SlideShare a Scribd company logo
1 of 224
Download to read offline
Konna wyprawa śladami Pułku 3 Strzelców Konnych
1939
2009
03.09 – 06.10
Wrześniowy Szlak
Konna wyprawa śladami Pułku 3 Strzelców Konnych
1939
2009
03.09 – 06.10
Wrześniowy Szlak
Spis treści
1. Pomysł, idea wyprawy i przygotowania . . . . . . . . . . . . 10
2. Wyruszamy, Czerwony Bór . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 20
3. Czerwin . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 30
4. Śniadowo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 40
5. Zambrów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 50
6. Hodyszewo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 60
7. Narew, Białowieża . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 70
8. Bachmaty, Hajnówka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 80
9. Mielnik, Przeprawa przez Bug . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 90
10. Roskosz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 100
11. Kijany . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 110
12. Kock . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 120
13. Wola Gułowska i Kalinowy Dół . . . . . . . . . . . . . . . . . 130
14. Mjr Makowiecki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 140
15. Uczestnicy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 150
16. Zakończenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 170
K
siążka którą oddajemy do Państwa rąk jest zapisem
nietypowego wydarzenia jakim była konna wyprawa
„Wrześniowy Szlak”.
Niecodzienność wyprawy polegała na tym, że grupa
zapaleńców mieniących się kontynuatorami tradycji
kawaleryjskiej, w sześćdziesiąt lat po rozwiązaniu
ostatnich wojskowych formacji kawaleryjskich w Polsce,
w sile szwadronu przejechała w ciągu 33 dni ponad 700-
kilometrowy szlak bojowy Pułku 3 Strzelców Konnych
im. Hetmana Polnego Koronnego Stefana Czarnieckiego
z kampanii wrześniowej 1939 r.
Wyjątkowość tego wydarzenia związana jest
z charakterem jaki miała wyprawa. Nie była to przejażdżka
konna, nie była to wycieczka, nie był to też rajd konny.
Wyprawa byłą nieustanną służbą nad mogiłami żołnierzy
Września, służbą edukacyjną skierowaną do mieszkańców
ściany wschodniej, ze szczególnym naciskiem położonym
na młodzież, służbą w odkłamywaniu historii i przywracaniu
należytej pamięci bohaterom ostatniej wojny.
Nietypowe dla dzisiejszych czasów było też finansowanie
wyprawy. Udało się dokonać rzeczy, o której większość osób
mówiła, że jest niemożliwa. Udało się zawiązać wielkie
partnerstwo. Partnerstwo przez duże P. Partnerstwo,
które zawiązało ponad 100 samorządów – wojewódzkich,
powiatowych, gminnych i miejskich. Partnerstwo dzięki
któremu udało się zbudować zaplecze wyprawy, przygotować
miejsca obozowe, dowieźć młodzież do obozowisk,
zgromadzić niezbędne środki finansowe.
Wyprawa ta miała jeszcze jedną wartość. Wartością
tą było wytyczenie odradzającej się kawalerii jej celu.
Celem tym winna być służba społeczeństwu na niwie
wychowania patriotycznego i tradycji – której najlepszym
wyznacznikiem i symbolem w tysiącletniej historii Polski był
koń.
Książka ta jest zbiorem wspomnień i zdjęć uczestników
wyprawy, jej gości i partnerów. Opowiada prostymi słowami
kawalerzystów o ich przygodach, opowiada o odczuciach
jakie mieli nasi partnerzy i jak odbierali nas mieszkańcy.
Jej tekst nie został literacko wygładzony, jest pełen
chropowatości i różnorodności, tak jak różnorodni byli
uczestnicy, pomocnicy i odbiorcy wyprawy.
rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski
Dowódca wyprawy
Pomysł, idea wyprawy i przygotowania
10
G
łównym celem wyprawy było uczczenie
pamięci bohaterów Wrześniowego
Szlaku – poległych i zamordowanych
w czasie działań wojennych II Wojny Światowej,
zmarłych po wojnie, ale też i ciągle jeszcze
żyjących żołnierzy, podoficerów i oficerów
Pułku 3 Strzelców Konnych i wszystkich innych
osób wojskowych i cywilnych zaangażowanych
w utrzymanie, a później odzyskanie
niepodległości przez Polskę.
Najprawdopodobniej większość
społeczeństwa spyta, dlaczego w sposób
szczególny czciliśmy Pułk 3 Strzelców Konnych*.
Historia mojego związku z 3 PSK sięga początku
lat ‘90, kiedy prowadziłem konną drużynę
harcerską. Wtedy to związaliśmy się z Kołem
Żołnierzy 3PSK działającym w Krakowie
i uzyskaliśmy prawo do noszenia barw pułkowych
i używania wyróżników pułku. Aktu przekazania
barw dokonał ówczesny dowódca Koła Pułkowego
płk dr Bronisław Lubieniecki. Powtórnego aktu
przekazania barw już Szwadronowi Toporzysko
dokonał rtm. Ryszard Dębiński – Prezes
Zrzeszenia Kół Pułkowych Kawalerii w Londynie,
a aktu wręczenia dokonał oficer naszego pułku
mjr Zbigniew Makowiecki w dniu Święta
Pułkowego 27.04.2007 w Krakowie. Wszystkich
tych, którzy w zupełnie innym stylu pisarskim
chcą zrozumieć dlaczego 3PSK – zapraszam
do zapoznania się z rozdziałem „Major Zbigniew
Makowiecki”, każdy, kto przeczyta artykuł
autorstwa Pana Majora zrozumie nasze emocje.
Zapoznając się z historią Pułku,
spostrzegliśmy, że jego wrześniowy szlak bojowy
jest bardzo malowniczy i długi. Wtedy to, w 1992
roku narodziła się idea Wyprawy. Na przełomie
wieku jeszcze raz wróciliśmy do tej koncepcji, ale
poddaliśmy się, stając przed ogromem trudności.
Ponownie idea organizacji wyprawy odżyła
w kwietniu 2008 r. w czasie Święta Pułkowego.
Do czerwca 2008 borykaliśmy się z decyzją czy
podjąć się tego wyzwania, a jeżeli tak, to jak
ma wyglądać wyprawa, kto w niej weźmie udział,
kiedy pojechać, jaka trasa i oczywiście za co.
Konna wyprawa śladami Pułku 3 Strzelców Konnych
„Wrześniowy Szlak”
Dowódca Wyprawy rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski
* Pułk 3 Strzelców Konnych – historyczna nazwa używana
w czasie Królestwa Kongresowego dla utworzonego w 1815 r.
przez płk Amora hrabiego Tarnowskiego pułku jazdy
wchodzącego w skład wojsk polskich Królestwa Polskiego.
Pułk walczył w czasie Powstania Listopadowego pod Stoczkiem,
Wawrem, Nieporętem, Grochowem, Różanem, Sokołowem Rudą,
Mińskiem Mazowieckim i Warszawą. W 1921 roku z połączenia
szwadronów walczących w czasie I Wojny Światowej i wojny
polsko-sowieckiej został powołany 3 Pułk Strzelców Konnych
(w skrócie 3PSK) stacjonujący pierwotnie w Białymstoku,
a następnie w Wołkowysku. W 1936 r. Pułk otrzymał szefostwo
Hetmana Polnego Koronnego Stefana Czarnieckiego.
Wrześniowy Szlak / Pomysł, idea wyprawy i przygotowania 11
Najprostszą sprawą okazało się określenie
czasu. Pułk nasz został przetransportowany
koleją z Wołkowyska i wyładował się na stacji
Czerwony Bór 3 września 1939, a zakończył
swój szlak bojowy w nocy 6 października 1939
w miejscowości Kalinowy Dół. Termin wyprawy
okazał się więc na pozór prosty – jedziemy
w przyszłym roku w 70 rocznicę Września.
Zaczynamy 3 września 2009 w Czerwonym Borze,
kończymy 6 października 2009 w Kalinowym Dole.
Trasa walk pułku była nam z grubsza znana.
Po wielu badaniach odtworzyliśmy ją w miarę
dokładnie. Wiodła od Czerwonego Boru przez
Czerwin, Truszki, Śniadowo, Hodyszewo,
dwukrotna przeprawa przez Narew, potem
Hajnówka, Białowieża, Kalenkowicze, przeprawa
przez Bug w Mielniku, Biała Podlaska, Parczew,
Łęczna, osiągnięcie rzeki Wieprz w okolicy
Kijan i powrót w okolice Kocka, Grabowo
Szlacheckie, Wola Gułowska, aż do rozbicia
pułku w Kalinowym Dole. Od razu wykluczyliśmy,
z racji rządów Łukaszenki, odcinek Białoruski
z Kalenkowiczami, a szczegóły opracowania
marszruty powierzyliśmy jednemu z kolegów.
Opracowanie dokładnej trasy zajęło mu ponad
6 miesięcy. Najpierw grzebanie w książkach,
relacjach, wspomnieniach, później wizja
lokalna, przejechanie całej trasy, znalezienie
alternatywnych wariantów – wszak minęło już
70 lat – a następnie gromadzenie dokładnych map
i uzgodnienia z właścicielami terenów, po których
mieliśmy się poruszać. Po dokonaniu obliczeń
wyszło, że trasa, którą chcemy pokonać, liczy
sporo ponad 700 km.
Następnym elementem przygotowań
do wyprawy było określenie jej charakteru.
Kawaleria poruszała się głównie po bezdrożach
i kwaterowała po wsiach w stodołach
i mieszkaniach gospodarzy. Ponieważ jednym
z celów wyprawy było przybliżenie społeczeństwu
wydarzeń i historii tamtych dni, ten wariant
odpadał. Postanowiliśmy oprzeć wyprawę
o 10 obozowisk. Zostały zlokalizowane na trasie
Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy
pod ilustracje
Podpisy pod ilustracjPodpisy pod ilustracje
Podpisy pod ilustracje
12
przemarszu w miejscach bądź związanych
z natężeniem walk w 1939 r., bądź będących
obecnie większymi skupiskami ludności.
Obozowisko miało się składać ze stajni polowych
dla koni, tak aby można było bezpiecznie
prowadzić zajęcia edukacyjne dla młodzieży,
namiotu wystawowego o pow. 300 m2
, w którym
miała być prezentowana wystawa dotycząca
działań wojennych, historii pułków i bitew. Miała
też pomieścić mundury, uzbrojenie i wiele innych
pamiątek.
Te dziesięć obozowisk okazało się
w późniejszym czasie największym balastem
finansowym wyprawy.
Nadszedł czas na partnerów.
Aby uwiarygodnić Wyprawę, ale też zdobyć
sojuszników, rozpoczęliśmy pozyskiwanie
członków komitetu honorowego wyprawy.
Po długich staraniach Komitet Honorowy
wyglądał następująco: patronat honorowy nad
wyprawą objął Marszałek Sejmu RP Bronisław
Komorowski, w skład komitetu honorowego
weszli: b. Prezydent RP rezydujący w Londynie
Ryszard Kaczorowski, Bohdan Klich – Minister
Obrony Narodowej, generał broni Waldemar
Skrzypczak – Dowódca Wojsk Lądowych, generał
broni Mieczysław Bieniek oraz oficerowie
naszego Pułku pułkownik Antoni Ławrynowicz,
pułkownik Roman Witek oraz major Zbigniew
Makowiecki, Prezes Zrzeszenia Kół Pułkowych
Kawalerii w Londynie.
Następnie przystąpiliśmy do pozyskania
partnerów – uczestników wyprawy. Do udziału
w wyprawie oprócz nas zaprosiliśmy inne
formacje kawalerii ochotniczej kontynuujące
tradycje pułków walczących wraz z 3PSK
w wojnie 1939 r. wchodzących w skład Suwalskiej
i Podlaskiej Brygady Kawalerii: 3 Pułku
Szwoleżerów Mazowieckich, 1 Pułku Ułanów
Krechowieckich, 2 Pułku Ułanów Grochowskich,
5 Pułku Ułanów Zasławskich, 10 Pułku Ułanów
Litewskich oraz 9 Pułku Strzelców Konnych.
Dodatkowo do udziału zgłosili się kawalerzyści
pretendujący do miana 14PU. Po wielu
rozmowach udział w wyprawie zadeklarował
3P.Szwol., 1PU, 5PU i 10PU. 9PSK podjął się
Wrześniowy Szlak / Pomysł, idea wyprawy i przygotowania 13
opracowania wystawy i przewodnika po wystawie.
W praktyce okazało się, że w pełni wywiązał
się z zobowiązań tylko 3P.Szwol., częściowo
1PU i 14PU, symbolicznie 5PU. Na szczęście
dodatkowo zaproszone przez nas zaprzęgi
taczanki z CKM w barwach 8PU i działka ppanc
Bofors w barwach 3PU nie zawiodły.
Przystąpiliśmy do opracowania budżetu.
Po wielu obliczeniach wyszła nam kwota
oszałamiająca. Zaczęliśmy liczyć od nowa,
jeszcze raz i jeszcze... Mimo stosowania różnych
metod, sprawdzania wielu alternatyw zawsze
wychodziło nam ponad milion złotych. Wielu
z moich kolegów było tą kwotą oszołomionych,
ale cóż, postanowiliśmy zmierzyć się z tymi
zerami. Później w trakcie przygotowań, kiedy
prowadziliśmy rozmowy z osobami mającymi
co nieco wspólnego z organizacją dużych
imprez okazało się, że ta kwota wcale nie
szokuje. My przestaliśmy mieć skrupuły, kiedy
dowiedzieliśmy się, że koncert jednego z bardziej
znanych polskich kompozytorów z okazji
1 września, który obejrzy około 2 tysięcy osób
będzie kosztował o wiele, wiele więcej niż nasza
wyprawa, której oddziaływanie bezpośrednie
przewidzieliśmy na 100 000 osób.
Kolejnym etapem było pozyskiwanie środków
i partnerów lokalnych. Rozpoczął się żmudny
okres pisania wniosków, pism, setek spotkań,
całowania klamek zamkniętych drzwi, często
obietnic bez pokrycia. Efektem tej części pracy
było pozyskanie 300 tys. z FIO, 60 tys. z NCK
oraz największe rozczarowanie w postaci
pozostawienia nas bez jakiejkolwiek pomocy
przez jeden z resortów (nie licząc 2 kalendarzy,
które dostaliśmy na zachętę), który wydawałoby
się, powinien być najbardziej zainteresowany
naszą inicjatywą. W rezultacie odmówiono
nam zarówno wsparcia finansowego (wcześniej
deklarowanego) jak i jakiejkolwiek pomocy
Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy
pod ilustracje
Podpisy pod ilustracjPodpisy pod ilustracje
Podpisy pod ilustracje
14
logistycznej. Na wszystko była jedna odpowiedź:
KRYZYS.
Bardzo dobrze natomiast potoczyły się
rozmowy z samorządami. Udało nam się pozyskać
partnerów w postaci ponad 100 samorządów
szczebla wojewódzkiego, powiatowego
i gminnego. Partnerzy ci, oprócz pomocy
w organizacji logistycznej wnieśli ogółem
ok. 250 tys. złotych, ale często też entuzjazm,
szczerą pomoc i przyjazną dłoń w ciężkich
chwilach. Partnerstwo zawiązane z niektórymi
samorządami oddalonymi od nas często o ponad
500 km przetrwało wyprawę i dalej się spotykamy,
kontaktujemy i planujemy wspólne imprezy.
Udało nam się pozyskać wielu partnerów
biznesowych, którzy bądź wsparli nas finansowo,
bądź zaoferowali pomoc w realizacji i wykonaniu
naszych zleceń.
Dowódca wyprawy
rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski
Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy
pod ilustracje
Podpisy pod ilustracjPodpisy pod ilustracje
Podpisy pod ilustracje
Wrześniowy Szlak / Pomysł, idea wyprawy i przygotowania 15
16
Jak zwykle jest niedziela, godzina 23. Już
kolejny tydzień, w którym wyjeżdżamy by spotkać
się z władzami centralnymi, samorządowymi oraz
przedstawicielami stowarzyszeń, które pragnęliśmy
zaprosić do udziału w naszej wyprawie.
Nie mogę już patrzyć na samochód. Przez
ostatnich kilka tygodni przejechaliśmy już
około 20 000 kilometrów. Początek zawsze taki
sam. Darek przyjeżdża pod mój blok, jest jak
zwykle zmęczony po weekendzie spędzonym
w Toporzysku i idzie spać. Na mnie czeka
najgorszy kawałek drogi do Radomia, czuje
się już jak kierowca ciężarówki, na tej drodze
znam każdy zakręt, każde skrzyżowanie, stację
benzynową, bary i nawet panienki stojące
w przydrożnych zagajnikach. Nienawidzę już
tej drogi. Jak się minie Warszawę, zaczynają się
ciekawe krajobrazy, dróżki. Nawigacja naszego
samochodu ma bardzo dobrze rozwiniętą
orientację na wschód od stolicy, więc czasami
prowadzi nas dróżkami, o których nie wiedzą
nawet okoliczni mieszkańcy. No ale nie o tym
mieliśmy mówić.
Plan naszego działania był następujący.
Przed uchwaleniem budżetów przez ministerstwa,
starostwa i gminy mamy gotowe materiały
reklamowe z krótkim opisem Wrześniowego
Szlaku i składem komitetu honorowego. Nie
ukrywamy, że mimo pozyskanych funduszy z FIO
brakowało nam dużo pieniędzy.
Uderzamy do ministerstw, wojewodów,
starostów i wójtów z prośbą o wsparcie. Jak nam
się wydawało, co później się potwierdziło, to co
przygotowaliśmy miało wyjątkowy, niespotykany
wcześniej charakter i byliśmy pewni, że jest to
inicjatywa, którą przy odrobinie dobrej woli,
powinno się wesprzeć.
Odwiedzaliśmy wszystkich, których się dało.
Byliśmy w każdej gminie należącej do powiatu,
przez który prowadziła trasa naszej wyprawy,
choćby przez parę kilometrów.
Jak prosto policzyć, trasa naszej wyprawy
prowadziła przez 15 powiatów, średnio
w powiecie było 8 gmin, co już daje 120 spotkań,
nie uwzględniając wojewodów, marszałków,
ministerstw i stowarzyszeń. Nigdy nie kończyło
się na jednym spotkaniu. Zwykle było ich
przynajmniej trzy. Krótko mówiąc, od listopada
do maja spędzaliśmy nasze życie tkwiąc
w samochodzie i pokonując tysiące kilometrów po
przepięknym wschodzie naszego kraju, by wrócić
na sobotę i niedzielę, zadbać o swoje interesy
i już z powrotem być w drodze na wschód.
Na spotkania w ministerstwach, u wojewodów
i starostów starałem się umawiać. Wójtów zwykle
atakowaliśmy z zaskoczenia. Pojawialiśmy się
w urzędzie i bardzo rzadko się zdarzało, byśmy
któregoś wójta akurat nie zastali. Zachęceni
kilkoma udanymi spotkaniami, trzymaliśmy się
tej techniki. Jak tylko zostaliśmy wpuszczeni do
gabinetu ze wszystkich sił staraliśmy się zarazić
ideą naszej wyprawy. Zwykle po przedstawieniu
się i wytłumaczeniu, dlaczego przyjeżdżamy bez
zapowiedzi z drugiego końca Polski, mówiliśmy
„Panie wójcie, takiego czegoś nikt nigdy
wcześniej od czasów rozwiązania kawalerii nie
próbował zorganizować, a my bardzo chcemy
i nam się to uda”.
W godzinach od 7 do 16 atakowaliśmy
urzędy, po tym czasie staraliśmy się spotkać
z przedstawicielami stowarzyszeń i innymi
prywatnymi osobami, które pasjonują się
historią i dziejami kawalerii. Co było dla nas
zaskakujące, na terenach które odwiedzaliśmy,
bardzo wiele osób przywiązuje wagę do historii
i tradycji.
Wydaje mi się, że trochę przynudzam, ale
podczas tych naszych cotygodniowych wypraw
zdarzały się także sytuacje zaskakujące i wesołe.
Zwykle szukaliśmy noclegu w ostatniej chwili.
Akurat tego dnia mieliśmy dotrzeć do Hajnówki.
Był to czas spotkań organizowanych przez
starostwa, na które przyjeżdżaliśmy już w pełnym
umundurowaniu ze specjalnie przygotowaną
prezentacją multimedialną. Okazało się, że
jeden z członków naszego szwadronu pochodzi
z Białowieży i dał nam telefon do siostrzenicy,
która skontaktowała nas z inną panią, dzięki
której zarezerwowaliśmy nocleg.
Dowódca I plutonu ppor. kaw. och. Paweł Wieńć
Wrześniowy Szlak / Pomysł, idea wyprawy i przygotowania 17
Dojeżdżamy na ostatnią chwilę. Dochodzi
1.00 nad ranem. Wjeżdżamy do Białowieży,
znajdujemy umówiony domek. Wita nas pani
w zastępstwie gospodyni, dostajemy klucz do
pokoju, a tam wielkie małżeńskie łoże. Nie
miałem już sumienia dręczyć pani i tak spędziłem
mało upojną noc z dowódcą w łożu dla młodych
małżeństw. Muszę tu nadmienić, że chrapie, a jak
jest zmęczony to bardziej i nie pomaga nic, nawet
gwizdanie.
Kolejne przygody spotkały nas również
w Białowieży. Akurat tak się złożyło, że mieliśmy
jeden z bardziej spokojnych dni, podczas
którego program spotkań nie był taki napięty.
Byłem pewny, że następnego dnia o 10.00 mamy
spotkanie w Hajnówce. Wstaliśmy spokojnie,
Darek brał prysznic i coś mnie tknęło, żeby
jeszcze raz spojrzeć na kartkę z umówionymi
spotkaniami. Jeśli ktoś mnie zna, wie że porządek
w papierach i systematyczność nie jest moją
najmocniejszą stroną. Patrzę na tę moją kartkę
ze spotkaniami i oczom nie wierzę. Zaczynam
wpadać w lekką panikę, stukam do łazienki „Hej,
Długi, mamy mały problem, nie mamy spotkania
o 10 tylko o 11, ale nie w Hajnówce tylko
w Siemiatyczach.” Nie powiem, co usłyszałem
w odpowiedzi na mój komunikat. Jednego
możecie być pewni, w życiu nie widzieliście tak
sprawnie przebiegającego alarmu mundurowego
w moim wykonaniu. Wszystko dobrze się
skończyło, udało się dojechać do Siemiatycz na
spotkanie, którego wynikiem było obozowisko
w Mielniku.
Te pół roku przygotowań do wyprawy to był
najcięższy okres w moim dotychczasowym życiu.
W międzyczasie urodził mi się synek, a moja
żona powinna dostać order za wyrozumiałość,
ponieważ widywaliśmy się bardzo okazjonalnie.
Myślę jednak, że było warto, bo udało się
przekonać większość osób do naszego pomysłu
i zorganizować wyprawę.
Myślę, że jeszcze z jednego powodu było
warto. Przygotowując się do wydania tej książki,
wyruszyliśmy na maraton trasą Wrześniowego
Szlaku jeszcze raz. Gdy dzwoniłem, aby umówić
się na spotkania, słyszałem po drugiej stronie
słuchawki: „cholera, jestem na delegacji, ale
jakoś może zdążę na spotkanie.” To było bardzo
miłe i znaczyło, że warto było tyle razy pokonywać
tę straszną drogę do Radomia.
18
O
planowanej na wrzesień 2009 roku
wyprawie szlakiem bojowym 3 Pułku
Strzelców Konnych dowiedziałem się
prawie rok wcześniej. Rtm. Dariusz Waligórski,
organizator tej wyprawy, właśnie przyjechał do
Warszawy, aby załatwiać różne trudne sprawy
patronatów i zabezpieczenia finansowego.
Decyzję podjąłem natychmiast, a moi młodsi
koledzy ze Szwadronu Honorowego 3 Płk.
Szwoleżerów rtm. Piotr Szakacz i szwol. Piotr
Kamiński też nie mieli wątpliwości. Martwili
się tylko, skąd wziąć konie. Umundurowanie,
aprowizację i wyposażenie obozowisk, a potem
– okazało się – i konie, zapewnia organizator.
Nasze mają być rzędy końskie i broń oraz buty,
oficerki, ostrogi i pasy. Chociaż rozmowy te odbyły
się na rok przed wyprawą, to nie miałem żadnych
obaw, że coś może nie wyjść. Moje zaufanie do
organizatora wyprawy było pełne. Pozostało
tylko przekonać rodzinę i zaplanować urlop we
wrześniu.
Potwierdzeniem, że wszystko idzie w dobrą
stronę, była wizyta krawca, który każdego z nas
zmierzył i powiedział, że mundury będą już
niedługo. Rzeczywiście mundury przyszły na czas,
dobrze przed wyjazdem.
Pamiętam ten dzień: przymierzałem mundur
w domu i zacząłem się czuć jednym ze strzelców
konnych. Jest to dla mnie bardzo ważne, bo mój
wuj Piotr Jakubowski służył w tym pułku, potem
poszedł do niewoli, z której już nie wrócił.
Chor. kaw. och. dr inż. Tadeusz Kowalski
W
yprawa „Wrześniowy Szlak” pozostawiła
mnóstwo wspaniałych wspomnień. Były
przemarsze, spotkania, uroczystości
– wystarczy tego zapewne na niejedno
kawaleryjskie ognisko. Było to największe
przedsięwzięcie edukacyjno-patriotyczne
przeprowadzone przez dzisiejszą kawalerię
ochotniczą.
Jedno co od pierwszego spotkania ze
Strzelcami Konnymi pozostało szczególnie
w mojej pamięci – to ich determinacja. Byłem
zbudowany tym, że spotkałem ludzi, którzy
pracują dla tych samych idei, które dla mnie są
tak samo ważne. Pomimo że nasze oddziały nie
miały okazji się wcześniej lepiej poznać, to od
pierwszych chwil zyskali mój wielki szacunek.
Wiedziałem, że organizowana wyprawa to
wielkie wydarzenie, ale nie spodziewałem się, że
aż tak duże. Kilkaset kilometrów, konie, muzeum,
spotkania, zadania jakie stały przed strzelcami
były olbrzymie. Znając plan wyprawy, wiedziałem,
że te zadania nie mogą spaść tylko na ich barki.
Zaproszone oddziały nie wyruszały na wycieczkę,
aby w nagrodę za przejazd na koniec dostać
komplet umundurowania polowego. Jechaliśmy
dokonać tego, czego wcześniej nikt nie zrobił,
nie tylko przejechać trasę, którą podążał pułk,
ale zarazić naszą pasją młodzież i mieszkańców
mijanych miejscowości.
Rtm. kaw. och. Piotr Szakacz
Wrześniowy Szlak / Pomysł, idea wyprawy i przygotowania 19
… miesiąc przed wyprawą
Ostatni miesiąc przygotowań to istne
szaleństwo. Już coraz bardziej zdajemy sobie
sprawę, że z pieniędzmi będzie bardziej niż
krucho. Uruchamiamy wszelkie kontakty
z resortem, na który liczyliśmy więcej niż bardzo.
Finisz naszych kontaktów jest taki, że albo nie
odbierają naszych telefonów, albo gdy już odbiorą
i gdy się przedstawię, dowiaduję się, że Pana
czy Pani z którą teoretycznie jestem umówiony
na rozmowę, nie ma dzisiaj i nie wiadomo,
kiedy będzie. I tak przez cały miesiąc. Kończymy
przygotowania sprzętowe, przygotowujemy
stajnie polowe, namiot-wystawę. Zbieramy
eksponaty do muzeum. Drukujemy mapy.
Zaczynają docierać uszyte mundury, przychodzą
hełmy i szable. Zamawiamy torby podróżne,
chlebaki i pałatki z demobilu wojskowego. Wiele
z przedmiotów uczestnicy kupują za swoje własne
pieniądze, gdyż w budżecie dziura. Wiedząc,
że nie będziemy mieli takich pieniędzy, jakich
żądały pododdziały z Polski za użyczenie koni,
sami ściągamy konie, pożyczamy od znajomych
i zjeżdżamy je tak, aby szyk kawaleryjski nie
był im obcy. Z kwatermistrzem wyprawy robię
ostatni objazd po trasie, pokazujemy mu
wszystkie miejsca obozowe, przedstawiając go
wszystkim osobom z którymi będzie musiał się
kontaktować – w czasie wyprawy, przez wiele
godzin dnia będzie on jedynym uchwytnym
przedstawicielem organizatorów przedsięwzięcia.
Angażujemy kierowców, ekipę techniczną, lekarza
weterynarii – „nieludzkiego” jak go potocznie
wszyscy zowią i lekarza ludzkiego. Dokonujemy
przeglądów samochodów i przyczep – nic się
nie może zepsuć w czasie wyprawy (i nic się nie
psuje). Kupujemy termosy na wyżywienie – będą
one jedyną szansą na spożycie ciepłego posiłku
na trasie. Nadchodzą zamówione ramki cyfrowe
do muzeum. Drukują się specjalnie przygotowane
przez Tomka Dudzińskiego plansze barwne
na wystawę. Zakupujemy całkiem spore apteczki
– nieludzką i ludzką, ogromną liczbę podków
i gwoździ. Wraz z narzędziami sprzęt podkuwniczy
wypełnia całego mercedesa Vito, tak że trudno
coś wcisnąć z obawy przed uszkodzeniem
zawieszenia.
Nie zaniedbujemy też treningów, wręcz
zdwajamy ich częstotliwość. Ci którzy są
już zaprawieni w kawaleryjskim rzemiośle,
zjeżdżają nowe konie, inne przygotowują się
do pokazów, sprawdzają sprzęt. Nasi mniej
doświadczeni kawalerzyści doskonalą się
w jeździeckim rzemiośle, pozostawiając spore
kałuże potu na ujeżdżalni. Przyjeżdżają nam
pomóc w przygotowaniu koni Piotrek Kamiński
z 3P Szwol. i Andrzej Dudziec z 14PU.
Ja w ostatniej chwili znajduję konia dla
siebie. Od wielu miesięcy wertuję ogłoszenia,
oglądam wiele koni, ale te nieliczne, które
wstępnie mnie zadowalają, nie przechodzą
Dowódca Wyprawy rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski
20
testów lekarza weterynarii. Mój dotychczasowy
wierzchowiec jest już za stary na taką wyprawę.
W ostatniej chwili po wielu desperackich
ruchach i zjeżdżeniu sporego kawałki Polski
znajduję konia w… Krakowie. Jest to potężny
5-letni gniady wałach o imieniu Bachmat.
Sztandar wzorowany na sztandarze naszego
Pułku a ufundowany przez społeczeństwo
Ziemi Jordanowskiej wręcza nam 1 września
2009 r., otrzymawszy go z rąk wójta gminy
Jordanów Stanisława Pudy, major Zbigniew
Makowiecki, oficer naszego Pułku, a jednocześnie
Prezes Zrzeszenia Kół Pułkowych Kawalerii
w Londynie. Ceremonia wręczenia poprzedzona
jest pokazami musztry w wykonaniu naszego
Szwadronu w miejscu szczególnym – we wsi
Wysoka koło Jordanowa, gdzie swój chrzest
bojowy przeszłą 10 Brygada Kawalerii
Zmotoryzowanej płk. Stanisława Maczka.
Na uroczystości obecny jest nasz wielki przyjaciel
pan inż. Lesław Kukawski. Człowiek legenda,
największy znawca historii kawalerii polskiej
20-lecia międzywojennego. Człowiek, który jest
autorem większości fachowych opracowań na ten
temat. Jest nam szczególnie miło, że naszym
zaproszonym gościom możemy sprezentować
jeszcze ciepłą książkę autorstwa pana Lesława
Kukawskiego „ZARYS DZIEJÓW PUŁKU 3
STRZELCÓW KONNYCH (1922–1939)”.
Następnego dnia rano wyjeżdżamy.
Wczoraj przy załadunku koni nasz kierowca
pan Jurek dostał „strzała” od konia, jesteśmy
zrozpaczeni, noga sztywna – wiemy już, że nie
pojedzie. W tym samym momencie dowiadujemy
się, że drugi kierowca naszej ciężarówki nie
dostał obiecanego urlopu. Leżymy. Nie mamy
obsady na dwa ciężarowe samochody. Nie
ma wyjścia i jedną ciężarówką będzie powoził
Andrzej Dudziec – dowódca II plutonu, a drugą
ja. Cały dzień pakujemy użyczony nam samochód.
Jak go zobaczyłem, to miałem ochotę płakać. Moi
koledzy z początku nie wiedzieli, o co mi chodzi
(nie musieli kilkadziesiąt razy pakować
samochodów ze sprzętem na obozy harcerskie).
Ten samochód to był olbrzymi, długi i niski
kontener z jednym tylko otworem załadowczym
z tyłu. Po chwili wszyscy już wiedzieli,
o co mi chodzi. W niesamowitym upale należało
zapakować wszystkie elementy ważące około
100 kg każdy (prawie 20 ton), często czołgając
się pod samym dachem. Upał i praca ponad siły
wykańcza. Ledwo mieścimy sprzęt w wynajętym
kontenerze i naszej własnej ciężarówce.
Nadjeżdża drugi wynajęty koniowóz. Ładujemy
konie do obu koniowozów, dwóch przyczep
i w drogę. Jest już zmrok. Następny przystanek –
Czerwony Bór.
Dowódca Wyprawy
rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski
1 września 2009
Wysoka. Na trzy dni przed rozpoczęciem
wyprawy uczestniczyliśmy w obchodach rocznicy
walk 10 Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej płk
Maczka w miejscowości Wysoka k. Jordanowa. Dla
nas uroczystość tym bardziej ważna, iż połączona
z wręczeniem sztandaru naszemu Szwadronowi.
Sztandar wzorowany na przedwojennym
sztandarze P3SK, po poświęceniu podczas mszy
św., wręczył na ręce dowódcy pan major Zbigniew
Makowiecki.
Wśród gości nie zabrakło władz
samorządowych z panem wójtem Stanisławem
Pudo oraz fundatorów sztandaru. Przybył
również pan inż. Lesław Kukawski – autor
wielu publikacji o tematyce kawalerii okresu
międzywojennego, w tym również historii Pułku 3
Strzelców Konnych.
Dowódca I plutonu ppor. kaw. och. Paweł Wieńć
Wrześniowy Szlak / Pomysł, idea wyprawy i przygotowania 21
S
zwadron „Toporzysko”– sekcja
Klubu Sportowego „BÓR” z siedzibą
w Toporzysku na Podhalu, który
przed laty przejął tradycję i barwy Pułku 3
Strzelców Konnych im. Hetmana Polnego
Koronnego Stefana Czarnieckiego, uczcił
siedemdziesięciolecie walk Kampanii
Wrześniowej 1939 r. wyprawą konną szlakiem
bojowym Pułku, pod hasłem: „WRZEŚNIOWY
SZLAK 3 IX – 6 X 1939”. Ów szlak wiódł
z Czerwonego Boru [przy przedwojennej
granicy z Prusami Wschodnimi] przez Czerwin,
Zambrów, Hodyszewo, Bachmaty [Hajnówka],
Mielnik [brodem przez Bug], Białą Podlaską,
Kijany [brodem przez Tyśmienicę], Kock i Wolę
Gułowską po wieś Kalinowy Dół. Nie mógł
on objąć m. Jałówka w Puszczy Białowieskiej
[miejsca przeorganizowania dn. 17. września
1939 r. Brygady Suwalskiej w dwubrygadową
Grupę Operacyjną Kawalerii „Zaza”], ani
miejsca zwycięskiego boju Pułku z Niemcami
w Kalenkowiczach, oba dziś na Białorusi.
Pomysł był ambitny i na dużą skalę.
Zrealizował go dowódca „Toporzyska”, Dariusz
Waligórski.
Wyprawa poprzedzona była rozpoznaniem
terenu, ustaleniem trasy i zapewnieniem
miejsc na obozowiska oraz przychylności
miejscowych władz, włącznie z uzyskaniem
od nich poparcia finansowego dla imprezy
[w odosobnionych wypadkach obiecanego
lecz nie dokonanego].
Organizatorzy Wyprawy mieli wielkie
problemy logistyczne. Ich koniowozy miały
w sumie miejsce na piętnaście koni. Transport
22
czterdziestu czterech koni „Toporzyska”
z Podhala do miejsca startu Wyprawy
w Czerwonym Borze wymagał więc parokrotnego
przejazdu koniowozów na trasie ok. 600 km
w każdą stronę. Tabor kołowy Wyprawy, oprócz
kilku samochodów osobowych, dysponował także
wielką ciężarówką, do przewożenia namiotów,
które służyły na kolejnych obozowiskach jako
stajnie, muzeum i pomieszczenia noclegowe
personelu. Stoły jadalne z ławami, stojaki,
podręczna kuźnia i przenośne WC dopełniały
wyposażenie wyprawy. W czasie Rajdu paszę
dla koni i słomę na ściółkę oraz żywność dla
uczestników zakupywano lokalnie.
W Rajdzie wzięło udział ponad czterdzieści
koni własnych „Toporzyska” oraz ok. dwudziestu
koni innych stowarzyszeń jeździeckich –
występujących w nim w barwach 3 Pułku
Szwoleżerów, 1 Pułku Ułanów, 14 Pułku Ułanów,
1 P. Szwoleżerów – oraz załogi pojazdów
