Pete Burns - niegdyś wielka gwiazda, obecnie pośmiewisko opinii publicznej. Zaczął jak Michael Jackson, skończył jak człowiek-słoń. Ideał sięgnął bruku?
1. Natalia Julia Nowak
Wielkousty Michael Jackson z Port Sunlight
Postać (co najmniej) nietuzinkowa
Zazwyczaj piszę o artystach z Polski, ale tym razem zajmę się zespołem muzycznym
z ojczyzny Williama Szekspira. I to nie jakimś niszowym, elitarnym, mało znanym, tylko
mainstreamowym i mającym za sobą chwile międzynarodowego rozgłosu. Zwrócę uwagę na
jego twórczość artystyczną, a także na jednego z członków, który - delikatnie mówiąc - jest
postacią nietuzinkową. Cóż, można się nie interesować życiem ludzi z popowego panteonu,
ale są takie jednostki, obok których nie da się przejść obojętnie. Czasem pragnienie
dowiedzenia się czegoś o jakiejś postaci jest silniejsze od wyznawanej zasady “gardzę
głównym nurtem i jego personelem“. Nie pomoże tutaj fakt, że na co dzień odczuwa się
potrzebę odkrywania nieznanych muzyków z własnego kraju.
Upiór Estrady
Wielkousty odpowiednik Michaela Jacksona, wymieniony w tytule niniejszego artykułu,
zaintrygował nawet mnie, osobę preferującą mocne brzmienia i zaangażowane politycznie
teksty. Napiszę więc kilkanaście akapitów o jego dolach i niedolach. Najpierw jednak
scharakteryzuję jego formację, która - żeby było ciekawiej - bardzo mi się spodobała pod
względem muzycznym. Wypada odnotować, że najpierw usłyszałam sztandarowy przebój tej
grupy, a dopiero potem zobaczyłam zdjęcia wielkoustego i poznałam jego burzliwy życiorys.
Miałam szczęście. Naprawdę miałam szczęście. Moim zdaniem, liczy się sztuka, nie zaś to, że
atrakcyjny niegdyś wykonawca jest dziś Upiorem Opery (a raczej Upiorem Estrady). Dzięki
temu, że w pierwszej kolejności zapoznałam się z brzmieniem muzyki, uniknęłam wielu
szkodliwych uprzedzeń. Po prostu nie zdążyłam ukierunkować swojego toku myślenia.
Od gotyku do popu
Historia kapeli Dead or Alive (DOA) sięga lat siedemdziesiątych XX wieku, kiedy to
w Wielkiej Brytanii funkcjonował zespół Nightmares in Wax, mający cechy post punku
i gotyku. Formacja ta - jak podaje Wikipedia - okazała się fundamentem, na którym w 1980
roku wybudowano projekt DOA. Nowopowstała grupa Dead or Alive początkowo
kontynuowała dzieło Nightmares in Wax, nagrywając utwory ponure i niekomercyjne.
Szybko jednak zmieniła kurs i stała się kapelą mainstreamową, grającą szeroko pojętą
muzykę popularną. Zespół DOA zdołał przetrwać ponad trzydzieści lat: oficjalnie zamknął
2. swoją działalność w drugiej połowie 2011 roku. Pozostawił po sobie siedem płyt
długogrających, wiele singli, teledysków, składanek i remiksów. Jego największy hit, “You
Spin Me Round (Like a Record)”, jest chętnie słuchany aż po dziś dzień.
Podbój świata
Formacja, o której mowa, odniosła sukces nie tylko w Zjednoczonym Królestwie, ale również
za granicą. Duże uznanie zdobyła zwłaszcza w Japonii, gdzie dawała koncerty i występowała
w telewizji. Dowodem na sławę Dead or Alive jest także fakt, że kawałki tej grupy stały się
natchnieniem dla wielu młodszych wykonawców. Własne interpretacje “You Spin Me
Round” stworzyli m.in. Danzel i Marylin Manson. Popularność DOA nie powinna dziwić,
gdyż grupa ta nagrywała naprawdę przyjemne piosenki - rytmiczne, melodyjne, wpadające
w ucho i pozostające tam jeszcze długo po zakończeniu słuchania. Pisząc o twórczości Dead
or Alive, trudno nie wspomnieć o wokaliście, obdarzonym dobrym głosem i dużymi
umiejętnościami śpiewackimi. Pete Burns, bo o nim mowa, to nie tylko utalentowany artysta,
ale również postać barwna i kontrowersyjna. Przyjrzyjmy mu się nieco bliżej.
