SlideShare a Scribd company logo
1 of 16
Download to read offline
Biblioteczne
bum bajeczne,
czyli
Targówek
pełen słówek
Biblioteka Publiczna w Dzielnicy Targówek m.st. Warszawy
Warszawa 2014
N
a początku bieżącego roku w pięciu placówkach dla dzieci i młodzieży Biblioteki Publicznej
w Dzielnicy Targówek m.st. Warszawy (BD12, BD52, BD53, BD40, BD65) odbyły się spotkania
warsztatowe w ramach realizacji projektu edukacji kulturalnej „Biblioteczne bum bajeczne, czyli
Targówek pełen słówek”. Projekt ten miał za zadanie aktywizację rozwoju intelektualnego dzieci w grupie
wiekowej 8–9 lat poprzez stymulowanie myślenia twórczego. Jego realizacja ma przyczynić się do wzrostu
efektywności edukacji kulturalnej za pomocą twórczości literackiej. Podczas zorganizowanych warsztatów
w formie zabawy – bawimy się słowem – dzieci wspólnie układały bajki. Powstało 14 bajek z ilustracjami,
których autorami są uczniowie szkół podstawowych na warszawskim Targówku, a ich redaktorem prowa-
dzący zajęcia literackie pisarz – pan Marek Samselski.
Szkoły zaproszone do realizacji projektu to: SP 42 – cztery klasy II, SP 114 – dwie klasy III, SP 275 – dwie
klasy II, SP 277 – jedna klasa III, SP 285 – dwie klasy III, SP 298 – trzy klasy III).
Gdzie jest Bingo? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 4
Kto chciał okup za kucyka Rafała? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7
Magiczny kapelusz poety, o rety! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 8
O tym, jak Ania i czarodziejski zegar pomogli kangurkowi Stefanowi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 11
O książce, która porozmawiała z Kacprem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 12
O Nielotku i nauczycielkach latania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 14
O Piotrusiu hałaśliwym . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16
O sowie, która nie przestawała gadać . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18
O tym, jak Grzesiowi pomogła małpka Eryk . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 20
O tym, jak Kazan pomógł Łatce . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22
O tym, jak pani Piraletka odkryła piłkarski przekręt . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24
Strupek, samotny potworek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26
Tańczący pingwin Gucio . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 28
Wielka bitwa w Cyferkowie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 30
Wydawca
Biblioteka Publiczna w Dzielnicy Targówek m.st. Warszawy
Redakcja
Marek Samselski
ISBN 83-920764-1-9
– 4 – – 5 –
Gdzie jest Bingo?
B
ingo był wesołym pieskiem, lubiącym spacery. Właśnie zbliża-
ły się wakacje i licealistka Ala, jego właścicielka, wybierała się
z rodzicami w daleką podróż na cały miesiąc. Ala nie mogła
zabrać ze sobą swego ukochanego pieska. Postanowiła zostawić Bingo
u swojej babci Stasi, która mieszkała niedaleko domu Ali. Babcia zgo-
dziła się przyjąć do siebie pieska, chociaż nie okazała wielkiego entu-
zjazmu. Kiedy rozpoczęły się wakacje i Bingo u niej zamieszkał, jakoś
posmutniał. Babcia Stasia nie bawiła się z nim i nie okazywała zbytniej
czułości. Nie to co Ala. Pewnego dnia drzwi były niedomknięte, Bingo
wymknął się i popędził do swego domu. Na spacery był wyprowadzany
na smyczy, a tu nadarzyła się okazja. Kiedy tam przybiegł, na próżno
wyczekiwał i szczekał pod oknem. Wtedy postanowił odnaleźć Leona.
Leon był chłopakiem Ali, nazywała go przyszłym narzeczonym. Lu-
bił pieski, a Bingo był jego ulubieńcem. Nasz bohater wyruszył na po-
szukiwanie domu Leona. Po drodze zaatakowały go złe psy, które nie
wpuszczały obcych na swój teren. Pewnie strzegły jakiegoś osiedla.
Bingo z nadgryzionym uchem uciekł złym psom i położył się pod
cmentarnym murem. Był głodny, poturbowany i zmęczony. Na doda-
tek zanosiło się na deszcz, gdyż niebo zupełnie zasnute było chmurami
i zrobiło się ciemno. Wtem, kiedy Bingo spojrzał w górę z nadzieją,
że może wyjrzy księżyc, zobaczył jasną gwiazdę. Nie wiadomo dlacze-
go, wyobraził sobie, że jest ona z gwiazdozbioru Wielka Parówka i na
imię ma Ewelina. No i ta gwiazda, zaczęła do niego mrugać! Gasła na
krótszą albo dłuższą chwilę. Bingo zupełnie przypadkiem znał alfabet
Morse’a, gdyż porozumiewaniem się na odległość bawiła się niedaw-
no Ala z Leonem. Bingo wiedział, że krótkie mrugnięcie to kropka,
a dłuższe – kreska. Przypatrywał się Ewelinie i dostrzegł, że ona prze-
kazuje wiadomość specjalnie dla niego – Ruszaj na północ. Bigo wstał,
ruszył w pokazywanym przez gwiazdę kierunku i dotarł do bistra „Na
boczku”. Właśnie podjechało tam auto, wysiadł chłopczyk i powiedział
– Tato, kupmy temu pieskowi parówkę, on jest głodny! I wtedy z bistra
wyszedł Leon, dorabiający tu podczas wakacji jako kelner. Ależ była ra-
dość! Leon natychmiast zadzwonił do Ali z wiadomością, że znalazł się
Bingo. A Ala zadzwoniła do babci Stasi z dobrą nowiną, która jednak
wcale ją nie ucieszyła. Ala zrozumiała, że jej babcia po prostu nie lubi
piesków albo ma alergię na sierść, tylko nie chciała się przyznać.
Szkoła Podstawowa nr 298, klasa III c
Ja też jestem autorem tej bajki
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
– 6 – – 7 –
Kto chciał okup
za kucyka Rafała?
G
dzieś na Mazurach, nad wielką polaną niedaleko miasteczka,
była sobie leśniczówka. Mieszkała w nim Agatka, do której
tata leśniczy często mówił – Moja Agatko dziesięciolatko. Ła-
two się domyślić, że dziewczynka miała dziesięć lat. A pięć lat miał jej
ukochany kucyk Rafał, mieszkający w szopie, tuż przy domu. Agatka
bardzo dbała o swojego kucyka, on zaś chętnie zabierał ją na swoim
grzbiecie na wycieczki leśnymi traktami.
Pewnego razu na terenie leśniczówki znalazło się dwóch nieprzy-
jemnych osobników wyglądających na włóczęgów, Zdzisiek i Waldek.
Dom był zamknięty, akurat nikogo w nim nie było, ale zobaczyli uchy-
lone drzwi szopy. Weszli do niej, zobaczyli pięknego kucyka i...
Kiedy późnym popołudniem mama wróciła z Agatką, zobaczyły
otwarte drzwi szopy. Nie było kucyka. Nie było go też nigdzie w pobli-
żu. Właśnie przyjechał tata i dołączył do poszukiwań. Mama Agatki,
pani Marta powiedziała, że chociaż zapadł już zmrok, znajdą Rafała,
bo przecież do jego ucha jest przyczepiony chip. Zaraz będzie można
z wielką dokładnością sprawdzić, w jakim miejscu jest zguba. I wtedy
zadzwonił telefon taty. Chrypliwy głos oznajmił, że kucyk został po-
rwany i trzeba zapłacić okup w wysokości dwóch tysięcy złotych za jego
odzyskanie. Okup należy dostarczyć o północy pod bramę cmentarza
mieszczącego się na skraju miastecka. No i nie wolno powiadamiać po-
licji. Wtedy mama Agatki wzięła całą sprawę w swoje ręce, przecież
jest policjantką i zna sztukę walki taekwondo. Ktoś może obserwować
dom i sprawdzać, co robi leśniczy i czy nie nadjeżdża radiowóz. Pani
Marta zobaczyła na nawigatorze, że kucyk znajduje się całkiem nieda-
leko i ruszyła w tamtym kierunku. Dotarła do gęstego zagajnika i wy-
patrzyła Rafała przywiązanego do drzewa, a przy nim pilnującego go
złodzieja. To był Zdzisiek. Błyskawicznie podbiegła, zrobiła mu zdjęcie
oślepiając go fleszem i zadała cios powalający go na pół godziny. Nie-
długo potem wkroczyła na podwórze z uwolnionym Rafałem. Kucyk
ruszył z kopyta w stronę brzozy rosnącej na skraju polany i z całej siły
natarł na jej pień. Z brzozy z hukiem spadł Waldek. Wrzasnął coś w ro-
dzaju – Moja śledziona! A może? – Zostałem wyśledzony!
Nie minęło pół godziny, kiedy złodzieje zostali zabrani przez policję
do szpitala, a potem pewnie do aresztu. Tata Agatki przyznał się, że
tego dnia wyjątkowo zapomniał zamknąć szopę. Obiecał, że to się już
nigdy nie powtórzy. A w najbliższy piątek urządzi piknik z zaproszo-
nymi gośćmi.
Szkoła Podstawowa nr 298, klasa III a
Ja też jestem autorem tej bajki
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
– 8 – – 9 –
Magiczny kapelusz poety,
o rety!
P
ewnego razu Staś, wracając ze szkoły drogą przez park, znalazł
stary kapelusz. Leżał sobie pod dębem, był w kolorze brązowym
z ciemnozieloną wstążką nad rondem i kiedyś należał pewnie do
jakiegoś eleganckiego pana. Staś przyniósł kapelusz do domu i schował
na strychu w skrzyni z pamiątkami z dawnych czasów. Przypomniał so-
bie o nim, kiedy odwiedziła go sąsiadka Agatka i postanowili urządzić
sobie zabawę w filmowanie. Małą kamerą umieszczoną na statywie, po-
stanowili sfilmować magiczną sztuczkę, którą sami pokażą. Staś nałożył
na głowę znaleziony kapelusz. Na szczęście nie był tak duży, żeby zakry-
wał uszy. Właśnie wtedy Agatka powiedziała, że coś by zjadła i dodała:
– Może jednak do cukierni pójdziemy i pyszny torcik zjemy?
I oto w jednej sekundzie przenieśli się z pokoju Stasia do wielkiej
sali i znaleźli pośrodku tortu, pokrytego grubą warstwą bitej śmietany.
Spróbowali jej i stwierdzili, że jest pyszna. Ale ile można zjeść nawet
pysznej bitej śmietany? Na domiar złego okazało się, że trudno wydo-
stać się z wielkiego tortu. Do jego krawędzi było daleko, może ze trzy
metry, a przemieszczać się mogli tylko jedząc bitą śmietanę. Której już
mieli dość! Wokół tortu biegali w białych czapkach, mali jak krasna-
le, cukiernicy. Staś z Agatką zobaczyli z przerażeniem, że sami są tak
samo mali, jak ci cukiernicy. Pewnie im się to śni... Wtem pojawił się
cukiernik, cały opalony na brąz. Był to Pan Piernik Bob, który wrzu-
cił na tort rurki z kremem, po których najpierw Agatka, a potem Staś
ewakuowali się na twardy grunt podłogi. Pan Piernik Bob przywitał się
z nimi i zaraz poczęstował pierniczkiem w kształcie serduszka. Wtedy
Agatka westchnęła:
– Oj, do domu wracamy, bo dość słodyczy mamy.
I dzieci znowu znalazły się w pokoju Stasia.
– Czy tobie się śniło to samo co mnie? Czy lądowałaś ze mną na
takim wielkim torcie? – zapytał oszołomiony Staś.
– Tak – odpowiedział Agatka.
– Ale to był sen uroczy, jak pragnę podskoczyć.
No i nagle zaczął podskakiwać, chociaż wcale nie chciał. Skakał wy-
soko, prawie pod sufit. W pewnej chwili spadł mu kapelusz i Staś prze-
stał skakać.
– Wiem – krzyknęła Agatka. – To ten kapelusz, on jest magiczny!
Pewnie to był kapelusz poety, bo gdy wypowiemy życzenie do rymu,
to się spełnia.
Staś nie bardzo chciał w to uwierzyć, ale na wszelki wypadek poszedł
na strych i schował go w skrzyni. – E tam – powiedział, kiedy wrócił. –
Ta wyprawa do cukierni nam się przyśniła.
– Myślę, że jednak mogła być prawdziwa – powiedziała Agatka, wycią-
gając ze swojej nieodłącznej torebeczki, pierniczek w kształcie serduszka.
Szkoła Podstawowa nr 285, klasa III b
Ja też jestem autorem tej bajki
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
– 10 – – 11 –
O tym jak Ania
i czarodziejski zegar pomogli
kangurkowi Stefanowi
W
domu na wsi, z rodzicami i braciszkiem Łukaszem miesz-
kała Ania. Dziewczynka lubiła bawić się ze swoim pieskiem
Łatkiem, a mama często musiała prosić ją, by pobawiła
się też z Łukaszem. Chłopczyk dopiero niedawno zaczął sam chodzić
i trzeba było na niego cały czas uważać.
Pewnego razu Ania robiąc porządki na strychu znalazła stary, zaku-
rzony zegar ścienny, który chodził! Wskazówki pokazywały na dużej
metalowej tarczy prawidłową godzinę! W takim zegarze codziennie
trzeba nakręcać sprężynę, a on chodził. Było na nim tyle kurzu, że na
pewno od lat nikt go nie dotykał. Ania wyczyściła zegar, przyniosła
do swojego pokoju i schowała pod łóżkiem. Zasypiając pomyślała, że
może to jest czarodziejski zegar i może spełniać życzenia... Na przykład
znienacka przenieść ją do bardzo dalekiego kraju.
No i Ania, nie wiedząc, czy to sen, czy wszystko dzieje się naprawdę,
znalazła się w Australii, w wielkim miejskim parku. Alejkami przecha-
dzały się strusie, na polanie skakały kangury. Do Ani podszedł kangu-
rek z bardzo smutną miną. Okazało się, że wszyscy śmieją się z niego,
bo on nie umie skakać. Ani żal się zrobiło kangurka i powiedziała –
Wiesz co Stefanie, zapraszam cię do mnie. Na podwórku jest trampoli-
na i na niej nauczysz się skakać.
Nie wiedziała dlaczego nazwała kangurka Stefanem, nie wiedziała
też Ania, czy jej się to wszystko nie śniło, gdyż nagle zrobił się blady
świt i obudziła się w swoim pokoju. To pewnie był sen... ale chyba nie,
bo przy łóżku siedział sobie kangurek Stefan i uśmiechał się do niej
przyjaźnie. Ania natychmiast przypomniała sobie o obietnicy. Trzeba
pomóc kangurkowi nauczyć się skakać! Trzeba obmyślić jakiś rozsądny
plan działania. Ania postanowiła powiedzieć rodzicom, że dostała od
koleżanki sztucznego nakręcanego kangura i będzie się z nim bawić ra-
zem z Łukaszem i Łatkiem. Okazało się, że Łatek, młody wilczek, poga-
dał chyba ze Stefanem i też przejął się jego problemem, gdyż wskoczył
na trampolinę i zachęcił kangurka do wspólnego skakania. No i udało
się. Po kilku treningach Stefan potrafił skakać nie tylko na trampolinie.
Po prostu nauczył się skakać jak każdy kangur. Cieszył się też Łukasz
i sam próbował naśladować skoki Stefana.
Kiedy po kilku dniach Ania zauważyła, że jej nowy przyjaciel zaczy-
na markotnieć, zapytała go, czy tęskni do Australii. Stefan kiwnął pota-
kująco głową i Ania poprosiła zaczarowany zegar o przeniesienie kan-
gurka do jego rodzinki. I zegar spełnił to życzenie. A Ania postanowiła
nikomu go nie pokazywać i poprosić go jeszcze kiedyś o daleką podróż.
Szkoła Podstawowa nr 277, klasa III a
Ja też jestem autorem tej bajki
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
– 12 – – 13 –
O książce,
któraporozmawiałazKacprem
W
bibliotece dla dzieci i młodzieży stała sobie na półce książ-
ka. Jej tytuł „Podróże w nieznane” przyciągał czytelników,
no i bardzo często była wypożyczana. Liczyła sobie już trzy-
dzieści lat, a więc była chyba najstarsza na półkach. Panie bibliotekarki
niedawno wysłały ją do introligatorni i wróciła stamtąd z nową, grubą
okładką. Jej oryginalna okładka była już bardzo zniszczona, gdyż mnó-
stwo razy była wypożyczana.
PewnegorazudobibliotekiprzyszedłKacper,uczeńdrugiejklasyszko-
ły podstawowej. Chodził sobie między regałami i popijał z butelki poma-
rańczowy sok, chociaż to było zabronione. Łatwo przecież wylać sok na
jakąś książkę albo pismo, no i po prostu je zniszczyć. Ale Kacper często
lubił robić na przekór. Postarał się, by nikt nie zauważył, z czym przyszedł,
a sam zauważył na półce „Podróże w nieznane”. Wyróżniały się grubą
okładką, na którą naklejona była oryginalna okładka, stara już i mocno
podniszczona. Oczywiście, tak jak inne, pokryta była przezroczystą folią.
Kacper sięgnął po książkę pod tytułem „Podróże w nieznane”, bo bardzo
lubił podróżować o marzył o tym, by kiedyś wybrać się w podróż dookoła
świata. Kiedy otworzył książkę, butelka zsokiem zrobiła się nagle niepo-
słuszna i nie chciała jakoś tkwić spokojnie pod pachą chłopca. Wymknęła
się spod niej wprost na książkę, a ponieważ nie była dobrze zakręcona, na
pierwszejstroniepierwszegorozdziału„Podróżywnieznane”,pojawiłasię
pomarańczowaplama.Kacperzdążyłzłapaćwlociespadającąbutelkę,ale
nieszczęściejużsięstało.Starałsięzetrzećplamęrękawemswegosweterka,
niestetyplamanieznikła.Kacperpomyślał,żewyglądajaknamapienowy
kraj do zwiedzania. Zajrzał na następną stronę. Na szczęście, uszkodzona
była tylko jedna kartka. Chłopiec odłożył „Podróże w nieznane” na półkę
i chciał ruszyć do wyjścia, kiedy usłyszał cichy, ale wyraźny głos.
– Nie możesz tak mnie zostawić, musisz szkodę naprawić.
Chłopiec znieruchomiał i pomyślał, że za regałem ktoś jest i wszyst-
ko się wydało. Wrócił, by okazać skruchę, ale nikogo nie było. Wtedy
usłyszał znowu
– Nie możesz tak mnie zostawić.
Kacper przestraszył się nie na żarty. To mówiła książka!
– Co mam zrobić? – zapytał, chociaż jakoś śmiesznie było mówić do
książki.
– Przepisz to, co jest poplamione sokiem – powiedział ten sam głos.
Kacper poszedł do pani bibliotekarki i przyznał się do tego, co zro-
bił. Poprosił o kartkę i powiedział, że przepisze poplamiony tekst i kart-
kę będzie można do niej wkleić.
– To świetny pomysł – powiedziała pani bibliotekarka.
– Nie jestem pewien, czy to ja na niego wpadłem – odpowiedział
Kacper.
Szkoła Podstawowa nr 42, klasa II d
Ja też jestem autorem tej bajki
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
– 14 – – 15 –
O Nielotku
i nauczycielkach latania
W
pewnym miejskim parku mieszkał ptak o imieniu Nielo-
tek. Chociaż nie odniósł żadnej kontuzji i wydawało się, że
powinien latać, jednak nie umiał wzbić się powietrze. Nie
potrafił znaleźć swego rodzinnego gniazda i wędrował sobie po parku
z bardzo smutną minką. Właśnie spotkał wiewiórkę Szyszeczkę, która
również miała smutną minkę, ale z zupełnie innego powodu. Nie przy-
szło jej nawet do głowy, żeby polatać, chociażby nawet szybowcem.
Smutna była, gdyż nie potrafiła znaleźć laskowych orzechów, które tak
bardzo lubiła. Gdzież rosną te leszczyny? A gdyby przegryźć tak kilka
fistaszków...
Nielotek wysłuchał skarg Szyszeczki i postanowił jej pomóc. Wi-
dział niedawno chłopca siedzącego na ławce i jedzącego fistaszki. Był
to Henio, który często przychodził do miejskiego parku i lubił obser-
wować zwierzęta. Nielotek pobiegł do niego i zapraszająco pomachał
skrzydełkiem. Chłopiec wstał z ławki i ruszył zaciekawiony za ptakiem.
W ten sposób dotarli do Szyszeczki. A ona aż podskoczyła, zobaczyw-
szy w rękach Henia torbę pełną fistaszków. No i dostała garśc swojego
ulubionego przysmaku. Teraz ona postanowiła pomóc Nielotkowi. Po-
biegła nad staw, do zaprzyjaźninych kaczek. Opowiedziała o wielkim
zmartwieniu Nielotka, a kaczki na to, że tak być nie może i zaraz na-
uczą go latać! Największa z nich, wyszła na brzeg, zaprosiła Nielotka na
swój grzbiet i powiedziała, żeby mocno się trzymał. Pozostałe kaczki
ruszyły przodem, by jako pierwsze pruć po lustrze wody, a wtedy ła-
twiej będzie rozpędzić się ich koleżance z bagażem na grzbiecie. Był
nim oczywiście Nielotek, który miał rozpostrzeć swoje skrzydła i wzbić
się powietrze. Pierwsza próba nie udała się, gdyż na drodze rozpędzo-
nych kaczek znalazł się nieprzyjazny rój pszczół i ptaki rozpierzchły się
po całym stawie. Po długiej chwili, całe towarzystwo wróciło na brzeg.
Podczas tego zamieszania o mało nie utopił się przestraszony Nielo-
tek. Nie chciał próbować po raz drugi, ale Szczyszeczka dodawała mu
otuchy. Powiedziała, że już za kilka minut będzie frunął nad parkiem.
Że ona jest po prostu tego pewna. I wiewiórka miala rację, gdyż dru-
ga próba rzeczywiście w pełnie się powiodła. Kaczki pruły wodę coraz
szybciej, rozpędziła się też ta największa, z Nielotkiem na grzbiecie.
Naraz krzyknęła – Teraz machnij mocno skrzydłami i leć!
Cóż za radość przeżył Nielotek! Bo udało mu się unieść nad wodą
a potem wzbić się wysoko ponad drzewami parku! Krążył swobodnie
w powietrzu i już wiedział, że potrafi latać. Wypatrzył swoje rodzinne
gniazdo i był już w pełni szczęśliwy. Po chwili przyleciał z siostrzyczka-
mi i braciszkami, by podziękować Szyszecce i kaczkom.
Szkoła Podstawowa nr 298, klasa III b
Ja też jestem autorem tej bajki
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
– 16 – – 17 –
O Piotrusiu hałaśliwym
P
iotruś był jedynakiem i w domu często mu się nudziło. Czasem
rodzice pozwalali zaprosić kolegów z klasy, ale oczywiście nie
codziennie. Kiedy Piotruś wracał ze szkoły a rodzice byli jeszcze
w pracy, nie był taki zupełnie sam, ponieważ miał psa Cezara, owczar-
ka niemieckiego, a w dużej klatce mieszkała świnka morska o imieniu
Fifi. Tak więc było pięcioro domowników.
Tego dnia Piotruś wcześnie wrócił ze szkoły i postanowił urządzić
koncert na perkusji. Tutaj trzeba zdradzić, że chłopiec często lubił ba-
wić się w sposób hałaśliwy. Nie przejmował się, że hałas może prze-
szkadzać innym i czasem trudno to znieść. Rodziców nie było w domu,
więc poćwiczył trochę grę w koszykówkę głośno odbijając piłkę o pod-
łogę, no a potem postanowił zbudować perkusję. Do tego celu użył
garnki, pokrywki i słoiki. Cezarowi to się na początku podobało, ale po
jakimś czasie schował się w najdalszy kąt.
Kiedy Piotruś zmęczył się graniem i zakończył koncert, postanowił
posprzątać w mieszkaniu i nakarmić świnkę Fifi, gdyż zbliżała się pora
jej obiadku. A tu okazało się, że klatka jest otwarta a Fifi w niej nie
ma! Nie wiadomo jak to się stało, czy skacząca wcześniej piłka ude-
rzyła w klatkę i drzwiczki się otworzyły, czy też Fifi sama ją otworzyła
i uciekła. Schował się gdzieś bardzo skutecznie. Piotruś poprosił Ceza-
ra, żeby ją poszukał, ale pies nie chciał go posłuchać. Nawet obietnica
pójścia na długi spacer nie pomogła. Cezar siedział niewzruszony i wy-
czekujący.
– Dostaniesz swoją ulubioną wątróbkę – zaproponował chłopiec.
Cezar natychmiast zareagował. Zamruczał z zadowoleniem, poki-
wał przytakującą głową, ale się nie ruszył. Jak dostanie swój przysmak,
to poszuka Fifi. Ale w lodówce wątróbki nie było.
Piotruś szybciutko zrobił z papieru świnkę, taką niby-Fifi, włożył
ją do klatki, wziął taty kapelusz, garnek, dwie pokrywki i wybiegł na
chodnik przed dom. Położył kapelusz na chodniku, obok kartkę z na-
pisem „Na wątróbkę dla Cezara” i zaczął swój koncert na perkusję. Nikt
jakoś nie chciał wrzucać pieniędzy grajkowi, aż w końcu przechodził
starszy pan w kapeluszu i wrzucił pięć złotych do kapelusza. Może po-
mogła w tym obecność Cezara, który właśnie nadszedł i wsłuchiwał się
w koncert.
Piotruś podziękował i natychmiast popędził do sklepu po wątróbkę.
Cezar oczywiście zjadł ją ze smakiem natychmiast i ruszyli razem do
domu. A w domu była już mama. W klatce spała sobie spokojnie Fifi.
– Byłem z Cezarem na spacerze – oznajmił Piotruś.
– Ja też zdążyłam być już na spacerze. Wybrałam się w towarzystwie
przemiłej papierowej świnki. Dziwne, że się nie spotkaliśmy.
Szkoła Podstawowa nr 42, klasa II a
Ja też jestem autorem tej bajki
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
– 18 – – 19 –
O sowie,
która nie przestawała gadać
B
yła sobie sówka, która miała na imię Ola, ale wszyscy nazywali ją
Gadułka. Właściwie nikt chyba nie pamiętał jej imienia. Wszyst-
kie znajome zwierzęta, mieszkańcy Bajecznej Polany, nazywali ją
Gadułka i już. Oczywiście musiał być jakiś powód, żeby Olę tak nazywa-
no. Tym powodem było jej gadulstwo. Bo chociaż sowy uważa się za mą-
dre ptaki, to jednak Oli Gadułce nie przychodziło do głowy, że swoimi
opowieściami może po prostu zanudzać nieco, a nawet bardzo – słucha-
czy. Opowiadała o wszystkim co widziała, no i do tego historie zupełnie
zmyślone. Poza tym zabierała głos w każdej sprawie, chociaż często nie
wiedziała, o co dokładnie chodzi. Mieszkańcy Bajecznej Polany organi-
zowali wycieczki po lesie, tylko po to, by odpocząć od gadania sówki.
Pewnego dnia, jeden z mieszkańców Bajecznej Polany, a był to krecik
Becik, wpadł na wspaniały pomysł. Oto ogłoszony zostanie konkurs na
najciekawsze bajkowe opowiadanie. Do konkursu na pewno zgłosi się
sówka Gadułka. Komisja sędziowska będzie oceniała uczestników i może
okazać się, że ktoś potrafi lepiej i ciekawiej opowiadać niż znana z gadul-
stwa sówka. Do konkursu zgłosiły się trzy sowy, a wśród nich oczywiście
Gadułka. W skład jury pod przewodnictwem krecika Becika, weszła też
sarenka Irenka i dzięcioł Kęcioł. Zaczęła się rywalizacja o miano sowy naj-
ciekawiej opowiadającej o jakimś wydarzeniu, a mogło to być wydarzenie
z gatunku fantastycznych, czyli bajek. W chwili, gdy uczestniczka zawo-
dów rozpoczynała swoją opowieść, mierzony był czas. Członkowie Komi-
sji sędziowskiej słuchali uważnie i w momencie, kiedy opowieść zaczynała
być nudna, dawali sygnał, że mają już dość słuchania. Zwyciężczynią kon-
kursu zostanie ta sowa, która najdłużej będzie opowiadać swoją intere-
sująca historię. Pierwsza do zawodów stanęła Gadułka. Swoją opowieść
rozpoczęła od wstępu, który był tak długi, że jury już po pięciu minutach
miało dość słuchania. Następna uczestniczka konkursu potrafiła bardziej
zainteresować swoją opowieścią, gdyż minęło dziesięć minut i nikt jej nie
przerywał. Wtedy Gadułka, która tak pewna była zwycięstwa, zrozumiała,
że do tej pory jakoś nie zwracała uwagi na słuchaczy. Raczej zależało jej na
tym, by na nią zwracano uwagę. Postanowiła to zmienić. A dzień, w któ-
rym przestanie być nazywana Gadułką, będzie jej zwycięstwem.
Szkoła Podstawowa nr 114, klasa III c
Ja też jestem autorem tej bajki
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
– 20 – – 21 –
O tym, jak Grzesiowi
pomogła małpka Eryk
B
ył sobie komputer, który miał na imię Grzesio. Jak na kompu-
ter był już bardzo wiekowy, gdyż właśnie obchodził dziesiąte
urodziny. Imię dali mu Dominika i Benek, rodzeństwo bliźnia-
ków, uczniowie drugiej klasy szkoły podstawowej. Kiedy trwały ferie
zimowe i dzieci wyjechały na zimowisko, tata postanowił zrobić wiel-
kie porządki w domu. No i zawiózł komputer na skład recyklingu. To
znaczy, że to, z czego zbudowany był Grzesio, miało być przerobione na
jakieś użyteczne części do innych urządzeń. Tata pomyślał, że chociaż
komputer jeszcze działał, to na pewno można się już pozbyć tego sta-
rego, wielkiego grata. Sam zresztą go dzieciom podarował, kiedy prze-
stał z niego korzystać. Niedawno kupił im nowe tablety, które przecież
z powodzeniem zastąpiły staruszka.
Ale ten staruszek, czyli Grześ, nie był zwykłym komputerem. Bo
Grześ potrafił odczuwać i tęsknić, zupełnie jak jakieś zwierzę, na przy-
kład pies albo chomik. Do tego, o czym dzieci nie wiedziały, potra-
fił porozumiewać się ze zwierzętami w ich języku. No i kiedy znalazł
się Grzesio w składzie sprzętu do przerobienia na jakieś części, zaczął
bardzo cierpieć. Po dwóch dniach zabrał go stamtąd pan Fryderyk, za-
przyjaźniony z właścicielem składu. Postanowił u siebie przerobić stary
komputer na jakiś potrzebny mu sprzęt. Grześ znalazł się w jego pry-
watnym magazynie i tu niespodziewanie zainteresowała się nim małp-
ka pana Fryderyka. Miała na imię Eryk, tak przedstawiła się Grzesiowi.
Bo Grzesio natychmiast odezwał się do niej w zwierzęcym języku i za-
częli rozmawiać. Eryk, dowiedziawszy się o tym, jak cierpi i tęskni do
dzieci Grzesio, umówił się z nim, że następnego dnia po prostu zaniesie
go do domu.
Właśnie następnego dnia dzieci wróciły z ferii. Nie mogły pogodzić
się z tym, że Grzesia już nie ma. Dominika powiedziała, że muszą pójść
natychmiast do składu recyklingu po Grzesia. Benek nie chciał czekać,
aż pojadą z tatą, ale tata zgodził się z dziećmi, że sprawa jest poważna
i Grześ musi jednak wrócić. Szybko uruchomił samochód i pojechali,
ale niestety dowiedzieli się, że komputer zabrał pan Fryderyk. Pojechali
więc do pana Fryderyka i okazało się, że komputer zniknął z maga-
zynu! Po prostu go nie było. Wyglądająca na zmęczoną, małpka Eryk
przyglądała się gościom z wesołą miną. Dominika i Benek byli niepo-
cieszeni, ale za to wyobraźcie sobie ich miny, kiedy po powrocie zoba-
czyli Grzesia stojącego spokojnie przed drzwiami ich domu.
Szkoła Podstawowa nr 42, klasa II c
Ja też jestem autorem tej bajki
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
– 22 – – 23 –
O tym jak Kazan
pomógł Łatce
B
ył sobie kotek, nazywał się Łatka. Był czarnym kotkiem, ale nie-
zupełnie, ponieważ na pyszczku, na ogonku i na grzebiecie miał
białe łatki. Ta na grzbiecie była największa i chyba dlatego star-
sza pani Izabella dała mu na imię Łatka.
Pewnego razu starsza pani Izabella wybrała się na spacer do parku.
Najczęściej wybierała się sama, gdyż była samotną starszą panią, ale
tym razem zabrała ze sobą Łatkę. Prowadziła go, o zgrozo!, na smyczy,
co dla żadnego kota nie jest przyjemne. Łatka trzymał w pyszczku swo-
ją lubioną kauczukową piłeczkę. Można tą nazwać pokoleniową, gdyż
wcześniej bawiła się nią mama Łatki.
W pewnej chwili piłeczka uciekła Łatce i znikła w kolczastych krza-
kach. A stało się tak dlatego, gdyż starsza pani Izabella zupełnie niespo-
dziewanie i złośliwie kopnęła piłeczkę. Po prostu starsza pani Izabella
czasami bywała bardzo złośliwa. Sama nie wiedziała, dlaczego.
Łatka chciał wydostać piłeczkę, ale nie dość, że krzaki były kolczaste,
to na dodatek grasowały w nich wielkie pająki. I kotek wrócił do domu
bez ukochanej piłeczki pokoleniowej.
Okazałosię,żescenęwparkuobserwowałzdalekachłopiecoimieniuJu-
rek,spacerującyzeswoimpsemKazanem.Kiedypodeszlidomiejsca,gdzie
piłeczka wpadła w krzaki, Kazan, nie zważając na kolce i pająki wczołgał się
pomiędzy krzaki i wydobył piłeczkę. A potem, po tropach kotka poprowa-
dził swego pana, czyli Jurka, na podwórko przy wielkiej kamienicy. Jurek
chciał poszukać mieszkania właścicielki czarnego kotka, ale Łatka właśnie
wyglądał przez okno i zobaczył nieznajomego psa z pokoleniową, ukocha-
nąpiłeczką!Nienamyślającsiękotekwyskoczyłzokna,abyłotodrugiepię-
tro, no i wylądował tuż przed nieznajomym psem. A Kazan rozdziawił pysk
w szerokim uśmiechu i piłeczka potoczyła się prosto do jego właściciela.
Hej, cześć – powiedział Łatka w zwierzęcym języku. – przyniosłeś
moją piłeczkę. I nie bałeś się tych strasznych krzaków i pająków?
Nie bałem się – odpowiedział Kazan. – Myślę, że bardzo lubisz tę
piłeczkę i szkoda by było ją stracić.
Tak, bardzo ją lubię. I ciebie też już lubię. Możemy zostać przyjaciółmi?
Jasne, że możemy. Bardzo się cieszę.
I tak kotek Łatka i pies Kazan zostali przyjaciółmi.
Szkoła Podstawowa nr 42, klasa II b
Ja też jestem autorem tej bajki
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
– 24 – – 25 –
O tym, jak pani Piraletka
odkryła piłkarski przekręt
N
a stadionie Piękny Targówek odbywał się mecz piłki noż-
nej. Oto po raz pierwszy drużyna dziewcząt grała przeciwko
chłopcom. Mecz był towarzyski, jednak na widowni wyczu-
wało się duże napięcie i nieprzerwanie trwał gorący doping kibiców
obu drużyn. Do tego wielkiego meczu doszło dlatego, gdyż dziewczęta
z drużyny Podgrodzianek przechwalały się, że nie mają sobie równych
i pokonają nawet chłopców. Przecież ich drużyna, trenowana przez
znakomitą w swoim fachu, panią Piraletkę, zdobyła mistrzostwo kra-
ju w kategorii szkół podstawowych. A kapitan Nata Ronalda została
uznana najlepszą piłkarką.
Chłopcy nie dopuszczali myśli o przegranej, jednak jej się obawia-
li. Ich drużyna Junaków trenowała od niedawna, a dziewczęta grały
świetnie i miały znakomitą trenerkę. Umiała odkryć możliwości za-
wodniczek i stworzyć zgrany zespół. Chłopcy nie mieli jeszcze trenera,
ale mieli wśród swoich kolegów Marka z naukową głową. Poprosili go
o skonstruowanie androidy, czyli robota, który będzie wyglądał iden-
tycznie jak Nata Ronalda, ale źle grał w piłkę. Plan był przebiegły i pra-
wie się udał, a właściwie udał się w połowie.
Do przerwy drużyna Junaków prowadziła 3:0 i androida spełniała
swoje zadanie, to znaczy psuła prawie każde zagranie. Po wznowieniu
gry po przerwie, coś rozregulowało się w mechanizmie androidy udają-
cej Natę. Nagle z taką siłą nadepnęła futbolówkę, że ta z hukiem pękła!
Przy linii autowej nie było zapasowej piłki, więc pani Piraletka pobie-
gła do schowka. A w nim zobaczyła zamkniętą kapitan drużyny, zwią-
zaną klubowym szalikiem. Szybko uwolniła Natalę, wróciła na boisko
i natychmiast zdjęła androidę, zaprowadziła ją do schowka, a na mu-
rawę wybiegła prawdziwa Nata. Edzia nie przerywał meczu. No i za-
częły się wielkie emocje, bo dziewczęta strzelały bramkę za bramką
i doprowadziły do wyrównania. W ostatnich minutach meczu opadły
jednak z sił i Junacy strzelili gola. Wygrali 4:3, ale jakoś nie okazywali
wielkiej radości. Po meczu podeszli do pani Piraletki i przyznali się do
swego złego czynu. Powiedzieli, że prawdziwym zwycięzcą są Podgro-
dzianki. Usłyszeli, że remis się dziewczętom należał, pewnie dlatego, że
w drugiej połowie na boisko wybiegła prawdziwa Nata. A ta, czekająca
w schowku na uwolnienie, na pewno znajdzie etacik w Centrum Nauki
Miko. Odwiedzające je dzieci będą mogły zobaczyć jak młoda zawod-
niczka potrafi strzelać rzuty karne...
Szkoła Podstawowa nr 285, klasa III c
Ja też jestem autorem tej bajki
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
– 26 – – 27 –
Strupek,
samotny potworek
P
otworek Strupek mieszkał w opuszczonym zamku, którego nikt
nie chciał remontować. Może dlatego, że chodziły w bliskiej i dal-
szej okolicy słuchy o strasznym potworze, mieszkającym w zam-
ku. Strupek rzeczywiście mieszkał w nim w piwnicy, ale w żadnym
wypadku nie należał do gatunku strasznych potworów. Był wielkości
borsuka albo małpki, miał szarą sierść i czerwone świecące oczy. Nie
wiadomo dlaczego wieść, a właściwie plotka rozniosła się o złym i wiel-
kim potworze. Strupek nigdy nikomu krzywdy nie zrobił. Nie ugryzł
nawet żadnego zwierzątka, nie mówiąc o ludziach, gdyż był jaroszem,
to znaczy żywił się tylko roślinami. Poza tym bardzo cierpiał na samot-
ność i miał wielką ochotę z kimś się zaprzyjaźnić. Pewnego razu Stru-
pek wybrał się na poszukiwanie polany, na której miały rosnąć pysz-
ne borówki. Chyba był blisko, bo czuł już zapach borówek, gdy nagle
wpadł w sidła z bardzo grubego drutu. Został uwięziony w potrzasku
i w żaden sposób nie mógł się wydostać. Przyszedł wieczór i przyszedł
też kłusownik, który sidła zastawił. Zobaczywszy dziwne stworzenie ze
świecącymi czerwonymi oczami, uciekł w popłochu, postanawiając ni-
gdy już sideł nie zastawiać. Strupek godził już się z myślą, że przyjdzie
mu umrzeć samotnie w tych wnykach. Zresztą, przez całe życie cierpiał
na samotność. I wtedy nadleciał nietoperz Kajtek.
– Co tu robisz – zapytał. – Siedzę sobie – odpowiedział Strupek.
Kajtek zorientował się, że potworek tkwi w sidłach kłusownika. Mógł
to zobaczyć, gdyż okrągły jak talerz księżyc wyszedł zza chmur i oświe-
tlił las. Nietoperz starał się uwolnić potworka, ale potrzeba było do
tego dużej siły. Poleciał więc po swego przyjaciela, osiołka Roni Pepe.
Osiołek, rodem z dalekich Włoch, przybiegł natychmiast na pomoc.
Przyjrzał się konstrukcji sideł i... jednym kopnięciem w paskudne dru-
ty, uwolnił Strupka. Ten odetchnął z wielką ulgą, bo odzyskał wolność.
– Masz jakieś życzenie, wolny potworku? – zapytał Kajtek. – Głodny
jestem. I samotny też – odpowiedział Strupek.
Nietoperz, wiedząc, co może być przysmakiem dla potworka, po-
leciał na niedaleką plantację i wrócił z pysznymi truskawkami. A na-
stępnego dnia osiołek Roni Pepe zaprowadził Strupka do opuszczonej
jaskini, niedaleko zamku. Powiedział, że sam często tę jaskinię odwie-
dza i właściwie to razem mogą w niej zamieszkać. Jakże ucieszył się
Strupek!
Szkoła Podstawowa nr 114, klasa III d
Ja też jestem autorem tej bajki
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
– 28 – – 29 –
Tańczący pingwin Gucio
N
a lodowym wybrzeżu Antarktydy mieszkało stado pin-
gwinów, a wśród nich Gucio. Był najnieszczęśliwszy z ca-
łego stada, gdyż czuł się bardzo samotny. Pewnego dnia
oddalił się od swoich rodziców i braci, a w tym czasie część lo-
dowego wybrzeża oderwała się od brzegu i ogromna kra odpły-
nęła w nieznanym kierunku. Na niej właśnie znajdowała się cała
rodzinka Gucia, no i teraz został sam. Inne pingwiny zapraszały go
do wspólnej zabawy i polowań na ryby, ale niechętnie się do nich
przyłączał. Bardzo chciał znowu być ze swoją rodzinką. Gdyby tak
przypłynął jakiś wieloryb i na jego grzbiecie popłynąłby do swo-
ich najbliższych... Albo przyleciał wielki ptak i zabrałby go z tego
smutnego miejsca... Takie marzenia miał Gucio.
Pewnego dnia przyleciał ptak, ale stalowy. Blisko miejsca, w któ-
rym mieszkały pingwiny, wylądował mały samolot. Wysiadł z niego
pilot a za nim jakaś pani i dwoje dzieci. Pewnie wybrali się na wy-
cieczkę ze stacji badawczej, która musiała mieścić się gdzieś w po-
bliżu – pomyślał ucieszony Gucio. Zamarzył, żeby dzieci rozumiały
mowę pingwinów, bo wtedy by mu pomogły odnaleźć rodzinkę...
Podbiegł do dzieci, przywitał się i oznajmił, że nazywa się Gucio.
I jego marzenie się spełniło, bo dzieci znały mowę pingwinów!
– Cześć – powiedział chłopiec – nazywam się Bartek, a to moja
siostra Zuzia.
– Nie wiedzieliśmy o tym, że znamy twoją mowę – dodała Zuzia.
– Po prostu okazało się, że rozumiemy, co do nas mówisz.
No i Gucio opowiedział im o swoim nieszczęściu. O tym, że
nawet nie wie, gdzie odpłynęła wielka lodowa. A dzieci na to, że
spróbują przekonać tatę, że one rozumieją, co do nich mówi Gucio.
Tata powiedział, żeby przestały żartować. Pewnie myślał, że chcą
zabrać do samolotu pingwina dla zabawy. Ale Bartek poprosił, aby
tata albo mama powiedzieli, co ma zrobić Gucio. – Dobrze – po-
wiedziała mama. – Niech zatańczy, poturla się i zrobi salto w tył.
Dzieci szybko przetłumaczyły Guciowi polecenia, a on zaczął ryt-
micznie podskakiwać i przytupywać, potem poturlał się i na koniec
zrobił salto. Oczy rodziców zrobiły się okrągłe jak talerze. Tata zgo-
dził się z powietrza poszukać zaginionej rodzinki i wziąć Gucia na
pokład. A on powiedział dzieciom, że jego tatę można rozpoznać po
wielkim kolorowym krawacie, w którym zawsze chodzi. Mały samo-
lot długo krążył nad wielkimi lodowymi krami, aż Zuzia wykrzyk-
nęła – Tam są pingwiny, a jeden z nich ma na szyji coś kolorowego!
Trudno opisać radość, jaka zapanowała. Cieszyli się wszyscy pa-
sażerowie samolotu, a potem rodzinka pingwinów na ziemi. Kiedy
potem Bartek z Zuzią z żalem żegnali się z Guciem, obiecując, że na
pewno go jeszcze odwiedzą, ten mrugnął do nich porozumiewaw-
czo i wesoło... zatańczył.
Szkoła Podstawowa nr 275, klasa II a
Ja też jestem autorem tej bajki
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
– 30 – – 31 –
Wielka bitwa w Cyferkowie
Jacek chodził do drugiej klasy i był dobrym uczniem. Dostawał
dobre stopnie, ale czasem niestety obniżoną ocenę za niestaranne
prowadzenie zeszytów. Rzeczywiście, literki nie chciały jakoś rów-
no trzymać się linii, do tego miały bardzo różną wielkość i wysokość.
W Jacka zeszycie do matematyki mnóstwo było poprawek, często uży-
wany korektor pozostawiał po sobie ślady, a cyferki pochylały się nie-
spodziewanie albo podskakiwały. Jacek często za bardzo śpieszył się
z odrabianiem, gdyż zaraz miał pędzić na umówione spotkanie z kole-
gami. Mama powiedziała, że zeszyt od matematyki ma przepisać. Nie
szkodzi, że się kończy. W ten sposób można zapamiętać, że należy po-
rządnie prowadzić zeszyt.
A w zeszycie do matematyki działy się rzeczy, o których Jackowi na-
wet się nie śniło. Oto, kiedy kładł się spać, wstawały... cyferki. Bo ist-
nieją cyferki, które żyją i rozmawiają ze sobą. I takie właśnie zamiesz-
kały w zeszycie Jacka. To nie wszystko – one założyły miasto i nazwały
je... oczywiście Cyferkowo. Były w nim place zabaw i boiska do gry
w różne obliczenia. I właśnie podczas takiej gry, zrobiła się awantura.
Zaczęło się od tego, że Jedynki puszyły się i wymądrzały, jakie to one
ważne, a właściwie najważniejsze. Poza tym jest ich zdecydowanie naj-
więcej. Zdenerwowało to Dwójki, które cierpliwie próbowały tłuma-
czyć mądralom, że wszystkie cyferki są tak samo ważne. Kiedy to nie
poskutkowało, postanowiły dać nauczkę mądralom i utrzeć im nosa.
Skrzyknęły się z Trójkami na naradę i wymyśliły sposób na dosłow-
ne przytarcie nosków tym, którym wydawało się, że są najważniejsze.
Oto dwie Dwójeczki zręcznie wyskoczyły z zeszytu na biurko, zgarnęły
z niego korektor i zaczęło się polowanie na Jedynki, a właściwie ich
noski do przytarcia. Zaatakowane próbowały się bronić, ale Dwójki ra-
zem z Trójkami były silniejsze i niektórym Jedynkom noski udało się
przytrzeć. W Cyferkowie zrobił się wielki tumult i zamieszanie, bo na
pomoc Jedynkom ruszyły Zera, zagradzając drogę atakującym. Roz-
poczęła się prawdziwa bitwa, w której wzięły udział wszystkie cyferki.
I nie była to chyba tylko bitwa na słowa, ponieważ nie wiadomo dlacze-
go, z niektórych plusów zrobiły się dwa minusy.
Kiedy Jacek podszedł rano do biurka zobaczył na nim korektor
w  dziwnie zniszczonym stanie. Nie przypominał sobie, żeby aż tak
strasznie często go używał. Postanowił tego dnia rozpocząć przepisy-
wanie zeszytu do matematyki, ponieważ nie chciał już tego zadania
odkładać na później. A poza tym, jednak wstyd mu było, kiedy pani
w szkole mówiła, że czasem nie da już odczytać, co napisał albo obli-
czył. Jacek otworzył zeszyt do matematyki, leżący na biurku. – Ojej! –
zdziwił się. – To ja jestem aż takim bałaganiarzem!?
Szkoła Podstawowa nr 275, klasa II b
Ja też jestem autorem tej bajki
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

More Related Content

What's hot

Bajki agnieszka nowelli_podglad
Bajki agnieszka nowelli_podgladBajki agnieszka nowelli_podglad
Bajki agnieszka nowelli_podglad
matioka
 
Oskar i reszta - Ewa Pałczyńska winek - ebook
Oskar i reszta - Ewa Pałczyńska winek - ebookOskar i reszta - Ewa Pałczyńska winek - ebook
Oskar i reszta - Ewa Pałczyńska winek - ebook
e-booksweb.pl
 

What's hot (18)

Polska mova-ta-chytannia-4-klas-lebed-2021-1
Polska mova-ta-chytannia-4-klas-lebed-2021-1Polska mova-ta-chytannia-4-klas-lebed-2021-1
Polska mova-ta-chytannia-4-klas-lebed-2021-1
 
Bajki agnieszka nowelli_podglad
Bajki agnieszka nowelli_podgladBajki agnieszka nowelli_podglad
Bajki agnieszka nowelli_podglad
 
Krasnalove Wieści - lipiec 2021
Krasnalove Wieści - lipiec 2021Krasnalove Wieści - lipiec 2021
Krasnalove Wieści - lipiec 2021
 
Krasnalowe wiesci 05
Krasnalowe wiesci 05Krasnalowe wiesci 05
Krasnalowe wiesci 05
 
W świecie baśni Andersena
W świecie baśni AndersenaW świecie baśni Andersena
W świecie baśni Andersena
 
Drugie wydanie gazetki „Krasnalove wieści”
Drugie wydanie gazetki „Krasnalove wieści”Drugie wydanie gazetki „Krasnalove wieści”
Drugie wydanie gazetki „Krasnalove wieści”
 
Krasnalove Wieści - czerwiec 2021
Krasnalove Wieści - czerwiec 2021Krasnalove Wieści - czerwiec 2021
Krasnalove Wieści - czerwiec 2021
 
Krasnalove Wieści - sierpień 2021
Krasnalove Wieści - sierpień 2021Krasnalove Wieści - sierpień 2021
Krasnalove Wieści - sierpień 2021
 
Krasnalowe wieści - Luty 2022
Krasnalowe wieści - Luty 2022Krasnalowe wieści - Luty 2022
Krasnalowe wieści - Luty 2022
 
Pierwsze wydanie magazynu „Krasnalove wieści” w 2022 roku!
Pierwsze wydanie magazynu „Krasnalove wieści” w 2022 roku!Pierwsze wydanie magazynu „Krasnalove wieści” w 2022 roku!
Pierwsze wydanie magazynu „Krasnalove wieści” w 2022 roku!
 
Szostw ydanie Krasnlovych wieści
Szostw ydanie Krasnlovych wieściSzostw ydanie Krasnlovych wieści
Szostw ydanie Krasnlovych wieści
 
Krasnalove Wieści - marzec 2021
Krasnalove Wieści - marzec 2021Krasnalove Wieści - marzec 2021
Krasnalove Wieści - marzec 2021
 
Adam Bahdaj
Adam BahdajAdam Bahdaj
Adam Bahdaj
 
Oskar i reszta - Ewa Pałczyńska winek - ebook
Oskar i reszta - Ewa Pałczyńska winek - ebookOskar i reszta - Ewa Pałczyńska winek - ebook
Oskar i reszta - Ewa Pałczyńska winek - ebook
 
Get The Picture Ilustrowane Idiomy Angielskie
Get The Picture  Ilustrowane Idiomy AngielskieGet The Picture  Ilustrowane Idiomy Angielskie
Get The Picture Ilustrowane Idiomy Angielskie
 
Prawdziwy przyjaciel bajka
Prawdziwy przyjaciel   bajkaPrawdziwy przyjaciel   bajka
Prawdziwy przyjaciel bajka
 
makuszynski
makuszynskimakuszynski
makuszynski
 
basnie
basniebasnie
basnie
 

Viewers also liked

Viewers also liked (14)

Hermana mariana
Hermana marianaHermana mariana
Hermana mariana
 
GICSA
GICSAGICSA
GICSA
 
Montenegro tour
Montenegro tourMontenegro tour
Montenegro tour
 
Procedures of individual title selection
Procedures of individual title selectionProcedures of individual title selection
Procedures of individual title selection
 
3. production experiments(2)
3. production experiments(2)3. production experiments(2)
3. production experiments(2)
 
Exploratory Research
Exploratory ResearchExploratory Research
Exploratory Research
 
Open Data Governance as an Integral Part of a Smart City: How to start with?
Open Data Governance as an Integral Part of a Smart City: How to start with?Open Data Governance as an Integral Part of a Smart City: How to start with?
Open Data Governance as an Integral Part of a Smart City: How to start with?
 
Potential Sources of Error during the Research process
Potential Sources of Error during the Research process Potential Sources of Error during the Research process
Potential Sources of Error during the Research process
 
GICSA
GICSAGICSA
GICSA
 
2. research(2)
2. research(2)2. research(2)
2. research(2)
 
Arduino a000066-datasheet
Arduino a000066-datasheetArduino a000066-datasheet
Arduino a000066-datasheet
 
GICSA
GICSAGICSA
GICSA
 
8 марта 4 группа
8 марта 4 группа8 марта 4 группа
8 марта 4 группа
 
Uk ferran miguel
Uk ferran miguelUk ferran miguel
Uk ferran miguel
 

Similar to Biblioteczne bum bajeczne edycja 1

Kannka wielkanocna 2024 .................
Kannka wielkanocna 2024 .................Kannka wielkanocna 2024 .................
Kannka wielkanocna 2024 .................
DorotaSankowska1
 
Kannka grudzien 2017
Kannka grudzien 2017Kannka grudzien 2017
Kannka grudzien 2017
dorotax
 
Magia kości - Fiona E. Higgins - ebook
Magia kości - Fiona E. Higgins - ebookMagia kości - Fiona E. Higgins - ebook
Magia kości - Fiona E. Higgins - ebook
e-booksweb.pl
 
Lala - Jacek Dehnel - ebook
Lala - Jacek Dehnel - ebookLala - Jacek Dehnel - ebook
Lala - Jacek Dehnel - ebook
e-booksweb.pl
 
Bajki na chwile przy kominku - ebook
Bajki na chwile przy kominku - ebookBajki na chwile przy kominku - ebook
Bajki na chwile przy kominku - ebook
e-booksweb.pl
 
Piaskowa góra - Joanna Bator - ebook
Piaskowa góra - Joanna Bator - ebookPiaskowa góra - Joanna Bator - ebook
Piaskowa góra - Joanna Bator - ebook
e-booksweb.pl
 
Uciekinierzy - Tomasz Trojanowski - ebook
Uciekinierzy - Tomasz Trojanowski - ebookUciekinierzy - Tomasz Trojanowski - ebook
Uciekinierzy - Tomasz Trojanowski - ebook
e-booksweb.pl
 
Adrian Mole. Szczere wyznania Sue Townsend ebook
Adrian Mole. Szczere wyznania   Sue Townsend ebookAdrian Mole. Szczere wyznania   Sue Townsend ebook
Adrian Mole. Szczere wyznania Sue Townsend ebook
e-booksweb.pl
 
Fałszywy trop Henning Mankell ebook
Fałszywy trop   Henning Mankell ebookFałszywy trop   Henning Mankell ebook
Fałszywy trop Henning Mankell ebook
e-booksweb.pl
 

Similar to Biblioteczne bum bajeczne edycja 1 (20)

Bajki z sukcesem w tle. Tom 2 / Sławomir Żbikowski
 Bajki z sukcesem w tle. Tom 2 / Sławomir Żbikowski  Bajki z sukcesem w tle. Tom 2 / Sławomir Żbikowski
Bajki z sukcesem w tle. Tom 2 / Sławomir Żbikowski
 
Zegar z miaukulka
Zegar z miaukulkaZegar z miaukulka
Zegar z miaukulka
 
Kannka wielkanocna 2024 .................
Kannka wielkanocna 2024 .................Kannka wielkanocna 2024 .................
Kannka wielkanocna 2024 .................
 
Zegar z miaukułką - Agnieszka Kazała
Zegar z miaukułką - Agnieszka KazałaZegar z miaukułką - Agnieszka Kazała
Zegar z miaukułką - Agnieszka Kazała
 
Kannka grudzien 2017
Kannka grudzien 2017Kannka grudzien 2017
Kannka grudzien 2017
 
Zegar z Miaukułką / Agnieszka Kazała
Zegar z Miaukułką / Agnieszka KazałaZegar z Miaukułką / Agnieszka Kazała
Zegar z Miaukułką / Agnieszka Kazała
 
Magia kości - Fiona E. Higgins - ebook
Magia kości - Fiona E. Higgins - ebookMagia kości - Fiona E. Higgins - ebook
Magia kości - Fiona E. Higgins - ebook
 
Biblioteczne bum bajeczne edycja 3
Biblioteczne bum bajeczne edycja 3Biblioteczne bum bajeczne edycja 3
Biblioteczne bum bajeczne edycja 3
 
Lala - Jacek Dehnel - ebook
Lala - Jacek Dehnel - ebookLala - Jacek Dehnel - ebook
Lala - Jacek Dehnel - ebook
 
Krasnalowe Wieści - grudzień 2021
Krasnalowe Wieści - grudzień 2021Krasnalowe Wieści - grudzień 2021
Krasnalowe Wieści - grudzień 2021
 
Teraz tu jest nasz dom str 1 9
Teraz tu jest nasz dom str 1 9Teraz tu jest nasz dom str 1 9
Teraz tu jest nasz dom str 1 9
 
Bajki na chwile przy kominku - ebook
Bajki na chwile przy kominku - ebookBajki na chwile przy kominku - ebook
Bajki na chwile przy kominku - ebook
 
Piaskowa góra - Joanna Bator - ebook
Piaskowa góra - Joanna Bator - ebookPiaskowa góra - Joanna Bator - ebook
Piaskowa góra - Joanna Bator - ebook
 
Oskar i-reszta
Oskar i-resztaOskar i-reszta
Oskar i-reszta
 
Uciekinierzy - Tomasz Trojanowski - ebook
Uciekinierzy - Tomasz Trojanowski - ebookUciekinierzy - Tomasz Trojanowski - ebook
Uciekinierzy - Tomasz Trojanowski - ebook
 
YouGO! Magazine 3/2011 - Odessa, Suwalszczyzna, Podlasie, Tajlandia
YouGO! Magazine 3/2011 - Odessa, Suwalszczyzna, Podlasie, TajlandiaYouGO! Magazine 3/2011 - Odessa, Suwalszczyzna, Podlasie, Tajlandia
YouGO! Magazine 3/2011 - Odessa, Suwalszczyzna, Podlasie, Tajlandia
 
Diaskop 05 - O Kurce Krzykurce (About Hen Krzykurka)
Diaskop 05 - O Kurce Krzykurce (About Hen Krzykurka)Diaskop 05 - O Kurce Krzykurce (About Hen Krzykurka)
Diaskop 05 - O Kurce Krzykurce (About Hen Krzykurka)
 
Adrian Mole. Szczere wyznania Sue Townsend ebook
Adrian Mole. Szczere wyznania   Sue Townsend ebookAdrian Mole. Szczere wyznania   Sue Townsend ebook
Adrian Mole. Szczere wyznania Sue Townsend ebook
 
Little Red Riding Hood
Little Red Riding HoodLittle Red Riding Hood
Little Red Riding Hood
 
Fałszywy trop Henning Mankell ebook
Fałszywy trop   Henning Mankell ebookFałszywy trop   Henning Mankell ebook
Fałszywy trop Henning Mankell ebook
 

More from Biblioteka Publiczna Dzielnicy Targówek m.st. Warszawy

More from Biblioteka Publiczna Dzielnicy Targówek m.st. Warszawy (8)

„Zakochany Targówek” Antologia wierszy dla dzieci
„Zakochany Targówek” Antologia wierszy dla dzieci„Zakochany Targówek” Antologia wierszy dla dzieci
„Zakochany Targówek” Antologia wierszy dla dzieci
 
„Zakochany Targówek” tom II Antologia wierszy dla dorosłych
„Zakochany Targówek” tom II Antologia wierszy dla dorosłych„Zakochany Targówek” tom II Antologia wierszy dla dorosłych
„Zakochany Targówek” tom II Antologia wierszy dla dorosłych
 
Biblioteczne bum bajeczne edycja 2
Biblioteczne bum bajeczne edycja 2Biblioteczne bum bajeczne edycja 2
Biblioteczne bum bajeczne edycja 2
 
Przedwojenne miasto bibliotek
Przedwojenne miasto bibliotekPrzedwojenne miasto bibliotek
Przedwojenne miasto bibliotek
 
Czytelnia Naukowa nr 1
Czytelnia Naukowa nr 1Czytelnia Naukowa nr 1
Czytelnia Naukowa nr 1
 
Załącznik nr 2 do regulaminu
Załącznik nr 2 do regulaminuZałącznik nr 2 do regulaminu
Załącznik nr 2 do regulaminu
 
Zalacznik nr 1 do regulaminu
Zalacznik nr 1 do regulaminuZalacznik nr 1 do regulaminu
Zalacznik nr 1 do regulaminu
 
Regulamin
RegulaminRegulamin
Regulamin
 

Biblioteczne bum bajeczne edycja 1

  • 1. Biblioteczne bum bajeczne, czyli Targówek pełen słówek Biblioteka Publiczna w Dzielnicy Targówek m.st. Warszawy Warszawa 2014
  • 2. N a początku bieżącego roku w pięciu placówkach dla dzieci i młodzieży Biblioteki Publicznej w Dzielnicy Targówek m.st. Warszawy (BD12, BD52, BD53, BD40, BD65) odbyły się spotkania warsztatowe w ramach realizacji projektu edukacji kulturalnej „Biblioteczne bum bajeczne, czyli Targówek pełen słówek”. Projekt ten miał za zadanie aktywizację rozwoju intelektualnego dzieci w grupie wiekowej 8–9 lat poprzez stymulowanie myślenia twórczego. Jego realizacja ma przyczynić się do wzrostu efektywności edukacji kulturalnej za pomocą twórczości literackiej. Podczas zorganizowanych warsztatów w formie zabawy – bawimy się słowem – dzieci wspólnie układały bajki. Powstało 14 bajek z ilustracjami, których autorami są uczniowie szkół podstawowych na warszawskim Targówku, a ich redaktorem prowa- dzący zajęcia literackie pisarz – pan Marek Samselski. Szkoły zaproszone do realizacji projektu to: SP 42 – cztery klasy II, SP 114 – dwie klasy III, SP 275 – dwie klasy II, SP 277 – jedna klasa III, SP 285 – dwie klasy III, SP 298 – trzy klasy III). Gdzie jest Bingo? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 4 Kto chciał okup za kucyka Rafała? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7 Magiczny kapelusz poety, o rety! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 8 O tym, jak Ania i czarodziejski zegar pomogli kangurkowi Stefanowi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 11 O książce, która porozmawiała z Kacprem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 12 O Nielotku i nauczycielkach latania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 14 O Piotrusiu hałaśliwym . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16 O sowie, która nie przestawała gadać . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18 O tym, jak Grzesiowi pomogła małpka Eryk . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 20 O tym, jak Kazan pomógł Łatce . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22 O tym, jak pani Piraletka odkryła piłkarski przekręt . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24 Strupek, samotny potworek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26 Tańczący pingwin Gucio . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 28 Wielka bitwa w Cyferkowie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 30 Wydawca Biblioteka Publiczna w Dzielnicy Targówek m.st. Warszawy Redakcja Marek Samselski ISBN 83-920764-1-9
  • 3. – 4 – – 5 – Gdzie jest Bingo? B ingo był wesołym pieskiem, lubiącym spacery. Właśnie zbliża- ły się wakacje i licealistka Ala, jego właścicielka, wybierała się z rodzicami w daleką podróż na cały miesiąc. Ala nie mogła zabrać ze sobą swego ukochanego pieska. Postanowiła zostawić Bingo u swojej babci Stasi, która mieszkała niedaleko domu Ali. Babcia zgo- dziła się przyjąć do siebie pieska, chociaż nie okazała wielkiego entu- zjazmu. Kiedy rozpoczęły się wakacje i Bingo u niej zamieszkał, jakoś posmutniał. Babcia Stasia nie bawiła się z nim i nie okazywała zbytniej czułości. Nie to co Ala. Pewnego dnia drzwi były niedomknięte, Bingo wymknął się i popędził do swego domu. Na spacery był wyprowadzany na smyczy, a tu nadarzyła się okazja. Kiedy tam przybiegł, na próżno wyczekiwał i szczekał pod oknem. Wtedy postanowił odnaleźć Leona. Leon był chłopakiem Ali, nazywała go przyszłym narzeczonym. Lu- bił pieski, a Bingo był jego ulubieńcem. Nasz bohater wyruszył na po- szukiwanie domu Leona. Po drodze zaatakowały go złe psy, które nie wpuszczały obcych na swój teren. Pewnie strzegły jakiegoś osiedla. Bingo z nadgryzionym uchem uciekł złym psom i położył się pod cmentarnym murem. Był głodny, poturbowany i zmęczony. Na doda- tek zanosiło się na deszcz, gdyż niebo zupełnie zasnute było chmurami i zrobiło się ciemno. Wtem, kiedy Bingo spojrzał w górę z nadzieją, że może wyjrzy księżyc, zobaczył jasną gwiazdę. Nie wiadomo dlacze- go, wyobraził sobie, że jest ona z gwiazdozbioru Wielka Parówka i na imię ma Ewelina. No i ta gwiazda, zaczęła do niego mrugać! Gasła na krótszą albo dłuższą chwilę. Bingo zupełnie przypadkiem znał alfabet Morse’a, gdyż porozumiewaniem się na odległość bawiła się niedaw- no Ala z Leonem. Bingo wiedział, że krótkie mrugnięcie to kropka, a dłuższe – kreska. Przypatrywał się Ewelinie i dostrzegł, że ona prze- kazuje wiadomość specjalnie dla niego – Ruszaj na północ. Bigo wstał, ruszył w pokazywanym przez gwiazdę kierunku i dotarł do bistra „Na boczku”. Właśnie podjechało tam auto, wysiadł chłopczyk i powiedział – Tato, kupmy temu pieskowi parówkę, on jest głodny! I wtedy z bistra wyszedł Leon, dorabiający tu podczas wakacji jako kelner. Ależ była ra- dość! Leon natychmiast zadzwonił do Ali z wiadomością, że znalazł się Bingo. A Ala zadzwoniła do babci Stasi z dobrą nowiną, która jednak wcale ją nie ucieszyła. Ala zrozumiała, że jej babcia po prostu nie lubi piesków albo ma alergię na sierść, tylko nie chciała się przyznać. Szkoła Podstawowa nr 298, klasa III c Ja też jestem autorem tej bajki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
  • 4. – 6 – – 7 – Kto chciał okup za kucyka Rafała? G dzieś na Mazurach, nad wielką polaną niedaleko miasteczka, była sobie leśniczówka. Mieszkała w nim Agatka, do której tata leśniczy często mówił – Moja Agatko dziesięciolatko. Ła- two się domyślić, że dziewczynka miała dziesięć lat. A pięć lat miał jej ukochany kucyk Rafał, mieszkający w szopie, tuż przy domu. Agatka bardzo dbała o swojego kucyka, on zaś chętnie zabierał ją na swoim grzbiecie na wycieczki leśnymi traktami. Pewnego razu na terenie leśniczówki znalazło się dwóch nieprzy- jemnych osobników wyglądających na włóczęgów, Zdzisiek i Waldek. Dom był zamknięty, akurat nikogo w nim nie było, ale zobaczyli uchy- lone drzwi szopy. Weszli do niej, zobaczyli pięknego kucyka i... Kiedy późnym popołudniem mama wróciła z Agatką, zobaczyły otwarte drzwi szopy. Nie było kucyka. Nie było go też nigdzie w pobli- żu. Właśnie przyjechał tata i dołączył do poszukiwań. Mama Agatki, pani Marta powiedziała, że chociaż zapadł już zmrok, znajdą Rafała, bo przecież do jego ucha jest przyczepiony chip. Zaraz będzie można z wielką dokładnością sprawdzić, w jakim miejscu jest zguba. I wtedy zadzwonił telefon taty. Chrypliwy głos oznajmił, że kucyk został po- rwany i trzeba zapłacić okup w wysokości dwóch tysięcy złotych za jego odzyskanie. Okup należy dostarczyć o północy pod bramę cmentarza mieszczącego się na skraju miastecka. No i nie wolno powiadamiać po- licji. Wtedy mama Agatki wzięła całą sprawę w swoje ręce, przecież jest policjantką i zna sztukę walki taekwondo. Ktoś może obserwować dom i sprawdzać, co robi leśniczy i czy nie nadjeżdża radiowóz. Pani Marta zobaczyła na nawigatorze, że kucyk znajduje się całkiem nieda- leko i ruszyła w tamtym kierunku. Dotarła do gęstego zagajnika i wy- patrzyła Rafała przywiązanego do drzewa, a przy nim pilnującego go złodzieja. To był Zdzisiek. Błyskawicznie podbiegła, zrobiła mu zdjęcie oślepiając go fleszem i zadała cios powalający go na pół godziny. Nie- długo potem wkroczyła na podwórze z uwolnionym Rafałem. Kucyk ruszył z kopyta w stronę brzozy rosnącej na skraju polany i z całej siły natarł na jej pień. Z brzozy z hukiem spadł Waldek. Wrzasnął coś w ro- dzaju – Moja śledziona! A może? – Zostałem wyśledzony! Nie minęło pół godziny, kiedy złodzieje zostali zabrani przez policję do szpitala, a potem pewnie do aresztu. Tata Agatki przyznał się, że tego dnia wyjątkowo zapomniał zamknąć szopę. Obiecał, że to się już nigdy nie powtórzy. A w najbliższy piątek urządzi piknik z zaproszo- nymi gośćmi. Szkoła Podstawowa nr 298, klasa III a Ja też jestem autorem tej bajki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
  • 5. – 8 – – 9 – Magiczny kapelusz poety, o rety! P ewnego razu Staś, wracając ze szkoły drogą przez park, znalazł stary kapelusz. Leżał sobie pod dębem, był w kolorze brązowym z ciemnozieloną wstążką nad rondem i kiedyś należał pewnie do jakiegoś eleganckiego pana. Staś przyniósł kapelusz do domu i schował na strychu w skrzyni z pamiątkami z dawnych czasów. Przypomniał so- bie o nim, kiedy odwiedziła go sąsiadka Agatka i postanowili urządzić sobie zabawę w filmowanie. Małą kamerą umieszczoną na statywie, po- stanowili sfilmować magiczną sztuczkę, którą sami pokażą. Staś nałożył na głowę znaleziony kapelusz. Na szczęście nie był tak duży, żeby zakry- wał uszy. Właśnie wtedy Agatka powiedziała, że coś by zjadła i dodała: – Może jednak do cukierni pójdziemy i pyszny torcik zjemy? I oto w jednej sekundzie przenieśli się z pokoju Stasia do wielkiej sali i znaleźli pośrodku tortu, pokrytego grubą warstwą bitej śmietany. Spróbowali jej i stwierdzili, że jest pyszna. Ale ile można zjeść nawet pysznej bitej śmietany? Na domiar złego okazało się, że trudno wydo- stać się z wielkiego tortu. Do jego krawędzi było daleko, może ze trzy metry, a przemieszczać się mogli tylko jedząc bitą śmietanę. Której już mieli dość! Wokół tortu biegali w białych czapkach, mali jak krasna- le, cukiernicy. Staś z Agatką zobaczyli z przerażeniem, że sami są tak samo mali, jak ci cukiernicy. Pewnie im się to śni... Wtem pojawił się cukiernik, cały opalony na brąz. Był to Pan Piernik Bob, który wrzu- cił na tort rurki z kremem, po których najpierw Agatka, a potem Staś ewakuowali się na twardy grunt podłogi. Pan Piernik Bob przywitał się z nimi i zaraz poczęstował pierniczkiem w kształcie serduszka. Wtedy Agatka westchnęła: – Oj, do domu wracamy, bo dość słodyczy mamy. I dzieci znowu znalazły się w pokoju Stasia. – Czy tobie się śniło to samo co mnie? Czy lądowałaś ze mną na takim wielkim torcie? – zapytał oszołomiony Staś. – Tak – odpowiedział Agatka. – Ale to był sen uroczy, jak pragnę podskoczyć. No i nagle zaczął podskakiwać, chociaż wcale nie chciał. Skakał wy- soko, prawie pod sufit. W pewnej chwili spadł mu kapelusz i Staś prze- stał skakać. – Wiem – krzyknęła Agatka. – To ten kapelusz, on jest magiczny! Pewnie to był kapelusz poety, bo gdy wypowiemy życzenie do rymu, to się spełnia. Staś nie bardzo chciał w to uwierzyć, ale na wszelki wypadek poszedł na strych i schował go w skrzyni. – E tam – powiedział, kiedy wrócił. – Ta wyprawa do cukierni nam się przyśniła. – Myślę, że jednak mogła być prawdziwa – powiedziała Agatka, wycią- gając ze swojej nieodłącznej torebeczki, pierniczek w kształcie serduszka. Szkoła Podstawowa nr 285, klasa III b Ja też jestem autorem tej bajki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
  • 6. – 10 – – 11 – O tym jak Ania i czarodziejski zegar pomogli kangurkowi Stefanowi W domu na wsi, z rodzicami i braciszkiem Łukaszem miesz- kała Ania. Dziewczynka lubiła bawić się ze swoim pieskiem Łatkiem, a mama często musiała prosić ją, by pobawiła się też z Łukaszem. Chłopczyk dopiero niedawno zaczął sam chodzić i trzeba było na niego cały czas uważać. Pewnego razu Ania robiąc porządki na strychu znalazła stary, zaku- rzony zegar ścienny, który chodził! Wskazówki pokazywały na dużej metalowej tarczy prawidłową godzinę! W takim zegarze codziennie trzeba nakręcać sprężynę, a on chodził. Było na nim tyle kurzu, że na pewno od lat nikt go nie dotykał. Ania wyczyściła zegar, przyniosła do swojego pokoju i schowała pod łóżkiem. Zasypiając pomyślała, że może to jest czarodziejski zegar i może spełniać życzenia... Na przykład znienacka przenieść ją do bardzo dalekiego kraju. No i Ania, nie wiedząc, czy to sen, czy wszystko dzieje się naprawdę, znalazła się w Australii, w wielkim miejskim parku. Alejkami przecha- dzały się strusie, na polanie skakały kangury. Do Ani podszedł kangu- rek z bardzo smutną miną. Okazało się, że wszyscy śmieją się z niego, bo on nie umie skakać. Ani żal się zrobiło kangurka i powiedziała – Wiesz co Stefanie, zapraszam cię do mnie. Na podwórku jest trampoli- na i na niej nauczysz się skakać. Nie wiedziała dlaczego nazwała kangurka Stefanem, nie wiedziała też Ania, czy jej się to wszystko nie śniło, gdyż nagle zrobił się blady świt i obudziła się w swoim pokoju. To pewnie był sen... ale chyba nie, bo przy łóżku siedział sobie kangurek Stefan i uśmiechał się do niej przyjaźnie. Ania natychmiast przypomniała sobie o obietnicy. Trzeba pomóc kangurkowi nauczyć się skakać! Trzeba obmyślić jakiś rozsądny plan działania. Ania postanowiła powiedzieć rodzicom, że dostała od koleżanki sztucznego nakręcanego kangura i będzie się z nim bawić ra- zem z Łukaszem i Łatkiem. Okazało się, że Łatek, młody wilczek, poga- dał chyba ze Stefanem i też przejął się jego problemem, gdyż wskoczył na trampolinę i zachęcił kangurka do wspólnego skakania. No i udało się. Po kilku treningach Stefan potrafił skakać nie tylko na trampolinie. Po prostu nauczył się skakać jak każdy kangur. Cieszył się też Łukasz i sam próbował naśladować skoki Stefana. Kiedy po kilku dniach Ania zauważyła, że jej nowy przyjaciel zaczy- na markotnieć, zapytała go, czy tęskni do Australii. Stefan kiwnął pota- kująco głową i Ania poprosiła zaczarowany zegar o przeniesienie kan- gurka do jego rodzinki. I zegar spełnił to życzenie. A Ania postanowiła nikomu go nie pokazywać i poprosić go jeszcze kiedyś o daleką podróż. Szkoła Podstawowa nr 277, klasa III a Ja też jestem autorem tej bajki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
  • 7. – 12 – – 13 – O książce, któraporozmawiałazKacprem W bibliotece dla dzieci i młodzieży stała sobie na półce książ- ka. Jej tytuł „Podróże w nieznane” przyciągał czytelników, no i bardzo często była wypożyczana. Liczyła sobie już trzy- dzieści lat, a więc była chyba najstarsza na półkach. Panie bibliotekarki niedawno wysłały ją do introligatorni i wróciła stamtąd z nową, grubą okładką. Jej oryginalna okładka była już bardzo zniszczona, gdyż mnó- stwo razy była wypożyczana. PewnegorazudobibliotekiprzyszedłKacper,uczeńdrugiejklasyszko- ły podstawowej. Chodził sobie między regałami i popijał z butelki poma- rańczowy sok, chociaż to było zabronione. Łatwo przecież wylać sok na jakąś książkę albo pismo, no i po prostu je zniszczyć. Ale Kacper często lubił robić na przekór. Postarał się, by nikt nie zauważył, z czym przyszedł, a sam zauważył na półce „Podróże w nieznane”. Wyróżniały się grubą okładką, na którą naklejona była oryginalna okładka, stara już i mocno podniszczona. Oczywiście, tak jak inne, pokryta była przezroczystą folią. Kacper sięgnął po książkę pod tytułem „Podróże w nieznane”, bo bardzo lubił podróżować o marzył o tym, by kiedyś wybrać się w podróż dookoła świata. Kiedy otworzył książkę, butelka zsokiem zrobiła się nagle niepo- słuszna i nie chciała jakoś tkwić spokojnie pod pachą chłopca. Wymknęła się spod niej wprost na książkę, a ponieważ nie była dobrze zakręcona, na pierwszejstroniepierwszegorozdziału„Podróżywnieznane”,pojawiłasię pomarańczowaplama.Kacperzdążyłzłapaćwlociespadającąbutelkę,ale nieszczęściejużsięstało.Starałsięzetrzećplamęrękawemswegosweterka, niestetyplamanieznikła.Kacperpomyślał,żewyglądajaknamapienowy kraj do zwiedzania. Zajrzał na następną stronę. Na szczęście, uszkodzona była tylko jedna kartka. Chłopiec odłożył „Podróże w nieznane” na półkę i chciał ruszyć do wyjścia, kiedy usłyszał cichy, ale wyraźny głos. – Nie możesz tak mnie zostawić, musisz szkodę naprawić. Chłopiec znieruchomiał i pomyślał, że za regałem ktoś jest i wszyst- ko się wydało. Wrócił, by okazać skruchę, ale nikogo nie było. Wtedy usłyszał znowu – Nie możesz tak mnie zostawić. Kacper przestraszył się nie na żarty. To mówiła książka! – Co mam zrobić? – zapytał, chociaż jakoś śmiesznie było mówić do książki. – Przepisz to, co jest poplamione sokiem – powiedział ten sam głos. Kacper poszedł do pani bibliotekarki i przyznał się do tego, co zro- bił. Poprosił o kartkę i powiedział, że przepisze poplamiony tekst i kart- kę będzie można do niej wkleić. – To świetny pomysł – powiedziała pani bibliotekarka. – Nie jestem pewien, czy to ja na niego wpadłem – odpowiedział Kacper. Szkoła Podstawowa nr 42, klasa II d Ja też jestem autorem tej bajki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
  • 8. – 14 – – 15 – O Nielotku i nauczycielkach latania W pewnym miejskim parku mieszkał ptak o imieniu Nielo- tek. Chociaż nie odniósł żadnej kontuzji i wydawało się, że powinien latać, jednak nie umiał wzbić się powietrze. Nie potrafił znaleźć swego rodzinnego gniazda i wędrował sobie po parku z bardzo smutną minką. Właśnie spotkał wiewiórkę Szyszeczkę, która również miała smutną minkę, ale z zupełnie innego powodu. Nie przy- szło jej nawet do głowy, żeby polatać, chociażby nawet szybowcem. Smutna była, gdyż nie potrafiła znaleźć laskowych orzechów, które tak bardzo lubiła. Gdzież rosną te leszczyny? A gdyby przegryźć tak kilka fistaszków... Nielotek wysłuchał skarg Szyszeczki i postanowił jej pomóc. Wi- dział niedawno chłopca siedzącego na ławce i jedzącego fistaszki. Był to Henio, który często przychodził do miejskiego parku i lubił obser- wować zwierzęta. Nielotek pobiegł do niego i zapraszająco pomachał skrzydełkiem. Chłopiec wstał z ławki i ruszył zaciekawiony za ptakiem. W ten sposób dotarli do Szyszeczki. A ona aż podskoczyła, zobaczyw- szy w rękach Henia torbę pełną fistaszków. No i dostała garśc swojego ulubionego przysmaku. Teraz ona postanowiła pomóc Nielotkowi. Po- biegła nad staw, do zaprzyjaźninych kaczek. Opowiedziała o wielkim zmartwieniu Nielotka, a kaczki na to, że tak być nie może i zaraz na- uczą go latać! Największa z nich, wyszła na brzeg, zaprosiła Nielotka na swój grzbiet i powiedziała, żeby mocno się trzymał. Pozostałe kaczki ruszyły przodem, by jako pierwsze pruć po lustrze wody, a wtedy ła- twiej będzie rozpędzić się ich koleżance z bagażem na grzbiecie. Był nim oczywiście Nielotek, który miał rozpostrzeć swoje skrzydła i wzbić się powietrze. Pierwsza próba nie udała się, gdyż na drodze rozpędzo- nych kaczek znalazł się nieprzyjazny rój pszczół i ptaki rozpierzchły się po całym stawie. Po długiej chwili, całe towarzystwo wróciło na brzeg. Podczas tego zamieszania o mało nie utopił się przestraszony Nielo- tek. Nie chciał próbować po raz drugi, ale Szczyszeczka dodawała mu otuchy. Powiedziała, że już za kilka minut będzie frunął nad parkiem. Że ona jest po prostu tego pewna. I wiewiórka miala rację, gdyż dru- ga próba rzeczywiście w pełnie się powiodła. Kaczki pruły wodę coraz szybciej, rozpędziła się też ta największa, z Nielotkiem na grzbiecie. Naraz krzyknęła – Teraz machnij mocno skrzydłami i leć! Cóż za radość przeżył Nielotek! Bo udało mu się unieść nad wodą a potem wzbić się wysoko ponad drzewami parku! Krążył swobodnie w powietrzu i już wiedział, że potrafi latać. Wypatrzył swoje rodzinne gniazdo i był już w pełni szczęśliwy. Po chwili przyleciał z siostrzyczka- mi i braciszkami, by podziękować Szyszecce i kaczkom. Szkoła Podstawowa nr 298, klasa III b Ja też jestem autorem tej bajki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
  • 9. – 16 – – 17 – O Piotrusiu hałaśliwym P iotruś był jedynakiem i w domu często mu się nudziło. Czasem rodzice pozwalali zaprosić kolegów z klasy, ale oczywiście nie codziennie. Kiedy Piotruś wracał ze szkoły a rodzice byli jeszcze w pracy, nie był taki zupełnie sam, ponieważ miał psa Cezara, owczar- ka niemieckiego, a w dużej klatce mieszkała świnka morska o imieniu Fifi. Tak więc było pięcioro domowników. Tego dnia Piotruś wcześnie wrócił ze szkoły i postanowił urządzić koncert na perkusji. Tutaj trzeba zdradzić, że chłopiec często lubił ba- wić się w sposób hałaśliwy. Nie przejmował się, że hałas może prze- szkadzać innym i czasem trudno to znieść. Rodziców nie było w domu, więc poćwiczył trochę grę w koszykówkę głośno odbijając piłkę o pod- łogę, no a potem postanowił zbudować perkusję. Do tego celu użył garnki, pokrywki i słoiki. Cezarowi to się na początku podobało, ale po jakimś czasie schował się w najdalszy kąt. Kiedy Piotruś zmęczył się graniem i zakończył koncert, postanowił posprzątać w mieszkaniu i nakarmić świnkę Fifi, gdyż zbliżała się pora jej obiadku. A tu okazało się, że klatka jest otwarta a Fifi w niej nie ma! Nie wiadomo jak to się stało, czy skacząca wcześniej piłka ude- rzyła w klatkę i drzwiczki się otworzyły, czy też Fifi sama ją otworzyła i uciekła. Schował się gdzieś bardzo skutecznie. Piotruś poprosił Ceza- ra, żeby ją poszukał, ale pies nie chciał go posłuchać. Nawet obietnica pójścia na długi spacer nie pomogła. Cezar siedział niewzruszony i wy- czekujący. – Dostaniesz swoją ulubioną wątróbkę – zaproponował chłopiec. Cezar natychmiast zareagował. Zamruczał z zadowoleniem, poki- wał przytakującą głową, ale się nie ruszył. Jak dostanie swój przysmak, to poszuka Fifi. Ale w lodówce wątróbki nie było. Piotruś szybciutko zrobił z papieru świnkę, taką niby-Fifi, włożył ją do klatki, wziął taty kapelusz, garnek, dwie pokrywki i wybiegł na chodnik przed dom. Położył kapelusz na chodniku, obok kartkę z na- pisem „Na wątróbkę dla Cezara” i zaczął swój koncert na perkusję. Nikt jakoś nie chciał wrzucać pieniędzy grajkowi, aż w końcu przechodził starszy pan w kapeluszu i wrzucił pięć złotych do kapelusza. Może po- mogła w tym obecność Cezara, który właśnie nadszedł i wsłuchiwał się w koncert. Piotruś podziękował i natychmiast popędził do sklepu po wątróbkę. Cezar oczywiście zjadł ją ze smakiem natychmiast i ruszyli razem do domu. A w domu była już mama. W klatce spała sobie spokojnie Fifi. – Byłem z Cezarem na spacerze – oznajmił Piotruś. – Ja też zdążyłam być już na spacerze. Wybrałam się w towarzystwie przemiłej papierowej świnki. Dziwne, że się nie spotkaliśmy. Szkoła Podstawowa nr 42, klasa II a Ja też jestem autorem tej bajki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
  • 10. – 18 – – 19 – O sowie, która nie przestawała gadać B yła sobie sówka, która miała na imię Ola, ale wszyscy nazywali ją Gadułka. Właściwie nikt chyba nie pamiętał jej imienia. Wszyst- kie znajome zwierzęta, mieszkańcy Bajecznej Polany, nazywali ją Gadułka i już. Oczywiście musiał być jakiś powód, żeby Olę tak nazywa- no. Tym powodem było jej gadulstwo. Bo chociaż sowy uważa się za mą- dre ptaki, to jednak Oli Gadułce nie przychodziło do głowy, że swoimi opowieściami może po prostu zanudzać nieco, a nawet bardzo – słucha- czy. Opowiadała o wszystkim co widziała, no i do tego historie zupełnie zmyślone. Poza tym zabierała głos w każdej sprawie, chociaż często nie wiedziała, o co dokładnie chodzi. Mieszkańcy Bajecznej Polany organi- zowali wycieczki po lesie, tylko po to, by odpocząć od gadania sówki. Pewnego dnia, jeden z mieszkańców Bajecznej Polany, a był to krecik Becik, wpadł na wspaniały pomysł. Oto ogłoszony zostanie konkurs na najciekawsze bajkowe opowiadanie. Do konkursu na pewno zgłosi się sówka Gadułka. Komisja sędziowska będzie oceniała uczestników i może okazać się, że ktoś potrafi lepiej i ciekawiej opowiadać niż znana z gadul- stwa sówka. Do konkursu zgłosiły się trzy sowy, a wśród nich oczywiście Gadułka. W skład jury pod przewodnictwem krecika Becika, weszła też sarenka Irenka i dzięcioł Kęcioł. Zaczęła się rywalizacja o miano sowy naj- ciekawiej opowiadającej o jakimś wydarzeniu, a mogło to być wydarzenie z gatunku fantastycznych, czyli bajek. W chwili, gdy uczestniczka zawo- dów rozpoczynała swoją opowieść, mierzony był czas. Członkowie Komi- sji sędziowskiej słuchali uważnie i w momencie, kiedy opowieść zaczynała być nudna, dawali sygnał, że mają już dość słuchania. Zwyciężczynią kon- kursu zostanie ta sowa, która najdłużej będzie opowiadać swoją intere- sująca historię. Pierwsza do zawodów stanęła Gadułka. Swoją opowieść rozpoczęła od wstępu, który był tak długi, że jury już po pięciu minutach miało dość słuchania. Następna uczestniczka konkursu potrafiła bardziej zainteresować swoją opowieścią, gdyż minęło dziesięć minut i nikt jej nie przerywał. Wtedy Gadułka, która tak pewna była zwycięstwa, zrozumiała, że do tej pory jakoś nie zwracała uwagi na słuchaczy. Raczej zależało jej na tym, by na nią zwracano uwagę. Postanowiła to zmienić. A dzień, w któ- rym przestanie być nazywana Gadułką, będzie jej zwycięstwem. Szkoła Podstawowa nr 114, klasa III c Ja też jestem autorem tej bajki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
  • 11. – 20 – – 21 – O tym, jak Grzesiowi pomogła małpka Eryk B ył sobie komputer, który miał na imię Grzesio. Jak na kompu- ter był już bardzo wiekowy, gdyż właśnie obchodził dziesiąte urodziny. Imię dali mu Dominika i Benek, rodzeństwo bliźnia- ków, uczniowie drugiej klasy szkoły podstawowej. Kiedy trwały ferie zimowe i dzieci wyjechały na zimowisko, tata postanowił zrobić wiel- kie porządki w domu. No i zawiózł komputer na skład recyklingu. To znaczy, że to, z czego zbudowany był Grzesio, miało być przerobione na jakieś użyteczne części do innych urządzeń. Tata pomyślał, że chociaż komputer jeszcze działał, to na pewno można się już pozbyć tego sta- rego, wielkiego grata. Sam zresztą go dzieciom podarował, kiedy prze- stał z niego korzystać. Niedawno kupił im nowe tablety, które przecież z powodzeniem zastąpiły staruszka. Ale ten staruszek, czyli Grześ, nie był zwykłym komputerem. Bo Grześ potrafił odczuwać i tęsknić, zupełnie jak jakieś zwierzę, na przy- kład pies albo chomik. Do tego, o czym dzieci nie wiedziały, potra- fił porozumiewać się ze zwierzętami w ich języku. No i kiedy znalazł się Grzesio w składzie sprzętu do przerobienia na jakieś części, zaczął bardzo cierpieć. Po dwóch dniach zabrał go stamtąd pan Fryderyk, za- przyjaźniony z właścicielem składu. Postanowił u siebie przerobić stary komputer na jakiś potrzebny mu sprzęt. Grześ znalazł się w jego pry- watnym magazynie i tu niespodziewanie zainteresowała się nim małp- ka pana Fryderyka. Miała na imię Eryk, tak przedstawiła się Grzesiowi. Bo Grzesio natychmiast odezwał się do niej w zwierzęcym języku i za- częli rozmawiać. Eryk, dowiedziawszy się o tym, jak cierpi i tęskni do dzieci Grzesio, umówił się z nim, że następnego dnia po prostu zaniesie go do domu. Właśnie następnego dnia dzieci wróciły z ferii. Nie mogły pogodzić się z tym, że Grzesia już nie ma. Dominika powiedziała, że muszą pójść natychmiast do składu recyklingu po Grzesia. Benek nie chciał czekać, aż pojadą z tatą, ale tata zgodził się z dziećmi, że sprawa jest poważna i Grześ musi jednak wrócić. Szybko uruchomił samochód i pojechali, ale niestety dowiedzieli się, że komputer zabrał pan Fryderyk. Pojechali więc do pana Fryderyka i okazało się, że komputer zniknął z maga- zynu! Po prostu go nie było. Wyglądająca na zmęczoną, małpka Eryk przyglądała się gościom z wesołą miną. Dominika i Benek byli niepo- cieszeni, ale za to wyobraźcie sobie ich miny, kiedy po powrocie zoba- czyli Grzesia stojącego spokojnie przed drzwiami ich domu. Szkoła Podstawowa nr 42, klasa II c Ja też jestem autorem tej bajki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
  • 12. – 22 – – 23 – O tym jak Kazan pomógł Łatce B ył sobie kotek, nazywał się Łatka. Był czarnym kotkiem, ale nie- zupełnie, ponieważ na pyszczku, na ogonku i na grzebiecie miał białe łatki. Ta na grzbiecie była największa i chyba dlatego star- sza pani Izabella dała mu na imię Łatka. Pewnego razu starsza pani Izabella wybrała się na spacer do parku. Najczęściej wybierała się sama, gdyż była samotną starszą panią, ale tym razem zabrała ze sobą Łatkę. Prowadziła go, o zgrozo!, na smyczy, co dla żadnego kota nie jest przyjemne. Łatka trzymał w pyszczku swo- ją lubioną kauczukową piłeczkę. Można tą nazwać pokoleniową, gdyż wcześniej bawiła się nią mama Łatki. W pewnej chwili piłeczka uciekła Łatce i znikła w kolczastych krza- kach. A stało się tak dlatego, gdyż starsza pani Izabella zupełnie niespo- dziewanie i złośliwie kopnęła piłeczkę. Po prostu starsza pani Izabella czasami bywała bardzo złośliwa. Sama nie wiedziała, dlaczego. Łatka chciał wydostać piłeczkę, ale nie dość, że krzaki były kolczaste, to na dodatek grasowały w nich wielkie pająki. I kotek wrócił do domu bez ukochanej piłeczki pokoleniowej. Okazałosię,żescenęwparkuobserwowałzdalekachłopiecoimieniuJu- rek,spacerującyzeswoimpsemKazanem.Kiedypodeszlidomiejsca,gdzie piłeczka wpadła w krzaki, Kazan, nie zważając na kolce i pająki wczołgał się pomiędzy krzaki i wydobył piłeczkę. A potem, po tropach kotka poprowa- dził swego pana, czyli Jurka, na podwórko przy wielkiej kamienicy. Jurek chciał poszukać mieszkania właścicielki czarnego kotka, ale Łatka właśnie wyglądał przez okno i zobaczył nieznajomego psa z pokoleniową, ukocha- nąpiłeczką!Nienamyślającsiękotekwyskoczyłzokna,abyłotodrugiepię- tro, no i wylądował tuż przed nieznajomym psem. A Kazan rozdziawił pysk w szerokim uśmiechu i piłeczka potoczyła się prosto do jego właściciela. Hej, cześć – powiedział Łatka w zwierzęcym języku. – przyniosłeś moją piłeczkę. I nie bałeś się tych strasznych krzaków i pająków? Nie bałem się – odpowiedział Kazan. – Myślę, że bardzo lubisz tę piłeczkę i szkoda by było ją stracić. Tak, bardzo ją lubię. I ciebie też już lubię. Możemy zostać przyjaciółmi? Jasne, że możemy. Bardzo się cieszę. I tak kotek Łatka i pies Kazan zostali przyjaciółmi. Szkoła Podstawowa nr 42, klasa II b Ja też jestem autorem tej bajki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
  • 13. – 24 – – 25 – O tym, jak pani Piraletka odkryła piłkarski przekręt N a stadionie Piękny Targówek odbywał się mecz piłki noż- nej. Oto po raz pierwszy drużyna dziewcząt grała przeciwko chłopcom. Mecz był towarzyski, jednak na widowni wyczu- wało się duże napięcie i nieprzerwanie trwał gorący doping kibiców obu drużyn. Do tego wielkiego meczu doszło dlatego, gdyż dziewczęta z drużyny Podgrodzianek przechwalały się, że nie mają sobie równych i pokonają nawet chłopców. Przecież ich drużyna, trenowana przez znakomitą w swoim fachu, panią Piraletkę, zdobyła mistrzostwo kra- ju w kategorii szkół podstawowych. A kapitan Nata Ronalda została uznana najlepszą piłkarką. Chłopcy nie dopuszczali myśli o przegranej, jednak jej się obawia- li. Ich drużyna Junaków trenowała od niedawna, a dziewczęta grały świetnie i miały znakomitą trenerkę. Umiała odkryć możliwości za- wodniczek i stworzyć zgrany zespół. Chłopcy nie mieli jeszcze trenera, ale mieli wśród swoich kolegów Marka z naukową głową. Poprosili go o skonstruowanie androidy, czyli robota, który będzie wyglądał iden- tycznie jak Nata Ronalda, ale źle grał w piłkę. Plan był przebiegły i pra- wie się udał, a właściwie udał się w połowie. Do przerwy drużyna Junaków prowadziła 3:0 i androida spełniała swoje zadanie, to znaczy psuła prawie każde zagranie. Po wznowieniu gry po przerwie, coś rozregulowało się w mechanizmie androidy udają- cej Natę. Nagle z taką siłą nadepnęła futbolówkę, że ta z hukiem pękła! Przy linii autowej nie było zapasowej piłki, więc pani Piraletka pobie- gła do schowka. A w nim zobaczyła zamkniętą kapitan drużyny, zwią- zaną klubowym szalikiem. Szybko uwolniła Natalę, wróciła na boisko i natychmiast zdjęła androidę, zaprowadziła ją do schowka, a na mu- rawę wybiegła prawdziwa Nata. Edzia nie przerywał meczu. No i za- częły się wielkie emocje, bo dziewczęta strzelały bramkę za bramką i doprowadziły do wyrównania. W ostatnich minutach meczu opadły jednak z sił i Junacy strzelili gola. Wygrali 4:3, ale jakoś nie okazywali wielkiej radości. Po meczu podeszli do pani Piraletki i przyznali się do swego złego czynu. Powiedzieli, że prawdziwym zwycięzcą są Podgro- dzianki. Usłyszeli, że remis się dziewczętom należał, pewnie dlatego, że w drugiej połowie na boisko wybiegła prawdziwa Nata. A ta, czekająca w schowku na uwolnienie, na pewno znajdzie etacik w Centrum Nauki Miko. Odwiedzające je dzieci będą mogły zobaczyć jak młoda zawod- niczka potrafi strzelać rzuty karne... Szkoła Podstawowa nr 285, klasa III c Ja też jestem autorem tej bajki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
  • 14. – 26 – – 27 – Strupek, samotny potworek P otworek Strupek mieszkał w opuszczonym zamku, którego nikt nie chciał remontować. Może dlatego, że chodziły w bliskiej i dal- szej okolicy słuchy o strasznym potworze, mieszkającym w zam- ku. Strupek rzeczywiście mieszkał w nim w piwnicy, ale w żadnym wypadku nie należał do gatunku strasznych potworów. Był wielkości borsuka albo małpki, miał szarą sierść i czerwone świecące oczy. Nie wiadomo dlaczego wieść, a właściwie plotka rozniosła się o złym i wiel- kim potworze. Strupek nigdy nikomu krzywdy nie zrobił. Nie ugryzł nawet żadnego zwierzątka, nie mówiąc o ludziach, gdyż był jaroszem, to znaczy żywił się tylko roślinami. Poza tym bardzo cierpiał na samot- ność i miał wielką ochotę z kimś się zaprzyjaźnić. Pewnego razu Stru- pek wybrał się na poszukiwanie polany, na której miały rosnąć pysz- ne borówki. Chyba był blisko, bo czuł już zapach borówek, gdy nagle wpadł w sidła z bardzo grubego drutu. Został uwięziony w potrzasku i w żaden sposób nie mógł się wydostać. Przyszedł wieczór i przyszedł też kłusownik, który sidła zastawił. Zobaczywszy dziwne stworzenie ze świecącymi czerwonymi oczami, uciekł w popłochu, postanawiając ni- gdy już sideł nie zastawiać. Strupek godził już się z myślą, że przyjdzie mu umrzeć samotnie w tych wnykach. Zresztą, przez całe życie cierpiał na samotność. I wtedy nadleciał nietoperz Kajtek. – Co tu robisz – zapytał. – Siedzę sobie – odpowiedział Strupek. Kajtek zorientował się, że potworek tkwi w sidłach kłusownika. Mógł to zobaczyć, gdyż okrągły jak talerz księżyc wyszedł zza chmur i oświe- tlił las. Nietoperz starał się uwolnić potworka, ale potrzeba było do tego dużej siły. Poleciał więc po swego przyjaciela, osiołka Roni Pepe. Osiołek, rodem z dalekich Włoch, przybiegł natychmiast na pomoc. Przyjrzał się konstrukcji sideł i... jednym kopnięciem w paskudne dru- ty, uwolnił Strupka. Ten odetchnął z wielką ulgą, bo odzyskał wolność. – Masz jakieś życzenie, wolny potworku? – zapytał Kajtek. – Głodny jestem. I samotny też – odpowiedział Strupek. Nietoperz, wiedząc, co może być przysmakiem dla potworka, po- leciał na niedaleką plantację i wrócił z pysznymi truskawkami. A na- stępnego dnia osiołek Roni Pepe zaprowadził Strupka do opuszczonej jaskini, niedaleko zamku. Powiedział, że sam często tę jaskinię odwie- dza i właściwie to razem mogą w niej zamieszkać. Jakże ucieszył się Strupek! Szkoła Podstawowa nr 114, klasa III d Ja też jestem autorem tej bajki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
  • 15. – 28 – – 29 – Tańczący pingwin Gucio N a lodowym wybrzeżu Antarktydy mieszkało stado pin- gwinów, a wśród nich Gucio. Był najnieszczęśliwszy z ca- łego stada, gdyż czuł się bardzo samotny. Pewnego dnia oddalił się od swoich rodziców i braci, a w tym czasie część lo- dowego wybrzeża oderwała się od brzegu i ogromna kra odpły- nęła w nieznanym kierunku. Na niej właśnie znajdowała się cała rodzinka Gucia, no i teraz został sam. Inne pingwiny zapraszały go do wspólnej zabawy i polowań na ryby, ale niechętnie się do nich przyłączał. Bardzo chciał znowu być ze swoją rodzinką. Gdyby tak przypłynął jakiś wieloryb i na jego grzbiecie popłynąłby do swo- ich najbliższych... Albo przyleciał wielki ptak i zabrałby go z tego smutnego miejsca... Takie marzenia miał Gucio. Pewnego dnia przyleciał ptak, ale stalowy. Blisko miejsca, w któ- rym mieszkały pingwiny, wylądował mały samolot. Wysiadł z niego pilot a za nim jakaś pani i dwoje dzieci. Pewnie wybrali się na wy- cieczkę ze stacji badawczej, która musiała mieścić się gdzieś w po- bliżu – pomyślał ucieszony Gucio. Zamarzył, żeby dzieci rozumiały mowę pingwinów, bo wtedy by mu pomogły odnaleźć rodzinkę... Podbiegł do dzieci, przywitał się i oznajmił, że nazywa się Gucio. I jego marzenie się spełniło, bo dzieci znały mowę pingwinów! – Cześć – powiedział chłopiec – nazywam się Bartek, a to moja siostra Zuzia. – Nie wiedzieliśmy o tym, że znamy twoją mowę – dodała Zuzia. – Po prostu okazało się, że rozumiemy, co do nas mówisz. No i Gucio opowiedział im o swoim nieszczęściu. O tym, że nawet nie wie, gdzie odpłynęła wielka lodowa. A dzieci na to, że spróbują przekonać tatę, że one rozumieją, co do nich mówi Gucio. Tata powiedział, żeby przestały żartować. Pewnie myślał, że chcą zabrać do samolotu pingwina dla zabawy. Ale Bartek poprosił, aby tata albo mama powiedzieli, co ma zrobić Gucio. – Dobrze – po- wiedziała mama. – Niech zatańczy, poturla się i zrobi salto w tył. Dzieci szybko przetłumaczyły Guciowi polecenia, a on zaczął ryt- micznie podskakiwać i przytupywać, potem poturlał się i na koniec zrobił salto. Oczy rodziców zrobiły się okrągłe jak talerze. Tata zgo- dził się z powietrza poszukać zaginionej rodzinki i wziąć Gucia na pokład. A on powiedział dzieciom, że jego tatę można rozpoznać po wielkim kolorowym krawacie, w którym zawsze chodzi. Mały samo- lot długo krążył nad wielkimi lodowymi krami, aż Zuzia wykrzyk- nęła – Tam są pingwiny, a jeden z nich ma na szyji coś kolorowego! Trudno opisać radość, jaka zapanowała. Cieszyli się wszyscy pa- sażerowie samolotu, a potem rodzinka pingwinów na ziemi. Kiedy potem Bartek z Zuzią z żalem żegnali się z Guciem, obiecując, że na pewno go jeszcze odwiedzą, ten mrugnął do nich porozumiewaw- czo i wesoło... zatańczył. Szkoła Podstawowa nr 275, klasa II a Ja też jestem autorem tej bajki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
  • 16. – 30 – – 31 – Wielka bitwa w Cyferkowie Jacek chodził do drugiej klasy i był dobrym uczniem. Dostawał dobre stopnie, ale czasem niestety obniżoną ocenę za niestaranne prowadzenie zeszytów. Rzeczywiście, literki nie chciały jakoś rów- no trzymać się linii, do tego miały bardzo różną wielkość i wysokość. W Jacka zeszycie do matematyki mnóstwo było poprawek, często uży- wany korektor pozostawiał po sobie ślady, a cyferki pochylały się nie- spodziewanie albo podskakiwały. Jacek często za bardzo śpieszył się z odrabianiem, gdyż zaraz miał pędzić na umówione spotkanie z kole- gami. Mama powiedziała, że zeszyt od matematyki ma przepisać. Nie szkodzi, że się kończy. W ten sposób można zapamiętać, że należy po- rządnie prowadzić zeszyt. A w zeszycie do matematyki działy się rzeczy, o których Jackowi na- wet się nie śniło. Oto, kiedy kładł się spać, wstawały... cyferki. Bo ist- nieją cyferki, które żyją i rozmawiają ze sobą. I takie właśnie zamiesz- kały w zeszycie Jacka. To nie wszystko – one założyły miasto i nazwały je... oczywiście Cyferkowo. Były w nim place zabaw i boiska do gry w różne obliczenia. I właśnie podczas takiej gry, zrobiła się awantura. Zaczęło się od tego, że Jedynki puszyły się i wymądrzały, jakie to one ważne, a właściwie najważniejsze. Poza tym jest ich zdecydowanie naj- więcej. Zdenerwowało to Dwójki, które cierpliwie próbowały tłuma- czyć mądralom, że wszystkie cyferki są tak samo ważne. Kiedy to nie poskutkowało, postanowiły dać nauczkę mądralom i utrzeć im nosa. Skrzyknęły się z Trójkami na naradę i wymyśliły sposób na dosłow- ne przytarcie nosków tym, którym wydawało się, że są najważniejsze. Oto dwie Dwójeczki zręcznie wyskoczyły z zeszytu na biurko, zgarnęły z niego korektor i zaczęło się polowanie na Jedynki, a właściwie ich noski do przytarcia. Zaatakowane próbowały się bronić, ale Dwójki ra- zem z Trójkami były silniejsze i niektórym Jedynkom noski udało się przytrzeć. W Cyferkowie zrobił się wielki tumult i zamieszanie, bo na pomoc Jedynkom ruszyły Zera, zagradzając drogę atakującym. Roz- poczęła się prawdziwa bitwa, w której wzięły udział wszystkie cyferki. I nie była to chyba tylko bitwa na słowa, ponieważ nie wiadomo dlacze- go, z niektórych plusów zrobiły się dwa minusy. Kiedy Jacek podszedł rano do biurka zobaczył na nim korektor w  dziwnie zniszczonym stanie. Nie przypominał sobie, żeby aż tak strasznie często go używał. Postanowił tego dnia rozpocząć przepisy- wanie zeszytu do matematyki, ponieważ nie chciał już tego zadania odkładać na później. A poza tym, jednak wstyd mu było, kiedy pani w szkole mówiła, że czasem nie da już odczytać, co napisał albo obli- czył. Jacek otworzył zeszyt do matematyki, leżący na biurku. – Ojej! – zdziwił się. – To ja jestem aż takim bałaganiarzem!? Szkoła Podstawowa nr 275, klasa II b Ja też jestem autorem tej bajki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .