SlideShare a Scribd company logo
1 of 19
Download to read offline
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
                      pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym e-booksweb.pl - Audiobooki, ksiązki audio,
e-booki .
I



Œledczy   w poœpiechu opuszcza³ nasze mias-
teczko. Nie rozgl¹da³ siê. Nie zatrzymywa³.
Przeczuwa³, ¿e nigdy nie pozna prawdy, której
wtedy nie potrzebowa³. Potrzebowa³ podejrza-
nego i aresztowa³ go. By³o to najdziwniejsze
aresztowanie i najdziwniejsza sprawa o morder-
stwo w ca³ej jego karierze.
   Nie by³o dla niego istotne, ¿e cz³owiek, któ-
rego zabiera³, mia³ najmniej powodów, by
zabijaæ. Nie mia³o znaczenia, ¿e wióz³ na œmieræ
najbardziej z nas wszystkich niewinnego. Wa¿-
ne, ¿e móg³ jak najszybciej wyjechaæ z mias-
teczka.
   Obserwowa³em go uwa¿nie od pierwszej
chwili, kiedy stan¹³ w drzwiach koœcio³a.
Szczup³y, niewysoki, o delikatnych d³oniach.
Potem, gdy przyjrza³em siê z bliska, zobaczy³em,
¿e palce i zêby ma ¿ó³te od tytoniu. Pali³ niemal
bez przerwy. A jeœli nie móg³ zapaliæ, wpada³
w z³oœæ. Ale w chwili, gdy zobaczy³em go po raz
pierwszy, nie móg³ ani zapaliæ, ani wpaœæ
w z³oœæ. Za bardzo siê ba³. Pomimo uzbrojonych
ludzi, pomimo swojej w³adzy – ba³ siê. Mroku


                                            5
koœcio³a. Wrogiego t³umu, który otoczy³ go
ciasnym ko³em.
    Nie móg³ poj¹æ, czemu nikt nie zaj¹³ siê
zw³okami, które w majowym upale rozk³ada³y
siê bardzo szybko. Nie odgad³ nawet, jak i gdzie
ofiara zginê³a. Cia³o zosta³o przeniesione i nie
mog³a tego zrobiæ jedna osoba. Znalezione
w ciele pociski pochodzi³y z broni ofiary. Ten,
którego aresztowa³, mia³ wprawdzie tê broñ, ale
sk¹d j¹ mia³ i czy na pewno on strzela³, tego
Œledczy nie wiedzia³.
    I chyba nie chcia³ wiedzieæ. Pragn¹³ uciec
i zrobi³ to. Zostawi³ miasteczko i nas w spokoju,
bo najbardziej nienawidzi³ takich spraw jak ta.
On, Œledczy, nienawidzi³ rozwik³ywania tego
rodzaju tajemnic.

Zobaczy³em    go wiele lat póŸniej. Czeka³em
pod dworcem kolejowym w Krynicy na doro¿kê
wo¿¹c¹ kuracjuszy do sanatorium. Stan¹³ obok.
Prawie siê nie zmieni³. Te same rysy, ten sam
wyraz twarzy. Niepozorny starszy pan ze skó-
rzan¹ walizk¹, któr¹ postawi³ obok mojej, tektu-
rowej. Spojrza³em na jego rêce. Palce wci¹¿ mia³
¿ó³te od tytoniu.
   – Do sanatorium gruŸliczego „Szarotka”?
– zagadn¹³.
   – Tak – odpowiedzia³em poœpiesznie, jakbym
wci¹¿ by³ dzieckiem.
   Zastanawia³em siê, czy mnie pozna³. Nie,
na pewno nie. Od tamtego maja minê³o ponad


  6
trzydzieœci lat. Teraz by³em doros³ym mê¿-
czyzn¹. I tym razem mia³em nad nim przewagê.

Wiedzia³em, jak by³o naprawdê.
    Nagle stanê³o mi przed oczami miasteczko
i my, od których wszystko siê zaczê³o: Zosia,
wiecznie g³odna i posiniaczona, Staszek, prze-
klinaj¹cy sukienki, w których kaza³a mu chodziæ
matka, jednonogi Mateusz i ja. No i Klara.
    Tamtego popo³udnia siedzieliœmy z Mateu-
szem, Staszkiem i Zosi¹ w kryjówce nad rzek¹,
zmêczeni p³ywaniem i wyg³upami. Gadaliœmy
o pocz¹tku i koñcu œwiata. Staszek wsypywa³
piach do ³usek, Zosia przycupnê³a przy nim
i ¿u³a chleb. Niemal dotykali siê ostrzy¿ony-
mi do go³ej skóry g³owami. Wygl¹dali jak brat
i siostra. Albo raczej dwie siostry. Ja i Mateusz
siedzieliœmy na wielkim g³azie, ciskaj¹c kamie-
niami w stosy gnij¹cych jab³ek po drugiej stronie
rzeki. Odk¹d w miasteczku nasta³ Pe³nomocnik,
nikt nie mia³ odwagi tam chodziæ. Nagle Mate-
usz przesta³ rzucaæ.
    – Œwiat musia³ mieæ swój pocz¹tek, tak jak
musi mieæ swój koniec.
    – Moja mama mówi, ¿e koniec ju¿ by³ – Zosia
bez wahania powiedzia³a z pe³n¹ buzi¹. Urwa³a,
bo Staszek œcisn¹³ j¹ za ramiona z ca³ej si³y.
    – Ile razy ci t³umaczy³em? – wysycza³ ze z³oœ-
ci¹. – To nie jest twoja matka! To...
    – Wiem, ale... – Zosia próbowa³a siê odsun¹æ,
wyrwaæ, lecz Staszek nie zwalnia³ uœcisku.


                                             7
– Nawet nie jest twoj¹ krewn¹ – wycedzi³.
   – Wiem...
   – I... I... I nie daje ci jeœæ! – Staszek puœci³ j¹
w koñcu i odwróci³ siê do nas, jakby oczekiwa³,
¿e podsuniemy argumenty, które pozwol¹ prze-
konaæ Zosiê, by nie nazywa³a matk¹ obcej ko-
biety.
   – Z dzieciakami nie ma co gadaæ – westchn¹³
Mateusz i wróci³ do rzucania. Sad po drugiej
stronie rzeki bzycza³ wœciekle.
   Zosia wzdrygnê³a siê. – Wcale nie! – jej g³os
za³ama³ siê trochê. – Moja mama mówi, ¿e
czasami dzieci rozumiej¹ wiêcej ni¿ doroœli, bo...
– urwa³a nagle. Zakry³a usta rêk¹ i spojrza³a
wystraszona na Staszka.
   – Znowu – Staszek jêkn¹³ i wbi³ wzrok w ob-
tarcia na Zosinych rêkach. Jak mia³ j¹ przekonaæ?
Jak wyt³umaczyæ, ¿e matk¹ nie mo¿na nazywaæ
kogoœ takiego? Ludzie mówili, ¿e podobno mia³a
kiedyœ troje w³asnych dzieci. Ale teraz nie po-
trafi³a ju¿ byæ matk¹.
   Nagle poczu³em, ¿e Klara chce coœ powie-
dzieæ. – Ona mówi, ¿e widzia³a twoj¹ now¹
sukienkê i podoba jej siê – zwróci³em siê do
Staszka, a g³os wydoby³ siê bez mojego udzia³u.
Nie dr¿a³, pochodzi³ z daleka.
   Klara zjawia³a siê nagle i po prostu by³a. Przy
mnie? We mnie? Do dziœ nie wiem, jak to siê
dzia³o. Najpierw nie mog³em siê ruszyæ, drgn¹æ,
nawet zamkn¹æ oczu, a potem jej s³owa poja-
wia³y siê w mojej g³owie.


