SlideShare a Scribd company logo
Rozdzióbią nas kruki i wrony. Kącik twórczości karmiącej się dobrymi emocjami.
Przemysław Zieliński
Copyright Przemysław Zieliński, 2021
Zdjęcia Przemysław Zieliński
ISBN 978-83-943245-4-4
Kraków 2021
Wydawnictwo Wielka Radość
e-mail: pxz@pzielinski.pl
Volume 1 – Tatusia, Elektryczne Gitary
Volume 2 – Hakuna Matata, Król Lew
Volume 3 – Idź przez rzekę / Tu na dole, Limboski
Volume 4 – Kładź się na glebę i leż, Elektryczne Gitary
Volume 5 – Nic nie może wiecznie trwać, Anna Jantar
Volume 6 – Man in The Mirror, Michael Jackson
Volume 7 – Arahja, Kult
Volume 8 – It’s the End Of The World As We Know It (And I Feel Fine), R.E.M.
Volume 9 – Poeci umierają, T.Love
Volume 10 – Na językach, Kayah
Volume 11 – Lust for Life, Iggy Pop
Volume 12 – Zakazany owoc, Krzysztof Antkowiak
Volume 13 – Takie tango, Budka Suflera
Volume 14 – Sleep Well Beast, The National
Volume 15 – Eto vse, DDT
Volume 16 – Guardian Angel, Lou Reed
Volume 17 – Huśtawki, Jacek Kleyff
Volume 18 – The More You Ignore Me, The Closer I Get, Morrissey
Volume 19 – W deszczu maleńkich żółtych kwiatów, Myslovitz
Volume 20 – You Can’t Judge Book by Its Cover, Stevie Wonder
Volume 21 – Dedicated Follower of Fashion, The Kinks
Volume 22 – Co tam, mordo?, Łona i Webber
Volume 23 – Butcher of the World, Lingua Ignota
Volume 24 – Nuda, Jerz Igor
Volume 25 – Psalm stojących w kolejce, Krystyna Prońko
Volume 26 – Gdzie ci mężczyźni, Danuta Rinn
Volume 27 – Summer Days, Bob Dylan
Volume 28 – Ooops! I Did It Again, Britney Spears
Volume 29 – Potlacz, Bisz/Radex
Volume 30 – Gimnastyka poranna, Włodzimierz Wysocki, Maciej Maleńczuk
Volume 31 - Ac-Cent-Tchu-Ate the Positive, Bing Crosby & The Andrew Singers
"Rozdzióbią nas kruki i wrony. Kącik twórczości karmiącej się dobrymi emocjami"
to śpiewnik służący pokrzepieniu serc zainfekowanych smutkiem, odizolowanych
w ciemnościach beznadziei oraz desperacko poszukujących szczepionki na
metaforyczne boleści.
W śpiewniku można znaleźć nieoczywiste interpretacje Artystów, których
twórczość nabiera nowego blasku w kontekście pandemii COVID-19.
Volume 1
Tatusia
Elektryczne Gitary
youtube.com/watch?v=mJpmdwQIpiw
Gdy sytuacja wydaje się beznadziejna, z odsieczą przybywa Sztuka i pokazuje, gdzie
szukać pocieszenia. Nawet gdy Służby Porządkowe lub Dyżurny Sanitariusz siłą
zabierze naszego bliskiego do ciemnej i głuchej izolatki - nie należy tracić nadziei.
Zawsze można znaleźć rozwiązanie.
Przekonują o tym w utworze „Tatusia” artyści Piotr Krzysztof Łojek oraz Kuba
Sienkiewicz.
Początkowo, sytuacja jest zgoła dramatyczna: zabrano gdzieś głowę rodziny. Młody
człowiek, tak nagle pozbawiony żywiciela, opiekuna i złotej rączki w jednym wcieleniu,
zdaje się być mocno zdezorientowany. Zamiast jednak załamać ręce, on co najwyżej
przełamuje nieco tonację: idzie w jej poprzek, śpiewając „la la la la”. I to jest ten punkt
przełomowy, ten moment, gdy doświadcza on absolutu Sztuki i jego olśniewającego
światła.
Ów snop pokazuje nieszczęśliwcowi drogę - a młody człowiek tą drogą podąża.
Gdy więc to samo nieszczęście dotknie syna ponownie, tyle że tym razem Dyżurny
Sanitariusz zabierze jego matkę, ten syn będzie wiedział, co teraz należy robić.
I niech nikt z Was również nadziei nie traci - w zamian, w godzinie najgłębszej
ciemności, zaśpiewa „la la la la”.
Zabra- zabra- zabrali mi tatusia
I co ja teraz będę robić musiał
Zabra- zabra- zabrali mi tatusia
I co ja teraz będę robić musiał
La la la la, la la la la
La la la la, la la la
Odda- odda- oddali mi tatusia
Zniknęła, zniknęła gdzieś mamusia
Odda- odda- oddali mi tatusia
Już wiem co teraz będę robić musiał
Volume 2
Hakuna Matata
Król Lew
youtube.com/watch?v=uw5ajQ_ya0s
W chwilach mroku, każdy promyk, promyczek czy nawet wąziutka jak szczypiorek
wiązka światła jest na wagę złota. Nie od dziś wiadomo, że najlepszymi iluminarzami
są Wielkie Umysły. To dzięki ich światłej twórczości nie potykamy się o nogi depresji,
lecz śmiało i bez lęku stąpamy przed siebie.
Czasem jednak warto oderwać się od biblioteczki z podniosłymi cytatami oraz długimi
wierszami. Czasem warto odwrócić się od cywilizacji, by swój wzrok skierować ku jądru
ciemności. I w naturze poszukać wskazówek na temat tego, jak uporać się
z wszechobecnym widmem, wiszącym nad nami o każdej porze dnia. Dnia, który przez
to stał się nocą, a sama doba stała się podwójną nocą.
Dlatego w dzisiejszej odsłonie bierzemy Was do dżungli. To tam, pośród dzikich
zwierząt i parnego powietrza, czekają na nas niosące otuchę słowa:
I już się nie martw
Aż do końca swych dni
Naucz się tych dwóch
Magicznych słów
HAKUNA MATATA
Jak cudownie to brzmi
HAKUNA MATATA
To nie byle bzik
Okazuje się, że proste, pochodzące z prymitywnego środowiska słowa brzmią równie
mocno co najpiękniejsze nawet filozoficzne przypowiastki, aforyzmy tudzież sentencje.
Prostotą tych słów rozkładamy na czynniki pierwsze każdego koronawirusa i śmiejemy
się w twarz dowolnemu niebezpieczeństwu.
Volume 3
Idź przez rzekę / Tu na dole
Limboski
youtube.com/watch?v=QE-Q1kHS0l0 / youtube.com/watch?v=frXV15Bh7c0
W trzeciej odsłonie naszego elektryzującego śpiewnika, prezentujemy Wam proroka.
To on swoim utworem - ba, żeby jednym - przewidział ów czarny welon, który tak
wszystkim nam zasłonił pole widzenia i sprawił, że straciliśmy kontakt wzrokowy
z naszymi najbliższymi.
Mowa o Limboskim, którego dwa utwory chcemy polecić Waszej życzliwej uwadze.
W pierwszym z nich znajdziecie zapis wewnętrznego monologu. Poraża on nie tylko
swoim emocjonalnym nacechowaniem, ale i uniwersalizmem. Słowa śpiewane przez
artystę równie dobrze mogłyby być śpiewane, recytowane, mruczane przez każdego
z nas.
Zabij, zabij, zabij to we mnie
Zabij, zabij, zabij to we mnie
by swą krótką litanię spuentować - nie wiadomo, czy triumfalnie, czy defetystycznie
i z rezygnacją:
Coś umiera we mnie
Jeśli zdecydujemy się na wariant nie tyle z mniejszą dozą optymizmu, co po prostu
optymizmu pozbawiony w zupełności, to płynnie przechodzimy do kolejnego songu
z bogatego portfolio Limboskiego.
Czemu nawet nie słyszę
Jak mnie szeptem kołyszesz
Czemu nawet nie czuję
Tu na dole
Tu czasem jest bardzo ciemno
W ciemnościach nie znajdziesz mnie
Tu czasem jest bardzo ciemno
W ciemnościach nie znajdziesz mnie
Życzymy Wam jednak, by to coś udało się Wam zabić jak najszybciej, jak najskuteczniej,
jak najbardziej bezpowrotnie.
Volume 4
Kładź się na glebę i leż
Elektryczne Gitary
youtube.com/watch?v=OOJJo8CBZkE
Każda i każdy z nas musiał zastanawiać się w tym roku, jaką postawę życiową przyjąć,
aby przetrwać pandemiczne dni i tygodnie przy w miarę zdrowych zmysłach. Ci
ambitniejsi pewnie przeglądali filozoficzne leksykony, inni decydowali się na rozmowy
z bardziej doświadczonymi, jeszcze inni zapewne oddawali się modlitwom,
medytacjom tudzież innym formom duchowych doświadczeń.
Chory system głupie logo
Nowy łańcuch stary wół
Kładź się na glebę i leż
Nie wyleczysz sam nikogo
Choćbyś mnożył się przez pół
Kładź się na glebę i leż
A tymczasem po raz kolejny okazuje się, że bardzo dobrze sprawdza się filozofia ulicy.
Ta filozofia, która jest najbliżej nas, co oznacza, że nie trzeba specjalnie wysilać się, aby
ją sobie z powodzeniem przyswoić. Aby korzystać z jej dobrodziejstw, wystarczy się po
nią schylić, a dokładniej – nadstawić ucha.
W piosence „Kładź się na glebę i leż” Kuba Sienkiewicz daje wyraz swoim poglądom, że
oto w chwilach trudnych nie warto szarpać się z losem. Nie ma po co boksować się ze
złośliwym fatum. Ba, nie trzeba nawet uchylać się od jego ciosów. Bo nawet jeśli
zostaniemy znokautowani, to najlepszym sposobem na przetrwanie życiowych
zawirowań, jest pozostanie na glebie.
Kładź się na glebę i leż, kładź się na glebę i leż
Nie da się na zapas umyć, ani najeść jeden raz
Kładź się na glebę i leż
Oczywiście, że cała rzesza wyznawców przekonania, że sprawy trzeba brać w swoje
ręce, a życie trzeba przeżyć świadomie, oburzy się na taką oto propozycję. Dla
niektórych będzie to nawet obrazoburcze. Ale to nie dla nich śpiewa Sienkiewicz, to nie
dla nich ta głęboka życiowa mądrość. Bo koniec końców, kto po pandemii będzie miał
więcej siły? Ten, kto o wszystko i codziennie się szarpał czy ten, kto spokojnie leżał, nic
nie robiąc sobie z koronawirusowego zamieszania?
Ano właśnie.
Volume 5
Nic nie może wiecznie trwać
Anna Jantar
youtube.com/watch?v=6sshoTO1sHk
O kruchości naszego świata przekonywani jesteśmy właściwie od zarania jego dziejów,
by posłużyć się tą piękną frazą. Najpierw o bezwzględnej przemijalności, dotykającej
nawet największych z największych, dowiedziały się dinozaury. Później o tym, że
wszystko marnością stoi, donosił Kohelet, a jego słowa do dziś powtarzane są na całym
świecie. Podobnie jak zaczerpnięte z tej samej krynicy mądrości zdanie, że wszyscy
w proch się obrócimy. A później, w nowożytności, to przykłady nietrwałości tego, co
trwałe się wydaje, sypały się jak z rękawa. Imperia, dynastie, potęgi lądowe i morskie.
Burzono ład estetyczny (dokonując destrukcji miast czy przyrody), a także etyczny
(wojny światowe, wojny religijne etc.).
Lęk, głuchy lęk na dnie skryty gdzieś
Wiele czasu na przygotowanie nas na nieprzewidywalne, ale i nieuniknione, poświęcił
Nassim Taleb, rozpisując się o czarnych łabędziach czy indykach, które w oparciu
o swoje dotychczasowe życie, zakładały, że każdy kolejny dzień będzie taki sam. Aż
przychodziło Święto Dziękczynienia i ich ptasi świat obracał się w perzynę.
Dlatego słysząc Annę Jantar śpiewającą „nic nie może przecież wiecznie trwać”, trudno
być zaskoczonym.
A jednak – wszyscy byliśmy. Gdy koronawirus najpierw odebrał nam dech, a później
wziął sobie jeszcze wszystko, czym tak właściwie żyliśmy, a na dokładkę zamknął nas
w domach czy w szpitalach – wszyscy byliśmy śmiertelnie zaskoczeni, że „nic nie może
przecież wiecznie trwać”. Żyliśmy w przekonaniu, że filary naszej cywilizacji, twardo
stojące na dwudziestu wiekach poprzednich epok, są nienaruszalne. A tymczasem, „co
zesłał los, trzeba będzie stracić”. Autorzy tego wielkiego przeboju trafnie oddają
emocje, wywołane koronawirusem: „lęk, głuchy lęk na dnie skryty gdzieś”. Co gorsza,
emocje przeżywane samotnie, bez możliwości podzielenia się nimi z bliskimi czy nawet
choćby z zaprzyjaźnioną panią z kawiarni lub pana-barmana z pubu, bo ich lokale
zamknięto na cztery spusty.
Nic nie może przecież wiecznie trwać
Co zesłał los trzeba będzie stracić
Nic nie może przecież wiecznie trwać
Za miłość też przyjdzie kiedyś nam zapłacić
Gdy już wiemy, że „nic nie może wiecznie trwać”, gdy widmo końca tego, co znamy
i czym żyliśmy, zagląda nam w oczy, wypełzając ze smartfonów, laptopów,
telewizorów, gdy z hukiem runęły posady naszego świata – co nam pozostaje?
W wypadku koronawirusa – nic. Podmiot liryczny omawianego utworu mógł znacznie
więcej: „kochać nieprzytomnie, jakby zaraz świat miał się skończyć.” Nam o takie
szaleństwo coraz trudniej.
Volume 6
Man In The Mirror
Michael Jackson
youtube.com/watch?v=PivWY9wn5ps
Co nam wszystkim najbardziej doskwiera podczas pandemii koronawirusa?
Odpowiedzi, wbrew intencji pytającego, będą nie tylko zróżnicowane, ale liczne. Na
pewno pojawią się tematy dotyczące ciągłego stanu zagrożenia zdrowia i życia, pracy
zdalnej, zamkniętych sklepów, odwołanych koncertów, zasłoniętych twarzy,
opustoszałych kont bankowych. Można zaryzykować, że ile zapytanych, tyle pojawi się
różnych odpowiedzi.
Gdyby jednak poszukać wskazania, które powtarzałoby się najczęściej lub które
wyciągnięte przed nawias, łączyło wszystkie inne odpowiedzi, czy nie byłaby to
samotność? Bo przecież:
a) zagrożenie zdrowia zmuszało nas do autoizolacji;
b) praca zdalna oddzielała nas od koleżanek i kolegów;
c) zamknięte sklepy pozbawiły nas codziennych pogawędek ze sprzedawcami
i nie pozwoliły na shopping;
d) odwołane koncerty odcięły nas od wspólnego śpiewania czy choćby
zbiorowego oklaskiwania artysty;
e) zasłonięte twarze zakryły emocje, którymi mogliśmy się dzielić choćby podczas
spaceru;
f) opustoszałe konta bankowe wywołały wstyd i przymusiły do samotniczego
trybu życia.
Samotność mogła dopaść każdego i każdemu dać się mocno we znaki. Na szczęście,
piosenka Michaela Jacksona „Man in the Mirror” podsuwa pomysł, jak poradzić sobie
z tym stanem. A nawet więcej: jak ów pustelniczy stan wykorzystać na swoją korzyść.
I'm gonna make a change
For once in my life
It's gonna feel real good
Gonna make a difference
Gonna make it right
By tak się stało, nie trzeba wychodzić z domu. Nie trzeba mieć milionów na koncie. Nie
trzeba wybrać się na coachingową sesję. Wystarczy coś, co każdy z nas ma nie tylko
pod ręką, ale i przed oczami.
Man in the mirror
Spoglądając na niego, spoglądając na samego siebie, przyglądając się nie tyle naszej
zewnętrznej oprawie, co wnikając wzrokiem w nasze wnętrze, będziemy mogli
dostrzec nasze wady, przywary, niedostatki. W tej skrupulatnej analizie pomoże nam
wyciszenie i przestrzeń, gwarantowana właśnie przez samotność.
Doceńmy więc towarzystwo człowieka z lustra, wykorzystajmy więc przymusową
samotność.
If you want to make the world a better place
Take a look at yourself, and then make a change
Volume 7
Arahja
Kult
youtube.com/watch?v=1_ViPYAS9GU
Jednym z najgroźniejszych skutków koronawirusa jest podzielenie. Nie chodzi o fakt,
że biologicznie wirus się dzieli, a przez to nas tak skutecznie i masowo zaraża. Rzecz
w tym, że koronawirus dzieli nas społecznie. Za każdym razem są to podziały
zerojedynkowe.
Zdrowi versus chorzy. Żywi versus martwi. Wierzący w wirusa versus niewierzący
w wirusa. Chodzący w maseczkach versus nie cierpiący kagańców. Przyjmujący wirusa
jako coś naturalnego w przyrodzie versus zwolennicy teorii spiskowych. Wyczekujący
szczepionki jak zbawienia versus antyszczepionkowcy.
Nie ma stanów pośrednich. W każdym z powyższych wypadków trzeba opowiedzieć się
po którejś ze stron. Linie podziału są bardzo wyraźne, przypominając głębokie rowy,
które znienacka wyrosły – a może raczej: wygłębiły się – na terenie Polski. I co gorsza,
oba stojące naprzeciw siebie plemiona spoglądają na siebie nie tyle z niechęcią, co
z wrogością oraz wyższością. Każde z nich twierdzi bowiem, że to ono ma rację. I tej
racji gotowe jest bronić do ostatniej kropli krwi. Czy też osocza, jeśli wśród bojowników
znajdzie się jakiś ozdrowieniec. Nie trzeba dodawać, że w obu wypadkach jest to spore
marnotrawstwo.
O takich podziałach śpiewa właśnie Kazik w znanej na całą Polskę „Arahji”. Śpiewa
o „domu murem podzielonym”, śpiewa o „ulicy murem podzielonej”, na której po prawej
świecą neony, a stronę lewą spowija mrok.
Ten schizoidalny stan utrzymujący się w społeczeństwie z tego społeczeństwa zdaje
się wyrywać i dopada podmiot liryczny. Nie przymierzając, niczym wirus, zaraża
zdrowy umysł i każe spojrzeć na siebie, na swoją integralność z podejrzliwością. Być
może – nawet z niechęcią.
Moje ciało murem podzielone,
dziesięć palców na lewą stronę,
drugie dziesięć na prawą stronę
Nic w tym dziwnego: jeśli jest się po uszy – i to prawe, i to lewe – nieustannie
zanurzonym w takie spory, to trudno wreszcie im nie ulec.
Pytanie pozostaje zasadnicze: na którą stronę się przechylimy? Pytanie, na które Kazik
nam nie odpowie.
Volume 8
It’s The End Of The World As We Know It (And I
Feel Fine)
R.E.M.
youtube.com/watch?v=wa43FNUdpU8
Wiemy, co spotka nas, gdy przekroczymy granicę naszego miasta – trafimy zapewne
do jakiejś mniejszej, okolicznej gminy. Nie zaskoczy nas przekroczenie granic ojczyzny
– wiemy przecież, dokąd zmierzamy i jaki kraj jest naszym celem. Niestraszne nam
przekraczanie granic kontynentów ani nawet granic stratosfery – w każdym z tych
wypadków dysponujemy konkretną wiedzą, co będzie się w takim wypadku z nami
dziać.
Ale czy wiemy, w jakim stanie znajdziemy się, gdy dojdziemy do granic naszej
cierpliwości, wytrzymałości, opanowania? No właśnie.
Co gorsza, o ile to my sami decydujemy czy chcemy wyjechać z miasta czy z kraju,
o tyle podróż na skraj umysłu odbywa się poza nami. A bywa, że i wbrew nam.
O jednej z możliwych reakcji śpiewa Michael Stipe przy akompaniamencie swoich
kumpli z R.E.M. Już sama konstrukcja utworu „It’s The End Of The World As We Know It
(And I Feel Fine), już sama pędząca na złamanie karku melodia, której towarzyszą
słowa wyrzucane w powietrze z prędkością, z jaką rozprzestrzenia się nowa mutacja
koronawirusa, już samo to połączenie pokazuje, że stan załamania nerwowego
minęliśmy kilka chwil temu. I teraz pozostaje nam już swobodne spadanie.
Gdy więc katastrofa otacza nas z obu stron – bo za plecami mamy pandemię, która
wprawiła nas w nerwowe rozedrganie i doprowadziła do takiego stanu, a przed sobą
mamy ścianę, w kierunku której zmierzamy bez możliwości zaciągnięcia ręcznego
hamulca – cóż można zrobić? Po pierwsze, nie ma sił, aby porwać się na jakieś
działanie. Zbyt jesteśmy wyczerpani walką z pandemią, zbyt dużo kosztowały nas
codzienne zmagania z izolacją, lockdownem, ograniczeniami. Po drugie, przykra
świadomość, że już nic dobrego nas nie czeka, a na spotkanie z nami wybrała się już
otchłań, osłabia motywację do kontrreakcji, do ostatniego zrywu.
Ponawiamy więc nasze pytanie: cóż można zrobić? Nic. Można się tylko fajnie poczuć.
I o tej fajności, dziwnej mieszance katastrofy i katharsis, śpiewa Stipe. Kreśląc obrazy
jak z sennego koszmaru – bo i sama piosenka inspirowana jest ponoć jednym ze snów
artysty – kwituje je prostym:
I feel fine
Niezależnie od tego, jakie zjawiska się nam objawiają (trzęsienia ziemi, oko huraganu,
dzikie Furie) – „I feel fine”. Widząc na własne oczy, jak kończy się nasz świat – „I feel
fine”. No bo co innego można zrobić?
Terapeutyczny wpływ tej piosenki wynika też z tego, że jej tekst nie zachęca nas do
przyjęcia jakiejś wymagającej postawy. W galerii postaci przywoływanych przez
Michaela Stipe’a („Leonard Bernstein, Leonid Brezhnev, Lenny Bruce and Lester
Bangs”) nie odnajdziemy Pana Cogito, w ściśle dopasowanych do siebie i zgniecionych
jak śledzie w puszce słowach tekstu nie ma już miejsca na patetyczne frazy Czesława
Miłosza. Bez wyrzutów sumienia, bez względu na zgliszcza wokół nas możemy
z szaleńczym błyskiem w oku powiedzieć: „I feel fine”.
Volume 9
Poeci umierają
T.Love
youtube.com/watch?v=MCVxe5vA2i8
Cóż, nie ma co ukrywać. Polacy jako naród słyną z wielu rzeczy. Wszyscy znamy się na
piłce nożnej, polityce i marketingu. Jesteśmy znani ze swojego kombinowania, które
w trudnych chwilach pozwala nam wyjść z opresji, a w chwilach łatwych pozwala
zirytować wszystkich wokół. Znają nas z naszej brawury na szosach, dwupasmówkach
i autostradach. Wszem i wobec wiadomo, że to my jesteśmy przedmurzem
chrześcijaństwa, nic więc dziwnego, że coraz głośniej jest o naszej tolerancji i miłości
do bliźniego.
Ale wobec tego całego natłoku pozytywów, jest jeden minus. Jednego o nas nie da się
powiedzieć. Nikt nie uwierzy, że Polacy czytają poezję. Jak widać, ten fakt nie dotarł
jeszcze do rzesz nadwiślańskich poetów, których niewielkie grono regularnie przeżywa
emocje i miewa przemyślenia, które następnie przelewa na papier, aby podzielić się
nimi z… No właśnie, z kim? Z krytykami? Z jurorami konkursów poetyckich?
Z redaktorami pism literackich?
Co gorsza, przyjmując, że czytelnicy poezji wywodzą się przede wszystkim ze
starszych roczników i bardziej doświadczonych życiowo pokoleń, można założyć, że
i tak wąskie już grono miłośników wierszy z roku na rok będzie się wykruszać. Aż nie
ostanie się kamień na kamieniu, by pozostać przy twardych jak skała metaforach.
Na trudną sytuację poety urodzonego pod biało-czerwoną flagą zwraca uwagę kapela
T.Love. Dodatkowo, w czasach, gdy normalnością stało się codzienne porównywanie
liczby covidowych zgonów, wydźwięk piosenki „Poeci umierają” zyskuje drugie dno.
Poeci umierają w pałacach swych,
W biedzie swej
Pod okiem władzy są zupełnie nadzy
Nadzy, nadzy, nadzy, nadzy
Autor tekstu, Muniek Staszczyk, sam będący przecież poetą, który liryczną wrażliwość
skutecznie połączył z rockowym pazurem, podkreśla nie tylko materialny niedostatek
osób parających się wierszami. Niedostatek, którego nota bene sam doświadczył,
pracując swego czasu na zmywaku w Wielkiej Brytanii, to jednak nie wszystko. Wątłe
barki – bo pisanie jest na tyle czasochłonne, że brakuje już czasu na pompki, skłony
i przysiady – muszą przyjąć jeszcze jeden ciężar. Ciężar samotności.
Poeci umierają, zapalam świeczkę dla nich dziś
Pamiętajmy, pamiętajmy
W samotności swej, bez miłości
Oni umierają, umierają!
Izolacji doświadczamy wszyscy – poprzez kwarantannę, społeczny dystans czy
zamknięte drzwi do miejsc, w których do marca 2020 roku mogliśmy bywać bez
ograniczeń. To sprawia, że poeci – już wcześniej osamotnieni – teraz tego odosobnienia
doznają w podwójnym wymiarze. Nie brzmi to dobrze.
Być może tę nieciekawą sytuację odmieni pandemia. Bo jednym ze sposobów na
szukanie odpowiedzi czy też zapewnienie sobie ukojenia może być poezja właśnie.
Kontakt z kunsztowne napisanymi wersami może być jak haust świeżego powietrza.
Uwaga: w lekturze i w hauście nie przeszkodzi nawet maseczka. Bez względu na to, czy
sięgniemy po mistrzowsko radzącego sobie ze słowem Bolesława Leśmiana, czy
wybierzemy żywą jak złoto twórczość Stanisława Barańczaka, czy też zanurzymy się
w gęstą atmosferę wierszy Marcina Świetlickiego – możemy na tym tylko zyskać.
Na wstępie tych przydługawych rozważań brakło jeszcze jednej charakterystycznej
cechy dla Polaków. To u nas gra Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. To my nie
odmawiamy pomocy potrzebującym. To u nas kwitną dziesiątki charytatywnych akcji,
uzupełniających niedostatki państwa i niosących realne wsparcie. Szarpnijmy się więc
wspólnie i wydajmy raz na kwartał 30 – 45 złotych na dowolny tomik poezji.
Siostry i bracia, czytajmy poetów!
Volume 10
Na językach
Kayah
youtube.com/watch?v=dJbaMhTQx9k
Jak twierdzą antycovidowcy, koronawirus powstał po to, aby zamknąć nam usta
i zniewolić. Metaforycznym i jednocześnie namacalnym na to dowodem jest obowiązek
noszenia kagańców, tfu, masek. Rzesze na całej ziemi głośno (sic!) wyrażają swoje
niezadowolenie z takiego stanu rzeczy, organizując demonstracje, wydarzenia na
Facebooku czy masowo produkując tweety, posty bądź inne tekstowe formy,
przybierające nieraz formę płomiennych manifestów. I tym samym, zaprzeczając
swojej podstawowej inspiracji, jakoby pandemia COVID-19 równałaby się z cenzurą.
Do jakich wniosków doszliby amerykańscy naukowcy, gdyby zlecić im zbadanie
korelacji między czasami zarazy a liczbą teorii spiskowych, dynamiką przyrostu ich
zwolenników oraz czasem ich trwania?
O zaraźliwości plotek, niesprawdzonych informacji czy fake newsów można dowiedzieć
się z utwory Kayah „Na językach”. Już pierwsze wersy udowadniają, że tekst dobrze
wpasowuje się w covidowy klimat:
Powiem wam, że kogoś znam kogoś,
Kto zna ponoć jego samego
Czy to nie brzmi jak wypowiadane przez nas z lekkim drżeniem głosu zdania o naszych
znajomych, których dopadł koronawirus? No ale w tych rozważaniach nie o chorych
chodzi. Bardziej o tych, którzy w chorobę nie wierzą, podważają rekomendowane środki
bezpieczeństwa dystans – dezynfekcja – maseczki i zniechęcają do stosowania
szczepionek. W tych ostatnich upatrują mikrochipów i szczerze oburzają się, że
szczepionki wykonano z abortowanych płodów.
Właśnie o takiej szkodliwości i jej rozprzestrzenianiu się za pomocą szybko paplających
języków śpiewa dalej Kayah:
Język ludzki czasem przypomina psa,
Co zerwał się z łańcucha ciemną nocą
Koniecznie trzeba zwrócić uwagę na trafność zwierzęcej metafory. Bo przecież
wszyscy, którzy zaprzeczają istnieniu koronawirusa, przyrównują maseczki do
kagańców. A na czyj pysk zakłada się kaganiec? No właśnie. Kayah dorzuca jeszcze
jedną celną prawdę, która bardzo zgrabnie i przekonująco wyjaśnia popularność
i skuteczność fake newsów:
Prawda z ust do ust jest całkiem inna
Bo nie ludzie słowa,
Ale słowa ludzi niosą