bojowych: taczanki z zamontowanym CKM Maxim,
oraz działka przeciwpancernego. Pierwszym
plutonem dowodził Paweł Wieńć. Nad zdrowiem
koni czuwała Izabella Kopacz lekarz weterynarii.
Marek Sroczyński odpowiadał za kontakty
z samorządami.
Rajd posuwał się etapami, od obozowiska
do obozowiska. Te rozbijano kolejno na szlaku
w miejscach związanych z walkami, po czym
zwijano po spełnieniu zadania. Namioty i sprzęt
ładowano na ciężarówkę i odwożono na miejsce
następnego obozowiska, by były gotowe na
przyjęcie oddziału konnego.
mjr Zbigniew Makowiecki
Wyruszamy. Czerwony Bór
Wyruszamy. Czerwony Bór
24
Dowódca Wyprawy rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski
3 września 2009
Czerwony Bór. Jest godzina 3.25 w nocy.
Docieramy konwojem 6 samochodów na
stację kolejową Czerwony Bór, a z nami
pierwsze 17 koni i 12 strzelców konnych. Jest
środek nocy, ciemno i głucho. Przy światłach
reflektorów samochodowych przystępujemy
do rozładunku pierwszej ciężarówki i budowy
stajni polowych. Pomimo ciemności to pierwsze
rozbijanie obozowiska idzie nam sprawnie
i z entuzjazmem. Zmęczenie po wielu dniach
wytężonej ciężkiej pracy fizycznej, wielu
Wrześniowy Szlak / Wyruszamy. Czerwony Bór 25
nieprzespanych nocach, wydaje się, że znikło
bez śladu. Szybko rozstawiamy stajnie, wszak
sami je projektowaliśmy i w dużej mierze
sami wykonywaliśmy. Po godzinie pierwsze
konie stoją już w gotowych stanowiskach, a po
następnej półgodzinie druga stajnia jest gotowa.
Karmienie koni, lekkie śniadanko i zamiast
snu, pozostawiwszy wartowników, ruszamy do
Czerwina aby budować pierwszy obóz.
Zajeżdżamy na łąkę za szkołą i przy pomocy
paru mężczyzn przysłanych nam do pomocy
przez wójta mozolimy się z wyładunkiem
naszego kontenerowca. Praca jest ciężka, gdyż
słońce zaczyna mocno przygrzewać, kontener
wypakowany jest po dach tak, że chodząc
na czworakach trzeba uważać na głowę,
a temperatura wewnątrz osiąga 50°C. Nasi
pomocnicy powoli zaczynają się rozpływać,
zmęczenie i nie przespana kolejna noc
szybko zaczyna przypominać o sobie, a końca
wyładunku nie widać. Nadciąga kwatermistrz
z posiłkiem, który ma nam zastąpić obiad.
Kończymy rozładunek około 14.00 i do wieczora
siłą woli i coraz bardziej wątłych mięśni
stawiamy obozowisko. Dociera Sławek Majka
z pomocnikami i namiotami mieszkalnymi, robota
idzie raźniej. Stawiamy namiot wystawę 300 m2
Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy
pod ilustracje
Podpisy pod ilustracjPodpisy pod ilustracje
Podpisy pod ilustracje
26
powierzchni, stajnię boksową 200 m2
powierzchni
i 3 stajnie ze stanowiskami, każda na 12 koni.
Oprócz tego staje 8 namiotów mieszkalnych
i magazynowych, brama i ogrodzenie. Gdy
kończymy stawiać namiot, na wystawę
dociera Tomek Dudzińśki z 9 PSK z Grajewa
z przygotowaną przez siebie wystawą. Przy
pomocy naszej pani kustosz Ani Faber rozpoczyna
pierwszy montaż wystawy. Zawieszają barwne
plansze ilustrujące dzieje Kampanii Wrześniowej
i całej II Wojny Światowej, tablice obrazujące
pułki wchodzące w skład Suwalskiej i Podlaskiej
Brygady Kawalerii, nasz szlak bojowy. Instalują
ramki cyfrowe z materiałami archiwalnymi,
projektor multimedialny, ubierają manekiny
w mundury polskie i niemieckie, rozkładają broń
i wyposażenie.
Kończymy pracę dobrze po północy.
Większość naszych kawalerzystów wyrusza
ponownie samochodem do Czerwonego Boru,
gdzie stacjonują nasze konie.
W międzyczasie oba nasze koniowozy ruszają
ponownie w drogę – jeden do Toporzyska, a drugi
do Opola i do Warszawy. Spodziewamy się ich
Wrześniowy Szlak / Wyruszamy. Czerwony Bór 27
nazajutrz wieczorem, a wraz z nimi nadciągną
posiłki.
Janusz wyrusza po taczankę z ckm do Jasła
i po działko ppanc do Zbrosławic.
Ja nastawiam sobie budzik na 3 rano czyli
za dwie godziny aby dołączyć do kolegów
w Czerwonym Borze. Mamy wyruszyć stamtąd
o świcie, tj. ok. 5 rano.
4 września 2009
Ledwo wstaję w zasadzie tylko siłą woli, wsiadam
do samochodu a wraz ze mną nasz kapelan
ppłk Tomasz Robaczewski (dla przyjaciół
„ksiądz Robak”) i docieramy jakoś na miejsce.
W obozie pozostaje Mareczek, Ania Faber
i Tomek Dudziński. Zastaję strzelców przy
karmieniu koni, zaczyna padać deszcz. Ładnie
się zapowiada.
Jest jeszcze ciemno, gdy dosiadamy koni.
Nie posiadamy peleryn, chociaż zakupiliśmy
z demobilu prawie 50. Ugrzęzły gdzieś we
Wrocławiu. Na wojnie czasami tak bywa.
Ustawiam pluton w szyku na rampie kolejowej,
opowiadam o wyładunku naszego Pułku w tym
miejscu 70 lat temu, o pierwszym poległym
strzelcu. Kapelan intonuje modlitwę i przy
pierwszym brzasku ruszamy pospiesznym
marszem do Czerwina. Droga wiedzie przez
piękny las o znanej nam już nazwie Czerwony
Bór, dalej przez Śniadowo do Czerwina. Musimy
się spieszyć, mamy 4 godziny i prawie 35 km.
Wykorzystujemy miękkie podłoże, jedziemy
głównie kłusem, chwilami galopem i stępem.
W trakcie przemarszu powtarzamy zmiany
szyków, ćwiczymy elementy musztry konnej,
wszak za parę godzin pierwszy pokaz, a wielu
z nas nigdy jeszcze w żadnym nie uczestniczyło.
Przestaje padać, pokazuje się słońce.
Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy
pod ilustracje
Podpisy pod ilustracjPodpisy pod ilustracje
Podpisy pod ilustracje
28
Dla mnie jest to szczególnie ciekawy etap
wędrówki, gdyż zapoznaję się z moim koniem,
którego kupiłem ledwie dwa tygodnie temu.
Okazuje się, że nosi wygodnie, ale ma bardzo
słaby stęp, co mocno męczy, gdyż jako prowadzący
muszę nadawać tempo, a każdy krok muszę
z mojego rumaka wyduszać. Jako koń miejski
boi się wszystkiego: drzewa, krzaka, sarenki,
motylka i czego jeszcze chcecie. Na szczęście
w ruchu ulicznym się sprawdza. Ale ogólnie
jestem zadowolony z rumaka, odpowiada mi
jego temperament i charakter, nawet płoszy
się z gracją. Przecinamy Śniadowo, do którego
zawitamy ponownie za kilka dni i szybko
osiągamy Czerwin. Tu już czeka Mareczek,
denerwując się czy zdążymy na czas, wszak zaraz
rozpoczynamy zajęcia z młodzieżą, którą już
widać na horyzoncie.
rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski
U
dało się. Jest 3.00 rano, Czerwony Bór.
Wychodzimy z samochodów. Powietrze,
mimo że była piękna pogoda zupełnie jak
70 lat temu, jest bardzo rześkie. Odpalamy agregaty
i zaczynamy budować stajnie polowe. To pierwszy
montaż, więc trzeba dopracowywać szczegóły
i opanowywać system. Dobrze że kłopoty z jedną
z ciężarówek dały nam urwać pół godzinki tak
potrzebnego snu. Wstaje świt – stajnie stoją, konie
napojone i nakarmione. Szybki rzut oka na przepiękną
leśną okolicę, stację kolejową, która wygląda jak
gdyby działania wojenne zakończyły się tam wczoraj
a nie 70 lat temu. Wspomnienie pierwszego poległego
żołnierza naszego pułku. Zostawiamy kilku ludzi do
obsługi koni i już czekają na nas nowe zadania –
musimy zbudować nasze pierwsze duże obozowisko
w Czerwinie.
st. strz. konny kaw. och. Marek Sroczyński
Wrześniowy Szlak / Wola Gutowska 29
Czerwin
30
5 września 2009
Czerwin. Bardzo trudny obóz. Po pierwsze
dlatego, że jest to pierwszy obóz na naszej trasie
i wszystko trzeba robić po raz pierwszy. Od rana
docierają do nas duże grupy młodzieży. Każdego
uczestnika wyprawy trzeba przyuczyć do zadania,
które ma wykonywać, wytłumaczyć o czym ma
opowiadać, jak się zachowywać. Każdy musi
poznać wiele stanowisk służby, tak aby można
było być wszechstronnym i w każdej chwili
znaleźć kogoś na zastępstwo. Wiele osób ma tremę
przed publicznymi wystąpieniami, ale praktyka
czyni mistrza. Pokazy idą coraz lepiej. Machina
ruszyła.
Obóz jest szczególnie trudny także z tego
powodu, że jest nas jeszcze bardzo mało.
Wiele nieprzespanych nocy i trudy załadunku
i wyładunku sprzętu, jak również praca związana
z rozbijaniem obozowiska robią swoje. Następne
transporty koni jak i kolejni uczestnicy wyprawy
są w drodze. Nie dojechały jeszcze nasze pojazdy
bojowe: działko ppanc Bofors i taczanka z ckm.
Do późnego popołudnia przyjmujemy
młodzież w obozowisku. Nadjeżdżają nasi
koledzy z 14 PU z Andrzejem Dudźcem, dowódcą
2 plutonu, oraz mój zastępca a jednocześnie
dowódca 1 plutonu Paweł Wieńć. Będzie łatwiej.
Na szczęście popołudnie jest luźniejsze. Po
zjedzeniu sytej kolacji „dla ludzi” przyrządzonej
Dowódca Wyprawy rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski
Wrześniowy Szlak / Czerwin 31
przez naszego kwatermistrza, idziemy spać.
Śpię dziesięć godzin jak suseł. Następnego
dnia od rana mamy gości, wieczorem pokaz
galowy dla gości honorowych, spotkanie
towarzyskie przy gitarze, cytrynówce i idziemy
spać. W nocy dociera przywieziony z pociągu
przez kwatermistrza, a załatwiony awaryjnie w
Toporzysku kierowca ciężarówki. Kwatermistrz
wywołuje mnie od gości, żebym coś zobaczył.
Jakież jest moje zdziwienie, kiedy widzę, że ten
młody człowiek meldujący się do pracy jako
kierowca jest kompletnie pijany. Nie wiem czy
śmiać się, czy płakać. Co z nim zrobić? Kładziemy
go spać. Z wywiadu przeprowadzonego przez
kwatermistrza wynika, że wypił tylko jedno piwo
na mijanej stacji. Nie umawiając się skandujemy
równocześnie „chyba na każdej”, a że stacji było
po drodze sporo skutek jest jaki widać.
6 września 2009
Nad ranem dociera kolejny transport koni,
brakuje jeszcze wielu uczestników wyprawy.
Mają dojechać dziś po południu, a reszta jutro.
Kierowca trzeźwieje.
Od rana przygotowujemy się do uroczystości
w kościele. Odprawa, ustalenie szyku,
służbowych, wart i już trzeba wyjeżdżać do
kościoła w Czerwinie. Jedziemy w szyku
trójkowym plutonami, na czele poczet
32
sztandarowy. Za kościołem spieszamy się,
z końmi pozostają luzacy, a my wmaszerowujemy
do kościoła. Ksiądz „Robak” uczestniczy
w koncelebrze. Po mszy św. wsiadamy na koń
i prowadzimy kolumnę uczestników uroczystości
(a są to jednocześnie dożynki powiatowe) na
czerwiński cmentarz na mogiły naszych żołnierzy.
Zaciągamy wartę, prezentujemy broń, składamy
kwiaty, zapalamy znicze. Wraz z nami kwiaty
składają władze powiatu ostrołęckiego, władze
gminy i europoseł Jarosław Kalinowski. Ulicami
Czerwina wracamy do obozowiska. Wokół
wrze, uroczystości dożynkowe, wesołe
miasteczko, bardzo dużo gości odwiedzających
nasz obóz.
Po południu pokaz – najbardziej pechowy,
jak się później okazało. Jest nas za mało w
stosunku do tego, co mamy pokazać. Nie
wszyscy kawalerzyści są przygotowani do
zademonstrowania trudniejszych elementów.
Po pokazie musztry następuje częściowa zmiana
koni. Niektórzy strzelcy, ci bardziej doświadczeni,
dosiadający trudniejszych koni (na których
mają jechać ich koledzy, którzy jeszcze nie
dojechali), muszą szybko przesiąść się na inne
konie, te przygotowane do władania szablą,
Wrześniowy Szlak / Czerwin 33
lancą, poczty węgierskiej i innych trudniejszych
elementów pokazów. W czasie przekazywania
jednego z koni (klacz Gracja) dochodzi do
nieporozumienia pomiędzy strzelcami. Z powodu
wielkiego gwaru, hałasu z sąsiedniego wesołego
miasteczka jeden z kawalerzystów nie zrozumiał,
że ma tylko przytrzymać konia i nie wsiadać na
niego. Klacz ta, koń sportowy przygotowywany
do startów w WKKW, była za trudnym koniem dla
naszego kolegi, który miał ją tylko przytrzymać.
Z powodu tempa pokazów i niezrozumienia
polecenia próbował jej dosiąść. W tym momencie
ktoś odpalił petardę w wesołym miasteczku, koń
się wspiął i jeździec lądując na ziemi, utracił
panowanie nad zwierzęciem. Spłoszony koń
pogalopował samotnie. Na nic zdał się pościg za
nim, zarówno pieszy jak i konny. Akcja toczyła się
bardzo szybko. W wąskiej uliczce obstawionej
samochodami, w którą wpadła spanikowana
Gracja nie było gdzie uciec, w pełnym galopie
uderzyła w stojącą ciężarówkę. Na nic zdała
się natychmiastowa pomoc strzelców i lekarzy
weterynarii. Pomimo wielogodzinnych starań,
z powodu obrażeń wewnętrznych odeszła od
nas koło północy. Był to dla nas ogromny cios
zadany w dodatku na samym początku wyprawy,
Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy
pod ilustracje
Podpisy pod ilustracjPodpisy pod ilustracje
Podpisy pod ilustracje
34
nastroje były minorowe, wielu zadawało sobie
pytanie, czy warto tak ryzykować, czy warto
jechać dalej. Byłem w bardzo trudnej sytuacji,
długo zastanawiałem się co powiedzieć, jak
zareagować. W czasie zbiórki oddziału omówiłem
zdarzenie przedstawiając kluczowe wydarzenia,
które doprowadziły do wypadku. Starałem się nie
wskazywać jednego winnego, a uczulić wszystkich
na wiele drobnych zdarzeń i niedociągnięć, które
złożyły się na tę tragedie. Było nam wszystkim
bardzo ciężko, mnie zaś podwójnie – z jednej
strony byłem dowódcą wyprawy i odpowiadałem
osobiście za życie ludzi i zwierząt, z drugiej
strony byłem związany z tym koniem – wszak
wychował się u nas w Toporzysku. Ciężko było
zasnąć tego wieczora z takim bagażem na głowie.
Rano wymarsz do Śniadowa.
rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski
Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy
pod ilustracje
Podpisy pod ilustracjPodpisy pod ilustracje
Podpisy pod ilustracje
Wrześniowy Szlak / Czerwin 35
36
Wrześniowy Szlak / Czerwin 37
Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy
pod ilustracje
Podpisy pod ilustracjPodpisy pod ilustracje
Podpisy pod ilustracje
N
a pewno jest to przedsięwzięcie bardzo
poważne: odtworzyć szlak bojowy – ponad
700 kilometrów na koniach, w pełnym
ekwipunku. Zdajmy sobie sprawę z trudności zadania,
aczkolwiek było to zadanie realne, skoro nasi
przodkowie też ten szlak przebyli…
Myślę, że pamiątki z kampanii wrześniowej, a także
różnego rodzaju zdjęcia, które się zachowały, na
pewno oddawały wierny obraz tych wydarzeń. Ale
głównie ułani i strzelcy, którzy byli umundurowani
dokładnie tak jak żołnierze we wrześniu 1939 tworzyli
pewną atmosferę tamtych czasów i ta atmosfera
się udzielała. Chodziło o to, żeby młodzieży szkół
średnich dać lekcję żywej historii – nie tylko czytanie
z książek, ale także pokazanie czegoś więcej. Myślę że
to się w pełni udało – młodzież była zainteresowana,
odwiedzała izbę pamięci, oglądała pokazy ułańskie,
rozmawiała z ułanami.
Myślę, że cel, czyli przekazanie pokoleniom, które teraz
będą wchodziły w dorosłe życie, tamtych wydarzeń,
został w pełni osiągnięty. Ten cel jest naprawdę sprawą
bardzo ważną i zasługuje na wsparcie.
Zawsze podczas uroczystości rocznicowych
szczególnym akcentem jest oddanie hołdu poległym.
Złożenie kwiatów na grobie żołnierzy, którzy polegli
w Kampanii Wrześniowej pod Czerwinem, przez
formacje ułańską, to był dla mnie taki najbardziej
wzruszający moment.
Nie spotkałem się z żadną opinią negatywną, te które
do mnie docierały, były wyłącznie pozytywne. W
związku z tym mogę z całą odpowiedzialnością
powiedzieć, że była to inicjatywa jak najbardziej
trafiona.
Stanisław Kubeł, Starosta Ostrołęcki
38
Podpisy pod ilustracje Podpisy pod
ilustracje Podpisy pod ilustracje
Podpisy pod ilustracjPodpisy pod
ilustracje
Podpisy pod ilustracje
Wrześniowy Szlak / Czerwin 39
D
la mnie historia 3 PSK nie była obca, bo jest
upamiętniona na terenie gminy pomnikiem
i grobem żołnierzy, którzy polegli tutaj we
wrześniu 1939 roku. Dlatego sprawiło mi radość kiedy
dowiedziałem się, że obozowisko ma być położone na
terenie naszej gminy. Nie tylko mi ale i mieszkańcom,
zwłaszcza tym, którzy jeszcze pamiętają tamte lata.
Podziwiałem organizatorów, że chcą się tym zając i że
chcą w tym celu tak ciężko pracować.
Ryszard Gocłowski, Wójt Gminy Czerwin
8
.00 rano i już stoimy nieopodal szkoły
w Czerwinie i budujemy. Wieczorem wszystko
jest gotowe na przyjęcie pierwszych grup
młodzieży. Nadejdzie nasz chrzest bojowy. W Czerwinie
zostajemy tylko w kilka osób, a cała reszta wraca do
Czerwonego Boru, by następnego dnia o 5.00 rano
wyruszyć na pierwszy etap naszej Wyprawy.
Już 10.00. Pierwsze grupy młodzieży zmierzają
w kierunku obozowiska, a nas tylko kilku – cała reszta
(mam nadzieję) zmierza do nas konno. Nie było łatwo.
Witam wszystkich, zaczynam opowiadać o historii,
pokazuję rząd kawaleryjski, rozdaję promocyjne
broszury opowiadające o wystawie, ale odwiedzający
są coraz bardziej zniecierpliwieni, a koni nie widać.
Ludzie przyszli zobaczyć szwadron kawalerii a nas
tylko kilku na piechotę. Robi mi się coraz cieplej,
nogi mi się uginają. Wójt patrzy na mnie coraz mniej
przychylnie i... w końcu są, jestem uratowany. Na
horyzoncie, dumnie wzbijając kurz, pojawia się
szwadron i całe napięcie mija.
Szwadron przejeżdża uroczyście przez bramę obozu,
dowódca salutuje i wszystko zaczyna ruszać swoim
normalnym rytmem. Jakie to szczęście, że pierwszy
uroczysty pokaz siłą całego szwadronu dopiero jutro.
Kolejny dzień to uroczysta msza święta, złożenie
kwiatów pod mogiłą żołnierzy Pułku poległych pod
Dzwonkiem i wielkie pokazy dla paru tysięcy ludzi
zgromadzonych podczas corocznych „Dni kukurydzy”.
St. strz. konny kaw. och. Marek Sroczyński
40
5–6 września 2009
Czerwin. Pierwszy obóz, pierwsze grupy
młodzieży w muzeum i obozie, pierwsze pokazy,
pierwsze straty. Stajemy po raz pierwszy oko
w oko z młodzieżą tłumnie dowożoną do naszego
obozowiska. Przedział wiekowy: od szkoły
podstawowej do szkoły średniej. Staramy się
przekazać tradycję kawalerii polskiej, a czasami
odkłamać pokutujące w społeczeństwie mity na
temat naszej jazdy okresu międzywojennego.
Pokazy wyszkolenia i sprawności kawaleryjskiej
(musztra sekcji i władanie białą bronią)
wykonujemy z powodu niedużego placu siłą
jednej sekcji. Konie rześkie, chętnie idące.
Cień smutku rzuca strata jakiej doznaliśmy.
Na skutek tragicznego wypadku, po długiej
walce, mimo starań lekarza weterynarii
i naszych strzelców tracimy kl. Erę (Gracja).
Była znakomicie zapowiadającym się koniem
i towarzyszką kawaleryjskich zmagań.
Dowódca I plutonu ppor. kaw. och. Paweł Wieńć
Wrześniowy Szlak / Czerwin 41
Podpisy pod ilustracje Podpisy pod
ilustracje Podpisy pod ilustracje
Podpisy pod ilustracjPodpisy pod
ilustracje
Podpisy pod ilustracje
42
N
a początku września pakuję do samochodu
wszystkie potrzebne rzeczy, zabieram
zaprzyjaźninego szwoleżera Kubę Łazarowicza
i proszę moją córkę Mariannę Otmianowską,
żeby zawiozła nas do obozu w Czerwinie na rajd
Wrześniowym Szlakiem.
W obozie szybko założyłem mundur polowy
sukienny, chociaż było dość gorąco; potrzebne do
życia obozowego przedmioty oraz odzież na zmianę
spakowałem do specjalnej wodoodpornej torby,
dostarczonej oczywiście przez organizatora. Córka
zrobiła nam parę pamiątkowych zdjęć i zostałem na
łące tylko z tym, co niezbędne na rajd. Całe moje
wyposażenie cywilne i samochód odjechały. Teraz
mogłem liczyć tylko na siebie, na konia oraz kolegów.
Przygotowałem konia do jazdy i po niedługim czasie
z rtm. Waligórskim na czele ruszyliśmy do kolejnego
obozu w Śniadowie.
Chor. kaw. och. dr inż. Tadeusz Kowalski 3P. Szwol.
Wrześniowy Szlak / Czerwin 43
Śniadowo
44
7–10 września 2009
Śniadowo. Rano, zaraz po śniadaniu,
pierwszy pluton wyrusza do Śniadowa.
Na miejscu pozostaje kupa koni i dwóch
strzelców do zajmowania się nimi. Czekamy na
nadciągnięcie posiłków ludzkich, są już w drodze.
Zaplanowałem, że po dotarciu szwoleżerów
i różnych innych niedobitków wyruszymy
pospiesznym marszem do Śniadowa zaraz po
południu. W międzyczasie jadę do Śniadowa
samochodem i przekonuję się, że obozowisko,
które miała rozłożyć ekipa techniczna jest
w proszku, w zasadzie nic nie jest skończone.
Nie ma stajni, nie ma namiotu wystawowego,
nie ma namiotów mieszkalnych. Jestem wściekły
– spełnia się czarny scenariusz, w którym
z dowódcy na koniu będę musiał przedzierzgnąć
się w dowódcę ekipy technicznej. Nie mam
wyjścia, przecież pierwszy pluton dotrze
do obozowiska za dwie godziny. Mobilizuję
kogo się da i stawiamy dwie stajnie polowe
z 24 stanowiskami. Dociera Sławek i rozpoczyna
stawianie namiotów mieszkalnych. Zaraz po nim
nadciąga I pluton. Widzę po ich minach, kiedy
wjeżdżają do obozu-widma, że nie jest dobrze.
Dowódca Wyprawy rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski
Wrześniowy Szlak / Śniadowo 45
Przynajmniej mają gdzie postawić konie, ale
fizyczny stan niektórych kolegów wskazuje,
że nawet ten niewielki odcinek, który musieli
przejechać konno dał im w skórę (dosłownie).
Muszę prosić moich kolegów z Toporzyska, aby
znów przedzierzgnęli się w monterów i pomogli
stawiać obozowisko, które miało już na nich
czekać. Na niektórych twarzach widzę ogromne
niezadowolenie, widzę też czający się bunt.
Jeszcze tym razem nie odmawiają i robota
zaczyna iść jak z bicza strzelił. Sławek Przybyś,
Andrzej Ryś, Andrzej Kowalczyk i inni. Są już
zaprawieni w bojach namiotowych, wszak nie
tak dawno w 5 osób rozebraliśmy dwa wielkie
namioty po 300 m2
każdy, rozebraliśmy 40 boksów,
załadowaliśmy je na samochody (prawie
20 ton), przetransportowali i złożyli z powrotem
w innym miejscu, a to wszystko w ciągu 24 godzin,
w nocy i padającym ulewnie deszczu. Chłopcy
od razu identyfikują problem – dlaczego nie da
się wciągnąć plandek. Nie ma kątów prostych!
Trzeba poprawić ustawienie konstrukcji, a potem,
jakby dopiero co przyjechali z urlopu, śmigają
po kalenicy namiotu 6 metrów nad ziemią i już
namiot gotowy. Pozostawiam drugi namiot ich
sprawnym rękom i wracam do Czerwina. Posiłki
już nadciągnęły. Szybkie troczenie sprzętu,
dopasowanie siodeł i bardzo pospiesznym
marszem ruszamy do Śniadowa. Bojąc się co
zastanę w obozie, narzucam ostre tempo, chcąc
jak najszybciej być w obozie (prawdopodobnie
było to tempo za ostre dla mojego kolana, co
zemściło się na mnie już za dwa dni).
Szybko osiągamy Śniadowo, przeciągamy
ulicami miasteczka, obserwujemy reakcje
mieszkańców, na kolejny duży oddział kawalerii.
Obóz stoi, na pierwszy rzut oka jest ok. Ale
gdy spojrzę głęboko w twarze kolegów, widzę
że nie jest dobrze, odwracają oczy, milkną
prowadzone przez nich rozmowy. Zsiadam z konia
i zaczynam powoli dochodzić do sedna rzeczy.
Podpisy pod ilustracje Podpisy pod
ilustracje Podpisy pod ilustracje
Podpisy pod ilustracjPodpisy pod
ilustracje
Podpisy pod ilustracje
46
Wielu chłopaków jest przemęczonych, narasta
w nich bunt – dlaczego oni znowu muszą tyrać,
podczas gdy inni w tym czasie odpoczywają.
Co robi ekipa techniczna? Dowódcy sekcji
i plutonów są bezradni. Nie tak łatwo bandę
cywilów przeistoczyć w wojsko. Nie wystarczy
przebrać ich w mundury. Zaczynam rozumieć, że
część osób, która ma wziąć udział w wyprawie
przyjechała na wczasy. Niektórzy z nich mają
tylko po kilkadziesiąt godzin w siodle, nigdy
nie byli w wojsku, harcerstwie lub innej
organizacji, która wymagałaby od nich dyscypliny,
podporządkowania się rozkazom i czasami pracy
po fajrancie. A tu nie dość, że cały czas trzeba
być ogolonym, zapiętym na ostatni guzik, to cały
czas pełnić służbę. Trzeba karmić i oporządzać
konie, robić śniadanie, sprzątać majdan, stać na
warcie. Trzeba co chwilę wsiadać na koń i po
raz kolejny jechać pokaz, trzeba po raz kolejny
oprowadzać grupę młodzieży i po raz kolejny
opowiadać ten sam tekst jak zgrana płyta, pałać
optymizmem, być uśmiechniętym itd. W tej
sytuacji ciężar większości pracy spada na garstkę
wypróbowanych kolegów.
W międzyczasie nadciągnęły kolejne posiłki,
nadjechali kolejni uczestnicy wyprawy. Niestety
kolacja nie poprawia nastrojów, ludzie zaczynają
na siebie warczeć. Po zmroku, kiedy zostaliśmy
sami, zarządzam zbiórkę dowódców i funkcyjnych
wszystkich szczebli. Pojawia się też wiele osób
nie pełniących żadnych funkcji, wiele osób staje
w pobliżu przysłuchując się, co się będzie działo.
Przedstawiam w krótkich żołnierskich słowach
analizę sytuacji. Nie oszczędzam nikogo, siebie
też. Opowiadam o przygotowaniach do wyprawy,
o tym jak niewiele osób musiało zrobić tak wiele,
opowiadam o naszych partnerach, którzy mieli
nam pomóc, o pewnym resorcie, który obiecywał
ogromny wkład finansowy, a na koniec, nie dość
że nie dał złamanego grosza, to jeszcze odmówił
pomocy logistycznej w postaci transportu.
Mówię o tym, że na parę dni przed wyprawą
w zasadzie pozostaliśmy bez środków, nie licząc
FIO i Rady Pamięci Ochrony Walk i Męczeństwa.
Mówię dlaczego ekipa techniczna jest taka słaba
i mało liczna – brak pieniędzy. Mówię o tym, że
już w zasadzie jedziemy na kredyt i jeżeli nie
przyjdą pieniądze od samorządów, to staniemy
bezużytecznie jak kolumny pancerne bez paliwa.
Wytykam dowódcom błędy, nie oszczędzam
nikogo. Stawiam wszystko na jedną kartę – albo
wszyscy zrozumieją, że to nie wczasy, a ciężka
służba, albo wszystko diabli wezmą. Moje słowa
są ciężkie, zaryzykowałem wiele przyjaźni,
ale poskutkowało. Para uszła przez wentyl
bezpieczeństwa, na razie nie grozi nam bunt.
Mam nadzieję, że najbliższe dwa dni w przyjaznej
atmosferze naszych przyjaciół ze Śniadowa
podziałają jak balsam kojący.
8 września 2009
Od rana młodzież w obozowisku, machina się
Wrześniowy Szlak / Śniadowo 47
kręci: zajęcia w muzeum, zajęcia w stajni, pokaz,
zajęcia w muzeum, zajęcia w stajni, pokaz i tak
w koło Macieju. Po południu udajemy się w szyku
pieszym ze sztandarem do kościoła na mszę
św. odprawioną w intencji poległych, zmarłych
i ciągle jeszcze żyjących żołnierzy naszego Pułku.
Po mszy św. w asyście pocztów sztandarowych,
kombatanckich, strażackich i szkolnych udajemy
się na cmentarz parafialny na grób naszych
żołnierzy. Zaciągamy warty, składamy kwiaty,
krótkie przemówienia i powrót do obozowiska.
Już za chwilę pokaz galowy dla mieszkańców
i samorządowców. W czasie pokazu przeżywam
ciężkie chwile, kiedy to powożący zaprzęgiem
taczanki Bogusław Śliż, chyba chcąc nadrobić to,
że uciekł mu jeden etap i jedno obozowisko tak
daje czadu, że wywraca taczankę wraz z obsługą
do góry kołami. Zamieram. Czyżby kolejny
tragiczny wypadek? Myśli galopują mi przez
głowę, kiedy nadal spokojnym głosem komentuję
pokazy, jakby nie zauważając wypadku. Czy nic
się nikomu nie stało, czy nikt nie jest ranny, czy
48
nie stało się najgorsze? Dwa dni temu koń, dziś…
mijają sekundy. Na szczęście wszyscy podnoszą
się z ziemi, błyskawicznie stawiają taczankę
i jakby nigdy nic się nie stało zasiadają w niej na
swoich stanowiskach bojowych. Tego co przeżyli,
może domyślić się tylko baczny obserwator, który
zwróci uwagę na pobladłe twarze i zaciśnięte
do maksimum dłonie na poręczach taczanki, aż
kłykcie im bieleją. Pokaz dobiega końca, większa
część publiczności nie zdała sobie sprawy
z powagi chwili, uspakajana moim komentarzem
o wyreżyserowanym wypadku. Po pokazie
podchodzę do Bogdana i proszę go o litość nad
moimi nadszarpniętymi nerwami i skołatanym
sercem. Boguś obiecuje, że nigdy już tego nie
zrobi i słowa dotrzymuje.
Po pokazie zaproszeni przez pana wójta
udajemy się na pyszną kolację, gdzie czas szybko
mija przy dźwiękach gitary, sutym jedzeniu
i naszej cytrynówce.
9 września 2009
Następnego dnia rano nastroje dużo lepsze,
regularny tryb życia, porcja snu robią swoje.
Dociera do nas nasz niezastąpiony, jeszcze
lekko kulejący po kontakcie z Guciem kierowca
koniowozu pan Jurek. Bardzo prosimy go, aby
trzymał się od koni z daleka. Skończyły się
nasze problemy z parkiem samochodowym,
gdyż pan Jurek sprawuje nad nim pieczę do
końca wyprawy. Dla niego nie było rzeczy
nie do zrobienia i trasy nie do przejechania.
Dziękujemy.
Po śniadaniu dociera do naszego obozu
pan rtm. Wilhelm Bilewicz, przedwojenny
podoficer naszego Pułku. Od razu widać
jak chłopcy, zarówno ci kilkunastoletni jak
i kilkudziesięcioletni, prostują się i przybierają
żołnierską postawę, kiedy jego wzrok spocznie na
którymś z nich.
Wrześniowy Szlak / Śniadowo 49
Rtm. Bilewicz jest częstym gościem
Śniadowa, które odwiedza, wizytując szkołę
noszącą imię jego Pułku. Nasza znajomość
z panem rtm. Wilhelmem Bilewiczem sięga
początków naszej działalności w Kole Pułkowym.
Pan Wilhelm, albo, jak go pieszczotliwie nazywali
koledzy „Wiluś”, jest zawsze i wszędzie tam,
gdzie posyła go rozkaz ówczesnego dowódcy Koła
Pułkowego płk Bronisława Lubienieckiego. Jest
sztandarowym w poczcie sztandarowym Pułku.
Niejeden raz miałem zaszczyt pełnić służbę u
jego boku już ze świętej pamięci wach. Pawłem
Jackiewiczem. Zdarzało nam się często po parę
godzin stać w pozycji na baczność w czasie
przedłużających się ceremonii kościelnych, albo
w szyku konnym przemierzać wraz ze sztandarem
wiele kilometrów, budząc niekłamany entuzjazm
widzów w czasie uroczystości patriotycznych.
Przyjmujemy młodzież w obozowisku,
a następnie w szyku konnym udajemy się do
miejscowości Truszki pod pomnik poświęcony
naszym żołnierzom postawiony w miejscu bitwy
naszego Pułku.
Gdy docieramy pod pomnik, zastajemy
już licznie zgromadzoną miejscową ludność,
a zwłaszcza młodzież, są też władze samorządowe
z panem wójtem Andrzejem Zarembą na czele.
Pomnika strzeże warta honorowa. Składamy
meldunek panu rotmistrzowi. Odczytuję
apel poległych, strzelcy na koniach skandują
„POLEGLI NA POLU CHWAŁY”, aż echo
odpowiada, składamy wieńce, zapalamy znicze,
krótkie słowa wygłasza pan wójt i wracamy do
obozowiska. Po południu przyjmujemy ponownie
młodzież i tak aż do wieczora. Wieczorem
niespodzianka. Zaaranżowane przez pana wójta
i panią dyrektor Domu Kultury Gabrysię ognisko.
Ale ognisko niecodzienne. Ognisko w centrum
miasteczka, bez scenariusza, gdzie wszyscy są
na luzie. Dużo młodzieży, ale też bardzo dużo
dorosłych. Są kiełbaski, postawione przez wójta
piwo, zaraz znalazła się gitara, spontaniczne
przez nikogo nie wyreżyserowane spotkanie
miejscowej ludności z nami – kawalerzystami.
Rozmowy i śpiewy przy ognisku przeciągnęły się
długo poza północ.
10 września 2009
Rano drugi pluton wyrusza do następnego
obozowiska, towarzyszy mu taczanka. Mają
zadanie przenocować w terenie, a do Zambrowa
dotrzeć w piątek rano.
Pierwszy pluton pozostaje do południa
w Śniadowie aby uczestniczyć w uroczystości
święta naszej szkoły i pasowaniu
pierwszoroczniaków na uczniów. Po uroczystości
wyruszają wraz z działkiem ppanc, aby osiągnąć
50
Zambrów wieczorem. Żal żegnać Śniadowo, gdzie
czujemy się prawie jak w domu, gdzie zarówno
pan wójt Zaremba włożyli wiele pracy w to, aby
wyprawa doszła do skutku (także poza terenem
swojej gminy), gdzie pani dyrektor Gruszczyńska,
chociaż młodsza od wielu z nas, czasami
prawie nam matkowała, troszcząc się o naszą
aprowizację.
Dołącza do nas nowy członek wyprawy,
który przyplątał się już pierwszego dnia
pobytu w Śniadowie. To paromiesięczny
porzucony szczeniak o nowo nadanym imieniu
kawaleryjskim „Trok”. Trok pozostał i towarzyszył
nam do końca wyprawy, a dziś wiedzie szczęśliwy
los psa domowego, mieszkając w Krakowie
z moim Ojcem (również uczestnikiem naszej
wyprawy).
rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski
7–10 września 2009
Śniadowo. Po około 30 kilometrowym
przemarszu osiągnęliśmy Śniadowo. Przyjęcie
bardzo gościnne. Nasze humory również dobre.
Wielka w tym zasługa dyrektor szkoły im. Pułku
3 Strzelców Konnych pani mgr Małgorzaty
Gruszczyńskiej oraz wójta Pana Andrzeja Zaręby,
którym za pomoc i gościnność bardzo dziękujemy.
Odwiedza nas również pan rtm. Wilhelm
Bilewicz – przedwojenny podoficer naszego
Pułku i cekaemiarz. Nic więc dziwnego, że jego
uwagę przyciąga taczanka, która towarzyszy
nam w naszych trudach wraz z powożącym
Bogdanem Śliżem w barwach 8 Pułku Ułanów
Ks. J. Poniatowskiego. Warto nadmienić, iż jedzie
z nami również działko ppanc Bofors (powożący
– Romuald Ficek w barwach 3 Pułku Ułanów
Śląskich). Uczestniczymy w uroczystościach
w Śniadowie i w Truszkach. A w obozie – szkoły,
muzeum i pokazy. Coraz bardziej wciągamy
się w rytm naszych zajęć obozowych.
Jeżeli chociaż mała część tego,
co staramy się młodzieży
przekazać, pozostanie
w ich pamięci –
będzie to
Dowódca I plutonu ppor. kaw. och. Paweł Wieńć
Wrześniowy Szlak / Śniadowo 51
powodem do cichej satysfakcji z naszej strony.
Konie czują się dobrze, jednak my wiemy,
że skończyły się krótkie etapy naszego rajdu
i zarówno nas jak i je czekać będzie większy
wysiłek.
Podczas jazdy do Śniadowa z przykrością
zacząłem odczuwać pewien dyskomfort w części
ciała, która już od momentu narodzin sztuki
ekwitacji przeznaczona jest do kontaktu
z siodłem. Stan ten mocno się pogłębił po
wizycie w Truszkach i pokazach. Jednym
słowem – stawiało to pod znakiem zapytania
moją przydatność do dalszej jazdy. I to na samym
początku naszych zmagań. Wszystkie sprawdzone
metody na tą kawaleryjską przypadłość nie
dawały nadziei na rychłą poprawę. Postanowiłem
udać się do naszego lekarza… weterynarii,
ponieważ nie podchodziłem jeszcze pod zakres
specjalizacji naszego „ludzkiego” doktora.
Lekarz Szwadronu był bowiem patologiem. Po
wyłuszczeniu problemu (na szczęście obyło się
bez kompromitującej obdukcji) pani doktor
zaordynowała żel (nazwy nie pamiętam),
zapewniając mnie o dużej skuteczności tego
specyfiku. Uwierzyłem bez zastrzeżeń. Tym żelem
smarowałem bowiem obtarty w transporcie ogon
mojej kobyły. Instrukcja obsługi bardzo prosta:
spuścić, posmarować, wciągnąć. Więc spuściłem
i posmarowałem. I po chwili wiedziałem czemu
Brazylia kręciła się, gdy jej nakładałem lekarstwo
na ogon. Jakby mi ktoś przytknął gorącą podkowę
do zadka. Późniejsze nakładanie już nie było
tak nieprzyjemne. Kuracja była jednak na tyle
skuteczna, że mogłem kontynuować dalszą jazdę,
nie dając powodów do złośliwej satysfakcji
podkomendnych.
52
B
yła to piękna lekcja historii – można było
dotknąć, powąchać, poklepać konia, obejrzeć
sprzęt wojskowy, zobaczyć pokazy musztry
kawaleryjskiej, posłuchać komend. Było to bardzo
wzruszające i jednocześnie dające wiele satysfakcji.
Można było po tylu dziesiątkach lat zobaczyć na żywo
jak ci żołnierze wyglądali, jak jeździli, jak ćwiczyli…
Szkoła podstawowa w Śniadowie nosi imię
żołnierzy 3PSK. Nadali jej to imię w 1992 roku żołnierze
z Koła Żołnierzy 3PSK. Szkoła kultywuje tradycje
Pułku i jest to jedyna szkoła podstawowa w Polsce
która nosi to imię. Uważałem, że moim obowiązkiem
jako wójta gminy jest pomoc w doprowadzeniu tego
przedsięwzięcia do skutku.
Sądzę, że dla dzieci i młodzieży udział w imprezie
to była wielka satysfakcja i na pewno zostanie to
w ich pamięci na lata. Mają dużo zdjęć i filmów,
które były robione podczas pobytu tutaj żołnierzy
kawalerii ochotniczej. Zobaczenie osób w mundurach
kawaleryjskich z września 1939 roku było dla dzieci
i młodzieży wyjątkową lekcją historii.
Uważam że cały pobyt 3PSK był bardzo pamiętny.
Uroczystości w kościele i w Truszkach, gdzie stał cały
szwadron żołnierzy, a byli kombatanci składali kwiaty,
to było dla mnie wyjątkowe wydarzenie. Myślę że nie
tylko dla mnie, ale też dla młodzieży, dzieci i wszystkich
okolicznych mieszkańców.
Zdarzały się też niecodzienne sytuacje, na
przykład kiedy jeden z koni przysiadł na zadzie na
jednym z samochodów należącym do mieszkańca,
który przyjechał oglądać uroczystości, albo
nieprzewidziane przygody jak wywrócenie się taczanki
podczas pokazu.
Podczas pokazów można było dosłownie poczuć
pył i kurz spod kopyt, zapach potu koni i wykrzykiwane
rozkazy. Nie tylko mnie ale i innym, którzy brali udział
w tych pokazach na długo zostanie to w pamięci.
Także wizyty w muzeum i ognisko, na którym śpiewano
pieśni patriotyczne i rozmawiano o wydarzeniach, które
przetaczały się przez Polskę 70 lat temu zostawiły
mi i mieszkańcom, a w szczególności dzieciom
i młodzieży niezapomniane wrażenia.
Wójt gminy Śniadowo Andrzej Zaremba
Wrześniowy Szlak / Śniadowo 53
54
P
odczas pielgrzymki z młodzieżą do pobliskiego
Wąsowa zobaczyliśmy, jak od Czerwina zbliżała
się kolumna – konie, taczanka – uświadomiłem
sobie, że to przemarsz do Śniadowa. U młodzieży
i dorosłych osób widziałem łzy w oczach. Dla starszych
osób to duma, że mundur polski wciąż coś znaczy.
Ks. Eugeniusz Sochacki, proboszcz ze Śniadowa
Wrześniowy Szlak / Śniadowo 55
P
od wieczór przybyliśmy do obozu, gdzie
czekała na nas kolacja, namiot i łóżko.
Rozdzielono funkcje na następny dzień i spać.
Pobudka o godzinie 6.00, zbiórka, śpiew „Kiedy
ranne wstają zorze”, rozkaz dzienny i ruszamy
do pojenia i karmienia koni. Potem jest czas na naszą
toaletę, zjedzenie przygotowanego śniadania i ruszamy
do zajęć.
Mnie przypadła w udziale służba w objazdowym
muzeum – wystawie. Zaczęły przybywać kolejne
autobusy z młodzieżą z okolicznych szkół na lekcję
o kawalerii i wybuchu II Wojny Światowej. Młodzież
przybywała na takie lekcje setkami, nauczyciele
bardzo żywo uczestniczyli w zajęciach i mówili,
że dalsza część tak rozpoczętej lekcji odbędzie się
w szkole. Pokazywaliśmy umundurowanie polskiego
kawalerzysty oraz broń, jak również kawaleryjskie rzędy
końskie. Dla porównania, na wystawie pokazywaliśmy
umundurowanie i broń żołnierza i oficera niemieckiego.
Na ścianach wystawy zawieszone były wielkie
plansze, na których zostały zamieszczone zdjęcia
i mapy charakteryzujące wydarzenia września 1939.
Potem zajęcia w stajni z omówieniem ras koni, ich
umaszczenia, sposobu żywienia oraz bezpiecznego
obchodzenia się z końmi. Następnie posiłek obozowy
dla zwiedzających oraz pokazy musztry na koniach
i pokazy władania białą bronią czyli lancą i szablą.
Tak wypełniony dzień mijał dość szybko,
a wieczorem śpiewy przy ognisku i spotkanie
z miejscową ludnością i władzą lokalną. Oczywiście
nie zabrakło chwil uroczystych w miejscach pamięci
narodowej, kościołach i na cmentarzach.
Nadszedł dzień zmiany miejsca obozowania,
trzeba było wszystko zwinąć i przewieźć na nowe
miejsce, tym razem do Zambrowa.
Chor. kaw. och. dr inż. Tadeusz Kowalski 3P.Szwol.
56
W
akacje w tym roku zaczynały się jak
wszystkie inne. Dwa miesiące pracy
w naszym ośrodku: zawody, ogniska,
imprezy. W powietrzu jednak czuć było lekki niepokój.
Wszystko wyjaśniło się we wrześniu. Długo planowana
wyprawa „Wrześniowy szlak” zbliżała się z każdym
dniem. Pakowanie sprzętu, pakowanie plecaków,
pierwsze pełne ciężarówki opuszczają z wolna bramy
Toporzyska. Znikają za pierwszym zakrętem. Gdy
ostatnia ciężarówka znika za horyzontem przychodzi
czas na kolegów. Jeden po drugim wsiadają
do samochodów i wyjeżdżają. Ja zostaję.
Zostaję by dołączyć do nich po trzech dniach.
Trzy dni ciągnące się jak wieczność, choć wypełnione
emocjami związanymi z zawodami WKKW.
W końcu wyruszam. Pokonywane kilometry
wypełniają się wyczekiwaniem i niepokojem, co się
zastanie. Pojawiające się miejscowości są mi coraz
mniej znane. W końcu docieram na miejsce –
Śniadowo.
Miejscowość, która na długo zapadnie
mi w pamięć. Mieszały się we mnie skrajne emocje:
podziw za pracę włożoną przez moich kolegów
w wybudowanie obozu i to co później. Obóz tętnił
życiem, śmiechem, radością. Twarze znajomych
sprawiały, że człowiek czuł się zaraz jak w domu.
Naokoło obozu stały stajnie polowe, a z boksów
wystawały ciekawskie jak zawsze łby naszych
koni. Dech wiązł w piersi, głos z trudem wychodził
by nazwać i opisać ogrom przedsięwzięcia. Obóz
widziany okiem człowieka, który zjawił się przed
pięcioma minutami, wyglądał jak mrowisko, w którym
każdy podąża ściśle wytyczonymi ścieżkami.
Po pierwszym rzucie oka na obóz czas by wziąć
głęboki wdech i przestać być widzem stojącym
z boku, a spróbować zacząć żyć życiem obozowiska.
Po zakwaterowaniu i rozpakowaniu się życie
w obozie wyglądało mniej kolorowo. Plany związane
z programowaniem działania obozu nie były w stanie
przewidzieć wszystkiego. Najtrudniej przewidzieć
rzeczy najprostsze, czyli wytrzymałość, hart ludzi.
Ostatnie tryby obozu docierały się z wielkim impetem.
Temperatura wzrastała z każdą chwilą. Koledzy
z bliska już nie wydawali się tak pogodni jak z oddala.
Na ich twarzach widniało zmęczenie wynikające
z nieprzespanych nocy przy pracach obozowych,
co przekładało się na ich rozdrażnienie i nerwowość.
Po wymianie kilku zdań okazuje się, że jest gorzej
Wrześniowy Szlak / Śniadowo 57
niż źle. Kilkanaście godzin temu po obozie przebiegł
jeden cichy pomruk. Tragiczny wypadek. Wypadek,
którego nikt nie mógł przewidzieć, a kosztował życie
jednej z naszych klaczy. Klacz tę w trakcie wakacji
przygotowywałem do wyprawy.
Zaistniała sytuacja wymagała przemyślenia
wszystkiego jeszcze raz, w której to nikt nie mógł
przewidzieć na co jeszcze narażeni są członkowie
wyprawy i nasze zwierzęta i czy ryzyko nie jest zbyt duże.
Należało zastanowić się: „co dalej”?
Iść naprzód licząc, że zaistniała sytuacja jest tylko
nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, czy może jest
to ryzyko, które może się jeszcze zdarzyć powtórnie.
Obóz oparty na prawach wojskowych wiązał
się też z całą otoczką wojska, wieczorne gawędy
do późna zakrapiane dla rozgrzania ciał w zimne noce.
Dowódca musiał podjąć decyzję czy ludzie, na których
oparta była siła obozu podołają odpowiedzialności
i wyzwaniu, jakie zostało przed nimi postawione.
Zebranie dowódców sekcji i plutonów było
decydującym o dalszych losach wyprawy. Wszyscy,
próbując usłyszeć jakie rozkazy wyda dowódca,
próbowali wejść jak najgłębiej już i tak przepełnionego
namiotu.
Z ust dowódcy padło oficjalne pytanie: „co dalej”,
odpowiedzią była cisza. Cisza tak głucha, że słychać
było bicie każdego zatrwożonego serca z osobna.
Nikt nie miał odwagi zabrać głosu. Być może dlatego,
iż każdy miał wrażenie, że zawiódł, że mógł dać
więcej siebie, że zamiast zwalania obowiązków jeden
na drugiego, mógł zrobić coś z własnej woli. Cisza się
przeciągała, atmosfera stawała się nie do zniesienia.
Topór wisiał w powietrzu.
Z każdego serca rwało się do gardła: podołamy,
nie zawiedziemy, będziemy się starać... z ust wychodziła
tylko para gorącego oddechu w zimną noc.
Dowódca wyczuwając nasze nieme krzyki, podjął
słuszną decyzję.
Decyzję, która odmieniła tak wielu młodych ludzi.
Jedziemy dalej.
Wachm. kaw. och. Bartłomiej Przybyś
58
J
eszcze nie ucichły emocje dnia wczorajszego
i bardzo życzliwego przyjęcia nas w Czerwinie,
a już nieubłagany czas zmusza do wyjazdu do
naszego kolejnego obozowiska w Śniadowie.
Bardzo się cieszymy na wizytę w Śniadowie. Tam
jesteśmy witani zawsze bardzo życzliwie. Nasz Pułk
jest patronem tamtejszej szkoły.
Wyjazd jak zwykle bladym świtem, żeby dopiąć
ostatnie przygotowania w obozowisku, by już
następnego dnia rano być gotowymi na przyjęcie
młodzieży, która nas odwiedzi. Nasze obozowisko
zostało wybudowane w centrum miasteczka przy
boisku „orlik”. Pierwszy dzień upłynął normalnie,
czyli oprowadzanie po wystawie, stajniach, pokazy
siłą sekcji dla odwiedzającej nas młodzieży oraz
społeczności lokalnej. Jak zwykle pan wójt zaskoczył
nas, zapraszając na uroczysty obiad. Może to jest
dziwne, że wspominam akurat obiad, ale musicie się
na moment postawić w naszej sytuacji. Jesteśmy „na
wojnie” już szósty dzień, jak dotąd to cały czas ciężko
pracujemy, ponieważ machina wojenna dopiero rusza
i cały czas pojawiają się niespodziewane okoliczności
wymagające od nas szczególnego zaangażowania.
Efekt był taki, że byliśmy zmęczeni, niewyspani
i głodni, gdyż nasz kwatermistrz przypominał sobie
dopiero tajniki najważniejszego podczas wojny fachu.
W tej sytuacji musicie zrozumieć jaką miłą odmianą
było trafić do restauracji, zjeść normalnie wystawny
obiad i pośpiewać przy winie kawaleryjskie pieśni.
Kolejnym wyjątkowym zdarzeniem podczas wizyty
w Śniadowie było ognisko dla mieszkańców. Pan wójt
zaprosił całą miejscowość na wspólne ognisko, gdzie
wszyscy chętni mogli się z nami spotkać i biesiadować,
wspólnie śpiewając i wspominając dawne czasy.
Jak we wszystkich innych miejscach na trasie
naszej wyprawy uczestniczymy w uroczystej mszy
świętej, uroczystościach związanych z obchodami
potyczki pod Truszkami oraz Pasowaniu Uczniów Klas
Pierwszych w szkole im. 3PSK.
W tym miejscu rodzi się kolejna refleksja. Nie
jedziemy tylko szlakiem bojowym 3PSK, ale też
szlakiem Koła Żołnierzy 3PSK, które w trosce o pamięć
dla potomnych starało się upamiętnić ważne dla
naszego Pułku miejsca na trasie jego szlaku bojowego.
Za co winni jesteśmy im wdzięczność i powinniśmy
dbać o te miejsca i o nich pamiętać.
St. strz. konny kaw. och. Marek Sroczyński
Z
wyprawy „Wrześniowy Szlak’’ w pamięci utkwiło
mi bardzo dużo, lecz najbardziej obozowisko
w Śniadowie. Było ono bardzo przyjemne pod
wieloma względami. Po pierwsze dlatego, że jesteśmy
do Śniadowa przywiązani z wcześniejszych imprez
kawaleryjskich, a po drugie jest to miejsce bardzo
związane z naszym Pułkiem, ponieważ w Śniadowie
jest szkoła im. Pułku 3 Strzelców Konnych.
Po zakończeniu codziennych obowiązków i prac
rozegraliśmy mecz między pierwszym a drugim
plutonem. Gra była długa i bardzo męcząca, a zarazem
przyjemna. Po pierwszej połowie meczu było już
widać, że pierwszy pluton, w skład którego wchodzili
strzelcy konni z Toporzyska, prowadzi. Strzelcy godnie
broniąc honoru nie odpuszczali ani na chwile piłki
przeciwnikom. W drugiej połowie meczu drugi pluton
wziął się do pracy i zaczął się starać, lecz niewiele
im to pomogło. Ponieważ strzelcy wiedzieli, że grają
o honor, mecz zakończyliśmy wynikiem 13 do 9 dla
pierwszego plutonu. Jak widać strzelcy z Toporzyska
nie tylko w szabli i lancy są dobrzy, ale i w innych
dziedzinach sportowych.
Kpr. kaw. och. Michał Stąpor
Wrześniowy Szlak / Śniadowo 59
Zambrów
60
10 września 2009
Zambrów. Od rana pododdziały ciągną
ze Śniadowa przez Czerwony Bór do Zambrowa.
Ludzie i konie trochę wypoczęli, nastroje lepsze.
Odnawia mi się stara kontuzja kolana, zwijam
się z bólu. Ląduję w szpitalu w Ostrołęce, gdzie
dowiaduje się, że nic mi nie jest. Tylko dlaczego
tak cholernie boli? Ze wszystkich pigułek które
dostaję, zostawiam tylko te przeciwbólowe –
w podwójnej dawce trochę łagodzą ból. Resztę
odstawiam – wszak podobno według doktorów
z moim kolanem wszystko w porządku –
po co się więc truć? Przeżywam wielką porażkę
osobistą związaną z tym, że już wiem, że nie
uda mi się przejechać całej wyprawy konno.
Muszę odstawić konia na parę dni, wszak ledwo
chodzę na sztywnej, nie zginającej się z powodu
bólu nodze. Widocznie tak miało być. I tak
z powodu problemów z ekipą techniczną pewnie
skończyłbym uziemiony, a tak przynajmniej nie
mam dylematu.
Nie mogę sobie jednak odmówić utraty
przejazdu przez Czerwony Bór. Bandażuję mocno
nogę w kolanie, dwie pigułki i… pakuję mojego
Bachmata do przyczepy i śladem drugiego
plutonu podążam przez las wąskim, nierównym
duktem. Droga jest kręta i wyboista, okazuje się
że moje problemy wcześniej dzielili powożący
zaprzęgami taczanki i działka ppanc – dla nich też
Dowódca Wyprawy rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski
Wrześniowy Szlak / Zambrów 61
było wąsko. Martwię się, jak mój pomysł wytrzyma
Bachmat, ale okazuje się, że jego niespożyte
pokłady spokoju dają radę i szczęśliwie
docieramy do Zambrowa. Przyjeżdżam w sam
raz, ponieważ ekipa techniczna nie może
poradzić sobie z rozbijaniem obozowiska. Kiedy
dociera pierwszy pluton, niewiele jest gotowe.
Nasi strzelcy znów muszą zrzucić mundury
i przedzierzgnąć się w monterów instalujących
namioty, boksy dla koni, podłączać prąd.
Drugi pluton, który miał biwakować w terenie
i dotrzeć do Zambrowa nazajutrz, przyjeżdża
wieczorem. Potęguje to nerwową atmosferę,
gdyż strzelcy którzy dopiero co awaryjnie
rozstawili stajnie dla swoich koni, muszą
przygotowywać następne dla pierwszego plutonu,
a stajnie dopiero się demontują w Śniadowie.
Przerzucamy posiłki do Śniadowa i późną
nocą wszystko już gotowe. Jeszcze instalacja
wystawy w namiocie i już prawie świta. U wielu
strzelców widzę zniechęcenie związane z nową
porcją nieplanowanej roboty, ale skończył
się już czas buntu, czasami jest to rezygnacja
ale i determinacja – damy radę, nawet jeżeli
na niektórych kolegów nie bardzo możemy liczyć.
11 września 2009
Rano pobudka, porządki i zaczynają docierać
pierwsze grupy młodzieży. Nie możemy robić
62
pokazów konnych z powodu łosia, który na swoje
nieszczęście zabłąkał się do miasta.
Uroczysta polowa msza św. Wiele pocztów
sztandarowych, bardzo dużo gości, przemówienia.
Zostałem poproszony o wypowiedź. Idę
do ołtarza, staram się nie kuleć, słabo
mi to wychodzi. Krótkie słowa skąd jesteśmy
i po co tu przyjechaliśmy chyba wychodzą
mi lepiej. Trochę żałujemy, że Burmistrz
Zambrowa nie wyraził zgody na przemarsz
ulicami miasta pod tablicę upamiętniającą ofiary
wojny. Koledzy pytają mnie dlaczego. Mówię,
że nie wiem.
Po mszy św. pokaz galowy. Bardzo ciasny
teren z rozłożystym drzewem pośrodku. Chłopcy
stanęli na wysokości zadania i wyszło bardzo
dobrze. Zaprzęgi dają z siebie wszystko.
Po pokazach kolejne grupy młodzieży
i mieszkańców Zambrowa. Wieczorem przy kolacji
spotkanie z władzami powiatu, zaproszonymi
gośćmi, sponsorami. Wspólnie śpiewamy
i snujemy wspomnienia.
12 września 2009
Część oddziałów wyrusza do Hodyszewa.
Czeka ich długa i ciężka droga – około 60 km,
w tym dużo po drogach publicznych. Dwie sekcje
wyruszają do Nowogrodu na pokazy.
Rozpoczynamy demontaż obozowiska
i przerzut sprzętu do Hodyszewa. Ekipa
techniczna przeżywa kryzys – grozi nam paraliż.
Dowódca Wyprawy
rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski
Wrześniowy Szlak / Zambrów 63
64
Wrześniowy Szlak / Zambrów 65
11–12 września 2009
Zambrów. Podczas przemarszu cieszyła nas
bardzo reakcja ludności na widok przeciągającej
kawalerii. Witani byliśmy wszędzie uśmiechami,
nierzadko i kwiatami. Trafiały się osoby
pamiętające tamte dni sprzed 70 lat – łza kręciła
się w niejednym oku. W takich momentach
czuliśmy się szczęśliwi i dumni z barw, które
nosimy. Mijamy Stare Ratowo i kierujemy się
do Olszewa. Droga wiedzie w kierunku lasu.
Machamy do zgromadzonych mieszkańców,
uśmiechamy się, żartujemy. Zakręt w prawo i…
robię gwałtowny unik, bo coś dużego leci w moim
kierunku. Co u diaska? Chwila konsternacji.
Wszystkiego bym się mógł spodziewać tylko nie
ataku na moją osobę. Do mocno pochylonego,
drewnianego płotu podbiegła starsza pani, która
przed chwilą rzuciła tak zdradziecko we mnie…
wielkim kwiatem słonecznika. A więc to nie
działania V kolumny. Kobieta jest wyraźnie
wzruszona, jej wiek wskazuje, że mogła pamiętać
jak w tamte pamiętne dni przeciągały tędy
szwadrony naszego Pułku, które po potyczce
pod Truszkami odchodziły w lasy w rejonie
Czerwonego Boru. Co nie zmienia faktu,
że gdybym nie wykazał się sporym refleksem
to pewnie „kwiatek” zmiótłby mnie z konia
i leżałbym na pylistej drodze ku uciesze całego
plutonu.
Późnym wieczorem 10 września
osiągnęliśmy Zambrów. Obóz w środku miasta,
Dowódca I plutonu ppor. kaw. och. Paweł Wieńć
66
bardzo mały plac do pokazów. Odczuwamy
już lekkie zmęczenie potęgowane napiętym
harmonogramem.
Wstałem rano, aby dopilnować ogrodzenia
placu do pokazów i rozstawienia pozorników.
Poranna mgiełka, dzień zapowiada się ciepły.
Szwadron karmi konie. Kątem oka zauważyłem
jakiś ruch po drugiej stronie drogi. Coś dużego
– jakby koń. Ale gdzie tam, to nie koń, to… łoś.
W środku miasta, próbuje się wydostać zza
ogradzającej siatki. Dzielę się spostrzeżeniem
z Romkiem Fickiem.
O …! …! łoś! Lecę po aparat! – Dowódca
działka ppanc Bofors również wyglądał
na zaskoczonego.
Tymczasem łoś próbował wydostać się
z pułapki, szarżując na ogrodzenie. Nie
wyglądało to specjalnie dobrze. Bałem się,
że może się poważnie okaleczyć. Wykręciłem
więc numer 112 i uprzejmie poinformowałem
zdumionego funkcjonariusza o osobliwym
gościu. Chyba zasłużyłem na 10 procent
znaleźnego z łosia? Zamiast tego stałem się
przyczyną znacznego opóźnienia uroczystości
i pokazów. Oraz przyczyną zejścia śmiertelnego
pokaźnego łosia, który nie przeżył sprawnej akcji
połączonych sił policji, straży pożarnej oraz służb
weterynaryjnych.
Uroczystości rocznicowe skupiły licznie
przybyłą publiczność. Msza św. polowa, później
pora na nasz show.
Pokazy idą nam coraz sprawniej. Wieczorem
czas na naprawę sprzętu i mundurów. Również
konie wymagają przeglądu przez lekarza
weterynarii i podkuwacza. Część szwadronu
szykuje się do pokazów w Nowogrodzie,
po których zostanie przerzucona prosto
do Hodyszewa koniowozami. Reszta oddziału
ma pokonać historyczną trasę wierzchem. Tym
razem odległość około 60 km, teren trudny, dość
mocno zurbanizowany.
Mamy też pierwsze dezercje. Dwóch ułanów
z 2 plutonu nie wytrzymało codziennych mozołów
obozowych, a może trudów przemarszów. Tego
wiedzieć nie będziemy. Pozostaje faktem,
że oddalili się samodzielnie bez wiedzy i zgody
przełożonych.
Dowódca I plutonu
ppor kaw. och. Paweł Wieńć
Wrześniowy Szlak / Zambrów 67
P
amiętam, że w Nowogrodzie, przed
rekonstrukcją mieliśmy wykonać pokaz.
Zatrzymaliśmy na drodze koniowóz i zaczęliśmy
wyprowadzać i siodłać konie, a ci co byli gotowi,
wjeżdżali na wzgórze położone tuż obok. Wyładunek
przechodził w dość nerwowej atmosferze: mało czasu,
dużo ludzi wokół... no i problem – część koni była
już na górze, podczas gdy reszta – na dole dopiero
była siodłana. Konie niespokojnie się kręciły. Nagle
jeden z nich wyrwał się i pogalopował pod górę
a słabo podciągnięty popręg spowodował, że siodło
przekręciło się pod brzuch konia. Duże wrażenie zrobił
wtedy na mnie Romek Ficek, który bez śladu nerwów,
opanował sytuację i bez większych problemów
doprowadził nas na miejsce.
Po pokazie mieliśmy zaczekać na transport
samochodowy, który miał zabrać nas do obozowiska.
Staliśmy na łące z końmi, obok namiotów, w których
przebywali członkowie władz gminy i miasta. Mijały
godziny, a samochód nie przyjeżdżał. Po pewnym
czasie zaczęliśmy się nudzić, wobec czego zaczęliśmy
śpiewać. Każdy podrzucał jakąś melodię, którą
wspólnie dalej śpiewaliśmy. Była to świetna okazja
by się lepiej poznać. Z mojego oddziału było trzech
szwoleżerów, ze strzelców Jarek, Boguś i rtm. Romek
Ficek. Pamiętam, że gdy było już zupełnie ciemno,
weszliśmy na wspomniane już wzgórze obok placu,
gdzie wykonywaliśmy pokaz. Boguś zaczął śpiewać
jakąś piosenkę po góralsku, nie pamiętam słów,
ale zrobiło to na mnie wielkie wrażenie. Staliśmy
w tych mundurach, wokoło ciemności, obok nas
konie. Majaczyły tylko światła namiotów a Boguś
nieprzerwanie śpiewał, podnosząc nas na duchu.
W końcu pojawił się koniowóz, przerywając tę
niezwykłą, z niczym nie dającą się porównać
chwilę.
Rtm. kaw. och. Piotr Szakacz
68
T
rasa ze Śniadowa do Zambrowa to bardzo
przyjemny odcinek, który z dala od zgiełku
obozowiska pozwala odczuć prawdziwy kontakt
z naturą. Tylko ty, twój koń i banda zapaleńców, którzy
zawiesili pracę, porzucili rodziny, zostawili domowe
problemy, by poczuć choć namiastkę prawdziwego
kawaleryjskiego życia.
Wracając do rzeczy – jedziemy główną ulicą
miasta do naszego obozowiska, które jest usytuowane
w samym centrum miasta, na terenie dwóch szkół.
Obozowisko już czeka, jak zwykle trzeba dopiąć kilka
szczegółów, by być w pełni gotowymi na przyjęcie
pierwszych gości w naszym obozie.
Wstajemy rano. Zbiórka – odśpiewujemy
„Kiedy ranne wstają zorze”. Zmierzamy w kierunku
stajni, a tam po drugiej stronie drogi, na terenie
jakiejś fabryki, dostojnie wzdłuż płotu porusza
się – ŁOŚ!!!!!. Normalnie prawdziwy żywy łoś.
Zupełnie jak w „Przystanku Alaska”. Zawiadomiliśmy
odpowiednie służby. Zajęły się łosiem, ale niestety
jak to czasami bywa – operacja się udała, ale pacjent
zmarł. Przynajmniej doszły do nas takie plotki, że po
wywiezieniu do lasu już się nie obudził.
Trwa kolejny dzień. Odwiedzają nas tysiące gości,
ciągle pokazy i oprowadzanie. Pod wieczór, gdy
plac opustoszał, pozostawiał wiele do życzenia pod
względem czystości. Ale nasi najwierniejsi kibice, czyli
dzieci z okolicznych bloków ciągle były w obozowisku.
Wtedy w głowie naszego powożącego armatą
Romualda Ficka z 3 Pułku Ułanów Śląskich pojawił się
chytry plan. Zebrał ich i zapytał: Strzelimy z armaty?
Dzieciaki odkrzyknęły radośnie – Taaaaaak!!! I tak
po przeprowadzeniu podstawowych zajęć z musztry
pieszej przeszły ławą przez majdan, doprowadzając go
do stanu godnego na jutrzejszą uroczystą mszę świętą
celebrowaną przez biskupa Tadeusza Bronakowskiego.
Słowo się rzekło, kobyłka u płota – trzeba było strzelić
z armaty, a raczej z naszego działka ppanc. Huk był
potężny, a towarzyszyły mu kłęby dymu wydobywające
się z lufy armatniej.
Obozowisko było na swój sposób wyjątkowe.
Najbardziej cieszy nas entuzjastyczne przyjęcie przez
zwykłych ludzi. Pokrzepiały nas także informacje
docierające z poprzednich obozowisk o bardzo
przychylnym przyjęciu nas i ciepłych wspomnieniach
naszej obecności.
St. strz. konny kaw. och. Marek Sroczyński
S
zczególne wrażenie wywarł na mnie wjazd
szwadronu na teren boiska Zespołu Szkół
Agroprzedsiębiorczości, gdzie obozowali. Była
to już pora wieczorowa, strzelcy konni wjeżdżali na
koniach przy dźwiękach sygnałówki... Było to bardzo
emocjonalne przeżycie. Rzadko można spotkać dziś
kawalerzystów w ogóle, a tym bardziej w pełnym
uzbrojeniu i w takiej liczbie, wjeżdżających na teren
miasta ze śpiewem na ustach.
Myślę, że powinniśmy utrwalać historię. Te żywe
lekcje historii głęboko zapisują się w pamięci, w sercu
szczególnie młodych ludzi, którzy tak samo jak ja znają
historię z książek i filmów. Teraz mogliśmy w sposób
bezpośredni dotknąć historii i na przykład zapoznać się
ze szczegółami bitwy o Zambrów.
Szczególnym punktem pobytu szwadronu
kawalerii na terenie Zambrowa była uroczysta
polowa msza święta, która odbyła się 11 września,
w 70 rocznicę bitwy o Zambrów. Odbyła się
w asyście szwadronu na trenie boiska Zespołu Szkół
Agroprzedsiębiorczości w pobliżu miejsca, w którym
w roku 1939 dokonano mordu na polskich jeńcach
wojennych wziętych do niewoli przez Niemców.
Msza była koncelebrowana przez jego ekscelencję
biskupa Tadeusza Bronakowskiego w asyście księży
proboszczów z terenu miasta Zambrów i parafii
zambrowskiej. Uczestniczyły w niej władze samorządu
powiatu zambrowskiego, wicewojewoda podlaski
oraz młodzież szkół średnich wraz z pocztami
sztandarowymi.
Miasto Zambrów jest miastem szczególnym. Przed
II Wojną Światową mieścił się tu 71 pułk piechoty oraz
znajdowała się szkoła podchorążych rezerwy piechoty
i artylerii. Dziś jedna ze szkół Zambrowa nosi imię
Podchorążych Rezerwy.
Starosta Zambrowski Stanisław Rykaczewski
Wrześniowy Szlak / Zambrów 69
70
B
ył późny wieczór, chyba czwartek 10 września,
gdy zadzwonił Andrzej. Odbierając połączenie
sądziłem, że jak co dzień będę mógł
z pierwszej ręki dowiedzieć się o przebiegu rajdu. Nie
spodziewałem się złych wiadomości, chociaż przy
takim marszu wszystko może się wydarzyć. Telefon
po jedenastej to normalna sprawa; wcześniej zbyt dużo
bieżących obowiązków organizacyjnych. Jednak, jak
się okazało, tym razem nie było czasu na opowieści
o przebiegu marszu. Pierwsza grupa pierwszej zmiany
naszego „szwadronu” wykruszyła się przedwcześnie.
Trzeba przyznać, że pierwszy tydzień był szczególnie
trudny.
Sięgając pamięcią wstecz, już trzy lata wcześniej
Andrzej wspominał o planach przejścia szlaku
Suwalskiej Brygady Kawalerii. Nie wiem czy już nie
w dniu, gdy się poznaliśmy podczas spotkania ułanów
Grochowskich w Podkowie Leśnej wiadomo było,
że „kiedyś” przemierzymy tę niezwykłą drogę, w czasie
której, wg wspomnień dowódcy 1. plutonu w 2.
szwadronie ppor. Aleksandra Chajęckiego, „Młody Plis”
(płk. Kazimierz Plisowski) wbrew dziejowym zawiejom
miał zawsze pogodną czy wręcz zadowoloną minę.
Taką postawą odznaczali się żołnierze frontowi, których
najlepsze cechy charakteru uwydatniały trudy wojny
i honorowej walki w obronie ojczyzny.
Organizatorzy i pomysłodawcy rajdu „Wrześniowy
Szlak”– Klub Sportowy „Bór” z Toporzyska
reprezentujący barwy 3 Pułku Strzelców Konnych im.
Hetmana Polnego Koronnego Stefana Czarnieckiego
pragnęli przemarszem współczesnej kawalerii złożonej
z uczestników grup rekonstrukcyjnych uczcić 70.
rocznicę Września 1939, oddać hołd poległym polskim
żołnierzom Września i ludności polskiej umęczonej
w czasie walk z najeźdźcami. Całym sercem
przyłączaliśmy się do tej idei i z zapałem rozpoczęliśmy
przygotowania do rajdu. Pragnąc pięknie rozpocząć
naszą przygodę kawaleryjską, z sukcesem
wystąpiliśmy jako Stowarzyszenie im. 14 Pułku Ułanów
Jazłowieckich w Potrzebie Komarowskiej 2009.
Potraktowaliśmy to jako wstęp do Wrześniowego
Szlaku. Przyznaję, że nie wyobrażałem sobie wówczas
jak ciężka to będzie próba dla koni, dla szwadronu, dla
sprzętu, dla organizatorów i dla nas. Przede wszystkim
obawiałem się, że nie uda mi się uzyskać urlopu na tak
długi czas. To okazało się błahostką w porównaniu
z trudami marszu, jesienną pogodą z niskimi
temperaturami szczególnie w pobliżu zbiorników
wodnych, w pobliżu których często wybierano miejsca
na obozowisko. Młodzieży szkolnej przygotowującej
się do matury termin wrześniowy kolidował z rygorami
szkolnymi, więc wyruszyła w pierwszej zmianie. Okres
początku września okazał się dla niej szczególnie
trudny ze względu na początkową dynamikę rajdu,
trudności i niedociągnięcia organizacyjne, co jest
rzeczą normalną przy tak skomplikowanym i świeżym
przedsięwzięciu. Wystarczyło więc kilka dni, aby
wyczerpały się pokłady zapału i możliwości zdrowotne.
Występujące napięcia pomiędzy grupami świadczyły
o tym, jak ciężką próbą były dla uczestników
Mój Wrześniowy Szlak 2009
Grzegorz Senatorski, Stowarzyszenie Szwadron im 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych
Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych

More Related Content

More from Wielka Radość

Marketing niesiony emocjami: jak wykorzystać emocje w marketingu
Marketing niesiony emocjami: jak wykorzystać emocje w marketinguMarketing niesiony emocjami: jak wykorzystać emocje w marketingu
Marketing niesiony emocjami: jak wykorzystać emocje w marketinguWielka Radość
 
DoSportNow - poznaj największą polską wyszukiwarkę sportu
DoSportNow - poznaj największą polską wyszukiwarkę sportuDoSportNow - poznaj największą polską wyszukiwarkę sportu
DoSportNow - poznaj największą polską wyszukiwarkę sportuWielka Radość
 
Akceleracja Przemysłu 4.0 z KPT ScaleUP
Akceleracja Przemysłu 4.0 z KPT ScaleUPAkceleracja Przemysłu 4.0 z KPT ScaleUP
Akceleracja Przemysłu 4.0 z KPT ScaleUPWielka Radość
 
Pohamuj swój entuzjazm - marketingowy poradnik dla startupów
Pohamuj swój entuzjazm - marketingowy poradnik dla startupówPohamuj swój entuzjazm - marketingowy poradnik dla startupów
Pohamuj swój entuzjazm - marketingowy poradnik dla startupówWielka Radość
 
Miej pitch jak mistrz. Industrialna Akademia KPT ScaleUP dla startupów
Miej pitch jak mistrz. Industrialna Akademia KPT ScaleUP dla startupówMiej pitch jak mistrz. Industrialna Akademia KPT ScaleUP dla startupów
Miej pitch jak mistrz. Industrialna Akademia KPT ScaleUP dla startupówWielka Radość
 
Akcja #BackToSport: wzmocnij swoją sportową markę podczas pandemii
Akcja #BackToSport: wzmocnij swoją sportową markę podczas pandemiiAkcja #BackToSport: wzmocnij swoją sportową markę podczas pandemii
Akcja #BackToSport: wzmocnij swoją sportową markę podczas pandemiiWielka Radość
 
Rozdzióbią nas kruki i wrony
Rozdzióbią nas kruki i wronyRozdzióbią nas kruki i wrony
Rozdzióbią nas kruki i wronyWielka Radość
 
Wielka Radość. vol. 2020: marketingowe podsumowanie roku
Wielka Radość. vol. 2020: marketingowe podsumowanie rokuWielka Radość. vol. 2020: marketingowe podsumowanie roku
Wielka Radość. vol. 2020: marketingowe podsumowanie rokuWielka Radość
 
Małopolski Wyścig Górski - zaproszenie do współpracy
Małopolski Wyścig Górski - zaproszenie do współpracyMałopolski Wyścig Górski - zaproszenie do współpracy
Małopolski Wyścig Górski - zaproszenie do współpracyWielka Radość
 
Małopolski Wyścig Górski 2020 - folder informacyjno-promocyjny
Małopolski Wyścig Górski 2020 - folder informacyjno-promocyjnyMałopolski Wyścig Górski 2020 - folder informacyjno-promocyjny
Małopolski Wyścig Górski 2020 - folder informacyjno-promocyjnyWielka Radość
 
Folwark Toporzysko: tu może zdarzyć się wszystko
Folwark Toporzysko: tu może zdarzyć się wszystkoFolwark Toporzysko: tu może zdarzyć się wszystko
Folwark Toporzysko: tu może zdarzyć się wszystkoWielka Radość
 