Androgynia i eksperymenty
Peter Jozzeppi Burns urodził się 5 sierpnia 1959 roku w Port Sunlight. Z pochodzenia jest
pół-Anglikiem i pół-Żydem (jego matka, niemiecka Żydówka, wyemigrowała z hitlerowskiej
III Rzeszy). Tym, co czyni Burnsa postacią nietypową i wzbudzającą zainteresowanie, jest
androgyniczna osobowość - psychika częściowo męska, a częściowo żeńska. W latach
osiemdziesiątych Pete manifestował swoją skomplikowaną tożsamość poprzez specyficzny
image i nietypowe zachowanie. Prezentował się światu jako słodki, uroczy, zniewieściały
chłopaczek albo silna, twarda, charakterna baba z jajami. Potem woda sodowa uderzyła mu
do głowy i zaczął eksperymentować ze swoim ciałem, poddając się niepotrzebnym,
wyszukanym i ryzykownym operacjom plastycznym. Skończył jak Michael Jackson, a nawet
gorzej. Jeden z jego zabiegów, polegający na powiększeniu ust, okazał się absolutną porażką.
Nieudana operacja plastyczna
Podczas operacji Burns zaraził się gronkowcem. Zakażenie zrujnowało jego wygląd
i zdrowie, a także doprowadziło go do depresji i myśli samobójczych. Przez osiemnaście
miesięcy artysta zmagał się ze skutkami fatalnego zabiegu, wydawał fortunę na leczenie
infekcji i operacje rekonstrukcji twarzy. W filmie dokumentalnym “Psychic Therapy with
Pete Burns” (“Terapia Psychiczna z Petem Burnsem”) wokalista wyznał, że lekarze walczyli
nie tylko o uratowanie jego zagrożonych amputacją warg, ale przede wszystkim o ocalenie
jego życia. Największą pomoc otrzymał Pete od medyka specjalizującego się w ratowaniu
ludzi oszpeconych wskutek choroby nowotworowej. Epizod z gronkowcem niewątpliwie był
dla artysty bolesnym doświadczeniem. Można się o tym przekonać, oglądając fragment
3. reportażu “Celebrity Plastic Surgery Gone Too Far” (“Celebryckie Operacje Plastyczne
Zaszły Za Daleko”), w którym Burns mówi, że życzył swojemu chirurgowi plastycznemu
śmierci.
Człowiek nieszczęśliwy (cz. 1)
Frontmana Dead or Alive nie da się uznać za człowieka szczęśliwego. W młodości padł on
ofiarą gwałtu, był też prześladowany przez rówieśników ze względu na swoją odmienność
(androgynię). Z przystojnego, ekstrawaganckiego mężczyzny, jakim był w latach
osiemdziesiątych, przeobraził się w indywiduum o męskim ciele, zdeformowanej kobiecej
twarzy i gigantycznych, odstających ustach przypominających wargi Claymana, bohatera gry
komputerowej “The Neverhood”. Stracił znaczną część majątku zmagając się
z konsekwencjami nieudanej operacji plastycznej. Gdyby nie konieczność ratowania własnej
twarzy, mógłby przeznaczyć pieniądze na cele charytatywne albo na luksusy godne
międzynarodowej gwiazdy.
Człowiek nieszczęśliwy (cz. 2)
Małżeństwo piosenkarza z Lynne Corlett rozpadło się po dwudziestu ośmiu latach pożycia.
Późniejszy, dwuletni związek homoseksualny okazał się zaś wielkim rozczarowaniem
i nieporozumieniem. Pete kilkakrotnie miał problemy z prawem (nielegalne posiadanie futra
z goryla, rękoczyny podczas awantur z partnerem Michaelem Simpsonem). Na domiar złego,
został kiedyś zaatakowany w miejscu publicznym przez agresywnego fana. Te wszystkie
przykrości, połączone ze stanami depresyjnymi i skłonnościami samobójczymi, czynią
życiorys artysty niezwykle ponurym. Jakże groteskowo wygląda smutna biografia zestawiona
z cudaczną aparycją bohatera! Dzieje angielskiego muzyka byłyby zabawne, gdyby nie były
tragiczne.
Kierunek - telewizja
Kapela DOA wyszła z mody gdzieś tak na przełomie XX i XXI wieku. Znerwicowanemu,
ciężko doświadczonemu przez los Burnsowi zaczęło grozić kolejne nieszczęście: odejście
w zapomnienie, zniknięcie ze świadomości społecznej. Pete, który widocznie nie powiedział
jeszcze ostatniego słowa, został stałym bywalcem rodzimych stacji telewizyjnych. Wystąpił
w wielu miernych programach rozrywkowych, takich jak “Celebrity Big Brother” (“Big
Brother Sław”), “Wife Swap” (“Zamiana Żon”), “The Weakest Link” (“Najsłabsze Ogniwo”)
czy “This Morning“ (“Tego Ranka“ - brytyjski odpowiednik “Dzień Dobry TVN“).