Te słowa dobitnie pokazują, skąd bierze się efekt kuli śnieżnej i dlaczego tak, bo za
pomocą kilku postów w mediach społecznościowych, wywołać lawinę emocji. A że
w trakcie pandemii wszyscy jesteśmy szczególnie rozemocjonowani, to o taki efekt
szczególnie łatwo.
Volume 11
Lust for Life
Iggy Pop
youtube.com/watch?v=jQvUBf5l7Vw
To godna uwagi umiejętność naszego organizmu, chciałoby się powiedzieć: wrodzona.
Otóż, za pomocą mikrobów zasiedlających ludzki przewód pokarmowy, do mózgu
trafiają sygnały, jakich składników nam brakuje i o jakie trzeba koniecznie wzbogacić
codzienną dietę. I tym samym zachować zdrowie czy prawidłowe funkcjonowanie. To
dlatego miewamy trudną do wytłumaczenia ochotę na konkretne danie czy posiłek.
Czy w trakcie covidowej pandemii odczuwamy apetyt na coś szczególnego? Czy
brakuje nam czegoś, czego naszemu organizmowi najbardziej potrzeba, aby pozostać
przy zdrowiu?
Być może odpowiedź na to pytanie chciałyby poznać restauracje, kawiarnie czy inne
gastronomiczne punkty, które w trakcie panoszenia się COVID-19 walczą o przetrwanie.
Gotowe są więc chwytać się każdej brzytwy, byleby utrzymać się na rynku i utrzymać
płynność finansową. Trudno przewidzieć, czy tę jedzeniową branżę zadowoli
odpowiedź serwowana przez Iggy’ego Popa i przytaczana w niniejszym tekście.
Lust for life
Już pierwsze takty są w stanie pobudzić każdego, nawet najbardziej znużonego
kwarantanną czy otępiałego od ciągłych obostrzeń obywatela. Energetyzująca, oparta
na szczególnie chwytliwym rytmie melodia jest idealną muzyczną emanacją
tytułowego apetytu na życie. Na życie rozumiane jako obfite danie, uwodzące pełnią
smaków i nie tyle sycące z każdym kolejnym kęsem – co wzbudzające apetyt na
jeszcze jeden kawałek. Takie właśnie życie w połowie kęsa, między przysłowiowymi
ustami a brzegiem pucharu, przerwał nam koronawirus. Nie tyle przerwał, co napluł
w talerz, zabrał krzesło i jeszcze uderzył nas talerzem w głowę.
Słuchając piosenki Iggy’ego Popa nietrudno zatęsknić za życiem i w nieograniczonym
obżarstwie tymże. Nawet jeśli wiemy, że pierwotnie tekst napisany przez punkową
legendę dotyczy owszem, życia – ale życia zrujnowanego przez uzależnienie od
narkotyków. My jednak, będąc na głodzie od kilkunastu miesięcy, desperacko sięgamy
po utwór „Lust for Life”, aby choć przez chwilę posmakować radosnej egzystencji.
Nawet jeśli to smakowanie przypominać będzie raczej lizanie pączka przez szybę niż
rasową degustację.
Volume 12
Zakazany owoc
Krzysztof Antkowiak
youtube.com/watch?v=BPsOidDNIl0
Jednym z osiągnięć współczesnej psychologii jest zidentyfikowanie efektu białego
niedźwiedzia. Ów efekt ma oznaczać to, że nie potrafimy zapanować nad swoimi
myślami. Albo to, że nasz umysł jest bardzo przekorny. Rzecz w tym, że jeśli ktoś powie
nam: „pod żadnym pozorem nie myśl teraz o białym niedźwiedziu, niech twoje myśli
koncentrują się na wszystkim innym, byleby nie na białym niedźwiedziu”, to zaczniemy
myśleć właśnie o tym polarnym drapieżniku. Tak przynajmniej twierdzą naukowcy.
A jak to się ma do pandemii?
Zakazany owoc dumnie krąży mi nad głową
Zakazany owoc, marzeń ciemnych tabu
Zakazany owoc, znowu szansa przeszła obok
Choć już czułem ten smak, o o!
Zamknięci w domach spostrzegamy, jak bardzo pandemia przewróciła nasze życie. To,
co kiedyś było czymś naturalnym, oczywistym i na wyciągnięcie ręki – teraz stało się
niedostępne. A nawet więcej. Zostało zabronione i zakazane. Bez dyskusji. Bez
negocjacji. Bez pytania o zdanie. Tak po prostu. Jednostronnie.
Tak nagłe i stanowcze obostrzenia musiały być szokiem dla archetypicznego Polaka,
miłującego swoją wolność ponad wszystko. Narodowy symbol, orzeł biały,
spoglądający na pandemiczne kajdany spadające znienacka na Polskę od Bugu do
Odry, od Bałtyku do Tatr, musiał z niedowierzaniem kręcić dziobem. Sam przecież nie
przywykł, aby cokolwiek krępowało jego skrzydła. On, podobnie jak i tytułowy zakazany
owoc, lubi dumnie krążyć nad głowami.
Trudno się dziwić, że trudno było z marszu odzwyczaić się od normalnego trybu życia.
Ot tak zapomnieć sobie o spotkaniach, wizytach w teatrze czy kinie, korzystaniu
z siłowni czy basenu. Zresztą, listę rzeczy zakazanych każda z Polek i Polaków mogli
indywidualnie. Ile ludzi w narodzie, tyle byłoby list z konkretnymi zakazanymi owocami,
które bezustannie krążą nad głową. O to, aby nie było łatwo ulec pokusie, czyli aby
„znowu szansa przeszła obok”, dbały odpowiednie służby. Ale to już opowieść, która
zasługuje na własny soundtrack.
Volume 13
Takie tango
Budka Suflera
youtube.com/watch?v=_4_p3FM88jA
„Pójść w tango” to synonim ostrej hulanki. Niekoniecznie takiej, którą chciałoby się
zapamiętać, a jeszcze bardziej prawdopodobne jest, że ktoś chciałby się nią chwalić.
Ten rodzaj zabawy charakteryzuje się też wysokim ryzykiem nieszczęśliwego
zakończenia. I, co ważne, za każdym razem jego przebieg jest inny, niepowtarzalny. No
bo jak tu coś zaplanować, skoro nie można nad sobą – zapanować?
Mimo tej nieciekawej charakterystyki, rozrywka typu „pójść w tango” cieszy się
niesłabnącą popularnością. Ba, to nie wszystko. Nawet ci, którzy poszli i wrócili –
zmarnowani, zmitrężeni, wczorajsi – nie nabyli odporności i nie zrezygnowali z tej
zabawy. Poszkodowany organizm zregenerował się i wykazuje gotowość do podjęcia
kolejnego tego typu wyzwania.
W tango można pójść z też koronawirusem. Pod jednym warunkiem – trzeba pamiętać,
że:
Do tanga trzeba dwojga
Zgodnych ciał i chętnych serc
Bo do tanga trzeba dwojga
Tak ten świat złożony jest”
Nic nie stoi na przeszkodzie, aby zaprosić do tańca koronawirusa i dać mu wyszaleć się
w swoim organizmie. Brzmi nieodpowiedzialnie? A czy ktoś z nas nie słyszał
o koronaparty, czyli celowym i masowym zarażaniu się tym wirusem? Czy ktoś z nas
nie widział – w serwisach informacyjnych, na manifestacjach czy po prostu gdzieś
w sklepie – ludzi, którzy brakiem maseczek czy nie zachowywaniem dystansu,
świadomie narażali siebie oraz innych na zakażenie?
Ale jest i dobra wiadomość – skoro do tanga trzeba dwojga, to jest i taka opcja:
Nie będzie tanga między nami
Choćby nawet cud się ziścił
Nie pomoże nic”
I to jest chyba najprzyjemniej brzmiąca, najbardziej melodyjna, najsłodsza dla naszych
uszu zachęta do autoizolacji, kwarantanny, dystansowania się. Paradoksalnie, tekst
śpiewany przez dinozaurów polskiego rocka, powinien być najlepiej zrozumiany przez
najmłodsze pokolenie. Bo to ta generacja wynalazła selfie, odnalazła sens życia
w smartfonach i świadomie wyłączyła się z wielu aspektów społecznego w życia.
Decydując się w zamian na pogoń za wirtualnymi pokemonami, zdobywaniem
kolejnych fragów lub na dobre zagnieżdżając się w mediach społecznościowych.
Volume 14
Sleep Well Beast
The National
youtube.com/watch?v=kwraJAssyuE
Wszyscy dobrze znamy ten przeszywający dreszcz, gdy bliski nam bohater popkultury
rzucał w twarz swemu podłemu przeciwnikowi zdanie będące zarazem
podsumowaniem ich trudnej relacji, a także ostatecznym i nieodwoływalnym
pożegnaniem. Terminator mówił: „Hasta la vista, baby”. Zorro co prawda nic nie mówił,
ale swoją szpadą wykonywał w powietrzu znak Z. Porucznik Raine, grany przez Brada
Pitta w „Bękartach wojny”, wycinając swastykę na czole pułkownika SS Hansa Landę,
stwierdza: „Myślę, że to może być moje arcydzieło.” Tony Montana ze „Scarface” do
wrogów krzyczał: „Przywitajcie się z moim koleżką!”, po czym wyciągał karabin. A stały
bohater bożonarodzeniowych świąt w Polsce, John McClane ze „Szklanej pułapki” na
chwilę przed rozprawieniem się z nieprzyjaciółmi, gromkim głosem oznajmiał: „Yipee-
kay-yay, motherfucker!”
Popuśćmy wodze fantazji. Wyobraźmy sobie, że wreszcie dopadliśmy koronawirusa
i możemy raz na zawsze przesądzić o jego losie. Nasza dłoń zaciska się na jego krtani,
nasz wzrok wbija koronawirusa w ziemię, a w naszych oczach odbija się gasnące życie
wroga, który był z nami, obok nas, w nas przez ostatnie miesiące. Co byśmy mu
powiedzieli?
Sleep well beast
Ten cytat z utworu The National wydaje się pasować idealnie. Nie ma w nim nadmiernej
ekspresji. No bo skąd brać siłę na okrzyki, skoro wszyscy jesteśmy pandemią niemal
śmiertelnie wyczerpani? Jak tu wykrzesać z siebie radość, skoro nasza psychika
dostała manto niczym niezawodny w tym temacie Marcin Najman? No i wreszcie – jak
tu dać ponieść się euforii, skoro wszyscy wiemy, że koronawirus nie odchodzi na dobre,
a zostaje z nami. I zawsze gdzieś tu będzie, stanowiąc stałe, choć przyczajone
zagrożenie?
We’ve been stuck out here in the hallway for way way too long
I’m at a loss, I’m at a loss, I’m losing grip
The fabric’s ripped
Właśnie dlatego koronawirusowi życzyć możemy jedynie jak najdłuższej, jak
najmroczniejszej i jak najchłodniejszej nocy. Muzyczne tło – delikatna elektronika,
szumy i trzaski – również stanowi pasującą ilustrację do takiej hipotetycznej sceny.
Sam koronawirus wszakże też działał w ciszy. Być może towarzyszyły mu
przytłumione odgłosy pojawiające się w naszym organizmie: odległy bulgot w żołądku,
szmery w płucach, przyspieszający lub zwalniający rytm serca, dobiegający z daleka
chrzęst kości. Na pewno nie było tam eksplozji, terkoczących wystrzałów z karabinów
czy choćby świstu stalowego ostrza, przeszywającego powietrze w kształcie litery Z.
Volume 15
Eto vse
DDT
youtube.com/watch?v=JPohYkQyN-0
Skutkiem koronawirusa nie jest zmęczenie. Nie jest ból w klatce w piersiowej. Nie jest
nim trudność przy oddychaniu. Skutkiem koronawirusa jest śmierć. Wszystko inne to
są objawy. Można by górnolotnie rozpisywać się, jak to wdarł się on do naszej
cywilizacji, jak zaatakował podstępem i jak wywrócił do góry nogami nasze życie. Kusi,
aby zamoczyć pióro w kałamarzu z napisem „Patos” i następnie kreślić wyrazy na
śnieżnobiałym papierze. Kałamarzu pokaźnego, z którego na dodatek zawartość się
ulewa. Do wzniosłości i słów pisanych ze ściśniętym gardłem zachęca tematyka
śmierci – sprawy przecież należącej do katalogu spraw ostatecznych.
Nie sposób stwierdzić, aby pandemia COVID-19 zachęciła nas do pogłębionej refleksji
o odchodzeniu. Pandemia COVID-19 chwyciła nas za twarze i te twarze przycisnęła do
cieniutkiej szyby, za którą owa śmierć stoi. I trzyma nas tak, w swym uścisku. A im
bliższe nam osoby odchodzą, tym głośniej słyszymy trzask pękającej szyby, tym
wyraźniej dostrzegamy otaczające nas pajączki na szkle.
Dlatego dla kontrastu, dla dobra naszej psychiki, o sprawach smutnych i nieuniknionych
porozmawiajmy spokojnie. Bez wielkich liter. Bez popadania w depresję. Jurij
Szewczuk z rosyjskiego DDT pokazuje nam, jak można to zrobić.
С нами память сидит у стола,
А в руке ее пламя свечи.
Ты такою хорошей была.
Посмотри на меня, не молчи
Przytaczany utwór ma konstrukcję intymnej rozmowy dwójki bliskich sobie osób.
Tematem ich dialogu jest podsumowanie życia jednej z nich i tego, co po sobie ona
zostawi. Podmiot liryczny, odwołując się do prostych obrazów, towarzyszących nam
w codzienności, uzmysławia nam, jak niewiele zostaje po nas materialnych rzeczy.
Tym samym, zwraca uwagę na to, co naprawdę istotne w naszym życiu. Relacje, jakie
tworzymy.
Szewczukowi udaje się rzecz jeszcze jedna. Nie tylko umiejętnie prowadzi słuchacza,
nawigując go pośród dziur banału i korzeni maligny. Jego utwór, poprzez takie silne
osadzenie w codzienności, nakierowuje uwagę odbiorcy na to, co sprawia największy
ból po odejściu kogoś bliskiego. Najbardziej boli nieobecność. Cisza. Pustka w tej
przestrzeni, którą do tej pory zajmowała postać.
Pustka, czyli:
Это все, что останется после меня,
Это все, что возьму я с собой
Volume 16
Guardian Angel
Lou Reed
youtube.com/watch?v=0Tvf2yjrg0c
COVID-19 zmienił naszą codzienność w wielu obszarach. Także w tym prawnym. Aby
narzucane obostrzenia przyniosły pożądany rezultat, niezbędna była dyscyplina
całego społeczeństwa. A że Polki i Polacy nie słyną z nadmiernego umiłowania
porządku, a co dopiero dyscypliny – kojarzącej się przecież z Niemcami, z którymi
mamy szorstką przyjaźń – to niezbędne okazało się zaoferowanie narodowi pomocnej
dłoni. Dłoni trzymającej raz notesik do wypisywania mandatów, raz trzymającej
szczekaczkę, a raz – gumową pałkę do zaprowadzania porządku. Dłoń życzliwą w swej
stanowczości i stanowczą w swej życzliwości. Dłoń, która zawsze lepiej od nas wie, co
powinniśmy zrobić – a czego robić w żadnym wypadku nie powinniśmy, aby sobie nie
zaszkodzić.
Dłoń, która musi należeć do anioła stróża. A dokładniej, funkcjonariusza Anioła Stróża:
I have a guardian angel
I keep him in my head
I have a guardian angel
Who keeps bad things from me
O Policji i jej działaniach podejmowanych w trakcie pandemii myśleć można tylko
ciepło. Tylko. To dzięki zwartym szeregom funkcjonariuszek i funkcjonariuszy nie
gubimy się w gąszczu dziesiątek przepisów tworzonych przez władzę ustawodawczą.
To właśnie dłoń funkcjonariusza Anioła Stróża w odpowiednim momencie chwyta nas
za kołnierz, odciąga od złego i gani nas wskazującym palcem. Przecież gdyby nie
niebiańska postać, moglibyśmy na przykład złamać zakaz wchodzenia do lasu,
narażając na zagrożenie drzewa-seniory bądź sowy w wieku emerytalnym.
Bezmyślnie wsiąść na rower i przejechać pustymi nadwiślańskimi Bulwarami,
rozsiewając niczym szwadrony śmierci szkodliwego koronawirusa. Albo złamać
sylwestrową godzinę policyjną i w zapomnieniu wyjść z zimnymi ogniami w dłoni
przed blok.
Through malevolent storms and crystals drums
The angel on my right
Has lifted me up and set me down
Always showing me what’s right
Na szczęście dla nas, dłoń funkcjonariusza Anioła Stróża we właściwym momencie
ściska nas serdecznie za ramię, powstrzymując od błędu. Ściska.
Wiarygodności temu utworowi dodaje postać autora tekstu, Lou Reeda. Klasyczny
punkowiec, który w swoim życiu zakosztował morza alkoholu i gór narkotyków (co też
odbiło się, niestety, na jego zdrowiu), który nie raz i nie dwa był na bakier z prawem
i bliżej było mu do podziemia niż światła dziennego, w blasku którego prawo wygląda
najokazalej. Otóż ten punkowiec na stare lata pojął błędy młodości. Doceniając swojego
Anioła Stróża i nam podpowiada, że w czasach wrogich burz polegać musimy na
naszych niebieskich, ups, niebiańskich funkcjonariuszach.
Musimy.
Volume 17
Huśtawki
Jacek Kleyff
youtube.com/watch?v=67eAjgrNI_o
Jakie mamy skojarzenia z huśtawką? Te oczywiste to oczywiście ruch góra – dół. Te
mniej oczywiste, ale wciąż łatwe do wygenerowania to beztroskie dzieciństwo, ale
i upadki z siedziska bądź też niespodziewane ciosy tymże siedziskiem w głowę.
A bywało, że i w buzię. Na samym skraju naszej skojarzeniowej osi są te, w których
huśtawka przypomina nam ludzkie wahadło, raz wprawione w ruch i nie mogące być
zatrzymanym, pozostające niesterowalnym dla doczepionego doń człowieka.
Raz tylko dany ci czas
Ani on twój, ani czyj,
Z czasem się wszystko ustoi,
Żyj na huśtawce, żyj
Ci posługujący się angielszczyzną, mają taki zwrot, że życie jest jak rollercoaster (tak,
mają też powiedzenie, że życie jest jak pudełko czekoladek). Lecz ten rollercoaster nijak
ma się do życia spędzanego na kwarantannie, w pozamykanym świecie, w autoizolacji.
Bo do takiego wagonika wsiada się parami lub w jeszcze szerszym gronie, podczas
przejażdżki bawimy się przednio, pędzimy z oszałamiającą prędkością, a zdarza się, że
krzyczymy z radości. Dlatego my, w czasie pandemii, sięgamy po bliższą nam
„Huśtawkę” Jacka Kleyffa. Siada się na nią w samotności, łagodny rytm nie wytrąca
nam myśli z głowy, ciszy i spokoju sprzyjającym refleksjom nie zakłóci nam nawet
skrzypiący łańcuch, na którym jesteśmy zawieszeni.
Jeden jest rytm, jeden rytm,
Ważny jest wydech i wdech
Nasyć się równym oddechem,
Nasyć się dzisiaj za trzech
Bez względu na banalność frazy życiu na huśtawce, trzeba przyznać, że ostatnie
miesiące tak właśnie dla większości z nas wyglądały. Pierwszy zjazd zaliczyliśmy wraz
z pierwszym lockdownem, by później wznosić się wraz z kolejnymi eliminowanymi
obostrzeniami. Druga fala mocno ściągnęła nas ku ziemi, by wreszcie zmienić kierunek
wraz z pierwszymi szczepieniami. W międzyczasie huśtaliśmy się w rytm wieści
o zachorowaniach i zgonach dalszych i bliższych nam osób oraz w takt doniesień
o kolejnych ozdrowieńcach.
Wsłuchując się w słowa spod pióra Jacka Kleyffa, czujemy nie tylko ruch huśtawki.
Zwracamy też uwagę na rzecz tak naturalną, a przez to rzadko zauważalną, jak oddech.
Oddech, który w czasie pandemii COVID-19 stał się symbolem zdrowia, wolności, życia.
I tu znów widać jak na dłoni przewagę rodzimej huśtawki nad bezdusznym,
mechanicznym rollercoasterem. Ten drugi nie daje żadnej szansy na świadome
zachłyśnięcie się powietrzem. Co najwyżej, pozwala, aby wiatr zdemolował nam
fryzurę lub wychłostał po policzkach. Siadając na huśtawkę, możemy bez obaw
nacieszyć się równym oddechem. Nawet za trzech – póki możemy, póki mamy siłę,
póki jesteśmy na huśtawce, a nie pod nią, oczekując, jak za ułamek sekundy uderzy nas
w głowę.
Volume 18
The More You Ignore Me, The Closer I Get
Morrissey
youtube.com/watch?v=jGdSpYMsk5A
Trudno wskazać konkretną datę, gdy słowo „koronawirus” zagościło na naszych
ustach. Na pewno było to dawno temu. Ale jeszcze trudniej byłoby wymienić choćby
jeden dzień, gdy o koronawirusie się nie mówiło. Rozprawiają i rozprawiamy o nich
wszędzie: w telewizji, w radiu, w internetach, w mediach społecznościowych, w SMS,
na ulicy, w sklepie, na klatkach schodowych. Każdy z nas ma coś do powiedzenia
o koronawirusie i pandemii. W dobie wyrównywania społecznych nierówności, gdy
postępowe siły w społeczeństwach na całym globie dążą do usunięcia nietolerancji
przy jednoczesnym zapewnieniu jednakowych warunków do życia, musimy wskazać
na oczywistą niesprawiedliwość.
Czy ktoś z nas chociaż raz spytał, co do powiedzenia miałby nasz główny obiekt
zainteresowania? Czy zapewniliśmy mu warunki do wypowiedzi? Daliśmy mu szansę
do zajęcia stanowiska? Czy nas, humanistów i miłośników słowa pod każdą postacią,
nie ciekawi, co niepozorny koronawirus chciałby nam przekazać?
Póki nie zdecydujemy się na taką kurtuazję, możemy jedynie przypuszczać, co byśmy
usłyszeli od naszego antagonisty. Czy chciałby się nam na coś poskarżyć? Chyba nie.
Jest mu u nas dobrze, warunki do rozwoju ma idealne i widzimy, że czuje się doskonale
na każdym kontynencie i w każdych warunkach klimatycznych. Czy mógłby czegoś od
nas żądać? Raczej nie. Wszak czego zapragnie, to ma. A jak nie ma, to sobie weźmie.
Czy chciałby nas o czymś poinformować? Trudno podejrzewać go o taką życzliwość.
To przecież złośliwa bestia, która do tej pory swoje tajemnice chowała przed nami
w największej skrytości.
A propos złośliwości… To może koronawirus obdarzyłby nas jakąś uszczypliwością?
Może chciałby rzucić nam w twarz coś aroganckiego? Swoją butną wypowiedzią
podkreślić naszą bezsilność wobec niego? Może swoje zdanie zaczerpnąłby z piosenki
innego aroganta, Morrissey’a?
The more you ignore me,
The closer I get
Tym samym udowodniłby nam, że jesteśmy na niego skazani, bez względu na zajętą
przez nas postawę. Nawet więcej – jeśli koronawirusowi nie poświęcimy wystarczająco
dużo uwagi, on wyrządzi nam podwójną krzywdę. Im silniej będziemy ignorować tego,
któremu nie dajemy dojść do słowa, tym bliżej nas on będzie.
Volume 19
W deszczu maleńkich żółtych kwiatów
Myslovitz
youtube.com/watch?v=3-kApwni9jo
Gdyby można było przeprowadzić ogólnoświatowe badanie dotyczące treści ludzkich
myśli w czasie pandemii COVID-19, to jakie byłyby jego wyniki? O czym najczęściej
rozważamy, co najskuteczniej zaprząta naszą uwagę? Na pewno sporo naszych trosk
wynika ze stanu zdrowia naszego i naszych bliskich. Martwimy się o naszą zawodową
przyszłość, o ekonomię. Frustrujemy się zmianami w naszym życiu, na które to zmiany
wpływu nie mamy.
A jak często myślimy o czymś pozytywnym? Jak znaczną część poświęcamy na
wyobrażanie sobie świata po pandemii i bez koronawirusa? I jak ten piękny świat
mógłby wyglądać? Może tak, jak śpiewa Artur Rojek:
W deszczu maleńkich żółtych kwiatów
W spokoju, przy sobie, nie czując czasu
Już samo wyobrażenie sobie deszczu jako symbolu oczyszczenia – żeby przypomnieć
choćby postać Travisa Bickle’a z „Taksówkarza” i jego marzenie o oczyszczeniu brudu
miasta przez spadające z nieba krople – niesie ze sobą pewną ulgę.
Wytchnienie od codziennych trosk niesie także obietnica możliwości rozpoczęcia na
nowo tego wszystkiego, co zostało nam zabrane. Gdy spadnie na nas już ten
upragniony, oczyszczający deszcz, taki restart będzie możliwy.
Pójdziemy ze sobą powoli, obok
Do końca wszystkiego, żeby zacząć na nowo
Jedyne zmartwienie jest takie, że nikt z nas nie wie, kiedy ten tak mocno upragniony
deszcz wreszcie spadnie. To pozostaje poza naszymi możliwościami wpływu. Aby więc
uprzyjemnić sobie ten czas oczekiwania i osłodzić choć nieco gorycz dnia
teraźniejszego, tym bardziej powinniśmy mieć w głowie wizję tego dobrego, co kiedyś
nas na pewno spotka.
Po drugiej stronie
Na pustej drodze
Tańczy mój czas
W strugach deszczu dni toną
Dotykam stopą dna
Volume 20
You Can’t Judge Book by Its Cover
Stevie Wonder
youtube.com/watch?v=GwrP5T_D6H0
Pojawienie się koronawirusa wzbogaciło nasze życie o nowe elementy. Jak Polska
długa i szeroka, zaczęliśmy interesować się liczbą respiratorów. Dostrzegliśmy
istnienie zbiorników na tlen. Naszą codzienną modę urozmaiciły maseczki. Budżety
domowe ucierpiały z powodu zakupu lateksowych rękawiczek oraz płynów do
dezynfekcji. Ale nie o tych nowościach tu mowa.
Bo najbardziej spektakularnie czas pandemii wykorzystały książki. To one pojawiały się
w prime time w każdej stacji w każdej telewizji w każdym kraju. To one były cichym
bohaterem drugiego planu każdej wideokonferencji. To po nich, stojących w równym
rządku lub powciskanych jedna między drugą, uszeregowanych tomami lub
wymieszanych według zupełnie losowego porządku, błądziły nasze oczy, gdy
rozmówca zbaczał z tematu bądź z lekka przynudzał. To dzięki książkom mogliśmy
dopełnić obraz osoby występującej na ich tle czy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy
warto tej osoby słuchać. To dzięki tej literackiej dekoracji szukaliśmy czytelniczych
inspiracji i dowiadywaliśmy się, po jakie pozycje sięgają osoby, które cenimy.
Yeah, ‘cause you can’t judge a book by its cover
My papa used to say: look child
Look beyond a tender smile
‘cause you can’t judge a look by the lover
Ale, jak przestrzega nas Stevie Wonder, same okładki nic nam nie powiedzą. Nie to,
żebyśmy podejrzewali, iż przewijające się w nieskończonym korowodzie na naszych
ekranach telewizorów i monitorach laptopów postacie nie czytały tych wszystkich
zacnych pozycji, zdobiących ich salony. Ale życie podpowiada nam, że odrobina
ostrożności nigdy nie zaszkodzi. Przecież nie bez powodu na rynku kupić można
monumentalne grzbiety książek czy tomiszczy, które jednak tylko miarkują wielką
literaturę, bo poza grzbietami nie kryją choćby jednej kartki? Skoro wiemy, że celebryci
czy instagramowi trendsetterzy na większości swoich zdjęć pozują w wypożyczonych
strojach, to dlaczego mielibyśmy odmówić podobnej próżności politykom,
komentatorom, dziennikarzom? Zwłaszcza że pożyczenie książki od życzliwego
sąsiada jest prostsze niż sprawienie sobie wystrzałowej kreacji.
’cause you can’t judge a book by its cover
Only time it’s gonna show
Only time will let us know
Dlatego nim cmokniemy z zachwytu nad biblioteczką oglądanej osoby, posłuchajmy
uważnie, co ta osoba ma nam do powiedzenia. I na tej podstawie zdecydujmy, czy
rzeczywiście ma głowie te wszystkie treści, które są ukryte za okładkami jej książek.
Volume 21
Dedicated Follower of Fashion
The Kinks
youtube.com/watch?v=oxYGOSSj9A0
Czas pandemii to czas stress testów dla wielu obszarów naszego życia. Wielkim
obciążeniom poddana została służba zdrowia. Na próbę ognia wystawiona została
krajowa gospodarka. Na skraj wytrzymałości doprowadzana jest ludzka psychika. Ale
jest jedna dziedzina, która również staje twarzą w twarz z ultymatywnym wyzwaniem,
a o której mówi się rzadko. Lub wcale. Myślimy tu o zamiłowaniu do mody,