   8
Nie wychodzi³a z domu rodziców od roku.
Niektórzy mówili, ¿e zamkn¹³ j¹ ojciec, ale ja
wiedzia³em, ¿e sama tego chcia³a. Ba³a siê lêku,
który wzbudzi³aby na ulicy. Pop³ochu, z jakim
ludzie schodziliby jej z drogi. Pe³nego nienawiœci
poczucia winy, z jakim odwracaliby twarze.
Wola³a byæ sama, kontaktowa³a siê wy³¹cznie ze
mn¹. Dlaczego? Nie wiem. To ona mnie wybra³a.
    Mateusz machn¹³ rêk¹ zniechêcony. Co
mog³em zrobiæ? Te¿ mia³em nadziejê, ¿e Klara
powie o pocz¹tku œwiata. Kto jak kto, ale ona
powinna coœ o tym wiedzieæ. Coœ istotnego.
A tu babskie gadanie o we³nianej kiecce. Wie-
dzia³em, o czym teraz myœli Mateusz: lepiej ju¿
gapiæ siê w wodê, rzucaæ kamieniami i patrzeæ,
jak rzeka je po³yka, a potem oddaje po³amane
patyki, napuchniête cia³a szczurów i zesch³e
liœcie. Nad wa¿nymi rzeczami lepiej zastanawiaæ
siê samemu.
    – Mama mi uszy³a. – Mateusz ockn¹³ siê na
dŸwiêk g³osu Staszka. – Z materia³u, nie ze starej
sukienki siostry. Z prawdziwego nowego ma-
teria³u, tylko dla mnie. – Staszek by³ naprawdê
dumny. I szczêœliwy.
    – A kiedy uszyje ci stanik? – burkn¹³ Mateusz
i odwróci³ siê w stronê rzeki.
    W jednej chwili w mojej g³owie zapad³a cisza,
a radosne podekscytowanie Staszka zamieni³o
siê w furiê. Zacisn¹³ piêœci, odbi³ siê i skoczy³
Mateuszowi na plecy. Obaj stracili równowa-
gê i runêli do wody. Staszek zd¹¿y³ jeszcze


                                             9
oderwaæ siê od Mateusza i wyl¹dowa³ w przy-
brze¿nym mule. Powsta³ szybko. Z rozpacz¹
spojrza³ na ub³ocon¹ sukienkê, potem powoli
przeniós³ wzrok na wystaj¹c¹ z nurtu, nierówno
ociosan¹ drewnian¹ nogê. Mateusz bi³ rêkami,
próbuj¹c przekrêciæ siê na plecy. Staszek usiad³
na ziemi i znów zacz¹³ sypaæ piach do ³usek.
Nie patrzy³, jak podbiegam do Mateusza, dŸwi-
gam go z wody i wyci¹gam na brzeg. Nie pa-
trzy³, jak pomagam mu stan¹æ, poprawiam pro-
tezê, podajê kule. Ani jak œci¹gam z niego sweter
i przykrywam mokrego moj¹ kurtk¹. Patrzy³
tylko na maleñkie ziarenka piasku.
   Potem nagle zerwa³ siê wiatr. Przykry³ nas
kurzem, przydusi³ zapachem palonych liœci,
gnij¹cych jab³ek. Mateusz dygota³ z zimna. Pod-
par³em go, a on zas³oni³ oczy ramieniem. Staszek
obj¹³ Zosiê. Skulili siê i przycisnêli do siebie.
   Cisza.
   Dopiero po chwili dotar³o do mnie, ¿e Klara
znowu mówi. Próbowa³em siê poruszyæ. Nie
mog³em. Otworzyæ oczy. Te¿ nie mog³em. Ani
zawo³aæ Mateusza. Czu³em tylko, ¿e Klara po-
nownie jest obok mnie.
   – Klara mówi, ¿ebyœmy uwa¿ali, bo coœ siê
wydarzy – wydoby³o siê z mojego gard³a bez
trudu, jakby moje cia³o zapomnia³o, ¿e jeszcze
sekundê wczeœniej nie mog³o siê ruszyæ ani
oddychaæ. – Coœ, co odmieni nasze ¿ycie.
   – Pewno wojna. – Mateusz najwyraŸniej
spodziewa³ siê takiej nowiny. Mo¿e nawet na ni¹


  10
czeka³? Jedn¹ rêk¹ mocniej opar³ siê na kuli,
drug¹ naci¹gn¹³ na plecy moj¹ kurtkê. Z jasnych
w³osów woda œcieka³a mu za koszulê. Zadygota³
z zimna.
   – Znowu! Hurra! – Staszek pisn¹³ z radoœci
i okrêci³ siê, a¿ zafurkota³a jego we³niana su-
kienka. – Ciekawe, kogo przyniesie tym razem.
Niemców? – z³apa³ mnie za rêkê. – Janek, co
Klara mówi? Niemców?
   – Niemcy ju¿ byli – spokojnie zauwa¿y³a
Zosia i znów zaczê³a jeœæ.
   – No to co, ¿e byli? Mog¹ przyjœæ znowu. Albo
Ruscy. – Staszek nie chcia³ daæ za wygran¹.
   – Z dwojga z³ego wolê Niemców – Mateusz
niespodziewanie stan¹³ po stronie Staszka.
   – A jak nie Niemcy, tylko partyzanci przyjd¹
i spal¹ miasto? Albo Pe³nomocnik uzna, ¿e po-
magamy leœnym, i wszystkich powystrzela?
– Nie mog³em ich zrozumieæ. Z czego tu siê
cieszyæ? Z czegoœ, co odmieni nasze ¿ycie?
Zmiany nigdy nie s¹ na lepsze.
   – Spal¹? – Mateusz wzruszy³ ramionami.
– Jeszcze lepiej. Wreszcie bêdê móg³ siê st¹d
wynieœæ. I tak nic mnie tu nie trzyma. Oprócz
tego. – Ze z³oœci¹ waln¹³ piêœci¹ w swoj¹ drew-
nian¹, krzywo wystrugan¹ nogê.
   – Ciekawe, kto tym razem zamieszka³by u nas
w domu? – Staszek nas nie s³ucha³, zapalaj¹c siê
coraz bardziej. – Za Ruskich trafi³ nam siê naj-
lepszy.


                                          11
– Jak to najlepszy? – Mateusz szuka³ okazji
do k³ótni.
   – No... – Staszek zawaha³ siê przez chwilê.
– Najlepiej strzela³ – wylicza³ z dum¹.
   – Twój Rusek? Najlepszy? – Mateusz a¿
prychn¹³ z oburzenia. – Mój fryc by³ lepszy.
Raz, jak waln¹³ aptekarza, to z³ama³ mu szczêkê
w czterech miejscach. Jednym ciosem!
   – Taaak? A mój opowiada³, ¿e ustawia³
wiêŸniów i trzech naraz zabija³ jedn¹ kul¹!
– Staszek podj¹³ wyzwanie.
   – A mój w ci¹gu godziny zabi³ pa³k¹ najwiêcej
¯ydów! Z ca³ego komanda! – doda³ z dum¹
Mateusz.
   – Ale tylko ten, co mieszka³ u Janka, mia³
cukier i mleko w puszce, i... i podkute oficerki
– wtr¹ci³a ni z tego, ni z owego Zosia.
   – Tak, i kopa³ mnie nimi w g³owê – mruk-
n¹³em, ale nie s³uchali. Woleli siê k³óciæ.
   – Mój nie mia³ oficerek – zgodzi³ siê w koñcu
Staszek. – Zreszt¹, to nie by³ nikt wa¿ny. Jakiœ
tam podoficer. Wa¿ni zawsze mieszkali u Janka.
Dowódcy, oficerowie, a teraz Pe³nomocnik
– przyzna³ z zazdroœci¹. – Ale to dlatego, ¿e jego
dom jest na rynku i... i ma balkon – zakoñczy³
z gorycz¹.
   Jakby to by³o wyró¿nienie. Ten rynek i bal-
kon sprawi³y, ¿e gdy wywieŸli moich rodziców,
dom przyw³aszczy³ sobie hitlerowski oficer.
Ruski dowódca rozkrad³ resztê naszych rzeczy.


   12
A Pe³nomocnik? Pe³nomocnik dawa³ mi wpraw-
dzie jeœæ, ale bi³ tak samo mocno jak Niemiec.
    – Fakt. Ten jego fryc mia³ oficerki. I do tego
zap³odni³ po³owê bab z miasteczka – Mateusz
pochwali³ okupuj¹cego mój dom niemieckiego
majora.
    – Po³owê bab? – Zosia szybko schowa³a resztê
chleba do kieszeni.
    – Albo i wiêcej – doda³ z powag¹ Staszek.
    – A moj¹...? Moj¹ matkê te¿? – Zosia wykrztu-
si³a w napiêciu. – To znaczy... Moj¹ prawdziw¹
matkê... Tê najprawdziwsz¹ – wbi³a we mnie
wzrok.
    Prze³kn¹³em œlinê. Co mog³em zrobiæ.
Milczeæ?
    – Te¿ – wykrztusi³em.
    – Opowiedz.
    – Przyprowadzi³ j¹ adiutant i... Wiêcej nie
wiem – postanowi³em oszczêdziæ jej szczegó³ów.
– Kazali mi iœæ po wódkê.
    Zosia pochyli³a g³owê. Milcza³a chwilê,
w koñcu powiedzia³a cicho: – W takim razie to
by³ mój tata. – I nagle uœmiechnê³a siê do nas
promiennie. – Prawdziwy tata. Mo¿e mog³abym
go odnaleŸæ?
    Staszek z³apa³ siê za g³owê: – Zg³upia³aœ?!
Po co niemieckiemu majorowi ¿ydowski bê-
kart?
    – No... No... Mo¿e by chcia³...? – Zosia siê zgu-
bi³a. Nie wiedzia³a, jak ma powiedzieæ, ¿e prze-
cie¿ ka¿dy powinien... Ka¿dy powinien chcieæ.