W pełnym blasku, czyli o sztuce marketingu (góralskich) skarbów_przemyslaw_zi...
W pełnym blasku, czyli o sztuce marketingu (góralskich) skarbów_przemyslaw_zi...W pełnym blasku, czyli o sztuce marketingu (góralskich) skarbów_przemyslaw_zi...
W pełnym blasku, czyli o sztuce marketingu (góralskich) skarbów_przemyslaw_zi...Wielka Radość
 
Cisowianka Mazovia MTB Marathon - zaproszenie do współpracy
Cisowianka Mazovia MTB Marathon - zaproszenie do współpracyCisowianka Mazovia MTB Marathon - zaproszenie do współpracy
Cisowianka Mazovia MTB Marathon - zaproszenie do współpracyWielka Radość
 
Magazyn akceleratora KPT ScaleUP
Magazyn akceleratora KPT ScaleUPMagazyn akceleratora KPT ScaleUP
Magazyn akceleratora KPT ScaleUPWielka Radość
 
Wielka Radość: podsumowanie I półrocza 2019
Wielka Radość: podsumowanie I półrocza 2019Wielka Radość: podsumowanie I półrocza 2019
Wielka Radość: podsumowanie I półrocza 2019Wielka Radość
 
Marketing zawsze w modzie Przemysław Zieliński Wielka Radość
Marketing zawsze w modzie Przemysław Zieliński Wielka RadośćMarketing zawsze w modzie Przemysław Zieliński Wielka Radość
Marketing zawsze w modzie Przemysław Zieliński Wielka RadośćWielka Radość
 
50 twarzy marketingowca Przemysław Zieliński Wielka Radość
50 twarzy marketingowca Przemysław Zieliński Wielka Radość50 twarzy marketingowca Przemysław Zieliński Wielka Radość
50 twarzy marketingowca Przemysław Zieliński Wielka RadośćWielka Radość
 
Rekomendacje dla Wielkiej Radości i Przemysława Zielińskiego
Rekomendacje dla Wielkiej Radości i Przemysława ZielińskiegoRekomendacje dla Wielkiej Radości i Przemysława Zielińskiego
Rekomendacje dla Wielkiej Radości i Przemysława ZielińskiegoWielka Radość
 
Gwiazda Południa 2019: zostań partnerem najbardziej emocjonującej etapówki MT...
Gwiazda Południa 2019: zostań partnerem najbardziej emocjonującej etapówki MT...Gwiazda Południa 2019: zostań partnerem najbardziej emocjonującej etapówki MT...
Gwiazda Południa 2019: zostań partnerem najbardziej emocjonującej etapówki MT...Wielka Radość
 
Małe Szaleństwa: urodzinowa oferta dla najmłodszych
Małe Szaleństwa: urodzinowa oferta dla najmłodszychMałe Szaleństwa: urodzinowa oferta dla najmłodszych
Małe Szaleństwa: urodzinowa oferta dla najmłodszychWielka Radość
 

More from Wielka Radość (20)

Marketing niesiony emocjami: jak wykorzystać emocje w marketingu
Marketing niesiony emocjami: jak wykorzystać emocje w marketinguMarketing niesiony emocjami: jak wykorzystać emocje w marketingu
Marketing niesiony emocjami: jak wykorzystać emocje w marketingu
 
DoSportNow - poznaj największą polską wyszukiwarkę sportu
DoSportNow - poznaj największą polską wyszukiwarkę sportuDoSportNow - poznaj największą polską wyszukiwarkę sportu
DoSportNow - poznaj największą polską wyszukiwarkę sportu
 
Akceleracja Przemysłu 4.0 z KPT ScaleUP
Akceleracja Przemysłu 4.0 z KPT ScaleUPAkceleracja Przemysłu 4.0 z KPT ScaleUP
Akceleracja Przemysłu 4.0 z KPT ScaleUP
 
Pohamuj swój entuzjazm - marketingowy poradnik dla startupów
Pohamuj swój entuzjazm - marketingowy poradnik dla startupówPohamuj swój entuzjazm - marketingowy poradnik dla startupów
Pohamuj swój entuzjazm - marketingowy poradnik dla startupów
 
Miej pitch jak mistrz. Industrialna Akademia KPT ScaleUP dla startupów
Miej pitch jak mistrz. Industrialna Akademia KPT ScaleUP dla startupówMiej pitch jak mistrz. Industrialna Akademia KPT ScaleUP dla startupów
Miej pitch jak mistrz. Industrialna Akademia KPT ScaleUP dla startupów
 
Akcja #BackToSport: wzmocnij swoją sportową markę podczas pandemii
Akcja #BackToSport: wzmocnij swoją sportową markę podczas pandemiiAkcja #BackToSport: wzmocnij swoją sportową markę podczas pandemii
Akcja #BackToSport: wzmocnij swoją sportową markę podczas pandemii
 
Rozdzióbią nas kruki i wrony
Rozdzióbią nas kruki i wronyRozdzióbią nas kruki i wrony
Rozdzióbią nas kruki i wrony
 
Wielka Radość. vol. 2020: marketingowe podsumowanie roku
Wielka Radość. vol. 2020: marketingowe podsumowanie rokuWielka Radość. vol. 2020: marketingowe podsumowanie roku
Wielka Radość. vol. 2020: marketingowe podsumowanie roku
 
Małopolski Wyścig Górski - zaproszenie do współpracy
Małopolski Wyścig Górski - zaproszenie do współpracyMałopolski Wyścig Górski - zaproszenie do współpracy
Małopolski Wyścig Górski - zaproszenie do współpracy
 
Małopolski Wyścig Górski 2020 - folder informacyjno-promocyjny
Małopolski Wyścig Górski 2020 - folder informacyjno-promocyjnyMałopolski Wyścig Górski 2020 - folder informacyjno-promocyjny
Małopolski Wyścig Górski 2020 - folder informacyjno-promocyjny
 
Folwark Toporzysko: tu może zdarzyć się wszystko
Folwark Toporzysko: tu może zdarzyć się wszystkoFolwark Toporzysko: tu może zdarzyć się wszystko
Folwark Toporzysko: tu może zdarzyć się wszystko
 
W pełnym blasku, czyli o sztuce marketingu (góralskich) skarbów_przemyslaw_zi...
W pełnym blasku, czyli o sztuce marketingu (góralskich) skarbów_przemyslaw_zi...W pełnym blasku, czyli o sztuce marketingu (góralskich) skarbów_przemyslaw_zi...
W pełnym blasku, czyli o sztuce marketingu (góralskich) skarbów_przemyslaw_zi...
 
Cisowianka Mazovia MTB Marathon - zaproszenie do współpracy
Cisowianka Mazovia MTB Marathon - zaproszenie do współpracyCisowianka Mazovia MTB Marathon - zaproszenie do współpracy
Cisowianka Mazovia MTB Marathon - zaproszenie do współpracy
 
Magazyn akceleratora KPT ScaleUP
Magazyn akceleratora KPT ScaleUPMagazyn akceleratora KPT ScaleUP
Magazyn akceleratora KPT ScaleUP
 
Wielka Radość: podsumowanie I półrocza 2019
Wielka Radość: podsumowanie I półrocza 2019Wielka Radość: podsumowanie I półrocza 2019
Wielka Radość: podsumowanie I półrocza 2019
 
Marketing zawsze w modzie Przemysław Zieliński Wielka Radość
Marketing zawsze w modzie Przemysław Zieliński Wielka RadośćMarketing zawsze w modzie Przemysław Zieliński Wielka Radość
Marketing zawsze w modzie Przemysław Zieliński Wielka Radość
 
50 twarzy marketingowca Przemysław Zieliński Wielka Radość
50 twarzy marketingowca Przemysław Zieliński Wielka Radość50 twarzy marketingowca Przemysław Zieliński Wielka Radość
50 twarzy marketingowca Przemysław Zieliński Wielka Radość
 
Rekomendacje dla Wielkiej Radości i Przemysława Zielińskiego
Rekomendacje dla Wielkiej Radości i Przemysława ZielińskiegoRekomendacje dla Wielkiej Radości i Przemysława Zielińskiego
Rekomendacje dla Wielkiej Radości i Przemysława Zielińskiego
 
Gwiazda Południa 2019: zostań partnerem najbardziej emocjonującej etapówki MT...
Gwiazda Południa 2019: zostań partnerem najbardziej emocjonującej etapówki MT...Gwiazda Południa 2019: zostań partnerem najbardziej emocjonującej etapówki MT...
Gwiazda Południa 2019: zostań partnerem najbardziej emocjonującej etapówki MT...
 
Małe Szaleństwa: urodzinowa oferta dla najmłodszych
Małe Szaleństwa: urodzinowa oferta dla najmłodszychMałe Szaleństwa: urodzinowa oferta dla najmłodszych
Małe Szaleństwa: urodzinowa oferta dla najmłodszych
 