pielęgnowaniu indywidualnego stylu, dbaniu o wizerunek.
Przed pandemią, motywacji do robienia dobrego wrażenia nie brakowało. Codzienne
wyjścia do pracy, biznesowe rozmowy, delegacje. Spotkania ze znajomymi, wizyty
w kawiarniach czy restauracjach. Przyjmowanie gości i następujące po tym rewizyty.
Gdy jednak do naszych drzwi zapukał koronawirus, możliwości widywania się z innymi
zostały ograniczone do minimum. Nic więc dziwnego, że okres pandemii wywołał
dramatyczny spadek sprzedaży kosmetyków, ubrań czy modowych akcesoriów.
W swoim modowym postanowieniu wytrwali tylko najsilniej zdeterminowani. Tacy,
o których śpiewa The Kinks:
He flits from shop to shop just like a butterfly
In matters of the cloth, he is as fickle as can be
‘cause he’s a dedicated follower of fashion
Takiej osobowości nie przeszkadza to, że uwarunkowania pracy zdalnej, ograniczone
pole widzenia kamery w laptopie czy zamknięty na cztery spusty Starbucks w ogromny
sposób utrudniają pochwalenie się kreacją. Ktoś taki nie zważa na to, że jego rozmówcy
na dowolnej platformie telekomunikacyjnej widzieć będą ledwie jego twarz i fryzurę,
ewentualnie jeszcze szyję. Ktoś taki nawet w podobnej, mocno zniechęcającej sytuacji
przyodzieje się w wyjściową stylizację, nic nie tracąc ze swojego indywidualnego stylu.
Być może jest to skuteczna obrona codziennego porządku przed nagłymi
pandemicznymi zmianami. Być może jest to próba sprzeciwu wobec koronawirusa,
który tak agresywnie chce przeniknąć do każdego aspektu naszego życia. Być może
jest to nawet otwarte wyzwanie rzucone prosto w koronawirusową twarz
i udowodnienie mu: „mnie tak łatwo nie dostaniesz”.
Tym bardziej doceńmy tych, którzy o modzie nie zapomnieli. Nawet jeśli na pierwszy
rzut oka są dla nas kolorowymi motylami czy ekstrawagantami. Kto wie, czy to właśnie
nie takie postacie w całej swej pozornej nienormalności (no bo czy to normalne, aby
w czasach COVID-19 dbać o modę?) są tak właściwie najbardziej normalne (no to bo
czy to nienormalne, aby z powodu koronawirusa zaniedbywać swoją osobowość?)
z nas wszystkich?
Volume 22
Co tam, mordo?
Łona i Webber
youtube.com/watch?v=f4asEqSws0g
Wbrew pozorom, pytanie z serii „Co słychać?” do prostych nie należy. Przed
udzieleniem odpowiedzi na nie, warto się głębiej zastanowić. To, jakie zdanie zostanie
następnie wypowiedziane może o nas wiele powiedzieć. Więcej niż mogłoby się
wydawać. Odpowiedź może zdradzić nasze pochodzenie (inaczej odpowiedzą
entuzjastyczni Amerykanie, inaczej kurtuazyjni Anglicy, jeszcze inaczej Polacy-
malkontenci). Z odpowiedz może wynikać, czy mentalnie bliżej nam do boomersów czy
do dziadersów (ci ostatni zawsze będą nieudolnie dowcipkować). Wreszcie, udzielona
odpowiedź może dowodzić, jak radzimy sobie z pandemią i jak trzymamy się w tych
trudnych czasach.
Co tam, mordo, jak leci?
Jedną ze strategii radzenia sobie z nieprzyjazną rzeczywistością jest postawa
ironiczna. Podobna jest ona do skrytobójcy, którego śmiertelne ostrze pozostaje
niewidoczne dla ludzkiego oka. Stosując ironię, swoją złość, niechęć czy szyderstwo
wobec niechętnego nam obiektu chowamy pod postacią nieświadomości, naiwności
czy też pozornej aprobaty. Mówiąc wprost, jeśli nie możemy otwarcie stawić czoła
wrogowi, jeśli pozostajemy bezsilni wobec zagrożenia – zakpijmy z niego w przebiegły
sposób.
Co tam, mordo, jak leci?
A pomału.
Od karnawału do karnawału
Czy w koronawirusowych miesiącach może być coś nam odleglejszego od karnawału?
Przecież nawet karnawałowe zabawy co roku rozbrzmiewające w Rio de Janeiro przy
radosnych dźwiękach samby i przyciągające rzesze turystów, zostały w 2021 roku
odwołane z powodu COVID-19. Dlatego, gdy zamiast samby przygrywa nam raczej
każdego dnia posępny nokturn, usłyszymy standardowe zapytanie „Co u ciebie?”,
spróbujmy wyłamać się z kanonu. Zaskoczmy rozmówcę, z nonszalancją
odpowiadając, że dni upływają nam od jednej zabawy do drugiej. Wciągnijmy pewnie
równie strapionego jak my codziennymi troskami pytającego w rytm samby:
daj jej tylko złapać pułap, a zobaczysz, że hula jak boss
I w fiestę grubą brnie aż po blackout
I spuentujmy naszą wypowiedź optymistycznym akcentem, postawmy nad i taką
bujającą się zgrabnie kropeczkę, kończąc:
także u mnie tyle, nie narzekam
Poczujemy się lepiej, może stojąca przed nami osoba po pierwszym szoku nawet się
uśmiechnie. A wszechobecny, wszystkowidzący i wszystkosłyszący koronawirus
niech choć na chwilę pomyli krok i poczuje się wytrącony z równowagi naszą postawą.
Postawą ironiczną.
Volume 23
Butcher of the World
Lingua Ignota
youtube.com/watch?v=uH10IyS2FOc
Większość z przytaczanych w tym niewielkim zbiorze utworów swą siłę czerpię ze
słów. W tychże frazach poszukujemy otuchy, motywacji czy sposobów na radzenie
sobie z ekstremalnie trudną sytuacją. Słowo, jak wiadomo, stoi u podstaw wszystkiego
i to dzięki słowu zaistniało światło. Słowa modlitwy, słowa wewnętrznego monologu,
słowa rozmowy, słowa pisane, słowa powielane, słowa wymyślane – wszystkie one
stanowią niezgłębiony rezerwuar, z którego czerpiemy codziennie.
Ale są sytuacje, gdy zamiast słowa lepszy jest krzyk. Może nie tyle lepszy. Ujmijmy to
inaczej. Są sytuacje, gdy słowo staje się niemożliwe i jedynym rozwiązaniem jest krzyk.
I tak jak słowo dało nam światło, tak krzyk niesie ze sobą pożar, oślepiającą łunę, przez
którą nie widać nic.
I’m the fucking death dealer
I'm the butcher of the world
If you don't fear me yet, you will
If you don't fear me yet
Zbędne jest tłumaczenie, czemu służyć ma krzyk. Wystarczy posłuchać artystki, która
przybrała pseudonim Lingua Ignota i jej utworu „Butcher of the World”. W ciągu sześciu
przejmujących minut, łatwo pojmiemy znaczenie tego środka ekspresji. Zrozumienie –
mimo tego, że przytaczany utwór daleko odbiega od szeroko rozumianych standardów
typowej piosenki – będzie o tyle prostsze, że im dłużej trwa pandemia, tym trudniej nam
o ładne słowa układane w melodyjne zdania. Im więcej siły wkładamy w utrzymanie
równowagi na cienkiej linie, pod którą zieje czarna otchłań, tym gorzej idzie nam
zachowanie sensu i ładu w wypowiadanych zdaniach.
May your own shame hang you
May dishonor drown you
May there be no kindness
No kindness
No kindness
I sami dochodzimy do tego, dlaczego krzyk bywa najsensowniejszym środkiem
ekspresji.
Volume 24
Nuda
Jerz Igor
youtube.com/watch?v=6fj-OSuAuPs
Teoretycznie, gdy wszystko zostaje nam zabrane, nie powinno zostać nic. Praktycznie
jednak, przyroda nie znosi próżni. Drugą fundamentalną prawdą o przyrodzie jest ta, że
przyroda jest okrutna, czego dowodem bezwzględność ewolucji, nieodwracalność
łańcucha pokarmowego oraz istnienie kleszczy. W konkluzji dochodzimy do tego, że
lepiej nie pozwalać przyrodzie na zabawę z próżnią. Bo jeszcze gotowa jest pokazać
nam swoją bezwzględną naturę.
Dlatego nie dziwmy się, że w pustym świecie, gdzie zamknięto nawet place zabaw i lasy,
a najwolniejszymi ludźmi stali się pracujący na niewolniczych warunkach dostawcy
jedzenia (bo to ich torby zapewniały pełną swobodę przemieszczania się), zakwitły
i pięknie rozwinęły się takie zjawiska jak: depresja, alienacja oraz nuda.
Na szczęście – są artyści, są pieśniarze, są tekściarze. Niosą oni nadzieję i pomagają
z mroków pandemii wydobyć na światło dzienne coś optymistycznego. I tu wjeżdża na
tęczowym jednorożcu, cały na biało Jerz Igor wraz z Dorotą Masłowską, której
towarzyszy paw królowej.
Z trudem przesuwa się
Za minutą minuta
Nudą zatrutą
Razem próbują przekonać nas, że dopadająca nas nuda, mimo całej swojej brzydoty,
może jednak do czegoś posłużyć. W głos artystycznego duetu warto wsłuchać się, tym
bardziej że na tle gromkiego chóru ekspertów brzmi on bardziej ożywczo. Od początku
pandemii przekonuje się nas wszak, że dany nam czas powinniśmy wykorzystać jak
najkreatywniej. Z proponowanej przez znawców ludzkiej psychiki oraz ekspertów od
lifehacków, takie czynności jak nadrabianie czytelniczych zaległości czy udział
w doszkalających kursach na YouTube to ledwie wierzchołek góry lodowej.
Wszystko, byleby nie nuda, bezczynność, marnotrawienie czasu.
Niejedna maruda powie, że
Psu na budę
Jest nuda
Z racji tego, że w niniejszym kruczym i wronim śpiewniku nie ma miejsca dla marud,
my do ich porad się nie zastosujemy. W zamian docenimy szarzyznę nudy, wiedząc, że
z jej bezkresu może wyłonić się coś dobrego. Nawet jeśli droga do tego będzie długa
i, no cóż, monotonna.
Lecz nuda to też
Cuda, co na marginesach
Moich zeszytów wyrosły
Esy-floresy, bombowce
Volume 25
Psalm stojących w kolejce
Krystyna Prońko
youtube.com/watch?v=LwCDAErAXHw
Los przewrotnym bywa. Inni powiedzą, że Bóg wyraża swoją miłość w najbardziej
nieoczekiwany sposób. Jakby nie było, warto być ostrożnym w ocenie bieżącej sytuacji,
bo nie wiadomo, czy wyczekiwane jutro nie okaże się jeszcze gorsze. I czy to, na co dziś
narzekamy, nie będzie tym, za czym jutro zatęsknimy.
Nie da się zauważyć, że pandemia przywróciła do nadwiślańskiego krajobrazu dawno
niewidziane kolejki. Ludzie karnie ustawiali się w rządku, mniej lub bardziej zachowując
dystans społeczny. I o tym mógłby być przywołany tutaj song Krystyny Prońko. Ale czy
w takiej interpretacji byłoby coś przewrotnego? Czy takie odczytanie tekstu wniosłoby
coś nowego do jego znaczenia?
Stojąc w dzisiejszych kolejkach – rachitycznych, bez tradycyjnego przepychania się,
bez walki o swoją pozycję, bez mobilizującego do wytrwałości oddechu rywala na
karku, możemy z rozrzewnieniem wspomnieć o zamierzchłych czasach. Jeśli
przedtem narzekaliśmy na naszą codzienność, to czy rozglądając się teraz wokół
i widząc wokół siebie… no, raczej niewiele, czy nie jest nam trochę głupio? Jeśli
w dawnych, przedkoronawirusowych czasach dokuczała nam szarość i czuliśmy się
zmęczeni, to czy dziś nie chcielibyśmy do tego wrócić?
Za czym kolejka ta stoi?
Po szarość, po szarość, po szarość
Na co w kolejce tej czekasz?
Na starość, na starość, na starość
Co kupisz, gdy dojdziesz?
Zmęczenie, zmęczenie, zmęczenie
Olga Tokarczuk w swoich rozważaniach na temat koronawirusa, zasugerowała, że
ludzkość jest przez coś testowana – przez fatum, przez Matkę Naturę, przez Boga. Że
taka istota mówi nam „sprawdzam”. Może faktycznie takim metafizycznym
wytłumaczeniem trawiącej nas pandemii jest to, że ma nam ona przywrócić radość
z rzeczy prozaicznych i pomóc nam w urealnieniu naszych oczekiwań. Bo czy nie na
naszych oczach okazuje się właśnie, że choćby i to codzienne zmęczenie, z którym
wracamy każdego popołudnia do naszych mieszkań, apartamentów, rezydencji, że
nawet ono jest całkiem znośne. I że da się z nim wytrzymać.
A skoro już mowa o wytrzymywaniu, to w słowach śpiewanych przez Krystynę Prońko,
znaleźć można wskazówkę, jak przetrwać ten nieszczególny czas:
Bądź jak kamień, stój wytrzymaj
Kiedyś te kamienie drgną
I polecą jak lawina
Przez noc
Volume 26
Gdzie ci mężczyźni
Danuta Rinn
youtube.com/watch?v=3WTmobbdiTw
Nowa miotła lepiej zamiata, jak głosi polskie przysłowie. I pasuje ono jak ulał do analizy
pandemicznych relacji damsko-męskich. Przed nastaniem rządów COVID-19
powszechnie dostrzegano powolne wymieranie mężczyzn i schodzenie ich na dalszy
plan. Symbolem tego procesu miał być nowy, metroseksualny typ faceta oraz
zdobywające popularność spodnie rurki i klapki japonki. Wraz z wybuchem pandemii,
mężczyzn dosłownie zmieciono z polskich ulic.
Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy,
Mmm, orły, sokoły, herosy?
Gdzie ci mężczyźni na miarę czasów,
Gdzie te chłopy?
Na szczęście, trzymana przez koronawirusowe łapy miotła nie oznacza wysokiej
śmiertelności wśród brzydszej części polskiego społeczeństwa. Szkopuł w tym, że
wraz z zamknięciem siłowni, kawiarni, kin, teatrów, muzeów czy stadionów, szansa na
spotkanie mężczyzny przez kobietę została znacząco zredukowana. Można nawet
pokusić się o sformułowanie pandemicznego prawa zeswatania: im większa szansa na
randkę z CODID-19 i wspólną izolację, tym mniejsza szansa na romantyczne tete-a-tete
między panią a panem.
Nieprzekupni, prości, zacni,
Wielkoduszni i szlachetni.
Gdzie-że oni,
Gdzie tytany woli, czynu, intelektu?
Stęsknionym paniom pozostaje wypatrywanie orłów na wirtualnym niebie. Plusem jest
to, że do takiej obserwacji wystarczy smartfon i wprawny kciuk do pisania zaczepnych
wiadomości. Jest jeszcze jedna ewentualność. Aby uniknąć rozczarowań i nie wikłać
się w internetowe romanse, zawsze warto zwrócić się ku literaturze. Na łamach wielu
powieści spotkać można całe spektrum męskich osobowości.
Volume 27
Summer Days
Bob Dylan
youtube.com/watch?v=AWZdgJtIiNQ
Lato roku pańskiego 2020 pamiętać będziemy wyjątkowo mocno. W końcu był to czas
dwumiesięcznego poluzowania restrykcji. Czas głębszego oddechu. Czas wyjazdów
i urlopów. Czas odpoczynku i narastającego w nas przekonania, że wracamy do
normalności. Dlatego koniec lata zabolał szczególnie.
Summer days
Summer days are gone
Poza garstką lekarzy specjalistów nikt nie dopuszczał do siebie myśli, że za falą
wakacyjnego entuzjazmu w polskim narodzie wzbiera już kolejna, znacznie wyższa
i groźniejsza fala. Druga fala pandemii. Przez radosne głosy ludzi zgromadzonych na
plaży, na deptakach, w restauracjach czy kawiarniach nie przebiły się ostrzeżenia
o nadciągającym niebezpieczeństwie. A być może podskórnie przeczuwaliśmy, że
pandemia jednak się nie kończy i łapczywie chcieliśmy nacieszyć się wakacjami?
Everybody get ready—lift up your glasses and sing
Everybody get ready to lift up your glasses and sing
Well, I’m standin’ on the table, I’m proposing a toast to the King
Frenetyczny nastrój odchodzącego lata dobrze oddaje utwór Boba Dylana. Nietypowa
jak na niego aranżacja, przypominająca bardziej piosenkę graną późną nocą na
wiejskiej potańcówce, gdzie pod szaleńczo wywijającymi nogami tancerzy aż skrzypią
deski, pulsuje od energii. Podmiot liryczny utworu jest w ciągłym ruchu, cieszy się
dniami lata, ale im bliżej końca piosenki, tym wyraźniej w wersach wybija się na
pierwszy plan poczucie, że codziennie zmrok zapada coraz prędzej.
Wedding bells ringin’, the choir is beginning to sing
Yes, the wedding bells are ringing and the choir is beginning to sing
What looks good in the day, at night is another thing
Jednej rzeczy można podmiotowi lirycznemu zazdrościć. On wie, dokąd się udać, aby
nawet po końcu lata cieszyć się dalej beztroską. Zna miejsce, gdzie wciąż rzeczy dziać
będą się. Jak bezcenna byłaby to dla nas wiedza! Pozwoliłaby nam z wakacyjnych
kurortów, wynajętych domków czy zaparkowanych kamperów wrócić do zupełnie
innej, przyjemnej i bezpiecznej lokacji.
A tak, wróciliśmy do pandemii. Dokładniej rzecz biorąc, do Pandemii 2.0.
Well, I’m leaving in the morning as soon as the dark clouds lift
Yes, I’m leaving in the morning just as soon as the dark clouds lift
Gonna break in the roof—set fire to the place as a parting gift
Summer days, summer nights are gone
Summer days, summer nights are gone
I know a place where there’s still somethin’ going on
Volume 28
Ooops! I Did It Again
Britney Spears
youtube.com/watch?v=CduA0TULnow
Yeah yeah yeah yeah yeah
Yeah yeah yeah yeah yeah yeah
I think I did it again
Nikt nie lubi, gdy się z nim pogrywa. Często zresztą nawet tak mówimy do kogoś: „Nie
pogrywaj ze mną!” Pół biedy, jeśli o niecnych zamiarach wokół nas zorientujemy się
zanim zostaniemy wystrychnięci na dudka. Skuteczna próba udaremnienia takiego
podłego zachowania przynosi nam satysfakcję. Raz, bo uniknęliśmy nieprzyjemności.
Dwa, bo odnieśliśmy zwycięstwo nad nieprzychylną nam osobą. Jeśli jednak do takiej
konstatacji dojdziemy już po fakcie, wówczas odczuwamy podwójną złość. Raz, że
musimy teraz radzić sobie z nowym problemem. Dwa, że doznaliśmy upokorzenia.
Oops, I did it again
I played with your heart, got lost in the game
Oh baby, baby
Oops, you think I'm in love
That I'm sent from above
I'm not that innocent
Wydawać by się mogło, że w pandemicznych czasach izolacji ryzyko tego, że ktoś
z nami będzie pogrywał, znacznie się obniży. Za taką tezą przemawiałoby też to, że
w trudnych czasach jesteśmy ze sobą jako naród bardziej solidarni. Widząc, jak innym
wiatr wieje w oczy, trudniej znaleźć w sobie motywację do złośliwości czy
nieuczciwości. Paradoksalnie jednak, na własnej skórze – a niektórzy nawet na
własnych płucach – doświadczyliśmy jednego z najbardziej spektakularnych objawów
pogrywania sobie z nami.
Oto bowiem na przełomie wiosny i lata osoby teoretycznie najwyższego zaufania
publicznego wszem i wobec ogłaszały, że pandemia jest pokonana. Że koronawirus
jest w odwrocie. Że sytuacja w kraju jest opanowana. Że wracamy do normalności. Że
możemy głęboko odetchnąć z ulgą.
Cóż, jak w rzeczywistości było – wiemy wszyscy. Można by nawet twierdzić, że osoby
wygłaszające takie komunikaty powinny były wiedzieć to najlepiej. Kto jak kto, ale
dysponują one dostępem do wszystkich krajowych danych. Było nie było, to oni rządzą
państwem.
You see my problem is this
I'm dreaming away
Wishing that heroes, they truly exist
I cry, watching the days
Can't you see I'm a fool in so many ways
Wówczas nie było jednak nikogo, kto głośno krzyknąłby: „Nie pogrywajcie z nami!”
Więc zrobili to.
Znowu.
Yeah.
Volume 29
Potlacz
Bisz/Radex
youtube.com/watch?v=u1O8dOR1CbY
Na polskich ulicach mówi się, że lepiej być pięknym, zdrowym i mądrym niż chorym,
głupim, brzydkim jak noc. To prawda. Ale pandemia COVID-19 weryfikuje każdą
życiową prawdę. Wszyscy musieliśmy mocno obniżyć swoje codzienne standardy
i dopasować swoje oczekiwania do nowych okoliczności. W innym wypadku, narażeni
bylibyśmy na niekończącą się frustrację. No bo jak tu być pięknym w masce,
rękawiczkach i zaparowanych okularach? Jak tu być zdrowym, gdy potencjalnie każda
osoba z naszego otoczenia może zarazić nas wirusem? Jak tu być mądrym, skoro nikt
niczego nie wie: jak się chronić, kiedy to się skończy i kiedy wreszcie będzie można się
zaszczepić.
Spieszy ci się gdzieś? Mi też nie!
Nie nastawiaj się pesymistycznie
Nie zastanawiaj się i lekko wypłać
Całemu światu mentalnego liścia
Dlatego w czasach koronawirusowych rządów, nie trzeba wiele. Tak właściwie,
uświadamiamy sobie, jak niewiele nam potrzeba, aby prowadzić względnie szczęśliwe
i całkiem dobre życie.
Bo świat jest zbyt piękny, a życie zbyt krótkie
By ciułać bez przerwy, zjeść nerwy i umrzeć
Odkryliśmy, że da się wytrzymać bez zakupów kolejnych koszul bądź sukienek. Bez
nowych gadżetów. Bez weekendów city breaków. Słowem, bez tego wszystkiego, na co
harowaliśmy do tej pory. Za sprawą pracy zdalnej i zupełnie innego harmonogramu
dnia pracy przekonaliśmy się również, że przy znacznie mniejszym i mieszczącym się
w ludzkich normach zaangażowaniu da się zrobić tyle samo co przy nabijaniu
nadgodzin w nieludzkich ilościach.
Wobec ciężkostrawności bytu
Zostaje nieznośna lekkość ręki
Niezrównany pod względem językowej sprawności Bisz przedstawia nam swoją
hierarchię wartości. Tekst wyszedł spod jego pióra na długo przed atakiem
koronawirusa. Mógł być wówczas traktowany jako manifest określonego pokolenia,
krytycznie patrzącego na narzuconą przez korporacje, banki czy polityków
rzeczywistość. Dziś
Złote serce utracjusza
I karamazowska bujna dusza
bije i z powodzeniem kwitnie w coraz większej części społeczeństwa. A sam tekst
z manifestu przeradza się w obserwację zachodzących w nas przemian.
Volume 30
Gimnastyka poranna
Włodzimierz Wysocki, Maciej Maleńczuk
youtube.com/watch?v=vVDgbnKcalI
Koronawirus nie tylko przeorał zdrowie Polek i Polaków. Mimo swoich mikroskopijnych
rozmiarów, miał gigantyczny wpływ na tematy, którymi gorączkowało się nasze
społeczeństwo. Jedną z kwestii, które z całą mocą podbiły internetowe i gazetowe
nagłówki, była kwestia fizycznej aktywności.
Oto cała mądrość i polityka,
Gdy nadzieje wszelkie prysną,
Mięśnie oraz chęci zwisną,
Wtedy w sukurs przyjdzie ci gimnastyka!
Primo, zamknięcie siłowni, centrów fitness, basenów i sportowych aren wzbudziło
kontrowersje. Przedsiębiorcy prowadzący takie obiekty został narażeni na wielkie
straty, a przedstawiane przez nich dowody na brak zakażeń wśród ćwiczących, zostały
zignorowane. Secundo, ćwiczenia fizyczne były wszem i wobec promowane jako
skuteczna metoda na wzmocnienie organizmu przed chcącym nam wszystkim
przetrącić kości koronawirusem.
W obu powyższych kwestiach głos zabiera duet Włodzimierz Wysocki oraz Maciej
Maleńczuk. Ten drugi przetłumaczył i zaśpiewał tekst znanego rosyjskiego pieśniarza.
Gnębi ludzi w całym świecie wirus grypy - dziewięć, dziesięć,
Chorób wszelkich ząb nas drąży wszerz i w głąb
Słowa piosenki to zgrabny apel do podejmowania codziennego wysiłku na rzecz
zachowania zdrowia. To również apel wiarygodny, bo oddolny i wyśpiewany przez głos
jednego z nas, a nie będący odgórnym nakazem. Tych ostatnich wszak mamy dość
i wsłuchujemy się w nie z coraz większą nieufnością, co potwierdzają badania opinii
publicznej. Wreszcie, to apel podnoszący na duchu. Udowadnia nam, że mimo całej
beznadziejności, nie jesteśmy skazani na bezczynne oczekiwanie, aż wirus zapuka do
naszych nozdrzy. Możemy przecież ćwiczyć, dopóki starczy nam sił. A póki sił nam
starcza, póty jest z nami całkiem dobrze.
Bo nie pora na rozmowy,
Skłony ćwicz, a reszta z głowy
I ponurak wnet się z nami będzie śmiać
Volume 31
Ac-Cent-Tchu-Ate The Positive
Bing Crosby & The Andrew Singers
youtube.com/watch?v=5Qk9o_ZeR7s
Niektórych irytuje to, że ktoś nieświadomie zgrzyta zębami. Innych z równowagi
wyprowadza mlaskanie domowników przy jedzeniu. Jeszcze innych do białej gorączki
doprowadza fakt, że Szelągowska Dorota z ekipą jest w stanie wyremontować czyjąś
chałupę przez weekend. Podczas gdy jak jemu szwagier z ekipą łazienkę płytkami
wykładał, to przez dwa tygodnie prysznica nie można było brać.
Ile charakterów, tyle źródeł irytacji. Ale w czasach pandemii jest coś, co irytuje
wszystkich po równo. Chwila suspensu, nim wyjaśnimy, cóż to.
You've got to spread joy up to the maximum
Bring gloom down to the minimum
Have faith or pandemonium
Liable to walk upon the scene
W czasach pandemii nie ma nic bardziej irytującego niż usłyszeć: „nie martw się, mogło
być gorzej”. „Głowa do góry, damy radę”. „Jeszcze w zielone gramy”. Ewentualnie,
w grę wchodzi także „wolność i swoboda, i dziewczyna młoda”.
Dokonajmy ważnego rozróżnienia. Co innego zachowanie w obliczu
niebezpieczeństwa spokoju i zimnej głowy, a co innego poklepywanie siebie i innych
po ramieniu, wmawiając przy tym, że przecież kiedyś jakoś się z tego wykaraskamy. Co
innego planowanie działań w oparciu o racjonalne kalkulacje i przyjęcie różnych, w tym
pozytywnych scenariuszy rozwoju sytuacji, a co innego oparta na życzeniowym
myśleniu ślepa wiara w szczęśliwe zakończenie.
You've gotta accentuate the positive
Eliminate the negative
Latch on to the affirmative
Don't mess with Mister In-Between
Gdy koronawirus dopchnął nas kolanem do ściany, a my słyszymy kolejną wersję
coveru Tiltu „Jeszcze będzie przepięknie”, to przestajemy myśleć o wyswobodzeniu się
z uścisku. W zamian, zaczynamy z rozpaczy walić głową mur, byleby hałasem
zagłuszyć nadchodzące nas dźwięki. Podobnie jest z innymi wyrazami wsparcia,
kierowanymi pod naszym adresem.
Jak pokazują dotychczasowe dni, tygodnie, miesiące pandemii – żadne słowa pociechy
nie są prawdziwe. Każde kolejne zawołanie z cyklu „jeszcze będzie przepięknie”, jest
brutalnie miażdżone przez lockdown, zamykane szkoły, odwoływane kolonie i ferie,
fale bankructw, dogorywającym systemie opieki zdrowotnej. Żeby nie wspomnieć
o galopującej liczbie zakażonych. Żeby nie wspomnieć o ofiarach.
Każde pocieszanie nas wizją świata bez koronawirusa może i wywołuje chwilową
poprawę samopoczucia. Ale jeśli nie widzimy, że ta wizja się spełnia – ba, jeśli
dostrzegamy, że nie ma nawet szans na jej ziszczenie – to opadamy z entuzjazmu.
A w kolejne podobne zapewnienia będzie nam coraz trudniej i trudniej uwierzyć.
Parafrazując, jeszcze będzie przepięknie. Ale póki co, posłuchajmy innych słów. Niech
przygrywają nam inne melodie.