                                              13
Wybawi³ j¹ ostry gwizd nadje¿d¿aj¹cego
poci¹gu. Poderwaliœmy siê niebaczni na prze-
strogi Klary. Nawet Mateusz mocno opar³ siê
na kulach. Poci¹g siê zbli¿a³, a my musieliœmy
go zobaczyæ.
   W miasteczku od dawna nikt nigdzie siê nie
œpieszy³. Ka¿dy rozumia³, ¿e poœpiech jedynie
zbli¿a do œmierci. Tylko my gdzieœ biegali-
œmy. Za wszelk¹ cenê chcieliœmy wiedzieæ, zro-
zumieæ, zobaczyæ, zd¹¿yæ. Mo¿e to by³a moja
wina? W koñcu to mnie s³uchali. Gdybym wtedy
kaza³ im zostaæ, mo¿e nic by siê nie wydarzy³o
i Œledczy nigdy nie przyjecha³by do naszego
miasteczka.

Nazywam siê Rostocki Marian.
   Spojrza³em na wyci¹gniêt¹ w moj¹ stronê
d³oñ i uœmiech ods³aniaj¹cy b³yszcz¹c¹ nowoœci¹
sztuczn¹ szczêkê.
   – Jan Ni¿yñski. Mi³o mi – wykrztusi³em. Nie-
pewnie uœcisn¹³em rêkê i z trudem prze³kn¹-
³em œlinê. A wiêc teraz mo¿emy sobie mówiæ
po imieniu?
   Zastanawia³em siê, czy pamiêta maj 1947 roku
i sprawê Pe³nomocnika? Czy pamiêta ch³opca,
którego wtedy przes³uchiwa³? A ksiêdza Anto-
niego?
   – Zapali pan? – podsun¹³ mi pod nos paczkê
giewontów.
   Spojrza³em zaskoczony.


  14
– Wiem, ¿e nie mo¿na, ale taki na³óg. – Wyj¹³
papierosa i pow¹cha³. Potem delikatnie w³o¿y³
go z powrotem do paczki. – To mnie uspokaja
– uœmiechn¹³ siê bezradnie. Nagle z³apa³ walizkê
i z ca³ej si³y poci¹gn¹³ mnie w stronê pod-
je¿d¿aj¹cej doro¿ki. W ostatniej chwili uda³o mi
siê zabraæ baga¿. – Uff. Bo znowu nie zd¹¿ymy
– szepn¹³ zdyszany.
   By³ ju¿ kimœ innym. Zmêczonym upa³em,
schorowanym emerytem, œcigaj¹cym siê do do-
ro¿ki z innymi staruszkami. Ale jego zimne,
uwa¿ne spojrzenie kaza³o mi nie ufaæ przygar-
bionej sylwetce i pomarszczonej twarzy. Znów
poczu³em dusz¹cy upa³ sprzed trzydziestu lat,
smród rozk³adaj¹cego siê cia³a i lêk. Tamten
Œledczy mia³ nieograniczon¹ w³adzê. Móg³
zrobiæ ze mn¹ wszystko. I zrobi³by, gdyby nie
ksi¹dz Antoni.

Ksi¹dz Antoni pojawi³ siê w miasteczku ca³-
kiem niespodziewanie.
   Tego dnia pêdziliœmy na stacjê, mimo ¿e
z przeje¿d¿aj¹cych przez miasteczko poci¹gów
nigdy nikt nie wysiada³. Ani do nich nie wsiada³.
Staszek i Zosia gnali pierwsi. Nawet nie od-
wrócili siê, by sprawdziæ, czy Mateusz daje sobie
radê. Wiedzieli, ¿e i tak mu pomogê. Ustawiê
protezê, podam kule i bêdê szed³ na tyle wolno,
by nad¹¿y³ za moim krokiem.
   – Gdyby tak wyci¹gn¹æ od Pasternaka stary
rower, zrobi³bym sobie wózek – Mateusz dysza³


                                           15
ciê¿ko. Krople potu miesza³y siê z wod¹ œcie-
kaj¹c¹ z w³osów.
    – Eee tam. Po co ci taki wózek? Tylko siê
namachasz rêkami. Zreszt¹, po czym tu jeŸdziæ?
Na takie b³oto trzeba porz¹dnych opon i silnika.
Czegoœ takiego, co mia³ wujek Edward przed
wojn¹. Pamiêtasz? Taki motor to... – urwa³em,
bo Mateusz zachwia³ siê i skrzywi³ z bólu.
Odepchn¹³ mnie, kiedy chcia³em mu pomóc,
i sam utrzyma³ równowagê.
    – Wpadnê do ciebie wieczorem, to popra-
wimy nogê. – Ruszy³em powoli. – Na pewno ju¿
siê wyrobi³a. Mam nawet nowy kawa³ek drewna
od Pe³nomocnika. Coœ tam znowu skonfiskowali
u stolarza, a ja przyuwa¿y³em i gwizdn¹³em dla
ciebie – zagadywa³em jego upokorzenie.
    – Poœpiesz siê. – Mateusz znów siê skrzywi³.
NajwyraŸniej nie chcia³ rozmawiaæ o nodze.
    Nie chcia³ przypominaæ sobie, jak trzy lata
temu poszed³ z ojcem po m¹kê. Musieli dojœæ a¿
pod Rzeszów i wróciæ z dwoma nielegalnymi
workami, ¿eby matka mog³a upiec chleb, a po-
tem go sprzedaæ. Musieli przejœæ przez pole, ko³o
mostu. Zaminowane, ale co z tego. Chodzili
tamtêdy wiele razy. Nie bali siê. Tym razem te¿
by przeszli, gdyby nie snajper. Zaczai³ siê za
polem, strzela³ w ziemiê. Miny wybucha³y coraz
bli¿ej i bli¿ej, a oni le¿eli w b³ocie. Mateusz nie
s³ysza³, jak ojciec krzyczy: – Nie ruszaj siê! Nie
ruszaj!
    Nie wytrzyma³. Zerwa³ siê i zacz¹³ biec.


   16
Peron   by³ jak zawsze pusty. Tylko blaszana
tablica z wyblak³¹ nazw¹ miasteczka ko³ysa³a
siê bezg³oœnie. Staliœmy skuleni pod œcian¹ stacji
i patrzyliœmy, jak z gór s¹czy siê mg³a. Gwizd
zbli¿aj¹cej siê lokomotywy by³ ledwo s³yszalny.
Staszek zrobi³ parê kroków w stronê krawêdzi
peronu, wci¹gn¹³ powietrze i kiwn¹³ g³ow¹ na
znak, ¿e siê zbli¿a. Potem ostro¿nie wysun¹³ rêkê
nad tory, by poczuæ lekkie dr¿enie powietrza.
Ju¿.
   Lokomotywa wpad³a na peron. Przyczai³a siê,
gotowa do ponownego wysi³ku, dygoc¹ca, roz-
grzana. Dym zas³oni³ wagony. Dobieg³y nas
tajemnicze prychania, pokrzykiwania, stuki.
W koñcu zawiadowca machn¹³ lizakiem, a my
odwróciliœmy siê, ¿eby nie patrzeæ, jak poci¹g
odje¿d¿a i znika we mgle. Ju¿ mieliœmy odejœæ,
gdy nagle coœ kaza³o nam zostaæ.
   Z poci¹gu wysiad³ mê¿czyzna. Mia³ mo¿e
czterdzieœci lat i by³ dziwnie ubrany. Spod ciem-
nego p³aszcza wystawa³a d³uga czarna suknia.
A spod niej kalosze i getry. Mê¿czyzna podniós³
ko³nierz p³aszcza i roz³o¿y³ parasol. Dopiero
wtedy poczuliœmy, ¿e pada.
   Spojrzeliœmy po sobie. Wszyscy mieli roz-
gor¹czkowane oczy, ale najbardziej Staszek.
Wreszcie zobaczy³ mê¿czyznê, który jak on
chodzi³ w sukience. Zosiê tymczasem zafascy-
nowa³y dwa wielkie kufry, które pojawi³y siê
na peronie. Wbi³a w nie wzrok, usi³uj¹c prze-


                                            17
nikn¹æ ich zawartoœæ w poszukiwaniu okrusz-
ków, skórek od chleba i zesch³ej kie³basy.
   – Co on tam ma? – szepn¹³ zaciekawiony
Staszek.
   – Skarby – równie¿ szeptem odpowiedzia³a
Zosia. – To pirat, nie widzisz?
   Pirat z parasolem bezradnie rozgl¹da³ siê
wokó³. W swojej naiwnoœci wypatrywa³ kogoœ,
kto pomóg³by mu przenieœæ pirackie kufry.
Wreszcie kiwn¹³ na zawiadowcê. Pamiêtam ka¿-
dy ruch, ka¿de s³owo, które pad³o. Zawiadowca
podszed³ niechêtnie. Nie zareagowa³ nawet na
pieni¹dze. Odburkn¹³, ¿e nie ma czasu, pokaza³
tylko, w jakim kierunku nieznajomy powinien
siê udaæ, ale mê¿czyzna nie zamierza³ siê ruszyæ.
Wysycza³ coœ ze z³oœci¹. W koñcu zawiadowca
machn¹³ na nas. Jednoczeœnie szybkim ruchem
wzi¹³ pieni¹dze, zanim mê¿czyzna zd¹¿y³ scho-
waæ je do kieszeni.
   Wiedzia³em, ¿e to ja muszê do niego podejœæ.
By³em najsilniejszy. Ostro¿nie oderwa³em siê
od œciany. Czu³em, ¿e ca³a trójka za moimi ple-
cami skuli³a siê jeszcze bardziej. Zawiadowca
odpi¹³ k³ódkê i œci¹gn¹³ ³añcuch ze starego
wózka baga¿owego, który tkwi³ tu od niepamiêt-
nych czasów. Popchn¹³ go w moj¹ stronê.
   – OdwieŸ ksiêdzu kufry i zaraz wracaj –
mrukn¹³. Potem opar³ siê o œcianê i wyj¹³
papierosa.
   A wiêc to nie pirat.




