Krótka recenzja teatralna. "Inka 1946" Natalii Korynckiej-GruzNatalia Julia Nowak
Drugi tekst z cyklu "Krótka recenzja teatralna". Opinia o spektaklu ukazującym dramatyczne losy nieletniej sanitariuszki AK (ofiary stalinowskiej zbrodni sądowej).
Walka z okupantem niemieckim, sabotaż w Urzędzie Bezpieczeństwa i małopolskie oddziały antykomunistyczne. Punktem wyjścia jest dla mnie żywot Genowefy Kroczek ps. "Lotte".
Krótka recenzja teatralna. "Inka 1946" Natalii Korynckiej-GruzNatalia Julia Nowak
Drugi tekst z cyklu "Krótka recenzja teatralna". Opinia o spektaklu ukazującym dramatyczne losy nieletniej sanitariuszki AK (ofiary stalinowskiej zbrodni sądowej).
Walka z okupantem niemieckim, sabotaż w Urzędzie Bezpieczeństwa i małopolskie oddziały antykomunistyczne. Punktem wyjścia jest dla mnie żywot Genowefy Kroczek ps. "Lotte".
Simon Moser gave some insights into the Austrian experience with changing behaviour using smart meter rollouts. At the IEA DSM Task 24 workshop in Graz, Austria October 13, 2014.
Quanto converte la tua landing page? Arrivano molti visitatori ma non conversioni? Perchè?
Le landing page mi piace chiamarle pagine da 6 secondi: la maggior parte degli utenti non “perderà” ulteriore tempo per decidere se quello che gli stai proponendo gli piace o meno, dovrai ottimizzare le informazioni più importanti che gli vuoi dare in un piccolo spazio e con messaggi brevi e chiari.
I sei consigli pratici che miglioreranno le tue conversioni:
Come impostare il layout?
Come devono essere i contenuti di una landing page?
Quanta scelta dare all’utente?
Come “parlare all’utente”? Qualche spunto dal neuro marketing
Al finalizar el curso, los participantes estarán en condiciones de reconocer y prevenir riesgos en la Industria, además estarán en condiciones de aplicar técnicas para su control de emergencias.
Simon Moser gave some insights into the Austrian experience with changing behaviour using smart meter rollouts. At the IEA DSM Task 24 workshop in Graz, Austria October 13, 2014.
Quanto converte la tua landing page? Arrivano molti visitatori ma non conversioni? Perchè?
Le landing page mi piace chiamarle pagine da 6 secondi: la maggior parte degli utenti non “perderà” ulteriore tempo per decidere se quello che gli stai proponendo gli piace o meno, dovrai ottimizzare le informazioni più importanti che gli vuoi dare in un piccolo spazio e con messaggi brevi e chiari.
I sei consigli pratici che miglioreranno le tue conversioni:
Come impostare il layout?
Come devono essere i contenuti di una landing page?
Quanta scelta dare all’utente?
Come “parlare all’utente”? Qualche spunto dal neuro marketing
Al finalizar el curso, los participantes estarán en condiciones de reconocer y prevenir riesgos en la Industria, además estarán en condiciones de aplicar técnicas para su control de emergencias.
Zabójczy duet [ebook] Kampania Społeczna Servier dla Serca - Dbaj o Serce 2018SERVIER POLSKA
Opowiadanie powstało w ramach XVI edycji ogólnopolskiej kampanii profilaktyczno-edukacyjnej „Servier dla Serca”.
Gaja Grzegorzewska – ur. w 1980 r., filmoznawczyni, jedna z najpopularniejszych pisarek kryminalnych. Wydała sześć powieści i cztery kryminały o prywatnej detektyw Julii Dobrowolskiej. Za trzecią powieść cyklu - „Topielicę” otrzymała nagrodę Wielkiego Kalibru dla najlepszej kryminalnej powieści roku. „Betonowym pałacem” otworzyła nowy cykl psychologicznych thrillerów z Krakowem w roli głównej. Nakładem Wydawnictwa Literackiego właśnie ukazał się drugi tom – „Kamienna noc”. Jest również współautorką wraz z Irkiem Grinem i Marcinem Świetlickim powieści „Orchidea”, będącej pastiszem gatunku kryminalnego. Zajmuje się też dziennikarstwem. Pisała do „Portalu kryminalnego”, „Polityki”, „Wprost”, „Gazety Wyborczej”, „Bluszcza”, „Chimery” i „Men’s Health”.
https://www.dbajoserce.pl
1. Opowiadanie “Kalina” by Varvara Krasutskaya
Wszystkie postacie występujące w opowiadaniu są fikcyjne. Wszelkie podobieństwo do
rzeczywistych osób, żywych lub martwych, jest czysto przypadkowe.
1. Białoruś
Chcę opowiedzieć wam moją historię. Z początku może wydawać się w ogóle nieinteresująca, ale
zaufajcie mi, czegoś takiego nie przeżyła żadna z waszych znajomych wagin.
Najpierw krótko o mnie: mam na imię Varia, pochodzę z Mińska, kiedyś zajmowałam się prawami
mniejszości seksualnych i genderowych w organizacji GayBiałoruś. Tak się złożyło, że podczas
Moskiewskiej Parady Gejowskiej dowiedziałam się, co dzieje się z dotacjami na parady LGBT i dlaczego u
nas wyglądają one tak mizernie: piętnaście osób i parę flag, choć fundusze na organizację dostajemy spore.
Jak się okazało, pieniądze idą na mojito i inne gejowskie drinki dla świeżych dup w nocnych klubach. W
ten oto sposób postanowiłam więcej nie współpracować z „pedałami”.
Jakiś czas później wpadłam w finansowe tarapaty – musiałam zapłacić za studia, a pieniędzy nie miałam.
Wtedy znajomy zaproponował mi pracę w Mów Prawdę, organizacji, która zajmowała się kampanią
przedwyborczą Nieklajewa
1
w czasie wyborów prezydenckich. Płacili dobrze i tylko z tego powodu
zdecydowałam się uczestniczyć w politycznych rozgrywkach lokalnego światka.
Do koryta zlecieli się wszyscy „słynni opozycjoniści”, którzy tak jak ja chcieli skorzystać z nienajgorszej
stawki. Sześć dolarów za godzinę odmrażania tyłka w namiocie – cudnie. Do tego oczywiście „lotne
pikiety” – w skrócie: poruszasz się po wyznaczonych trasach i rozdajesz ulotki. Na „lotne” nikt oczywiście
nie chodził, wszyscy parami przesiadywaliśmy w kawiarniach. Jeśli kontrola z Mów Prawdę przyłapała
nas na miganiu się od obowiązków, mówiliśmy, że poszliśmy do lokalu tylko się ogrzać. Pod koniec zmiany
wyrzucaliśmy ulotki albo chowaliśmy je w domu.
Dziewiętnastego grudnia na Placu Niepodległości odbywała się demonstracja
2
, na którą nie zamierzałam
iść. Mamy też nie chciałam puścić. Zimno, nie wiadomo gdzie sikać, ludzie wykrzykują hejterskie hasła.
Jednak wtedy zadzwonił mój koordynator z Mów Prawdę i powiedział: nie ma obecności – nie ma
pieniędzy. Przyszłam więc do biura, zjadłam obwarzanka. Herbaty nie piłam (bo nadal nie wiadomo gdzie
sikać). Nieklajew siedział na krześle, moczył herbatnika w kubku. Znajome dziewczyny z organizacji
powiedziały, że lepiej z nim nie rozmawiać, bo obmacuje.
Później wszystko potoczyło się szybko. Całej mojej grupie kazali iść na plac. Dali nam oczywiście flagi.
Gdy tylko je rozwinęliśmy – w ciągu minuty pod biurem zaczęła się zadyma. Ze wszystkich stron zaczęli
nadbiegać specnazowcy, omonowcy i nie wiadomo kto tam jeszcze. Zaczęli rzucać granaty dymne,
wrzeszcząc: „Mordy w śnieg!”. Słyszałam potem, że w tym samym momencie zaczęli tłuc Nieklajewa.
Zresztą i tak niczego nie było widać.
Większość naszych uciekła. Po tym jak psy się zwinęły, pod biurem organizacji została nas zaledwie
garstka. Wszyscy rozpaczliwie chcieli wracać do domów.