More Related Content

Similar to Rozdzióbią nas kruki i wrony

Antoni Bartosz, "W stronę własnego ucha", Przestrzenie dźwięku
Antoni Bartosz, "W stronę własnego ucha", Przestrzenie dźwiękuAntoni Bartosz, "W stronę własnego ucha", Przestrzenie dźwięku
Antoni Bartosz, "W stronę własnego ucha", Przestrzenie dźwiękuMałopolski Instytut Kultury
 
Strasznie głośno, niesamowicie blisko - Jonathan Safran Foer - ebook
Strasznie głośno, niesamowicie blisko - Jonathan Safran Foer - ebookStrasznie głośno, niesamowicie blisko - Jonathan Safran Foer - ebook
Strasznie głośno, niesamowicie blisko - Jonathan Safran Foer - ebooke-booksweb.pl
 
Kwiaty polskie-na-wygnaniu
Kwiaty polskie-na-wygnaniuKwiaty polskie-na-wygnaniu
Kwiaty polskie-na-wygnaniu
Księgarnia Grzbiet
 
W Saunie 4/2017
W Saunie 4/2017W Saunie 4/2017
W Saunie 4/2017
W Saunie 4/2017W Saunie 4/2017
Erotyczny uścisk metafizycznego chaosu, czyli jak diabły stają się aniołami.
Erotyczny uścisk metafizycznego chaosu, czyli jak diabły stają się aniołami.Erotyczny uścisk metafizycznego chaosu, czyli jak diabły stają się aniołami.
Erotyczny uścisk metafizycznego chaosu, czyli jak diabły stają się aniołami.
Xarinu Ibn Apokalipsota
 
Szekspir Makbet Demo
Szekspir Makbet DemoSzekspir Makbet Demo
Szekspir Makbet Demoguest28973a5
 
OBOK FANZINE
OBOK FANZINEOBOK FANZINE
OBOK FANZINE
Nina Ewa Mrożek
 
Emiliano Ranocchi, "Tytania za wachlarzem ukryta", Śmierć w Europie Środkowej
Emiliano Ranocchi, "Tytania za wachlarzem ukryta", Śmierć w Europie ŚrodkowejEmiliano Ranocchi, "Tytania za wachlarzem ukryta", Śmierć w Europie Środkowej
Emiliano Ranocchi, "Tytania za wachlarzem ukryta", Śmierć w Europie ŚrodkowejMałopolski Instytut Kultury
 
21.37 - Mariusz Czubaj - ebook
21.37 - Mariusz Czubaj - ebook21.37 - Mariusz Czubaj - ebook
21.37 - Mariusz Czubaj - ebooke-booksweb.pl
 
spiewnik waligorski.pdf
spiewnik waligorski.pdfspiewnik waligorski.pdf
spiewnik waligorski.pdf
Wroclaw
 
Listopadowe Krasnalowe Wieści
Listopadowe Krasnalowe WieściListopadowe Krasnalowe Wieści
Listopadowe Krasnalowe Wieści
Wroclaw
 
Lacrimosa. Gothic metal i Kościół Nowoapostolski
Lacrimosa. Gothic metal i Kościół NowoapostolskiLacrimosa. Gothic metal i Kościół Nowoapostolski
Lacrimosa. Gothic metal i Kościół Nowoapostolski
Natalia Julia Nowak
 
Kubatura czyli-elektryczne-wagary
Kubatura czyli-elektryczne-wagaryKubatura czyli-elektryczne-wagary
Kubatura czyli-elektryczne-wagary
Księgarnia Grzbiet
 
KRASNALOWE WIESCI 10_23.pdf
KRASNALOWE WIESCI 10_23.pdfKRASNALOWE WIESCI 10_23.pdf
KRASNALOWE WIESCI 10_23.pdf
Wroclaw
 
Agnieszka Szeffel, "Klątwa czasu", Śmierć w Europie Środkowej
 Agnieszka Szeffel, "Klątwa czasu", Śmierć w Europie Środkowej Agnieszka Szeffel, "Klątwa czasu", Śmierć w Europie Środkowej
Agnieszka Szeffel, "Klątwa czasu", Śmierć w Europie ŚrodkowejMałopolski Instytut Kultury
 
Spiewnik Rajdowy
Spiewnik RajdowySpiewnik Rajdowy
Spiewnik Rajdowyguest2e5013
 

Similar to Rozdzióbią nas kruki i wrony (20)

Antoni Bartosz, "W stronę własnego ucha", Przestrzenie dźwięku
Antoni Bartosz, "W stronę własnego ucha", Przestrzenie dźwiękuAntoni Bartosz, "W stronę własnego ucha", Przestrzenie dźwięku
Antoni Bartosz, "W stronę własnego ucha", Przestrzenie dźwięku
 
Strasznie głośno, niesamowicie blisko - Jonathan Safran Foer - ebook
Strasznie głośno, niesamowicie blisko - Jonathan Safran Foer - ebookStrasznie głośno, niesamowicie blisko - Jonathan Safran Foer - ebook
Strasznie głośno, niesamowicie blisko - Jonathan Safran Foer - ebook
 
Kwiaty polskie-na-wygnaniu
Kwiaty polskie-na-wygnaniuKwiaty polskie-na-wygnaniu
Kwiaty polskie-na-wygnaniu
 
W Saunie 4/2017
W Saunie 4/2017W Saunie 4/2017
W Saunie 4/2017
 
W Saunie 4/2017
W Saunie 4/2017W Saunie 4/2017
W Saunie 4/2017
 
Erotyczny uścisk metafizycznego chaosu, czyli jak diabły stają się aniołami.
Erotyczny uścisk metafizycznego chaosu, czyli jak diabły stają się aniołami.Erotyczny uścisk metafizycznego chaosu, czyli jak diabły stają się aniołami.
Erotyczny uścisk metafizycznego chaosu, czyli jak diabły stają się aniołami.
 
