oddział chorych na raka (tłum. Michał B. Jagiełło), Tiziano Terzani, Powiedział
mi wróżbita (tłum. Jerzy Łoziński), Wergiliusz, Eneida (tłum. Zygmunt Kubiak). Pieśń
flamandzkich osadników cytuję w lekko skorygowanym tłumaczeniu Benedykta Zientary
Henryk Brodaty. Pozostałe cytaty we własnym tłumaczeniu.
Jan M. Piskorski — profesor historii porównawczej Europy na Uniwersytecie Szczeciń‑
skim. Wydał m.in.: Wygnańcy. Przesiedlenia i uchodźcy w dwudziestowiecznej Europie
(PIW 2010), Wojna, pamięć, tożsamość. O bitwach i mitach bitewnych (Bellona 2012),
Pomorze plemienne (Templum 2014). Wiele esejów poświęcił tematyce pamięci i historii
m.in. na łamach „Więzi” i „Odry”. Większość z nich jest dostępna w licznych przekładach.
Niniejszy tekst powstał niejako przy okazji prac nad książką Odyseja bez końca. Migracje:
wojna światów czy świat bez wojen?. Pełną wersję wiersza Wersy o tułaczce znajdzie czytel‑
nik, obok innych wierszy indonezyjskich, w kwartalniku literackim „Wyspa” 2015, nr 4.
 26  WIĘŹ  Zima 2015
Syria gaśnie
Jak do tego doszło?
Agata Skowron­‑Nalborczyk
Rimie Barsoum i Georgesowi Kassowi
Wojna w Syrii trwa już cztery i pół roku, życie straciło w niej ćwierć miliona
obywateli tego kraju, ponad 11 milionów zmuszonych zostało do opuszczenia
swoich domów w wyniku walk sił rządowych, opozycji i tzw. Państwa Islam‑
skiego (ISIS). Zatem większość Syryjczyków nie mieszka już tam, gdzie dotąd
mieszkała.
Przed wojną Syria miała 22,5 miliona obywateli, obecnie tylko 17. Nocne
zdjęcia lotnicze robione nad Syrią przez kolejne lata wojny pokazują, jak Syria
gaśnie: tam, gdzie kiedyś świeciły tysiące świateł, dziś nic nie zakłóca czerni
nocy. Nocy, która zapadła nad Syrią dosłownie i w przenośni. Jak do tego doszło?
Kraj wielokulturowy
Terminem „Syria”, po raz pierwszy wspomnianym w tekście z VIII w. przed
Chr., nazywano różne obszary — to też prowincja rzymska, prowincja kalifatu
arabskiego Bilad asz­‑Szam, wilajet pod władzą Turcji osmańskiej do roku 1918,
istniejąca (na razie wciąż na mapach) od 1946 r. Republika Syryjska itd.
O tym, że Syria leży na terenach, które są kolebką cywilizacji, wie prawie
każdy. Mamy tu do czynienia z dziesięcioma tysiącami lat nieprzerwanej historii
różnych państw i społeczeństw. Tu krzyżowały się szlaki handlowe i wojenne,
poczynając od Egipcjan, Hetytów, Persów, Babilończyków, Rzymian, Bizantyj‑
czyków, aż po Arabów, Turków, krzyżowców oraz Europejczyków w XIX i XX w.
O tej przeszłości nie sposób w Syrii zapomnieć, jest ona widoczna prawie na
każdym kroku, nie tylko w muzeach, ale również w nazwach czy krajobrazie.
Na przykład na płaskim jak okiem sięgnąć terenie można zobaczyć spłaszczone
na szczycie wzniesienia, które są nazywane tellami i nie są pochodzenia natural‑
nego — większość z nich kryje w sobie najprawdopodobniej ukryte w ziemi ruiny
jakiegoś starożytnego miasta.
 27
Uchodźca,czyliczłowiek
Syria gaśnie
O przeszłości świadczą tu pałace i twierdze, także te wyraźnie gotyckie (efekt
pobytu krzyżowców), kościoły, meczety, jak np. Wielki Meczet Umajjadów w Da‑
maszku z jednym z domniemanych grobów Jana Chrzciciela, przy którym modlą
się muzułmanie, nazywając go grobem imama Jahji. To ten Damaszek z wciąż
istniejącą ulicą Prostą z Dziejów Apostolskich, bramą św. Pawła w miejscu, gdzie
według miejscowych wierzeń spuszczono Pawła w koszu, z kościołem w domu
św. Ananiasza. Syria to też chrześcijanie modlący się po aramejsku, w języku,
którym, jak się uznaje, mówił Chrystus.
Dzielnica Hamy, Masza al-Arba’in, która była systematycznie
niszczona przez siły rządowe od 27.08.2012 do 23.10.2012 r.
­Zniszczeniu uległo ok. 3250 budynków. Pierwsze zdjęcie wykonano
6.08.2010, drugie 23.10.2012. US Department of State, NextView
License and European Space Imaging (DigitalGlobe)
via Unitar-Unosat
 28  WIĘŹ  Zima 2015
Agata Skowron­‑Nalborczyk
Do wojny Syria była bowiem państwem wieloreligijnym i wielokulturo‑
wym — 87% populacji według ostatnich dostępnych danych stanowili muzułma‑
nie (z czego 74% to sunnici, a 13% to szyici; do tych ostatnich zalicza się też 8%
alawitów 1 — członkowie tego odłamu rządzą Syrią); 10—12% to chrześcijanie
różnych obrządków (najliczniejsi są grekoprawosławni, następnie wyznawcy
Kościoła syryjsko­‑ortodoksyjnego 2, grekokatolicy, maronici, katolicy różnych
odłamów i najmniej liczni protestanci); 3% — druzowie 3. Poza Arabami 9% oby‑
wateli Syrii to Kurdowie (sunnici i jazydzi 4), 1,2% — Ormianie 5, 1% — sunniccy
Turkmeni. Do wojny mieszkało w Syrii także 200 Żydów, których synagogi znaj‑
dowały się pod ochroną rządu.
Syria na tle regionu była także krajem ludzi wykształconych — 86,4% oby‑
wateli umiało czytać i pisać, a także krajem równych szans w edukacji, gdyż
oczekiwana długość nauki w szkole była taka sama dla chłopców i dla dziewcząt
i wynosiła 12 lat. Niestety, w wyniku wojny i przesiedleń coraz mniej dzieci
chodzi do szkoły.
Najkrótszy kurs historii Syrii
Współczesna historia Syrii to panowanie Turcji osmańskiej przez cały XIX w.,
zakończone w październiku 1918 r. wkroczeniem do Damaszku sił emira Fajsala,
który realizował zainspirowaną przez Brytyjczyków politykę walki Arabów z Tur‑
kami, ogłoszoną w czerwcu 1916 r. przez jego ojca, szarifa (opiekuna świętych
miast Mekki i Medyny) Husajna ibn Alego z rodu Haszymitów, z którego wywodził
się prorok Mahomet. Emir Fajsal utworzył w Damaszku świecki rząd syryjski,
	1	 Alawici (arab. alawijja) — synkretyczny odłam szyitów, szczególną czcią otaczający Alego, zięcia
Mahometa, stawiający go wyżej od Proroka i traktujący jako jedno z wcieleń Boga. Działają oni
przede wszystkim w Syrii, są również w Libanie i Turcji. Większość muzułmanów uważa alawi‑
tów za heretyków, gdyż ich doktryna zawiera wiele elementów chrześcijańskich, zoroastryjskich
i gnostyckich, odrzucają oni także część filarów islamu (poza szahadą), nie traktują modlitwy
w meczecie jako koniecznej, spożywają alkohol, wierzą w wędrówkę dusz.
	2	 In. jakobici, Kościół przedchalcedoński.
	3	 Druzowie (arab. darazijja, duruz) — synkretyczny ruch religijny w islamie, powstały w XI w., gdy
kalif fatymidzki Al­‑Hakim uznany został za Boga. W ich wierzeniach można odnaleźć idee neo‑
platońskie, a także wiarę w emanacje Boga czy wędrówkę dusz. Zamieszkują poza Syrią głów‑
nie Liban i Palestynę. Wśród ich przedstawicieli są osoby niezwykle zasłużone dla odrodzenia
arabskiego; druzowie w Izraelu są obecnie jego obywatelami i służą w armii izraelskiej.
	4	Jazydzi (prawd. od średniopers. jazd — „bóstwo, bóg” lub od kalifa Jazyda) — kurdyjski synkre‑
tyczny ruch religijny powiązany pochodzeniem z zoroastryzmem, zawierający elementy chrześci‑
jaństwa i islamu. Według ich wierzeń Bóg nie interesuje się i nie zajmuje światem, którym kieruje
Anioł Paw (Melek Ta’us), utożsamiany z aniołem Dżibrilem — niegdyś diabłem, który żałował za
grzechy i łzami ugasił piekło. Stąd przeświadczenie, że nie ma piekła (i dlatego ludzie im niechętni
uważają ich za „czcicieli diabła”), Sądu Ostatecznego ani szatana. Wolno im spożywać alkohol,
nie wolno zaś m. in. wieprzowiny, mięsa jeleni i gazeli. Wedlug ich wierzeń naród kurdyjski jest
narodem wybranym.
	5	 Apostolski Kościół Ormiański i katolicy.
 29
Uchodźca,czyliczłowiek
Syria gaśnie
który rządził na tym obszarze do 25 lipca 1920 r., gdy interior syryjski został zajęty
przez wojska francuskie realizujące układ Sykes—Picot 6. Rząd ten przeprowadził
wiele reform modernizujących społeczeństwo syryjskie, stworzył liczne instytucje
oświatowe i zdrowia publicznego. Uprzedzając ruchy Francji, Syryjski Kongres
Narodowy ogłosił Fajsala królem Syrii, co Francja potraktowała jako zamach na
swoje prawa i w San Remo przyznano jej mandat nad podzielonymi od tego mo‑
mentu Syrią i Libanem. Mimo częściowego udziału Syryjczyków w rządach od
1925 r. był to koniec marzeń Syryjczyków o niepodległości aż do 1946 r., kiedy
wojska francuskie (po zbombardowaniu Damaszku w maju 1945) opuściły Syrię.
Mimo sukcesów ekonomicznych okres po odzyskaniu niepodległości cecho‑
wał się brakiem stabilizacji politycznej, przybierającym często formę wojskowych
zamachów stanu, w które zamieszane były także Francja i Wielka Brytania, nie‑
rezygnujące z wpływów na Bliskim Wschodzie i ingerujące w tamtejszą politykę.
Pojawił się także nowy gracz — USA.
W latach 50. narodziła się idea panarabizmu i tendencje do stworzenia
jednego państwa arabskiego. Jednocześnie rosła w siłę utworzona w Damaszku
w 1947 r. lewicowa partia Al­‑Bas 7, która głosiła potrzebę reform oraz jedność
i równość wszystkich Arabów (bez względu na wyznanie). Po obaleniu w 1955 r.
dyktatury wojskowej Adiba asz­‑Sziszaklego partia ta stała się najważniejszą siłą
polityczną w Syrii. W 1958 r. doszło do połączenia się Syrii i Egiptu w Zjedno‑
czoną Republikę Arabską, która jednak rozpadła się w 1961 r. w wyniku niepo‑
rozumień oraz różnic między Syryjczykami i Egipcjanami. 28 września 1961 r.
powstała Arabska Republika Syryjska, a władzę sprawowali w niej początkowo
wojskowi, którzy jednak nie zaprzestali wpływania na decyzje polityczne nawet
po wyborze cywilnego prezydenta Nazima al­‑Kudsiego. 8 marca 1963 r. doko‑
nali oni zamachu stanu, który nazwano „rewolucją basistowską”, jednak dopiero
w 1964 r. partii Al­‑Bas udało się zdobyć pełnię władzy.
W łonie partii konkurowały o wpływy dwie grupy: zwolennicy regionalizmu
i panarabizmu, a choć ci pierwsi zwyciężyli, w kraju panował chaos. 23 lutego
1966 r. miał miejsce najkrwawszy od 1946 r. zamach stanu, w którym szalę
zwycięstwa przechyliła interwencja wojsk lotniczych dowodzonych przez alawitę
gen. Hafeza al­‑Asada. Nowy rząd, utworzony przez zwolenników propagatora idei
panarabizmu, Michela Aflaka, początkowo odnosił sukcesy, ale położyła temu
kres przegrana wojna arabsko­‑izraelska, w wyniku której Syria utraciła Wzgórza
Golan, a 100 tys. mieszkańców musiało je natychmiast opuścić. Na wewnętrznej
scenie politycznej umacniała się pozycja gen. Al­‑Asada, który zdobył pełnię władzy
w wyniku zamachu stanu w 1971 r. i objął urząd prezydenta. Pod jego władzą,
	6	 Umowa Sykes—Picot — tak nazywane jest tajne porozumienie z 1916 r. między Francją a Wielką
Brytanią, dotyczące podziału Bliskiego Wschodu między te dwa mocarstwa po zakończeniu
I wojny światowej. Syria miała mieć rząd arabski, ale znajdować się pod protekcją Francji.
	7	 Al­‑Bas — „Odrodzenie”; pełna nazwa: Hizb al­‑Bas al­‑Arabi al­‑Isztiraki — Partia Socjalistycznego
Odrodzenia Arabskiego. Jej twórcą był m.in. chrześcijanin Michel Aflak.
 30  WIĘŹ  Zima 2015
Agata Skowron­‑Nalborczyk
nominalnie budującą socjalizm, i przy zachowaniu fasadowego pluralizmu poli‑
tycznego Syria rozwijała się gospodarczo i społecznie, możliwa była także działal‑
ność przedsiębiorstw prywatnych. Różne grupy religijne uczestniczyły na równi
w życiu politycznym i społecznym, choć wyraźnie uprzywilejowani byli alawici,
rodzima sekta prezydenta, do czasu objęcia władzy przez partię Al­‑Bas będąca
na marginesie społeczeństwa syryjskiego. Z czasem alawici zaczęli funkcjonować
jako swoiste państwo w państwie, cieszyli się wieloma przywilejami, obejmowali
najwyższe stanowiska, za co zostali znienawidzeni przez pozostałe grupy ludności.
Przeciwników politycznych reżim nie traktował ulgowo, byli wsadzani do
więzień i zmuszani do emigracji. Na przełomie lat 70. i 80. zaczęli burzyć się
sunnici — krytykowali sojusz Al­‑Asada z ZSRR, szczególnie po inwazji na Afgani‑
stan w 1979 r., a jego samego nazywali heretykiem i domagali się reform. Wielu
z nich przyłączyło się do ruchu Braci Muzułmanów. W 1980 r. syryjscy Bracia
Muzułmanie zorganizowali nieudany zamach na prezydenta, po którym wielu
zostało aresztowanych i osadzonych w więzieniu, gdzie ok. 550 z nich padło ofiarą
rzezi. Bracia Muzułmanie odpowiedzieli serią zamachów terrorystycznych oraz
buntem w Hamie w 1982 r. Po dwóch tygodniach walk wojska rządowe odbiły
Hamę, po czym przystąpiły do mordowania i torturowania bojowników i ich
sprzymierzeńców. Część Hamy zrównano z ziemią buldożerami, a według róż‑
nych źródeł śmierć poniosło od 5 do 25 tysięcy osób.
Hafez al­‑Asad pozostał prezydentem do swojej śmierci w 2000 r., co jakiś
czas organizowano tylko fasadowe wybory prezydenckie dla zachowania pozorów.
Władzę po nim jako prezydent, szef partii Al­‑Bas oraz zwierzchnik sił zbrojnych
objął jego syn, Baszszar al­‑Asad, z wykształcenia lekarz okulista. Początkowo
nie był on traktowany przez ojca jako następca, jednak gdy w 1994 r. zginął
jego starszy brat Basil, który miał nim być, Baszszar al­‑Asad powrócił do kraju
z Londynu, gdzie praktykował, i zaczął przygotowywać się do przejęcia władzy.
Arabska Wiosna
Początek konfliktu w Syrii wiąże się z tzw. Arabską Wiosną, która zaczęła się od
próby samospalenia dokonanej 18 grudnia 2010 r. przez młodego Tunezyjczyka
Mohameda Bouaziziego w proteście przeciw niesprawiedliwości policji, która
zarekwirowała mu przenośny stragan (zresztą nie po raz pierwszy) będący źró‑
dłem utrzymania jego matki i pięciorga rodzeństwa. Bouazizi był dzięki swemu
zajęciu znany w mieście, gdyż czasem za darmo zaopatrywał w owoce ubogie
rodziny. Jego próba samospalenia 8 stała się iskrą, od której zaczęły się protesty
przeciwko sytuacji społeczno­‑politycznej w Tunezji.
	8	Bouazizi zmarł dopiero 4 stycznia 2011 r. w wyniku rozległych poparzeń. W grudniu 2011 r.
otrzymał pośmiertnie Nagrodę im. Sacharowa.
 31
Uchodźca,czyliczłowiek
Syria gaśnie
Wkrótce protesty ogarnęły też inne kraje arabskie: Egipt, Jordanię, Algierię, Li‑
bię, Bahrajn i Jemen. W ciągu ponad roku w wyniku masowych manifestacji w czte‑
rech państwach dotychczasowi dyktatorzy zostali pozbawieni władzy: 14 stycznia
2011 r. uciekł z kraju prezydent Tunezji Zine El­‑Abidine Ben Ali; 11 lutego 2011 r.
po 30 latach rządów w Egipcie zrezygnował prezydent Hosni Mubarak; 23 sierp‑
nia 2011 r. pozbawiono władzy Muammara Kaddafiego; 25 lutego 2012 r. po
33 latach u władzy ustąpił ze stanowiska prezydenta Jemenu Ali Abd Allah Salih.
Ben Ali i Mubarak uciekli swobodnie ze swoich państw, natomiast Kaddafi został
zabity 20 października 2011 r. w swojej rodzinnej miejscowości, gdzie się ukrywał.
W wyniku Arabskiej Wiosny zmieniono rząd w Tunezji, udało się prze‑
prowadzić demokratyczne wybory i mimo różnych przeszkód (w tym zamachu
terrorystycznego w Tunisie 18 marca 2015 r.) wdrażane są tam reformy i pań‑
stwo to stanowi najbardziej pozytywny przykład przemian. W Egipcie w wyniku
wyborów do władzy doszli Bracia Muzułmanie, a ich reprezentant Muhammad
Mursi został prezydentem. Wkrótce próbował uzyskać pełnię władzy, co spo‑
tkało się z ostrą odpowiedzią armii egipskiej, która przejęła władzę i rządzi do
dzisiaj. W Libii po zakończeniu wojny domowej śmiercią Kaddafiego zapanował
chaos i do dzisiaj walczą przeciw sobie różne ugrupowania rebeliantów, milicji
plemiennych i społeczności etnicznych. W Jemenie bojówki wyniosły do władzy
szyitów, którzy pozbawili władzy nowo wybranego prezydenta i w marcu 2015 r.
międzynarodowa koalicja pod wodzą Arabii Saudyjskiej rozpoczęła tam inter‑
wencję, mającą na celu przywrócenie legalnej władzy.
W styczniu 2011 r. Arabska Wiosna dotarła też do Syrii.
Początki rewolucji
Kiedy w 2011 r. w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie zaczęła się Arabska
Wiosna, większość ekspertów od tego regionu mówiła, że Syria się „nie ruszy”,
gdyż albo reżim syryjski dostatecznie spacyfikował opozycję i nie ma ona dość
sił, by mu się przeciwstawić, albo ten reżim nie był taki zły i ludzie nie wyjdą na
ulice, żeby go zmieniać.
Jednak również Syryjczycy poczuli „wiatr zmiany” i zaczęli na publicznych
wiecach domagać się większej wolności, a przede wszystkim opuszczenia urzędu
prezydenta przez Baszszara al­‑Asada. Pierwsze protesty miały miejsce w styczniu
2011 r., a ich uczestnicy domagali się reform politycznych, zakończenia trwającego
od 1963 r. stanu wyjątkowego oraz przywrócenia praw obywatelskich. Jednak
największe protesty miały miejsce w marcu roku 2011, najpierw w mieście Dara 9
(gdzie władze aresztowały i torturowały 15 dzieci) i choć były one pokojowe, spo‑
tkały się z przemocą ze strony władz, więc coraz więcej ich uczestników także
	9	 Inny sposób wymowy to Dara’a lub Dera’a.
 32  WIĘŹ  Zima 2015
Agata Skowron­‑Nalborczyk
chwytało za broń. W czerwcu, po nałożeniu sankcji na przywódców syryjskich,
w tym samego Baszszara al­‑Asada, wydawało się, że sprawy idą ku dobremu —
prezydent obiecał rozpoczęcie dialogu z narodem, podjęcie reform, nowe wybory
parlamentarne, więcej wolności, a także wezwał uchodźców, by wrócili z Turcji.
Po raz pierwszy odwołał się wtedy do religii i obwinił opozycję oraz protestują‑
cych o fitnę, czyli wywoływanie chaosu wśród wyznawców islamu.
Wkrótce okazało się, że obietnice te były pustymi słowami, wtedy właśnie
miał bowiem miejsce pierwszy udokumentowany przykład masowej ucieczki
ludności z Syrii przed rządowym terrorem. 4 czerwca 2011 r. w czasie pogrzebu
mężczyzny zabitego przez siły bezpieczeństwa w stawiającym od dawna opór
reżimowi sunnickim mieście Dżisr asz­‑Szughur mieszkańcy pomaszerowali pod
pocztę, gdzie siły te stacjonowały, a wtedy snajperzy ukryci na dachach otwo‑
rzyli ogień do tłumu. Wkrótce do miasta przybyło więcej wojsk, z których część
przeszła jednak na stronę protestujących i wspólnie zaczęli walczyć z siłami
rządowymi. Według źródeł rządowych 120 żołnierzy zostało zabitych przez
rebeliantów. Według opozycji ci zabici żołnierze to byli w większości dezerterzy
zastrzeleni przez wojsko. Reżim wysłał więcej wojska, które w odwecie do 12
czerwca paliło domy, plony na polach i zabijało domowe zwierzęta. W wyniku tej
akcji 44-tysięczne miasto opustoszało — mieszkańcy uciekli do pobliskiej Latakii,
ale przede wszystkim dalej, do Turcji.
Późniejsze losy miasta Dżisr asz­‑Szughur mogą stanowić symbol tego, co
działo się w Syrii w ogóle. Na przełomie 2011 i 2012 r. miasto odbiła Wolna
Armia Syrii (w której znalazło się wielu jego mieszkańców) i stało się ono jed‑
nym z centrów tego ruchu. W październiku zdobyła je z kolei armia rządowa,
a w kwietniu 2015 r. przeszło w ręce koalicji fundamentalistów z Frontu an­‑Nusra
i Haraka Ahrar asz­‑Szam al­‑Islamijja. Jak podają źródła wywiadowcze, te sunnickie
bojówki dostają broń od Turcji, która po wczesnym okresie prób utrzymywania
przyjaznych relacji z Baszszarem al­‑Asadem, zaczęła bardziej interesować się
losem sunnickich współbraci. Mieszkańcy oczywiście do miasta nie powrócili.
A przecież rok 2011 to był dopiero początek. Po roku od pierwszych wy‑
darzeń, w styczniu 2012 r., było już 5 tysięcy zabitych przez reżim i ok. tysiąca
przez rebeliantów, którzy formowali oddziały zbrojne, by odbijać z rąk rządo‑
wych miasta i osiedla. Po półtora roku, gdy liczba zabitych osiągnęła 20 tysięcy,
Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża ogłosił Syrię państwem w stanie
wojny domowej. Walki dotarły do stolicy, Damaszku, i drugiego największego
miasta — Aleppo. Do czerwca 2013 r. zabitych było już 90 tysięcy, w sierpniu
2014 r. — 191 tysięcy, a rok później — 250 tysięcy.
Nie jest to już tylko walka między sunnickimi rebeliantami a siłami alawic‑
kiego reżimu Al­‑Asada. Do walki włączyły się siły kurdyjskie, szyicki Hezbollah
z Libanu, ISIS i inne grupy fundamentalistyczne czy salafickie, które przewyższyły
liczbowo umiarkowaną świecką opozycję. Walczą one nie tylko z siłami rządo‑
wymi, ale także między sobą. Według raportu specjalnej komisji ONZ wszystkie
strony konfliktu dopuszczają się zbrodni wojennych: morderstw, tortur, gwałtów
i porwań. Tak siły rządowe, jak i rebelianci oskarżani są o używanie takich metod
 33
Uchodźca,czyliczłowiek
Syria gaśnie
walki, jak pozbawianie ludności cywilnej dostępu do wody, żywności i opieki
zdrowotnej. Z raportu wynika np., że siły rządowe zrzucają bomby beczkowe 10
na zgromadzenia cywilnej ludności, co powoduje masakry.
Pojawienie się w północnej i wschodniej Syrii sił ISIS jeszcze bardziej nasiliło
terror, szczególnie wobec tych, którzy nie zgadzają się z ich interpretacją islamu
(w przypadku sunnitów) lub po prostu są wyznawcami innego odłamu islamu (jak