Wyprawa Szlakiem Pułku 3 Strzelców Konnych

  • 1. Konna wyprawa śladami Pułku 3 Strzelców Konnych 1939 2009 03.09 – 06.10 Wrześniowy Szlak
  • 2.
  • 3. Konna wyprawa śladami Pułku 3 Strzelców Konnych 1939 2009 03.09 – 06.10 Wrześniowy Szlak
  • 4. Spis treści 1. Pomysł, idea wyprawy i przygotowania . . . . . . . . . . . . 10 2. Wyruszamy, Czerwony Bór . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 20 3. Czerwin . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 30 4. Śniadowo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 40 5. Zambrów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 50 6. Hodyszewo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 60 7. Narew, Białowieża . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 70 8. Bachmaty, Hajnówka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 80 9. Mielnik, Przeprawa przez Bug . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 90 10. Roskosz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 100 11. Kijany . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 110 12. Kock . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 120 13. Wola Gułowska i Kalinowy Dół . . . . . . . . . . . . . . . . . 130 14. Mjr Makowiecki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 140 15. Uczestnicy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 150 16. Zakończenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 170
  • 5.
  • 6.
  • 7. K siążka którą oddajemy do Państwa rąk jest zapisem nietypowego wydarzenia jakim była konna wyprawa „Wrześniowy Szlak”. Niecodzienność wyprawy polegała na tym, że grupa zapaleńców mieniących się kontynuatorami tradycji kawaleryjskiej, w sześćdziesiąt lat po rozwiązaniu ostatnich wojskowych formacji kawaleryjskich w Polsce, w sile szwadronu przejechała w ciągu 33 dni ponad 700- kilometrowy szlak bojowy Pułku 3 Strzelców Konnych im. Hetmana Polnego Koronnego Stefana Czarnieckiego z kampanii wrześniowej 1939 r. Wyjątkowość tego wydarzenia związana jest z charakterem jaki miała wyprawa. Nie była to przejażdżka konna, nie była to wycieczka, nie był to też rajd konny. Wyprawa byłą nieustanną służbą nad mogiłami żołnierzy Września, służbą edukacyjną skierowaną do mieszkańców ściany wschodniej, ze szczególnym naciskiem położonym na młodzież, służbą w odkłamywaniu historii i przywracaniu należytej pamięci bohaterom ostatniej wojny. Nietypowe dla dzisiejszych czasów było też finansowanie wyprawy. Udało się dokonać rzeczy, o której większość osób mówiła, że jest niemożliwa. Udało się zawiązać wielkie partnerstwo. Partnerstwo przez duże P. Partnerstwo, które zawiązało ponad 100 samorządów – wojewódzkich, powiatowych, gminnych i miejskich. Partnerstwo dzięki któremu udało się zbudować zaplecze wyprawy, przygotować miejsca obozowe, dowieźć młodzież do obozowisk, zgromadzić niezbędne środki finansowe. Wyprawa ta miała jeszcze jedną wartość. Wartością tą było wytyczenie odradzającej się kawalerii jej celu. Celem tym winna być służba społeczeństwu na niwie wychowania patriotycznego i tradycji – której najlepszym wyznacznikiem i symbolem w tysiącletniej historii Polski był koń. Książka ta jest zbiorem wspomnień i zdjęć uczestników wyprawy, jej gości i partnerów. Opowiada prostymi słowami kawalerzystów o ich przygodach, opowiada o odczuciach jakie mieli nasi partnerzy i jak odbierali nas mieszkańcy. Jej tekst nie został literacko wygładzony, jest pełen chropowatości i różnorodności, tak jak różnorodni byli uczestnicy, pomocnicy i odbiorcy wyprawy. rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski Dowódca wyprawy
  • 8.
  • 9. Pomysł, idea wyprawy i przygotowania
  • 10. 10 G łównym celem wyprawy było uczczenie pamięci bohaterów Wrześniowego Szlaku – poległych i zamordowanych w czasie działań wojennych II Wojny Światowej, zmarłych po wojnie, ale też i ciągle jeszcze żyjących żołnierzy, podoficerów i oficerów Pułku 3 Strzelców Konnych i wszystkich innych osób wojskowych i cywilnych zaangażowanych w utrzymanie, a później odzyskanie niepodległości przez Polskę. Najprawdopodobniej większość społeczeństwa spyta, dlaczego w sposób szczególny czciliśmy Pułk 3 Strzelców Konnych*. Historia mojego związku z 3 PSK sięga początku lat ‘90, kiedy prowadziłem konną drużynę harcerską. Wtedy to związaliśmy się z Kołem Żołnierzy 3PSK działającym w Krakowie i uzyskaliśmy prawo do noszenia barw pułkowych i używania wyróżników pułku. Aktu przekazania barw dokonał ówczesny dowódca Koła Pułkowego płk dr Bronisław Lubieniecki. Powtórnego aktu przekazania barw już Szwadronowi Toporzysko dokonał rtm. Ryszard Dębiński – Prezes Zrzeszenia Kół Pułkowych Kawalerii w Londynie, a aktu wręczenia dokonał oficer naszego pułku mjr Zbigniew Makowiecki w dniu Święta Pułkowego 27.04.2007 w Krakowie. Wszystkich tych, którzy w zupełnie innym stylu pisarskim chcą zrozumieć dlaczego 3PSK – zapraszam do zapoznania się z rozdziałem „Major Zbigniew Makowiecki”, każdy, kto przeczyta artykuł autorstwa Pana Majora zrozumie nasze emocje. Zapoznając się z historią Pułku, spostrzegliśmy, że jego wrześniowy szlak bojowy jest bardzo malowniczy i długi. Wtedy to, w 1992 roku narodziła się idea Wyprawy. Na przełomie wieku jeszcze raz wróciliśmy do tej koncepcji, ale poddaliśmy się, stając przed ogromem trudności. Ponownie idea organizacji wyprawy odżyła w kwietniu 2008 r. w czasie Święta Pułkowego. Do czerwca 2008 borykaliśmy się z decyzją czy podjąć się tego wyzwania, a jeżeli tak, to jak ma wyglądać wyprawa, kto w niej weźmie udział, kiedy pojechać, jaka trasa i oczywiście za co. Konna wyprawa śladami Pułku 3 Strzelców Konnych „Wrześniowy Szlak” Dowódca Wyprawy rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski * Pułk 3 Strzelców Konnych – historyczna nazwa używana w czasie Królestwa Kongresowego dla utworzonego w 1815 r. przez płk Amora hrabiego Tarnowskiego pułku jazdy wchodzącego w skład wojsk polskich Królestwa Polskiego. Pułk walczył w czasie Powstania Listopadowego pod Stoczkiem, Wawrem, Nieporętem, Grochowem, Różanem, Sokołowem Rudą, Mińskiem Mazowieckim i Warszawą. W 1921 roku z połączenia szwadronów walczących w czasie I Wojny Światowej i wojny polsko-sowieckiej został powołany 3 Pułk Strzelców Konnych (w skrócie 3PSK) stacjonujący pierwotnie w Białymstoku, a następnie w Wołkowysku. W 1936 r. Pułk otrzymał szefostwo Hetmana Polnego Koronnego Stefana Czarnieckiego.
  • 11. Wrześniowy Szlak / Pomysł, idea wyprawy i przygotowania 11 Najprostszą sprawą okazało się określenie czasu. Pułk nasz został przetransportowany koleją z Wołkowyska i wyładował się na stacji Czerwony Bór 3 września 1939, a zakończył swój szlak bojowy w nocy 6 października 1939 w miejscowości Kalinowy Dół. Termin wyprawy okazał się więc na pozór prosty – jedziemy w przyszłym roku w 70 rocznicę Września. Zaczynamy 3 września 2009 w Czerwonym Borze, kończymy 6 października 2009 w Kalinowym Dole. Trasa walk pułku była nam z grubsza znana. Po wielu badaniach odtworzyliśmy ją w miarę dokładnie. Wiodła od Czerwonego Boru przez Czerwin, Truszki, Śniadowo, Hodyszewo, dwukrotna przeprawa przez Narew, potem Hajnówka, Białowieża, Kalenkowicze, przeprawa przez Bug w Mielniku, Biała Podlaska, Parczew, Łęczna, osiągnięcie rzeki Wieprz w okolicy Kijan i powrót w okolice Kocka, Grabowo Szlacheckie, Wola Gułowska, aż do rozbicia pułku w Kalinowym Dole. Od razu wykluczyliśmy, z racji rządów Łukaszenki, odcinek Białoruski z Kalenkowiczami, a szczegóły opracowania marszruty powierzyliśmy jednemu z kolegów. Opracowanie dokładnej trasy zajęło mu ponad 6 miesięcy. Najpierw grzebanie w książkach, relacjach, wspomnieniach, później wizja lokalna, przejechanie całej trasy, znalezienie alternatywnych wariantów – wszak minęło już 70 lat – a następnie gromadzenie dokładnych map i uzgodnienia z właścicielami terenów, po których mieliśmy się poruszać. Po dokonaniu obliczeń wyszło, że trasa, którą chcemy pokonać, liczy sporo ponad 700 km. Następnym elementem przygotowań do wyprawy było określenie jej charakteru. Kawaleria poruszała się głównie po bezdrożach i kwaterowała po wsiach w stodołach i mieszkaniach gospodarzy. Ponieważ jednym z celów wyprawy było przybliżenie społeczeństwu wydarzeń i historii tamtych dni, ten wariant odpadał. Postanowiliśmy oprzeć wyprawę o 10 obozowisk. Zostały zlokalizowane na trasie Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracjPodpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje
  • 12. 12 przemarszu w miejscach bądź związanych z natężeniem walk w 1939 r., bądź będących obecnie większymi skupiskami ludności. Obozowisko miało się składać ze stajni polowych dla koni, tak aby można było bezpiecznie prowadzić zajęcia edukacyjne dla młodzieży, namiotu wystawowego o pow. 300 m2 , w którym miała być prezentowana wystawa dotycząca działań wojennych, historii pułków i bitew. Miała też pomieścić mundury, uzbrojenie i wiele innych pamiątek. Te dziesięć obozowisk okazało się w późniejszym czasie największym balastem finansowym wyprawy. Nadszedł czas na partnerów. Aby uwiarygodnić Wyprawę, ale też zdobyć sojuszników, rozpoczęliśmy pozyskiwanie członków komitetu honorowego wyprawy. Po długich staraniach Komitet Honorowy wyglądał następująco: patronat honorowy nad wyprawą objął Marszałek Sejmu RP Bronisław Komorowski, w skład komitetu honorowego weszli: b. Prezydent RP rezydujący w Londynie Ryszard Kaczorowski, Bohdan Klich – Minister Obrony Narodowej, generał broni Waldemar Skrzypczak – Dowódca Wojsk Lądowych, generał broni Mieczysław Bieniek oraz oficerowie naszego Pułku pułkownik Antoni Ławrynowicz, pułkownik Roman Witek oraz major Zbigniew Makowiecki, Prezes Zrzeszenia Kół Pułkowych Kawalerii w Londynie. Następnie przystąpiliśmy do pozyskania partnerów – uczestników wyprawy. Do udziału w wyprawie oprócz nas zaprosiliśmy inne formacje kawalerii ochotniczej kontynuujące tradycje pułków walczących wraz z 3PSK w wojnie 1939 r. wchodzących w skład Suwalskiej i Podlaskiej Brygady Kawalerii: 3 Pułku Szwoleżerów Mazowieckich, 1 Pułku Ułanów Krechowieckich, 2 Pułku Ułanów Grochowskich, 5 Pułku Ułanów Zasławskich, 10 Pułku Ułanów Litewskich oraz 9 Pułku Strzelców Konnych. Dodatkowo do udziału zgłosili się kawalerzyści pretendujący do miana 14PU. Po wielu rozmowach udział w wyprawie zadeklarował 3P.Szwol., 1PU, 5PU i 10PU. 9PSK podjął się
  • 13. Wrześniowy Szlak / Pomysł, idea wyprawy i przygotowania 13 opracowania wystawy i przewodnika po wystawie. W praktyce okazało się, że w pełni wywiązał się z zobowiązań tylko 3P.Szwol., częściowo 1PU i 14PU, symbolicznie 5PU. Na szczęście dodatkowo zaproszone przez nas zaprzęgi taczanki z CKM w barwach 8PU i działka ppanc Bofors w barwach 3PU nie zawiodły. Przystąpiliśmy do opracowania budżetu. Po wielu obliczeniach wyszła nam kwota oszałamiająca. Zaczęliśmy liczyć od nowa, jeszcze raz i jeszcze... Mimo stosowania różnych metod, sprawdzania wielu alternatyw zawsze wychodziło nam ponad milion złotych. Wielu z moich kolegów było tą kwotą oszołomionych, ale cóż, postanowiliśmy zmierzyć się z tymi zerami. Później w trakcie przygotowań, kiedy prowadziliśmy rozmowy z osobami mającymi co nieco wspólnego z organizacją dużych imprez okazało się, że ta kwota wcale nie szokuje. My przestaliśmy mieć skrupuły, kiedy dowiedzieliśmy się, że koncert jednego z bardziej znanych polskich kompozytorów z okazji 1 września, który obejrzy około 2 tysięcy osób będzie kosztował o wiele, wiele więcej niż nasza wyprawa, której oddziaływanie bezpośrednie przewidzieliśmy na 100 000 osób. Kolejnym etapem było pozyskiwanie środków i partnerów lokalnych. Rozpoczął się żmudny okres pisania wniosków, pism, setek spotkań, całowania klamek zamkniętych drzwi, często obietnic bez pokrycia. Efektem tej części pracy było pozyskanie 300 tys. z FIO, 60 tys. z NCK oraz największe rozczarowanie w postaci pozostawienia nas bez jakiejkolwiek pomocy przez jeden z resortów (nie licząc 2 kalendarzy, które dostaliśmy na zachętę), który wydawałoby się, powinien być najbardziej zainteresowany naszą inicjatywą. W rezultacie odmówiono nam zarówno wsparcia finansowego (wcześniej deklarowanego) jak i jakiejkolwiek pomocy Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracjPodpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje
  • 14. 14 logistycznej. Na wszystko była jedna odpowiedź: KRYZYS. Bardzo dobrze natomiast potoczyły się rozmowy z samorządami. Udało nam się pozyskać partnerów w postaci ponad 100 samorządów szczebla wojewódzkiego, powiatowego i gminnego. Partnerzy ci, oprócz pomocy w organizacji logistycznej wnieśli ogółem ok. 250 tys. złotych, ale często też entuzjazm, szczerą pomoc i przyjazną dłoń w ciężkich chwilach. Partnerstwo zawiązane z niektórymi samorządami oddalonymi od nas często o ponad 500 km przetrwało wyprawę i dalej się spotykamy, kontaktujemy i planujemy wspólne imprezy. Udało nam się pozyskać wielu partnerów biznesowych, którzy bądź wsparli nas finansowo, bądź zaoferowali pomoc w realizacji i wykonaniu naszych zleceń. Dowódca wyprawy rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracjPodpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje
  • 15. Wrześniowy Szlak / Pomysł, idea wyprawy i przygotowania 15
  • 16. 16 Jak zwykle jest niedziela, godzina 23. Już kolejny tydzień, w którym wyjeżdżamy by spotkać się z władzami centralnymi, samorządowymi oraz przedstawicielami stowarzyszeń, które pragnęliśmy zaprosić do udziału w naszej wyprawie. Nie mogę już patrzyć na samochód. Przez ostatnich kilka tygodni przejechaliśmy już około 20 000 kilometrów. Początek zawsze taki sam. Darek przyjeżdża pod mój blok, jest jak zwykle zmęczony po weekendzie spędzonym w Toporzysku i idzie spać. Na mnie czeka najgorszy kawałek drogi do Radomia, czuje się już jak kierowca ciężarówki, na tej drodze znam każdy zakręt, każde skrzyżowanie, stację benzynową, bary i nawet panienki stojące w przydrożnych zagajnikach. Nienawidzę już tej drogi. Jak się minie Warszawę, zaczynają się ciekawe krajobrazy, dróżki. Nawigacja naszego samochodu ma bardzo dobrze rozwiniętą orientację na wschód od stolicy, więc czasami prowadzi nas dróżkami, o których nie wiedzą nawet okoliczni mieszkańcy. No ale nie o tym mieliśmy mówić. Plan naszego działania był następujący. Przed uchwaleniem budżetów przez ministerstwa, starostwa i gminy mamy gotowe materiały reklamowe z krótkim opisem Wrześniowego Szlaku i składem komitetu honorowego. Nie ukrywamy, że mimo pozyskanych funduszy z FIO brakowało nam dużo pieniędzy. Uderzamy do ministerstw, wojewodów, starostów i wójtów z prośbą o wsparcie. Jak nam się wydawało, co później się potwierdziło, to co przygotowaliśmy miało wyjątkowy, niespotykany wcześniej charakter i byliśmy pewni, że jest to inicjatywa, którą przy odrobinie dobrej woli, powinno się wesprzeć. Odwiedzaliśmy wszystkich, których się dało. Byliśmy w każdej gminie należącej do powiatu, przez który prowadziła trasa naszej wyprawy, choćby przez parę kilometrów. Jak prosto policzyć, trasa naszej wyprawy prowadziła przez 15 powiatów, średnio w powiecie było 8 gmin, co już daje 120 spotkań, nie uwzględniając wojewodów, marszałków, ministerstw i stowarzyszeń. Nigdy nie kończyło się na jednym spotkaniu. Zwykle było ich przynajmniej trzy. Krótko mówiąc, od listopada do maja spędzaliśmy nasze życie tkwiąc w samochodzie i pokonując tysiące kilometrów po przepięknym wschodzie naszego kraju, by wrócić na sobotę i niedzielę, zadbać o swoje interesy i już z powrotem być w drodze na wschód. Na spotkania w ministerstwach, u wojewodów i starostów starałem się umawiać. Wójtów zwykle atakowaliśmy z zaskoczenia. Pojawialiśmy się w urzędzie i bardzo rzadko się zdarzało, byśmy któregoś wójta akurat nie zastali. Zachęceni kilkoma udanymi spotkaniami, trzymaliśmy się tej techniki. Jak tylko zostaliśmy wpuszczeni do gabinetu ze wszystkich sił staraliśmy się zarazić ideą naszej wyprawy. Zwykle po przedstawieniu się i wytłumaczeniu, dlaczego przyjeżdżamy bez zapowiedzi z drugiego końca Polski, mówiliśmy „Panie wójcie, takiego czegoś nikt nigdy wcześniej od czasów rozwiązania kawalerii nie próbował zorganizować, a my bardzo chcemy i nam się to uda”. W godzinach od 7 do 16 atakowaliśmy urzędy, po tym czasie staraliśmy się spotkać z przedstawicielami stowarzyszeń i innymi prywatnymi osobami, które pasjonują się historią i dziejami kawalerii. Co było dla nas zaskakujące, na terenach które odwiedzaliśmy, bardzo wiele osób przywiązuje wagę do historii i tradycji. Wydaje mi się, że trochę przynudzam, ale podczas tych naszych cotygodniowych wypraw zdarzały się także sytuacje zaskakujące i wesołe. Zwykle szukaliśmy noclegu w ostatniej chwili. Akurat tego dnia mieliśmy dotrzeć do Hajnówki. Był to czas spotkań organizowanych przez starostwa, na które przyjeżdżaliśmy już w pełnym umundurowaniu ze specjalnie przygotowaną prezentacją multimedialną. Okazało się, że jeden z członków naszego szwadronu pochodzi z Białowieży i dał nam telefon do siostrzenicy, która skontaktowała nas z inną panią, dzięki której zarezerwowaliśmy nocleg. Dowódca I plutonu ppor. kaw. och. Paweł Wieńć
  • 17. Wrześniowy Szlak / Pomysł, idea wyprawy i przygotowania 17 Dojeżdżamy na ostatnią chwilę. Dochodzi 1.00 nad ranem. Wjeżdżamy do Białowieży, znajdujemy umówiony domek. Wita nas pani w zastępstwie gospodyni, dostajemy klucz do pokoju, a tam wielkie małżeńskie łoże. Nie miałem już sumienia dręczyć pani i tak spędziłem mało upojną noc z dowódcą w łożu dla młodych małżeństw. Muszę tu nadmienić, że chrapie, a jak jest zmęczony to bardziej i nie pomaga nic, nawet gwizdanie. Kolejne przygody spotkały nas również w Białowieży. Akurat tak się złożyło, że mieliśmy jeden z bardziej spokojnych dni, podczas którego program spotkań nie był taki napięty. Byłem pewny, że następnego dnia o 10.00 mamy spotkanie w Hajnówce. Wstaliśmy spokojnie, Darek brał prysznic i coś mnie tknęło, żeby jeszcze raz spojrzeć na kartkę z umówionymi spotkaniami. Jeśli ktoś mnie zna, wie że porządek w papierach i systematyczność nie jest moją najmocniejszą stroną. Patrzę na tę moją kartkę ze spotkaniami i oczom nie wierzę. Zaczynam wpadać w lekką panikę, stukam do łazienki „Hej, Długi, mamy mały problem, nie mamy spotkania o 10 tylko o 11, ale nie w Hajnówce tylko w Siemiatyczach.” Nie powiem, co usłyszałem w odpowiedzi na mój komunikat. Jednego możecie być pewni, w życiu nie widzieliście tak sprawnie przebiegającego alarmu mundurowego w moim wykonaniu. Wszystko dobrze się skończyło, udało się dojechać do Siemiatycz na spotkanie, którego wynikiem było obozowisko w Mielniku. Te pół roku przygotowań do wyprawy to był najcięższy okres w moim dotychczasowym życiu. W międzyczasie urodził mi się synek, a moja żona powinna dostać order za wyrozumiałość, ponieważ widywaliśmy się bardzo okazjonalnie. Myślę jednak, że było warto, bo udało się przekonać większość osób do naszego pomysłu i zorganizować wyprawę. Myślę, że jeszcze z jednego powodu było warto. Przygotowując się do wydania tej książki, wyruszyliśmy na maraton trasą Wrześniowego Szlaku jeszcze raz. Gdy dzwoniłem, aby umówić się na spotkania, słyszałem po drugiej stronie słuchawki: „cholera, jestem na delegacji, ale jakoś może zdążę na spotkanie.” To było bardzo miłe i znaczyło, że warto było tyle razy pokonywać tę straszną drogę do Radomia.
  • 18. 18 O planowanej na wrzesień 2009 roku wyprawie szlakiem bojowym 3 Pułku Strzelców Konnych dowiedziałem się prawie rok wcześniej. Rtm. Dariusz Waligórski, organizator tej wyprawy, właśnie przyjechał do Warszawy, aby załatwiać różne trudne sprawy patronatów i zabezpieczenia finansowego. Decyzję podjąłem natychmiast, a moi młodsi koledzy ze Szwadronu Honorowego 3 Płk. Szwoleżerów rtm. Piotr Szakacz i szwol. Piotr Kamiński też nie mieli wątpliwości. Martwili się tylko, skąd wziąć konie. Umundurowanie, aprowizację i wyposażenie obozowisk, a potem – okazało się – i konie, zapewnia organizator. Nasze mają być rzędy końskie i broń oraz buty, oficerki, ostrogi i pasy. Chociaż rozmowy te odbyły się na rok przed wyprawą, to nie miałem żadnych obaw, że coś może nie wyjść. Moje zaufanie do organizatora wyprawy było pełne. Pozostało tylko przekonać rodzinę i zaplanować urlop we wrześniu. Potwierdzeniem, że wszystko idzie w dobrą stronę, była wizyta krawca, który każdego z nas zmierzył i powiedział, że mundury będą już niedługo. Rzeczywiście mundury przyszły na czas, dobrze przed wyjazdem. Pamiętam ten dzień: przymierzałem mundur w domu i zacząłem się czuć jednym ze strzelców konnych. Jest to dla mnie bardzo ważne, bo mój wuj Piotr Jakubowski służył w tym pułku, potem poszedł do niewoli, z której już nie wrócił. Chor. kaw. och. dr inż. Tadeusz Kowalski W yprawa „Wrześniowy Szlak” pozostawiła mnóstwo wspaniałych wspomnień. Były przemarsze, spotkania, uroczystości – wystarczy tego zapewne na niejedno kawaleryjskie ognisko. Było to największe przedsięwzięcie edukacyjno-patriotyczne przeprowadzone przez dzisiejszą kawalerię ochotniczą. Jedno co od pierwszego spotkania ze Strzelcami Konnymi pozostało szczególnie w mojej pamięci – to ich determinacja. Byłem zbudowany tym, że spotkałem ludzi, którzy pracują dla tych samych idei, które dla mnie są tak samo ważne. Pomimo że nasze oddziały nie miały okazji się wcześniej lepiej poznać, to od pierwszych chwil zyskali mój wielki szacunek. Wiedziałem, że organizowana wyprawa to wielkie wydarzenie, ale nie spodziewałem się, że aż tak duże. Kilkaset kilometrów, konie, muzeum, spotkania, zadania jakie stały przed strzelcami były olbrzymie. Znając plan wyprawy, wiedziałem, że te zadania nie mogą spaść tylko na ich barki. Zaproszone oddziały nie wyruszały na wycieczkę, aby w nagrodę za przejazd na koniec dostać komplet umundurowania polowego. Jechaliśmy dokonać tego, czego wcześniej nikt nie zrobił, nie tylko przejechać trasę, którą podążał pułk, ale zarazić naszą pasją młodzież i mieszkańców mijanych miejscowości. Rtm. kaw. och. Piotr Szakacz
  • 19. Wrześniowy Szlak / Pomysł, idea wyprawy i przygotowania 19 … miesiąc przed wyprawą Ostatni miesiąc przygotowań to istne szaleństwo. Już coraz bardziej zdajemy sobie sprawę, że z pieniędzmi będzie bardziej niż krucho. Uruchamiamy wszelkie kontakty z resortem, na który liczyliśmy więcej niż bardzo. Finisz naszych kontaktów jest taki, że albo nie odbierają naszych telefonów, albo gdy już odbiorą i gdy się przedstawię, dowiaduję się, że Pana czy Pani z którą teoretycznie jestem umówiony na rozmowę, nie ma dzisiaj i nie wiadomo, kiedy będzie. I tak przez cały miesiąc. Kończymy przygotowania sprzętowe, przygotowujemy stajnie polowe, namiot-wystawę. Zbieramy eksponaty do muzeum. Drukujemy mapy. Zaczynają docierać uszyte mundury, przychodzą hełmy i szable. Zamawiamy torby podróżne, chlebaki i pałatki z demobilu wojskowego. Wiele z przedmiotów uczestnicy kupują za swoje własne pieniądze, gdyż w budżecie dziura. Wiedząc, że nie będziemy mieli takich pieniędzy, jakich żądały pododdziały z Polski za użyczenie koni, sami ściągamy konie, pożyczamy od znajomych i zjeżdżamy je tak, aby szyk kawaleryjski nie był im obcy. Z kwatermistrzem wyprawy robię ostatni objazd po trasie, pokazujemy mu wszystkie miejsca obozowe, przedstawiając go wszystkim osobom z którymi będzie musiał się kontaktować – w czasie wyprawy, przez wiele godzin dnia będzie on jedynym uchwytnym przedstawicielem organizatorów przedsięwzięcia. Angażujemy kierowców, ekipę techniczną, lekarza weterynarii – „nieludzkiego” jak go potocznie wszyscy zowią i lekarza ludzkiego. Dokonujemy przeglądów samochodów i przyczep – nic się nie może zepsuć w czasie wyprawy (i nic się nie psuje). Kupujemy termosy na wyżywienie – będą one jedyną szansą na spożycie ciepłego posiłku na trasie. Nadchodzą zamówione ramki cyfrowe do muzeum. Drukują się specjalnie przygotowane przez Tomka Dudzińskiego plansze barwne na wystawę. Zakupujemy całkiem spore apteczki – nieludzką i ludzką, ogromną liczbę podków i gwoździ. Wraz z narzędziami sprzęt podkuwniczy wypełnia całego mercedesa Vito, tak że trudno coś wcisnąć z obawy przed uszkodzeniem zawieszenia. Nie zaniedbujemy też treningów, wręcz zdwajamy ich częstotliwość. Ci którzy są już zaprawieni w kawaleryjskim rzemiośle, zjeżdżają nowe konie, inne przygotowują się do pokazów, sprawdzają sprzęt. Nasi mniej doświadczeni kawalerzyści doskonalą się w jeździeckim rzemiośle, pozostawiając spore kałuże potu na ujeżdżalni. Przyjeżdżają nam pomóc w przygotowaniu koni Piotrek Kamiński z 3P Szwol. i Andrzej Dudziec z 14PU. Ja w ostatniej chwili znajduję konia dla siebie. Od wielu miesięcy wertuję ogłoszenia, oglądam wiele koni, ale te nieliczne, które wstępnie mnie zadowalają, nie przechodzą Dowódca Wyprawy rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski
  • 20. 20 testów lekarza weterynarii. Mój dotychczasowy wierzchowiec jest już za stary na taką wyprawę. W ostatniej chwili po wielu desperackich ruchach i zjeżdżeniu sporego kawałki Polski znajduję konia w… Krakowie. Jest to potężny 5-letni gniady wałach o imieniu Bachmat. Sztandar wzorowany na sztandarze naszego Pułku a ufundowany przez społeczeństwo Ziemi Jordanowskiej wręcza nam 1 września 2009 r., otrzymawszy go z rąk wójta gminy Jordanów Stanisława Pudy, major Zbigniew Makowiecki, oficer naszego Pułku, a jednocześnie Prezes Zrzeszenia Kół Pułkowych Kawalerii w Londynie. Ceremonia wręczenia poprzedzona jest pokazami musztry w wykonaniu naszego Szwadronu w miejscu szczególnym – we wsi Wysoka koło Jordanowa, gdzie swój chrzest bojowy przeszłą 10 Brygada Kawalerii Zmotoryzowanej płk. Stanisława Maczka. Na uroczystości obecny jest nasz wielki przyjaciel pan inż. Lesław Kukawski. Człowiek legenda, największy znawca historii kawalerii polskiej 20-lecia międzywojennego. Człowiek, który jest autorem większości fachowych opracowań na ten temat. Jest nam szczególnie miło, że naszym zaproszonym gościom możemy sprezentować jeszcze ciepłą książkę autorstwa pana Lesława Kukawskiego „ZARYS DZIEJÓW PUŁKU 3 STRZELCÓW KONNYCH (1922–1939)”. Następnego dnia rano wyjeżdżamy. Wczoraj przy załadunku koni nasz kierowca pan Jurek dostał „strzała” od konia, jesteśmy zrozpaczeni, noga sztywna – wiemy już, że nie pojedzie. W tym samym momencie dowiadujemy się, że drugi kierowca naszej ciężarówki nie dostał obiecanego urlopu. Leżymy. Nie mamy obsady na dwa ciężarowe samochody. Nie ma wyjścia i jedną ciężarówką będzie powoził Andrzej Dudziec – dowódca II plutonu, a drugą ja. Cały dzień pakujemy użyczony nam samochód. Jak go zobaczyłem, to miałem ochotę płakać. Moi koledzy z początku nie wiedzieli, o co mi chodzi (nie musieli kilkadziesiąt razy pakować samochodów ze sprzętem na obozy harcerskie). Ten samochód to był olbrzymi, długi i niski kontener z jednym tylko otworem załadowczym z tyłu. Po chwili wszyscy już wiedzieli, o co mi chodzi. W niesamowitym upale należało zapakować wszystkie elementy ważące około 100 kg każdy (prawie 20 ton), często czołgając się pod samym dachem. Upał i praca ponad siły wykańcza. Ledwo mieścimy sprzęt w wynajętym kontenerze i naszej własnej ciężarówce. Nadjeżdża drugi wynajęty koniowóz. Ładujemy konie do obu koniowozów, dwóch przyczep i w drogę. Jest już zmrok. Następny przystanek – Czerwony Bór. Dowódca Wyprawy rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski 1 września 2009 Wysoka. Na trzy dni przed rozpoczęciem wyprawy uczestniczyliśmy w obchodach rocznicy walk 10 Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej płk Maczka w miejscowości Wysoka k. Jordanowa. Dla nas uroczystość tym bardziej ważna, iż połączona z wręczeniem sztandaru naszemu Szwadronowi. Sztandar wzorowany na przedwojennym sztandarze P3SK, po poświęceniu podczas mszy św., wręczył na ręce dowódcy pan major Zbigniew Makowiecki. Wśród gości nie zabrakło władz samorządowych z panem wójtem Stanisławem Pudo oraz fundatorów sztandaru. Przybył również pan inż. Lesław Kukawski – autor wielu publikacji o tematyce kawalerii okresu międzywojennego, w tym również historii Pułku 3 Strzelców Konnych. Dowódca I plutonu ppor. kaw. och. Paweł Wieńć
  • 21. Wrześniowy Szlak / Pomysł, idea wyprawy i przygotowania 21 S zwadron „Toporzysko”– sekcja Klubu Sportowego „BÓR” z siedzibą w Toporzysku na Podhalu, który przed laty przejął tradycję i barwy Pułku 3 Strzelców Konnych im. Hetmana Polnego Koronnego Stefana Czarnieckiego, uczcił siedemdziesięciolecie walk Kampanii Wrześniowej 1939 r. wyprawą konną szlakiem bojowym Pułku, pod hasłem: „WRZEŚNIOWY SZLAK 3 IX – 6 X 1939”. Ów szlak wiódł z Czerwonego Boru [przy przedwojennej granicy z Prusami Wschodnimi] przez Czerwin, Zambrów, Hodyszewo, Bachmaty [Hajnówka], Mielnik [brodem przez Bug], Białą Podlaską, Kijany [brodem przez Tyśmienicę], Kock i Wolę Gułowską po wieś Kalinowy Dół. Nie mógł on objąć m. Jałówka w Puszczy Białowieskiej [miejsca przeorganizowania dn. 17. września 1939 r. Brygady Suwalskiej w dwubrygadową Grupę Operacyjną Kawalerii „Zaza”], ani miejsca zwycięskiego boju Pułku z Niemcami w Kalenkowiczach, oba dziś na Białorusi. Pomysł był ambitny i na dużą skalę. Zrealizował go dowódca „Toporzyska”, Dariusz Waligórski. Wyprawa poprzedzona była rozpoznaniem terenu, ustaleniem trasy i zapewnieniem miejsc na obozowiska oraz przychylności miejscowych władz, włącznie z uzyskaniem od nich poparcia finansowego dla imprezy [w odosobnionych wypadkach obiecanego lecz nie dokonanego]. Organizatorzy Wyprawy mieli wielkie problemy logistyczne. Ich koniowozy miały w sumie miejsce na piętnaście koni. Transport
  • 22. 22 czterdziestu czterech koni „Toporzyska” z Podhala do miejsca startu Wyprawy w Czerwonym Borze wymagał więc parokrotnego przejazdu koniowozów na trasie ok. 600 km w każdą stronę. Tabor kołowy Wyprawy, oprócz kilku samochodów osobowych, dysponował także wielką ciężarówką, do przewożenia namiotów, które służyły na kolejnych obozowiskach jako stajnie, muzeum i pomieszczenia noclegowe personelu. Stoły jadalne z ławami, stojaki, podręczna kuźnia i przenośne WC dopełniały wyposażenie wyprawy. W czasie Rajdu paszę dla koni i słomę na ściółkę oraz żywność dla uczestników zakupywano lokalnie. W Rajdzie wzięło udział ponad czterdzieści koni własnych „Toporzyska” oraz ok. dwudziestu koni innych stowarzyszeń jeździeckich – występujących w nim w barwach 3 Pułku Szwoleżerów, 1 Pułku Ułanów, 14 Pułku Ułanów, 1 P. Szwoleżerów – oraz załogi pojazdów bojowych: taczanki z zamontowanym CKM Maxim, oraz działka przeciwpancernego. Pierwszym plutonem dowodził Paweł Wieńć. Nad zdrowiem koni czuwała Izabella Kopacz lekarz weterynarii. Marek Sroczyński odpowiadał za kontakty z samorządami. Rajd posuwał się etapami, od obozowiska do obozowiska. Te rozbijano kolejno na szlaku w miejscach związanych z walkami, po czym zwijano po spełnieniu zadania. Namioty i sprzęt ładowano na ciężarówkę i odwożono na miejsce następnego obozowiska, by były gotowe na przyjęcie oddziału konnego. mjr Zbigniew Makowiecki