Szekspir Makbet Demo
Szekspir Makbet DemoSzekspir Makbet Demo
Szekspir Makbet Demo
 
OBOK FANZINE
OBOK FANZINEOBOK FANZINE
OBOK FANZINE
 
Emiliano Ranocchi, "Tytania za wachlarzem ukryta", Śmierć w Europie Środkowej
Emiliano Ranocchi, "Tytania za wachlarzem ukryta", Śmierć w Europie ŚrodkowejEmiliano Ranocchi, "Tytania za wachlarzem ukryta", Śmierć w Europie Środkowej
Emiliano Ranocchi, "Tytania za wachlarzem ukryta", Śmierć w Europie Środkowej
 
21.37 - Mariusz Czubaj - ebook
21.37 - Mariusz Czubaj - ebook21.37 - Mariusz Czubaj - ebook
21.37 - Mariusz Czubaj - ebook
 
Mały Książę i spotkanie z lisem
Mały Książę i spotkanie z lisemMały Książę i spotkanie z lisem
Mały Książę i spotkanie z lisem
 
spiewnik waligorski.pdf
spiewnik waligorski.pdfspiewnik waligorski.pdf
spiewnik waligorski.pdf
 
Listopadowe Krasnalowe Wieści
Listopadowe Krasnalowe WieściListopadowe Krasnalowe Wieści
Listopadowe Krasnalowe Wieści
 
Marcin Mateusz Kołakowski, Czuj-duchy
Marcin Mateusz Kołakowski, Czuj-duchyMarcin Mateusz Kołakowski, Czuj-duchy
Marcin Mateusz Kołakowski, Czuj-duchy
 
Lacrimosa. Gothic metal i Kościół Nowoapostolski
Lacrimosa. Gothic metal i Kościół NowoapostolskiLacrimosa. Gothic metal i Kościół Nowoapostolski
Lacrimosa. Gothic metal i Kościół Nowoapostolski
 
Kubatura czyli-elektryczne-wagary
Kubatura czyli-elektryczne-wagaryKubatura czyli-elektryczne-wagary
Kubatura czyli-elektryczne-wagary
 
KRASNALOWE WIESCI 10_23.pdf
KRASNALOWE WIESCI 10_23.pdfKRASNALOWE WIESCI 10_23.pdf
KRASNALOWE WIESCI 10_23.pdf
 
Przyprawa do Bieguna Północnego
Przyprawa do Bieguna PółnocnegoPrzyprawa do Bieguna Północnego
Przyprawa do Bieguna Północnego
 
Agnieszka Szeffel, "Klątwa czasu", Śmierć w Europie Środkowej
 Agnieszka Szeffel, "Klątwa czasu", Śmierć w Europie Środkowej Agnieszka Szeffel, "Klątwa czasu", Śmierć w Europie Środkowej
Agnieszka Szeffel, "Klątwa czasu", Śmierć w Europie Środkowej
 
Spiewnik Rajdowy
Spiewnik RajdowySpiewnik Rajdowy
Spiewnik Rajdowy
 

More from Wielka Radość

Marketing niesiony emocjami: jak wykorzystać emocje w marketingu
Marketing niesiony emocjami: jak wykorzystać emocje w marketinguMarketing niesiony emocjami: jak wykorzystać emocje w marketingu
Marketing niesiony emocjami: jak wykorzystać emocje w marketingu
Wielka Radość
 
DoSportNow - poznaj największą polską wyszukiwarkę sportu
DoSportNow - poznaj największą polską wyszukiwarkę sportuDoSportNow - poznaj największą polską wyszukiwarkę sportu
DoSportNow - poznaj największą polską wyszukiwarkę sportu
Wielka Radość
 
Akceleracja Przemysłu 4.0 z KPT ScaleUP
Akceleracja Przemysłu 4.0 z KPT ScaleUPAkceleracja Przemysłu 4.0 z KPT ScaleUP
Akceleracja Przemysłu 4.0 z KPT ScaleUP
Wielka Radość
 
Pohamuj swój entuzjazm - marketingowy poradnik dla startupów
Pohamuj swój entuzjazm - marketingowy poradnik dla startupówPohamuj swój entuzjazm - marketingowy poradnik dla startupów
Pohamuj swój entuzjazm - marketingowy poradnik dla startupów
Wielka Radość
 
Miej pitch jak mistrz. Industrialna Akademia KPT ScaleUP dla startupów
Miej pitch jak mistrz. Industrialna Akademia KPT ScaleUP dla startupówMiej pitch jak mistrz. Industrialna Akademia KPT ScaleUP dla startupów
Miej pitch jak mistrz. Industrialna Akademia KPT ScaleUP dla startupów
Wielka Radość
 
Akcja #BackToSport: wzmocnij swoją sportową markę podczas pandemii
Akcja #BackToSport: wzmocnij swoją sportową markę podczas pandemiiAkcja #BackToSport: wzmocnij swoją sportową markę podczas pandemii
Akcja #BackToSport: wzmocnij swoją sportową markę podczas pandemii
Wielka Radość
 
Wielka Radość. vol. 2020: marketingowe podsumowanie roku
Wielka Radość. vol. 2020: marketingowe podsumowanie rokuWielka Radość. vol. 2020: marketingowe podsumowanie roku
Wielka Radość. vol. 2020: marketingowe podsumowanie roku
Wielka Radość
 
Małopolski Wyścig Górski - zaproszenie do współpracy
Małopolski Wyścig Górski - zaproszenie do współpracyMałopolski Wyścig Górski - zaproszenie do współpracy
Małopolski Wyścig Górski - zaproszenie do współpracy
Wielka Radość
 
Małopolski Wyścig Górski 2020 - folder informacyjno-promocyjny
Małopolski Wyścig Górski 2020 - folder informacyjno-promocyjnyMałopolski Wyścig Górski 2020 - folder informacyjno-promocyjny
Małopolski Wyścig Górski 2020 - folder informacyjno-promocyjny
Wielka Radość
 
Folwark Toporzysko: tu może zdarzyć się wszystko
Folwark Toporzysko: tu może zdarzyć się wszystkoFolwark Toporzysko: tu może zdarzyć się wszystko
Folwark Toporzysko: tu może zdarzyć się wszystko
Wielka Radość
 
W pełnym blasku, czyli o sztuce marketingu (góralskich) skarbów_przemyslaw_zi...
W pełnym blasku, czyli o sztuce marketingu (góralskich) skarbów_przemyslaw_zi...W pełnym blasku, czyli o sztuce marketingu (góralskich) skarbów_przemyslaw_zi...
W pełnym blasku, czyli o sztuce marketingu (góralskich) skarbów_przemyslaw_zi...
Wielka Radość
 
Cisowianka Mazovia MTB Marathon - zaproszenie do współpracy
Cisowianka Mazovia MTB Marathon - zaproszenie do współpracyCisowianka Mazovia MTB Marathon - zaproszenie do współpracy
Cisowianka Mazovia MTB Marathon - zaproszenie do współpracy
Wielka Radość
 
Magazyn akceleratora KPT ScaleUP
Magazyn akceleratora KPT ScaleUPMagazyn akceleratora KPT ScaleUP
Magazyn akceleratora KPT ScaleUP
Wielka Radość
 
Wielka Radość: podsumowanie I półrocza 2019
Wielka Radość: podsumowanie I półrocza 2019Wielka Radość: podsumowanie I półrocza 2019
Wielka Radość: podsumowanie I półrocza 2019
Wielka Radość
 
Marketing zawsze w modzie Przemysław Zieliński Wielka Radość
Marketing zawsze w modzie Przemysław Zieliński Wielka RadośćMarketing zawsze w modzie Przemysław Zieliński Wielka Radość
Marketing zawsze w modzie Przemysław Zieliński Wielka Radość
Wielka Radość
 
50 twarzy marketingowca Przemysław Zieliński Wielka Radość
50 twarzy marketingowca Przemysław Zieliński Wielka Radość50 twarzy marketingowca Przemysław Zieliński Wielka Radość
50 twarzy marketingowca Przemysław Zieliński Wielka Radość
Wielka Radość
 
Rekomendacje dla Wielkiej Radości i Przemysława Zielińskiego
Rekomendacje dla Wielkiej Radości i Przemysława ZielińskiegoRekomendacje dla Wielkiej Radości i Przemysława Zielińskiego
Rekomendacje dla Wielkiej Radości i Przemysława Zielińskiego
Wielka Radość
 
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców KonnychWyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wielka Radość
 
Gwiazda Południa 2019: zostań partnerem najbardziej emocjonującej etapówki MT...
Gwiazda Południa 2019: zostań partnerem najbardziej emocjonującej etapówki MT...Gwiazda Południa 2019: zostań partnerem najbardziej emocjonującej etapówki MT...
Gwiazda Południa 2019: zostań partnerem najbardziej emocjonującej etapówki MT...
Wielka Radość
 
Małe Szaleństwa: urodzinowa oferta dla najmłodszych
Małe Szaleństwa: urodzinowa oferta dla najmłodszychMałe Szaleństwa: urodzinowa oferta dla najmłodszych
Małe Szaleństwa: urodzinowa oferta dla najmłodszych
Wielka Radość
 

More from Wielka Radość (20)

Marketing niesiony emocjami: jak wykorzystać emocje w marketingu
Marketing niesiony emocjami: jak wykorzystać emocje w marketinguMarketing niesiony emocjami: jak wykorzystać emocje w marketingu
Marketing niesiony emocjami: jak wykorzystać emocje w marketingu
 
DoSportNow - poznaj największą polską wyszukiwarkę sportu
DoSportNow - poznaj największą polską wyszukiwarkę sportuDoSportNow - poznaj największą polską wyszukiwarkę sportu
DoSportNow - poznaj największą polską wyszukiwarkę sportu
 
Akceleracja Przemysłu 4.0 z KPT ScaleUP
Akceleracja Przemysłu 4.0 z KPT ScaleUPAkceleracja Przemysłu 4.0 z KPT ScaleUP
Akceleracja Przemysłu 4.0 z KPT ScaleUP
 
Pohamuj swój entuzjazm - marketingowy poradnik dla startupów
Pohamuj swój entuzjazm - marketingowy poradnik dla startupówPohamuj swój entuzjazm - marketingowy poradnik dla startupów
Pohamuj swój entuzjazm - marketingowy poradnik dla startupów
 
Miej pitch jak mistrz. Industrialna Akademia KPT ScaleUP dla startupów
Miej pitch jak mistrz. Industrialna Akademia KPT ScaleUP dla startupówMiej pitch jak mistrz. Industrialna Akademia KPT ScaleUP dla startupów
Miej pitch jak mistrz. Industrialna Akademia KPT ScaleUP dla startupów
 
Akcja #BackToSport: wzmocnij swoją sportową markę podczas pandemii
Akcja #BackToSport: wzmocnij swoją sportową markę podczas pandemiiAkcja #BackToSport: wzmocnij swoją sportową markę podczas pandemii
Akcja #BackToSport: wzmocnij swoją sportową markę podczas pandemii
 
Wielka Radość. vol. 2020: marketingowe podsumowanie roku
Wielka Radość. vol. 2020: marketingowe podsumowanie rokuWielka Radość. vol. 2020: marketingowe podsumowanie roku
Wielka Radość. vol. 2020: marketingowe podsumowanie roku
 
Małopolski Wyścig Górski - zaproszenie do współpracy
Małopolski Wyścig Górski - zaproszenie do współpracyMałopolski Wyścig Górski - zaproszenie do współpracy
Małopolski Wyścig Górski - zaproszenie do współpracy
 
Małopolski Wyścig Górski 2020 - folder informacyjno-promocyjny
Małopolski Wyścig Górski 2020 - folder informacyjno-promocyjnyMałopolski Wyścig Górski 2020 - folder informacyjno-promocyjny
Małopolski Wyścig Górski 2020 - folder informacyjno-promocyjny
 
Folwark Toporzysko: tu może zdarzyć się wszystko
Folwark Toporzysko: tu może zdarzyć się wszystkoFolwark Toporzysko: tu może zdarzyć się wszystko
Folwark Toporzysko: tu może zdarzyć się wszystko
 
W pełnym blasku, czyli o sztuce marketingu (góralskich) skarbów_przemyslaw_zi...
W pełnym blasku, czyli o sztuce marketingu (góralskich) skarbów_przemyslaw_zi...W pełnym blasku, czyli o sztuce marketingu (góralskich) skarbów_przemyslaw_zi...
W pełnym blasku, czyli o sztuce marketingu (góralskich) skarbów_przemyslaw_zi...
 
Cisowianka Mazovia MTB Marathon - zaproszenie do współpracy
Cisowianka Mazovia MTB Marathon - zaproszenie do współpracyCisowianka Mazovia MTB Marathon - zaproszenie do współpracy
Cisowianka Mazovia MTB Marathon - zaproszenie do współpracy
 
Magazyn akceleratora KPT ScaleUP
Magazyn akceleratora KPT ScaleUPMagazyn akceleratora KPT ScaleUP
Magazyn akceleratora KPT ScaleUP
 
Wielka Radość: podsumowanie I półrocza 2019
Wielka Radość: podsumowanie I półrocza 2019Wielka Radość: podsumowanie I półrocza 2019
Wielka Radość: podsumowanie I półrocza 2019
 
Marketing zawsze w modzie Przemysław Zieliński Wielka Radość
Marketing zawsze w modzie Przemysław Zieliński Wielka RadośćMarketing zawsze w modzie Przemysław Zieliński Wielka Radość
Marketing zawsze w modzie Przemysław Zieliński Wielka Radość
 
50 twarzy marketingowca Przemysław Zieliński Wielka Radość
50 twarzy marketingowca Przemysław Zieliński Wielka Radość50 twarzy marketingowca Przemysław Zieliński Wielka Radość
50 twarzy marketingowca Przemysław Zieliński Wielka Radość
 
Rekomendacje dla Wielkiej Radości i Przemysława Zielińskiego
Rekomendacje dla Wielkiej Radości i Przemysława ZielińskiegoRekomendacje dla Wielkiej Radości i Przemysława Zielińskiego
Rekomendacje dla Wielkiej Radości i Przemysława Zielińskiego
 
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców KonnychWyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
 
Gwiazda Południa 2019: zostań partnerem najbardziej emocjonującej etapówki MT...
Gwiazda Południa 2019: zostań partnerem najbardziej emocjonującej etapówki MT...Gwiazda Południa 2019: zostań partnerem najbardziej emocjonującej etapówki MT...
Gwiazda Południa 2019: zostań partnerem najbardziej emocjonującej etapówki MT...
 
Małe Szaleństwa: urodzinowa oferta dla najmłodszych
Małe Szaleństwa: urodzinowa oferta dla najmłodszychMałe Szaleństwa: urodzinowa oferta dla najmłodszych
Małe Szaleństwa: urodzinowa oferta dla najmłodszych
 