szyici lub alawici) czy w ogóle innej religii (chrześcijanie i jazydzi). Przedstawi‑
ciele tzw. Państwa Islamskiego masowo zabijają jeńców z wrogich oddziałów
wojska i ludzi innej wiary, odcinają głowy zakładnikom, gwałcą pojmane kobiety
i wykorzystują je do handlu żywym towarem.
W sierpniu 2013 r. siły rządowe ostrzelały rakietami z gazem bojowym,
paraliżująco­‑drgawkowym sarinem, kilka obszarów rolniczych wokół Damaszku
i wokół Aleppo. Setki osób zginęło w męczarniach. Zagrożony interwencją USA
prezydent Al­‑Asad zgodził się w końcu na całkowite zniszczenie swojego arsenału
broni chemicznej pod kontrolą wspólnej komisji ONZ i Organizacji ds. Zakazu
Broni Chemicznej, co nastąpiło rok później. Jednak po tym fakcie zarejestrowano
ponowne użycie trujących chemikaliów przez siły rządowe w trakcie ataku na
rebeliantów, a także przez ISIS wobec sił kurdyjskich i ludności cywilnej.
Jak podkreśla wielu obserwatorów, Baszszar al­‑Asad nie mógł ustąpić do‑
browolnie, tak jak to zrobili inni arabscy dyktatorzy­‑prezydenci, gdyż alawici,
pozbawieni jego ochrony i znienawidzeni za lata nadużywania władzy, staliby
się natychmiast celem ataków i pogromów. Jak stosować okrutne metody walki
z własnym narodem — pokazał mu już ojciec w Hamie w 1982 r.
Wojna syryjsko­‑syryjska?
Oprócz różnych sił religijnych i etnicznych w konflikt włączają się także siły ze‑
wnętrzne. Wielu Syryjczyków twierdzi, że w pierwszych oddziałach rebeliantów
rozpoczynających walkę z armią reżimu Al­‑Asada znajdowali się ludzie, którzy
mówili niesyryjskimi dialektami arabskimi 11.
Obecne są też mocarstwa zachodnie. W sierpniu 2014 r. koalicja pod wodzą
USA rozpoczęła ataki powietrzne, które miały na celu zmniejszyć, a ostatecznie
zniszczyć siłę ISIS, by pomóc Kurdom m.in. w odbiciu miasta Kobane. Jednak
koalicja ta wyraźnie unikała ataków, które by mogły wzmocnić siły Al­‑Asada lub
wchodzić w walkę jego reżimu z rebeliantami, przez co sukcesy były raczej mało
	10	 Bomba beczkowa (ang. barrel bomb) to cylindryczny pojemnik, często beczka, z materiałem wybu‑
chowym i elementami rażącymi (np. chemikaliami, ostrymi odłamkami). Bomby te mocuje się do
śmigłowców, a następnie zrzuca. Są szczególnie niszczycielskie w miejscach gęsto zaludnionych.
	11	 Arabowie nie mówią takim samym wariantem języka, ich sposób mówienia różni się w zależności
nie tylko od kraju, ale nawet miasta czy dzielnicy. Stąd łatwo mogą oni rozpoznać po sposobie
mówienia, czy ktoś jest z okolicy, czy nie.
 34  WIĘŹ  Zima 2015
Agata Skowron­‑Nalborczyk
widoczne. Ze względu na rosnące znaczenie nurtów fundamentalistycznych,
salafickich, wśród rebeliantów i pojawienie się wśród nich dżihadystów z ze‑
wnątrz osłabło wsparcie sił zachodnich, ale wciąż znajdują oni pomoc ze strony
m.in. Arabii Saudyjskiej i Kataru. Plan uzbrojenia 5 tysięcy kurdyjskich żołnierzy
nie został zrealizowany, zapewne z powodu oporu Turcji. Turcja pokazała bowiem
w sierpniu 2015 r., że jej wrogiem są zarówno Kurdowie, jak i ISIS, i przystąpiła
do stosownego działania, uderzając z powietrza na bazy PKK, Partii Pracujących
Kurdystanu, jedynej organizacji, która odnosi sukcesy w walce z ISIS. Jednak
wydaje się, że Turcji nie przeszkadza działalność wywodzącego się z Al­‑Kaidy
sunnickiego Frontu an­‑Nusra, uznanego przez jej sojuszników, z USA na czele,
za organizację terrorystyczną.
Rosja od początku wspierała Al­‑Asada (przedtem Hafez al­‑Asad był wspie‑
rany przez ZSRR), już w lipcu 2012 r. nie pozwoliła ONZ nałożyć sankcji na
jego reżim. We wrześniu 2015 r. rozpoczęła kampanię powietrzną przeciw wro‑
gom reżimu Al­‑Asada, deklarując zwalczanie przede wszystkim ISIS, ale jak się
okazało, uderzyła także w rebeliantów wspieranych przez USA i koalicję oraz
w ludność cywilną 12.
Iran ze względu na bliskość religijną szyizmu z alawitami wydaje według
wywiadów miliardy dolarów na pomoc wojskową dla ich reżimu, dostarczając
broń i doradców wojskowych.
Od 2012 r. mocarstwa zachodnie, ONZ i Liga Państw Arabskich próbują
rozwiązać konflikt w Syrii na drodze działań polityczno­‑dyplomatycznych. Nie ma
jednak między nimi zgody np. co do tego, czy Baszszar al­‑Asad powinien pozostać
na swoim stanowisku (tak twierdzi Rosja i włączony ostatnio do rozmów Iran),
czy też powinien ustąpić (stanowisko USA i sojuszników). Dodatkowo ustaleniom
międzynarodowym sprzeciwiają się rebelianci, którzy wyrażają obawy, że siły
rządowe wykorzystają zawieszenie broni do tego, aby ich usunąć z zajmowanych
pozycji, a ISIS — do dalszych podbojów. Zaś rząd w Damaszku nalega na nazy‑
wanie całej swojej opozycji terrorystami i odmawia negocjowania ich postulatów.
A końca wojny w Syrii nie widać.
Syryjczycy uciekają
Z 11 milionów Syryjczyków, którzy opuścili swoje domy (połowa populacji kraju
przed konfliktem), 7,6 miliona wciąż pozostaje wewnątrz granic Syrii. 2,1 miliona
Syryjczyków uciekło do Turcji, 1,4 miliona — do Jordanii (cała populacja Jordanii
to 6,3 miliona, a już przed 2011 r. osiedliło się tam 500 tys. chrześcijan z Iraku),
1,2 miliona do Libanu (państwa, które samo liczy 4,1 miliona mieszkańców!), po
	12	 Po zamachu na rosyjski samolot na Synaju, do którego przyznało się ISIS, Rosja zbombardowała
Ar­‑Rakkę i Palmirę, znajdujące się w jego rękach.
 35
Uchodźca,czyliczłowiek
Syria gaśnie
ok. 250 tys. do Iraku (głównie Kurdowie na teren irackiego Kurdystanu) i Zjed‑
noczonych Emiratów Arabskich. W samym Stambule, nazywanym teraz czasem
„małym Damaszkiem”, mieszka 300 tysięcy Syryjczyków.
Jednak życie uchodźców syryjskich nie wygląda tam różowo. I tak w Turcji
nie mogą oni według tureckiego prawa ubiegać się o status uchodźcy, a jedynie
o czasowy pobyt chroniony, który pozwala na dostęp do służby zdrowia i edukacji,
ale na pracę tylko w określonych zawodach i na określonych obszarach; jedna
trzecia uchodźców nie jest w ogóle zarejestrowana. Liban odmówił zgody na bu‑
dowę obozów dla uchodźców, więc wynajmują oni za pieniądze co się tylko da
(np. garaże), a jedna piąta mieszka w nieformalnych obozach przy granicy z Syrią.
W Jordanii tylko 100 tys. przebywa w oficjalnych obozach dla uchodźców, w tym
w Za’atari, gdzie do niedawna działała Caritas Polska, a większość to tzw. miejscy
uchodźcy, do których nie trafia żadna zagraniczna pomoc.
Czy syryjscy uchodźcy wrócą do ojczyzny? W 2014 r. raport Europejskiej
Rady Spraw Zagranicznych 13 stwierdzał:
Syryjska ekonomia jest w ruinie. Infrastruktura i aktywa zostały zniszczone, połowa
populacji żyje poniżej granicy ubóstwa, a Wskaźnik Rozwoju Społecznego (ang. Hu‑
man Development Index, HDI) spadł do wartości sprzed 37 lat. Szacuje się, że przy
przeciętnym wzroście gospodarczym 5% w skali roku zabrałoby 30 lat, aby Syria
powróciła do swojego PKB z 2010 r. 14
O zniszczonych zabytkach z wielowiekową historią — jak Wielki Meczet Umaj‑
jadów i okoliczne domy starówki w Aleppo, średniowieczna twierdza w tym
mieście, rzymskie i wcześniejsze pozostałości w Palmirze, zamek krzyżowców
Krak de Chevaliers i wiele innych — już nawet nikt nie wspomina w obliczu takich
rozmiarów ludzkiej tragedii.
Agata Skowron­‑Nalborczyk
Agata Skowron­‑Nalborczyk — dr hab. religioznawstwa (islamistyka), iranistka i arabistka,
adiunkt w Zakładzie Islamu Europejskiego Wydziału Orientalistycznego Uniwersytetu
Warszawskiego. Zajmuje się m.in. mniejszościami muzułmańskimi w Europie, sytuacją
kobiety w islamie, kontaktami muzułmańsko­‑chrześcijańskimi oraz obrazem islamu
w Europie. Współautorka (z Agatą Marek) leksykonu dla dziennikarzy Nie bój się islamu,
wydanego przez „Więź” (2005). Redaktor serii „Annotated Legal Documents on Islam in
Europe” (Brill), członek redakcji czasopisma „Sociology of Religion”. Współprzewodni‑
cząca ze strony katolickiej Rady Wspólnej Katolików i Muzułmanów. Należy do Zespołu
Laboratorium „Więzi” i do redakcji „Więzi”.
	13	 Ang. European Council on Foreign Relations (ECFR).
	14	Jihad Yazigi, Syria’s war economy, European Council on Foreign Relations — Policy Brief 97,
kwiecień 2014; http://www.ecfr.eu/page/-/ECFR97_SYRIA_BRIEF_AW.pdf (dostęp: 9.11.2015).
 36  WIĘŹ  Zima 2015
Czy to nasza sprawa?
Dyskutują: Malika Abdoulvakhabova,
Agata Skowron­‑Nalborczyk,
Stanisław Strasburger oraz
Zbigniew Nosowski i Marek Rymsza
	Zbigniew	 W sprawie stosunku do uchodźców znajdujemy się obecnie w Pol-
	Nosowski	 sce pomiędzy pierwszą a druga falą dyskusji społecznych. Część
pierwsza była bardziej teoretyczna, bo — poza niewielką grupą —
nie dotarli do nas jeszcze realni uchodźcy szukający schronienia
w Europie ani migranci szukający tu lepszego życia. Z tej części
dyskusji trzeba szybko wyciągnąć wnioski, bo wkrótce powinny
już przybywać do naszego kraju pierwsze grupy uchodźców, przyj‑
mowane w ramach porozumień wewnątrz Unii Europejskiej.
Może warto jednak zacząć od często zapominanego faktu, że
przed kilkunastu laty Polska przyjęła bardzo dużą grupę uchodź‑
ców z Czeczenii. Pani należy do tych, którzy w Polsce pozostali.
Z jakim przyjęciem wtedy się Pani spotkała?
	Malika	 Mieszkam w Polsce od roku 1996. Gdy przyjechałam, doznałam
	Abdoulvakhabova	 bardzo dużo serdeczności i ciepła. Ludzie okazywali nam wsparcie
w różny sposób. Wszyscy rozumieli, że Czeczeni to taki mały naród,
który walczy o wolność. Można powiedzieć, że Polacy intuicyjnie
byli po naszej stronie. I przyjęli nas w dużej liczbie — w ciągu kil‑
kunastu lat około 100 tysięcy osób.
Gdy wówczas ja i moi rodacy docieraliśmy pociągami do
Terespola, trzeba było na granicy powiedzieć magiczne słowo
„azyl”. Wtedy rozpoczynała się długa procedura nadawania statusu
uchodźcy, trzymanie w ośrodkach. Oficjalnie procedura miała
trwać trzy miesiące. Później przedłużono ten okres do sześciu
miesięcy, ale w praktyce czekało się do półtora roku, dwóch lat.
Moja rodzina czekała dwadzieścia miesięcy na decyzję.
Dziś wiem, że tak długi okres nie wynikał z żadnej złośliwości.
Po prostu urzędnicy nie wyrabiali się. A przecież musieli dokonać
 37
Uchodźca,czyliczłowiek
Czy to nasza sprawa?
weryfikacji każdej osoby. Tyle że wtedy odbierałam to inaczej. To
było dla nas trudne doświadczenie. Nie rozumieliśmy, dlaczego
nam nie wierzą, przecież my nie kłamiemy. Odbieraliśmy tę sytu‑
ację jako poniżenie. To wcale nie była wina osób przyjmujących.
Taki już jest los uchodźcy.
	Stanisław	 Mojekontaktyz uchodźcamiz Syriiw NiemczechpotwierdzająPani
	Strasburger	 doświadczenie, że najtrudniejszy jest dla tych osób początkowy
okres oczekiwania. Nawet gdy są w bezpiecznym miejscu, nawet
gdy są niemal pewni pozytywnej decyzji o przyznaniu azylu, oczeki‑
wanie jest dla uchodźców niezwykle wyczerpujące. Paradoksalnie
ta sytuacja swoistego zawieszenia wydaje się im często psychicz‑
nie trudniejsza niż przeprawienie się przez Morze Egejskie czy
dotarcie przez Bałkany do Niemiec. Spotkałem się z wieloma
przykładami osób, które wydają się z naszej perspektywy „twarde”
(wyprawa przepełnioną łodzią często z narażeniem życia), a w tej
niby prostej sytuacji są już niemal gotowe się wycofać. To nie są
naciągacze, którzy tylko czekają, żeby dostać wreszcie upragniony
zasiłek, tylko tak samo wrażliwi ludzie jak my.
	Marek	 Prawie dziewięćdziesiąt procent uchodźców z Czeczenii, którzy
	Rymsza	 przyjechali do Polski, pojechało dalej na Zachód. Dlaczego?
	Abdoulvakhabova	 Tam otrzymywali od razu dużo korzystniejsze warunki socjalne. Pol‑
ska nie była jeszcze wtedy w UE. Kraje zachodnie miały już opra‑
cowane programy integracyjne, które w Polsce dopiero obecnie
są wdrażane. Tam Czeczeni od razu otrzymywali dach nad głową,
zasiłki. Dlatego większość wyjechała z Polski.
My z mężem postanowiliśmy zostać tutaj. Przede wszystkim
nie chcieliśmy po raz kolejny przechodzić upokarzającej procedury
weryfikacji. Poza tym stąd bliżej nam do domu, do ojczyzny, za
którą wciąż tęsknimy, a wrócić do niej nie możemy. Postanowiliśmy
jednak nie być ciężarem dla Polaków. Bywało bardzo trudno, ale
do dziś nawet nie wiem, gdzie są ośrodki pomocy społecznej, bo
nigdy z nich nie korzystaliśmy. Nasza córka skończyła tu liceum
i studia, pracuje, założyła rodzinę, mam wnuki.
	Agata	 Z problemem braku wypracowanych mechanizmów wciąż się w Pol-
	 Skowron­‑	 sce borykamy. Teraz na przykład przerabiamy to w przypadku
	-Nalborczyk	 Tatarów krymskich, którzy trafili do Białegostoku i mówią — tak jak
Pani — że nie chcą być ciężarem, chcieliby zarabiać. Umieją odna‑
wiać mieszkania, jest takie zapotrzebowanie w Białymstoku, ale
im nie wolno tego robić, bo pracowaliby na czarno.
 38  WIĘŹ  Zima 2015
Dyskutują: Abdoulvakhabova, Skowron­‑Nalborczyk, Strasburger
Długo trwa też u nas okres oczekiwania na status uchodźcy,
w związku z tym rodzi się w ludziach frustracja. Lekcje języka
polskiego w ośrodku dla uchodźców są organizowane dwa razy
w tygodniu. A powinny być codziennie! Powinniśmy mieć wypra‑
cowane metody nauczania języka polskiego dla osób, których
ojczystym języki jest rosyjski, czeczeński czy arabski — w każdym
przypadku nauka wygląda przecież inaczej. Na dodatek te obozy
są lokalizowane często w miejscach trudno dostępnych, na przy‑
kład w lesie koło Podkowy Leśnej. Trudno tam nawiązywać relacje
z miejscową społecznością.
	Abdoulvakhabova	 Byłam w tym obozie i źle to wspominam.
	 Skowron­‑	 Polska nigdy nie była krajem, do którego masowo napływali uchodź-
	-Nalborczyk	 cy. Długo nie było więc nawet świadomości u rządzących, że trzeba
pracować nad jakimiś programami przyjmowania imigrantów. Bo
większość tych, co przyjechali do nas, pojechała sobie gdzieś dalej.
	Abdoulvakhabova	 Ciekawe jednak, że moi rodacy, którzy kilkanaście lat temu wyje‑
chali z Polski, mówią, że na Zachodzie brakuje im bliskich kon‑
taktów międzyludzkich, tych przyjaźni, które my tutaj mamy. Gdy
pytam ich, czy żałują, że wyjechali z Polski, to przyznają: tak,
bardzo. Mówią, że gdyby nie obawiali się tego, że tu skończą pod
mostem, toby w życiu z Polski nie wyjechali. Bo choć państwo nie
miało wtedy dobrej polityki wobec uchodźców, to można było do‑
świadczyć ludzkiej życzliwości. Tak było w tamtych latach.
	Nosowski	A dzisiaj?
	Abdoulvakhabova	 A dzisiaj jest trochę inaczej. Przytoczę konkretny przykład. 22 wrze‑
śnia 2015 r. jechałam akurat warszawskim metrem na posiedze‑
nie Komisji Ekspertów ds. Migrantów przy Rzeczniku Spraw
Obywatelskich. Miałam na głowie swój turban. Usiadłam koło
pewnej kobiety, mniej więcej w moim wieku. Ona popatrzyła
na mnie wrogo, fuknęła, wstała i się przesiadła. Można sobie
wyobrazić, jak się wtedy poczułam. Parę osób to zauważyło, ale
nic więcej się nie działo. Gdy ta kobieta wysiadała, ja również
wysiadłam, wcześniej, niż zamierzałam, i podeszłam do niej.
Powie­działam jej: „Bardzo panią przepraszam, ale czy mogę do‑
wiedzieć się, co oznacza to, co przed chwilą pani zrobiła? Bo
to mnie dotyczy. Może pani nie odpowiadać, ale ja prosiłabym
o odpowiedź”. „Pani jest muzułmanką?”. „Jestem, nie ukrywam
tego”. „Nie będę siedziała obok muzułmanki”... Byłam w szoku. Od
 39
Uchodźca,czyliczłowiek
Czy to nasza sprawa?
kilkunastu lat mieszkam w Polsce i spotkałam się z taką sytuacją
po raz pierwszy.
Wkrótce jednak okazało się, że i na Ursynowie, gdzie miesz‑
kamy od trzynastu lat, parę osób przestało się ze mną witać. Po
prostu mnie nie zauważają. Mówię do sąsiadki „dzień dobry”,
a ona patrzy wprost przed siebie. Może nie usłyszała? Ale następ‑
nym razem zauważyłam, że kiedy powiedziałam „dzień dobry”, jej
twarz skamieniała. Zrozumiałam, że to chodzi o mnie, i przesta‑
łam jej się kłaniać. Niedawno, już po wyborach parlamentarnych,
w sklepie pewna kobieta stojąca za mną usłyszała mój akcent,
spytała, czy jestem Ukrainką. Gdy odpowiedziałam, zdziwiła się,
że Czeczeni potrafią mówić po polsku. Ja na to: „Skoro tyle lat
tutaj się mieszka, to można i słonia nauczyć gadać. Czemu pani się
dziwi?”. A ona: „Matko, ale my głupi jesteśmy. Kiedy my przesta‑
niemy tych wszystkich dzikusów przyjmować!?”. Z drugiej strony
niektórzy sąsiedzi zaczęli nagle wykonywać jakieś opiekuńcze gesty
w naszą stronę. „Malika, a jak ty się czujesz, może czegoś potrze‑
bujesz? Wiesz, nikogo nie słuchaj. Ludzie różne głupoty gadają”.
Rozumiem, że oni słyszą na ten temat więcej niż ja.
	 Skowron­‑	 Pani doświadczenie nie jest odosobnione. Znane są publiczne wy-
	-Nalborczyk	 powiedzi Syryjczyków, mieszkających w Polsce od bardzo wielu lat.
Oni tu kończyli studia, pracują od lat, wrośli w tę społeczność i do tej
pory nie było problemu, że ktoś jest lekarzem z Syrii czy pochodze‑
nia syryjskiego (bo wielu nawet mówi już o sobie, że są Polakami).
A teraz nagle pojawiają się problemy, bo ktoś nie chce się u nich
badać albo przepisuje się do innego lekarza, bo ten jest ciapaty.
	Nosowski	Zastanawiam się, oczywiście, co się zmieniło w Polsce przez te kilka­
naście lat, że życzliwość wobec przybyszów spadła. I dlaczego
w świadomości Polaków nie pozostawiło trwałego śladu przyjęcie
tak dużej liczby uchodźców z Czeczenii?
	 Skowron­‑	 W roku 2000 nie było jeszcze Facebooka. Ludzie dużo mniej wie-
	-Nalborczyk	 dzieli o przybyszach — poza tym, że Czeczeni to mały naród, który
walczył z Rosjanami. Dziś przez łatwy dostęp do informacji, foto‑
grafii czy filmów wielu osobom wydaje się, że mają wiedzę. A tym‑
czasem jedynie powielają stereotypy.
	Strasburger	Zgadzam się, że media odgrywają tu fatalną rolę. Kreują chaos.
Można bez trudu znaleźć gigantyczne bzdury i w „Gazecie Wybor‑
czej”, i w „Rzeczpospolitej”, właściwie w każdym polskim main­
streamowym medium. A ludzie nie mają narzędzi, by odróżnić,
 40  WIĘŹ  Zima 2015
Dyskutują: Abdoulvakhabova, Skowron­‑Nalborczyk, Strasburger
czy ktoś się zna na sprawie i mówi rzeczy sensowne. W sytuacji
takiego chaosu informacyjnego łatwiej dotrzeć do rozmaitych lę‑
ków i je podtrzymywać. W gruncie rzeczy to samo dotyczy niestety
znakomitej większości naszych elit politycznych.
	 Skowron­‑	 Szerzej mówiąc, problemem jest radykalizacja nastrojów społecz-
	 -Nalborczyk	 nych i języka. Chodzi i o język mediów, i o język wypowiedzi pu‑
blicznych. Ten proces nie dotyczy tylko stosunku do uchodźców
czy muzułmanów, ale na tych przykładach najlepiej jest widoczny.
Pojawiło się ogólne zapotrzebowanie i przyzwolenie na wyrazistość
w mediach, rozumianą jako obrzucanie innych obelgami, na język
knajacki. Dziś na przykład Rafał Ziemkiewicz nie wstydzi się napi‑
sać publicznie na Twitterze: „Kto nigdy nie wykorzystał nietrzeźwej,
niech rzuci pierwszy kamień”. Jeszcze kilka lat temu byłoby to
niemożliwe. Uchodźcy i muzułmanie stali się poręcznym przed‑
miotem takiej agresji — choć nawet ich wokół nas prawie nie ma.
Ludzie nawet nie wiedzą, ilu jest w Polsce muzułmanów. Wy‑
obrażają sobie liczby o wiele wyższe niż w rzeczywistości. Nawet stu‑
denci zainteresowani tą tematyką odpowiadają mi, że jest ich 5—8%
w polskim społeczeństwie, a jest naprawdę 0,06—0,08%. I jeszcze
w „Rzeczpospolitej” Dominik Zdort zastanawia się publicznie, do‑
kąd deportować polskich Tatarów, bo coś jest z nimi nie tak, skoro
przez sześćset lat nie nawrócili się na chrześcijaństwo. Czyli będą
teraz piątą kolumną ISIS... To nie jest byle agitka, lecz szanowany
dziennik!Ktośtozatwierdzadodruku.Czylijestnatoprzyzwolenie.
Prof. Janusz Danecki już około dziesięć lat temu napisał, że
Polska to taki kraj, w którym nie ma muzułmanów, lecz dyskurs
jest bardziej antymuzułmański niż w krajach, gdzie jest ich znacz‑
nie więcej. To trochę jak antysemityzm bez Żydów.
	Nosowski	W 1960 roku Tadeusz Mazowiecki pisał o antysemityzmie ludzi ła­
godnych i dobrych jako problemie najtrudniejszym do wyrugowa‑
nia. Dziś mamy nowe przejawy tej postawy wobec muzułmanów.
Na portalach społecznościowych, gdzie spontanicznie wyrażano
opinie w kwestii uchodźców, można było zobaczyć ludzi bez wąt‑
pienia „łagodnych i dobrych”, którzy w tej sprawie stawali się
radykałami i byli święcie przekonani, że jak ci uchodźcy przyjdą,
to będą wysadzać w powietrze ich dzieci w przedszkolach. Skąd to
się bierze? Jak temu zapobiegać?
	Rymsza	Bardzo ważny jest ogólny klimat społeczny wokół danej sprawy.
Moim zdaniem, emigracja Czeczenów w trakcie wojny nie została
nam tak mocno w pamięci, dlatego że nie było to odbierane jako
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015
Wiez 4/2015