  18
Na szczêœcie przesta³o padaæ. Ksi¹dz czeka³, a¿
zawiadowca pomo¿e mu za³adowaæ baga¿e.
Bezskutecznie. Kiwn¹³ wiêc na mnie i z najwy¿-
szym trudem wepchnêliœmy kufry na wózek.
Nawet siê nie zainteresowa³, czy dam radê.
Rozejrza³ siê wokó³, chcia³ o coœ zapytaæ, ale
w koñcu zauwa¿y³ stercz¹ce w oddali wie¿e.
Wskaza³ je i ruszy³ przodem. Stêkn¹³em z wy-
si³ku i szarpn¹³em wózek. K¹tem oka widzia³em,
jak od œciany stacji odrywa siê trójka moich towa-
rzyszy. Wiedzia³em, ¿e rusz¹ powoli, zacho-
wuj¹c bezpieczny dystans. I ¿e na pewno nie
zbli¿¹ siê do koœcio³a.
    Ksi¹dz szed³ zamaszystym krokiem. Ja,
z trudem pchaj¹c wózek, za nim. Wyszliœmy
przed stacjê, a ja spojrza³em na miastecz-
ko, jakbym by³ tu po raz pierwszy w ¿yciu.
Wszystko wygl¹da³o obco i brzydko. Nawet
mój balkon. Podziurawiony kulami, z odpada-
j¹cym gzymsem i ¿ó³tymi zaciekami. Zreszt¹
tutaj w ogóle nie by³o niczego ca³ego. Domy,
w których od trzech lat nie mia³ kto mieszkaæ,
okna zas³oniête deskami, poszarpane œciany
z dziurami na przestrza³, niekiedy zalepionymi
rozmiêk³ymi og³oszeniami. Spod rosyjskich liter
wy³azi³y swastyki, zdjêcia poszukiwanych przez
rodziny, nazwiska skazanych, przekleñstwa
i partyjne plakaty.
    Minêliœmy kalekie drzewa. Podart¹ bieliznê
susz¹c¹ siê na p³ocie. Pot³uczone butelki po
wódce. Wzdrygn¹³em siê.


                                            19
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
                      pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym e-booksweb.pl - Audiobooki, ksiązki audio,
e-booki .

More Related Content

More from e-booksweb.pl

Jak zdobyć zielona kartę i wizy czasowe - ebook
Jak zdobyć zielona kartę i wizy czasowe - ebookJak zdobyć zielona kartę i wizy czasowe - ebook
Jak zdobyć zielona kartę i wizy czasowe - ebooke-booksweb.pl
 
Jak zachęcać do czytania. Minilekcje dla uczniów gimnazjum i liceum - ebook
Jak zachęcać do czytania. Minilekcje dla uczniów gimnazjum i liceum - ebookJak zachęcać do czytania. Minilekcje dla uczniów gimnazjum i liceum - ebook
Jak zachęcać do czytania. Minilekcje dla uczniów gimnazjum i liceum - ebooke-booksweb.pl
 
ABC emigranta - Honorata Chorąży-Przybysz - ebook
ABC emigranta - Honorata Chorąży-Przybysz - ebookABC emigranta - Honorata Chorąży-Przybysz - ebook
ABC emigranta - Honorata Chorąży-Przybysz - ebooke-booksweb.pl
 
Życie, sprawy i wędrówka do piekła doktora jana fausta - ebook
Życie, sprawy i wędrówka do piekła doktora jana fausta - ebookŻycie, sprawy i wędrówka do piekła doktora jana fausta - ebook
Życie, sprawy i wędrówka do piekła doktora jana fausta - ebooke-booksweb.pl
 
żYcie przed życiem, życie po życiu. Zaświaty w tradycjach niebiblijnych - ebook
żYcie przed życiem, życie po życiu. Zaświaty w tradycjach niebiblijnych - ebookżYcie przed życiem, życie po życiu. Zaświaty w tradycjach niebiblijnych - ebook
żYcie przed życiem, życie po życiu. Zaświaty w tradycjach niebiblijnych - ebooke-booksweb.pl
 
Zwielokrotnianie umysłu - ebook
Zwielokrotnianie umysłu - ebookZwielokrotnianie umysłu - ebook
Zwielokrotnianie umysłu - ebooke-booksweb.pl
 
Zrobię to dzisiaj! - Bartłomiej Popiel - ebook
Zrobię to dzisiaj! - Bartłomiej Popiel - ebookZrobię to dzisiaj! - Bartłomiej Popiel - ebook
Zrobię to dzisiaj! - Bartłomiej Popiel - ebooke-booksweb.pl
 
Zostań Kopernikiem! - Halina Gumowska - ebook
Zostań Kopernikiem! - Halina Gumowska - ebookZostań Kopernikiem! - Halina Gumowska - ebook
Zostań Kopernikiem! - Halina Gumowska - ebooke-booksweb.pl
 
Znaki i przepowiednie nadchodzącego końca świata - ebook
Znaki i przepowiednie nadchodzącego końca świata - ebookZnaki i przepowiednie nadchodzącego końca świata - ebook
Znaki i przepowiednie nadchodzącego końca świata - ebooke-booksweb.pl
 
Złote pocałunki. Opowieści niezwykłe - ebook
Złote pocałunki. Opowieści niezwykłe - ebookZłote pocałunki. Opowieści niezwykłe - ebook
Złote pocałunki. Opowieści niezwykłe - ebooke-booksweb.pl
 
Złodziejka pamięci - Krystyna Kofta - ebook
Złodziejka pamięci - Krystyna Kofta - ebookZłodziejka pamięci - Krystyna Kofta - ebook
Złodziejka pamięci - Krystyna Kofta - ebooke-booksweb.pl
 
Zdobycie sandomierza (rok 1809) - Walery Przyborowski - ebook
Zdobycie sandomierza (rok 1809) - Walery Przyborowski - ebookZdobycie sandomierza (rok 1809) - Walery Przyborowski - ebook
Zdobycie sandomierza (rok 1809) - Walery Przyborowski - ebooke-booksweb.pl
 
Zbuduj trwałą i szczęśliwą przyjaźń - Anna Grabka - ebook
Zbuduj trwałą i szczęśliwą przyjaźń - Anna Grabka - ebookZbuduj trwałą i szczęśliwą przyjaźń - Anna Grabka - ebook
Zbuduj trwałą i szczęśliwą przyjaźń - Anna Grabka - ebooke-booksweb.pl
 
Zarządzanie pracą - ebook
Zarządzanie pracą - ebookZarządzanie pracą - ebook
Zarządzanie pracą - ebooke-booksweb.pl
 
Zakłady sportowe i bukmacherskie kontra multilotek - ebook
Zakłady sportowe i bukmacherskie kontra multilotek - ebookZakłady sportowe i bukmacherskie kontra multilotek - ebook
Zakłady sportowe i bukmacherskie kontra multilotek - ebooke-booksweb.pl
 
Zagadki ludzkiej natury huna - tajemna wiedza kahunów, hipnoza, duchy, zjawy,...
Zagadki ludzkiej natury huna - tajemna wiedza kahunów, hipnoza, duchy, zjawy,...Zagadki ludzkiej natury huna - tajemna wiedza kahunów, hipnoza, duchy, zjawy,...
Zagadki ludzkiej natury huna - tajemna wiedza kahunów, hipnoza, duchy, zjawy,...e-booksweb.pl
 
Wypełnianie dokumentów ZUS - ebook
Wypełnianie dokumentów ZUS - ebookWypełnianie dokumentów ZUS - ebook
Wypełnianie dokumentów ZUS - ebooke-booksweb.pl
 
Wymiar i rozkład czasu pracy - ebook
Wymiar i rozkład czasu pracy - ebookWymiar i rozkład czasu pracy - ebook
Wymiar i rozkład czasu pracy - ebooke-booksweb.pl
 