Rozdzióbią nas kruki i wrony

  • 1.
  • 2. Rozdzióbią nas kruki i wrony. Kącik twórczości karmiącej się dobrymi emocjami. Przemysław Zieliński Copyright Przemysław Zieliński, 2021 Zdjęcia Przemysław Zieliński ISBN 978-83-943245-4-4 Kraków 2021 Wydawnictwo Wielka Radość e-mail: pxz@pzielinski.pl
  • 3. Volume 1 – Tatusia, Elektryczne Gitary Volume 2 – Hakuna Matata, Król Lew Volume 3 – Idź przez rzekę / Tu na dole, Limboski Volume 4 – Kładź się na glebę i leż, Elektryczne Gitary Volume 5 – Nic nie może wiecznie trwać, Anna Jantar Volume 6 – Man in The Mirror, Michael Jackson Volume 7 – Arahja, Kult Volume 8 – It’s the End Of The World As We Know It (And I Feel Fine), R.E.M. Volume 9 – Poeci umierają, T.Love Volume 10 – Na językach, Kayah Volume 11 – Lust for Life, Iggy Pop Volume 12 – Zakazany owoc, Krzysztof Antkowiak Volume 13 – Takie tango, Budka Suflera Volume 14 – Sleep Well Beast, The National Volume 15 – Eto vse, DDT Volume 16 – Guardian Angel, Lou Reed Volume 17 – Huśtawki, Jacek Kleyff Volume 18 – The More You Ignore Me, The Closer I Get, Morrissey Volume 19 – W deszczu maleńkich żółtych kwiatów, Myslovitz Volume 20 – You Can’t Judge Book by Its Cover, Stevie Wonder Volume 21 – Dedicated Follower of Fashion, The Kinks Volume 22 – Co tam, mordo?, Łona i Webber Volume 23 – Butcher of the World, Lingua Ignota Volume 24 – Nuda, Jerz Igor Volume 25 – Psalm stojących w kolejce, Krystyna Prońko Volume 26 – Gdzie ci mężczyźni, Danuta Rinn Volume 27 – Summer Days, Bob Dylan Volume 28 – Ooops! I Did It Again, Britney Spears Volume 29 – Potlacz, Bisz/Radex Volume 30 – Gimnastyka poranna, Włodzimierz Wysocki, Maciej Maleńczuk Volume 31 - Ac-Cent-Tchu-Ate the Positive, Bing Crosby & The Andrew Singers
  • 4. "Rozdzióbią nas kruki i wrony. Kącik twórczości karmiącej się dobrymi emocjami" to śpiewnik służący pokrzepieniu serc zainfekowanych smutkiem, odizolowanych w ciemnościach beznadziei oraz desperacko poszukujących szczepionki na metaforyczne boleści. W śpiewniku można znaleźć nieoczywiste interpretacje Artystów, których twórczość nabiera nowego blasku w kontekście pandemii COVID-19.
  • 6. Gdy sytuacja wydaje się beznadziejna, z odsieczą przybywa Sztuka i pokazuje, gdzie szukać pocieszenia. Nawet gdy Służby Porządkowe lub Dyżurny Sanitariusz siłą zabierze naszego bliskiego do ciemnej i głuchej izolatki - nie należy tracić nadziei. Zawsze można znaleźć rozwiązanie. Przekonują o tym w utworze „Tatusia” artyści Piotr Krzysztof Łojek oraz Kuba Sienkiewicz. Początkowo, sytuacja jest zgoła dramatyczna: zabrano gdzieś głowę rodziny. Młody człowiek, tak nagle pozbawiony żywiciela, opiekuna i złotej rączki w jednym wcieleniu, zdaje się być mocno zdezorientowany. Zamiast jednak załamać ręce, on co najwyżej przełamuje nieco tonację: idzie w jej poprzek, śpiewając „la la la la”. I to jest ten punkt przełomowy, ten moment, gdy doświadcza on absolutu Sztuki i jego olśniewającego światła. Ów snop pokazuje nieszczęśliwcowi drogę - a młody człowiek tą drogą podąża. Gdy więc to samo nieszczęście dotknie syna ponownie, tyle że tym razem Dyżurny Sanitariusz zabierze jego matkę, ten syn będzie wiedział, co teraz należy robić. I niech nikt z Was również nadziei nie traci - w zamian, w godzinie najgłębszej ciemności, zaśpiewa „la la la la”. Zabra- zabra- zabrali mi tatusia I co ja teraz będę robić musiał Zabra- zabra- zabrali mi tatusia I co ja teraz będę robić musiał La la la la, la la la la La la la la, la la la Odda- odda- oddali mi tatusia Zniknęła, zniknęła gdzieś mamusia Odda- odda- oddali mi tatusia Już wiem co teraz będę robić musiał
  • 7. Volume 2 Hakuna Matata Król Lew youtube.com/watch?v=uw5ajQ_ya0s
  • 8. W chwilach mroku, każdy promyk, promyczek czy nawet wąziutka jak szczypiorek wiązka światła jest na wagę złota. Nie od dziś wiadomo, że najlepszymi iluminarzami są Wielkie Umysły. To dzięki ich światłej twórczości nie potykamy się o nogi depresji, lecz śmiało i bez lęku stąpamy przed siebie. Czasem jednak warto oderwać się od biblioteczki z podniosłymi cytatami oraz długimi wierszami. Czasem warto odwrócić się od cywilizacji, by swój wzrok skierować ku jądru ciemności. I w naturze poszukać wskazówek na temat tego, jak uporać się z wszechobecnym widmem, wiszącym nad nami o każdej porze dnia. Dnia, który przez to stał się nocą, a sama doba stała się podwójną nocą. Dlatego w dzisiejszej odsłonie bierzemy Was do dżungli. To tam, pośród dzikich zwierząt i parnego powietrza, czekają na nas niosące otuchę słowa: I już się nie martw Aż do końca swych dni Naucz się tych dwóch Magicznych słów HAKUNA MATATA Jak cudownie to brzmi HAKUNA MATATA To nie byle bzik Okazuje się, że proste, pochodzące z prymitywnego środowiska słowa brzmią równie mocno co najpiękniejsze nawet filozoficzne przypowiastki, aforyzmy tudzież sentencje. Prostotą tych słów rozkładamy na czynniki pierwsze każdego koronawirusa i śmiejemy się w twarz dowolnemu niebezpieczeństwu.
  • 9. Volume 3 Idź przez rzekę / Tu na dole Limboski youtube.com/watch?v=QE-Q1kHS0l0 / youtube.com/watch?v=frXV15Bh7c0
  • 10. W trzeciej odsłonie naszego elektryzującego śpiewnika, prezentujemy Wam proroka. To on swoim utworem - ba, żeby jednym - przewidział ów czarny welon, który tak wszystkim nam zasłonił pole widzenia i sprawił, że straciliśmy kontakt wzrokowy z naszymi najbliższymi. Mowa o Limboskim, którego dwa utwory chcemy polecić Waszej życzliwej uwadze. W pierwszym z nich znajdziecie zapis wewnętrznego monologu. Poraża on nie tylko swoim emocjonalnym nacechowaniem, ale i uniwersalizmem. Słowa śpiewane przez artystę równie dobrze mogłyby być śpiewane, recytowane, mruczane przez każdego z nas. Zabij, zabij, zabij to we mnie Zabij, zabij, zabij to we mnie by swą krótką litanię spuentować - nie wiadomo, czy triumfalnie, czy defetystycznie i z rezygnacją: Coś umiera we mnie Jeśli zdecydujemy się na wariant nie tyle z mniejszą dozą optymizmu, co po prostu optymizmu pozbawiony w zupełności, to płynnie przechodzimy do kolejnego songu z bogatego portfolio Limboskiego. Czemu nawet nie słyszę Jak mnie szeptem kołyszesz Czemu nawet nie czuję Tu na dole Tu czasem jest bardzo ciemno W ciemnościach nie znajdziesz mnie Tu czasem jest bardzo ciemno W ciemnościach nie znajdziesz mnie Życzymy Wam jednak, by to coś udało się Wam zabić jak najszybciej, jak najskuteczniej, jak najbardziej bezpowrotnie.
  • 11. Volume 4 Kładź się na glebę i leż Elektryczne Gitary youtube.com/watch?v=OOJJo8CBZkE
  • 12. Każda i każdy z nas musiał zastanawiać się w tym roku, jaką postawę życiową przyjąć, aby przetrwać pandemiczne dni i tygodnie przy w miarę zdrowych zmysłach. Ci ambitniejsi pewnie przeglądali filozoficzne leksykony, inni decydowali się na rozmowy z bardziej doświadczonymi, jeszcze inni zapewne oddawali się modlitwom, medytacjom tudzież innym formom duchowych doświadczeń. Chory system głupie logo Nowy łańcuch stary wół Kładź się na glebę i leż Nie wyleczysz sam nikogo Choćbyś mnożył się przez pół Kładź się na glebę i leż A tymczasem po raz kolejny okazuje się, że bardzo dobrze sprawdza się filozofia ulicy. Ta filozofia, która jest najbliżej nas, co oznacza, że nie trzeba specjalnie wysilać się, aby ją sobie z powodzeniem przyswoić. Aby korzystać z jej dobrodziejstw, wystarczy się po nią schylić, a dokładniej – nadstawić ucha. W piosence „Kładź się na glebę i leż” Kuba Sienkiewicz daje wyraz swoim poglądom, że oto w chwilach trudnych nie warto szarpać się z losem. Nie ma po co boksować się ze złośliwym fatum. Ba, nie trzeba nawet uchylać się od jego ciosów. Bo nawet jeśli zostaniemy znokautowani, to najlepszym sposobem na przetrwanie życiowych zawirowań, jest pozostanie na glebie. Kładź się na glebę i leż, kładź się na glebę i leż Nie da się na zapas umyć, ani najeść jeden raz Kładź się na glebę i leż Oczywiście, że cała rzesza wyznawców przekonania, że sprawy trzeba brać w swoje ręce, a życie trzeba przeżyć świadomie, oburzy się na taką oto propozycję. Dla niektórych będzie to nawet obrazoburcze. Ale to nie dla nich śpiewa Sienkiewicz, to nie dla nich ta głęboka życiowa mądrość. Bo koniec końców, kto po pandemii będzie miał więcej siły? Ten, kto o wszystko i codziennie się szarpał czy ten, kto spokojnie leżał, nic nie robiąc sobie z koronawirusowego zamieszania? Ano właśnie.
  • 13. Volume 5 Nic nie może wiecznie trwać Anna Jantar youtube.com/watch?v=6sshoTO1sHk
  • 14. O kruchości naszego świata przekonywani jesteśmy właściwie od zarania jego dziejów, by posłużyć się tą piękną frazą. Najpierw o bezwzględnej przemijalności, dotykającej nawet największych z największych, dowiedziały się dinozaury. Później o tym, że wszystko marnością stoi, donosił Kohelet, a jego słowa do dziś powtarzane są na całym świecie. Podobnie jak zaczerpnięte z tej samej krynicy mądrości zdanie, że wszyscy w proch się obrócimy. A później, w nowożytności, to przykłady nietrwałości tego, co trwałe się wydaje, sypały się jak z rękawa. Imperia, dynastie, potęgi lądowe i morskie. Burzono ład estetyczny (dokonując destrukcji miast czy przyrody), a także etyczny (wojny światowe, wojny religijne etc.). Lęk, głuchy lęk na dnie skryty gdzieś Wiele czasu na przygotowanie nas na nieprzewidywalne, ale i nieuniknione, poświęcił Nassim Taleb, rozpisując się o czarnych łabędziach czy indykach, które w oparciu o swoje dotychczasowe życie, zakładały, że każdy kolejny dzień będzie taki sam. Aż przychodziło Święto Dziękczynienia i ich ptasi świat obracał się w perzynę. Dlatego słysząc Annę Jantar śpiewającą „nic nie może przecież wiecznie trwać”, trudno być zaskoczonym. A jednak – wszyscy byliśmy. Gdy koronawirus najpierw odebrał nam dech, a później wziął sobie jeszcze wszystko, czym tak właściwie żyliśmy, a na dokładkę zamknął nas w domach czy w szpitalach – wszyscy byliśmy śmiertelnie zaskoczeni, że „nic nie może przecież wiecznie trwać”. Żyliśmy w przekonaniu, że filary naszej cywilizacji, twardo stojące na dwudziestu wiekach poprzednich epok, są nienaruszalne. A tymczasem, „co zesłał los, trzeba będzie stracić”. Autorzy tego wielkiego przeboju trafnie oddają emocje, wywołane koronawirusem: „lęk, głuchy lęk na dnie skryty gdzieś”. Co gorsza, emocje przeżywane samotnie, bez możliwości podzielenia się nimi z bliskimi czy nawet choćby z zaprzyjaźnioną panią z kawiarni lub pana-barmana z pubu, bo ich lokale zamknięto na cztery spusty. Nic nie może przecież wiecznie trwać Co zesłał los trzeba będzie stracić Nic nie może przecież wiecznie trwać Za miłość też przyjdzie kiedyś nam zapłacić Gdy już wiemy, że „nic nie może wiecznie trwać”, gdy widmo końca tego, co znamy i czym żyliśmy, zagląda nam w oczy, wypełzając ze smartfonów, laptopów,
  • 15. telewizorów, gdy z hukiem runęły posady naszego świata – co nam pozostaje? W wypadku koronawirusa – nic. Podmiot liryczny omawianego utworu mógł znacznie więcej: „kochać nieprzytomnie, jakby zaraz świat miał się skończyć.” Nam o takie szaleństwo coraz trudniej.
  • 16. Volume 6 Man In The Mirror Michael Jackson youtube.com/watch?v=PivWY9wn5ps
  • 17. Co nam wszystkim najbardziej doskwiera podczas pandemii koronawirusa? Odpowiedzi, wbrew intencji pytającego, będą nie tylko zróżnicowane, ale liczne. Na pewno pojawią się tematy dotyczące ciągłego stanu zagrożenia zdrowia i życia, pracy zdalnej, zamkniętych sklepów, odwołanych koncertów, zasłoniętych twarzy, opustoszałych kont bankowych. Można zaryzykować, że ile zapytanych, tyle pojawi się różnych odpowiedzi. Gdyby jednak poszukać wskazania, które powtarzałoby się najczęściej lub które wyciągnięte przed nawias, łączyło wszystkie inne odpowiedzi, czy nie byłaby to samotność? Bo przecież: a) zagrożenie zdrowia zmuszało nas do autoizolacji; b) praca zdalna oddzielała nas od koleżanek i kolegów; c) zamknięte sklepy pozbawiły nas codziennych pogawędek ze sprzedawcami i nie pozwoliły na shopping; d) odwołane koncerty odcięły nas od wspólnego śpiewania czy choćby zbiorowego oklaskiwania artysty; e) zasłonięte twarze zakryły emocje, którymi mogliśmy się dzielić choćby podczas spaceru; f) opustoszałe konta bankowe wywołały wstyd i przymusiły do samotniczego trybu życia. Samotność mogła dopaść każdego i każdemu dać się mocno we znaki. Na szczęście, piosenka Michaela Jacksona „Man in the Mirror” podsuwa pomysł, jak poradzić sobie z tym stanem. A nawet więcej: jak ów pustelniczy stan wykorzystać na swoją korzyść. I'm gonna make a change For once in my life It's gonna feel real good Gonna make a difference Gonna make it right By tak się stało, nie trzeba wychodzić z domu. Nie trzeba mieć milionów na koncie. Nie trzeba wybrać się na coachingową sesję. Wystarczy coś, co każdy z nas ma nie tylko pod ręką, ale i przed oczami. Man in the mirror
  • 18. Spoglądając na niego, spoglądając na samego siebie, przyglądając się nie tyle naszej zewnętrznej oprawie, co wnikając wzrokiem w nasze wnętrze, będziemy mogli dostrzec nasze wady, przywary, niedostatki. W tej skrupulatnej analizie pomoże nam wyciszenie i przestrzeń, gwarantowana właśnie przez samotność. Doceńmy więc towarzystwo człowieka z lustra, wykorzystajmy więc przymusową samotność. If you want to make the world a better place Take a look at yourself, and then make a change
  • 20. Jednym z najgroźniejszych skutków koronawirusa jest podzielenie. Nie chodzi o fakt, że biologicznie wirus się dzieli, a przez to nas tak skutecznie i masowo zaraża. Rzecz w tym, że koronawirus dzieli nas społecznie. Za każdym razem są to podziały zerojedynkowe. Zdrowi versus chorzy. Żywi versus martwi. Wierzący w wirusa versus niewierzący w wirusa. Chodzący w maseczkach versus nie cierpiący kagańców. Przyjmujący wirusa jako coś naturalnego w przyrodzie versus zwolennicy teorii spiskowych. Wyczekujący szczepionki jak zbawienia versus antyszczepionkowcy. Nie ma stanów pośrednich. W każdym z powyższych wypadków trzeba opowiedzieć się po którejś ze stron. Linie podziału są bardzo wyraźne, przypominając głębokie rowy, które znienacka wyrosły – a może raczej: wygłębiły się – na terenie Polski. I co gorsza, oba stojące naprzeciw siebie plemiona spoglądają na siebie nie tyle z niechęcią, co z wrogością oraz wyższością. Każde z nich twierdzi bowiem, że to ono ma rację. I tej racji gotowe jest bronić do ostatniej kropli krwi. Czy też osocza, jeśli wśród bojowników znajdzie się jakiś ozdrowieniec. Nie trzeba dodawać, że w obu wypadkach jest to spore marnotrawstwo. O takich podziałach śpiewa właśnie Kazik w znanej na całą Polskę „Arahji”. Śpiewa o „domu murem podzielonym”, śpiewa o „ulicy murem podzielonej”, na której po prawej świecą neony, a stronę lewą spowija mrok. Ten schizoidalny stan utrzymujący się w społeczeństwie z tego społeczeństwa zdaje się wyrywać i dopada podmiot liryczny. Nie przymierzając, niczym wirus, zaraża zdrowy umysł i każe spojrzeć na siebie, na swoją integralność z podejrzliwością. Być może – nawet z niechęcią. Moje ciało murem podzielone, dziesięć palców na lewą stronę, drugie dziesięć na prawą stronę Nic w tym dziwnego: jeśli jest się po uszy – i to prawe, i to lewe – nieustannie zanurzonym w takie spory, to trudno wreszcie im nie ulec. Pytanie pozostaje zasadnicze: na którą stronę się przechylimy? Pytanie, na które Kazik nam nie odpowie.
  • 21. Volume 8 It’s The End Of The World As We Know It (And I Feel Fine) R.E.M. youtube.com/watch?v=wa43FNUdpU8
  • 22. Wiemy, co spotka nas, gdy przekroczymy granicę naszego miasta – trafimy zapewne do jakiejś mniejszej, okolicznej gminy. Nie zaskoczy nas przekroczenie granic ojczyzny – wiemy przecież, dokąd zmierzamy i jaki kraj jest naszym celem. Niestraszne nam przekraczanie granic kontynentów ani nawet granic stratosfery – w każdym z tych wypadków dysponujemy konkretną wiedzą, co będzie się w takim wypadku z nami dziać. Ale czy wiemy, w jakim stanie znajdziemy się, gdy dojdziemy do granic naszej cierpliwości, wytrzymałości, opanowania? No właśnie. Co gorsza, o ile to my sami decydujemy czy chcemy wyjechać z miasta czy z kraju, o tyle podróż na skraj umysłu odbywa się poza nami. A bywa, że i wbrew nam. O jednej z możliwych reakcji śpiewa Michael Stipe przy akompaniamencie swoich kumpli z R.E.M. Już sama konstrukcja utworu „It’s The End Of The World As We Know It (And I Feel Fine), już sama pędząca na złamanie karku melodia, której towarzyszą słowa wyrzucane w powietrze z prędkością, z jaką rozprzestrzenia się nowa mutacja koronawirusa, już samo to połączenie pokazuje, że stan załamania nerwowego minęliśmy kilka chwil temu. I teraz pozostaje nam już swobodne spadanie. Gdy więc katastrofa otacza nas z obu stron – bo za plecami mamy pandemię, która wprawiła nas w nerwowe rozedrganie i doprowadziła do takiego stanu, a przed sobą mamy ścianę, w kierunku której zmierzamy bez możliwości zaciągnięcia ręcznego hamulca – cóż można zrobić? Po pierwsze, nie ma sił, aby porwać się na jakieś działanie. Zbyt jesteśmy wyczerpani walką z pandemią, zbyt dużo kosztowały nas codzienne zmagania z izolacją, lockdownem, ograniczeniami. Po drugie, przykra świadomość, że już nic dobrego nas nie czeka, a na spotkanie z nami wybrała się już otchłań, osłabia motywację do kontrreakcji, do ostatniego zrywu. Ponawiamy więc nasze pytanie: cóż można zrobić? Nic. Można się tylko fajnie poczuć. I o tej fajności, dziwnej mieszance katastrofy i katharsis, śpiewa Stipe. Kreśląc obrazy jak z sennego koszmaru – bo i sama piosenka inspirowana jest ponoć jednym ze snów artysty – kwituje je prostym: I feel fine Niezależnie od tego, jakie zjawiska się nam objawiają (trzęsienia ziemi, oko huraganu, dzikie Furie) – „I feel fine”. Widząc na własne oczy, jak kończy się nasz świat – „I feel fine”. No bo co innego można zrobić?
  • 23. Terapeutyczny wpływ tej piosenki wynika też z tego, że jej tekst nie zachęca nas do przyjęcia jakiejś wymagającej postawy. W galerii postaci przywoływanych przez Michaela Stipe’a („Leonard Bernstein, Leonid Brezhnev, Lenny Bruce and Lester Bangs”) nie odnajdziemy Pana Cogito, w ściśle dopasowanych do siebie i zgniecionych jak śledzie w puszce słowach tekstu nie ma już miejsca na patetyczne frazy Czesława Miłosza. Bez wyrzutów sumienia, bez względu na zgliszcza wokół nas możemy z szaleńczym błyskiem w oku powiedzieć: „I feel fine”.
  • 25. Cóż, nie ma co ukrywać. Polacy jako naród słyną z wielu rzeczy. Wszyscy znamy się na piłce nożnej, polityce i marketingu. Jesteśmy znani ze swojego kombinowania, które w trudnych chwilach pozwala nam wyjść z opresji, a w chwilach łatwych pozwala zirytować wszystkich wokół. Znają nas z naszej brawury na szosach, dwupasmówkach i autostradach. Wszem i wobec wiadomo, że to my jesteśmy przedmurzem chrześcijaństwa, nic więc dziwnego, że coraz głośniej jest o naszej tolerancji i miłości do bliźniego. Ale wobec tego całego natłoku pozytywów, jest jeden minus. Jednego o nas nie da się powiedzieć. Nikt nie uwierzy, że Polacy czytają poezję. Jak widać, ten fakt nie dotarł jeszcze do rzesz nadwiślańskich poetów, których niewielkie grono regularnie przeżywa emocje i miewa przemyślenia, które następnie przelewa na papier, aby podzielić się nimi z… No właśnie, z kim? Z krytykami? Z jurorami konkursów poetyckich? Z redaktorami pism literackich? Co gorsza, przyjmując, że czytelnicy poezji wywodzą się przede wszystkim ze starszych roczników i bardziej doświadczonych życiowo pokoleń, można założyć, że i tak wąskie już grono miłośników wierszy z roku na rok będzie się wykruszać. Aż nie ostanie się kamień na kamieniu, by pozostać przy twardych jak skała metaforach. Na trudną sytuację poety urodzonego pod biało-czerwoną flagą zwraca uwagę kapela T.Love. Dodatkowo, w czasach, gdy normalnością stało się codzienne porównywanie liczby covidowych zgonów, wydźwięk piosenki „Poeci umierają” zyskuje drugie dno. Poeci umierają w pałacach swych, W biedzie swej Pod okiem władzy są zupełnie nadzy Nadzy, nadzy, nadzy, nadzy Autor tekstu, Muniek Staszczyk, sam będący przecież poetą, który liryczną wrażliwość skutecznie połączył z rockowym pazurem, podkreśla nie tylko materialny niedostatek osób parających się wierszami. Niedostatek, którego nota bene sam doświadczył, pracując swego czasu na zmywaku w Wielkiej Brytanii, to jednak nie wszystko. Wątłe barki – bo pisanie jest na tyle czasochłonne, że brakuje już czasu na pompki, skłony i przysiady – muszą przyjąć jeszcze jeden ciężar. Ciężar samotności. Poeci umierają, zapalam świeczkę dla nich dziś
  • 26. Pamiętajmy, pamiętajmy W samotności swej, bez miłości Oni umierają, umierają! Izolacji doświadczamy wszyscy – poprzez kwarantannę, społeczny dystans czy zamknięte drzwi do miejsc, w których do marca 2020 roku mogliśmy bywać bez ograniczeń. To sprawia, że poeci – już wcześniej osamotnieni – teraz tego odosobnienia doznają w podwójnym wymiarze. Nie brzmi to dobrze. Być może tę nieciekawą sytuację odmieni pandemia. Bo jednym ze sposobów na szukanie odpowiedzi czy też zapewnienie sobie ukojenia może być poezja właśnie. Kontakt z kunsztowne napisanymi wersami może być jak haust świeżego powietrza. Uwaga: w lekturze i w hauście nie przeszkodzi nawet maseczka. Bez względu na to, czy sięgniemy po mistrzowsko radzącego sobie ze słowem Bolesława Leśmiana, czy wybierzemy żywą jak złoto twórczość Stanisława Barańczaka, czy też zanurzymy się w gęstą atmosferę wierszy Marcina Świetlickiego – możemy na tym tylko zyskać. Na wstępie tych przydługawych rozważań brakło jeszcze jednej charakterystycznej cechy dla Polaków. To u nas gra Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. To my nie odmawiamy pomocy potrzebującym. To u nas kwitną dziesiątki charytatywnych akcji, uzupełniających niedostatki państwa i niosących realne wsparcie. Szarpnijmy się więc wspólnie i wydajmy raz na kwartał 30 – 45 złotych na dowolny tomik poezji. Siostry i bracia, czytajmy poetów!
  • 28. Jak twierdzą antycovidowcy, koronawirus powstał po to, aby zamknąć nam usta i zniewolić. Metaforycznym i jednocześnie namacalnym na to dowodem jest obowiązek noszenia kagańców, tfu, masek. Rzesze na całej ziemi głośno (sic!) wyrażają swoje niezadowolenie z takiego stanu rzeczy, organizując demonstracje, wydarzenia na Facebooku czy masowo produkując tweety, posty bądź inne tekstowe formy, przybierające nieraz formę płomiennych manifestów. I tym samym, zaprzeczając swojej podstawowej inspiracji, jakoby pandemia COVID-19 równałaby się z cenzurą. Do jakich wniosków doszliby amerykańscy naukowcy, gdyby zlecić im zbadanie korelacji między czasami zarazy a liczbą teorii spiskowych, dynamiką przyrostu ich zwolenników oraz czasem ich trwania? O zaraźliwości plotek, niesprawdzonych informacji czy fake newsów można dowiedzieć się z utwory Kayah „Na językach”. Już pierwsze wersy udowadniają, że tekst dobrze wpasowuje się w covidowy klimat: Powiem wam, że kogoś znam kogoś, Kto zna ponoć jego samego Czy to nie brzmi jak wypowiadane przez nas z lekkim drżeniem głosu zdania o naszych znajomych, których dopadł koronawirus? No ale w tych rozważaniach nie o chorych chodzi. Bardziej o tych, którzy w chorobę nie wierzą, podważają rekomendowane środki bezpieczeństwa dystans – dezynfekcja – maseczki i zniechęcają do stosowania szczepionek. W tych ostatnich upatrują mikrochipów i szczerze oburzają się, że szczepionki wykonano z abortowanych płodów. Właśnie o takiej szkodliwości i jej rozprzestrzenianiu się za pomocą szybko paplających języków śpiewa dalej Kayah: Język ludzki czasem przypomina psa, Co zerwał się z łańcucha ciemną nocą Koniecznie trzeba zwrócić uwagę na trafność zwierzęcej metafory. Bo przecież wszyscy, którzy zaprzeczają istnieniu koronawirusa, przyrównują maseczki do kagańców. A na czyj pysk zakłada się kaganiec? No właśnie. Kayah dorzuca jeszcze jedną celną prawdę, która bardzo zgrabnie i przekonująco wyjaśnia popularność i skuteczność fake newsów: Prawda z ust do ust jest całkiem inna
  • 29. Bo nie ludzie słowa, Ale słowa ludzi niosą Te słowa dobitnie pokazują, skąd bierze się efekt kuli śnieżnej i dlaczego tak, bo za pomocą kilku postów w mediach społecznościowych, wywołać lawinę emocji. A że w trakcie pandemii wszyscy jesteśmy szczególnie rozemocjonowani, to o taki efekt szczególnie łatwo.
