1. Koncertowo i trampkiem po mapie, czyli…
ZMALTRETOWANE
CONVERSY
Wspólnie z siostrą postanowiliśmy zaprezentować Wam historię dwóch par jej Conversów. Ja zająłem się zdjęciami,
ona dostarczyła ‘materiały’ do sesji. Jeżeli wygramy, będziemy chyba musieli rzucać monetą by zdecydować się, kto
zgarnia nagrodę ;)
2. Marcin: Powiedz mi, jak długo masz czerwone trampki?
Ola: Dostałem je na gwiazdkę w 2009 roku.
M.: Jak dobrze liczę, mają trzy i pół roku, patrząc po
nich stawiałbym na co najmniej drugie tyle.
O.: Mieszkasz ze mną tyle lat, powinieneś wiedzieć, że
obok niskich, białych Conversów, były to moje
ulubione buty. Właściwie nadal są ulubione, ale ich
stan praktycznie przekreśla możliwość ich dalszej
eksploatacji.
3. M.: Tak, faktycznie, ich stan sugeruje, że dużo przeszły. Czy możesz powiedzieć jakim cudem udało Ci się je doprowadzić do
takiego stanu?
O.: Ciocia Ola już wyjaśnia. To bardzo proste, bierzesz i je doprowadzasz. Ot wszystko. A tak naprawdę, po prostu
chodziłam w nich prawie bez przerwy przez te wszystkie lata. Mam bzika na punkcie trampków, więc używałam ich nawet
zimą, oczywiście o ile nie było śniegu do pasa i akurat nie chodziłam w moich drugich ukochanych, białych Conversach.
M.: Do tych białych jeszcze wrócimy. Wyjaśnij mi dlaczego te czerwone są całe pomazane. Skąd taki pomysł?
O.: Nigdy nie lubiłam czystych, zadbanych trampków – jak dla mnie wygląda to tragicznie, sztucznie
i są bez duszy. Pierwszy napis pojawił się chyba na Open’erze w 2011 roku. Wtedy też uznałam, że warto byłoby je
przerobić na trampki festiwalowo-koncertowe. Od tamtej pory zapisywałam różne imprezy na których w nich byłam:
Woodstocki, Open’ery, juwenalia i inne mniejsze lub większe koncerty. Naturalnie skoro były już w nurcie muzycznym nie
mogło zabraknąć odwołań do kilku spośród moich ulubionych zespołów: Nirvana, If these trees could talk, Coma czy Pearl
Dżem – tutaj nie mogłam sobie odpuścić tego połączenia. Oczywiście musiało znaleźć się też kilka cytatów z piosenek, np.
Floydów, Mad Season czy Red Hotów.
4. M.: Powiedz mi jaki jest Twój ulubiony spośród tych napisów?
O.: Bardzo lubię logo Open’era z 2012 roku, pod którym zrobiłam małą
tabelkę wypitych w ciągu dnia browarów. Cóż… nie jest to powód do
dumy, ale taka impreza zobowiązuje.
M.: Gdyby mama się dowiedziała…
O.: Ojtam, ojtam. Poza tym, podobają mi się rysunki w okolicy dziur,
zarówno ”Królicza nora” – na prawym bucie, jak i „Głębokie wykopy”
– na lewym. Jeżeli chodzi o to rozdarcie z boku, to od listopada 2011
roku zaznaczam jak się powiększa. Heh… tak, te trampki dużo przeszły.
5. M.: Ok, przejdźmy do białych
Conversiaków.
O.: Dostałam je masę czasu
temu, ja wiem w drugiej albo
nawet pierwszej klasie liceum.
Czyli są dużo starsze niż te
czerwone. Początkowo
chodziłam w nich na co dzień
do szkoły. Wiesz, teraz jest jak
teraz, ale wtedy był to wypas
na wypasy. Każdy zazdrościł,
każdy pytał. Mieć Conversy –
to było coś. Co ciekawe, na
początku nawet o nie dbałam –
oczywiście w pewnych
określonych przeze mnie
granicach.
M.: To znaczy?
O.: To znaczy, że po nich nie
mazałam, czasem nawet lekko
umyłam. Fakt, nie chciałam
aby były czyste jak z pod igły,
jak już mówiłam, takie jak dla
mnie są bez klimatu. Dopiero
na koniec liceum się
zdecydowałam na pierwszy
krok – poprosiłam bliskich
znajomych aby podpisali mi się
na nich. Później uznałam, że
całkiem zabawnie byłoby pisać
na nich miejsca w których
byłam. Szkoda, że na to
wcześniej nie wpadłam, bo
doszłoby jeszcze trochę miejsc
m.in. Włochy oraz kilka miast
w Polsce.
6. M.: Mają straszne dziury w podeszwach. Jak to się stało?
O.: Zwyczajnie od chodzenia. Nie oszukujmy się, kilka lat codziennego używania zrobiło swoje.
W każdym razie, na pewno dobiłam je na Erasmusie w Hiszpanii. Praktycznie równocześnie zrobiła się dziura i w jednym i
drugim bucie. Oczywiście nie miałam sumienia ich wyrzucić. Zresztą, dopóki były jeszcze wkładki, nie było tragedii. Nawet
nie przeszkadzało to jakoś bardzo w chodzeniu o ile nie padało, a na południu Hiszpanii, szczęśliwie nie pada za często.
Naturalnie na koniec Erasmusa znów zebrałam komplet podpisów od nowych znajomych. Jednak po powrocie do Polski
uznałam, że przydałyby się nowe.
M.: Jeżeli dobrze rozumiem, już w nich nie
chodzisz?
O.: Eee… nie, są pewne granice. Obydwie pary
były strasznie zmaltretowane, więc mama się
zlitowała i po moim powrocie z Erasmusa kupiła
mi nowe Conversy. Oczywiście chciała abym te
wywaliła, bo jak to określiła: „Kloszardzi chodzą w
lepszych butach”. Nawet już się zamierzała by to
zrobić.
7. M.: Tak, pamiętam jak się o to pokłóciłyście.
O.: No właśnie. Mama zaczęła sprzątać w przedpokoju.
Słyszę jakiś rumor. Myślę, pójdę zobaczyć co się dzieje. No
i widzę, jak mama porządkuje pawlacz i szafkę z butami.
Natychmiast zapaliła mi się lampka ostrzegawcza i
zapytałam – Mamo, mam nadzieję, że nie wyrzuciłaś moich
Conversów? Odpowiedziała mi, że wywaliła obydwie pary,
czerwone oraz białe. Myślałam, że ją uduszę. Nie pamiętam
jakich słów używałyśmy, ale ostro się pokłóciłyśmy.
Szczęśliwie zauważyłam jakieś reklamówki pod drzwiami,
w środku pośród innych butów i starych ciuchów były moje
Conversy. Uratowałam je i schowałam w moim w pokoju w
sobie znanym tylko miejscu, teraz są bezpieczne.
M.: Dlaczego Ci tak na nich zależało?
O.: Zarówno z jednymi jak i drugimi mam masę wspomnień.
Są dla mnie niczym pamiątka po czasach licealnych,
pierwszych latach studiów, Erasmusie oraz licznych
imprezach na których byłam. Zresztą, czerwone będę jeszcze
brać na festiwale – jest na nich jeszcze trochę niezapisanej
powierzchni. Najbliższy cel – Open’er 2013. Pokażę Ci
nawet, jakie znalazłam do nich sznurówki…
8. M.: Dzięki za mini wywiad i użyczenie butów do sesji.
O.: Dzięki za wysłuchanie i zrobienie zdjęć.