1. Bogdan Miś
Polityka naukowa państwa
w najbliższych latach
Spis treści
Wprowadzenie 3
I.Tematy priorytetowe 3
A. Badania stosowane i przyrodnicze wraz z medycyną i ekologią 6
A.1 Informatyka 6
A.2 Telekomunikacja 7
A.3 Fizyka i chemia techniczna 7
2. A.4 Biotechnologia i bioinżynieria (inżynieria genetyczna) 8
A.5 Ochrona środowiska, ekologia 8
A.6 Medycyna 9
B. Badania podstawowe 9
B.1 Matematyka 10
B.2 Astronomia 11
II. Polityka naukowa państwa 11
Rola i miejsce KBN 11
Ogólnie o polityce naukowej 13
Stopnie i tytuły; kariera naukowa 15
Upowszechnianie i popularyzacja nauki, informacja naukowa i wydawnictwa 16
Uwagi końcowe 20
III. Uzupełnienie 21
Propozycja nowego systemu stypendialnego dla wybitnej młodzieży naukowej 21
Wprowadzenie
Pismem z dnia 17 kwietnia 2001 roku Pan Profesor Leszek Kuźnicki zlecił mi w imieniu Komitetu
Prognoz „Polska 2000 Plus” przy Prezydium PAN opracowanie tytułowego tematu, przekazując
jednocześnie na piśmie wskazówki dotyczące metodyki sporządzenia tego dokumentu. Realizując
to zlecenie odbyłem szereg rozmów z uczonymi (m. in. z prof. dr. Wacławem Zawadowskim,
matematykiem; prof. dr. hab. inż. Konradem R. Fiałkowskim, informatykiem i elektronikiem; prof.
dr. hab. Zbigniewem Landauem, historykiem ekonomii, prof. dr. Andrzejem Śliwowskim,
lekarzem, prof. dr. Michałem Różyczką, astronomem – a także z kilkoma niesamodzielnymi
pracownikami nauki uczelni warszawskich). Prowadziłem również sondaże wśród dziennikarzy,
zajmujących się popularyzacją nauki; sondaże te objęły środowiska pracowników etatowych i
współpracowników najpoważniejszych polskich miesięczników popularnonaukowych „Wiedza i
Życie” oraz „Świat Nauki” (polska edycja „Scientific American”).
Niniejsze opracowanie jest kompilacją wymienionych sondaży i rozmów oraz wynikiem mojej
osobistej znajomości przedmiotu. W związku z tym pragnę zwrócić uwagę na wybiórczość
powstałego dokumentu: poruszono w nim – co oczywista, ale co pragnę usilnie zaznaczyć – te
tylko problemy, w których którakolwiek z wymienionych osób była w jakiejś mierze kompetentna.
Oznacza to w szczególności, że niewymienienie jakiegoś tematu nie musi oznaczać, iż jest on
obiektywnie nieistotny, lub że za taki go ktokolwiek uważa; być może, żadna ze współpracujących
osób na danej problematyce się po prostu nie zna.
3. Biorąc pod uwagę pewne – nieuniknione zresztą – różnice poglądów, które zaznaczyły się w
trakcie przygotowywania dokumentu, za ostateczny jego kształt odpowiada wyłącznie niżej
podpisany. Z tego też względu w żadnym miejscu nie powołuję się na opinię konkretnej osoby ani
nie posługuję cytatami. Proszę zatem poniższe rozważania traktować jako wysoce subiektywne.
Nie starałem się w nim łagodzić żadnych sądów ani opinii, jestem bowiem zdania, że jedynie
szczere wyłożenie poglądów może być pożyteczne.
Tematy priorytetowe
Ta część dokumentu była najtrudniejsza do opracowania i wynik mojej pracy zapewne odbiegnie
od oczekiwań Komitetu Prognoz. Żaden z moich rozmówców nie uważał się za dostatecznie
kompetentnego, by mówić cokolwiek o tych dyscyplinach naukowych, którymi się bezpośrednio
nie zajmuje. Co więcej, nawet w obszarze zawężonym do jednej tylko dziedziny moi rozmówcy nie
zgadzali się wymienić szczegółowych tematów jako priorytetowych, ani podjąć się w ogóle
jakiegokolwiek szeregowania. I tak, przykładowo, matematycy są w zasadzie zgodni, że badania
należy koncentrować obecnie na dyscyplinie, zwanej teorią kategorii (w tej koncentracji upatruje
się obecnie możliwość odrodzenia obumarłej całkowicie Polskiej Szkoły Matematycznej) – nie chcą
jednakże wskazywać konkretnych zadań do rozwiązania. Informatycy, wskazując z kolei na duże
znaczenie badań nad inżynierią oprogramowania, algorytmami genetycznymi, sieciami
neuronowymi i kryptografią, również nie wymieniają szczegółowych tematów badawczych. Tak
jest w wypadku absolutnie wszystkich dziedzin (dotyczy to, oczywiście, osób, z którymi
rozmawiałem).
Dominuje opinia (którą w całości podzielam), że wnikanie w polityce naukowej państwa aż tak
szczegółowo w konkretne tematy badawcze, jak wydaje się sugerować Komitet Prognoz, nie ma
sensu; co więcej, mogłoby być szkodliwe, powodując usztywnienie tej polityki. Zajmujący się nią
urzędnicy mogliby uznać wymienione tematy za jedyne obowiązujące, co musiałoby się skończyć
ograniczeniami na polu badań naukowych; taki rozwój sytuacji uznać wypadałoby za wysoce
niepożądany.
Z powiedzianego wyżej wynika, że ustalenie – jak zakładały „Wskazówki dla autorów” niniejszego
pracowania – rankingu dziesięciu priorytetowych tematów badań nie jest, moim zdaniem, rzeczą
możliwą, ani celową. Oznacza to tym samym, że uzasadnienie takich tematów „z punktu widzenia
ich znaczenia dla rozwoju nowych technologii przemysłowych, rolnictwa, lecznictwa, bądź poprawy
środowiska” – jak też przewidzenie ich efektów i wskazanie ośrodków, które te tematy miałyby
realizować, ani podanie niezbędnej wysokości nakładów (nawet z dość grubym szacowaniem
kosztu z dokładnością do 10 mln zł) – także nie jest wykonalne.
Jeśli idzie o ośrodki, to należy – w zgodnej opinii mojej i moich rozmówców – po prostu stosować
politykę wyraźnego preferowania najlepszych; nie ma większego sensu kierowanie środków
państwowych na badania do nowopowstających słabych placówek dydaktycznych czy badawczych
na prowincji (czy nawet w dużych miastach, gdzie pojawiają się placówki „konkurencyjne” dla już
istniejących; wydaje się, że ułatwianie im procesu rozbudowy mija się z zasadą koncentracji sił),
gros tych środków i absolutnie w pierwszej kolejności powinny dostać uczelnie i placówki o
największej renomie i tradycjach, skupiające najlepszą kadrę. Jedynym wyjątkiem mogą tu być
decyzje uzasadniane lokalnymi potrzebami społecznymi, ale decyzje takie powinny być
podejmowane z najwyższą ostrożnością i rzeczywiście w zupełnie specjalnych okolicznościach.