Warsztaty edukacji twórczej. Jak rozwijać osobowość przez sztukę. Program int...
Warsztaty edukacji twórczej. Jak rozwijać osobowość przez sztukę. Program int...Warsztaty edukacji twórczej. Jak rozwijać osobowość przez sztukę. Program int...
Warsztaty edukacji twórczej. Jak rozwijać osobowość przez sztukę. Program int...e-booksweb.pl
 
Warsztaty edukacji teatralnej - ebook
Warsztaty edukacji teatralnej - ebookWarsztaty edukacji teatralnej - ebook
Warsztaty edukacji teatralnej - ebooke-booksweb.pl
 

More from e-booksweb.pl (20)

Jak zdobyć zielona kartę i wizy czasowe - ebook
Jak zdobyć zielona kartę i wizy czasowe - ebookJak zdobyć zielona kartę i wizy czasowe - ebook
Jak zdobyć zielona kartę i wizy czasowe - ebook
 
Jak zachęcać do czytania. Minilekcje dla uczniów gimnazjum i liceum - ebook
Jak zachęcać do czytania. Minilekcje dla uczniów gimnazjum i liceum - ebookJak zachęcać do czytania. Minilekcje dla uczniów gimnazjum i liceum - ebook
Jak zachęcać do czytania. Minilekcje dla uczniów gimnazjum i liceum - ebook
 
ABC emigranta - Honorata Chorąży-Przybysz - ebook
ABC emigranta - Honorata Chorąży-Przybysz - ebookABC emigranta - Honorata Chorąży-Przybysz - ebook
ABC emigranta - Honorata Chorąży-Przybysz - ebook
 
Życie, sprawy i wędrówka do piekła doktora jana fausta - ebook
Życie, sprawy i wędrówka do piekła doktora jana fausta - ebookŻycie, sprawy i wędrówka do piekła doktora jana fausta - ebook
Życie, sprawy i wędrówka do piekła doktora jana fausta - ebook
 
żYcie przed życiem, życie po życiu. Zaświaty w tradycjach niebiblijnych - ebook
żYcie przed życiem, życie po życiu. Zaświaty w tradycjach niebiblijnych - ebookżYcie przed życiem, życie po życiu. Zaświaty w tradycjach niebiblijnych - ebook
żYcie przed życiem, życie po życiu. Zaświaty w tradycjach niebiblijnych - ebook
 
Zwielokrotnianie umysłu - ebook
Zwielokrotnianie umysłu - ebookZwielokrotnianie umysłu - ebook
Zwielokrotnianie umysłu - ebook
 
Zrobię to dzisiaj! - Bartłomiej Popiel - ebook
Zrobię to dzisiaj! - Bartłomiej Popiel - ebookZrobię to dzisiaj! - Bartłomiej Popiel - ebook
Zrobię to dzisiaj! - Bartłomiej Popiel - ebook
 
Zostań Kopernikiem! - Halina Gumowska - ebook
Zostań Kopernikiem! - Halina Gumowska - ebookZostań Kopernikiem! - Halina Gumowska - ebook
Zostań Kopernikiem! - Halina Gumowska - ebook
 
Znaki i przepowiednie nadchodzącego końca świata - ebook
Znaki i przepowiednie nadchodzącego końca świata - ebookZnaki i przepowiednie nadchodzącego końca świata - ebook
Znaki i przepowiednie nadchodzącego końca świata - ebook
 
Złote pocałunki. Opowieści niezwykłe - ebook
Złote pocałunki. Opowieści niezwykłe - ebookZłote pocałunki. Opowieści niezwykłe - ebook
Złote pocałunki. Opowieści niezwykłe - ebook
 
Złodziejka pamięci - Krystyna Kofta - ebook
Złodziejka pamięci - Krystyna Kofta - ebookZłodziejka pamięci - Krystyna Kofta - ebook
Złodziejka pamięci - Krystyna Kofta - ebook
 
Zdobycie sandomierza (rok 1809) - Walery Przyborowski - ebook
Zdobycie sandomierza (rok 1809) - Walery Przyborowski - ebookZdobycie sandomierza (rok 1809) - Walery Przyborowski - ebook
Zdobycie sandomierza (rok 1809) - Walery Przyborowski - ebook
 
Zbuduj trwałą i szczęśliwą przyjaźń - Anna Grabka - ebook
Zbuduj trwałą i szczęśliwą przyjaźń - Anna Grabka - ebookZbuduj trwałą i szczęśliwą przyjaźń - Anna Grabka - ebook
Zbuduj trwałą i szczęśliwą przyjaźń - Anna Grabka - ebook
 
Zarządzanie pracą - ebook
Zarządzanie pracą - ebookZarządzanie pracą - ebook
Zarządzanie pracą - ebook
 
Zakłady sportowe i bukmacherskie kontra multilotek - ebook
Zakłady sportowe i bukmacherskie kontra multilotek - ebookZakłady sportowe i bukmacherskie kontra multilotek - ebook
Zakłady sportowe i bukmacherskie kontra multilotek - ebook
 
Zagadki ludzkiej natury huna - tajemna wiedza kahunów, hipnoza, duchy, zjawy,...
Zagadki ludzkiej natury huna - tajemna wiedza kahunów, hipnoza, duchy, zjawy,...Zagadki ludzkiej natury huna - tajemna wiedza kahunów, hipnoza, duchy, zjawy,...
Zagadki ludzkiej natury huna - tajemna wiedza kahunów, hipnoza, duchy, zjawy,...
 
Wypełnianie dokumentów ZUS - ebook
Wypełnianie dokumentów ZUS - ebookWypełnianie dokumentów ZUS - ebook
Wypełnianie dokumentów ZUS - ebook
 
Wymiar i rozkład czasu pracy - ebook
Wymiar i rozkład czasu pracy - ebookWymiar i rozkład czasu pracy - ebook
Wymiar i rozkład czasu pracy - ebook
 
Warsztaty edukacji twórczej. Jak rozwijać osobowość przez sztukę. Program int...
Warsztaty edukacji twórczej. Jak rozwijać osobowość przez sztukę. Program int...Warsztaty edukacji twórczej. Jak rozwijać osobowość przez sztukę. Program int...
Warsztaty edukacji twórczej. Jak rozwijać osobowość przez sztukę. Program int...
 
Warsztaty edukacji teatralnej - ebook
Warsztaty edukacji teatralnej - ebookWarsztaty edukacji teatralnej - ebook
Warsztaty edukacji teatralnej - ebook
 