Jednak ja miałam w głowie imperatyw: muszę zapłacić za uczelnię. A poza tym to się zaczynało robić
interesujące.
No i poszłam na plac.
2.
2. Plac Niepodległości
Okazało się, że po kilku godzinach tych zabaw ludowych nie chciało mi się nawet sikać. Cudnie. Stałam i
patrzyłam, jak ludzie wrzeszczą. Hasła były, najdelikatniej rzecz ujmując, słabe: głupie i bez polotu. Nasza
grupa znalazła się akurat tuż pod pałacem prezydenckim
3
, kiedy specnaz zamknął kocioł. Uderzenie
policyjnej pały niemal od razu powaliło mnie w śnieg. Odruchowo osłaniałam głowę – więc bili mnie po
rękach. Dziewczyna, która upadła obok mnie, obejmowała specnazowca za nogi i krzyczała: „Kocham
cię!”. A on bił ją pałką po głowie.
Ocknęłam się w kącie autozaka
4
. Ktoś mną potrząsał, pytając o nazwisko. Dla dziennikarzy. Nie
miałam czym oddychać. Nie wiem – albo okna się nie otwierały, albo ich po prostu nie było. W środku –
odliczanie, razem czterdzieści trzy osoby.
Do Okrestina
5
z jakiegoś powodu jechaliśmy dwie godziny i to z przebojami (w dosłownym znaczeniu). Ja
się dusiłam – mało powietrza było. Na kolejnym przystanku jakiś chłopak zaczął dobijać się do drzwi i
obrażać „sługusów reżimu”. Powiedział, że możemy sobie pooddychać, póki oni będą go bić. Chętnie
skorzystaliśmy – cudnie.
Kiedy dojechaliśmy do aresztu, rozdzielili nas według płci. Kazali wyłączyć telefony i rozstawili –
wiadomo, ręce na kark, głowa do ściany, dobrze, że nie skuli. Dziewczyny stojące obok powiedziały, że
mam krew na płaszczu. Odparłam z przekonaniem, że to nie moja.
I tak sobie stałyśmy – całą noc. Na szczęście trafił nam się wyrozumiały, choć gderliwy strażnik. Pozwalał
podawać sobie nawzajem poupychaną w przedziwnych miejscach wałówkę – kanapki ze smalcem
wyciągane z cholewek kozaków, termosy z rękawów, czekoladki... Towarzyszące mi dziewczyny były tak
dobrze przygotowane, jakby od początku planowały dostać się do aresztu. Tylko do toalety wciąż nas nie
puszczali. No i się nie chciało. Cudnie.
Późną nocą zjawiła się kolejna aresztantka – dziennikarka, Irina Halip
6
. W futrze. Usiadła przy stole.
Położyła nogi na stół. A potem poprosiła o kawę z mlekiem. Funkcjonariusze Okrestina zupełnie na ten
widok zgłupieli. Z poczuciem winy oznajmili, że kawa jest tylko rozpuszczalna. Nad ranem – pobieranie
odcisków palców, konfiskata rzeczy osobistych. Zabrali mój Magen Dawid
7
.
***
Ranek. W kącie płakały dwie czy trzy Litwinki, którym groziła deportacja, ktoś tam kogoś uspokajał. Varia
zaczęła tracić świadomość. Więzienny lekarz obejrzał dziewczynę, dał tabletkę, zrobił zastrzyki – nie
pomogło. Klawisz przyniósł jej chleb i wodę w metalowym kubku. Powiedział, że nie ma nic więcej.
***
Następny przybiegł z Magen Dawid w ręku. Założył mi go na szyję, myśląc, że to pomoże. Pewnie bali się,
że umrę. Znowu zawlekli mnie do lekarza. Tam pierwszy i ostatni raz w życiu widziałam Kristinę
3. Szatikową
8
. Była bardzo ruda, z wielkimi niebieskimi oczami, z prawdziwie lwimi rysami twarzy. Ona
również została pobita na placu; bili ją po brzuchu. Trzeba było ją jak najszybciej zawieźć do szpitala.
W końcu lekarz zdecydował się obejrzeć moją głowę. Wtedy przekonałam się, że z tą krwią na płaszczu
nie miałam racji. Była moja. Kiedy doktor zobaczył ranę, powiedział, że mnie i Kristinę trzeba natychmiast
hospitalizować. Gdzieś obok krzyczała karmiąca matka, bo nie pozwalali jej ściągnąć mleka. Rozrywało jej
piersi. To musi być podobne uczucie do tego, jak bardzo musisz kupę, a nie możesz pójść do toalety. Tylko
że z piersiami.
Gdy wieźli nas w karetce, leżałam Szatikowej na kolanach. Podłożyła mi pod głowę swoją czapkę. Było mi
wstyd, że upaćkałam ją krwią. Konwojent grzał mi nogi i mówił: „Oni wszyscy są zwierzętami. Jak można
było skrzywdzić taką dziewczynę. Jak?” – powtarzał. Kristinę odwieźli do innego szpitala. Mnie – do
Dziesiątego.
3. Dziesiąty szpital
Na miejscu od razu wezwali ordynatora, żęby mnie obejrzał – sądząc po wszystkim, również żydomasona.
Zaczął mnie rozbierać, powtarzając co chwila: „Biedna dziewczyna. Biedna dziewczyna”. Kiedy zdjął mi
golf i zobaczył na mojej szyi żydowski wisior, niemal krzyknął.
I do izby z babciami. Oczywiście kiedy babinki zobaczyły konwojentów, przydzielonych do pilnowania
mnie, jedna z nich natychmiast stwierdziła, że jestem terrorystką i ich wszystkich wysadzę. Na moje
szczęście po zastrzykach, które mi zaaplikowali i dobie bez snu spałam jak nic trzydzieści godzin. Nowi
strażnicy dyżurujący w sali najwyraźniej mnie polubili. Wpuszczali na wizytę i mamę, i brata, i moją
cudowną dziewczynkę, Stasię, która przychodziła codziennie. Nawet pomarańcze przynosiła. Aż się
sąsiadki babuleńki oburzały.
– Nie do wiary, ta współczesna młodzież! Tylko im te perwersje w głowie. A potem w ciążę zachodzą,
dzieci mają dzieci...
– Niechże się dziewczyny za młodu wyszaleją... Jeszcze sobie chłopców znajdą. Ja, proszę pani, aż do
dwudziestego ósmego roku życia byłam dziewicą.
– Aż? Ja to bym powiedziała, że się pani trochę z tym pospieszyła!
Jednak Stasia bardzo lubiła babuleńki. Zresztą one ją też, bo Stasi trudno było nie lubić. Była taka malutka.
Jej ciało dzieliło się na trzy części: dwie trzecie – tułów, pozostałe – głowa. Ale jaka przepiękna głowa!
Ukochana głowa, którą można było wszędzie całować i kłaść sobie na kolana. Tak, na kolana, jak kota –
bo Stasia była jak kot. Jej fantastyczne drobne ciało tak uroczo dopasowywało się do każdego miejsca,
gdzie by go nie położyć. I jak łagodnego kota można ją było całować w ciepły brzuszek, podgryzać w
maleńką, zgrabną pupę, gnieść uszy... Zupełnie jak maskotkę.
***
Po zwolnieniu Varii z aresztu w domu dziewczyny zaczęli się pojawiać tajniacy. Zadawali pytania
dotyczące wydarzeń na Placu, szantażowali, rzucali zawoalowane groźby. Wypytywali i Varię, i jej mamę.
Potem przyszedł czas na szykany – a to administracja uczelni robiła dziewczynie problemy, a to przed
egzaminami zaczęto ją wzywać na rozmowy z pracownikami KGB. Propozycje współpracy, ciąganie po
sądach, wzywanie do składania zeznań na rozprawie Nieklajewa.