4. Na marginesie powyższej konstatacji pragnę zwrócić uwagę, iż wspomniane wymogi „Wskazówek
dla autorów” wydają się sugerować wagę i znaczenie jedynie tych prac badawczych, których
zarówno efekty jak i koszty da się wyrazić – i to z góry – w pieniądzu.
Otóż moim zdaniem jest to niezupełnie właściwy kierunek myślenia, w zasadzie eliminujący ze
wszelkich priorytetów politycznych i gospodarczych nauki podstawowe i humanistyczne,
przypisujący natomiast jakąś wagę jedynie badaniom stosowanym. Osobiście uważam takie
podejście za niebezpieczne dla nauki w ogóle, polskiej zaś – w jej skomplikowanej obecnej
sytuacji – w szczególności. Pragnę zauważyć, że np. pewne wysoce abstrakcyjne badania nad
wielkimi liczbami pierwszymi, prowadzone przez matematyków od dziesiątków lat bez
jakiegokolwiek nakierowania na „efekty”, zupełnie niespodziewanie zaowocowały kilkanaście lat
temu poważnymi rezultatami w dziedzinie kryptografii, których obecne znaczenie dla gospodarki i
komunikacji (a także wojskowości) trudno przecenić. Podobnie rzecz się miała w dalszej
przeszłości z pewnymi badaniami nad logiką formalną, które znalazły swoje zupełnie
niespodziewane zastosowania w praktyce konstruowania układów elektrycznych.
Z wymienionych przyczyn niniejszy dokument nie zawiera sugerowanego rankingu dziesięciu
tematów badawczych. Zamiast tego wymieniam właśnie obszary badań, które wydają mi się
najbardziej obiecujące i najważniejsze. Takie ujęcie wyczerpuje również sugestię punktu 6.
„Wskazówek”, dotyczącą dyskusji nad założonymi dla Polski na najbliższe lata badawczymi
obszarami preferencyjnymi, odnosi się bowiem wprost do wymienionych w „Syntezie” (str. 52 i
nast.) ośmiu takich obszarów.
Wspomniane obszary badań podzieliłem na dwie kategorie: 1) badań stosowanych, przede
wszystkim technicznych oraz badań przyrodniczych wraz z medycyną, biotechnologią i ekologią;
2) badań podstawowych. Pomijam całkowicie problematykę nauk humanistycznych i ekonomii; nie
oznacza to, naturalnie, że nie ma tam tematów wartych intensywnych badań i finansowania.
Żaden z moich rozmówców nie należał jednak do kręgu zajmujących się tymi badaniami, moja zaś
wiedza w tej dziedzinie jest tak czysto amatorska, że nie ośmieliłbym się tu nigdy na czynienie
jakichkolwiek sugestii – choć intuicja podpowiada, że z punktu widzenia interesu państwa
wszelkiego typu badania np. socjologiczne czy dotyczące psychologii zbiorowości mogą być bardzo
istotne.
Ze zrozumiałych względów wskazane wyżej kategorie nie są ściśle rozłączne; na przykład badania
w zakresie teorii i praktyki tworzenia algorytmów genetycznych w informatyce mają znaczenie
zarówno jako badania podstawowe, jak i stosowane. Kategorie starałem się uszeregować wedle
ich wagi dla rozwoju cywilizacyjnego i gospodarczego kraju; uszeregowanie to może zatem
stanowić sugestię, w pewnej – bardzo niedoskonałej – mierze dotyczącą kolejności i proporcji
rozdziału centralnie dysponowanych środków. Zdaję sobie sprawę, że wspomniane szeregowanie
jest wysoce subiektywne i dlatego nie podejmuję się wiązania z nim żadnych ocen ilościowych, w
szczególności proporcji nakładów (nie mówiąc już o ich wysokości w liczbach bezwzględnych).
A. Badania stosowane i przyrodnicze wraz z medycyną i ekologią
A.1 Informatyka
W tej kluczowej dla współczesnej cywilizacji dziedzinie Polska ma godne uwagi osiągnięcia w
przeszłości oraz niezłą pozycję obecnie (wystarczy przywołać doroczne sukcesy polskich
studentów w różnego rodzaju konkursach międzynarodowych, a także uznaną pozycję światową –
także w przemyśle IT – co najmniej kilku polskich uczonych). Tradycję tę warto i trzeba
ugruntowywać.
5. Za wiodące obszary tematyczne w informatyce należy uznać:
Inżynierię oprogramowania wraz z architekturą systemów informatycznych
Teorię i praktykę tworzenia algorytmów genetycznych
Tematykę sieci neuronowych
Tworzenie aplikacji do zarządzania podmiotami gospodarczymi oraz aplikacji finansowych (rozwijanie tej dziedziny ma
wprawdzie głównie znaczenie lokalne, ale trudne do przecenienia z uwagi na to, że przydatność takich aplikacji jest zawsze
silnie uzależniona od lokalnego systemu prawnego i ustroju gospodarczego).
A.2 Telekomunikacja
Ta dziedzina nauk technicznych odgrywa również zasadniczą rolę dla współczesnego państwa. Jej rozwijanie w naszym
kraju jest szczególnie ważne wobec widocznego nadal niedorozwoju polskiej struktury telekomunikacyjnej (a specjalnie
teleinformatycznej) w porównaniu z Europą Zachodnią. W oczywisty sposób problematyka zawarta w tym obszarze niejako
organicznie łączy się z tematyką obszaru A. 1.
Główne obszary badawcze w tej dziedzinie, to:
Sieci telekomunikacyjne oraz teleinformatyczne i łączność satelitarna
Projektowanie specjalizowanych układów elektronicznych
A.3 Fizyka i chemia techniczna
Dziedziny te – zapewne nieco nietypowo – łączę ze sobą, bowiem w moim głębokim przekonaniu
tematyka badawcza obu jest ściśle powiązana. Polska nauka ma w obu tych dziedzinach liczący się
dorobek, wart kontynuowania i obiecujący gospodarczo.
Główne obszary badawcze tutaj, to:
Technologia elektronowa i optoelektronika
Technologia laserowa
Inżynieria materiałowa (szeroko rozumiana, wraz z tworzeniem nowych materiałów)
Inżynieria syntezy organicznej, w tym nastawionej na potrzeby przemysłu farmaceutycznego
Fizyka techniczna ciała stałego
Problematyka wykorzystania oraz wytwarzania energii, ze szczególnym uwzględnieniem tzw. technologii czystych
(ekologicznie) i tematyki recyklingu
A.4 Biotechnologia i bioinżynieria (inżynieria genetyczna)
Są to dziedziny, które intensywnie zaczęły się na świecie rozwijać stosunkowo niedawno (na większa skalę dopiero w
ostatnich latach ubiegłego wieku), ale ich znaczenie stale rośnie i postęp badawczy jest tu nadspodziewanie wysoki (vide:
spektakularne przyspieszenie w rozszyfrowaniu tzw. genomu ludzkiego). Bez względu na dorobek nauki polskiej w tej
dziedzinie – z natury rzeczy raczej dość jeszcze skromny – dziedzin tych nie tylko nie wolno pomijać, ale wręcz należy je
zaliczyć właśnie do priorytetowych. Mają one szczególnie doniosłą rolę do odegrania w medycynie, farmacji, a także dla
wyżywienia narodu. Bezpośrednio wpływają także na ochronę środowiska.