Sanatorium - Małgorzata Saramonowicz - ebook

  • 1.
  • 2. Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment pełnej wersji całej publikacji. Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu. Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym e-booksweb.pl - Audiobooki, ksiązki audio, e-booki .
  • 3.
  • 4. I Œledczy w poœpiechu opuszcza³ nasze mias- teczko. Nie rozgl¹da³ siê. Nie zatrzymywa³. Przeczuwa³, ¿e nigdy nie pozna prawdy, której wtedy nie potrzebowa³. Potrzebowa³ podejrza- nego i aresztowa³ go. By³o to najdziwniejsze aresztowanie i najdziwniejsza sprawa o morder- stwo w ca³ej jego karierze. Nie by³o dla niego istotne, ¿e cz³owiek, któ- rego zabiera³, mia³ najmniej powodów, by zabijaæ. Nie mia³o znaczenia, ¿e wióz³ na œmieræ najbardziej z nas wszystkich niewinnego. Wa¿- ne, ¿e móg³ jak najszybciej wyjechaæ z mias- teczka. Obserwowa³em go uwa¿nie od pierwszej chwili, kiedy stan¹³ w drzwiach koœcio³a. Szczup³y, niewysoki, o delikatnych d³oniach. Potem, gdy przyjrza³em siê z bliska, zobaczy³em, ¿e palce i zêby ma ¿ó³te od tytoniu. Pali³ niemal bez przerwy. A jeœli nie móg³ zapaliæ, wpada³ w z³oœæ. Ale w chwili, gdy zobaczy³em go po raz pierwszy, nie móg³ ani zapaliæ, ani wpaœæ w z³oœæ. Za bardzo siê ba³. Pomimo uzbrojonych ludzi, pomimo swojej w³adzy – ba³ siê. Mroku 5
  • 5. koœcio³a. Wrogiego t³umu, który otoczy³ go ciasnym ko³em. Nie móg³ poj¹æ, czemu nikt nie zaj¹³ siê zw³okami, które w majowym upale rozk³ada³y siê bardzo szybko. Nie odgad³ nawet, jak i gdzie ofiara zginê³a. Cia³o zosta³o przeniesione i nie mog³a tego zrobiæ jedna osoba. Znalezione w ciele pociski pochodzi³y z broni ofiary. Ten, którego aresztowa³, mia³ wprawdzie tê broñ, ale sk¹d j¹ mia³ i czy na pewno on strzela³, tego Œledczy nie wiedzia³. I chyba nie chcia³ wiedzieæ. Pragn¹³ uciec i zrobi³ to. Zostawi³ miasteczko i nas w spokoju, bo najbardziej nienawidzi³ takich spraw jak ta. On, Œledczy, nienawidzi³ rozwik³ywania tego rodzaju tajemnic. Zobaczy³em go wiele lat póŸniej. Czeka³em pod dworcem kolejowym w Krynicy na doro¿kê wo¿¹c¹ kuracjuszy do sanatorium. Stan¹³ obok. Prawie siê nie zmieni³. Te same rysy, ten sam wyraz twarzy. Niepozorny starszy pan ze skó- rzan¹ walizk¹, któr¹ postawi³ obok mojej, tektu- rowej. Spojrza³em na jego rêce. Palce wci¹¿ mia³ ¿ó³te od tytoniu. – Do sanatorium gruŸliczego „Szarotka”? – zagadn¹³. – Tak – odpowiedzia³em poœpiesznie, jakbym wci¹¿ by³ dzieckiem. Zastanawia³em siê, czy mnie pozna³. Nie, na pewno nie. Od tamtego maja minê³o ponad 6
  • 6. trzydzieœci lat. Teraz by³em doros³ym mê¿- czyzn¹. I tym razem mia³em nad nim przewagê. Wiedzia³em, jak by³o naprawdê. Nagle stanê³o mi przed oczami miasteczko i my, od których wszystko siê zaczê³o: Zosia, wiecznie g³odna i posiniaczona, Staszek, prze- klinaj¹cy sukienki, w których kaza³a mu chodziæ matka, jednonogi Mateusz i ja. No i Klara. Tamtego popo³udnia siedzieliœmy z Mateu- szem, Staszkiem i Zosi¹ w kryjówce nad rzek¹, zmêczeni p³ywaniem i wyg³upami. Gadaliœmy o pocz¹tku i koñcu œwiata. Staszek wsypywa³ piach do ³usek, Zosia przycupnê³a przy nim i ¿u³a chleb. Niemal dotykali siê ostrzy¿ony- mi do go³ej skóry g³owami. Wygl¹dali jak brat i siostra. Albo raczej dwie siostry. Ja i Mateusz siedzieliœmy na wielkim g³azie, ciskaj¹c kamie- niami w stosy gnij¹cych jab³ek po drugiej stronie rzeki. Odk¹d w miasteczku nasta³ Pe³nomocnik, nikt nie mia³ odwagi tam chodziæ. Nagle Mate- usz przesta³ rzucaæ. – Œwiat musia³ mieæ swój pocz¹tek, tak jak musi mieæ swój koniec. – Moja mama mówi, ¿e koniec ju¿ by³ – Zosia bez wahania powiedzia³a z pe³n¹ buzi¹. Urwa³a, bo Staszek œcisn¹³ j¹ za ramiona z ca³ej si³y. – Ile razy ci t³umaczy³em? – wysycza³ ze z³oœ- ci¹. – To nie jest twoja matka! To... – Wiem, ale... – Zosia próbowa³a siê odsun¹æ, wyrwaæ, lecz Staszek nie zwalnia³ uœcisku. 7
  • 7. – Nawet nie jest twoj¹ krewn¹ – wycedzi³. – Wiem... – I... I... I nie daje ci jeœæ! – Staszek puœci³ j¹ w koñcu i odwróci³ siê do nas, jakby oczekiwa³, ¿e podsuniemy argumenty, które pozwol¹ prze- konaæ Zosiê, by nie nazywa³a matk¹ obcej ko- biety. – Z dzieciakami nie ma co gadaæ – westchn¹³ Mateusz i wróci³ do rzucania. Sad po drugiej stronie rzeki bzycza³ wœciekle. Zosia wzdrygnê³a siê. – Wcale nie! – jej g³os za³ama³ siê trochê. – Moja mama mówi, ¿e czasami dzieci rozumiej¹ wiêcej ni¿ doroœli, bo... – urwa³a nagle. Zakry³a usta rêk¹ i spojrza³a wystraszona na Staszka. – Znowu – Staszek jêkn¹³ i wbi³ wzrok w ob- tarcia na Zosinych rêkach. Jak mia³ j¹ przekonaæ? Jak wyt³umaczyæ, ¿e matk¹ nie mo¿na nazywaæ kogoœ takiego? Ludzie mówili, ¿e podobno mia³a kiedyœ troje w³asnych dzieci. Ale teraz nie po- trafi³a ju¿ byæ matk¹. Nagle poczu³em, ¿e Klara chce coœ powie- dzieæ. – Ona mówi, ¿e widzia³a twoj¹ now¹ sukienkê i podoba jej siê – zwróci³em siê do Staszka, a g³os wydoby³ siê bez mojego udzia³u. Nie dr¿a³, pochodzi³ z daleka. Klara zjawia³a siê nagle i po prostu by³a. Przy mnie? We mnie? Do dziœ nie wiem, jak to siê dzia³o. Najpierw nie mog³em siê ruszyæ, drgn¹æ, nawet zamkn¹æ oczu, a potem jej s³owa poja- wia³y siê w mojej g³owie. 8
  • 8. Nie wychodzi³a z domu rodziców od roku. Niektórzy mówili, ¿e zamkn¹³ j¹ ojciec, ale ja wiedzia³em, ¿e sama tego chcia³a. Ba³a siê lêku, który wzbudzi³aby na ulicy. Pop³ochu, z jakim ludzie schodziliby jej z drogi. Pe³nego nienawiœci poczucia winy, z jakim odwracaliby twarze. Wola³a byæ sama, kontaktowa³a siê wy³¹cznie ze mn¹. Dlaczego? Nie wiem. To ona mnie wybra³a. Mateusz machn¹³ rêk¹ zniechêcony. Co mog³em zrobiæ? Te¿ mia³em nadziejê, ¿e Klara powie o pocz¹tku œwiata. Kto jak kto, ale ona powinna coœ o tym wiedzieæ. Coœ istotnego. A tu babskie gadanie o we³nianej kiecce. Wie- dzia³em, o czym teraz myœli Mateusz: lepiej ju¿ gapiæ siê w wodê, rzucaæ kamieniami i patrzeæ, jak rzeka je po³yka, a potem oddaje po³amane patyki, napuchniête cia³a szczurów i zesch³e liœcie. Nad wa¿nymi rzeczami lepiej zastanawiaæ siê samemu. – Mama mi uszy³a. – Mateusz ockn¹³ siê na dŸwiêk g³osu Staszka. – Z materia³u, nie ze starej sukienki siostry. Z prawdziwego nowego ma- teria³u, tylko dla mnie. – Staszek by³ naprawdê dumny. I szczêœliwy. – A kiedy uszyje ci stanik? – burkn¹³ Mateusz i odwróci³ siê w stronê rzeki. W jednej chwili w mojej g³owie zapad³a cisza, a radosne podekscytowanie Staszka zamieni³o siê w furiê. Zacisn¹³ piêœci, odbi³ siê i skoczy³ Mateuszowi na plecy. Obaj stracili równowa- gê i runêli do wody. Staszek zd¹¿y³ jeszcze 9