  • 30. Volume 11 Lust for Life Iggy Pop youtube.com/watch?v=jQvUBf5l7Vw
  • 31. To godna uwagi umiejętność naszego organizmu, chciałoby się powiedzieć: wrodzona. Otóż, za pomocą mikrobów zasiedlających ludzki przewód pokarmowy, do mózgu trafiają sygnały, jakich składników nam brakuje i o jakie trzeba koniecznie wzbogacić codzienną dietę. I tym samym zachować zdrowie czy prawidłowe funkcjonowanie. To dlatego miewamy trudną do wytłumaczenia ochotę na konkretne danie czy posiłek. Czy w trakcie covidowej pandemii odczuwamy apetyt na coś szczególnego? Czy brakuje nam czegoś, czego naszemu organizmowi najbardziej potrzeba, aby pozostać przy zdrowiu? Być może odpowiedź na to pytanie chciałyby poznać restauracje, kawiarnie czy inne gastronomiczne punkty, które w trakcie panoszenia się COVID-19 walczą o przetrwanie. Gotowe są więc chwytać się każdej brzytwy, byleby utrzymać się na rynku i utrzymać płynność finansową. Trudno przewidzieć, czy tę jedzeniową branżę zadowoli odpowiedź serwowana przez Iggy’ego Popa i przytaczana w niniejszym tekście. Lust for life Już pierwsze takty są w stanie pobudzić każdego, nawet najbardziej znużonego kwarantanną czy otępiałego od ciągłych obostrzeń obywatela. Energetyzująca, oparta na szczególnie chwytliwym rytmie melodia jest idealną muzyczną emanacją tytułowego apetytu na życie. Na życie rozumiane jako obfite danie, uwodzące pełnią smaków i nie tyle sycące z każdym kolejnym kęsem – co wzbudzające apetyt na jeszcze jeden kawałek. Takie właśnie życie w połowie kęsa, między przysłowiowymi ustami a brzegiem pucharu, przerwał nam koronawirus. Nie tyle przerwał, co napluł w talerz, zabrał krzesło i jeszcze uderzył nas talerzem w głowę. Słuchając piosenki Iggy’ego Popa nietrudno zatęsknić za życiem i w nieograniczonym obżarstwie tymże. Nawet jeśli wiemy, że pierwotnie tekst napisany przez punkową legendę dotyczy owszem, życia – ale życia zrujnowanego przez uzależnienie od narkotyków. My jednak, będąc na głodzie od kilkunastu miesięcy, desperacko sięgamy po utwór „Lust for Life”, aby choć przez chwilę posmakować radosnej egzystencji. Nawet jeśli to smakowanie przypominać będzie raczej lizanie pączka przez szybę niż rasową degustację.
  • 32. Volume 12 Zakazany owoc Krzysztof Antkowiak youtube.com/watch?v=BPsOidDNIl0
  • 33. Jednym z osiągnięć współczesnej psychologii jest zidentyfikowanie efektu białego niedźwiedzia. Ów efekt ma oznaczać to, że nie potrafimy zapanować nad swoimi myślami. Albo to, że nasz umysł jest bardzo przekorny. Rzecz w tym, że jeśli ktoś powie nam: „pod żadnym pozorem nie myśl teraz o białym niedźwiedziu, niech twoje myśli koncentrują się na wszystkim innym, byleby nie na białym niedźwiedziu”, to zaczniemy myśleć właśnie o tym polarnym drapieżniku. Tak przynajmniej twierdzą naukowcy. A jak to się ma do pandemii? Zakazany owoc dumnie krąży mi nad głową Zakazany owoc, marzeń ciemnych tabu Zakazany owoc, znowu szansa przeszła obok Choć już czułem ten smak, o o! Zamknięci w domach spostrzegamy, jak bardzo pandemia przewróciła nasze życie. To, co kiedyś było czymś naturalnym, oczywistym i na wyciągnięcie ręki – teraz stało się niedostępne. A nawet więcej. Zostało zabronione i zakazane. Bez dyskusji. Bez negocjacji. Bez pytania o zdanie. Tak po prostu. Jednostronnie. Tak nagłe i stanowcze obostrzenia musiały być szokiem dla archetypicznego Polaka, miłującego swoją wolność ponad wszystko. Narodowy symbol, orzeł biały, spoglądający na pandemiczne kajdany spadające znienacka na Polskę od Bugu do Odry, od Bałtyku do Tatr, musiał z niedowierzaniem kręcić dziobem. Sam przecież nie przywykł, aby cokolwiek krępowało jego skrzydła. On, podobnie jak i tytułowy zakazany owoc, lubi dumnie krążyć nad głowami. Trudno się dziwić, że trudno było z marszu odzwyczaić się od normalnego trybu życia. Ot tak zapomnieć sobie o spotkaniach, wizytach w teatrze czy kinie, korzystaniu z siłowni czy basenu. Zresztą, listę rzeczy zakazanych każda z Polek i Polaków mogli indywidualnie. Ile ludzi w narodzie, tyle byłoby list z konkretnymi zakazanymi owocami, które bezustannie krążą nad głową. O to, aby nie było łatwo ulec pokusie, czyli aby „znowu szansa przeszła obok”, dbały odpowiednie służby. Ale to już opowieść, która zasługuje na własny soundtrack.
  • 34. Volume 13 Takie tango Budka Suflera youtube.com/watch?v=_4_p3FM88jA
  • 35. „Pójść w tango” to synonim ostrej hulanki. Niekoniecznie takiej, którą chciałoby się zapamiętać, a jeszcze bardziej prawdopodobne jest, że ktoś chciałby się nią chwalić. Ten rodzaj zabawy charakteryzuje się też wysokim ryzykiem nieszczęśliwego zakończenia. I, co ważne, za każdym razem jego przebieg jest inny, niepowtarzalny. No bo jak tu coś zaplanować, skoro nie można nad sobą – zapanować? Mimo tej nieciekawej charakterystyki, rozrywka typu „pójść w tango” cieszy się niesłabnącą popularnością. Ba, to nie wszystko. Nawet ci, którzy poszli i wrócili – zmarnowani, zmitrężeni, wczorajsi – nie nabyli odporności i nie zrezygnowali z tej zabawy. Poszkodowany organizm zregenerował się i wykazuje gotowość do podjęcia kolejnego tego typu wyzwania. W tango można pójść z też koronawirusem. Pod jednym warunkiem – trzeba pamiętać, że: Do tanga trzeba dwojga Zgodnych ciał i chętnych serc Bo do tanga trzeba dwojga Tak ten świat złożony jest” Nic nie stoi na przeszkodzie, aby zaprosić do tańca koronawirusa i dać mu wyszaleć się w swoim organizmie. Brzmi nieodpowiedzialnie? A czy ktoś z nas nie słyszał o koronaparty, czyli celowym i masowym zarażaniu się tym wirusem? Czy ktoś z nas nie widział – w serwisach informacyjnych, na manifestacjach czy po prostu gdzieś w sklepie – ludzi, którzy brakiem maseczek czy nie zachowywaniem dystansu, świadomie narażali siebie oraz innych na zakażenie? Ale jest i dobra wiadomość – skoro do tanga trzeba dwojga, to jest i taka opcja: Nie będzie tanga między nami Choćby nawet cud się ziścił Nie pomoże nic” I to jest chyba najprzyjemniej brzmiąca, najbardziej melodyjna, najsłodsza dla naszych uszu zachęta do autoizolacji, kwarantanny, dystansowania się. Paradoksalnie, tekst śpiewany przez dinozaurów polskiego rocka, powinien być najlepiej zrozumiany przez najmłodsze pokolenie. Bo to ta generacja wynalazła selfie, odnalazła sens życia
  • 36. w smartfonach i świadomie wyłączyła się z wielu aspektów społecznego w życia. Decydując się w zamian na pogoń za wirtualnymi pokemonami, zdobywaniem kolejnych fragów lub na dobre zagnieżdżając się w mediach społecznościowych.
  • 37. Volume 14 Sleep Well Beast The National youtube.com/watch?v=kwraJAssyuE
  • 38. Wszyscy dobrze znamy ten przeszywający dreszcz, gdy bliski nam bohater popkultury rzucał w twarz swemu podłemu przeciwnikowi zdanie będące zarazem podsumowaniem ich trudnej relacji, a także ostatecznym i nieodwoływalnym pożegnaniem. Terminator mówił: „Hasta la vista, baby”. Zorro co prawda nic nie mówił, ale swoją szpadą wykonywał w powietrzu znak Z. Porucznik Raine, grany przez Brada Pitta w „Bękartach wojny”, wycinając swastykę na czole pułkownika SS Hansa Landę, stwierdza: „Myślę, że to może być moje arcydzieło.” Tony Montana ze „Scarface” do wrogów krzyczał: „Przywitajcie się z moim koleżką!”, po czym wyciągał karabin. A stały bohater bożonarodzeniowych świąt w Polsce, John McClane ze „Szklanej pułapki” na chwilę przed rozprawieniem się z nieprzyjaciółmi, gromkim głosem oznajmiał: „Yipee- kay-yay, motherfucker!” Popuśćmy wodze fantazji. Wyobraźmy sobie, że wreszcie dopadliśmy koronawirusa i możemy raz na zawsze przesądzić o jego losie. Nasza dłoń zaciska się na jego krtani, nasz wzrok wbija koronawirusa w ziemię, a w naszych oczach odbija się gasnące życie wroga, który był z nami, obok nas, w nas przez ostatnie miesiące. Co byśmy mu powiedzieli? Sleep well beast Ten cytat z utworu The National wydaje się pasować idealnie. Nie ma w nim nadmiernej ekspresji. No bo skąd brać siłę na okrzyki, skoro wszyscy jesteśmy pandemią niemal śmiertelnie wyczerpani? Jak tu wykrzesać z siebie radość, skoro nasza psychika dostała manto niczym niezawodny w tym temacie Marcin Najman? No i wreszcie – jak tu dać ponieść się euforii, skoro wszyscy wiemy, że koronawirus nie odchodzi na dobre, a zostaje z nami. I zawsze gdzieś tu będzie, stanowiąc stałe, choć przyczajone zagrożenie? We’ve been stuck out here in the hallway for way way too long I’m at a loss, I’m at a loss, I’m losing grip The fabric’s ripped Właśnie dlatego koronawirusowi życzyć możemy jedynie jak najdłuższej, jak najmroczniejszej i jak najchłodniejszej nocy. Muzyczne tło – delikatna elektronika, szumy i trzaski – również stanowi pasującą ilustrację do takiej hipotetycznej sceny. Sam koronawirus wszakże też działał w ciszy. Być może towarzyszyły mu przytłumione odgłosy pojawiające się w naszym organizmie: odległy bulgot w żołądku,
  • 39. szmery w płucach, przyspieszający lub zwalniający rytm serca, dobiegający z daleka chrzęst kości. Na pewno nie było tam eksplozji, terkoczących wystrzałów z karabinów czy choćby świstu stalowego ostrza, przeszywającego powietrze w kształcie litery Z.
  • 41. Skutkiem koronawirusa nie jest zmęczenie. Nie jest ból w klatce w piersiowej. Nie jest nim trudność przy oddychaniu. Skutkiem koronawirusa jest śmierć. Wszystko inne to są objawy. Można by górnolotnie rozpisywać się, jak to wdarł się on do naszej cywilizacji, jak zaatakował podstępem i jak wywrócił do góry nogami nasze życie. Kusi, aby zamoczyć pióro w kałamarzu z napisem „Patos” i następnie kreślić wyrazy na śnieżnobiałym papierze. Kałamarzu pokaźnego, z którego na dodatek zawartość się ulewa. Do wzniosłości i słów pisanych ze ściśniętym gardłem zachęca tematyka śmierci – sprawy przecież należącej do katalogu spraw ostatecznych. Nie sposób stwierdzić, aby pandemia COVID-19 zachęciła nas do pogłębionej refleksji o odchodzeniu. Pandemia COVID-19 chwyciła nas za twarze i te twarze przycisnęła do cieniutkiej szyby, za którą owa śmierć stoi. I trzyma nas tak, w swym uścisku. A im bliższe nam osoby odchodzą, tym głośniej słyszymy trzask pękającej szyby, tym wyraźniej dostrzegamy otaczające nas pajączki na szkle. Dlatego dla kontrastu, dla dobra naszej psychiki, o sprawach smutnych i nieuniknionych porozmawiajmy spokojnie. Bez wielkich liter. Bez popadania w depresję. Jurij Szewczuk z rosyjskiego DDT pokazuje nam, jak można to zrobić. С нами память сидит у стола, А в руке ее пламя свечи. Ты такою хорошей была. Посмотри на меня, не молчи Przytaczany utwór ma konstrukcję intymnej rozmowy dwójki bliskich sobie osób. Tematem ich dialogu jest podsumowanie życia jednej z nich i tego, co po sobie ona zostawi. Podmiot liryczny, odwołując się do prostych obrazów, towarzyszących nam w codzienności, uzmysławia nam, jak niewiele zostaje po nas materialnych rzeczy. Tym samym, zwraca uwagę na to, co naprawdę istotne w naszym życiu. Relacje, jakie tworzymy. Szewczukowi udaje się rzecz jeszcze jedna. Nie tylko umiejętnie prowadzi słuchacza, nawigując go pośród dziur banału i korzeni maligny. Jego utwór, poprzez takie silne osadzenie w codzienności, nakierowuje uwagę odbiorcy na to, co sprawia największy ból po odejściu kogoś bliskiego. Najbardziej boli nieobecność. Cisza. Pustka w tej przestrzeni, którą do tej pory zajmowała postać. Pustka, czyli:
  • 42. Это все, что останется после меня, Это все, что возьму я с собой
  • 43. Volume 16 Guardian Angel Lou Reed youtube.com/watch?v=0Tvf2yjrg0c
  • 44. COVID-19 zmienił naszą codzienność w wielu obszarach. Także w tym prawnym. Aby narzucane obostrzenia przyniosły pożądany rezultat, niezbędna była dyscyplina całego społeczeństwa. A że Polki i Polacy nie słyną z nadmiernego umiłowania porządku, a co dopiero dyscypliny – kojarzącej się przecież z Niemcami, z którymi mamy szorstką przyjaźń – to niezbędne okazało się zaoferowanie narodowi pomocnej dłoni. Dłoni trzymającej raz notesik do wypisywania mandatów, raz trzymającej szczekaczkę, a raz – gumową pałkę do zaprowadzania porządku. Dłoń życzliwą w swej stanowczości i stanowczą w swej życzliwości. Dłoń, która zawsze lepiej od nas wie, co powinniśmy zrobić – a czego robić w żadnym wypadku nie powinniśmy, aby sobie nie zaszkodzić. Dłoń, która musi należeć do anioła stróża. A dokładniej, funkcjonariusza Anioła Stróża: I have a guardian angel I keep him in my head I have a guardian angel Who keeps bad things from me O Policji i jej działaniach podejmowanych w trakcie pandemii myśleć można tylko ciepło. Tylko. To dzięki zwartym szeregom funkcjonariuszek i funkcjonariuszy nie gubimy się w gąszczu dziesiątek przepisów tworzonych przez władzę ustawodawczą. To właśnie dłoń funkcjonariusza Anioła Stróża w odpowiednim momencie chwyta nas za kołnierz, odciąga od złego i gani nas wskazującym palcem. Przecież gdyby nie niebiańska postać, moglibyśmy na przykład złamać zakaz wchodzenia do lasu, narażając na zagrożenie drzewa-seniory bądź sowy w wieku emerytalnym. Bezmyślnie wsiąść na rower i przejechać pustymi nadwiślańskimi Bulwarami, rozsiewając niczym szwadrony śmierci szkodliwego koronawirusa. Albo złamać sylwestrową godzinę policyjną i w zapomnieniu wyjść z zimnymi ogniami w dłoni przed blok. Through malevolent storms and crystals drums The angel on my right Has lifted me up and set me down Always showing me what’s right
  • 45. Na szczęście dla nas, dłoń funkcjonariusza Anioła Stróża we właściwym momencie ściska nas serdecznie za ramię, powstrzymując od błędu. Ściska. Wiarygodności temu utworowi dodaje postać autora tekstu, Lou Reeda. Klasyczny punkowiec, który w swoim życiu zakosztował morza alkoholu i gór narkotyków (co też odbiło się, niestety, na jego zdrowiu), który nie raz i nie dwa był na bakier z prawem i bliżej było mu do podziemia niż światła dziennego, w blasku którego prawo wygląda najokazalej. Otóż ten punkowiec na stare lata pojął błędy młodości. Doceniając swojego Anioła Stróża i nam podpowiada, że w czasach wrogich burz polegać musimy na naszych niebieskich, ups, niebiańskich funkcjonariuszach. Musimy.
  • 47. Jakie mamy skojarzenia z huśtawką? Te oczywiste to oczywiście ruch góra – dół. Te mniej oczywiste, ale wciąż łatwe do wygenerowania to beztroskie dzieciństwo, ale i upadki z siedziska bądź też niespodziewane ciosy tymże siedziskiem w głowę. A bywało, że i w buzię. Na samym skraju naszej skojarzeniowej osi są te, w których huśtawka przypomina nam ludzkie wahadło, raz wprawione w ruch i nie mogące być zatrzymanym, pozostające niesterowalnym dla doczepionego doń człowieka. Raz tylko dany ci czas Ani on twój, ani czyj, Z czasem się wszystko ustoi, Żyj na huśtawce, żyj Ci posługujący się angielszczyzną, mają taki zwrot, że życie jest jak rollercoaster (tak, mają też powiedzenie, że życie jest jak pudełko czekoladek). Lecz ten rollercoaster nijak ma się do życia spędzanego na kwarantannie, w pozamykanym świecie, w autoizolacji. Bo do takiego wagonika wsiada się parami lub w jeszcze szerszym gronie, podczas przejażdżki bawimy się przednio, pędzimy z oszałamiającą prędkością, a zdarza się, że krzyczymy z radości. Dlatego my, w czasie pandemii, sięgamy po bliższą nam „Huśtawkę” Jacka Kleyffa. Siada się na nią w samotności, łagodny rytm nie wytrąca nam myśli z głowy, ciszy i spokoju sprzyjającym refleksjom nie zakłóci nam nawet skrzypiący łańcuch, na którym jesteśmy zawieszeni. Jeden jest rytm, jeden rytm, Ważny jest wydech i wdech Nasyć się równym oddechem, Nasyć się dzisiaj za trzech Bez względu na banalność frazy życiu na huśtawce, trzeba przyznać, że ostatnie miesiące tak właśnie dla większości z nas wyglądały. Pierwszy zjazd zaliczyliśmy wraz z pierwszym lockdownem, by później wznosić się wraz z kolejnymi eliminowanymi obostrzeniami. Druga fala mocno ściągnęła nas ku ziemi, by wreszcie zmienić kierunek wraz z pierwszymi szczepieniami. W międzyczasie huśtaliśmy się w rytm wieści o zachorowaniach i zgonach dalszych i bliższych nam osób oraz w takt doniesień o kolejnych ozdrowieńcach.
  • 48. Wsłuchując się w słowa spod pióra Jacka Kleyffa, czujemy nie tylko ruch huśtawki. Zwracamy też uwagę na rzecz tak naturalną, a przez to rzadko zauważalną, jak oddech. Oddech, który w czasie pandemii COVID-19 stał się symbolem zdrowia, wolności, życia. I tu znów widać jak na dłoni przewagę rodzimej huśtawki nad bezdusznym, mechanicznym rollercoasterem. Ten drugi nie daje żadnej szansy na świadome zachłyśnięcie się powietrzem. Co najwyżej, pozwala, aby wiatr zdemolował nam fryzurę lub wychłostał po policzkach. Siadając na huśtawkę, możemy bez obaw nacieszyć się równym oddechem. Nawet za trzech – póki możemy, póki mamy siłę, póki jesteśmy na huśtawce, a nie pod nią, oczekując, jak za ułamek sekundy uderzy nas w głowę.
  • 49. Volume 18 The More You Ignore Me, The Closer I Get Morrissey youtube.com/watch?v=jGdSpYMsk5A
  • 50. Trudno wskazać konkretną datę, gdy słowo „koronawirus” zagościło na naszych ustach. Na pewno było to dawno temu. Ale jeszcze trudniej byłoby wymienić choćby jeden dzień, gdy o koronawirusie się nie mówiło. Rozprawiają i rozprawiamy o nich wszędzie: w telewizji, w radiu, w internetach, w mediach społecznościowych, w SMS, na ulicy, w sklepie, na klatkach schodowych. Każdy z nas ma coś do powiedzenia o koronawirusie i pandemii. W dobie wyrównywania społecznych nierówności, gdy postępowe siły w społeczeństwach na całym globie dążą do usunięcia nietolerancji przy jednoczesnym zapewnieniu jednakowych warunków do życia, musimy wskazać na oczywistą niesprawiedliwość. Czy ktoś z nas chociaż raz spytał, co do powiedzenia miałby nasz główny obiekt zainteresowania? Czy zapewniliśmy mu warunki do wypowiedzi? Daliśmy mu szansę do zajęcia stanowiska? Czy nas, humanistów i miłośników słowa pod każdą postacią, nie ciekawi, co niepozorny koronawirus chciałby nam przekazać? Póki nie zdecydujemy się na taką kurtuazję, możemy jedynie przypuszczać, co byśmy usłyszeli od naszego antagonisty. Czy chciałby się nam na coś poskarżyć? Chyba nie. Jest mu u nas dobrze, warunki do rozwoju ma idealne i widzimy, że czuje się doskonale na każdym kontynencie i w każdych warunkach klimatycznych. Czy mógłby czegoś od nas żądać? Raczej nie. Wszak czego zapragnie, to ma. A jak nie ma, to sobie weźmie. Czy chciałby nas o czymś poinformować? Trudno podejrzewać go o taką życzliwość. To przecież złośliwa bestia, która do tej pory swoje tajemnice chowała przed nami w największej skrytości. A propos złośliwości… To może koronawirus obdarzyłby nas jakąś uszczypliwością? Może chciałby rzucić nam w twarz coś aroganckiego? Swoją butną wypowiedzią podkreślić naszą bezsilność wobec niego? Może swoje zdanie zaczerpnąłby z piosenki innego aroganta, Morrissey’a? The more you ignore me, The closer I get Tym samym udowodniłby nam, że jesteśmy na niego skazani, bez względu na zajętą przez nas postawę. Nawet więcej – jeśli koronawirusowi nie poświęcimy wystarczająco dużo uwagi, on wyrządzi nam podwójną krzywdę. Im silniej będziemy ignorować tego, któremu nie dajemy dojść do słowa, tym bliżej nas on będzie.
  • 51. Volume 19 W deszczu maleńkich żółtych kwiatów Myslovitz youtube.com/watch?v=3-kApwni9jo
  • 52. Gdyby można było przeprowadzić ogólnoświatowe badanie dotyczące treści ludzkich myśli w czasie pandemii COVID-19, to jakie byłyby jego wyniki? O czym najczęściej rozważamy, co najskuteczniej zaprząta naszą uwagę? Na pewno sporo naszych trosk wynika ze stanu zdrowia naszego i naszych bliskich. Martwimy się o naszą zawodową przyszłość, o ekonomię. Frustrujemy się zmianami w naszym życiu, na które to zmiany wpływu nie mamy. A jak często myślimy o czymś pozytywnym? Jak znaczną część poświęcamy na wyobrażanie sobie świata po pandemii i bez koronawirusa? I jak ten piękny świat mógłby wyglądać? Może tak, jak śpiewa Artur Rojek: W deszczu maleńkich żółtych kwiatów W spokoju, przy sobie, nie czując czasu Już samo wyobrażenie sobie deszczu jako symbolu oczyszczenia – żeby przypomnieć choćby postać Travisa Bickle’a z „Taksówkarza” i jego marzenie o oczyszczeniu brudu miasta przez spadające z nieba krople – niesie ze sobą pewną ulgę. Wytchnienie od codziennych trosk niesie także obietnica możliwości rozpoczęcia na nowo tego wszystkiego, co zostało nam zabrane. Gdy spadnie na nas już ten upragniony, oczyszczający deszcz, taki restart będzie możliwy. Pójdziemy ze sobą powoli, obok Do końca wszystkiego, żeby zacząć na nowo Jedyne zmartwienie jest takie, że nikt z nas nie wie, kiedy ten tak mocno upragniony deszcz wreszcie spadnie. To pozostaje poza naszymi możliwościami wpływu. Aby więc uprzyjemnić sobie ten czas oczekiwania i osłodzić choć nieco gorycz dnia teraźniejszego, tym bardziej powinniśmy mieć w głowie wizję tego dobrego, co kiedyś nas na pewno spotka. Po drugiej stronie Na pustej drodze Tańczy mój czas W strugach deszczu dni toną Dotykam stopą dna
  • 53. Volume 20 You Can’t Judge Book by Its Cover Stevie Wonder youtube.com/watch?v=GwrP5T_D6H0
  • 54. Pojawienie się koronawirusa wzbogaciło nasze życie o nowe elementy. Jak Polska długa i szeroka, zaczęliśmy interesować się liczbą respiratorów. Dostrzegliśmy istnienie zbiorników na tlen. Naszą codzienną modę urozmaiciły maseczki. Budżety domowe ucierpiały z powodu zakupu lateksowych rękawiczek oraz płynów do dezynfekcji. Ale nie o tych nowościach tu mowa. Bo najbardziej spektakularnie czas pandemii wykorzystały książki. To one pojawiały się w prime time w każdej stacji w każdej telewizji w każdym kraju. To one były cichym bohaterem drugiego planu każdej wideokonferencji. To po nich, stojących w równym rządku lub powciskanych jedna między drugą, uszeregowanych tomami lub wymieszanych według zupełnie losowego porządku, błądziły nasze oczy, gdy rozmówca zbaczał z tematu bądź z lekka przynudzał. To dzięki książkom mogliśmy dopełnić obraz osoby występującej na ich tle czy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy warto tej osoby słuchać. To dzięki tej literackiej dekoracji szukaliśmy czytelniczych inspiracji i dowiadywaliśmy się, po jakie pozycje sięgają osoby, które cenimy. Yeah, ‘cause you can’t judge a book by its cover My papa used to say: look child Look beyond a tender smile ‘cause you can’t judge a look by the lover Ale, jak przestrzega nas Stevie Wonder, same okładki nic nam nie powiedzą. Nie to, żebyśmy podejrzewali, iż przewijające się w nieskończonym korowodzie na naszych ekranach telewizorów i monitorach laptopów postacie nie czytały tych wszystkich zacnych pozycji, zdobiących ich salony. Ale życie podpowiada nam, że odrobina ostrożności nigdy nie zaszkodzi. Przecież nie bez powodu na rynku kupić można monumentalne grzbiety książek czy tomiszczy, które jednak tylko miarkują wielką literaturę, bo poza grzbietami nie kryją choćby jednej kartki? Skoro wiemy, że celebryci czy instagramowi trendsetterzy na większości swoich zdjęć pozują w wypożyczonych strojach, to dlaczego mielibyśmy odmówić podobnej próżności politykom, komentatorom, dziennikarzom? Zwłaszcza że pożyczenie książki od życzliwego sąsiada jest prostsze niż sprawienie sobie wystrzałowej kreacji. ’cause you can’t judge a book by its cover Only time it’s gonna show Only time will let us know
  • 55. Dlatego nim cmokniemy z zachwytu nad biblioteczką oglądanej osoby, posłuchajmy uważnie, co ta osoba ma nam do powiedzenia. I na tej podstawie zdecydujmy, czy rzeczywiście ma głowie te wszystkie treści, które są ukryte za okładkami jej książek.
  • 56. Volume 21 Dedicated Follower of Fashion The Kinks youtube.com/watch?v=oxYGOSSj9A0