  • 24. 24 Dowódca Wyprawy rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski 3 września 2009 Czerwony Bór. Jest godzina 3.25 w nocy. Docieramy konwojem 6 samochodów na stację kolejową Czerwony Bór, a z nami pierwsze 17 koni i 12 strzelców konnych. Jest środek nocy, ciemno i głucho. Przy światłach reflektorów samochodowych przystępujemy do rozładunku pierwszej ciężarówki i budowy stajni polowych. Pomimo ciemności to pierwsze rozbijanie obozowiska idzie nam sprawnie i z entuzjazmem. Zmęczenie po wielu dniach wytężonej ciężkiej pracy fizycznej, wielu
  • 25. Wrześniowy Szlak / Wyruszamy. Czerwony Bór 25 nieprzespanych nocach, wydaje się, że znikło bez śladu. Szybko rozstawiamy stajnie, wszak sami je projektowaliśmy i w dużej mierze sami wykonywaliśmy. Po godzinie pierwsze konie stoją już w gotowych stanowiskach, a po następnej półgodzinie druga stajnia jest gotowa. Karmienie koni, lekkie śniadanko i zamiast snu, pozostawiwszy wartowników, ruszamy do Czerwina aby budować pierwszy obóz. Zajeżdżamy na łąkę za szkołą i przy pomocy paru mężczyzn przysłanych nam do pomocy przez wójta mozolimy się z wyładunkiem naszego kontenerowca. Praca jest ciężka, gdyż słońce zaczyna mocno przygrzewać, kontener wypakowany jest po dach tak, że chodząc na czworakach trzeba uważać na głowę, a temperatura wewnątrz osiąga 50°C. Nasi pomocnicy powoli zaczynają się rozpływać, zmęczenie i nie przespana kolejna noc szybko zaczyna przypominać o sobie, a końca wyładunku nie widać. Nadciąga kwatermistrz z posiłkiem, który ma nam zastąpić obiad. Kończymy rozładunek około 14.00 i do wieczora siłą woli i coraz bardziej wątłych mięśni stawiamy obozowisko. Dociera Sławek Majka z pomocnikami i namiotami mieszkalnymi, robota idzie raźniej. Stawiamy namiot wystawę 300 m2 Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracjPodpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje
  • 26. 26 powierzchni, stajnię boksową 200 m2 powierzchni i 3 stajnie ze stanowiskami, każda na 12 koni. Oprócz tego staje 8 namiotów mieszkalnych i magazynowych, brama i ogrodzenie. Gdy kończymy stawiać namiot, na wystawę dociera Tomek Dudzińśki z 9 PSK z Grajewa z przygotowaną przez siebie wystawą. Przy pomocy naszej pani kustosz Ani Faber rozpoczyna pierwszy montaż wystawy. Zawieszają barwne plansze ilustrujące dzieje Kampanii Wrześniowej i całej II Wojny Światowej, tablice obrazujące pułki wchodzące w skład Suwalskiej i Podlaskiej Brygady Kawalerii, nasz szlak bojowy. Instalują ramki cyfrowe z materiałami archiwalnymi, projektor multimedialny, ubierają manekiny w mundury polskie i niemieckie, rozkładają broń i wyposażenie. Kończymy pracę dobrze po północy. Większość naszych kawalerzystów wyrusza ponownie samochodem do Czerwonego Boru, gdzie stacjonują nasze konie. W międzyczasie oba nasze koniowozy ruszają ponownie w drogę – jeden do Toporzyska, a drugi do Opola i do Warszawy. Spodziewamy się ich
  • 27. Wrześniowy Szlak / Wyruszamy. Czerwony Bór 27 nazajutrz wieczorem, a wraz z nimi nadciągną posiłki. Janusz wyrusza po taczankę z ckm do Jasła i po działko ppanc do Zbrosławic. Ja nastawiam sobie budzik na 3 rano czyli za dwie godziny aby dołączyć do kolegów w Czerwonym Borze. Mamy wyruszyć stamtąd o świcie, tj. ok. 5 rano. 4 września 2009 Ledwo wstaję w zasadzie tylko siłą woli, wsiadam do samochodu a wraz ze mną nasz kapelan ppłk Tomasz Robaczewski (dla przyjaciół „ksiądz Robak”) i docieramy jakoś na miejsce. W obozie pozostaje Mareczek, Ania Faber i Tomek Dudziński. Zastaję strzelców przy karmieniu koni, zaczyna padać deszcz. Ładnie się zapowiada. Jest jeszcze ciemno, gdy dosiadamy koni. Nie posiadamy peleryn, chociaż zakupiliśmy z demobilu prawie 50. Ugrzęzły gdzieś we Wrocławiu. Na wojnie czasami tak bywa. Ustawiam pluton w szyku na rampie kolejowej, opowiadam o wyładunku naszego Pułku w tym miejscu 70 lat temu, o pierwszym poległym strzelcu. Kapelan intonuje modlitwę i przy pierwszym brzasku ruszamy pospiesznym marszem do Czerwina. Droga wiedzie przez piękny las o znanej nam już nazwie Czerwony Bór, dalej przez Śniadowo do Czerwina. Musimy się spieszyć, mamy 4 godziny i prawie 35 km. Wykorzystujemy miękkie podłoże, jedziemy głównie kłusem, chwilami galopem i stępem. W trakcie przemarszu powtarzamy zmiany szyków, ćwiczymy elementy musztry konnej, wszak za parę godzin pierwszy pokaz, a wielu z nas nigdy jeszcze w żadnym nie uczestniczyło. Przestaje padać, pokazuje się słońce. Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracjPodpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje
  • 28. 28 Dla mnie jest to szczególnie ciekawy etap wędrówki, gdyż zapoznaję się z moim koniem, którego kupiłem ledwie dwa tygodnie temu. Okazuje się, że nosi wygodnie, ale ma bardzo słaby stęp, co mocno męczy, gdyż jako prowadzący muszę nadawać tempo, a każdy krok muszę z mojego rumaka wyduszać. Jako koń miejski boi się wszystkiego: drzewa, krzaka, sarenki, motylka i czego jeszcze chcecie. Na szczęście w ruchu ulicznym się sprawdza. Ale ogólnie jestem zadowolony z rumaka, odpowiada mi jego temperament i charakter, nawet płoszy się z gracją. Przecinamy Śniadowo, do którego zawitamy ponownie za kilka dni i szybko osiągamy Czerwin. Tu już czeka Mareczek, denerwując się czy zdążymy na czas, wszak zaraz rozpoczynamy zajęcia z młodzieżą, którą już widać na horyzoncie. rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski U dało się. Jest 3.00 rano, Czerwony Bór. Wychodzimy z samochodów. Powietrze, mimo że była piękna pogoda zupełnie jak 70 lat temu, jest bardzo rześkie. Odpalamy agregaty i zaczynamy budować stajnie polowe. To pierwszy montaż, więc trzeba dopracowywać szczegóły i opanowywać system. Dobrze że kłopoty z jedną z ciężarówek dały nam urwać pół godzinki tak potrzebnego snu. Wstaje świt – stajnie stoją, konie napojone i nakarmione. Szybki rzut oka na przepiękną leśną okolicę, stację kolejową, która wygląda jak gdyby działania wojenne zakończyły się tam wczoraj a nie 70 lat temu. Wspomnienie pierwszego poległego żołnierza naszego pułku. Zostawiamy kilku ludzi do obsługi koni i już czekają na nas nowe zadania – musimy zbudować nasze pierwsze duże obozowisko w Czerwinie. st. strz. konny kaw. och. Marek Sroczyński
  • 29. Wrześniowy Szlak / Wola Gutowska 29 Czerwin
  • 30. 30 5 września 2009 Czerwin. Bardzo trudny obóz. Po pierwsze dlatego, że jest to pierwszy obóz na naszej trasie i wszystko trzeba robić po raz pierwszy. Od rana docierają do nas duże grupy młodzieży. Każdego uczestnika wyprawy trzeba przyuczyć do zadania, które ma wykonywać, wytłumaczyć o czym ma opowiadać, jak się zachowywać. Każdy musi poznać wiele stanowisk służby, tak aby można było być wszechstronnym i w każdej chwili znaleźć kogoś na zastępstwo. Wiele osób ma tremę przed publicznymi wystąpieniami, ale praktyka czyni mistrza. Pokazy idą coraz lepiej. Machina ruszyła. Obóz jest szczególnie trudny także z tego powodu, że jest nas jeszcze bardzo mało. Wiele nieprzespanych nocy i trudy załadunku i wyładunku sprzętu, jak również praca związana z rozbijaniem obozowiska robią swoje. Następne transporty koni jak i kolejni uczestnicy wyprawy są w drodze. Nie dojechały jeszcze nasze pojazdy bojowe: działko ppanc Bofors i taczanka z ckm. Do późnego popołudnia przyjmujemy młodzież w obozowisku. Nadjeżdżają nasi koledzy z 14 PU z Andrzejem Dudźcem, dowódcą 2 plutonu, oraz mój zastępca a jednocześnie dowódca 1 plutonu Paweł Wieńć. Będzie łatwiej. Na szczęście popołudnie jest luźniejsze. Po zjedzeniu sytej kolacji „dla ludzi” przyrządzonej Dowódca Wyprawy rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski
  • 31. Wrześniowy Szlak / Czerwin 31 przez naszego kwatermistrza, idziemy spać. Śpię dziesięć godzin jak suseł. Następnego dnia od rana mamy gości, wieczorem pokaz galowy dla gości honorowych, spotkanie towarzyskie przy gitarze, cytrynówce i idziemy spać. W nocy dociera przywieziony z pociągu przez kwatermistrza, a załatwiony awaryjnie w Toporzysku kierowca ciężarówki. Kwatermistrz wywołuje mnie od gości, żebym coś zobaczył. Jakież jest moje zdziwienie, kiedy widzę, że ten młody człowiek meldujący się do pracy jako kierowca jest kompletnie pijany. Nie wiem czy śmiać się, czy płakać. Co z nim zrobić? Kładziemy go spać. Z wywiadu przeprowadzonego przez kwatermistrza wynika, że wypił tylko jedno piwo na mijanej stacji. Nie umawiając się skandujemy równocześnie „chyba na każdej”, a że stacji było po drodze sporo skutek jest jaki widać. 6 września 2009 Nad ranem dociera kolejny transport koni, brakuje jeszcze wielu uczestników wyprawy. Mają dojechać dziś po południu, a reszta jutro. Kierowca trzeźwieje. Od rana przygotowujemy się do uroczystości w kościele. Odprawa, ustalenie szyku, służbowych, wart i już trzeba wyjeżdżać do kościoła w Czerwinie. Jedziemy w szyku trójkowym plutonami, na czele poczet
  • 32. 32 sztandarowy. Za kościołem spieszamy się, z końmi pozostają luzacy, a my wmaszerowujemy do kościoła. Ksiądz „Robak” uczestniczy w koncelebrze. Po mszy św. wsiadamy na koń i prowadzimy kolumnę uczestników uroczystości (a są to jednocześnie dożynki powiatowe) na czerwiński cmentarz na mogiły naszych żołnierzy. Zaciągamy wartę, prezentujemy broń, składamy kwiaty, zapalamy znicze. Wraz z nami kwiaty składają władze powiatu ostrołęckiego, władze gminy i europoseł Jarosław Kalinowski. Ulicami Czerwina wracamy do obozowiska. Wokół wrze, uroczystości dożynkowe, wesołe miasteczko, bardzo dużo gości odwiedzających nasz obóz. Po południu pokaz – najbardziej pechowy, jak się później okazało. Jest nas za mało w stosunku do tego, co mamy pokazać. Nie wszyscy kawalerzyści są przygotowani do zademonstrowania trudniejszych elementów. Po pokazie musztry następuje częściowa zmiana koni. Niektórzy strzelcy, ci bardziej doświadczeni, dosiadający trudniejszych koni (na których mają jechać ich koledzy, którzy jeszcze nie dojechali), muszą szybko przesiąść się na inne konie, te przygotowane do władania szablą,
  • 33. Wrześniowy Szlak / Czerwin 33 lancą, poczty węgierskiej i innych trudniejszych elementów pokazów. W czasie przekazywania jednego z koni (klacz Gracja) dochodzi do nieporozumienia pomiędzy strzelcami. Z powodu wielkiego gwaru, hałasu z sąsiedniego wesołego miasteczka jeden z kawalerzystów nie zrozumiał, że ma tylko przytrzymać konia i nie wsiadać na niego. Klacz ta, koń sportowy przygotowywany do startów w WKKW, była za trudnym koniem dla naszego kolegi, który miał ją tylko przytrzymać. Z powodu tempa pokazów i niezrozumienia polecenia próbował jej dosiąść. W tym momencie ktoś odpalił petardę w wesołym miasteczku, koń się wspiął i jeździec lądując na ziemi, utracił panowanie nad zwierzęciem. Spłoszony koń pogalopował samotnie. Na nic zdał się pościg za nim, zarówno pieszy jak i konny. Akcja toczyła się bardzo szybko. W wąskiej uliczce obstawionej samochodami, w którą wpadła spanikowana Gracja nie było gdzie uciec, w pełnym galopie uderzyła w stojącą ciężarówkę. Na nic zdała się natychmiastowa pomoc strzelców i lekarzy weterynarii. Pomimo wielogodzinnych starań, z powodu obrażeń wewnętrznych odeszła od nas koło północy. Był to dla nas ogromny cios zadany w dodatku na samym początku wyprawy, Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracjPodpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje
  • 34. 34 nastroje były minorowe, wielu zadawało sobie pytanie, czy warto tak ryzykować, czy warto jechać dalej. Byłem w bardzo trudnej sytuacji, długo zastanawiałem się co powiedzieć, jak zareagować. W czasie zbiórki oddziału omówiłem zdarzenie przedstawiając kluczowe wydarzenia, które doprowadziły do wypadku. Starałem się nie wskazywać jednego winnego, a uczulić wszystkich na wiele drobnych zdarzeń i niedociągnięć, które złożyły się na tę tragedie. Było nam wszystkim bardzo ciężko, mnie zaś podwójnie – z jednej strony byłem dowódcą wyprawy i odpowiadałem osobiście za życie ludzi i zwierząt, z drugiej strony byłem związany z tym koniem – wszak wychował się u nas w Toporzysku. Ciężko było zasnąć tego wieczora z takim bagażem na głowie. Rano wymarsz do Śniadowa. rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracjPodpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje
  • 35. Wrześniowy Szlak / Czerwin 35
  • 36. 36
  • 37. Wrześniowy Szlak / Czerwin 37 Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracjPodpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje N a pewno jest to przedsięwzięcie bardzo poważne: odtworzyć szlak bojowy – ponad 700 kilometrów na koniach, w pełnym ekwipunku. Zdajmy sobie sprawę z trudności zadania, aczkolwiek było to zadanie realne, skoro nasi przodkowie też ten szlak przebyli… Myślę, że pamiątki z kampanii wrześniowej, a także różnego rodzaju zdjęcia, które się zachowały, na pewno oddawały wierny obraz tych wydarzeń. Ale głównie ułani i strzelcy, którzy byli umundurowani dokładnie tak jak żołnierze we wrześniu 1939 tworzyli pewną atmosferę tamtych czasów i ta atmosfera się udzielała. Chodziło o to, żeby młodzieży szkół średnich dać lekcję żywej historii – nie tylko czytanie z książek, ale także pokazanie czegoś więcej. Myślę że to się w pełni udało – młodzież była zainteresowana, odwiedzała izbę pamięci, oglądała pokazy ułańskie, rozmawiała z ułanami. Myślę, że cel, czyli przekazanie pokoleniom, które teraz będą wchodziły w dorosłe życie, tamtych wydarzeń, został w pełni osiągnięty. Ten cel jest naprawdę sprawą bardzo ważną i zasługuje na wsparcie. Zawsze podczas uroczystości rocznicowych szczególnym akcentem jest oddanie hołdu poległym. Złożenie kwiatów na grobie żołnierzy, którzy polegli w Kampanii Wrześniowej pod Czerwinem, przez formacje ułańską, to był dla mnie taki najbardziej wzruszający moment. Nie spotkałem się z żadną opinią negatywną, te które do mnie docierały, były wyłącznie pozytywne. W związku z tym mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że była to inicjatywa jak najbardziej trafiona. Stanisław Kubeł, Starosta Ostrołęcki
  • 38. 38 Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracjPodpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje
  • 39. Wrześniowy Szlak / Czerwin 39 D la mnie historia 3 PSK nie była obca, bo jest upamiętniona na terenie gminy pomnikiem i grobem żołnierzy, którzy polegli tutaj we wrześniu 1939 roku. Dlatego sprawiło mi radość kiedy dowiedziałem się, że obozowisko ma być położone na terenie naszej gminy. Nie tylko mi ale i mieszkańcom, zwłaszcza tym, którzy jeszcze pamiętają tamte lata. Podziwiałem organizatorów, że chcą się tym zając i że chcą w tym celu tak ciężko pracować. Ryszard Gocłowski, Wójt Gminy Czerwin 8 .00 rano i już stoimy nieopodal szkoły w Czerwinie i budujemy. Wieczorem wszystko jest gotowe na przyjęcie pierwszych grup młodzieży. Nadejdzie nasz chrzest bojowy. W Czerwinie zostajemy tylko w kilka osób, a cała reszta wraca do Czerwonego Boru, by następnego dnia o 5.00 rano wyruszyć na pierwszy etap naszej Wyprawy. Już 10.00. Pierwsze grupy młodzieży zmierzają w kierunku obozowiska, a nas tylko kilku – cała reszta (mam nadzieję) zmierza do nas konno. Nie było łatwo. Witam wszystkich, zaczynam opowiadać o historii, pokazuję rząd kawaleryjski, rozdaję promocyjne broszury opowiadające o wystawie, ale odwiedzający są coraz bardziej zniecierpliwieni, a koni nie widać. Ludzie przyszli zobaczyć szwadron kawalerii a nas tylko kilku na piechotę. Robi mi się coraz cieplej, nogi mi się uginają. Wójt patrzy na mnie coraz mniej przychylnie i... w końcu są, jestem uratowany. Na horyzoncie, dumnie wzbijając kurz, pojawia się szwadron i całe napięcie mija. Szwadron przejeżdża uroczyście przez bramę obozu, dowódca salutuje i wszystko zaczyna ruszać swoim normalnym rytmem. Jakie to szczęście, że pierwszy uroczysty pokaz siłą całego szwadronu dopiero jutro. Kolejny dzień to uroczysta msza święta, złożenie kwiatów pod mogiłą żołnierzy Pułku poległych pod Dzwonkiem i wielkie pokazy dla paru tysięcy ludzi zgromadzonych podczas corocznych „Dni kukurydzy”. St. strz. konny kaw. och. Marek Sroczyński
  • 40. 40 5–6 września 2009 Czerwin. Pierwszy obóz, pierwsze grupy młodzieży w muzeum i obozie, pierwsze pokazy, pierwsze straty. Stajemy po raz pierwszy oko w oko z młodzieżą tłumnie dowożoną do naszego obozowiska. Przedział wiekowy: od szkoły podstawowej do szkoły średniej. Staramy się przekazać tradycję kawalerii polskiej, a czasami odkłamać pokutujące w społeczeństwie mity na temat naszej jazdy okresu międzywojennego. Pokazy wyszkolenia i sprawności kawaleryjskiej (musztra sekcji i władanie białą bronią) wykonujemy z powodu niedużego placu siłą jednej sekcji. Konie rześkie, chętnie idące. Cień smutku rzuca strata jakiej doznaliśmy. Na skutek tragicznego wypadku, po długiej walce, mimo starań lekarza weterynarii i naszych strzelców tracimy kl. Erę (Gracja). Była znakomicie zapowiadającym się koniem i towarzyszką kawaleryjskich zmagań. Dowódca I plutonu ppor. kaw. och. Paweł Wieńć
  • 41. Wrześniowy Szlak / Czerwin 41 Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracjPodpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje
  • 42. 42 N a początku września pakuję do samochodu wszystkie potrzebne rzeczy, zabieram zaprzyjaźninego szwoleżera Kubę Łazarowicza i proszę moją córkę Mariannę Otmianowską, żeby zawiozła nas do obozu w Czerwinie na rajd Wrześniowym Szlakiem. W obozie szybko założyłem mundur polowy sukienny, chociaż było dość gorąco; potrzebne do życia obozowego przedmioty oraz odzież na zmianę spakowałem do specjalnej wodoodpornej torby, dostarczonej oczywiście przez organizatora. Córka zrobiła nam parę pamiątkowych zdjęć i zostałem na łące tylko z tym, co niezbędne na rajd. Całe moje wyposażenie cywilne i samochód odjechały. Teraz mogłem liczyć tylko na siebie, na konia oraz kolegów. Przygotowałem konia do jazdy i po niedługim czasie z rtm. Waligórskim na czele ruszyliśmy do kolejnego obozu w Śniadowie. Chor. kaw. och. dr inż. Tadeusz Kowalski 3P. Szwol.
  • 43. Wrześniowy Szlak / Czerwin 43 Śniadowo
  • 44. 44 7–10 września 2009 Śniadowo. Rano, zaraz po śniadaniu, pierwszy pluton wyrusza do Śniadowa. Na miejscu pozostaje kupa koni i dwóch strzelców do zajmowania się nimi. Czekamy na nadciągnięcie posiłków ludzkich, są już w drodze. Zaplanowałem, że po dotarciu szwoleżerów i różnych innych niedobitków wyruszymy pospiesznym marszem do Śniadowa zaraz po południu. W międzyczasie jadę do Śniadowa samochodem i przekonuję się, że obozowisko, które miała rozłożyć ekipa techniczna jest w proszku, w zasadzie nic nie jest skończone. Nie ma stajni, nie ma namiotu wystawowego, nie ma namiotów mieszkalnych. Jestem wściekły – spełnia się czarny scenariusz, w którym z dowódcy na koniu będę musiał przedzierzgnąć się w dowódcę ekipy technicznej. Nie mam wyjścia, przecież pierwszy pluton dotrze do obozowiska za dwie godziny. Mobilizuję kogo się da i stawiamy dwie stajnie polowe z 24 stanowiskami. Dociera Sławek i rozpoczyna stawianie namiotów mieszkalnych. Zaraz po nim nadciąga I pluton. Widzę po ich minach, kiedy wjeżdżają do obozu-widma, że nie jest dobrze. Dowódca Wyprawy rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski
  • 45. Wrześniowy Szlak / Śniadowo 45 Przynajmniej mają gdzie postawić konie, ale fizyczny stan niektórych kolegów wskazuje, że nawet ten niewielki odcinek, który musieli przejechać konno dał im w skórę (dosłownie). Muszę prosić moich kolegów z Toporzyska, aby znów przedzierzgnęli się w monterów i pomogli stawiać obozowisko, które miało już na nich czekać. Na niektórych twarzach widzę ogromne niezadowolenie, widzę też czający się bunt. Jeszcze tym razem nie odmawiają i robota zaczyna iść jak z bicza strzelił. Sławek Przybyś, Andrzej Ryś, Andrzej Kowalczyk i inni. Są już zaprawieni w bojach namiotowych, wszak nie tak dawno w 5 osób rozebraliśmy dwa wielkie namioty po 300 m2 każdy, rozebraliśmy 40 boksów, załadowaliśmy je na samochody (prawie 20 ton), przetransportowali i złożyli z powrotem w innym miejscu, a to wszystko w ciągu 24 godzin, w nocy i padającym ulewnie deszczu. Chłopcy od razu identyfikują problem – dlaczego nie da się wciągnąć plandek. Nie ma kątów prostych! Trzeba poprawić ustawienie konstrukcji, a potem, jakby dopiero co przyjechali z urlopu, śmigają po kalenicy namiotu 6 metrów nad ziemią i już namiot gotowy. Pozostawiam drugi namiot ich sprawnym rękom i wracam do Czerwina. Posiłki już nadciągnęły. Szybkie troczenie sprzętu, dopasowanie siodeł i bardzo pospiesznym marszem ruszamy do Śniadowa. Bojąc się co zastanę w obozie, narzucam ostre tempo, chcąc jak najszybciej być w obozie (prawdopodobnie było to tempo za ostre dla mojego kolana, co zemściło się na mnie już za dwa dni). Szybko osiągamy Śniadowo, przeciągamy ulicami miasteczka, obserwujemy reakcje mieszkańców, na kolejny duży oddział kawalerii. Obóz stoi, na pierwszy rzut oka jest ok. Ale gdy spojrzę głęboko w twarze kolegów, widzę że nie jest dobrze, odwracają oczy, milkną prowadzone przez nich rozmowy. Zsiadam z konia i zaczynam powoli dochodzić do sedna rzeczy. Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracjPodpisy pod ilustracje Podpisy pod ilustracje
  • 46. 46 Wielu chłopaków jest przemęczonych, narasta w nich bunt – dlaczego oni znowu muszą tyrać, podczas gdy inni w tym czasie odpoczywają. Co robi ekipa techniczna? Dowódcy sekcji i plutonów są bezradni. Nie tak łatwo bandę cywilów przeistoczyć w wojsko. Nie wystarczy przebrać ich w mundury. Zaczynam rozumieć, że część osób, która ma wziąć udział w wyprawie przyjechała na wczasy. Niektórzy z nich mają tylko po kilkadziesiąt godzin w siodle, nigdy nie byli w wojsku, harcerstwie lub innej organizacji, która wymagałaby od nich dyscypliny, podporządkowania się rozkazom i czasami pracy po fajrancie. A tu nie dość, że cały czas trzeba być ogolonym, zapiętym na ostatni guzik, to cały czas pełnić służbę. Trzeba karmić i oporządzać konie, robić śniadanie, sprzątać majdan, stać na warcie. Trzeba co chwilę wsiadać na koń i po raz kolejny jechać pokaz, trzeba po raz kolejny oprowadzać grupę młodzieży i po raz kolejny opowiadać ten sam tekst jak zgrana płyta, pałać optymizmem, być uśmiechniętym itd. W tej sytuacji ciężar większości pracy spada na garstkę wypróbowanych kolegów. W międzyczasie nadciągnęły kolejne posiłki, nadjechali kolejni uczestnicy wyprawy. Niestety kolacja nie poprawia nastrojów, ludzie zaczynają na siebie warczeć. Po zmroku, kiedy zostaliśmy sami, zarządzam zbiórkę dowódców i funkcyjnych wszystkich szczebli. Pojawia się też wiele osób nie pełniących żadnych funkcji, wiele osób staje w pobliżu przysłuchując się, co się będzie działo. Przedstawiam w krótkich żołnierskich słowach analizę sytuacji. Nie oszczędzam nikogo, siebie też. Opowiadam o przygotowaniach do wyprawy, o tym jak niewiele osób musiało zrobić tak wiele, opowiadam o naszych partnerach, którzy mieli nam pomóc, o pewnym resorcie, który obiecywał ogromny wkład finansowy, a na koniec, nie dość że nie dał złamanego grosza, to jeszcze odmówił pomocy logistycznej w postaci transportu. Mówię o tym, że na parę dni przed wyprawą w zasadzie pozostaliśmy bez środków, nie licząc FIO i Rady Pamięci Ochrony Walk i Męczeństwa. Mówię dlaczego ekipa techniczna jest taka słaba i mało liczna – brak pieniędzy. Mówię o tym, że już w zasadzie jedziemy na kredyt i jeżeli nie przyjdą pieniądze od samorządów, to staniemy bezużytecznie jak kolumny pancerne bez paliwa. Wytykam dowódcom błędy, nie oszczędzam nikogo. Stawiam wszystko na jedną kartę – albo wszyscy zrozumieją, że to nie wczasy, a ciężka służba, albo wszystko diabli wezmą. Moje słowa są ciężkie, zaryzykowałem wiele przyjaźni, ale poskutkowało. Para uszła przez wentyl bezpieczeństwa, na razie nie grozi nam bunt. Mam nadzieję, że najbliższe dwa dni w przyjaznej atmosferze naszych przyjaciół ze Śniadowa podziałają jak balsam kojący. 8 września 2009 Od rana młodzież w obozowisku, machina się
  • 47. Wrześniowy Szlak / Śniadowo 47 kręci: zajęcia w muzeum, zajęcia w stajni, pokaz, zajęcia w muzeum, zajęcia w stajni, pokaz i tak w koło Macieju. Po południu udajemy się w szyku pieszym ze sztandarem do kościoła na mszę św. odprawioną w intencji poległych, zmarłych i ciągle jeszcze żyjących żołnierzy naszego Pułku. Po mszy św. w asyście pocztów sztandarowych, kombatanckich, strażackich i szkolnych udajemy się na cmentarz parafialny na grób naszych żołnierzy. Zaciągamy warty, składamy kwiaty, krótkie przemówienia i powrót do obozowiska. Już za chwilę pokaz galowy dla mieszkańców i samorządowców. W czasie pokazu przeżywam ciężkie chwile, kiedy to powożący zaprzęgiem taczanki Bogusław Śliż, chyba chcąc nadrobić to, że uciekł mu jeden etap i jedno obozowisko tak daje czadu, że wywraca taczankę wraz z obsługą do góry kołami. Zamieram. Czyżby kolejny tragiczny wypadek? Myśli galopują mi przez głowę, kiedy nadal spokojnym głosem komentuję pokazy, jakby nie zauważając wypadku. Czy nic się nikomu nie stało, czy nikt nie jest ranny, czy
  • 48. 48 nie stało się najgorsze? Dwa dni temu koń, dziś… mijają sekundy. Na szczęście wszyscy podnoszą się z ziemi, błyskawicznie stawiają taczankę i jakby nigdy nic się nie stało zasiadają w niej na swoich stanowiskach bojowych. Tego co przeżyli, może domyślić się tylko baczny obserwator, który zwróci uwagę na pobladłe twarze i zaciśnięte do maksimum dłonie na poręczach taczanki, aż kłykcie im bieleją. Pokaz dobiega końca, większa część publiczności nie zdała sobie sprawy z powagi chwili, uspakajana moim komentarzem o wyreżyserowanym wypadku. Po pokazie podchodzę do Bogdana i proszę go o litość nad moimi nadszarpniętymi nerwami i skołatanym sercem. Boguś obiecuje, że nigdy już tego nie zrobi i słowa dotrzymuje. Po pokazie zaproszeni przez pana wójta udajemy się na pyszną kolację, gdzie czas szybko mija przy dźwiękach gitary, sutym jedzeniu i naszej cytrynówce. 9 września 2009 Następnego dnia rano nastroje dużo lepsze, regularny tryb życia, porcja snu robią swoje. Dociera do nas nasz niezastąpiony, jeszcze lekko kulejący po kontakcie z Guciem kierowca koniowozu pan Jurek. Bardzo prosimy go, aby trzymał się od koni z daleka. Skończyły się nasze problemy z parkiem samochodowym, gdyż pan Jurek sprawuje nad nim pieczę do końca wyprawy. Dla niego nie było rzeczy nie do zrobienia i trasy nie do przejechania. Dziękujemy. Po śniadaniu dociera do naszego obozu pan rtm. Wilhelm Bilewicz, przedwojenny podoficer naszego Pułku. Od razu widać jak chłopcy, zarówno ci kilkunastoletni jak i kilkudziesięcioletni, prostują się i przybierają żołnierską postawę, kiedy jego wzrok spocznie na którymś z nich.
  • 49. Wrześniowy Szlak / Śniadowo 49 Rtm. Bilewicz jest częstym gościem Śniadowa, które odwiedza, wizytując szkołę noszącą imię jego Pułku. Nasza znajomość z panem rtm. Wilhelmem Bilewiczem sięga początków naszej działalności w Kole Pułkowym. Pan Wilhelm, albo, jak go pieszczotliwie nazywali koledzy „Wiluś”, jest zawsze i wszędzie tam, gdzie posyła go rozkaz ówczesnego dowódcy Koła Pułkowego płk Bronisława Lubienieckiego. Jest sztandarowym w poczcie sztandarowym Pułku. Niejeden raz miałem zaszczyt pełnić służbę u jego boku już ze świętej pamięci wach. Pawłem Jackiewiczem. Zdarzało nam się często po parę godzin stać w pozycji na baczność w czasie przedłużających się ceremonii kościelnych, albo w szyku konnym przemierzać wraz ze sztandarem wiele kilometrów, budząc niekłamany entuzjazm widzów w czasie uroczystości patriotycznych. Przyjmujemy młodzież w obozowisku, a następnie w szyku konnym udajemy się do miejscowości Truszki pod pomnik poświęcony naszym żołnierzom postawiony w miejscu bitwy naszego Pułku. Gdy docieramy pod pomnik, zastajemy już licznie zgromadzoną miejscową ludność, a zwłaszcza młodzież, są też władze samorządowe z panem wójtem Andrzejem Zarembą na czele. Pomnika strzeże warta honorowa. Składamy meldunek panu rotmistrzowi. Odczytuję apel poległych, strzelcy na koniach skandują „POLEGLI NA POLU CHWAŁY”, aż echo odpowiada, składamy wieńce, zapalamy znicze, krótkie słowa wygłasza pan wójt i wracamy do obozowiska. Po południu przyjmujemy ponownie młodzież i tak aż do wieczora. Wieczorem niespodzianka. Zaaranżowane przez pana wójta i panią dyrektor Domu Kultury Gabrysię ognisko. Ale ognisko niecodzienne. Ognisko w centrum miasteczka, bez scenariusza, gdzie wszyscy są na luzie. Dużo młodzieży, ale też bardzo dużo dorosłych. Są kiełbaski, postawione przez wójta piwo, zaraz znalazła się gitara, spontaniczne przez nikogo nie wyreżyserowane spotkanie miejscowej ludności z nami – kawalerzystami. Rozmowy i śpiewy przy ognisku przeciągnęły się długo poza północ. 10 września 2009 Rano drugi pluton wyrusza do następnego obozowiska, towarzyszy mu taczanka. Mają zadanie przenocować w terenie, a do Zambrowa dotrzeć w piątek rano. Pierwszy pluton pozostaje do południa w Śniadowie aby uczestniczyć w uroczystości święta naszej szkoły i pasowaniu pierwszoroczniaków na uczniów. Po uroczystości wyruszają wraz z działkiem ppanc, aby osiągnąć
