SlideShare a Scribd company logo
Opowiadanie “Kalina” by Varvara Krasutskaya 
Wszystkie postacie występujące w opowiadaniu są fikcyjne. Wszelkie podobieństwo do                   
rzeczywistych osób, żywych lub martwych, jest czysto przypadkowe. 
 
1. Białoruś 
 
Chcę opowiedzieć wam moją historię. Z początku może wydawać się w ogóle nieinteresująca, ale                           
zaufajcie mi, czegoś takiego nie przeżyła żadna z waszych znajomych wagin. 
Najpierw krótko o mnie: mam na imię Varia, pochodzę z Mińska, kiedyś zajmowałam się prawami                             
mniejszości seksualnych i genderowych w organizacji Gay­Białoruś. Tak się złożyło, że podczas                       
Moskiewskiej Parady Gejowskiej dowiedziałam się, co dzieje się z dotacjami na parady LGBT i dlaczego u                               
nas wyglądają one tak mizernie: piętnaście osób i parę flag, choć fundusze na organizację dostajemy spore.                               
Jak się okazało, pieniądze idą na mojito i inne gejowskie drinki dla świeżych dup w nocnych klubach. W                                   
ten oto sposób postanowiłam więcej nie współpracować z „pedałami”. 
Jakiś czas później wpadłam w finansowe tarapaty – musiałam zapłacić za studia, a pieniędzy nie miałam.                               
Wtedy znajomy zaproponował mi pracę w Mów Prawdę, organizacji, która zajmowała się kampanią                         
przedwyborczą Nieklajewa
1
w czasie wyborów prezydenckich. Płacili dobrze i tylko z tego powodu                         
zdecydowałam się uczestniczyć w politycznych rozgrywkach lokalnego światka. 
Do koryta zlecieli się wszyscy „słynni opozycjoniści”, którzy tak jak ja chcieli skorzystać z nienajgorszej                             
stawki. Sześć dolarów za godzinę odmrażania tyłka w namiocie – cudnie. Do tego oczywiście „lotne                             
pikiety” – w skrócie: poruszasz się po wyznaczonych trasach i rozdajesz ulotki. Na „lotne” nikt oczywiście                               
nie chodził, wszyscy parami przesiadywaliśmy w kawiarniach. Jeśli kontrola z Mów Prawdę przyłapała                         
nas na miganiu się od obowiązków, mówiliśmy, że poszliśmy do lokalu tylko się ogrzać. Pod koniec zmiany                                 
wyrzucaliśmy ulotki albo chowaliśmy je w domu. 
Dziewiętnastego grudnia na Placu Niepodległości odbywała się demonstracja
2
, na którą nie zamierzałam                       
iść. Mamy też nie chciałam puścić. Zimno, nie wiadomo gdzie sikać, ludzie wykrzykują hejterskie hasła.                             
Jednak wtedy zadzwonił mój koordynator z Mów Prawdę i powiedział: nie ma obecności – nie ma                               
pieniędzy. Przyszłam więc do biura, zjadłam obwarzanka. Herbaty nie piłam (bo nadal nie wiadomo gdzie                             
sikać). Nieklajew siedział na krześle, moczył herbatnika w kubku. Znajome dziewczyny z organizacji                         
powiedziały, że lepiej z nim nie rozmawiać, bo obmacuje. 
Później wszystko potoczyło się szybko. Całej mojej grupie kazali iść na plac. Dali nam oczywiście flagi.                               
Gdy tylko je rozwinęliśmy – w ciągu minuty pod biurem zaczęła się zadyma. Ze wszystkich stron zaczęli                                 
nadbiegać specnazowcy, omonowcy i nie wiadomo kto tam jeszcze. Zaczęli rzucać granaty dymne,                         
wrzeszcząc: „Mordy w śnieg!”. Słyszałam potem, że w tym samym momencie zaczęli tłuc Nieklajewa.                           
Zresztą i tak niczego nie było widać. 
Większość naszych uciekła. Po tym jak psy się zwinęły, pod biurem organizacji została nas zaledwie                             
garstka. Wszyscy rozpaczliwie chcieli wracać do domów. 
Jednak ja miałam w głowie imperatyw: muszę zapłacić za uczelnię. A poza tym to się zaczynało robić                                 
interesujące. 
No i poszłam na plac. 
 
 
 
 
2. Plac Niepodległości 
 
Okazało się, że po kilku godzinach tych zabaw ludowych nie chciało mi się nawet sikać. Cudnie. Stałam i                                   
patrzyłam, jak ludzie wrzeszczą. Hasła były, najdelikatniej rzecz ujmując, słabe: głupie i bez polotu. Nasza                             
grupa znalazła się akurat tuż pod pałacem prezydenckim
3
, kiedy specnaz zamknął kocioł. Uderzenie                           
policyjnej pały niemal od razu powaliło mnie w śnieg. Odruchowo osłaniałam głowę – więc bili mnie po                                 
rękach. Dziewczyna, która upadła obok mnie, obejmowała specnazowca za nogi i krzyczała: „Kocham                         
cię!”. A on bił ją pałką po głowie. 
Ocknęłam się w kącie autozaka
4
. Ktoś mną potrząsał, pytając o nazwisko. Dla dziennikarzy. Nie                           
miałam czym oddychać. Nie wiem – albo okna się nie otwierały, albo ich po prostu nie było. W środku –                                       
odliczanie, razem czterdzieści trzy osoby. 
Do Okrestina
5
z jakiegoś powodu jechaliśmy dwie godziny i to z przebojami (w dosłownym znaczeniu). Ja                               
się dusiłam – mało powietrza było. Na kolejnym przystanku jakiś chłopak zaczął dobijać się do drzwi i                                 
obrażać „sługusów reżimu”. Powiedział, że możemy sobie pooddychać, póki oni będą go bić. Chętnie                           
skorzystaliśmy – cudnie. 
Kiedy dojechaliśmy do aresztu, rozdzielili nas według płci. Kazali wyłączyć telefony i rozstawili –                           
wiadomo, ręce na kark, głowa do ściany, dobrze, że nie skuli. Dziewczyny stojące obok powiedziały, że                               
mam krew na płaszczu. Odparłam z przekonaniem, że to nie moja. 
I tak sobie stałyśmy – całą noc. Na szczęście trafił nam się wyrozumiały, choć gderliwy strażnik. Pozwalał                                 
podawać sobie nawzajem poupychaną w przedziwnych miejscach wałówkę – kanapki ze smalcem                       
wyciągane z cholewek kozaków, termosy z rękawów, czekoladki... Towarzyszące mi dziewczyny były tak                         
dobrze przygotowane, jakby od początku planowały dostać się do aresztu. Tylko do toalety wciąż nas nie                               
puszczali. No i się nie chciało. Cudnie. 
Późną nocą zjawiła się kolejna aresztantka – dziennikarka, Irina Halip
6
. W futrze. Usiadła przy stole.                             
Położyła nogi na stół. A potem poprosiła o kawę z mlekiem. Funkcjonariusze Okrestina zupełnie na ten                               
widok zgłupieli. Z poczuciem winy oznajmili, że kawa jest tylko rozpuszczalna. Nad ranem – pobieranie                             
odcisków palców, konfiskata rzeczy osobistych. Zabrali mój Magen Dawid
7
. 
*** 
Ranek. W kącie płakały dwie czy trzy Litwinki, którym groziła deportacja, ktoś tam kogoś uspokajał. Varia 
zaczęła tracić świadomość. Więzienny lekarz obejrzał dziewczynę, dał tabletkę, zrobił zastrzyki – nie 
pomogło. Klawisz przyniósł jej chleb i wodę w metalowym kubku. Powiedział, że nie ma nic więcej. 
*** 
Następny przybiegł z Magen Dawid w ręku. Założył mi go na szyję, myśląc, że to pomoże. Pewnie bali się,                                     
że umrę. Znowu zawlekli mnie do lekarza. Tam pierwszy i ostatni raz w życiu widziałam Kristinę                               
Szatikową
8
. Była bardzo ruda, z wielkimi niebieskimi oczami, z prawdziwie lwimi rysami twarzy. Ona                           
również została pobita na placu; bili ją po brzuchu. Trzeba było ją jak najszybciej zawieźć do szpitala. 
W końcu lekarz zdecydował się obejrzeć moją głowę. Wtedy przekonałam się, że z tą krwią na płaszczu                                 
nie miałam racji. Była moja. Kiedy doktor zobaczył ranę, powiedział, że mnie i Kristinę trzeba natychmiast                               
hospitalizować. Gdzieś obok krzyczała karmiąca matka, bo nie pozwalali jej ściągnąć mleka. Rozrywało jej                           
piersi. To musi być podobne uczucie do tego, jak bardzo musisz kupę, a nie możesz pójść do toalety. Tylko                                     
że z piersiami. 
Gdy wieźli nas w karetce, leżałam Szatikowej na kolanach. Podłożyła mi pod głowę swoją czapkę. Było mi                                 
wstyd, że upaćkałam ją krwią. Konwojent grzał mi nogi i mówił: „Oni wszyscy są zwierzętami. Jak można                                 
było skrzywdzić taką dziewczynę. Jak?” – powtarzał. Kristinę odwieźli do innego szpitala. Mnie – do                             
Dziesiątego. 
 
3. Dziesiąty szpital 
 
Na miejscu od razu wezwali ordynatora, żęby mnie obejrzał – sądząc po wszystkim, również żydomasona.                             
Zaczął mnie rozbierać, powtarzając co chwila: „Biedna dziewczyna. Biedna dziewczyna”. Kiedy zdjął mi                         
golf i zobaczył na mojej szyi żydowski wisior, niemal krzyknął. 
I do izby z babciami. Oczywiście kiedy babinki zobaczyły konwojentów, przydzielonych do pilnowania                         
mnie, jedna z nich natychmiast stwierdziła, że jestem terrorystką i ich wszystkich wysadzę. Na moje                             
szczęście po zastrzykach, które mi zaaplikowali i dobie bez snu spałam jak nic trzydzieści godzin. Nowi                               
strażnicy dyżurujący w sali najwyraźniej mnie polubili. Wpuszczali na wizytę i mamę, i brata, i moją                               
cudowną dziewczynkę, Stasię, która przychodziła codziennie. Nawet pomarańcze przynosiła. Aż się                     
sąsiadki babuleńki oburzały. 
– Nie do wiary, ta współczesna młodzież! Tylko im te perwersje w głowie. A potem w ciążę zachodzą,                                   
dzieci mają dzieci... 
– Niechże się dziewczyny za młodu wyszaleją... Jeszcze sobie chłopców znajdą. Ja, proszę pani, aż do                               
dwudziestego ósmego roku życia byłam dziewicą. 
– Aż? Ja to bym powiedziała, że się pani trochę z tym pospieszyła! 
Jednak Stasia bardzo lubiła babuleńki. Zresztą one ją też, bo Stasi trudno było nie lubić. Była taka malutka.                                   
Jej ciało dzieliło się na trzy części: dwie trzecie – tułów, pozostałe – głowa. Ale jaka przepiękna głowa!                                   
Ukochana głowa, którą można było wszędzie całować i kłaść sobie na kolana. Tak, na kolana, jak kota –                                   
bo Stasia była jak kot. Jej fantastyczne drobne ciało tak uroczo dopasowywało się do każdego miejsca,                               
gdzie by go nie położyć. I jak łagodnego kota można ją było całować w ciepły brzuszek, podgryzać w                                   
maleńką, zgrabną pupę, gnieść uszy... Zupełnie jak maskotkę. 
 
*** 
Po zwolnieniu Varii z aresztu w domu dziewczyny zaczęli się pojawiać tajniacy. Zadawali pytania                           
dotyczące wydarzeń na Placu, szantażowali, rzucali zawoalowane groźby. Wypytywali i Varię, i jej mamę.                           
Potem przyszedł czas na szykany – a to administracja uczelni robiła dziewczynie problemy, a to przed                               
egzaminami zaczęto ją wzywać na rozmowy z pracownikami KGB. Propozycje współpracy, ciąganie po                         
sądach, wzywanie do składania zeznań na rozprawie Nieklajewa. 
Ze Stasią też rozmawiali. 
 
 
 
4. Show must go on 
 
Po tym wszystkim Varia zaczęła się bać, że w końcu wyleją ją z uczelni. Pozostawało tylko pytanie, czy                                   
nie spróbują też uniemożliwić jej złożenie na czas papierów na Kalinę
9
. Od grudniowych wyborów minęły                             
ledwie trzy miesiące, ale miała już dość szykan i najść. W marcu zaczęła sprawdzać, co musi zrobić, żeby                                   
zacząć studiować jako stypendystka Kalinowskiego w Polsce. Jednym z wymogów było przesłanie                       
dokumentów rekrutacyjnych jeszcze przed końcem wakacji. Gdy więc pod koniec roku akademickiego                       
wezwali jej mamę do dziekanatu i zapowiedzieli, że Varia będzie zdawać wszystkie egzaminy w sesji                             
poprawkowej na jesieni, zrozumiała, że jest dokładnie tak, jak się spodziewała. Do października będą ją                             
mamić, że może jednak zda i zostanie na studiach – a potem znajdzie się na lodzie: ze studiów i tak wyleci,                                         
a Kalina przejdzie jej koło nosa. Jedynym rozsądnym wyjściem było zabrać dokumenty i odejść. Zatem                             
zabrała. 
I pomyśleć tylko, że wcześniej tak mocno trzymała się białoruskiej uczelni. Na dobrą sprawę to przez te                                 
studia trafiła na Okrestina z rozbitą głową, nieprawdaż? A teraz na odwrót: zapragnęła się stąd wyrwać za                                 
wszelką cenę. Może z powodu Stasi, która na wiosnę oznajmiła, że chciałaby na jakiś czas – jak to ujęła –                                       
„przestać się widywać”. Oczywiście tylko na chwilę, na jakiś czas, dopóki wszystko się nie uspokoi. Jej                               
ojciec zajmował ważne stanowisko w białoruskim urzędzie celnym na granicy z Litwą. Z jego statusem                             
społecznym nie wypadało, żeby jego córka zadawała się z jakąś lesboopozycjonistką. 
Okres niewidywania przeciągnął się do pół roku. Varia zdecydowała się zatem wyjechać do Polski, a                             
biseksualna Stasia – znaleźć sobie chłopaka. To, że w końcu i tak zwiąże się z mężczyzną, było oczywiste.                                   
Taka dziewczyna jak ona nie powinna się marnować. I tak dała Varii wspaniałe dwa lata. 
Dlatego gdy tylko przyszedł list z informacją, że jako ofiara prześladowań politycznych zakwalifikowała się                           
do programu stypendialnego im. M. Kalinowskiego, Varia od razu kupiła bilet, zabrała swoje rzeczy i                             
wyjechała już następnego dnia rano. Żadnych pożegnań. Okazało się, że na Białorusi oprócz rodziny nie                             
ma nikogo bliskiego. 
W Warszawie zakwaterowali ją w akademiku. Dali jej pokój z jakąś rudą gęsią, z której nie dało się nawet                                     
wydobyć informacji, co ona właściwie robi na studiach w Polsce. Sama nie wie. Na pierwszej zakrapianej                               
imprezce integracyjnej stało się jasne, że większość stypendystów nie ma nic wspólnego z opozycją. A                             
prześladowania ogląda tylko w Euronews. 
(Na marginesie: Varia nie uważała siebie za opozycjonistkę. Na Białorusi pedały i opozycja to – wiadomo                               
– dwie różne piaskownice). 
Wszyscy wiedzieli, że jest z organizacji LGBT, dlatego na kursie polskiego ciągle lepiły się do niej                               
wszelkiego rodzaju cioty, których na Kalinie mimo wszystko było kilka, pragnące tylko ją wyciągnąć do                             
kawiarni na plotki, tylko jej powierzyć swoją tajemnicę. Czasami, kiedy dwóch takich zwierzało jej się                             
osobno, mogła domyślić się, kto z kim sypia. A wybór w organizacji jest oczywiście ograniczony. Dlatego                               
też ciacha z innych organizacji pozarządowych również cieszyły się popularnością. W tegorocznym                       
naborze było takich czterech. Uważali, że ich obowiązkiem jest opowiadanie o tym dziewczynie, której                           
regularnie stawiali kawę. A jeśli opowiadali o czymś bardzo wyjątkowym, to i deser dostawała. Cudnie. 
Oczywiście wszyscy pozostali chłopcy mimowolnie taksowali wzrokiem dziewczyny. Jednak rozsądniejsi                   
wiedzieli, że nie warto spieszyć się z ocenianiem dup i piersi. Kursy językowe trwają miesiąc, a po nich                                   
wszystkich, którzy zdali egzamin z polskiego, rozrzucają po różnych miastach. Po co robić sobie nadzieje,                             
kiedy nie wiesz, kto ci się w akademiku trafi? 
 