  • 57. Czas pandemii to czas stress testów dla wielu obszarów naszego życia. Wielkim obciążeniom poddana została służba zdrowia. Na próbę ognia wystawiona została krajowa gospodarka. Na skraj wytrzymałości doprowadzana jest ludzka psychika. Ale jest jedna dziedzina, która również staje twarzą w twarz z ultymatywnym wyzwaniem, a o której mówi się rzadko. Lub wcale. Myślimy tu o zamiłowaniu do mody, pielęgnowaniu indywidualnego stylu, dbaniu o wizerunek. Przed pandemią, motywacji do robienia dobrego wrażenia nie brakowało. Codzienne wyjścia do pracy, biznesowe rozmowy, delegacje. Spotkania ze znajomymi, wizyty w kawiarniach czy restauracjach. Przyjmowanie gości i następujące po tym rewizyty. Gdy jednak do naszych drzwi zapukał koronawirus, możliwości widywania się z innymi zostały ograniczone do minimum. Nic więc dziwnego, że okres pandemii wywołał dramatyczny spadek sprzedaży kosmetyków, ubrań czy modowych akcesoriów. W swoim modowym postanowieniu wytrwali tylko najsilniej zdeterminowani. Tacy, o których śpiewa The Kinks: He flits from shop to shop just like a butterfly In matters of the cloth, he is as fickle as can be ‘cause he’s a dedicated follower of fashion Takiej osobowości nie przeszkadza to, że uwarunkowania pracy zdalnej, ograniczone pole widzenia kamery w laptopie czy zamknięty na cztery spusty Starbucks w ogromny sposób utrudniają pochwalenie się kreacją. Ktoś taki nie zważa na to, że jego rozmówcy na dowolnej platformie telekomunikacyjnej widzieć będą ledwie jego twarz i fryzurę, ewentualnie jeszcze szyję. Ktoś taki nawet w podobnej, mocno zniechęcającej sytuacji przyodzieje się w wyjściową stylizację, nic nie tracąc ze swojego indywidualnego stylu. Być może jest to skuteczna obrona codziennego porządku przed nagłymi pandemicznymi zmianami. Być może jest to próba sprzeciwu wobec koronawirusa, który tak agresywnie chce przeniknąć do każdego aspektu naszego życia. Być może jest to nawet otwarte wyzwanie rzucone prosto w koronawirusową twarz i udowodnienie mu: „mnie tak łatwo nie dostaniesz”. Tym bardziej doceńmy tych, którzy o modzie nie zapomnieli. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka są dla nas kolorowymi motylami czy ekstrawagantami. Kto wie, czy to właśnie nie takie postacie w całej swej pozornej nienormalności (no bo czy to normalne, aby w czasach COVID-19 dbać o modę?) są tak właściwie najbardziej normalne (no to bo
  • 58. czy to nienormalne, aby z powodu koronawirusa zaniedbywać swoją osobowość?) z nas wszystkich?
  • 59. Volume 22 Co tam, mordo? Łona i Webber youtube.com/watch?v=f4asEqSws0g
  • 60. Wbrew pozorom, pytanie z serii „Co słychać?” do prostych nie należy. Przed udzieleniem odpowiedzi na nie, warto się głębiej zastanowić. To, jakie zdanie zostanie następnie wypowiedziane może o nas wiele powiedzieć. Więcej niż mogłoby się wydawać. Odpowiedź może zdradzić nasze pochodzenie (inaczej odpowiedzą entuzjastyczni Amerykanie, inaczej kurtuazyjni Anglicy, jeszcze inaczej Polacy- malkontenci). Z odpowiedz może wynikać, czy mentalnie bliżej nam do boomersów czy do dziadersów (ci ostatni zawsze będą nieudolnie dowcipkować). Wreszcie, udzielona odpowiedź może dowodzić, jak radzimy sobie z pandemią i jak trzymamy się w tych trudnych czasach. Co tam, mordo, jak leci? Jedną ze strategii radzenia sobie z nieprzyjazną rzeczywistością jest postawa ironiczna. Podobna jest ona do skrytobójcy, którego śmiertelne ostrze pozostaje niewidoczne dla ludzkiego oka. Stosując ironię, swoją złość, niechęć czy szyderstwo wobec niechętnego nam obiektu chowamy pod postacią nieświadomości, naiwności czy też pozornej aprobaty. Mówiąc wprost, jeśli nie możemy otwarcie stawić czoła wrogowi, jeśli pozostajemy bezsilni wobec zagrożenia – zakpijmy z niego w przebiegły sposób. Co tam, mordo, jak leci? A pomału. Od karnawału do karnawału Czy w koronawirusowych miesiącach może być coś nam odleglejszego od karnawału? Przecież nawet karnawałowe zabawy co roku rozbrzmiewające w Rio de Janeiro przy radosnych dźwiękach samby i przyciągające rzesze turystów, zostały w 2021 roku odwołane z powodu COVID-19. Dlatego, gdy zamiast samby przygrywa nam raczej każdego dnia posępny nokturn, usłyszymy standardowe zapytanie „Co u ciebie?”, spróbujmy wyłamać się z kanonu. Zaskoczmy rozmówcę, z nonszalancją odpowiadając, że dni upływają nam od jednej zabawy do drugiej. Wciągnijmy pewnie równie strapionego jak my codziennymi troskami pytającego w rytm samby: daj jej tylko złapać pułap, a zobaczysz, że hula jak boss I w fiestę grubą brnie aż po blackout I spuentujmy naszą wypowiedź optymistycznym akcentem, postawmy nad i taką bujającą się zgrabnie kropeczkę, kończąc:
  • 61. także u mnie tyle, nie narzekam Poczujemy się lepiej, może stojąca przed nami osoba po pierwszym szoku nawet się uśmiechnie. A wszechobecny, wszystkowidzący i wszystkosłyszący koronawirus niech choć na chwilę pomyli krok i poczuje się wytrącony z równowagi naszą postawą. Postawą ironiczną.
  • 62. Volume 23 Butcher of the World Lingua Ignota youtube.com/watch?v=uH10IyS2FOc
  • 63. Większość z przytaczanych w tym niewielkim zbiorze utworów swą siłę czerpię ze słów. W tychże frazach poszukujemy otuchy, motywacji czy sposobów na radzenie sobie z ekstremalnie trudną sytuacją. Słowo, jak wiadomo, stoi u podstaw wszystkiego i to dzięki słowu zaistniało światło. Słowa modlitwy, słowa wewnętrznego monologu, słowa rozmowy, słowa pisane, słowa powielane, słowa wymyślane – wszystkie one stanowią niezgłębiony rezerwuar, z którego czerpiemy codziennie. Ale są sytuacje, gdy zamiast słowa lepszy jest krzyk. Może nie tyle lepszy. Ujmijmy to inaczej. Są sytuacje, gdy słowo staje się niemożliwe i jedynym rozwiązaniem jest krzyk. I tak jak słowo dało nam światło, tak krzyk niesie ze sobą pożar, oślepiającą łunę, przez którą nie widać nic. I’m the fucking death dealer I'm the butcher of the world If you don't fear me yet, you will If you don't fear me yet Zbędne jest tłumaczenie, czemu służyć ma krzyk. Wystarczy posłuchać artystki, która przybrała pseudonim Lingua Ignota i jej utworu „Butcher of the World”. W ciągu sześciu przejmujących minut, łatwo pojmiemy znaczenie tego środka ekspresji. Zrozumienie – mimo tego, że przytaczany utwór daleko odbiega od szeroko rozumianych standardów typowej piosenki – będzie o tyle prostsze, że im dłużej trwa pandemia, tym trudniej nam o ładne słowa układane w melodyjne zdania. Im więcej siły wkładamy w utrzymanie równowagi na cienkiej linie, pod którą zieje czarna otchłań, tym gorzej idzie nam zachowanie sensu i ładu w wypowiadanych zdaniach. May your own shame hang you May dishonor drown you May there be no kindness No kindness No kindness I sami dochodzimy do tego, dlaczego krzyk bywa najsensowniejszym środkiem ekspresji.
  • 65. Teoretycznie, gdy wszystko zostaje nam zabrane, nie powinno zostać nic. Praktycznie jednak, przyroda nie znosi próżni. Drugą fundamentalną prawdą o przyrodzie jest ta, że przyroda jest okrutna, czego dowodem bezwzględność ewolucji, nieodwracalność łańcucha pokarmowego oraz istnienie kleszczy. W konkluzji dochodzimy do tego, że lepiej nie pozwalać przyrodzie na zabawę z próżnią. Bo jeszcze gotowa jest pokazać nam swoją bezwzględną naturę. Dlatego nie dziwmy się, że w pustym świecie, gdzie zamknięto nawet place zabaw i lasy, a najwolniejszymi ludźmi stali się pracujący na niewolniczych warunkach dostawcy jedzenia (bo to ich torby zapewniały pełną swobodę przemieszczania się), zakwitły i pięknie rozwinęły się takie zjawiska jak: depresja, alienacja oraz nuda. Na szczęście – są artyści, są pieśniarze, są tekściarze. Niosą oni nadzieję i pomagają z mroków pandemii wydobyć na światło dzienne coś optymistycznego. I tu wjeżdża na tęczowym jednorożcu, cały na biało Jerz Igor wraz z Dorotą Masłowską, której towarzyszy paw królowej. Z trudem przesuwa się Za minutą minuta Nudą zatrutą Razem próbują przekonać nas, że dopadająca nas nuda, mimo całej swojej brzydoty, może jednak do czegoś posłużyć. W głos artystycznego duetu warto wsłuchać się, tym bardziej że na tle gromkiego chóru ekspertów brzmi on bardziej ożywczo. Od początku pandemii przekonuje się nas wszak, że dany nam czas powinniśmy wykorzystać jak najkreatywniej. Z proponowanej przez znawców ludzkiej psychiki oraz ekspertów od lifehacków, takie czynności jak nadrabianie czytelniczych zaległości czy udział w doszkalających kursach na YouTube to ledwie wierzchołek góry lodowej. Wszystko, byleby nie nuda, bezczynność, marnotrawienie czasu. Niejedna maruda powie, że Psu na budę Jest nuda Z racji tego, że w niniejszym kruczym i wronim śpiewniku nie ma miejsca dla marud, my do ich porad się nie zastosujemy. W zamian docenimy szarzyznę nudy, wiedząc, że
  • 66. z jej bezkresu może wyłonić się coś dobrego. Nawet jeśli droga do tego będzie długa i, no cóż, monotonna. Lecz nuda to też Cuda, co na marginesach Moich zeszytów wyrosły Esy-floresy, bombowce
  • 67. Volume 25 Psalm stojących w kolejce Krystyna Prońko youtube.com/watch?v=LwCDAErAXHw
  • 68. Los przewrotnym bywa. Inni powiedzą, że Bóg wyraża swoją miłość w najbardziej nieoczekiwany sposób. Jakby nie było, warto być ostrożnym w ocenie bieżącej sytuacji, bo nie wiadomo, czy wyczekiwane jutro nie okaże się jeszcze gorsze. I czy to, na co dziś narzekamy, nie będzie tym, za czym jutro zatęsknimy. Nie da się zauważyć, że pandemia przywróciła do nadwiślańskiego krajobrazu dawno niewidziane kolejki. Ludzie karnie ustawiali się w rządku, mniej lub bardziej zachowując dystans społeczny. I o tym mógłby być przywołany tutaj song Krystyny Prońko. Ale czy w takiej interpretacji byłoby coś przewrotnego? Czy takie odczytanie tekstu wniosłoby coś nowego do jego znaczenia? Stojąc w dzisiejszych kolejkach – rachitycznych, bez tradycyjnego przepychania się, bez walki o swoją pozycję, bez mobilizującego do wytrwałości oddechu rywala na karku, możemy z rozrzewnieniem wspomnieć o zamierzchłych czasach. Jeśli przedtem narzekaliśmy na naszą codzienność, to czy rozglądając się teraz wokół i widząc wokół siebie… no, raczej niewiele, czy nie jest nam trochę głupio? Jeśli w dawnych, przedkoronawirusowych czasach dokuczała nam szarość i czuliśmy się zmęczeni, to czy dziś nie chcielibyśmy do tego wrócić? Za czym kolejka ta stoi? Po szarość, po szarość, po szarość Na co w kolejce tej czekasz? Na starość, na starość, na starość Co kupisz, gdy dojdziesz? Zmęczenie, zmęczenie, zmęczenie Olga Tokarczuk w swoich rozważaniach na temat koronawirusa, zasugerowała, że ludzkość jest przez coś testowana – przez fatum, przez Matkę Naturę, przez Boga. Że taka istota mówi nam „sprawdzam”. Może faktycznie takim metafizycznym wytłumaczeniem trawiącej nas pandemii jest to, że ma nam ona przywrócić radość z rzeczy prozaicznych i pomóc nam w urealnieniu naszych oczekiwań. Bo czy nie na naszych oczach okazuje się właśnie, że choćby i to codzienne zmęczenie, z którym wracamy każdego popołudnia do naszych mieszkań, apartamentów, rezydencji, że nawet ono jest całkiem znośne. I że da się z nim wytrzymać.
  • 69. A skoro już mowa o wytrzymywaniu, to w słowach śpiewanych przez Krystynę Prońko, znaleźć można wskazówkę, jak przetrwać ten nieszczególny czas: Bądź jak kamień, stój wytrzymaj Kiedyś te kamienie drgną I polecą jak lawina Przez noc
  • 70. Volume 26 Gdzie ci mężczyźni Danuta Rinn youtube.com/watch?v=3WTmobbdiTw
  • 71. Nowa miotła lepiej zamiata, jak głosi polskie przysłowie. I pasuje ono jak ulał do analizy pandemicznych relacji damsko-męskich. Przed nastaniem rządów COVID-19 powszechnie dostrzegano powolne wymieranie mężczyzn i schodzenie ich na dalszy plan. Symbolem tego procesu miał być nowy, metroseksualny typ faceta oraz zdobywające popularność spodnie rurki i klapki japonki. Wraz z wybuchem pandemii, mężczyzn dosłownie zmieciono z polskich ulic. Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy, Mmm, orły, sokoły, herosy? Gdzie ci mężczyźni na miarę czasów, Gdzie te chłopy? Na szczęście, trzymana przez koronawirusowe łapy miotła nie oznacza wysokiej śmiertelności wśród brzydszej części polskiego społeczeństwa. Szkopuł w tym, że wraz z zamknięciem siłowni, kawiarni, kin, teatrów, muzeów czy stadionów, szansa na spotkanie mężczyzny przez kobietę została znacząco zredukowana. Można nawet pokusić się o sformułowanie pandemicznego prawa zeswatania: im większa szansa na randkę z CODID-19 i wspólną izolację, tym mniejsza szansa na romantyczne tete-a-tete między panią a panem. Nieprzekupni, prości, zacni, Wielkoduszni i szlachetni. Gdzie-że oni, Gdzie tytany woli, czynu, intelektu? Stęsknionym paniom pozostaje wypatrywanie orłów na wirtualnym niebie. Plusem jest to, że do takiej obserwacji wystarczy smartfon i wprawny kciuk do pisania zaczepnych wiadomości. Jest jeszcze jedna ewentualność. Aby uniknąć rozczarowań i nie wikłać się w internetowe romanse, zawsze warto zwrócić się ku literaturze. Na łamach wielu powieści spotkać można całe spektrum męskich osobowości.
  • 72. Volume 27 Summer Days Bob Dylan youtube.com/watch?v=AWZdgJtIiNQ
  • 73. Lato roku pańskiego 2020 pamiętać będziemy wyjątkowo mocno. W końcu był to czas dwumiesięcznego poluzowania restrykcji. Czas głębszego oddechu. Czas wyjazdów i urlopów. Czas odpoczynku i narastającego w nas przekonania, że wracamy do normalności. Dlatego koniec lata zabolał szczególnie. Summer days Summer days are gone Poza garstką lekarzy specjalistów nikt nie dopuszczał do siebie myśli, że za falą wakacyjnego entuzjazmu w polskim narodzie wzbiera już kolejna, znacznie wyższa i groźniejsza fala. Druga fala pandemii. Przez radosne głosy ludzi zgromadzonych na plaży, na deptakach, w restauracjach czy kawiarniach nie przebiły się ostrzeżenia o nadciągającym niebezpieczeństwie. A być może podskórnie przeczuwaliśmy, że pandemia jednak się nie kończy i łapczywie chcieliśmy nacieszyć się wakacjami? Everybody get ready—lift up your glasses and sing Everybody get ready to lift up your glasses and sing Well, I’m standin’ on the table, I’m proposing a toast to the King Frenetyczny nastrój odchodzącego lata dobrze oddaje utwór Boba Dylana. Nietypowa jak na niego aranżacja, przypominająca bardziej piosenkę graną późną nocą na wiejskiej potańcówce, gdzie pod szaleńczo wywijającymi nogami tancerzy aż skrzypią deski, pulsuje od energii. Podmiot liryczny utworu jest w ciągłym ruchu, cieszy się dniami lata, ale im bliżej końca piosenki, tym wyraźniej w wersach wybija się na pierwszy plan poczucie, że codziennie zmrok zapada coraz prędzej. Wedding bells ringin’, the choir is beginning to sing Yes, the wedding bells are ringing and the choir is beginning to sing What looks good in the day, at night is another thing Jednej rzeczy można podmiotowi lirycznemu zazdrościć. On wie, dokąd się udać, aby nawet po końcu lata cieszyć się dalej beztroską. Zna miejsce, gdzie wciąż rzeczy dziać będą się. Jak bezcenna byłaby to dla nas wiedza! Pozwoliłaby nam z wakacyjnych kurortów, wynajętych domków czy zaparkowanych kamperów wrócić do zupełnie innej, przyjemnej i bezpiecznej lokacji. A tak, wróciliśmy do pandemii. Dokładniej rzecz biorąc, do Pandemii 2.0.
  • 74. Well, I’m leaving in the morning as soon as the dark clouds lift Yes, I’m leaving in the morning just as soon as the dark clouds lift Gonna break in the roof—set fire to the place as a parting gift Summer days, summer nights are gone Summer days, summer nights are gone I know a place where there’s still somethin’ going on
  • 75. Volume 28 Ooops! I Did It Again Britney Spears youtube.com/watch?v=CduA0TULnow
  • 76. Yeah yeah yeah yeah yeah Yeah yeah yeah yeah yeah yeah I think I did it again Nikt nie lubi, gdy się z nim pogrywa. Często zresztą nawet tak mówimy do kogoś: „Nie pogrywaj ze mną!” Pół biedy, jeśli o niecnych zamiarach wokół nas zorientujemy się zanim zostaniemy wystrychnięci na dudka. Skuteczna próba udaremnienia takiego podłego zachowania przynosi nam satysfakcję. Raz, bo uniknęliśmy nieprzyjemności. Dwa, bo odnieśliśmy zwycięstwo nad nieprzychylną nam osobą. Jeśli jednak do takiej konstatacji dojdziemy już po fakcie, wówczas odczuwamy podwójną złość. Raz, że musimy teraz radzić sobie z nowym problemem. Dwa, że doznaliśmy upokorzenia. Oops, I did it again I played with your heart, got lost in the game Oh baby, baby Oops, you think I'm in love That I'm sent from above I'm not that innocent Wydawać by się mogło, że w pandemicznych czasach izolacji ryzyko tego, że ktoś z nami będzie pogrywał, znacznie się obniży. Za taką tezą przemawiałoby też to, że w trudnych czasach jesteśmy ze sobą jako naród bardziej solidarni. Widząc, jak innym wiatr wieje w oczy, trudniej znaleźć w sobie motywację do złośliwości czy nieuczciwości. Paradoksalnie jednak, na własnej skórze – a niektórzy nawet na własnych płucach – doświadczyliśmy jednego z najbardziej spektakularnych objawów pogrywania sobie z nami. Oto bowiem na przełomie wiosny i lata osoby teoretycznie najwyższego zaufania publicznego wszem i wobec ogłaszały, że pandemia jest pokonana. Że koronawirus jest w odwrocie. Że sytuacja w kraju jest opanowana. Że wracamy do normalności. Że możemy głęboko odetchnąć z ulgą. Cóż, jak w rzeczywistości było – wiemy wszyscy. Można by nawet twierdzić, że osoby wygłaszające takie komunikaty powinny były wiedzieć to najlepiej. Kto jak kto, ale
  • 77. dysponują one dostępem do wszystkich krajowych danych. Było nie było, to oni rządzą państwem. You see my problem is this I'm dreaming away Wishing that heroes, they truly exist I cry, watching the days Can't you see I'm a fool in so many ways Wówczas nie było jednak nikogo, kto głośno krzyknąłby: „Nie pogrywajcie z nami!” Więc zrobili to. Znowu. Yeah.
  • 79. Na polskich ulicach mówi się, że lepiej być pięknym, zdrowym i mądrym niż chorym, głupim, brzydkim jak noc. To prawda. Ale pandemia COVID-19 weryfikuje każdą życiową prawdę. Wszyscy musieliśmy mocno obniżyć swoje codzienne standardy i dopasować swoje oczekiwania do nowych okoliczności. W innym wypadku, narażeni bylibyśmy na niekończącą się frustrację. No bo jak tu być pięknym w masce, rękawiczkach i zaparowanych okularach? Jak tu być zdrowym, gdy potencjalnie każda osoba z naszego otoczenia może zarazić nas wirusem? Jak tu być mądrym, skoro nikt niczego nie wie: jak się chronić, kiedy to się skończy i kiedy wreszcie będzie można się zaszczepić. Spieszy ci się gdzieś? Mi też nie! Nie nastawiaj się pesymistycznie Nie zastanawiaj się i lekko wypłać Całemu światu mentalnego liścia Dlatego w czasach koronawirusowych rządów, nie trzeba wiele. Tak właściwie, uświadamiamy sobie, jak niewiele nam potrzeba, aby prowadzić względnie szczęśliwe i całkiem dobre życie. Bo świat jest zbyt piękny, a życie zbyt krótkie By ciułać bez przerwy, zjeść nerwy i umrzeć Odkryliśmy, że da się wytrzymać bez zakupów kolejnych koszul bądź sukienek. Bez nowych gadżetów. Bez weekendów city breaków. Słowem, bez tego wszystkiego, na co harowaliśmy do tej pory. Za sprawą pracy zdalnej i zupełnie innego harmonogramu dnia pracy przekonaliśmy się również, że przy znacznie mniejszym i mieszczącym się w ludzkich normach zaangażowaniu da się zrobić tyle samo co przy nabijaniu nadgodzin w nieludzkich ilościach. Wobec ciężkostrawności bytu Zostaje nieznośna lekkość ręki Niezrównany pod względem językowej sprawności Bisz przedstawia nam swoją hierarchię wartości. Tekst wyszedł spod jego pióra na długo przed atakiem koronawirusa. Mógł być wówczas traktowany jako manifest określonego pokolenia, krytycznie patrzącego na narzuconą przez korporacje, banki czy polityków rzeczywistość. Dziś
  • 80. Złote serce utracjusza I karamazowska bujna dusza bije i z powodzeniem kwitnie w coraz większej części społeczeństwa. A sam tekst z manifestu przeradza się w obserwację zachodzących w nas przemian.
  • 81. Volume 30 Gimnastyka poranna Włodzimierz Wysocki, Maciej Maleńczuk youtube.com/watch?v=vVDgbnKcalI
  • 82. Koronawirus nie tylko przeorał zdrowie Polek i Polaków. Mimo swoich mikroskopijnych rozmiarów, miał gigantyczny wpływ na tematy, którymi gorączkowało się nasze społeczeństwo. Jedną z kwestii, które z całą mocą podbiły internetowe i gazetowe nagłówki, była kwestia fizycznej aktywności. Oto cała mądrość i polityka, Gdy nadzieje wszelkie prysną, Mięśnie oraz chęci zwisną, Wtedy w sukurs przyjdzie ci gimnastyka! Primo, zamknięcie siłowni, centrów fitness, basenów i sportowych aren wzbudziło kontrowersje. Przedsiębiorcy prowadzący takie obiekty został narażeni na wielkie straty, a przedstawiane przez nich dowody na brak zakażeń wśród ćwiczących, zostały zignorowane. Secundo, ćwiczenia fizyczne były wszem i wobec promowane jako skuteczna metoda na wzmocnienie organizmu przed chcącym nam wszystkim przetrącić kości koronawirusem. W obu powyższych kwestiach głos zabiera duet Włodzimierz Wysocki oraz Maciej Maleńczuk. Ten drugi przetłumaczył i zaśpiewał tekst znanego rosyjskiego pieśniarza. Gnębi ludzi w całym świecie wirus grypy - dziewięć, dziesięć, Chorób wszelkich ząb nas drąży wszerz i w głąb Słowa piosenki to zgrabny apel do podejmowania codziennego wysiłku na rzecz zachowania zdrowia. To również apel wiarygodny, bo oddolny i wyśpiewany przez głos jednego z nas, a nie będący odgórnym nakazem. Tych ostatnich wszak mamy dość i wsłuchujemy się w nie z coraz większą nieufnością, co potwierdzają badania opinii publicznej. Wreszcie, to apel podnoszący na duchu. Udowadnia nam, że mimo całej beznadziejności, nie jesteśmy skazani na bezczynne oczekiwanie, aż wirus zapuka do naszych nozdrzy. Możemy przecież ćwiczyć, dopóki starczy nam sił. A póki sił nam starcza, póty jest z nami całkiem dobrze. Bo nie pora na rozmowy, Skłony ćwicz, a reszta z głowy I ponurak wnet się z nami będzie śmiać
  • 83. Volume 31 Ac-Cent-Tchu-Ate The Positive Bing Crosby & The Andrew Singers youtube.com/watch?v=5Qk9o_ZeR7s
  • 84. Niektórych irytuje to, że ktoś nieświadomie zgrzyta zębami. Innych z równowagi wyprowadza mlaskanie domowników przy jedzeniu. Jeszcze innych do białej gorączki doprowadza fakt, że Szelągowska Dorota z ekipą jest w stanie wyremontować czyjąś chałupę przez weekend. Podczas gdy jak jemu szwagier z ekipą łazienkę płytkami wykładał, to przez dwa tygodnie prysznica nie można było brać. Ile charakterów, tyle źródeł irytacji. Ale w czasach pandemii jest coś, co irytuje wszystkich po równo. Chwila suspensu, nim wyjaśnimy, cóż to. You've got to spread joy up to the maximum Bring gloom down to the minimum Have faith or pandemonium Liable to walk upon the scene W czasach pandemii nie ma nic bardziej irytującego niż usłyszeć: „nie martw się, mogło być gorzej”. „Głowa do góry, damy radę”. „Jeszcze w zielone gramy”. Ewentualnie, w grę wchodzi także „wolność i swoboda, i dziewczyna młoda”. Dokonajmy ważnego rozróżnienia. Co innego zachowanie w obliczu niebezpieczeństwa spokoju i zimnej głowy, a co innego poklepywanie siebie i innych po ramieniu, wmawiając przy tym, że przecież kiedyś jakoś się z tego wykaraskamy. Co innego planowanie działań w oparciu o racjonalne kalkulacje i przyjęcie różnych, w tym pozytywnych scenariuszy rozwoju sytuacji, a co innego oparta na życzeniowym myśleniu ślepa wiara w szczęśliwe zakończenie. You've gotta accentuate the positive Eliminate the negative Latch on to the affirmative Don't mess with Mister In-Between Gdy koronawirus dopchnął nas kolanem do ściany, a my słyszymy kolejną wersję coveru Tiltu „Jeszcze będzie przepięknie”, to przestajemy myśleć o wyswobodzeniu się z uścisku. W zamian, zaczynamy z rozpaczy walić głową mur, byleby hałasem zagłuszyć nadchodzące nas dźwięki. Podobnie jest z innymi wyrazami wsparcia, kierowanymi pod naszym adresem.
  • 85. Jak pokazują dotychczasowe dni, tygodnie, miesiące pandemii – żadne słowa pociechy nie są prawdziwe. Każde kolejne zawołanie z cyklu „jeszcze będzie przepięknie”, jest brutalnie miażdżone przez lockdown, zamykane szkoły, odwoływane kolonie i ferie, fale bankructw, dogorywającym systemie opieki zdrowotnej. Żeby nie wspomnieć o galopującej liczbie zakażonych. Żeby nie wspomnieć o ofiarach. Każde pocieszanie nas wizją świata bez koronawirusa może i wywołuje chwilową poprawę samopoczucia. Ale jeśli nie widzimy, że ta wizja się spełnia – ba, jeśli dostrzegamy, że nie ma nawet szans na jej ziszczenie – to opadamy z entuzjazmu. A w kolejne podobne zapewnienia będzie nam coraz trudniej i trudniej uwierzyć. Parafrazując, jeszcze będzie przepięknie. Ale póki co, posłuchajmy innych słów. Niech przygrywają nam inne melodie.