  • 9. oderwaæ siê od Mateusza i wyl¹dowa³ w przy- brze¿nym mule. Powsta³ szybko. Z rozpacz¹ spojrza³ na ub³ocon¹ sukienkê, potem powoli przeniós³ wzrok na wystaj¹c¹ z nurtu, nierówno ociosan¹ drewnian¹ nogê. Mateusz bi³ rêkami, próbuj¹c przekrêciæ siê na plecy. Staszek usiad³ na ziemi i znów zacz¹³ sypaæ piach do ³usek. Nie patrzy³, jak podbiegam do Mateusza, dŸwi- gam go z wody i wyci¹gam na brzeg. Nie pa- trzy³, jak pomagam mu stan¹æ, poprawiam pro- tezê, podajê kule. Ani jak œci¹gam z niego sweter i przykrywam mokrego moj¹ kurtk¹. Patrzy³ tylko na maleñkie ziarenka piasku. Potem nagle zerwa³ siê wiatr. Przykry³ nas kurzem, przydusi³ zapachem palonych liœci, gnij¹cych jab³ek. Mateusz dygota³ z zimna. Pod- par³em go, a on zas³oni³ oczy ramieniem. Staszek obj¹³ Zosiê. Skulili siê i przycisnêli do siebie. Cisza. Dopiero po chwili dotar³o do mnie, ¿e Klara znowu mówi. Próbowa³em siê poruszyæ. Nie mog³em. Otworzyæ oczy. Te¿ nie mog³em. Ani zawo³aæ Mateusza. Czu³em tylko, ¿e Klara po- nownie jest obok mnie. – Klara mówi, ¿ebyœmy uwa¿ali, bo coœ siê wydarzy – wydoby³o siê z mojego gard³a bez trudu, jakby moje cia³o zapomnia³o, ¿e jeszcze sekundê wczeœniej nie mog³o siê ruszyæ ani oddychaæ. – Coœ, co odmieni nasze ¿ycie. – Pewno wojna. – Mateusz najwyraŸniej spodziewa³ siê takiej nowiny. Mo¿e nawet na ni¹ 10
  • 10. czeka³? Jedn¹ rêk¹ mocniej opar³ siê na kuli, drug¹ naci¹gn¹³ na plecy moj¹ kurtkê. Z jasnych w³osów woda œcieka³a mu za koszulê. Zadygota³ z zimna. – Znowu! Hurra! – Staszek pisn¹³ z radoœci i okrêci³ siê, a¿ zafurkota³a jego we³niana su- kienka. – Ciekawe, kogo przyniesie tym razem. Niemców? – z³apa³ mnie za rêkê. – Janek, co Klara mówi? Niemców? – Niemcy ju¿ byli – spokojnie zauwa¿y³a Zosia i znów zaczê³a jeœæ. – No to co, ¿e byli? Mog¹ przyjœæ znowu. Albo Ruscy. – Staszek nie chcia³ daæ za wygran¹. – Z dwojga z³ego wolê Niemców – Mateusz niespodziewanie stan¹³ po stronie Staszka. – A jak nie Niemcy, tylko partyzanci przyjd¹ i spal¹ miasto? Albo Pe³nomocnik uzna, ¿e po- magamy leœnym, i wszystkich powystrzela? – Nie mog³em ich zrozumieæ. Z czego tu siê cieszyæ? Z czegoœ, co odmieni nasze ¿ycie? Zmiany nigdy nie s¹ na lepsze. – Spal¹? – Mateusz wzruszy³ ramionami. – Jeszcze lepiej. Wreszcie bêdê móg³ siê st¹d wynieœæ. I tak nic mnie tu nie trzyma. Oprócz tego. – Ze z³oœci¹ waln¹³ piêœci¹ w swoj¹ drew- nian¹, krzywo wystrugan¹ nogê. – Ciekawe, kto tym razem zamieszka³by u nas w domu? – Staszek nas nie s³ucha³, zapalaj¹c siê coraz bardziej. – Za Ruskich trafi³ nam siê naj- lepszy. 11
  • 11. – Jak to najlepszy? – Mateusz szuka³ okazji do k³ótni. – No... – Staszek zawaha³ siê przez chwilê. – Najlepiej strzela³ – wylicza³ z dum¹. – Twój Rusek? Najlepszy? – Mateusz a¿ prychn¹³ z oburzenia. – Mój fryc by³ lepszy. Raz, jak waln¹³ aptekarza, to z³ama³ mu szczêkê w czterech miejscach. Jednym ciosem! – Taaak? A mój opowiada³, ¿e ustawia³ wiêŸniów i trzech naraz zabija³ jedn¹ kul¹! – Staszek podj¹³ wyzwanie. – A mój w ci¹gu godziny zabi³ pa³k¹ najwiêcej ¯ydów! Z ca³ego komanda! – doda³ z dum¹ Mateusz. – Ale tylko ten, co mieszka³ u Janka, mia³ cukier i mleko w puszce, i... i podkute oficerki – wtr¹ci³a ni z tego, ni z owego Zosia. – Tak, i kopa³ mnie nimi w g³owê – mruk- n¹³em, ale nie s³uchali. Woleli siê k³óciæ. – Mój nie mia³ oficerek – zgodzi³ siê w koñcu Staszek. – Zreszt¹, to nie by³ nikt wa¿ny. Jakiœ tam podoficer. Wa¿ni zawsze mieszkali u Janka. Dowódcy, oficerowie, a teraz Pe³nomocnik – przyzna³ z zazdroœci¹. – Ale to dlatego, ¿e jego dom jest na rynku i... i ma balkon – zakoñczy³ z gorycz¹. Jakby to by³o wyró¿nienie. Ten rynek i bal- kon sprawi³y, ¿e gdy wywieŸli moich rodziców, dom przyw³aszczy³ sobie hitlerowski oficer. Ruski dowódca rozkrad³ resztê naszych rzeczy. 12
  • 12. A Pe³nomocnik? Pe³nomocnik dawa³ mi wpraw- dzie jeœæ, ale bi³ tak samo mocno jak Niemiec. – Fakt. Ten jego fryc mia³ oficerki. I do tego zap³odni³ po³owê bab z miasteczka – Mateusz pochwali³ okupuj¹cego mój dom niemieckiego majora. – Po³owê bab? – Zosia szybko schowa³a resztê chleba do kieszeni. – Albo i wiêcej – doda³ z powag¹ Staszek. – A moj¹...? Moj¹ matkê te¿? – Zosia wykrztu- si³a w napiêciu. – To znaczy... Moj¹ prawdziw¹ matkê... Tê najprawdziwsz¹ – wbi³a we mnie wzrok. Prze³kn¹³em œlinê. Co mog³em zrobiæ. Milczeæ? – Te¿ – wykrztusi³em. – Opowiedz. – Przyprowadzi³ j¹ adiutant i... Wiêcej nie wiem – postanowi³em oszczêdziæ jej szczegó³ów. – Kazali mi iœæ po wódkê. Zosia pochyli³a g³owê. Milcza³a chwilê, w koñcu powiedzia³a cicho: – W takim razie to by³ mój tata. – I nagle uœmiechnê³a siê do nas promiennie. – Prawdziwy tata. Mo¿e mog³abym go odnaleŸæ? Staszek z³apa³ siê za g³owê: – Zg³upia³aœ?! Po co niemieckiemu majorowi ¿ydowski bê- kart? – No... No... Mo¿e by chcia³...? – Zosia siê zgu- bi³a. Nie wiedzia³a, jak ma powiedzieæ, ¿e prze- cie¿ ka¿dy powinien... Ka¿dy powinien chcieæ. 13
  • 13. Wybawi³ j¹ ostry gwizd nadje¿d¿aj¹cego poci¹gu. Poderwaliœmy siê niebaczni na prze- strogi Klary. Nawet Mateusz mocno opar³ siê na kulach. Poci¹g siê zbli¿a³, a my musieliœmy go zobaczyæ. W miasteczku od dawna nikt nigdzie siê nie œpieszy³. Ka¿dy rozumia³, ¿e poœpiech jedynie zbli¿a do œmierci. Tylko my gdzieœ biegali- œmy. Za wszelk¹ cenê chcieliœmy wiedzieæ, zro- zumieæ, zobaczyæ, zd¹¿yæ. Mo¿e to by³a moja wina? W koñcu to mnie s³uchali. Gdybym wtedy kaza³ im zostaæ, mo¿e nic by siê nie wydarzy³o i Œledczy nigdy nie przyjecha³by do naszego miasteczka. Nazywam siê Rostocki Marian. Spojrza³em na wyci¹gniêt¹ w moj¹ stronê d³oñ i uœmiech ods³aniaj¹cy b³yszcz¹c¹ nowoœci¹ sztuczn¹ szczêkê. – Jan Ni¿yñski. Mi³o mi – wykrztusi³em. Nie- pewnie uœcisn¹³em rêkê i z trudem prze³kn¹- ³em œlinê. A wiêc teraz mo¿emy sobie mówiæ po imieniu? Zastanawia³em siê, czy pamiêta maj 1947 roku i sprawê Pe³nomocnika? Czy pamiêta ch³opca, którego wtedy przes³uchiwa³? A ksiêdza Anto- niego? – Zapali pan? – podsun¹³ mi pod nos paczkê giewontów. Spojrza³em zaskoczony. 14