Podstawowe problemy w tych dziedzinach, to
Tworzenie nowych lekarstw i zdrowej żywności
Nowe metody diagnostyczne i terapeutyczne
Tworzenie sztucznych narządów (bioprotez)
6. Biotechnologia weterynaryjna
A.5 Ochrona środowiska, ekologia
Znakomita większość przedstawicieli świata nauki i rosnący odsetek polityków oraz działaczy gospodarczych zdaje sobie
sprawę z kluczowej roli ekologii i rozsądnych zasad ochrony środowiska dla przyszłości całego rodzaju ludzkiego. Prócz
obszarów, wymienionych już w poprzednich kategoriach (jak mówiliśmy, nie sposób wprowadzać podziałów
wyłączających) należy tu – zgadzając się znowu z „Syntezą” – wskazać następujące; dodajmy, że są one możliwe i
wskazane do realizacji badawczej także w ośrodkach prowincjonalnych:
Badania regionalne zmian klimatu, środowiska, atmosfery
Badania hydrologiczne
Metodologia modelowania procesów pogodowych
A.6 Medycyna
W medycynie za podstawowe kierunki, wymagające w pierwszej kolejności zasilania finansowego, należy uznać tzw.
medycynęratunkową oraz transplantologię. Zwłaszcza w tej pierwszej zaległości Polski są duże: mało jest
wyspecjalizowanej kadry, w tym także dydaktycznej, natomiast bardzo wysoki odsetek wszelkiego rodzaju wypadków i
nagłych zachorowań (np. liczonych na 100 000 mieszkańców kraju). Wypadki i nagłe zachorowania w Polsce kończą się
także poważniej niż w wyżej rozwiniętych krajach. Dziedzina ta wymaga także poważnych inwestycji w niezbędną
specjalistyczną aparaturę oraz usprawnienia organizacji.
Gdy chodzi o transplantologię, to należy zwrócić uwagę, że zajmuje się ona nie tylko – jak można by wnioskować po
zainteresowaniu środków masowego komunikowania – przeszczepami serca, ale i innych organów. Jest ona w Polsce
chronicznie niedoinwestowana: wykonujemy rocznie np. ok. 50 przeszczepów wątroby, podczas gdy rzeczywiste potrzeby
są kilkakrotnie większe; oznacza to, że z braku środków na ten tylko cel umiera rocznie kilkaset osób, które mogłyby żyć
dalej. Transplantologia wymaga – podobnie jak medycyna ratunkowa – intensywnego kształcenia kadry, poważnych badań,
lepszej organizacji oraz nowoczesnej aparatury.
Na marginesie: wydaje się, że nasze aspiracje do pierwszeństwa światowego w dziedzinie konstrukcji i stosowania
niektórych wysokozaawansowanych protez technicznych (jak np. sztuczne serce) nie są zbyt uzasadnione; z tego przede
wszystkim powodu, że skutki praktyczne tych badań będą znacznie odłożone w czasie, natomiast ogromne wymagane tu
koszty trzeba ponosić już dziś. Doceniając więc talenty i pasję naszych naukowców tematyki tej nie należy obecnie
traktować jako priorytetowej.
B. Badania podstawowe
W tym obszarze zajmuję się dwiema dyscyplinami: matematyką i astronomią. Niestety, gdy chodzi o chemię moja
znajomość przedmiotu jest żadna; nie mam również żadnych godnych zaufania znajomych w tym środowisku, na których
zdaniu mógłbym się oprzeć. Podkreślam to, bowiem pominięcie chemii nie oznacza, iż w dziedzinie tej nie ma ważnych
priorytetów badawczych; autorzy zbiorczego opracowania tematu powinni fakt ten wziąć pod uwagę. Gdy chodzi o fizykę –
tematy, które można by w tym miejscu wymienić, w dużej mierze pokrywają się ze wskazanymi w punkcie A.3; dodać by
tu tylko należało konieczność wsparcia finansowego współpracy międzynarodowej polskich fizyków w ramach badań
jądrowych, prowadzonych w CERN w Genewie. Niezbędne jest także stałe dbanie o zaopatrzenie polskich fizyków w
odpowiednią aparaturę badawczą i utrzymywanie tej aparatury na poziomie, odpowiadającym aktualnym trendom i
wymogom światowym.
7. B.1 Matematyka
Matematyka polska przeżywa wyraźny regres. Słynna „Polska Szkoła Matematyczna” należy wyłącznie do chlubnej
historii. Dobrym miernikiem sytuacji jest liczba referatów i wykładów plenarnych, powierzanych polskim matematykom na
zjazdach Międzynarodowej Unii Matematycznej; otóż od dłuższego czasu zapraszana jest w tym celu śladowa liczba
polskich uczonych, przy czym w większości są to ludzie tylko o korzeniach polskich, obecnie będący obywatelami innych
krajów. Na marginesie należy tu zaznaczyć, że główną przyczyną tego stanu rzeczy była masowa emigracja ścisłej naszej
czołówki naukowej na fali wydarzeń Marca ’68.
Istnieje jednak szansa na odbudowanie autorytetu Polski w tej dziedzinie. Warto to uczynić, bowiem potrzebne nakłady nie
są uderzająco wysokie (matematyka nie wymaga kosztownej aparatury), zaś profity znaczne: nie tylko w dziedzinie
propagandy naszego kraju, ale również pośrednio w rozwoju innych nauk, dla których nauka stanowi naturalną podstawę (w
szczególności informatyka, nauki fizyczne, astronomia, technika).
Warunkiem sukcesu jest koncentracja sił i środków na jednej dyscyplinie badawczej, co pozwoliłoby na stworzenie
odpowiedniej „szkoły”. Niegdyś dyscyplina taka narzucała się niejako sama – była to Teoria Mnogości – i naturalna
koncentracja na tej problematyce badawczej właśnie doprowadziła do powstania wspomnianej Polskiej Szkoły
Matematycznej. Obecnie trudno aż tak wyraźnie określić tematykę badań; matematycy są zdania, że podobną do Teorii
Mnogości rolę mogłaby dziś odegrać szeroko pojmowana Teoria Kategorii. Należałoby więc zainwestować w stypendia
naukowe dla zainteresowanych uczonych, sprowadzić wykładowców na seminaria krajowe itp. Być może, należałoby
zainwestować w powołanie nowego międzynarodowego specjalistycznego pisma matematycznego – mogłoby ono odegrać
taką rolę, jak słynne Fundamenta Mathematicae.
Bardzo ważną rolę – nie tylko dla rozwoju polskiej matematyki, ale w ogóle rozwoju cywilizacyjnego kraju – mogą odegrać
inwestycje w badania w zakresie dydaktyki i metodyki nauczania matematyki. Poziom polskich nauczycieli matematyki
obniża się z roku na rok; przede wszystkim dlatego, że na uniwersyteckich wydziałach matematyki do specjalizacji
nauczycielskiej prowadzi selekcja negatywna, ale i dlatego, że nie ma komu przygotowywać nauczycieli, których trzeba
kształcić inaczej niż matematyków, powiedzmy, finansowych czy też specjalizujących się w zastosowaniach technicznych.
Istnieje zatem pilna potrzeba powołania specjalnej uczelni o charakterze pedagogicznym, której pierwszym zadaniem
byłoby kształcenie tych, którzy za lat kilka czy kilkanaście będą uczyć nauczycieli.
B.2 Astronomia
Astronomia jest tą dziedziną nauki, która przynosi nauce polskiej i państwu polskiemu spory splendor międzynarodowy;
wystarczy tu wspomnieć nazwisko prof. A. Wolszczana, odkrywcy pozaziemskich systemów planetarnych, jednego z
najpowszechniej znanych polskich naukowców w skali światowej. Jej dokonania nie mają, naturalnie, żadnego bieżącego
przełożenia na praktykę ani jakiegokolwiek znaczenia dla zastosowań. Jednakże byłoby dużym błędem ograniczanie badań
astronomów, choć są one – z uwagi na niezbędną skomplikowaną aparaturę obserwacyjną – dość kosztowne. W
szczególności – i to jest sprawa dla polskiej astronomii podstawowa – nie należy ograniczać, ani tym bardziej likwidować
udziału Polski w dużych projektach międzynarodowych. Chodzi tu głównie o projekt SALT (budowa wielkiego teleskopu
w Republice Południowej Afryki) oraz o dwa projekty satelitarne: budowę satelity do obserwacji w paśmie promieniowania
podczerwonego oraz satelity do obserwacji w paśmie rentgenowskim.
II. Polityka naukowa państwa
Rola i miejsce KBN
1. Od dekady polityką naukową państwa kieruje Komitet Badań Naukowych. Urząd ten został w zasadzie powołany do
życia jeszcze za czasów PRL 9wówczas w postaci Komitetu Nauki i Techniki) jako – jak rozumiem intencje jego twórców
– swego rodzaju przeciwwaga dla Polskiej Akademii Nauk. Ta ostatnia postrzegana była wówczas powszechnie jako
instytucja mocno konserwatywna, reprezentująca głównie interesy osobiste najstarszej wiekowo warstwy polskiego
8. środowiska naukowego, która osiągnęła już szczyty kariery zawodowej, jest w wielu wypadkach nietwórcza i nastawiona na
zachowanie własnej pozycji.
Nie ulega wątpliwości, że KBN wprowadził do polskiego życia naukowego nowe formy współpracy świata polityki ze
środowiskami twórczymi. To z KBN właśnie wiąże się też zmiana systemy dystrybucji środków budżetowych
przeznaczanych na naukę i wprowadzenie systemu grantów. Uważa się również, że dzięki istnieniu KBN – przynajmniej
początkowo – zyskała mniej lub bardziej liczący się głos średnia (w sensie posiadanych tytułów i zajmowanych stanowisk)
warstwa polskich pracowników naukowo-dydaktycznych.
Byłyby to pozytywy – gdyby nie fakt, że niezły pomysł został w ciągu dekady poważnie wypaczony przez praktykę.
Sytuacja obecna jest postrzegana tak, że KBN został opanowany przez zbiurokratyzowanych i silnie upolitycznionych
urzędników, dla których formalna współpraca ze środowiskami naukowymi stanowi w głównej mierze rodzaj alibi dla
woluntarystycznie podejmowanych decyzji strategicznych. Urzędnicy ci postrzegani są jako ludzie mało kompetentni w
sprawach nauki – niezależnie od posiadanych tytułów i stopni naukowych. Z kolei komisje i inne ciała kolegialne KBN są
opanowane znowu przez warstwę najwyżej usytuowanych i najstarszych profesorów – co jest dość dokładnym
odwzorowaniem sytuacji sprzed powołania Komitetu.
System grantów w swej obecnej postaci jest dość powszechnie krytykowany – głównie dlatego, że ciała kolegialne, środki
te przyznające, postrzegane są jako kręgi powiązane ścisłymi uzależnieniami typu służbowego i koleżeńskiego; ale nie tylko
dlatego. Uważa się, że „dobrze widziany” w środowisku i ustosunkowany kolega uzyska grant na każde zaproponowane
badania, nawet najzupełniej bezwartościowe. Przejrzenie (publikowanego w Internecie) wykazu tematów, na które
przyznawane są środki finansowe, budzi np. wrażenie, że niektóre z nich są zasilane ze względów również (czy głównie)
ideologicznych; mam tu na myśli projekty badawcze dotyczące problematyki religii i religijności. Zwraca się również
uwagę na fakt, że niektóre tematy badawcze, w szczególności dotyczące nauk ścisłych i przyrodniczych, formułowane są
specjalnie bardzo ogólnie i z celowym użyciem wielce hermetycznego żargonu danej dyscypliny – wyraźnie po to, by
ministerialni urzędnicy nie mogli ich zrozumieć, zaś zgłaszający projekt uczeni mieli po prostu święty spokój.
Jak się wydaje, Komitet Badań Naukowych spełnia dziś swą założoną niegdyś rolę w niedużej mierze. Nie oznacza to
jednak, że należy go zlikwidować. Instytucja ta powinna zostać po prostu przebudowana. Sądzę, że dobrym rozwiązaniem
byłoby zachowanie wszelkich istniejących ciał kolegialnych, reprezentujących środowisko naukowe – z tym, że w składzie
tych ciał w znacznie szerszym stopniu powinna być reprezentowana młodzież naukowa (mam tu na myśli wszystkich
pracowników naukowych i naukowo-dydaktycznych ze stopniem doktora, niezależnie od zajmowanego stanowiska).
administracyjna środowiska naukowego.
2. Odrębnej chwili uwagi wymaga rola i miejsca Polskiej Akademii Nauk oraz podobnych jest stowarzyszeń i organizacji
twórczych. Instytucje te otóż z natury rzeczy reprezentują – jak mówiłem – starszą wiekowo i wysoce utytułowaną warstwę
środowiska. Oczywiście prawdą jest, że jest to warstwa dość konserwatywna; jednocześnie nie sposób nie dostrzec, że jest
to reprezentacja ludzi z ogromnym dorobkiem i wiedzą – oraz kolosalnym doświadczeniem życiowym. Jak sądzę, nie
powinni oni w żadnym wypadku zdominować środowiska; jednakże głos ich bezwzględnie musi być wysłuchiwany. Sądzę
tedy, że PAN (PAU, i co tam jeszcze powstanie; do rozważenia jest tu też rola towarzystw naukowych) powinna w stosunku
do ciał kolegialnych KBN odgrywać rolę podobną do tej, którą w naszym systemie politycznym odgrywa Senat. Przyjęcie
takiego rozwiązania z pewnością wyeliminowało by z naszego życia naukowego szkodliwą dla sprawy konkurencję
wymienionych instytucji i organizacji.
Ogólnie o polityce naukowej
3. Dotychczasowa polityka naukowa państwa – w szczególności dotyczy to rządu premiera Buzka – była mało konkretna i
chaotyczna, przez to zaś mało skuteczna. Nie będę rozwijał tego tematu jako – moim zdaniem – oczywistego. Aby ten stan
rzeczy zmienić, potrzebna jest przede wszystkim szeroka i demokratyczna dyskusja w samym środowisku naukowym; ono
wie najlepiej, co jemu i Polsce jest potrzebne. Pierwszym więc zadaniem nowych organów rządowych powinno być pilne
zorganizowanie takiej dyskusji i wyciągnięcie z niej szybko wniosków – przy czym szczególnie ważne jest to, by miała w
niej możliwość swobodnej wypowiedzi młodzież naukowa.
9. Z punktu widzenia jakości stosunków organów państwa i środowiska naukowego jest rzeczą niesłychanej wręcz wagi, by
taka dyskusja nie zakończyła się jedynie tzw. spisaniem postulatów. Niezbędne jest zrealizowanie przynajmniej
najpilniejszych z nich i szerokie rozpropagowanie tego faktu; te sprawy wykraczają już jednak poza obszar wyznaczony dla
niniejszego dokumentu.
Generalnie ta nowa polityka naukowa państwa powinna preferować rozwój najbardziej obiecujących dyscyplin naukowych.
Najbardziej obiecujących nie w sensie utylitarnym, choć znaczenie praktyczne przyszłych czy planowanych dokonań jest
oczywiście sprawą bardzo ważną – ale w sensie ich bardzo ogólnie rozumianego znaczenia dla współczesnej cywilizacji.
Przyznanie jednak absolutnego pierwszeństwa dyscyplinom stosowanym i faworyzowanie ich finansowe byłoby, jak już
wcześniej pisałem, błędem nie do powetowania – doprowadziłoby bowiem do rychłego upadku badań podstawowych, bez
których w ciągu kilkunastu lat zamarłyby również i same badania stosowane.
Posłużę się tu przykładem z bliskiej mi matematyki. Byłoby dziś bez sensu preferowanie badań z dziedziny np. tzw. funkcji
specjalnych (niegdyś kluczowo ważnych dla inżynierii i w ogóle techniki), bowiem dyscyplina ta jest w dużej mierze
zamknięta i nowe w niej wyniki mogą mieć obecnie wyłącznie charakter przyczynkarski; ponadto podstawowe niegdyś
zastosowania tej dyscypliny są obecnie domeną informatyki i nauk komputerowych. Nie oznacza to, naturalnie, że
komukolwiek należy zabraniać badania funkcji specjalnych; ale osoba taka musi sobie zdawać sprawę, że badania te będą
przez państwo sponsorowane jedynie na poziomie minimalnym.
Z drugiej strony – wszystko wskazuje na to, że w bliskiej przyszłości ważna będzie dla matematyki wspominana już w tym
dokumencie Teoria Kategorii. Nie ma dziś żadnych szans, by intensywne badania w tej dyscyplinie zwiększyły w ciągu,
powiedzmy, najbliższej dekady, produkcję chleba czy jakiegokolwiek innego dobra materialnego. Ale właśnie te badania
muszą być w matematyce finansowane priorytetowo – jeśli polskie nazwiska mają się pojawiać liczniej w indeksach
cytowań (co może nawet i mniej ważne) i jeśli światowa matematyka ma w bliskiej przyszłości dokonać ważnych odkryć
(co ważniejsze).
Oczywiście, nie powinien o tym wszystkim decydować żaden urzędnik (bo i skąd on ma wiedzieć, że rola teorii funkcji
specjalnych w ciągu ostatniego półwiecza zmieniła się dramatycznie, zaś rola Teorii Kategorii jest wielce obiecująca; on
zapewne w ogóle nie będzie rozumiał użytych tu terminów…). Może on jedynie – i powinien – zrealizować odpowiednie
decyzje specjalistycznego środowiska naukowego.
Tak więc, doskonalenie polityki naukowej państwa powinno iść w tym kierunku, by niewielkie dostępne środki finansowe
przypadały na badania ważne i istotne (co, powtarzam, wcale nie znaczy ani stosowane, ani takie, które w bliskiej
przyszłości szczególnie szybko zwrócą nakłady) – a także na rozwój kadry naukowej. Kluczową sprawą dla państwa jest to,
by młodym zdolnym ludziom opłacało się wybierać karierę naukową co najmniej tak samo, jak karierę urzędniczą w
bankowości, czy ubezpieczeniach albo innym marketingu – a także to, by najzdolniejszym spośród nich stworzyć
możliwości robienia bardzo szybkich karier w wielkim stylu. Temu ostatniemu celowi służy projekt specjalnego systemu
stypendialnego, opisany niżej w rozdziale III. 1.
Stopnie i tytuły; kariera naukowa
4. Bardzo ważną sprawą jest poważne rozważenie systemu zdobywania i potwierdzania kwalifikacji, czyli awansu
służbowego i uzyskiwania kolejnych tytułów. Obecny system jest – moim zdaniem – zdecydowanie zły i archaiczny.
Konieczność robienia doktoratu i habilitacji na podstawie tak jak dziś określonych kryteriów rodzi na przykład taki skutek
(częściowo jest to zresztą problem światowy), że młodemu „czeladnikowi nauki” nie opłaca się podejmować tematów
najambitniejszych, ponieważ z góry wiadomo, że są one ekstremalnie trudne i niekiedy wymagają lat badań. Tymczasem
przekroczenie czasu, przeznaczonego na uzyskanie stopnia, czy terminowe pozdawanie egzaminów, grozi całkowitą
eliminacją ze środowiska; w efekcie młody człowiek podejmuje błahe i łatwe tematy, pozwalające szybko napisać nikomu
w gruncie rzeczy niepotrzebną przyczynkarską rozprawkę. Poza wszystkim, uczy to wielce dla nauki szkodliwego
konformizmu i zakłamania.
10. Nie ulega dla mnie zatem kwestii, że stosunkowo szybko trzeba będzie ograniczyć wymagane formalności do niezbędnego
minimum. Osobiście jestem zwolennikiem tylko jednego stopnia naukowego (doktoratu), który powinien upoważniać do
zajmowania wszystkich stanowisk, do profesora zwyczajnego włącznie; jestem zatem za szybkim zniesieniem wymogu
habilitacji. W karierze akademickiej powinno się także w znacznie większym niż dziś stopniu uwzględniać dorobek
dydaktyczny – liczbę wybitnych uczniów na przykład, czy wręcz opinię studentów. Jak sądzę, bardziej Polsce jest dziś
potrzebny świetny czy nawet tylko dobry wykładowca, niż „badacz”, mający „w dorobku” czterdzieści nikomu
niepotrzebnych rozpraw, opublikowanych w jakichś nikomu nieznanych prowincjonalnych czasopismach.
W moim przekonaniu profesorem (uczelnianym) powinno się zostawać przeciętnie przed trzydziestką, profesorem zaś
tytularnym (zachowałbym to jako najwyższe wyróżnienie) około czterdziestki. Bardzo wybitna młodzież powinna
awansować jeszcze szybciej.
Na marginesie: zastanowić się trzeba w tym kontekście od nowa nad wymogami, stawianymi kandydatom do uzyskania
stopni i tytułów akademickich oraz zawodowych. Zaczynając od najniższego, licencjatu, dla którego uzyskania wystarczy
dziś w zupełności napisanie całkowicie banalnej i niesamodzielnej rozprawki przy minimalnym wykorzystaniu literatury.
Niewiele większe wymagania stawiane są przed aspirującymi do magisterium. Myślę, że postawienie precyzyjnie
sprecyzowanych minimalnych wymogów formalnych przed zdobywającym te stopnie zawodowe (np. licencjat mógłby być
kompilacją z nie mniej niż 5 poważnych publikacji, magisterium – z 10-15) byłoby jakimś rozwiązaniem problemu. Z kolei
rozprawom doktorskim należy postawić konsekwentny wymóg samodzielnego uzyskania nieznanego dotychczas
rozwiązania istotnego problemu naukowego.
Bardzo ważną sprawą jest znalezienie środków na utrzymanie, rozbudowę i tworzenie komputerowych baz danych
dotyczących rozpraw naukowych oraz rozpraw magisterskich i licencjackich. Bez tego, i bez wprowadzenia w przyszłości
wymogu sprawdzenia w takiej bazie oryginalności przedkładanej pracy, nie da się rozwiązać coraz bardziej palącego
problemu plagiatów naukowych. Według mojej oceny i wiedzy znaczący już odsetek prac licencjackich (zwłaszcza w
prywatnych szkołach typu „biznesowego”) jest wprost kupowanych lub wykradanych z archiwów innych uczelni; w pewnej
mierze dotyczy to także prac magisterskich.
Upowszechnianie i popularyzacja nauki, informacja naukowa i wydawnictwa
5. W kontekście potrzeby stworzenia nowej polityki naukowej państwa nabiera dużego znaczenia sprawa „marketingu i
lobbingu naukowego” czyli upowszechniania rozumienia roli i zadań nauki – szczególnie w sferach decyzyjnych, tzn.
biznesowych, samorządowych i rządowych. Popularyzacja nauki w społeczeństwie – jej osiągnięć, a także tworzących ją
ludzi – ma z punktu widzenia państwa i jego celów edukacyjnych bardzo ważne znaczenie. Po pierwsze, system
popularyzacji uzupełnia wiedzę zdobywaną w szkole – co dziś, w dobie niesłychanie szybkiego postępu cywilizacyjnego,
ma wagę ogromną, zastępując w jakiejś mierze, przynajmniej w dziedzinie wiedzy ogólnej, kosztowny i trudny w
utrzymaniu i sprawnym działaniu – a w istniejących warunkach cywilizacyjnych niezbędny – system kształcenia
ustawicznego. Po drugie, atrakcyjna i profesjonalna popularyzacja może w jakimś stopniu przyczynić się do korzystnych
społecznie zmian profilu aspiracji młodzieży. Po trzecie, dostarcza właściwych wzorców osobowych. Wreszcie, w jakiejś
mierze zaspokaja również aspiracje i spodziewania uczonych, którzy w naszym stuleciu bywają często sfrustrowani brakiem
uznania, jakim niewykształcone masy lubią dla odmiany obdarzać tzw. „bohaterów czasu wolnego”, czyli z reguły
przedstawicieli postaw i wartości prymitywnych, czy wręcz prostackich.
Wynika stąd w szczególności, że każda instytucja naukowa powinna mieć własnego bardzo wysoko usytuowanego w
hierarchii służbowej rzecznika prasowego (powoływanego nie na zasadzie „słabemu profesorowi powierzymy
rzecznikowanie”, ale „wybitnego specjalistę od public relations – czy dziennikarza – zrobimy wicedyrektorem Instytutu”!),
dysponującego w miarę możliwości profesjonalnym zespołem ludzkim, który będzie potrafił spopularyzować dorobek
placówki w sposób zrozumiały dla każdego. Szeroko powinien być upowszechniany zwyczaj prowadzenia przez placówki
naukowe profesjonalnych i obszernych witryn internetowych.
Na szczeblu centralnym – jako departament KBN lub równorzędnego organizmu rządowego w wypadku jakichś przyszłych
zmian strukturalnych – powinna powstać specjalna komórka, zajmująca się przede wszystkim popularyzacją osiągnięć i
bieżącego dorobku uczonych polskich, ale także śledząca i udostępniająca zainteresowanym informację o dorobku nauki
światowej. Jest tu – nie rozwijam tego tematu, ale go dobitnie sygnalizuję – miejsce na bardzo wielostronne wykorzystanie
Internetu, zarówno jako środka przekazu, jak i źródła informacji.
11. Tu dygresja: od czterdziestu z górą lat zajmuję się dziennikarstwem naukowym i popularyzacją nauki – i do dziś zdumiewa
mnie, jak dużą rolę inspiracyjną i informacyjną dla środowiska naukowego odgrywa prasa popularnonaukowa. W wielu
wypadkach opublikowanie krótkiej notatki o nowym ciekawym dokonaniu badawczym powoduje lawinę zapytań od
naukowców o źródło i szczegóły; otóż oznacza to niewątpliwie, że z drożnością kanałów informacyjnych wewnątrz świata
nauki dzieje się coś złego. Uczony powinien otrzymywać tego typu informację od własnych wyspecjalizowanych służb
nauki, nie zaś od przedstawicieli prasy!
W kontekście problematyki upowszechnienia i udostępnienia zainteresowanym szeroko rozumianej informacji naukowej
należy jeszcze rozważyć sprawę popularyzacji nauki w prasie, radiu i telewizji. Myślę, że – być może wbrew pozorom –
powinien to być ważny element polityki naukowej państwa, sytuacja bowiem w tym względzie stała się w ostatnich latach
wysoce niepokojąca – z wyraźną szkodą społeczną. Rzecz w tym, że w warunkach wszechogarniającej komercji
problematyka naukowa i popularnonaukowa jest konsekwentnie wypierana ze środków masowej komunikacji. Tylko
najpoważniejsze dzienniki i tygodniki utrzymują dziś działy nauki w swych strukturach, głównie zresztą ze względów
prestiżowych. W prasie masowej tematyka ta wypierana jest przez sensację i plotkę – co zaś jeszcze gorsza, przez
paranaukę i pseudonaukę, opartą często na świadomym i cynicznym kłamstwie prasowym. W radiu i telewizji (przy czym
chodzi mi tu oczywiście przede wszystkim o radio i telewizję publiczne) tematyka naukowa i edukacyjna – jako mało
„reklamonośna” – jest wypierana na głębokie godziny nocne lub eliminowana całkowicie.
Spraw tych nie da się załatwić drogą zarządzeń administracyjnych i bez nakładów ze strony państwa. Niezbędne są dotacje
państwowe na tego rodzaju działalność. Należy przypuszczać, że publiczna telewizja – na przykład – zdecydowałaby się
wprowadzić do pasma wysokiej oglądalności program popularyzujący naukę, gdyby KBN wyrównał jej odpowiednią
dotacją nieuchronny początkowy ubytek dochodów z reklam do średniej; to samo dotyczy radia. Nie ulega dla mnie
wątpliwości, że bardzo potrzebny społecznie rodzimy cyfrowy kanał edukacyjno-popularnonaukowy nie powstanie w
Telewizji Polskiej (lub powstanie w ostatniej kolejności, za całe lata – po kanałach filmowych, serialowych, sportowych, a
nawet religijnych) bez początkowych subwencji państwowych. Mówię „początkowych”, bowiem doświadczenie światowe
(słynny kanał „Discovery”) dowodzi, że po pewnym czasie środowiska biznesowe przekonują się do tego rodzaju
działalności i kanały edukacyjne zaczynają być samowystarczalne finansowo – choć z pewnością nie przynoszą takich
dochodów z reklam, jak np. seriale.
Bardzo ważne jest to, by dofinansowanie tego typu działalności trafiało do nadawcy, a nie producenta programu (niestety,
dziś jest na ogół dokładnie odwrotnie), skoro już w polskim systemie mediów elektronicznych te funkcje są rozdzielone. To
nadawcy musi się bowiem opłacać umieszczenie na antenie interesującej nas w tym miejscu tematyki; jeśli tak się stanie,
wówczas znalezienie przez Telewizję Polską odpowiedniego producenta nie będzie nastręczało najmniejszej trudności.
Gdy chodzi o prasę, warto zastanowić się nad centralnym i systemowym sponsorowaniem działów nauki w gazetach i
tygodnikach, a także wspieraniem finansowym wyspecjalizowanych pism popularnonaukowych (to ostatnie w pewnej
mierze jest realizowane, np. prenumerata „Wiedzy i Życia” jest szkołom częściowo refundowana). Jednakże warto się
także zastanowić nad podjęciem specjalnej rządowej inicjatywy wydawniczej w postaci wydawania własnego
masowego pisma popularyzującego naukę, bowiem prywatny wydawca prasy nie zawaha się przez zamknięciem tytułu,
jeśli tylko nie będzie on dawał spodziewanych zysków.
6. W okresie ostatnich kilku lat obserwuje się niezwykle niebezpieczny trend w dziedzinie wydawnictw naukowych.
Szaleńcza prywatyzacja doprowadziła wiodące niegdyś w tej dziedzinie Państwowe Wydawnictwo Naukowe na skraj
bankructwa (jeśli wydawcy temu nie uda się dobrze sprzedać 30-tomowej Wielkiej Encyklopedii, to zapewne zniknie z
rynku całkowicie), co postawiło w bardzo trudnej sytuacji całe dyscypliny naukowe. Wydawnictwa Szkolne i
Pedagogiczne, częściowo wchodzące zakresem swej działalności w interesujący nas obszar, są w ostatnim etapie
prywatyzacji. Praktycznie jedynym wydawcą państwowym (podporządkowanym jednak nie Ministerstwu Edukacji
Narodowej czy Ministerstwu Kultury, ale Wojewodzie Mazowieckiemu) pozostały Wydawnictwa Naukowo-Techniczne – z
tym że i ta oficyna jest przewidziana do pilnej prywatyzacji w najbliższym okresie.
Tymczasem wydawcom prywatnym nie opłaca się wydawać monografii czy specjalistycznych niskonakładowych
podręczników (lub: nie tak bardzo opłaca się, jak podejmowanie całkowicie niezwiązanych z nauką inicjatyw
komercyjnych). Oznacza to przede wszystkim ogromne kłopoty dla studentów, ale także zagraża normalnemu awansowi
12. polskiej kadry naukowej, która w naszym systemie zobowiązana jest do publikacji (także w formie książkowej) wyników
swoich badań; bez spełnienia tego wymogu w zasadzie nie jest formalnie możliwe awansowanie. Dla przykładu: z rynku
(dodajmy, światowego) znikły całkowicie dwie historyczne i powszechnie cenione w świecie serie, wydawane niegdyś
przez PWN: „Monografie matematyczne” i „Biblioteka Matematyczna”, które zawierały i upowszechniały dorobek Polskiej
Szkoły Matematycznej. Jest to jedną z przyczyn, dla których polska matematyka nie liczy się obecnie w świecie. Zupełnie
podobnie ma się rzecz z rodzimymi publikacjami z dziedziny fizyki.
Aby w jakiejś minimalnej mierze ograniczyć ten niekorzystny trend trzeba zrobić wszystko, by na rynku pozostał co
najmniej jeden państwowy wydawca literatury naukowej i popularnonaukowej nie nastawiony na działalność komercyjną,
natomiast z wyraźnie określoną misją społeczno-edukacyjną. W obecnych warunkach, aby nie powodować zbędnych
perturbacji na rynku, jest na to tylko jeden sposób: powstrzymać prywatyzację WNT i podporządkować tę oficynę
Ministerstwu Edukacji Narodowej lub Komitetowi Badań Naukowych. Jeśli się tego nie uczyni, w ciągu kilku lat i tak
trzeba będzie powoływać do życia oficynę państwową – tyle że wówczas będzie daleko trudniej o odpowiednio
profesjonalną kadrę edytorską.
Gdy mowa o problematyce wydawniczej w dziedzinie nauki, trzeba tu wspomnieć o niezupełnie zdrowej sytuacji
wydawnictw uczelnianych. W uczelniach słabych – a także w uczelniach prywatnych – odgrywają one rolę nieco
dwuznaczną: mianowicie wydawane przez nie czasopisma (typu najrozmaitszych „Zeszytów naukowych”...) służą głównie
jako miejsce obligatoryjnych do awansu naukowego publikacji rozpraw o takim poziomie, który byłby nie do przyjęcia dla
czasopisma poważnego. Oficyny te wydają również podłej często jakości skrypty, które nie miałyby szans wydania np. w
WNT czy PWN. Przyjęcie zasady, że publikacja rozprawy (skryptu, artykułu) w takim wydawnictwie czy czasopiśmie nie
stanowi dorobku naukowego w sensie znaczenia dla awansu służbowego rozwiązałoby wiele problemów, także etycznych.
Musiałoby temu towarzyszyć jednakże powołanie jakichś nowych (koniecznie: centralnych, by nie podlegały w żaden
sposób lokalnej administracji, środowiskom politycznym ani nawet naukowym) czasopism lub wydatne wzmocnienie
istniejących – tak, by wartościowe rozprawy mogły być publikowane centralnie bez zbędnej zwłoki.
7. Niezmiernie ważną dla nauki polskiej sprawą jest dokonanie pewnych zmian w obowiązujących przepisach finansowych.
Środowiska naukowe powinny nalegać, by sponsorowanie nauki i szkolnictwa stało się opłacalne dla biznesu, przynosząc
przedsiębiorcom znaczniejsze niż cokolwiek innego zniżki podatkowe. KBN (czy inna reprezentacja środowiska) powinien
opracować projekt odpowiednich rozwiązań prawnych w tym względzie.
Uwagi końcowe
Realizując załączone do wspomnianego na wstępie niniejszego opracowania zlecenia wskazówki, pragnę jeszcze poczynić
następujące uwagi i uzupełnienia:
Gdy chodzi o nakłady na B+R w latach 2002-2020, to postulaty ich wzrostu, a także zaproponowane wskaźniki udziału
budżetu państwa w tych nakładach, zawarte w syntezie „Strategii rozwoju Polski” uważam za rozsądne i uzasadnione.
Byłbym bardzo ostrożny w uzależnianiu dotowania jednostek naukowych i B+R „od skali wpływów uzyskiwanych ze
sprzedaży własnych wyników prac badawczych na rynku” i w ogóle od komercjalizacji badań. Oczywiście, pewne zmiany
13. w stosunku do sytuacji obecnej są tu niezbędne, ale wprowadzenie jakichkolwiek sztywno-formalnych zależności byłoby
chyba wręcz szkodliwe.
Gorąco popieram postulat tworzenia w Polsce międzynarodowych instytutów naukowych. Pozytywny dorobek
matematycznego Centrum im. Banacha jest tu dobrym argumentem.
Zwracam uwagę, że pewne terminy i daty, wskazane przez „Strategię”, uległy już dezaktualizacji. Trzy wymienione tam
kierunki natarcia pozostają ważne i sugerowana kolejność ich podejmowana wydają się słuszne, jednakże daty trzeba
zmienić. Pierwszym możliwym terminem dokonywania zmian w budżecie i przepisach staje się rok 2002. Pozostałe terminy
należy odpowiednio przesunąć. Oznacza to w szczególności, że dokonanie projektowanego przełomu w trzech dziedzinach
dynamizujących gospodarkę, tj. edukacji, budownictwie mieszkaniowym i nauce, może nie być kompleksowo możliwe za
kadencji rządu, który zostanie powołany w wyniku najbliższych wyborów.
III. Uzupełnienie
Propozycja nowego systemu stypendialnego dla wybitnej młodzieży naukowej
Jak się wydaje, jednym z problemów nauki polskiej jest jej pewna zaściankowość i oderwanie od głównych trendów nauki
światowej. Łączy się to z późnym docieraniem przez naszych naukowców na szczyty formalnej kariery naukowej, wiąże
zaś bezpośrednio z pogonią za produkcją makulatury naukowej – publikacji, których jedynym sensem jest formalne
uzasadnianie uzyskania kolejnych stopni i tytułów.
Aby rozerwać ten zaklęty krąg proponuję wdrożenie następującego systemu stypendialnego dla obiecującej młodzieży
naukowej, którego celem byłoby szybkie uzyskanie wybitnej i młodej kadry profesorskiej:
1. Stypendia w liczbie ok. 10 rocznie przyznaje się reprezentantom tych dziedzin nauki, które reprezentacja
środowiska naukowego (np. odpowiednia komisja KBN czy PAN) uzna za ważne w danym roku; wśród tych
dziedzin muszą być jednak zawsze matematyka, fizyka i genetyka.
2. Stypendium przyznaje się zawsze z końcem roku akademickiego absolwentom 4. roku (w wyjątkowych
wypadkach: 3. roku) dziennych stacjonarnych państwowych jednolitych studiów magisterskich, którzy:
mają średnią ocen z wszystkich dotychczasowych egzaminów kursowych na poziomie co najmniej 4,75;
mają zdany egzamin z języka angielskiego na II poziomie (profesjonalnym) znajomości języka;
mają opublikowany w uznanym piśmie naukowym (lub złożoną do druku) w trakcie dotychczasowych studiów co najmniej
jeden artykuł lub doniesienie naukowe;
uzyskają pisemne rekomendacje co najmniej trzech samodzielnych pracowników nauki;
przystąpią do ogólnopolskiego konkursu na stypendium w danej dziedzinie i wygrają ten konkurs.
Przyznanie stypendium oznacza skierowanie stypendysty do renomowanego ośrodka naukowego poza Polską,
reprezentującego najwyższy poziom światowy w danej dziedzinie. O ile to możliwe, powinien to być ośrodek kierowany
przez laureata Nagrody Nobla lub zatrudniający takich laureatów (odpowiednio, w matematyce np. powinien to być laureat
Medalu Fieldsa). Państwo polskie powinno – w drodze odpowiedniej umowy – opłacić pobyt swojego stypendysty w takim
ośrodku aż do uzyskania przez niego doktoratu, nie dłużej jednak niż przez 3 lata. W wypadku pomyślnego uzyskania
doktoratu stypendysta byłby automatycznie zwalniany z obowiązku uzyskiwania magisterium. Sam stypendysta
otrzymywałby dodatkowe kieszonkowe w wysokości odpowiadającej średnim zarobkom doktoranta w danej uczelni czy
instytucie badawczym (chodzi oczywiście o to, by nie miał on absolutnie żadnych problemów bytowych i by poziom jego
życia nie odbiegał od poziomu życia kolegów).
Stypendysta po uzyskaniu doktoratu byłby zobowiązany do powrotu do Polski i podjęcia pracy naukowo-dydaktycznej w
dowolnie wybranej przez siebie państwowej uczelni wyższej przez okres co najmniej tak długi, jak długi był czas
korzystania ze stypendium. Uczelnia ta powinna mu zagwarantować natychmiast stanowisko profesora nadzwyczajnego
(uczelnianego; z pominięciem wszelkich niższych szczebli zawodowych) i uczynić wszystko, by w najszybszym możliwym
terminie spełnił warunki do uzyskania tytułu profesorskiego. W wypadku odmowy powrotu do kraju, stypendysta byłby
14. zobowiązany zwrócić w całości koszty swego pobytu za granicą wraz z pełną kwotą stypendium; odpowiednie
sformułowania powinny się znaleźć w umowie stypendialnej, podpisywanej z kandydatem jeszcze przed wyjazdem.