 
5. Katowice 
 
Południe Polski. Miasto kopalni i przedsiębiorstw zajmujących się obróbką metali. Aglomeracja                     
zamieszkana przez ponad trzy miliony ludzi. Całe miasto jest ciągle przekopywane, trzysta razy                         
przebudowywane. Ale żaden mieszkaniec nie odpuści sobie okazji, żeby opowiedzieć o zmianach, jakie                         
mają tu nastąpić w ciągu następnych kilku lat. Nie będę ich opisywać, przeczytacie sobie w Wikipedii. 
Trafiła na produkcję filmową, Tak naprawdę rozpaczliwie chciała dostać się na reżyserię. Jednak w                           
ostateczności jej podanie przyjęli właśnie w Katowicach na produkcji. 
Na uczelnię przyjechała w listopadzie, gdy tylko skończyła kurs językowy. Postanowiła trzymać się jednej                           
zasady: żadnych Białorusinów w towarzystwie. Miała ich wystarczająco dużo w Warszawie. Ale na progu                           
akademika przypadkowo spotkała znajome z Kaliny: Saszę i Polinę. 
Sasza – chuda, mała, nos jak kartofel. Z wyglądu jakby niezdrowa, wiecznie zmęczona. Nic dziwnego,                             
myślała Varia. Też bym tak wyglądała, gdyby mnie regularnie pieprzył dwumetrowy grubas. (Tak właśnie                           
wyglądał chłopak Saszy, Jarek. Był z Młodego Frontu
10
i studiował wcześniej w Katowicach, korzystając                           
z programu. Po mniej więcej roku został wyrzucony, teraz mieszkał w Mińsku). Strasznie było sobie                             
wyobrażać jak uprawiają seks, proszę o wybaczenie, grubi ludzie. Pewnie musi podciągać rękami brzuch,                           
żeby wsadzić Saszy swoją kiełbaskę. 
Polina studiowała historię sztuki, miała z niej już białoruski dyplom. Teraz robiła magisterkę. Obie                           
dziewczyny były z Brześcia. Chłopak Poliny, Witalik, zresztą też. Zgodnie z tym, co mówiła ona sama,                               
działał w opozycji tylko i wyłącznie ze względu na kasę. Dziewczyna nie miała nic przeciwko temu –                                 
zapewne dlatego, że pieniądze z dotacji na szczytne cele w dużej mierze szły na jej ubrania i dodatki.                                   
Witalik nie przyjeżdżał do Katowic. 
Obie zatem sparowane i hetero. Perspektywy Varii na jakiekolwiek życie intymne nie rysowały                         
się najlepiej. Zwłaszcza kiedy patrzyła na Polki. Boże, myślała, czeka mnie pięcioletni celibat. 
(Dygresja: na charakter dziewczyny składały się bardzo niewielka mania wielkości i kompleks niższości.                         
Swój wygląd zewnętrzny oceniała jako co najwyżej znośny. Wysoka, płaska. Jednym słowem – deska.                           
Tylko że z ogromną, puszystą i kręconą żydoczupryną, przez którą w szkole wszyscy nazywali Varię                             
„Szczotką”. Wyłupiaste oczy, buzia w ciup. Istna żydowska lalka. W jej mniemaniu jednak różnicę między                             
lalką żydowską a zwyczajną stanowi rozum. Dlatego uznała, że w takim określeniu nie ma nic                             
obraźliwego). 
Życie akademickie wyraźnie jej nie pasowało. Trochę inaczej sobie to wyobrażała – nauka na pierwszym                             
miejscu i tak dalej. A w rzeczywistości normą były fajki, marihuana i alkohol. Jeszcze w Warszawie na                                 
kursach polskiego zrozumiała, że nikt nie robi z tego wielkiej tragedii. Taka studencka moda, trzeba się                               
wyszaleć. 
Im lepiej poznawała pozostałych kalinowców, tym bardziej czuła się rozczarowana. Wcześniej wydawało                       
jej się, że w opozycji działają ludzie naprawdę zainteresowani sytuacją w kraju, który szczerze chcą coś                               
zmienić. Idealiści kierujący się przede wszystkim wewnętrzną potrzebą, a nie materialnymi drobiazgami.                       
Pracując w Mów Prawdę pierwszy raz zetknęła się z niezupełnie odpowiadającymi jej wyobrażeniom                         
realiami, jednak uznała, że to specyfika konkretnej organizacji, która zawyża stawki dla opozycyjnej „siły                           
roboczej” i stąd tylu jej działaczy traktuje walkę o demokrację tylko jako dobrze płatną pracę. Ale                               
doświadczenia z Warszawy mówiły co innego. 
Okazało się, że obecny stan rzeczy na Białorusi dla wielu jest bardziej niż na rękę. 
Niezależnie od organizacji. 
 
Mieszkając w akademiku, zrozumiała niektóre sprawy: 
– po pierwsze: aktywiści się sprzedają. 
– po drugie: aktywiści często w ogóle nie są aktywistami. 
 
Tym sposobem dowiedziała się o: 
– masowej emigracji: większość aktywistów wyjeżdża na Zachód, świadomie wykorzystując ruch                     
demokratyczny jako odskocznię do lepszego życia. 
– turystyce politycznej: ci sami ludzie kilka razy w roku jeżdżą na podobne do bólu seminaria, mające ich                                   
wzmocnić w walce o demokrację. Podróżują, zwiedzają. Wilno, Praga, Berlin – nieźle. 
 
Patrzyła, jak przepiękna idea i marzenie o demokratycznym społeczeństwie rozpadają się na jej oczach.                           
Przez samo społeczeństwo. Oczywiście przyznawała przed sobą, że ona też jeździła na jakieś pedalskie                           
seminaria. Tylko że to w żadnym wypadku nie było główną motywacją jej działalności. Raczej dodatkiem.                             
Jej zależało. W końcu jeśli już o coś walczysz, to powinno ci zależeć. 
 
Tu, na Kalinie, było inaczej. Gdy tylko próbowała przekonać samą siebie, że to nie jest tak, odciąć się od                                     
myśli o przekupnej opozycji – zaraz przyjeżdżał jakiś nowy „pogromca reżimu” i zanurzał jej głowę w całe                                 
to bagno. 
Na przykład Jarek, wielkogabarytowy chłopak Saszy. Widać było, że ma z czego odkładać w Mińsku.                             
Regularnie do niej przyjeżdżał, co miesiąc przysyłał pieniądze. Czyli z czegoś się utrzymywał. Albo Witalik,                             
facet Poliny: robił w Warszawie magisterkę. Z wyglądu – chłop, w dodatku gadał po rosyjsku z                               
białoruskim akcentem, co uważało się za szczyt obciachu. Wiocha. I też zarabiał normalnie – oczywiście                             
jako korespondencyjny pracownik Młodego Frontu dotowany przez organizację. W programie jego i                       
Pauliny nie przydzielili do jednego miasta, dlatego w następnym roku planowała się do niego                           
przeprowadzić. Byli razem pięć lat, zamierzali się pobrać. 
Sasza i Jarek zresztą też trzymali się razem mimo związku na odległość. Różnica w budowie też im                                 
najwyraźniej nie przeszkadzała. Cztery lata razem. I w dodatku to były pierwsze związki obydwu                           
dziewczyn. Monogamistki jakieś. 
 
Co by było, gdyby Varia była ze swoją pierwszą? O tym się myślało, bo nie myśleć się nie dało. Nie dało                                         
się nie pisać różowych wierszy i oczywiście nie dało się ich nie wrzucać na Facebooka. Masz i patrz. I                                     
Stasia je czytała, lajki nawet dawała. Dobijające. 
Oczywiście o życiu osobistym się milczało. Jak tylko ktoś z LGBT otwiera usta, żeby coś palnąć o swoich                                   
relacjach, to już go ogłaszają wrogiem heteroseksualnego narodu i propagandystą. Tak więc rozmawia się                           
tylko na temat cudzych namiętności. 
 
 
6. Osobiste 
 
Polina i Sasza nie zajmowały się żadną działalnością polityczną. Wprawdzie Saszę zatrzymano podczas                         
demonstracji na Placu Niepodległości, ale to by było na tyle. A z Poliną nic nie wiadomo. Pewnie                                 
zahaczyły się na Kalinie z powodu facetów. Można powiedzieć, że dostały się na studia przez łóżko.                               
Jednak Varia chciała się upewnić. 
– Ciężko pewnie było, jak ciebie i Witalika nie przydzielili razem. Próbowaliście coś z tym robić? –                                 
zapytała przy okazji, kiedy akurat Polina miała nastrój do rozmów 
– Ja w ogóle nie chciałam jechać do Polski. Już na Białorusi skończyłam uniwerek. To Witalik powiedział,                                 
że tak trzeba. Osiądziemy, pobierzemy się. Jechałam i miałam takie uczucie: nowe życie, tylko z nim i takie                                   
tam, zamieszkamy razem... ­ Machnęła ręką. 
– No tak – zgodziła się Varia. ­ A Witalik nie próbował rozmawiać z dyrektorem programu, żeby jakoś to                                     
rozwiązać? 
– Ja chodziłam do Malickiego
11
. Powiedział, że jeśli się pobierzemy, to nas przydzielą gdzieś razem. Nie                               
będą przecież rodziny rozdzielać. 
– I co? Czemu się nie pobraliście? Przecież prawdziwego wesela nikt nie oczekiwał, a i tak mieliście to w                                     
planach. 
– Witalik twierdzi, nie powinniśmy pobierać się tylko dlatego, że nam tak powiedzieli, dla ułatwień na                               
programie. Że my sami powinniśmy chcieć. I żeby wszystko było na poważnie, ze ślubem, obrączkami, a                               
nie na szybciora. 
– A to ci romantyk. A dlaczego nie przyjeżdża? Przecież chyba jeszcze nie był w Kato. – Varia nie                                     
ustępowała. 
– No nie był… Niewygodnie tu, akademik, Sasza w pokoju. A on w Warszawie wynajmuje mieszkanie. 
 
Tylko że to nic nie znaczy, myślała Varia. Mógłby przyjechać. Wynająć pokój w hostelu na jedną noc, to                                   
nie jest wielki wydatek. 
Ale nie. 
 
*** 
Znowu impreza, nie pamiętam już z jakiej okazji. Do Saszy przyjechał Jarek, zamknęli się w pokoju. 
– Wiesz, chciałem przyjechać 11.11.11 i ci się oświadczyć jedenaście minut po jedenastej, ale nie                             
zdążyłem. Tak więc wyjdź za mnie teraz. – Usłyszeliśmy zza ich drzwi. 
Wszyscy jakoś zamilkli, spuścili oczy. 
W gruncie rzeczy wyglądało to tak: dał jej pierścionek i paczkę fajek na dokładkę. Kiedy wyszli z pokoju i 
Sasza pokazała pierścionek reszcie, towarzystwo na moment się zasmuciło. Nie rozumiałam dlaczego. 
Sekundę później wszyscy oczywiście zaczęli się uśmiechać i składać życzenia. Chłopaki poszli do nocnego. 
Trzeba oblać okazję. 
 
*** 
Tego samego wieczoru Varia poznała Wanię.Skazany jeszcze przed szesnastką, z powodów politycznych                       
wzięty go do wojska, a jednocześnie współprzewodniczący Młodego Frontu. Opowiadał o interesujących                       
rzeczach, o swoich spostrzeżeniach na temat wyborów w Irlandii, o Obamie i Rymaszewskim
12
. 
Mówił tylko po białorusku. Wygląd prymitywny, średni wzrost. Ciało – nie bardzo. Bo kto w dzisiejszych                               
czasach o siebie dba? Blondyn, niebieskie oczy – najprawdziwszy Aryjczyk. Nie podobał się nikomu. Ale                             
uważał, że wszyscy powinni byli go szanować. 
Iwan opowiadał o okrutnych realiach Soligorska. O tym, że glin jest tam najwięcej 15­tego i 25­tego dnia w                                   
miesiącu – kiedy górnicy dostają wypłatę i zaliczkę. Wtedy piją do upadłego i biją się, a gliny mogą brać                                     
łapówki. Opowiadał o tym, ile warte są panienki z Soligorska. Mają one dwa rodzaje zainteresowań:                             
górnicy i piłkarze KS „Szachtior”. Jedni i drudzy forsy mają jak lodu. A kiedy takie panny urodzą jakiemuś                                   
dziecko, mogą już zacząć hodować paznokcie, rzęsy i włosy i niecierpliwie czekać na męża wracającego z                               
libacji. Piętnastego i dwudziestego piątego. 
 
Tego wieczoru zagrali w gre dla przełomania lodów: 
 
– Prawda czy rozkaz? 
– Prawda – odpowiedział Iwan. 
Varia była chyba jedyną, która nie zadawała pytań o seks. 
– Jaki jest twój życiowy cel? 
– Zapłodnić jedyną. 
 
To zdanie zbijało z pantałyku. Podobały jej się cyniczne teksty i najwyraźniej kręciła ją myśl o zapłodnieniu. 
 
7. Milk 
 
Tymczasem wyczerpał się niemały maminy kapitał zainwestowany w studia w Polsce i Varia                         
zdecydowała się poszukać pracy. W klubie dla gejów. Praca sama ją znalazła, razem z naprawdę                             
niesamowitą dziewczyną. 
Karolina. 
Maleńka, ale bynajmniej nie miła – zawsze mi się wydawało, że niskie dziewczyny są milsze z powodu                                 
swojej dziwnej lalecznej piękności. 
Cały jej pokój zawalony był książkami. Pasjonowała się judaizmem, regularnie chodziła do synagogi, była w                             
trakcie konwersji. Konwersja to przejście na judaizm. Może ciągnąć się latami, za to później ma się pełne                                 
prawo do otrzymania izraelskiego paszportu – cudnie. 
Karo (tak nazywali ją Polacy) pociągało towarzystwo LGBT. Dlatego też pracowała jako barmanka w                           
katowickim klubie dla gejów Milk. 
Poza tym szybko się okazało, że do grona jej znajomych można dołączyć tylko przez łóżko. Nie żeby Varia                                   
Karo nie chciała. Po prawie miesiącu postu powstrzymywanie się od kosmatych myśli było niewykonalne. 
Oczywiście marzył jej się świetny i długi seks. Zwłaszcza że pierwsze wrażenie było pozytywne – Karo                               
każdy własny orgazm sumiennie odpracowywała, dbając, żeby nigdy nie być dłużną. Ale okazało się, że w                               
zasadzie poza szczytowaniem nic więcej jej nie interesuje. Tylko szybkie ruchanko i żadnych czułości.                           
Może to właśnie zmotywowało Varię, żeby kontynuować znajomość. 
To, że nie została w pełni zaspokojona – w sensie duchowym, nie fizycznym.. 
Pewnie w jakimkolwiek innym przypadku widywałyby się, pieprzyły i dyskutowały o książkach. Ale z Karo                             
wszystko było inaczej. W tym konkretnym przypadku ukształtował się między nimi stabilny stan, którego w                             
żaden sposób nie można było nazwać zakochaniem. 
Poza tym w Karolinie wszystko było fajne. Gładko wygolone łono, takie chłodne, jeśli się go szybko nie                                 
rozgrzeje. Prawdziwe pomarańczowe sutki! Wspaniałe ciało. I chude, i kobiece w jednym. Tylko czemu ta                             
dziewczyna nie lubiła długiego pieprzenia? Jak jakiś fast food. Niby smacznie, ale to nie to. 
Po kilku tygodniach zaproponowała mi, żebym z nią pracowała w klubie. Warunki zatrudnienia – dziwne,                             
żadnej umowy, wyjątkowo niska stawka – 4 zł za godzinę. Napiwki zabiera ten, kto zrobił drinka. Za to                                   
rozmowa kwalifikacyjna była prosta. 
 
*** 
Ola, właścicielka klubu: 
– Pijesz? 
Varia: 
– Nie. 
– To zaczniesz. Klient proponuje, nie odmawiasz. 
Wymuszone skinięcie głową. 
– Palisz? 
– Nie. 
– Jedna zasada: jak nie palisz, nie masz przerw. Zrozumiałaś? 
*** 
 
Wtedy jeszcze Varja nie podejrzewała, że będzie musiała nauczyć się palić, że będzie palić właśnie z                               
właścicielką i że odmowa będzie niemożliwa. Nie wiedziała też, że jednym z hobby Oli jest urządzanie                               
imprezy dla personelu i upijanie przed zmianą nowo zatrudnionych tak zwanymi staff­drinkami.                       
Wykorzystywała upojenie alkoholowe i władzę, żeby obmacywać nowe dziewczyny. 
Ciężkie nocki umilał bezpłatny alkohol dla personelu. Przydawał się. Varia była najpopularniejszą                       
barmanką w Milku. Pewnie dlatego, że Polacy często po pijaku chcą rozmawiać o Białorusi i o tym jak                                   
tam się żyje lesbijkom i gejom. Chcą utwierdzić się w tym, że w Polsce nie jest aż tak źle. 
Pewnego razu klient powiedział: „Wiesz, każdy gej w Polsce chce do Warszawy. A każdy gej w                               
Warszawie chce do Europy”. 
„U nas, cholera jasna, jest tak samo: Każdy gej chcę do stolicy albo do Europy”. 
Łatwo mogłaś zauważyć, kiedy się naprawdę zmęczyłaś: to ten moment, gdy zaczynają boleć policzki.                           
Przy czym nie ukrywam, że Varia miała najszczerszy antyhollywoodzki uśmiech w całym klubie. Co też                             
wyjaśniało uznanie klientów. 
Bycie miłym to wewnętrzna zasada klubu. Ktoś cię całuje, liże, rzyga na ciebie – nieważne. Ważne, żeby                                 
w odpowiedzi delikatnie się uśmiechnąć. Tak jakbyś mówiła: „Zapraszamy ponownie!”. 
Całą noc trzeba sprzątać cudze wymiociny z kanap, kipy z parkietu, stłuczone kufle. Średnio w ciągu                               
jednej nocy rozbija się około dwudziestu sztuk szkła. 
Dziewczynie nie zawsze udawało się zasnąć po zmianie. Głośna muzyka zostawała w głowie. Smród                           
papierosów przenikał nie tylko we włosy, ale też w ubranie, nawet w rajstopy i majtki. Pozbycie się go było                                     
praktycznie niemożliwe. 
 
8. Kontakt 
 
Na sam jej widok staje, myślał Wania, patrząc na Warię. 
Ostatni raz miał stałą dziewczynę trzy lata temu. Tak, zdradzała go z jego własnym bratem, póki Iwan był                                   
w armii. Potem był już tylko beznadziejny pijacki seks na zjazdach kalinowców. Kilka razy poszedł do                               
burdelu, kiedy przyjeżdżali do niego kumple z Młodego Frontu. 
 
Za to Waria szybko się przekonała – kiedy już zostali parą – że zabezpieczać się ten człowiek                                 
zdecydowanie nie zamierza. Nie nalegała. Seks był od biedy jako taki. Jeśli oczywiście zapomni się o tym,                                 
że za pierwszym razem mu nie stanął – nawet jeśli na widok Warii powinien stanąć od razu. 
Jednak zachwycała się seksem hetero samym w sobie jako czymś nowym. 
Robili to wszędzie. W Domu Praw Człowieka w Wilnie, w pociągu na trasie Mińsk­Brześć, na kursach po                                 
obserwacji wyborów, w trakcie spotkania z opozycjonistami w toalecie jakiegoś baru. Stale i wciąż. 
Pomarańczowe sutki Karoliny przestały ją pociągać. Za to postanowiła nauczyć się robić loda długo,                           
głęboko i doskonale. Nic innego jej nie obchodziło. Raz, jak to w pracy, Karo podeszła do niej od tyłu,                                     
położyła ręce gdzieś w okolicy jajników i zaczęła się o nią ocierać. Ale to jej nie skusiło. Nie wykorzystała                                     
możliwości, żeby się z Karo przespać. 
 