O wzlotach i upadkach wokalisty rozpisała się prasa brukowa. I tak Burns, który niegdyś był
gwiazdą światowego formatu, zamienił się w kogoś pokroju Frytki lub Joli Rutowicz.
4. Rozpaczliwy krzyk o pomoc
Ogólnokrajowe stacje telewizyjne pokazywały artystę bardzo chętnie, bo to przecież wielka
osobliwość: przewrażliwiony facet, posiadający zdeformowaną kobiecą twarz i noszący
wyłącznie babskie ubrania. Frontman Dead or Alive doczekał się nawet własnego reality
show, w którym organizował casting na osobistego asystenta. Upadek z dużej wysokości, ot
co! Angielski muzyk, mimo wszystko, zasługuje na wyrozumiałość i współczucie. Wiadomo,
że człowiek jest kowalem własnego losu, a Pete sam sobie wybrał drogę życiową, ale chyba
nikt nie chciałby się znaleźć w jego sytuacji. Przedziwne parcie na szkło, prezentowane przez
wokalistę w ostatnich latach, nosi znamiona rozpaczliwego krzyku o pomoc. Nieszczęśliwy,
mający problemy z samym sobą Burns próbuje zwrócić na siebie uwagę, a media traktują go
jak żywe kuriozum, które może zwiększyć oglądalność danego programu. Frustrujące.
Michael i Pete - charakterystyka porównawcza
Istnieje wiele podobieństw między Michaelem Jacksonem a Petem Burnsem. Obaj artyści
przyszli na świat pod koniec lat pięćdziesiątych: ten pierwszy w roku 1958, a ten drugi
w 1959. Każdy z nich urodził się jako przedstawiciel mniejszości etnicznej (Michael był
Afroamerykaninem, Pete miał matkę pochodzenia żydowskiego). W latach osiemdziesiątych
opisywani piosenkarze byli gwiazdami, a dwadzieścia lat później stali się pośmiewiskami
publiczności. Zarówno Jackson, jak i Burns ulegli oszpeceniu w wyniku częstych wizyt
u chirurgów plastycznych. Obydwaj muzycy nabawili się problemów zdrowotnych (Michael
zapadł na bielactwo nabyte, Pete zaraził się gronkowcem). Jackson miał kłopoty z nosem,
a Burns z ustami. Królowi Popu zarzucano, że zmienił kolor skóry, bo nie akceptował swojej
rasy. Naturalnie, była to nieprawda. O Pecie krążą plotki, że poddał się korekcie płci, chociaż
jest to wierutne kłamstwo (Burns nigdy nie deklarował, że czuje się “nią”. W autoprezentacji,
przygotowanej na potrzeby “Big Brothera”, tłumaczył, że nie chce być niewiastą, tylko
próbuje kobieco wyglądać. Pete, wbrew pozorom, nadal postrzega siebie jako mężczyznę).
Michael był zmuszony chodzić w masce, a ten drugi ukrywa swoją zniszczoną facjatę pod
grubą warstwą makijażu. Zadziwiająca zbieżność ludzkich losów.
Obraz Burnsa w polskich mediach
Postanowiłam sprawdzić, jak o wokaliście Dead or Alive pisze się obecnie
w polskojęzycznych mediach internetowych. Przeprowadziłam małe badanie, polegające na
analizie dwudziestu stosunkowo nowych (lata 2011-2012) artykułów ze wzmiankami o tym
artyście. Okazało się, że siedemnaście tekstów przedstawiało celebrytę w świetle jego
odpychającej powierzchowności, dwa mówiły o przekraczaniu przez niego norm
genderowych, a jeden opisywał go jako “upadłą gwiazdę lat osiemdziesiątych”. Myślę, że nie
wymaga to obszernego komentarza. Dla polskich mediów Pete Burns jest “dziwakiem”,
“dziwadłem”, “oryginałem”, “żabą”, “straszydłem” “kreaturą”, “potworem”, “maszkarą”,
“bestią”, “monstrum”, “przerysowaną eksgwiazdą”, “karykaturą człowieka”, “największym
5. koszmarem chirurgii plastycznej” i “straszakiem dla niegrzecznych dzieci”. Wymienione
epitety to autentyczne cytaty ze znalezionych przeze mnie artykułów. Dziennikarze robią
z piosenkarza chodzącą sensację, lekceważą zaś jego liczne osiągnięcia i niemały talent
wokalny. Obraz Burnsa w polskich mediach jest zdecydowanie negatywny. Czy to na pewno
słuszne i sprawiedliwe?