More Related Content

What's hot (15)

Wiez 2/2015
Wiez 2/2015Wiez 2/2015
Wiez 2/2015
 
Wiez 2/2016 demo
Wiez 2/2016 demoWiez 2/2016 demo
Wiez 2/2016 demo
 
Wiez 1/2015
Wiez 1/2015Wiez 1/2015
Wiez 1/2015
 
Wiez 2/2014
Wiez 2/2014Wiez 2/2014
Wiez 2/2014
 
Wiez 1/2016
Wiez 1/2016Wiez 1/2016
Wiez 1/2016
 
Wiez 2017-2
Wiez 2017-2Wiez 2017-2
Wiez 2017-2
 
Wiez 3/2015 demo
Wiez 3/2015 demoWiez 3/2015 demo
Wiez 3/2015 demo
 
Wiez 2017-4
Wiez 2017-4Wiez 2017-4
Wiez 2017-4
 
Wiez 4/2014
Wiez 4/2014Wiez 4/2014
Wiez 4/2014
 
Wiez 2017-4-www-demo
Wiez 2017-4-www-demoWiez 2017-4-www-demo
Wiez 2017-4-www-demo
 
Historia do rzeczy kopia, polishprincess16aa
Historia do rzeczy   kopia, polishprincess16aaHistoria do rzeczy   kopia, polishprincess16aa
Historia do rzeczy kopia, polishprincess16aa
 
Anders - Maria Nurowska - ebook
Anders - Maria Nurowska - ebookAnders - Maria Nurowska - ebook
Anders - Maria Nurowska - ebook
 
Wolność od religii - styczniowy numer miesięcznika Znak
Wolność od religii - styczniowy numer miesięcznika ZnakWolność od religii - styczniowy numer miesięcznika Znak
Wolność od religii - styczniowy numer miesięcznika Znak
 
Na marginesie o marginesie (21) 2010
Na marginesie o marginesie (21) 2010Na marginesie o marginesie (21) 2010
Na marginesie o marginesie (21) 2010
 
Wiez 3/2015
Wiez 3/2015Wiez 3/2015
Wiez 3/2015
 

Similar to Wiez 4/2015

Henryk sienkiewicz i jego twórczość
Henryk sienkiewicz i jego twórczośćHenryk sienkiewicz i jego twórczość
Henryk sienkiewicz i jego twórczośćfifo001
 
Zrozumieć piękno - wrześniowy numer miesięcznika Znak
Zrozumieć piękno - wrześniowy numer miesięcznika ZnakZrozumieć piękno - wrześniowy numer miesięcznika Znak
Zrozumieć piękno - wrześniowy numer miesięcznika ZnakMiesiecznik_ZNAK
 
Most --tajna-operacja-przerzutu-zydow
Most --tajna-operacja-przerzutu-zydowMost --tajna-operacja-przerzutu-zydow
Most --tajna-operacja-przerzutu-zydowKsięgarnia Grzbiet
 
Patroni j karski
Patroni j karskiPatroni j karski
Patroni j karskiAgata
 
Wojna naszych pradziadków .
Wojna naszych pradziadków .Wojna naszych pradziadków .
Wojna naszych pradziadków .Teo Krawczyk
 
Tatarzy pod grunwaldem
Tatarzy pod grunwaldemTatarzy pod grunwaldem
Tatarzy pod grunwaldemintermarium
 
Żydzi w międzywojennym Białymstoku. Między lokalnością a diasporą.
Żydzi w międzywojennym Białymstoku. Między lokalnością a diasporą.Żydzi w międzywojennym Białymstoku. Między lokalnością a diasporą.
Żydzi w międzywojennym Białymstoku. Między lokalnością a diasporą.Katarzyna Sztop-Rutkowska
 
Беларускі штомесячнік Czasopis №377 Сакавік 2024
Беларускі штомесячнік Czasopis №377 Сакавік 2024Беларускі штомесячнік Czasopis №377 Сакавік 2024
Беларускі штомесячнік Czasopis №377 Сакавік 2024JahorViniacki
 
Ulica karskiego
Ulica karskiegoUlica karskiego
Ulica karskiegoAgata
 
Ania Karolewicz
Ania KarolewiczAnia Karolewicz
Ania Karolewiczmarzen
 
Michael 2010-08 09
Michael 2010-08 09Michael 2010-08 09
Michael 2010-08 09siloam
 
Nie mów fałszywego świadectwa przeciw Narodowi Polskiemu!
Nie mów fałszywego świadectwa przeciw Narodowi Polskiemu!Nie mów fałszywego świadectwa przeciw Narodowi Polskiemu!
Nie mów fałszywego świadectwa przeciw Narodowi Polskiemu!Natalia Julia Nowak
 
Беларускі штомесячнік Czasopis №376 Люты 2024
Беларускі штомесячнік Czasopis №376 Люты 2024Беларускі штомесячнік Czasopis №376 Люты 2024
Беларускі штомесячнік Czasopis №376 Люты 2024JahorViniacki
 
Ród TALKO-HRYNCEWICZ
Ród TALKO-HRYNCEWICZRód TALKO-HRYNCEWICZ
Ród TALKO-HRYNCEWICZPiotr Cypla
 

Similar to Wiez 4/2015 (20)

Henryk sienkiewicz i jego twórczość
Henryk sienkiewicz i jego twórczośćHenryk sienkiewicz i jego twórczość
Henryk sienkiewicz i jego twórczość
 
Zrozumieć piękno - wrześniowy numer miesięcznika Znak
Zrozumieć piękno - wrześniowy numer miesięcznika ZnakZrozumieć piękno - wrześniowy numer miesięcznika Znak
Zrozumieć piękno - wrześniowy numer miesięcznika Znak
 
Most --tajna-operacja-przerzutu-zydow
Most --tajna-operacja-przerzutu-zydowMost --tajna-operacja-przerzutu-zydow
Most --tajna-operacja-przerzutu-zydow
 
Patroni j karski
Patroni j karskiPatroni j karski
Patroni j karski
 
Wojna naszych pradziadków .
Wojna naszych pradziadków .Wojna naszych pradziadków .
Wojna naszych pradziadków .
 
Tatarzy pod grunwaldem
Tatarzy pod grunwaldemTatarzy pod grunwaldem
Tatarzy pod grunwaldem
 
Żydzi w międzywojennym Białymstoku. Między lokalnością a diasporą.
Żydzi w międzywojennym Białymstoku. Między lokalnością a diasporą.Żydzi w międzywojennym Białymstoku. Między lokalnością a diasporą.
Żydzi w międzywojennym Białymstoku. Między lokalnością a diasporą.
 
Wiez 1/2013
Wiez 1/2013Wiez 1/2013
Wiez 1/2013
 
Беларускі штомесячнік Czasopis №377 Сакавік 2024
Беларускі штомесячнік Czasopis №377 Сакавік 2024Беларускі штомесячнік Czasopis №377 Сакавік 2024
Беларускі штомесячнік Czasopis №377 Сакавік 2024
 
Paulina Stanek - Zbrodnia Katyńska
Paulina Stanek - Zbrodnia KatyńskaPaulina Stanek - Zbrodnia Katyńska
Paulina Stanek - Zbrodnia Katyńska
 
Nr 03/05 (12) JESIEŃ 2005
Nr 03/05 (12) JESIEŃ 2005Nr 03/05 (12) JESIEŃ 2005
Nr 03/05 (12) JESIEŃ 2005
 
Ulica karskiego
Ulica karskiegoUlica karskiego
Ulica karskiego
 
Z Henrykiem Sienkiewiczem w przeszłość.
Z Henrykiem Sienkiewiczem w przeszłość.Z Henrykiem Sienkiewiczem w przeszłość.
Z Henrykiem Sienkiewiczem w przeszłość.
 
Ania Karolewicz
Ania KarolewiczAnia Karolewicz
Ania Karolewicz
 
Michael 2010-08 09
Michael 2010-08 09Michael 2010-08 09
Michael 2010-08 09
 
Nie mów fałszywego świadectwa przeciw Narodowi Polskiemu!
Nie mów fałszywego świadectwa przeciw Narodowi Polskiemu!Nie mów fałszywego świadectwa przeciw Narodowi Polskiemu!
Nie mów fałszywego świadectwa przeciw Narodowi Polskiemu!
 
Беларускі штомесячнік Czasopis №376 Люты 2024
Беларускі штомесячнік Czasopis №376 Люты 2024Беларускі штомесячнік Czasopis №376 Люты 2024
Беларускі штомесячнік Czasopis №376 Люты 2024
 
Wiez-2018-1
Wiez-2018-1Wiez-2018-1
Wiez-2018-1
 
Ród TALKO-HRYNCEWICZ
Ród TALKO-HRYNCEWICZRód TALKO-HRYNCEWICZ
Ród TALKO-HRYNCEWICZ
 
Elżbieta Rybicka - Globalni i lokalni
Elżbieta Rybicka - Globalni i lokalniElżbieta Rybicka - Globalni i lokalni
Elżbieta Rybicka - Globalni i lokalni
 