4. Ze Stasią też rozmawiali.
4. Show must go on
Po tym wszystkim Varia zaczęła się bać, że w końcu wyleją ją z uczelni. Pozostawało tylko pytanie, czy
nie spróbują też uniemożliwić jej złożenie na czas papierów na Kalinę
9
. Od grudniowych wyborów minęły
ledwie trzy miesiące, ale miała już dość szykan i najść. W marcu zaczęła sprawdzać, co musi zrobić, żeby
zacząć studiować jako stypendystka Kalinowskiego w Polsce. Jednym z wymogów było przesłanie
dokumentów rekrutacyjnych jeszcze przed końcem wakacji. Gdy więc pod koniec roku akademickiego
wezwali jej mamę do dziekanatu i zapowiedzieli, że Varia będzie zdawać wszystkie egzaminy w sesji
poprawkowej na jesieni, zrozumiała, że jest dokładnie tak, jak się spodziewała. Do października będą ją
mamić, że może jednak zda i zostanie na studiach – a potem znajdzie się na lodzie: ze studiów i tak wyleci,
a Kalina przejdzie jej koło nosa. Jedynym rozsądnym wyjściem było zabrać dokumenty i odejść. Zatem
zabrała.
I pomyśleć tylko, że wcześniej tak mocno trzymała się białoruskiej uczelni. Na dobrą sprawę to przez te
studia trafiła na Okrestina z rozbitą głową, nieprawdaż? A teraz na odwrót: zapragnęła się stąd wyrwać za
wszelką cenę. Może z powodu Stasi, która na wiosnę oznajmiła, że chciałaby na jakiś czas – jak to ujęła –
„przestać się widywać”. Oczywiście tylko na chwilę, na jakiś czas, dopóki wszystko się nie uspokoi. Jej
ojciec zajmował ważne stanowisko w białoruskim urzędzie celnym na granicy z Litwą. Z jego statusem
społecznym nie wypadało, żeby jego córka zadawała się z jakąś lesboopozycjonistką.
Okres niewidywania przeciągnął się do pół roku. Varia zdecydowała się zatem wyjechać do Polski, a
biseksualna Stasia – znaleźć sobie chłopaka. To, że w końcu i tak zwiąże się z mężczyzną, było oczywiste.
Taka dziewczyna jak ona nie powinna się marnować. I tak dała Varii wspaniałe dwa lata.
Dlatego gdy tylko przyszedł list z informacją, że jako ofiara prześladowań politycznych zakwalifikowała się
do programu stypendialnego im. M. Kalinowskiego, Varia od razu kupiła bilet, zabrała swoje rzeczy i
wyjechała już następnego dnia rano. Żadnych pożegnań. Okazało się, że na Białorusi oprócz rodziny nie
ma nikogo bliskiego.
W Warszawie zakwaterowali ją w akademiku. Dali jej pokój z jakąś rudą gęsią, z której nie dało się nawet
wydobyć informacji, co ona właściwie robi na studiach w Polsce. Sama nie wie. Na pierwszej zakrapianej
imprezce integracyjnej stało się jasne, że większość stypendystów nie ma nic wspólnego z opozycją. A
prześladowania ogląda tylko w Euronews.
(Na marginesie: Varia nie uważała siebie za opozycjonistkę. Na Białorusi pedały i opozycja to – wiadomo
– dwie różne piaskownice).
Wszyscy wiedzieli, że jest z organizacji LGBT, dlatego na kursie polskiego ciągle lepiły się do niej
wszelkiego rodzaju cioty, których na Kalinie mimo wszystko było kilka, pragnące tylko ją wyciągnąć do
kawiarni na plotki, tylko jej powierzyć swoją tajemnicę. Czasami, kiedy dwóch takich zwierzało jej się
osobno, mogła domyślić się, kto z kim sypia. A wybór w organizacji jest oczywiście ograniczony. Dlatego
też ciacha z innych organizacji pozarządowych również cieszyły się popularnością. W tegorocznym
5. naborze było takich czterech. Uważali, że ich obowiązkiem jest opowiadanie o tym dziewczynie, której
regularnie stawiali kawę. A jeśli opowiadali o czymś bardzo wyjątkowym, to i deser dostawała. Cudnie.
Oczywiście wszyscy pozostali chłopcy mimowolnie taksowali wzrokiem dziewczyny. Jednak rozsądniejsi
wiedzieli, że nie warto spieszyć się z ocenianiem dup i piersi. Kursy językowe trwają miesiąc, a po nich
wszystkich, którzy zdali egzamin z polskiego, rozrzucają po różnych miastach. Po co robić sobie nadzieje,
kiedy nie wiesz, kto ci się w akademiku trafi?
5. Katowice
Południe Polski. Miasto kopalni i przedsiębiorstw zajmujących się obróbką metali. Aglomeracja
zamieszkana przez ponad trzy miliony ludzi. Całe miasto jest ciągle przekopywane, trzysta razy
przebudowywane. Ale żaden mieszkaniec nie odpuści sobie okazji, żeby opowiedzieć o zmianach, jakie
mają tu nastąpić w ciągu następnych kilku lat. Nie będę ich opisywać, przeczytacie sobie w Wikipedii.
Trafiła na produkcję filmową, Tak naprawdę rozpaczliwie chciała dostać się na reżyserię. Jednak w
ostateczności jej podanie przyjęli właśnie w Katowicach na produkcji.
Na uczelnię przyjechała w listopadzie, gdy tylko skończyła kurs językowy. Postanowiła trzymać się jednej
zasady: żadnych Białorusinów w towarzystwie. Miała ich wystarczająco dużo w Warszawie. Ale na progu
akademika przypadkowo spotkała znajome z Kaliny: Saszę i Polinę.
Sasza – chuda, mała, nos jak kartofel. Z wyglądu jakby niezdrowa, wiecznie zmęczona. Nic dziwnego,
myślała Varia. Też bym tak wyglądała, gdyby mnie regularnie pieprzył dwumetrowy grubas. (Tak właśnie
wyglądał chłopak Saszy, Jarek. Był z Młodego Frontu
10
i studiował wcześniej w Katowicach, korzystając
z programu. Po mniej więcej roku został wyrzucony, teraz mieszkał w Mińsku). Strasznie było sobie
wyobrażać jak uprawiają seks, proszę o wybaczenie, grubi ludzie. Pewnie musi podciągać rękami brzuch,
żeby wsadzić Saszy swoją kiełbaskę.
Polina studiowała historię sztuki, miała z niej już białoruski dyplom. Teraz robiła magisterkę. Obie
dziewczyny były z Brześcia. Chłopak Poliny, Witalik, zresztą też. Zgodnie z tym, co mówiła ona sama,
działał w opozycji tylko i wyłącznie ze względu na kasę. Dziewczyna nie miała nic przeciwko temu –
zapewne dlatego, że pieniądze z dotacji na szczytne cele w dużej mierze szły na jej ubrania i dodatki.
Witalik nie przyjeżdżał do Katowic.
Obie zatem sparowane i hetero. Perspektywy Varii na jakiekolwiek życie intymne nie rysowały
się najlepiej. Zwłaszcza kiedy patrzyła na Polki. Boże, myślała, czeka mnie pięcioletni celibat.
(Dygresja: na charakter dziewczyny składały się bardzo niewielka mania wielkości i kompleks niższości.
Swój wygląd zewnętrzny oceniała jako co najwyżej znośny. Wysoka, płaska. Jednym słowem – deska.
Tylko że z ogromną, puszystą i kręconą żydoczupryną, przez którą w szkole wszyscy nazywali Varię
„Szczotką”. Wyłupiaste oczy, buzia w ciup. Istna żydowska lalka. W jej mniemaniu jednak różnicę między
lalką żydowską a zwyczajną stanowi rozum. Dlatego uznała, że w takim określeniu nie ma nic
obraźliwego).
Życie akademickie wyraźnie jej nie pasowało. Trochę inaczej sobie to wyobrażała – nauka na pierwszym
miejscu i tak dalej. A w rzeczywistości normą były fajki, marihuana i alkohol. Jeszcze w Warszawie na
6. kursach polskiego zrozumiała, że nikt nie robi z tego wielkiej tragedii. Taka studencka moda, trzeba się
wyszaleć.
Im lepiej poznawała pozostałych kalinowców, tym bardziej czuła się rozczarowana. Wcześniej wydawało
jej się, że w opozycji działają ludzie naprawdę zainteresowani sytuacją w kraju, który szczerze chcą coś
zmienić. Idealiści kierujący się przede wszystkim wewnętrzną potrzebą, a nie materialnymi drobiazgami.
Pracując w Mów Prawdę pierwszy raz zetknęła się z niezupełnie odpowiadającymi jej wyobrażeniom
realiami, jednak uznała, że to specyfika konkretnej organizacji, która zawyża stawki dla opozycyjnej „siły
roboczej” i stąd tylu jej działaczy traktuje walkę o demokrację tylko jako dobrze płatną pracę. Ale
doświadczenia z Warszawy mówiły co innego.
Okazało się, że obecny stan rzeczy na Białorusi dla wielu jest bardziej niż na rękę.
Niezależnie od organizacji.
Mieszkając w akademiku, zrozumiała niektóre sprawy:
– po pierwsze: aktywiści się sprzedają.
– po drugie: aktywiści często w ogóle nie są aktywistami.
Tym sposobem dowiedziała się o:
– masowej emigracji: większość aktywistów wyjeżdża na Zachód, świadomie wykorzystując ruch
demokratyczny jako odskocznię do lepszego życia.
– turystyce politycznej: ci sami ludzie kilka razy w roku jeżdżą na podobne do bólu seminaria, mające ich
wzmocnić w walce o demokrację. Podróżują, zwiedzają. Wilno, Praga, Berlin – nieźle.
Patrzyła, jak przepiękna idea i marzenie o demokratycznym społeczeństwie rozpadają się na jej oczach.
Przez samo społeczeństwo. Oczywiście przyznawała przed sobą, że ona też jeździła na jakieś pedalskie
seminaria. Tylko że to w żadnym wypadku nie było główną motywacją jej działalności. Raczej dodatkiem.
Jej zależało. W końcu jeśli już o coś walczysz, to powinno ci zależeć.
Tu, na Kalinie, było inaczej. Gdy tylko próbowała przekonać samą siebie, że to nie jest tak, odciąć się od
myśli o przekupnej opozycji – zaraz przyjeżdżał jakiś nowy „pogromca reżimu” i zanurzał jej głowę w całe
to bagno.
Na przykład Jarek, wielkogabarytowy chłopak Saszy. Widać było, że ma z czego odkładać w Mińsku.
Regularnie do niej przyjeżdżał, co miesiąc przysyłał pieniądze. Czyli z czegoś się utrzymywał. Albo Witalik,
facet Poliny: robił w Warszawie magisterkę. Z wyglądu – chłop, w dodatku gadał po rosyjsku z
białoruskim akcentem, co uważało się za szczyt obciachu. Wiocha. I też zarabiał normalnie – oczywiście
jako korespondencyjny pracownik Młodego Frontu dotowany przez organizację. W programie jego i
Pauliny nie przydzielili do jednego miasta, dlatego w następnym roku planowała się do niego
przeprowadzić. Byli razem pięć lat, zamierzali się pobrać.
Sasza i Jarek zresztą też trzymali się razem mimo związku na odległość. Różnica w budowie też im
najwyraźniej nie przeszkadzała. Cztery lata razem. I w dodatku to były pierwsze związki obydwu
dziewczyn. Monogamistki jakieś.
7. Co by było, gdyby Varia była ze swoją pierwszą? O tym się myślało, bo nie myśleć się nie dało. Nie dało
się nie pisać różowych wierszy i oczywiście nie dało się ich nie wrzucać na Facebooka. Masz i patrz. I
Stasia je czytała, lajki nawet dawała. Dobijające.
Oczywiście o życiu osobistym się milczało. Jak tylko ktoś z LGBT otwiera usta, żeby coś palnąć o swoich
relacjach, to już go ogłaszają wrogiem heteroseksualnego narodu i propagandystą. Tak więc rozmawia się
tylko na temat cudzych namiętności.
6. Osobiste
Polina i Sasza nie zajmowały się żadną działalnością polityczną. Wprawdzie Saszę zatrzymano podczas
demonstracji na Placu Niepodległości, ale to by było na tyle. A z Poliną nic nie wiadomo. Pewnie
zahaczyły się na Kalinie z powodu facetów. Można powiedzieć, że dostały się na studia przez łóżko.
Jednak Varia chciała się upewnić.
– Ciężko pewnie było, jak ciebie i Witalika nie przydzielili razem. Próbowaliście coś z tym robić? –
zapytała przy okazji, kiedy akurat Polina miała nastrój do rozmów
– Ja w ogóle nie chciałam jechać do Polski. Już na Białorusi skończyłam uniwerek. To Witalik powiedział,
że tak trzeba. Osiądziemy, pobierzemy się. Jechałam i miałam takie uczucie: nowe życie, tylko z nim i takie
tam, zamieszkamy razem... Machnęła ręką.
– No tak – zgodziła się Varia. A Witalik nie próbował rozmawiać z dyrektorem programu, żeby jakoś to
rozwiązać?
– Ja chodziłam do Malickiego
11
. Powiedział, że jeśli się pobierzemy, to nas przydzielą gdzieś razem. Nie
będą przecież rodziny rozdzielać.
– I co? Czemu się nie pobraliście? Przecież prawdziwego wesela nikt nie oczekiwał, a i tak mieliście to w
planach.
– Witalik twierdzi, nie powinniśmy pobierać się tylko dlatego, że nam tak powiedzieli, dla ułatwień na
programie. Że my sami powinniśmy chcieć. I żeby wszystko było na poważnie, ze ślubem, obrączkami, a
nie na szybciora.
– A to ci romantyk. A dlaczego nie przyjeżdża? Przecież chyba jeszcze nie był w Kato. – Varia nie
ustępowała.
– No nie był… Niewygodnie tu, akademik, Sasza w pokoju. A on w Warszawie wynajmuje mieszkanie.
Tylko że to nic nie znaczy, myślała Varia. Mógłby przyjechać. Wynająć pokój w hostelu na jedną noc, to
nie jest wielki wydatek.
Ale nie.
***
Znowu impreza, nie pamiętam już z jakiej okazji. Do Saszy przyjechał Jarek, zamknęli się w pokoju.
– Wiesz, chciałem przyjechać 11.11.11 i ci się oświadczyć jedenaście minut po jedenastej, ale nie
zdążyłem. Tak więc wyjdź za mnie teraz. – Usłyszeliśmy zza ich drzwi.
Wszyscy jakoś zamilkli, spuścili oczy.
8. W gruncie rzeczy wyglądało to tak: dał jej pierścionek i paczkę fajek na dokładkę. Kiedy wyszli z pokoju i
Sasza pokazała pierścionek reszcie, towarzystwo na moment się zasmuciło. Nie rozumiałam dlaczego.
Sekundę później wszyscy oczywiście zaczęli się uśmiechać i składać życzenia. Chłopaki poszli do nocnego.
Trzeba oblać okazję.
***
Tego samego wieczoru Varia poznała Wanię.Skazany jeszcze przed szesnastką, z powodów politycznych
wzięty go do wojska, a jednocześnie współprzewodniczący Młodego Frontu. Opowiadał o interesujących
rzeczach, o swoich spostrzeżeniach na temat wyborów w Irlandii, o Obamie i Rymaszewskim
12
.
Mówił tylko po białorusku. Wygląd prymitywny, średni wzrost. Ciało – nie bardzo. Bo kto w dzisiejszych
czasach o siebie dba? Blondyn, niebieskie oczy – najprawdziwszy Aryjczyk. Nie podobał się nikomu. Ale
uważał, że wszyscy powinni byli go szanować.
Iwan opowiadał o okrutnych realiach Soligorska. O tym, że glin jest tam najwięcej 15tego i 25tego dnia w
miesiącu – kiedy górnicy dostają wypłatę i zaliczkę. Wtedy piją do upadłego i biją się, a gliny mogą brać
łapówki. Opowiadał o tym, ile warte są panienki z Soligorska. Mają one dwa rodzaje zainteresowań:
górnicy i piłkarze KS „Szachtior”. Jedni i drudzy forsy mają jak lodu. A kiedy takie panny urodzą jakiemuś
dziecko, mogą już zacząć hodować paznokcie, rzęsy i włosy i niecierpliwie czekać na męża wracającego z
libacji. Piętnastego i dwudziestego piątego.
Tego wieczoru zagrali w gre dla przełomania lodów:
– Prawda czy rozkaz?
– Prawda – odpowiedział Iwan.
Varia była chyba jedyną, która nie zadawała pytań o seks.
– Jaki jest twój życiowy cel?
– Zapłodnić jedyną.
To zdanie zbijało z pantałyku. Podobały jej się cyniczne teksty i najwyraźniej kręciła ją myśl o zapłodnieniu.
7. Milk
Tymczasem wyczerpał się niemały maminy kapitał zainwestowany w studia w Polsce i Varia
zdecydowała się poszukać pracy. W klubie dla gejów. Praca sama ją znalazła, razem z naprawdę
niesamowitą dziewczyną.
Karolina.
Maleńka, ale bynajmniej nie miła – zawsze mi się wydawało, że niskie dziewczyny są milsze z powodu
swojej dziwnej lalecznej piękności.
Cały jej pokój zawalony był książkami. Pasjonowała się judaizmem, regularnie chodziła do synagogi, była w
trakcie konwersji. Konwersja to przejście na judaizm. Może ciągnąć się latami, za to później ma się pełne
prawo do otrzymania izraelskiego paszportu – cudnie.
9. Karo (tak nazywali ją Polacy) pociągało towarzystwo LGBT. Dlatego też pracowała jako barmanka w
katowickim klubie dla gejów Milk.
Poza tym szybko się okazało, że do grona jej znajomych można dołączyć tylko przez łóżko. Nie żeby Varia
Karo nie chciała. Po prawie miesiącu postu powstrzymywanie się od kosmatych myśli było niewykonalne.
Oczywiście marzył jej się świetny i długi seks. Zwłaszcza że pierwsze wrażenie było pozytywne – Karo
każdy własny orgazm sumiennie odpracowywała, dbając, żeby nigdy nie być dłużną. Ale okazało się, że w
zasadzie poza szczytowaniem nic więcej jej nie interesuje. Tylko szybkie ruchanko i żadnych czułości.
Może to właśnie zmotywowało Varię, żeby kontynuować znajomość.
To, że nie została w pełni zaspokojona – w sensie duchowym, nie fizycznym..
Pewnie w jakimkolwiek innym przypadku widywałyby się, pieprzyły i dyskutowały o książkach. Ale z Karo
wszystko było inaczej. W tym konkretnym przypadku ukształtował się między nimi stabilny stan, którego w
żaden sposób nie można było nazwać zakochaniem.
Poza tym w Karolinie wszystko było fajne. Gładko wygolone łono, takie chłodne, jeśli się go szybko nie
rozgrzeje. Prawdziwe pomarańczowe sutki! Wspaniałe ciało. I chude, i kobiece w jednym. Tylko czemu ta
dziewczyna nie lubiła długiego pieprzenia? Jak jakiś fast food. Niby smacznie, ale to nie to.
Po kilku tygodniach zaproponowała mi, żebym z nią pracowała w klubie. Warunki zatrudnienia – dziwne,
żadnej umowy, wyjątkowo niska stawka – 4 zł za godzinę. Napiwki zabiera ten, kto zrobił drinka. Za to
rozmowa kwalifikacyjna była prosta.
***
Ola, właścicielka klubu:
– Pijesz?
Varia:
– Nie.
– To zaczniesz. Klient proponuje, nie odmawiasz.
Wymuszone skinięcie głową.
– Palisz?
– Nie.
– Jedna zasada: jak nie palisz, nie masz przerw. Zrozumiałaś?
***
Wtedy jeszcze Varja nie podejrzewała, że będzie musiała nauczyć się palić, że będzie palić właśnie z
właścicielką i że odmowa będzie niemożliwa. Nie wiedziała też, że jednym z hobby Oli jest urządzanie
imprezy dla personelu i upijanie przed zmianą nowo zatrudnionych tak zwanymi staffdrinkami.
Wykorzystywała upojenie alkoholowe i władzę, żeby obmacywać nowe dziewczyny.
Ciężkie nocki umilał bezpłatny alkohol dla personelu. Przydawał się. Varia była najpopularniejszą
barmanką w Milku. Pewnie dlatego, że Polacy często po pijaku chcą rozmawiać o Białorusi i o tym jak
tam się żyje lesbijkom i gejom. Chcą utwierdzić się w tym, że w Polsce nie jest aż tak źle.
Pewnego razu klient powiedział: „Wiesz, każdy gej w Polsce chce do Warszawy. A każdy gej w
Warszawie chce do Europy”.
„U nas, cholera jasna, jest tak samo: Każdy gej chcę do stolicy albo do Europy”.
10. Łatwo mogłaś zauważyć, kiedy się naprawdę zmęczyłaś: to ten moment, gdy zaczynają boleć policzki.
Przy czym nie ukrywam, że Varia miała najszczerszy antyhollywoodzki uśmiech w całym klubie. Co też
wyjaśniało uznanie klientów.
Bycie miłym to wewnętrzna zasada klubu. Ktoś cię całuje, liże, rzyga na ciebie – nieważne. Ważne, żeby
w odpowiedzi delikatnie się uśmiechnąć. Tak jakbyś mówiła: „Zapraszamy ponownie!”.
Całą noc trzeba sprzątać cudze wymiociny z kanap, kipy z parkietu, stłuczone kufle. Średnio w ciągu
jednej nocy rozbija się około dwudziestu sztuk szkła.
Dziewczynie nie zawsze udawało się zasnąć po zmianie. Głośna muzyka zostawała w głowie. Smród
papierosów przenikał nie tylko we włosy, ale też w ubranie, nawet w rajstopy i majtki. Pozbycie się go było
praktycznie niemożliwe.
8. Kontakt
Na sam jej widok staje, myślał Wania, patrząc na Warię.
Ostatni raz miał stałą dziewczynę trzy lata temu. Tak, zdradzała go z jego własnym bratem, póki Iwan był
w armii. Potem był już tylko beznadziejny pijacki seks na zjazdach kalinowców. Kilka razy poszedł do
burdelu, kiedy przyjeżdżali do niego kumple z Młodego Frontu.
Za to Waria szybko się przekonała – kiedy już zostali parą – że zabezpieczać się ten człowiek
zdecydowanie nie zamierza. Nie nalegała. Seks był od biedy jako taki. Jeśli oczywiście zapomni się o tym,
że za pierwszym razem mu nie stanął – nawet jeśli na widok Warii powinien stanąć od razu.
Jednak zachwycała się seksem hetero samym w sobie jako czymś nowym.
Robili to wszędzie. W Domu Praw Człowieka w Wilnie, w pociągu na trasie MińskBrześć, na kursach po
obserwacji wyborów, w trakcie spotkania z opozycjonistami w toalecie jakiegoś baru. Stale i wciąż.
Pomarańczowe sutki Karoliny przestały ją pociągać. Za to postanowiła nauczyć się robić loda długo,
głęboko i doskonale. Nic innego jej nie obchodziło. Raz, jak to w pracy, Karo podeszła do niej od tyłu,
położyła ręce gdzieś w okolicy jajników i zaczęła się o nią ocierać. Ale to jej nie skusiło. Nie wykorzystała
możliwości, żeby się z Karo przespać.
Wtedy właśnie pierwszy raz w życiu się wystraszyła. To pewne, że jest w nim zakochana. W chłopaku.
To koniec. Wewnętrzna heterofobia.
9. Wspólne życie
Dlaczego znalazłam się w takiej sytuacji z takim człowiekiem? Ta myśl nie dawała jej spokoju. Nie trzeba
było zgadzać się na wspólne mieszkanie. Po prostu nie trzeba było. To wtedy wszystko się zepsuło. Varia
zmieniła się w niewolnicę, a Wania w domowego tyrana.
Jakoś tak samo wyszło.
Okazał się być strasznie zazdrosny. Pracę w Milku trzeba było rzucić, z pedałami nie wypadało się już
zadawać. Kategorycznie zabronił jej spotykania się z Karoliną i byłymi znajomymi z klubu. Z dozwolonych
11. rozrywek – tylko gotowanie barszczu w kuchni. Często się upijał, urządzał burdy, sceny zazdrości.
Kontrolował ją, znał hasła do wszystkich kont, usuwał powiadomienia na portalach, jeśli pisały je chłopaki.
Z jakiegoś powodu był zazdrosny przede wszystkim o płeć męską.
Bywało, że jak się upił, nie wpuszczał jej do mieszkania. Groził, że skończy ze swoim życiem, popełni
samobójstwo. Wyjeżdżał gdzieś pijany na noc. Czyli ogólnie zachowywał się jak debil.
Pewnego razu Varia wpadła na kawę do Karoliny, z którą od dawna nic jej nie łączyło. Wania oczywiście
postanowił z tego powodu napić się na mieści. A że mieli tylko jeden wspólny klucz, musiała siedzieć na
klatce schodowej, czekając aż „ukochany” wróci do domu.
Przyszedł pijany, z jeszcze jedną butelką wina kupioną, żeby dobić się w domu. Trzeba było go namawiać,
żeby ją wpuścił do środka.
– Z ciebie jest szmata, Varia – powiedział. – Wszyscy wiedzą, że jesteś szmatą. Wszyscy patrzą na ciebie
na ulicy i wiedzą: dupodajka. Prawda, Varia? Ile miałaś w sobie spermy? Można by wyciskać litrami.
Nie mogła tego słuchać. Zaczęła mieć duszności – po wydarzeniach na Placu była to jej charakterystyczna
reakcja na stres. Czuła, że może stracić przytomność, przysiadła więc pod balkonem na klatce schodowej.
Minął kwadrans, zanim przyszedł do niej, skulonej na podłodze, i zabrał ją do mieszkania.
– No i czemu udajesz? Przecież idziesz sama – mówił. – Masz, połóż się tutaj. – Pokazał jej wycieraczkę.
Było jej wszystko jedno, chciała po prostu móc swobodnie oddychać. Dopiero gdy poczuła się gorzej, dał
jej tabletki, położył na łóżku.
– Bardzo źle się czujesz, Varia? Nie możesz już teraz wstać? To znaczy, że nic nie zrobisz, jeśli się rzucę z
okna.
Uwiesił się na parapecie. Siódme piętro… Ona oczywiście rzuciła się go wciągać z powrotem przysięgać,
że go kocha i nigdy od niego nie odejdzie. Że chce tylko jego i nikt inny jej nie interesuje.
Myśląc przy tym: „Trzeba to skończyć jak najszybciej”.
W ciągu tej nocy „próby samobójcze” powtórzyły się trzy razy. Nie wiedziała, co robić, dzwoniła do jego
rodziców w Soligorsku. Następnego dnia powiedział rodzicom, że wszystko zmyśliła. Chociaż pod
wpływem Varii w końcu się przyznał.
Tydzień później – powtórka. ten sam schemat, kropka w kropkę. Powiedziała mu, że odchodzi, on pił i
zwisał z okna. W końcu za radą Karoliny wezwała policję. Ktoś powinien był to przerwać. Wania może i
miał silne ręce, ale padał deszcz. A on był pijany.
Policja przyjechała idealnie na czas: pijany chłopak bił na klatce schodowej próbującą uciekać Varię.
Oczywiście Wania w pijackim amoku zaczął obrażać policjantów. Próbował ich przekonać, że jego
dziewczyna to histeryczka, a on sobie tylko spokojnie pił piwo w domu.
– Przecież wiesz, że jeśli mnie zabiorą, suko, to powieszę się w celi. Znajdę sposób, żeby się zabić. I to
będzie twoja wina, suko. Powiedz im, żeby mnie wypuścili, jeśli tego nie chcesz – groził przez łzy, kiedy
kazali mu klęczeć, bo rzucał się i szarpał. Varia przetłumaczyła to policjantom. Zabrali go na izbę
wytrzeźwień, gdzie go wyśmiali i pobili. Nie podpisał ani jednego protokołu. W dodatku domagał się
tłumacza. Miał 4 promile alkoholu we krwi.
Następne cztery dni Varia spędziła w akademiku. I przez całe te cztery dni Białorusini pili i palili trawkę w
kuchni. Perspektywa takich rozrywek wcale jej się nie podobała, wróciła więc do Wani. Zapewne
wszystko to przez poczucie winy i brak alternatywy.
12.
10. 46 gramów
– Chłopaki, słyszeliście? Jarka zgarnęli. Mówią, że będzie miał sprawę. Znaleźli 46 gramów fety
13
w
mieszkaniu Młodego Frontu. W prasie głośno. Mówią, że pracownicy KGB podłożyli. – Wania wrócił z
aresztu po demonstracji na Białorusi i dzielił się nowinkami. – Chyba złoży wniosek o azyl, będzie mówił,
że to są represje polityczne.
– I tak nikt mu nie uwierzy – oburzała się Varia.
– Dostał polską wizę, a to znaczy, że ktoś mu uwierzył. – Sasza widocznie miała resztki nadziei.
– Młody Front wysłał mu zaproszenie do Polski, chociaż wszyscy wiedzą, że Jarek naprawdę sprzedawał
dragi. – Wania uważał sytuację za tragikomiczną.
– Spoko, broń swoich. – Wzruszyła ramionami Varia. Cała ta historia już jej nie dziwiła.
11. +1
Miała przeczucie, że coś jest nie tak. Czuła się słabo, kiedy było gorąco, stale kręciło jej się w głowie,
brakowało powietrza, chciało się spać. Zwymiotowała w pociągu WilnoMińsk – cudnie.
Tak, trzeba szybko kupić test.
Nie no, żeby zajść w Domu Praw Człowieka, myślała Varia, która doskonale wiedziała, kiedy to się stało.
Pojechała do Wani do Soligorska. Leżała i patrzyła na niego. Te jego słoneczne rzęsy. Może będzie
dobrym ojcem dla dziecka? Czuła, że urodzi chłopczyka. Wydawało jej się, że ona i dziecko będą jedynymi
na całym świecie. Trzeba mu powiedzieć.
Gdy wracała z Mińska na studia, zatrzymali ją za podkoszulkę „Wolność dla Alesia Bialackiego”. Włożyła
ją bez jakiejkolwiek politycznej przyczyny. Nie wiedziała tylko, że tego dnia, kiedy wyszła w niej z domu,
miał przyjechać Miedwiediew.
Znów wylądowała w Okrestinie
14
. Na początek – standardowa procedura, standardowe pytania.
– No, dawaj wszystkie łańcuszki, sznurówki. Już dzwonimy do mamy. Choroby przewlekłe? Ciąża?
– Nie.
„Jedyny plus”, myślała, „że na pewno nie dostanę okresu w areszcie”.
Następnego dnia przyznała się do winy, czyli do głośnego przeklinania na ulicy. Żeby ją szybko wypuścili.
Było jej wstyd, ale bała się, że w areszcie poroni, a potem napiszą o tym w jakiejś „Naszej Niwie” czy
innej gazecie. Mieliby temat – opozycjonistka w nieślubnej ciąży. A ciąży nie chciała stracić. Tyle że
patrząc na Wanię coraz lepiej i lepiej rozumiała: wszystko na próżno. Nieprzytomnie pragnęła rodziny, ale
czuła, że przede wszystkim to nie ten człowiek.
Wynik USG – zapłodnione jajeczko, ciąża od dwóch tygodni i trzech dni. 4 milimetry. Co oznaczało – kiedy
wszystko sobie policzyła – że poczuła to już następnego dnia rano.
13. Powiedziała Wani, on powiedział rodzicom i zniknął. Odezwał się dopiero na drugi dzień. Od znajomego
dowiedziała się, że pili całą noc. W tym czasie Varia zdążyła już znaleźć numery wszystkich mińskich
klinik, w których robi się skrobanki.
Wtedy znowu pojechali do Wilna, gdzie oznajmiła mu, że żartowała: nie jest w ciąży i pozwala mu kończyć
w sobie, ponieważ zaczęła brać tabletki antykoncepcyjne.
– To najszczęśliwszy dzień w moim życiu – stwierdził.
Do skrobanki został tydzień. Varia znała już dokładną datę, ale postanowiła te siedem dni uczynić dla
dziecka niezapomnianymi. Byli na koncercie białoruskiego zespołu RSP, nad Mińskim Morzem15
, skakali z
mostu na bungee. Specjalnie pojechała do galerii handlowej, żeby kupić mu Gruszki16
, które uwielbiała pić
w dzieciństwie.
***
Leżała na tym cholernym krześle ginekologicznym. Atmosfera była ciężka, myśli chaotyczne. W pewnym
sensie nawet śmiać się chciało. Tylko że to byłoby całkiem nieprzyzwoite, między innymi. Z nią tak było
zawsze – kiedy zgubiła telefon, psuła komputer, zamiast rozpaczać, miała ochotę się śmiać, bo to takie
absurdalne. Tak samo teraz.
Przyszedł anestezjolog. Dobrze, że nie trzeba przynosić ręczników pod tyłek. Dają wszystko. Sterylne. Nic
dziwnego – za półtora miliona.
– Jak poczujesz lekkie kłucie na twarzy i szyi, nie wystrasz się. Zacznij liczyć od dziesięciu do zera.
Oj… Rzeczywiście boli. Dziesięć.
***
Wybrała imię: Noel.
Może i to dobrze, że on się nie urodził – powiedział jej przyjaciel. – Z takim imieniem na pewno byłby
pedałem.
12. Stary
Wania jechał taksówką. Kierunek – znowu akademiki. Chlać samemu, czasami wychodząc tylko po
następną flaszkę na stację benzynową, już mu się znudziło. „Co oni myślą? Sprzedawcy ze stacji?”
zastanawiał się. „Że jestem kolejnym facetem ze słowiańskim akcentem, który przychodzi po alkohol
prawie co noc? Myślą, że mam problem? Nieważne. Dzwonię do Szaszy.”
Varia, rozumiesz? rzucił zaczepnie. Dzwonię do Saszy.
Zrozumiałam.
Co tu było do rozumienia? Kiedy opowiadał o tym znajomym, tylko wzruszali ramionami, bo przecież już
wiedzieli, że znowu się pokłócili. Jakby było o co. Skoro Wania dzwoni do Saszy, to pojedzie do
akademika, a w akademiku będzie impreza. A Waria zrobi scenę o telefon do Saszy.
Oczywiste, że w takiej sytuacji Wania nie ma innego wyjścia i znowu pójdzie się napić.
Prawdopodobnie jedynym, co różniło wieczór z Wanią od wieczoru bez Wani, było miejsce.
I to, że nienawidził typowego słowiańskiego biesiadnego stylu.
14. Nie, proszę, nie chcę żadnych sałatek. Nie trzeba nic kroić. Zabierzcie stąd krzesła. Nie, nie będziemy
zaczynać od wódki. Proszę, przecież możemy zrobić drinki.
Takie zaklinanie rzeczywistości. Jakby myślał, że jeśli ten studencki leniwy, pijacki tryb życia da się
zmienić, ucywilizować, to zmieni się też jego naturę, nada mu sens.
Skąd się biorą ci studenci, którzy mając po dwadzieścia lat już nazywają siebie mizantropami i cynikami?
Skąd te zwierzęce uśmiechy na ustach dziewczyn, które ledwie parę lat temu pozbyły się dziewictwa? A
ci młodzi palący na balkonie, tacy ponurzy – co w nich pękło? Kiedy zdążyło?
Niezależnie od stylu, od prób ucywilizowania każdej kolejnej imprezy, Wania i tak wiedział: wszystko
skończy się wódką. Sklepem nocnym. Pijackimi sztuczkami. Jakimiś próbami stawania na głowie w
korytarzu. Na wpół gejowskimi tańcami.
Tym razem umówił się na picie w „Starym Dworze”. Studencki klub znajdował się w budynku akademika,
nie trzeba było daleko chodzić.
„Warto przyjść tu jeden raz, żeby zapamiętać, z kim nam nie jest po drodze” przypominał sobie opinię
Varii o tym miejscu. Uważała wszystkich pijących regularnie za śmieci społeczne. Nie wspominając już o
tych, którzy piją non stop. A teraz on, na przekór, siedział tu z Saszą, pił z Saszą i opowiadał o tym, o czym
obiecał jej, że nie powie nikomu. „Obiecuję ci” przyrzekł, bo go o to prosiła. I co z tego?
Wiesz, ona zaszła ze mną. I zrobiła sobie aborcję. Pojechała i zrobiła.
Nie bój się, stary. Nikomu nie powiem. Moja była też robiła skrobankę. A potem jeszcze myślała, że się z
nią ożenię. Wyobrażasz sobie?
A czemu się rozstaliście? Z tego powodu?
Nie, jakiś dupek opowiedział jej, że mam inną. Stary, na tym świecie nie można nikomu ufać. A wy
czemu się pokłóciliście?
Uważa, że piję za dużo.
Olej ją.
Chciałby. Mógłby sobie tu i teraz znaleźć inną. Wania nie umiał tańczyć i doskonale o tym wiedział, dlatego
wszystkie noce w klubach spędzał pod ścianą w palarni. A tam zawsze kręciło się mnóstwo ślicznych
dziewczyn. Cholera, wcześniej uwielbiał duże cycki. Były laski, Polki, które spijały mu słowa z ust, kiedy
mówił. Naprawdę lubiły go słuchać. Ale nie chciał ich. Wydawały się mu ograniczone, takie jakieś głupie.
A Varia.... Jezus. Czemu jest taką histeryczką? Nikt nigdy w życiu go tak nie torturował. Tak nie poniżał.
Nigdy nie czuł się tak bezradnie. Czy istniała jakaś inna osoba unicestwiająca go równie mocno?
Varii nie dawało się zadowolić. Uszczęśliwić. Zasłużyć na jej pochwałę.
Nie umieli normalnie się dogadywać.
13. Czas
16.
To znaczy więcej niż u mnie? Wania miał straszne kompleksy z powodu rozmiaru penisa.
Oczywiście.
Zamknij się, dziwko. Będziesz mi opowiadać o penisach?
Tak sobie rozmawiali przy kolacji. W końcu Varia rzuciła w niego talerzem z jedzeniem. Wszystkim o tym
opowiedział. Ale powody starannie przemilczał.
***
Tak. Był okropny, kiedy był pijany. I masakryczny – kiedy trzeźwy. Oprócz jednego okresu – kiedy miał
kaca. Może i wynikało to wyłącznie z poczucia winy, ale poranki po pijackich imprezach były prawdziwym
prezentem.
Jesteś moim cudem, Waria mówił do niej. Moim skarbem. Moim maleńkim domowym słoneczkiem.
Moja malutka. Moja zabawkowa maleńka dziewczynka. Nikt przecież nie wie, jaka jesteś.
14. Jarek
Sasza i Polina nie zaliczyły sesji. W praktyce oznaczało to: żadnego stypendium, dopóki nie zdasz
poprawek. No, ale jeść wszyscy muszą, więc Sasza znowu poprosiła Jarka o wysłanie pieniędzy. Po
zatrzymaniu za narkotyki obiecał jej, że więcej nie będzie się tym zajmować. Skoro wysłał – najwidoczniej
zarobił je w legalny sposób.
Tymczasem Sasza w chwilach szczerości opowiadała o tym, jak zabierał ją do mieszkań swoich klientów.
Siedziała w kuchni, kiedy on dawał komuś w żyłę w pokoju obok. Ćpun był już na tym etapie, że nie
potrafił wkłuć się sam. Zresztą co w tym złego? Sasza sama regularnie paliła trawkę i mówiła, że
wciągnąć sobie też lubi.
Jednak nie chciała rozmawiać z Jarkiem na Skypie. Zbywała go, mówiąc, że jest zajęta, ogląda serial albo
coś w tym rodzaju. Ale „Pieniążki, kotku, są potrzebne” – miauczała. Kiedy się obrażał, nie odzywała się
do niego pierwsza. Przynajmniej do czasu, póki nie skończyły się jej pieniądze – wtedy dopiero zaczynała
pisać słodkie wiadomości przez W Kontaktie
17
.
Legalnie zarobione pieniądze wreszcie przyszły, więc dziewczyny postanowiły jak najszybciej to oblać w
Milku. Varia co prawda pracowała, ale to nie przeszkadzało jej dziwić się zza baru talentowi Saszy i Poliny
do podrywu.
– Dajcie spokój… Jak im się to udało – znaleźć w klubie dla gejów jakichś nieszczęsnych
heteroseksualistów i zdążyć się z nimi przelizać? No jak?
– Oj, już nie wypominaj. Hiszpanie są tacy seksowni. – Zachwycała się Kira, koleżanka ze zmiany. – Na
pewno nawet się nie zorientowali, że to klub dla gejów.
Kiedy Varia wróciła do akademika, przechodząc obok kuchni usłyszała pojękiwanie Saszy. Zrozumiała, że
spotkanie z seksownym Hiszpanem wciąż trwa.
17.
Chociaż nie miała prawa ich obwiniać. Nie po tym, jak też całowała się z jedną panienką. Chciała się
upewnić, czy pociągają ją jeszcze dziewczyny, teraz, kiedy jest z Wanią. Wybrała taką jedną z
największymi piersiami – i jazda.
Nie zrobiła się mokra.
Latem okazało się, że na Białorusi znowu zamknęli Jarka.
– Przyjeżdżam do niego do Mińska, a on nie odbiera. W rezultacie pojechałam do znajomych. Potem ktoś
zadzwonił przez domofon i poprosił, żebym zeszła. Myślałam, że to jacyś jego koledzy – nadawała Sasza. –
A ci mówią: „Wydział do spraw zwalczania przestępczości narkotykowej. Pani chłopak został zatrzymany.
Bezprawne posiadanie narkotyków w wyjątkowo dużych ilościach”. „Jakieś pytania do mnie?” –
zapytałam. „Do pani – nie”. No i poszłam.
– A co teraz?
– To już nie jest moja sprawa. Słyszałam, że ty i Wania postanowiliście się pobrać. Potrzebujecie
pierścionka? Oddam.
Wania znał inne szczegóły.
Jarek wyszedł z aresztu i natychmiast wyjechał do Polski mimo zakazu opuszczania granic. Oczywiście nie
wypuścili go z dobrego serca. Prawda jest taka, że żeby dostać zwolnienie, przed sądem musiał wydać
chłopaków, z którymi przewoził narkotyki przez Polskę. Jogurta na przykład, który był przyjacielem Wani z
Soligorska. I jeszcze paru.
Teraz Jarosław zamierza złożyć podanie o azyl polityczny. Znowu będzie udawał, że to wszystko
represje. I czym prędzej stanie się prześladowanym opozycjonistą Młodego Frontu.
15. Mama
Varia była oddaną fanką swojej mamy. Zrozumiałe więc, że chciała przedstawić jej ukochanego.
Wydarzyło się to co prawda niespodziewanie, bo przed budynkiem sądu, po tym pechowym zatrzymaniu za
koszulkę z Bialackim. Mama przyszła zabrać ją do domu po rozprawie i natknęła się na czekającego pod
wejściem Wanię. Nie żeby mu się to spodobało. Nie chciał jej poznać – a i tak musiał.
Po procesie mama zaprosiła ich oboje na kawę do siebie. Varia od razu zniknęła w łazience. Próbowała
zmyć z siebie więzienny zapach pod prysznicem. A mama rozmawiała z Iwanem.
– W przyszłości planuję zostać prezydentem – wycierając się, usłyszała jego głos. A potem odpowiedź
mamy:.
– Wiesz, że to jest strasznie żałosne, Wania? To, że to może się stać naprawdę.
Iwan faktycznie i absolutnie poważnie zamierzał objąć urząd prezydenta. Według jego własnych słów był
to jedyny powód, dla którego jeszcze nie zrobił sobie tatuażu.
– Chociaż tak naprawdę – stwierdził wtedy – to myślę, że w przyszłości nawet w polityce to nie
będzie miało żadnego znaczenia. Widziałaś przecież kandydatów w Czechach. Tak więc może i
zrobię sobie ten tatuaż.
– Variusza – powiedziała mama, kiedy zostały same. – To przecież jest jakiś kołchoźnik, rozumiesz?
18. Rozumiała.
16. Mieszkanie
Polina paliła całą sesję – papierosy, nie trawę, więc widać było, że z nerwów. Zimę spędziła z piwem i
„Seksem w wielkim mieście”. Wszystkie sezony jednym ciągiem – to już depresja. Na pytania, co się
stało, nie odpowiadała. Rozstała się z Witalikiem. Ale tak czy siak pojechali na Boże Narodzenie do
Włoch.
– Nie zamierzam odpuścić takiej okazji tylko dlatego, że jest osłem – tłumaczyła, kiedy pytały dlaczego.
Ale nie chodziło tylko o bycie osłem. Po pewnym czasie Polina zaczęła mówić więcej i stało się jasne,
dlaczego nie przyjeżdżał do Kato i dlaczego prawie nigdy nie zatrzymywali się w Warszawie, kiedy jeździli
na Białoruś.
– Miał tam inną – powiedziała.
***
Jeszcze pół roku później wspólni znajomi powtarzali zresztą, że tych „innych” Witalika było kilka.
Jak można było karmić swoją dziewczynę przez pięć lat słodkimi kłamstewkami, zaciągnąć ją na studia do
Polski, a potem zdradzać, rzucić? Niedobrze się robiło, kiedy przypominały się te jego wszystkie hasełka o
rodzinie. Zrozumiałam, dlaczego był przeciwny małżeństwu z Poliną, dlaczego nie chciał, żeby zamieszkali
wspólnie w Warszawie.
Wszystko to można było pojąć dużo wcześniej.
17. Jeden po drugim
Oczywiście już wtedy było wiadomo, że nic z tego nie wyjdzie. Po prostu jakiś taki nieprzezwyciężony
strach ją ogarnął. A ona przecież tylko chciała być kochana. Gdyby ktoś mógł ją zrozumieć, tak naturalnie.
Wtedy już nie można by nie kochać. Gdyby tylko mógł zrozumieć. Ale nic takiego nie miało miejsca.
Z okna rozpościerał się widok na miński szpital na Medyków. Szpital, w którym zamierzała rodzić. I za
pierwszym, i za drugim razem. Leżała i robiła sobie wyrzuty.
– Po co wybrałam takie drogie ubezpieczenie dla kobiet w ciąży? W dodatku na całe siedem miesięcy,
które pozostały do porodu. Jak idiotka kupowałam buraki i mleko. Szklanka rano i szklanka przed snem.
A przecież od początku to był nieodpowiedni człowiek. Próby ignorowania tego były głupie i bolesne.
Przecież od razu było jasne, że żyli w dwóch różnych światach. I jeśli można kogokolwiek o coś obwiniać,
to właśnie jego za te dwa słowa: „Zapłodnić jedyną”.
Czy istnieje większe kłamstwo?
19. Oczywiście, że nie chciał mieć dzieci. Oczywiście, że się wystraszył. A ona zrobiła jedynie dwie aborcje.
W odstępie pięciu miesięcy. Jakkolwiek ironicznie to nie zabrzmi, i za pierwszym i za drugim razem zaszła
w ciążę w tym cholernym Domu Praw Człowieka.
Teraz z tego wszystkiego nie może mieć dzieci. Chociaż żaden z lekarzy nic takiego nie powiedział.
***
Pamięta, jak trzeba było pożyczać pieniądze na drugą aborcję. On obiecał, że zwróci. Oczywiście tego nie
zrobił.
– Skoro zapłaciłaś za pierwszą, to myślę, że będzie po męsku, jeśli ja wyłożę na drugą – mówił wtedy.
***
Leżała na krześle z rozłożonymi nogami. Znów czekali na anestezjologa. Było zimno i trzęsły jej się nogi.
Wagina dumnie spoglądała w niebo.
Ta druga skrobanka odbywała się już w innym miejscu. Jechać do pierwszego było najzwyczajniej w
świecie wstyd.
Czekali na tego anestezjologa wszyscy, aż wreszcie stracili cierpliwość i postanowili, że dalej będą czekać
na zewnątrz. Tylko ją tam zostawili – samą. Varia nie wiedzieć dlaczego płakała jak idiotka.
To wszystko hormony, tłumaczyła sobie.
Przyszedł anestezjolog. Siadł z tyłu na krześle, dokładnie jak psychoanalityk.
– Czemu ty się tak trzęsiesz? Wyobraź sobie, że leżysz na pustej plaży. Ciepły wiatr delikatnie owiewa
twoje ciało. Masz zamknięte oczy, ale czujesz przez powieki jak świeci słońce. Palce wtapiają się w ciepły
piasek. Słyszysz szum morza.
Epilog
Varia po zrobieniu dwóch aborcji stała się bezpłodna.
Wania jak wcześniej studiuje i zajmuje się swoją organizacją. Po pijaku pisze do Varii, jak jest mu żal, że
wszystko się tak potoczyło, i że jest mu źle bez niej.
Po drugim aresztowaniu Sasza rozstała się z Jarkiem. Mieszka z nowym chłopakiem.
Jarek spędził dwa miesiące w ośrodku dla uchodźców, otrzymał azyl polityczny w Polsce. Nie studiuje,
kontynuuje sprzedaż narkotyków w Warszawie.
Polina wróciła do Brześcia i poznała innego faceta. Są szczęśliwi.
Witalik kandydował do białoruskiego parlamentu. Swoją kampanię polityczną opierał na wartościach
rodzinnych. Przegrał.