Wydobyć muzykę z lamusa
Szkoda, że tak rzadko pisze się o tym człowieku jako o zapomnianej gwieździe sprzed
dwudziestu lat, a o utworach DOA - jako o starych przebojach, które warto wydobyć
z lamusa. Jak już napisałam, kawałki Dead or Alive są całkiem miłe dla ucha. Brzmią one
znacznie lepiej od współczesnych hitów, które często są pozbawione chwytliwej melodii
i zniewalającego rytmu. “You Spin Me Round (Like a Record)” to piosenka nad wyraz
uzależniająca, którą dałoby się słuchać przez kilka godzin bez przerwy. “Something In My
House”, “In Too Deep”, “My Heart Goes Bang”, “Brand New Lover”, “Lover Come Back To
Me” i “Come Home (With Me Baby)” to również utwory udane i godne polecenia. Nie są to,
oczywiście, arcydzieła, ale bez wątpienia mogą dostarczyć odbiorcy odrobinę rozrywki. Tak,
tak - kawałki Dead or Alive są przeznaczone do tańca, a nie do różańca. Ciekawą sprawą jest
to, że kiedy ich słuchałam, odnosiłam wrażenie, iż skądś już je znam. Być może słyszałam je
kiedyś w radiu, telewizji lub na jakiejś imprezie masowej. Albo po prostu padłam ofiarą
zjawiska deja entendu (z franc. już słyszane).
Człowiek-słoń XXI wieku
Zarówno w polskich, jak i w zagranicznych mediach opowiada się o karierze Petera
Jozzeppiego Burnsa jak o czymś przeszłym, zakończonym, pogrzebanym. Jak o czymś, co
było, minęło i nigdy nie wróci. Wokalista Dead or Alive nie ma już statusu megagwiazdy, jest
raczej pokazywany jako cudak, na którym można sporo zarobić. Przepraszam za porównanie,
ale przypomina mi się przypadek dziewiętnastowiecznego człowieka-słonia. Media i ich
odbiorcy często naśmiewają się z przerażającej, wynaturzonej aparycji Burnsa. Moim
zdaniem, jest to nieetyczne, zupełnie jak wyszydzanie osoby chorej. Pamiętajmy: Pete zaraził
się gronkowcem, lekarze w pierwszej kolejności walczyli o uratowanie jego życia, a dopiero
w drugiej o ocalenie jego urody. Poszkodowany cierpiał fizycznie i psychicznie, zapadł na
depresję, chciał popełnić samobójstwo, wydał na leczenie “większość swoich życiowych
oszczędności“ (źródło: angielskojęzyczna Wikipedia). Otrzymał od losu bardzo dużo, a potem
to wszystko stracił niczym biblijny Hiob.
Dajmy mu już spokój!
To nie jest śmieszne, nawet w kontekście faktu, że artysta zaczął uczestniczyć w idiotycznych
programach telewizyjnych. Inna kwestia, że całej tej tragedii można było zapobiec. Burns nie
6. doświadczyłby tych wszystkich nieszczęść, gdyby był człowiekiem z głową na karku, a nie
pustym narcyzem, rozpuszczonym megalomanem i lekkomyślnym karierowiczem. Mówi się,
że za głupotę (w tym przypadku - próżność) trzeba płacić. Frontman DOA faktycznie poniósł
za swoje postępowanie dotkliwą i odstraszającą karę. Tyle mu wystarczy, nie musimy mu
dokładać przykrości. Nie patrzmy na to, jak on teraz wygląda i jak rozpaczliwie próbuje nam
zasygnalizować swoje istnienie. Słuchajmy jego największych przebojów, oglądajmy stare
teledyski, podziwiajmy piękne zdjęcia z lat osiemdziesiątych. Bo właśnie to, drodzy Państwo,
jest najistotniejsze.
Natalia Julia Nowak,
19-23 listopada 2012 r.
PS. Refleksja po zakończeniu pisania: chyba nie ma nic gorszego od starych “dinozaurów”,
które kiedyś były wielkimi gwiazdami, a teraz za wszelką cenę próbują odzyskać
popularność. Ci ludzie są sfrustrowani, bo nadal mają wielkie ambicje, ale brakuje im tego, co
w show-biznesie najważniejsze: młodości, urody, zdrowia i energii. Przedstawiciele starszego
pokolenia często próbują przypodobać się młodzieży, co w wielu przypadkach daje
żałosny/komiczny efekt (przykład: opisany w powyższym artykule Pete Burns).