2. Przekwitły najpiękniejsze kwiaty. Zaróżowiły się drżące osiny.
Szczerwieniały korale jarzębin i liście czeremch. Krzaki polnych róż
zamieniły kwiaty w purpurowe dzbanuszki głogu. Śliwy i jabłonie zrzucają
z gałązek brązowe i pożółkłe liście na leżące pod nimi owoce, które spadły
zerwane przez wiatr. Ptaki z gwarem żegnają swoją ojczyznę. Ostatnie
pieśni śpiewają na gościnnych drzewach, unoszą się nad nimi i lecą!
Odlatują. Coraz mniejsze, coraz mniejsze giną w dalekich przestworzach.
Powoli, powoli gaśnie złoto i czerwień pól oraz drzew. Osypały się już
wszystkie liście. Jest wszędzie pusto i smutno.
3. Nagle pewnego dnia, zmieniło się
wszystko. Zeschnięte trawy zrobiły się
zupełnie białe. Na polnych źródełkach
pojawił się cieniutki lód. Zdawało się, że
wszystkie trawy i drzewa zakwitły
najczystszym kwieciem, osypanym
brylantami. Ku wieczorowi zaczał padać
puszysty śnieg.
- Śnieg, śnieg!- cieszyły się dzieci.
Będziemy jeździć na sankach, będziemy
się ślizgać i ulepimy bałwana.
Ubrały się prędko i wybiegły na podwórze.
Po kilku dniach ulepiły bałwana.
Przyczepiły mu długi, brzydki nos z
patyka, dodały zezowate oczy z węgla, a
na głowę włożyły zakrzywiony kapelusz z
szerokim rondem. Do rąk zaś wetknęły
miotłę.
- Ale bałwan! Cha! Cha! Cha!
Głosy ich roześmiane słychać było daleko,
bardzo daleko.
4. - Brzydki bałwan – powiedział z drwiącym
uśmiechem jakiś młodzieniec i uderzył go
kulą śniegową, utoczoną w rękach.
Stał biedny bałwan na pośmiewisko i
drwiny. Głupi bałwan!- nawet wrony
urągały mu, kracząc.
- Hej, ty, nieruchomy z krzywym nosem,
dlaczego nie latasz skoro zrobili cię z
najczystszych płatków śnieżnych, ,
migocących białych gwiazdek? – Zgodziłeś
się na taką bezkształtną i umorusana
twarz, bez wyrazu? Oj, głupiec! Prawdziwy
bałwan.
Tylko jarzębina i brzoza, stojące niedaleko,
współczuły bałwanowi. Wieczorami, a
czasem w nocy, opowiadały mu bezlistnymi
gałązkami piękne historie. Raz nawet
jarzębina rzuciła mu pęk korali, których
nie zdążyły zjeść ptaki. Oprócz jarzębiny i
brzozy kochał bałwana bliski jego sąsiad,
dziesięcioletni chłopczyk, synek
nauczyciela.
5. Chłopczyk ten mieszkał razem z rodzicami w małym domku pomalowanym na biało i niebiesko.
Często, szczególnie wieczorami, gdy ogromny księżyc wychodził zza wzgórz, słychać było w tym domu
muzykę. To chłopczyk grał na fortepianie dla swego białego ulubieńca- bałwana, a grał tak pięknie,
że w jego muzyce był urok wiosny, czar lata i smutek jesieni.
Czasem bałwan słuchając tej muzyki mówił cicho:
- Ja to znam, ja tam byłem. – A wtedy ciemne drobne bazie, wiszące na białej brzozie oblanej
światłem księżyca, szeptały:
- Byłeś tam rosą na liliowych fiołkach i przylaszczkach.
Czasem znów przy innej pieśni mówił:
- Ja to znam, ja tam byłe – a wtedy bazie znów potwierdzały:
- Byłeś pianą przy kaczeńcach.
Gdy muzyka tętniła, jakby deszcz padał, szeptał:
- Ja to znam, ja tam byłe.
- Byłeś kroplami deszczu, które przywróciły życie krzaczkowi barwniku – szeptały bazie.
A gdy chłopczyk grał o dalekiej północnej zorzy, o jej cudownych światłach, bałwan szeptał:
- Oj, ja tam byłem, byłem. Unosiłem się nad ziemią z moimi towarzyszami, wiatr nas rozdmuchiwał i
niósł w nieznane przestrzenie.
6. - Tak, byłeś tam, a teraz jesteś tutaj. Przyniósł cię wiatr, razem z
towarzyszami. Byłeś rosą, byłeś pianą, byłeś deszczem, byłeś śnieżnymi
gwiazdkami, a teraz jesteś tutaj, wśród ludzi – szeptały bazie. – I stałeś się
podobny do nich.
7. Pewnego wieczoru na domkiem biało-niebieskim ukazał się dym, a w oknie smuga ognia.
- Coś się w domu pali, a nikogo tam nie ma – pomyślał bałwan i zebrawszy wszystkie siły, wgramolił się
po schodkach na ganek.
- Stopisz się, stopisz – zaszeptała brzoza z przejęciem.
- To nic, kochana brzózko – odpowiedział bałwan – Słodko jest poświęcić się dla przyjaciela.
Wszedł do pokoju i rozpostarł ręce nad ogniem. Woda z tających rąk i całej postaci ugasiła pożar.
8. - Mamo, mamo, co to? – zawołał chłopczyk stając na sankach, którymi wrócił z matką ze szpitala od chorego ojca.
Noc była jasna i widać było na ścianie ciemną smugę od dymu, a w powietrzu unosiła się woń spalenizny. Weszli do
mieszkania. Podłoga przy kominku i krzesło, na którym siadywał chłopczyk, były nadpalone.
- Pewnie z kominka iskra wypadła, a ja jej nie zauważyłam- powiedziała matka przerażona. – I tliła się, tliła, aż powstał
ogień. Szczęście, że dom się nie spalił ! Ale kto ogień ugasił? Tyle wody na podłodze ! – Zgarnęła wodę i wylała za okno.
Rano pod oknem we wschodzącym słońcu zabłysła tafla lodu. Gdy zima się skończy, lód stanie się mgłą nad olchami, rosą
na fiołkach i niezapominajkach, pianą przy kaczeńcach, kroplami deszczu na krzaczkach barwników.
9. A potem, gdy wiosna i lato przeminą, gdy będzie coraz zimniej, uniesie
się wysoko, wysoko, zamieni się w białe śliczne gwiazdki śniegu i
spływając delikatnie na ziemię, okryje krzaczki kwitnących bratków w
ogródku małego chłopczyka, który bałwana kochał.
Ilustracje przygotowane przez
dzieci z grupy „Kotków”.