Wiez 4/2015

  • 1. zima 2015 4 [662] Indeks 381489 Cena 24,99 zł [w tym 5% vat] Uchodźca, czyli człowiek Ten obcy i Kościół Korepetycje z autonomii Nowy sojusz ołtarza z tronem? Ukryty Bóg sztuki Credo połamane Rosja — na Kijów czy na Damaszek? Halík: Duszpasterska trzecia droga Bergoglio bez ideologii Rabin Skórka: Polityka i prorocy Zajrzeć złu w twarz 248 stron!
  • 2. Kwartalnik Warszawa rok LVIII  nr 4 [662] Drodzy Czytelnicy! Europa (czyli także Polska) stanęła w mijającym roku przed wiel‑ kim problemem społecznym, którego wcześniej usiłowała nie do‑ strzegać. Omawiamy w tym numerze „Więzi” przyczyny napływu wielkiej fali uchodźców i analizujemy to zjawisko, sięgając także do historii. Chcemy jednak pamiętać, że uchodźca to przede wszyst‑ kim bliźni. Jak przypomina bp Krzysztof Zadarko, watykańskie dokumenty jasno wskazują, że w podejmowaniu kwestii uchodź‑ ców „najważniejszym punktem odniesienia nie może być interes państwa czy bezpieczeństwo narodowe, lecz jedynie człowiek”. Dzisiejszej Polsce przydałyby się solidne korepetycje z wza‑ jemnej autonomii Kościoła i państwa. Zasada ta zapisana jest w dwóch konstytucjach: soborowej i państwowej. Nasi autorzy przedstawiają historię powstawania tej formuły na gruncie włoskim i dzisiejsze polskie uwarunkowania jej realizacji. Idea autonomii ma także korzenie teologiczne. Może więc potrzebne są nie tylko korepetycje, ale i rekolekcje? O współczesnej sztuce ludzie Kościoła zwykli mówić ze sto‑ sownym dystansem, uznając, że pokazuje ona i propaguje świat bez Boga. Teksty zamieszczone w bloku kulturalnym „Więzi” pokazują jednak, że w poszukiwaniach współczesnych artystów paradoksal‑ nie znaleźć można tęsknotę za doświadczeniem przekraczającym doczesność. Nawet wielka pustka może być wielką tęsknotą. Jaki jest zatem ukryty Bóg sztuki? Z radością prezentujemy Państwu także wiele innych tek‑ stów. Na łamach tego numeru „Więzi” znajdą Państwo zarówno autorów tak wybitnych, jak ks. Tomáš Halík czy argentyński przy‑ jaciel papieża Franciszka, rabin Abraham Skórka, jak i młodych debiutantów. Zapraszam do uważnej lektury w zimowe wieczory i życzę błogosławionych świąt Bożego Narodzenia oraz lepszego nowego roku! Zbigniew Nosowski
  • 3. Spis treści Podziękowania dla Przyjaciół Lament na niedolę uchodźczą i kondycję ludzką Syria gaśnie. Jak do tego doszło? Czy to nasza sprawa? dyskusja Ten obcy i Kościół rozmowa Dzieci jednego Boga Szkic węglem, Rozmowa w lesie, Proces Szewc nad szewcami, „obrońca narodu żydowskiego”. O Antonim Kordowskim z Kurowa Czytanie świata I lalki mają swoje losy Z drugiej strony Bugu Na Kijów czy na Damaszek? Ruska wiosna z hakiem (2) 5 7 26 36 47 57 61 64 76 85 Uchodźca, czyli człowiek Jan M. Piskorski Agata Skowron‑Nalborczyk Malika Abdoulvakhabova, Agata Skowron‑Nalborczyk, Stanisław Strasburger, Zbigniew Nosowski, Marek Rymsza Bp Krzysztof Zadarko, Zbigniew Nosowski Bp Michał Janocha Michał Sobol Antoni Sułek Katarzyna Meloch Włodzimierz Marciniak
  • 4. Historia Strategie kontroli. Cenzura PRL wobec „Przeglądu Kulturalnego” Rzeczy (nie)pospolite Chmury nad Polską Z ziemi włoskiej do polskiej. Włoskie korzenie polskiej Konstytucji Autonomia jako kłopot Nowy sojusz ołtarza z tronem? Soborowa autonomia i polityzacja katolicyzmu Nota bene Polityka potrzebuje proroków Przypowieść o moim niedowiarku, Przyjacielskie umieranie, W chowanego Duszpasterska trzecia droga rozmowa Otwarta ortodoksja Czy zło implikuje nadzieję? Przypadek Hioba Litery na piasku Ż — jak żółw 95 105 111 120 129 140 146 149 160 167 Aleksander Długołęcki Aleksander Hall Korepetycje z autonomii Ks. Stanisław Adamiak Sławomir Sowiński Zbigniew Nosowski Rabin Abraham Skórka Zbigniew Jankowski Ks. Tomáš Halík, Bartosz Bartosik Wojciech Zalewski Michał Zioło OCSO
  • 5. Credo połamane rozmowa Zaspokajanie głodu Popioły Wezuwiusza Ksiądz z kobietą w kinie Zajrzeć złu w twarz  *** [ Chciałbym aby skończyło się postawą koloru  ], Jeszcze, Posługa w szpitalu Budowa świata jest plusowa. Spotkanie z Krzysztofem Majchrzakiem Książki „Solidarność” mityczna, „Solidarność” prawdziwa Skazani na dialog Bergoglio bez ideologii Dramat pokolenia W Galerii „Więzi” Aldona Piekarska Eks post O tym, że nie ma końca 175 186 193 203 211 214 222 228 232 236 241 242 Ukryty Bóg sztuki Maria Poprzęcka, ks. Andrzej Draguła, Sebastian Duda, Marcin Nowak, Andrzej Wajs Krzysztof Biedrzycki Ks. Andrzej Draguła Katarzyna Jabłońska, ks. Andrzej Luter Piotr Lamprecht Ks. Andrzej Luter Andrzej Friszke Paweł Czapczyk Jan Turnau Jacek Borkowicz Jerzy Sosnowski
  • 6.  5 Podziękowania dla Przyjaciół Serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy odpowiedzieli na nasz apel o pomoc finansową. W ostatnim okresie wsparcia udzieliły „Więzi” następujące osoby: Krzysztof Jedliński (Warszawa), po raz dziewiąty Michał Kosmulski (Warszawa), po raz czwarty Marcin Listwan (Czernica), po raz czwarty Bohdan Paczowski (Luksemburg) Paweł Sawicki (Warszawa), po raz trzynasty Marek Wesołowski (Gdańsk), po raz ósmy Jan Wyrowiński (Toruń), po raz czterdziesty ósmy oraz darczyńcy, którzy chcieli pozostać anonimowi. Jak można pomóc? Każda forma pomocy jest cenna. Będziemy wdzięczni zarówno za wpłaty jedno­razowe, jak i regularne (np. w formie stałego zlecenia bankowego). Nazwiska Ofiarodawców będziemy publikować w kolejnych numerach „Więzi”. Wpłaty na rzecz statutowej działalności Towarzystwa „Więź” mogą być odliczane od do- chodu jako darowizny. Prosimy o przekazywanie wpłat, także dewizowych, na konto: Towarzystwo „Więź”, 00–074 Warszawa, ul. Trębacka 3 PKO BP S.A. XV O/Warszawa, nr 79 1020 1156 0000 7702 0067 6866 z dopiskiem: darowizna na rzecz działalności statutowej Towarzystwa „Więź” Zachęcamy Państwa również do prenumeraty redakcyjnej naszego pisma oraz polecania prenumeraty „Więzi” swoim Bliskim i Przyjaciołom. Warunki prenumeraty — zob. s. 247. Bez Ciebie nie przetrwa „Więź”!
  • 7.  6  WIĘŹ  Zima 2015 Społeczeństwo
  • 8.  7 Lament na niedolę uchodźczą i kondycję ludzką Jan M. Piskorski Prolog Miejsce akcji: Morze Śródziemne. Czas akcji: trzydzieści trzy wieki temu. In‑ formator: Wergiliusz, Rzymianin, obywatel nieistniejącego od piętnastu wie‑ ków „wiecznego państwa” o nazwie Imperium Romanum, prawdopodobnie potomek wygnańców. Grób Wergiliusza pod Neapolem, miejsce pielgrzymek starożytnych, zaginął w zawierusze wędrówek ludów, które dotknęły Europę między IV a VI stuleciem. Błądząc po Morzu Śródziemnym pomiędzy azjatycką Troją, afrykańską Karta‑ giną a europejską Italią, Eneasz („zbiegiem z Azji” nazywali go przeciwnicy na Półwyspie Apenińskim) i jego towarzysze ze spalonej Troi napotkali zabłąkanego wojownika greckiego. Przyznał, że jest towarzyszem Odyseusza, pogromcy mia‑ sta nad Skamandrem. W wyprawie przeciw Troi wziął udział nie z nienawiści, lecz dla chleba. Prosi o wybaczenie i wzięcie na statek, bo inaczej przyjdzie mu zginąć. „Niedługo zwlekając”, stary i pobożny ojciec Eneasza „ujął młodzieńca Uchodźca, czyli człowiek
  • 9.  8  WIĘŹ  Zima 2015 Jan M. Piskorski za rękę, tym znakiem dodał otuchy strwożonemu”. Grek mógł bezpiecznie wejść na pokład, mimo że w chaosie ucieczki z Troi zginęła ukochana żona Eneasza. Okręty trojańskie ruszyły dalej. Kiedy znalazły się blisko brzegów Italii, prze‑ ciwne wiatry rzuciły je ku Libii. Rządziła tam właśnie Dydona, uciekinierka z fenic‑ kiego Tyru. Poznawszy smak nieszczęścia, nie zamknęła bram kwitnącej Kartaginy przed tułaczami, o których niedoli wieść niosła się szeroko po świecie. Przyjęła uchodźców pod swój dach, zachęcała do odpoczynku, a najlepiej do pozostania. Nie chciała, by ich łupinki znowu zostały oddane na pastwę wezbranego morza. Kommos 1 Miejsce akcji: port sycylijski. Czas akcji i informator: jak wyżej. „Już siódme / Lato jest, odkąd po wszystkich / Wodach, po wszystkich się mio‑ tamy ziemiach. / Śród niegościnnych skał i gwiazd, ciągnięte / Po wielkim morzu, wciąż uciekającą / Ścigać musimy Italię” — rozpaczały Trojanki, pozostawione same w porcie przy okrętach. Miały dość wędrówki. Chciały ziemi pod stopami. Domu. W chwili szaleństwa chwyciły pochodnie i wznieciły ogień na statkach, po czym przestraszone własnym czynem uciekły, chowając się po okolicy. Tym‑ czasem pożar trawi flotę. „Ani moc herosów, ani / Woda chlustana pomóc tu nie zdoła”. Gdyby nie wsparcie samego Jowisza, który zesłał gwałtowną burzę, byłyby spaliły własne nadzieje. Epeisodion 1. W ucieczce Miejsce akcji: Grecja, Kongo­‑Zair, Niemcy, Polska. Czas akcji: wieki V przed Chr. i XX—XXI. Informatorzy: Herodot, ojciec historiografii europejskiej; Ni‑ cholas Gage, amerykański reporter urodzony we wsi Lia w greckim Epirze; Hanna Krall, polska pisarka, która przeżyła wojnę w ukryciu, a potem trafiła do sierocińca; świadkowie spisani przez Swietłanę Aleksijewicz lub cytowani w opracowaniu Henryka Grynberga; dziennik „Jakarta Post” w relacji o po‑ jednaniu w Kongo. Gdy w 480 roku przed Chr. armia Kserksesa zwyciężyła Spartan pod Termopilami, droga do Grecji stanęła otworem. Azja brała na Europie odwet za Troję. Nie przy‑ padkiem król perski kazał się oprowadzić po jej ruinach. Persowie „gdziekolwiek dotarli, wszystko palili i niszczyli, ciskając ogień do miast i świątyń” — zapewnia współczesny wydarzeniom Herodot. Najgorsze doświadczenia czekały Fokijczy‑ ków, którzy uciekli w niedalekie góry. Ścigający ich żołnierze zbiorowo gwałcili kobiety, co niejedna przepłaciła śmiercią. Inne rodziły perskie potomstwo. Nie wiadomo, jaki los spotkał je same i ich dzieci. Dwa i pół tysiąca lat później małą
  • 10.  9 Uchodźca,czyliczłowiek Lament na niedolę uchodźczą i kondycję ludzką Sabinkę z żydowskiego sierocińca, poczętą z niemieckiego gwałtu, wszyscy na‑ zywali Szwabką. Dzieci urodzone w wyniku gwałtów w Kongo, światowej stolicy przemocy seksualnej na przełomie XX i XXI wieku, zwie się wężami. Górskie pieczary stanowiły odwieczną kryjówkę ludów bałkańskich, podob‑ nie jak niedostępne bagna i szuwary zapewniały przez wieki schronienie mieszkań‑ com Europy nizinnej. Exodus przed tysiącleciami nie wyglądał inaczej niż podczas ostatniej wielkiej europejskiej wojny, kiedy przed niemieckimi żołnierzami uciekali mieszkańcy greckiej wioski Lia. Kosztowności, ważniejszy dobytek i żywność pako‑ wano na juczne osły. Czego nie dano rady zabrać, zakopywano w ziemi i chowano w dziuplach okolicznych drzew. W wąskiej kolumnie ku górskim pieczarom szli ludzie, a z nimi osły, kozy i owce. Chorych i małe dzieci niesiono. Co pozostało, od‑ dział pacyfikacyjny podpalił, włącznie z kościołem i tymi, którzy nie dali rady uciec. „Atakujemy... pierwsze osiedla niemieckie... Jesteśmy młodzi. Silni. Cztery lata bez kobiet. W piwnicach jest wino. Łapaliśmy niemieckie dziewczęta i... Dziesięciu gwałciło jedną... Kobiet brakowało, bo ludzie uciekali przed Armią Radziecką, to braliśmy i całkiem młodziutkie. Dwunasto-, trzynastoletnie... Dziew‑ czynki. Jeśli płakała, tośmy bili, czymś zatykali jej usta. Ją bolało, a nas to śmie‑ szyło” — ze wstydem, czterdzieści lat po wojnie, wyznał Swietłanie Aleksijewicz oficer Armii Czerwonej. Młody Adam Bromberg, przedwojenny polski komunista z żydowskiej ro‑ dziny, patrzył w 1945 roku na kolumny niemieckich wygnańców ciągnących swe wózki z tobołami i notował zadumany, ale bez współczucia: „szli jak my na po‑ czątku tej wojny... Najwyżej Rosjanie coraz to dopadali jak wilki i wyszarpywali co atrakcyjniejsze kobiety i przedmioty”. Kommos 2 Miejsce akcji: Pendżab. Czas akcji: lato 1947 roku. Informator: Amrita Pritam, indyjska pisarka urodzona w rodzinie duchownego sikhijskiego w Pendżabie. Po jego podziale między Indie a Pakistan, opuściła pakistański Lahaur na rzecz indyjskiego Delhi. Czy ziemia zroszona tak obficie ludzką krwią będzie rodzić złote zboże? Czy kukurydza będzie nadal pachniała, skoro jej korzenie wyrosną na ludzkich zwło‑ kach? Czy kobiety, których siostry się gwałci, będą chciały rodzić synów? — zasta‑ nawiała się Hamida, młoda muzułmańska wieśniaczka hinduskiego pochodzenia, po sierpniowych pogromach na pograniczu indyjsko­‑pakistańskim. W polu trzciny cukrowej natknęła się na hinduskę, która opowiedziała jej, jak pakistańscy żoł‑ nierze skierowani do ochrony obozów uchodźczych, wyszukiwali sobie na noc co ładniejsze dziewczyny. Hamida ukryła ją i niepostrzeżenie dla sąsiadów przekazała kolumnie zmierzającej ku Indiom. Doszła jednak do wniosku, że grzechem jest żyć w świecie tak pełnym zła i nic gorszego, niż urodzić się dziewczyną.
  • 11.  10  WIĘŹ  Zima 2015 Jan M. Piskorski Epeisodion 2. Azyl Miejsce akcji: Grecja. Czas akcji: starożytność. Informatorzy: Homer, król poetów, żyjący około VIII wieku przed Chr. oraz Eurypides, ateński drama‑ turg z genialnego V wieku przed Chr., odbrązawiacz ludzkich postaw i mitów. Gdy w obliczu perskiego niebezpieczeństwa Ateńczycy ewakuowali się na są‑ siednie wyspy, był wśród nich zapewne Eurypides. Zapamiętane w dzieciństwie obrazy płonącego miasta i przerażonych uciekinierów wbiły mu się w pamięć na całe życie. Choć jak każdy Ateńczyk musiał być żołnierzem, wczuwał się jak mało który starożytny poeta w rolę ofiar wojny — mieszkańców dewastowanych przez soldateskę miast, porywanych kobiet, uchodźców proszących o azyl. — Nie wy‑ pędza się żebraków i tułaczy — pisał, wychwalając dobrodziejstwa azylu świątyn‑ nego, którego nikomu nie wolno łamać, jeśli nie chce się zhańbić. — Nie szkodzi, że świat schodzi na psy. Demokratycznych Aten nie może to dotyczyć. „Zawsze ta ziemia tym, co są bezradni, chciała przynosić sprawiedliwą pomoc”. — Czy można — pytał — czuć się wolnym w kraju, który nie zapewnia wolności ucieki‑ nierom i wygnańcom? Czy można — powtarzał ustami starej matki Tezeusza — milczeć w tej sprawie, czy samo milczenie jest podłością? „Każdy gość i żebrak pochodzi od Zeusa” — mówił kilka wieków wcześniej Ho‑ mer ustami pięknej Nauzyki z krainy Feaków, gdy piorące nad brzegiem morskim dziewczęta znalazły wymęczonego rozbitka. — Nie sztuka — dodawał — przyjmo‑ wać obcych użytecznych dla kraju. Wieszczy, lekarzy, cieśli, wajdelotów. Fachowcy zawsze znajdą sobie miejsce. Ważniejsze, by nie odtrącić przybysza w łachmanach. Epeisodion 3. Powroty Miejsce akcji: Grecja, Izrael­‑Palestyna, państwa tzw. Rogu Afryki, Niemcy, Polska, ZSRR. Czas akcji: ostatnie trzy tysiąclecia. Informatorzy: dziennikarze afrykańskiej agencji informacyjnej z Kakumy, kronikarze, pisarze, reporterzy i świadkowie. Gdy helleńską wyspę Terę na Morzu Egejskim nawiedziła klęska wieloletniej suszy, mieszkańcy tamtejszych miast zdecydowali o wysłaniu części populacji na przymusową emigrację. Pytia doradziła im założenie kolonii w Libii. Ponieważ osadnikom nie wiodło się tam najlepiej, postanowili wrócić. „Lecz Terejczycy — informuje Herodot — zarzucili pociskami zbliżających się do brzegu i nie pozwolili im wylądować, tylko kazali odpłynąć z powrotem”. „Nasze życie tutaj to czekanie. Próżne czekanie. Zostaliśmy porzuceni i zapo‑ mniani” — powiedział reporterom „Kanere Refugee Newspaper” Taban Malwei, jeden z dwudziestu tysięcy „utraconych chłopców” Sudanu. W jego wsi wymordo‑
  • 12.  11 Uchodźca,czyliczłowiek Lament na niedolę uchodźczą i kondycję ludzką wano dorosłych. Jemu wraz z grupą innych dzieci udało się przedostać do Etiopii. Stamtąd wrócił do południowego Sudanu, lecz zaraz musiał uciekać ponownie. Tra‑ fił do obozu uchodźczego w kenijskiej Kakumie, gdzie od 1992 roku czeka na prze­ siedlenie do jakiegoś bezpiecznego kraju. W krajach Rogu Afryki — dewastowanych od dziesięcioleci przez wojny i klęski ekologiczne — powroty uchodźców bywają straszliwe. Wracają nie dlatego, że sytuacja w ich ojczyznach się polepszyła, ale dla‑ tego, że pogorszyły się warunki w krajach uchodźctwa. W Sudanie repatriantów przy‑ bywających z Etiopii atakowano, bombardowano z powietrza, pozbawiano żywności. „Wielkopolska dla Wielkopolan” albo „Pomorze dla Pomorzan” — zdarzało się usłyszeć polskim wygnańcom z ziem wschodnich na dworcach powojennej Polski. „Mamy już po uszy naszych chłopów” — syczeli z oburzeniem niemieccy ewakuanci z miast Zagłębia Ruhry w tym samym czasie. „Niech pan pomyśli — zwracali się do Stiga Dagermana — rodacy wyrzucają rodaków”. Mieli żal do władz Bawarii, że rok po zakończeniu wojny bezdusznie ich wysiedlają. W zburzonych miastach na północy wciąż obowiązywał zakaz wjazdu. Pociągi z reewakuantami, podobnie jak z wygnańcami ze Wschodu, trafiały na całe tygodnie na boczne tory. Pasażerowie takich transportów — dodawał szwedzki reporter — nienawi‑ dzą Bawarów, plują nienawiścią do Polaków i Rosjan, „ale sami traktowani są jak intruzi”. Nawet we własnych mieszkaniach, jeśli przetrwały wojnę i uda im się do nich dotrzeć, są nieproszonymi gośćmi. Zajęli je inni. „Jakim prawem ich wypuszczają? Jak można tak okrutnie krzywdzić lu‑ dzi?” — zwraca się płaczliwie Paweł Nikołajewicz do równie przerażonej żony. Bohaterem powieści Aleksandra Sołżenicyna aż zatrzęsło na myśl, że zrehabi‑ litowani zesłańcy stalinowscy mogą się pojawić i u niego. Mieszkanie otrzymał w zamian za donos na poprzedniego lokatora. — Wracajcie, skąd przybyliście! — mówiono w całej Europie, kiedy garstka ocalonych z Zagłady Żydów pojawiła się po wojnie przed drzwiami swych domów. „Z pewnością nic podobnego by się nie wydarzyło, gdybyście zachowali się jak ludzie cywilizowani” — rzekł wzburzony dwudziestolatek w mundurze żołnierza rezerwy armii izraelskiej do swoich palestyńskich rodziców. Małżeństwo z powieści Ghassana Kanafaniego korzysta z okazji stworzonej przez wojnę siedmiodniową w 1967 roku i wraca do domu w izraelskiej Hajfie, gdzie w chaosie walk i ucieczki 1948 roku zostawiło syna Khalduna. Dom stoi jak stał. Nawet wewnątrz nie zmienił się wiele. Zamieszkuje go Miriam, Żydówka, która zajęła się wychowaniem dziecka. Jejojcazamordowanow Auschwitz,młodszegobratazastrzelono,czemuprzyglądała się przez szparę w schodach. Właściwie od dawna oczekuje Safiyyi i Saida. O nic nie pyta. Proponuje pozostawienie rozstrzygnięcia o dalszym losie ich wspólnemu synowi, którego poinformowała o arabskim pochodzeniu. Dov staje sztywno przed rodzicami i zwracając się do ojca, wyrzuca mu: „Nie powinieneś opuszczać Hajfy. A jeśli było to niemożliwe, to bez względu na wszystko nie powinieneś zostawić niemowlęcia w kołysce. A skoro i to okazało się niemożliwe, to powinieneś bezu‑ stannie próbować tutaj wrócić. Twierdzisz, że i to było niemożliwe? Dwadzieścia lat minęło, szanowny panie. Dwadzieścia lat! [...] Wszyscy jesteście słabeuszami”.
  • 13.  12  WIĘŹ  Zima 2015 Jan M. Piskorski Powrót nie będzie wyglądał tak, jak sobie wyobrażamy zaraz po ucieczce czy wygnaniu — domyślał się palestyński pisarz, sam uchodźca od dwunastego roku życia. Ani powracający nie będzie taki sam, ani miejsce, do którego wróci. Kommos 3 Miejsce akcji: Indie­‑Pakistan i Prusy Wschodnie. Czas akcji: lata 1945—1948. Informatorzy: Saadat Hassan Manto, pakistański pisarz urodzony w później indyjskiej części Pendżabu. Po podziale Indii zamieszkał w pakistańskim La‑ haur; Ernst Wiechert, niemiecki pisarz, piewca Mazur, w latach hitlerowskich więzień obozu koncentracyjnego. „Chcę jeszcze raz siąść nad potokiem, nad którym śpiewa słowik. [...] Chcę jeszcze raz zobaczyć w nocy światło latarni morskiej. Chcę jeszcze raz zobaczyć kolo‑ rowe krzyże na cmentarzu” — żaliła się młoda uciekinierka z Prus Wschodnich hrabiemu Amadeuszowi gdzieś w zachodnich Niemczech. Erdmuthe cierpi na tęsknicę. Nie jest w stanie żyć poza rodzinnymi stronami nad Bałtykiem. Rusza w drogę powrotną, mimo że — jak twierdzi jej mąż Donelaitis — cała ziemia pełna jest rozbójników. „Można związać ręce i nogi, ale [...] nie serce” — tłumaczy mu hrabia. — Serca pękają z tęsknoty, a bez serca żyć się nie da. Pogoda była piękna. Stojący naprzeciw siebie w okopach indyjscy i paki‑ stańscy żołnierze od tygodni nie mieli nic do roboty. Pomiędzy nimi biegał pies, którego nazwali „biednym uchodźcą”. Pewnego razu postanowili ustalić jego tożsa‑ mość. Co się zaczęło jako zabawa, skończyło brutalną strzelaniną do „uchodźcy”, który zakończył życie w mękach pomiędzy pozycjami obu wojsk. Opowiadanie Saadata Hassana Manto jest niczym alegoria jego życia. Zakochał się w Bom‑ baju, mieście, w którym mógł łączyć działalność literacką i filmową. Burzliwym latem 1947 roku wyprawił do Pakistanu rodzinę, sam chciał przeczekać okres nienawiści rozlewa­jącej się niczym zaraza. Miastami zawładnęły gangi młodych ludzi. — Mord, rabunek i gwałt okazały się łatwiejsze, niż się normalnie wydaje — pisał później. W styczniu 1948 roku pisarz nie wytrzymał. Odprowadzony przez indyjskiego przyjaciela, wsiadł na statek do Pakistanu. I tam umarł z tęsknoty. Epeisodion 4. Uchodźcy klimatyczni Miejsce akcji: Ameryka, Europa, Chiny, Etiopia, Somalia. Czas akcji: tysiąc‑ lecia. Informatorzy: dziennikarze, reporterzy, świadkowie i uczeni. Gdy powtarzająca się susza we wschodniej Afryce znów zniszczyła pastwiska, Ibrahim przeniósł się z rodziną do zatłoczonego obozu uchodźców. — Poddałem się — powiedział Somalijczyk Robertowi Stefanickiemu, zapewniając polskiego
  • 14.  13 Uchodźca,czyliczłowiek Lament na niedolę uchodźczą i kondycję ludzką reportera zrezygnowanym głosem, „że na ziemie przodków już nie wróci”. Co bę‑ dzie robić, nie wie. Szans na powrót do normalnego życia w zasadzie nie ma. Podobny los spotyka stopniowo wszystkich drobnych pasterzy w regionie. Jeśli Ibrahim będzie miał dostatecznie wiele środków i jeszcze więcej odwagi, ruszy, jak tysiące innych, ku Turcji lub wybrzeżom libijskim i dalej do Europy, gdzie dotrze ostatecznie dwa czy trzy procent wszystkich uchodźców z regionu. Nie szkodzi, że w Europie nie zostanie uznany za uchodźcę i będzie budzić strach. Żyć będzie wiarą kruszącą wszystkie mury. Nadzieją na ucieczkę z piekła i przedostanie się do raju: Europy. Jeszcze dwa pokolenia wcześniej uciekano z niej masowo do innego raju — Ameryki. Europa krwawiła. — Wciąż czuję tu zapach krwi — wyznała w rozmowie z brytyjskim „Guardianem” scenarzystka Ruth Prawer Jhabvala, która w 1939 roku, w wieku dwunastu lat, uciekła z Nie‑ miec do Wielkiej Brytanii. Wielkie wędrówki wywołane przez zmiany klimatyczne i klęski żywiołowe ukształtowały oblicze Ziemi. Także Europy, gdzie co rusz przybywali kolejni noma‑ dzi w poszukiwaniu pastwisk. Dopiero od niedawna, po podzieleniu wszystkich zasobów ziemskich pomiędzy państwa narodowe, do uchodźców ekonomicznych zaczęto odnosić się pogardliwie i traktować jako przybyszów gorszej kategorii. Jak gdyby głód i chaos nie były dostatecznym powodem do emigracji.  — Nie przyjdziecie tutaj ze swoim kapitałem, my przyjdziemy do was — usłyszałem po wykładzie od pewnego Etiopczyka. — Już idziemy! Cóż z tego, że wzniesiecie umocnienia graniczne. Są tylko początkiem końca. Nie pokonacie trendów demograficznych ani woli Boskiej. Zapomnieliście, że bramy Nowego Jeruzalem będą otwarte, a ludzkość stopi się niczym w tyglu kowalskim? Nie wyciągnęliście lekcji z budowy rzymskiego limesu? Chiński mur też nikogo nie zatrzymał. — Długa historia Chin to w istocie dzieje wchłaniania najeźdźców — potwierdza sinolog Mieczysław J. Künstler. Epeisodion 5. Współżycie Miejsce akcji: Chiny, Czechy, Egipt, Erytrea, Grecja, Indonezja, Izrael­‑Palestyna, Polska, Sudan, Szwecja. Czas akcji: ostatnie trzy tysiąclecia. Informatorzy: kronikarze, pieśniarze, reporterzy, świadkowie i uczeni. Gdy rodacy odpędzili od macierzy terejskich boat people, tułali się oni latami po Morzu Śródziemnym. Na koniec wrócili do Libii i osiedli w Cyrenie. Wzmocniwszy się, wyrzucili z ziemi sąsiadów. Terejczycy, obok Izraelitów uciekających przed głodem do Egiptu, to nie tylko pierwsi dobrze znani uchodźcy ekologiczni. To również, znów obok Izraelitów, jedni z pierwszych na długiej liście ludów i ludzi pokrzywdzonych, którzy obrócili się w ciemiężców. Jakuba i jego synów podejmowano w Egipcie gościnnie. Dopóty, dopóki przybysze izraelscy nie wzrośli w siłę na tyle, że miejscowi zaczęli ich postrzegać
  • 15.  14  WIĘŹ  Zima 2015 Jan M. Piskorski jako zagrożenie. „Synowie Izraela rozradzali się [...] i umacniali coraz bardziej, tak że cały kraj się nimi napełnił” — podaje Księga Wyjścia. Gdy zarządzenia antyizraelskie przybrały na sile, Mojżesz powiódł powierzony mu lud na powrót do Ziemi Obiecanej. Przejęcie Palestyny, nie pierwsze i nie ostatnie, wiązało się z wypędzeniem i ujarzmieniem jej poprzednich mieszkańców. — W realnym świe‑ cie nie ma gwarancji — przypominał rodakom od 1967 roku Jeshajahu Leibowitz, urodzony w Rydze rabin zwany „sumieniem Izraela”. Powroty do kraju ojców uchodziły w dawnym świecie za uprawnione. Sta‑ nowiły zarazem realne zagrożenie dla miejscowych wspólnot. Gdy wygnańcy z wyspy Lemnos przybyli na Peloponez i powołali się na prawa ojczyźniane, Spartanie obdarowali ich żonami i gospodarstwami. Lecz przybysze chcieli co dnia więcej — podaje Herodot. W odpowiedzi miejscowi postanowili ich zgła‑ dzić. Uratowały ich fortelem żony, pochodzące z najznakomitszych spartańskich domów. — Przybysze niemieccy — skarżą się średniowieczne pieśni czeskie i pol‑ skie — zawsze pokornie wżeniają się w tubylcze rody, aby podstępem przejąć ich majątki. „Obcy rządzili wówczas w Szwecji, / nie mogło gorzej dziać się w króle‑ stwie, [...] / Szwedzcy mężowie cierpieli biedę, / woleli jednak śmierć, / niż znosić dłużej takich gości” — grzmiał biskup Tomasz Simonsson w 1439 roku. Zwracał się przeciw osadnikom z Niemiec. W Sztokholmie — wieściły ulotki ze zwykłą mediom przesadą — pozostawili oni miejscowym jedynie zajęcia kata i grabarza. Sy­‑Ma Ts’ien, Syn Smoka, chiński historyk i męczennik za prawdę, powia‑ damia pod rokiem 239 przed Chr. o wielkim dochodzeniu, które miało na celu wygnanie z Państwa Środka wszystkich cudzoziemców. Zarządzenia i powstania przeciw imigrantom znają wszystkie kontynenty i epoki. W 1975 roku mieszkańcy sudańskich prowincji Gedaref i Kassala życzliwie podjęli uchodźców z Erytrei. Dwa lata później długotrwała susza wypaliła pola i pastwiska. W tym czasie — informuje brytyjski uczony Gaim Kibreab — większość ławek szkolnych i łóżek szpitalnych zajmowali już uchodźcy. Zaczęła narastać niechęć do przybyszów, która eksplodowała kolejne dwa lata później. Erytrejczykom palono chaty i ra‑ bowano majątek. „Rybacy są Malajami, klienci Chińczykami — wyjaśniał indonezyjski tłumacz włoskiemu reporterowi. — Kiedy nie ma ryb, Chińczycy udzielają pożyczek, które dłużnicy spłacają z przyszłych połowów”. Do emigrantów z Chin, których jest w Indonezji kilka procent, należy spora część majątku narodowego. Oskarżani o szerzenie ateizmu i komunizmu, słowem chinokomunę, południowo­‑wschodnio­ ‑azjatycką wersję żydokomuny, nie mieli szans na asymilację i musieli się parać specjalnymi zajęciami, w tym handlem i bankowością — tłumaczy urodzony w In‑ donezji i wychowany w Malezji chiński badacz Wang Gungwu. — Malajowie „od czasu do czasu wpadają w szał i niszczą chińskie sklepy” — kontynuował wynu‑ rzenia przed Tiziano Terzanim indonezyjski tłumacz. Mówił to z takim spokojem w głosie — zauważa reporter — jak gdyby informował o zjawisku stanowiącym część naturalnego rytmu świata. W wielkiej masakrze 1965 roku zginęło co najmniej pół miliona ludzi, szczególnie wielu na rajskiej wyspie Bali. — To jedna
  • 16.  15 Uchodźca,czyliczłowiek Lament na niedolę uchodźczą i kondycję ludzką z największych dwudziestowiecznych rzezi w okresie pokoju — przypominają kanadyjski historyk Geoffrey Robinson i indonezyjski etyk polityki Baskara T. Wardaya. Zabijano komunistów, tyle że niemal wszyscy okazali się Chińczy‑ kami, wcale niekoniecznie komunistycznych przekonań. Kommos 4 Miejsce akcji: Indonezja. Czas akcji: współcześnie. Informator: Agus R. Sarjono, indonezyjski poeta, który w „Wersach o tułaczce” przypomina o wysiedleniach związanych ze spekulacją gruntami. W krajach Zachodu ich żywą spuścizną jest tzw. czyszczenie kamienic. [...] Przyglądam się, jak na podwórzu zamiatasz miotłą liście i wspomnienia i wrzucasz je do ognia, tak że z dymem i bez szmeru wzbijają się ku niebu. I współczuję mym rodakom, których wygnano z ojcowizny, gdzie posiadali plenne ogrody i pola. Tłuką się teraz przez tysiąc nocy, tysiąc dni, i marzą o domu z małym podwórkiem. I o miotle, którą będą je mogli zamieść co dnia, aby ich dzieci mogły się bawić w słońcu. Ach, ile razy możemy ciągnąć dalej, zmieniać adres i miejsce, które nazywamy Domem? [...] Epeisodion 6. Kolonizatorzy i kolonizowani Miejsce akcji: Ameryka, Azja, Europa. Czas akcji: wieki średnie oraz XIX— XX w. Informatorzy: Geronimo, wódz Apaczów; Helmold, kronikarz Słowian połabskich; Tomasz Kantzow, kronikarz zachodniopomorski; świadkowie i uczeni. Gdy Geronimo, wódz Chiricahuów — zbuntowanego plemienia apackiego — pod‑ dał się w 1886 roku, wsadzono go do pociągu na Florydę. Nie domyślał się, że czeka go życie nędzarza. Wcześniej na rampie kolejowej załadowano do pociągu,
  • 17.  16  WIĘŹ  Zima 2015 Jan M. Piskorski symbolu postępu, jego ziomków. Musieli pozostawić „cały swój dobytek, swoje konie i psy, których część rzuciła się w pogoń za odjeżdżającym pociągiem i biegła wzdłuż torów przez dwadzieścia mil”. „Wielka przygoda«budowania kontynentu» się zakończyła” — konstatuje Frederick W. Turner III. Inaczej użytkowane trawia‑ ste prerie pustynniały, bizony wyginęły, a ich kości przerobiono na klej. Skazani na powolną śmierć Indianie mieszkali już tylko na „spieczonych przez słońce i wypłukanych przez erozję spłachetkach ziemi”. Paradoksem jest, że Amerykę, która kojarzy się Europejczykom z wolnością, zbudowano na przemocy wobec Indian, jej pierwszych mieszkańców, oraz wobec czarnoskórych niewolników. „Na wschód chcemy podążać konno, / Na wschód chcemy razem. / Wszyscy na zielone puszcze, / Wszyscy na puszcze. / Tam będzie lepszy byt!” — śpiewali sie‑ dem stuleci wcześniej flamandzcy osadnicy, szukający na niemiecko­‑słowiańskim pograniczu ziemi i wolności. W tym czasie Przybysław, książę ujarzmionych Obodrytów z dzisiejszych północnych Niemiec, zwracał się do biskupa Gerolda w tonie znanym ze wspomnień Geronima. — Wasi „książęta z taką surowością nas łupią”, że śmierć zdaje się lepsza niż życie. Wskazywał na ucisk prowadzący „aż do całkowitego wyniszczenia” i pytał, jak Słowianie mają znaleźć czas na nową wiarę, skoro „codziennie się [nam] zapowiada usunięcie z ziemi”.  — Świat cały jest chrześcijański i albo się z tym pogodzimy i wraz z nim zbudujemy nasz dobrobyt, albo będziemy prześladowani — apeluje do Pomorzan w 1128 roku książę Warcisław. Dobrze się orientował w świecie, gdzie najczę‑ ściej jedyny wybór to wybór pomiędzy nieuchronną modernizacją a nieuchron‑ nym wyginięciem. Większość Słowian północno­‑zachodnich została, używając terminologii Turnera, oswojona. Niepogodzeni — dodaje Helmold — uciekali na „pobratymcze” Pomorze. Tam ich wyłapywano i sprzedawano Polakom w nie‑ wolę. Wielu nie miało żadnego pomysłu na nowe życie. Błąkali się bez celu po bezdrożach, łącząc zbieractwo z napadami na przybyszów. Chcąc powstrzymać rozboje, hrabia Guncelin z Hagen rozkazał wieszać tych spośród nich, którzy nie umieją prosto wyjaśnić, dokąd zmierzają.  — Żołnierze Stanów Zjednoczonych „nie wahali się przed żadną niegodzi‑ wością” — mówił stary Geronimo do jednego ze swoich następców, Daklugiego. Roztaczał przed nim wizję Arizony jako arkadii, „którą Wszechmocny stworzył dla Apaczów”: „To jest moja ziemia, mój dom, ziemia moich ojców, na którą domagam się zezwolenia powrotu. Tam chcę spędzić ostatnie dni i zostać po‑ grzebanym wśród tamtejszych gór”. Marzenie wodza Apaczów nie spełniło się. Umarł na obczyźnie. W niesprzyjającym klimacie Florydy i Alabamy wymarła po‑ nad czwarta część plemienia, które podjęło nierówną walkę z postępem w takim znaczeniu, jak go wtedy rozumiano. Dzisiaj z pojęciem postępu mamy kłopot, niemniej świat zmierza odwieczną drogą. „Żegluj z wiatrem, gdy cię sztorm porwie” — mówi żona do męża w auto‑ biograficznym studium rozpadu wielonarodowego i wielowyznaniowego Ben‑ galu autorstwa Maloya Krishny Dhara. Jego ojciec robi wszystko, by zapobiec biegowi wypadków. Wygrywa bitwy, lecz przegrywa wojnę. Poruszenie jednego
  • 18.  17 Uchodźca,czyliczłowiek Lament na niedolę uchodźczą i kondycję ludzką elementu w tworzonej setki lat skomplikowanej układance społecznej i wyzna‑ niowej automatycznie porusza kolejne i burzy cały porządek. Sytuacja zmienia się zbyt szybko, by nad nią zapanować. Można już tylko walczyć jak perski Mitra, który wygrywa boje z demonami, świadom, że zaraz pojawią się następne. Jego konsekwentne zmagania są jak pielenie chwastów: mimo ciągłej powtarzalności trudno je uznać za pracę syzyfową. Kommos 5 Miejsce akcji: Czeczenia. Czas akcji: lata dziewięćdziesiąte XX wieku. Infor‑ mator: czeska reporterka Petra Procházkova. „Lata miną, zanim pozbędziemy się przerażenia” — wspomina Liza Ibrakimowa. Mieszkanka Groznego wypowiedziała „cicho modlitwę, o której mówiono, że powtórzona w trudnych chwilach pomaga uniknąć śmierci”. I przeżyła, choć opuszczając z wnuczką na plecach coraz mniej bezpieczne miasto, dostała się wpierw w strzelaninę na rogatkach, a potem na pole minowe. „Straszne rzeczy widziałyśmy po drodze. Niedaleko Groznego paliła się wioska, domy w ogniu, żadnego człowieka, wszyscy uciekli, po ulicach biegały oszalałe ze strachu zwie‑ rzęta, konie, ryczące krowy, ujadające psy. Coś okropnego! Zwierzęta patrzyły na nas z wyrzutem: ech, wy kreatury, wy ludzie...” Epeisodion 7. Łowy Miejsce akcji: Ameryka Południowa i Północna, Francja i Polska pod niemiecką okupacją, okolice Berlina, Ruanda. Czas akcji: wieki XIX i XX. Informatorzy: Henrik Schulze — krajoznawca okolic Jüterboga w Niemczech, pisarze, repor‑ terzy, świadkowie i uczeni. Gdy Apacze Geronima prowadzili odwetowe wyprawy przeciw Meksykanom, którzy napadli na ich obóz i wymordowali kobiety i dzieci, stan Chihuahua wpro‑ wadził zapłatę za zabicie Indianina. Za skalp dziecięcy 25 dolarów, kobiecy — 50, wojownika — 100. Niewiele później po przeciwnej stronie Ameryki sierżant Novak z opowiadania Francisca Coloane’a dokonywał rachunku sumienia dotychczaso‑ wego życia. — Czyż ja sam nie zabijałem Indian Ona, nie obcinałem im uszu i nie sprzedawałem hodowcom osiedlającym się w Ziemi Ognistej? — pytał siebie cicho. Novak, przywódca powstania przeciw Julio Popperowi, argentyńskiemu królowi złota, wiernie mu służył przez lata i jak inni awanturnicy wszystkich narodowości „dostawał jednego funta szterlinga za każdą parę uszu”. Wyparte z łowisk plemiona podkradały kolonistom zwierzęta hodowlane. Popper, wykształcony w Paryżu inżynier z dobrego domu bukaresztańskich Ży‑
  • 19.  18  WIĘŹ  Zima 2015 Jan M. Piskorski dów, prowadził przeciw Indianom ekspedycyjne wyprawy łowieckie. Myśliwi fotografowali się na tle „ubitej zwierzyny”. Podobnie jak na brytyjskiej Tasmanii, kolonizacji nie przeżył ani jeden tubylec. Zgodnie z myśleniem epoki ludy „dzikie” musiały wyginąć w zderzeniu z „postępowymi”. — Ludobójstwo zracjonalizowano naukowo — stwierdza amerykański antropolog Patrick Brantlinger. 26 sierpnia 1942 roku francuska żandarmeria przystąpiła do łapanek na żydowskich bezpaństwowców ukrywających się w poddanej niemieckiej kontroli Francji. Dla Cecylii Klein, choć należała do rodziny naturalizowanej, oznaczało to początek „regularnych łowów na ludzi”. Rok później Kleinowie z dzieckiem i węzełkami na plecach ruszyli w stronę Szwajcarii. Po drodze przyłączali się do nich inni „ludzie wyjęci spod prawa, próbujący po prostu ratować życie”. Młodzi mieli oznaki katolickich organizacji harcerskich, starsi krzyżyki na szyjach. Część grupy stanowiły sieroty. Po drodze Kleinów złapała policja, lecz ostatecznie zbiegli. Ksiądz z pogranicznej miejscowości wskazał im doświadczonego przemytnika, który odprowadził ich aż pod graniczne druty kolczaste. Nie wiadomo, skąd się biorą diamenty w popiele, niemniej występują zawsze i wszędzie, chociaż w różnych proporcjach i niekoniecznie tam, gdzie byśmy mogli się ich spodzie‑ wać. — Uratowałem rodzinę — mówił do mnie niedawno Claude Klein, profesor prawa na uniwersytecie w Jerozolimie, naonczas czteroletni chłopiec. — Szwaj‑ carzy przyjmowali w tym czasie tylko rodziny z dziećmi. „Każdy naród ma swoje zabawy” — spostrzegł Ludwik Hirszfeld w war‑ szawskim getcie w 1942 roku, dodając, że współcześni Niemcy polują na Ży‑ dów. Czternastoletni Dawid Rubinowicz spod Kielc zapisuje w dzienniczku, że do Żydów strzela się jak do zajęcy. Chłopiec jest spostrzegawczy. Odnotowuje współdziałanie polskiej policji, nierzadko ociągającej się, i walczących o prze‑ trwanie żydowskich donosicieli. Znakomitą organizację Zagłady podkreślają wszyscy. „Już tak nas wyszkolili, że sami możemy załatwiać transporty, a oni będą tylko stać i pilnować” — zauważa w Treblince, „wielkiej rzeźni”, czeski więzień Richard Glazar. Kto jest wielkim łowczym, wszyscy wiedzą. Zastrzeżone są też role specjalne. Wśród żandarmów kontrolujących warszawskie getto zapamiętano strzelca, który przedstawiał się jako Frankenstein. „Jeździł dookoła muru dorożką z postawioną budą, strzelał i zapisywał sobie w czarnym notesie” dane osobowe zamordowa‑ nych — wspominał Janek Kostański. Myśliwi — wcale nierzadko „zwyczajni ludzie” (Christopher R. Browning) — zarzynają dla przyjemności. Gdy przełamią pierw‑ sze wahania, zapraszają do towarzystwa żony, fotografują się z ofiarami. Muzycy i recytatorzy zespołu rozrywkowego berlińskiej policji sami proszą w Łukowie o pozwolenie na udział w orgii.  — Niemcy realizują plan likwidacji Żydów z uporem maniaka — zapisuje w 1943 roku warszawska nauczycielka Maria Kann. Nie odpuszczają do ostat‑ niego dnia wojny. 20 kwietnia 1945 roku podczas bombardowania stacji w Seddi‑ nie na południowy­‑wschód od Berlina udaje się uciec z pociągu kilku Żydówkom. Dla rozpoznania pomalowano im głowy na czerwono. Znajdują schronienie