  • 50. 50 Zambrów wieczorem. Żal żegnać Śniadowo, gdzie czujemy się prawie jak w domu, gdzie zarówno pan wójt Zaremba włożyli wiele pracy w to, aby wyprawa doszła do skutku (także poza terenem swojej gminy), gdzie pani dyrektor Gruszczyńska, chociaż młodsza od wielu z nas, czasami prawie nam matkowała, troszcząc się o naszą aprowizację. Dołącza do nas nowy członek wyprawy, który przyplątał się już pierwszego dnia pobytu w Śniadowie. To paromiesięczny porzucony szczeniak o nowo nadanym imieniu kawaleryjskim „Trok”. Trok pozostał i towarzyszył nam do końca wyprawy, a dziś wiedzie szczęśliwy los psa domowego, mieszkając w Krakowie z moim Ojcem (również uczestnikiem naszej wyprawy). rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski 7–10 września 2009 Śniadowo. Po około 30 kilometrowym przemarszu osiągnęliśmy Śniadowo. Przyjęcie bardzo gościnne. Nasze humory również dobre. Wielka w tym zasługa dyrektor szkoły im. Pułku 3 Strzelców Konnych pani mgr Małgorzaty Gruszczyńskiej oraz wójta Pana Andrzeja Zaręby, którym za pomoc i gościnność bardzo dziękujemy. Odwiedza nas również pan rtm. Wilhelm Bilewicz – przedwojenny podoficer naszego Pułku i cekaemiarz. Nic więc dziwnego, że jego uwagę przyciąga taczanka, która towarzyszy nam w naszych trudach wraz z powożącym Bogdanem Śliżem w barwach 8 Pułku Ułanów Ks. J. Poniatowskiego. Warto nadmienić, iż jedzie z nami również działko ppanc Bofors (powożący – Romuald Ficek w barwach 3 Pułku Ułanów Śląskich). Uczestniczymy w uroczystościach w Śniadowie i w Truszkach. A w obozie – szkoły, muzeum i pokazy. Coraz bardziej wciągamy się w rytm naszych zajęć obozowych. Jeżeli chociaż mała część tego, co staramy się młodzieży przekazać, pozostanie w ich pamięci – będzie to Dowódca I plutonu ppor. kaw. och. Paweł Wieńć
  • 51. Wrześniowy Szlak / Śniadowo 51 powodem do cichej satysfakcji z naszej strony. Konie czują się dobrze, jednak my wiemy, że skończyły się krótkie etapy naszego rajdu i zarówno nas jak i je czekać będzie większy wysiłek. Podczas jazdy do Śniadowa z przykrością zacząłem odczuwać pewien dyskomfort w części ciała, która już od momentu narodzin sztuki ekwitacji przeznaczona jest do kontaktu z siodłem. Stan ten mocno się pogłębił po wizycie w Truszkach i pokazach. Jednym słowem – stawiało to pod znakiem zapytania moją przydatność do dalszej jazdy. I to na samym początku naszych zmagań. Wszystkie sprawdzone metody na tą kawaleryjską przypadłość nie dawały nadziei na rychłą poprawę. Postanowiłem udać się do naszego lekarza… weterynarii, ponieważ nie podchodziłem jeszcze pod zakres specjalizacji naszego „ludzkiego” doktora. Lekarz Szwadronu był bowiem patologiem. Po wyłuszczeniu problemu (na szczęście obyło się bez kompromitującej obdukcji) pani doktor zaordynowała żel (nazwy nie pamiętam), zapewniając mnie o dużej skuteczności tego specyfiku. Uwierzyłem bez zastrzeżeń. Tym żelem smarowałem bowiem obtarty w transporcie ogon mojej kobyły. Instrukcja obsługi bardzo prosta: spuścić, posmarować, wciągnąć. Więc spuściłem i posmarowałem. I po chwili wiedziałem czemu Brazylia kręciła się, gdy jej nakładałem lekarstwo na ogon. Jakby mi ktoś przytknął gorącą podkowę do zadka. Późniejsze nakładanie już nie było tak nieprzyjemne. Kuracja była jednak na tyle skuteczna, że mogłem kontynuować dalszą jazdę, nie dając powodów do złośliwej satysfakcji podkomendnych.
  • 52. 52 B yła to piękna lekcja historii – można było dotknąć, powąchać, poklepać konia, obejrzeć sprzęt wojskowy, zobaczyć pokazy musztry kawaleryjskiej, posłuchać komend. Było to bardzo wzruszające i jednocześnie dające wiele satysfakcji. Można było po tylu dziesiątkach lat zobaczyć na żywo jak ci żołnierze wyglądali, jak jeździli, jak ćwiczyli… Szkoła podstawowa w Śniadowie nosi imię żołnierzy 3PSK. Nadali jej to imię w 1992 roku żołnierze z Koła Żołnierzy 3PSK. Szkoła kultywuje tradycje Pułku i jest to jedyna szkoła podstawowa w Polsce która nosi to imię. Uważałem, że moim obowiązkiem jako wójta gminy jest pomoc w doprowadzeniu tego przedsięwzięcia do skutku. Sądzę, że dla dzieci i młodzieży udział w imprezie to była wielka satysfakcja i na pewno zostanie to w ich pamięci na lata. Mają dużo zdjęć i filmów, które były robione podczas pobytu tutaj żołnierzy kawalerii ochotniczej. Zobaczenie osób w mundurach kawaleryjskich z września 1939 roku było dla dzieci i młodzieży wyjątkową lekcją historii. Uważam że cały pobyt 3PSK był bardzo pamiętny. Uroczystości w kościele i w Truszkach, gdzie stał cały szwadron żołnierzy, a byli kombatanci składali kwiaty, to było dla mnie wyjątkowe wydarzenie. Myślę że nie tylko dla mnie, ale też dla młodzieży, dzieci i wszystkich okolicznych mieszkańców. Zdarzały się też niecodzienne sytuacje, na przykład kiedy jeden z koni przysiadł na zadzie na jednym z samochodów należącym do mieszkańca, który przyjechał oglądać uroczystości, albo nieprzewidziane przygody jak wywrócenie się taczanki podczas pokazu. Podczas pokazów można było dosłownie poczuć pył i kurz spod kopyt, zapach potu koni i wykrzykiwane rozkazy. Nie tylko mnie ale i innym, którzy brali udział w tych pokazach na długo zostanie to w pamięci. Także wizyty w muzeum i ognisko, na którym śpiewano pieśni patriotyczne i rozmawiano o wydarzeniach, które przetaczały się przez Polskę 70 lat temu zostawiły mi i mieszkańcom, a w szczególności dzieciom i młodzieży niezapomniane wrażenia. Wójt gminy Śniadowo Andrzej Zaremba
  • 53. Wrześniowy Szlak / Śniadowo 53
  • 54. 54 P odczas pielgrzymki z młodzieżą do pobliskiego Wąsowa zobaczyliśmy, jak od Czerwina zbliżała się kolumna – konie, taczanka – uświadomiłem sobie, że to przemarsz do Śniadowa. U młodzieży i dorosłych osób widziałem łzy w oczach. Dla starszych osób to duma, że mundur polski wciąż coś znaczy. Ks. Eugeniusz Sochacki, proboszcz ze Śniadowa
  • 55. Wrześniowy Szlak / Śniadowo 55 P od wieczór przybyliśmy do obozu, gdzie czekała na nas kolacja, namiot i łóżko. Rozdzielono funkcje na następny dzień i spać. Pobudka o godzinie 6.00, zbiórka, śpiew „Kiedy ranne wstają zorze”, rozkaz dzienny i ruszamy do pojenia i karmienia koni. Potem jest czas na naszą toaletę, zjedzenie przygotowanego śniadania i ruszamy do zajęć. Mnie przypadła w udziale służba w objazdowym muzeum – wystawie. Zaczęły przybywać kolejne autobusy z młodzieżą z okolicznych szkół na lekcję o kawalerii i wybuchu II Wojny Światowej. Młodzież przybywała na takie lekcje setkami, nauczyciele bardzo żywo uczestniczyli w zajęciach i mówili, że dalsza część tak rozpoczętej lekcji odbędzie się w szkole. Pokazywaliśmy umundurowanie polskiego kawalerzysty oraz broń, jak również kawaleryjskie rzędy końskie. Dla porównania, na wystawie pokazywaliśmy umundurowanie i broń żołnierza i oficera niemieckiego. Na ścianach wystawy zawieszone były wielkie plansze, na których zostały zamieszczone zdjęcia i mapy charakteryzujące wydarzenia września 1939. Potem zajęcia w stajni z omówieniem ras koni, ich umaszczenia, sposobu żywienia oraz bezpiecznego obchodzenia się z końmi. Następnie posiłek obozowy dla zwiedzających oraz pokazy musztry na koniach i pokazy władania białą bronią czyli lancą i szablą. Tak wypełniony dzień mijał dość szybko, a wieczorem śpiewy przy ognisku i spotkanie z miejscową ludnością i władzą lokalną. Oczywiście nie zabrakło chwil uroczystych w miejscach pamięci narodowej, kościołach i na cmentarzach. Nadszedł dzień zmiany miejsca obozowania, trzeba było wszystko zwinąć i przewieźć na nowe miejsce, tym razem do Zambrowa. Chor. kaw. och. dr inż. Tadeusz Kowalski 3P.Szwol.
  • 56. 56 W akacje w tym roku zaczynały się jak wszystkie inne. Dwa miesiące pracy w naszym ośrodku: zawody, ogniska, imprezy. W powietrzu jednak czuć było lekki niepokój. Wszystko wyjaśniło się we wrześniu. Długo planowana wyprawa „Wrześniowy szlak” zbliżała się z każdym dniem. Pakowanie sprzętu, pakowanie plecaków, pierwsze pełne ciężarówki opuszczają z wolna bramy Toporzyska. Znikają za pierwszym zakrętem. Gdy ostatnia ciężarówka znika za horyzontem przychodzi czas na kolegów. Jeden po drugim wsiadają do samochodów i wyjeżdżają. Ja zostaję. Zostaję by dołączyć do nich po trzech dniach. Trzy dni ciągnące się jak wieczność, choć wypełnione emocjami związanymi z zawodami WKKW. W końcu wyruszam. Pokonywane kilometry wypełniają się wyczekiwaniem i niepokojem, co się zastanie. Pojawiające się miejscowości są mi coraz mniej znane. W końcu docieram na miejsce – Śniadowo. Miejscowość, która na długo zapadnie mi w pamięć. Mieszały się we mnie skrajne emocje: podziw za pracę włożoną przez moich kolegów w wybudowanie obozu i to co później. Obóz tętnił życiem, śmiechem, radością. Twarze znajomych sprawiały, że człowiek czuł się zaraz jak w domu. Naokoło obozu stały stajnie polowe, a z boksów wystawały ciekawskie jak zawsze łby naszych koni. Dech wiązł w piersi, głos z trudem wychodził by nazwać i opisać ogrom przedsięwzięcia. Obóz widziany okiem człowieka, który zjawił się przed pięcioma minutami, wyglądał jak mrowisko, w którym każdy podąża ściśle wytyczonymi ścieżkami. Po pierwszym rzucie oka na obóz czas by wziąć głęboki wdech i przestać być widzem stojącym z boku, a spróbować zacząć żyć życiem obozowiska. Po zakwaterowaniu i rozpakowaniu się życie w obozie wyglądało mniej kolorowo. Plany związane z programowaniem działania obozu nie były w stanie przewidzieć wszystkiego. Najtrudniej przewidzieć rzeczy najprostsze, czyli wytrzymałość, hart ludzi. Ostatnie tryby obozu docierały się z wielkim impetem. Temperatura wzrastała z każdą chwilą. Koledzy z bliska już nie wydawali się tak pogodni jak z oddala. Na ich twarzach widniało zmęczenie wynikające z nieprzespanych nocy przy pracach obozowych, co przekładało się na ich rozdrażnienie i nerwowość. Po wymianie kilku zdań okazuje się, że jest gorzej
  • 57. Wrześniowy Szlak / Śniadowo 57 niż źle. Kilkanaście godzin temu po obozie przebiegł jeden cichy pomruk. Tragiczny wypadek. Wypadek, którego nikt nie mógł przewidzieć, a kosztował życie jednej z naszych klaczy. Klacz tę w trakcie wakacji przygotowywałem do wyprawy. Zaistniała sytuacja wymagała przemyślenia wszystkiego jeszcze raz, w której to nikt nie mógł przewidzieć na co jeszcze narażeni są członkowie wyprawy i nasze zwierzęta i czy ryzyko nie jest zbyt duże. Należało zastanowić się: „co dalej”? Iść naprzód licząc, że zaistniała sytuacja jest tylko nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, czy może jest to ryzyko, które może się jeszcze zdarzyć powtórnie. Obóz oparty na prawach wojskowych wiązał się też z całą otoczką wojska, wieczorne gawędy do późna zakrapiane dla rozgrzania ciał w zimne noce. Dowódca musiał podjąć decyzję czy ludzie, na których oparta była siła obozu podołają odpowiedzialności i wyzwaniu, jakie zostało przed nimi postawione. Zebranie dowódców sekcji i plutonów było decydującym o dalszych losach wyprawy. Wszyscy, próbując usłyszeć jakie rozkazy wyda dowódca, próbowali wejść jak najgłębiej już i tak przepełnionego namiotu. Z ust dowódcy padło oficjalne pytanie: „co dalej”, odpowiedzią była cisza. Cisza tak głucha, że słychać było bicie każdego zatrwożonego serca z osobna. Nikt nie miał odwagi zabrać głosu. Być może dlatego, iż każdy miał wrażenie, że zawiódł, że mógł dać więcej siebie, że zamiast zwalania obowiązków jeden na drugiego, mógł zrobić coś z własnej woli. Cisza się przeciągała, atmosfera stawała się nie do zniesienia. Topór wisiał w powietrzu. Z każdego serca rwało się do gardła: podołamy, nie zawiedziemy, będziemy się starać... z ust wychodziła tylko para gorącego oddechu w zimną noc. Dowódca wyczuwając nasze nieme krzyki, podjął słuszną decyzję. Decyzję, która odmieniła tak wielu młodych ludzi. Jedziemy dalej. Wachm. kaw. och. Bartłomiej Przybyś
  • 58. 58 J eszcze nie ucichły emocje dnia wczorajszego i bardzo życzliwego przyjęcia nas w Czerwinie, a już nieubłagany czas zmusza do wyjazdu do naszego kolejnego obozowiska w Śniadowie. Bardzo się cieszymy na wizytę w Śniadowie. Tam jesteśmy witani zawsze bardzo życzliwie. Nasz Pułk jest patronem tamtejszej szkoły. Wyjazd jak zwykle bladym świtem, żeby dopiąć ostatnie przygotowania w obozowisku, by już następnego dnia rano być gotowymi na przyjęcie młodzieży, która nas odwiedzi. Nasze obozowisko zostało wybudowane w centrum miasteczka przy boisku „orlik”. Pierwszy dzień upłynął normalnie, czyli oprowadzanie po wystawie, stajniach, pokazy siłą sekcji dla odwiedzającej nas młodzieży oraz społeczności lokalnej. Jak zwykle pan wójt zaskoczył nas, zapraszając na uroczysty obiad. Może to jest dziwne, że wspominam akurat obiad, ale musicie się na moment postawić w naszej sytuacji. Jesteśmy „na wojnie” już szósty dzień, jak dotąd to cały czas ciężko pracujemy, ponieważ machina wojenna dopiero rusza i cały czas pojawiają się niespodziewane okoliczności wymagające od nas szczególnego zaangażowania. Efekt był taki, że byliśmy zmęczeni, niewyspani i głodni, gdyż nasz kwatermistrz przypominał sobie dopiero tajniki najważniejszego podczas wojny fachu. W tej sytuacji musicie zrozumieć jaką miłą odmianą było trafić do restauracji, zjeść normalnie wystawny obiad i pośpiewać przy winie kawaleryjskie pieśni. Kolejnym wyjątkowym zdarzeniem podczas wizyty w Śniadowie było ognisko dla mieszkańców. Pan wójt zaprosił całą miejscowość na wspólne ognisko, gdzie wszyscy chętni mogli się z nami spotkać i biesiadować, wspólnie śpiewając i wspominając dawne czasy. Jak we wszystkich innych miejscach na trasie naszej wyprawy uczestniczymy w uroczystej mszy świętej, uroczystościach związanych z obchodami potyczki pod Truszkami oraz Pasowaniu Uczniów Klas Pierwszych w szkole im. 3PSK. W tym miejscu rodzi się kolejna refleksja. Nie jedziemy tylko szlakiem bojowym 3PSK, ale też szlakiem Koła Żołnierzy 3PSK, które w trosce o pamięć dla potomnych starało się upamiętnić ważne dla naszego Pułku miejsca na trasie jego szlaku bojowego. Za co winni jesteśmy im wdzięczność i powinniśmy dbać o te miejsca i o nich pamiętać. St. strz. konny kaw. och. Marek Sroczyński Z wyprawy „Wrześniowy Szlak’’ w pamięci utkwiło mi bardzo dużo, lecz najbardziej obozowisko w Śniadowie. Było ono bardzo przyjemne pod wieloma względami. Po pierwsze dlatego, że jesteśmy do Śniadowa przywiązani z wcześniejszych imprez kawaleryjskich, a po drugie jest to miejsce bardzo związane z naszym Pułkiem, ponieważ w Śniadowie jest szkoła im. Pułku 3 Strzelców Konnych. Po zakończeniu codziennych obowiązków i prac rozegraliśmy mecz między pierwszym a drugim plutonem. Gra była długa i bardzo męcząca, a zarazem przyjemna. Po pierwszej połowie meczu było już widać, że pierwszy pluton, w skład którego wchodzili strzelcy konni z Toporzyska, prowadzi. Strzelcy godnie broniąc honoru nie odpuszczali ani na chwile piłki przeciwnikom. W drugiej połowie meczu drugi pluton wziął się do pracy i zaczął się starać, lecz niewiele im to pomogło. Ponieważ strzelcy wiedzieli, że grają o honor, mecz zakończyliśmy wynikiem 13 do 9 dla pierwszego plutonu. Jak widać strzelcy z Toporzyska nie tylko w szabli i lancy są dobrzy, ale i w innych dziedzinach sportowych. Kpr. kaw. och. Michał Stąpor
  • 59. Wrześniowy Szlak / Śniadowo 59 Zambrów
  • 60. 60 10 września 2009 Zambrów. Od rana pododdziały ciągną ze Śniadowa przez Czerwony Bór do Zambrowa. Ludzie i konie trochę wypoczęli, nastroje lepsze. Odnawia mi się stara kontuzja kolana, zwijam się z bólu. Ląduję w szpitalu w Ostrołęce, gdzie dowiaduje się, że nic mi nie jest. Tylko dlaczego tak cholernie boli? Ze wszystkich pigułek które dostaję, zostawiam tylko te przeciwbólowe – w podwójnej dawce trochę łagodzą ból. Resztę odstawiam – wszak podobno według doktorów z moim kolanem wszystko w porządku – po co się więc truć? Przeżywam wielką porażkę osobistą związaną z tym, że już wiem, że nie uda mi się przejechać całej wyprawy konno. Muszę odstawić konia na parę dni, wszak ledwo chodzę na sztywnej, nie zginającej się z powodu bólu nodze. Widocznie tak miało być. I tak z powodu problemów z ekipą techniczną pewnie skończyłbym uziemiony, a tak przynajmniej nie mam dylematu. Nie mogę sobie jednak odmówić utraty przejazdu przez Czerwony Bór. Bandażuję mocno nogę w kolanie, dwie pigułki i… pakuję mojego Bachmata do przyczepy i śladem drugiego plutonu podążam przez las wąskim, nierównym duktem. Droga jest kręta i wyboista, okazuje się że moje problemy wcześniej dzielili powożący zaprzęgami taczanki i działka ppanc – dla nich też Dowódca Wyprawy rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski
  • 61. Wrześniowy Szlak / Zambrów 61 było wąsko. Martwię się, jak mój pomysł wytrzyma Bachmat, ale okazuje się, że jego niespożyte pokłady spokoju dają radę i szczęśliwie docieramy do Zambrowa. Przyjeżdżam w sam raz, ponieważ ekipa techniczna nie może poradzić sobie z rozbijaniem obozowiska. Kiedy dociera pierwszy pluton, niewiele jest gotowe. Nasi strzelcy znów muszą zrzucić mundury i przedzierzgnąć się w monterów instalujących namioty, boksy dla koni, podłączać prąd. Drugi pluton, który miał biwakować w terenie i dotrzeć do Zambrowa nazajutrz, przyjeżdża wieczorem. Potęguje to nerwową atmosferę, gdyż strzelcy którzy dopiero co awaryjnie rozstawili stajnie dla swoich koni, muszą przygotowywać następne dla pierwszego plutonu, a stajnie dopiero się demontują w Śniadowie. Przerzucamy posiłki do Śniadowa i późną nocą wszystko już gotowe. Jeszcze instalacja wystawy w namiocie i już prawie świta. U wielu strzelców widzę zniechęcenie związane z nową porcją nieplanowanej roboty, ale skończył się już czas buntu, czasami jest to rezygnacja ale i determinacja – damy radę, nawet jeżeli na niektórych kolegów nie bardzo możemy liczyć. 11 września 2009 Rano pobudka, porządki i zaczynają docierać pierwsze grupy młodzieży. Nie możemy robić
  • 62. 62 pokazów konnych z powodu łosia, który na swoje nieszczęście zabłąkał się do miasta. Uroczysta polowa msza św. Wiele pocztów sztandarowych, bardzo dużo gości, przemówienia. Zostałem poproszony o wypowiedź. Idę do ołtarza, staram się nie kuleć, słabo mi to wychodzi. Krótkie słowa skąd jesteśmy i po co tu przyjechaliśmy chyba wychodzą mi lepiej. Trochę żałujemy, że Burmistrz Zambrowa nie wyraził zgody na przemarsz ulicami miasta pod tablicę upamiętniającą ofiary wojny. Koledzy pytają mnie dlaczego. Mówię, że nie wiem. Po mszy św. pokaz galowy. Bardzo ciasny teren z rozłożystym drzewem pośrodku. Chłopcy stanęli na wysokości zadania i wyszło bardzo dobrze. Zaprzęgi dają z siebie wszystko. Po pokazach kolejne grupy młodzieży i mieszkańców Zambrowa. Wieczorem przy kolacji spotkanie z władzami powiatu, zaproszonymi gośćmi, sponsorami. Wspólnie śpiewamy i snujemy wspomnienia. 12 września 2009 Część oddziałów wyrusza do Hodyszewa. Czeka ich długa i ciężka droga – około 60 km, w tym dużo po drogach publicznych. Dwie sekcje wyruszają do Nowogrodu na pokazy. Rozpoczynamy demontaż obozowiska i przerzut sprzętu do Hodyszewa. Ekipa techniczna przeżywa kryzys – grozi nam paraliż. Dowódca Wyprawy rtm. kaw. och. Dariusz Waligórski
  • 63. Wrześniowy Szlak / Zambrów 63
  • 64. 64
  • 65. Wrześniowy Szlak / Zambrów 65 11–12 września 2009 Zambrów. Podczas przemarszu cieszyła nas bardzo reakcja ludności na widok przeciągającej kawalerii. Witani byliśmy wszędzie uśmiechami, nierzadko i kwiatami. Trafiały się osoby pamiętające tamte dni sprzed 70 lat – łza kręciła się w niejednym oku. W takich momentach czuliśmy się szczęśliwi i dumni z barw, które nosimy. Mijamy Stare Ratowo i kierujemy się do Olszewa. Droga wiedzie w kierunku lasu. Machamy do zgromadzonych mieszkańców, uśmiechamy się, żartujemy. Zakręt w prawo i… robię gwałtowny unik, bo coś dużego leci w moim kierunku. Co u diaska? Chwila konsternacji. Wszystkiego bym się mógł spodziewać tylko nie ataku na moją osobę. Do mocno pochylonego, drewnianego płotu podbiegła starsza pani, która przed chwilą rzuciła tak zdradziecko we mnie… wielkim kwiatem słonecznika. A więc to nie działania V kolumny. Kobieta jest wyraźnie wzruszona, jej wiek wskazuje, że mogła pamiętać jak w tamte pamiętne dni przeciągały tędy szwadrony naszego Pułku, które po potyczce pod Truszkami odchodziły w lasy w rejonie Czerwonego Boru. Co nie zmienia faktu, że gdybym nie wykazał się sporym refleksem to pewnie „kwiatek” zmiótłby mnie z konia i leżałbym na pylistej drodze ku uciesze całego plutonu. Późnym wieczorem 10 września osiągnęliśmy Zambrów. Obóz w środku miasta, Dowódca I plutonu ppor. kaw. och. Paweł Wieńć
  • 66. 66 bardzo mały plac do pokazów. Odczuwamy już lekkie zmęczenie potęgowane napiętym harmonogramem. Wstałem rano, aby dopilnować ogrodzenia placu do pokazów i rozstawienia pozorników. Poranna mgiełka, dzień zapowiada się ciepły. Szwadron karmi konie. Kątem oka zauważyłem jakiś ruch po drugiej stronie drogi. Coś dużego – jakby koń. Ale gdzie tam, to nie koń, to… łoś. W środku miasta, próbuje się wydostać zza ogradzającej siatki. Dzielę się spostrzeżeniem z Romkiem Fickiem. O …! …! łoś! Lecę po aparat! – Dowódca działka ppanc Bofors również wyglądał na zaskoczonego. Tymczasem łoś próbował wydostać się z pułapki, szarżując na ogrodzenie. Nie wyglądało to specjalnie dobrze. Bałem się, że może się poważnie okaleczyć. Wykręciłem więc numer 112 i uprzejmie poinformowałem zdumionego funkcjonariusza o osobliwym gościu. Chyba zasłużyłem na 10 procent znaleźnego z łosia? Zamiast tego stałem się przyczyną znacznego opóźnienia uroczystości i pokazów. Oraz przyczyną zejścia śmiertelnego pokaźnego łosia, który nie przeżył sprawnej akcji połączonych sił policji, straży pożarnej oraz służb weterynaryjnych. Uroczystości rocznicowe skupiły licznie przybyłą publiczność. Msza św. polowa, później pora na nasz show. Pokazy idą nam coraz sprawniej. Wieczorem czas na naprawę sprzętu i mundurów. Również konie wymagają przeglądu przez lekarza weterynarii i podkuwacza. Część szwadronu szykuje się do pokazów w Nowogrodzie, po których zostanie przerzucona prosto do Hodyszewa koniowozami. Reszta oddziału ma pokonać historyczną trasę wierzchem. Tym razem odległość około 60 km, teren trudny, dość mocno zurbanizowany. Mamy też pierwsze dezercje. Dwóch ułanów z 2 plutonu nie wytrzymało codziennych mozołów obozowych, a może trudów przemarszów. Tego wiedzieć nie będziemy. Pozostaje faktem, że oddalili się samodzielnie bez wiedzy i zgody przełożonych. Dowódca I plutonu ppor kaw. och. Paweł Wieńć
  • 67. Wrześniowy Szlak / Zambrów 67 P amiętam, że w Nowogrodzie, przed rekonstrukcją mieliśmy wykonać pokaz. Zatrzymaliśmy na drodze koniowóz i zaczęliśmy wyprowadzać i siodłać konie, a ci co byli gotowi, wjeżdżali na wzgórze położone tuż obok. Wyładunek przechodził w dość nerwowej atmosferze: mało czasu, dużo ludzi wokół... no i problem – część koni była już na górze, podczas gdy reszta – na dole dopiero była siodłana. Konie niespokojnie się kręciły. Nagle jeden z nich wyrwał się i pogalopował pod górę a słabo podciągnięty popręg spowodował, że siodło przekręciło się pod brzuch konia. Duże wrażenie zrobił wtedy na mnie Romek Ficek, który bez śladu nerwów, opanował sytuację i bez większych problemów doprowadził nas na miejsce. Po pokazie mieliśmy zaczekać na transport samochodowy, który miał zabrać nas do obozowiska. Staliśmy na łące z końmi, obok namiotów, w których przebywali członkowie władz gminy i miasta. Mijały godziny, a samochód nie przyjeżdżał. Po pewnym czasie zaczęliśmy się nudzić, wobec czego zaczęliśmy śpiewać. Każdy podrzucał jakąś melodię, którą wspólnie dalej śpiewaliśmy. Była to świetna okazja by się lepiej poznać. Z mojego oddziału było trzech szwoleżerów, ze strzelców Jarek, Boguś i rtm. Romek Ficek. Pamiętam, że gdy było już zupełnie ciemno, weszliśmy na wspomniane już wzgórze obok placu, gdzie wykonywaliśmy pokaz. Boguś zaczął śpiewać jakąś piosenkę po góralsku, nie pamiętam słów, ale zrobiło to na mnie wielkie wrażenie. Staliśmy w tych mundurach, wokoło ciemności, obok nas konie. Majaczyły tylko światła namiotów a Boguś nieprzerwanie śpiewał, podnosząc nas na duchu. W końcu pojawił się koniowóz, przerywając tę niezwykłą, z niczym nie dającą się porównać chwilę. Rtm. kaw. och. Piotr Szakacz
  • 68. 68 T rasa ze Śniadowa do Zambrowa to bardzo przyjemny odcinek, który z dala od zgiełku obozowiska pozwala odczuć prawdziwy kontakt z naturą. Tylko ty, twój koń i banda zapaleńców, którzy zawiesili pracę, porzucili rodziny, zostawili domowe problemy, by poczuć choć namiastkę prawdziwego kawaleryjskiego życia. Wracając do rzeczy – jedziemy główną ulicą miasta do naszego obozowiska, które jest usytuowane w samym centrum miasta, na terenie dwóch szkół. Obozowisko już czeka, jak zwykle trzeba dopiąć kilka szczegółów, by być w pełni gotowymi na przyjęcie pierwszych gości w naszym obozie. Wstajemy rano. Zbiórka – odśpiewujemy „Kiedy ranne wstają zorze”. Zmierzamy w kierunku stajni, a tam po drugiej stronie drogi, na terenie jakiejś fabryki, dostojnie wzdłuż płotu porusza się – ŁOŚ!!!!!. Normalnie prawdziwy żywy łoś. Zupełnie jak w „Przystanku Alaska”. Zawiadomiliśmy odpowiednie służby. Zajęły się łosiem, ale niestety jak to czasami bywa – operacja się udała, ale pacjent zmarł. Przynajmniej doszły do nas takie plotki, że po wywiezieniu do lasu już się nie obudził. Trwa kolejny dzień. Odwiedzają nas tysiące gości, ciągle pokazy i oprowadzanie. Pod wieczór, gdy plac opustoszał, pozostawiał wiele do życzenia pod względem czystości. Ale nasi najwierniejsi kibice, czyli dzieci z okolicznych bloków ciągle były w obozowisku. Wtedy w głowie naszego powożącego armatą Romualda Ficka z 3 Pułku Ułanów Śląskich pojawił się chytry plan. Zebrał ich i zapytał: Strzelimy z armaty? Dzieciaki odkrzyknęły radośnie – Taaaaaak!!! I tak po przeprowadzeniu podstawowych zajęć z musztry pieszej przeszły ławą przez majdan, doprowadzając go do stanu godnego na jutrzejszą uroczystą mszę świętą celebrowaną przez biskupa Tadeusza Bronakowskiego. Słowo się rzekło, kobyłka u płota – trzeba było strzelić z armaty, a raczej z naszego działka ppanc. Huk był potężny, a towarzyszyły mu kłęby dymu wydobywające się z lufy armatniej. Obozowisko było na swój sposób wyjątkowe. Najbardziej cieszy nas entuzjastyczne przyjęcie przez zwykłych ludzi. Pokrzepiały nas także informacje docierające z poprzednich obozowisk o bardzo przychylnym przyjęciu nas i ciepłych wspomnieniach naszej obecności. St. strz. konny kaw. och. Marek Sroczyński S zczególne wrażenie wywarł na mnie wjazd szwadronu na teren boiska Zespołu Szkół Agroprzedsiębiorczości, gdzie obozowali. Była to już pora wieczorowa, strzelcy konni wjeżdżali na koniach przy dźwiękach sygnałówki... Było to bardzo emocjonalne przeżycie. Rzadko można spotkać dziś kawalerzystów w ogóle, a tym bardziej w pełnym uzbrojeniu i w takiej liczbie, wjeżdżających na teren miasta ze śpiewem na ustach. Myślę, że powinniśmy utrwalać historię. Te żywe lekcje historii głęboko zapisują się w pamięci, w sercu szczególnie młodych ludzi, którzy tak samo jak ja znają historię z książek i filmów. Teraz mogliśmy w sposób bezpośredni dotknąć historii i na przykład zapoznać się ze szczegółami bitwy o Zambrów. Szczególnym punktem pobytu szwadronu kawalerii na terenie Zambrowa była uroczysta polowa msza święta, która odbyła się 11 września, w 70 rocznicę bitwy o Zambrów. Odbyła się w asyście szwadronu na trenie boiska Zespołu Szkół Agroprzedsiębiorczości w pobliżu miejsca, w którym w roku 1939 dokonano mordu na polskich jeńcach wojennych wziętych do niewoli przez Niemców. Msza była koncelebrowana przez jego ekscelencję biskupa Tadeusza Bronakowskiego w asyście księży proboszczów z terenu miasta Zambrów i parafii zambrowskiej. Uczestniczyły w niej władze samorządu powiatu zambrowskiego, wicewojewoda podlaski oraz młodzież szkół średnich wraz z pocztami sztandarowymi. Miasto Zambrów jest miastem szczególnym. Przed II Wojną Światową mieścił się tu 71 pułk piechoty oraz znajdowała się szkoła podchorążych rezerwy piechoty i artylerii. Dziś jedna ze szkół Zambrowa nosi imię Podchorążych Rezerwy. Starosta Zambrowski Stanisław Rykaczewski
  • 69. Wrześniowy Szlak / Zambrów 69
  • 70. 70 B ył późny wieczór, chyba czwartek 10 września, gdy zadzwonił Andrzej. Odbierając połączenie sądziłem, że jak co dzień będę mógł z pierwszej ręki dowiedzieć się o przebiegu rajdu. Nie spodziewałem się złych wiadomości, chociaż przy takim marszu wszystko może się wydarzyć. Telefon po jedenastej to normalna sprawa; wcześniej zbyt dużo bieżących obowiązków organizacyjnych. Jednak, jak się okazało, tym razem nie było czasu na opowieści o przebiegu marszu. Pierwsza grupa pierwszej zmiany naszego „szwadronu” wykruszyła się przedwcześnie. Trzeba przyznać, że pierwszy tydzień był szczególnie trudny. Sięgając pamięcią wstecz, już trzy lata wcześniej Andrzej wspominał o planach przejścia szlaku Suwalskiej Brygady Kawalerii. Nie wiem czy już nie w dniu, gdy się poznaliśmy podczas spotkania ułanów Grochowskich w Podkowie Leśnej wiadomo było, że „kiedyś” przemierzymy tę niezwykłą drogę, w czasie której, wg wspomnień dowódcy 1. plutonu w 2. szwadronie ppor. Aleksandra Chajęckiego, „Młody Plis” (płk. Kazimierz Plisowski) wbrew dziejowym zawiejom miał zawsze pogodną czy wręcz zadowoloną minę. Taką postawą odznaczali się żołnierze frontowi, których najlepsze cechy charakteru uwydatniały trudy wojny i honorowej walki w obronie ojczyzny. Organizatorzy i pomysłodawcy rajdu „Wrześniowy Szlak”– Klub Sportowy „Bór” z Toporzyska reprezentujący barwy 3 Pułku Strzelców Konnych im. Hetmana Polnego Koronnego Stefana Czarnieckiego pragnęli przemarszem współczesnej kawalerii złożonej z uczestników grup rekonstrukcyjnych uczcić 70. rocznicę Września 1939, oddać hołd poległym polskim żołnierzom Września i ludności polskiej umęczonej w czasie walk z najeźdźcami. Całym sercem przyłączaliśmy się do tej idei i z zapałem rozpoczęliśmy przygotowania do rajdu. Pragnąc pięknie rozpocząć naszą przygodę kawaleryjską, z sukcesem wystąpiliśmy jako Stowarzyszenie im. 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich w Potrzebie Komarowskiej 2009. Potraktowaliśmy to jako wstęp do Wrześniowego Szlaku. Przyznaję, że nie wyobrażałem sobie wówczas jak ciężka to będzie próba dla koni, dla szwadronu, dla sprzętu, dla organizatorów i dla nas. Przede wszystkim obawiałem się, że nie uda mi się uzyskać urlopu na tak długi czas. To okazało się błahostką w porównaniu z trudami marszu, jesienną pogodą z niskimi temperaturami szczególnie w pobliżu zbiorników wodnych, w pobliżu których często wybierano miejsca na obozowisko. Młodzieży szkolnej przygotowującej się do matury termin wrześniowy kolidował z rygorami szkolnymi, więc wyruszyła w pierwszej zmianie. Okres początku września okazał się dla niej szczególnie trudny ze względu na początkową dynamikę rajdu, trudności i niedociągnięcia organizacyjne, co jest rzeczą normalną przy tak skomplikowanym i świeżym przedsięwzięciu. Wystarczyło więc kilka dni, aby wyczerpały się pokłady zapału i możliwości zdrowotne. Występujące napięcia pomiędzy grupami świadczyły o tym, jak ciężką próbą były dla uczestników Mój Wrześniowy Szlak 2009 Grzegorz Senatorski, Stowarzyszenie Szwadron im 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich