1. Świat ponumerowany
…to świat, w którym ponumerowane i łatwe w każdej chwili do zlokalizowania byłyby nie tylko
samochody i portfele, ale nawet nasze buciki i skarpetki – warto zastanowić się, co z tego mogłoby
wyniknąć.
Zapewne niewielu ludzi – nawet tych nieźle już obytych z internetem - wpisując w okno przeglądarki
adres jakiejś witryny i naciskając klawisz ENTER, zastanawia się nad tym, co tym prostym działaniem
powoduje. Przeciętnemu użytkownikowi komputera całkowicie bowiem wystarcza, że w ostatecznym
wyniku na ekranie komputera pojawia się obraz odpowiedniej strony; jest to zatem sytuacja zupełnie
podobna do tej, w której pani domu, wchodząca wieczorem do pokoju i naciskająca wyłącznik światła,
jest zainteresowana wyłącznie tym, by stało się jasno – a najzupełniej jej nie obchodzi, co się po
naciśnięciu klawisza dzieje z elektronami w domowej sieci energetycznej…
Powiedzmy od razu: z jednej strony jest to absolutnie normalne; wymaganie od owej damy, by
zastanawiała się nad prawami Ohma i korpuskularną teorią światła byłoby – delikatnie mówiąc – lekką
przesadą, podobnie jak byłoby nierozsądne spodziewać się, że internauta, otwierając, dajmy na to,
Wikipedię, rozważy subtelności protokołu TCP/IP, czy choćby zastanowi się nad tym, skąd komputer
„wie”, że adres pl.wikipedia.org oznacza właśnie polską wersję tej genialnej encyklopedii, nie zaś
składnicę nieprzyzwoitych obrazków. Jest tak, i już.
Z drugiej jednakże strony – nadmiar wiedzy nigdy, o ile wiem, nikomu nie zaszkodził. Tym bardziej,
że niektóre fakty, związane z opisaną wyżej prostą sytuacją zaglądania w jakieś zakamarki Sieci, rodzą
konsekwencje zupełnie niespodziewane, a przy tym ważne nie tylko dla miłych i urodziwych pań domu
(innych, o ile mnie pamięć nie myli, w Polsce nie ma?) czy ich szanownych małżonków, ale wręcz dla
całej ludzkości.
Do szczegółów zatem. Można chyba łatwo zrozumieć, że komputer – w końcu martwe bydlę
elektroniczno-mechaniczne – nie umie czytać i nie „domyśla się” (bo i nie myśli w naszym rozumieniu
tego słowa), ani tym bardziej nie „wie”, że ciąg znaków w adresie pl.wikipedia.org oznacza to, co
oznacza (zauważmy przy okazji, że średnio inteligentny człowiek momentalnie i niejako automatycznie
skojarzy początkowe literki pl z Polską, zaś drugie słowo wpisanego adresu powie mu natychmiast, o
co chodzi; tu właśnie widać różnicę inteligencji ludzkiej i komputerowej). Komputer musi
przetłumaczyć wpisany mu ciąg znaków alfabetu na swój język; jest to zaś pewien bardzo specjalny
język liczbowy.
Co ciekawe i ważne, komputer nie zrobi tego sam; musi w tym uzyskać pomoc innych komputerów.
Nie powinno to nas dziwić, bowiem trudno spodziewać się, że w pamięci naszej maszyny są zapisane
takie przyjazne przede wszystkim dla człowieka wszystkie możliwe adresy istniejących (a i
nieistniejących) witryn świata; za dużo byłoby tych informacji i obciążałyby one niepotrzebnie ową
pamięć. W dodatku takie rozwiązanie… nie jest w ogóle możliwe teoretycznie, bowiem w każdej
sekundzie powstają gdzieś na świecie nowe witryny, nasz komputer zaś nie jest przecież na ogół
„podpięty” do Internetu na stałe; skąd ma zatem brać ową wiedzę i po co obciążać się jej nieustanną, a
nieuniknioną aktualizacją?
2. Ta wiedza siedzi zatem gdzieś w internecie; ściślej, w specjalnie przystosowanych do jej
przechowywania komputerach, które noszą nazwę „serwerów DNS”. Gdy więc wpisujemy w okienko
przeglądarki http://studioopinii.pl, nasz komputer wysyła ten ciąg znaków do najbliższego dostępnego
mu takiego serwera, który błyskawicznie wytłumaczy mu, że chodzi o coś, co ma przypisany taki oto
numer: 217.11.242.172. Są to – jak widać – cztery grupy cyfr, oddzielone kropkami; dodajmy, że w
każdej grupie mogą wystąpić liczby od 0 do 256. Każdy komputer na świecie ma w danym momencie
taki właśnie (inny w szczegółach, naturalnie) „numer IP”. Zupełnie podobnie każdy samochód świata
dopuszczony do ruchu ma własny numer rejestracyjny; jedyna różnica polega na tym, że w różnych
krajach istnieją różne systemy identyfikowania samochodów, komputery zaś opisuje się jednolicie w
skali globu.
Kilka słów wyjaśnienia. Napisałem, że każdy komputer ma określony adres IP „w danym momencie”.
To istotne zastrzeżenie; niektórym komputerom i ich zawartości numery IP są bowiem przydzielane
„dynamicznie”; nie ma potrzeby na przykład (jeszcze nie ma – o czym niżej), by prywatny komputer
Jana Kowalskiego miał zawsze ten sam numer, kiedy się połączy z Siecią; wystarczy, by w momencie
rzeczywistego połączenia ten numer był unikatowy i pozwalał zidentyfikować maszynę w chwili jej
pracy. Dlatego też – jeśli, powiedzmy, Kowalski korzysta z usług Telekomunikacji Polskiej –
odpowiedni system przypisze losowo jego komputerowi określony numer IP tylko na okres
podłączenia do internetu; następnym razem ten numer może być całkiem inny.
Inaczej jest z komputerami, na których goszczą stale witryny internetowe. Te, oczywiście, muszą mieć
niezmienne numery IP; w przeciwnym wypadku nie byłyby możliwe do natychmiastowego
odnalezienia przez użytkowników. Dlatego właśnie, jeśli Kowalski sprawdza – buszując po Sieci –
swój aktualny numer IP, to może za każdym sprawdzeniem uzyskać inny wynik; jeśli jednak Kowalski
założył gdzieś w internecie swoją prywatną witrynę, to ona już ma numer stały, zawsze ten sam.
Rozwiązanie z dynamicznym przydzielaniem numerów IP jest – powiedzmy z miejsca –
koniecznością, wynikającą z potrzeby oszczędnego gospodarowania tym numerowym dobrem. Wynika
ona zaś stąd, że obecnie komunikacja w internecie zorganizowana jest właśnie w oparciu o te cztery
grupy liczbowe, czyli według systemu (fachowcy mówią: protokołu) o nazwie IPv4. A ten system
pozwala używać jednocześnie maksimum 4 294 967 295 ponumerowanych „przedmiotów”; na
kilometr kwadratowy powierzchni naszej planety daje to ok. 8,5 dostępnego adresu. I – choć to ponad 4
miliardy! – okazuje się to już za mało!
Przypomnijmy sobie, co się działo z numeracją naszych samochodów: używany niegdyś system
(zresztą: też któryś z kolei), wykorzystujący dwie litery i cztery cyfry, w pewnym momencie również
okazał się zbyt mało pojemny i trzeba go było zastępować nowym. Zupełnie podobna sytuacja jest
obecnie w internecie, przy czym słowo „obecnie” należy tu traktować dość umownie: problem
dostrzeżono już całkiem dawno, zaczęto zaś rozwiązywać technicznie w roku 1995: trzynaście lat
temu…
Rada na problem nazywa się IPv6. Jest to w zasadzie ten sam „protokół” IP, tylko używający nie
czterech, ale sześciu grup cyfr (stąd ta szóstka). Ta z pozoru mała zmiana pozwala już ponumerować…
drobiazg, 3,4×1038 obiektów. Wykonanie działania 3,4×1038 : 4,3×109 zostawiam lubiącym rachunki
Czytelnikom; tyle razy więcej rzeczy da się opisać po nowemu. Oznacza to, że teraz będziemy mieli do
dyspozycji… 6,7×1017 ( to jest 67 z szesnastoma zerami) wolnych adresów na każdy milimetr
kwadratowy (!) powierzchni Ziemi; liczba to wręcz niewyobrażalna. Z pewnością wystarczy, by każdy
istniejący komputer otrzymał swój numer na stałe; i jeszcze zostanie ogromnie dużo wolnych adresów.
3. No i właśnie. Co to znaczy?
A no, ni mniej, ni więcej tylko tyle, że można będzie przypisać stały numer IP nie tylko komputerowi,
ale także jego właścicielowi, mieszkaniu tego właściciela, jego samochodowi, a także każdym jego
gaciom i chusteczce do nosa; słowem, wszystkiemu. Każdej rzeczy żywej lub martwej.
Wyobraźmy sobie teraz, że każda taka rzecz zostanie wyposażona w miniaturowy lokalizator GPS; już
dziś nie nastręczyłoby to żadnych trudności technicznych i nie byłoby jakoś przesadnie kosztowne, jest
to więc pomysł całkiem realny. Co z tego wyniknie?
Dużo dobrego. Jeśli jakiś niechętny pracy łobuziak – niech się zowie Walczak - gwizdnie
Kowalskiemu zegarek (albo nawet właśnie chustkę do nosa), to światowy system komputerowy, taki
Internet przyszłości, będzie o tym natychmiast wiedział. Kowalski może nawet nie spostrzec straty:
komputery same rzecz zarejestrują w swoich bazach danych i zawiadomią – jeśli wykryją brak
autoryzacji takiego przemieszczenia - o zmianie właściciela zegarka najbliższy posterunek policji.
Policja pojedzie do Walczaka i w ogóle nie będzie go musiała pytać o miejsce ukrycia łupu, bo ono też
będzie znane systemowi. Będzie też zbędny proces, bowiem fakty i dowody są w takiej sytuacji
niepodważalne i oczywiste. Po prostu, system automatycznie odnotuje po niedługim czasie, że…
Walczak na kilka lat zmienił adres; nowy brzmi mniej więcej tak: cela numer 6, Państwowy Zakład
Karny w Białołęce. Wszystko; w tym układzie nawet sąd staje się, jak powiedzieliśmy, w dużej mierze
zbędny, choć pewno politycy zachowaliby go pro forma.
Mhm, całkiem fajna perspektywa. Były minister Ziobro – gdyby mógł ją sobie intelektualnie przyswoić
– byłby zapewne zachwycony. Ja mniej. Ponieważ obok niewątpliwie pozytywnych, rzecz ma też
aspekty nie tyle nawet negatywne, ile wręcz nie do przyjęcia.
Opisany system – jeśli byłby wdrożony – pozbawiłby nas bowiem prywatności w skali całkowicie
niewyobrażalnej. Byłoby to coś dużo większego – i groźniejszego – od Orwellowskiego „Wielkiego
Brata”. I nie chodzi tu wcale o to, że zdradzane żony z łatwością nakrywałyby niewiernych małżonków
(lub odwrotnie), życie bowiem każdego człowieka byłoby rejestrowane w jakichś terabajtach pamięci
komputerowych z dokładnością do każdej minuty i każdego miejsca, w którym kiedykolwiek byliśmy.
Chodzi o to, że gdyby władzę w jakimś państwie objęła grupa, uzurpująca sobie prawo decydowania o
ludzkich zachowaniach (czy, innymi słowy, o ludzkiej moralności), to – mając do dyspozycji taki
system – z łatwością wypleniłaby inaczej myślących i ugruntowała swoje panowanie na wieczność.
Byłby to technologiczny koniec demokracji, totalitaryzm w najskrajniejszym wydaniu. A historia uczy,
że takie grupy władzę często w demokratycznych wyborach zdobywały; i wcale nie mam tu na myśli
incydentu z objęciem rządów przez niejakiego Adolfa, tylko sięgam w okolice i czasy znacznie nam
bliższe. Na szczęście, nie miały do dyspozycji protokołu IPv6.
Zatem, kochani: zachwycajmy się nowoczesną technologią, ile wlezie. Bawmy się naszymi cudownymi
iPhone’ami i makintoszami, to miłe.
Ale nie przesadźmy. „Umiar jest ozdobą wieku dojrzałego” mawiał wuj Leon. Miał rację. Zasłużmy na
miano ludzi dojrzałych. W szczególności zaś: wystarczy, jak ponumerowane będą komputery. Zupełnie
wystarczy.
Bogdan Miś