  • 21.  20  WIĘŹ  Zima 2015 Jan M. Piskorski w radzieckim lazarecie w niedalekim Beelitz. Wehrmacht odbija miasto i zabija uciekinierki. Nie darmo kaszubska Żydówka Elza Pintus drży pod Gdańskiem na samą myśl o powrocie Niemców. Ostatnie dni przed wyzwoleniem wspomina jako najgorsze. Polują jednostki niemieckie, a z nimi wychodzą na łowy wszel‑ kiego autoramentu szumowiny, „po których mordach widać już było szatańskie zamiary”. „Ziemia się pali pod stopami” — wpisuje do dziennika Maria Koper, nastolatka przechowywana przez podwarszawskich chłopów. We Francji Julie Dumot, opiekunka dzieci Iréne Némirovsky, francuskiej pisarki z żydowskimi korzeniami, na próżno czeka „na powrót naszych wygnańców”, rodziców dzieci, z obozów koncentracyjnych. „Wszystkich wezwano do udziału w polowaniu na wroga” — zwraca się The‑ odore Nyilinkwaya do Philipa Gourevitcha. Amerykański reporter próbuje zro‑ zumieć mechanizm powszechnego zabijania w wojnie domowej pomiędzy Hutu a Tutsi w Ruandzie w 1994 roku. Od czasów Tukidydesa wiemy, że jest to proces dynamiczny, rozwijający się tym skuteczniej, im dłuższy jest sam konflikt. Lecz pogrom Tutsich w Ruandzie trwał tylko sto dni. Mimo to stanowił „najbardziej efektywne masowe morderstwo od ataków atomowych na Hiroszimę i Nagasaki — stwierdza Gourevitch. — W Ruandzie przybywało zabitych w tempie niemal trzy razy szybszym niż podczas Holocaustu”. Mordowano przy pomocy narzędzi prymitywnych: pałek, młotków i najbardziej popularnych maczet. „Powiedzmy, że ktoś się opierał” — kontynuował monolog przed Gourevit‑ chem Nyilinkwaya. Wtedy kumple kazali mu zabić przynajmniej jedną osobę, bojąc się, że inaczej ich zadenuncjuje. Co było dalej, zależało już od niego sa‑ mego, ale krok pierwszy to krok najtrudniejszy. Jak się zresztą opierać, skoro mordują — zdaje się — wszyscy i wszędzie. Ruanda jest krajem chrześcijańskim, podzielonym pomiędzy katolików i protestantów. „Gdy pojawiały się kłopoty, ludzie zawsze zmierzali do kościołów” — tłumaczy reporterowi Samuel Ndagiji‑ mana. Sam schronił się w ośrodku Adwentystów Dnia Siódmego w Mugonero. Tyle że tym razem kościoły stały się miejscami rzezi, a znakomicie wykształceni na Zachodzie księża brali czynny udział w masakrach. Kommos 6 Miejsce akcji: Afryka, Azja, Europa. Czas akcji: wieki XX—XXI. Informatorzy: Ernst Wiechert w powieści z 1939 roku; Tadeusz Różewicz, rocznik 1921, w wierszu z 1947 roku; Abou Ahmed, bangladeski pisarz; tygodnik „The Economist” w relacji z rozprawy sądowej przeciw księżom uczestniczącym w ruandyjskich rzeziach. „Ukochany Boże, bądź naszym gościem i spójrz, co nawyprawiałeś” — modli się przed posiłkiem pewna matka z Prus Wschodnich. Modli się w związku z pierw‑ szą wojną światową, ale ostrzega przed następną.
  • 22.  21 Uchodźca,czyliczłowiek Lament na niedolę uchodźczą i kondycję ludzką [...] mam lat dwadzieścia jestem mordercą jestem narzędziem tak ślepym jak miecz w dłoni kata zamordowałem człowieka i czerwonymi palcami gładziłem białe piersi kobiet. Okaleczony nie widziałem ani nieba ani róży ptaka gniazda drzewa świętego Franciszka Achillesa i Hektora Przez sześć lat buchał z nozdrza opar krwi Nie wierzę w przemianę wody w wino nie wierzę w grzechów odpuszczenie nie wierzę w ciała zmartwychwstanie „Gdzie idziesz, tato?” — pyta ojca pięcioletni Akbar w opowiadaniu Abou Ahmeda Najdłuższa noc. Indyjski literat Khushwant Singh otwiera nim reportaż o paki‑ stańskim pogromie w Dacce w 1971 roku.  — Idę się modlić do meczetu — słyszy w odpowiedzi.  — Modlić? Do kogo, tato?  — Rzecz jasna do Allaha!  — Allaha? Czy pakistańscy żołnierze Go nie zabili? „Mieszkańcy Ruandy mają dwa powiedzenia o Bogu. W jednym zapewnia‑ ­ją, że nawet jeśli dzień spędza poza krajem, na noc wraca do Ruandy. Drugie mówi, że był nieobecny podczas ludobójstwa w Ruandzie w 1994 roku”. Epeisodion 7. Zemsta Miejsce akcji: Europa, Izrael­‑Palestyna, Persja. Czas akcji: starożytność i lata czterdzieste XX wieku. Informatorzy: francuski filozof Alain Finkielkraut, krajo­ znawca Henrik Schulze, historycy, pisarze, publicyści i świadkowie. Gdy na początku 1944 roku na ulicach Warszawy pojawiły się wozy niemieckich uciekinierów i ich sojuszników, „serce się radowało” — zapisał Janek Kostański. „I mnie serce stwardniało” — wyznał zaraz po wojnie Ludwik Hirszfeld. — Nawet w marzeniach nawoływałem do odwetu. — Będzie miał kto mnie pomścić — cie‑
  • 23.  22  WIĘŹ  Zima 2015 Jan M. Piskorski szyła się Żydówka w Treblince i śmiało zdążała do komory gazowej. Uspokoiło ją zapewnienie więźnia Jechiela Rajchmana, że jej syn przeżyje. Sanitariuszka Tamara Kurajewa opowiadała Swietłanie Aleksijewicz o kapitanie Armii Czer‑ wonej, który nie mógł się doczekać, aż jego noga stanie w Niemczech. Na wojnie stracił całą rodzinę. Żył wyłącznie nadzieją, że zobaczy cierpienia drugiej strony. Zobaczywszy, nie widział potrzeby dalszego życia: „Doszedł, popatrzył i umarł... zwyczajnie, nie był ranny”. — Skoro Hitler wymordował sześć milionów Żydów, a Ameryka pomaga Niemcom, znaczy, że nie ma ani sprawiedliwości, ani Boga — przekonywał zaraz po wojnie jeden z bohaterów opowiadania Isaaca Bashevisa Singera. „I tak ponieśli stosunkowo łagodną śmierć” — stwierdza w 1943 roku Ma‑ ria Kann w opisie śmierci jeńców niemieckich zrzuconych z czwartego piętra na bruk przez powstańców w getcie warszawskim. W Nieszawie na początku kwietnia 1945 roku wrzucano Niemców do Wisły. Małe dzieci żywcem, rodzi‑ ców po uprzednim rozstrzelaniu. W Luckenwalde na południe od Berlina polscy robotnicy przymusowi skorzystali z wkroczenia Armii Czerwonej i rozprawili się z rzeźnikiem o nazwisku Wilknis z Dahmer Strasse. Oskarżył polskiego pomoc‑ nika o kradzież, co zakończyło się jego powieszeniem. Zwyczajowo robotnicy musieli przejść koło szubienicy. W rewanżu powiesili na hakach rzeźnickich ro‑ dzinę Wilknisa i znajdujących się u niego przypadkowych niemieckich uchodźców. „Nie oszczędzono nawet małej blondyneczki, około trzyletniej. Znalazła śmierć na wieszaku na ubrania”. W opowiadaniu Obrazek z Ar­‑Ramli Ghassana Kanafaniego izraelska bo‑ jówka karze Abu­‑Usmana, który w okresie walk o Palestynę zamienił swój sklepik w magazyn broni. Wpierw zabija mu publicznie córeczkę. Potem żonę. Jemu pozwala żyć. Ludzie od niepamiętnych czasów wiedzą, co najbardziej boli. W VI wieku przed Chr. król Medów Astiages podał swemu doradcy, Harpagosowi, który nie wykonał jego rozkazu, pieczeń z zabitego na tę okazję syna. Kiedy Ksenofont, grecki dowódca i pamiętnikarz z przełomu V i IV wieku przed Chr., zapytał Seutesa, króla trackich Odrysów, jaki użytek chciałby zrobić z jego wojsk, usłyszał w odpowiedzi: „Chciałbym [...] zemścić się na ludziach, którzy nas wypędzili [z ojczystego królestwa], i żyć, nie oglądając się ciągle jak pies na [...] stół [gospodarza, który go ugościł i wychował]”. Skrzywdzeni, nie‑ zależnie od miejsca i czasu, podkreślają prawo do zemsty za doznane zło. Mo‑ ralnością nagłej potrzeby nazywa Alain Finkielkraut debaty etyczne pozbawione historycznego kontekstu. Może dlatego wkraczamy w świat opętany pamięcią, ale bez historii? Starożytność wręcz pochwalała odwet. — Byle w rozsądnych granicach, bez gniewu i tylko na bezpośrednim sprawcy — przekonywał Se‑ neka. Zemstę, szczególnie bezpośrednią, starali się zrozumieć zaraz po dru‑ giej wojnie światowej niemieccy publicyści Walter Dirks i Eugen Kogon. — Jest to — pisali — reakcja naturalna, nawet jeśli zła. Trzeba jednak dodać za starym Żydem z powieści Władysława Odojewskiego, że „płacą zwykle nie ci właśnie, co zawinili”.
  • 24.  23 Uchodźca,czyliczłowiek Lament na niedolę uchodźczą i kondycję ludzką Kommos 7 Miejsce akcji: Europa. Czas akcji: druga połowa XX wieku. Informator: żoł‑ nierka wysłuchana przez Swietłanę Aleksijewicz. „Jechałam na wojnę jako... ateistka... A tam... Tam zaczęłam się modlić... Modlę się o zbawienie duszy... Przychodzą do mnie we śnie... Zabici... Zabici przeze mnie... Chociaż ich nie widziałam, ale przychodzą i patrzą na mnie. Szukam i szukam wzrokiem, może któryś jest ranny, choćby nawet ciężko..., ale można go jeszcze uratować” — wyznaje Wiera Sapgir, sierżant radzieckiej artylerii podczas drugiej wojny światowej. Czas zmienia perspektywę. Kiedy rzeczywista wojna dobiegnie końca, zaczynają się wojny z traumami w głowach. Te, jak wszystkie wojny, mają swój początek, ale nie mają końca. Epeisodion 8. Na morzu Miejsce akcji: Ameryka, Azja, Europa. Czas akcji: stulecia XX—XXI. Informa‑ torzy: Arne Perras, afrykański i azjatycki korespondent niemieckich mediów; brytyjski psycholog Alastair Ager; dziennik „The Star” z Kuala Lumpur. Gdy w połowie 1939 roku dziewięciuset Żydów z niemieckiego liniowca „St. Louis” nie zostało wpuszczonych kolejno na Kubę, do USA i Kanady, dla wielu pasaże‑ rów oznaczało to wyrok śmierci. Kubańczycy nie uznali swoich wiz. Amerykanie i Kanadyjczycy oznajmili, że przekroczyli limity imigracyjne. Niektórzy świad‑ kowie utrzymują, że kiedy niemiecki kapitan próbował zbliżyć się do wybrzeży Florydy, aby pozwolić pasażerom uciec, amerykańska straż przybrzeżna oddała do niego strzały. Po miesięcznej podróży statek wrócił do Europy. Znaczna część jego pasażerów zginęła niebawem w obozach zagłady. „Panna A. opuściła Wietnam w łodzi z trzydziestu dwoma współpasażerami na pokładzie, z których dziewięć to kobiety. Kilka dni później na pełnym morzu podpłynęło do nich pięć łodzi pirackich. Wszystkie dziewięć kobiet porwano i rozdzielono pomiędzy trzy łodzie. Pannę A. gwałcono przez pięć nocy pod rząd. Każdej nocy gwałciło ją po siedmiu piratów. Próbowała popełnić samo‑ bójstwo, skacząc do morza, ale chwycono ją za włosy i uratowano. Szóstego dnia piraci pozostawili ją na plaży w pobliżu obozu dla uchodźców” — dono‑ sił w raporcie o wietnamskich boat people psycholog Alastair Ager. Wciąż na nowo okupowany Wietnam stał się w XX wieku jedną z największych wylę‑ garni uchodźców w Azji. Szczególną falę ucieczek przeżył po 1975 roku, gdy władze komunistyczne przystąpiły do kolektywizacji wsi i reedukowania spo‑ łeczeństwa. Około miliona Wietnamczyków zdecydowało się na ucieczkę. Po‑ łowa jej nie przeżyła. Utopili się albo wpadli w ręce piratów. Zdarzało się,
  • 25.  24  WIĘŹ  Zima 2015 Jan M. Piskorski że statki handlowe nie podejmowały rozbitków w obawie, że nie będą miały gdzie ich wysadzić. „Pasażerowie żyli i byli w dobrym stanie — oświadczył w maju 2015 roku rzecznik indonezyjskiej marynarki wojennej w odpowiedzi na pytanie o los czte‑ rystu uchodźców zepchniętych ponownie na pełne morze. — Prosili o pomoc i nie chcieli do Indonezji. Chcieli do Malezji. Tak więc wysłaliśmy ich ponow‑ nie w drogę, po tym, gdy otrzymali od nas jedzenie, picie i lekarstwa”. Liczbę uchodźców morskich w Azji Południowo­‑Wschodniej szacowano w tym czasie na co najmniej osiem tysięcy. Większość z nich to przedstawiciele grupy et‑ nicznej Rohingya. Są muzułmanami pozbawionymi w buddyjskiej Birmie praw obywatelskich, włącznie z prawem do dokumentów. Od lat uciekają grupami przez Tajlandię do Malezji i Indonezji. Gdy Tajowie przystąpili do uszczelnienia granic i rozprawy z przemytnikami, Rohingya przesiedli się na łodzie. Samo zamknięcie kanałów migracyjnych rzadko rozwiązuje problemy. Częściej tylko ujawnia kryzys. Epilog Miejsce akcji: Morze Śródziemne. Czas akcji: lata 2013—2015. Informatorzy: Karim El­‑Gawhary, egipski dziennikarz, korespondent prasy europejskiej, oraz rozgłośnia „Deutsche Welle”. „Pewien uchodźca wszedł na statek i zanim utracił siły z powodu odwodnienia organizmu, ucałował pokład” — wspomina Maria Luisa Catrambone, mieszkanka Malty, córka amerykańsko­‑włoskich rodziców. Zaraz po maturze przerwała dalszą naukę, aby wziąć udział w ratowaniu uchodźców na wodach w pobliżu Malty i Lampedusy. Mniej więcej co sześćdziesiąt trzy minuty w Morzu Śródziem‑ nym, najczęściej u wybrzeży Libii, tonie człowiek. — Spojrzał na mnie wzrokiem, który powiedział: „«Mój Boże, żyję, nie utonąłem». Nigdy nie zapomnę tego spojrzenia”. Statek „Phoenix” kupili i wyposażyli rodzice Marii Luisy, kiedy podczas jednej z podróży morskich zobaczyli resztki ubrań po topielcach i usłyszeli głos papieża na temat egoizmu współczesnego świata w obliczu wielkich wyzwań. Tylko w pierwszym miesiącu statek przyjął na pokład ponad trzy tysiące tonących uchodźców. Obecnie Maria Luisa i jej rodzice nie są już sami. Z powołaną przez nich w stolicy Malty Valletcie „Morską Stacją Pomocy Migrantom” współpracują Lekarze bez Granic oraz ludzie dobrej woli. Podejmują z wody uchodźców, co do których Europa nie może się pogodzić, co dalej. Przyglądać się śmierci dziesiątków tysięcy — ani wypada, ani można bezkarnie, jeśli Europejczycy chcą zachować poczucie godności. Na przyjęcie uratowanych chętnych nie widać. Moabib miał 17 lat, kiedy przedostał się z Senegalu do Włoch, gdzie zna‑ lazł opiekę u katolickiego kapłana, ojca Vici. Był dzieckiem­‑żołnierzem. Uciekł
  • 26.  25 Uchodźca,czyliczłowiek Lament na niedolę uchodźczą i kondycję ludzką przed senegalskimi bojówkami. — Swej podróży nigdy nie zapomni — wyznaje dziennikarzowi radiowemu. „Było bardzo zimno. Na statku znajdowało się po‑ nad trzysta osób... Trudno sobie wyobrazić, w jakim okropnym stanie był nasz statek. Straszne. Kiedy wchodziliśmy na pokład, każdy wiedział, że sam musi walczyć o przeżycie”. Podróż taką łupinką po wzburzonym morzu — dodaje — to coś niewyobrażalnego, póki się tego samemu nie przeżyło. Dziewiętnastoletnia Maria Luisa nie wie, jak rozwiązać problem uchodźców. Żywi nadzieję, że gdy sama urodzi dzieci, sprawa będzie już dawno zamknięta. „Mamy rok 2015, coś podobnego nie powinno mieć miejsca... Co się stało z na‑ szym człowieczeństwem, gdzie się podziała nasza dusza?”. Jan M. Piskorski Wykorzystano tłumaczenia: Swietłana Aleksijewicz, Wojna nie ma w sobie nic z kobiety (tłum. Jerzy Czech), Sten Carlsson, Niemiecka emigracja w Szwecji (tłum. Zofia Biskup), Stieg Dagerman, Niemiecka jesień (tłum. Irena Kowadło­‑Przedmojska), Eurypides, Dzieci Heraklesa (tłum. Jerzy Łanowski), Geronimo, Żywot własny (tłum. Krzysztof Zarzecki), Richard Glazar, Stacja Treblinka (tłum. Ewa Czerwiakowska), Helmold, Kronika Słowian (tłum. Józef Matuszewski), Herodot, Dzieje (tłum. Seweryn Hammer), Homer, Odyseja (tłum. Jan Parandowski), Ksenofont, Wyprawa Cyrusa (tłum. Władysław Madyda), Iréne Némirovsky, Francuska suita (tłum. Hanna Pawlikowska­‑Gannon), Petra Procházková, Ani życie, ani wojna. Czeczenia oczami kobiet (tłum. Grzegorz Sowula), Aleksander Soł‑ żenicyn, Oddział chorych na raka (tłum. Michał B. Jagiełło), Tiziano Terzani, Powiedział mi wróżbita (tłum. Jerzy Łoziński), Wergiliusz, Eneida (tłum. Zygmunt Kubiak). Pieśń flamandzkich osadników cytuję w lekko skorygowanym tłumaczeniu Benedykta Zientary Henryk Brodaty. Pozostałe cytaty we własnym tłumaczeniu. Jan M. Piskorski — profesor historii porównawczej Europy na Uniwersytecie Szczeciń‑ skim. Wydał m.in.: Wygnańcy. Przesiedlenia i uchodźcy w dwudziestowiecznej Europie (PIW 2010), Wojna, pamięć, tożsamość. O bitwach i mitach bitewnych (Bellona 2012), Pomorze plemienne (Templum 2014). Wiele esejów poświęcił tematyce pamięci i historii m.in. na łamach „Więzi” i „Odry”. Większość z nich jest dostępna w licznych przekładach. Niniejszy tekst powstał niejako przy okazji prac nad książką Odyseja bez końca. Migracje: wojna światów czy świat bez wojen?. Pełną wersję wiersza Wersy o tułaczce znajdzie czytel‑ nik, obok innych wierszy indonezyjskich, w kwartalniku literackim „Wyspa” 2015, nr 4.
  • 27.  26  WIĘŹ  Zima 2015 Syria gaśnie Jak do tego doszło? Agata Skowron­‑Nalborczyk Rimie Barsoum i Georgesowi Kassowi Wojna w Syrii trwa już cztery i pół roku, życie straciło w niej ćwierć miliona obywateli tego kraju, ponad 11 milionów zmuszonych zostało do opuszczenia swoich domów w wyniku walk sił rządowych, opozycji i tzw. Państwa Islam‑ skiego (ISIS). Zatem większość Syryjczyków nie mieszka już tam, gdzie dotąd mieszkała. Przed wojną Syria miała 22,5 miliona obywateli, obecnie tylko 17. Nocne zdjęcia lotnicze robione nad Syrią przez kolejne lata wojny pokazują, jak Syria gaśnie: tam, gdzie kiedyś świeciły tysiące świateł, dziś nic nie zakłóca czerni nocy. Nocy, która zapadła nad Syrią dosłownie i w przenośni. Jak do tego doszło? Kraj wielokulturowy Terminem „Syria”, po raz pierwszy wspomnianym w tekście z VIII w. przed Chr., nazywano różne obszary — to też prowincja rzymska, prowincja kalifatu arabskiego Bilad asz­‑Szam, wilajet pod władzą Turcji osmańskiej do roku 1918, istniejąca (na razie wciąż na mapach) od 1946 r. Republika Syryjska itd. O tym, że Syria leży na terenach, które są kolebką cywilizacji, wie prawie każdy. Mamy tu do czynienia z dziesięcioma tysiącami lat nieprzerwanej historii różnych państw i społeczeństw. Tu krzyżowały się szlaki handlowe i wojenne, poczynając od Egipcjan, Hetytów, Persów, Babilończyków, Rzymian, Bizantyj‑ czyków, aż po Arabów, Turków, krzyżowców oraz Europejczyków w XIX i XX w. O tej przeszłości nie sposób w Syrii zapomnieć, jest ona widoczna prawie na każdym kroku, nie tylko w muzeach, ale również w nazwach czy krajobrazie. Na przykład na płaskim jak okiem sięgnąć terenie można zobaczyć spłaszczone na szczycie wzniesienia, które są nazywane tellami i nie są pochodzenia natural‑ nego — większość z nich kryje w sobie najprawdopodobniej ukryte w ziemi ruiny jakiegoś starożytnego miasta.
  • 28.  27 Uchodźca,czyliczłowiek Syria gaśnie O przeszłości świadczą tu pałace i twierdze, także te wyraźnie gotyckie (efekt pobytu krzyżowców), kościoły, meczety, jak np. Wielki Meczet Umajjadów w Da‑ maszku z jednym z domniemanych grobów Jana Chrzciciela, przy którym modlą się muzułmanie, nazywając go grobem imama Jahji. To ten Damaszek z wciąż istniejącą ulicą Prostą z Dziejów Apostolskich, bramą św. Pawła w miejscu, gdzie według miejscowych wierzeń spuszczono Pawła w koszu, z kościołem w domu św. Ananiasza. Syria to też chrześcijanie modlący się po aramejsku, w języku, którym, jak się uznaje, mówił Chrystus. Dzielnica Hamy, Masza al-Arba’in, która była systematycznie niszczona przez siły rządowe od 27.08.2012 do 23.10.2012 r. ­Zniszczeniu uległo ok. 3250 budynków. Pierwsze zdjęcie wykonano 6.08.2010, drugie 23.10.2012. US Department of State, NextView License and European Space Imaging (DigitalGlobe) via Unitar-Unosat
  • 29.  28  WIĘŹ  Zima 2015 Agata Skowron­‑Nalborczyk Do wojny Syria była bowiem państwem wieloreligijnym i wielokulturo‑ wym — 87% populacji według ostatnich dostępnych danych stanowili muzułma‑ nie (z czego 74% to sunnici, a 13% to szyici; do tych ostatnich zalicza się też 8% alawitów 1 — członkowie tego odłamu rządzą Syrią); 10—12% to chrześcijanie różnych obrządków (najliczniejsi są grekoprawosławni, następnie wyznawcy Kościoła syryjsko­‑ortodoksyjnego 2, grekokatolicy, maronici, katolicy różnych odłamów i najmniej liczni protestanci); 3% — druzowie 3. Poza Arabami 9% oby‑ wateli Syrii to Kurdowie (sunnici i jazydzi 4), 1,2% — Ormianie 5, 1% — sunniccy Turkmeni. Do wojny mieszkało w Syrii także 200 Żydów, których synagogi znaj‑ dowały się pod ochroną rządu. Syria na tle regionu była także krajem ludzi wykształconych — 86,4% oby‑ wateli umiało czytać i pisać, a także krajem równych szans w edukacji, gdyż oczekiwana długość nauki w szkole była taka sama dla chłopców i dla dziewcząt i wynosiła 12 lat. Niestety, w wyniku wojny i przesiedleń coraz mniej dzieci chodzi do szkoły. Najkrótszy kurs historii Syrii Współczesna historia Syrii to panowanie Turcji osmańskiej przez cały XIX w., zakończone w październiku 1918 r. wkroczeniem do Damaszku sił emira Fajsala, który realizował zainspirowaną przez Brytyjczyków politykę walki Arabów z Tur‑ kami, ogłoszoną w czerwcu 1916 r. przez jego ojca, szarifa (opiekuna świętych miast Mekki i Medyny) Husajna ibn Alego z rodu Haszymitów, z którego wywodził się prorok Mahomet. Emir Fajsal utworzył w Damaszku świecki rząd syryjski, 1 Alawici (arab. alawijja) — synkretyczny odłam szyitów, szczególną czcią otaczający Alego, zięcia Mahometa, stawiający go wyżej od Proroka i traktujący jako jedno z wcieleń Boga. Działają oni przede wszystkim w Syrii, są również w Libanie i Turcji. Większość muzułmanów uważa alawi‑ tów za heretyków, gdyż ich doktryna zawiera wiele elementów chrześcijańskich, zoroastryjskich i gnostyckich, odrzucają oni także część filarów islamu (poza szahadą), nie traktują modlitwy w meczecie jako koniecznej, spożywają alkohol, wierzą w wędrówkę dusz. 2 In. jakobici, Kościół przedchalcedoński. 3 Druzowie (arab. darazijja, duruz) — synkretyczny ruch religijny w islamie, powstały w XI w., gdy kalif fatymidzki Al­‑Hakim uznany został za Boga. W ich wierzeniach można odnaleźć idee neo‑ platońskie, a także wiarę w emanacje Boga czy wędrówkę dusz. Zamieszkują poza Syrią głów‑ nie Liban i Palestynę. Wśród ich przedstawicieli są osoby niezwykle zasłużone dla odrodzenia arabskiego; druzowie w Izraelu są obecnie jego obywatelami i służą w armii izraelskiej. 4 Jazydzi (prawd. od średniopers. jazd — „bóstwo, bóg” lub od kalifa Jazyda) — kurdyjski synkre‑ tyczny ruch religijny powiązany pochodzeniem z zoroastryzmem, zawierający elementy chrześci‑ jaństwa i islamu. Według ich wierzeń Bóg nie interesuje się i nie zajmuje światem, którym kieruje Anioł Paw (Melek Ta’us), utożsamiany z aniołem Dżibrilem — niegdyś diabłem, który żałował za grzechy i łzami ugasił piekło. Stąd przeświadczenie, że nie ma piekła (i dlatego ludzie im niechętni uważają ich za „czcicieli diabła”), Sądu Ostatecznego ani szatana. Wolno im spożywać alkohol, nie wolno zaś m. in. wieprzowiny, mięsa jeleni i gazeli. Wedlug ich wierzeń naród kurdyjski jest narodem wybranym. 5 Apostolski Kościół Ormiański i katolicy.
  • 30.  29 Uchodźca,czyliczłowiek Syria gaśnie który rządził na tym obszarze do 25 lipca 1920 r., gdy interior syryjski został zajęty przez wojska francuskie realizujące układ Sykes—Picot 6. Rząd ten przeprowadził wiele reform modernizujących społeczeństwo syryjskie, stworzył liczne instytucje oświatowe i zdrowia publicznego. Uprzedzając ruchy Francji, Syryjski Kongres Narodowy ogłosił Fajsala królem Syrii, co Francja potraktowała jako zamach na swoje prawa i w San Remo przyznano jej mandat nad podzielonymi od tego mo‑ mentu Syrią i Libanem. Mimo częściowego udziału Syryjczyków w rządach od 1925 r. był to koniec marzeń Syryjczyków o niepodległości aż do 1946 r., kiedy wojska francuskie (po zbombardowaniu Damaszku w maju 1945) opuściły Syrię. Mimo sukcesów ekonomicznych okres po odzyskaniu niepodległości cecho‑ wał się brakiem stabilizacji politycznej, przybierającym często formę wojskowych zamachów stanu, w które zamieszane były także Francja i Wielka Brytania, nie‑ rezygnujące z wpływów na Bliskim Wschodzie i ingerujące w tamtejszą politykę. Pojawił się także nowy gracz — USA. W latach 50. narodziła się idea panarabizmu i tendencje do stworzenia jednego państwa arabskiego. Jednocześnie rosła w siłę utworzona w Damaszku w 1947 r. lewicowa partia Al­‑Bas 7, która głosiła potrzebę reform oraz jedność i równość wszystkich Arabów (bez względu na wyznanie). Po obaleniu w 1955 r. dyktatury wojskowej Adiba asz­‑Sziszaklego partia ta stała się najważniejszą siłą polityczną w Syrii. W 1958 r. doszło do połączenia się Syrii i Egiptu w Zjedno‑ czoną Republikę Arabską, która jednak rozpadła się w 1961 r. w wyniku niepo‑ rozumień oraz różnic między Syryjczykami i Egipcjanami. 28 września 1961 r. powstała Arabska Republika Syryjska, a władzę sprawowali w niej początkowo wojskowi, którzy jednak nie zaprzestali wpływania na decyzje polityczne nawet po wyborze cywilnego prezydenta Nazima al­‑Kudsiego. 8 marca 1963 r. doko‑ nali oni zamachu stanu, który nazwano „rewolucją basistowską”, jednak dopiero w 1964 r. partii Al­‑Bas udało się zdobyć pełnię władzy. W łonie partii konkurowały o wpływy dwie grupy: zwolennicy regionalizmu i panarabizmu, a choć ci pierwsi zwyciężyli, w kraju panował chaos. 23 lutego 1966 r. miał miejsce najkrwawszy od 1946 r. zamach stanu, w którym szalę zwycięstwa przechyliła interwencja wojsk lotniczych dowodzonych przez alawitę gen. Hafeza al­‑Asada. Nowy rząd, utworzony przez zwolenników propagatora idei panarabizmu, Michela Aflaka, początkowo odnosił sukcesy, ale położyła temu kres przegrana wojna arabsko­‑izraelska, w wyniku której Syria utraciła Wzgórza Golan, a 100 tys. mieszkańców musiało je natychmiast opuścić. Na wewnętrznej scenie politycznej umacniała się pozycja gen. Al­‑Asada, który zdobył pełnię władzy w wyniku zamachu stanu w 1971 r. i objął urząd prezydenta. Pod jego władzą, 6 Umowa Sykes—Picot — tak nazywane jest tajne porozumienie z 1916 r. między Francją a Wielką Brytanią, dotyczące podziału Bliskiego Wschodu między te dwa mocarstwa po zakończeniu I wojny światowej. Syria miała mieć rząd arabski, ale znajdować się pod protekcją Francji. 7 Al­‑Bas — „Odrodzenie”; pełna nazwa: Hizb al­‑Bas al­‑Arabi al­‑Isztiraki — Partia Socjalistycznego Odrodzenia Arabskiego. Jej twórcą był m.in. chrześcijanin Michel Aflak.
  • 31.  30  WIĘŹ  Zima 2015 Agata Skowron­‑Nalborczyk nominalnie budującą socjalizm, i przy zachowaniu fasadowego pluralizmu poli‑ tycznego Syria rozwijała się gospodarczo i społecznie, możliwa była także działal‑ ność przedsiębiorstw prywatnych. Różne grupy religijne uczestniczyły na równi w życiu politycznym i społecznym, choć wyraźnie uprzywilejowani byli alawici, rodzima sekta prezydenta, do czasu objęcia władzy przez partię Al­‑Bas będąca na marginesie społeczeństwa syryjskiego. Z czasem alawici zaczęli funkcjonować jako swoiste państwo w państwie, cieszyli się wieloma przywilejami, obejmowali najwyższe stanowiska, za co zostali znienawidzeni przez pozostałe grupy ludności. Przeciwników politycznych reżim nie traktował ulgowo, byli wsadzani do więzień i zmuszani do emigracji. Na przełomie lat 70. i 80. zaczęli burzyć się sunnici — krytykowali sojusz Al­‑Asada z ZSRR, szczególnie po inwazji na Afgani‑ stan w 1979 r., a jego samego nazywali heretykiem i domagali się reform. Wielu z nich przyłączyło się do ruchu Braci Muzułmanów. W 1980 r. syryjscy Bracia Muzułmanie zorganizowali nieudany zamach na prezydenta, po którym wielu zostało aresztowanych i osadzonych w więzieniu, gdzie ok. 550 z nich padło ofiarą rzezi. Bracia Muzułmanie odpowiedzieli serią zamachów terrorystycznych oraz buntem w Hamie w 1982 r. Po dwóch tygodniach walk wojska rządowe odbiły Hamę, po czym przystąpiły do mordowania i torturowania bojowników i ich sprzymierzeńców. Część Hamy zrównano z ziemią buldożerami, a według róż‑ nych źródeł śmierć poniosło od 5 do 25 tysięcy osób. Hafez al­‑Asad pozostał prezydentem do swojej śmierci w 2000 r., co jakiś czas organizowano tylko fasadowe wybory prezydenckie dla zachowania pozorów. Władzę po nim jako prezydent, szef partii Al­‑Bas oraz zwierzchnik sił zbrojnych objął jego syn, Baszszar al­‑Asad, z wykształcenia lekarz okulista. Początkowo nie był on traktowany przez ojca jako następca, jednak gdy w 1994 r. zginął jego starszy brat Basil, który miał nim być, Baszszar al­‑Asad powrócił do kraju z Londynu, gdzie praktykował, i zaczął przygotowywać się do przejęcia władzy. Arabska Wiosna Początek konfliktu w Syrii wiąże się z tzw. Arabską Wiosną, która zaczęła się od próby samospalenia dokonanej 18 grudnia 2010 r. przez młodego Tunezyjczyka Mohameda Bouaziziego w proteście przeciw niesprawiedliwości policji, która zarekwirowała mu przenośny stragan (zresztą nie po raz pierwszy) będący źró‑ dłem utrzymania jego matki i pięciorga rodzeństwa. Bouazizi był dzięki swemu zajęciu znany w mieście, gdyż czasem za darmo zaopatrywał w owoce ubogie rodziny. Jego próba samospalenia 8 stała się iskrą, od której zaczęły się protesty przeciwko sytuacji społeczno­‑politycznej w Tunezji. 8 Bouazizi zmarł dopiero 4 stycznia 2011 r. w wyniku rozległych poparzeń. W grudniu 2011 r. otrzymał pośmiertnie Nagrodę im. Sacharowa.
  • 32.  31 Uchodźca,czyliczłowiek Syria gaśnie Wkrótce protesty ogarnęły też inne kraje arabskie: Egipt, Jordanię, Algierię, Li‑ bię, Bahrajn i Jemen. W ciągu ponad roku w wyniku masowych manifestacji w czte‑ rech państwach dotychczasowi dyktatorzy zostali pozbawieni władzy: 14 stycznia 2011 r. uciekł z kraju prezydent Tunezji Zine El­‑Abidine Ben Ali; 11 lutego 2011 r. po 30 latach rządów w Egipcie zrezygnował prezydent Hosni Mubarak; 23 sierp‑ nia 2011 r. pozbawiono władzy Muammara Kaddafiego; 25 lutego 2012 r. po 33 latach u władzy ustąpił ze stanowiska prezydenta Jemenu Ali Abd Allah Salih. Ben Ali i Mubarak uciekli swobodnie ze swoich państw, natomiast Kaddafi został zabity 20 października 2011 r. w swojej rodzinnej miejscowości, gdzie się ukrywał. W wyniku Arabskiej Wiosny zmieniono rząd w Tunezji, udało się prze‑ prowadzić demokratyczne wybory i mimo różnych przeszkód (w tym zamachu terrorystycznego w Tunisie 18 marca 2015 r.) wdrażane są tam reformy i pań‑ stwo to stanowi najbardziej pozytywny przykład przemian. W Egipcie w wyniku wyborów do władzy doszli Bracia Muzułmanie, a ich reprezentant Muhammad Mursi został prezydentem. Wkrótce próbował uzyskać pełnię władzy, co spo‑ tkało się z ostrą odpowiedzią armii egipskiej, która przejęła władzę i rządzi do dzisiaj. W Libii po zakończeniu wojny domowej śmiercią Kaddafiego zapanował chaos i do dzisiaj walczą przeciw sobie różne ugrupowania rebeliantów, milicji plemiennych i społeczności etnicznych. W Jemenie bojówki wyniosły do władzy szyitów, którzy pozbawili władzy nowo wybranego prezydenta i w marcu 2015 r. międzynarodowa koalicja pod wodzą Arabii Saudyjskiej rozpoczęła tam inter‑ wencję, mającą na celu przywrócenie legalnej władzy. W styczniu 2011 r. Arabska Wiosna dotarła też do Syrii. Początki rewolucji Kiedy w 2011 r. w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie zaczęła się Arabska Wiosna, większość ekspertów od tego regionu mówiła, że Syria się „nie ruszy”, gdyż albo reżim syryjski dostatecznie spacyfikował opozycję i nie ma ona dość sił, by mu się przeciwstawić, albo ten reżim nie był taki zły i ludzie nie wyjdą na ulice, żeby go zmieniać. Jednak również Syryjczycy poczuli „wiatr zmiany” i zaczęli na publicznych wiecach domagać się większej wolności, a przede wszystkim opuszczenia urzędu prezydenta przez Baszszara al­‑Asada. Pierwsze protesty miały miejsce w styczniu 2011 r., a ich uczestnicy domagali się reform politycznych, zakończenia trwającego od 1963 r. stanu wyjątkowego oraz przywrócenia praw obywatelskich. Jednak największe protesty miały miejsce w marcu roku 2011, najpierw w mieście Dara 9 (gdzie władze aresztowały i torturowały 15 dzieci) i choć były one pokojowe, spo‑ tkały się z przemocą ze strony władz, więc coraz więcej ich uczestników także 9 Inny sposób wymowy to Dara’a lub Dera’a.
  • 33.  32  WIĘŹ  Zima 2015 Agata Skowron­‑Nalborczyk chwytało za broń. W czerwcu, po nałożeniu sankcji na przywódców syryjskich, w tym samego Baszszara al­‑Asada, wydawało się, że sprawy idą ku dobremu — prezydent obiecał rozpoczęcie dialogu z narodem, podjęcie reform, nowe wybory parlamentarne, więcej wolności, a także wezwał uchodźców, by wrócili z Turcji. Po raz pierwszy odwołał się wtedy do religii i obwinił opozycję oraz protestują‑ cych o fitnę, czyli wywoływanie chaosu wśród wyznawców islamu. Wkrótce okazało się, że obietnice te były pustymi słowami, wtedy właśnie miał bowiem miejsce pierwszy udokumentowany przykład masowej ucieczki ludności z Syrii przed rządowym terrorem. 4 czerwca 2011 r. w czasie pogrzebu mężczyzny zabitego przez siły bezpieczeństwa w stawiającym od dawna opór reżimowi sunnickim mieście Dżisr asz­‑Szughur mieszkańcy pomaszerowali pod pocztę, gdzie siły te stacjonowały, a wtedy snajperzy ukryci na dachach otwo‑ rzyli ogień do tłumu. Wkrótce do miasta przybyło więcej wojsk, z których część przeszła jednak na stronę protestujących i wspólnie zaczęli walczyć z siłami rządowymi. Według źródeł rządowych 120 żołnierzy zostało zabitych przez rebeliantów. Według opozycji ci zabici żołnierze to byli w większości dezerterzy zastrzeleni przez wojsko. Reżim wysłał więcej wojska, które w odwecie do 12 czerwca paliło domy, plony na polach i zabijało domowe zwierzęta. W wyniku tej akcji 44-tysięczne miasto opustoszało — mieszkańcy uciekli do pobliskiej Latakii, ale przede wszystkim dalej, do Turcji. Późniejsze losy miasta Dżisr asz­‑Szughur mogą stanowić symbol tego, co działo się w Syrii w ogóle. Na przełomie 2011 i 2012 r. miasto odbiła Wolna Armia Syrii (w której znalazło się wielu jego mieszkańców) i stało się ono jed‑ nym z centrów tego ruchu. W październiku zdobyła je z kolei armia rządowa, a w kwietniu 2015 r. przeszło w ręce koalicji fundamentalistów z Frontu an­‑Nusra i Haraka Ahrar asz­‑Szam al­‑Islamijja. Jak podają źródła wywiadowcze, te sunnickie bojówki dostają broń od Turcji, która po wczesnym okresie prób utrzymywania przyjaznych relacji z Baszszarem al­‑Asadem, zaczęła bardziej interesować się losem sunnickich współbraci. Mieszkańcy oczywiście do miasta nie powrócili. A przecież rok 2011 to był dopiero początek. Po roku od pierwszych wy‑ darzeń, w styczniu 2012 r., było już 5 tysięcy zabitych przez reżim i ok. tysiąca przez rebeliantów, którzy formowali oddziały zbrojne, by odbijać z rąk rządo‑ wych miasta i osiedla. Po półtora roku, gdy liczba zabitych osiągnęła 20 tysięcy, Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża ogłosił Syrię państwem w stanie wojny domowej. Walki dotarły do stolicy, Damaszku, i drugiego największego miasta — Aleppo. Do czerwca 2013 r. zabitych było już 90 tysięcy, w sierpniu 2014 r. — 191 tysięcy, a rok później — 250 tysięcy. Nie jest to już tylko walka między sunnickimi rebeliantami a siłami alawic‑ kiego reżimu Al­‑Asada. Do walki włączyły się siły kurdyjskie, szyicki Hezbollah z Libanu, ISIS i inne grupy fundamentalistyczne czy salafickie, które przewyższyły liczbowo umiarkowaną świecką opozycję. Walczą one nie tylko z siłami rządo‑ wymi, ale także między sobą. Według raportu specjalnej komisji ONZ wszystkie strony konfliktu dopuszczają się zbrodni wojennych: morderstw, tortur, gwałtów i porwań. Tak siły rządowe, jak i rebelianci oskarżani są o używanie takich metod
  • 34.  33 Uchodźca,czyliczłowiek Syria gaśnie walki, jak pozbawianie ludności cywilnej dostępu do wody, żywności i opieki zdrowotnej. Z raportu wynika np., że siły rządowe zrzucają bomby beczkowe 10 na zgromadzenia cywilnej ludności, co powoduje masakry. Pojawienie się w północnej i wschodniej Syrii sił ISIS jeszcze bardziej nasiliło terror, szczególnie wobec tych, którzy nie zgadzają się z ich interpretacją islamu (w przypadku sunnitów) lub po prostu są wyznawcami innego odłamu islamu (jak szyici lub alawici) czy w ogóle innej religii (chrześcijanie i jazydzi). Przedstawi‑ ciele tzw. Państwa Islamskiego masowo zabijają jeńców z wrogich oddziałów wojska i ludzi innej wiary, odcinają głowy zakładnikom, gwałcą pojmane kobiety i wykorzystują je do handlu żywym towarem. W sierpniu 2013 r. siły rządowe ostrzelały rakietami z gazem bojowym, paraliżująco­‑drgawkowym sarinem, kilka obszarów rolniczych wokół Damaszku i wokół Aleppo. Setki osób zginęło w męczarniach. Zagrożony interwencją USA prezydent Al­‑Asad zgodził się w końcu na całkowite zniszczenie swojego arsenału broni chemicznej pod kontrolą wspólnej komisji ONZ i Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej, co nastąpiło rok później. Jednak po tym fakcie zarejestrowano ponowne użycie trujących chemikaliów przez siły rządowe w trakcie ataku na rebeliantów, a także przez ISIS wobec sił kurdyjskich i ludności cywilnej. Jak podkreśla wielu obserwatorów, Baszszar al­‑Asad nie mógł ustąpić do‑ browolnie, tak jak to zrobili inni arabscy dyktatorzy­‑prezydenci, gdyż alawici, pozbawieni jego ochrony i znienawidzeni za lata nadużywania władzy, staliby się natychmiast celem ataków i pogromów. Jak stosować okrutne metody walki z własnym narodem — pokazał mu już ojciec w Hamie w 1982 r. Wojna syryjsko­‑syryjska? Oprócz różnych sił religijnych i etnicznych w konflikt włączają się także siły ze‑ wnętrzne. Wielu Syryjczyków twierdzi, że w pierwszych oddziałach rebeliantów rozpoczynających walkę z armią reżimu Al­‑Asada znajdowali się ludzie, którzy mówili niesyryjskimi dialektami arabskimi 11. Obecne są też mocarstwa zachodnie. W sierpniu 2014 r. koalicja pod wodzą USA rozpoczęła ataki powietrzne, które miały na celu zmniejszyć, a ostatecznie zniszczyć siłę ISIS, by pomóc Kurdom m.in. w odbiciu miasta Kobane. Jednak koalicja ta wyraźnie unikała ataków, które by mogły wzmocnić siły Al­‑Asada lub wchodzić w walkę jego reżimu z rebeliantami, przez co sukcesy były raczej mało 10 Bomba beczkowa (ang. barrel bomb) to cylindryczny pojemnik, często beczka, z materiałem wybu‑ chowym i elementami rażącymi (np. chemikaliami, ostrymi odłamkami). Bomby te mocuje się do śmigłowców, a następnie zrzuca. Są szczególnie niszczycielskie w miejscach gęsto zaludnionych. 11 Arabowie nie mówią takim samym wariantem języka, ich sposób mówienia różni się w zależności nie tylko od kraju, ale nawet miasta czy dzielnicy. Stąd łatwo mogą oni rozpoznać po sposobie mówienia, czy ktoś jest z okolicy, czy nie.