Wtedy właśnie pierwszy raz w życiu się wystraszyła. To pewne, że jest w nim zakochana. W chłopaku.                                 
To koniec. Wewnętrzna heterofobia. 
 
 
9. Wspólne życie 
 
Dlaczego znalazłam się w takiej sytuacji z takim człowiekiem? Ta myśl nie dawała jej spokoju. Nie trzeba                                 
było zgadzać się na wspólne mieszkanie. Po prostu nie trzeba było. To wtedy wszystko się zepsuło. Varia                                 
zmieniła się w niewolnicę, a Wania w domowego tyrana. 
Jakoś tak samo wyszło. 
Okazał się być strasznie zazdrosny. Pracę w Milku trzeba było rzucić, z pedałami nie wypadało się już                                 
zadawać. Kategorycznie zabronił jej spotykania się z Karoliną i byłymi znajomymi z klubu. Z dozwolonych                             
rozrywek – tylko gotowanie barszczu w kuchni. Często się upijał, urządzał burdy, sceny zazdrości.                           
Kontrolował ją, znał hasła do wszystkich kont, usuwał powiadomienia na portalach, jeśli pisały je chłopaki.                             
Z jakiegoś powodu był zazdrosny przede wszystkim o płeć męską. 
Bywało, że jak się upił, nie wpuszczał jej do mieszkania. Groził, że skończy ze swoim życiem, popełni                                 
samobójstwo. Wyjeżdżał gdzieś pijany na noc. Czyli ogólnie zachowywał się jak debil. 
Pewnego razu Varia wpadła na kawę do Karoliny, z którą od dawna nic jej nie łączyło. Wania oczywiście                                   
postanowił z tego powodu napić się na mieści. A że mieli tylko jeden wspólny klucz, musiała siedzieć na                                   
klatce schodowej, czekając aż „ukochany” wróci do domu. 
Przyszedł pijany, z jeszcze jedną butelką wina kupioną, żeby dobić się w domu. Trzeba było go namawiać,                                 
żeby ją wpuścił do środka. 
– Z ciebie jest szmata, Varia – powiedział. – Wszyscy wiedzą, że jesteś szmatą. Wszyscy patrzą na ciebie                                   
na ulicy i wiedzą: dupodajka. Prawda, Varia? Ile miałaś w sobie spermy? Można by wyciskać litrami. 
Nie mogła tego słuchać. Zaczęła mieć duszności – po wydarzeniach na Placu była to jej charakterystyczna                               
reakcja na stres. Czuła, że może stracić przytomność, przysiadła więc pod balkonem na klatce schodowej.                             
Minął kwadrans, zanim przyszedł do niej, skulonej na podłodze, i zabrał ją do mieszkania. 
– No i czemu udajesz? Przecież idziesz sama – mówił. – Masz, połóż się tutaj. – Pokazał jej wycieraczkę. 
Było jej wszystko jedno, chciała po prostu móc swobodnie oddychać. Dopiero gdy poczuła się gorzej, dał                               
jej tabletki, położył na łóżku. 
– Bardzo źle się czujesz, Varia? Nie możesz już teraz wstać? To znaczy, że nic nie zrobisz, jeśli się rzucę z                                         
okna. 
Uwiesił się na parapecie. Siódme piętro… Ona oczywiście rzuciła się go wciągać z powrotem przysięgać,                             
że go kocha i nigdy od niego nie odejdzie. Że chce tylko jego i nikt inny jej nie interesuje. 
Myśląc przy tym: „Trzeba to skończyć jak najszybciej”. 
W ciągu tej nocy „próby samobójcze” powtórzyły się trzy razy. Nie wiedziała, co robić, dzwoniła do jego                                 
rodziców w Soligorsku. Następnego dnia powiedział rodzicom, że wszystko zmyśliła. Chociaż pod                       
wpływem Varii w końcu się przyznał. 
Tydzień później – powtórka. ten sam schemat, kropka w kropkę. Powiedziała mu, że odchodzi, on pił i                                 
zwisał z okna. W końcu za radą Karoliny wezwała policję. Ktoś powinien był to przerwać. Wania może i                                   
miał silne ręce, ale padał deszcz. A on był pijany. 
Policja przyjechała idealnie na czas: pijany chłopak bił na klatce schodowej próbującą uciekać Varię. 
Oczywiście Wania w pijackim amoku zaczął obrażać policjantów. Próbował ich przekonać, że jego                         
dziewczyna to histeryczka, a on sobie tylko spokojnie pił piwo w domu. 
– Przecież wiesz, że jeśli mnie zabiorą, suko, to powieszę się w celi. Znajdę sposób, żeby się zabić. I to                                       
będzie twoja wina, suko. Powiedz im, żeby mnie wypuścili, jeśli tego nie chcesz – groził przez łzy, kiedy                                   
kazali mu klęczeć, bo rzucał się i szarpał. Varia przetłumaczyła to policjantom. Zabrali go na izbę                               
wytrzeźwień, gdzie go wyśmiali i pobili. Nie podpisał ani jednego protokołu. W dodatku domagał się                             
tłumacza. Miał 4 promile alkoholu we krwi. 
Następne cztery dni Varia spędziła w akademiku. I przez całe te cztery dni Białorusini pili i palili trawkę w                                     
kuchni. Perspektywa takich rozrywek wcale jej się nie podobała, wróciła więc do Wani. Zapewne                           
wszystko to przez poczucie winy i brak alternatywy. 
 
 
 
 
 
 
10. 46 gramów 
 
– Chłopaki, słyszeliście? Jarka zgarnęli. Mówią, że będzie miał sprawę. Znaleźli 46 gramów fety
13
w                             
mieszkaniu Młodego Frontu. W prasie głośno. Mówią, że pracownicy KGB podłożyli. – Wania wrócił z                             
aresztu po demonstracji na Białorusi i dzielił się nowinkami. – Chyba złoży wniosek o azyl, będzie mówił,                                 
że to są represje polityczne. 
– I tak nikt mu nie uwierzy – oburzała się Varia. 
– Dostał polską wizę, a to znaczy, że ktoś mu uwierzył. – Sasza widocznie miała resztki nadziei. 
– Młody Front wysłał mu zaproszenie do Polski, chociaż wszyscy wiedzą, że Jarek naprawdę sprzedawał                             
dragi. – Wania uważał sytuację za tragikomiczną. 
– Spoko, broń swoich. – Wzruszyła ramionami Varia. Cała ta historia już jej nie dziwiła. 
 
11. +1 
 
Miała przeczucie, że coś jest nie tak. Czuła się słabo, kiedy było gorąco, stale kręciło jej się w głowie,                                     
brakowało powietrza, chciało się spać. Zwymiotowała w pociągu Wilno­Mińsk – cudnie. 
Tak, trzeba szybko kupić test. 
Nie no, żeby zajść w Domu Praw Człowieka, myślała Varia, która doskonale wiedziała, kiedy to się stało. 
Pojechała do Wani do Soligorska. Leżała i patrzyła na niego. Te jego słoneczne rzęsy. Może będzie                               
dobrym ojcem dla dziecka? Czuła, że urodzi chłopczyka. Wydawało jej się, że ona i dziecko będą jedynymi                                 
na całym świecie. Trzeba mu powiedzieć. 
Gdy wracała z Mińska na studia, zatrzymali ją za podkoszulkę „Wolność dla Alesia Bialackiego”. Włożyła                             
ją bez jakiejkolwiek politycznej przyczyny. Nie wiedziała tylko, że tego dnia, kiedy wyszła w niej z domu,                                 
miał przyjechać Miedwiediew. 
Znów wylądowała w Okrestinie
14
. Na początek – standardowa procedura, standardowe pytania. 
– No, dawaj wszystkie łańcuszki, sznurówki. Już dzwonimy do mamy. Choroby przewlekłe? Ciąża? 
– Nie. 
„Jedyny plus”, myślała, „że na pewno nie dostanę okresu w areszcie”. 
Następnego dnia przyznała się do winy, czyli do głośnego przeklinania na ulicy. Żeby ją szybko wypuścili.                               
Było jej wstyd, ale bała się, że w areszcie poroni, a potem napiszą o tym w jakiejś „Naszej Niwie” czy                                       
innej gazecie. Mieliby temat – opozycjonistka w nieślubnej ciąży. A ciąży nie chciała stracić. Tyle że                               
patrząc na Wanię coraz lepiej i lepiej rozumiała: wszystko na próżno. Nieprzytomnie pragnęła rodziny, ale                             
czuła, że przede wszystkim to nie ten człowiek. 
Wynik USG – zapłodnione jajeczko, ciąża od dwóch tygodni i trzech dni. 4 milimetry. Co oznaczało – kiedy                                   
wszystko sobie policzyła – że poczuła to już następnego dnia rano. 
Powiedziała Wani, on powiedział rodzicom i zniknął. Odezwał się dopiero na drugi dzień. Od znajomego                             
dowiedziała się, że pili całą noc. W tym czasie Varia zdążyła już znaleźć numery wszystkich mińskich                               
klinik, w których robi się skrobanki. 
Wtedy znowu pojechali do Wilna, gdzie oznajmiła mu, że żartowała: nie jest w ciąży i pozwala mu kończyć                                   
w sobie, ponieważ zaczęła brać tabletki antykoncepcyjne. 
– To najszczęśliwszy dzień w moim życiu – stwierdził. 
Do skrobanki został tydzień. Varia znała już dokładną datę, ale postanowiła te siedem dni uczynić dla 
dziecka niezapomnianymi. Byli na koncercie białoruskiego zespołu RSP, nad Mińskim Morzem15
 , skakali z 
mostu na bungee. Specjalnie pojechała do galerii handlowej, żeby kupić mu Gruszki16
, które uwielbiała pić 
w dzieciństwie. 
*** 
Leżała na tym cholernym krześle ginekologicznym. Atmosfera była ciężka, myśli chaotyczne. W pewnym                         
sensie nawet śmiać się chciało. Tylko że to byłoby całkiem nieprzyzwoite, między innymi. Z nią tak było                                 
zawsze – kiedy zgubiła telefon, psuła komputer, zamiast rozpaczać, miała ochotę się śmiać, bo to takie                               
absurdalne. Tak samo teraz. 
Przyszedł anestezjolog. Dobrze, że nie trzeba przynosić ręczników pod tyłek. Dają wszystko. Sterylne. Nic                           
dziwnego – za półtora miliona. 
– Jak poczujesz lekkie kłucie na twarzy i szyi, nie wystrasz się. Zacznij liczyć od dziesięciu do zera. 
 
­ Oj…  Rzeczywiście boli. Dziesięć. 
 
*** 
Wybrała imię: Noel. 
­ Może i to dobrze, że on się nie urodził – powiedział jej przyjaciel. – Z takim imieniem na pewno byłby 
pedałem. 
 
12. Stary 
 
Wania jechał taksówką. Kierunek – znowu akademiki. Chlać samemu, czasami wychodząc tylko po                         
następną flaszkę na stację benzynową, już mu się znudziło. „Co oni myślą? Sprzedawcy ze stacji?” ­                               
zastanawiał się. „Że jestem kolejnym facetem ze słowiańskim akcentem, który przychodzi po alkohol                         
prawie co noc? Myślą, że mam problem? Nieważne. Dzwonię do Szaszy.” 
 
­ Varia, rozumiesz? ­ rzucił zaczepnie. ­ Dzwonię do Saszy. 
­ Zrozumiałam. 
 
Co tu było do rozumienia? Kiedy opowiadał o tym znajomym, tylko wzruszali ramionami, bo przecież już                               
wiedzieli, że znowu się pokłócili. Jakby było o co. Skoro Wania dzwoni do Saszy, to pojedzie do                         
akademika, a w akademiku będzie impreza. A Waria zrobi scenę o telefon do Saszy.   
Oczywiste, że w takiej sytuacji Wania nie ma innego wyjścia i znowu pójdzie się napić. 
Prawdopodobnie jedynym, co różniło wieczór z Wanią od wieczoru bez Wani, było miejsce. 
I to, że nienawidził typowego słowiańskiego biesiadnego stylu. 
­ Nie, proszę, nie chcę żadnych sałatek. Nie trzeba nic kroić. Zabierzcie stąd krzesła. Nie, nie będziemy                                 
zaczynać od wódki. Proszę, przecież możemy zrobić drinki. 
Takie zaklinanie rzeczywistości. Jakby myślał, że jeśli ten studencki leniwy, pijacki tryb życia da się                             
zmienić, ucywilizować, to zmieni się też jego naturę, nada mu sens. 
 
Skąd się biorą ci studenci, którzy mając po dwadzieścia lat już nazywają siebie mizantropami i cynikami?                               
Skąd te zwierzęce uśmiechy na ustach dziewczyn, które ledwie parę lat temu pozbyły się dziewictwa? A                               
ci młodzi palący na balkonie, tacy ponurzy – co w nich pękło? Kiedy zdążyło? 
 
Niezależnie od stylu, od prób ucywilizowania każdej kolejnej imprezy, Wania i tak wiedział: wszystko                           
skończy się wódką. Sklepem nocnym. Pijackimi sztuczkami. Jakimiś próbami stawania na głowie w                         
korytarzu. Na wpół gejowskimi tańcami. 
 
Tym razem umówił się na picie w „Starym Dworze”. Studencki klub znajdował się w budynku akademika,                               
nie trzeba było daleko chodzić. 
„Warto przyjść tu jeden raz, żeby zapamiętać, z kim nam nie jest po drodze” ­ przypominał sobie opinię                                   
Varii o tym miejscu. Uważała wszystkich pijących regularnie za śmieci społeczne. Nie wspominając już o                             
tych, którzy piją non stop. A teraz on, na przekór, siedział tu z Saszą, pił z Saszą i opowiadał o tym, o czym                                             
obiecał jej, że nie powie nikomu. „Obiecuję ci” ­ przyrzekł, bo go o to prosiła. I co z tego? 
 
­ Wiesz, ona zaszła ze mną. I zrobiła sobie aborcję. Pojechała i zrobiła. 
­ Nie bój się, stary. Nikomu nie powiem. Moja była też robiła skrobankę. A potem jeszcze myślała, że się z 
nią ożenię. Wyobrażasz sobie? 
­ A czemu się rozstaliście? Z tego powodu?  
­ Nie, jakiś dupek opowiedział jej, że mam inną. Stary, na tym świecie nie można nikomu ufać. A wy                                     
czemu się pokłóciliście?  
­ Uważa, że piję za dużo.  
­ Olej ją. 
Chciałby. Mógłby sobie tu i teraz znaleźć inną. Wania nie umiał tańczyć i doskonale o tym wiedział, dlatego                                   
wszystkie noce w klubach spędzał pod ścianą w palarni. A tam zawsze kręciło się mnóstwo ślicznych                               
dziewczyn. Cholera, wcześniej uwielbiał duże cycki. Były laski, Polki, które spijały mu słowa z ust, kiedy                               
mówił. Naprawdę lubiły go słuchać. Ale nie chciał ich. Wydawały się mu ograniczone, takie jakieś głupie. 
A Varia.... Jezus. Czemu jest taką histeryczką? Nikt nigdy w życiu go tak nie torturował. Tak nie poniżał.                                   
Nigdy nie czuł się tak bezradnie. Czy istniała jakaś inna osoba unicestwiająca go równie mocno? 
Varii nie dawało się zadowolić. Uszczęśliwić. Zasłużyć na jej pochwałę. 
Nie umieli normalnie się dogadywać. 
 
 
 
 
 
13. Czas 
 
W łóżku. Varia mówiła, Wania wodził palcem po jej wargach, rozmazując spermę. To był najlepszy czas – 
za mało siły, żeby się kłócić. 
 
 
­ Wiesz, policzyłam, że z dziewięciu miesięcy, które jesteśmy ze sobą,  fizycznie byliśmy razem tylko 
przez trzy. Ja – Polska, ty – Polska. Ja – Białoruś, ty – Polska. Ja ­ Litwa. Ty – Białoruś. Ja – Mińsk. 
Ty – Soligorsk. Ja – Ukraina. Ty –  Polska. My – Polska. Ja Litwa, Czechy – ty Polska, Polska. Ja – 
Mińsk, ty – Soligorsk. My – Polska. 
 
­ To ty zawsze ode mnie wyjeżdżasz. Czemu? 
 
Nie wiedziała, jak odpowiedzieć. Po prostu przy nim czuła się chora. Jakby brakowało jej jakichś 
duchowych sił. Nie dawało się wytrzymać tego wszystkiego, co się działo w jej wnętrzu. Nie mogła sobie z 
tym poradzić. Czasami przyłapywała się na myśleniu, że potrzebuje pomocy. 
Ta miłość była jak wieczna, ciemna, niepokonana choroba. Chorobliwa senność. Jakby wszystkie jej 
prawdziwe uczucia, instynkty wewnętrzne przesłaniało ciężkie, lepkie bielmo. Spod którego cały czas 
próbowała się wydostać. Wania był z tych ludzi, z którymi nie mogła sobie poradzić. Bez przerwy męczyły 
go huśtawki nastrojów, do których próbowała się dostosować – i nie umiała. 
Kiedy się upijał, znieważał ją słowami, po których każda zdrowa psychicznie dziewczyna odeszłaby. Kiedy 
nie pił – było jeszcze gorzej. 
*** 
 
­ Jaki  on miał rozmiar? 
 
­ Kto? 
 
­ Twój  były. 
 
­ Przecież wiesz, że jesteś pierwszy. 
 
­ Nie jestem głupi, Varia, nie byłaś dziewicą. Jakiego miał ten,  który cię pieprzył? A może było 
ich kilku? Co? 
 
­ Przestań. 
 
­ Ilu ich było? Co, wszyscy chcieli sprawdzić, jak to jest pieprzyć lesbijkę, nie? Wiem, że 
przespałaś się z tym  facetem na kursach polskiego w Warszawie. Myślisz, że położysz się pod niego 
cichutko i nikt się nie dowie? Wszystkim  o tym opowiadał. Rozumiesz? Wszyscy widzą, że moja 
dziewczyna to  szmata. 
 
­ Myślę,  że dziewiętnaście – dwadzieścia. 
 
­ To znaczy więcej niż u mnie? ­ Wania miał straszne  kompleksy z powodu rozmiaru penisa. 
 
­ Oczywiście. 
 
­ Zamknij  się, dziwko. Będziesz mi opowiadać o penisach? 
 
Tak sobie rozmawiali przy kolacji. W końcu Varia rzuciła w niego talerzem z jedzeniem. Wszystkim o tym 
opowiedział. Ale powody starannie przemilczał. 
 
*** 
Tak. Był okropny, kiedy był pijany. I masakryczny – kiedy trzeźwy. Oprócz jednego okresu – kiedy miał 
kaca. Może i wynikało to wyłącznie z poczucia winy, ale poranki po pijackich imprezach były prawdziwym 
prezentem. 
­ Jesteś moim cudem, Waria ­ mówił do niej. ­ Moim skarbem. Moim maleńkim domowym słoneczkiem.                               
Moja malutka. Moja zabawkowa maleńka dziewczynka. Nikt przecież nie wie, jaka jesteś. 
 
14. Jarek 
 
Sasza i Polina nie zaliczyły sesji. W praktyce oznaczało to: żadnego stypendium, dopóki nie zdasz                             
poprawek. No, ale jeść wszyscy muszą, więc Sasza znowu poprosiła Jarka o wysłanie pieniędzy. Po                             
zatrzymaniu za narkotyki obiecał jej, że więcej nie będzie się tym zajmować. Skoro wysłał – najwidoczniej                               
zarobił je w legalny sposób. 
Tymczasem Sasza w chwilach szczerości opowiadała o tym, jak zabierał ją do mieszkań swoich klientów.                             
Siedziała w kuchni, kiedy on dawał komuś w żyłę w pokoju obok. Ćpun był już na tym etapie, że nie                                       
potrafił wkłuć się sam. Zresztą co w tym złego? Sasza sama regularnie paliła trawkę i mówiła, że                                 
wciągnąć sobie też lubi. 
Jednak nie chciała rozmawiać z Jarkiem na Skypie. Zbywała go, mówiąc, że jest zajęta, ogląda serial albo                                 
coś w tym rodzaju. Ale „Pieniążki, kotku, są potrzebne” – miauczała. Kiedy się obrażał, nie odzywała się                                 
do niego pierwsza. Przynajmniej do czasu, póki nie skończyły się jej pieniądze – wtedy dopiero zaczynała                               
pisać słodkie wiadomości przez W Kontaktie
17
. 
 
Legalnie zarobione pieniądze wreszcie przyszły, więc dziewczyny postanowiły jak najszybciej to oblać w                         
Milku. Varia co prawda pracowała, ale to nie przeszkadzało jej dziwić się zza baru talentowi Saszy i Poliny                                   
do podrywu. 
– Dajcie spokój… Jak im się to udało – znaleźć w klubie dla gejów jakichś nieszczęsnych                               
heteroseksualistów i zdążyć się z nimi przelizać? No jak? 
– Oj, już nie wypominaj. Hiszpanie są tacy seksowni. – Zachwycała się Kira, koleżanka ze zmiany. – Na                                   
pewno nawet się nie zorientowali, że to klub dla gejów. 
Kiedy Varia wróciła do akademika, przechodząc obok kuchni usłyszała pojękiwanie Saszy. Zrozumiała, że                         
spotkanie z seksownym Hiszpanem wciąż trwa. 
 
Chociaż nie miała prawa ich obwiniać. Nie po tym, jak też całowała się z jedną panienką. Chciała się                                   
upewnić, czy pociągają ją jeszcze dziewczyny, teraz, kiedy jest z Wanią. Wybrała taką jedną z                             
największymi piersiami – i jazda. 
Nie zrobiła się mokra. 
 
Latem okazało się, że na Białorusi znowu zamknęli Jarka. 
– Przyjeżdżam do niego do Mińska, a on nie odbiera. W rezultacie pojechałam do znajomych. Potem ktoś                                 
zadzwonił przez domofon i poprosił, żebym zeszła. Myślałam, że to jacyś jego koledzy – nadawała Sasza. –                                 
A ci mówią: „Wydział do spraw zwalczania przestępczości narkotykowej. Pani chłopak został zatrzymany.                         
Bezprawne posiadanie narkotyków w wyjątkowo dużych ilościach”. „Jakieś pytania do mnie?” –                       
zapytałam. „Do pani – nie”. No i poszłam. 
– A co teraz? 
– To już nie jest moja sprawa. Słyszałam, że ty i Wania postanowiliście się pobrać. Potrzebujecie                               
pierścionka? Oddam. 
Wania znał inne szczegóły. 
Jarek wyszedł z aresztu i natychmiast wyjechał do Polski mimo zakazu opuszczania granic. Oczywiście nie                             
wypuścili go z dobrego serca. Prawda jest taka, że żeby dostać zwolnienie, przed sądem musiał wydać                               
chłopaków, z którymi przewoził narkotyki przez Polskę. Jogurta na przykład, który był przyjacielem Wani z                             
Soligorska. I jeszcze paru. 
Teraz Jarosław zamierza złożyć podanie o azyl polityczny. Znowu będzie udawał, że to wszystko                           
represje. I czym prędzej stanie się prześladowanym opozycjonistą Młodego Frontu. 
 
15. Mama 
 
Varia była oddaną fanką swojej mamy. Zrozumiałe więc, że chciała przedstawić jej ukochanego.                         
Wydarzyło się to co prawda niespodziewanie, bo przed budynkiem sądu, po tym pechowym zatrzymaniu za                             
koszulkę z Bialackim. Mama przyszła zabrać ją do domu po rozprawie i natknęła się na czekającego pod                                 
wejściem Wanię. Nie żeby mu się to spodobało. Nie chciał jej poznać – a i tak musiał. 
Po procesie mama zaprosiła ich oboje na kawę do siebie. Varia od razu zniknęła w łazience. Próbowała                                 
zmyć z siebie więzienny zapach pod prysznicem. A mama rozmawiała z Iwanem. 
– W przyszłości planuję zostać prezydentem – wycierając się, usłyszała jego głos. A potem odpowiedź                             
mamy:. 
– Wiesz, że to jest strasznie żałosne, Wania? To, że to może się stać naprawdę. 
Iwan faktycznie i absolutnie poważnie zamierzał objąć urząd prezydenta. Według jego własnych słów był                           
to jedyny powód, dla którego jeszcze nie zrobił sobie tatuażu. 
 
– Chociaż tak naprawdę – stwierdził wtedy – to myślę, że w przyszłości nawet w  polityce to nie     
będzie miało żadnego znaczenia. Widziałaś  przecież kandydatów w Czechach. Tak więc może i               
zrobię sobie ten tatuaż. 
 
– Variusza – powiedziała mama, kiedy zostały same. – To przecież jest jakiś kołchoźnik, rozumiesz? 
Rozumiała. 
 
 
 
16. Mieszkanie 
 
Polina paliła całą sesję – papierosy, nie trawę, więc widać było, że z nerwów. Zimę spędziła z piwem i                                     
„Seksem w wielkim mieście”. Wszystkie sezony jednym ciągiem – to już depresja. Na pytania, co się                               
stało, nie odpowiadała. Rozstała się z Witalikiem. Ale tak czy siak pojechali na Boże Narodzenie do                               
Włoch. 
– Nie zamierzam odpuścić takiej okazji tylko dlatego, że jest osłem – tłumaczyła, kiedy pytały dlaczego. 
Ale nie chodziło tylko o bycie osłem. Po pewnym czasie Polina zaczęła mówić więcej i stało się jasne,                                   
dlaczego nie przyjeżdżał do Kato i dlaczego prawie nigdy nie zatrzymywali się w Warszawie, kiedy jeździli                               
na Białoruś. 
 
– Miał  tam inną – powiedziała. 
 
*** 
 
Jeszcze pół roku później wspólni znajomi powtarzali zresztą, że tych „innych” Witalika było kilka.  
Jak można było karmić swoją dziewczynę przez pięć lat słodkimi kłamstewkami, zaciągnąć ją na studia do                               
Polski, a potem zdradzać, rzucić? Niedobrze się robiło, kiedy przypominały się te jego wszystkie hasełka o                               
rodzinie. Zrozumiałam, dlaczego był przeciwny małżeństwu z Poliną, dlaczego nie chciał, żeby zamieszkali                         
wspólnie w Warszawie. 
 
Wszystko to można było pojąć dużo wcześniej. 
 
17. Jeden po drugim 
 
Oczywiście już wtedy było wiadomo, że nic z tego nie wyjdzie. Po prostu jakiś taki nieprzezwyciężony                               
strach ją ogarnął. A ona przecież tylko chciała być kochana. Gdyby ktoś mógł ją zrozumieć, tak naturalnie.                                 
Wtedy już nie można by nie kochać. Gdyby tylko mógł zrozumieć. Ale nic takiego nie miało miejsca. 
 
Z okna rozpościerał się widok na miński szpital na Medyków. Szpital, w którym zamierzała rodzić. I za                                 
pierwszym, i za drugim razem. Leżała i robiła sobie wyrzuty. 
– Po co wybrałam takie drogie ubezpieczenie dla kobiet w ciąży? W dodatku na całe siedem miesięcy,                                 
które pozostały do porodu. Jak idiotka kupowałam buraki i mleko. Szklanka rano i szklanka przed snem. 
A przecież od początku to był nieodpowiedni człowiek. Próby ignorowania tego były głupie i bolesne.                             
Przecież od razu było jasne, że żyli w dwóch różnych światach. I jeśli można kogokolwiek o coś obwiniać,                                   
to właśnie jego za te dwa słowa: „Zapłodnić jedyną”. 
Czy istnieje większe kłamstwo? 
Oczywiście, że nie chciał mieć dzieci. Oczywiście, że się wystraszył. A ona zrobiła jedynie dwie aborcje.                               
W odstępie pięciu miesięcy. Jakkolwiek ironicznie to nie zabrzmi, i za pierwszym i za drugim razem zaszła                                 
w ciążę w tym cholernym Domu Praw Człowieka. 
Teraz z tego wszystkiego nie może mieć dzieci. Chociaż żaden z lekarzy nic takiego nie powiedział. 
*** 
Pamięta, jak trzeba było pożyczać pieniądze na drugą aborcję. On obiecał, że zwróci. Oczywiście tego nie                               
zrobił. 
– Skoro zapłaciłaś za pierwszą, to myślę, że będzie po męsku, jeśli ja wyłożę na drugą – mówił wtedy. 
*** 
Leżała na krześle z rozłożonymi nogami. Znów czekali na anestezjologa. Było zimno i trzęsły jej się nogi.                                 
Wagina dumnie spoglądała w niebo. 
Ta druga skrobanka odbywała się już w innym miejscu. Jechać do pierwszego było najzwyczajniej w                             
świecie wstyd. 
Czekali na tego anestezjologa wszyscy, aż wreszcie stracili cierpliwość i postanowili, że dalej będą czekać                             
na zewnątrz. Tylko ją tam zostawili – samą. Varia nie wiedzieć dlaczego płakała jak idiotka. 
To wszystko hormony, tłumaczyła sobie. 
 
Przyszedł anestezjolog. Siadł z tyłu na krześle, dokładnie jak psychoanalityk. 
– Czemu ty się tak trzęsiesz? Wyobraź sobie, że leżysz na pustej plaży. Ciepły wiatr delikatnie owiewa                                 
twoje ciało. Masz zamknięte oczy, ale czujesz przez powieki jak świeci słońce. Palce wtapiają się w ciepły                                 
piasek. Słyszysz szum morza. 
 
 
Epilog 
 
 
Varia po zrobieniu dwóch aborcji stała się bezpłodna. 
 
Wania jak wcześniej studiuje i zajmuje się swoją organizacją. Po pijaku pisze do Varii, jak jest mu żal, że                                     
wszystko się tak potoczyło, i że jest mu źle bez niej. 
 
Po drugim aresztowaniu Sasza rozstała się z Jarkiem. Mieszka z nowym chłopakiem. 
 
Jarek spędził dwa miesiące w ośrodku dla uchodźców, otrzymał azyl polityczny w Polsce. Nie studiuje,                             
kontynuuje sprzedaż narkotyków w Warszawie. 
 
Polina wróciła do Brześcia i poznała innego faceta. Są szczęśliwi. 
 
Witalik kandydował do białoruskiego parlamentu. Swoją kampanię polityczną opierał na wartościach 
rodzinnych. Przegrał. 
 
 
 
 
 
 
 
1. Władzimir Nieklajew – pisarz i opozycyjny kandydat na urząd prezydenta Białorusi w kampanii 
wyborczej w 2010 r. 
 
2. Wielka demonstracja w dniu ogłoszenia wyników wyborów w 2010, która przerodziła się w zamieszki i 
masowe aresztowania protestujących przeciwko sfałszowaniu wyników głosowania.   
 
3. Dosł. Дом Правительства – Dom Rządowy.  
 
4. Powszechnie stosowana nazwa karetki więziennej do przewozu aresztowanych, mającej postać 
autobusu 
 
5. Centrum Izolacji Przestępców na ulicy Okrestina 
 
6. Żona kandydata Andrieja Sannikowa 
 
7. Sześcioramienna gwiazda noszona przez Żydów 
 
8. Znana białoruska opozycjonistka. Półtora roku później zmarła na raka. Uważano, że zachorowała po 
pobiciu przez milicjantów w 2006 roku. 
 
9. Program Kalinowskiego – program stypendialny dla prześladowanych studentów. Nie trzeba zdawać       
egzaminów, żeby się tam dostać. Zapewnia miesięczne stypendium, które wystarcza na przeciętne życie. 
 
10. Konserwatywna organizacja młodzieżowa 
 
11. Jan Malicki – dyrektor programu Konstantego Kalinowskiego 
 
12. Jeden z kandydatów w wyborach prezydenckich 2010 r. 
 
13. Metamfetamina 
 
14. Żargonowa nazwa aresztu – od ulicy, przy której się znajduje 
 
15.Mińskie Morze – popularna nazwa Zalewu Zasławskiego na Swisłoczy (pow. 31 km²) na zachodnich 
obrzeżach Mińska; ma status terenu  wypoczynkowego, można tam uprawiać sporty wodne, a na 
brzegach często odbywają się imprezy plenerowe.   
 
16. Gruszki mają na Białorusi status napoju kultowego, jak Kofola w Czechach.  
 
17. ros. В Контакте, pol. W Kontakcie – serwis społecznościowy, rosyjski odpowiednik serwisu 
Facebook 
 

More Related Content

Viewers also liked

Bretagne at Viv Turkey 2015
Bretagne at Viv Turkey 2015Bretagne at Viv Turkey 2015
Bretagne at Viv Turkey 2015
Bretagne Commerce International
 
PRESENTACION PROPUESTAS DE MEJORAS A FUTURO EN LA URBANIZACION FORMIGAL
PRESENTACION PROPUESTAS DE MEJORAS A FUTURO EN LA URBANIZACION FORMIGALPRESENTACION PROPUESTAS DE MEJORAS A FUTURO EN LA URBANIZACION FORMIGAL
PRESENTACION PROPUESTAS DE MEJORAS A FUTURO EN LA URBANIZACION FORMIGAL
ecuformigal2014
 
Ayurvet Livestock Future, April 2014
Ayurvet Livestock Future, April 2014Ayurvet Livestock Future, April 2014
Ayurvet Livestock Future, April 2014Ayurvet Limited
 
025 guia pratico-do-html-css-e-web-standards
025 guia pratico-do-html-css-e-web-standards025 guia pratico-do-html-css-e-web-standards
025 guia pratico-do-html-css-e-web-standardsjohnpaulsiq
 
Proyecto tésis expo 1
Proyecto tésis expo 1Proyecto tésis expo 1
Proyecto tésis expo 1Tania Cruz
 
Tema 3. El Clima
Tema 3. El ClimaTema 3. El Clima
Tema 3. El Clima
guest3866cdf6
 
Energy Behaviour and Smart Meters
Energy Behaviour and Smart MetersEnergy Behaviour and Smart Meters
Energy Behaviour and Smart Meters
SEA - Sustainable Energy Advice Ltd
 
Goornong Guide - Sept 2011
Goornong Guide - Sept 2011Goornong Guide - Sept 2011
Goornong Guide - Sept 2011Gold Fields
 
Introduction 1 -_the_iks_project
Introduction 1 -_the_iks_projectIntroduction 1 -_the_iks_project
Introduction 1 -_the_iks_projectIKS - Project
 
Nuba 1º C, Alberto, Raquel S.
Nuba 1º C, Alberto, Raquel S.Nuba 1º C, Alberto, Raquel S.
Nuba 1º C, Alberto, Raquel S.
Rosa Pérez
 
Judo y skateboard
Judo y skateboardJudo y skateboard
Judo y skateboard
ArielYJuanjo
 
May 2014 newsletter
May 2014 newsletterMay 2014 newsletter
May 2014 newsletter
Craig Hummel
 
Entrega 4 Ecoeduca Boulevard
Entrega 4 Ecoeduca BoulevardEntrega 4 Ecoeduca Boulevard
Entrega 4 Ecoeduca Boulevardandrea
 
Regalos : Imagen de Marca
Regalos : Imagen de MarcaRegalos : Imagen de Marca
Regalos : Imagen de Marca
Sanluc Regalos Publicitarios
 
Come creare landing page che convertono
Come creare landing page che convertono Come creare landing page che convertono
Come creare landing page che convertono
Semrush
 
Internet University
Internet UniversityInternet University
Internet University
Cliff Samuels Jr.
 
Ficha tecnica prevención de riesgos
Ficha tecnica prevención de riesgosFicha tecnica prevención de riesgos
Ficha tecnica prevención de riesgos
CAPACITACIONES CEIC LTDA.
 
Sin título 2
Sin título 2Sin título 2
Sin título 2
Ed Rls
 

Viewers also liked (20)

Bretagne at Viv Turkey 2015
Bretagne at Viv Turkey 2015Bretagne at Viv Turkey 2015
Bretagne at Viv Turkey 2015
 
PRESENTACION PROPUESTAS DE MEJORAS A FUTURO EN LA URBANIZACION FORMIGAL
PRESENTACION PROPUESTAS DE MEJORAS A FUTURO EN LA URBANIZACION FORMIGALPRESENTACION PROPUESTAS DE MEJORAS A FUTURO EN LA URBANIZACION FORMIGAL
PRESENTACION PROPUESTAS DE MEJORAS A FUTURO EN LA URBANIZACION FORMIGAL
 
Ayurvet Livestock Future, April 2014
Ayurvet Livestock Future, April 2014Ayurvet Livestock Future, April 2014
Ayurvet Livestock Future, April 2014
 
025 guia pratico-do-html-css-e-web-standards
025 guia pratico-do-html-css-e-web-standards025 guia pratico-do-html-css-e-web-standards
025 guia pratico-do-html-css-e-web-standards
 
Proyecto tésis expo 1
Proyecto tésis expo 1Proyecto tésis expo 1
Proyecto tésis expo 1
 
Tema 3. El Clima
Tema 3. El ClimaTema 3. El Clima
Tema 3. El Clima
 
Energy Behaviour and Smart Meters
Energy Behaviour and Smart MetersEnergy Behaviour and Smart Meters
Energy Behaviour and Smart Meters
 
Goornong Guide - Sept 2011
Goornong Guide - Sept 2011Goornong Guide - Sept 2011
Goornong Guide - Sept 2011
 
ENSAYO TICS,
ENSAYO TICS, ENSAYO TICS,
ENSAYO TICS,
 
Introduction 1 -_the_iks_project
Introduction 1 -_the_iks_projectIntroduction 1 -_the_iks_project
Introduction 1 -_the_iks_project
 
Nuba 1º C, Alberto, Raquel S.
Nuba 1º C, Alberto, Raquel S.Nuba 1º C, Alberto, Raquel S.
Nuba 1º C, Alberto, Raquel S.
 
Judo y skateboard
Judo y skateboardJudo y skateboard
Judo y skateboard
 
May 2014 newsletter
May 2014 newsletterMay 2014 newsletter
May 2014 newsletter
 
J cuesta
J cuestaJ cuesta
J cuesta
 
Entrega 4 Ecoeduca Boulevard
Entrega 4 Ecoeduca BoulevardEntrega 4 Ecoeduca Boulevard
Entrega 4 Ecoeduca Boulevard
 
Regalos : Imagen de Marca
Regalos : Imagen de MarcaRegalos : Imagen de Marca
Regalos : Imagen de Marca
 
Come creare landing page che convertono
Come creare landing page che convertono Come creare landing page che convertono
Come creare landing page che convertono
 
Internet University
Internet UniversityInternet University
Internet University
 
Ficha tecnica prevención de riesgos
Ficha tecnica prevención de riesgosFicha tecnica prevención de riesgos
Ficha tecnica prevención de riesgos
 
Sin título 2
Sin título 2Sin título 2
Sin título 2
 

Similar to Kalina

Listy miłości - Maria Nurowska - ebook
Listy miłości - Maria Nurowska - ebookListy miłości - Maria Nurowska - ebook
Listy miłości - Maria Nurowska - ebooke-booksweb.pl
 
Zabójczy duet [ebook] Kampania Społeczna Servier dla Serca - Dbaj o Serce 2018
Zabójczy duet [ebook] Kampania Społeczna Servier dla Serca - Dbaj o Serce 2018Zabójczy duet [ebook] Kampania Społeczna Servier dla Serca - Dbaj o Serce 2018
Zabójczy duet [ebook] Kampania Społeczna Servier dla Serca - Dbaj o Serce 2018
SERVIER POLSKA
 
Uciekinierzy - Tomasz Trojanowski - ebook
Uciekinierzy - Tomasz Trojanowski - ebookUciekinierzy - Tomasz Trojanowski - ebook
Uciekinierzy - Tomasz Trojanowski - ebooke-booksweb.pl
 
W Saunie 4/2017
W Saunie 4/2017W Saunie 4/2017
W Saunie 4/2017
W Saunie 4/2017W Saunie 4/2017

Similar to Kalina (6)

Listy miłości - Maria Nurowska - ebook
Listy miłości - Maria Nurowska - ebookListy miłości - Maria Nurowska - ebook
Listy miłości - Maria Nurowska - ebook
 
Szabrownik
SzabrownikSzabrownik
Szabrownik
 
Zabójczy duet [ebook] Kampania Społeczna Servier dla Serca - Dbaj o Serce 2018
Zabójczy duet [ebook] Kampania Społeczna Servier dla Serca - Dbaj o Serce 2018Zabójczy duet [ebook] Kampania Społeczna Servier dla Serca - Dbaj o Serce 2018
Zabójczy duet [ebook] Kampania Społeczna Servier dla Serca - Dbaj o Serce 2018
 
Uciekinierzy - Tomasz Trojanowski - ebook
Uciekinierzy - Tomasz Trojanowski - ebookUciekinierzy - Tomasz Trojanowski - ebook
Uciekinierzy - Tomasz Trojanowski - ebook
 
W Saunie 4/2017
W Saunie 4/2017W Saunie 4/2017
W Saunie 4/2017
 
W Saunie 4/2017
W Saunie 4/2017W Saunie 4/2017
W Saunie 4/2017
 

More from Varvara Krasutskaya (18)

Comics idea
Comics ideaComics idea
Comics idea
 
Grupa docelowa Maus
Grupa docelowa MausGrupa docelowa Maus
Grupa docelowa Maus
 
P&A Maus
P&A MausP&A Maus
P&A Maus
 
Marketing Maus
Marketing MausMarketing Maus
Marketing Maus
 
Streszczenie Maus
Streszczenie MausStreszczenie Maus
Streszczenie Maus
 
Windowing
WindowingWindowing
Windowing
 
Marketing Maus
Marketing MausMarketing Maus
Marketing Maus
 
P&A Maus
P&A MausP&A Maus
P&A Maus
 
Wady i zalety filmu
Wady i zalety filmuWady i zalety filmu
Wady i zalety filmu
 
Wady i zalety filmu
Wady i zalety filmuWady i zalety filmu
Wady i zalety filmu
 
P&a maus
P&a mausP&a maus
P&a maus
 
P&a maus
P&a mausP&a maus
P&a maus
 
P&a maus
P&a mausP&a maus
P&a maus
 
Maus budget
Maus budgetMaus budget
Maus budget
 
Scena
ScenaScena
Scena
 
Scena
ScenaScena
Scena
 
Maus 2 i tu zaczęły się moje kłopoty
Maus 2   i tu zaczęły się moje kłopotyMaus 2   i tu zaczęły się moje kłopoty
Maus 2 i tu zaczęły się moje kłopoty
 
Maus 1 mój ojciec krwawi historią
Maus 1   mój ojciec krwawi historiąMaus 1   mój ojciec krwawi historią
Maus 1 mój ojciec krwawi historią
 

Kalina

  • 1. Opowiadanie “Kalina” by Varvara Krasutskaya  Wszystkie postacie występujące w opowiadaniu są fikcyjne. Wszelkie podobieństwo do                    rzeczywistych osób, żywych lub martwych, jest czysto przypadkowe.    1. Białoruś    Chcę opowiedzieć wam moją historię. Z początku może wydawać się w ogóle nieinteresująca, ale                            zaufajcie mi, czegoś takiego nie przeżyła żadna z waszych znajomych wagin.  Najpierw krótko o mnie: mam na imię Varia, pochodzę z Mińska, kiedyś zajmowałam się prawami                              mniejszości seksualnych i genderowych w organizacji Gay­Białoruś. Tak się złożyło, że podczas                        Moskiewskiej Parady Gejowskiej dowiedziałam się, co dzieje się z dotacjami na parady LGBT i dlaczego u                                nas wyglądają one tak mizernie: piętnaście osób i parę flag, choć fundusze na organizację dostajemy spore.                                Jak się okazało, pieniądze idą na mojito i inne gejowskie drinki dla świeżych dup w nocnych klubach. W                                    ten oto sposób postanowiłam więcej nie współpracować z „pedałami”.  Jakiś czas później wpadłam w finansowe tarapaty – musiałam zapłacić za studia, a pieniędzy nie miałam.                                Wtedy znajomy zaproponował mi pracę w Mów Prawdę, organizacji, która zajmowała się kampanią                          przedwyborczą Nieklajewa 1 w czasie wyborów prezydenckich. Płacili dobrze i tylko z tego powodu                          zdecydowałam się uczestniczyć w politycznych rozgrywkach lokalnego światka.  Do koryta zlecieli się wszyscy „słynni opozycjoniści”, którzy tak jak ja chcieli skorzystać z nienajgorszej                              stawki. Sześć dolarów za godzinę odmrażania tyłka w namiocie – cudnie. Do tego oczywiście „lotne                              pikiety” – w skrócie: poruszasz się po wyznaczonych trasach i rozdajesz ulotki. Na „lotne” nikt oczywiście                                nie chodził, wszyscy parami przesiadywaliśmy w kawiarniach. Jeśli kontrola z Mów Prawdę przyłapała                          nas na miganiu się od obowiązków, mówiliśmy, że poszliśmy do lokalu tylko się ogrzać. Pod koniec zmiany                                  wyrzucaliśmy ulotki albo chowaliśmy je w domu.  Dziewiętnastego grudnia na Placu Niepodległości odbywała się demonstracja 2 , na którą nie zamierzałam                        iść. Mamy też nie chciałam puścić. Zimno, nie wiadomo gdzie sikać, ludzie wykrzykują hejterskie hasła.                              Jednak wtedy zadzwonił mój koordynator z Mów Prawdę i powiedział: nie ma obecności – nie ma                                pieniędzy. Przyszłam więc do biura, zjadłam obwarzanka. Herbaty nie piłam (bo nadal nie wiadomo gdzie                              sikać). Nieklajew siedział na krześle, moczył herbatnika w kubku. Znajome dziewczyny z organizacji                          powiedziały, że lepiej z nim nie rozmawiać, bo obmacuje.  Później wszystko potoczyło się szybko. Całej mojej grupie kazali iść na plac. Dali nam oczywiście flagi.                                Gdy tylko je rozwinęliśmy – w ciągu minuty pod biurem zaczęła się zadyma. Ze wszystkich stron zaczęli                                  nadbiegać specnazowcy, omonowcy i nie wiadomo kto tam jeszcze. Zaczęli rzucać granaty dymne,                          wrzeszcząc: „Mordy w śnieg!”. Słyszałam potem, że w tym samym momencie zaczęli tłuc Nieklajewa.                            Zresztą i tak niczego nie było widać.  Większość naszych uciekła. Po tym jak psy się zwinęły, pod biurem organizacji została nas zaledwie                              garstka. Wszyscy rozpaczliwie chcieli wracać do domów.  Jednak ja miałam w głowie imperatyw: muszę zapłacić za uczelnię. A poza tym to się zaczynało robić                                  interesujące.  No i poszłam na plac.   
  • 2.       2. Plac Niepodległości    Okazało się, że po kilku godzinach tych zabaw ludowych nie chciało mi się nawet sikać. Cudnie. Stałam i                                    patrzyłam, jak ludzie wrzeszczą. Hasła były, najdelikatniej rzecz ujmując, słabe: głupie i bez polotu. Nasza                              grupa znalazła się akurat tuż pod pałacem prezydenckim 3 , kiedy specnaz zamknął kocioł. Uderzenie                            policyjnej pały niemal od razu powaliło mnie w śnieg. Odruchowo osłaniałam głowę – więc bili mnie po                                  rękach. Dziewczyna, która upadła obok mnie, obejmowała specnazowca za nogi i krzyczała: „Kocham                          cię!”. A on bił ją pałką po głowie.  Ocknęłam się w kącie autozaka 4 . Ktoś mną potrząsał, pytając o nazwisko. Dla dziennikarzy. Nie                            miałam czym oddychać. Nie wiem – albo okna się nie otwierały, albo ich po prostu nie było. W środku –                                        odliczanie, razem czterdzieści trzy osoby.  Do Okrestina 5 z jakiegoś powodu jechaliśmy dwie godziny i to z przebojami (w dosłownym znaczeniu). Ja                                się dusiłam – mało powietrza było. Na kolejnym przystanku jakiś chłopak zaczął dobijać się do drzwi i                                  obrażać „sługusów reżimu”. Powiedział, że możemy sobie pooddychać, póki oni będą go bić. Chętnie                            skorzystaliśmy – cudnie.  Kiedy dojechaliśmy do aresztu, rozdzielili nas według płci. Kazali wyłączyć telefony i rozstawili –                            wiadomo, ręce na kark, głowa do ściany, dobrze, że nie skuli. Dziewczyny stojące obok powiedziały, że                                mam krew na płaszczu. Odparłam z przekonaniem, że to nie moja.  I tak sobie stałyśmy – całą noc. Na szczęście trafił nam się wyrozumiały, choć gderliwy strażnik. Pozwalał                                  podawać sobie nawzajem poupychaną w przedziwnych miejscach wałówkę – kanapki ze smalcem                        wyciągane z cholewek kozaków, termosy z rękawów, czekoladki... Towarzyszące mi dziewczyny były tak                          dobrze przygotowane, jakby od początku planowały dostać się do aresztu. Tylko do toalety wciąż nas nie                                puszczali. No i się nie chciało. Cudnie.  Późną nocą zjawiła się kolejna aresztantka – dziennikarka, Irina Halip 6 . W futrze. Usiadła przy stole.                              Położyła nogi na stół. A potem poprosiła o kawę z mlekiem. Funkcjonariusze Okrestina zupełnie na ten                                widok zgłupieli. Z poczuciem winy oznajmili, że kawa jest tylko rozpuszczalna. Nad ranem – pobieranie                              odcisków palców, konfiskata rzeczy osobistych. Zabrali mój Magen Dawid 7 .  ***  Ranek. W kącie płakały dwie czy trzy Litwinki, którym groziła deportacja, ktoś tam kogoś uspokajał. Varia  zaczęła tracić świadomość. Więzienny lekarz obejrzał dziewczynę, dał tabletkę, zrobił zastrzyki – nie  pomogło. Klawisz przyniósł jej chleb i wodę w metalowym kubku. Powiedział, że nie ma nic więcej.  ***  Następny przybiegł z Magen Dawid w ręku. Założył mi go na szyję, myśląc, że to pomoże. Pewnie bali się,                                      że umrę. Znowu zawlekli mnie do lekarza. Tam pierwszy i ostatni raz w życiu widziałam Kristinę                               
  • 3. Szatikową 8 . Była bardzo ruda, z wielkimi niebieskimi oczami, z prawdziwie lwimi rysami twarzy. Ona                            również została pobita na placu; bili ją po brzuchu. Trzeba było ją jak najszybciej zawieźć do szpitala.  W końcu lekarz zdecydował się obejrzeć moją głowę. Wtedy przekonałam się, że z tą krwią na płaszczu                                  nie miałam racji. Była moja. Kiedy doktor zobaczył ranę, powiedział, że mnie i Kristinę trzeba natychmiast                                hospitalizować. Gdzieś obok krzyczała karmiąca matka, bo nie pozwalali jej ściągnąć mleka. Rozrywało jej                            piersi. To musi być podobne uczucie do tego, jak bardzo musisz kupę, a nie możesz pójść do toalety. Tylko                                      że z piersiami.  Gdy wieźli nas w karetce, leżałam Szatikowej na kolanach. Podłożyła mi pod głowę swoją czapkę. Było mi                                  wstyd, że upaćkałam ją krwią. Konwojent grzał mi nogi i mówił: „Oni wszyscy są zwierzętami. Jak można                                  było skrzywdzić taką dziewczynę. Jak?” – powtarzał. Kristinę odwieźli do innego szpitala. Mnie – do                              Dziesiątego.    3. Dziesiąty szpital    Na miejscu od razu wezwali ordynatora, żęby mnie obejrzał – sądząc po wszystkim, również żydomasona.                              Zaczął mnie rozbierać, powtarzając co chwila: „Biedna dziewczyna. Biedna dziewczyna”. Kiedy zdjął mi                          golf i zobaczył na mojej szyi żydowski wisior, niemal krzyknął.  I do izby z babciami. Oczywiście kiedy babinki zobaczyły konwojentów, przydzielonych do pilnowania                          mnie, jedna z nich natychmiast stwierdziła, że jestem terrorystką i ich wszystkich wysadzę. Na moje                              szczęście po zastrzykach, które mi zaaplikowali i dobie bez snu spałam jak nic trzydzieści godzin. Nowi                                strażnicy dyżurujący w sali najwyraźniej mnie polubili. Wpuszczali na wizytę i mamę, i brata, i moją                                cudowną dziewczynkę, Stasię, która przychodziła codziennie. Nawet pomarańcze przynosiła. Aż się                      sąsiadki babuleńki oburzały.  – Nie do wiary, ta współczesna młodzież! Tylko im te perwersje w głowie. A potem w ciążę zachodzą,                                    dzieci mają dzieci...  – Niechże się dziewczyny za młodu wyszaleją... Jeszcze sobie chłopców znajdą. Ja, proszę pani, aż do                                dwudziestego ósmego roku życia byłam dziewicą.  – Aż? Ja to bym powiedziała, że się pani trochę z tym pospieszyła!  Jednak Stasia bardzo lubiła babuleńki. Zresztą one ją też, bo Stasi trudno było nie lubić. Była taka malutka.                                    Jej ciało dzieliło się na trzy części: dwie trzecie – tułów, pozostałe – głowa. Ale jaka przepiękna głowa!                                    Ukochana głowa, którą można było wszędzie całować i kłaść sobie na kolana. Tak, na kolana, jak kota –                                    bo Stasia była jak kot. Jej fantastyczne drobne ciało tak uroczo dopasowywało się do każdego miejsca,                                gdzie by go nie położyć. I jak łagodnego kota można ją było całować w ciepły brzuszek, podgryzać w                                    maleńką, zgrabną pupę, gnieść uszy... Zupełnie jak maskotkę.    ***  Po zwolnieniu Varii z aresztu w domu dziewczyny zaczęli się pojawiać tajniacy. Zadawali pytania                            dotyczące wydarzeń na Placu, szantażowali, rzucali zawoalowane groźby. Wypytywali i Varię, i jej mamę.                            Potem przyszedł czas na szykany – a to administracja uczelni robiła dziewczynie problemy, a to przed                                egzaminami zaczęto ją wzywać na rozmowy z pracownikami KGB. Propozycje współpracy, ciąganie po                          sądach, wzywanie do składania zeznań na rozprawie Nieklajewa. 
  • 4. Ze Stasią też rozmawiali.        4. Show must go on    Po tym wszystkim Varia zaczęła się bać, że w końcu wyleją ją z uczelni. Pozostawało tylko pytanie, czy                                    nie spróbują też uniemożliwić jej złożenie na czas papierów na Kalinę 9 . Od grudniowych wyborów minęły                              ledwie trzy miesiące, ale miała już dość szykan i najść. W marcu zaczęła sprawdzać, co musi zrobić, żeby                                    zacząć studiować jako stypendystka Kalinowskiego w Polsce. Jednym z wymogów było przesłanie                        dokumentów rekrutacyjnych jeszcze przed końcem wakacji. Gdy więc pod koniec roku akademickiego                        wezwali jej mamę do dziekanatu i zapowiedzieli, że Varia będzie zdawać wszystkie egzaminy w sesji                              poprawkowej na jesieni, zrozumiała, że jest dokładnie tak, jak się spodziewała. Do października będą ją                              mamić, że może jednak zda i zostanie na studiach – a potem znajdzie się na lodzie: ze studiów i tak wyleci,                                          a Kalina przejdzie jej koło nosa. Jedynym rozsądnym wyjściem było zabrać dokumenty i odejść. Zatem                              zabrała.  I pomyśleć tylko, że wcześniej tak mocno trzymała się białoruskiej uczelni. Na dobrą sprawę to przez te                                  studia trafiła na Okrestina z rozbitą głową, nieprawdaż? A teraz na odwrót: zapragnęła się stąd wyrwać za                                  wszelką cenę. Może z powodu Stasi, która na wiosnę oznajmiła, że chciałaby na jakiś czas – jak to ujęła –                                        „przestać się widywać”. Oczywiście tylko na chwilę, na jakiś czas, dopóki wszystko się nie uspokoi. Jej                                ojciec zajmował ważne stanowisko w białoruskim urzędzie celnym na granicy z Litwą. Z jego statusem                              społecznym nie wypadało, żeby jego córka zadawała się z jakąś lesboopozycjonistką.  Okres niewidywania przeciągnął się do pół roku. Varia zdecydowała się zatem wyjechać do Polski, a                              biseksualna Stasia – znaleźć sobie chłopaka. To, że w końcu i tak zwiąże się z mężczyzną, było oczywiste.                                    Taka dziewczyna jak ona nie powinna się marnować. I tak dała Varii wspaniałe dwa lata.  Dlatego gdy tylko przyszedł list z informacją, że jako ofiara prześladowań politycznych zakwalifikowała się                            do programu stypendialnego im. M. Kalinowskiego, Varia od razu kupiła bilet, zabrała swoje rzeczy i                              wyjechała już następnego dnia rano. Żadnych pożegnań. Okazało się, że na Białorusi oprócz rodziny nie                              ma nikogo bliskiego.  W Warszawie zakwaterowali ją w akademiku. Dali jej pokój z jakąś rudą gęsią, z której nie dało się nawet                                      wydobyć informacji, co ona właściwie robi na studiach w Polsce. Sama nie wie. Na pierwszej zakrapianej                                imprezce integracyjnej stało się jasne, że większość stypendystów nie ma nic wspólnego z opozycją. A                              prześladowania ogląda tylko w Euronews.  (Na marginesie: Varia nie uważała siebie za opozycjonistkę. Na Białorusi pedały i opozycja to – wiadomo                                – dwie różne piaskownice).  Wszyscy wiedzieli, że jest z organizacji LGBT, dlatego na kursie polskiego ciągle lepiły się do niej                                wszelkiego rodzaju cioty, których na Kalinie mimo wszystko było kilka, pragnące tylko ją wyciągnąć do                              kawiarni na plotki, tylko jej powierzyć swoją tajemnicę. Czasami, kiedy dwóch takich zwierzało jej się                              osobno, mogła domyślić się, kto z kim sypia. A wybór w organizacji jest oczywiście ograniczony. Dlatego                                też ciacha z innych organizacji pozarządowych również cieszyły się popularnością. W tegorocznym                       
  • 5. naborze było takich czterech. Uważali, że ich obowiązkiem jest opowiadanie o tym dziewczynie, której                            regularnie stawiali kawę. A jeśli opowiadali o czymś bardzo wyjątkowym, to i deser dostawała. Cudnie.  Oczywiście wszyscy pozostali chłopcy mimowolnie taksowali wzrokiem dziewczyny. Jednak rozsądniejsi                    wiedzieli, że nie warto spieszyć się z ocenianiem dup i piersi. Kursy językowe trwają miesiąc, a po nich                                    wszystkich, którzy zdali egzamin z polskiego, rozrzucają po różnych miastach. Po co robić sobie nadzieje,                              kiedy nie wiesz, kto ci się w akademiku trafi?      5. Katowice    Południe Polski. Miasto kopalni i przedsiębiorstw zajmujących się obróbką metali. Aglomeracja                      zamieszkana przez ponad trzy miliony ludzi. Całe miasto jest ciągle przekopywane, trzysta razy                          przebudowywane. Ale żaden mieszkaniec nie odpuści sobie okazji, żeby opowiedzieć o zmianach, jakie                          mają tu nastąpić w ciągu następnych kilku lat. Nie będę ich opisywać, przeczytacie sobie w Wikipedii.  Trafiła na produkcję filmową, Tak naprawdę rozpaczliwie chciała dostać się na reżyserię. Jednak w                            ostateczności jej podanie przyjęli właśnie w Katowicach na produkcji.  Na uczelnię przyjechała w listopadzie, gdy tylko skończyła kurs językowy. Postanowiła trzymać się jednej                            zasady: żadnych Białorusinów w towarzystwie. Miała ich wystarczająco dużo w Warszawie. Ale na progu                            akademika przypadkowo spotkała znajome z Kaliny: Saszę i Polinę.  Sasza – chuda, mała, nos jak kartofel. Z wyglądu jakby niezdrowa, wiecznie zmęczona. Nic dziwnego,                              myślała Varia. Też bym tak wyglądała, gdyby mnie regularnie pieprzył dwumetrowy grubas. (Tak właśnie                            wyglądał chłopak Saszy, Jarek. Był z Młodego Frontu 10 i studiował wcześniej w Katowicach, korzystając                            z programu. Po mniej więcej roku został wyrzucony, teraz mieszkał w Mińsku). Strasznie było sobie                              wyobrażać jak uprawiają seks, proszę o wybaczenie, grubi ludzie. Pewnie musi podciągać rękami brzuch,                            żeby wsadzić Saszy swoją kiełbaskę.  Polina studiowała historię sztuki, miała z niej już białoruski dyplom. Teraz robiła magisterkę. Obie                            dziewczyny były z Brześcia. Chłopak Poliny, Witalik, zresztą też. Zgodnie z tym, co mówiła ona sama,                                działał w opozycji tylko i wyłącznie ze względu na kasę. Dziewczyna nie miała nic przeciwko temu –                                  zapewne dlatego, że pieniądze z dotacji na szczytne cele w dużej mierze szły na jej ubrania i dodatki.                                    Witalik nie przyjeżdżał do Katowic.  Obie zatem sparowane i hetero. Perspektywy Varii na jakiekolwiek życie intymne nie rysowały                          się najlepiej. Zwłaszcza kiedy patrzyła na Polki. Boże, myślała, czeka mnie pięcioletni celibat.  (Dygresja: na charakter dziewczyny składały się bardzo niewielka mania wielkości i kompleks niższości.                          Swój wygląd zewnętrzny oceniała jako co najwyżej znośny. Wysoka, płaska. Jednym słowem – deska.                            Tylko że z ogromną, puszystą i kręconą żydoczupryną, przez którą w szkole wszyscy nazywali Varię                              „Szczotką”. Wyłupiaste oczy, buzia w ciup. Istna żydowska lalka. W jej mniemaniu jednak różnicę między                              lalką żydowską a zwyczajną stanowi rozum. Dlatego uznała, że w takim określeniu nie ma nic                              obraźliwego).  Życie akademickie wyraźnie jej nie pasowało. Trochę inaczej sobie to wyobrażała – nauka na pierwszym                              miejscu i tak dalej. A w rzeczywistości normą były fajki, marihuana i alkohol. Jeszcze w Warszawie na                                 
  • 6. kursach polskiego zrozumiała, że nikt nie robi z tego wielkiej tragedii. Taka studencka moda, trzeba się                                wyszaleć.  Im lepiej poznawała pozostałych kalinowców, tym bardziej czuła się rozczarowana. Wcześniej wydawało                        jej się, że w opozycji działają ludzie naprawdę zainteresowani sytuacją w kraju, który szczerze chcą coś                                zmienić. Idealiści kierujący się przede wszystkim wewnętrzną potrzebą, a nie materialnymi drobiazgami.                        Pracując w Mów Prawdę pierwszy raz zetknęła się z niezupełnie odpowiadającymi jej wyobrażeniom                          realiami, jednak uznała, że to specyfika konkretnej organizacji, która zawyża stawki dla opozycyjnej „siły                            roboczej” i stąd tylu jej działaczy traktuje walkę o demokrację tylko jako dobrze płatną pracę. Ale                                doświadczenia z Warszawy mówiły co innego.  Okazało się, że obecny stan rzeczy na Białorusi dla wielu jest bardziej niż na rękę.  Niezależnie od organizacji.    Mieszkając w akademiku, zrozumiała niektóre sprawy:  – po pierwsze: aktywiści się sprzedają.  – po drugie: aktywiści często w ogóle nie są aktywistami.    Tym sposobem dowiedziała się o:  – masowej emigracji: większość aktywistów wyjeżdża na Zachód, świadomie wykorzystując ruch                      demokratyczny jako odskocznię do lepszego życia.  – turystyce politycznej: ci sami ludzie kilka razy w roku jeżdżą na podobne do bólu seminaria, mające ich                                    wzmocnić w walce o demokrację. Podróżują, zwiedzają. Wilno, Praga, Berlin – nieźle.    Patrzyła, jak przepiękna idea i marzenie o demokratycznym społeczeństwie rozpadają się na jej oczach.                            Przez samo społeczeństwo. Oczywiście przyznawała przed sobą, że ona też jeździła na jakieś pedalskie                            seminaria. Tylko że to w żadnym wypadku nie było główną motywacją jej działalności. Raczej dodatkiem.                              Jej zależało. W końcu jeśli już o coś walczysz, to powinno ci zależeć.    Tu, na Kalinie, było inaczej. Gdy tylko próbowała przekonać samą siebie, że to nie jest tak, odciąć się od                                      myśli o przekupnej opozycji – zaraz przyjeżdżał jakiś nowy „pogromca reżimu” i zanurzał jej głowę w całe                                  to bagno.  Na przykład Jarek, wielkogabarytowy chłopak Saszy. Widać było, że ma z czego odkładać w Mińsku.                              Regularnie do niej przyjeżdżał, co miesiąc przysyłał pieniądze. Czyli z czegoś się utrzymywał. Albo Witalik,                              facet Poliny: robił w Warszawie magisterkę. Z wyglądu – chłop, w dodatku gadał po rosyjsku z                                białoruskim akcentem, co uważało się za szczyt obciachu. Wiocha. I też zarabiał normalnie – oczywiście                              jako korespondencyjny pracownik Młodego Frontu dotowany przez organizację. W programie jego i                        Pauliny nie przydzielili do jednego miasta, dlatego w następnym roku planowała się do niego                            przeprowadzić. Byli razem pięć lat, zamierzali się pobrać.  Sasza i Jarek zresztą też trzymali się razem mimo związku na odległość. Różnica w budowie też im                                  najwyraźniej nie przeszkadzała. Cztery lata razem. I w dodatku to były pierwsze związki obydwu                            dziewczyn. Monogamistki jakieś.   
  • 7. Co by było, gdyby Varia była ze swoją pierwszą? O tym się myślało, bo nie myśleć się nie dało. Nie dało                                          się nie pisać różowych wierszy i oczywiście nie dało się ich nie wrzucać na Facebooka. Masz i patrz. I                                      Stasia je czytała, lajki nawet dawała. Dobijające.  Oczywiście o życiu osobistym się milczało. Jak tylko ktoś z LGBT otwiera usta, żeby coś palnąć o swoich                                    relacjach, to już go ogłaszają wrogiem heteroseksualnego narodu i propagandystą. Tak więc rozmawia się                            tylko na temat cudzych namiętności.      6. Osobiste    Polina i Sasza nie zajmowały się żadną działalnością polityczną. Wprawdzie Saszę zatrzymano podczas                          demonstracji na Placu Niepodległości, ale to by było na tyle. A z Poliną nic nie wiadomo. Pewnie                                  zahaczyły się na Kalinie z powodu facetów. Można powiedzieć, że dostały się na studia przez łóżko.                                Jednak Varia chciała się upewnić.  – Ciężko pewnie było, jak ciebie i Witalika nie przydzielili razem. Próbowaliście coś z tym robić? –                                  zapytała przy okazji, kiedy akurat Polina miała nastrój do rozmów  – Ja w ogóle nie chciałam jechać do Polski. Już na Białorusi skończyłam uniwerek. To Witalik powiedział,                                  że tak trzeba. Osiądziemy, pobierzemy się. Jechałam i miałam takie uczucie: nowe życie, tylko z nim i takie                                    tam, zamieszkamy razem... ­ Machnęła ręką.  – No tak – zgodziła się Varia. ­ A Witalik nie próbował rozmawiać z dyrektorem programu, żeby jakoś to                                      rozwiązać?  – Ja chodziłam do Malickiego 11 . Powiedział, że jeśli się pobierzemy, to nas przydzielą gdzieś razem. Nie                                będą przecież rodziny rozdzielać.  – I co? Czemu się nie pobraliście? Przecież prawdziwego wesela nikt nie oczekiwał, a i tak mieliście to w                                      planach.  – Witalik twierdzi, nie powinniśmy pobierać się tylko dlatego, że nam tak powiedzieli, dla ułatwień na                                programie. Że my sami powinniśmy chcieć. I żeby wszystko było na poważnie, ze ślubem, obrączkami, a                                nie na szybciora.  – A to ci romantyk. A dlaczego nie przyjeżdża? Przecież chyba jeszcze nie był w Kato. – Varia nie                                      ustępowała.  – No nie był… Niewygodnie tu, akademik, Sasza w pokoju. A on w Warszawie wynajmuje mieszkanie.    Tylko że to nic nie znaczy, myślała Varia. Mógłby przyjechać. Wynająć pokój w hostelu na jedną noc, to                                    nie jest wielki wydatek.  Ale nie.    ***  Znowu impreza, nie pamiętam już z jakiej okazji. Do Saszy przyjechał Jarek, zamknęli się w pokoju.  – Wiesz, chciałem przyjechać 11.11.11 i ci się oświadczyć jedenaście minut po jedenastej, ale nie                              zdążyłem. Tak więc wyjdź za mnie teraz. – Usłyszeliśmy zza ich drzwi.  Wszyscy jakoś zamilkli, spuścili oczy. 
  • 8. W gruncie rzeczy wyglądało to tak: dał jej pierścionek i paczkę fajek na dokładkę. Kiedy wyszli z pokoju i  Sasza pokazała pierścionek reszcie, towarzystwo na moment się zasmuciło. Nie rozumiałam dlaczego.  Sekundę później wszyscy oczywiście zaczęli się uśmiechać i składać życzenia. Chłopaki poszli do nocnego.  Trzeba oblać okazję.    ***  Tego samego wieczoru Varia poznała Wanię.Skazany jeszcze przed szesnastką, z powodów politycznych                        wzięty go do wojska, a jednocześnie współprzewodniczący Młodego Frontu. Opowiadał o interesujących                        rzeczach, o swoich spostrzeżeniach na temat wyborów w Irlandii, o Obamie i Rymaszewskim 12 .  Mówił tylko po białorusku. Wygląd prymitywny, średni wzrost. Ciało – nie bardzo. Bo kto w dzisiejszych                                czasach o siebie dba? Blondyn, niebieskie oczy – najprawdziwszy Aryjczyk. Nie podobał się nikomu. Ale                              uważał, że wszyscy powinni byli go szanować.  Iwan opowiadał o okrutnych realiach Soligorska. O tym, że glin jest tam najwięcej 15­tego i 25­tego dnia w                                    miesiącu – kiedy górnicy dostają wypłatę i zaliczkę. Wtedy piją do upadłego i biją się, a gliny mogą brać                                      łapówki. Opowiadał o tym, ile warte są panienki z Soligorska. Mają one dwa rodzaje zainteresowań:                              górnicy i piłkarze KS „Szachtior”. Jedni i drudzy forsy mają jak lodu. A kiedy takie panny urodzą jakiemuś                                    dziecko, mogą już zacząć hodować paznokcie, rzęsy i włosy i niecierpliwie czekać na męża wracającego z                                libacji. Piętnastego i dwudziestego piątego.    Tego wieczoru zagrali w gre dla przełomania lodów:    – Prawda czy rozkaz?  – Prawda – odpowiedział Iwan.  Varia była chyba jedyną, która nie zadawała pytań o seks.  – Jaki jest twój życiowy cel?  – Zapłodnić jedyną.    To zdanie zbijało z pantałyku. Podobały jej się cyniczne teksty i najwyraźniej kręciła ją myśl o zapłodnieniu.    7. Milk    Tymczasem wyczerpał się niemały maminy kapitał zainwestowany w studia w Polsce i Varia                          zdecydowała się poszukać pracy. W klubie dla gejów. Praca sama ją znalazła, razem z naprawdę                              niesamowitą dziewczyną.  Karolina.  Maleńka, ale bynajmniej nie miła – zawsze mi się wydawało, że niskie dziewczyny są milsze z powodu                                  swojej dziwnej lalecznej piękności.  Cały jej pokój zawalony był książkami. Pasjonowała się judaizmem, regularnie chodziła do synagogi, była w                              trakcie konwersji. Konwersja to przejście na judaizm. Może ciągnąć się latami, za to później ma się pełne                                  prawo do otrzymania izraelskiego paszportu – cudnie. 
  • 9. Karo (tak nazywali ją Polacy) pociągało towarzystwo LGBT. Dlatego też pracowała jako barmanka w                            katowickim klubie dla gejów Milk.  Poza tym szybko się okazało, że do grona jej znajomych można dołączyć tylko przez łóżko. Nie żeby Varia                                    Karo nie chciała. Po prawie miesiącu postu powstrzymywanie się od kosmatych myśli było niewykonalne.  Oczywiście marzył jej się świetny i długi seks. Zwłaszcza że pierwsze wrażenie było pozytywne – Karo                                każdy własny orgazm sumiennie odpracowywała, dbając, żeby nigdy nie być dłużną. Ale okazało się, że w                                zasadzie poza szczytowaniem nic więcej jej nie interesuje. Tylko szybkie ruchanko i żadnych czułości.                            Może to właśnie zmotywowało Varię, żeby kontynuować znajomość.  To, że nie została w pełni zaspokojona – w sensie duchowym, nie fizycznym..  Pewnie w jakimkolwiek innym przypadku widywałyby się, pieprzyły i dyskutowały o książkach. Ale z Karo                              wszystko było inaczej. W tym konkretnym przypadku ukształtował się między nimi stabilny stan, którego w                              żaden sposób nie można było nazwać zakochaniem.  Poza tym w Karolinie wszystko było fajne. Gładko wygolone łono, takie chłodne, jeśli się go szybko nie                                  rozgrzeje. Prawdziwe pomarańczowe sutki! Wspaniałe ciało. I chude, i kobiece w jednym. Tylko czemu ta                              dziewczyna nie lubiła długiego pieprzenia? Jak jakiś fast food. Niby smacznie, ale to nie to.  Po kilku tygodniach zaproponowała mi, żebym z nią pracowała w klubie. Warunki zatrudnienia – dziwne,                              żadnej umowy, wyjątkowo niska stawka – 4 zł za godzinę. Napiwki zabiera ten, kto zrobił drinka. Za to                                    rozmowa kwalifikacyjna była prosta.    ***  Ola, właścicielka klubu:  – Pijesz?  Varia:  – Nie.  – To zaczniesz. Klient proponuje, nie odmawiasz.  Wymuszone skinięcie głową.  – Palisz?  – Nie.  – Jedna zasada: jak nie palisz, nie masz przerw. Zrozumiałaś?  ***    Wtedy jeszcze Varja nie podejrzewała, że będzie musiała nauczyć się palić, że będzie palić właśnie z                                właścicielką i że odmowa będzie niemożliwa. Nie wiedziała też, że jednym z hobby Oli jest urządzanie                                imprezy dla personelu i upijanie przed zmianą nowo zatrudnionych tak zwanymi staff­drinkami.                        Wykorzystywała upojenie alkoholowe i władzę, żeby obmacywać nowe dziewczyny.  Ciężkie nocki umilał bezpłatny alkohol dla personelu. Przydawał się. Varia była najpopularniejszą                        barmanką w Milku. Pewnie dlatego, że Polacy często po pijaku chcą rozmawiać o Białorusi i o tym jak                                    tam się żyje lesbijkom i gejom. Chcą utwierdzić się w tym, że w Polsce nie jest aż tak źle.  Pewnego razu klient powiedział: „Wiesz, każdy gej w Polsce chce do Warszawy. A każdy gej w                                Warszawie chce do Europy”.  „U nas, cholera jasna, jest tak samo: Każdy gej chcę do stolicy albo do Europy”. 
  • 10. Łatwo mogłaś zauważyć, kiedy się naprawdę zmęczyłaś: to ten moment, gdy zaczynają boleć policzki.                            Przy czym nie ukrywam, że Varia miała najszczerszy antyhollywoodzki uśmiech w całym klubie. Co też                              wyjaśniało uznanie klientów.  Bycie miłym to wewnętrzna zasada klubu. Ktoś cię całuje, liże, rzyga na ciebie – nieważne. Ważne, żeby                                  w odpowiedzi delikatnie się uśmiechnąć. Tak jakbyś mówiła: „Zapraszamy ponownie!”.  Całą noc trzeba sprzątać cudze wymiociny z kanap, kipy z parkietu, stłuczone kufle. Średnio w ciągu                                jednej nocy rozbija się około dwudziestu sztuk szkła.  Dziewczynie nie zawsze udawało się zasnąć po zmianie. Głośna muzyka zostawała w głowie. Smród                            papierosów przenikał nie tylko we włosy, ale też w ubranie, nawet w rajstopy i majtki. Pozbycie się go było                                      praktycznie niemożliwe.    8. Kontakt    Na sam jej widok staje, myślał Wania, patrząc na Warię.  Ostatni raz miał stałą dziewczynę trzy lata temu. Tak, zdradzała go z jego własnym bratem, póki Iwan był                                    w armii. Potem był już tylko beznadziejny pijacki seks na zjazdach kalinowców. Kilka razy poszedł do                                burdelu, kiedy przyjeżdżali do niego kumple z Młodego Frontu.    Za to Waria szybko się przekonała – kiedy już zostali parą – że zabezpieczać się ten człowiek                                  zdecydowanie nie zamierza. Nie nalegała. Seks był od biedy jako taki. Jeśli oczywiście zapomni się o tym,                                  że za pierwszym razem mu nie stanął – nawet jeśli na widok Warii powinien stanąć od razu.  Jednak zachwycała się seksem hetero samym w sobie jako czymś nowym.  Robili to wszędzie. W Domu Praw Człowieka w Wilnie, w pociągu na trasie Mińsk­Brześć, na kursach po                                  obserwacji wyborów, w trakcie spotkania z opozycjonistami w toalecie jakiegoś baru. Stale i wciąż.  Pomarańczowe sutki Karoliny przestały ją pociągać. Za to postanowiła nauczyć się robić loda długo,                            głęboko i doskonale. Nic innego jej nie obchodziło. Raz, jak to w pracy, Karo podeszła do niej od tyłu,                                      położyła ręce gdzieś w okolicy jajników i zaczęła się o nią ocierać. Ale to jej nie skusiło. Nie wykorzystała                                      możliwości, żeby się z Karo przespać.    Wtedy właśnie pierwszy raz w życiu się wystraszyła. To pewne, że jest w nim zakochana. W chłopaku.                                  To koniec. Wewnętrzna heterofobia.      9. Wspólne życie    Dlaczego znalazłam się w takiej sytuacji z takim człowiekiem? Ta myśl nie dawała jej spokoju. Nie trzeba                                  było zgadzać się na wspólne mieszkanie. Po prostu nie trzeba było. To wtedy wszystko się zepsuło. Varia                                  zmieniła się w niewolnicę, a Wania w domowego tyrana.  Jakoś tak samo wyszło.  Okazał się być strasznie zazdrosny. Pracę w Milku trzeba było rzucić, z pedałami nie wypadało się już                                  zadawać. Kategorycznie zabronił jej spotykania się z Karoliną i byłymi znajomymi z klubu. Z dozwolonych                             
  • 11. rozrywek – tylko gotowanie barszczu w kuchni. Często się upijał, urządzał burdy, sceny zazdrości.                            Kontrolował ją, znał hasła do wszystkich kont, usuwał powiadomienia na portalach, jeśli pisały je chłopaki.                              Z jakiegoś powodu był zazdrosny przede wszystkim o płeć męską.  Bywało, że jak się upił, nie wpuszczał jej do mieszkania. Groził, że skończy ze swoim życiem, popełni                                  samobójstwo. Wyjeżdżał gdzieś pijany na noc. Czyli ogólnie zachowywał się jak debil.  Pewnego razu Varia wpadła na kawę do Karoliny, z którą od dawna nic jej nie łączyło. Wania oczywiście                                    postanowił z tego powodu napić się na mieści. A że mieli tylko jeden wspólny klucz, musiała siedzieć na                                    klatce schodowej, czekając aż „ukochany” wróci do domu.  Przyszedł pijany, z jeszcze jedną butelką wina kupioną, żeby dobić się w domu. Trzeba było go namawiać,                                  żeby ją wpuścił do środka.  – Z ciebie jest szmata, Varia – powiedział. – Wszyscy wiedzą, że jesteś szmatą. Wszyscy patrzą na ciebie                                    na ulicy i wiedzą: dupodajka. Prawda, Varia? Ile miałaś w sobie spermy? Można by wyciskać litrami.  Nie mogła tego słuchać. Zaczęła mieć duszności – po wydarzeniach na Placu była to jej charakterystyczna                                reakcja na stres. Czuła, że może stracić przytomność, przysiadła więc pod balkonem na klatce schodowej.                              Minął kwadrans, zanim przyszedł do niej, skulonej na podłodze, i zabrał ją do mieszkania.  – No i czemu udajesz? Przecież idziesz sama – mówił. – Masz, połóż się tutaj. – Pokazał jej wycieraczkę.  Było jej wszystko jedno, chciała po prostu móc swobodnie oddychać. Dopiero gdy poczuła się gorzej, dał                                jej tabletki, położył na łóżku.  – Bardzo źle się czujesz, Varia? Nie możesz już teraz wstać? To znaczy, że nic nie zrobisz, jeśli się rzucę z                                          okna.  Uwiesił się na parapecie. Siódme piętro… Ona oczywiście rzuciła się go wciągać z powrotem przysięgać,                              że go kocha i nigdy od niego nie odejdzie. Że chce tylko jego i nikt inny jej nie interesuje.  Myśląc przy tym: „Trzeba to skończyć jak najszybciej”.  W ciągu tej nocy „próby samobójcze” powtórzyły się trzy razy. Nie wiedziała, co robić, dzwoniła do jego                                  rodziców w Soligorsku. Następnego dnia powiedział rodzicom, że wszystko zmyśliła. Chociaż pod                        wpływem Varii w końcu się przyznał.  Tydzień później – powtórka. ten sam schemat, kropka w kropkę. Powiedziała mu, że odchodzi, on pił i                                  zwisał z okna. W końcu za radą Karoliny wezwała policję. Ktoś powinien był to przerwać. Wania może i                                    miał silne ręce, ale padał deszcz. A on był pijany.  Policja przyjechała idealnie na czas: pijany chłopak bił na klatce schodowej próbującą uciekać Varię.  Oczywiście Wania w pijackim amoku zaczął obrażać policjantów. Próbował ich przekonać, że jego                          dziewczyna to histeryczka, a on sobie tylko spokojnie pił piwo w domu.  – Przecież wiesz, że jeśli mnie zabiorą, suko, to powieszę się w celi. Znajdę sposób, żeby się zabić. I to                                        będzie twoja wina, suko. Powiedz im, żeby mnie wypuścili, jeśli tego nie chcesz – groził przez łzy, kiedy                                    kazali mu klęczeć, bo rzucał się i szarpał. Varia przetłumaczyła to policjantom. Zabrali go na izbę                                wytrzeźwień, gdzie go wyśmiali i pobili. Nie podpisał ani jednego protokołu. W dodatku domagał się                              tłumacza. Miał 4 promile alkoholu we krwi.  Następne cztery dni Varia spędziła w akademiku. I przez całe te cztery dni Białorusini pili i palili trawkę w                                      kuchni. Perspektywa takich rozrywek wcale jej się nie podobała, wróciła więc do Wani. Zapewne                            wszystko to przez poczucie winy i brak alternatywy.     
  • 12.         10. 46 gramów    – Chłopaki, słyszeliście? Jarka zgarnęli. Mówią, że będzie miał sprawę. Znaleźli 46 gramów fety 13 w                              mieszkaniu Młodego Frontu. W prasie głośno. Mówią, że pracownicy KGB podłożyli. – Wania wrócił z                              aresztu po demonstracji na Białorusi i dzielił się nowinkami. – Chyba złoży wniosek o azyl, będzie mówił,                                  że to są represje polityczne.  – I tak nikt mu nie uwierzy – oburzała się Varia.  – Dostał polską wizę, a to znaczy, że ktoś mu uwierzył. – Sasza widocznie miała resztki nadziei.  – Młody Front wysłał mu zaproszenie do Polski, chociaż wszyscy wiedzą, że Jarek naprawdę sprzedawał                              dragi. – Wania uważał sytuację za tragikomiczną.  – Spoko, broń swoich. – Wzruszyła ramionami Varia. Cała ta historia już jej nie dziwiła.    11. +1    Miała przeczucie, że coś jest nie tak. Czuła się słabo, kiedy było gorąco, stale kręciło jej się w głowie,                                      brakowało powietrza, chciało się spać. Zwymiotowała w pociągu Wilno­Mińsk – cudnie.  Tak, trzeba szybko kupić test.  Nie no, żeby zajść w Domu Praw Człowieka, myślała Varia, która doskonale wiedziała, kiedy to się stało.  Pojechała do Wani do Soligorska. Leżała i patrzyła na niego. Te jego słoneczne rzęsy. Może będzie                                dobrym ojcem dla dziecka? Czuła, że urodzi chłopczyka. Wydawało jej się, że ona i dziecko będą jedynymi                                  na całym świecie. Trzeba mu powiedzieć.  Gdy wracała z Mińska na studia, zatrzymali ją za podkoszulkę „Wolność dla Alesia Bialackiego”. Włożyła                              ją bez jakiejkolwiek politycznej przyczyny. Nie wiedziała tylko, że tego dnia, kiedy wyszła w niej z domu,                                  miał przyjechać Miedwiediew.  Znów wylądowała w Okrestinie 14 . Na początek – standardowa procedura, standardowe pytania.  – No, dawaj wszystkie łańcuszki, sznurówki. Już dzwonimy do mamy. Choroby przewlekłe? Ciąża?  – Nie.  „Jedyny plus”, myślała, „że na pewno nie dostanę okresu w areszcie”.  Następnego dnia przyznała się do winy, czyli do głośnego przeklinania na ulicy. Żeby ją szybko wypuścili.                                Było jej wstyd, ale bała się, że w areszcie poroni, a potem napiszą o tym w jakiejś „Naszej Niwie” czy                                        innej gazecie. Mieliby temat – opozycjonistka w nieślubnej ciąży. A ciąży nie chciała stracić. Tyle że                                patrząc na Wanię coraz lepiej i lepiej rozumiała: wszystko na próżno. Nieprzytomnie pragnęła rodziny, ale                              czuła, że przede wszystkim to nie ten człowiek.  Wynik USG – zapłodnione jajeczko, ciąża od dwóch tygodni i trzech dni. 4 milimetry. Co oznaczało – kiedy                                    wszystko sobie policzyła – że poczuła to już następnego dnia rano. 
  • 13. Powiedziała Wani, on powiedział rodzicom i zniknął. Odezwał się dopiero na drugi dzień. Od znajomego                              dowiedziała się, że pili całą noc. W tym czasie Varia zdążyła już znaleźć numery wszystkich mińskich                                klinik, w których robi się skrobanki.  Wtedy znowu pojechali do Wilna, gdzie oznajmiła mu, że żartowała: nie jest w ciąży i pozwala mu kończyć                                    w sobie, ponieważ zaczęła brać tabletki antykoncepcyjne.  – To najszczęśliwszy dzień w moim życiu – stwierdził.  Do skrobanki został tydzień. Varia znała już dokładną datę, ale postanowiła te siedem dni uczynić dla  dziecka niezapomnianymi. Byli na koncercie białoruskiego zespołu RSP, nad Mińskim Morzem15  , skakali z  mostu na bungee. Specjalnie pojechała do galerii handlowej, żeby kupić mu Gruszki16 , które uwielbiała pić  w dzieciństwie.  ***  Leżała na tym cholernym krześle ginekologicznym. Atmosfera była ciężka, myśli chaotyczne. W pewnym                          sensie nawet śmiać się chciało. Tylko że to byłoby całkiem nieprzyzwoite, między innymi. Z nią tak było                                  zawsze – kiedy zgubiła telefon, psuła komputer, zamiast rozpaczać, miała ochotę się śmiać, bo to takie                                absurdalne. Tak samo teraz.  Przyszedł anestezjolog. Dobrze, że nie trzeba przynosić ręczników pod tyłek. Dają wszystko. Sterylne. Nic                            dziwnego – za półtora miliona.  – Jak poczujesz lekkie kłucie na twarzy i szyi, nie wystrasz się. Zacznij liczyć od dziesięciu do zera.    ­ Oj…  Rzeczywiście boli. Dziesięć.    ***  Wybrała imię: Noel.  ­ Może i to dobrze, że on się nie urodził – powiedział jej przyjaciel. – Z takim imieniem na pewno byłby  pedałem.    12. Stary    Wania jechał taksówką. Kierunek – znowu akademiki. Chlać samemu, czasami wychodząc tylko po                          następną flaszkę na stację benzynową, już mu się znudziło. „Co oni myślą? Sprzedawcy ze stacji?” ­                                zastanawiał się. „Że jestem kolejnym facetem ze słowiańskim akcentem, który przychodzi po alkohol                          prawie co noc? Myślą, że mam problem? Nieważne. Dzwonię do Szaszy.”    ­ Varia, rozumiesz? ­ rzucił zaczepnie. ­ Dzwonię do Saszy.  ­ Zrozumiałam.    Co tu było do rozumienia? Kiedy opowiadał o tym znajomym, tylko wzruszali ramionami, bo przecież już                                wiedzieli, że znowu się pokłócili. Jakby było o co. Skoro Wania dzwoni do Saszy, to pojedzie do                          akademika, a w akademiku będzie impreza. A Waria zrobi scenę o telefon do Saszy.    Oczywiste, że w takiej sytuacji Wania nie ma innego wyjścia i znowu pójdzie się napić.  Prawdopodobnie jedynym, co różniło wieczór z Wanią od wieczoru bez Wani, było miejsce.  I to, że nienawidził typowego słowiańskiego biesiadnego stylu. 
  • 14. ­ Nie, proszę, nie chcę żadnych sałatek. Nie trzeba nic kroić. Zabierzcie stąd krzesła. Nie, nie będziemy                                  zaczynać od wódki. Proszę, przecież możemy zrobić drinki.  Takie zaklinanie rzeczywistości. Jakby myślał, że jeśli ten studencki leniwy, pijacki tryb życia da się                              zmienić, ucywilizować, to zmieni się też jego naturę, nada mu sens.    Skąd się biorą ci studenci, którzy mając po dwadzieścia lat już nazywają siebie mizantropami i cynikami?                                Skąd te zwierzęce uśmiechy na ustach dziewczyn, które ledwie parę lat temu pozbyły się dziewictwa? A                                ci młodzi palący na balkonie, tacy ponurzy – co w nich pękło? Kiedy zdążyło?    Niezależnie od stylu, od prób ucywilizowania każdej kolejnej imprezy, Wania i tak wiedział: wszystko                            skończy się wódką. Sklepem nocnym. Pijackimi sztuczkami. Jakimiś próbami stawania na głowie w                          korytarzu. Na wpół gejowskimi tańcami.    Tym razem umówił się na picie w „Starym Dworze”. Studencki klub znajdował się w budynku akademika,                                nie trzeba było daleko chodzić.  „Warto przyjść tu jeden raz, żeby zapamiętać, z kim nam nie jest po drodze” ­ przypominał sobie opinię                                    Varii o tym miejscu. Uważała wszystkich pijących regularnie za śmieci społeczne. Nie wspominając już o                              tych, którzy piją non stop. A teraz on, na przekór, siedział tu z Saszą, pił z Saszą i opowiadał o tym, o czym                                              obiecał jej, że nie powie nikomu. „Obiecuję ci” ­ przyrzekł, bo go o to prosiła. I co z tego?    ­ Wiesz, ona zaszła ze mną. I zrobiła sobie aborcję. Pojechała i zrobiła.  ­ Nie bój się, stary. Nikomu nie powiem. Moja była też robiła skrobankę. A potem jeszcze myślała, że się z  nią ożenię. Wyobrażasz sobie?  ­ A czemu się rozstaliście? Z tego powodu?   ­ Nie, jakiś dupek opowiedział jej, że mam inną. Stary, na tym świecie nie można nikomu ufać. A wy                                      czemu się pokłóciliście?   ­ Uważa, że piję za dużo.   ­ Olej ją.  Chciałby. Mógłby sobie tu i teraz znaleźć inną. Wania nie umiał tańczyć i doskonale o tym wiedział, dlatego                                    wszystkie noce w klubach spędzał pod ścianą w palarni. A tam zawsze kręciło się mnóstwo ślicznych                                dziewczyn. Cholera, wcześniej uwielbiał duże cycki. Były laski, Polki, które spijały mu słowa z ust, kiedy                                mówił. Naprawdę lubiły go słuchać. Ale nie chciał ich. Wydawały się mu ograniczone, takie jakieś głupie.  A Varia.... Jezus. Czemu jest taką histeryczką? Nikt nigdy w życiu go tak nie torturował. Tak nie poniżał.                                    Nigdy nie czuł się tak bezradnie. Czy istniała jakaś inna osoba unicestwiająca go równie mocno?  Varii nie dawało się zadowolić. Uszczęśliwić. Zasłużyć na jej pochwałę.  Nie umieli normalnie się dogadywać.            13. Czas 
  • 15.   W łóżku. Varia mówiła, Wania wodził palcem po jej wargach, rozmazując spermę. To był najlepszy czas –  za mało siły, żeby się kłócić.      ­ Wiesz, policzyłam, że z dziewięciu miesięcy, które jesteśmy ze sobą,  fizycznie byliśmy razem tylko  przez trzy. Ja – Polska, ty – Polska. Ja – Białoruś, ty – Polska. Ja ­ Litwa. Ty – Białoruś. Ja – Mińsk.  Ty – Soligorsk. Ja – Ukraina. Ty –  Polska. My – Polska. Ja Litwa, Czechy – ty Polska, Polska. Ja –  Mińsk, ty – Soligorsk. My – Polska.    ­ To ty zawsze ode mnie wyjeżdżasz. Czemu?    Nie wiedziała, jak odpowiedzieć. Po prostu przy nim czuła się chora. Jakby brakowało jej jakichś  duchowych sił. Nie dawało się wytrzymać tego wszystkiego, co się działo w jej wnętrzu. Nie mogła sobie z  tym poradzić. Czasami przyłapywała się na myśleniu, że potrzebuje pomocy.  Ta miłość była jak wieczna, ciemna, niepokonana choroba. Chorobliwa senność. Jakby wszystkie jej  prawdziwe uczucia, instynkty wewnętrzne przesłaniało ciężkie, lepkie bielmo. Spod którego cały czas  próbowała się wydostać. Wania był z tych ludzi, z którymi nie mogła sobie poradzić. Bez przerwy męczyły  go huśtawki nastrojów, do których próbowała się dostosować – i nie umiała.  Kiedy się upijał, znieważał ją słowami, po których każda zdrowa psychicznie dziewczyna odeszłaby. Kiedy  nie pił – było jeszcze gorzej.  ***    ­ Jaki  on miał rozmiar?    ­ Kto?    ­ Twój  były.    ­ Przecież wiesz, że jesteś pierwszy.    ­ Nie jestem głupi, Varia, nie byłaś dziewicą. Jakiego miał ten,  który cię pieprzył? A może było  ich kilku? Co?    ­ Przestań.    ­ Ilu ich było? Co, wszyscy chcieli sprawdzić, jak to jest pieprzyć lesbijkę, nie? Wiem, że  przespałaś się z tym  facetem na kursach polskiego w Warszawie. Myślisz, że położysz się pod niego  cichutko i nikt się nie dowie? Wszystkim  o tym opowiadał. Rozumiesz? Wszyscy widzą, że moja  dziewczyna to  szmata.    ­ Myślę,  że dziewiętnaście – dwadzieścia. 
  • 16.   ­ To znaczy więcej niż u mnie? ­ Wania miał straszne  kompleksy z powodu rozmiaru penisa.    ­ Oczywiście.    ­ Zamknij  się, dziwko. Będziesz mi opowiadać o penisach?    Tak sobie rozmawiali przy kolacji. W końcu Varia rzuciła w niego talerzem z jedzeniem. Wszystkim o tym  opowiedział. Ale powody starannie przemilczał.    ***  Tak. Był okropny, kiedy był pijany. I masakryczny – kiedy trzeźwy. Oprócz jednego okresu – kiedy miał  kaca. Może i wynikało to wyłącznie z poczucia winy, ale poranki po pijackich imprezach były prawdziwym  prezentem.  ­ Jesteś moim cudem, Waria ­ mówił do niej. ­ Moim skarbem. Moim maleńkim domowym słoneczkiem.                                Moja malutka. Moja zabawkowa maleńka dziewczynka. Nikt przecież nie wie, jaka jesteś.    14. Jarek    Sasza i Polina nie zaliczyły sesji. W praktyce oznaczało to: żadnego stypendium, dopóki nie zdasz                              poprawek. No, ale jeść wszyscy muszą, więc Sasza znowu poprosiła Jarka o wysłanie pieniędzy. Po                              zatrzymaniu za narkotyki obiecał jej, że więcej nie będzie się tym zajmować. Skoro wysłał – najwidoczniej                                zarobił je w legalny sposób.  Tymczasem Sasza w chwilach szczerości opowiadała o tym, jak zabierał ją do mieszkań swoich klientów.                              Siedziała w kuchni, kiedy on dawał komuś w żyłę w pokoju obok. Ćpun był już na tym etapie, że nie                                        potrafił wkłuć się sam. Zresztą co w tym złego? Sasza sama regularnie paliła trawkę i mówiła, że                                  wciągnąć sobie też lubi.  Jednak nie chciała rozmawiać z Jarkiem na Skypie. Zbywała go, mówiąc, że jest zajęta, ogląda serial albo                                  coś w tym rodzaju. Ale „Pieniążki, kotku, są potrzebne” – miauczała. Kiedy się obrażał, nie odzywała się                                  do niego pierwsza. Przynajmniej do czasu, póki nie skończyły się jej pieniądze – wtedy dopiero zaczynała                                pisać słodkie wiadomości przez W Kontaktie 17 .    Legalnie zarobione pieniądze wreszcie przyszły, więc dziewczyny postanowiły jak najszybciej to oblać w                          Milku. Varia co prawda pracowała, ale to nie przeszkadzało jej dziwić się zza baru talentowi Saszy i Poliny                                    do podrywu.  – Dajcie spokój… Jak im się to udało – znaleźć w klubie dla gejów jakichś nieszczęsnych                                heteroseksualistów i zdążyć się z nimi przelizać? No jak?  – Oj, już nie wypominaj. Hiszpanie są tacy seksowni. – Zachwycała się Kira, koleżanka ze zmiany. – Na                                    pewno nawet się nie zorientowali, że to klub dla gejów.  Kiedy Varia wróciła do akademika, przechodząc obok kuchni usłyszała pojękiwanie Saszy. Zrozumiała, że                          spotkanie z seksownym Hiszpanem wciąż trwa. 
  • 17.   Chociaż nie miała prawa ich obwiniać. Nie po tym, jak też całowała się z jedną panienką. Chciała się                                    upewnić, czy pociągają ją jeszcze dziewczyny, teraz, kiedy jest z Wanią. Wybrała taką jedną z                              największymi piersiami – i jazda.  Nie zrobiła się mokra.    Latem okazało się, że na Białorusi znowu zamknęli Jarka.  – Przyjeżdżam do niego do Mińska, a on nie odbiera. W rezultacie pojechałam do znajomych. Potem ktoś                                  zadzwonił przez domofon i poprosił, żebym zeszła. Myślałam, że to jacyś jego koledzy – nadawała Sasza. –                                  A ci mówią: „Wydział do spraw zwalczania przestępczości narkotykowej. Pani chłopak został zatrzymany.                          Bezprawne posiadanie narkotyków w wyjątkowo dużych ilościach”. „Jakieś pytania do mnie?” –                        zapytałam. „Do pani – nie”. No i poszłam.  – A co teraz?  – To już nie jest moja sprawa. Słyszałam, że ty i Wania postanowiliście się pobrać. Potrzebujecie                                pierścionka? Oddam.  Wania znał inne szczegóły.  Jarek wyszedł z aresztu i natychmiast wyjechał do Polski mimo zakazu opuszczania granic. Oczywiście nie                              wypuścili go z dobrego serca. Prawda jest taka, że żeby dostać zwolnienie, przed sądem musiał wydać                                chłopaków, z którymi przewoził narkotyki przez Polskę. Jogurta na przykład, który był przyjacielem Wani z                              Soligorska. I jeszcze paru.  Teraz Jarosław zamierza złożyć podanie o azyl polityczny. Znowu będzie udawał, że to wszystko                            represje. I czym prędzej stanie się prześladowanym opozycjonistą Młodego Frontu.    15. Mama    Varia była oddaną fanką swojej mamy. Zrozumiałe więc, że chciała przedstawić jej ukochanego.                          Wydarzyło się to co prawda niespodziewanie, bo przed budynkiem sądu, po tym pechowym zatrzymaniu za                              koszulkę z Bialackim. Mama przyszła zabrać ją do domu po rozprawie i natknęła się na czekającego pod                                  wejściem Wanię. Nie żeby mu się to spodobało. Nie chciał jej poznać – a i tak musiał.  Po procesie mama zaprosiła ich oboje na kawę do siebie. Varia od razu zniknęła w łazience. Próbowała                                  zmyć z siebie więzienny zapach pod prysznicem. A mama rozmawiała z Iwanem.  – W przyszłości planuję zostać prezydentem – wycierając się, usłyszała jego głos. A potem odpowiedź                              mamy:.  – Wiesz, że to jest strasznie żałosne, Wania? To, że to może się stać naprawdę.  Iwan faktycznie i absolutnie poważnie zamierzał objąć urząd prezydenta. Według jego własnych słów był                            to jedyny powód, dla którego jeszcze nie zrobił sobie tatuażu.    – Chociaż tak naprawdę – stwierdził wtedy – to myślę, że w przyszłości nawet w  polityce to nie      będzie miało żadnego znaczenia. Widziałaś  przecież kandydatów w Czechach. Tak więc może i                zrobię sobie ten tatuaż.    – Variusza – powiedziała mama, kiedy zostały same. – To przecież jest jakiś kołchoźnik, rozumiesz? 
  • 18. Rozumiała.        16. Mieszkanie    Polina paliła całą sesję – papierosy, nie trawę, więc widać było, że z nerwów. Zimę spędziła z piwem i                                      „Seksem w wielkim mieście”. Wszystkie sezony jednym ciągiem – to już depresja. Na pytania, co się                                stało, nie odpowiadała. Rozstała się z Witalikiem. Ale tak czy siak pojechali na Boże Narodzenie do                                Włoch.  – Nie zamierzam odpuścić takiej okazji tylko dlatego, że jest osłem – tłumaczyła, kiedy pytały dlaczego.  Ale nie chodziło tylko o bycie osłem. Po pewnym czasie Polina zaczęła mówić więcej i stało się jasne,                                    dlaczego nie przyjeżdżał do Kato i dlaczego prawie nigdy nie zatrzymywali się w Warszawie, kiedy jeździli                                na Białoruś.    – Miał  tam inną – powiedziała.    ***    Jeszcze pół roku później wspólni znajomi powtarzali zresztą, że tych „innych” Witalika było kilka.   Jak można było karmić swoją dziewczynę przez pięć lat słodkimi kłamstewkami, zaciągnąć ją na studia do                                Polski, a potem zdradzać, rzucić? Niedobrze się robiło, kiedy przypominały się te jego wszystkie hasełka o                                rodzinie. Zrozumiałam, dlaczego był przeciwny małżeństwu z Poliną, dlaczego nie chciał, żeby zamieszkali                          wspólnie w Warszawie.    Wszystko to można było pojąć dużo wcześniej.    17. Jeden po drugim    Oczywiście już wtedy było wiadomo, że nic z tego nie wyjdzie. Po prostu jakiś taki nieprzezwyciężony                                strach ją ogarnął. A ona przecież tylko chciała być kochana. Gdyby ktoś mógł ją zrozumieć, tak naturalnie.                                  Wtedy już nie można by nie kochać. Gdyby tylko mógł zrozumieć. Ale nic takiego nie miało miejsca.    Z okna rozpościerał się widok na miński szpital na Medyków. Szpital, w którym zamierzała rodzić. I za                                  pierwszym, i za drugim razem. Leżała i robiła sobie wyrzuty.  – Po co wybrałam takie drogie ubezpieczenie dla kobiet w ciąży? W dodatku na całe siedem miesięcy,                                  które pozostały do porodu. Jak idiotka kupowałam buraki i mleko. Szklanka rano i szklanka przed snem.  A przecież od początku to był nieodpowiedni człowiek. Próby ignorowania tego były głupie i bolesne.                              Przecież od razu było jasne, że żyli w dwóch różnych światach. I jeśli można kogokolwiek o coś obwiniać,                                    to właśnie jego za te dwa słowa: „Zapłodnić jedyną”.  Czy istnieje większe kłamstwo? 
  • 19. Oczywiście, że nie chciał mieć dzieci. Oczywiście, że się wystraszył. A ona zrobiła jedynie dwie aborcje.                                W odstępie pięciu miesięcy. Jakkolwiek ironicznie to nie zabrzmi, i za pierwszym i za drugim razem zaszła                                  w ciążę w tym cholernym Domu Praw Człowieka.  Teraz z tego wszystkiego nie może mieć dzieci. Chociaż żaden z lekarzy nic takiego nie powiedział.  ***  Pamięta, jak trzeba było pożyczać pieniądze na drugą aborcję. On obiecał, że zwróci. Oczywiście tego nie                                zrobił.  – Skoro zapłaciłaś za pierwszą, to myślę, że będzie po męsku, jeśli ja wyłożę na drugą – mówił wtedy.  ***  Leżała na krześle z rozłożonymi nogami. Znów czekali na anestezjologa. Było zimno i trzęsły jej się nogi.                                  Wagina dumnie spoglądała w niebo.  Ta druga skrobanka odbywała się już w innym miejscu. Jechać do pierwszego było najzwyczajniej w                              świecie wstyd.  Czekali na tego anestezjologa wszyscy, aż wreszcie stracili cierpliwość i postanowili, że dalej będą czekać                              na zewnątrz. Tylko ją tam zostawili – samą. Varia nie wiedzieć dlaczego płakała jak idiotka.  To wszystko hormony, tłumaczyła sobie.    Przyszedł anestezjolog. Siadł z tyłu na krześle, dokładnie jak psychoanalityk.  – Czemu ty się tak trzęsiesz? Wyobraź sobie, że leżysz na pustej plaży. Ciepły wiatr delikatnie owiewa                                  twoje ciało. Masz zamknięte oczy, ale czujesz przez powieki jak świeci słońce. Palce wtapiają się w ciepły                                  piasek. Słyszysz szum morza.      Epilog      Varia po zrobieniu dwóch aborcji stała się bezpłodna.    Wania jak wcześniej studiuje i zajmuje się swoją organizacją. Po pijaku pisze do Varii, jak jest mu żal, że                                      wszystko się tak potoczyło, i że jest mu źle bez niej.    Po drugim aresztowaniu Sasza rozstała się z Jarkiem. Mieszka z nowym chłopakiem.    Jarek spędził dwa miesiące w ośrodku dla uchodźców, otrzymał azyl polityczny w Polsce. Nie studiuje,                              kontynuuje sprzedaż narkotyków w Warszawie.    Polina wróciła do Brześcia i poznała innego faceta. Są szczęśliwi.    Witalik kandydował do białoruskiego parlamentu. Swoją kampanię polityczną opierał na wartościach  rodzinnych. Przegrał.     
  • 20.           1. Władzimir Nieklajew – pisarz i opozycyjny kandydat na urząd prezydenta Białorusi w kampanii  wyborczej w 2010 r.    2. Wielka demonstracja w dniu ogłoszenia wyników wyborów w 2010, która przerodziła się w zamieszki i  masowe aresztowania protestujących przeciwko sfałszowaniu wyników głosowania.      3. Dosł. Дом Правительства – Dom Rządowy.     4. Powszechnie stosowana nazwa karetki więziennej do przewozu aresztowanych, mającej postać  autobusu    5. Centrum Izolacji Przestępców na ulicy Okrestina    6. Żona kandydata Andrieja Sannikowa    7. Sześcioramienna gwiazda noszona przez Żydów    8. Znana białoruska opozycjonistka. Półtora roku później zmarła na raka. Uważano, że zachorowała po  pobiciu przez milicjantów w 2006 roku.    9. Program Kalinowskiego – program stypendialny dla prześladowanych studentów. Nie trzeba zdawać        egzaminów, żeby się tam dostać. Zapewnia miesięczne stypendium, które wystarcza na przeciętne życie.    10. Konserwatywna organizacja młodzieżowa    11. Jan Malicki – dyrektor programu Konstantego Kalinowskiego    12. Jeden z kandydatów w wyborach prezydenckich 2010 r.    13. Metamfetamina    14. Żargonowa nazwa aresztu – od ulicy, przy której się znajduje    15.Mińskie Morze – popularna nazwa Zalewu Zasławskiego na Swisłoczy (pow. 31 km²) na zachodnich  obrzeżach Mińska; ma status terenu  wypoczynkowego, można tam uprawiać sporty wodne, a na  brzegach często odbywają się imprezy plenerowe.      16. Gruszki mają na Białorusi status napoju kultowego, jak Kofola w Czechach.