2. Skład obozu:
Dr hab. Wojciech Wiesner
Marta Mucha (sekretarz), Zuzanna Wilczyńska
(wodzirej), Emilia Just (fotograf), Karolina Przyboś
(topograf), Aleksandra Augustyniak (ekolog), Joanna
Krzeszowska (ratownik), ja – Joanna Mastalerz
(kronikarz)
Andrzej Prymel (szef), Michał Łastowski (sprzętowy
I), Rafał Goriaczko (Sprzętowy II), Mateusz Ziętek
(finansowy), Paweł Osiński (żywieniowy)
4. Pierwszego dnia pan profesor odpuścił nam pływanie
kajakiem z racji niewielkich problemów technicznych (na
szczęście!). Jednakże w myśl zasady, że zajęcia dydaktyczne
nie mogą być czasem wolnym, udaliśmy się na bardzo
ciekawą wycieczkę po Swornychgaciach. Widzieliśmy Dom
Kaszubski, gdzie kupiliśmy mapy okolicy (Zaborski Park
Krajobrazowy). Na piętrze domu panie splatały wiklinę, na
dole mieści się sklepik i wystawa przedmiotów użytku
domowego. Byliśmy też w kościele św. Barbary, który na
wszystkich zrobił większe wrażenie niż wszystkie kościoły
z objazdówki. Przy okazji zrobiliśmy solidne zakupy na
kolację.
Wieczór spędziliśmy wspólnie paląc ognisko i bawiąc
się w „Zgadnij kim jestem”. Poszliśmy spać przed 23. Noc
była… naprawdę zimna.
29. Cóż, przed przewodnikami tego dnia stało nie lada wyzwanie
(przyznam, że byłam jednym z nich). Wraz z Martą Muchą
musiałyśmy poprowadzić pieszą wycieczkę do wsi Laska, gdzie
czekały na nas kajaki i, stamtąd, wrócić nad jezioro Witoczno.
Przyznam, że z racji uczucia niepewności w zaborskim borze
obrałyśmy dosyć niefortunną (lecz bezpieczną) trasę szlakiem
niebieskim – wędrowaliśmy aż 3,5 godziny! Pan profesor ze
sprzętowymi byli znudzeni czekaniem na nas. Jednakże dzięki
tej trasie zobaczyliśmy, jak wygląda prawdziwe południe
Kaszub. Zobaczyliśmy parę wiosek, podziwialiśmy uroki
Zaborskiego Parku Krajobrazowego, czytaliśmy tablice.
O godzinie 14 wyruszyliśmy na kajakach przez jeziora. Trasa
nie była zatem lekka jak na pierwszy dzień spływu.
Zaobserwowaliśmy jednak parę gatunków ptaków wodnych
(czapla siwa, łabądź niemy, łyski, kaczki krzyżówki…)
Po powrocie, zmęczeni, ruszyliśmy grupą na kolację i mecz
siatkówki.
70. Panią przewodniczką dnia trzeciego była Asia
Krzeszowska. Większość naszej trasy objęła rzeka Chocina.
Studentom podobała się ona ze względu na szybki nurt
(mniej męcząca) i bliski kontakt z naturą. Trasa ta nie
należała jednak do łatwych! Rzeka – wąska o szybkim
nurcie, zaliczyło się parę pni i gałęzi. Spływ ten zajął nam
jednak nie tak wiele czasu i stanowił rozgrzewkę przez
spływem z bagażami najdłuższym odcinkiem, który odbył
się nazajutrz. Tego dnia ćwiczyliśmy więc techniczne
umiejętności wiosłowania.
Po powrocie, nie tak bardzo zmęczeni, udaliśmy się na
krótki spoczynek, a następnie zorganizowaliśmy mecz
siatkówki i grę miejską z zagadkami (a la podchody). Gra
skończyła się w amfiteatrze miejscowym, gdzie wzięliśmy
udział w kaszubskim festynie. Na scenie miały miejsce
występy dzieci i kaszubskiego kabaretu młodzieżowego w
języku kaszubskim.
79. Rzeki z bystrą
wodą mają to
do siebie, że
ciężko na
nich
cokolwiek
zjeść, gdyż co
chwilę
pokazuje się
„niespodzian
ka”, która
sprawia, że
musimy
szybko
chwytać za
wiosło.
97. Czwartego dnia potrzebowaliśmy więcej czasu by
wyruszyć, gdyż: po pierwsze – musieliśmy zapakować
wszystkie nasze rzeczy do kajaków, a po drugie – odcinek
przed nami był naprawdę długi. Jestem pod wrażeniem
tego, jak sobie poradziliśmy. Na trasie nie było ani jednego
problemu, za to widoki – niezapomniane. Zrobiliśmy sobie
jeden dłuższy postój w Męcikale. Przewodnik dnia –
Andrzej – zabawiał wszystkich nie do końca prawdziwymi
legendami o „łabędzim szlaku”, „jeziorze topionych
kotów”, „nie-bobrach”… Dzień ten był więc jednym z
najbardziej udanych.
Po powrocie nie mieliśmy jednak zbyt wiele sił
witalnych. Jedyne, o czym marzyliśmy, to porządnie zjeść.
Po rozbiciu biwaku udaliśmy się więc do restauracji przy
hodowli pstrąga, a później – cały wieczór przegraliśmy w
mafię przy ognisku.
98. W tle śniadanie, na pierwszym planie Karolina zaczyna się
pakować przed długą wędrówką.
126. Trasa tego dnia była również dość długa. Wiodła
ona wyłącznie rzeką. Zrobiliśmy więc postój w
miejscowości Rytel (była to największa miejscowość,
którą widzieliśmy w trakcie spływu). Po powrocie z
zakupów poznaliśmy sympatycznych kajakarzy,
którym zwodować się i odpłynąć pomógł
niezastąpiony Michał. Tuż przed dopłynięciem do celu
zdarzył się mały wypadek – moja kajakowa partnerka
dostała gałęzią w oko i musiała pojechać do lekarza.
Wszystko skończyło się jednak szczęśliwie i Marta
mogła dokończyć spływ. Ufff…
139. Ostatni dzień obozu zaskoczył nas piękną pogodą.
Wstaliśmy bardzo wcześnie i odpłynęliśmy już o 7:50!
Wszystkim zależało, żeby wcześniej skończyć spływ i
zdążyć na pociąg.
Po zwodowaniu i oczyszczeniu naszych kajaków,
tudzież przepakowaniu rzeczy, nadszedł czas na
ostatnie wspólne grupowe zdjęcie i pożegnanie. Pan
profesor podziękował nam i wyróżnił dwie osoby:
Michała i Andrzeja jako najbardziej pomocnych w
obozowym życiu. Uścisnęliśmy sobie wszyscy ręce i
rozstania nadszedł czas…
140. Po przepłynięciu, umyciu kajaków, rozpakowaniu się i wreszcie
przebraniu w czyste, suche ubranie – wszyscy nagle tacy
eleganccy…