  • 14. – Wiem, ¿e nie mo¿na, ale taki na³óg. – Wyj¹³ papierosa i pow¹cha³. Potem delikatnie w³o¿y³ go z powrotem do paczki. – To mnie uspokaja – uœmiechn¹³ siê bezradnie. Nagle z³apa³ walizkê i z ca³ej si³y poci¹gn¹³ mnie w stronê pod- je¿d¿aj¹cej doro¿ki. W ostatniej chwili uda³o mi siê zabraæ baga¿. – Uff. Bo znowu nie zd¹¿ymy – szepn¹³ zdyszany. By³ ju¿ kimœ innym. Zmêczonym upa³em, schorowanym emerytem, œcigaj¹cym siê do do- ro¿ki z innymi staruszkami. Ale jego zimne, uwa¿ne spojrzenie kaza³o mi nie ufaæ przygar- bionej sylwetce i pomarszczonej twarzy. Znów poczu³em dusz¹cy upa³ sprzed trzydziestu lat, smród rozk³adaj¹cego siê cia³a i lêk. Tamten Œledczy mia³ nieograniczon¹ w³adzê. Móg³ zrobiæ ze mn¹ wszystko. I zrobi³by, gdyby nie ksi¹dz Antoni. Ksi¹dz Antoni pojawi³ siê w miasteczku ca³- kiem niespodziewanie. Tego dnia pêdziliœmy na stacjê, mimo ¿e z przeje¿d¿aj¹cych przez miasteczko poci¹gów nigdy nikt nie wysiada³. Ani do nich nie wsiada³. Staszek i Zosia gnali pierwsi. Nawet nie od- wrócili siê, by sprawdziæ, czy Mateusz daje sobie radê. Wiedzieli, ¿e i tak mu pomogê. Ustawiê protezê, podam kule i bêdê szed³ na tyle wolno, by nad¹¿y³ za moim krokiem. – Gdyby tak wyci¹gn¹æ od Pasternaka stary rower, zrobi³bym sobie wózek – Mateusz dysza³ 15
  • 15. ciê¿ko. Krople potu miesza³y siê z wod¹ œcie- kaj¹c¹ z w³osów. – Eee tam. Po co ci taki wózek? Tylko siê namachasz rêkami. Zreszt¹, po czym tu jeŸdziæ? Na takie b³oto trzeba porz¹dnych opon i silnika. Czegoœ takiego, co mia³ wujek Edward przed wojn¹. Pamiêtasz? Taki motor to... – urwa³em, bo Mateusz zachwia³ siê i skrzywi³ z bólu. Odepchn¹³ mnie, kiedy chcia³em mu pomóc, i sam utrzyma³ równowagê. – Wpadnê do ciebie wieczorem, to popra- wimy nogê. – Ruszy³em powoli. – Na pewno ju¿ siê wyrobi³a. Mam nawet nowy kawa³ek drewna od Pe³nomocnika. Coœ tam znowu skonfiskowali u stolarza, a ja przyuwa¿y³em i gwizdn¹³em dla ciebie – zagadywa³em jego upokorzenie. – Poœpiesz siê. – Mateusz znów siê skrzywi³. NajwyraŸniej nie chcia³ rozmawiaæ o nodze. Nie chcia³ przypominaæ sobie, jak trzy lata temu poszed³ z ojcem po m¹kê. Musieli dojœæ a¿ pod Rzeszów i wróciæ z dwoma nielegalnymi workami, ¿eby matka mog³a upiec chleb, a po- tem go sprzedaæ. Musieli przejœæ przez pole, ko³o mostu. Zaminowane, ale co z tego. Chodzili tamtêdy wiele razy. Nie bali siê. Tym razem te¿ by przeszli, gdyby nie snajper. Zaczai³ siê za polem, strzela³ w ziemiê. Miny wybucha³y coraz bli¿ej i bli¿ej, a oni le¿eli w b³ocie. Mateusz nie s³ysza³, jak ojciec krzyczy: – Nie ruszaj siê! Nie ruszaj! Nie wytrzyma³. Zerwa³ siê i zacz¹³ biec. 16
  • 16. Peron by³ jak zawsze pusty. Tylko blaszana tablica z wyblak³¹ nazw¹ miasteczka ko³ysa³a siê bezg³oœnie. Staliœmy skuleni pod œcian¹ stacji i patrzyliœmy, jak z gór s¹czy siê mg³a. Gwizd zbli¿aj¹cej siê lokomotywy by³ ledwo s³yszalny. Staszek zrobi³ parê kroków w stronê krawêdzi peronu, wci¹gn¹³ powietrze i kiwn¹³ g³ow¹ na znak, ¿e siê zbli¿a. Potem ostro¿nie wysun¹³ rêkê nad tory, by poczuæ lekkie dr¿enie powietrza. Ju¿. Lokomotywa wpad³a na peron. Przyczai³a siê, gotowa do ponownego wysi³ku, dygoc¹ca, roz- grzana. Dym zas³oni³ wagony. Dobieg³y nas tajemnicze prychania, pokrzykiwania, stuki. W koñcu zawiadowca machn¹³ lizakiem, a my odwróciliœmy siê, ¿eby nie patrzeæ, jak poci¹g odje¿d¿a i znika we mgle. Ju¿ mieliœmy odejœæ, gdy nagle coœ kaza³o nam zostaæ. Z poci¹gu wysiad³ mê¿czyzna. Mia³ mo¿e czterdzieœci lat i by³ dziwnie ubrany. Spod ciem- nego p³aszcza wystawa³a d³uga czarna suknia. A spod niej kalosze i getry. Mê¿czyzna podniós³ ko³nierz p³aszcza i roz³o¿y³ parasol. Dopiero wtedy poczuliœmy, ¿e pada. Spojrzeliœmy po sobie. Wszyscy mieli roz- gor¹czkowane oczy, ale najbardziej Staszek. Wreszcie zobaczy³ mê¿czyznê, który jak on chodzi³ w sukience. Zosiê tymczasem zafascy- nowa³y dwa wielkie kufry, które pojawi³y siê na peronie. Wbi³a w nie wzrok, usi³uj¹c prze- 17
  • 17. nikn¹æ ich zawartoœæ w poszukiwaniu okrusz- ków, skórek od chleba i zesch³ej kie³basy. – Co on tam ma? – szepn¹³ zaciekawiony Staszek. – Skarby – równie¿ szeptem odpowiedzia³a Zosia. – To pirat, nie widzisz? Pirat z parasolem bezradnie rozgl¹da³ siê wokó³. W swojej naiwnoœci wypatrywa³ kogoœ, kto pomóg³by mu przenieœæ pirackie kufry. Wreszcie kiwn¹³ na zawiadowcê. Pamiêtam ka¿- dy ruch, ka¿de s³owo, które pad³o. Zawiadowca podszed³ niechêtnie. Nie zareagowa³ nawet na pieni¹dze. Odburkn¹³, ¿e nie ma czasu, pokaza³ tylko, w jakim kierunku nieznajomy powinien siê udaæ, ale mê¿czyzna nie zamierza³ siê ruszyæ. Wysycza³ coœ ze z³oœci¹. W koñcu zawiadowca machn¹³ na nas. Jednoczeœnie szybkim ruchem wzi¹³ pieni¹dze, zanim mê¿czyzna zd¹¿y³ scho- waæ je do kieszeni. Wiedzia³em, ¿e to ja muszê do niego podejœæ. By³em najsilniejszy. Ostro¿nie oderwa³em siê od œciany. Czu³em, ¿e ca³a trójka za moimi ple- cami skuli³a siê jeszcze bardziej. Zawiadowca odpi¹³ k³ódkê i œci¹gn¹³ ³añcuch ze starego wózka baga¿owego, który tkwi³ tu od niepamiêt- nych czasów. Popchn¹³ go w moj¹ stronê. – OdwieŸ ksiêdzu kufry i zaraz wracaj – mrukn¹³. Potem opar³ siê o œcianê i wyj¹³ papierosa. A wiêc to nie pirat. 18
  • 18. Na szczêœcie przesta³o padaæ. Ksi¹dz czeka³, a¿ zawiadowca pomo¿e mu za³adowaæ baga¿e. Bezskutecznie. Kiwn¹³ wiêc na mnie i z najwy¿- szym trudem wepchnêliœmy kufry na wózek. Nawet siê nie zainteresowa³, czy dam radê. Rozejrza³ siê wokó³, chcia³ o coœ zapytaæ, ale w koñcu zauwa¿y³ stercz¹ce w oddali wie¿e. Wskaza³ je i ruszy³ przodem. Stêkn¹³em z wy- si³ku i szarpn¹³em wózek. K¹tem oka widzia³em, jak od œciany stacji odrywa siê trójka moich towa- rzyszy. Wiedzia³em, ¿e rusz¹ powoli, zacho- wuj¹c bezpieczny dystans. I ¿e na pewno nie zbli¿¹ siê do koœcio³a. Ksi¹dz szed³ zamaszystym krokiem. Ja, z trudem pchaj¹c wózek, za nim. Wyszliœmy przed stacjê, a ja spojrza³em na miastecz- ko, jakbym by³ tu po raz pierwszy w ¿yciu. Wszystko wygl¹da³o obco i brzydko. Nawet mój balkon. Podziurawiony kulami, z odpada- j¹cym gzymsem i ¿ó³tymi zaciekami. Zreszt¹ tutaj w ogóle nie by³o niczego ca³ego. Domy, w których od trzech lat nie mia³ kto mieszkaæ, okna zas³oniête deskami, poszarpane œciany z dziurami na przestrza³, niekiedy zalepionymi rozmiêk³ymi og³oszeniami. Spod rosyjskich liter wy³azi³y swastyki, zdjêcia poszukiwanych przez rodziny, nazwiska skazanych, przekleñstwa i partyjne plakaty. Minêliœmy kalekie drzewa. Podart¹ bieliznê susz¹c¹ siê na p³ocie. Pot³uczone butelki po wódce. Wzdrygn¹³em siê. 19
  • 19. Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment pełnej wersji całej publikacji. Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu. Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym e-booksweb.pl - Audiobooki, ksiązki audio, e-booki .