  • 35.  34  WIĘŹ  Zima 2015 Agata Skowron­‑Nalborczyk widoczne. Ze względu na rosnące znaczenie nurtów fundamentalistycznych, salafickich, wśród rebeliantów i pojawienie się wśród nich dżihadystów z ze‑ wnątrz osłabło wsparcie sił zachodnich, ale wciąż znajdują oni pomoc ze strony m.in. Arabii Saudyjskiej i Kataru. Plan uzbrojenia 5 tysięcy kurdyjskich żołnierzy nie został zrealizowany, zapewne z powodu oporu Turcji. Turcja pokazała bowiem w sierpniu 2015 r., że jej wrogiem są zarówno Kurdowie, jak i ISIS, i przystąpiła do stosownego działania, uderzając z powietrza na bazy PKK, Partii Pracujących Kurdystanu, jedynej organizacji, która odnosi sukcesy w walce z ISIS. Jednak wydaje się, że Turcji nie przeszkadza działalność wywodzącego się z Al­‑Kaidy sunnickiego Frontu an­‑Nusra, uznanego przez jej sojuszników, z USA na czele, za organizację terrorystyczną. Rosja od początku wspierała Al­‑Asada (przedtem Hafez al­‑Asad był wspie‑ rany przez ZSRR), już w lipcu 2012 r. nie pozwoliła ONZ nałożyć sankcji na jego reżim. We wrześniu 2015 r. rozpoczęła kampanię powietrzną przeciw wro‑ gom reżimu Al­‑Asada, deklarując zwalczanie przede wszystkim ISIS, ale jak się okazało, uderzyła także w rebeliantów wspieranych przez USA i koalicję oraz w ludność cywilną 12. Iran ze względu na bliskość religijną szyizmu z alawitami wydaje według wywiadów miliardy dolarów na pomoc wojskową dla ich reżimu, dostarczając broń i doradców wojskowych. Od 2012 r. mocarstwa zachodnie, ONZ i Liga Państw Arabskich próbują rozwiązać konflikt w Syrii na drodze działań polityczno­‑dyplomatycznych. Nie ma jednak między nimi zgody np. co do tego, czy Baszszar al­‑Asad powinien pozostać na swoim stanowisku (tak twierdzi Rosja i włączony ostatnio do rozmów Iran), czy też powinien ustąpić (stanowisko USA i sojuszników). Dodatkowo ustaleniom międzynarodowym sprzeciwiają się rebelianci, którzy wyrażają obawy, że siły rządowe wykorzystają zawieszenie broni do tego, aby ich usunąć z zajmowanych pozycji, a ISIS — do dalszych podbojów. Zaś rząd w Damaszku nalega na nazy‑ wanie całej swojej opozycji terrorystami i odmawia negocjowania ich postulatów. A końca wojny w Syrii nie widać. Syryjczycy uciekają Z 11 milionów Syryjczyków, którzy opuścili swoje domy (połowa populacji kraju przed konfliktem), 7,6 miliona wciąż pozostaje wewnątrz granic Syrii. 2,1 miliona Syryjczyków uciekło do Turcji, 1,4 miliona — do Jordanii (cała populacja Jordanii to 6,3 miliona, a już przed 2011 r. osiedliło się tam 500 tys. chrześcijan z Iraku), 1,2 miliona do Libanu (państwa, które samo liczy 4,1 miliona mieszkańców!), po 12 Po zamachu na rosyjski samolot na Synaju, do którego przyznało się ISIS, Rosja zbombardowała Ar­‑Rakkę i Palmirę, znajdujące się w jego rękach.
  • 36.  35 Uchodźca,czyliczłowiek Syria gaśnie ok. 250 tys. do Iraku (głównie Kurdowie na teren irackiego Kurdystanu) i Zjed‑ noczonych Emiratów Arabskich. W samym Stambule, nazywanym teraz czasem „małym Damaszkiem”, mieszka 300 tysięcy Syryjczyków. Jednak życie uchodźców syryjskich nie wygląda tam różowo. I tak w Turcji nie mogą oni według tureckiego prawa ubiegać się o status uchodźcy, a jedynie o czasowy pobyt chroniony, który pozwala na dostęp do służby zdrowia i edukacji, ale na pracę tylko w określonych zawodach i na określonych obszarach; jedna trzecia uchodźców nie jest w ogóle zarejestrowana. Liban odmówił zgody na bu‑ dowę obozów dla uchodźców, więc wynajmują oni za pieniądze co się tylko da (np. garaże), a jedna piąta mieszka w nieformalnych obozach przy granicy z Syrią. W Jordanii tylko 100 tys. przebywa w oficjalnych obozach dla uchodźców, w tym w Za’atari, gdzie do niedawna działała Caritas Polska, a większość to tzw. miejscy uchodźcy, do których nie trafia żadna zagraniczna pomoc. Czy syryjscy uchodźcy wrócą do ojczyzny? W 2014 r. raport Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych 13 stwierdzał: Syryjska ekonomia jest w ruinie. Infrastruktura i aktywa zostały zniszczone, połowa populacji żyje poniżej granicy ubóstwa, a Wskaźnik Rozwoju Społecznego (ang. Hu‑ man Development Index, HDI) spadł do wartości sprzed 37 lat. Szacuje się, że przy przeciętnym wzroście gospodarczym 5% w skali roku zabrałoby 30 lat, aby Syria powróciła do swojego PKB z 2010 r. 14 O zniszczonych zabytkach z wielowiekową historią — jak Wielki Meczet Umaj‑ jadów i okoliczne domy starówki w Aleppo, średniowieczna twierdza w tym mieście, rzymskie i wcześniejsze pozostałości w Palmirze, zamek krzyżowców Krak de Chevaliers i wiele innych — już nawet nikt nie wspomina w obliczu takich rozmiarów ludzkiej tragedii. Agata Skowron­‑Nalborczyk Agata Skowron­‑Nalborczyk — dr hab. religioznawstwa (islamistyka), iranistka i arabistka, adiunkt w Zakładzie Islamu Europejskiego Wydziału Orientalistycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się m.in. mniejszościami muzułmańskimi w Europie, sytuacją kobiety w islamie, kontaktami muzułmańsko­‑chrześcijańskimi oraz obrazem islamu w Europie. Współautorka (z Agatą Marek) leksykonu dla dziennikarzy Nie bój się islamu, wydanego przez „Więź” (2005). Redaktor serii „Annotated Legal Documents on Islam in Europe” (Brill), członek redakcji czasopisma „Sociology of Religion”. Współprzewodni‑ cząca ze strony katolickiej Rady Wspólnej Katolików i Muzułmanów. Należy do Zespołu Laboratorium „Więzi” i do redakcji „Więzi”. 13 Ang. European Council on Foreign Relations (ECFR). 14 Jihad Yazigi, Syria’s war economy, European Council on Foreign Relations — Policy Brief 97, kwiecień 2014; http://www.ecfr.eu/page/-/ECFR97_SYRIA_BRIEF_AW.pdf (dostęp: 9.11.2015).
  • 37.  36  WIĘŹ  Zima 2015 Czy to nasza sprawa? Dyskutują: Malika Abdoulvakhabova, Agata Skowron­‑Nalborczyk, Stanisław Strasburger oraz Zbigniew Nosowski i Marek Rymsza Zbigniew W sprawie stosunku do uchodźców znajdujemy się obecnie w Pol- Nosowski sce pomiędzy pierwszą a druga falą dyskusji społecznych. Część pierwsza była bardziej teoretyczna, bo — poza niewielką grupą — nie dotarli do nas jeszcze realni uchodźcy szukający schronienia w Europie ani migranci szukający tu lepszego życia. Z tej części dyskusji trzeba szybko wyciągnąć wnioski, bo wkrótce powinny już przybywać do naszego kraju pierwsze grupy uchodźców, przyj‑ mowane w ramach porozumień wewnątrz Unii Europejskiej. Może warto jednak zacząć od często zapominanego faktu, że przed kilkunastu laty Polska przyjęła bardzo dużą grupę uchodź‑ ców z Czeczenii. Pani należy do tych, którzy w Polsce pozostali. Z jakim przyjęciem wtedy się Pani spotkała? Malika Mieszkam w Polsce od roku 1996. Gdy przyjechałam, doznałam Abdoulvakhabova bardzo dużo serdeczności i ciepła. Ludzie okazywali nam wsparcie w różny sposób. Wszyscy rozumieli, że Czeczeni to taki mały naród, który walczy o wolność. Można powiedzieć, że Polacy intuicyjnie byli po naszej stronie. I przyjęli nas w dużej liczbie — w ciągu kil‑ kunastu lat około 100 tysięcy osób. Gdy wówczas ja i moi rodacy docieraliśmy pociągami do Terespola, trzeba było na granicy powiedzieć magiczne słowo „azyl”. Wtedy rozpoczynała się długa procedura nadawania statusu uchodźcy, trzymanie w ośrodkach. Oficjalnie procedura miała trwać trzy miesiące. Później przedłużono ten okres do sześciu miesięcy, ale w praktyce czekało się do półtora roku, dwóch lat. Moja rodzina czekała dwadzieścia miesięcy na decyzję. Dziś wiem, że tak długi okres nie wynikał z żadnej złośliwości. Po prostu urzędnicy nie wyrabiali się. A przecież musieli dokonać
  • 38.  37 Uchodźca,czyliczłowiek Czy to nasza sprawa? weryfikacji każdej osoby. Tyle że wtedy odbierałam to inaczej. To było dla nas trudne doświadczenie. Nie rozumieliśmy, dlaczego nam nie wierzą, przecież my nie kłamiemy. Odbieraliśmy tę sytu‑ ację jako poniżenie. To wcale nie była wina osób przyjmujących. Taki już jest los uchodźcy. Stanisław Mojekontaktyz uchodźcamiz Syriiw NiemczechpotwierdzająPani Strasburger doświadczenie, że najtrudniejszy jest dla tych osób początkowy okres oczekiwania. Nawet gdy są w bezpiecznym miejscu, nawet gdy są niemal pewni pozytywnej decyzji o przyznaniu azylu, oczeki‑ wanie jest dla uchodźców niezwykle wyczerpujące. Paradoksalnie ta sytuacja swoistego zawieszenia wydaje się im często psychicz‑ nie trudniejsza niż przeprawienie się przez Morze Egejskie czy dotarcie przez Bałkany do Niemiec. Spotkałem się z wieloma przykładami osób, które wydają się z naszej perspektywy „twarde” (wyprawa przepełnioną łodzią często z narażeniem życia), a w tej niby prostej sytuacji są już niemal gotowe się wycofać. To nie są naciągacze, którzy tylko czekają, żeby dostać wreszcie upragniony zasiłek, tylko tak samo wrażliwi ludzie jak my. Marek Prawie dziewięćdziesiąt procent uchodźców z Czeczenii, którzy Rymsza przyjechali do Polski, pojechało dalej na Zachód. Dlaczego? Abdoulvakhabova Tam otrzymywali od razu dużo korzystniejsze warunki socjalne. Pol‑ ska nie była jeszcze wtedy w UE. Kraje zachodnie miały już opra‑ cowane programy integracyjne, które w Polsce dopiero obecnie są wdrażane. Tam Czeczeni od razu otrzymywali dach nad głową, zasiłki. Dlatego większość wyjechała z Polski. My z mężem postanowiliśmy zostać tutaj. Przede wszystkim nie chcieliśmy po raz kolejny przechodzić upokarzającej procedury weryfikacji. Poza tym stąd bliżej nam do domu, do ojczyzny, za którą wciąż tęsknimy, a wrócić do niej nie możemy. Postanowiliśmy jednak nie być ciężarem dla Polaków. Bywało bardzo trudno, ale do dziś nawet nie wiem, gdzie są ośrodki pomocy społecznej, bo nigdy z nich nie korzystaliśmy. Nasza córka skończyła tu liceum i studia, pracuje, założyła rodzinę, mam wnuki. Agata Z problemem braku wypracowanych mechanizmów wciąż się w Pol- Skowron­‑ sce borykamy. Teraz na przykład przerabiamy to w przypadku -Nalborczyk Tatarów krymskich, którzy trafili do Białegostoku i mówią — tak jak Pani — że nie chcą być ciężarem, chcieliby zarabiać. Umieją odna‑ wiać mieszkania, jest takie zapotrzebowanie w Białymstoku, ale im nie wolno tego robić, bo pracowaliby na czarno.
  • 39.  38  WIĘŹ  Zima 2015 Dyskutują: Abdoulvakhabova, Skowron­‑Nalborczyk, Strasburger Długo trwa też u nas okres oczekiwania na status uchodźcy, w związku z tym rodzi się w ludziach frustracja. Lekcje języka polskiego w ośrodku dla uchodźców są organizowane dwa razy w tygodniu. A powinny być codziennie! Powinniśmy mieć wypra‑ cowane metody nauczania języka polskiego dla osób, których ojczystym języki jest rosyjski, czeczeński czy arabski — w każdym przypadku nauka wygląda przecież inaczej. Na dodatek te obozy są lokalizowane często w miejscach trudno dostępnych, na przy‑ kład w lesie koło Podkowy Leśnej. Trudno tam nawiązywać relacje z miejscową społecznością. Abdoulvakhabova Byłam w tym obozie i źle to wspominam. Skowron­‑ Polska nigdy nie była krajem, do którego masowo napływali uchodź- -Nalborczyk cy. Długo nie było więc nawet świadomości u rządzących, że trzeba pracować nad jakimiś programami przyjmowania imigrantów. Bo większość tych, co przyjechali do nas, pojechała sobie gdzieś dalej. Abdoulvakhabova Ciekawe jednak, że moi rodacy, którzy kilkanaście lat temu wyje‑ chali z Polski, mówią, że na Zachodzie brakuje im bliskich kon‑ taktów międzyludzkich, tych przyjaźni, które my tutaj mamy. Gdy pytam ich, czy żałują, że wyjechali z Polski, to przyznają: tak, bardzo. Mówią, że gdyby nie obawiali się tego, że tu skończą pod mostem, toby w życiu z Polski nie wyjechali. Bo choć państwo nie miało wtedy dobrej polityki wobec uchodźców, to można było do‑ świadczyć ludzkiej życzliwości. Tak było w tamtych latach. Nosowski A dzisiaj? Abdoulvakhabova A dzisiaj jest trochę inaczej. Przytoczę konkretny przykład. 22 wrze‑ śnia 2015 r. jechałam akurat warszawskim metrem na posiedze‑ nie Komisji Ekspertów ds. Migrantów przy Rzeczniku Spraw Obywatelskich. Miałam na głowie swój turban. Usiadłam koło pewnej kobiety, mniej więcej w moim wieku. Ona popatrzyła na mnie wrogo, fuknęła, wstała i się przesiadła. Można sobie wyobrazić, jak się wtedy poczułam. Parę osób to zauważyło, ale nic więcej się nie działo. Gdy ta kobieta wysiadała, ja również wysiadłam, wcześniej, niż zamierzałam, i podeszłam do niej. Powie­działam jej: „Bardzo panią przepraszam, ale czy mogę do‑ wiedzieć się, co oznacza to, co przed chwilą pani zrobiła? Bo to mnie dotyczy. Może pani nie odpowiadać, ale ja prosiłabym o odpowiedź”. „Pani jest muzułmanką?”. „Jestem, nie ukrywam tego”. „Nie będę siedziała obok muzułmanki”... Byłam w szoku. Od
  • 40.  39 Uchodźca,czyliczłowiek Czy to nasza sprawa? kilkunastu lat mieszkam w Polsce i spotkałam się z taką sytuacją po raz pierwszy. Wkrótce jednak okazało się, że i na Ursynowie, gdzie miesz‑ kamy od trzynastu lat, parę osób przestało się ze mną witać. Po prostu mnie nie zauważają. Mówię do sąsiadki „dzień dobry”, a ona patrzy wprost przed siebie. Może nie usłyszała? Ale następ‑ nym razem zauważyłam, że kiedy powiedziałam „dzień dobry”, jej twarz skamieniała. Zrozumiałam, że to chodzi o mnie, i przesta‑ łam jej się kłaniać. Niedawno, już po wyborach parlamentarnych, w sklepie pewna kobieta stojąca za mną usłyszała mój akcent, spytała, czy jestem Ukrainką. Gdy odpowiedziałam, zdziwiła się, że Czeczeni potrafią mówić po polsku. Ja na to: „Skoro tyle lat tutaj się mieszka, to można i słonia nauczyć gadać. Czemu pani się dziwi?”. A ona: „Matko, ale my głupi jesteśmy. Kiedy my przesta‑ niemy tych wszystkich dzikusów przyjmować!?”. Z drugiej strony niektórzy sąsiedzi zaczęli nagle wykonywać jakieś opiekuńcze gesty w naszą stronę. „Malika, a jak ty się czujesz, może czegoś potrze‑ bujesz? Wiesz, nikogo nie słuchaj. Ludzie różne głupoty gadają”. Rozumiem, że oni słyszą na ten temat więcej niż ja. Skowron­‑ Pani doświadczenie nie jest odosobnione. Znane są publiczne wy- -Nalborczyk powiedzi Syryjczyków, mieszkających w Polsce od bardzo wielu lat. Oni tu kończyli studia, pracują od lat, wrośli w tę społeczność i do tej pory nie było problemu, że ktoś jest lekarzem z Syrii czy pochodze‑ nia syryjskiego (bo wielu nawet mówi już o sobie, że są Polakami). A teraz nagle pojawiają się problemy, bo ktoś nie chce się u nich badać albo przepisuje się do innego lekarza, bo ten jest ciapaty. Nosowski Zastanawiam się, oczywiście, co się zmieniło w Polsce przez te kilka­ naście lat, że życzliwość wobec przybyszów spadła. I dlaczego w świadomości Polaków nie pozostawiło trwałego śladu przyjęcie tak dużej liczby uchodźców z Czeczenii? Skowron­‑ W roku 2000 nie było jeszcze Facebooka. Ludzie dużo mniej wie- -Nalborczyk dzieli o przybyszach — poza tym, że Czeczeni to mały naród, który walczył z Rosjanami. Dziś przez łatwy dostęp do informacji, foto‑ grafii czy filmów wielu osobom wydaje się, że mają wiedzę. A tym‑ czasem jedynie powielają stereotypy. Strasburger Zgadzam się, że media odgrywają tu fatalną rolę. Kreują chaos. Można bez trudu znaleźć gigantyczne bzdury i w „Gazecie Wybor‑ czej”, i w „Rzeczpospolitej”, właściwie w każdym polskim main­ streamowym medium. A ludzie nie mają narzędzi, by odróżnić,
  • 41.  40  WIĘŹ  Zima 2015 Dyskutują: Abdoulvakhabova, Skowron­‑Nalborczyk, Strasburger czy ktoś się zna na sprawie i mówi rzeczy sensowne. W sytuacji takiego chaosu informacyjnego łatwiej dotrzeć do rozmaitych lę‑ ków i je podtrzymywać. W gruncie rzeczy to samo dotyczy niestety znakomitej większości naszych elit politycznych. Skowron­‑ Szerzej mówiąc, problemem jest radykalizacja nastrojów społecz- -Nalborczyk nych i języka. Chodzi i o język mediów, i o język wypowiedzi pu‑ blicznych. Ten proces nie dotyczy tylko stosunku do uchodźców czy muzułmanów, ale na tych przykładach najlepiej jest widoczny. Pojawiło się ogólne zapotrzebowanie i przyzwolenie na wyrazistość w mediach, rozumianą jako obrzucanie innych obelgami, na język knajacki. Dziś na przykład Rafał Ziemkiewicz nie wstydzi się napi‑ sać publicznie na Twitterze: „Kto nigdy nie wykorzystał nietrzeźwej, niech rzuci pierwszy kamień”. Jeszcze kilka lat temu byłoby to niemożliwe. Uchodźcy i muzułmanie stali się poręcznym przed‑ miotem takiej agresji — choć nawet ich wokół nas prawie nie ma. Ludzie nawet nie wiedzą, ilu jest w Polsce muzułmanów. Wy‑ obrażają sobie liczby o wiele wyższe niż w rzeczywistości. Nawet stu‑ denci zainteresowani tą tematyką odpowiadają mi, że jest ich 5—8% w polskim społeczeństwie, a jest naprawdę 0,06—0,08%. I jeszcze w „Rzeczpospolitej” Dominik Zdort zastanawia się publicznie, do‑ kąd deportować polskich Tatarów, bo coś jest z nimi nie tak, skoro przez sześćset lat nie nawrócili się na chrześcijaństwo. Czyli będą teraz piątą kolumną ISIS... To nie jest byle agitka, lecz szanowany dziennik!Ktośtozatwierdzadodruku.Czylijestnatoprzyzwolenie. Prof. Janusz Danecki już około dziesięć lat temu napisał, że Polska to taki kraj, w którym nie ma muzułmanów, lecz dyskurs jest bardziej antymuzułmański niż w krajach, gdzie jest ich znacz‑ nie więcej. To trochę jak antysemityzm bez Żydów. Nosowski W 1960 roku Tadeusz Mazowiecki pisał o antysemityzmie ludzi ła­ godnych i dobrych jako problemie najtrudniejszym do wyrugowa‑ nia. Dziś mamy nowe przejawy tej postawy wobec muzułmanów. Na portalach społecznościowych, gdzie spontanicznie wyrażano opinie w kwestii uchodźców, można było zobaczyć ludzi bez wąt‑ pienia „łagodnych i dobrych”, którzy w tej sprawie stawali się radykałami i byli święcie przekonani, że jak ci uchodźcy przyjdą, to będą wysadzać w powietrze ich dzieci w przedszkolach. Skąd to się bierze? Jak temu zapobiegać? Rymsza Bardzo ważny jest ogólny klimat społeczny wokół danej sprawy. Moim zdaniem, emigracja Czeczenów w trakcie wojny nie została nam tak mocno w pamięci, dlatego że nie było to odbierane jako